
|
| | Jayden Vane | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Jayden Vane
 NeutralniZawód : astronom, profesor w Hogwarcie (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ Wiek : 30 Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Zaręczony I don't care what nobody says
We're gonna have a baby
People call us renegades
Because we like living crazy OPCM : 31 UROKI : 20 ELIKSIRY : 2 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 1 SPRAWNOŚĆ : 11 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Jayden Vane 07.03.17 9:42 | |
| WsiąkiewkaŻywotnośćWartość żywotności postaci: 252 żywotność | zabronione | kara | wartość | 81-90% | brak | -5 | 204 - 226 | 71-80% | brak | -10 | 178 - 203 | 61-70% | brak | -15 | 153 - 177 | 51-60% | potężne ciosy w walce wręcz | -20 | 128 - 152 | 41-50% | silne ciosy w walce wręcz | -30 | 103 - 127 | 31-40% | kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz | -40 | 78 - 102 | 21-30% | uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 | -50 | 52 - 77 | ≤ 20% | teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz | -60 | ≤ 51 | 10 PŻ | Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). | -70 | 1 - 10 | 0 | Utrata przytomności | | | ZwierzętaSteve  Może na jastrzębia nie wygląda, ale pani w sklepie twierdziła, że jak najbardziej. Jayden nie miał żadnych podstaw, by nie ufać kobiecie, więc zakupił ptaszysko i od tamtej chwili cieszy się z posiadania takiego okazu, który aktualnie nie ma co robić, bo profesor nie wysyła listów. PamiątkiRavenclaw  Towarzysząca mu od początku nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie różdżka z jabłoni, posiadająca rdzeń ze skrzydło żądlibąka. 10¾ cala, a przy tym dość giętka służyła mu przez całą edukację, aż po dziś dzień. Do tego gdy zaczyna się okres jesienno-zimowy profesor zawsze owija sobie szyję krukońskim szalikiem. Czekoladowe żaby  Jayden jest znany ze swojej miłości do słodyczy, dlatego od zawsze zbierał karty z czekoladowych żab, której znaczna część znajduje się w jego rodzinnym domu. Wciąż jednak można go zobaczyć z kolejnym opakowaniem tych charakterystycznych czekoladek. Nic dziwnego że mało kto ma tak pokaźną kolekcję. Biblioteka  Zbierany latami księgozbiór, w którym można znaleźć praktycznie wszystko, co jak dotąd wiadomo o kosmosie i ciałach niebieskich. Znajdują się tutaj brytyjskie woluminy, ale również i księgi z najdalszych zakątków świata powstające na przestrzeni dziejów. Można w niej znaleźć dzieła czarodziejów, ale również słynnych mugoslkich astronomów. Podręcznik do oklumencji  Wyszukane na jednym ze stoisk grube, oprawione w ciemnogranatową okładkę tomiszcze z rozrysowanym na niej labiryntem. Bez tytułu, bez autora. Jay zapłacił za nie grosze, bo sklepikarz nie wiedział, co ma w swoim asortymencie, a skupował wszystko i nawet na to nie patrzył. Cenna pamiątka po dawnym mentorze, a także pomoc w chwilach udręki. Niebieska herbata  Ulubiony napój profesora parzy się z płatków hortensji ogrodowej. Charakterystyczna barwa nie znika, a zabarwia wrzątek sprawiając, że picie staje się jeszcze przyjemniejsze. Przypominający dzieciństwo słodki smak zawdzięcza babce, która wpoiła mu miłość do tego naparu. Jej orzeźwiający zapach pomaga rozjaśnić umysł podczas napadów zmęczenia. SnyNiedokończone |
|  | | Jayden Vane
 NeutralniZawód : astronom, profesor w Hogwarcie (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ Wiek : 30 Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Zaręczony I don't care what nobody says
We're gonna have a baby
People call us renegades
Because we like living crazy OPCM : 31 UROKI : 20 ELIKSIRY : 2 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 1 SPRAWNOŚĆ : 11 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Re: Jayden Vane 07.03.17 9:45 | |
| i was just a kidDawniejBoże Narodzenie 1943 | Pomona Sprout | HogwartOPIS KwiecieńNigdy nie odmawiała pomocy innym i nawet to, że nosiła właśnie na głowie wielki koc nie mógł zmienić tego faktu. Wprawdzie nie podejrzewała, że akurat dzisiaj przyjdzie do niej jakiś przystojny pan nauczyciel, ale chyba taki właśnie był urok tego dnia, prawda? Peony nienawidziła tego dnia z całego serca. Czekając na Jaydena przechadzała się główną ulicą i w końcu dotarła do budynku Miodowego Królestwa. Przez okienne szyby było widać przepiękną i bardzo smakowitą wystawę pełną różnokolorowych słodyczy. Uwielbiała to miejsce i za szkolnych czasów razem z Iris zawsze wychodziły stąd z pakunkami wypełnionymi łakociami. Chociaż pytała o to z powodu wyćwiczonych manier i kultury osobistej, tak zaraz po tym pytaniu przeważnie przestawała słuchać. Zresztą, szybko też oceniała ludzi i niemal po kilku sekundach wiedziała czy chce z daną osobą dalej przebywać, czy nie, ale teraz oczywistym było to, że Jayden zgarniał całą jej uwagę. Mogłaby znowu wlepiać w niego swoje maślane oczęta, chociaż zauważyła już wcześniej, że jest oporny jak skała a jego serce najwidoczniej nie odtajało po przebytej zimie. Elegancka restauracja? Chyba nie zamierzał się jej oświadczyć, na samą myśl prychnęła śmiechem pod nosem i wmaszerowała odważnie do środka, natychmiast astronoma dostrzęgając. Znalazła się przy nim w kilku susach i uderzyła go lekko pięścią w ramię na powitanie. Nie spodziewała się tego spotkania, tym bardziej w takich okolicznościach. Dawno nie widziała nikogo ze swoich byłych nauczycieli, także z większością znajomych ze swojego rocznika nie miała już żadnego kontaktu. Sporo się zmieniło, gdy ukończyła szkołę i zaczęła dorosłe życie. W jej przypadku zmiany były bardzo znaczące, a najpoważniejszą było oczywiście małżeństwo. Lorraine lubiła spędzać czas z ludźmi. Kiedy tego nie robiła miała wyrzuty sumienia, że pozwoliła sobie na ignorancję, która przecież była jej właściwie nieznana. Traktowała ich wszystkich jak rodzinę. Czuwała jak nad najukochańszymi dziećmi. Dziwne? Raczej typowe. Jayden spotyka pod wejściem do restauracji pewien problem, który rozwiązuje nieznajoma, z którą przechodzi do fontanny. Chwila rozmowy jest jednak interesująca. Wyczekiwana książka mimo wszystko wygrała. 11 kwietnia | Miriam Prewett & Belle Cattermole | PadokTeraz jednak wypadało zająć się samymi kucykami, dopóki znajdowały się jeszcze na wybiegu. Gdy podjęli krok, Miriam z największą ochotą unosiła lakierki do góry, żeby żwawo maszerować. Mocno, jak najmocniej, trzymała wujka za rękę, idąc na samym przedzie, tuż przed nimi, żeby zobaczyć kucyki jako pierwsza. Puściła Jaydena dopiero, gdy znaleźli się w odpowiednim miejscu. 11 kwietnia, noc | Elizabeth Fawley | PolanaA było to naprawdę piękne miejsce, Elizabeth była prawie gotowa uwierzyć, że widuje się tu jednorożce. Niestety były to niezwykle rzadkie stworzenia, które były zabijane dla bezwartościowych zysków w porównaniu do życia tej magicznej istoty. Równie dobrze mogła być to plotka, która miała zwabić zainteresowanych czarodziei, by następnie zostali okradzieni. Właśnie taka piękna sceneria miała związek z zaginięciem, tylko czy w ogóle Edgar kiedykolwiek dotarł tutaj czy może tylko jego laska, tak charakterystyczna była łupem dla mordercy. Nagle zatrzymała się przed jedną z witryn, mimowolnie uśmiechając się sama do siebie. Widok słodyczy podziałał na nią piorunująco, a ona już wiedziała, jak poprawić humor. Weszła do pomieszczenia, które przywitało ją rozkosznym zapachem lawendy. Uwielbiała tą woń, toteż jeszcze milej było jej przebywać w środku. Książka wysunęła się z jej dłoni i uderzyła w posadzkę, wzburzając kolejny mały tuman kurzu. Mężczyzna, który również znajdował się w tym dziale, zauważył to. Zresztą chyba trudno było przeoczyć stuk skórzanej okładki o podłogę, tym bardziej, że biblioteka nie należała do głośnych miejsc i nawet takie odgłosy rzucały się w uszy. O Tyneham krąży wiele legend. Nie należę co prawda do szczególnych eksploratorów magicznego świata, ale staram się interesować ciekawostkami mającymi alchemię lub czarną magię w rycinie swej przeszłości. Po odwiedzeniu pełnego szlamowatości Kolegium Uniwersyteckiego uznałem, że mam dość tamtej beznadziei na najbliższe całe życie. Magia jest o niebo lepsza, bardziej interesująca i w ogóle stanowi nie lada potęgę w dzisiejszym świecie. Nie to co brudna nauka nie mająca pokrycia w rzeczywistości. Podniosła się z krzesła, wstawiając kubek automatycznie do zlewu. Ruszyła do drzwi, przy czym zatrzymała się w półkroku aby zerknąć w stronę lustra. Miała na sobie szerokie ciemne spodnie, ukazujące jej bose stopy i kostki. To jeszcze nie tak najgorzej. Za to jej luźna bluzka ukazywała zdecydowanie za dużo. Pierwszym co przyszło jej do głowy była jakaś nielegalna hodowla migająca się od płacenia podatków. Było to coś z czym Julia oczywiście się nie zgadzała, nadal jednak za najważniejsze brała zdrowie zwierzą, które nie są winne temu co wyprawiają ich właściciele. - Ojej - mówię jakże elokwentnie spoglądając w dół. A kiedy pochylam się, żeby zabrać ów kawałek urządzenia, to przez przypadek kopię je tak, że te wylatuje poza wieżę. Pewnie w miękki puch śniegu. - Ojej - powtarzam tym razem ciszej. Udaję jednak, że nic takiego nie miało miejsca i dalej przekręcam różne dziwne rzeczy. To musi wreszcie zadziałać! Cokolwiek to robi. Zatroszczyła się o swój notatnik, wykorzystywany do sporządzania zapisków związanych z pracą - głównie z zamówieniami - wygrzebała z czeluści szafy pojemną torbę, na wszelki wypadek sprawdziła jeszcze raz listę składników na roztwór wywołujący zdjęcia, by - jakimś cudem - nie palnąć żadnej gafy, po czym wpakowała się do kominka, chcąc dotrzeć za pomocą sieci Fiuu na Pokątną. Wyciszyłem się całkowicie, mocno koncentrując na celu swojej podróży, ale… nic się nie stało. Nadal tkwiłem w tym samym miejscu; najwidoczniej teren był zabezpieczony przed teleportacją w jakiejkolwiek formie. To napawało mnie lekkim lękiem; jednak na tyle silnym, że w pewnym momencie zagapiłem się i runąłem jak długi na ziemię. Szybko sprzątam ze stołu, magią myjąc naczynia, żeby się jakoś m odwdzięczyć, a potem bach! Wyrywam Vane'a do Greenwich Park, niech zażyje trochę rzeczywistości. Jest tu pięknie, a te tereny, och, cudownie zielone. Słońce nie przygrzewa za mocno, wiatr wieje lekko, wszystko zapowiada się na przyjemny dzień. Przechadzał się niedaleko brzegu morza, kiedy do jego uszu dotarła melodia. Wabiony nią, zszedł bliżej linii brzegu. Jaśniejąca, kobieca głowa wynurzała się znad tafli wody. Zacisnął palce na różdżce. Przeklęte syreny! Zapewne nie zaszedłby tak daleko, ale widok mężczyzny, który znajdował się niebezpiecznie blisko brzegu sprawiło, że postanowił interweniować. Zaskakujących spotkań ciąg dalszy. Tym razem Jay melduje się w dawnym miejscu pracy swojej dawnej przyjaciółki. Spotyka Stephanie w recepcji, a potem razem wybierając się do Cream Cherry. Prawdę mówiąc, bardziej spodziewała się na miejscu spotkania zastać zgrzybiałego staruszka zafiksowanego na punkcie astronomii niż młodzieńca ze zdjęcia, ale na wszelki wypadek w dniu spotkania wsunęła do kieszeni także fotografię zabraną z pudełka wspomnień. - Przy najbliższych badaniach, zaproponuję panu współpracę i ...liczę na wzajemność - odstawiła puste już naczynie, a palce splotła przed sobą, układając je na stoliku. W charakterystycznym dla siebie geście, przechylił głowę na bok, czekając na decyzję. Nie mogła jednak przepuścić okazji na podobną znajomość i relację. Pan Jayden Vane byłby niezastąpiony i przewidywała, że z jego pomocą, półroczne badania nad lykanotropią zakończyłyby się o wiele wcześniej. Kiedy tak włóczę się ulicami Londynu natrafiam na Katedrę, ogromną białą fasadę lśniącą wśród ciemności. O takiej godzinie nie kręci się już tutaj zbyt wielu ludzi, dlatego dziwię się gdy Cię zauważam. Niebo niestety nie było bezchmurne, przez co jedynym źródłem światła wokół nich był płomyk oraz światło pochodzące z jej różdżki, więc jedynie one mogły oświetlić ich twarze. Tak, to na pewno on. Wydoroślał i zmężniał, ale to wciąż ta sama twarz. Świat naprawdę był mały. Nauczyła się by ludzi zwyczajnie ignorować i żyć własnym życiem. Nie była całkowicie świadoma decyzji odtrącania wszystkich otaczających ją ludzi, ale to myśl, że ma przy sobie brata całkowicie jej wystarczała. Nie potrzebowała więcej. Przenosiła wszystkie emocje i uczucia na to co sprawiało jej przyjemność. - Przepraszam pana najmocniej – mruknęła, natychmiast opierając swoje dłonie po obu stronach jego głowy i unosząc się na nich na tyle, by mogła spojrzeć mu w oczy bez zbędnego chuchania z bliskiej odległości – Jak pech, to pech. Rzeczywiście, dawno się z Jaydenem nie widzieli. Al, gdy tylko udało mu się zamienić dyżurami z kolegą na oddziale wygospodarował sobie czas wieczorem, by udać się do Trzech Mioteł. W pracowni krzątała się tego dnia od samego rana, przygotowując się skrupulatnie do kolejnych zleceń i porządkując ingrediencje, by ułatwić sobie późniejszą pracę. Grupowała je, przed samym warzeniem konkretnych mikstur, ważyła na starej wadze, odmierzała, przeliczając każdą sztukę i układała razem, zapisując też przy każdym stosiku ewentualne braki - czasem coś zapodziewało się gdzieś i trzeba było uzupełnić zapasy. Pogrążona we własnych obawach i przemyśleniach nawet nie zwróciła uwagi gdzie położyła swój płaszcz. Dopiero gdy usiadł na nim pozornie nieznajomy mężczyzna dostrzegła jego brak. Z uśmiechem sięgnęła po niego ręką. W końcu, idąc jedną z alejek, zauważyła go siedzącego na ławce. Bystre spojrzenie oczu barwy płynnego złota bardzo szybko wychwyciło jego twarz, więc przyspieszyła kroku i po chwili znalazła się obok mężczyzny. Nie bez powodu wybrałem miejsce spotkania. Od jakiegoś czasu chodził za mną pomysł porządnego picia, a do tej pory nie bardzo miałem z kim. Szczęście nadal promieniowało od klatki piersiowej na zewnątrz; mógłbym przysiąc, że świeciły mi oczy, a postawa też była bardziej pewna siebie niż zwykle. Z cichym pogwizdywaniem po zakończeniu mąk teleportacji udałem się w kierunku knajpy o mocno podejrzanej renomie. Owszem. W Ministerstwie Magii można było się bardzo łatwo zgubić, miewali z tym problemy nawet niektórzy pracownicy. Na swoje szczęście - William do takich osób nie należał. Jednak jak pamięcią sięgał - bywały momenty, gdzie próbując dostać się do jednego miejsca, nagle lądował w innym. Ach, to ogromne Ministerstwo! -Nikt tak jak pan nie umiał na poczekaniu stworzyć pięknej sentencji- Aurora jako arystokratka była niezwykle uwrażliwiona na punkcie poezji, kochała ją całym sercem, sama pisywała dziecinne wierszyki, które skrywała przed światem niczym swój najcenniejszy skarb. Jaydenowi ciężko było cokolwiek pojąć z tego co mówili. A szczególnie Pomona która opowiadała o sytuacji w szkole. Oderwany od wszystkiego profesor nie zauważył, że niedaleko jego miejsca zamieszkania rozpętywało się piekło. Jakim ślepym głupcem był, że to wszystko przegapił! Zapatrzony w gwiazdy nie wiedział, że zaraz pod jego nosem więzione były zaginione dzieci, o których losie nie miał pojęcia. Potrafił się tylko zamartwiać i zastanawiać zamiast działać. [bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 24.09.19 17:16, w całości zmieniany 25 razy |
|  | | Jayden Vane
 NeutralniZawód : astronom, profesor w Hogwarcie (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ Wiek : 30 Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Zaręczony I don't care what nobody says
We're gonna have a baby
People call us renegades
Because we like living crazy OPCM : 31 UROKI : 20 ELIKSIRY : 2 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 1 SPRAWNOŚĆ : 11 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Re: Jayden Vane 06.08.17 9:27 | |
| i was in a dreamMaj 1956Jay wymęczony ostatnimi wydarzeniami zasypia, a magiczna siła zabiera go do nieznanego mu miejsca, gdzie wylądował razem ze swoją kuzynką. Po odszukaniu pomocy przenosi ich do Munga, gdzie oboje otrzymują pomoc w dużej sali. Kiedy w końcu znalazł słoiczek, rzecz jasna w pełni na widoku - z oatyczkami na których końcach znajdowały się mandragory oraz plumpkami którym za patyczki służyły długie, cukrowe nóżki, postawił go zaraz niżej żeby klient mógł sobie wybrać który chce. Niechaj w kolorach i kształtach przebiera. Do Jaydena przychodzi Marine, by raz jeszcze ocenił jej wypracowanie dotyczące galaktyki Andromedy. Po chwili rozmowy astronom zgadza się, przekuje jednak dziewczynie książkę, która miała uzupełnić brakującą wiedzę, a także pyta o samopoczucie i nastawienie uczniów po ciężkich majowych anomaliach. Sojusz z Dippettem, poszukiwanie śladów Grindewalda w szkole – to nasze priorytety, na równi z opanowywaniem anomalii. Nie zapominajcie o uważnym obserwowaniu swojego otoczenia. Nie wychylajcie się niepotrzebnie. Obserwujcie tych, którzy mogą mieć powiązania z Czarnym Panem. I uważajcie na siebie. Wraz z lordem Carrowem Jay udaje się do warsztatu, by zakupić narzędzia na odbudowę Starej Chaty. Później jeszcze uzupełniają prowiant w Carkitt Market, — Jay, zrobiłam coś złego… — Przygryzła wargę, po czym pokonała dzielący ich dystans i ostrożnie objęła jego ramię, wciskając głowę w rękaw jego koszuli i uciekając przed kolejnymi pytaniami, które mogły nastąpić.
Wciąż przeglądała kolejne fiolki, zaciągając się ich przyjemnymi woniami. Jednocześnie zaciekawiona przysłuchiwała się dialogowi między mężczyzną, a ekspedientkami. Niech Merlin go błogosławi za cierpliwość i stalowe nerwy, bo sama Ziva już dawno by opuściła perfumerię gdyby ktoś tak bardzo ją napastował przed zakupem. Czy te kobiety sobie nie zdawały sprawy z faktu, że w ten sposób zdecydowanie nie zachęcają do kupienia czegokolwiek? W niekontrolowanym przypływie dobroci, postanowiła zainterweniować. Zostawiła to jednak na chwilę. Póki co chciała zająć się przeniesieniem oderwanych od siebie większych kawałków drewna na jedno miejsce, żeby później łatwiej było je uprzątnąć. Wzięła tylko różdżkę w zęby, bo nie wyobrażała sobie, żeby mogła to robić jedną ręką. Odrzucała co większe fragmenty na stos przy zniszczonym stoliku. Gdy się obracała, zauważyła, że Jaydenowi całkiem dobrze szło - nie tylko z magią, ale też i z książkami. Sięgnęła po pergamin, po którym rysował Jayden, odbierając mu go, za jego zgodą. Kilka podłużnych kresek miały być wieżą Hogwartu, zaś u góry pergaminu napisała drukowanymi literami: Prawdziwe oblicze Hogwartu; u dołu zaczęła pisać drobniejszym pismem - Tutaj, o... widzisz? Napiszę lakonicznie o złym wpływie czarnej magii na dzieci... 11 maja, ranek | samuel skamander | salisbury- Aby mieć przyjaciół, należy się otworzyć i pozwolić ludziom wejść w twój świat. Ale czas na mnie. Mam zajęcia. Do zobaczenia - dodał jedynie nim pomyślał o swoim domu w Hogsmeade, a stamtąd już miał dostać się bez problemu do Hogwartu kominkiem. Mimo że bariery były nadwyrężone, nie zamierzał tego wykorzystywać w celu szybszego znalezienia się w Wieży Astronomicznej. Chciał też szybko wrócić tam gdzie jego miejsce - do domu. - Opowiadał mi ją jakiś drwal w Trzech Miotłach i zarzekał się, że to prawda - zaczął, chociaż już tutaj się pomylił, bo ów drwal był leśniczym i opowiadał mu o kobiecie, która chciała zostać wilkiem, a nie na odwrót. Zresztą była to dość sławna historia i możliwe, że doszła do kornwalijskich terenów. Gdyby to był meteoryt z Marsa albo Księżyca… coś czuję, że nie wyszlibyśmy nigdy z pracowni. Niestety mam przeczucie, że to zwykły chondryt z planetoid. Ma zwykłą skorupę obtopieniową, chociaż to o niczym właściwie nie świadczy. Za to jest niewielki, lekki i nie wyróżnia się absolutnie niczym. Oczywiście jestem jednak za tym, żeby go dokładnie sprawdzić. Może okażesz się posłańcem dobrych wieści. Gdy drzwi się otworzyły obróciła się w tamtą stronę z uśmiechem wyczekując swojej koleżanki. Delikatnie uniosła brwi do góry, a usta otworzyły się ze zdziwienia, gdy w progu, dokładnie o umówionej godzinie zamiast Adrianny pojawił się jakiś mężczyzna. Marianna od razu pomyślała, że to jakaś pomyłka i po prostu pomylił pokoje, wstała więc, robiąc mały krok w jego stronę. Tymczasem niczego nieświadoma, wkroczyła w czerwień otaczających ją kwiatów. Jej wzrok nie od razu dostrzegł pomiędzy pnącymi się w górę roślinami, czyjąś sylwetkę. Mężczyznę zauważyła za późno, żeby go zignorować. A przede wszystkim, zdecydowanie za późno, żeby go minąć. Uderzyła może nie boleśnie, ale ze stwierdzoną frustracją, o jego plecy, zaciskając szczupłe palce na jego ramionach, żeby utrzymać się w pionie. Pasja, która była w profesorze była jak najbardziej zaraźliwa, sama więc nie zauważyłam momentu, kiedy całkowicie zatraciłam się w rozmowie i zapomniałam o całym otaczającym nas świecie. O tym, że w okolicy biegały dzieci, otaczali nas inni czarodzieje, a oboje znajdowaliśmy się w publicznym miejscu wypełnionym ludźmi. Niemal lekko pochyliłam się do przodu starając się w pełni wchłonąć słowa profesora. Z zaciekawieniem, nie odrywając oczu od profesora, zapisałam datę najbliższego zaćmienia księżyc wierząc, że zdecydowanie może mi się to przydać. Również dalsze słowa Jaydena sprawiły jej radość. Gdzie pojawia się tajemnica, tam czai się podejrzenie. Czyż nie było to idealne podsumowanie tego, do czego nie chciałaby nigdy dopuścić? Również nazwanie ją dorosłą zadziałało niczym miód na oszronione serce panny Lestrange; uśmiechnęła się nieco szerzej, bo choć w świetle prawa była już pełnoletnią czarownicą, niewiele osób właśnie tak ją traktowało. u TomaMagiczne anomalie nie zamierzały oszczędzić nikogo. Nawet tak czystych jak jednorożce stworzeń. A może właśnie szczególnie dlatego? Zło atakowało z wielką siłą tych, którzy trwali przy dobru i mieli czyste serca. Jeśli można było wykrzywić jego obraz, czy można było się cofnąć przed kolejnym krokiem? Na miejsce, wskazane przez mężczyznę w liście, przybyła odrobinę wcześniej. Nigdy nie lubiła się spóźniać, a miała do tego niestety tendencję, dlatego też zwykle próbowała zjawić się w umówionej miejscówce kilka chwil przed wyznaczonym czasem. Nie była tu chyba nigdy wcześniej. Ogółem dość słabo przecież znała Londyn, zwykle nie bywała tu częściej jeśli nie musiała. Nie przepadała za dużymi metropoliami, tu chyba brała górę jej druga, dziksza natura, która zdecydowanie wolała trzymać się z dala od ogromnych skupisk ludzkich. Uśmiechnęła się na widok czekolady i posłusznie zasiadła we wskazanym fotelu. Sięgnęła po słodycz i poczęstowała się, czując, jak odpręża się po wcześniejszym wysiłku. Obserwowała Jaydena gdy odbierał list od swojego niebieskiego ptaka; Marine uśmiechała się pod nosem na widok jastrzębia. Zamienienie sowy na inny rodzaj ptaka pocztowego było kolejnym elementem tak bardzo pasującym do osoby Astronoma, że nie zdziwiło jej ani trochę. [bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 24.09.19 16:38, w całości zmieniany 24 razy |
|  | | Jayden Vane
 NeutralniZawód : astronom, profesor w Hogwarcie (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ Wiek : 30 Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Zaręczony I don't care what nobody says
We're gonna have a baby
People call us renegades
Because we like living crazy OPCM : 31 UROKI : 20 ELIKSIRY : 2 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 1 SPRAWNOŚĆ : 11 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Re: Jayden Vane 18.10.17 20:17 | |
| i was in heavenCzerwiec 1956Wydęła wargi jednocześnie zaskoczona i zawstydzona własną reakcją. Nie przyzwyczajona, ani do ciepła, które zatliło się w piersi, ani przedłużającego niepokoju. Wytrzymała nawet, gdy dłoń Jaydena zatrzymała się policzku, by po chwili odsunąć się, unikając dłuższej konfrontacji z czymś tak nieznanym - Wszystkiego najlepszego - dodała cicho, już poważnie, przyglądając się minie, która zdobiła męskie oblicze. Czy powinna się martwić? Czy ucieszyć? Teatralna przerwa w jego wypowiedzi nie udzielała jednoznacznej odpowiedzi, nie mogła wiedzieć, o co mu chodziło. Kąciki jej bladych ust powoli, łagodnie, unosiły się do góry, kiedy usłyszała w końcu jego urocze wyznanie. Nie znała się na poezji tak jak on - ale jeśli kiedykolwiek, jako mała dziewczynka, wyobrażałaby sobie księcia z bajki i jej pierwsze spotkanie z takim mężczyzną, bez wątpienia widziałaby je tak, jak dzisiaj. Uśmiechnął się może trochę rozbawiony kiedy nauczyciel mu się przedstawił, choć jasne - przez Hogwart przebiegało kilka setek uczniów, każdego roku pojawiali się nowi i inni odchodzili. Małe grono pedagogiczne było dla uczniów charakterystyczne, jednak nauczyciele mieli prawo zapamiętywać tylko przypadki które jakoś rzuciły im się w oczy, a Bertie cóż... rzucał się w oczy ale bardziej na korytarzach, zajęcia które były mu z grubsza obojętne raczej odbębniając. Szykowała się na finalne słowa profesora i nie zawiódł jej, zwracając się oficjalnym tonem, gdy moment rozstania był bliski. Słysząc, że uważa ją za dobrą osobę, uwierzyła mu bez zawahania, spychając na bok wszelkie wątpliwości i przykłady własnego zachowania, które przeczyły tezie astronoma. Sama nie wiedziała, czego powinna mu życzyć; dziękowała już tyle razy, a w jej postawi musiał widzieć to, jak ważną figurą się stał. Cudnie było mieć taki autorytet i takiego nauczyciela, a odpłacić mu się mogła jedynie realizując jego życzenie i stając się wspaniałym dorosłym. - Piątka! - Podbiegł do mamy, wyciągając do niej zmarzniętą dłoń. - Piątka! - Powtórzył, podbiegając do Pana Astronoma. Ten Pan Astronom wydawał się całkiem ciekawym człowiekiem, chociaż mówił bardzo dziwnym językiem o bardzo dziwnych rzeczach. W większości w ogóle nieprzydatnych, bo po co człowiekowi wiedzieć z czego jest zrobiony meteor? Lepiej nauczyć się piec smaczny chleb albo robić drewniany stół. Wreszcie padły tak wyczekiwane przez nią słowa, po których pozwoliła sobie w końcu na szeroki uśmiech. Nie miała wątpliwości co do odpowiedzi, którą miała zamiar dać. Otworzyła usta z zamiarem wyrażenia swojego nastawienia na podsunięty pomysł, by już po chwili miał wydobyć się z nich rozbawiony śmiech. Ona również wcześniej nie spostrzegła wpatrującej się w nich staruszki, której wyraz twarzy jednoznacznie wskazywał na jej perspektywę widzenia. 18 czerwca | nephthys shafiq | skwerekMimo to, kiedy przed laty w progu komnat, w których odbywały się jej lekcje stanął Jayden Vane, spoglądała na niego jakby stanowił jakiś egzotyczny okaz człowieka z dalekiego kraju. I choć niepomierne zdumienie brało, gdy myślała o tym, że jej cierpka w obejściu ciotka mogła mieć dojścia do osób takich, jak profesor Vane, ubóstwiała zasypywać go pytaniami o wszystko, nie tylko astronomię. Być może profesor był specyficznym indywiduum, miała jednak świadomość, że gdy tylko w grę wchodziła praca znikało gdzieś roztargnienie i pojawiało się coś, czego wielu czarodziejom brakowało - pasja. Której zalążek udało mu się zaszczepić nawet w Nephthys, choć interesowała ją astronomia raczej pod kątem alchemii. Spojrzał na nauczyciela, kiedy ten zaczął mówić. Zacisnął mocno usta, słuchając kolejnych słów. Był nastolatkiem, był pełen emocji, a cała ta sytuacja to zaczynało być za wiele. Oczekiwał odpowiedzi. Do dziś nie wiedział dlaczego wcale nie tak dawno jakaś potworna moc przeniosła go do Londynu całego kompletnie poparzonego. I właśnie - nie tylko jego. Gdyby działo się to z jedną osobą, byłoby to łatwiejsze do zrozumienia, jednak kiedy coś takiego dotykało połowę społeczeństwa i nadal nikt nic nie wiedział - coś było nie tak. Nie wiedząc, że Peony się już zmyła, dostrzegam w oddali samotnego Jay’a. Dziwne, przyszedł sam? Może zagapił się w kosmos i nim się zorientował, że powinien kogoś zaprosić na ceremonię, to już dawno był spóźniony do wyjścia. Nie zdziwiłabym się ani trochę. Dlatego macham do niego energicznie, a chwilę później podchodzę uśmiechając się szeroko. 24 czerwca | Cyrus Snape | WyspaZamarł, słysząc pytanie - obrócił się w stronę przyjaciela, zerkając nań z zaskoczeniem. - Nigdy - przytaknął, odkładając na bok talerzyk z widelczykiem. - Chyba… nie chyba musiałbym popracować nad swoimi zdolnościami krasomówczymi - przyznał w zamyśleniu. I trochę smutny, że faktycznie nie byłby dobrym nauczycielem. Może to byłaby wspaniała opcja? [bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 24.09.19 16:22, w całości zmieniany 11 razy |
|  | | Jayden Vane
 NeutralniZawód : astronom, profesor w Hogwarcie (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ Wiek : 30 Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Zaręczony I don't care what nobody says
We're gonna have a baby
People call us renegades
Because we like living crazy OPCM : 31 UROKI : 20 ELIKSIRY : 2 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 1 SPRAWNOŚĆ : 11 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Re: Jayden Vane 15.05.18 12:16 | |
| i opened my eyesLipiec 1956Do tego nie powinno być jej w okolicy, gdy wrócą centaury. Nie lubili włóczących się obcych i cokolwiek by im mówił, nie patrzyliby z zaufaniem w stronę kogoś takiego. A Jayden nie zamierzał im przeszkadzać. Gdy upewnił się, że każde z nich zadba o siebie, ruszył w swoją stronę. Czyżby słyszał zbliżające się dudnienie? Pokój nr 1Myślał, że są bastionem przeciwko złu. Sądził, że są tymi dobrymi. Ale raczej się pomylił. Jak bardzo się pomylił. Dobrych już nie było. Za chwilę miał się ocknąć, nie wiedząc, dlaczego się tutaj znalazł. Nie pamiętając niczego, co wiązało się z Zakonem Feniksa. Miał tęsknić za niektórymi, ale wiedział, że po zaklęciu, to minie. Alix bezwiednie zalewa się rumieńcem wstydu, nie pojmując czemu w przypływie emocji gotowa była połączyć ich dwoje wstęgą potężnego sprzymierzenia. Oddać jedną z najsłabszych cząstek siebie w opiekę i błagać o pomoc w jej naprawie. Nie wątpi, iż Vane nie śmiałby nadużyć nadanej mu władzy, boi się jednakże, iż przekroczona granica zamiast uratować, pogrąży ją doszczętnie, zdoła ubezwłasnowolnić tak doskonale pielęgnowany rozsądek. 13 lipca | Deirdre Tsagairt | dom | ✓ Zawstydzenie, widoczne na zaspanej twarzy nieznajomego jegomościa, pobudziłoby niejedno damskie serce do przyśpieszonego bicia. Niektóre kobiety gustowały w takich nonszalanckich jegomościach o miękkim spojrzeniu, rozczochranych włosach i emanującej ciepłem prezencji. Niestety, Deirdre nie zaliczała się do tego grona, i gdyby tylko mogłaby sobie na to pozwolić, zareagowała na to haniebne trzaśnięcie drzwiami w odpowiedni sposób. Pismo, które wysłał im profesor Vane zaznaczało wyraźnie, że nie życzył sobie w okolicy innych naukowców. Miało to sens z uwagi na to, że zamazanie śladów mogło utrudniać pracę, lecz Robert musiał, po prostu musiał się tam znaleźć. Jako człowiek osiemdziesięcioletni z bagażem doświadczenia widział w trzydziestoletnim Jaydenia podlotka. Dobrze zapowiadającego się, lecz wciąż podlotka. Kto w tym wieku posiadał odpowiednią wiedzę do... No, tak naprawdę do wszystkiego? Zaufanie w tych jakże niepewnych czasach było wartością na miarę złota, a ona nie zamierzała hojnie obdarzać niż każdego, z kim łączyła ją dłuższa historia. Mimo wszystko dobrze jednak wiedziała, że darzy Jaydena wdzięcznością za pomoc oraz przyjaźń, którymi obdarzył ją podczas pierwszych lat pobytu w szkole, która na początku wydawała się miejscem przerażającym oraz przytłaczającym. [bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 24.09.19 16:12, w całości zmieniany 28 razy |
|  | | Jayden Vane
 NeutralniZawód : astronom, profesor w Hogwarcie (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ Wiek : 30 Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Zaręczony I don't care what nobody says
We're gonna have a baby
People call us renegades
Because we like living crazy OPCM : 31 UROKI : 20 ELIKSIRY : 2 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 1 SPRAWNOŚĆ : 11 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Re: Jayden Vane 15.05.18 12:16 | |
| i fell out the skySierpień 1956W milczeniu najpierw obserwowała wskazane przez byłego nauczyciela miejsce na niebie, aby następnie przenieść wzrok na samego Jaydena. Niesamowite jak wielką zmianę w ludziach przynosił moment, w którym mogli podzielić się z kimś swoją pasją. Ciekawe czy ja również tak wyglądam, gdy opowiadam o ważnych dla mnie sprawach. Z samego spojrzenia Vane’a, podczas wpatrywania się w gwiazdy, uważny obserwator mógł zrozumieć więcej, niż z naukowych pouczeń. JarmarkIdylliczny świat wypełniony śmiechem oraz rozmowami mijającego nas tłumu. Jednak ja widzę tylko Jay’a, tak uroczo niefrasobliwego, wiecznie optymistycznie nastawionego do wszystkich. Emocjonalnego. Takiego chciałabym go zapamiętać. Czy mogłabym, gdyby jednak nie wymazano mu pamięci? Czy troska nie odbijałaby się na nim intensywniej niż teraz? Jayden sprawiał wrażenie (być może mylne) wyjątkowo zagubionego. Znała go co prawda wyjątkowo mgliście, ale zdawał się bardziej przystępny, niż kuzyn, a i z zainteresowaniem wysłuchała jego wykładu sprzed kilku dni. Prawdę mówiąc, miała raczej styczność z jego ojcem w trakcie kursu i wrażenia wyniosła raczej pozytywne, znał się na tym, co robił. Nie zdążyła jednak niżej pochylić się nad naturą umiejętności uzdrowicielskich seniorów rodu Vane, bo nogi już poniosły ją ku mężczyźnie. W wyniku zaburzeń magii malinowy las, który cieszył oczy swoją wyjątkowością zaczął straszyć odbiegającymi od normy zjawiskami. Czarodzieje, którzy zapuścili się w ten rejon tuż po wybuchu magicznego ładunku znikali bez śladu, ich ciał nigdy nie odnaleziono. Plotkarze powtarzali, że malinowa ściółka zmieniała się w krwiożercze bestie, które w całości pożerały ciała spacerowiczów. Prawda była zgoła inna. Wpuszczam Jay’a do środka tak jak wpuszcza się zbawienny, poranny powiew świeżego powietrza. Ukojenie oraz spokój jednocześnie. I chociaż chaos chwilę później ogarnia mnie całą, to jest to ten przyjemny nieporządek w porządku. Z zaciekawieniem obserwuję ułożenie torby na blacie oraz poklepywania wyraźnie sugerujące, że w środku skrywa jedzenie. Na pewno pyszne. Nie mogę się domyślić przecież, że przed nami rozciąga się widmo nauki jakże trudnej sztuki gotowania. Jednego była pewna – cieszyła się, że widziała go całego i zdrowego, tak niefrasobliwie zagubionego w świecie pełnym poważnych dorosłych, ze spojrzeniem utkwionym w nieboskłonie jak w najpiękniejszym obrazku, z rozmarzonym uśmiechem i błyszczącymi oczami. Wcale się nie zmienił, nie zmieniło się również stanowisko Eileen wobec niego – wciąż pracowali w jednym zamczysku, wciąż opiekowali się tymi samymi dziećmi, próbując wpakować im do głów dobre, ważne wartości, wciąż byli sobie bardzo bliscy jako przyjaciele. 13 sierpnia | quentin burke | DurhamTrzynaście kroków dzieliło go od linii drzew, którą zostawił za plecami. Nie pojawiał się w tej okolicy zbyt często; mógłby się pokusić nawet o stwierdzenie, że właśnie wcale się tu nie kręcił, chociaż było to wielce ubolewające, bo przecież okolica była naprawdę wspaniała. Podobno spokój tego miejsca wpływał orzeźwiająco i podbudowywał nastroje każdego, kto tam trafił. Wypowiedziała w końcu te słowa. Powiedziała komuś z rodziny Pandory, choć nie opowiedziała jeszcze, jak to się stało. I czuła, że pewne szczegóły wolałaby przemilczeć, były zbyt bolesne by o nich mówić. Jej głos brzmiał sucho, wciąż drżał. Słuchając go czuła się, jakby słuchała słów kogoś innego, ale to nadal były jej słowa. - Odpoczniesz trochę, zajmę się tobą - stwierdzam spokojnie, przedstawiając ogólnikowy plan na najbliższe dni. Nie wiem ile, ich liczebność pozostaje zasnuta mgłą niewiedzy. Aż wreszcie nachylam się do niego, obejmując jego szyję, wtulając się w zakutane w koc ciało. Mimo to czuję, że pachnie ziemią, deszczem i… czymś całkowicie nieznanym, ale przyjemnym. Przymykam odrobinę powieki, mając nadzieję, że uścisk misia pokona przynajmniej początek lawiny najgorszych uczuć.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 24.09.19 16:06, w całości zmieniany 8 razy |
|  | | Jayden Vane
 NeutralniZawód : astronom, profesor w Hogwarcie (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ Wiek : 30 Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Zaręczony I don't care what nobody says
We're gonna have a baby
People call us renegades
Because we like living crazy OPCM : 31 UROKI : 20 ELIKSIRY : 2 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 1 SPRAWNOŚĆ : 11 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Re: Jayden Vane 31.10.18 17:33 | |
| i needed answersWrzesień 1956- Wiesz, co jest najdziwniejsze? Pierwszy raz na ślubie nie okupujemy stołów z jedzeniem. Może w tym tkwi problem? Zjemy coś? - proponuję nagle, chcąc nadać całej sytuacji żartobliwego zabarwienia, ale nie wiem z jakim skutkiem. Może nie powinnam zacząć od czegoś tak drastycznego jak tańce, a właśnie konsumpcja? Przecież słodkości zawsze poprawiają humor, chociażby odrobinę. Zawsze, Jay. 30 września | heath macmillan | kornwalia | ✓ Dla Heatha to nawet lepiej, że zaklęcie się nie powiodło. Miał więcej kartek do złapania. Chociaż, może to nie najlepiej? Tak młody Macmillan utwierdził się tylko w przekonaniu, że wymknięcie się w dniu dzisiejszym z posiadłości to była bardzo dobra decyzja. Za to jego ojciec mógłby mieć całkowicie inne zdanie na ten temat. Dzieciak jednak nie był zbyt dobry w przewidywaniu konsekwencji swoich czynów, więc nad dezaprobatą Aydena do takich nocnych lotów nie zaprzątał sobie póki co głowy. Ciekawe czy kiedykolwiek chłopiec zacznie ogarniać łańcuch przyczynowo skutkowy. [bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 24.09.19 15:55, w całości zmieniany 6 razy |
|  | | Jayden Vane
 NeutralniZawód : astronom, profesor w Hogwarcie (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ Wiek : 30 Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Zaręczony I don't care what nobody says
We're gonna have a baby
People call us renegades
Because we like living crazy OPCM : 31 UROKI : 20 ELIKSIRY : 2 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 1 SPRAWNOŚĆ : 11 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Re: Jayden Vane 08.11.18 17:38 | |
| i pulled the triggerPaździernik 1956Tylko czy sama egzystencja wystarczy? W końcu ludzie od zawsze poszukiwali jakiegoś głębszego sensu, który nadałby codziennej rutynie znaczenia. Popychałby do działania, byłby upragnioną motywacją. Niektórzy odnajdowali to w nauce. Czy stojący przed nią mężczyzna także? Czy to właśnie zmiany, chęć poszerzania horyzontów oraz odkrywanie fascynujących nowości popychało go każdego dnia do przodu? Na Pokątnej poczułeś dziwne ukłucie w okolicy szyi; kiedy dotknąłeś tego miejsca dłonią, odnalazłeś kroplę krwi i dziwną strzałkę, którą ktoś cię ugodził. Uważnie rozejrzałeś się wokół, ale nie udało ci się dopatrzeć winowajcy - zapewne niedopilnowane czarodziejskie dziecko zrobiło ci nieśmieszny żart. Szybko zresztą zapomniałeś o tej sytuacji, bo wnet ujrzałeś ognistowłosą piękność. Może to była magia, ale jeśli, to tylko ta najpiękniejsza: magia miłości. Na balkon księżycowy trafiły dość przypadkowo; Cressie kiedyś była w tym miejscu z ojcem i rodzeństwem, ale lata temu, więc nie pamiętała układu pomieszczeń, poszukiwała jednak czegoś, co mogłoby ją zainteresować, a także, jeśli dopisze szczęście, jakiegoś pracownika tego przybytku. Ale na balkonie ktoś już był. Złodziej? To, co najcenniejsze dla Pomony, to jedzenie, rośliny oraz koty, które musiały ukryć się gdzieś po mieszkaniu, kosztowności więc nie znajdzie tu żadnych. Ta opcja więc odpada. Przypadkowy przechodzień? Tacy nie spędzają wolnego czasu w czyjejś łazience pod nieobecność właścicielki. Czyżby więc to był...? Ciemne ślepia przez moment wydawały się zajaśnieć, gdy oto materiał do potencjalnego szantażu właśnie objawił się w postaci niebieskookiego. Chłopak! Pomona miała chłopaka! Nie wiem. Nic już nie wiem. To jakiś kompletny chaos. Szaleństwo. Chodźmy do domu, zjedzmy śniadanie i porozmawiajmy jak ludzie. Nie, to się już nie wydarzy, właśnie to do mnie dociera. Nie wiem jakim cudem trzymam się jeszcze na nogach. Koszmar. Jak się z tego wybudzić? 13 października | roselyn wright | dom rosePrzez trudy życia codziennego przestała taka być, a jednak kiedyś. Długie wieki temu, właśnie taka była. Z czasem nauczyła się trzymać swoje uczucia na wodzy, a nawet ignorować je czy o nich zapominać. Bywała pragmatyczna, zapobiegawcza, skupiona na utrzymaniu wszystkiego w ryzach, a jednak przy Jayu budziła się w niej osoba, którą niegdyś była. I lubiła taka być. Cieplejszą, radośniejszą, otwartą. Lęk jaki był w niej był jednak silniejszy od wszystkiego. Była uzdrowicielką, a nie potrafiła uleczyć własnych ran, popełniają kardynalne błędy przy ich uzdrawianiu. Bała się, że jeśli zaczęłaby mówić, nie potrafiłaby skończyć. 16 października | maeve clearwater | cmentarzWpatrywała się w niego dalej, odnotowując kolejne różnice, których nie zauważyła w pierwszej chwili. Wyrósł. Jego rysy twarzy uległy zmianie. Zmężniały? W pamięci Maeve wciąż był tym sympatycznym chłopcem - nastolatkiem - o nieco pucołowatej twarzy, który najpierw był jedynie znajomym jej braci, z czasem jednak stał się również jej kolegą. Pełnoprawnym kolegą, który widział w niej Maeve, nie zaś młodszą siostrę chłopaków. Zalewając liście ziołowej herbaty przygryzła delikatnie wargę w zamyśleniu. Martwiła się. Nie mogła przecież inaczej, kiedy to kuzyn znajdował się poza zasięgiem spisywanych przez nią listów, ostatni raz widziała go Pomona, a potem przepadł. Brat jej mówił by się nie przejmowała, że jego duch potrzebuje rozchodzić żal i to naturalne, bo jest mężczyzną, lecz jej te argumenty jakoś nie uspokajały. Zadrę straty powinno leczyć się z rodziną, przy rodzinie, a nie w nieznanej przestrzeni wokół. Etap I Przygotowania wstępne a) spotkanie organizacyjne zespołu. Omówienie i podział obowiązków Dlatego przenikliwe słowa i spojrzenie Jaydena zaskoczyły, a nawet wzruszyły Michaela. Odkąd został likantropem, stał się nieco bardziej emocjonalny i urzekał go każdy przejaw dobra. Tak jakby wyraźniej widział całą szarość świata, rozjaśnianą właśnie takimi momentami. Jemu ta wizyta też poprawiła humor - sprawa dziennika najpierw wydawała mu się błaha, a potem niepotrzebnie utrudniona. Dzięki Vane'owi miał więcej konkretów i plan działania. 28 października | maeve clearwater | oxford | ✓ palladium tunelZłapała Jaydena za ramię i pociągnęła go w stronę wyjścia; co jakiś czas ocierała twarz rękawem, próbując pozbyć się w ten sposób ściekającej z nosa krwi. W końcu znaleźli się na ostatniej prostej, a pulsowanie magii stało się mniej uciążliwe; również i ból głowy zelżał, co Maeve przyjęła z ulgą. Rozejrzeli się dookoła, a gdy upewnili się, że nikt ich nie obserwuje, powrócili do zarośli, w których pozostawili swe miotły. Chwilę później wzbili się w powietrze i odlecieli, każde w swoją stronę. [bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 30.09.19 22:06, w całości zmieniany 10 razy |
|  | | Jayden Vane
 NeutralniZawód : astronom, profesor w Hogwarcie (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ Wiek : 30 Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Zaręczony I don't care what nobody says
We're gonna have a baby
People call us renegades
Because we like living crazy OPCM : 31 UROKI : 20 ELIKSIRY : 2 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 1 SPRAWNOŚĆ : 11 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Re: Jayden Vane 15.03.19 20:15 | |
| i had a questionListopad 1956Ruszyła w stronę drzwi, początkowo nie odpowiadając na jego słowa, ale gdy cmoknął ją w czoło, zadarła głowę do góry. - Za rok teatr. - energicznie pokiwała głową, uśmiechając się do niego ciężko. - I niech to będzie jakaś dobra sztuka. - mruknęła, pociągając go za ramię w stronę wyjścia. Etap I Przygotowania wstępne b) dokładne wytyczenie koordynat ośmiu miejsc mających być głównym szkieletem nowej sieci Fiu
Zawsze tak jest, gdy wiem, że mogę coś stracić. Kogoś. W ostatnim czasie, pomijając oczywiście miesięczną rozłąkę, to właśnie Jayden stał się dla mnie najbliższą osobą. Nie wiem jak i kiedy to się stało, ale dopiero, gdy odszedł, zrozumiałam tak naprawdę, że to życie bez jego obecności w nim jest jakieś szare. Pozbawione barw, nadziei i radości. Nawet w najcięższych chwilach, podczas których sądziłam, że nie dam rady go unieść, ta egzystencja stawała się pełniejsza. - Oto pańska różdżka, profesorze - zaskrzeczał główny z goblinów, wyciągając pokraczną dłoń o długich palcach i paznokciach. Jayden wyrwał się z transu podziwiania pracy dekoratora wnętrz i spojrzał na karzełka na podeście. Uśmiechnął się, dziękując równocześnie za poświęcony mu czas. Jego grymas nie został jednak odwzajemniony. Jak bardzo różniły się te stworki od skrzatów domowych... Jednak też miały wielką moc, o której granicach mało kto wiedział. A może nikt nie wiedział? – W twojej opinii aurorzy przynoszą kłopoty? – spytałem, trochę prychnąłem, szczerze zdziwiony taką opinią. Ja i moi współpracownicy ciężko pracowaliśmy, aby kłopotów w kraju było jak najmniej. Pomimo naszych starań zza drzwi, które staraliśmy się trzymać zamknięte, wypełzało coraz więcej plugastwa. Aż wreszcie zwyczajnie związało nam ręce. [bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 14.10.19 14:24, w całości zmieniany 12 razy |
|  | | Jayden Vane
 NeutralniZawód : astronom, profesor w Hogwarcie (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ Wiek : 30 Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Zaręczony I don't care what nobody says
We're gonna have a baby
People call us renegades
Because we like living crazy OPCM : 31 UROKI : 20 ELIKSIRY : 2 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 1 SPRAWNOŚĆ : 11 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Re: Jayden Vane 16.05.19 18:16 | |
| and then it happensGrudzień 1956Wciąż nie mogę uwierzyć. W to, że to właśnie ja. Że to mi właśnie uwierzył, że to do mnie skierowały go zmęczone dramatem nogi. Przecież wiedział, że oprócz kosza dobroci mogę mu dać całą masę zła. Tajemnicy nie do opowiedzenia, poglądów czasem tak bolesnych, że aż rozdzierających wrażliwe serce. A jednak wciąż znajdował do mnie drogę - w szkole, w aptece, w mieszkaniu. Dlaczego to sobie robił? Czy strach przed samotnością stał się nie do zniesienia? Nie, to niemożliwe. Żył w tym stanie już tyle lat, co się zmieniło? To musi być ten jeden nieodwołalny punkt w życiu, który odmienia dosłownie wszystko. Ostatnio przyciągał same problemy i wolał ponownie nie musieć konfrontować się z kilkoma podejrzanymi typami. Nie spodziewał się tylko, że to i tak nie miało go ocalić tym razem. W chwili, w której już czuł się bezpiecznie i myślał o zsunięciu z ramion magicznej peleryny, coś grzmotnęło przed nim, a okolicę ogarnął zimny podmuch. Widziała to w jego oczach. Właśnie dzisiaj. I czuła się bezsilna jako przyjaciółka. Nie wiedziała jak go uleczyć, uratować przed poczuciem winy. Chciała zrobić dla niego więcej niż prosić o to, aby nie obwiniał się dzisiejszymi wydarzeniami, śmiercią kuzynek. Przerażało ją to, że nie potrafiła go przed tym uratować. U MaeveMusiała liczyć się z tym, że wypowiedziane przez nią słowa nie trafią do Jaydena, a przynajmniej nie całkowicie. Próbowała sprawić, by odczuwane przez niego wyrzuty sumienia stały się mniej dokuczliwe, a lęk o najbliższych przekuł w motywację do wytężonej pracy - nie mogli zmienić przeszłości, lecz mogli zadbać o każdy kolejny dzień. [bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 25.09.19 18:50, w całości zmieniany 6 razy |
|  | | Jayden Vane
 NeutralniZawód : astronom, profesor w Hogwarcie (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ Wiek : 30 Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Zaręczony I don't care what nobody says
We're gonna have a baby
People call us renegades
Because we like living crazy OPCM : 31 UROKI : 20 ELIKSIRY : 2 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 1 SPRAWNOŚĆ : 11 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Re: Jayden Vane 24.07.19 21:21 | |
| and the story endsStyczeń 19572 3 4 5A gest mknący w moją stronę… musi zostać odrzucony. To jednak nie odraza, to strach i panika. Nie mogę. Nie mogę poczuć jego ciała na moim, ciepła wybudzającego najprzyjemniejsze ze wspomnień, delikatności upragnionego dotyku — bo wiem, że przepadnę, że zrezygnuję i zacznę prosić o wybaczenie. Nie, skoro on podjął decyzję samodzielnie, to i ja również muszę podjąć ją sama. Trwać w niej, bo mogę polegać jedynie na sobie. 6 stycznia | anthony skamander | pomostOPIS Etap II Konstruowanie sieci a) Przyjęła to z podejrzaną ulgą. Wahania zdołał rozmyć uśmiech profesorski. Szczere, krótkie zdanie znaczyło więcej, niż wszystkie długie linie niedawno rzucanych faktów i wyobrażeń. – Proszę go nie opuszczać, profesorze Vane – powiedziała ciepło, również z uśmiechem chyba nazbyt pełnym. Coś jeszcze dodatkowego próbowało przebić się przez jej spojrzenie. Proszę mnie w nim ugościć, profesorze Vane. [bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 27.11.19 7:55, w całości zmieniany 15 razy |
|  | | Jayden Vane
 NeutralniZawód : astronom, profesor w Hogwarcie (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ Wiek : 30 Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Zaręczony I don't care what nobody says
We're gonna have a baby
People call us renegades
Because we like living crazy OPCM : 31 UROKI : 20 ELIKSIRY : 2 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 1 SPRAWNOŚĆ : 11 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Re: Jayden Vane 08.08.19 13:26 | |
| but life goes on soLuty 1957Pomagała już przy badaniach Poppy i w przeszłości uczestniczyła w kilku innych projektach bardziej doświadczonych naukowców, i zawsze jej się to podobało i było dobrą okazją do zdobycia dodatkowej wiedzy i doświadczenia. Poza tym Roselyn ufała temu mężczyźnie, i przez wzgląd na to mogła przynajmniej to rozważyć bez poczucia winy. Bo ufała Roselyn i wierzyła, że jej kuzynka nie przyjaźniłaby się ze złym człowiekiem. 23 lutego | isabella selwyn | GDZIE?OPIS Do tej pory unikałam myślenia o Jaydenie w takich kategoriach, bojąc się, że te wizje pozostaną na zawsze wyłącznie w sferze bujnej wyobraźni, ale… to brzmi tak zaskakująco dobrze. Przyjemnie. Kojąco. Na moment zaciskam dłoń na jego ramieniu mocniej, jakbym chciała przekazać mu przynajmniej namiastkę wsparcia.
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 27.11.19 7:56, w całości zmieniany 1 raz |
|  | | Jayden Vane
 NeutralniZawód : astronom, profesor w Hogwarcie (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧ Wiek : 30 Czystość krwi : Czysta Stan cywilny : Zaręczony I don't care what nobody says
We're gonna have a baby
People call us renegades
Because we like living crazy OPCM : 31 UROKI : 20 ELIKSIRY : 2 LECZENIE : 0 TRANSMUTACJA : 0 CZARNA MAGIA : 0 ZWINNOŚĆ : 1 SPRAWNOŚĆ : 11 Genetyka : Czarodziej
 | Temat: Re: Jayden Vane 25.09.19 18:56 | |
| then you gave me somethingMarzec 1957Wydawało mi się, że nie mogę kochać Jaydena mocniej, a jednak to się dzieje - odnoszę wrażenie, że przytłoczona tak ogromną siłą uczuć za moment eksploduję. Pojedyncze łzy wzruszenia ślizgające się po czerwonych policzkach są chyba idealnym inhibitorem zbyt emocjonalnych zdarzeń jakie niewątpliwie miałyby tu miejsce. Robi to dla mnie, poświęca się w imię miłości, pokonując wszelkie obawy i bolączki; nie istnieje nic piękniejszego od tego powietrza. Słońca. Od niego. 15 marca | adeline burke | durhamOPIS
|
|  | | | Jayden Vane | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|