Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Steviego
AutorWiadomość
Sypialnia Steviego [odnośnik]06.03.21 21:02

Sypialnia Steviego

Królują tu jasne ściany i ciemne, drewniane meble, a jedna ze ścian została zabudowana na potrzeby prywatnej biblioteczki. Łóżko ma dość nietypową, jakby płynną ramę; wisi nad nim kilka obrazów, w niektóre z ram - po walce stoczonej z Trixie, która na to nalegała - zostały oprawione pierwsze rysunki wynalazków pana Becketta. Jest tu dość skromnie, poza szafą, kilkoma półkami, stolikiem nocnym i dywanem odnaleźć można niewiele.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Sypialnia Steviego [odnośnik]23.03.21 22:59
24 października, wieczór

O ile powstającą na ciele wełnę dało się zniwelować kilkoma zaklęciami, o tyle skutków nieprzewidzianej kąpieli w mroźnym morzu już nie za bardzo. Sama Trixie nie ucierpiała na tym doświadczeniu przesadnie: zaraz po dotarciu do domu wypełniła wannę gorącą wodą i wygrzała dokładnie każdą kończynę, odpychając w zapomnienie chłód ratunku zrozpaczonego samobójcy, ale ze Steviem nie poszło już tak łatwo. Już na ganku Warsztatu pojawiły się pierwsze kaszlnięcia. Potem - kichnięcia, z dokuczającym bólem gardła i pulsowaniem w skroniach, którego nie sposób było zignorować. Oczywiście, mógł udawać, że nic mu nie jest i pokłosia ich bohaterskiej decyzji praktycznie nie odczuwał, ale na jego nieszczęście córka posiadała parę dość sprawnych oczu i prędko rozgryzła, że coś było z nim nie tak. Rozkładała go choroba, a skoro tak, to ona przejmowała pałeczkę pani domu. Beckettem należało się zająć, więc kiedy tylko odstawiła rowery i zabrała z nich zapakowane, nietknięte jedzenie, od razu zaczęła wyganiać ojca na górę.
- Nie kłóć się ze mną, proszę - powiedziała łagodnie, łagodniej niż zwykle, z premedytacją używając ostatniego słowa. Wyglądało na to, że dość dziś nabroiła, dlatego, by wkupić się ponownie w jego łaski i namówić Steviego do posłuszeństwa, musiała sięgnąć po inne metody. - Zaraz zagrzeję ci gorącą wodę. Herbata się skończyła, cytryny też nie ma, no świetnie... Ale dobra, zostało trochę kawy, zobacz, nie ma tragedii. Wypijesz na górze - zawołała już z kuchni, plądrując wszystkie szafki w zasięgu jej rąk; tam, gdzie w poprzednich miesiącach znajdowały się zapasy wypełnionych ziołami i suszonymi owocami saszetek świeciły dziś pustki, smutne i przygnębiające. Pewnie taki Malfoy to kąpał się w herbacie i nacierał cytryną, żeby tak nie śmierdzieć kłamliwymi, wyborczymi obietnicami. Trixie westchnęła, rozczarowana, po czym zagotowała wodę zaklęciem i wypełniła nią ulubiony kubek ojca, który mogła zanieść mu na piętro, wprost do znajomej sypialni. Liczyła, że już był w piżamie, szlafroku i najlepiej szaliku na szyi, ale zastała go wciąż w gotowości do działania, ku własnej rozpaczy. Czy to właśnie tak było z małymi dziećmi?
- Merlinie, tato - mruknęła i pokręciła głową, odstawiwszy kawę na wystarczająco daleką półkę, by czarodziej nie mógł jej dosięgnąć bez przejścia na drugi koniec pomieszczenia. Co to, to nie, w jego przypadku ten napój był nagrodą, nie zachętą. Własnoręcznie wydobyła z jednej z szaf świeżą piżamę i rzuciła ją w kierunku ojcowskich rąk, a potem na chwilę zniknęła z pokoju, by powrócić do niego z ciepłym szlafrokiem przyniesionym z łazienki. - Przebierz się i do łóżka. Pamiętasz co mówiła pani Cattermole? - spytała z cieniem uśmiechu zabłąkanym na ustach, w tym samym czasie poprawiając poduszki i przygotowując pościel do przyjęcia styranego przeziębieniem morsa. Znaczy gościa. - Przeziębienie trzeba wygrzać - kontynuowała. Ach, pani Cattermole... Szkoda, że dziś jej z nimi nie było. Odeszła zdecydowanie zbyt wcześnie, pozostawiając po sobie pustkę większą niż matka, której w życiu Trixie brakowało praktycznie od zawsze, a którą to wypełniła właśnie ta przemiła, uczynna, leciwa czarownica. - Skoczę do lecznicy po jakieś eliksiry, może mają coś co postawi cię na nogi. Chcesz jakąś książkę? Gazetę? Chociaż lepiej by było, żebyś po prostu się zdrzemnął - zasugerowała; pomogła jeszcze ojcu z czym tylko trzeba było, następnie zapewniwszy, że nie będzie jej tylko przez kilkanaście minut. Perspektywa wyjścia na zewnątrz wciąż smagała kości znajomym wspomnieniem zziębnięcia, ale co innego miała robić? Trix opatuliła się szczelnie ubraniem i wyszła z domu, na około dwadzieścia minut, może ciut więcej, zostawiając Becketta samego. W tym czasie w garnku już zaczynał przygotowywać się nastawiony wcześniej rosół. Domowe sposoby i medykamenty od Farleya i jego cudownych dziewcząt - to na pewno postawi ojca na nogi, prawda?


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Sypialnia Steviego [odnośnik]23.03.21 23:38
Nie żałował przez ani jedną sekundę, że skoczył za tamtym mężczyzną do lodowatej wody. Co prawda, będzie to musiał odchorować, ale samobójca okazał się być mocno doświadczonym przez życie człowiekiem, któremu w Londynie szmalcownicy odebrali najcenniejszy dar - rodzinę. Beckett znał to uczucie, chociaż nie pożegnał się z Mary Jo i starszą siostrą Trixie przez marionetki czarnoksiężnika, a jedynie przez niefortunny los. Chyba. Nie do końca zresztą wiedział, a po tylu latach dostęp do tamtych danych był już niemożliwy. Koniec końców, uratowali go przed zbyt szybkim końcem, ba! Może nawet przekonali, by swoją różdżką wsparł działania antyrządowe. Teraz jednak należało odpocząć, bo takiego dnia pełnego emocji już dawno nikt mu nie zgotował, a przecież żył pod jednym dachem z młodą Trixie. 
- Nie trzeba, mam dużo pra- - nie dokończył, bo zakręciło go w nosie, a chwilę potem kichnął, czując, jakby coś rozrywało mu zatoki. Spędził w lodowatej wodzie co najmniej kilka minut, wciąż czuł dreszcze przeszywające ciało. Wełny nie było trudno się pozbyć, wiele dała, ale efekty takiej kąpieli zostały. Nie miał na to wszystko czasu, miał przecież ogrom pracy, który czekał na niego w warsztacie. Z największą chęcią napiłby się teraz gorącej czarnej herbaty, najlepiej z lipy, z łyżeczką miodu i plastrem cytryny, jednak Trixie miała rację. W ich szafkach niewiele pozostało. Zajmie się tym jutro, albo pojutrze. Pojedzie na targ, postara się dokupić, co się da. Może nawet uda się znaleźć herbatę... Beckett znów poczuł okropny dreszcz, który przeszedł po jego kręgosłupie. Tak jakby tysiące małych mrówek przemieszczało się z zawrotną prędkością po jego ciele. - Kawy, tak! Kawy - odpowiedział szybko, ściągając z siebie jeszcze lekko wilgotny płaszcz i rzucając go na jedno z krzeseł w jadalni, po czym niczym snujący się po domu duch, wszedł na pierwsze piętro, prosto do swojej sypialni. Nie miał czasu, ale musiał odpocząć, chociaż chwilę... Dosłownie 5 minut. Usiadł tylko na łóżku, opierając głowę o drewnianą ramę i... Dopiero wtedy obudził go krzyk Trixie, której ewidentnie nie spodobało się, że wciąż siedział na łóżku. Nagle dostał piżamą prosto w brzuch i dopiero wtedy otworzył oczy, czując zapach zbożowej kawy rozlewający się po pokoju. Dlaczego nie miał zatem kubka w rękach? Spojrzał jeszcze na szafkę obok łóżka. Dziwne, tam też nie stał. Dopiero wtedy dostrzegł go na drugim końcu pokoju, gdzieś na półce i z wyrzutem spojrzał na własną córkę, która w najlepsze krzątała się po sypialni, wcale nie podając mu kawy. No chociaż tyle mogłaby zrobić... - Daj mi kawy - powiedział cicho, wyciągając przed siebie dłoń, by sięgnąć po kubek. Zmęczenie brało górę i cudem utrzymywał powieki w górze. Nie chciał przebierać się w piżamę, kłaść, spać, odpoczywać... Naprawdę nie miał czasu. Szczęście, że córka poszła do lecznicy po coś na otrzeźwienie, rano był umówiony z Julkiem na grzyby, nie mógł zawieść chłopaka. Ostatkiem sił przebrał się więc w pidżamę, obiecując sobie, że wstanie po prostu koło 1 i jeszcze popracuje, zanim wyjdzie z domu. Trixie wróciła niecałe 20 minut później, chociaż równie dobrze mogłoby jej to zająć godzinę, a zwyczajnie gorączka, która wciąż rosła, zaburzyła postrzeganie czasu. Siedział więc w łóżku, oparty o ramę, przykryty kołdrą, wypijając właśnie ostatni łyk kawy zbożowej, gdy weszła do pokoju. Obok leżała książka Slan autorstwa A. E. van Vogta, jednak nie miał siły jej czytać. Gdy jednak usłyszał otwierane drzwi, w ostatniej sekundzie chwycił ją, by otworzyć na losowej stronie i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. - To tylko chwilowe, masz coś, co mnie postawi na nogi? Czuję się dobrze, ale wolę nie ryzykować... - czuł się fatalnie, ale przecież jej nie powie. - Jak ty się czujesz? - przyłożył dłoń do czoła Trixie, aby sprawdzić, czy na pewno nie jest rozpalona.


Am I going crazy? Would I even know? Am I right back where I started forty years ago?
Wanna guess the ending? If it ever does... I swear to God that all I've ever wanted was
A little bit of everything, all of the time, a bit of everything, all of the time
Apathy's a tragedy, and boredom is a crime. I'm finished playing, and I'm staying inside.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett
Re: Sypialnia Steviego [odnośnik]24.03.21 0:18
O żalu nie było mowy - tamten młodzieniec utracił wszystko, włącznie z sensem życia, a na to nie zasługiwał nikt, kto nie był Rycerzem Walpurgii. Rycerzem, ha, bardziej takim Don Kichotem ganiającym za wiatrakami, bo o ile organizacja pod wodzą Czarnego Patafiana mogła szczycić się chwilową przewagą, to również nie potrwa długo. Zakon po prostu musiał podnieść się po kilku ostatnich porażkach, odzyskać rezon i przejąć kontrolę, już teraz całkiem dobrze im szło i każde życie, nawet utrapione tęsknotą i rozpaczą było na wagę złota.
Trixie nie chciała słyszeć o tej pracy. Ojciec nie był w stanie odpuścić nawet dzisiaj, naprawdę? Gołym okiem można było dostrzec, że rozkładała go paskudna choroba, organizm trawiła gorączka, a mimo to nieustannie wracał myślami do projektów spoczywających cierpliwie w warsztacie, którymi pragnął się zająć. To niedopuszczalne. Dziewczyna zacmokała i wymamrotała pod nosem coś niezrozumiałego, pomagając mu też odwiesić płaszcz. Nie musiała tego robić, dałby sobie radę, przecież nie umierał, ale mimo to odczuwała potrzebę upewnienia się, że z niczym przesadnie się teraz nie męczył.
- Mam nadzieję, że chciałeś powiedzieć o praniu, bo o pracy nie ma mowy. Ty też byś mi zabronił - zauważyła rezolutnie; w skrajnej młodości każde przeziębienie musiała spędzać w domu, nawet jeśli na zewnątrz świeciło piękne słońce, a na ulicach bawili się przyjaciele. Stevie wolał nie ryzykować i pani Cattermole uparcie go w tym dopingowała, zupełnie jakby wystawienie chorej głowy za drzwi miało skończyć się gromem z jasnego nieba uderzającym w czoło.
Uczynna ale wciąż mająca swoje granice Trixie przewróciła lekko oczyma na słaby głos proszący o kawę i ugięła się pod jego zachrypniętą melodią, uważając, by obejmująca kubek dłoń zrobiła to porządnie, nie rozlawszy cieczy nigdzie dookoła. Jeszcze tego brakowało, żeby się poparzył. Potem przycisnęła usta do czoła ojca i stała tak przez chwilę, badając rozhulanie gorączki, której nie byłby w stanie zamaskować żadnym kłamstewkiem czy wymówką. Na szczęście organizm był w stanie pokazywać, w jakim znajdował się stanie - a ten był dość nieciekawy.
- Połóż się, zanim w ogóle mi tu spłoniesz - poprosiła z troską i zmierzwiła wciąż nieco wilgotne włosy mężczyzny, zanim wezwała ją kolejna podróż. Wizyta w lecznicy nie zajęła jej zbyt długo, pewnie byłaby w domu szybciej, jednak akurat trwało tam przyjmowanie pilnego pacjenta i Trixie chwilę musiała poczekać na możliwość rozmowy; ku ogromnej uciesze otrzymała małą mieszankę na powszechne choroby, z którą wróciła do domu prędkim krokiem. Od środka pochłaniało ją zmartwienie. Co jeśli stan Becketta pogorszył się podczas jej nieobecności, a w domu były tylko Silkie i Duckie? Nie byłyby w stanie mu pomóc... Dlatego wpadła przez drzwi jak strzała i zamknęła je za sobą na zamek, pędząc prędko na piętro, jednocześnie po drodze na schodach zrzucając z ramion płaszcz i szalik. Był tam, na szczęście... Półsiedzący, w piżamie i szlafroku, z prawie dopitą kawą i książką rozłożoną na kolanach, wciąż żywy. Dzięki, Merlinie.
- Czytasz bez okularów? - wypaliła w formie powitania, by następnie zająć miejsce na krawędzi łóżka. Lek od uzdrowicielskich przyjaciół spoczywał na dnie plecionej torby, więc Trixie sięgnęła po buteleczkę bezzwłocznie i odkorkowała kciukiem, podsuwając ją pod usta ojca. - Jakieś świństwo, podobno smakuje okropnie, ale szybko stawia na nogi. Jak dobrze pójdzie, to jutro będziesz jak szczygiełek - zacytowała magomedyka z pompatyczną teatralnością i uśmiechnęła się lekko, cofnąwszy głowę, kiedy Stevie sięgnął do jej własnego czoła. - Daj spokój, nic mi nie jest - powiedziała szczerze, bo przecież czuła się dobrze, a do kaszlu i kataru było jej tak daleko jak do biura propagandy antymugolskiej w Londynie. Czyli bardzo daleko. - Pij - Trix zachęciła Becketta i ostrożnie przechyliła zawartość flakonu, by mógł pochłonąć miksturę w kilku małych łykach. - Za jakieś dwie godziny będziemy mieli rosół. Zostawić cię samego? Będziesz spać? - trochę nieufnie zerknęła na książkę... W rzeczywistości sama chciała rozmawiać, zapytać co sądził o szmalcownikach, kim w ogóle tak dokładnie byli i czemu działali tak otwarcie, skoro Cronus Zdobywca próbował wszystkim zamydlić oczy, ale nie miała zamiaru męczyć ojca w chorobie.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Sypialnia Steviego [odnośnik]24.03.21 0:42
Skąd to dziecko brało tyle energii, to sam nie wiedział. Co prawda, Beckettowie mieli we krwi pracę, troskę o własne umiejętności oraz cierpliwość, aby zobaczyć efekty, ale żeby po kąpieli w lodowatej wodzie, móc jeszcze tak biegać tam i nazad, jak Trixie, dla tego był pełen podziwu. Z początku był na nią zły, że wskoczyła do tej wody. Mogło jej się cokolwiek stać, mogła teraz czuć się tak, jak czuł się sam Beckett. Po prostu źle. Naprawdę nie miał czasu na sen, chociaż nie pamiętał kiedy ostatnim razem tak naprawdę porządnie się wyspał. To chyba był 1916, gdy po napisanym ostatnim egzaminie w Hogwarcie, jeden z chłopaków, z którymi się uczył, dorwał się do butelki szkockiej. Wypili wtedy jedną na pięciu i padli do łóżek, wyczerpani po maratonie nauki, jaki zgotował im Hogwart. Od tamtej pory tak właściwie to nie spał, albo spał dość krótko. Rzadko też chorował, utrzymując wciąż, że to naturalny dar ze względu na spożywane kanapki z szynką i pomidorem oraz kawę. Fakt, że czasem spalił sobie brwi albo włosy w nosie, nie przeszkadzał. To w końcu nie powodowało gorączki, co najwyżej śmiech córki, gdy wchodził, po takim wybuchu w warsztacie do domu. Miała jednak, o dziwo, dużo racji. Jeśli jutro miał jakkolwiek wyglądać i jakkolwiek się czuć, musiał poleżeć. Ważne, żeby krótko. Nie było jej krótko, a gdy weszła z powrotem do sypialni Steviego, oczywiście udawał, że czyta i oczywiście nie miał na sobie okularów, co sprawne oko Trixie zauważyło niemal od razu. - A no tak... - wydukał, błądząc ręką po szafce nocnej w poszukiwaniu szkieł, które odłożył, ubierając piżamę. - Tak tylko przeglądałem sobie... - książka nie miała nawet obrazków, ale przecież na białe strony pokryte czarnym atramentem, też można było patrzeć.
Zapach specyfiku z lecznicy, kompletnie go odrzucił. To pachniało tak jakby... Nie, nie mógł o tym myśleć, bo robiło mu się jeszcze gorzej. Po prostu smród był nieziemski. Stevie wykręcił się, odsuwając nieco głowę i już chciał powiedzieć stanowczo, że nie będzie pić tego świństwa, ale stałby się hipokrytą. Sam pamiętał jak pani Cattermole podsuwała podobne eliksiry pod nos małej Trixie, a ta szarpała się, próbując rozlać to wszystko. Raz nawet jej się udało, ale fakt, że zniszczyła sobie sukieneczkę, tak ją zasmucił, że następnym razem ostrożniej machała rękami. On przecież rękami machać nie zacznie. No trudno. - Jutro muszę wstać skoro świt, jadę z Julkiem na grzyby - powiedział, przypominając sobie, jak dwa dni temu niemal zgotowała mu piekło, że udał się do Kornwalii bez informacji dla niej. Nie mógł się zwierzać z każdego kroku, to zresztą nie leżało w jej kompetencjach, aby jakkolwiek go kontrolować. Jednak teraz, zmęczony, obolały i dosłownie potrzaskany, wolał mieć z głowy ewentualne awantury. I tak nie miał na to wszystko siły. - Na pewno wszystko dobrze? - dopytał, po czym kaszel, który skrywał się w jego płucach, dał o sobie znać. Zasłonił usta dłonią. Naprawdę było kiepsko. - No dobrze, daj - Stevie wypił całą zawartość fiolki z eliksirem, czując, jak smak tego paskudztwa wykręca mu wnętrzności. Po ciele jednak od razu rozlało się przyjemne ciepło, powoli łagodząc dreszcze. - To był ciężki poranek... Ale nie powinnaś skakać wtedy do wody. To było niebezpieczne, Trixie. Mogło ci się coś stać... - zaczął oczywiście od narzekania, ale spoglądając w oczy córki ,musiał dodać: - Doskonale sobie poradziłaś - Beckett uśmiechnął się blado. Naprawdę poszło jej świetnie.


Am I going crazy? Would I even know? Am I right back where I started forty years ago?
Wanna guess the ending? If it ever does... I swear to God that all I've ever wanted was
A little bit of everything, all of the time, a bit of everything, all of the time
Apathy's a tragedy, and boredom is a crime. I'm finished playing, and I'm staying inside.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett
Re: Sypialnia Steviego [odnośnik]24.03.21 12:10
Pobłażliwy uśmiech pojawił się na jej ustach kiedy ojciec stwierdził, że tylko przeglądał skomplikowaną lekturę. No jasne, a ona była mugolską świętą. Mimo to zdecydowała się oszczędzić mu uszczypliwości i po prostu kiwnęła głową we własnej ugodzie, dla nienaruszonego spokoju; nie mogła przecież poddawać jego nerwów próbie jeszcze przed opróżnieniem fiolki z mieszanką na przeziębienie, bo to jedynie dałoby Beckettowi pretekst, by mocniej się od niej odganiać. Zapach może rzeczywiście nie powalał, albo wręcz przeciwnie, powaliłby trolla, ale nie miał wyboru. Trix cmoknęła ostrzegawczo na widok odsuwającego się ojca i uniosła brwi w niewerbalnym komunikacie, że tak łatwo mu nie odpuści, choć wieść o tym, że pomimo choroby już planował kolejną wycieczkę trochę zbiła ją z tropu. I to z Julkiem?
- Dokąd się wybieracie? - zapytała z zainteresowaniem, ciekawa jakie grzyby mogliby znaleźć o tak późnej październikowej porze. Znając jednak możliwości sprzętu do wykrywania grzybów stworzonego przez Steviego z pewnością nie wrócą z pustymi rękoma, jeśli tylko nie wpakują się w jakieś tarapaty. - Mógłbyś przy okazji rozejrzeć się za ciemiernikiem? Znajoma wspominała, że brakuje jej kilku korzeni, może akurat się na nie natkniesz. Tylko nie zapomnij okularów - wymruczała z rozbawieniem; z grzybami i roślinami byłoby podobnie jak z nadrukowanymi na papierze literami, jeśli szkła zostałyby w domu. - I pozdrów ode mnie Julka - dodała jeszcze, głaszcząc dłoń ojca własną. Od pewnego czasu nie widziała się z wróżbitą, chociaż mieszkali właściwie płot w płot; pewnie wpadnie kiedy zgłodnieje, objawi się z poezją na ustach i teatralnością podobną jej osobistej, jeśli nie ją przewyższającą. Skinęła jeszcze w odpowiedzi na pytanie Steviego. Naprawdę czuła się dobrze, ale profilaktycznie odsunęła się na pewną odległość, kiedy mężczyzna zaniósł się rwącym kaszlem. Może nie była uzdrowicielem, ale w porównaniu do niej, której nie dopadły żadne niepożądane objawy, pan Beckett wydawał się brzmieć gorzej niż przed jej wyjściem. Niedobrze. Trix zmarszczyła brwi i uparcie podsunęła fiolkę do jego ust, opierając krawędź szkła o dolną wargę tak, by nie mógł już się od niej odsunąć, a potem westchnęła cicho z ulgą, kiedy ojciec skapitulował i przełknął cierpką ciecz mającą postawić go na nogi. Pustą buteleczkę czarownica odłożyła na bok, na szafkę nocną i przesunęła się nieco na łóżku, jednocześnie zsuwając ze stóp buty. Nie zdążyła zrobić tego przed wejściem, zbyt zestresowana losem osamotnionego ojca skazanego na towarzystwo wyłącznie kaczki i kury. I fretki, ale ta nie biegała luzem po domu.
- Musiałam wskoczyć, z pomostu nie widziałam kamienia - wyjaśniła na swoje usprawiedliwienie i usiadła na materacu po turecku, z wyraźnie spiętym ciałem i nienaturalnie przebierającymi dłońmi, jakby coś absorbowało ją od środka i nie pozwalało zaznać spokoju. Ojciec powinien odpoczywać, ale ona, och, miała w sobie zbyt dużo pytań. - O co chodzi z tymi całymi szmalcownikami? To... Oni tak otwarcie zabijają ludzi i nikt w Londynie nic z tym nie robi, nie buntuje się? Przecież to niemożliwe, żeby tylko ten człowiek stracił rodzinę - mówiła cicho, choć nikt nie mógł ich podsłuchać w zaciszu Warsztatu; spojrzenie uciekło w dół, do jasnej pierzyny młóconej między palcami małych, gdzieniegdzie podrapanych od pracy dłoni. Czy szmalcownicy działali wyłącznie w obrębie brytyjskiej stolicy? A co jeśli przyjdą do nich do domu? Nie była na to gotowa, nie rzuci w nich nożyczkami i nie ogłosi zwycięstwa, co najwyżej mogłaby pozamieniać ich w tchórzofretki, ale czy to by wystarczyło? - Z perspektywy pracowni krawieckiej ta wojna wygląda inaczej - przyznała; mniej krwawo, mniej smutno, mniej potwornie, podczas gdy tak niedaleko rozgrywały się prawdziwe, ludzkie dramaty. Dopiero po tych słowach Trixie uśmiechnęła się blado na dźwięk wcześniejszego komplementu i powróciła wzrokiem do oczu ojca widocznych zza szkieł okularów. - Ty też. Na rowerze i w wodzie, chociaż wolałabym, żebyś nie musiał teraz kaszleć. Zagrzać ci ciepłej wody? - zaproponowała; kawy już dość, ale powinien regularnie nawilżać gardło.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Sypialnia Steviego [odnośnik]24.03.21 13:12
- Na wybrzeże przy Brown's Point, w Lancashire - powiedział krótko, zgodnie z prawdą zresztą. W Anglii nie było spokojnie, wciąż dochodziły informacje o kolejnych zaginionych ludziach i mało kto już wierzył, że kiedykolwiek się odnajdą. Na szczęście Beckett był całkiem niezły w transmutacji, uczył jej się zresztą przez lata, i nie spodziewał się, żeby w tamtejszym lesie cokolwiek mogło mu się stać. Poza tym szli tylko na grzyby, a u Ollivanderów było bezpieczniej, niż w reszcie kraju (za wyjątkiem półwyspu Kornwalijskiego, rzecz jasna). - Mogę spróbować, ale ciemiernik rośnie od lutego do kwietnia - powiedział pobłażliwie. Jego córka od zawsze wolała zwierzęta od roślin, znacząco się tym różnili. Biegająca po domu kaczka, kura i fretka (która na całe szczęście zwykle siedziała w klatce w pokoju Beatrix) przysparzały o wiele więcej problemów niż pomidory w ogrodzie. Godził się jednak na te zwierzęta, widząc ile radości daje to Trixie. Zbudował nawet ocieplany kurnik, aby ptakom było ciepło. Na pewnym etapie budowy zaangażował się tak mocno, że nawet myślał nad wstawieniem tam miniaturowego gramofonu, by Silkie i Duckie mogły umilić sobie wieczory, jednak w porę zorientował się, że dziobami będzie im dość trudno go obsłużyć. Prawdopodobnie nie zorientują się również, co tak właściwie zajmuje im miejsce. - Pozdrowię Julka, muszę tylk- - ponownie kichnął, aż okulary na jego nosie podskoczyły w górę. - Daj mi termometr - powiedział jeszcze, bez pojęcia gdzie ten teraz się znajdował. Trixie będzie wiedzieć i na pewno go przyniesie. Na wszelki wypadek wolał sprawdzić, ile rzeczywiście stopni ma teraz jego organizm. Do jutra temperatura lepiej, aby była w granicach normy, bo naprawdę nie miał zamiaru odpuszczać spotkania z jednym z ulubionych przyszywanych bratanków, któremu dodatkowo obiecał kanapki. Teraz pękała mu głowa, zatoki coś rozrywało od środka, a nieprzyjemne drapanie w gardle wciąż męczyło. Myśli o szmalcownikach nie pomagały, ale musiał jej to wyjaśnić. Miała przecież prawo wiedzieć. Tylko jak powiedzieć to delikatnie... - Szmalcownicy to tacy czarodzieje, którzy polują na... Na szlamy, tak nazywają mugolaków. No i na mugoli - pochmurniał nieco, ale szybko podniósł z powrotem głowę i uśmiechnął się jeszcze, żeby dodać dziewczynie otuchy. - To nie są odosobnione przypadki, takich rozbitych rodzin jest więcej - Cedric opowiadał o tym jak wygląda takie miejsce zbrodni, ale Stevie wolał unikać szczegółów przy Trixie. - Niestety, nowy Minister Magii ma za nic życie, ceni sobie krew i zdolności magiczne. To, że twoi dziadkowi byli mugolami... Po prostu właśnie dlatego zrezygnowałem z pracy w Ministerstwie - bał się, że stanie się celem ataków, że to przełoży się na jego córkę. - Półwysep Kornwalijski jest względnie bezpieczny, Zakon bardzo czuwa nad tymi terenami, stare czarodziejskie rody zresztą też - uspokoił ją jeszcze. - Pamiętasz ten dekret z 10 kwietnia? Że mamy stawić się i rejestrować różdżki? Przeciągałem to w czasie, ale teraz jestem pewien, że nie powinniśmy tego robić. Słyszałem, że nakładają na nie namiar - cieszył się, że w końcu się na to nie zdecydowali. W ten sposób mieli jeszcze odrobinę autonomii, bez obaw, że ktoś sprawdza zaklęcia, jakie wypłynęły z ich różdżek. Już wystarcza, że świstokliki podróżujące poza Anglię były przez nich kontrolowane. Dzisiejsza przygoda idealnie obrazowała to, do czego nowy rząd jest w stanie doprowadzić człowieka i chociaż Beckett w politykę się nie mieszał i nie miał do tego żadnych zdolności, to każdy głupi musiał widzieć, co się dzieje z ludźmi. - Dlatego nie chcę, byś poruszała się poza Dolinę. Proponowali mi przeniesienie nas do Oazy, ale chyba nie jest jeszcze tak źle... Alexander dobrze opiekuje się tym miejscem, to nasz dom - złapał córkę za dłoń, czując wciąż, jak wypity specyfik ogrzewa jego ciało. Niemal w ogóle już nie drżał, chociaż potężny kaszel wciąż męczył gardło. Pokręcił głową na propozycję ciepłej wody, musiał po prostu chwilę odpocząć i będzie zdrów jak ryba. Nie było czasu do stracenia. Znowu kichnął i cichy jęk wydobył się z jego ust. - Albo daj mi tej wody.


Am I going crazy? Would I even know? Am I right back where I started forty years ago?
Wanna guess the ending? If it ever does... I swear to God that all I've ever wanted was
A little bit of everything, all of the time, a bit of everything, all of the time
Apathy's a tragedy, and boredom is a crime. I'm finished playing, and I'm staying inside.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett
Re: Sypialnia Steviego [odnośnik]24.03.21 13:56
Kiwnęła głową w zrozumieniu; ziemie należące do Ollivanderów nie były tak niebezpieczne jak te znajdujące się bliżej Londynu, epicentrum huraganu, który unosił karaluchy w powietrze i rozrzucał je wprost na krzesła przy biurkach wysoko postawionych funkcji rządowych, a to znaczyło, że chyba nie musiała się martwić. Poza tym obaj Stevie i Julien byli zdolnymi czarodziejami, powinni dać sobie radę z bezpiecznym powrotem do Doliny, szczególnie, że czekałby tam na nich ciepły obiad z tego, co zostało w spiżarce. Może i jedzenia nie było zbyt dużo, jednak Beckettowie chętnie dzielili się z ich ulubionym, ekscentrycznym sąsiadem, wiedząc, że ten nie przepadał za gotowaniem, albo zwyczajnie nie posiadł tej umiejętności, zakotwiczony głęboko w artystycznych odmętach.
- O - skwitowała rezolutnie wspominkę o ciemierniku. No tak, nawet o tym nie pomyślała, a to właśnie mogło być powodem alchemicznych braków jej znajomej... Trixie parsknęła pod nosem i przewróciła lekko oczyma, posyłając ojcu trochę zażenowany uśmiech. Brawo, Beckett. - To raczej marna szansa żebyś cokolwiek znalazł. Lepiej skupcie się na grzybach - mruknęła rozbawiona, a potem wykonała spektakularny unik w bok, kiedy ojciec kichnął jak armata. Wolną dłonią sięgnęła do kieszeni swetra i uniosła różdżkę nieco ku górze. - Accio termometr - czarownica wypowiedziała nazwę zaklęcia pewnie, już po chwili łapiąc lecący w ich stronę stary, rtęciowy przedmiot, który samodzielnie wsunęła pod ojcowską koszulę i rękę, upewniając się, że odpowiednio mocno przycisnął ramię do boku. Do obwieszczenia wyników gorączkowego konkursu mieli chwilę, więc Trix wyprostowała plecy i znów umościła się wygodniej na łóżku, mrużąc mocno oczy, gdy Stevie opowiedział jej o szmalcownikach na usługach Ministerstwa. No tak, tego mogła się spodziewać... Rozboju w biały dzień i politycznej gadki mającej zatuszować krwawe winy. Z tego wszystkiego zakręciło jej się nieco w głowie, więc oparła brodę na rozłożonej dłoni, przez dłuższą chwilę milcząca, trawiąca informacje. Nie była naiwna, wiedziała, że gdzieś niedaleko dochodziło do nieludzkich prześladowań, ale żeby tak otwarcie dopuszczać się morderstwa na niewinnym społeczeństwie? Przecież to okropne, oburzające, odrzucające! Jakim trzeba było być potworem, by... Nie, nawet nie chciała o tym myśleć.
- Nie jesteś żadną szlamą - wtrąciła szybko, ze wstrętem, bo konotacje powiązane z tym słowem były zbyt oczywiste, by nie pozostawić w jej ustach i myślach niesmaku. Trixie miała wrażenie, jakby coś ciężkiego osiadło na dnie płuc i odbierało oddech, im więcej słów padało z ust ojca. Zrezygnował z pracy bo mieli przodków mugoli? A co w tym złego? Co, Malfoy tak drżał przed jej dziadkami i im podobnymi, że musiał ich wszystkich wytępić? Na moment przymknęła oczy i westchnęła powoli, ciężko, mimowolnie obracając w dłoniach różdżkę. Fakt, dobrze, że jej nie zarejestrowała, chociaż wtedy sugerowała ojcu, że przecież wszyscy to robią, więc pewnie nie jest to nic złego. - A on nie jest żadnym Ministrem, to, że siedzi w siedzibie Ministerstwa i rozdaje karty nic nie znaczy. To Harold Longbottom jest Ministrem - powiedziała cicho, jakby bardziej do siebie niż do Steviego, któremu na pewno nie musiała tłumaczyć tej kwestii i dopiero wtedy otworzyła oczy, przyglądając się ojcu. Wyglądał trochę lepiej niż przed wypiciem mikstury, możliwe, że zaczęła już działać. Zachęcona tym widokiem Trix sięgnęła po termometr i wyjęła go spod piżamy, przyglądając się miarce. - Trzydzieści siedem i sześć - odczytała wynik i odłożyła przyrząd na szafkę, obok pustej menażki na eliksir. To dlatego tak bał się wypuszczać ją z domu gdzieś dalej, dlatego wspominał o eskorcie, a ona grała mu na nerwach, myśląc, że był zwyczajnie zazdrosny... Jej umysłem zawładnęło poczucie winy i zażenowania. - Teraz rozumiem. Obiecuję, że nie będę się szlajać bez twojej wiedzy, ale ty nie wychodź nigdzie bez mojej, co ty na to? Umowa stoi? - zaproponowała miękko, łagodnie, mogli przecież zawrzeć taki pakt i cieszyć się choćby namiastką spokoju związanego z wiedzą o położeniu drugiego Becketta. On nie obrywałby kopertami, ona nie musiałaby słuchać reprymend. - To nasz dom. Ale na dobrą sprawę dom jest tam, gdzie jesteś ty. I kiedyś pani Cattermole - wzruszyła lekko jednym ramieniem, wstając z łóżka. - Zaraz przyniosę - obiecała, sięgnąwszy do kołdry, którą podsunęła aż pod samą szyję mężczyzny.
Po tym, jak dostarczyła mu kubek gorącej wody, Trixie poprosiła by spróbował się przespać i ten czas spędziła samotnie w kuchni, doglądając zupy i myśląc samotnie nad tym, co usłyszała zarówno od topielca, oraz od ojca. Rosół nie był zbyt bogaty, gotowała go na piersi gołębia, z dodatkiem cebuli, marchewki, kapusty i ziemniaków, jednak bez przypraw, bo i tych brakowało już w szafkach i pojemnikach. Pustki. Wszędzie pustki. Ale to nic, może nadwyrężone gardło nie poczuje nijakiego smaku cieczy, którą po około dwóch, maksymalnie trzech godzinach odstawiła z palnika, część przelewając do białej, porcelanowej miski. Włożyła do niej zdobioną łyżkę i całość postawiła na tacy, znów wspinając się po schodach do sypialni Steviego.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Sypialnia Steviego [odnośnik]24.03.21 14:37
Coraz więcej czasu poświęcał na ludzi, a coraz mniej na pracę, co bywało problematyczne, zwłaszcza gdy było jej dużo. No trudno. Będzie mniej spał i jakoś to będzie. Tylko żeby kawy wystarczyło, bo bez tego mogło się to okazać niemal niewykonalne. Ewentualnie odezwie się jeszcze do Isabelli po jakieś eliksiry na pobudzenie, ciekawe czy oprócz kofeiny, jakiś zdolny alchemik wymyślił już taki specyfik? Jutro jednak zamierzał spędzić miły poranek na grzybach, z młodszym sąsiadem, który od dawna mówił do niego "wujku". Planował nawet, że jeśli zbiorą ich wystarczająco, to po powrocie pokaże Julianowi, jak robi się makaron z borowikami i śmietaną. Nawet jeśli nie potrafił gotować, to tak prosta potrawa na pewno wyjdzie mu świetnie. Tego nie dało się zepsuć. Chyba. 
Beckett mocno liczył na to, że termometr wpakowany pod koszulę przez córkę, pokaże góra 37 stopni, jednak przejęty rozmową na temat sytuacji politycznej, zapomniał o nim. Nie chciał mówić córce wszystkiego, słyszał o dementorach i olbrzymach, które patrolują miasto. Oczywiście obecność istot magicznych na świecie nie powinna być zwalczana, nie miał zamiaru też ich dyskryminować w żaden sposób, ale powinny być pod ścisłą kontrolą na swoich terenach. Może rezerwatach? Dementorzy wysysali z ludzi wszystko, co najlepsze, olbrzymy były zupełnie nieokrzesane, a teraz sprowadzili je do Londynu w celu...? Czy po to, aby odnajdywały takich jak on, razem ze szmalcownikami? A potem co? Zabiłyby go? Któryś olbrzym zdeptałby go jak karalucha, tylko dlatego, że jego ojciec nie był szanowanym lordem reprezentującym jakiś starożytny ród, tylko mugolskim wojskowym? A może dementor wyssałby z niego wszystkie wspomnienia o Mary Jo, tylko dlatego, że matka nie była uzdrowicielką w Mungu, a zwykłą gosposią domową? Na Merlina, przecież był szanowanym numerologiem, twórcą świstoklików. Niemal równo rok temu zrezygnował z pracy dla Ministerstwa, a od tamtej pory na ulicach było tylko gorzej. Trixie naprawdę nie musiała wiedzieć wszystkiego, ale sam fakt, że zrozumiała, dlaczego woli trzymać ją w domu, już dużo znaczył. No, chyba że gorączka była tak wysoka, że miał omamy słuchowe, rzadko kiedy się z nim zgadzała. - Beatrix, ja jestem mężczyzną - powiedział bez zawahania się. - I to o wiele starszym od ciebie. Postaram ci się dać znać, gdzie i kiedy idę, ale czasem nie mam na to czasu - a czasem po prostu nie chcę mówić, byś się nie martwiła. Dom był tam, gdzie była ona, ale to w tym domu mieszkali z Mary Jo. Nie miał najmniejszego zamiaru go opuszczać, zostawiać tych wszystkich wspomnień, swojego warsztatu, sypialni, w której teraz leżał. Póki było względnie bezpiecznie, nie chciał też by Trixie musiała przenosić się do Oazy, ale jeśli będzie taka potrzeba, to tam właśnie ją wyśle, a sam zostanie na posterunku, by bronić miejsca, w którym żył od prawie 40 lat. Teraz jednak musiał odpocząć, w nadziei, że ewentualny atak nie nastąpi dzisiaj. Zresztą, na pewno Zakon miałby takie informacje wcześniej i ostrzegł odpowiednio mieszkańców, sam przysyłając ludzi do pomocy. Harold Longbottom robił, co mógł, a chociaż Stevie pamiętał go jeszcze ze szkoły, to nie spodziewał się, że poświęci aż tyle, by doprowadzić schedę Bathildy Bagshot do końca. To prawda co mówili o Gryfonach, byli odważni i waleczni. Z początku im tego zazdrościł, ale teraz Beckett był dumny, że również jego córka reprezentowała dom lwa. Po wypiciu szklanki wody faktycznie zasnął, chociaż wcale nie miał tego w planach. Nie obudził go nawet zapach zupy, który przez zatkany nos nie miał jak się dostać do jego głowy. Dopiero otwierane drzwi i cichy głos gdzieś w tle sprawił, że otworzył oczy. - Trixie... Ale miałem dziwny sen. Śniło mi się, że byłem w dżungli, a tam były jakieś węże - otrząsnął się po okropnym koszmarze. - Najpierw chciały mnie pożreć, ale potem okazało się, że to dmuchane dętki od roweru... - co to niby mogło znaczyć?


Am I going crazy? Would I even know? Am I right back where I started forty years ago?
Wanna guess the ending? If it ever does... I swear to God that all I've ever wanted was
A little bit of everything, all of the time, a bit of everything, all of the time
Apathy's a tragedy, and boredom is a crime. I'm finished playing, and I'm staying inside.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett
Re: Sypialnia Steviego [odnośnik]24.03.21 15:08
Ja jestem mężczyzną, gdyby nie był chory to rozmowa od razu przybrałaby zupełnie inny kierunek, ale w takiej sytuacji chyba nie mogła się na niego wydrzeć, prawda? Ani denerwować. Może przez Becketta przemawiała trawiąca ciało i umysł gorączka, a może patriarchalne wychowanie, które z jakiegoś powodu stawiało mężczyzn wyżej nad kobietami. Niestety - właśnie w takim świecie przyszło jej się urodzić, nieważne jak mocno wierzgała, kopała i gryzła, by udowodnić, że też może być silna i od nikogo niezależna. A jednak koniec końców po zmierzchu zawsze wracała do domu, robiła pranie, sprzątała magicznie w pokojach mieszkalnych i pracowniach, przygotowywała kolację i całowała ojcowskie czoło na pożegnanie przed snem lub kolejną zarwaną nocą.
- Właśnie dlatego chciałabym żebyś zostawiał mi chociażby jakieś kartki. Gdyby nie listy dwa dni temu, nie wiedziałabym gdzie cię szukać - mówiła spokojnie, nie dając ponieść się nieco wzburzonym emocjom; był starszy, narażony na nieco opóźniony refleks czy otumanienie związane z nieprzespaną dobą, a ona, uparta, nie chciała ryzykować nadejściem dnia, w którym okaże się, że Stevie do domu już nie wróci. Tak jak nie odeszłaby bez niego do żadnej Oazy, nawet gdyby z nieba zaczęły spadać meteoryty a ziemia pod fundamentami domu miała się rozstąpić. Nie miała pojęcia o wspomnieniach zaklętych w tych ścianach, bo one nie należały do niej, niezależnie od tego, co w jej twarzy, gestach i skądinąd rzadkich czułościach widział Stevie. Ale może to i lepiej? Skoro duch jakiejś przeklętej Mary Jo był od niej ważniejszy, Trixie chyba wolałaby się o tym nigdy nie dowiedzieć. Nie rozłupywać własnego serca na milion szklanych odłamków pozbawionych sensu i przynależności. Zdradzona przez najważniejszego w życiu człowieka, uświadomiona, że była jedynie zastępstwem za coś, co już nie wróci, czy byłaby w stanie się z tego podnieść? Na szczęście podobne przemyślenia nie nawiedzały jej głowy, nie miały jak tego uczynić, bo była przekonana, że ojciec kochał ją za to, kim była ona, nie zaklęty w jej ciele gen matki.
Kiedy wróciła z rosołem do sypialni i łokciem otworzyła sobie drzwi, Stevie wciąż jeszcze spał, choć obudziło go skrzypnięcie zwiastujące jej nadejście. Za oknem zmierzchało.
- Tak cię straumatyzowała dzisiejsza jazda rowerowa? - spytała z rozbawionym uśmiechem, nieco złośliwym, stawiając tacę na szafce nocnej. Na szczęście Beckett wyglądał o wiele lepiej niż jeszcze kilka godzin temu. Trixie zapaliła lampkę stojącą przy łóżku i podeszła do okna, żeby zaciągnąć firany, a potem wróciła do jego boku i pomogła ojcu usiąść na łóżku, tacę ułożyła natomiast na jego kolanach i ostrożnie podsunęła zupę bliżej jego korpusu. - Albo przyśnił ci się riddiculus? Pamiętam jak uczyliśmy się tego w szkole. Też to przerabialiście, prawda? W co zmienił się twój bogin? - zapytała z ciekawością, ale jej spojrzenie wskazywało na to, że nie oczekiwała odpowiedzi, jeśli ojciec nie był chętny jej udzielić. Lęk był przecież czymś bardzo osobistym, a obnażanie go przed drugą osobą należało do zadań niełatwych, chociaż oni akurat starali się być ze sobą szczerzy. Starali, bo mimo wszystko oplatała ich ciasno uwita pajęczyna stworzona z kłamstw. - Mój pokazał dłonie z uciętymi palcami - wyznała i uniosła jedną z dłoni ku górze, przyglądając jej się uważnie, obracając też w miękkim świetle lampy. Gdyby straciła ręce, wznoszone do tej pory dominium krawieckie runęłoby w proch, a marzenia obróciły się w ziejącą rozczarowaniem i rozgoryczeniem pustkę. Aż zadrżała lekko na tę myśl i znów ułożyła dłoń na swoim kolanie, siedząc na krawędzi łóżka. - Ale teraz nie wiem czy byłby taki sam - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się trochę ponuro; po dzisiejszej kąpieli w lodowatym morzu i ciężarze kamienia opadającego na dno fal wbrew jej staraniom Trixie miała pewne wątpliwości, jaką formę przybrałby bogin, przynajmniej na najbliższe kilka dni. Ten widok był... Straszny. Obezwładniający. Od dawna nie pamiętała podobnej paniki ogarniającej umysł i miażdżącej serce. Ale nie chciała do tego wracać, nie, szczególnie, że spróbowała to wszystko poukładać w swojej głowie w czasie samotności w kuchni. Pokręciła więc głową i spojrzała na ojca nieco nagląco. - Jedz, wiem, że średnie, ale nie było żadnych przypraw. A potem mam dla ciebie drugą dawkę leku - nie deser, a kolejna porcja obrzydliwości czekająca na to, by zbić mu gorączkę. Na pewno się ucieszy. Jednak Trixie nie zamierzała dzisiaj przyjmować słowa sprzeciwu i podczas gdy ojciec jadł obiad, wstała z miejsca, zajmując się składaniem jego ubrań i odniesieniem ich do łazienki. Zdążyła wyjąć już przemoczone jedzenie z jego plecaka, zostało tylko zrobić pranie, ale to potem; póki co poruszająca się ciemnym korytarzem o wieczorowej porze Beckett wróciła do ojca i znów wsunęła mu pod rękę termometr, żeby sprawdzić postęp leczenia. - Prześpij się jeszcze po zupie - poleciła niczym prawdziwy uzdrowiciel w lecznicy Farleya, przy okazji poprawiając jego poduszki. - Tym razem bez węży.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Sypialnia Steviego [odnośnik]24.03.21 15:55
To nie był patriarchat, a na pewno nie w mniemaniu Steviego. W ten sposób zwyczajnie chronił swoją córkę, nie pozwalając jej brać czynnego udziału w wojnie, w której ktokolwiek mógłby ją skrzywdzić. Poza tym, dla Becketta jasne było, że kobiety mają swoje predyspozycje, a mężczyźni swoje. On świetnie sprawdzał się w świstoklikach, obliczeniach, tworzeniu nowych wynalazków, za to Beatrix doskonale radziła sobie w kuchni, sprzątaniu i szyciu. Taki był już świat i podział obowiązków i tak według niego powinno zostać. Nie była to ujma ani dla kobiety, ani dla mężczyzny, jedynie coś, co istniało od zarania dziejów. Żył w głębokim przekonaniu, że córka doskonale to rozumie. Wspierał ją przecież we własnym biznesie, pozwalając prowadzić kącik krawiecki, w którym przyjmowała klientów, posługiwała się własnymi pieniędzmi, ba! Nawet nie ingerował za bardzo w to co za nie kupuje. Miała sporo wolności jak na kobietę, powinna to docenić.
- Postaram się... Rozumiem, że się martwisz Trixie, ale nic mi się nie stanie - nie miał zamiaru rozwodzić się na temat swoich umiejętności magicznych, bo byli czarodzieje znacznie lepsi od niego, jednak miał zwyczajne życiowe doświadczenie i po prostu wiedział, czego może się spodziewać. Najważniejsze i tak teraz było, aby ochronić ją, a nie żeby koniecznie unikać jakiejkolwiek konfrontacji, zwłaszcza gdy na świecie działy się takie bestialskie rzeczy. Dobrze przypomniał mu o tym dzisiaj ten samobójca, który przez nowy porządek próbował odebrać sobie wszystko. A może to wszystko już stracił? Beckett znał ten ból i za nic w świecie nie pozwoliłby, aby Trixie stała się krzywda. Musiał się nią opiekować, w końcu była tak podobna do Mary Jo. - Nie było źle... - skłamał, czując, jak zakwasy w udach zaczynają go piec przy każdym ruchu. - Ale może następnym razem wybierzemy się gdzieś bliżej, w okoliczne lasy? - jak będziemy mieli szczęście, Trixie, to nie spotkamy wisielca. 
Sen nie był aż tak koszmary, Stevie nie bał się węży, chociaż myśl o tym, że mógłby znaleźć się w dżungli zupełnie sam, bez świstoklika, bez pomocy... Może faktycznie to był bogin, tylko czyj? Ten Becketta zmieniał się w martwą żonę z córką. Żeby przypomnieć sobie tego, którego zobaczył po raz pierwszy, musiał mocniej wytężyć umysł, a to przy gorączce nie było aż takie proste. - Tak, przerabialiśmy... W Marsjanina. Czytałem kiedyś taką książkę, Wojna Światów, Herbert George Wellsa. Tam byli właśnie Marsjanie..., znaczy się obcy, przybysze z kosmosu. Mieli takie maszyny na trójnogach, które strzelały snopami gorąca - wzdrygnął się na samą myśl o tym, gdy pierwszy raz przeczytał tę powieść i wyobraził sobie owe stwory. - Strasznie się tego bałem - może i dzisiaj wydawało się to komiczne, ale dla 10-letniego dziecka, to przeżycie było traumatyczne. Kto mu w ogóle pozwolił czytać wtedy takie książki? Dzisiaj bogin przybierał inną postać, tak samo zresztą jak bogin Trixie mógł się zmienić. Pogłaskał ją po dłoni, aby upewnić córkę, że palce dalej tam są. Oby to wyobrażenie było najstraszniejszym, jakie mogło jej się przydarzyć, chociaż koleje wojny bywały bardzo zawikłane. - Masz złote ręce, Trixie - złożył na nich pocałunek, musiała wiedzieć, jaki ma talent. Te złote ręce przygotowały mu zresztą zupę, która rzeczywiście z przyprawami byłaby zapewne smaczniejsza, ale musieli sobie radzić, było, jak było. Zjadł jednak cały talerz, nawet bez soli smakowała o wiele lepiej niż to dziwne lekarstwo. Oby tylko pomogło. Stevie kompletnie zrezygnował ze spędzenia nocy w pracowni, chociaż i to męczyło go jeszcze, gdy próbował usnąć. Właściwie to powinien przejrzeć wszystkie dętki, jakie były jeszcze w pracowni. Może skonstruuje dla niej nowy i o wiele szybszy rower? Tylko czy wtedy nie będzie mieć już kompletnie przekichane na wycieczkach?

zt x2


Am I going crazy? Would I even know? Am I right back where I started forty years ago?
Wanna guess the ending? If it ever does... I swear to God that all I've ever wanted was
A little bit of everything, all of the time, a bit of everything, all of the time
Apathy's a tragedy, and boredom is a crime. I'm finished playing, and I'm staying inside.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett
Re: Sypialnia Steviego [odnośnik]14.05.21 23:28
<- stąd.

Po kilku godzinach dopracowywania wszystkich szwów - szata utkana z włókien sieci przyczajacza była gotowa. Trixie znała wymiary ojca na pamięć, ale dwukrotnie upewniła się przed rozpoczęciem pracy, że zmodyfikowany manekin odpowiadał miarom zebranym w najaktualniejszej przeszłości, by nie musieć nanosić potem zbędnych poprawek. Srebrna tkanina uformowała wreszcie płaszcz, który ojciec mógł nosić jako wierzchnią warstwę odzienia niezależnie od pogody; sprawdziłaby się zarówno jako cienka szata na lato, jak i narzuta na coś cieplejszego w jesienne, zimowe noce, gdy temperatura dokuczała najbardziej. Magiczne atuty tego materiału natomiast miały zapewnić jego bezpieczeństwo, podczas... Cóż, podczas jakiejkolwiek okoliczności, w jaką ciśnie go wojenna zawierucha.
Świadoma tego, że ojciec może być teraz zajęty, Trix zdecydowała się nie zaglądać do warsztatu; zamiast tego wspięła się po schodach na piętro wprost do sypialni Steviego, gdzie ostrożnie, pieczołowicie ułożyła gotową szatę na łóżku, rozprostowując poły obiema dłońmi. Wyglądała pięknie, wykonana nie tyle bardzo starannie, co przede wszystkim z trudno dostępnych komponentów, na jakie w obecnych czasach wielu krawców po prostu nie było stać. Beckettówna nie miała ich więcej w swoim składziku, ale to nic, ojciec zasługiwał przecież na to, co najlepsze.
Ostatni raz spojrzała na swoje dzieło i oceniła je krytycznym okiem, doszukując się niedoróbek, jednak te zwyczajnie nie istniały, więc, wyjątkowo zadowolona z siebie, Trix uśmiechnęła się dumnie pod nosem i otarła dłonie w sweter, zanim obróciła się na pięcie i wymaszerowała dziarskim krokiem, kierując się do swojego warsztaciku krawieckiego. Trochę zaniedbała dziś inne zamówienia na rzecz niespodzianki dla starego Becketta, więc musiała prędko zmobilizować siły i prawdopodobnie zarwać kolejną noc, by ze wszystkim się uporać. Miała jedynie nadzieję, że spotka się ze Steviem przy wspólnej kolacji by usłyszeć co sądził na temat prezentu, który sprawiła mu bez zapowiedzi. Spodoba się? A może ojciec wzgardzi srebrem? To się okaże...

zt :pwease:


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Sypialnia Steviego
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach