Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]04.06.18 0:49

Salon

Centrum całego tego pierdolnika. Każdy jest mile widziany, tylko proszę wziąć ze sobą odrobinę empatii i dobrego humoru, a wszelkie niesnaski zostawić za drzwiami.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Salon [odnośnik]27.03.19 11:48
2 grudnia?

Naprawdę współczułem Erniemu; biedak musiał wstawać do pracy wcześnie rano, gnać na złamanie karku i wozić tyłki tych wszystkich niewdzięczników, którzy tylko łypali na niego groźnie jak nagle zwalniał albo przyspieszał, a oni na zmianę robili się zieloni i niebiescy. Dzisiaj na szczęście miał mieć we mnie przynajmniej chwilowego towarzysza niedoli, chociaż jak rano wpadł do mojej sypialni żebym wstawał, to myślałem, że autentycznie nie dam rady. Wlekłem się za nim jak cień, ziewając i narzekając, a jak tylko weszliśmy do Błędnego Rycerza to od razu padłem na jedno z tamtejszych łóżek, żeby jeszcze chociaż na moment zmrużyć zmęczone ślepia. Co prawda drzemka z Erniem za kółkiem była praktycznie niemożliwa, bo trzęsło i bujało bardziej niż na statu, podczas największego sztormu, ale przynajmniej poleżałem trochę aż do momentu, w którym zaczęło świtać. Słońce nie dało rady przebić się przez czarne, burzowe chmury już od jakiegoś czasu wiszące nad wyspami, więc zerkałem smętnie przez okno, zajmując miejsce obok kierowcy. Wyglądałem także mojej skocznej tańcereczki, a gdy wreszcie dostrzegłem ją na poboczu, wyciągnąłem usta w szerokim uśmiechu.
- Babette! - wyskakuję przed pojazd, żeby ją wyściskać i wycałować na powitanie, a później chwytam delikatnie dziewczęcą dłoń, pomagając jej wejść do środka - Babette, Ernie, Ernie, Babette. - rzucam na wstępie, wywracając oczami, kiedy Ern uśmiecha się w ten swój zajebiście czarujący sposób - Lepiej usiądź, Bibi. - zaoferowałem jej swoje miejsce obok kierowcy, a sam stanąłem z tyłu, wspierając się o zagłówek. Mimo wszystko miałem trochę więcej wprawy w utrzymaniu równowagi w Błędnym, chociaż gdy Prang ruszył z kopyta o mało nie zaliczyłem widowiskowej gleby - No to wieź nas do Bibury, Ern. Mama znowu będzie zawiedziona, że nie wpadłeś chociaż się przywitać! - cała podróż przebiega w miłej atmosferze, nawet jeśli trzęsie nami jak trzciną na wietrze. Rozmawiamy, śmiejemy się, a Ernest jest jak zwykle cudowny i naprawdę żałuję, że w końcu musimy go opuścić. On pewnie też, widzę to po jego smutnej mince, gdy wreszcie zatrzymujemy się przed samą furtką Azylu. Żegnamy się wylewnie - rzucamy wiele słów, wiele całusów przecina powietrze, zaś gdy autobus rusza dalej, macham mu ręką na pożegnanie. Zacinający deszcz momentalnie moczy nasze ubrania, więc nie marnujemy więcej czasu.
- Uważaj na chaszcze przy bramie, odbiło im po wybuchu i chcą zabić każdego, kto im się napatoczy! - ostrzegam dziewczynę, przekrzykując szum ulewy. Sam zręcznie mijam wyciągnięte w moją stronę pnącza. Sunę spojrzeniem po wysokiej, niebieskiej wieży z czerwonymi dachówkami oraz białymi okiennicami, aktualnie szczelnie pozamykanymi. Dom wydaje się pusty, ogród straszy, błyskawice szaleją ponad strzelistym kominem, co w połączeniu tworzy nieco niepokojący obraz, jednak w ogóle się tym nie przejmuję - znam przecież to miejsce. Wpadamy na ganek, a później do wnętrza, które od progu atakuje nas feerią barw oraz mnogością zapachów. W środku jest dziwnie cicho, na co marszczę brwi, powoli zrzucając z ramion przemoknięty płaszcz. Kilka pojedynczych dźwięków dochodzi z góry, więc unoszę wzrok na sufit, szczerząc zęby w uśmiechu.
- To na górę! - prowadzę Babette na piętro. Przebijamy się przez korytarz, gdzie prawie całą podłogę zasnuwają buty różnych rozmiarów, kształtów oraz kolorów. Dalej zmieniają się w barwne dywany, prowadzące aż do spiralnych schodów. Ściany zdobią przeróżne, często dosyć dziwne obrazy oraz rośliny spływające w dół kwieciem i liściem, farbowane chusty i na wpół przeźroczyste koraliki, w których tańczą świetliste refleksy. Przebijamy się przez przejście zbudowane z długich sznurków i gdy wreszcie docieramy do salonu, który właściwie zajmuje całe piętro, dociera do mnie dlaczego jest tak cicho. Centrum pomieszczenia pozbawione jest jakichkolwiek mebli, wszystkie właściwie zostały przesunięte pod zaokrąglone ściany i aktualnie są okupowane przez mieszkańców, którzy siedzą na blatach, krzesłach, poduchach, a nawet podłodze. Mama dostrzega nas z drugiego końca pokoju i unosi rękę w geście powitania, ale zaraz opiera palec wskazujący na wargach, byśmy zachowali ciszę. Macham do niej, jednak moje spojrzenie wędruje w końcu na sam środek sali, gdzie w dziwacznej pozycji spoczywa na deskach kobiece ciało. Unoszę obie brwi, ale zanim zdążę chociażby odetchnąć, dziewczyna zrywa się z ziemi, a z jej ust padają kolejne wersy wiersza - pełnego smutku i nostalgii, pełnego negatywnych emocji, z których próbuje się wyszarpać. Pochylam się nieznacznie w kierunku Babette, by szepnąć jej do ucha.
- Natasza jest aktorką, to spektakl. - bardzo utalentowaną aktorką. Spomiędzy jej szkarłatnych warg wylewają się całe potoki słów, oczy szklą się od łez, cierpi i wygląda to bardzo prawdziwie.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 1:59
Kiedy siedziała przed sypialnianą toaletką, układając włosy w delikatne loki, nie mogła nie wracać myślami do ostatnich wydarzeń, boleśnie rozdzierających jej serce. Przez kilkanaście ostatnich nocy, kiedy zamykała oczy, widziała ten sam widok: wisielca odnalezionego w dokach z ponurym napisanem s z l a m a wydrapanym na jego czole. I ilekroć wracała do tego wieczoru myślami, za każdym razem w jej myślach pojawiało się imię Johnny'ego - doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to mógł być on. Czy spodziewała się tego, wyjeżdżając do Anglii? Niekoniecznie, słyszała o trudniejszych czasach i niespokojnych nastrojach, ale nie sądziła - w najśmielszych wyobrażeniach - że zaszło to aż tak daleko. I martwiła się o niego: za każdym razem, kiedy wracała do niego myślą. Srebrne włosy upięte srebrną spinką opadły kaskadą na sweterek w barwie pudrowego różu, nie nałożyła na twarz makijażu - jej uroda broniła się sama i tak zwracając na siebie uwagę, a okazja, choć była wieczorna, to pozbawiona wykwintnego charakteru. Długa popielata spódnica połyskująca bielszą nicią, wykonana z lejącego się materiału, nadawała jej sylwetce większej eteryczności - lubiła stroje, które podkreślały lekkość i grację jej ruchów, nawet jeśli całość skryta pod błękitnym płaszczykiem pozostawała dla oka niewidoczna - przed wyjściem na rzęsisty deszcz zabrała ze sobą elegancką białą parasolkę, a świadoma siły wiatru, jaki ostatnimi czasy przedzierał się przez całą Anglię, naciągnęła też na czoło kaptur; opodal urokliwego ganku posiadłości swojej rodziny czekała na pojazd wskazany przez przyjaciela - bez przekonania mrużąc oczy, kiedy wreszcie pojawił się na ulicy, lecz wątpliwości wnet rozwiał uśmiech, kiedy dostrzegła twarz swojego dzisiejszego towarzysza.
- Johnny! - Tak dawno go nie widziała; ponura, szara i deszczowa Anglia przywitała ją nieszczęściami i wciąż czuła się tutaj potwornie samotna - Johnatan był dziś jak promień słońca przedzierający się przez burzowe chmury. Aż zapomniała rozłożyć parasolkę, przez deszcz, rozchlapując kałuże, pędząc mu na powitanie - i rzuciła mu się w ramiona, uściskawszy go na powitanie, przez śmiech - nieco okiełznawszy emocje - kątem oka zerkając w kierunku domu, pewna, że niewidoczna matka w oknie z dezaprobatą kręciła właśnie głową. - Tak się cieszę, że wreszcie cię widzę - Podała mu dłoń, z jego pomocą wspinając się po schodkach prowadzących do Błędnego Rycerza; już w środku wyciskając z włosów zebraną deszczem wodę. Uśmiechnęła się czarująco do Erniego, dygając na powitanie, kiedy Johnny przedstawił swojego przyjaciela - i bez zawahania uścisnęła mu dłoń, przyjaciele jej przyjaciela musieli być wyjątkowymi ludźmi. Nieco zdezorientowana, ale nie opierała się, kiedy zaproponował jej siedzenie obok kierowcy - z zachwytem spoglądając przez szeroką szybę dającą doskonały widok na drogę. Dopiero, kiedy Błędny Rycerz ruszył w drogę, zrozumiała nieco słowa Johnatana; najpierw pisnęła, przytrzymując się czegokolwiek, co była w stanie chwycić ręką, lecz zaraz później krzyk przeszedł w śmiech, kiedy pojęła, że nic jej nie grozi, a Ernie zdaje się zachowywać całkowity spokój. Jak w wesołym miasteczku - tylko dłużej i dalej. Trzymała się siedzenia, raz za razem oglądając się na Johnatana i gładko wchodząc w rozmowy przyjaciół, rada z ich otwartości na nią: naprawdę jej tego ostatnio brakowało.
Ale to był dopiero początek przygody - ledwie opuścili Rycerza, a do niej dotarło ostrzeżenie Johnatana. - Oh - stwierdziła krótko, z oddali przyglądając się roślinom - i przemykając, bez przekonania, po śladach Bojczuka aż pod drzwi jego domu, tym razem pamiętając o parasolce, którą tylko trochę powyginał dmący wiatr. Z zewnątrz dom wyglądał naprawdę urokliwie - lubiła niebieski kolor. - Jesteśmy może nie w porę? - dopytała z lekką obawą już w środku, również wyczuwając dziwną ciszę - i dostrzegając konsternację na twarzy przyjaciela. Zsunęła z wąskich ramion płaszczyk, przekazując mu go do odwieszenia. Ale zaraz dostrzegła jego uśmiech i pojęła, że tu znów nic nie jest takim, jakim się wydaje - i udała się za nim na piętro, po drodze dostrzegając, jak wielu gości musiało dzisiaj zgromadzić się pod dachem jego matki. Spoglądając kątem oka na buty, bez pewności zwróciła się do niego - Czy powinnam...? - Buty ściągnąć, ale Johnny już gnał na górę - a ona pobiegła za nim, ze zdumieniem przyglądając się zdobionym schodom. - Ależ tu pięknie - westchnęła tylko, pokonując kolejne schodki i tajemnicze przejścia, wyłaniając się wreszcie ku zgromadzeniu. Dostrzegłszy starszą kobietę, która uniosła dłoń, najwyraźniej witając się z nimi, uśmiechnęła się szczerze i pogodnie, dygając przed nią z gracją od progu - ale uciszona jej gestem nie odezwała się ani słowem. Zamiast tego przekierowała uwagę ku gwieździe wieczoru. Początkowo i ona nie rozumiała - wzruszenie nabiegło ją dopiero, gdy kobieta zerwała się z desek i jęła deklamować przepełnione smutkiem wersy. Wpatrywała się w nią błyszczącymi oczami, jak zahipnotyzowana, ogarnięta niemal smutkiem wylewającym się z jej słów. Aż rozbolało ją z tego smutku serce - tak mocno wzbudzała w nią empatyczną rozpacz, którą prędko podzieliły; wkrótce w kącikach jej oczu zalśniły perliste łezki.
- Jest wspaniała... - szepnęła, unosząc twarz ku Johnny'emu w odpowiedzi na jego szept. - To cierpienie, które czuje - szeptała dalej - oczarowana - sądzisz, że uda jej się z niego wyzwolić? że kiedykolwiek zazna jeszcze szczęścia? czym właściwie jest szczęście, czy człowiek może w ogóle... - ucichła jednak, wspominając palec zatknięty na ustach kobiety, która zdawała się być gospodynią tego wieczoru, powracając wzrokiem do emocjonalnych ruchów aktorki; przekrzywiła lekko głowę, naszła ją ochota na smutny, nostalgiczny taniec, ale nie czuła się w obcym środowisku na tyle pewnie, by dołączyć do aktorki, mogłaby uznać to za niegrzeczne. - To zaczarowane miejsce - szepnęła jednak zaraz ku niemu, nie potrafiąc zachować milczenia: i choć podobne słowa w ustach czarownicy mogły zabrzmieć trywialnie, to dziś - dziś miała na myśli coś zupełnie innego. Magicznego - w sposób inny niż magia, jaką dysponowała za sprawą czarodziejskiej różdżki. - Jak często spotykacie się tu w taki sposób? Wiesz, mam na myśli... tak tłumnie, odkąd opuściłam Francję, nigdy nie... - W Paryżu było więcej artystów, konwenanse zdawały się słabiej ściskać czarodziejów, a sztuka opadała na podatniejszy grunt. Tu, w Londynie, trudno jej było znaleźć ludzi, którzy myśleliby podobnie jak ona.


All the shine of a thousand spotlights, all the stars we steal from the nightsky; towers of gold are still too little, these hands could hold the world but it'll

never be enough

for me

Babette Delacour
Babette Delacour
Zawód : Tancerka
Wiek : 19
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Topią się dla niej, to poprawia wodę
Szybko
Jak rąbek
Zadartej spódnicy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
 fire walk with me
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7000-babette-delacour#184024 https://www.morsmordre.net/t7007-mirsalah#184166 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f250-kornwalia-polwysep-an-lysardh-lighthouse-road-3 https://www.morsmordre.net/t7009-skrytka-bankowa-nr-1587#184226 https://www.morsmordre.net/t7076-babette-delacour#186874
Re: Salon [odnośnik]25.04.19 21:40
Obserwuję Nataszę, mrużąc lekko oczy, wsłuchując się w rozemocjonowany tembr jej głosu, przymykam na moment ślepia, przez krótką chwilę oglądając spektakl nie za pomocą zmysłu wzroku, a innych. Słyszę, przede wszystkim jednak czuję. Czuję każdą kolejną negatywną emocję, którą z siebie wyrzuca i sam doznaję swojego rodzaju katharsis... Rozchylam powieki, gdy dociera do mnie szept Babette. Zwracam twarz ku jej twarzy, zaś gdy dostrzegam błyskające w kącikach oczu łzy, to moje usta mimowolnie wykrzywia delikatny uśmiech. Była piękna w swojej wrażliwości, we wzruszeniu, w empatii. Jej osoby nie zdobiło tylko śliczne lico i okalające je pukle jasnych włosów, a coś znacznie, znacznie ważniejszego... W tym momencie po prostu chciałem ją pocałować; pochylam się więc lekko, jednak usta Babette układają się w kolejne słowa, a ja kiwam jeno głową. Miała rację, magiczne było na wskroś, pod każdym względem i w każdym tego słowa znaczeniu.
- W sumie dosyć często. - wzruszam lekko jednym ramieniem - Pod koniec grudnia moja mama organizuje tu całkiem sporą wystawę, ludzie zaczynają się już zjeżdżać z różnych zakątków wysp. I nie tylko, przybędą nawet niektórzy znajomi zza mórz. Stąd ten tłok. - tłumaczę, chociaż tak po prawdzie na co dzień mieszkało tu więcej ludzi, niżby się można było spodziewać - taki stan rzeczy utrzymywał się odkąd pamiętałem. Tylko zwykle po prostu nudziliśmy się przed kominkiem, albo dyskutowaliśmy o różnych pierdoletach i tak właśnie mijały kolejne wieczory - Anglia jest znacznie bardziej konserwatywna jeżeli chodzi o sztukę. Nie wiem czy miałaś już przyjemność odwiedzać tutejsze galerie, zauważ, że większość wystawianych tam dzieł wydaje się dosyć... skostniała, we Francji artyści mogą pozwolić sobie na znacznie więcej. Tutaj jednak... tutaj każdy z nas może sobie pozwolić na wszystko. - kończę wpół słowa, bo naszą rozmowę przerywa przeraźliwie głośny pisk, wydobywający się z gardła Nataszy. Mam ochotę zakrywać uszy dłońmi, szczególnie, że krzyk zdaje się ciągnąć w nieskończoność, a gdy wreszcie milknie, milkną także inni. Przez kilka chwil wokół panuje kompletna cisza, nieprzerwana nawet przez oddechy zgromadzonych. I w końcu słychać pierwsze brawa, odbijające się od salonowych ścian; i ja do nich dołączam.
- Chodźmy przywitać się z mamą! - kiwam głową, łapiąc Babette za rękę i prowadząc ją w kierunku pani Bojczuk. Jak to zwykle bywa, trzeba odbębnić swoją porcję czułości, więc ściskam ją i całuję po policzkach, a ona odwdzięcza mi się tym samym. Później, jak już przedstawię jej Bibi, to wita ją podobnie, przelewając na jej drobną sylwetkę tyle samo miłości, a ja wyciągam usta w uśmiechu.
- ...wybacz ten cały bałagan! Właściwie sama nie spodziewałam się, że czeka nas dzisiaj taki spektakl! Byłam tak samo zdziwiona jak wy, kiedy wróciłam z miasta i zastałam to w naszym salonie! - śmieje się. Ja zaś wodzę wzrokiem naokoło, pochylam się lekko w kierunku Babette i szepczę jej do ucha, że za moment wracam. Wyruszam w poszukiwaniu butelki Zielonej Wróżki, którą kupiłem podczas ostatniej wizyty we Francji i trzymałem właśnie na taką okazję. Oby tylko nikt mi jej nie wychlał cichcem bo znajdę i ukatrupię. Słyszę jak za moimi plecami mama już się rozgaduje zalewając Bibi potokiem pytań o to jak jej się podoba w Anglii, jak konkretnie w tym miejscu, czy tęskni za Francją i że tańczy podobno?...




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach