Wydarzenia


Ekipa forum
Ogrody
AutorWiadomość
Ogrody [odnośnik]26.06.21 4:04

Ogrody

Może i nie są to największe ogrody świata, ale tutejsi ogrodnicy cenią sobie dobrą glebę i tempo wzrostu roślinności, doglądając ich z pieczołowitą pasją. Kolumny szczupłych, wysokich iglaków wyznaczają główną ścieżkę od marmurowego podestu, aż do tyłów murów ogradzających Dunster Castle; wszędzie gdzie nie spojrzeć znajdują się jasne kwiaty roztaczające wokół słodką, kojącą woń, otulające alabastrem miniatury antycznych ruin, ich repliki. W centralnej części ogrodów umiejscowiono największą z nich, przedstawiającą klasyczne rzeźby w otoczeniu starorzymskich kolumn tworzących altanę. Wiele z tych konstrukcji porośniętych jest przez bluszcze.
Jedna z ogrodzonych żywopłotem i miedzianego koloru płotem części ogrodów wciąż pozostaje niezagospodarowana; panuje w niej bujna i swobodna dominacja przyrody.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogrody [odnośnik]07.07.21 14:46

21 października 1957

„Ziemia zabiera wszystko, co zrodziła”
- Lukan

Pachniało październikowym wiatrem, osnuwającym się pomiędzy rozłożystymi jesiennymi krzewami i drzewami, spomiędzy których zaglądały marmurowe rzeźby. Pełne gracji damy oraz czarowni młodzieńcy z muskulaturą wyniesioną wprost z rzymskiego koloseum. Pamiętał zakamarki ogrodów, choć te mogły zmieniać się pod względem roślinności i wewnętrznych układów labiryntów plecionych przez ogrodników, jacy przewinęli się przez wieki istnienia Dunster Castle, tak zawsze układ całości pozostawał ten sam. Wiedział, gdzie znajdowały się najlepsze kryjówki, a także jak zastosować najsprytniejsze skróty, by poruszać się niepostrzeżenie między zawirowaniami roślinności. W maleńkości uwielbiał tworzyć wspólne zabawy z innymi młodymi lordami, wędrując po ogrodach. Wierzył, że i jego synowi odnajdowali podobną radość, nawet w czasach okraszonych wojenną zawieruchą. Oprowadzał możliwe, że przyszłego pracownika po okolicy, starając się zaprezentować mu przede wszystkim fragmenty, które uznawał za wymagające pracy. Wskazał również miejsce, gdzie jego córka zapragnęła swój zaczarowany ogród. Była to niezagospodarowana część ogrodu, która, chociaż skryta między innymi roślinami wciąż pozostawała pustką.
Wreszcie dotarli do szklarni, której wrota przed lordem oraz panem Greyem uchylił drobny skrzat o trzęsących się kolankach.
Ciepło uderzyło w twarz szlachcica, a pierwsze krople potu zrosiły czoło gdy we dwóch wędrowali między rozłożystymi egzotycznymi paprociami. W tle szumiała woda, a jeden z żółwi sprytnie zsunął się z kamienistego brzegu sadzawki, aby zniknąć w odmętach wody, gdzieś na niewidocznej granicy z gigantycznymi karpiami koi, które bacznym okiem łypały na dwie sylwetki mężczyzn, licząc, że wraz z ich przybyciem nastąpi upragniony poczęstunek. Jasne, zaklęte rzeźby z cichym szmerem przesuwały się, zmieniając nieznacznie pozycje, dopełniając kamiennym dźwiękiem atmosferę kojącego spokoju. - Zapraszam w głąb, to część gościnna szklarni, gdzie, jak pan widzi można się zrelaksować - wyjaśnił, prezentując stolik i dwie ławki z plecionego drewna. – Prawe skrzydło obejmuje rośliny sucholubne, zaś lewe ze zmiennym zapotrzebowaniem na wodę, natomiast na wprost wilgociolubne oraz bagienne - objaśnił nie bazując na swojej wiedzy, a na oznaczeniach, które zdobiły przejścia szklanych drzwi odseparowujących strefy klimatyczne. – Którą część zechce pan obejrzeć, jako pierwszą? - zapytał, zerkając na mężczyznę. Następnie dłonie mimowolnie powędrowały do marynarki, którą rozpiął i podał skrzatowi, który odwiesił marynarkę na pobliski stojak na odzież wierzchnią.


Kto zatem czyni postępy?
Ten z was, kto machnąwszy z pogardą ręką na rzeczy zewnętrze, wszelkim staraniem otacza swą wolną wolę, tak ją zaprawia, tak ją hartuje i w rezultacie doprowadza ją do stanu takiej doskonałości, iż jest ona zgodna z naturą, prawdziwie wzniosła, wolna, niezależna od wszelkich trudności i przeszkód, wierna i skromna.


Romulus Abbott
Romulus Abbott
Zawód : Radca prawny
Wiek : 39
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
sprawiedliwości musi się stać zadość, choćby niebo miało runąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9935-romulus-abbott#300392 https://www.morsmordre.net/t9965-minerva#301345 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t9968-skrytka-bankowa-nr-2258#301376 https://www.morsmordre.net/t9969-romulus-abbott#301428
Re: Ogrody [odnośnik]08.07.21 14:41
Zgodnie z ustaleniami zjawił się dnia następnego w posiadłości lorda Abbotta by omówić dalszą, możliwą współpracę. Mógł otrzymać posadę ogrodnika, który będzie doglądał rozległych założeń parkowych wokół posiadłości Dunster Castle. Poprzedniego dnia mógł jedynie zajrzeć przez chwilę do ogrodów aby mniej więcej wiedzieć z czym przyjdzie mu się mierzyć. Te zaś były zadbane i zaopiekowane choć nadal było miejsce do popisu i do pracy. Z ogrodami tak właśnie było, że zawsze ogrodnik miał nad czym pracować. Herbert zaś potrzebował pracy aby móc w przyszłości znów podróżować i oddawać się temu co było jego powołaniem. Odkrywaniem nieznanych gatunków, tworzeniem krzyżówek, odkrywać możliwości roślin do wykorzystania ich w eliksirach i nie tylko. Skoro zaś praca była, to musiał skorzystać z tej możliwości i starać się wspierać budżet domowy pomimo wojny i działań tyranów, którzy rościli sobie prawa do decydowania kto jest gorszy, a kto lepszy.
Powitany przez gospodarza udał się z nim w głąb ogrodów rozglądając się uważnie by zorientować się jak są stworzone rabaty, jaka towarzyszyła im myśl przewodnia. Czasami zwalniał kroku aby pozwolić sobie na lepsze przyjrzenie się danemu ułożeniu roślin. Miejsce na tajemniczy ogród córki lorda musiał sobie naszkicować w swoim notatniku, który zabrał ze sobą na tą wizytę. Jeżeli miał zaprojektować całą część było mu to niezbędne do pracy.
W końcu dotarli do szklarni, którą lord Abbott chciał mu pokazać. Poczuł to uderzenie gorąca, choć uznał, że powinno być ciut mniejsze. Zerknął na wiszący termometr aby spisać temperaturę jaka panowała w środku. Z zadowoleniem musiał stwierdzić, że zakątek do relaksu był bardzo dobrze zaplanowany, a szum wody koił myśli i nerwy. Jedna rzeźba delikatnie zmieniła pozycja wyginając białą dłoń ku górze, jakby chciała sięgnąć nieba.
Poczuł, że jest mu ciut za ciepło więc idąc za przykładem Romulusa zdjął z siebie kurtkę zostając w granatowej koszuli. Popatrzył po opisach, które wskazywały w jakiej części się znajdują. Szklarnia nie była wielkich rozmiarów, na pewno była mniejsza od tej, którą sami z bratem postawili w przeciągu paru lat, a teraz ją ulepszali, praktycznie każdy miesiąc przynosił nowe prace.
-Sądzę, że na sam początek najlepiej udać się do roślin o stanowisku wilgotnym i mokrym. – Tam zawsze było najcieplej i najszybciej człowiek się męczył. Poza tym były to rośliny, w których się głównie specjalizował więc był bardzo ciekawy jakie okazy lord Abbott posiada u siebie.
Jak tylko wkroczyli do wskazanego skrzydła wciągnął głęboko powietrze w płuca. Było ciepłe, ciężkie i prawie osadzające się wewnątrz klatki piersiowej. Takie jakie powinno być, następnie przeszedł dalej przyglądając się roślinom.
- Falenopsis Modesta – wskazał jedną z orchidei o drobnych biało-różowych kwiatach, która pięła się w górę na specjalnie przygotowanych do tego podporach. –Jedna z trzydziestu czterech odmian pachnących. Ta ma i tak bardzo łagodny. Bywają takie, które pachną niczym kokos lub pomarańcze. – Zwrócił się do mężczyzny pochylając się nad rośliną by dotknąć grubych liści. –Mięsiste, sztywne kiście świadczą o tym, że jest dobrze prowadzona. – Orchidee wydawały się łatwe do hodowli, ale wcale tak nie było, widział wielokrotnie jak umierały zgnite, przez to, że zbyt intensywnie były podlewane. –Odmianą Cymbidium można cieszyć się w domu w okresie zimowym, wtedy przypada ich kwitnienie. Posiadamy takich parę u nas, jeżeli jest lord zainteresowany.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Ogrody [odnośnik]31.07.21 15:34
Oczywiście – skinął głową, słysząc odpowiedź względem obranego kierunku. Nie zamierzał w tej chwili kierować się własnymi upodobaniami pod względem preferowanego klimatu, zależało mu na zadbaniu o całość, wiedząc, że wielu mieszkańców Dunster Castle ma różnorodne upodobania. Nie było to może wielkie miejsce, jednak lord chciał, aby stanowiło wytchnienie, a także pozwalało utrzymać te gatunki, jakie nie miałyby możliwości zaistnieć w naturalnych warunkach Wielkie Brytanii. Kroczył obok pana Greya chwytając swój nadgarstek za plecami, dostojniej wyprostowany, baczący po roślinach, zdając sobie sprawę, jak niewiele nazw z nich znał. Jego córka z pewnością mogłaby opowiedzieć o nich, zmierzyć się nawet wiedzą, ale przede wszystkim czegoś nauczyć. Chociaż sam Romulus nigdy nie odtrącał nauki, tak jego umysł zaprzątały inne sprawy, a raczej paragrafy prawne, niżeli finezyjne nazwy, chociaż te łacińskie nie stanowiły dla niego żadnego problemu. Podążył spojrzeniem za wskazaną orchideą i mruknął przytakująco pod nosem, wsłuchując się w ten krótki wykład. Dobrze to świadczyło o mężczyźnie, widocznie naprawdę bardzo dobrze znał się na rzeczy, mogąc wyrecytować tak ważne informacje z pamięci, zaledwie rzuciwszy okiem na roślinę. – Mój syn zwykł mawiać, że to rośliny z paszczami – przypomniało mu się, na co nawet nie powstrzymał się od uśmiechu. – Kokos lub pomarańcze… Czy posiadają jakieś specyficzne właściwości oprócz tych wizualnych i zapachowych? – zapytał z ciekawości. – Istnieją jakieś ich magiczne odmiany? – kolejne pytanie, nie służące sprawdzeniu wiedzy ogrodnika, a raczej zatańczyło ono z czystej ciekawości. Słysząc o dobrym prowadzeniu rośliny, pokiwał znacząco głową – zaiste poprzedni pracownik wykonywał swoje obowiązki, w wybitny wręcz sposób, dlatego tak bolesnym była sytuacja, która zmusiła go do opuszczenia kraju. Abbott nie miał jednak zamiaru rozpaczać z tego powodu, kto wie, być może pan Grey okaże się, zacznie lepszy w swoim fachu? – Nie przeszkadzać im będzie niższa temperatura? – zapytał dla pewności. – Mojej córce i żonie z pewnością przypadłoby do gustu udekorowanie salonów gościnnych w tak egzotyczne kwiaty – zastanowił się na głos, przenosząc spojrzenie na inne rośliny, których nazw nie znał. Odchrząknął, czując dziwne uczucie w gardle spowodowane bardzo wilgotnym powietrzem, aż wreszcie odkaszlnął, kierując dalej swoje kroki. Musnął dłonią wreszcie jedną z paproci i ponownie zwrócił się do pana Greya. – U was…? W rodzinnej szklarni, jak rozumiem? Wszystkie gatunki sprowadzał pan sam?


Kto zatem czyni postępy?
Ten z was, kto machnąwszy z pogardą ręką na rzeczy zewnętrze, wszelkim staraniem otacza swą wolną wolę, tak ją zaprawia, tak ją hartuje i w rezultacie doprowadza ją do stanu takiej doskonałości, iż jest ona zgodna z naturą, prawdziwie wzniosła, wolna, niezależna od wszelkich trudności i przeszkód, wierna i skromna.


Romulus Abbott
Romulus Abbott
Zawód : Radca prawny
Wiek : 39
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
sprawiedliwości musi się stać zadość, choćby niebo miało runąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9935-romulus-abbott#300392 https://www.morsmordre.net/t9965-minerva#301345 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t9968-skrytka-bankowa-nr-2258#301376 https://www.morsmordre.net/t9969-romulus-abbott#301428
Re: Ogrody [odnośnik]04.08.21 17:48
Pokiwał z nieznacznym uśmiechem głową słysząc nazwę jaką roślinom nadał syn lorda. Mógł się z nim zgodzić, ponieważ kwiaty rzeczywiście przywodziły na myśl rozwartą paszczę.
-Część z nich jest czysto ozdobna, ale ususzone płatki wykorzystywane są często jako składniki do tworzenia eliksirów. - Wyprostował się odstępując od kwiatów by ruszyć dalej między alejki szklarni. Nie chciał w tej strefie przebywać zbyt długo aby obydwaj się nie ugotowali.
-Istnieją odmiany orchidei, inaczej zwane storczykami, które można spokojnie trzymać w domu. Przy odpowiedniej pielęgnacji rozkwitają i cieszą oko. - Zapewnił czarodzieja i z tymi słowami opuścili ciepłą, wręcz parną część szklarni i udali się do skrajnie odmiennej, czyli do roślin, które uwielbiały podłoże i klimat suchy. Z tymi miał najmniej do czynienia, co nie znaczy, że w ogóle się na nich nie znał. Najzwyczajniej nie były jego życiową pasją, ale nigdy nie zamykał się tylko na jeden rodzaj roślin. Od razu dostrzegł kwiat, który nie każdego zachwycał. Posiadał niebieskie, duże i kolczaste kwiatostany. Nie potrzebował wiele wody, a jedynie dobrze nasłonecznionego stanowiska. Następnie zauważył całe stanowisko fioletowych, czerwonych i białych kwiatów.
-Bodziszek. - Nazywał od razu roślinę, której dużo było również u nich w ogrodzie. Należała do jednej z ulubionych Hattie, a nie wymagała wielkiej i dokładnej pielęgnacji.-Widzę też rozchodniki oraz dławisza okrągłolistnego. Głównie rośliny ozdobne o silnej toksyczności. Wykorzystywane głównie w produkcji talizmanów, z tego co się orientuje. - Zauważył Herbert i wskazał na jałowca i bukszpan uformowany w idealną kulę. Musiał przyznać, że lord Abbott miał dobrze zadbaną szklarnię i były w niej hodowane rośliny, które na pewno rosły już w jego ogrodach albo były szykowane do przesadzania. Utrzymane w idealnym stanie, w odpowiednich warunkach kwitły i prezentowały się okazale.
-Z bratem mamy własną szklarnię przy domie. - Odpowiedział na poprzednie pytanie czarodzieja kierując się do ostatniej części ich spaceru. - Większość egzotycznych gatunków sprowadziłem z Amazonii i okolic, inne zaś brat zamawiał i przypływały do nas na statkach. Następnie w szklarni hodowaliśmy je, obserwowaliśmy i uczyliśmy się jak o nie dbać. - Wyjaśnił pokrótce zdając sobie sprawę, że nie każdy chciał słuchać o hodowli przedziwnego grzyba przez którego Szmidt porachował mu kości zaraz po tym jak przybył do Anglii ze swoich podróży.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Ogrody [odnośnik]04.08.21 18:23
To jego żona oraz córka przodowały w znajomościach eliksirów, często ustalając z byłym ogrodnikiem, jakie konkretnie rośliny powinny znaleźć się w szklarniach. On nie miał głowy do tego wszystkiego, stawiając sobie za cel zupełnie inne kwestie zarządzania domostwem w jakimś stopniu. Zresztą w Hogwarcie również nie przodował z zielarstwa czy alchemii, chociaż przykładał doń wiele pracy, aby utrzymać się na odpowiednim poziomie ocen, które były zadowalające dla krewnych. Nie chciał przecież wychodzić na nieuka, który miał głęboko w poważaniu podstawową wiedzę, ta jednak rozmyła się na przestrzeni lat. Eliksiry wiedział raczej jak dawkować oraz jaka nazwa spajała się z konkretnymi skutkami, jednak uwarzenie specyfików oraz zastosowanie konkretnych składników pozostało poza zakresem jego wiedzy. Pokiwał zaledwie głową potakująco, przyjmując do wiadomości, jakie zastosowanie miały orchidee, a także zanotował w pamięci, by spytać żony, do czego służyły. – Wspaniale w takim razie, jeśli mógłby pan przygotować wstępny kosztorys za wzbogacenie domu o te egzemplarze… storczyka, byłbym wdzięczny – stwierdził, wiedząc, że nie był w stanie, przeznaczyć nie wiadomo, jak wielkiej kwoty na udekorowanie wnętrza. Jednak nad tym konkretnym zagadnieniem przyjdzie mu rozważać dopiero za biurkiem w swoim gabinecie, gdy pan Grey przedstawi ceny za kwiaty.  
Ruszył dalej za czarodziejem, przechodząc w klimat suchy i chociaż temperatura również była wyższa od tej panującej na zewnątrz, tak brak wilgoci w powietrzu zdawał się sprawiać, że pośród roślin było nieco chłodniej. Słysząc kolejną nazwę, uśmiechnął się, wodząc spojrzeniem po płatkach i listkach, przy jakich akurat się znajdowali. Słysząc o toksyczności i talizmanach uniósł nieco brew w zastanowieniu, czy ostatnio nie zlecił komuś przeprowadzeniu lekcji dla córki odnośnie talizmanów? Sam był ciekaw, jak skutkowała nauka Livii w tej kwestii. – Chciałbym, aby szklarnia oprócz walorów estetycznych była przydatna, szczególnie alchemikom. Nastały takie czas, że każdy składnik się przyda – zauważył. Może to u Prewettów można było się zaopatrzyć doskonale, jednak mieszkańcy Doliny Godryka również potrzebowali zapasów na eliksiry, gdy wszystko straszliwie podrożało. – Zastanawiam się również czy dałoby się hodować tutaj rośliny uprawne? – zapytał, ponieważ zbliżały się zimne miesiące, a wyhodowanie podstawowych warzyw mogących być rozdanymi ludziom w Doline, mogłoby znacznie poprawić morale ludności.
- Amazonia, niesamowite – mruknął pod nosem, gładząc brodę w zastanowieniu. – Wiele pan podróżował? – ot, zapytał z czystej ciekawości, chcąc nieco bardziej poznać pana Greya. – Jak wyglądała ta nauka dbania o te egzotyczne rośliny? Wiedzieliście panowie, co sprowadzacie? Odbywało się to na zasadzie prób i błędów? Fascynuje mnie, ile polegał pan na wiedzy książkowej, a na ile… hm… jakby to ująć, ten rzeczowej, praktycznej? – rozwinął, wciąż podążając między roślinami, gotów wysłuchać opowieści ogrodnika.    


Kto zatem czyni postępy?
Ten z was, kto machnąwszy z pogardą ręką na rzeczy zewnętrze, wszelkim staraniem otacza swą wolną wolę, tak ją zaprawia, tak ją hartuje i w rezultacie doprowadza ją do stanu takiej doskonałości, iż jest ona zgodna z naturą, prawdziwie wzniosła, wolna, niezależna od wszelkich trudności i przeszkód, wierna i skromna.


Romulus Abbott
Romulus Abbott
Zawód : Radca prawny
Wiek : 39
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
sprawiedliwości musi się stać zadość, choćby niebo miało runąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9935-romulus-abbott#300392 https://www.morsmordre.net/t9965-minerva#301345 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t9968-skrytka-bankowa-nr-2258#301376 https://www.morsmordre.net/t9969-romulus-abbott#301428
Re: Ogrody [odnośnik]04.08.21 22:25
Ledwo półtora roku po opuszczeniu murów Hogwartu wybrał się na swoją pierwszą wyprawę do lasów tropikalnych. Nie miał pojęcia w co się pakuje ani jak się to skończy. Wrócił z olbrzymim bagażem doświadczeń i blizną biegnącą przez całe plecy, sprezentowaną mu przez jaguara, którego nie zauważył w trakcie wędrówek. Wyminął stanowisko bukszpanów, a wcześniej zapewniając lorda Abbott, że dokona stosownej wyceny, którą przedstawi jak tylko będzie gotowa. Miał nad czym pracować bo odmian było całkiem sporo, a nie wiedział jakie przypadną do gustu jego pracodawcy więc uznał, że sfotografuje wszystkie i stosownie opisze. Następnie dostarczy te, które zostaną wybrane i nauczy jak się nimi zajmować.
W szkole zawsze ciągnęło go najbardziej do obrony przed czarną magią i zielarstwa, a na samym końcu do transmutacji. Wydawało się, że roztrzepany Grey nie będzie w stanie pojąć tej delikatnej i jakże trudnej dziedziny magii, a jednak potrafił się w niej odnaleźć, a teraz bardzo mu pomagała przy pracach nad szklarnią w Greengrove Farm.
-By stworzyć miejsce do uprawy roślin należy albo dobudować kolejne skrzydło albo całkowicie noszą szklarnie, lordzie Abbott. - Zwrócił się do mężczyzny. -Należy przygotować odpowiednie stanowiska. Najlepiej w szklarni hoduje się pomidory, paprykę, ogórki, melony, bakłażany. - Rozejrzał się po szklarni po czym wyszedł szybkim i zdecydowanym krokiem z części sucholubnej i wszedł do umiarkowanej. Spojrzał na termometr pokazujący jaka panuje temperatura w środku i zwrócił się do lorda. -Najlepiej aby mieściło się blisko tego skrzydła. Najlepszy mikroklimat i nie będzie wpływać negatywnie na siebie jedno i drugie stanowisko.
Spojrzał teraz uważnie na czarodzieja intensywnie niebieskimi oczami jakby coś analizował i właśnie tak było, ponieważ młody Grey przeliczał w pamięci miesiące i rozmyślał nad tym czy są wstanie w szklarni stworzyć klimat jak na wiosnę aby rośliny rosły w niej już zima. Znał pewne zaklęcia i mógł śmiało stwierdzić, że mogliby dać radę. -Kiedy lord chciałby zacząć nad nimi pracę? Nad stanowiskami pod uprawę?
Mógł szybko przejść do działania, jeszcze nie tak dawno pomagał Kerstin Tonks z jej grządkami i spodziewał się, że z czasem coraz więcej ludzi zacznie uprawiać warzywa przy swoich domach. Zwłaszcza jak wojna będzie się przedłużać.
-W swoją pierwszą podróż wyruszyłem w 1938 roku. - Powiedział po chwili namysłu. -Od tamtego czasu ciągle bywałem w drodze. Na miejscu zajmowałem się obserwowaniem nie tylko roślin ale również zwierząt. O samych roślinach uczyłem się od miejscowych Indian. To ich wiedza i doświadczenie było dla mnie przewodnikiem. Niesamowici ludzie, moglibyśmy się od nich wiele nauczyć. - Herbertowi zdarzyło się raz zapomnieć, że w Angli trwają święta, tak stracił poczucie czasu wśród Indian. Wtedy też zrozumiał, że za pewnymi rzeczami nie warto gnać na oślep. -Kiedy dowiedziałem się wszystkiego od miejscowych zabierałem zaszczepki ze sobą i wracałem do Anglii. Na miejscu z bratem staraliśmy się odtworzyć warunki jakie roślina miała w pierwotnym miejscu i zaczynały się miesiące obserwowań jak się zachowuje. Wcześniej badaliśmy glebę, wodę, otoczenie rośliny. Wiele książek ich nie opisuje, lordzie. - Grey trochę się chwalił tym, że część flory dopiero on opisze. Miał już materiały, pozostało tylko usiąść i to wszystko wreszcie opisać.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Ogrody [odnośnik]05.08.21 4:57
Słuchał uważnie tego – jakby nie było – wykładu o roślinach, zastanawiając się, czy opłacalnym byłoby postawienie kolejnego skrzydła lub szklarni oraz jaki wydatek by się z tym wszystkim wiązał. Wszystko, o czym opowiadał ogrodnik, wydawało się dosyć skomplikowanym procesem, a z każdym słowem wątpił, czy uzyskanie plonów w najbliższym czasie miałoby jakikolwiek sens. Postawione pytanie zadrżało przez chwilę w ciszy, aż z ust lorda wydobył się cichy pomruk, owinięty westchnieniem. – Rozważałem opcję, która pozwoliłaby na, jakby to ująć, dożywienie tych potrzebujących zimą, jednak wnosząc po pańskich słowach, zakładam, że jest już zdecydowanie za późno na tego typu przedsięwzięcie, czy może się mylę? – zapytał otwarcie. – Nie wiadomo, jak długo potrwa ten stan oraz z jakimi siłami zaatakuje nasze ziemie ministerstwo, powinniśmy być jednak gotowi w kwestii samowystarczalności. Ciężkie czas nastały, panie Grey – zauważył, niemrawo spuszczając spojrzenie na listki znajdujące się najbliżej butów, a potem ruszył w dalszą drogę.
Snuł się za panem Greyem wsłuchując w opowieść o podróżach. Nie śmiał nawet porównywać doświadczenia zagranicznego ze swoim, które prawdę mówiąc, było wyjątkowo nikłe. Nie wyjeżdżał poza granice Wielkiej Brytanii za często, chociaż tęskno mu było do włoskiej ziemi, która obdarzała go wyjątkowym poczuciem smaku i atmosferą dawnej świetności kultur, których sięgały korzenie jego rodu. Pragnąłby znów przechadzać się po uliczkach Rzymu, stanąć w ruinach dawnej cywilizacji i oddać się poczuciu przynależności do tamtego miejsca. Jednak tam nie było jego domu oraz rodziny, a przywiązanie do obowiązków jasno wskazywało mu, gdzie było jego miejsce – w Dolinie Godryka, którą musiał się, jak najlepiej zająć, aby odegnać od nestora najgorsze trwogi. – Indian? Słyszałem oraz czytałem kiedyś o ich kulturze. Naprawdę jest tak… odmienna od naszej? – zapytał zaintrygowany, doskonale znając historię, która okazała się brutalna dla rdzennych mieszkańców Ameryki. Żywe zainteresowanie rozbrzmiało w tonie, wszak uwielbiał tego typu opowieści, których na co dzień niedane było mu słyszeć. Słuchał więc dalej fascynującej historii, delikatnie unosząc kąciku ust, gdy w zaciekawieniu zerkał na pana Greya, zaintrygowany jego doświadczeniami. Nie spodziewał się tego usłyszeć, jednak było to miłe zaskoczenie, w końcu wychodziło na to, że jego przyszły ogrodnik nie był zaledwie ogrodnikiem, ale również swego rodzaju naukowcem. Gdy czarodziej wyrzekł ostatnie zdanie, Romulus zatrzymał się, przyglądając w zastanowieniu kwiatom. – Chciałby pan… to opisać, jeśli dobrze rozumiem? Wydać własną książkę? – zapytał, wciąż mając utkwiony wzrok w roślinach. Oczywistym było, że mógłby spróbować zasponsorować część badań botanika, pozwalając tym samym, aby mógł szerzyć wiedzę naukową pomimo wojny, a może raczej… rozwijać tę wiedzę w trakcie wojny, tym samym doprowadzając do odkrycia czegoś, co mogłoby być przydatne dla Zakonu Feniksa?     


Kto zatem czyni postępy?
Ten z was, kto machnąwszy z pogardą ręką na rzeczy zewnętrze, wszelkim staraniem otacza swą wolną wolę, tak ją zaprawia, tak ją hartuje i w rezultacie doprowadza ją do stanu takiej doskonałości, iż jest ona zgodna z naturą, prawdziwie wzniosła, wolna, niezależna od wszelkich trudności i przeszkód, wierna i skromna.


Romulus Abbott
Romulus Abbott
Zawód : Radca prawny
Wiek : 39
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
sprawiedliwości musi się stać zadość, choćby niebo miało runąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9935-romulus-abbott#300392 https://www.morsmordre.net/t9965-minerva#301345 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t9968-skrytka-bankowa-nr-2258#301376 https://www.morsmordre.net/t9969-romulus-abbott#301428
Re: Ogrody [odnośnik]05.08.21 21:12
Przeczesał dłonią ciemne włosy rozmyślając długo nad tym co powiedział mu mężczyzna.
-Jesteśmy wstanie stworzyć warunki w szklarni takie aby rośliny mogły rosnąć już teraz. Może.. tymczasowo… udałoby się nam stworzyć przestrzeń dla nich… - Obszedł część gdzie panował umiarkowany klimat i podszedł do jednego zakątka. -Tutaj. Postawiliśmy piętrowe rabaty. Bokami puszczając pomidory, po środku bakłażany. A dla ziemniaków stanowiska w donicach i poustawiać je pod ścianami. - Kiedy to mówił przechadzał się po całości wskazując miejsca, w których mogłyby stać warzywa, o których wspominał. -Moglibyśmy też podjąć próbę szybszego wzrostu warzyw. -Nie przepadał za takim podejściem uważając, że każda roślina ma swój czas wzrostu, wiedział jednak, że nie mieli luksusu jakim był czas. Tego brakowało, z każdym dniem coraz bardziej. Rozumiał potrzebę lorda Abbotta i jego poczucie odpowiedzialności za ludzi. On sam był tylko podróżnikiem i botanikiem, nie był lordem, który musiał patrzeć szerzej, ale nie był też ślepy i rozumiał pewne schematy i zasady jakimi rządził się ich świat. Lord Abbott był zapewne postrzegany przez okolicznych mieszkańców jaki lider, który im przewodzi, za którym należy podążyć. Czy i Grey byłby wstanie zrobić to samo? Pójść za innym człowiekiem? Te pytania musiały na razie pozostać bez odpowiedzi. Pojawiły się inne, na które wiedział co powiedzieć.
-Na pograniczu Peru i Brazyli żyje grupa plemion, zwana Majunina. Odkryli ich poszukiwacze kauczuku, którzy nazwali jedno z nich “Enojado” co po hiszpańsku znaczy “wściekły”. Tatuują swoje twarze na wzór pyska jaguara.- Odpowiedział mężczyźnie, który zainteresował się tematyką jego podróży, a tych Grey odbył w swoim życiu całkiem sporo. A opowieści snuł wiele, w końcu powinien je spisać. Zdawał sobie sprawę, że zyskiwał słuchaczy, ponieważ obrał kierunek tak mało znany innym i nieoczywisty, ale to właśnie w dzikiej Amazonii było tyle do odkrycia i poznania. Wołało Herberta a on na to wołanie odpowiedział z wielką ochotą.
-Taki mam plan.- Przyznał po chwili. Notatki czekały aż tylko usiądzie przy maszynie do pisania.-Tworzę też własne krzyżówki, które mogłyby przetrwać w naszym klimacie. Staram się poznać również leczniczą czy też trującą naturę tych roślin. Mogłyby zrewolucjonizować wytwórstwo eliksirów czy też kadzideł. - Przeszedł dalej, aż w końcu wyszli z lordem Abbottem do punktu wyjścia gdzie zaczęła się ich wycieczka po szklarniach rodu jego gospodarza. -Szamani Indian regularnie z nich korzystają. Nie udało się jeszcze wszystkiego na ich temat dowiedzieć.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Ogrody [odnośnik]05.08.21 23:18
Czy tymczasowa przestrzeń była wystarczająca, aby zapewnić, chociaż części osób w Dolinie Godryka wyżywienie? Nie wiedział dokładnie, jaki plon by uzyskali, próbując to wszystko stworzyć, a z opisów pana Greya nie był w stanie wyczytać wiele więcej, pojmując zaledwie zajętą przestrzeń. Rozwiązanie piętrowe nieco pomogłoby temu wszystkiemu, o ile wyglądałoby to, tak jak sobie wyobrażał, jednakże czy naprawdę byłoby wystarczające? Ilu ludzi zamieszkiwało Somerset i jak doszłoby do wyboru tych, którzy najbardziej potrzebowali tego typu zapasów? Stanowiło to kolejne przeszkody na drodze do zadbania o tę społeczność, na której tak bardzo mu zależało. – Przy takim rozwiązaniu, jak prędko bylibyśmy w stanie uzyskać teoretyczny plon? Ważnym byłoby dla mnie, aby móc wykarmić potrzebującą ludność. Czy wystarczyłoby tego dla jednej rodziny, powiedzmy… na miesiąc? Widzi pan, rozważam środki, które należałoby zainwestować w tym przypadku. Czy byłoby to… miarodajne? – zastanowił się, wpatrując w czarodzieja z głębokim zastanowieniem. – Inną opcją jest import lub transport z innych hrabstw, próbuję wycenić, co będzie bardziej opłacalne. Orientuje się pan może w cenach obecnie panujących na rynku za warzywa? – zagaił, zastanawiając się, czy być może pan Grey posiadał jakieś dojścia, którymi można próbować zapewnić mieszkańcom Doliny żywność w tańszy sposób. Oczywiście nie rzucił tej propozycji wprost, nie od razu, wolał pierwej wybadać znajomości i obszary, w których poruszał się Herbert. Ochmistrzyni zajmująca się zapasami posiadłości, najpewniej mogłaby również co nieco rzec w tej kwestii, lecz najpewniej nie posiadała tak rozległej wiedzy, ponieważ jedynie trzymała pieczę nad dostawami.
Słuchając opowieści o tubylcach z Peru i Brazylii, uśmiechnął się ponownie, na myśl o ilości pytań, które jeszcze miał, zaintrygowany ciekawą rozmową o przeżyciach niecodziennego ogrodnika. Jednak te dokładniejsze wolał pozostawić na później, woląc dowiedzieć się jak najwięcej o pracowniku. – Zna pan hiszpański? – wtrącił i chociaż zaraz, chciał zapytać o jaguara wytatuowanego na twarzach, powstrzymał się ostatecznie. Przed samym sobą musiał ostatecznie przyznać, że nie spodziewał się tak światłego człowieka w progach swego ogrodu, czuł się zadowolony, że nawiązał z nim kontakt, oferując współpracę. Kiwał głową, absorbując słowa czarodzieja i ciesząc się z jego planów na przyszłość oraz badań, jednak nie śmiał teraz wystosowywać żadnej prośby czy oferty w tej kwestii. Gdy dotarli ponownie do wyjścia, lord zabrał swoją marynarkę i włożywszy ją, zwrócił się wreszcie do towarzyszącego mu mężczyzny. – Panie Grey, od kiedy mógłby pan zacząć pracę?


Kto zatem czyni postępy?
Ten z was, kto machnąwszy z pogardą ręką na rzeczy zewnętrze, wszelkim staraniem otacza swą wolną wolę, tak ją zaprawia, tak ją hartuje i w rezultacie doprowadza ją do stanu takiej doskonałości, iż jest ona zgodna z naturą, prawdziwie wzniosła, wolna, niezależna od wszelkich trudności i przeszkód, wierna i skromna.


Romulus Abbott
Romulus Abbott
Zawód : Radca prawny
Wiek : 39
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
sprawiedliwości musi się stać zadość, choćby niebo miało runąć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9935-romulus-abbott#300392 https://www.morsmordre.net/t9965-minerva#301345 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t9968-skrytka-bankowa-nr-2258#301376 https://www.morsmordre.net/t9969-romulus-abbott#301428
Re: Ogrody [odnośnik]06.08.21 22:41
Miejsca nie było dużo, jeżeli lord Abbott liczył, że wyhodują ilości ogromne, które pozwolą wykarmić połowę Doliny przez miesiące to się mylił. Nie było aż tyle miejsca.
-To pomysł tymczasowy aby coś zrobić. Jednak jeżeli lord chce wykarmić więcej niż parę osób to czeka nas dużo pracy. - Przyznał otwarcie marszcząc brwi. -Możemy jeszcze tą część powiększyć za pomocą odpowiednich zaklęć i wtedy stworzyć prawdziwą uprawę. Jednak nie zrobimy tego w trzy dni. Potrzebujemy czasu. Nie wszystko da się załatwić za pomocą magii. - Czarodzieje czystej krwi zdawali się zapominać, że zaklęcia nie były zawsze najlepszym rozwiązaniem. Ponownie przeczesał dłonią gęstą czuprynę i westchnął głośno.-Sądzę, że… jedna rodzina, góra dwie na tym co zrobimy na szybko, ale nie więcej.
Nie chciał mydlić oczu, że na pewno uda się więcej. Nie był tego aż tak pewien. Mógł jednak zapewnić o tym, że osobą szklarnię czy skrzydło mogą postawić, rozpocząć tam uprawę warzyw i być może zimą będzie ich na tyle dużo, że całkiem spora część ludzi wyżyje. Choć osobiście sądził, że lepiej pomóc rodzinom zbudować ich własne szklarnie, w których mogliby hodować rośliny wszelkiej maści. Jeden człowiek nie jest wstanie zbawić ich wszystkich.-Nie jestem biegły w tej kwestii, ale myślę, że będę wstanie się wywiedzieć mniej więcej ile co kosztuje - Tyle mógł pomóc, a wymiana handlowa pomiędzy hrabstwami mogła okazać się owocna i korzystna dla wszystkich stron.
-I portugalski - Dodał uśmiechając się kącikiem ust, a uśmiech ten nie należał do człowieka, który w spokojnych pieleszach spędza popołudnia. Czaił się za nim ktoś kto był żądny przygód i śmiały, nie bojący się wyzwań. Sięgając po swoją kurtkę przeniósł spojrzenie niebieskich oczu na czarodzieja. -Mógłbym zacząć od przyszłego tygodnia. - Oznajmił. Za dwa dni miał spotkanie z Despenser i nie mógł sobie odmówić wyprawy do Szkocji aby z dawną przyjaciółką się zobaczyć i dowiedzieć co u niej się słychać. -Zjawię się z samego rana.

|zt x2


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Ogrody [odnośnik]17.10.22 14:14
Zerwała się z łóżka niczym małe tornado i sama podbiegła do okien, by odsunąć grube zasłony. Wystarczył niewielki ruch był pierwsze promienie słońca wdarły się do sypialni wprawiając młodą Abbottówne w doskonały humor. Nic nie miało prawda zepsuć tego dnia. Po wypełnieniu swoich codziennych obowiązków, w co wliczała się oczywiście wizyta zarówno w rezerwacie jak i wybiegu dla kuców Melpomene w końcu mogła zająć się przygotowaniami. Dostała pozwolenie od matki na wyciągnięcie kilku smakołyków z rodzinnej spiżarni, tak by godnie przyjąć gościa, sama zaczęła okupować ogrody już kilka godzin przed umówionych spotkaniem. Starsi Abbottowie przyglądali się temu chaosowi marnie ukrywając rozbawienie. Nikt jednak nic nie mówił, powszechnie było wiadome, że Melpomene w dość okrutny sposób cierpi na brak towarzystwa i każda, choć chwilowa odmiana przynosiła spokój nie tylko Abbottównie, ale i całemu domowi. Wszystko miało wyglądać perfekcyjnie. Uważne szaro-niebieskie spojrzenie śledziło każdy półmisek stawiany na stole i każdy kwiat, który śmiał się odwrócić nie w tę stronę co należało. Biały obrus rozłożony na niewielkim stoliku lśnił pięknie w promieniach wczesno-letniego słońca. Kwiaty na krzewach i grządkach ujmowały swoimi kolorami i niezwykłym pięknem. Cały zamek zdawał się robić wszystko, by jego młoda pani była zadowolona. W końcu nowa żywa dusza w Dunster i to jeszcze taka dusza! Czy można było chcieć więcej? Będzie mogła rozmawiać o światach, których nigdy nie było dane jej odwiedzić, o sztuce, która pobudza serca i umysły i w końcu o samych emocjach pchających ludzi do działania! W głowie panienki Abbott nawet nie powstał cień myśli, że może zbyt dużo wymagać od swojego gościa i, że spotkania z idolami z reguły są rozczarowujące. Wyobraźnia Melpomene zdążyła już stworzyć przynajmniej kilkanaście różnych scenariuszy tego spotkania, biorąc przy tym pod uwagę niemal każdą możliwą wpadkę i niedociągnięcie. Miała być przygotowana na wszystko. Wszystko miała być perfekcyjnie. O wyznaczonej godzinie wysłała powóz pod dom panny Vaillant, a sama czekała w ogrodzie gdzie jej gość miał być oczywiście przyprowadzony. Trochę zbyt podekscytowana spacerowała kwiecistymi uliczkach powtarzając w pamięci francuską gramatykę. Nie miała pojęcia, na jakim poziomie panna Vaillant posługuje się językiem angielskim, chciałaby gość czuł się w murach Dunster możliwie jak najswobodniej.
W końcu doszedł do niej dźwięk otwieranych drzwi prowadzonych do ogrodu. Ruszyła szybko w tamtą stronę, na szczęście w porę przypominając sobie, że powinna zachowywać się jak na damę przystało i nieco zwolniła kroku. Gdy jej gość pojawił się w obrębie wzroku, na twarzy Melpomene pojawił się przyjazny, nieco zaraźliwy uśmiech. - Witajmy w Dunster panno Vaillant. - Przypominając sobie, że większość ludzi nie wita się ze sobą poprzez dygnięcia a uściśnięcie dłoni, wyciągnęła swoją w stronę kobiety. - Melpomene Abbott. - Wesołe ogniki tańczyły w oczach Mel, dość wyraźnie zdradzając jak bardzo cieszy się z tego spotkania.



Przejdę przez życie jak chmura- wędrując wszędzie obcy, zawieszony między czasem i wiecznością.
Melpomene Abbott
Melpomene Abbott
Zawód : radość Somerset
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I give hope to men, I leave none for myself.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11388-melpomene-abbott https://www.morsmordre.net/t11393-idun#351034 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t11401-skrytka-bankowa-nr-2487 https://www.morsmordre.net/t11405-melpomene-abbott#351508
Re: Ogrody [odnośnik]23.10.22 22:21
Była żywą duszą, nieokiełznaną i głodną przygód, właśnie dlatego była teraz w Anglii, lokując się we Wzniosłym Gaju u podnóży Doliny Godryka. Miała misję, jednak z każdym kolejnym dniem na brytyjskich ziemiach wcale nie było jej prościej. Okazało się, że jej zwykle zaraźliwy, beztroski uśmiech tu wcale nie był tu tak odbierany. Była obca i musiała zaskarbić sobie nowe otoczenie całkowicie od zera. Znalezienie rozwiązania wcale nie było tak proste, musiała uciec się do emocji, rozgryźć społeczność, odnaleźć klucz, którym należy się kierować. W jednym z pierwszych dni zaczęła witać się z sąsiadami, zaglądając do każdych drzwi, tak po prostu, choć inaczej niż w znanych jej krajach Europy, to jednak nie dało znakomitego efektu aż… Spotkała Pannę Berkley, starszą kobietę o włosach przyprószonych siwizną, która piekła najlepsze w świecie ciasta. Zoe odważyła się poprosić ją o jeden przepis i… Wtedy zaczęła się magia. Widocznie udobruchała odpowiednią osobę, bo z każdym dniem do jej drzwi przychodził inny sąsiad. Jedni jedynie się witali, inni proponowali pomoc w adaptacji, jeszcze inni wręczali prezenty na nowy start. Później zaczęły się pytania o jej twórczość, zaczęła przekładać fragmenty swych powieści na język angielski, by choć trochę móc podzielić się tym z sąsiadami i poznać ich opinie, rozważania i interpretacje. To  wystarczyło, by podarować Vaillant nowe skrzydła, nadzieję i siłę, swego rodzaju przywiązanie do tej społeczności i choć odrobiny poczucia, że to miejsce naprawdę może stać się jej domem, a nie kolejnym przystankiem w jej życiu. Tak bardzo pragnęła czuć się dobrze, móc dzielić się swoją empatią z innymi, że gdy tylko tego dosięgnęła, ledwie muskając palcami, wzruszyła się do cna. Była tu obca, ale wciąż potrafiła zaskarbić serca innych. Wspominając tę ostatnią wędrówkę i starania, nie dziwnym było jej zaskoczenie po otrzymaniu listu od Lady Abbott. Była pewna, że jej twórczość nie była tu tak popularna i to nie jedynie z uwagi na ograniczenia językowe, więc tym bardziej pragnęła poznać tę, która znała choć trochę jej literatury. Pragnęła nabrać doświadczeń, znaleźć coś spójnego, co pomogłoby jej w utworzeniu kolejnej, skierowanej stricte na tutejszy rynek, choć wiedziała, że może spotkać się z rozczarowaniem ojczystych odbiorców. Niemniej przecierała ścieżki, dążyła do integracji tych światów, chcąc zamieścić w następnej książce po cząstce z każdego.
Była gotowa, gdy przyjechał powóz. Spakowała się już wczesnym rankiem, gdy jeszcze pierwsze promienie słońca nie odważyły się wychylić z mroku nocy. Zawsze wstawała wcześnie, witała dzień w ogrodzie i radowała oczy każdym, leniwym wschodem, który dawał jej nieopisaną radość, gdy jaśniał w odbiciu wody, czy na liściach drzew, dając im stosowną energię i ciepło. Po każdej burzy i po każdej, nawet najmroczniejszej nocy wschodziło słońce. Było inspirujące, choć sąsiedzi Francuzki uznawali, że jej zwyczaj jest co najmniej dziwaczny i oderwany od rzeczywistości, ale zauważyła też, że z każdym dniem co raz więcej sąsiadów krzątało się wczesnym rankiem w swoich ogrodach, więc może i jej rytuał nie był wcale tak dziwaczny, jak mówili? Cóż, gdyby mieli jakieś wątpliwości, co do osobliwości Vaillant, to powóz stojący pod główną ulicą wcale ich nie rozwiał, a zapewne spotęgował ich zainteresowanie. Niemniej nie dała się porwać wirowi wątpliwości, a całą drogę zagadywała woźnicę, jakby potrzebowała utrzymać kontakt ze światem i nie odpłynąć myślami w kierunku chmur i nowych przygód, które skrzętnie podpowiadała jej wyobraźnia. Nie spodziewała się jedynie ujrzeć tak okazałej posiadłości, lekko kurcząc się w sobie w obliczu jej wielkości. Nie straszył jej majestat, raczej fascynowały zdobienia, pomysłowość twórcy, który z wyraźnym zamysłem odwzorował każdy, najdrobniejszy element. Czuła się tu tak mała, jak w posiadłości swojego wujostwa, a to zawsze wspominała  radością, więc i tu nie dała się zwieść podszeptowi umysłu, który sugerował jej, że to ostatnie miejsce w którym powinna się znaleźć, to była zaginiona przeszłość, którą musiała przepracować.
Wchodząc do ogrodów nie wiedziała gdzie ma podziać wzrok, jakby każdy pojedynczy element natury ją wołał, wręcz krzyczał, by na niego spojrzała. Starała się oddać choć chwilę uwagi każdemu z nich, nawet najmniejszemu listkowi, jak i największemu drzewu, czy posągowi. Była oczarowana tym, co mogły ujrzeć jej oczy i z pewnością spędzi kilka godzin na próbie odwzorowania tego pierwszego obrazu, który rzucił się w jej oczy. Zwykle wolała dzikość, bujne, nieokiełznane zarośla, ale w każdy chaosie należało odnaleźć choć jeden element przeciwwagi i to właśnie znalazła tu. Otrząsnęła się w duchu, nie to było teraz ważne, czas zostawić głowę w chmurach i skupić się na tych, dzięki którym dziś mogła się tu znaleźć. Prędko odnalazła Lady Abbott, skupiając na niej swe głębie zieleni własnych tęczówek. Musiała przestać błądzić po świecie swoich wyobrażeń i choć na chwilę zejść na ziemię, a ten plan zaczęła wdrażać, gdy tylko dobiegł ją miękki, kobiecy głos. We Francji podejście do poszczególnych klas społecznych było zdecydowanie swobodniejsze niż w Anglii, przynajmniej tę różnicę zdążyła wyłapać od czasu przeprowadzki do Doliny Godryka. Prawdopodobnie w pierwszych dniach zaliczyła nie jedno faux pas, witając beztrosko swoich gości, nie wywyższając nikogo. Wszystko zmieniło się dopiero, gdy jej nader uprzejma sąsiadka postanowiła stłamsić francuski ogień, wyjaśniając jak bardzo ten kraj różnił się od ojczystego i większości tych, które dane było jej zwiedzić. Prawdopodobnie dlatego powitanie Melpomene tak ją zdziwiło, choć wyraziła to jedynie nieznacznym uniesieniem brwi. Z ulgą przyjęła wyciągniętą dłoń, ściskając ją serdecznie, choć z pewnością i tak mechanicznie wykonała przy tym nieznaczne ugięcie kolan. – Lady Melpomene, dziękuję za zaproszenie – przywitała się płynną angielszczyzną, nakrywając drugą dłonią ich złączone ręce na krótką chwilę, zapewne tym samym znów przekraczając kilka niewidzialnych barier, jednak widząc tak szczerą i bezinteresowną radość w niebieskoszarych oczach swojej rozmówczyni, nie mogła się powstrzymać przed skróceniem odgórnie wyznaczonego dystansu. Taka już była Zoe, robiła to, co podpowiadała jej dusza, co krzyczało serce i za nic miała wtedy obyczaje. Słowem nie wspomniała o pięknym ogrodzie, który zapierał dech w jej piersi, o rzeźbach, które przyciągały wzrok i bujnej zieleni, która okalała je ze wszystkich stron. Unikała przewidywalnych wyrażeń, a miała wrażenie, że każdy komplementował to miejsce i kolejna pochwała, nawet z ust Francuzki, byłaby miałka i przeciętna, zbyt prosta jak na dzisiejsze spotkanie. – Właściwie… - zreflektowała się, puszczając dłoń kobiety, zaczynając mówić z niemałym podekscytowaniem, które prawdopodobnie wynikało ze stresu - Nauczono mnie żeby nigdy nie przychodzić w gościnę z pustymi rękoma, a skoro najlepsze prezenty, to ponoć te nieoczywiste, sentymentalne, więc… - urwała, a uśmiech majaczył w kącikach jej ust, gdy sięgnęła do przypasanej teczki, wyciągając z niej rękopis swojej pierwszej powieści. Ten bez ilustracji, wielokrotnie kreślony i poprawiany, wielobarwny pod względem używanego tuszu, gdzie każdego bohatera odzwierciedlał inny kolor. Pomięty, gdzieniegdzie poplamiony tuszem, farbą, ewentualnie kawą, bądź winem. Spomiędzy stron wyciągnęła ilustrację która w ostatecznym wydaniu się nie ukazała. Miało to swego rodzaju usprawiedliwienie – to była nieodgadniona końcówka tomu, moment w którym jej bohaterka wydostała się spod więzów ram jej społeczności, narzuconych jej powinności i przekraczała właśnie ten pierwszy, najcięższy i najważniejszy most na drodze swej długiej, nieopisanej podróży. Most był tu metaforyczny, tak jak sam obraz, który go przedstawiał, a co za tym idzie Vaillant nie chciała narzucać konceptu swoim czytelnikom i ostatecznie odrzuciła pomysł umieszczenia tej ilustracji w powieści. Pomyślała jednak, że dla kogoś może to być fantastyczną inspiracją, ciekawostką ze świata przedstawionego i przede wszystkim prezentem wartym uwagi. Właśnie dlatego przyniosła go tu ze sobą, przekładając teraz na pierwszą stronę rękopisu, wyciągając całość bezpośrednio w kierunku Lady Abbott. – Pomyślałam, że w rękach Lady będzie mógł przeżyć swoje drugie życie, a i móc podarować choć część tych uczuć, które odczuwałam przy jego tworzeniu. Czasami potrzeba wielu skreśleń i kolejnych prób, by ostatecznie wiedzieć która droga jest tą właściwą – podobało jej się to stwierdzenie, poniekąd odpowiadało również jej życiu. Sama długo szukała swojej ścieżki, potykając się wiele razy, cierpiąc z powodu utraconego ducha i chęci bycia idealną wersją samej siebie, aż… Aż zrozumiała, że ta najprostsza droga niekoniecznie jest tą, która da jej szczęście. To pod wpływem własnych doświadczeń stworzyła tę powieść, przelewając na nią swoje własne łzy i rozgoryczenie, a ostatecznie siłę, której nabrała przez te kilka lat skrupulatnego poszukiwania samej siebie. Tej, której nie będzie żałować. Ten rękopis był czymś więcej niż tylko słowami przelanymi na papier, ukazywał wszystkie frustracje i rozważania, a wszystkie elementy, które ostatecznie wykreśliła z finalnej wersji można było tu bez problemu przeczytać, wystarczyło uważniej śledzić pobazgrane strony. Zoe stała teraz z mieszaniną emocji wymalowanych na twarzy, nie była bowiem pewna jak jej podarunek zostanie przyjęty, ale było to kolejne nowe doświadczenie, które witała odważnie, z niemałą nuta zaciekawienia i kapką wzruszenia.


O, przybywajcie! niech was wyogromnię, zjawy stłoczone za mgłą i mrokami; gromado cicha, wonią opowita — młodzieńczym czarem drżąca pierś zakwita

Zoe Vaillant
Zoe Vaillant
Zawód : pisarka i ilustratorka
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne - obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11412-zoe-vaillant#352155 https://www.morsmordre.net/t11416-tresor#352666 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f433-dolina-godryka-wzniosly-gaj https://www.morsmordre.net/t11417-skrytka-bankowa-nr-2492 https://www.morsmordre.net/t11418-zoe-vaillant#352668
Re: Ogrody [odnośnik]28.10.22 19:27
Melpomene dostrzegła to mimowolne dygnięcie i nieco ją to zmartwiło. Obawiała się, że zraziła do siebie kobietę tą próbą bezpośredniego zachowania. W końcu wiele osób miało dość jasne oczekiwania wobec arystokratek i każde odstępstwo od normy budziło ich mimowolny niesmak. Słysząc z ust swojego gościa płynną angielszczyznę Melpomene mimo wszystko odetchnęła z ulgą. Nawet osoby, które przysypiały na lekcjach historii doskonale wiedziały, że relacje pomiędzy dwoma krajami były delikatnie mówiąc ciekawe, ale różnego typu animozje zakorzeniły się bardzo głęboko w ludzkich umysłach. Abbottówna wierzyła, że tak dobra znajomość jej ojczystego języka pozwoli pannie Vaillant na szybkie zaaklimatyzowanie się w nowym miejscu. Nawet w tak teoretycznie otwartym miejscu, jakim była Dolina Godryka mogli się znaleźć ci, którzy niezbyt przepadali za obcymi. Gest ze strony Zoe, jakim było nakrycie własną dłonią dłoni Mel rozwiał nieco wcześniejsze wątpliwości. Wydawało się, że nowa towarzyszka była równie uradowana tym spotkaniem jak i ona. Z tego wszystkiego zdążyła już zapomnieć, że miała poprosić by pisarka zwracała się do niej z pominięciem arystokratycznego tytułu. Gdy prezent pojawił się w jej dłoniach uśmiech Mel nieco przygasł zastąpiony przez ciekawość i fascynacje. Niebieskie oczy błądziły po ilustracji uważnie analizując każdy jej element. Młoda lady Abbott na drobną chwilę wcieliła się w rolę (początkującego) znawcy sztuki, którego celem jest odnalezienie i docenieni artystycznego piękna przy jednoczesnym odcięciu się od własnych uczuć. Znacznie gorzej poszło jej panowanie nad własną mimiką gdy zaczęła przeglądać rękopis. Wyobraźnia młodej arystokratki zaczęła zwyczajnie szaleć. Umysł Melpomene jednocześnie wyświetlał możliwe sceny, w których powstawał jak i co się będzie działo gdy spróbuję znaleźć dla niego należyte miejsce w rodowej bibliotece. Istniało ryzyko, że pani matka mogłaby dostać zawału, ale na szczęście i w komnatach należących do Abbottówny otrzymany prezent będzie odpowiednio doceniony. Nie zdążyła jeszcze wyrazić swoją wdzięczność gdy panna Vaillant się odezwała. Słowa płynące z ust francuski obijały się pomiędzy ścianami umysłu Meli wywołując u niej wewnętrzne rozbawienie. Biorąc pod uwagę ciąg ostatnich wydarzeń jak i w oczywisty sposób powiązaną z nimi wojnę, zwłaszcza ostatnie zdanie wypowiedzi francuski były brutalnie wręcz pasujące. Świat strasznie się wysiliłby w końcu zmusić młodą angielkę, do mówiąc wprost, wzięła się w garść. Z drugiej strony mógłby to być znak sugerujący, że znajomość z panną Vaillant może przybrać ciekawy obraz. - Dziękuję za ten wspaniały dar.-- skinęła głową w geście wdzięczności i szacunku wobec swojego gościa. - Mam nadzieję, że niedługo będę mogła się należycie odwdzięczyć. - Posłała Zoe kolejny przyjazny uśmiech, po czym wskazała jej drogę do przygotowanego stolika. - Usiądźmy, będziemy mogły spokojnie porozmawiać. Mam nadzieję, że powoli zadamawia się pani w Dolinie. - Jej początkowy entuzjazm ponownie dawał o sobie znać.- Wiem, że znajdzie tu pani mnóstwo inspirujących miejsc. - Zajmując swoje miejsce uniosła lekko brwi przypominając sobie o czymś niezwykle istotnym. - Może będziemy sobie mówiły po imieniu? - Kolejny ujmujący uśmiech, Melpomene dobrze wiedziała, że taka propozycja musiała wyjść od niej jako niejako wyższej rangom.



Przejdę przez życie jak chmura- wędrując wszędzie obcy, zawieszony między czasem i wiecznością.
Melpomene Abbott
Melpomene Abbott
Zawód : radość Somerset
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I give hope to men, I leave none for myself.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11388-melpomene-abbott https://www.morsmordre.net/t11393-idun#351034 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t11401-skrytka-bankowa-nr-2487 https://www.morsmordre.net/t11405-melpomene-abbott#351508
Re: Ogrody [odnośnik]20.11.22 2:23
Obserwowanie reakcji czarownicy odrobinę ukoiło niepokój, który owładnął umysł Zoe kilka dni temu, po otworzeniu listu, dzięki któremu się tu dziś znalazła, a zarazem temu, który nazwiskiem nadawcy w zaledwie jedną chwilę wytrącił całe powietrze z jej płuc. Długo zastanawiała się nad tym, co powinna zrobić, jakby podświadomie czując, że nieodpowiednią decyzją mogłaby naruszyć jakieś niepisane reguły. Chciała poznać kobietę, która już epistolarnie wydawała się być ogromnie interesującą postacią. Plan zakładał, że wszystko miało być takie proste, wystarczyło jedynie przyjść i skupić się na nowej relacji, jednak rzeczywistość prędko zweryfikowała ten mizerny plan. Wystarczyło jedno spojrzenie, by zauważyć kolące w oczy podobieństwo Melpomene do Rhennarda, a to skomplikowało wszystko, przywołując ból pozornie zabliźnionej rany. Przełknęła gulę goryczy, ignorując niespokojny rytm serca, usilnie porzucając natarczywie napływające wspomnienia – z nimi rozprawi się później, w samotności, a teraz... Teraz musi być silna.
Uśmiechnęła się polubownie, zauważając tę niewielką zmianę w mimice swojej rozmówczyni, zupełnie jakby przyznawała, że użyła tych konkretnych słów nie bez przyczyny, ale jednocześnie nie chciała sprawić nimi żadnej przykrości. Miała przeczucie, że życie Abbottówny nie do końca wygląda tak, jak ta by sobie tego życzyła. Nie chciała jednak siać ziarna rewolucji, znała tę ciemną stronę powinności, wiedziała, że niektóre aspekty w wyżynach społecznych są nie do przeskoczenia i wloką się za człowiekiem niczym cień niosący niewidzialne kajdany. Zoe miała to szczęście, że jej przodkowie się temu sprzeciwili, wyzwalając tym samym następne pokolenia. Dzięki nim, ich spuściźnie, mogła być teraz wolna, czynić wybory i ponosić ich konsekwencje; rozwijać się wedle własnych upodobań, tworzyć, podejmować się wyzwań i stawiać czoła światu. – Cała przyjemność po mojej stronie – przyznała z uśmiechem, który z pewnością sięgał i jej oczu. Uwielbiała sprawiać innym radość, dzielić się tym, czym tylko mogła i obserwować radość obdarowywanych osób – wtedy wiedziała, że trafiła w punkt i znajduje się na dobrej drodze. Nie oczekiwała też niczego w zamian, pozornie niewielkie, choć wciąż dobre uczynki były dla niej proste jak oddychanie, a sprawiały wiele przyjemności i to samo w sobie traktowała jako podziękę, najlepszy możliwy prezent dla siebie samej. Na wzmiankę o zadomawianiu się, niemal prychnęła z rozbawienia, starając się jednak zatuszować swoją reakcję skierowaniem kroków w kierunku wskazanego stolika. To był ciężki temat, jej sąsiedzi udowodnili jej, że być obcokrajowcem w Anglii nie jest łatwo; była obca, a więc i często sprawdzana. Zupełnie jak egzotyczne zwierzę, które inni oglądają i komentują. Cóż, sama się oszukała, przybywając tu z entuzjazmem, emanując radosną osobowością, a kończąc z duszą na ramieniu. Co prawda, teraz było lepiej, ale wiedziała ile musiała poświęcić, by wejść między wrony i choć z większością sąsiadów udało jej się osiągnąć nić porozumienia, to jednak była pewna, że prawdopodobnie większość nowych znajomości będzie rozpoczynać z tego samego poziomu, a to można było spokojnie mianować walką. – Oswajam się – tak, to chyba było najbardziej pasujące określenie, przywołujące jej na myśl to własne porównanie do dzikiego zwierzęcia w klatce. – Choć nie jestem do końca pewna, czy to ja oswajam się ze wszystkim, czy wszystko ze mną – cichy, perlisty śmiech zakończył jej słowa tuż przed tym, jak dotarła do stolika i zajęła jedno z krzeseł, od razu zakładając nogę na nogę. – Tak, to trzeba przyznać, miejscami widoki są piękne i zapierające dech, nie ukrywam jednak, że… Mogłoby odrobinę mniej padać – chichot wydostał się spomiędzy jej warg, jakby podkreślając, że nie ma nic złego na myśli, z pewnością nie chciała urazić tutejszych, ot nie przywykła do aż takiej wilgoci, szarości i ilości opadów. Poniekąd dla pisarza taki stan rzeczy był idealny, pozwalał się skupiać na pracy, wyciszając przy dźwiękach bębnienia deszczu o ziemię, o tyle dla kogoś, kto tworzył również szkice, czy malowidła, już niezupełnie. Uwielbiała wykonywać swoje ilustracje w terenie, a jednak deszcz i przybory malarskie niekoniecznie chciały ze sobą odpowiednio współpracować, więc stanowiło to niemały problem, a taka praca wykonywana w domu skutecznie zniechęcała, podcinając skrzydła wyobraźni.
Z ulgą przyjęła propozycję przyjęcia swobodniejszego kontaktu. Czuła się zdecydowanie lepiej ze świadomością, że ominie ją tytułowanie za każdym razem, gdy będzie chciała zwrócić się do swojej rozmówczyni po imieniu. Wiedziała jednak, że to prawdopodobnie jest wyjątek i w przyszłości może się już nie spotkać z taką możliwością w przypadku innych przedstawicieli szlacheckich rodów. – Jako posiadaczka krótkiego imienia jestem odgórnie wpisana w bycie wielbicielką prostej formy, więc z wielką chęcią przystaję na propozycję – nie ukrywała swojego zadowolenia z obrotu sytuacji, bowiem dzięki temu czuła się bardziej na miejscu, jakby nie była znowu tą obcą i pomniejszą, a zarazem nie zawiodła się na swoim przeczuciu, że Melpomene jest warta uwagi. Już sam fakt tak ciepłego przyjęcia mocno oddziaływał na wrażliwą część duszy Francuzki, bo choć wydawać się mogło, że to nic wielkiego, to jednak dla niej było znaczące.
Rozejrzała się po otoczeniu, nie tylko stoliku nakrytym na jej przybycie, sięgnęła po szerszą perspektywę, jakby syciła się okalającymi to miejsce kolorami. Palce aż mrowiły, domagając się uwiecznienia tego miejsca w dokładnie takim kadrze, będzie musiała to wszystko zapamiętać i jak najlepiej odwzorować, co zapewne zrobi od razu po powrocie do swojego domu. – Złączeni popiołem – tytuł ostatniej powieści opuścił jej usta, jakby to miało wyjaśnić wszystko. – Tamten ogród, który był niczym oaza dla spragnionych podczas podróżowania przez spalone do cna ziemie. Tam, gdzie można było się zatrzymać tylko pod warunkiem, że nigdy nie ruszy się w dalszą drogę. On… Tak właśnie wyglądał – zreflektowała się prędko, wyjawiając swoje myśli. Nie ukrywała wcześniej, że jest zaskoczona ogrodami Abbottów, były pełne barw, przepełnione idealizmem, jakby każde źdźbło trawy stało na baczność, a każdy kwiat wiedział w którą stronę powinien się skłaniać, by wyglądać perfekcyjnie, choć niebo pozostawało szare i ciemne. W książce było to czymś w rodzaju pokusy dla zmęczonych wędrówką bohaterów, jednak Zoe porównując go do tego, który miała obecnie przed oczami nie miała na myśli obelgi, raczej zdradziła kolejną ciekawostkę. – Doprawdy fascynujące – skwitowała, zaskoczona własnymi słowami. Nigdy nie była w stanie odwzorować swojego założenia na papierze, oddać popielatej barwy nieba i żywych kolorów roślinności w taki sposób, bo ilekroć próbowała, miała wrażenie, że jest to przesadnie nierealne, a jednak teraz… Miała to przed oczami. Otrząsnęła się jednak, niemal dosłownie, bowiem musiała ruszyć głową, oderwać oczarowane spojrzenie od tego widoku, skupiając je w zamian na Melpomene. - Przepraszam, czasami dusza artysty bierze górę nad rozumem - subtelny uśmiech zawitał na jej ustach, jakby sądziła, że powiedziała coś nieodpowiedniego, a jednocześnie wyglądała na rozbawioną. Często błądziła w chmurach, zdążyła się już przyzwyczaić do własnych reakcji w tego typu momentach, ale wiedziała, że dla niektórych było to co najmniej dziwne zachowanie. - Muszę przyznać, że byłam zaskoczona, nie spodziewałam się, że znajdzie się tu choć jedna osoba, która zna więcej niż jedną moją powieść - zmieniła temat, chcąc oddać jej pałeczkę, a zarazem choć trochę pociągnąć w tym temacie za język. Może było coś kluczowego, co przyciągnęło czarownicę do tej literatury? Czego w niej szukała? Co takiego znalazła, że sięgała po kolejne? Każdy klucz do serca Brytyjczyków był dla Vaillant na wagę złota, szczególnie teraz, gdy musiała do nich trafić pisząc bezpośrednio na ich rynek, a właśnie Melpomene mogła być tą, która choć trochę ułatwi przetarcie tych ścieżek.


O, przybywajcie! niech was wyogromnię, zjawy stłoczone za mgłą i mrokami; gromado cicha, wonią opowita — młodzieńczym czarem drżąca pierś zakwita

Zoe Vaillant
Zoe Vaillant
Zawód : pisarka i ilustratorka
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne - obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11412-zoe-vaillant#352155 https://www.morsmordre.net/t11416-tresor#352666 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f433-dolina-godryka-wzniosly-gaj https://www.morsmordre.net/t11417-skrytka-bankowa-nr-2492 https://www.morsmordre.net/t11418-zoe-vaillant#352668
Ogrody
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach