Wydarzenia


Ekipa forum
Wieś Feldcroft
AutorWiadomość
Wieś Feldcroft [odnośnik]04.11.23 18:35

Wieś Feldcroft

Nieduża szkocka wieś, której historia sięga średniowiecza. Usytuowana względnie niedaleko Hogsmeade, w przepięknej okolicy - położona nad rzeką, otoczona górami oraz licznymi jeziorami, gdzieniegdzie przecięta połaciami iglastych lasów oraz niewielkich pól. Nieopodal Feldcroft znajdują się również ruiny magicznego zamku. Społeczność wioski jest zżyta i pomocna, chętnie wita odwiedzających i wskazuje najbardziej malownicze szlaki. Wydeptanymi uliczkami biegają dirikraki pana Hopkirka, najlepsze wypieki można dostać u pani Pomfrey - ich zapach często roznosi się po niewielkim placu w centrum wioseczki. Można tam zauważyć parę straganów, są ogólnodostępne, wykorzystywane przez mieszkańców do sprzedaży najróżniejszych przedmiotów - od szat, przez jedzenie, po antyki. Pilnują ich zaczarowane posągi, łypiące na każdego złodzieja, gotowe podnieść raban, gdy ktoś bezprawnie postanowi przywłaszczyć sobie wystawione dobra. Zdarza im się oceniać oglądających pochopnie - wrzaski rzeźb są dosyć powszechnym elementem codzienności.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wieś Feldcroft Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wieś Feldcroft [odnośnik]07.12.23 14:39
25 sierpnia 1958

Artemis przybył do Feldcroft nieprzypadkowo, choć nie dało się ukryć, że Szkocja była mu miejscem zupełnie obcym. Rozglądał się wokół, raz po raz przystawał, by podziwiać okoliczne krajobrazy z rękoma w kieszeni płaszcza i kilkukrotnie musiał zawrócić z wcześniej obranej ścieżki, która okazała się błędna. Szukał domu Vincenta Rineheart, robił to nieśpiesznie, mając jeszcze trochę czasu w zanadrzu. Umówiony był tutaj z łamaczem klątw i sojusznikiem Zakonu z inicjatywy Herberta Greya, który mobilizował dobre dusze, by nieść wsparcie ofiarom wojny. Artemis, wyjątkowo wyspany i w dobrym nastroju, stawił się we wsi najszybciej, jak tylko mógł, wiedząc jednocześnie, że pozostawił w archiwum nieco bałaganu. Dokumenty mogły jednak poczekać, były cierpliwe, podczas gdy ludzie mokli i głodowali, pozbawieni podstawowych akcesoriów. Od nich zależało, czy przetrwają kolejny dzień we względnej wygodzie, o ile w ogóle można było użyć tego wyrażenia.
Artemis mijał straganiki, uśmiechając się do ludzi, choć sam raczej rzadko otrzymywał to samo w odpowiedzi. Nie zrażał się jednak, porównywał podobnie wyglądające domy, szukając drobnych różnic i chłonął urok tego miejsca. Czytał co nieco o Feldcroft nim się tutaj zjawił, dowiadując się, że historia tego miejsca sięgała aż wieków średnich. Miało tu miejsce kilka pomniejszych bitew czarodziejów - warto było poczytać kronikę o Oblężeniu Twierdzy Feldcroft, tę pozycję mógł polecić bez najmniejszego zająknięcia.
Artemis i Vincent znali się dość pobieżnie, zapoznani dzięki Susanne, podczas jednej z misji Zakonu Feniksa. W czasach pokoju (ach, kiedy to było, czy ktoś pamięta tamte czasy?) uczęszczali też wspólnie do Klubu Pojedynków. Była to mimo wszystko znajomość dość powierzchowna. Kto wie, być może dzisiejszy dzień wprowadzi w tej relacji pewne zmiany?
Artemis odnalazł w końcu właściwy adres i zapukał cztery razy w drewniane drzwi. Odwrócił się i raz jeszcze zlustrował wioskę. Piękne, doprawdy piękne miejsce!
Artemis usłyszał, że ktoś zbliża się do drzwi. Przywitał go z szerokim uśmiechem, szczerym, zdradzającym motywację i gotowość do działania. Uścisnął jego dłoń mocno.
- Dzień dobry, Vincencie! Jak się dziś miewasz? Gotowy do działania? Czy jest sens, bym wchodził, czy poczekać na ciebie na zewnątrz?

(obiecuję lepszej jakości posty w przyszłości)
Artemis Lovegood
Artemis Lovegood
Zawód : archiwista
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
W skroni szum i tętent
OPCM : 10+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11947-artemis-lovegood https://www.morsmordre.net/t11998-fado https://www.morsmordre.net/t12220-artemis-lovegood#376218 https://www.morsmordre.net/f304-somerset-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t12046-skrytka-bankowa-2593 https://www.morsmordre.net/t12030-artemis-lovegood
Re: Wieś Feldcroft [odnośnik]20.03.24 17:00
Rozłożyste smugi palącego, sierpniowego słońca, osiadały na zabrązowionych skrawkach odkrytej skóry, skraplały wilgotne, zbyt zmęczone skronie przykryte grubym, skręconym kosmykiem w kolorze szklistej czerni. Ubranie kleiło się do rozpędzonego ciała wrzuconego w ferwor różnorodnych czynności skoncentrowanych na jednej miejscowości, nieopodal tymczasowego domostwa. Wczesne godziny poranne wybudziły go z lekkiego, lecz tym razem łaskawego snu, pozbawionego nierealnych wizji i paraliżujących koszmarów - nawiedzających nieustannie, od kilku, wydłużonych miesięcy. Nie skupiał się na wysokiej jakości spędzanego poranka: zgarniając kilka najpotrzebniejszych rzeczy, wsuwając świeżo wypraną odzież, łapiąc przejrzałe, burgundowe jabłko, z niezwykłą ostrożnością wyślizgnął się przez obdrapane drzwi, starając się nie obudzić śpiącej współlokatorki. Drewniane deski niewielkiego ganku skrzypnęły niebezpiecznie, gdy schodząc w rozrzuconą rosę, zaślepił się pojedynczym, wydłużonym promieniem. Przez krótką chwilę przymknął ociężałe powieki, nabierając ogromny haust świeżego powietrza, kuszącego specyficzną wonią wysuszonej ziemi, sypkiego siana i zielonej wilgoci. Pozwolił sobie na ulotny moment wytchnienia, zawieszenia w letnim, tak zmiennym krajobrazie. Dopiero gdy silniejszy podmuch pchnął rosłą sylwetkę, a głośny trel przywrócił do rzeczywistości, mężczyzna odetchnął ciężko, przetarł okolice szarawych oczodołów i za pomocą mieszanki siły woli i umiejętności magicznych, teleportował się do niewielkiej wioski, w której umówił się z jednym ze zaznajomionych gospodarzy. Pan Fudge jako początkujący zielarz, zamierzał wesprzeć dobrostan całej wioski, wraz z innymi zainteresowanymi. Pochłonięty sumienną nauką, zaznajamiał się z podstawowymi gatunkami, rozpoczynając wstępne rozpoznanie i pierwszą hodowlę. Chciał zweryfikować swe zbiory, poprosić o rady w celu skutecznego suszenia, oprawy, wydobywania nasion i cennych składników. Zakonnik, z którym znał się nie od dziś, miał wspomóc go w przesadzaniu i rozsadzaniu roślin, zdradzając kilka wspomagających zaklęć i naturalnych specyfików. Nigdy nie odmawiał branżowej konsultacji i fachowej odprawy. Wiedząc, że we wczesnych godzinach popołudniowych był umówiony z młodym Lovegoodem, postanowił przybyć jak najszybciej doglądając uzyskanych rezultatów i pierwszych postępów.
Nie spodziewał się, iż wymagające zadania, rozpędzą się nieubłaganie, pochłaniając obu mężczyzn. Pracowali bez wytchnienia z niewielką przerwą na lurowatą kawę i okruchy owsianego ciasta, pieczonego przez współmałżonkę przyjaznego gospodarza. Ciemnowłosy zajął się przeglądaniem przyniesionych zbiorów. Ślęcząc nad wiklinowym koszem, gałązka po gałązce przekładał przycięte rośliny, weryfikując czy nie znalazło się tam coś niepowołanego, a wręcz niebezpiecznego. Zmyślna natura operowała różnorodnością gatunków, odstraszając szkodniki oraz wścibskie i łakome zwierzęta. Obie kupki posegregował według wielkości, pozostawiając te, nadające się do dalszej przeróbki. Sprawnym ruchem rozłożył je na podłodze, na kilku starych wydaniach Proroka Codziennego, podczas gdy rozległe pukanie rozniosło się po wschodniej części budynku. – Martin, to ktoś do ciebie? – kobiecy głos wybrzmiał z korytarza, tuż przy wejściu na strome, drewniane schody. Rineheart uniósł głowę i zmarszczył brwi. Kiwnął głową do właściciela, dając znać, iż zna potencjalnego przybysza. Dźwigając się do góry, otrzepując jasne ubranie z warstw smolistego kurzu i pokruszonych elementów roślin, zbiegł po chwiejnych stopniach, posyłając przelotny uśmiech do ciekawskiej Pani Fudge. Odetchnął przeciągle i poprawiając włosy, uchylił wrota: – Artemis… Dzień dobry. Dobrze cię widzieć. – zaczął niepewnie, spokojnym tonem, mrużąc powieki - próbując subtelnie przyjrzeć się twarzy młodego archiwisty, bliźniaka sojuszniczki rebelianckiej organizacji. Jasny błękit prześlizgnął się po całej sylwetce, zatrzymując w okolicy roześmianych policzków. Pobieżna znajomość była jedynie początkiem owocnej współpracy. Doceniał tak jawne zaangażowanie i chęć niesienia pomocy – czy w jego wieku miał w sobie tyle werwy, motywacji i dość pozytywnego usposobienia? Czyżby grasujące zewsząd piekło, zdążyło ominąć tą niewinną i zaangażowaną duszę? Jak wiele wiedział, co przeżył, ile zdołał zobaczyć? Jak bardzo różnili się od siebie, przystępując do powierzonej misji? Wiedział, że dzisiejszego dnia, powinien dać się mu wykazać. Puścić jego własną inwencję, sprawdzić realną sprawczość, wpływowość, a przede wszystkim determinację połączoną z odwagą. Od pewnego czasu twierdził, że w swych szeregach potrzebują prawdziwych szaleńców, wytrzymujących narastające natężenie. Kłębowisko myśli odciągnęło go od letniej doczesności, dlatego też, gdy powrócił do tu i teraz, uścisnął dłoń współtowarzysza kontynuując: – Poczekałbyś dosłownie dziesięć minut? Nie zdążyłem skończyć pracy. Wszystko mocno nam się przedłużyło... – doprecyzował wraz z odpowiednią akcentującą mimiką. - Chciałem, abyśmy wspólnie zastanowili się skąd zaczniemy nasze działanie. Mam pewne wzmianki o najbardziej potrzebujących częściach hrabstw. – dodał ciszej. Obejrzał się za siebie, słysząc, iż znajoma kobieta kręci się po korytarzu, zaglądając mu przez ramię. – Wejdziesz ze mną? Pani Fudge chętnie ugości cię resztkami wyśmienitego ciasta, zgadza się? – gospodyni rozpromieniła się od razu, kiwając głową i biegnąc w stronę kuchni. Zakonnik przesunął się do tyłu robiąc miejsce nadchodzącemu przybyszowi. Przeprosił na chwilę i sprawnym krokiem, ponownie przeniósł się na górę. Po piętnastu minutach, żegnając się z mieszkańcami, byli gotowi do głównego planu sierpniowego upału.

| zt x2 - idziemy dalej



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Wieś Feldcroft
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach