Wydarzenia


Ekipa forum
Rough Hill Wood
AutorWiadomość
Rough Hill Wood [odnośnik]22.06.21 22:08
First topic message reminder :

Rough Hill Wood

Rough Hill Wood to wielowiekowy rezerwat przyrody położony na zboczu wzgórza Slough w hrabstwie Warwickshire. Tutejsza flora zdominowana jest przez drzewa dębu i brzozy, a leśne polany upstrzone polnymi kwiatami tętnią życiem zamieszkałe przez wielobarwne gatunki motyli i ptaków. Magiczną atmosferę mrocznego lasu dopełnia niewielki obszar wrzosowisk usłanych gorejącymi krzewami i ptasim rdestem. Harmonię tego miejsca destabilizuje trwająca wojna; rezerwat zdaje się być dotknięty skutkami czarodziejskich batalii, co wprowadza w mroczny nastrój grozy i niepokoju, zniechęcając rozsądnych do rekreacyjnych odwiedzin.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rough Hill Wood - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Rough Hill Wood [odnośnik]05.07.21 15:54
The member 'Vance Villan' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Rough Hill Wood - Page 2 ZMSeJMK
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rough Hill Wood - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]05.07.21 23:00
Moore przygryzł wargę, wsłuchując się w słowa padające z ust towarzyszącego mu nauczyciela. Część z nich była jedynie potwierdzeniem wniosków, do których dorósł w ostatnich miesiącach, część była niczym wylanie mu na głowę kubła zimnej wody. To nie było przyjemne. Ale niektóre rzeczy nie miały być przyjemne. Miały być tylko i wyłącznie prawdziwe, nawet jeżeli zetknięcie z nimi bolało, a jeszcze długo po przetrawieniu ich w ustach pozostawała gorycz. To była ważna część życia. Lekcja, której się nie zapomina, jak zacięcia się nożem.
- Znalazłem kogoś - przyznał, po czym od razu uniósł dłonie jakby w geście obronnym, żeby żywo gestykulując nimi zaprzeczyć pytaniu, które nawet nie padło - nie jest to oczywiście mój wuj... - Chociaż zdolności Moore'a ciężko było podważyć, to szczerze wątpił w skuteczność terapii, gdyby miał się nim zająć ktoś z tak bliskiej rodziny. Tylko czy Vance w ogóle zdawał sobie sprawę z tego kim był Duncan? Na oko musieli chodzić razem do szkoły, ale w gruncie rzeczy nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby zapytać go o datę urodzenia. A mógłby, to by mu jakiś prezent kupił. Miał nawet dla niego parę świątecznych skarpet, ale od razu ruszyli w drogę i nie było jakoś okazji, żeby je przekazać. - Ale oczywiście jest osobą kompetentną. - Do tego stopnia, że samodzielnie wyłapała problem tkwiący gdzieś pomiędzy wierszami. - Problem okazał się jednak bardziej złożony, niż pierwotnie zakładałem. - Przemilczał oczywiście to, że zakładał jego samoistne zniknięcie, jakby czas miał wyleczyć wszystkie jego rany niczym w jakimś pełnym uniesień wierszu. Nie, czas zdecydowanie nie pomagał. Pogłębiał to wszystko jeszcze bardziej, bo Cillian nie potrafił zostawić niektórych rzeczy za sobą. Wspominał je dniami i nocami, przeżywał ponownie w najgorszych koszmarach, męczył się niemożebnie z własnymi myślami i nie przestawał. - Ah, ja wciąż wierzę, z całego serca, że słowa zapisane na kartce mają swoją moc i potrafią podnieść ludzi na nogi. Całe moje życie to opowiadanie historii, po prostu... odkładając piękne słowa na bok, co miałbym z moim pokaźnym wachlarzem umiejętności uczynić na widok szmalcownika? Zagadać go na śmierć? Mógłbym niby zacząć gadać o koniach, ale...
Urwał nagle, bo coś się stało. Krzyk rozdarł tę rozmowę niczym grzmot niebo. Obaj mężczyźni ucichli momentalnie i na piekielnie długą sekundę zastygli w bezruchu wpatrując się w kierunek z którego dotarł do nich hałas. Cillian niepewnie dobył różdżki i zacisnął na niej dłoń. Jego spojrzenie było pełne obaw, ale nie zamarł kompletnie - ruszył w ślad za swoim nauczycielem, tym razem stawiając kroki uważniej, jakby chrzęst gałązek miał cokolwiek zmienić, kiedy ktoś obok zanosił się tak głośnym jazgotem. Jego źródłem okazało się przerażone dziecko, które spłoszone niczym sarna rzuciło się pędem przez las. To był pokraczny bieg. Krótkie nóżki potykały się co chwila i ślizgały po mokrej i zmarzniętej ściółce. Przydługi płaszcz zahaczał o korzenie drzew. W pewnym momencie jedna z gałązek wbiła się w niego tak, że uciekająca postać musiała zatrzymać się i odwrócić, aby pozbyć się przeszkody drobnymi, trzęsącymi się rękoma. Wtedy też mogli dostrzec jej twarz. Zapłakane, umorusane oblicze dziewczynki sprawiło, że mimo naprawdę chłodnego dnia Cilliana zalała fala gorąca.
- Stój, spokojnie! Nie zrobimy ci krzywdy!
Oni nie, ale ktoś tak! I ta myśl zmusiła go do uważniejszego rozejrzenia się po okolicy. Czy ktoś poza nimi tu był? Drzewa, które jeszcze przed momentem podziwiał z zachwytem, zdawały się teraz łypać na niego złowieszczo. Przed czym lub przed kim uciekała?
Cillian Moore
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rough Hill Wood - Page 2 C511aabdf597b22fa48d7610e8ae258d
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9648-cillian-moore https://www.morsmordre.net/t9664-aslan#293571 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t9741-skrytka-bankowa-nr-2207#295617 https://www.morsmordre.net/t9666-cillian-moore#293577
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]06.07.21 23:54
Podopieczni Villana zdołali przywyknąć do jego bezpretensjonalnego usposobienia. Nade wszystko pragnął wspierać swoich uczniów dobrą radą i motywacyjnym pochlebstwem, jednakże był ostatnią osobą, od której usłyszeliby nieprawdę na ich własny temat. Profesor wierzył bowiem, że tylko krytycyzm wyrażony szczerym, bezpośrednim słowem jest w stanie przebić się do świadomości rozmówcy, wybudzić go z letargu zwanego ignorancją i rzucić nowe światło na powstały problem.
Moore przyszedł do Vance'a z takim problemem i został wysłuchany. Choć odzew ze strony profesora nie był najprzyjemniejszy, a wielu na miejscu pisarza zareagowałoby oburzeniem - ten dzielnie przyjął zalecenia mentora, a nawet zarzekał się, że już się do nich zastosował.
- Mówisz o Duncanie, prawda? - obaj panowie mieli okazję się już spotkać, spędzając niejeden przyjemny wieczór przy kufelku czarnego ale w towarzystwie wspólnego znajomego. - Nawet mi to nie przeszło przez myśl. Jest kumatym facetem, mniemam, że dobrym w swoim fachu. Czy fachowiec zgodziłby się udzielać terapii krewniakowi? Śmiem wątpić, Cillianie, chyba że w rodzinnym gronie. Warto przyjmować każdą pomoc, ale tutaj niezbędny jest specjalista. - posłał mu uśmiech, mimowolnie przerwany gestem drapania się po wąsie. Przemyślenia Moore'a były jak najbardziej słuszne; prawdopodobnie Villan z jego wujem minęli się w Hogwarcie, jednakże różnica wieku i Domów sprawiła, że w czasach szkolnych nie byli bliskimi znajomymi. Nie, żeby teraz łączyła ich specjalna przyjaźń, ale jak to mówią - w czasach wojny trzeba trzymać się razem, więc niewykluczone, że w przyszłości zacieśnią więzi.
Spojrzał z politowaniem na towarzysza. Żałował, że nie posiada wykształcenia, by udzielić mu rzeczowej pomocy; sam jednak świata nie zbawi, więc klasycznie wspierał go słowem i dobrą radą. - Problemy, drogi Cillianie, są jak ruchome piaski. Myślisz, że stąpasz w błocie, z którego zaraz wyjdziesz na suchą nawierzchnię, ale im dłużej próbujesz przez to bagno przeć naprzód, oszukując się, że jest tylko błotem, tym prędzej ściąga Cię na dno. Orientujesz się, kiedy bruździsz w nim po pachy, że problem jednak istnieje i jest cholernie poważny. - mówił, gdy wkroczyli na piękne wrzosowisko. Najpewniej tutaj mieliby spędzić czas praktykując zaklęcia, gdyż miejsce oferuje dużą przestrzeń i zapewnia dobrą widoczność. - Niektórym wydaje się, że jest dla nich za późno na ratunek. Poddają się i zatapiają w tym bagnie, pierwej po uszy, by wkrótce utonąć w natłoku problemów. Jednakże Ty znalazłeś w sobie siłę i odwagę, by wyciągnąć dłoń i w czas zawołać o pomoc, a ja zrobię, co w mojej mocy, by z tego bagna Cię wydostać. Możesz na mnie liczyć, Cillianie i dziękuję, że zdecydowałeś podzielić się ze mną swoimi troskami.
Wielu osobom wydaje się, że czas potrafi zdziałać cuda. Nic nie dzieje się jednak bez przyczyny i nawet najszczersze chęci, by wyjść z obecnego stanu, pójdą na manowce jeśli sam nie podejmie odpowiednich kroków. Vance mógł mieć jedynie nadzieję, że Moore zdawał sobie z tego sprawę.
- Technicznie rzecz biorąc, czarowanie to między innymi gadanie, więc zagadanie go na śmierć byłoby wskazane. - wtrącił mu się w zdanie i zaśmiał, jakby próbował rozładować nieco emocji. Niestety, wkrótce atmosfera wokół mężczyzn zrobiła się bardzo nieprzyjemna, gdy z lasu dobiegł niepokojący, ciągły dźwięk.
Nim ruszyli naprzód, mężczyzna dla otuchy położył dłoń na ramieniu Cilliana, jak gdyby chciał go uspokoić i zapewnić, że jest z nim bezpieczny. W jego spojrzeniu widniała jednakże prośba, by pozbierał się do kupy; potencjalne zagrożenie było niespodziewane i Vance potrzebował jego pomocy. Pewnie dobył swą różdżkę i poprowadził duet w głąb lasu, opuszczając porastające pod nogami wrzosowisko.
Gdy okazało się, że dziecko stanowi źródło lamentu i wdało się w ucieczkę, facet postanowił zrobić użytek ze swej różdżki i kierując ją na dziewczynkę, wypowiedział inkantację spokojnym głosem.
- Arresto Momentum. - rzucił zaklęcie, wprawiając różdżkę w ruch. Tym sposobem wiązka magii, która doń dotarła, spowolniła jej ruch umożliwiając Cillianowi skrócenie dystansu do celu. Villan biegł teraz za nim, usiłując nie potknąć się o wyrastające korzenie drzew lub inne przeszkody. Prawdę mówiąc, nie był już najlepszej kondycji fizycznej i nieco zmachał się biegiem, lecz ostatecznie dziewczę udało się zatrzymać, a zaklęcie spowalniające zostało przez Vance'a przerwane.
- Zostawcie mnie, puśćcie! Chcę do taty!!! - wrzasnęła zapłakana dziewczynka, obejmowana teraz przez jednego z mężczyzn w opiekuńczym, ciepłym uścisku.
- Szz, chcemy Ci pomóc. Jestem profesor Vance - celowo podkreślił swój tytuł, by zyskać jej zaufanie - a to mój podopieczny, Silly. - użył pseudonimu, by nie zdradzać imienia podopiecznego. Nie wiadomo było, kto kręci się w okolicy, czy ktoś ich podsłuchuje i kim właściwie jest dziewczynka. Doświadczenie nauczyło go, że nawet takim nie warto ufać - mogła być metamorfomagiem... Nie, to paranoja Vance'a, a jej łzy były szczere. Należało jej pomóc i to jak najprędzej, nim wpadnie w większą histerię.
- Słońce, jesteś już bezpieczna. Opowiesz nam, dlaczego płaczesz i co sprawiło, że zaczęłaś przed nami uciekać? Wystraszyłaś się nas? Chcielibyśmy Ci pomóc. To las, w którym czyha wiele zagrożeń, ale nas nie musisz się obawiać.
- Mój tatuś... Zgubił się w tym lesie, ja... - mówiła przez łzy, by zaraz ponownie wybuchnąć płaczem. Jej widok łamał serce Vance'a, który podobnie jak jej ojciec, stracił swoją córkę. Za punkt honoru postawił sobie odnalezienie jej rodziciela i odprowadzenie bezpiecznie do domu. Dziewczynka kontynuowała po chwili. - Ścigali nas źli panowie. Mówili, że są z policji i chcą tatka aresztować, i że pójdziemy z nimi albo nas zabiją. Tatuś wziął mnie za rękę i zaczęliśmy uciekać, ja się tak bardzo bałam! Policjanci zaczęli rzucać w nas jakieś czary, a ja myślałam, że nie wyjdziemy z tego cało i... i... - zebrała się na płacz, ale dzielnie go powstrzymała, by dokończyć historię. - ...i biegłam przed siebie w las. W pewnym momencie zgubiłam tatkę i złych panów. Boję się, że stała mu się krzywda i już nigdy go nie znajdę! On musi być gdzieś niedaleko, pomóżcie mi go znaleźć, błagam! - dziewczę popłynęło ze łzami, bezradnie opadając na kolana i zakrywając umorusaną buzię. Vance nie mógł zdzierżyć tego widoku bez uronienia kilku łez.
- Znajdziemy go, słońce, znajdziemy. - zadeklarował i spojrzał wymownie na Cilliana, spodziewając się kłopotów. Chciał dostrzec w jego oczach choćby cień odwagi i pewność, że jest w tym razem z nim.

Rzut kością na Arresto Momentum tutaj
Vance Villan
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10062-vance-villan#304330 https://www.morsmordre.net/t10069-widlogon https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f375-warwickshire-warwick-106-rochester-rd https://www.morsmordre.net/t10071-skrytka-bankowa-nr-10062#304781 https://www.morsmordre.net/t10070-v-villan
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]09.07.21 12:35
Cillian nie wyczuwał wokół nich niczyjej obecności, ale że i tego dziecka nie spostrzegł wcześniej, niż przed tym rozdzierającym serce krzykiem, to nie wierzył sobie w pełni. Wciąż mocno zaciskając dłoń na swojej różdżce, machnął nią i rzucił zaklęcie, mające upewnić i jego i nauczyciela, że nic w okolicy im nie zagrażało.
- Homenum Revelio - powiedział pewnie. Zarówno sylwetka nauczyciela, jak i dziewczynki rozświetliły się w jego oczach jasną poświatą, ale nie dostrzegł wokół nikogo poza nimi. Rozejrzał się dosyć swobodnie, bo znajdowali się oboje już przy dziecku i nieszczególnie chciało ono dalej uciekać. Zetknąwszy się z pytającym spojrzeniem, porozumiewawczo skinął głową. Byli tu sami, ale nie było powiedziane, że ten stan rzeczy utrzyma się długo. I bardzo, ale to bardzo go to martwiło, chociaż nie dał tego po sobie poznać. Naprawdę dobrze kłamał i przekonywał, budując wokół siebie wrażenie kogoś, kto wie, co robi, nawet kiedy nie miał najmniejszego pomysłu, w którą stronę postawić kolejny krok. Przyznał się do duszących go obaw, obnażył tę część siebie przed drugim człowiekiem tylko i wyłącznie dlatego, że potrafił mu zaufać. Villan był dla niego mentorem, obiektem podziwu, kimś w kim potrafił znaleźć oparcie i nie musiał udawać kogoś, kim nie jest. Przy skulonej, zapłakanej dziewczynce wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie. Nie znosił krzywdy, szczególnie tej zadawanej dzieciom. Wziął więc głęboki wdech i spróbował opanować wzbierający na sile stres. Czy jego nauczyciel zauważył tę zmianę? To jak momentalnie nabrał powagi? Nie wiedział.
Nie miał teraz czasu o tym myśleć.
Cillian nie był człowiekiem wybitnie odważnym, ale nie można mu było odmówić niesamowitej lojalności i chęci do pomagania innym, czy to bezpośrednio, czy przez karmienie towarzyszy pozytywnymi myślami. I jak nikt inny rozumiał, że zachowanie spokoju w obliczu tak wielkiej katastrofy było istotne. Przyszło mu to naturalnie, choć nie z taką gracją jak Vancowi. Dźwigane przez ich dwójkę bagaże doświadczeń były jednak nieporównywalne.
- Nie widzę go w najbliższej okolicy... - zaczął odrobinę zbyt niepewnie jak na maskę, którą przybrał, ale bardzo szybko się w tym poprawił - jesteś w stanie wskazać nam stronę, z której tutaj przybiegłaś?
Mógł rzucić Cave Inimicum, miało większy zasięg i być może wyczułby obecność mężczyzny, ale nie wskazałoby ono kierunku, w którym powinni się udać, a przeszukiwanie lasu najrozsądniej było rozpocząć od momentu, w którym się rozdzielili. Kreatywność i chęć uratowania życia jej ojca nie były w jego przypadku wystarczające, bo wciąż był pisarzem, a nie jakimś tropicielem, czy aurorem - może i był bardziej spostrzegawczy niż reszta znanych mu osób, ale brakowało mu wiedzy pozwalającej na wybranie tego, czego w ogóle powinien szukać. Odpowiedziało mu zmartwione spojrzenie, pokręcenie głową. Nie dziwił się temu, bo to przecież był las. Musiała uciekać w popłochu, ale...
- A może mijałaś coś charakterystycznego?
To pytanie rozświetliło nieco jej oczy. Wpierw odetchnęła głęboko, a później wydusiła z siebie krótkie: t-taką skałę, która wyglądała jak żółw... Silly podrapał się po głowie i przygryzając wargę, rozejrzał się raz jeszcze. Pomiędzy pniami drzew nie dostrzegł nic, co mogłoby chociaż trochę przypominać ten jakże barwny opis. Przeniósł spojrzenie na Vance'a, w końcu Warwickshire nie było mu obce, ale czy znał Rough Hill Wood aż tak dobrze? A może w ogóle miał lepszy pomysł na wyjście z tej sytuacji?

| Udane zaklęcie, spostrzegawczość mam na II.
Cillian Moore
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rough Hill Wood - Page 2 C511aabdf597b22fa48d7610e8ae258d
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9648-cillian-moore https://www.morsmordre.net/t9664-aslan#293571 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t9741-skrytka-bankowa-nr-2207#295617 https://www.morsmordre.net/t9666-cillian-moore#293577
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]09.07.21 21:38
Dziecięca wyobraźnia potrafiła podsuwać we fragmentach pejzażów wielorakie kształty, których bez fantazyjnej wnikliwości nie sposób zinterpretować dorosłemu. W obliczu tej misternej zagadki Villan bił się z myślami, czy zdołał odwiedzić leśny obszar, o którym wspomina dziewczynka. Pierwej trudno było orzec, czy kreatywność Vance'a była dostatecznie rozwinięta, by skojarzyć fakt, że mijał wspomniane miejsce. Myślami bowiem wodził wszędzie, tylko nie w miejscu, w którym jesienią dokonał morderstwa. Wyparcie zostało na szczęście stłamszone przez chęć niesienia pomocy i wkrótce udało mu się ustalić, że trop dziewczynki miał pełną słuszność.
- Wiem, co to za miejsce. - powiedział po dłuższej chwili namysłu, z której wybudziła go dziewczynka, pytając grzecznie, czy wszystko w porządku. - Musimy wrócić na wrzosowisko. Stamtąd trafimy na ścieżkę, przy której znajduje się formacja skalna, posiadająca taką charakterystyczną skorupę i drugą, mniejszą skałę obok. Nie wątpię, że to żółw, o którym mówi Panna... - spojrzał na nią z życzliwym, choć nieco wysilonym uśmiechem. - Jak masz na imię, słońce i jak nazywa się tatuś?
- Iris, a tatko to Wally. Proszę, chodźmy go znaleźć! - dziewczynka wstała, chwyciła Vance'a za dłoń i pociągnęła w kierunku, z którego przyszli mężczyźni. Ten skromny gest, dla dziecka znaczący jedynie pośpiech, wywołał w Villanie wiele nostalgicznych emocji, których nawet oklumenta ukryć nie potrafił. Pospieszył za dziewczynką, obracając się tylko przez ramię, by upewnić się, że Cillian za nimi podąża.
Towarzystwo metodycznie odnalazło wskazane przez nieletnią miejsce. Należało stąpać ostrożnie, by nie zatrzeć powstałych śladów. Vance'a ciekawiło, czy podążając za nimi, trafią na właściwą osobę. Równie dobrze mogły one stanowić iluzję stworzoną przez faceta. Postanowił to sprawdzić przy pomocy zaklęcia.
- Bardzo Cię proszę, abyś zachowała spokój i ciszę bez względu na to, co zobaczysz. Źli policjanci nadal mogą być w pobliżu. - ostrzegł dziewczynkę, choć nie spodziewał się, że szok pozwoli jej usłuchać. Warto jednak było próbować. - Veritas Claro. - wypowiedział inkantację, wprawiając różdżkę w ruch. Iluzja została z sukcesem przełamana, a jego oczom ukazały się prawdziwe ślady stóp, dowodząc, że ktoś wpłynął na rzeczywistość, usiłując zatrzeć po sobie ślad. - Cillianie, podążajcie za mną. Różdżka w gotowości. - dla obserwatorów Vance po prostu stąpał po kostki w śniegu, wytyczając ścieżkę, jaką nikt dotychczas się nie poruszał. Wszelkie ślady wskazywały na inny kierunek, ale determinacja, pewność siebie i użycie zaklęcia świadczyło o tym, że mężczyzna wie, dokąd zmierza.
- Homenum Revelio. - wypowiedział po przebyciu pewnego dystansu, lecz różdżka jedynie zabłysnęła. Szlag by to, pomyślał i przyspieszył kroku, podążając za śladami, których pozostali nie dostrzegali. Po przebyciu pewnej drogi śnieżna nawierzchnia została splamiona krwią, którą dostrzegli wszyscy. Nadto dało się usłyszeć w tle głos dwóch rozmawiających ze sobą osób. Skryci wśród drzew musieli podjąć szybką decyzję.
- Cillianie! Ślady krwi doprowadzą Was do ojca dziewczynki. Odwrócę uwagę tej dwójki, a Ty weź ją za rękę i postaraj się sprawić, aby nie narobiła hałasu - nawet, jeśli będzie trzeba użyć magii. - wyszeptał mu do ucha, a dziewczynka milczała w przerażeniu. Łatwo było się domyślić, że zaraz zaniesie się płaczem, widząc krew prawdopodobnie należącą do jej ojca.
Vance Villan
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10062-vance-villan#304330 https://www.morsmordre.net/t10069-widlogon https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f375-warwickshire-warwick-106-rochester-rd https://www.morsmordre.net/t10071-skrytka-bankowa-nr-10062#304781 https://www.morsmordre.net/t10070-v-villan
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]14.07.21 0:10
Kiedy Vance obejrzał się za siebie, mógł spostrzec, że owszem — Silly szedł za nimi, ale nie stawiał kroków szczególnie pewnie. Nie wiedział co o całej sytuacji myśleć. To było tak przypadkowe, tak losowe, tak nagłe i tak niebezpieczne. Na jego twarzy dało się dostrzec cień niepewności, chociaż zwykle maskował takie rzeczy zadziwiająco dobrze. No bo bał się tego wszystkiego. Brodzenie po kostki w śniegu, kierowanie się w miejsce, w którym może dojść do starcia z policjantami. Nawet jeżeli chciał być bohaterem, wciąż sporo brakowało mu do bycia wojownikiem, który zaciskałby dłoń na różdżce z pewnością i opanowaniem. Cillianem kierowały emocje. Starał się, aby dawać innym powody do zaufania mu, ale wpierw musiał przełamać w sobie bariery, których nie było mu wcześniej dane nawet dotknąć. Czuł się ciągle, jakby się pojawił nagle w wirze walki trawiącym Wielką Brytanię i wcale nie tak łatwo przychodziło mu pogodzenie się z tym, że jego życie przestało być sielanką, a zaczęło polem bitwy. Ostatecznie był pisarzyną, co lubił pić piwo w barze i mieć kogoś obok, do kogo mógłby się przytulić. Niewiele więcej było w jego życiu. A teraz? Teraz musiał zadrzeć podbródek i rozglądać się wokoło uważnie, bo spotkanie mające być kolejną lekcją przerodziło się w sytuację zagrożenia w zaledwie kilka krótkich minut. Ostatecznie nawet mimo kiełkującego gdzieś w duszy przerażenia, Cillian nie zamierzał się poddać. Nie mógł jednak sprostać starciu z wrodzoną podejrzliwością. Bo chociaż Villan był jego mentorem nie od wczoraj i był pewny jego intencji, to czy naprawdę można było jeszcze ufać przypadkowo napotkanym osobom? Ale nawet jeżeli nie, to co? Nie mógłby przecież przejść obok takiej tragedii obojętnie. Był cichy. Cisza w jego towarzystwie nie była czymś typowym, bo w normalnych warunkach gęba mu się nie zamykała, nawet kiedy wymagały tego konwenanse. Tym razem jednak lęk wziął górę i żadne słowa mające podtrzymać towarzyszące im dziecko na duchu nie przyszły mu do głowy. Odetchnął jedynie i skinął głową na znak, że zrozumiał. Mieli się właśnie rozdzielić. I chociaż brzmiało to jak najgorsze z możliwych rozwiązań, nie zaprotestował. Miał zbyt mało doświadczenia i zbyt mało czasu, aby wyrazić swój sprzeciw. Pierwszy raz w swoim prawie trzydziestoletnim życiu wykonał tak trudne i niezrozumiałe dla duszy polecenie. Ku własnemu zdziwieniu nie poczuł się, jakby działał wbrew sobie. Niestety nawet mimo prób bycia tak cicho jak tylko mogli, skoro słyszeli ich rozmowę, to i oni musieli słyszeć jakieś dźwięki. Towarzyszące mu dziecko musiało być przerażone, bo maleńka rączka trzęsła się niemożebnie, a po zaczerwienionej twarzy płynęło morze słonych łez. Był to widok ciężki do zniesienia, ale o wiele gorsze wydawało się widmo potencjalnej porażki. Nim dziewczynka chlipnęła głośno, Silly zatkał jej usta dłonią.
- Musisz być spokojna — ale to nie było takie proste i Vance to przewidział — Silencio. - Miał nadzieję, że świszczący pomiędzy drzewami wiatr stłumił jego szept na tyle, aby mógł kontynuować podążanie ścieżką, która wydawała mu się aż zbyt oczywista, aby nie być pułapką. Zaklęcie skutecznie stłumiło szloch, kiedy pomiędzy konarami drzew dostrzegli leżącą na ziemi postać. Był to mężczyzna, ranny w prawą dłoń i pozornie nieprzytomny. Plecy wsparte miał o jeden z pni, kończyny leżały bezwładnie, jakby mu już tchu zabrakło, ale Cillian dostrzegał w tym wszystkim jakiś bezsens, bo ślady prowadziły w jedną stronę. Gdyby tu skonał, to ktoś mu musiał w tym pomóc — tak mu mówiła głowa. Więc czemu? Czemu go jeszcze ci policjanci nie dopadli, albo przynajmniej nie sprawdzili, czy nie żyje? Odpowiedź przyszła tak niespodziewanie, że Sillyemu przyszło jedynie przełknąć ślinę. Różdżka wycelowana w jego skroń rozwiała wszystkie jego wątpliwości. Siedząca w oddali postać była jedynie iluzją. Potencjalny napastnik nie wyrządził mu jednak żadnej krzywdy, a jedynie chwycił swoją córkę za wolną dłoń i odciągnął na bok. Moore mógł ją wreszcie puścić, bo i tak rwała się w jego stronę z całej siły. Był w istocie ranny, rękaw jego prawej ręki nasączony był krwią. W oczach jegomościa dostrzegł dezorientację. Patrzyli na siebie, nie wiedząc do końca co powiedzieć... i czy w ogóle mogą coś powiedzieć.

| Udany rzut na zaklęcie.
Cillian Moore
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rough Hill Wood - Page 2 C511aabdf597b22fa48d7610e8ae258d
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9648-cillian-moore https://www.morsmordre.net/t9664-aslan#293571 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t9741-skrytka-bankowa-nr-2207#295617 https://www.morsmordre.net/t9666-cillian-moore#293577
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]14.07.21 3:55
Każdy krok stawiany przez Cilliana we właściwym kierunku, dowodził jego odwadze. Odwadze, która drzemała głęboko w nim, pokonując przeraźliwe lęki i racjonalne obawy. Zaiste obaj panowie nie byli przygotowani na potyczkę z zastępem antymugolskiej policji, a ta nie znała litości i przebaczenia. Ciało słuchało jednakże serca, nie rozumu. Tego dnia przyszło im ryzykować śmiercią w imię życia. Wiedzeni okrytymi płachtą iluzji śladami, potencjalnie ku własnej zgubie, dotarli do kluczowego momentu wędrówki. Strach targnął także Villanem, gdy ich oczom ukazało się dwoje konwersantów. Trudno było ich dobrze zrozumieć, gdyż smagane zimowym wiatrem bębenki uszu odbierały środowiskowe hałasy. To poniekąd działało na korzyść dywersantów skrytych za drzewami. Mimo to, wydawane przez nich szmery mogły ściągnąć uwagę czujnego wroga, dlatego tkwiąc w bezruchu jedynie szeptał. Kamień spadł mu z serca, gdy towarzysz wyciszył dziewczynkę z pomocą uroku Silencio; nie chciał sobie nawet wyobrażać konsekwencji jej szlochu. Domniemany patrol policji zdołał się od nich oddalić w kierunku przeciwnym, niż pozostawione ślady krwi, lecz z kontekstu poszczególnych słów można było wnioskować, że przeczeszą dokładnie cały obszar. To nie dawało czarodziejowi wiele czasu na zastawienie mylnych tropów. Mężczyźni wkrótce rozdzielili się. Dystans, jaki dzielił Vance'a od patrolu był względnie bezpieczny - na tyle, by wzajemnie nie byli się w stanie usłyszeć - i pozwolił mu z wyprzedzeniem zaplanować trasę, którą mieli podążać antymugole.
- Caneteria Ficta. - wyszeptał, machając przed siebie różdżką. Chciał zwrócić uwagę wrogich czarodziejów we wskazane miejsce. Nie był choćby odrobinę zaznajomiony z gałęzią transmutacji, znając jedynie podstawy z Hogwartu. Pomyślał przez chwilę, że przydałyby mu się lekcje serdecznego przyjaciela Stevena Becketta, lecz pogrążony w ważniejszych sprawach zawsze zapominał, aby go chociaż poprosić. Czar wywołał głośny szelest krzaków, a mężczyzna miał bardzo niewiele czasu, by uciec w kierunku miejsca, w którym przed dwoma miesiącami wymierzył samosąd czarnoksiężnikom. Zostawiał za sobą ślady butów, po których policyjny duet mógł dotrzeć do miejsca. W pewnym momencie zatrzymał się i wypowiedział inkantację.
- Agerivesti. - ślady zgodnie z intencją profesora skierowały się ku trzem ciałom i jeśli nikt nie zdecydował się ich sprzątnąć - kupił w ten sposób więcej czasu Cillianowi, dziewczynce i jej ojcu. Ukrył się w pobliskich krzakach i upewnił, że czarodzieje podążają fałszywym tropem, by wkrótce wyruszyć w pośpiechu do miejsca rozłomki z Sillym.
Vance Villan
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10062-vance-villan#304330 https://www.morsmordre.net/t10069-widlogon https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f375-warwickshire-warwick-106-rochester-rd https://www.morsmordre.net/t10071-skrytka-bankowa-nr-10062#304781 https://www.morsmordre.net/t10070-v-villan
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]14.07.21 11:53
Szybko stało się jasne, że to on będzie musiał przełamać tę niezręczność i ciszę, która pomiędzy nimi zapadła. Spróbował unieść kąciki ust w górę, ale wyglądało to bardziej, jakby mu warga zadrżała, niż jakby się uśmiechał. Nie zabrakło w tym geście szczerości — to stres dawał o sobie znać w pokraczny sposób. Mimo szczerej chęci nie mógł tego powstrzymać.
Czy możesz teleportować się, uciekać? – Zapytał, wskazując skinieniem na jego rękę. Nim mężczyzna zdołał odpowiedzieć, Silly wskazał kierunek, z którego przyszli wraz z jego córką. – Są tam. – W domyśle policjanci. Nie wydawało się, aby musiał to niedopowiedzenie naprawiać, bo bystre oczy jegomościa rozbłysnęły momentalnie. Nie uniósł głosu ponad konieczność.
Ciężko mi korzystać z różdżki, ale tak...
Mogę coś na to zaradzić, ale to nie zastąpi pomocy uzdrowiciela. Fortuno – szepnął, celując w jego rękę. – Masz się do kogo zwrócić po pomoc?
Tak – poruszył dłonią odrobinę pewniej – po prostu nie mogłem uciec stąd bez niej.
Więc nie czekajcie – raz jeszcze ruszył różdżką, kończąc inkantację zaklęcia Silencio. Odzyskawszy głos, Iris stęknęła. Powiedziała coś na wzór „dziękuję”, ale zrobiła to tak cicho, że wiele dopowiedział sobie z ruchu warg. Otoczyła się szczelniej płaszczem, którego jej ojciec był pozbawiony. Musiał zmarznąć niemożebnie. Ciężko było wyobrazić sobie jak bardzo. – Czy ktoś jeszcze potrzebuje pomocy?
Odpowiedziało mu przeczące temu kręcenie głową.
Nie – zaprzeczył również słowem – ale uratowałeś dzisiaj nie tylko nas. Obyśmy spotkali się ponownie.
Cillian odetchnął z ulgą, przyglądając się temu, jak oddalają się w głębię lasu. Po porozumiewawczym spojrzeniu on również ruszył, lecz w przeciwnym do ich kierunku. Musiał spotkać się z Vancem, a przynajmniej być pewnym, że zniknął bezpiecznie. Nie darowałby sobie, gdyby teleportował się stąd, nie upewniwszy się, że nic mu nie jest, bo i po nim spodziewał się tego samego. Zakładał, że spotkają się wpół drogi, bo nawet mimo obaw i zwątpienia, wierzył w dobre zakończenie tej historii.
Vestitio.
Spróbował zatrzeć ślady prowadzące do tej części Rough Hill Wood, a przynajmniej odrobinę je ukryć. Kilka drobinek śniegu, które opadły w międzyczasie na jego ramiona utwierdziły go w przekonaniu, że natura sama zamaskowałaby je niedługo, ale czas nie był ich przyjacielem. Nie dziś, nie teraz. Nie był wprawiony w zaklęciach transmutacyjnych, ale podjął tę próbę. Chciał pozostawić jak najmniej ślepemu losowi, w granicach własnych możliwości.

| Udany rzut na zaklęcie Fortuno. Pod tym postem rzucam na Vestitio. Post edytowany za zgodą MG.


Ostatnio zmieniony przez Cillian Moore dnia 14.07.21 23:36, w całości zmieniany 1 raz
Cillian Moore
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rough Hill Wood - Page 2 C511aabdf597b22fa48d7610e8ae258d
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9648-cillian-moore https://www.morsmordre.net/t9664-aslan#293571 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t9741-skrytka-bankowa-nr-2207#295617 https://www.morsmordre.net/t9666-cillian-moore#293577
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]14.07.21 11:53
The member 'Cillian Moore' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 27
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rough Hill Wood - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]14.07.21 23:53
Zwodniczy trop doprowadził antymugolską policję do trzech trucheł, pozostawionych nieco ponad dwa miesiące temu w okolicy "skały, która wyglądała jak żółw". Ciała zachowały się w stanie powolnego rozkładu, nadgryzione zębem czasu i lokalnej fauny, regularnie pożywiającej się padliną. Gliniarze byli więc zajęci identyfikowaniem trupów i badaniem tego miejsca, rezygnując z dalszego pościgu. W ten czas pogodzie wystarczyło ledwie naście minut, by wezbrać silny wiatr i rozpętać surową śnieżycę, która powoli zacierała szlak wytyczony przez Cilliana. Vance musiał błądzić wokół miejsca rozłąki, by odnaleźć podopiecznego. Na szczęście Silly nie zdążył zajść daleko, kryjąc się nieopodal miejsca, w którym pożegnał się z ojcem nieletniej, toteż profesor zdołał dostrzec jego sylwetkę z daleka. Przez zawieruchę widać było niewiele i istniało ryzyko, że uczeń weźmie go za kogoś innego. Nie chciał narobić hałasu i zwrócić uwagi całej okolicy, więc wyszedł z naprzeciwka mężczyzny, wyciągnął różdżkę i wypowiedział zaklęcie Lumos. Z jej końca wydobyło się światło sygnalizacyjne, które przebijało się przez całun zimy. Vance pomachał w jego kierunku i zniwelował czar używając Nox, zwiastując swoje nadejście.
- Odwróciłem uwagę funkcjonariuszy służb, będą mieli zajęcie na parę ładnych godzin. Zdążymy bezpiecznie wrócić do domów. - poinformował spokojnie i objął go ramieniem, prowadząc pod najbliższe skalne zadaszenie. Niewiele to dało, gdyż wichura miotała płatkami śniegu w każdym kierunku świata i nadal wpadały im do oczu. - Udało Ci się odnaleźć ojca dziewczynki? Był ranny, co się z nim stało? - zapytał z troską, choć zważywszy na okoliczności, szczęśliwe zakończenie było prawdopodobne, wszakże dziewczynki obok nie było. - Jestem z Ciebie dumny, Cillianie. Wbrew dzisiejszemu wyznaniu udowodniłeś, że potrafisz znaleźć w sobie pokłady odwagi i stawić czoła największym lękom. Winien Ci jestem sekret, że także czułem strach, ale tkwiłem w tym z Tobą. - poklepał mężczyznę po ramieniu, wypowiadając ostatnie już słowo. - Dziękuję. - Cillian może i nie był wojownikiem, lecz bez wątpienia zasługiwał na miano bohatera.
Vance Villan
Vance Villan
Zawód : łamacz klątw, prywatny instruktor OPCM
Wiek : 49
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
Błękit był zaproszeniem wtedy, dzisiaj czerń jest rozkazem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10062-vance-villan#304330 https://www.morsmordre.net/t10069-widlogon https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f375-warwickshire-warwick-106-rochester-rd https://www.morsmordre.net/t10071-skrytka-bankowa-nr-10062#304781 https://www.morsmordre.net/t10070-v-villan
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]15.07.21 11:35
Inkantacja nie zadziałała. Kolejny już raz westchnął, ale odszedł. Musiał pracować. Nad sobą, nad swoimi umiejętnościami. Coraz mocniej czuł w głębi serca potrzebę rośnięcia jako czarodziej, opanowania magii do tego stopnia, aby nie zawodziła go już tak często. Powoli zaczynał rozumieć też, że szanse powodzenia rosły za każdym razem, kiedy wierzył w siebie – im rzadziej wątpił w to co robi, tym rzadziej różdżka odmawiała mu posłuszeństwa. Nigdy nie zastanawiał się głębiej nad naturą jej postępowania. Była jedynie przedmiotem, ale może jednak różdżka to tylko i przedmiot, przedłużenie ludzkiej ręki. Towarzyszyła mu od lat, a dopiero teraz dotarło do niego, że tak naprawdę wcale jej nie znał. Dlaczego właściwie nigdy nie zadał sobie trudu pojęcia tego, dlaczego spośród wszystkich testowanych w sklepie Ollivandera różdżek, to ona go wybrała?
Robiło się coraz zimniej, coraz upiorniej, a Cillian coraz mocniej zadawał sobie pytanie, czy na pewno powinien ich tak po prostu puścić. Nim się odwrócił, widział ich teleportację, ale wciąż... Czy wszystko zrobił dobrze? Teraz pozostała mu już tylko wiara w dobre zakończenia i chociaż ciężko było o to w tę zrywającą czapkę z głowy zawieruchę, to udało mu się to. Udało mu się uwierzyć. Musiał mieć nadzieję.
Musiał.
Jeżeli miał ją stracić, to niech będzie ostatnim, co straci. Nie chciał już nigdy żyć w mroku. Nadzieja rozświetlała jego codzienność, kierowała nim niczym jaśniejąca różdżka nauczyciela, któremu wyszedł na spotkanie z niewiele mówiącą miną. Wyglądał, jakby był niesamowicie spokojny. W rzeczywistości był spięty – stres zaraz zacznie z niego uchodzić, już teraz czuł, jak obolałe były jego mięśnie, chociaż tak naprawdę niewiele dziś zrobił. Gdyby odjąć to całe zamartwianie się, to kosztowało go to tylko spacer i kilka zaklęć – chciałby tak o tym myśleć – jak o czymś trywialnym, jak o czymś, czego nie trzeba rozkładać w głowie na części pierwsze i analizować godzinami. Niestety dobrze wiedział, że tego nie uniknie.
Panie Vance...
Czy on na pewno miał te dwadzieścia siedem lat? Kiedy był młodszy, to ludzie w tym wieku wydawali mu się zawsze tacy dorośli, odpowiedzialni i pewni własnych czynów, a teraz widział, jak wielką grą pozorów był każdy ich uśmiech. Życie bywało okrutne, niezrozumiałe i czasami wymagało podejmowania decyzji, chociaż nie wiedziało się, czy jest ona słuszna. I to nie były decyzje lekkie. To były decyzje, które ważyły o losach często bezbronnych, Bogu ducha winnych ludzi.
Ale jak? Chodzi o ten śnieg? – Nie rozumiał. – Był ranny w rękę, ale nie na tyle, żeby nie móc nią ruszać. Wystarczyło Fortuno, żeby mogli się teleportować. – W objęciu go odnalazł ukojenie. Potrzebował takich rzeczy jak powietrza. Chłonął to uczucie, że nie jest sam jak gąbka. Dopiero po tym geście zauważył, że trzęsą mu się dłonie. Normalnie próbował opanować to drżenie poprzez maniakalne wręcz przeczesywanie palcami włosów, ale nakrycie głowy wymusiło na nim schowanie ich do kieszeni płaszcza.
Czasami zastanawiam się – zaczął, kiedy oddalili się od miejsca zdarzenia – czy oni – nie sprecyzował kto dokładnie, bo nie do końca potrafił ubrać każdego w jedną grupę – czują to samo. Czy unosząc do góry różdżkę, też czują, przynajmniej momentami, zachwianie. Czy nie są pewni swoich działań, czy się boją. – Przełknął ślinę. – Czy zadają sobie pytania przed skazaniem kogoś na śmierć?
Dlaczego tak łatwo było mu sądzić, że nie mają duszy?
Ah i jeszcze jedno – przypomniał sobie, kiedy drzwi domostwa Villana zamknęły się za ich plecami – kupiłem panu prezent – to mówiąc, sięgnął po parę świątecznych skarpet ukrytych w wewnętrznej kieszeni płaszcza. Były zawinięte w szary papier do pakowania i owinięte sznurkiem jak wstążką. – Spóźnione Wesołych Świąt, panie Vance.
Plany o treningu w zaciszu Rough Hill Wood nie powiodły się, nie tylko przez to zdarzenie – padający śnieg również znalazł w tym swój udział. Wciąż jednak mogli porozmawiać. O tym co się stało. O lękach i ludzkich słabościach. A Cillian niewątpliwie tej rozmowy potrzebował. Powoli, krok po kroku, budował w sercu historię, która po spisaniu jej na papier, będzie miała w sobie moc zdolną do dodania odwagi czytelnikom... i jemu samemu.

| Z tematu x2


no beauty shines brighter
than a good heart
Cillian Moore
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rough Hill Wood - Page 2 C511aabdf597b22fa48d7610e8ae258d
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9648-cillian-moore https://www.morsmordre.net/t9664-aslan#293571 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t9741-skrytka-bankowa-nr-2207#295617 https://www.morsmordre.net/t9666-cillian-moore#293577
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]14.01.23 12:27
17 czerwca 1958 r.

Nie zdarzało się, bym polowała w towarzystwie kogoś innego poza wprawionymi w tej aktywności kompanami. Właściwie to dziś, gdy potrafiłam złapać stworzenie bez niczyjej pomocy, wolałam nawet samotne wyprawy i poleganie wyłącznie na własnym oku i kuszy. Niemniej sytuacja była wyjątkowa. Miejsce łowów także. Tego dnia udałam się pierwszy raz do Warwickshire, na ziemie podległe memu kuzynowi, gdzie wkrótce mieliśmy się ulokować. Nigdy nie zastanawiałam się, jak będzie wyglądała moja pierwsza wizyta w tym hrabstwie, choć raczej nie sądziłam, by pozostała zupełnie niezwiązana z nową rolą Mulciberów na tym terenie. Stało się jednak inaczej. Przekroczyłam granice niedźwiedzich terenów nie jako ktoś, kto nosi nazwisko tutejszego pana, ale jako łowca. Obca sylwetka, bez imienia i historii, wędrująca z kuszą na plecach przez tutejsze pola i lasy. Przybyłam wcześniej, nie zamierzałam teleportować się bezpośrednio do miejsca spotkania. Lubiłam zaznajomić się w terenie, zanim rozpoczynałam właściwe tropienie. Z uwagi na sytuację łatwo było pozyskać nieco więcej informacji o tutejszych ziemiach. Gdy pojawiło się zlecenie, wiedziałam, że pożądane przez kobietę stworzenie znaleźć można i pod samym Londynem, ale były to okazy często marne, wymęczone przez bliskość zabrudzonego miasta. Tutaj powietrze było przyjemniejsze, o świcie uderzało kojącym podmuchem zimna, dając ulgę w ohydnej porze nadchodzącego lata. Gdy przedzierałam się przez te krainy, dokładnie obserwowałam rozciągające się przede mną krajobrazy. Spojrzenie na wzniesienia i doliny z większej odległości pozwalało w trakcie polowania uniknąć kilku niespodzianek. Hrabstwo tego dnia było mi wciąż nieznane, nie poruszałam się tu tak płynnie i pewnie jak po Syberii, nie łączyłam ze sobą znaków natury, nie zapamiętałam żadnych szlaków i legowisk żyjących tutaj stworzeń. Wchodziłam na surowy teren pełen nieznanych zakamarków. Nigdy nie lubiłam niespodzianek, ale jako łowca nie mogłam całkowicie zignorować wspinającego się po plecach podekscytowania. Nowy teren, nasz teren. Dom. Tylko to towarzystwo nie było mi w potrzebne. Istniało ryzyko, że niedoświadczona w terenie osoba narazi całą misję na niepowodzenie, albo spędzimy tutaj o wiele więcej czasu niż zakładałam. Normalnie nigdy nie zaprosiłabym jej, ale była zaufaną osobą dla naszej rodziny. Gdy oni ufali, to ja też. Nie zamierzałam więc tego kwestionować. Wiedziałam, że okaz musiał być wyjątkowy i cieszyło mnie to. Nigdy nie lubiłam biegać za mizernym, a już na pewno nikomu takiego dostarczać. Gorzka to była wizytówka dla mojej pracy.
Mimo tego wszystkiego – wyjątkowego miejsca i niecodziennych okoliczności, nie zamierzałam podchodzić do sprawy inaczej niż zwykle. W lasach, z kuszą przy boku, skradając się i wygłuszając własnych oddech, czułam się jak ryba w ocenianie, a więc pewnie i zupełnie we właściwym miejscu. Zadanie nie wydawało się trudne, samo stworzenie, choć pyskate i gadatliwe, nigdy nie robiło na mnie wrażenia. Tutejszych nawet nie rozumiałam w pełni, więc ignorowanie ich stawało się jeszcze łatwiejsze. Ile ich potrzebowała? Jednego? Może trzech? Po wytropieniu legowiska czekało nas już proste zadanie. W pokrowcu na plecach kryło się kilka różnych rodzajów bełtów. Wysokie, skórzane buty były niemal bezszelestne. Nie wiedziałam tylko niemal niczego o tej kobiecie, która miała mi towarzyszyć. Nic, prócz tego, że należało jej zawierzyć. Zamierzałam jednak bacznie się jej przyglądać. Nigdy nie zadawałam wielu pytań swoim klientom, nie interesowało mnie, co później stanie się ze stworzeniem i jakie są ich intencje. Gdy jednak miała tropić razem ze mną, musiałam sprawować nad sytuacją całkowitą kontrolę.
Na rozdrożu wyróżniał się drewniany drogowskaz. Przybite do niego tabliczki informowały koślawymi literami o wszystkich kierunkach. Podążyłam za strzałką prowadzącą do Warwick, naszej przyszłej siedziby, ale w oddali nie było widać niczego szczególnego. Z drugiej strony zapisano nazwy wiosek i lasów. Słońce raniło moją twarz nawet w tym kapturze. Przyłożyłam dłoń do czoła, by się osłonić przed jego oślepiającą naturą. Popatrzyłam w las. Gdzieś między tymi drzewami czekały stworzenia, które tego dnia zabierzemy ze sobą. Cień odbijający się na piaszczystej ziemi wskazywał, że pora była właściwa. Wystarczyło tylko zaczekać na towarzyszkę i będziemy mogły wreszcie przejść do rzeczy.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]30.01.23 13:58
Wizja wyprawy w teren, i to w towarzystwie panny Mulciber, napawała ją mieszanką głęboko zakorzenionej irytacji, tę jednak z wieloletnią wprawą spychała na granicę świadomości, oraz niezaspokojonego, niepohamowanego głodu wiedzy. O pomoc z pochwyceniem zwierzyny – zwierzyny, której potrzebowała do odprawienia krwawej wróżby – mogła zwrócić się do wielu innych czarodziejów. Tych lepiej znanych, i tych gorzej. Przewijających się przez Nokturn obcych czy znajomych z dawnych lat. Wszak niewielu pogardziłoby dodatkowym zarobkiem, a wytropienie wozaków nie należało, przynajmniej w jej rozumieniu, do grona wybitnie wymagających zajęć. Mimo to padło na nią. Właśnie na nią. Młodą pannicę, o której wiedziała tyle, że przybyła do Anglii z mroźnej, dalekiej Syberii, zaś więzy krwi bezsprzecznie splatały jej losy z niedawno namaszczonym do tej roli namiestnikiem Warwickshire, Ramseyem.
Ojcem Calchasa. Wujem Lysy. Narzędziem w rękach Cassandry.
Czy właśnie dlatego padło na to hrabstwo? Czy powinna interpretować wybór miejsca spotkania w kontekście pokazu siły? Nie Varyi, a tej należącej do innych, większych i groźniejszych. Było w tej myśli coś zabawnego, coś, co nakazywało wznosić kącik ust ku górze. Mimo to nie kwestionowała sugestii łowczyni, by zapuścić się do Rough Hill Wood i tam zapolować na stworzenia, w których wnętrznościach miała ujrzeć przyszłość. Skoro twierdziła, że tereny bliższe Londynowi nie będą odpowiednie, to tak też musiało być. Heather dobrowolnie przystawała na jej warunki, zamierzając skorzystać z nadarzającej się okazji, by podejrzeć intruzkę – i to nie byle jaką intruzkę, a taką, której nazwisko zdawało się stanowić nieodzowny element żywota Cassandry, a co za tym idzie jej żywota – przy pracy. Ocenić krytycznie, po swojemu, a w ten sposób dodać kilka kolejnych strzępków informacji do obrazu Mulciberów, który stworzyła do tej pory. Gdyby nie to, nie personalia poleconej tropicielki, bez chwili zawahania odmówiłaby sobie wątpliwej przyjemności błądzenia po dzikich ostępach rezerwatu, zamiast tego zostałaby na bezpiecznym Nokturnie, skrywając przed ukropem w przyjemnie chłodnej piwnicy sklepu. Wspomnienia Charnwood wciąż żyły w niej bólem, upokorzeniem i ogniem, w którego płomieniu wykuto Mówczynię Umarłych.
Nie była pewna, jak powinna ubrać się na tę niecodzienną okazję. I choć zatrważająco wysokie temperatury sugerowałyby odpuszczenie ciemnych barw, wszak nimi zwykle otulała swe chorobliwie blade ciało, to rozsądek podpowiadał, że powinny one stanowić stosunkowo bezpieczny wybór na czas polowania. Cienie miały być ich przyjaciółmi, a przynajmniej od momentu, w którym przekroczą granicę lasu. Postawiła więc na prosty, lekki strój, przede wszystkim wygodny; nienawykłą do promieni natarczywego, królującego na niebie słońca twarz skrywała pod materiałem kaptura, części narzuconej na wątłe ramiona peleryny. Tylko czy miało to wystarczyć? Ostatnim, czego by chciała, to okazać słabość przy obcej.
Kiedy w końcu pojawiła się na miejscu spotkania, nie bez trudu pokonując dzielące ją od Warwickshire kilometry, pod drogowskazem czekała już na nią czarownica o czujnym spojrzeniu i przewieszonej przez plecy kuszy; nie było mowy o pomyłce. Zbliżyła się do niej powoli, ostrożnie, lecz bez cienia zawahania; nie odczuwała lęku, przynajmniej nie na jej widok. – Panna Mulciber? – zagadnęła cicho, błyskając przy tym podkreślonymi czernią ślepiami spod materiału kaptura. To musiała być ona, na tym zalanym skwarem rozdrożu, ani w jego okolicy, nie znajdował się nikt inny. I dobrze; nie potrzebowały dodatkowego towarzystwa, zdesperowanego i skłonnego do napadania podróżnych. – Mam nadzieję, że nie musiałaś na mnie czekać zbyt długo. – Nie żeby faktycznie zakiełkowała w jej piersi obawa przed urażeniem uczuć łowczyni, lecz ceniła sobie punktualność. A skoro oczekiwała jej od innych, przede wszystkim wymagała jej od siebie. Poza tym, wykorzystała okazję, by skrócić werbalny dystans i zaobserwować reakcję młódki na ten zabieg. – Im szybciej uda nam się pochwycić zwierzęta, tym lepiej. Ten upał jest wprost nieznośny. – Skrzywiła się, dając upust rozdrażnieniu, które towarzyszyło jej odkąd nad Wyspy przybyła niecodzienna fala gorąca. Czy lato przyniesie ze sobą jeszcze wyższe temperatury? Pocieszała ją jedynie myśl, że nie tylko ona cierpiała; pochodząca ze znacznie chłodniejszych regionów Varya musiała czuć się w tej spiekocie równie niekomfortowo.
Posłała towarzyszce wyczekujące spojrzenie, upstrzoną pierścieniami dłonią poprawiając kosmyki opadających na twarz włosów; zamierzała ruszyć jej śladami.


If you rely only on your eyes,
your other senses weaken.
Heather Moribund
Heather Moribund
Zawód : wieszczka, medium
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

I'm the fury in your bed
I'm the ghost in the back of your head

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11456-heather-vera-moribund https://www.morsmordre.net/t11469-alekto#354620 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11508-skrytka-bankowa-nr-2497 https://www.morsmordre.net/t11560-heather-vera-moribund#358278
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]30.01.23 13:58
The member 'Heather Moribund' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Rough Hill Wood - Page 2 DkueKwD
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Rough Hill Wood - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Rough Hill Wood [odnośnik]09.02.23 18:18
Wobec naszych zamiarów temperatura była jak wór kamieni przywiązany do kostek. Ciężka, irytująca, wyciskająca dodatkowe pokłady sił. A przecież zadanie nie wydawało się specjalnie skomplikowane. Nie byłam na tyle świeża w temacie, by bać się czegoś takiego. Mogłam wyklinać w duchu wszystko i wszystkich, ale i tak szłam dalej. By nie dać przeklętemu słońcu tej satysfakcji. Wznosiłam wysoko głowę, sięgając spojrzenia tej, która była. Nasz los został związany i przynajmniej przez te parę chwil miałyśmy wędrować razem. Niech będzie.
Kiwnęłam głową, patrząc na nią przenikliwie. Szukałam powodów, dla których łowy mogły skończyć się porażką. W niej. Nie wyglądała na kogoś, kto pierwszym krokiem w lesie deptał mrówcze gniazdo, ani też na kogoś, kto spał, zanim udało mu się odkryć pierwszy ślad zwierzyny. Może nie będzie więc tak źle. Nie była przypadkową osobą. Spodziewałam się więc, że wie, czego należało się spodziewać – że wie, jak wygląda polowanie. Przy paru błędach prosta wyprawa może się przemienić w ciężką i długą podróż. Wtedy obie skończymy rozpalone już nie tylko przez słońce, ale i irytację. Kilka wozaków brzmiało jak coś, co dało się załatwić szybko i tego właśnie zamierzałam się trzymać.
- Przyszłyśmy razem – odpowiedziałam krótko, z wyraźnym rosyjskim akcentem. Nie wiedziałam, jak dużo o mnie wiedziała, ale liczyłam na to, że nie będzie przesadnie wyszukiwać tematów do rozmów. Tropiąc, powinnyśmy być cicho, a ja sama nie tylko nie czułam się dobrze w dyskusjach, ale i cierpiałam na bardzo skąpą ilość angielskich słów. Chyba że i ona mogła pochwalić się znajomością wschodniej mowy. – Będzie szybko, pani Moribund – odpowiedziałam najpierw, poprawiając mocowanie paska od kuszy na klatce piersiowej. Przystąpiłam z nogi na nogę i popatrzyłam głęboko w widok tajemniczych, nieskończonych lasów. – Jeżeli będziemy cicho. Z dobrymi oczami i dobrą dłonią – uzupełniłam, mając nadzieję, że zrozumie ten podstawowy komunikat. Ona miała być niesłyszalna, lekka, posłuszna moim wskazówkom. Inaczej cały las będzie wiedział, że jesteśmy w środku. Jak głośne widmo śmierci, które spektakularnie zapowiada swoje nadejście. To nie była dobra droga. – Tędy – Bez zwłoki skierowałam się w wąski, zalesiony przesmyk. Przejście było wystarczające, byśmy mogły minąć je bez odgarniania gałęzi i niepotrzebnego szelestu. Kroki stawiałam ostrożne, wyważone. Gdy wchodziłam do lasu, gdy wypatrywałam zwierzyny, świat poza tym przestawał istnieć. Byłam częścią wielkiego morza drzew. Wtapiałam się w nie tak, by nie budzić lęku. Krzywda nadchodziła z chwilą wypuszczenia strzały. Do tego jeszcze jednak daleko. – Są drzewa, przy których lubią być – zdążyłam jej jeszcze powiedzieć, nim weszłyśmy całkiem w gęstwinę. Nie wiedziałam, jak po angielsku opowiedzieć o bukach i dębach, więc musiałam improwizować. – I lubią dużo mówić. Będzie słychać – wyczuliłam ją jeszcze. Parę kroków później przykucnęłam, topiąc podeszwy w leśnej ściółce. Dłonią obleczoną w rękawicę przeciągnęłam po wierzchniej warstwie. Przez chwilę patrzyłam na nią, a później uniosłam głowę, by okiem złapać to, co ukazywało się przed nami. Gestem wskazałam kobiecie dalszy kierunek. Byłyśmy zbyt blisko od krańca lasu, aby cokolwiek jeszcze znaleźć, ale ja potrzebowałam jeszcze poznać się z tym miejscem. Patrzyłam na drzewa, na przedostające się do ziemi promienie słońca. W cieniu droga wydawała się o wiele przyjemniejsza. Rozglądałam się uważnie, szukając śladów ewentualnego pożywienia: krecich kopców, gnomich domów czy innych małych stworzeń, które dla wozaków stanowiły podstawowy przysmak. Polowałyśmy na istoty żyjące pod ziemią – każdy nasz krok mógł je zaalarmować. Były niegroźne, ale sprytne i bezczelne. Towarzysząca mi kobieta nie wyglądała jedna na kogoś, kto objawi oburzenie, słysząc wiązankę plugawych określeń. Na szczęście.

Rzucam na podjęcie tropu Rough Hill Wood - Page 2 2573766412
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Rough Hill Wood
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach