Wydarzenia


Ekipa forum
Dorian Avery
AutorWiadomość
Dorian Avery [odnośnik]16.12.18 23:09

Dorian Gilbert Avery

Data urodzenia: 14 stycznia 1935
Nazwisko matki: Bulstrode
Miejsce zamieszkania: Zamek Ludlow
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Łowca magicznych stworzeń
Wzrost: 181
Waga: 79
Kolor włosów: Czarny
Kolor oczu: Piwny
Znaki szczególne: Cienka blizna na lewej skroni i głębsze, po wilczych pazurach i zębach na lewym ramieniu i klatce piersiowej, bystre spojrzenie


Błogie, dłużące się ku górze cienie i blade, upadające w czerwień promienie ginęły pośród rozcapierzonych, niczym szpony, gałęzi. Jedne po drugich znikały, gdy ciemność zbliżającej się nocy rozchylała ramiona, jak stęskniona kochanka. Przychodził do niej często, obejmował w posiadanie ofiarowane jestestwo, zanurzając w oddechu, spijając westchnienia prosto z ust. Taka była przecież noc. Taki był on, znikając w cieniu ściganym przez jego własne skrzydła.
Polowania czas zacząć.
Przenikliwy chłód tańczył wśród piór, ale nie sięgał ciała. Unosił wysoko, ponad strzelisty szczyt, przy którym dostrzegł gniazdo. Wysoko, osadzone w szarpanej wiatrem szczelinie. Nie hamował instynktu, który popychał ramiona, nie walczył z tłukącym się zbyt szybko sercem. Musiał to zobaczyć. I ciężko było mu się pohamować. Nie dlatego, że żałował widoku. Czuł satysfakcję.
Dwa pisklęta wciśnięte w róg kamiennej ściany nie poruszały się niemal wcale. Targany zimnem, przerzedzony puch wciąż nie ustępował przyszłym piórom. Chude, niemal sine ciało, wygięty dziób i wielkie, ciemne ślepia, które obserwowały szybującą po niebie sylwetkę. Cicho, bez pisku, jakby w oczekiwaniu na cios, który nie nadchodził, ale z niemożliwą do przeoczenia, wolą przeżycia
Czy widział tam siebie? Czy widział i jego, stałą egzystencji? I znowu, czy stare wspomnienie żywo pikowało w umyśle, zmuszając go do pamiętania? W końcu, to nie żałość czuł.


...

Dwie ciemne źrenice, które wpatrywały się w martwe oblicze matki, wcale nie należały do spokojnych. Wrzask nowo narodzonego dziecięcia przecinał powietrze jak ostrza, podobne do tych, które zmusiły kobiece ciało do wyrwania z łona długo oczekiwanego dziedzica. A potem drugiego. Bliźnięta. Sine, ale oznajmiające światu, że żyją. Wbrew przewidywaniom akuszerek. On był tym drugim, żegnającym gasnące życie matki.
Odeszła jeszcze zanim jej drugi syn otworzył ślepia, zapamiętując obraz bladej twarzy, ciemnych, rozwartych szeroko oczu i rozlanego szkarłatu, który plamił białe prześcieradła. Zimowa noc czternastego stycznia. Symbol przeszłości.


...

Czemu nie miał rozszarpać piskląt? Wystarczył nagły zwrot, rozwarte do ataku szpony i krwawe ochłapy pozostawione w opuszczonym, kamiennym gnieździe. Kusiło go. Czuł nawet przyjemny ucisk adrenaliny, który potrafił przysłonić mu logikę działań. Błysk w ciemnych ślepiach mówił przecież, że mógł to zrobić. A mimo to, zatoczył koło, wciąż obserwowany parą identycznych spojrzeń i Dorian wiedział, że to nie wystarczy, by zdusić wolę walki. Nie dziś. Noc chroniła swoje dzieci i pchnęła skrzydlatą sylwetkę dalej, ku szczytom, wabiąc innym zapachem nowym polowaniem. To najprostsze, gonione dudnieniem krwi i nagłym impulsem, gdy dostrzegało się nieuchwytny cel. A fakt, że potrafił zignorować rodzące się w konsekwencji fakt, nie miała znaczenia. Przynajmniej, dopóki nie przyszło mu się zmierzyć z ich naleciałościami.
Pamiętał swoją pierwszą zdobycz. Unoszący się, metaliczny zapach krwi, ból własnych ran i głupią, arogancką dumę, że może więcej. Nawet, jeśli nie było to prawdą. A wszystko wymieszane i przesiąknięte błotem i wilczym skowytem.


...

Kilkuletni chłopiec nienawidził codziennych lekcji i krążących wokół niego i brata, guwernerów. Tylko surowe spojrzenie ojca i ciężka ręka potrafiły zmusić go do posłuszeństwa, nie raz karząc dotkliwiej, gdy padał rozkaz obserwacji, jak za własny uczynek, karę otrzymywał Lexaundre. A Dorian z zaciśniętymi zębami, stał i patrzył. Lekcje były dotkliwe i wymienne, otrzymując tę sama karę, gdy winny był brat. Skutecznie ucząc obu posłuszeństwa wobec starego ojca - lorda oraz budującej się goryczy i szacunku jednocześnie. Na koniec zostawali sami. Ale z ziemi, podnosili się razem. Z czasem, zamiar ojca przekształcił dławiony gniew w coś innego. Gorycz mieszała się ze świadomością, że przecież nie było w tym nic złego. Nie mogło być. Dostawali coś, tylko po to, by w dorosłym życiu nie robić z siebie głupców. Z czasem, pielęgnując te ułomność i tworząc w charakterze Doriana rodzaj niespełnionej aury.
Tego jednego wieczoru, chociaż obaj zawinili – świętowano. Dwaj chłopcy, w przypływie emocji odrzucili pochylającego się nad nimi, guwernera z rózgą. Magia, odezwała się i nie dawała wątpliwości, co do wartko płynącej w ich żyłach czarodziejskiej i błękitnej krwi.


Siniaki, zadrapania i obicia, były nieodłączną częścią życia dwóch, młodych lordów. Nie wszystkie wynikały z kar, które otrzymywali. Nie wszystkie były wynikiem ojcowskiego gniewu, czy surowych, którzy wbijali do głowy nauki, które każdy arystokrata winien posiadać. czasem była to dziecięca ciekawość, chłopięca brawura, albo po prostu głupota. W końcu - czuli się lordami. Kto mógł im zabronić? Arystokratyczna buta i pewność o wyższości nad innymi była pielęgnowana równie mocno.
Wśród tych najbardziej przyswajalnych, a kwalifikujących się w teorię – należała nauka języków – francuskiego i trollańskiego. Dwa całkowicie różne od siebie – Dorian wyjątkowo łatwo przyswoił, jakby rekompensując pozostałe, teoretyczne ubytki, których podstawy liznął, ale z ich przyswajaniem bywało różnie. Wolał sprawdzać zależności w praktyce. Odnajdował przyjemność w innych umiejętnościach – szermierka, pływanie, lataniem na miotle, nie potykał się zbyt mocno nawet w tańcu balowym, ale nade wszystko, upodobał sobie jazdę konną i wpisane głęboko w rodową krew Averych – łowiectwo.  I w tym - ścigał się z bratem o pierwszeństwo. Dorian uwielbiał zapach polowania. Gotów był sterczeć
przy znienawidzonych tematach, tylko po to, by wypuszczono go do lasu. Wyczekiwanie na ruch, ściganie zwierzyny, a im trudniej było ją dopaść, tym młodszy Avery czuł większą adrenalinę. Ożywiał się. Żył. Uczył, jak szybko dostrzec ofiarę, jak ukryć swoją obecność przed nieporządnym spojrzeniem. Jak zranić i dopaść zwierzę. A nawet – jak znaleźć drogę, spoglądając w ciemne niebo, okraszone ledwie błyskającymi mdło punktami światła. I w końcu, gdzie trafić, by dobić ofiarę.
Wśród nauk najwięcej miejsca zajmowały magiczne stworzenia i obaj skłonni byli przewracać stare, pożółkłe stronice tomiszczy, które chowali pod łóżkami w komnacie. Ale była to oczywistość, na która nakładano słuszne wymogi.
Wbite jeszcze cięższą ręką posłuszeństwo, trzymało w ryzach tak pędzący zbyt daleko zapał, jak i budzące się dożycia, nieco inne emocje, powoli, wypłukując dziecięcą naiwność. Ostatecznie, otrzymali najbardziej właściwą lekcję. Patrzyli, jak dwa, młode orły, którymi Lex i Dorian zajmowali się od pisklęcia, zostają pozbawione życia. Trzask łamanych kości i pióra, która opadły na ziemię, towarzysząc kapiącej nierówno czerwieni. Bezużyteczne - usłyszeli - i to z waszej winy. Nauka, którą obu wtłoczono w płynącą wartko krew. Ich własną. Nauka, którą zrozumiał dużo później.

Pierwsze polowanie było dla niego przejściem. Niezależnym, swoistym chrztem, którego dokonał – oczywiście z bratem. Moment, gdy otrzymali na swoje jedenaste urodziny, pierwsze, stworzone na miarę dorastających chłopców - kusze, postanowili wykorzystać w praktyce. Posłużyła do tego wieczorna ucieczka w leśną, pogrążoną w cieniu gęstwinę, na przekór zakazom, które otrzymali. Szczęśliwie dla nich, na ich drodze nie stanął troll, którego z arogancką dumą, dwóch braci planowało upolować. Historia bliźniaków zapewne by się skończyła w tamtym momencie. Znalazł ich inny drapieżnik, który upatrzył w nich ofiarę – ostatecznie sam się nią stał. Wilk został poskromiony, chociaż wielkim kosztem. Kły wielkiego zwierza o ciemnych, gorejących wściekłością ślepiach, rozszarpały w pierwszej kolejności jednego z łowczych, wysłanych w pościgu za dwójką niedorosłych lordów. Pierwsze, oczywiście niecelne strzały, tylko rozwścieczyły bestię, ale sługa, nim zginął, zdążył porządnie go zranić. Kły rozerwały ramię i pierś Doriana, pazurami tnąc także brata. Ale dwa bliźniacze, tym razem celne strzały, dokonały dzieła. Gdy znaleziono uciekinierów, nawet pan ojciec zdobył się na okazaną oficjalnie dumę z pierworodnych. Śmierć nie miała tu znaczenia, a pisana krwią historia, od zawsze nadawała rodowym opowieściom prawdziwości.
Tego samego dnia, niby echo dudniącego proroctwa, do zimnego dworu Ludlow zawitała śnieżna sowa, niosąca dwa, identyczne listy. Hogwart wołał.


...

Czekał. Złożył skrzydła, otrzepując z mgielnych kropel nocy, które osiadały na piórach i powoli skapywały na oplatana pazurami, skalną półkę. Razem z deszczem, w dół skapywały szkarłatne krople, gęsto zbierające się w wyżłobieniu przy krawędzi. Mokre, równie szkarłatne od posoki futro zająca, znaczyło się szarpanymi śladami szponów. Łowca wygrał, ale zdobycz nie interesowała go wcale. Przyglądał się dwóm pisklętom, które wbiły chude ciała pod jedyną osłonę przed burzową chmurą. Obserwował, jak dwa, niedorosłe duchy lasu, w końcu ruszą po swoje, albo - rozszarpią się nawzajem o rzucony ochłap. W niecodzienny sposób wydawało mu się, że oto dostrzeże, jak jedno z piskląt zatrzęsie się i z chudego, pierzastego ciała wyrośnie ludzkie. Czy on wyglądał tak żałośnie, gdy pierwszy raz dokonał przemiany?


...

Nie zazdrościł bratu talentu. Nawet, gdyby chciał, nie odnalazł by się w roli, jaka opadła na ramiona brata. Tak dziwna, chociaż wpisujący się w naturę Averych. Fascynował i podziwiał, nawet, jeśli nigdy nie powiedział na ten temat słowa. Wolał milczeć. Dorian – upatrzył sobie inną perspektywę. Tę, która dawała mu namiastkę wolności, wyrywanej w nielicznych, bo daleko od chłodnych oczu ojca. Lexaundre był jego krwią. Niezależnie od tego co robił i gdzie był, intuicyjnie wiedział, co się z nim działo. Różniło ich wiele, ale żadna siła nie potrafiła zerwać braterskiej więzi, niby tętniąca żywicą, żelazna żyła.
Trafili w progi tego samego domu. To Salazar wiódł nad ich głowami pieczę i żadna wątpliwość nie była w stanie tego wykreślić. Typowa dla Averych duma, przenikliwość i surowość, bez zarzutu wpisały w progi Domu Węża. I nie wyłamywał się w wyznaniu, które rządziło uczniami Slytherinu. Uprzedzenie do klas niższych, gardząc niższym pochodzeniem, miał wpisane w naturę. Brzydził się obecnością mugolaków w szkole i nigdy nie pozwolił sobie na zapomnienie, chłodem taksując niektóre próby porozumienia, nie raz traktując gniewnym spojrzeniem, co niektórych strasząc jadowitą odpowiedzią, ale nie próbował mieszać się do idiotycznych bójek. Był ponadto. Nawet, jeśli naraził się gryfońskim chłystkom, od których oberwał. Być może nie należał do chuderlawych kujonów, ale nigdy nie był wyjątkowo silny. Częściej unikał bezpośredniej konfrontacji, mszcząc się po cichu.
Tym bardziej, że znalazł dziedzinę, która przychodziła mu w nauce całkiem łatwo, a talent dostrzeżono nawet przez nauczycieli transmutacji. Nie miał za to reki, niemal dosłownie – do alchemii, gubiąc ingrediencje, które miały znaleźć się w kociołku. Nawet do uroków się nie nadawał, w czym brat przeciskał go już po pierwszych zajęciach, pozostawiając go daleko w tyle. Nie przejmował się, bo odkryta dziedzina, wskazał mu ścieżkę, którą mozolnie realizował. Animagia.


Był uparty. Początkowo tylko czytał, wyszukując pozycje najpierw sam, potem, otrzymując wskazówki od nauczycieli, który dostrzegli potencjał. A jeden z nich, za słoną zapłatą (oczywiście od ojca) wziął młodego Doriana pod skrzydła, by za oficjalną zgodą rodziciela, podjąć wyzwanie przemiany. Droga była długa, paskudnie trudna i naznaczona wielokrotną porażką. I zdecydowanie, nie przyjęła jakiejkolwiek formy przez długi czas, wywołując kolejne, pozbawione kontroli, częściowe przemiany. Ale był uparty.
Nie podobały mu się zmiany, które wprowadził samozwańczy dyrektor szkoły Grindewald. Nie podobały mu się też idiotyczne wzmianki i zakazy, chociaż, w zamian, umykały niektórym oczom nauki, które pociągnęły Doriana tą mroczną stroną magii. A tę chłonął szybko, naiwnie wierząc, że da mu potęgę - od razu. W końcu, przyjeżdżając na wakacyjna przerwę do rodowej posiadłości – trenując w praktyce ich działanie. Początkowo, były to nieduże zwierzęta, które dopadł w otaczających dwór lasy. Powoli, dostrzegał też więcej, także, tej brzydkiej strony, która rzucała go na kolana. czarna magia była mocą nieprzewidywalną, tym bardziej, dla kogoś tak młodego. Dostrzeżony przez ojca, otrzymał dodatkową lekcję, wprowadzając w tajniki czarnej magii dużo skuteczniej, niż mógłby na własną rękę. Tym razem, był mu za lekcję wdzięczny. Dając wgląd w ciemniejące zakamarki, spragnionej władzy duszy, wciąż zbyt zaślepionej, by dostrzec w niej czyhające niebezpieczeństwo. W końcu, to on miał być łowcą. Czającym się na nieświadome ataku ofiary -  drapieżnikiem. Kiedyś, musiał przypomnieć sobie, że drapieżników było więcej. I wiele większych.
Pierwsza przemiana dokonała się podczas jednej ze świątecznych przerw, na sam koniec szkoły. Chłodny, mroźny wieczór i pamiętna bójka, do której ojciec zmusił braci. Rozkaz. Walka do krwi, ale nie pierwszej. Wykonali bez zawahania, a na koniec obaj przeraźliwie zmęczeni, obici i ranni, zostawieni na treningowej podłodze. Wstali obaj, ślizgając się na plamach szkarłatu, podpierając ramionami ciała, by dopiero we własnych komnatach otrzymać pomoc magomedyków, wysłanych przez ojca. Znali schemat działania. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Noc nie dawała mu wtedy spać, tak, jak wciąż osłabione ciało. Otworzone okno komnaty na piętrze, oddawało mu oddech, kojąco wręcz łagodząc zagniewany umysł. A mimo to milczał, patrząc coraz dłużej w ciemność. Ale skupienie, nie było tak trudne, jak podczas wszystkich prób w szkole. Impuls, potem ścisk w żołądku i nagła zmiana perspektywy. Na balustradzie balkonu, siedział już skrzydlaty drapieżnik. Jastrząb. Ta noc była prawdziwie piękna, odarta z ograniczeń, czysta, przepełniona nagłą wolnością i lotem, którym się niemal zachłysnął. Ostatecznie, wracając do dworku i drapiąc pazurami w okno pokoju brata. Wiedział. Rozumiał.
Pierwsza przemiana, jednak nie znaczyła wiele. Nie kiedy, nie potrafił odtworzyć jej powtórnie, następnego dnia. I kolejnych. Poświęcić miał jeszcze kolejne lata swoje i najętego nauczyciela, by jastrząb rzeczywiście przybywał, kiedy Avery tego potrzebował. Poświecić też będzie musiał kolejne, by wzmocnić i doszlifować umiejętność. Chociaż bywał ignorantem, zdawał sobie sprawę, że tak trudna sztuka, nie mogła przychodzić łatwo. Nawet, jeśli się tego pragnęło.


Egzaminy końcowe minęły niemal bezboleśnie, nie dając większych powodów, by ojciec wyznaczał dodatkowe kary. Ale powrót do przesiąkniętym chłodem - nie tylko kamieni - dworu - nie należał do radosnych. Nie tylko ze względu na surowość ojca seniora, który z wiekiem odsłaniał coraz bardziej nieprzewidywalne zachowania. Ich osobiste bóstwo, skore do gniewu, surowe i odarte z większości ram ojcowskiej wrażliwości. I gotowe zesłać karę odkrywając nieposłuszeństwo. To jednak, co wgryzło się w milczenie braci, to ponowny ożenek ojca, z młodą ledwie starszą od synów kobietą. Dorian nawet nie próbował obdarzyć zainteresowaniem młódki.

Być może, było w tym coś więcej, wpojona przez lata niechęć, czy też chmurny brak wrażliwości - w obliczu płci pięknej. Częściej widział wokół mdłe, puste laki, w których nie umiał znaleźć zachęty ponad cielesną pożądliwość. Dorian czuł się nimi oszukany, nie rozumiejąc gry, w którą czasem próbowały go wciągnąć. I kobieta, która nie umiała zmusić, czy też skusić go do łowów - nie była warta zainteresowania. Ambicja kazała mu sięgać wyżej.


...

Wzniósł się w powietrze w tym samym momencie, w którym dwa pisklęta, ruszyły w jego kierunku, by prawdopodobnie rzucić się na pozostawione truchło, a może, by w nim spróbować znaleźć ofiarę?. Nie oglądał się. Bystry wzrok sięgał wyżej, wznosząc się ponad skalne ustępy i gołe wierzchołki drzew. Wiatr ślizgał wilgocią mokre pióra, które ginęły w ciemności nawet bacznemu obserwatorowi. Na języku wciąż czuł metaliczny posmak krwi, a ślady szkarłatu wciąż znaczyły drapieżne oblicze łowcy. Unoszący się w powietrzu zapach polowania, nadal gnał go do szczytów. To, czego rzeczywiście szukał, tej nocy nie było dostępne. Czy kiedykolwiek było? Czy był w stanie ugasić dręczące nieustannie pragnienie?


...

Od salonów wolał otwarte przestrzenie lasów, urwany oddech, zapach wiatru i pościgi za zwierzyną, ale nie zignorował arystokratycznej powinności. Te, stawiał wyżej niż własne zachcianki. Wpisywał się w historię zakładanych na balach masek, nie tylko ku rozrywce obecnych. Pozostawał jednak odległy, czuł dziwny niepokój, nie dając się wciągnąć w plotkarskie praktyki. Tam, gdzie wymagała tego powinność, trwał, lawirując wśród gości, posyłając fałszywe uśmiechy, umykając od co bardziej tkliwych jednostek. Jego wzrok, od czasu do czasu chwytał mniej lub bardziej spłoszone spojrzenie salonowej młódki. Wiedział, że szykował się nieszczęsny czas wyboru. Kolejna z rodowych powinności, która zawisła nad głowami braci. Małżeństwo.
W ciemnych oczach czaiła się inna iskra przeznaczenia. Nieregularny cień, niby burzowa zapowiedź niebezpieczeństwa. Bo potrafił być niebezpieczny. Tylko niektórym, otwarcie okazując wrogie zainteresowanie, prawdziwą myślą, dzieląc się z nielicznymi. To rodzina stanowiła źródło przywiązania, zaufaniem, darząc jeszcze mniejszy krąg. Brat. Krew wiązała silniej, niż cokolwiek innego. W to wierzył, o tym był przekonany i nie przyjmował innej wersji.
Potrafił jednak dostrzec siłę - wiele większą niż tę upatrywaną we własnych rękach, ścigał moc, ta - wymuszała na nim szacunek, ale inny od poddaństwa. Jak ciemna magia, której tajniki, niby najlepsza kochanka, zacieśniały ramiona wokół dorianowej duszy. Nie sprzeciwiał się coraz bardziej upojony jej głosem, brnąc w tajemnice, kiedyś tak bardzo niedostępne. I tak samo, potrafił podążyć za wzorem, w którym upatrywał kiedyś swoje miejsce, jak i wrogiem, z którym chciał skrzyżować ostrze.

Nikt nie zdziwił się, że obaj bracia podążyli ścieżką wyznaczona przez wiekowy ród łowców. Nabierając doświadczenia najpierw w progach Ministerstwa, potem zdobywając nawet prywatnie zlecenia i wyprawy, które ściągał w dalekich stronach nie tylko Europy. Lata treningów, nauki wbijane do głowy, niezliczone łowy i rodowe zamiłowania do trolli, czyniły z Doriana łowcę bystrego, a przede wszystkim zwinnego. Braki nadrabiał innymi cechami. Wciąż się uczył, doskonaląc zdobytą wiedzę. Bez skrupułów podejmował się wypraw, które nosiły miano niebezpiecznych. Im większe zagrożenie czaiło się na końcu ścieżki, tym większą zapalczywością się wykazywał. Nie raz płacił za to własną krwią, nie raz kosztując i porażki, ale - nie zmieniało ścieżki, którą podążał. Wciąż trenowana, animagiczną postać, której z natury nie odsłaniał przed obcym spojrzeniem, mogła uczynić go skuteczniejszym i bardziej wytrwałym w polowaniu. Wciąż potrzebował się  w tym szkolić, ale pilnował. Ale dzięki temu towarzyszył wyprawom, które ścigały dumne drapieżniki. Był łowcą z duszą rycerza, wpisaną w rodowe serce Avery. I płacił te same koszta.


Doriana fascynowały magiczne stworzenia. Swoje pierwsze zetknięcie miał oczywiście z rodowymi trollami. I chociaż został wyedukowany w podstawowym porozumiewaniu się z nimi, nigdy nie podjął się specjalizacji w ich chwytaniu, pozostawiając tę rolę innym członkom rodu. On sam skierował się na drogę innego łowcy. Ściganie, tropienie i chwytanie magicznych stworzeń, na które otrzymywał zadanie, stanowiły podstawę jego zajęcia. Nie raz zmuszając go do wyjazdów. Większość zleceń, które przyjmował, pochodziły od prywatnych klientów. Hodowcy, którzy potrzebowali "świeżej krwi", prywatni kolekcjonerzy, czasem rezerwaty, a nawet, nie do końca legalne misje. Uczestniczył w wyprawach, najczęściej w towarzystwie starszego i doświadczonego łowcy Anthonego, który trzymał nad nim swoistą pieczę, wiedząc, jak daleko sięgają kontakty rodowe młodego dziedzica. I jak słowni byli tak wymierzaniu kar, jak i wdzięczności.
Od czasu do czasu śniło mu się, że wyruszał na łowy ku stworzeniom jeszcze potężniejszym - smoki, wilkołaki, legendarne chimery, śmierciotule... ale zdawał sobie sprawę, że długo jeszcze będą stanowiły dla niego nieosiągalny cel. Pozostawał więc wierny tradycji, sięgając po to, do czego był zdolny, być może w przyszłości, decydując się na nowy etap łowieckiej działalności.


Powrót do Londynu powitał go burzą i to w kilku wymiarach. Wydarzenia na Stonehage wywołały w nim słuszne oburzenie i obawę o czarodziejski świat jaki znał. To, co nie powinno brudzić magii, wydzierało się coraz głośniej, niszcząc w posadach tradycję i szlachetność, która arystokracja budowała od wieków. bez zawahania podążył za głosem Czarnego Pana, który przyniósł mu w słowie jeden z jego najwierniejszych popleczników. To tam widział swój kolejny cel, upatrując nowe, niedoścignione do tej pory polowanie. Był gotów na łowy.


Patronus: Brak

Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 50
Zaklęcia i uroki:00
Czarna magia:14+2 (różdżka)
Magia lecznicza:00
Transmutacja:15+3 (różdżka)
Eliksiry:00
Sprawność:5+4 (waga)
Zwinność:10+5 (aktywność)
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
FrancuskiII2
TrollańskiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AstronomiaI2
AnatomiaI2
KłamstwoI2
ONMSIII25
RetorykaI2
SpostrzegawczośćII10
Ukrywanie sięI2
ZastraszanieI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Odporność MagicznaI5 (+1)
Wytrzymałość FizycznaI2
Szlachecka etykietaI0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Rycerze Walpurgii00
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I0.5
Muzyka (wiedza)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI0.5
Taniec balowyI0.5
SzermierkaI0.5
QuidditchI0.5
PływanieI0.5
JeździectwoII7
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 2,5


Ostatnio zmieniony przez Dorian Avery dnia 15.04.19 12:12, w całości zmieniany 7 razy
Dorian Avery
Dorian Avery
Zawód : Łowca magicznych stworzeń
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
And he'll brace for battle in the night
He'll fight because he knows he cannot hide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6775-dorian-avery#200339 https://www.morsmordre.net/t7352-anskari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t7353-skrytka-bankowa-1704#200792 https://www.morsmordre.net/t7351-dorian-avery#200786
Re: Dorian Avery [odnośnik]24.04.19 19:05

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Nie ulegało wątpliwości, że Dorian, wraz z bratem bliźniakiem formowany przez okrutnego i wymagającego ojca, rósł na dobrego przyszłego dziedzica Averych. Od dzieciństwa poddawany surowemu wychowaniu przyswajał kolejne lekcje wpajane przez rodziciela i guwernerów, ucząc się wszystkiego, co powinien umieć każdy mężczyzna z jego rodu. W życiu Averych nie było miejsca na słabości i sentymenty, które ojciec skutecznie wyplenił z ich młodych głów - mieli wyrosnąć na silnych i niezłomnych łowców. Od teoretycznych nauk o wiele bardziej ukochał sobie wyprawy do lasu i emocje towarzyszące polowaniu. To wtedy czuł, że naprawdę żyje i robi to, do czego został stworzony. Nawet w Hogwarcie nie zapominał o wyniesionych z domu naukach, pielęgnując dumę z powodu tego, kim był, i jak każdy Avery gardził mugolami i mugolakami. Jeszcze przed ukończeniem szkoły opanował trudną umiejętność animagii; choć los poskąpił mu daru, który przypadł w udziale bratu, sam zdobył inną i równie cenną umiejętność, umożliwiającą mu patrzenie na świat z perspektywy jastrzębia, dobrze pasującego do drapieżnej natury Doriana. Bardziej niż salonowe życie ukochał sobie lasy i polowania, nie interesował się szlacheckimi gierkami ani zabieganiem o uwagę strojnych młódek. Podobnie jak brat podróżował, polując na groźne stworzenia, a kiedy nadszedł czas, bez wahania podążył za głosem Czarnego Pana, pragnąc zawalczyć o zachowanie świata zbudowanego przez szlachetne rody.

 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Animagia (jastrząb)
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dorian Avery Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dorian Avery [odnośnik]24.04.19 19:05
WYPOSAŻENIE
Różdżka, sowa

ELIKSIRY
- Zmarzlina (moc powiększona o 5, obrażenia 36/tura, stat. 21) [od Valerija]
- Smoczy eliksir ( stat. 32) [od Valerija]
- Eliksir kurczący (1 porcja, stat. 0)
- Bahanocyd (2 porcje, stat. 20) [od Quentina]
- Felix Felicis (1 porcje, stat. 40) [od Quentina]
- wywar ze szczuroszczeta (1 porcje, stat. 40, moc +10) [od Quentina]
- smocza łza (1 porcje, stat, 40, moc+5) [od Quentina]
- maść z wodnej gwiazdy (1 porcje, stat, 40) [od Quentina]
- kameleon (1 porcje, stat. 40, moc +15) [ od Quentina]

[25.07.19] Otrzymano: kameleon (1 porcje, stat. 40, moc +15), maść z wodnej gwiazdy (1 porcje, stat, 40), smocza łza (1 porcje, stat, 40, moc+5), wywar ze szczuroszczeta (1 porcje, stat. 40, moc +10), Felix Felicis (1 porcje, stat. 40), Bahanocyd (2 porcje, stat. 20)

INGREDIENCJEposiadane:

[23.04.19] Ingrediencje (listopad/grudzień)
[13.05.19] Przekazano Valerijowi: włosie akromantuli, krew jednorożca
[23.06.19] Zużyto: płatki ciemiernika

BIEGŁOŚCI[01.08.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień), +1 PB

HISTORIA ROZWOJU[12.04.19] Karta postaci, -650 PD
[10.05.19] Spotkanie Rycerzy Walpurgii, +10 PD
[30.05.19] [G] Zakup kuszy, -150 PM
[16.07.19] Podsumowanie napraw anomalii (listopad/grudzień): +50 PD, +1 PB organizacji
[01.08.19] Wsiąkiewka (listopad/grudzień), +60 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dorian Avery Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Dorian Avery
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach