Wydarzenia


Ekipa forum
St. James's Park
AutorWiadomość
St. James's Park [odnośnik]10.03.12 22:16

St. James's Park

Jest on najstarszym wchodzącym w skład królewskich parków w Londynie. Położony na wschód od Pałacu Buckingham, otoczony jest niezliczonymi drzewami i urzekającym morzem zieleni, które każdego dnia kusi dziesiątki londyńczyków do zatrzymania się w tym miejscu choćby na chwilę. Granice St. James's Park wyznaczają ulice The Mall na północy, Hourse Guards na wschodzie i Birdcage Walk na południu. W parku znajduje się małe jezioro o nazwie St. James's Park Lake, z dwiema wyspami, Duck Island oraz West Island. Most biegnący nad jeziorem pozwala zobaczyć wschodnią stronę Pałacu Buckingham otoczoną drzewami i fontannami oraz podobnie okoloną zachodnią fasadę siedziby Foreign Office. W parku nie sposób nie zwrócić uwagi na bezlik gatunków ptactwa wodnego, pięknego, barwnego, oczarowującego swym urokiem do utraty tchu. Wśród czarodziejów największym powodzeniem cieszy się nienanoszalna, obłożona anty-mugolskimi zaklęciami, dodatkowo skryta za rzędem gęstych krzewów niewielka alejka ze śnieżnobiałymi ławeczkami, uroczymi lampami i rabatami magicznych róż wydzielających słodkie, balsamiczne wonie.
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
St. James's Park Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: St. James's Park [odnośnik]31.07.15 21:31
Grey i puste butelki. Grey i dym papierosowy. Grey i co gorsza pchły. Ostatnimi czasy te trzy rzeczy stały się nierozerwalną częścią życia Arthura. Na kilka zdecydowanie zbyt długich tygodni porzucił malowanie na rzecz bankietów, spotkań z przyjaciółmi czy samotnych wędrówek na czterech łapach. O tym jak gigantyczna dopadła go niemoc twórcza chyba najlepiej świadczy herb Huffelpuffu wymalowany na jednej z pustych ścian. Grey sądził, że ten widok pobudzi jego umysły i przywrócił młodzieńczą fantazję. Skończyło się na jeszcze większej depresji i frustracji. Budząc się koło godziny dziesiątej rano poważnie zastanawiał się czy nie spędzić w łóżku całego dnia. Jeśli dobrze pójdzie nikt nic dzisiaj nie będzie od niego chciał. Nie przyjdzie żadna sowa i nie zapuka żaden sąsiad. Z tą myślą Arthur powrócił w objęcia Morfeusza. Raz wyrwał go z nich krzyk dziecka, później klakson samochodu a następnie głośne szczękanie małego włochatego szczura, którego jego sąsiadka śmie nazywać psem. Klnąc pod nosem jak rzadko, kiedy wygramolił się z łóżka zastanawiając się, na czym to można było by się wyżyć. Jak zwykle skończyło się na ciężkim westchnięciu i pokuśtykaniu w stronę łazienki. Gdy już prawie wyglądał jak człowiek usłyszał krzyk swojej sowy. Papuga reagowała tak tylko wtedy, gdy czuła, że ktoś narusza jej teren. Rzeczywiście za oknem na parapecie siedziała mała czarna jak noc sowa trzymając w szponach list do niego. Grey posłusznie odebrał przesyłkę, ale widząc starannie wykaligrafowane imię i nazwisko zaczął żałować swojej decyzji. Koperta mogła zawierać jedynie zaproszenie. Nie ważne czy to był bankiet, popołudniowa herbatka czy zwykły spacer. Wszystkie te opcje wiązały się z rozmową o jego pracy a tak jak na razie stała w miejscu. Znów wyrzucając się salwę przekleństw sięgnął po papierosa. Dym i śmieci wywalał za okno zastanawiając się nad tym jak ma wyjść z impasu. Na ratunek przyszedł mu potężny Big Ben i jego donośne bicie, które całkiem nieźle było słychać w mieszkaniu mężczyzny. Mieszkał przecież w Londynie, mieście, które było ostoją tak wielu artystów. Coś musiało obudzić w nim dawną pasję do przelewania własnej wizji świata na płótno. Wciągnął na siebie cienki ciemny płaszcz i buty, chwycił torbę z przyborami i wyszedł z mieszkania nawet nie przejmując się jego zamknięciem. Wychudzony, blady i w lekko naciągniętych ubraniach wyglądał jak sama śmierć, ale to była ostatnia rzecz, jaką Grey obecnie się interesował. Szedł przed siebie kierując się w nieznane sobie miejsce. Ciągnęły go za sobą kolorowe ubrania przechodniów i obce języki. Kierował się wszystkim tym, co odstawało od codziennej szaro burej rzeczywistości Londynu. W końcu znalazł się w jednym z parków. W takich miejscach ja to ludzie zapominają o problemach całego świata. Rozkoszują się błękitnym niebem, kolorami kwiatów, pluskiem wody czy małymi kaczątkami wyskakującymi to tu to tam. Grey zaszył się na jednej z ławek mając nadzieję, że tu znajdzie odpowiedni obiekt do narysowania. Jego wybór padł w końcu na niewielką fontannę. Oczami wyobraźni widział nimfy wyłaniające się z strumyków spływającej wody. Niby to dziecinne i proste, ale Grey i tak wzniósł oczy ku niebu dziękując za ten pierwszy objaw natchnienia od miesiąca. Usiadł na niewielkiej ławce wśród drzew i zaczął swoją pracę. Był już pełen natchnienia, gdy ktoś wszedł mu w kadr. Chciał spokojnie poczekać aż natręt sobie pójdzie i rysować dalej. Mijały minuty a nic się nie zmieniło. Grey przyjrzał się tej irytującej osobie i okazało się, że całkiem nieźle ją zna. Wyłączając zdrowy rozsądek oderwał kawałek kartki ze swojego szkicownika i wypisując na niej kilka słów „ Czy jaśnie francuska ropucha zechce mi w końcu wyjść z kadru?”. Po czym złożył kartkę w niewielkiego ptaka i jednym zaklęciem posłał go w stronę panny Baudelaire. Może powinien darować sobie tą „francuską ropuchę”, ale jakoś nie mógł się oprzeć. Nikt go tak nie bawi jak zdenerwowana Chloe nawet bez szkolnego mundurka i dziecinnego wyrazu twarzy. Korzystając z przerwy sięgnął po kolejnego papierosa zaciągając się kilka razy.
Gość
Anonymous
Gość
Re: St. James's Park [odnośnik]01.08.15 16:19
Mieszkanie z rodzicami ma swoje plusy i minusy. Mieszkanie z rodzicami, kiedy jest się jedynaczką w wieku panny na wydaniu ma więcej minusów niż plusów. Kocham swoich rodziców, ale im dłużej z nimi mieszkam tym bardziej mam ich dość. Gdyby nie nasza krucha sytuacja materialna to wyprowadziłabym się stamtąd jeszcze dzisiaj. Nie wincie mnie, trudno mieszkać z ludźmi, którzy po ponad dwudziestu pięciu latach pożycia małżeńskiego nadal zachowuj się jak podczas pierwszego zauroczenia. Dobra, przyznaję, zazdroszczę im tego. Patrzenie jak ojciec szepcze mamie coś do ucha obejmując ją w pasie wywołuje u mnie ścisk w dołku. To rozczulający widok, ale jednocześnie wywołuje we mnie przemożną panikę, że nigdy czegoś takiego nie doświadczę. Co z tego, że mężczyźni gwiżdżą na mnie, gdy przechodzę skoro żaden nie ma na tyle odwagi czy rozumu, żeby porozmawiać. Ciężko mi uwierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia, chociaż historia moich rodziców stanowi solidny dowód w tej sprawie. Ale przecież żadna nauka tego nie potwierdza, a magią jest tylko to, czego uczono nas w Hogwarcie.
Po zjedzeniu śniadania wspólnie z rodzicami poziom słodkości w moich żyłach mocno przekracza poziom normy. Zarówno dzięki zjedzeniu całej miski płatków czekoladowych i chleba z dżemem jak i dawce czułości, jaką serwowali sobie państwo Baudelaire. Dlatego, aby nie ryzykować śpiączką cukrzycową postanawiam udać się na spacer. Niezdrowe, pełne zanieczyszczeń, londyńskie powietrze dobrze mi zrobi. Tym bardziej, że mam do przemyślenia parę spraw, a odkładnie ich na później nie spowoduje, że znikną. Szkoda, może mogłabym kiedyś zainwestować w myślodsiewnię.
Pogoda jest dla mnie łaskawa. Cały szary Londyn spowijają promienie słońca, temperatura przyjemnie głaszcze skórę. Jestem przyzwyczajona do spędzania lipca w Paryżu, ale tym razem muszę przyznać, że tutaj też jest niczego sobie. Powoli przyzwyczajam się do życia w Anglii, ale mieszkanie jedenaście lat we Francji zebrało swój plon. Widocznie podświadomie tęskno mi do pól pełnych winorośli, zieleni, bo stopy powiodły mnie aż do parku. To jedno z tych miejsc, gdzie czas wydaje się płynąć zupełnie inaczej. Jak gdyby rzucono tu jakieś zaklęcie sprawiające, że godziny odczuwa się jak minuty. Spokój, jaki tu panuje jest cudowną ulgą po wyczerpującym manewrowaniu między przechodniami na zatłoczonych ulicach. Nawet powietrze wydaje się tu inne, lepsze. Daje mi to chwilę wytchnienia od wszystkiego i wszystkich.
Nie wiem ile wędrowałam wąskimi ścieżkami, ale Big Ben wybijał już jakiś czas temu. Dziękuję czuwającej nade mną opatrzności, że ubrałam wygodne buty, chociaż wyglądam teraz jak kolejny, anonimowy mugol. Mimo wszystko moje nogi buntują się i żądają odpoczynku. Nie mam zbyt wiele do gadania w tej kwestii, w końcu bez nich sobie nie poradzę, więc rozglądam się za jakimś miejscem na odpoczynek. Niewielka fontanna ukryta z dala od głównych ścieżek parku wydaje się idealnym miejscem. Prawdopodobieństwo natrafienia tam na jakiegoś zagubionego przechodnia jest bardzo małe. Jednak ja, jak zwykle, mam głupie szczęście.
Na początku myślałam, że to jakiś owad uderzył delikatnie w moje ramię. Nie daje jednak za wygarną, więc odganiam go ręką. O dziwo, to mały ptaszek, w dodatku z papieru. Ląduje na mojej dłoni i z powrotem staje się kawałkiem kartki. Charakter pisma, którym zapisano na niej pytanie jest mi dobrze znany. No i tylko jedna osoba nazywa mnie francuską ropuchą. Zgniatam świstek w dłoni i wstaję z murku fontanny. To byłoby tyle, jeśli chodzi o odnalezienie spokoju i równowagi. Ten człowiek uwielbia grać mi na nerwach.
Przyglądając się Arthurowi nawet z daleka widzę, że nie zmienił się za bardzo. Bez szaty wygląda doroślej, ale nadal zachowuje się jak szczeniak. Pomyśleć, że jest starszy ode mnie.
- Chyba coś zgubiłeś, Grey. – Rzucam w niego papierową kulką, gdy w końcu zatrzymuje się przed nim. To byłoby na tyle, jeśli chodzi o spokojne przedpołudnie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: St. James's Park [odnośnik]02.08.15 11:57
Strzepnął proch z papierosa na ziemię ze znudzeniem obserwując jak zabiera go ze sobą podmuch wiatru.  Zaciągnął się jeszcze kilka razy, po czym przeniósł wzrok na zbliżającą się w jego stronę kulkę. Spojrzał na Chloe unoszą lekko brwi.  Ziarno zostało zasiane dalej wystarczy tylko czekać.  Wyciągnął różdżkę i skierował kulkę prosto do najbliższego kosza. Nie przejmował się mugolami oni nie potrafią patrzeć. To, że sam wychował się w takiej rodzinie i za takiego uchodził nie miało w tym momencie najmniejszego znaczenia.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz- oparł się wygodnie o ławkę przyglądając się dziewczynie.  Wiedział, że z rysowania nici a przecież mogło być tak pięknie.  Gdy dłonie miał już wolne od papierosa i różdżki zaczął obracać w palcach niewielki ołówek. Zastanawiał się czy udałoby mu się skończyć rysunek w domu. Przeniósł wzrok na kartkę. Już krążyła po nim niewielka nimfa, która zatrzymała się w miejscu gdzie w rzeczywistości stała Chloe. Stworzenia spojrzało w tamtą stronę potem na Arthura i lekko wzruszyło ramionami nie wiedząc o ma zrobić z pustym miejscem.   W sumie mógł umieścić tam czarownicę, ale ta znów miałaby pretensje.  Zresztą rzadko robiło o innego…przynajmniej w stosunku do niego.
- Ja tu próbuje pracować a ty i twoje przemyślenia zaburzacie krajobraz- - Narysowane stworzonko znów zatrzymało się w miejscu i lekko popukało się w głowę. No tak, bo ładna dziewczyna w otoczeniu kwiatów i wody rzeczywiście niszczy cały rysunek.  Nie było nic gorszego jak krytyka ze strony własnych dzieł.  Grey nieznacznie przewrócił oczami zamykając szkicownik.
- Filozoficzne dysputy o tym, jakie buty kupić radzę prowadzić w Harrodsie a nie tutaj - mruknął kąśliwie.  Był bardziej wkurzony na siebie niż na nią. Już powoli żałował, że zwrócił na siebie jej uwagę.  Ten to powiedział, że kobiety są zmienne najwyraźniej nie znał Greya.  To, że w jego żyłach krążyło kilka kropel szowinizmu to też, co innego.  Nie uważał, że kobiety powinny całymi dniami sterczeć przy garach czy opiekować się dziećmi. Po prostu większość z nich była dla Grey po prostu głupia. Gdy ktoś daje się omotać kilka słodkimi słówkami i wyszukanymi gestami to raczej nie świadczy o nim dobrze. Zresztą jak można szanować kogoś, kto całe dnie potrafił spędzić w domach towarowych czy rozmowach o niczym.  Czy to wszystko odnosiło się do Chloe? Tutaj bywało różnice.  Przy każdym ich spotkaniu Grey widział ją w zupełnie innym świetle i może właśnie to go do niej przyciągało. Nie była taka szara i monotonna jak wszystko wokół.
Gość
Anonymous
Gość
Re: St. James's Park [odnośnik]02.08.15 16:09
W szkole dokuczano mi z różnych powodów. Jak każdemu rasowemu krukonowi przyklejono mi łatkę kujona. Zresztą trudno się z nią nie zgodzić. Yaxleyowie obrażali mnie po cichu ze względu na moje pochodzenie. Razem z matką byłam plamą na rodowej tkaninie, której nie potrafił wywabić żaden odplamiacz. Inni osobnicy o krwi szlachetnej okazjonalnie dogryzali mi tak, jak całej reszcie dzieciaków. Jednak na szczycie piramidy ludzi uprzykrzających mi życie stał nie kto inny jak Grey. Był najbardziej sprawiedliwy, bo robił to bez żadnego szczególnego powodu. Może czerpał z tego jakąś radość, a ja po prostu nie umiem tego dostrzec lub ogarnąć swoim umysłem. Albo mścił się za odtrącenie jego rycerskiej pomocy, gdy uczniowie z podstaw piramidy postanowili sobie na mnie poużywać. Nie byłam jednak księżniczką, nie potrzebowałam być ratowaną, bo równałoby się to z tym, że ich docinki jakoś na mnie wpływały. A tak nie było, przynajmniej oni mieli tak sądzić.
Kiedy Arthur skończył szkołę myślałam, że uwolniłam się od niego i jego głupich rysunków już na zawsze, a nasze drogi już więcej się nie skrzyżują. Oczywiście los, mój lojalny przyjaciel, nigdy nie pozwala żebym się nudziła. Więc znów muszę patrzyć na jego nieprzyjemną facjatę. No dobra, jest całkiem przyjemna, ale przecież mu tego nie powiem. Jego ego rozrosłoby się do takich rozmiarów, że ten park by go nie pomieścił, a może nawet i cały Londyn.
- Kłamać trzeba umieć – burczę krzyżując ręce na plecach. Wzdycham na jego lekkomyślność, kto używa różdżki w biały dzień w miejscu publicznym? Nie zdziwiłabym się, gdyby zrobił to tylko po to, żeby zagrać mi na nerwach. To chyba jego ulubiony instrument.
- To nazywasz pracą? – pytam i wskazuję skinięcie głowy na jego szkicownik. Półnaga nimfetka wyskakująca z fontanny, ambitnie. Widać dorósł już trochę i skończył z karykaturami profesorów. Przynajmniej to jakiś postęp, od mężczyzn nie można oczekiwać za wiele. Inaczej niby dlaczego każdy zakładałby, że kobiety myślą non stop o butach? Może mam kilka par, ale nie wracam do nich myślami co pięć minut. Poza tym w najbliższym czasie nie stać mnie na żadne zakupy, w Harrodsie tym bardziej. Niby dostałam pracę w „Wenus”, ale to tylko załata dziurę w naszym budżecie. Powstrzymuję się, aby kopnąć go za tę uwagę w piszczel, nie mam zamiaru zniżać się do jego poziomu. Zamiast tego siadam obok niego na ławce i porządnie trącam go barkiem w ramię.
- Suń się wielkoludzie. – Naprawdę jest ogromny. Nie należę do niziutkich kobietek, ale przy nim i tak czuję się filigranowa. Kilka centymetrów musiało mu przybyć, od kiedy ostatni raz miałam nieprzyjemność go widzieć. Bardziej się nadaje na ochroniarza niż na pseudoartystę, ale tego też mu nie powiem. Mężczyźni mają wrażliwe ego.
Gość
Anonymous
Gość
Re: St. James's Park [odnośnik]02.08.15 22:59
Z jego perspektywy to wyglądało zupełnie inaczej. Arthur naprawdę chciał dobrze. Jego wówczas rycerskie serce nie wytrzymało widoku upokarzanej bezbronnej dziewczynki. Skąd miał wiedzieć, że ten niewinny kwiat okaże się harpię z przeraźliwie ostrymi pazurami. Potem już sama się prosiła. Według Greya to wyglądało tak, że to ona prowokowała wszystkie ich późniejsze kłótnie. On tylko siedział na błoniach i rysował obrazki bawiąc pół Hogwartu. Oczywiście ile stron w konflikcie tyle odmiennych zdań, opinii i wspomnień.
Nie wszyscy mamy to we krwi - odgryzł się z obojętnym wyrazem twarzy i zaczął pakować swoje rzeczy z powrotem do niewielkiej torby. Wolał żeby nie zostały uszkodzone podczas jakiegoś aktu zemsty. Przytyk do jego zajęcia skomentował jedynie przewróceniem oczami i pełnym znużenia westchnięciem. To by było na tyle, jeśli mowa a artystycznej duszy panny Baudelaire. Zresztą, czego można się spodziewać po kimś, kto jest ni brytyjką ni francuską. Niemal natychmiast zganił się za tę myśl. Kto, jak kto ale on nie miał prawa wytykać komuś pochodzenia. Chwilę wcześniej również mógł się ugryź w język, ale na to było już za późno.
-No tak lepiej biegać z papierami i szczerzyć się do wszystkich naokoło. Powycinałaś już sobie odpowiednio dekolty w ubraniach? - spytał hipotetycznie naprawdę nie chcąc znać odpowiedzi. Oczywiście, że wiedział, czym ona się zajmuje. Arthur wiedział wszystko. No może nie do końca on a jego barwna klientela. Pociągając za odpowiednie sznurki można było z nich wyciągnąć informacje niemal na każdy temat. – Każdy orze jak może - dodał zanim zdążyła coś powiedzieć. Był blisko porównania jej do prostytutki, ale przecież sam miał do tego zawodu znacznie bliżej niż ona. Sęk w tym, że on już dawno się z tym pogodził i starł się czerpać z tego jak największe zyski. Gdy usiadła obok niego wyprostował się nieznacznie zdziwiony jej zachowaniem. Czyli nadal się w to bawimy? No dobra . Widok Chloe z bliska podsunął mu pewien pomysł na obraz. Sąd nad czarownicami i twarz dziewczyny otoczona ogniem spodobałaby się kilku osoba. Grey nawet wiedział, kto chętnie by go kupił. Może ten dzień jeszcze do końca nie był taki stracony.
- Czyżby zbędne kilogramy nie pozwalały ci się zmieścić? - spytał nie mogąc się powstrzymać od lekkiego uśmieszku. Na jego wychudzonej twarzy wyglądało to raczej jak grymas bólu, niż jako oznaka rozbawienia. -Poza tym jest tyle ławek dokoła. Idź wyskrob na którejś swoje imię i jej pilnuj - dodał już dość zgryźliwie. Gdy Baudelaire zeszła mu z widok postanowił wrócić do malowania. Znów sięgnął po swoje rzeczy otwierając szkicownik na odpowiedniej stronie. Jeśli ona coś z tym zrobi będzie miał przynajmniej pretekst, żeby zamienić ją w ropuchę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: St. James's Park [odnośnik]03.08.15 23:16
Ogólnie jestem bardzo spokojną osobą. Dzięki wszystkim uszczypliwościom Hogwartu zbudowałam sobie grubą zbroję. Bardzo trudno zburzyć moją fasadę, za którą skrywam wszystkie emocje. Nie jest mi potrzebna na co dzień, zazwyczaj ignorowanie ludzi przychodzi naturalnie, bo oni też ignorują mnie. Jednak wyjątek potwierdza regułę. Arthur potrafi zakraść się, obejść moje zabezpieczenia i uszczypnąć dokładnie tam, gdzie boli najbardziej.
Swoją fizjonomię zawdzięczam rodzicom po równo. Delikatna uroda Yaxleyów z francuskimi genami Baudelaire’ów wykonała naprawdę dobrą robotę. Nigdy nie miałam problemu z tym jak wyglądam. Nie roztyłam się przez nieograniczone posiłki w Hogwarcie, a okres dojrzewania nie pokarał mnie zbytnio. Dobrze się czuję w swojej skórze, ale świat nie byłby sobą, gdyby nie dokuczał mi i w ten sposób. Na staż w Ministerstwie Magii dostałam się tylko wyłącznie dzięki swojej ciężkiej pracy. Dzięki temu, że zdałam końcowe egzaminy na naprawdę przyzwoitym poziomie. Jednak nie zmienia to fakty, że w miejscu, gdzie pracują ludzie pojawiają się też plotki. Zazwyczaj nie zwracam na nie uwagi, ale czasem nie da się przejść obok tego obojętnie. Teraz, gdy tę samą strunę trąca Grey czuję jak szklą mi się oczy. Jednak prędzej dam obedrzeć się ze skóry niż się przy nim rozpłaczę.
- A co, masz jakąś sprawę w Ministerstwie i chcesz sobie popatrzeć? – odpalam zgryźliwie. Sarkazm to czasem najlepszy przyjaciel człowieka. Zwłaszcza, gdy rycerzyk, który kiedyś chciał cię chronić postanawia wbić kopię między żebra tobie, a nie smoku.
- To ty chyba popijasz jakieś podejrzane eliksiry, że jesteś taki wielki. – Jak już mówiłam, nie lubię uwag na temat swojego wyglądu. Niech się zdecyduje czy jest zbyt czy za mało pociągająca. Kiedy Arthur skupia się ponownie na swoim szkicowniku ukradkiem ocieram zbłąkaną łzę wierzchem dłoni. Dobrze, że się na mnie nie patrzy. Pewnie to wygląda jakby coś wpadło mi do oka. W końcu jesteśmy w parku i jest lato, a w parku jest pełno frywolnie latających pyłków.
Uwaga Greya skłania mnie do myślenia. Właśnie, dlaczego sobie to robię? Dlaczego dobrowolnie się do niego przysiadłam zamiast odejść z wysoko uniesioną głową? Niestety dobrze znam odpowiedź i wcale mi się ona nie podoba. Bo prawdę mówiąc całkiem go lubię. Wiem, to całkiem bez sensu, ale tak właśnie jest. W szkole, gdy nikt nie patrzył, machnięciem różdżki wyławiałam spod ławek zgniecione kulki z jego rysunkami. Naprawdę miał talent do tych ożywionych karykatur nauczycieli. Podobały mi się nawet te, które czasem przedstawiały mnie samą. Oczywiście nigdy mu tego nie powiedziałam, bo wytrąciłabym mu z ręki jedyną bronią, a sobie możliwość do kłócenia się z nim. Był jedynym starszym chłopakiem w Hogwarcie, z którym nie rozmawiałam tylko o nauce i lubiłam tę odmianę.
- Jeśli cię zostawię to twój dzień stanie się lepszy, a moim świętym obowiązkiem jest do tego nie dopuścić – mówię iście uroczystym tonem, ale moją patetyczną przemowę psuje pociągnięcie nosem, którego nie mogę powstrzymać. Staram się jednak jak mogę nie przekreślić tego do końca i tłumię śmiech przygryzając wargę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: St. James's Park [odnośnik]05.08.15 18:30
Oczywiście zauważył, że jego słowa ją zasmuciły. Wolał jednak nic nie mówić i nie pocieszać jej w zbyt otwarty sposób. Jak już się zdążył wiele razy przekonać Baudelaire miała swoją dumę. Jego zdaniem miała ona zdecydowanie pokaźniejsze rozmiary niż jego własna, ale cóż się dziwić w końcu Chloe miała w sobie ten szlachecki pierwiastek. Wolał dalej nie drążyć tematu związanego z pracą obawiając się, że dojdzie do rękoczynów a wolałby uniknąć pazurów na twarzy. Dla tego większą część uwagi skupił na jeszcze pustej kartce. Po kilku minutach na kartce pojawiła się niewielka chuda postać z zadurzą głową i dość szpiczastym nosem. Identyczna ( no może trochę bardziej wyniosła i rozwinięta) jak karykatur Chloe, które Grey tak często rysował podczas swojego pobytu w Hogwarcie.
- Może- przyznał nie odrywając uwagi od kartki- Zawsze t o jakaś opcja górować nad stręczycielami. – Uśmiechnął się pod nosem tak jakby powiedział coś zabawnego, po czym na kilka sekund przeniósł wzrok na Chloe. Szybko jednak wrócił do rysowania. Obok postaci Chloe pojawiła się jego własna podobizna. Musiał przyznać, że ten „autoportret” mu raczej nie wyszedł no, ale już trudno. Ten rysunek nie miał przecież oddawać realiów tylko poprawić Chloe humor. Tak Grey miał miękkie serduszko. Nie lubił, gdy ludziom w jego towarzystwie było smutno czy źle. Nawet, gdy sam prowokował takie sytuacje momentalnie tego żałował i szukał pojednania. Oczywiście w przypadku Chloe sytuacja nie mogła się zmienić po jakimś dobrym słowie czy nie daj boże dotknięciu (?!). Jak już wcześniej było powiedziane oboje mieli swoją dumę. Dla tego właśnie wciąż zajmował się swoim rysunkiem. Jak na razie oba ludzi przekomarzały się nawzajem. Grey zaczął pracować nad sceną, w, które obrywa od małej Chloe zaklęciem i zamienia się w proch. Kajać się też trzeba umieć. Przerwał na chwilę pracę słysząc jej kolejne zdanie. Znów uśmiechnął się pod nosem spoglądając w jej stronę. - Czyli Baudelaire jak zwykle . –Odkąd się znajdą każda ich rozmowa oraz spotkania opierają się na tej zasadzie. Nie odejdę, bo to będzie dla ciebie przyjemność . W sumie powinien się do tego przyzwyczaić, ale ta myśl dopiero teraz zakiełkowała mu w głowie. Przez co wydawał się wielce rozbawiony swoim nowym odkryciem. Ostatnia scena gotowa. W miejsce, w, który znajdują się prochy Arthura Chloe wbija flagę z napisem zwycięstwo i wypina dumnie pierś. Gdy ta mała stworzona na szybo karykatura jest skończona mężczyzna odchyla się do tyłu na ławce patrząc na nią błędnym wzrokiem. Czuje jak z jego serca spada ogromny ciężar. Po raz pierwszy od dawna wykorzystał swoje zdolności do czegoś potencjalnie dobre i zabawnego. Ty samym przypomniał sobie, że możne czerpać ze sztuki również przyjemność. Nasz go ogromna ochota, żeby wstać i pocałować Chloe, ale to oczywiście nie wchodziło w grę. Arthur obrócił się w jej stronę – Chloe nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię dzisiaj spotkałem - jego uśmiech był trochę szatański, przez co mógł wyglądać jak wariat, ale przecież do Grey.
Gość
Anonymous
Gość
Re: St. James's Park [odnośnik]06.08.15 9:27
Patrzył na mnie, wcześniej tego nie zauważyłam. Na pewno też nie zwrócił uwagi, że go na tym przyłapałam, bo cały czas wpatrywałam się w widniejącą w oddali fontannę. Prawdę mówiąc oczyma wyobraźni widziałam tam nimfę z jego rysunku i spojrzałam na Arthura tylko kątem oka, bo się odezwał. On też wydawał się spoglądać na mnie ukradkiem. Trwało to zaledwie kilka sekund. Ciekawe ile już ukradł tych spojrzeń. I po co to robi? Rysuje mnie? Pewnych nawyków z młodości nie da się wyplenić.
- Czy to nie przypadkiem aluzja do mojej skromnej osoby? – pytam, chociaż i tak znam odpowiedź. Uśmiecham się pod nosem, tak to już z nami jest. W każdym zdaniu ukryjemy jakiś przytyk, jakąś drobną, pieszczotliwą wręcz uszczypliwość. Chyba nigdy z tego nie wyrośniemy, jesteśmy trochę jak duże dzieci, ale czasem dobrze jest poczuć się nieskrępowanym przez więzy i ograniczenia wieku. Tym bardziej, że przy Greyu nigdy nie czuję dzielącej nasz różnicy wieku. Cztery lata to naprawdę niewiele, ale niektórzy mężczyźni chętnie wykorzystaliby i taką przewagę. On taki nie jest, to kolejna rzecz, którą w nim lubię. Niedobrze, lista się wydłuża.
- Zawsze do usług – odpowiadam uśmiechając się pod nosem. – Mam nadzieję, że nie jestem przez to mniej ekscytująca.
Wydaje się być zaabsorbowany rysunkiem, który tworzy, więc nie mam wyrzutów sumienia, gdy ukradkiem zerkam na kartkę papieru. Też jestem artystką, w końcu śpiew to pewna forma artyzmu, więc lubię sztukę. A jakkolwiek by nie spojrzeć na tę uroczą karykaturę to jest przecież małym dziełem sztuki. Bardzo zresztą rozczulającym, jeśli spojrzeć, co przedstawia. Przemyka mi przez myśl, że może chce mnie w tej formie udobruchać. W końcu z własnej woli nie zdegradowałby się na rysunku do kupki popiołu. Podziwiam umiejętność tworzenia ruchomym obrazków, więc zapatruję się w tę karykaturę mojej osoby i nie zauważam, gdy Arthur coś do mnie mówi. Potrząsam głową jak gdybym wyrywała się z jakiegoś transu i patrzę na niego, prosto w oczy. Dopiero teraz dociera do mnie sens jego słów. Uśmiecha się tak śmiesznie, że nie mogę nic poradzić i sama zaczynam się szczerzyć. Poza tym nie wierzę mu, to nie ma sensu. Popsułam mu wiekopomny pomysł uchwycenia na papierze półnagiej nimfetki w fontannie, nie może mówić serio. Wietrzę jakiś podstęp, zwłaszcza ze sposobu, jaki na mnie patrzy. Chociaż korci mnie bardzo mocno, żeby odpowiedzieć mu tym samym. Nie robię jednak tego i odwracam od niego głowę, zrywam kontakt wzrokowy.
- To prawda, nie mam pojęcia. – Spoglądam przed siebie niewidzącym wzrokiem i szukam odpowiednich słów. Tylko czuję się jakby jakaś zaćma rzuciła mi się na mózg. Fantastycznie, naprawdę dziękuję, idealne wyczucie czasu, tylko tego mi brakowało. Chyba wiem jak czują się schizofrenicy, którzy muszą żyć w konflikcie ze swoim mózgiem. Odgarniam z twarzy spadające mi na oczy blond kosmyki. Ta kojąca, tak zwyczajna czynność uspokaja mnie. Zapala też lampkę w moim umyśle i to, co się dzieje w mojej głowie staje się jasne. Jestem nieufna, nie potrafię uwierzyć komuś na słowo, do końca. Wszystko przez małą osóbkę, która złamała mi serce dawno temu, a ja nadal nie umiem się po tym pozbierać.
- Ale to miłe Arthur, miłe spotkać cię po latach – mówię zgodnie z prawdą, ale też żeby złagodzić szorstkość pierwotnej odpowiedzi. Podobno jestem wrażliwą duszą, jednak dziś musiała się ona ze mnie ulotnić. Możliwe, że została w cukierkowym świecie miłości moich rodziców.
Gość
Anonymous
Gość
Re: St. James's Park [odnośnik]07.08.15 19:41
Grey zdawał sobie sprawę, że przez te ukradzione spojrzenia i zdania pełne rozmaitych podtekstów przypominają parę zbuntowanych nastolatków a nie młodych teoretycznie już dorosłych ludzi.  Jednak na pytanie czy da się to zmienić i czy w ogóle tego chce nie umiał już odpowiedzieć.
-Nigdy-  mrukną ledwie słyszalnie mając dziwne wrażenie, że ona i tak go nie słucha.  Widząc, ż rysunek przyciągnął jej uwagę spełniając tym samym swoje zadania w duchu odetchnął z ulgą.
Nagłe zerwanie kontaktu wzrokowego przez Chloe chłopak skomentował przewróceniem oczami i cichy chichotem.   Przez chwilę obawiał się czy nie zejdzie mu tutaj na zawał serca, więc i tak byli na dobrej drodze.  Słysząc jej komentarz uśmiecha się jeszcze szerzej, choć tym razem z nutką ironii. Ciśnie mu się na usta kilka zgryźliwych komentarzy, ale wszystkie zachowuje dla siebie.  Widząc, że potrzebuje czasu na uporanie się z tak nagłym komplementem zajął się wyrywaniem ze szkicownika ich wspólnego portretu . Składa go ostrożnie tak by go nie zniszczyć i wsuwa w dłoń towarzyszki. Niech go zatrzyma na pamiątkę jego samego i ich barwnej znajomości. W końcu nie wiadomo, co stanie się jutro a żyli w niebezpiecznych czasach.  Nawet, jeśli nie zginie z powodu ciągłych konfliktów to najprawdopodobniej przyczynią się do tego papierosy i alkohol.  W końcu nikt nie jest wieczny…zwłaszcza artyści z manią wielkości.
Ma zamiar sięgnąć po kolejnego papierosa, gdy w końcu Chloe znów postanawia się odezwać.  Chłopak zastyga w bezruchu zaskoczony tym, że się na to zdobyła.  W jego głowie niema od razu pojawia się komentarz w stylu czy to było takie trudne? ale sobie daruje.  Zrezygnował z papierosa i spoglądając na nią kątem okaz zastanawia się jak z tego wyjść w jednym kawałku.
- Koniec tej słodyczy- zaczyna ostrożnie. – Przez nas zachwiała się równowaga sił we wszechświecie.-  Zauważa nad wyraz poważnie. Chcąc podkreślić powagę ( i komiczność) całej sytuacji używa swojego ołówka niczym wskaźnika machając nim lewo i prawo. Co ma symbolizować zagrożenie dla świata spowodowane jego nagłym uniesieniem i wynikającą z niego uprzejmością - Dla równowagi sił powinienem ci teraz podpalić włosy - przybrał wyraz twarzy jakby rzeczywiście się nad tym zastanawiał.  Zdawał się zupełnie nie przejmować faktem, że ma przecież dwadzieścia sześć lat a nie szesnaście. –Chociaż nie - dodał po chwili- szkoda mi ich po tym wszystkim, co już przeżyły. - Chyba nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robi ostrożnie dotknął kilku pasemek. Szybko jednak otrząsną się z tego niepokojącego stanu i zrealizował wcześniejszy zamiar sięgnięcia po papierosa.
Gość
Anonymous
Gość
Re: St. James's Park [odnośnik]09.08.15 22:02
Wbiłam wzrok w błękitne niebo. W tym rzadkim dla krajobrazu Londynu widoku było coś niezwykle uspakajającego, kojącego. Przypomina mi o prawie zawsze lazurowym sklepieniu nad winnicami i domem, w którym się wychowałam. Zawsze, gdy bolało mnie serce albo potrzebowałam myślami uciec gdzieś daleko to zawsze uciekałam tam. Francja to mój dom, obojętnie jak bardzo przesiąkłam angielskością przez te jedenaście lat. Myślę, że winnice spodobałyby się Arthurowi, na pewno miałby wiele rzeczy do narysowania. W tym samym momencie, gdy kiełkuje to w mojej głowie, czuję jak wsuwa mi coś w dłoń. Podejrzewam, że to ten rysunek. Nie sprawdzam tego, ściskam jedynie papier palcami, jakby był kotwicą, jakby miał pomóc mi utrzymać się na powierzchni w tej burzy emocji. Nie spodziewałam się jej w tym spokojnym parku, ale pojawienie się kolegi sprzed lat wszystko zmieniło. Przede wszystkim uświadomiło mi jak nudne było moje życie do tej pory. Skupiłam się głównie na stażu w Ministerstwie i nauce na animaga, praktycznie odcięłam się od innych ludzi, swoich rówieśników. Trochę chaosu w postaci Greya na pewno dobrze mi zrobi.
Uśmiecham się pod nosem słysząc jego komentarz, który ratuje nas z niezręczności tej sytuacji. Jak widać oboje nie do końca wiemy jak ze sobą rozmawiać po latach. Poza tym przyznaję mu rację, już wystarczy mi cukierkowość, jaką mam w domu. Nie żebym narzekała, wolę mieć w domu fabrykę czekolady niż atmosferę jak za kołem podbiegunowym, ale przecież wszystko ma swoje granice. Z moją cierpliwością na czele.
- Ani mi się waż! – Wpadam mu w słowo, gdy słyszę uwagę o moich włosach. Naprawdę jestem wyczulona na ich punkcie. Jeśli ktoś chciał mi dokuczać inaczej niż słownie to za cel najczęściej obierał sobie właśnie moją blond grzywę. Dlatego wzdycham z ulgą, gdy Arthur dokańcza. – Bardziej ci szkoda moich włosów niż mnie samej, co za cios dla mojego kobiecego ego!
Nie czuję się jednak urażona. Zwłaszcza, gdy przyłapuję jego rękę między puklami. Powstrzymuję śmiech przygryzając wargę, widząc jak raptownie wyciąga papierosa. Jakby się bał, że ja go za to podpalę. To dziwne, Arthur Grey, naczelny karykaturzysta, który na wszystko ma kpiąc uśmiech i ripostę, zbity z tropu. Nie żyjemy też w dziewiętnastym wieku, żeby piętnować mężczyzny za dotyk niewiasty. Chociaż w tamtych czas pewnie napiętnowano by mnie za chadzanie bez przyzwoitki. Albo staropanieństwo, w końcu mam już dwadzieścia dwa lata.
- Wiesz, nie gryzę, z reguły – rzucam wesołym tonem, ale patrzę w niebo, żeby mój kompan nie poczuł się zbytnio niezręcznie. Nie mogę sobie jednak odmówić, żeby się trochę z niego pożartować, gdy nadarza się okazja.
Gość
Anonymous
Gość
Re: St. James's Park [odnośnik]12.08.15 13:49
Widząc jej nagły bunt zamrugał szybko oczami udając zaskoczonego. - Kobiecego, czego?- spytał patrząc na nią z ukosa. Po czym uśmiechnął się nieznacznie i nie kontynuował już dalej tematu. Zaciągnął się kilka razy wyciągniętym papierosem. Dym wypełniający jego płuca pozwolił mu się rozluźnić i niemal wymazać z pamięci czyn, którego dopuścił się kilka chwil temu. Fakt, już nie piętnuje się za podobne zachowania, ale tu nie o to chodziło. Grey miał pewien feler, z którym czasami ciężko było funkcjonować. Mianowicie nie potrafił rozmawiać z kobietami. Nie to zostało źle sformułowane. Arthura krępowały podobne drobne gesty i słowa, które mogłyby świadczyć o jakichkolwiek względach do drugiej osoby. Pomijając oczywiście swoich klientów, od których z przyjemnością wyciągał prowizję za dodatkowe miłe słówka i uprzejmości. Mowa tu o ludziach, na których nie koniecznie mu zależy, ale na pewno byłby mu smutno gdyby nagle zniknęli z jego świata. Grey jest osoba o dość pokręconym charakterze dla tego wytłumaczenie jego poglądu na pewne sprawy była problematyczne. Zaciągnął się po raz kolejny zrzucając proch na ziemie. Słysząc wzmiankę o gryzieniu Grey parsknął śmiechem lekko pochylając się do przodu. - To „z reguły” nie brzmi zbyt przekonywująco zwłaszcza, że jeszcze masz prawy i lewy sierpowy- Dodał z nutką ironii chcąc jak najszybciej powrócić na dobrze znane sobie wody powszechnie zwane „żyjąc jak pies z kotem”. Jednak nie mógł się odpędzić od jednej myśli, która o dziwo sprawiała mu wiele bólu. Co prawda nie widzieli się, od jakiego czasu, ale Chloe zawsze gdzieś tam była. Zawsze była szansa, że ją spotka i znów sobie podgryzają udając przy tym, że jedno drugiego najchętniej wepchnęłoby pod autobusem. Ale co będzie wtedy, gdy Chloe przestanie być Baudelaire i stanie się kimś innym. Założy rodzinę i będzie szczęśliwa a on wciąż będzie szlajał się po arkach rysując pół nagie nimfetki. Westchnął ciężko osuwając się na ławce. Nie mógł odmawiać jej szczęścia, ale ta myśl cóż…nie napawała go zbytnim optymizmem delikatnie mówiąc. Zaciągnął się po raz kolejny gasząc niedopałek na jednej z desek ławki. Miał ochotę stad uciec. Ta huśtawka uczuć, której doznawał w jej towarzystwie zaczęło go męczyć.
- Co z tą twoją animagią? - spytał w końcu wbrew sobie podtrzymując rozmowę. Pamiętał, że Chloe mu kiedyś o tym wspominała. - Robimy zakłady, w jakie zwierzę się przemienisz? - uśmiechnął się ledwie widocznie. -Stawiam 10 galonów na mopsa albo pudla!
Gość
Anonymous
Gość
Re: St. James's Park [odnośnik]14.08.15 17:55
- Ego, Arhturze. To ta rzecz, która ci puchnie, gdy ludzie chwalą twoje obrazy – odpowiadam spoglądając na spadający na ziemię popiół z jego papierosa. – I nie, nie chodzi mi o to, co nosisz w spodniach.
Pewne rzeczy się nie zmieniają i bardzo dobrze. Co może świadczyć o większej zażyłości między ludźmi, jeśli nie ich kpiny? Jeśli znajomość jest w początkowej fazie nikt z nikogo nie żartuje, bo może to narazić na zepsucie kruchą, dopiero pojawiającą się nić porozumienia. Nie zna się wtedy drugiego człowieka na tyle, by wiedzieć, jakie struny w jego umyśle są zbyt delikatne, aby móc na nich grać. Czasem nawet przyjaciele, którzy cenią sobie obopólną szczerość nie umieją czy też nie chcą z siebie żartować. Tymczasem z Arthurem kompletnie ominęliśmy te pierwsze etapy. Od razu budowaliśmy nasze relacje na uszczypliwościach, ripostach czy dogryzaniach. Poruszaliśmy się po omacku, czasem wchodząc butami w kwestie, które były dla kogoś drażliwe, a nie było to oczywiste. Jednak po poznaniu tych granic więcej ich nie przekraczaliśmy i nasze relacje nigdy się przez to nie zachwiały. Oczywiście każdemu napotkanemu człowiekowi powiedziałabym, że nie lubię Arhtura Greya. Nie mogłam pozwolić mu na satysfakcję płynącą z wiedzy, że rzeczywiście cenię jego towarzystwo. Ale te kłamstewka nigdy nie niszczyły fundamentu naszej znajomości, wręcz przeciwnie.
- Nie martw się, szkoda na ciebie moich paznokci – rzucam, pozwalając silniej niż zazwyczaj zabrzmieć mojemu francuskiemu akcentowi. Co prawda nigdy nie wyciszał się on do końca, ale mogłam położyć na niego większy nacisk i brzmieć przy okazji komicznie. Aby podkreślić swoje słowa wyciągam ręce przed siebie i rozczapierzam szeroko palce. Paznokcie zdobi świeży manicure, który mimo niezbyt kolorowej sytuacji materialnej zafundowała mi matka. Nie przyjmowała mojego sprzeciwu, twierdząc, że na rozmowie kwalifikacyjnej muszę wypaść perfekcyjnie i liczą się nawet najmniejsze detale. Na szczęście nie wie jak dziwna była ta rozmowa, a o moim pracodawcy sprzedałam jej same ogólniki. Inaczej jestem pewna, że zażądałaby, abym natychmiast się zwolniła. Nie można się nie zgodzić ze stwierdzeniem, że Caesar Lestrange nie jest typowym szefem. Jest wielką niewiadomą i nie mam pojęcia, co przyniesie przyszłość.
Skupiam się więc na teraźniejszości i układam dłonie na kolanach jak każda, dobrze wychowana panienka. Moją uwagę ponownie skupia mój towarzysz, ale tym razem temat, który porusza sprawia, że czuję się niekomfortowo. Transmutacja i animagia to oprócz śpiewu rzeczy dla mnie najważniejsze. Chociaż uczę się bardzo pilnie to postęp w praktyce idą mi bardzo mozolnie. Zbyt wolno nawet jak dla mojej cierpliwej natury. Tym bardziej, że gryzie mnie nieustannie świadomość, że Arthur jest już licencjonowanym animagiem.
- Dobrze – mruczę pod nosem niezobowiązująco. – Hej, nie śmiej się, mopsy są naprawdę uroczę!
Mimo wszystko nie mogę powstrzymać śmiechu z jego uwagi. Przynajmniej nie muszę mu wyznawać prawdy, że wiem już, w co prawdopodobnie będę się zmieniać.
Gość
Anonymous
Gość
Re: St. James's Park [odnośnik]15.08.15 19:57
Arthur wciąż patrzył na nią w taki sposób jakby zupełnie nie rozumiał, o co właściwie chodzi. W duchu jednak zginął się w pół ze śmiechu. Dziwne było to porównanie, choć trzeba było przyznać, że jakieś powiązanie między tymi dwoma rzeczami istnieje.  
Wszystkie jego pozytywne uczucia gdzieś przepadły, gdy usłyszał ten wzmocniony francuski akcent. Nie zdając sobie z tego sprawy skrzywił się z niesmakiem. Nie cierpiał, gdy to robiła.  Wydawała mu się wtedy jakaś obca i odległa.  Widział, że były to tylko żarty, ale nic nie mógł poradzić na swoje uczucia. Te dziwne dźwięki wydobywające się z jej gardła przypominały mu, że jej dom jest po drugiej stronie wielkiej wody. Było w tym coś przerażającego i smutnego, co czasami dręczyło Greya.  Potrząsnął lekko głową chcąc jak najszybciej pozbyć się tych myśli z głowy. To nie była jego sprawa.
- Francuska ropucha - burknął po francusku w odpowiedzi dbając przy tym by mieć wyraźny angielski akcent.  Kątem oka spojrzał na jej dłonie uśmiechając się przy tym w dość dziwaczny na pół ironiczny sposób.
Trudno było się dziwić Pani Baudelaire. Gdyby Arthur wiedział gdzie Chloe będzie pracować sam wyperswadowałby jej to z głowy. Tylko na ten jeden, krótki moment porzuciłby wszystkie reguły ich znajomości i starał się przemówić jej do rozsądku. Niech nawet sobie pomyśli, że Grey się o nią martwi. To nie jest ważne! Ten lokal nie był dla ludzi takich jak Chloe…aż strach pomyśleć o tym, co przyniesie przyszłość.
Nie wiedzieć, czemu nagle przed jego oczami pojawił się obraz mopsa z głową Chloe. Ta wizja tak go rozbawiła, że nie mógł się powstrzymać od wesołego śmiechu.
- Oczywiście! - dodał starając się opanować swój nagły wybuch wesołości. - Lepszy mops niż jakiś owad albo, co gorsza gad- skrzywił się ze wstrętem nawiązując tym samym do szkolnych „przyjaciół” ze Slytherinu. - Kto wie może kiedyś spotkamy się na czterech łapach- Wciąż wyglądał na mocno rozbawionego, ale czas wracać do ponurej rzeczywistość. - Muszę już iść.  Mam namalować portret jakieś młodej dziewczyny - jęknął znudzony wizją następnych kilku godzin. Podniósł się z miejsca i stanął przed swoją towarzyszką kłaniając się w pas z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. - Panno Baudelaire mam nadzieję, że wkrótce znowu się spotkamy - i tym razem jego francuski był bardzo…angielski. Jednak i tak ujawnił większą znajomość rodzimego języka Chloe niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.  Po czym zniknął w którejś z alejek wyciągając kolejnego papierosa.
/zt[/b][/b]
Gość
Anonymous
Gość
Re: St. James's Park [odnośnik]26.08.15 11:17
Rodzice moi postanowili, że wybierzemy się do Londynu do ich przyjaciół rodziny. Nie oponowałam, i tak już trochę nużyły mnie zajęcia domowe. Próbowałam grać chyba na wszystkich mych ulubionych instrumentach, ale nic mi nie przynosiło odpowiedniej radości czy satysfakcji. Cały czas myślałam o ostatnich wydarzeniach z Luno i czy to w ogóle ma jeszcze jakikolwiek sens, szczególnie, że chyba zaczął mnie unikać. Nienawidzę się o nic prosić, szczególnie o uwagę, dlatego najpewniej jeszcze dzisiejszego dnia podejmę decyzję o tym, aby obrazić się na niego śmiertelnie. Jednakże wbrew pozorom to nie lubię pochopnie wnioskować, dlatego zanim ostatecznie zdecyduję, muszę poddać wszystko analizie. Wypisać wszystkie za i przeciw, a potem wysnuć odpowiednie wnioski. Póki co nie zamierzałam jednak zaprzątać sobie tym głowy, zważywszy na nasz wyjazd. Jak zwykle przecież musiałam wyglądać olśniewająco, dlatego spędziłam długie godziny wpierw w łazience, a potem w moim pokoju. Milion razy patrzyłam na swoje odbicie w tafli lustra, czy aby na pewno nieproszona zmarszczka nie zaszczyciła mej pięknej twarzyczki. Miałam wrażenie, że ten dramat i ta walka nigdy się nie skończą, bo przecież z każdą sekundą byłam starsza, a więc i komórki mi obumierały, a to stanowiło o mym najwyższym przerażeniu. Niespokojnie czesałam moje długie, jasne włosy i rozmyślałam, czy to zgięcie skóry przy powiekach zniknie, kiedy przestanę mrużyć oczy. Póki co znikało, ale to było podejrzane samo w sobie, dlatego po powrocie do domu najpewniej zasiądę przy moim kociołku i będę starała się zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby powstało w nim coś, co da mi wieczną młodość i urodę. Nie mogę jednak zapomnieć, aby pójść wcześniej spać, bo zdrowy sen jest kluczowym elementem w budowaniu pięknego ciała, a o to się przecież rozchodzi.
Mogłam wreszcie wyjść, kiedy wyglądałam jak milion galeonów. Podróż była krótka, bowiem matka moja użyła teleportacji łącznej, choć doskonale wie, że tego nienawidzę. To ściskanie żołądka jest tragiczne, zresztą, prawdopodobieństwo rozszczepienia jest na tyle duże, abym spokojnie mogła wpaść w panikę za każdym razem, kiedy każą mi się tak przemieszczać po kraju. Tradycyjnie jednak na nic zdały się moje protesty, dlatego też przełknęłam pigułkę goryczy, by udać się z nimi na niewielkie przyjęcie, na którym oczywiście znów proponowano mi majętnych mężczyzn do poślubienia, lecz ja tylko uśmiechałam się sztucznie, żałując, że nie ma obok mnie jakiejś życzliwej duszy. Linette czy choćby Darcy.
Po dwóch godzinach oznajmiłam, że muszę się przewietrzyć. Nogi zaprowadziły mnie do parku królewskiego. Był piękny, nie tak bardzo jak ja, ale to w sumie inna kategoria, bo on przecież nigdy nie ożyje. Zastanawiałam się, jak to jest, że Wielką Brytanią rządzi mugolska rodzina, jak przecież jest tylu znamienitych, magicznych rodów, choć tak sobie pomyślałam, że pewnie każdy z klanów próbowałby zabić inny, byleby tylko dostać się do władzy. Może więc to dobrze, że jest jak jest. Aczkolwiek nie miałabym nic przeciwko, aby zamieszkać w jednym z ogromnych pałaców królewskich. Tak sobie właśnie dumałam podczas spaceru, aż natknęłam się na znajomego mężczyznę. Musiałam chwilę przerzucać kartoteki w moim umyśle, aby skojarzyć o kogo chodzi, ale wreszcie sobie uzmysłowiłam swoje przeczucia.
- Witam panie Crouch - odezwałam się, kiedy stanęłam przed mężczyzną i należycie się z nim przywitałam. Wiecie, te wszystkie banialuki dobrego wychowania, dygnięcia i inne dziwne zachowania, które czasem przyprawiały mnie o zawrót głowy. - Co u pana i pańskiej małżonki? - kontynuowałam, przypominając sobie o kremie, który trzymałam dla pani Crouch. Nie miałam pojęcia, że właśnie popełniłam klasyczne faux pas.


Make the stars look like they’re not shining she's so beautiful


Ostatnio zmieniony przez Venus Parkinson dnia 08.09.15 11:03, w całości zmieniany 1 raz
Venus Parkinson
Venus Parkinson
Zawód : Ikona mody
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Oh her eyes, her eyes make the stars look like they’re not shining. Her hair, her hair falls perfectly without her trying. She’s so beautiful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
St. James's Park JygL3iH
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t739-venus-parkinson http://morsmordre.forumpolish.com/t768-antoniusz-parkinson-trzeci#2925 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f152-cotswolds-snowhill http://morsmordre.forumpolish.com/t1259-venus-parkinson#9504

Strona 1 z 12 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Next

St. James's Park
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach