Wydarzenia


Ekipa forum
Stajnie
AutorWiadomość
Stajnie [odnośnik]08.02.23 8:52

Stajnie

Sądząc po podkowach wiszących na ścianach drewnianego budynku poprzedniemu właścicielowi musiał służyć jako schronienie dla wierzchowców. Po koniach nie ostał się jednak żaden ślad, a ich miejsce w boksach - nie wszystkich, większość pozostała pusta - zajęły zaganiane tu na noc kozy. Małe stadko składa się z trzech saren i jednego kozła o czarnej sierści i imponującym porożu. Do stajni przyniesiono drewnianą ławę, z której można wygodnie wydoić zwierzęta, a pośród stogów siana leżą blaszane wiadra i miedziane dzbany przygotowane na mleko. W stajni z krokwi podtrzymujących drewniany dach chaotycznie zwisa kilka ususzonych wiązanek splecionych z białej szałwii, mirry i jemioły na kształcie trójkąta zbitego z suchych gałązek wiggenu, co ma zapewnić mleku magiczną siłę i pożywność. Na samym krańcu stajni znajdują się wieszaki odpowiednie do przechowywania siodeł i uprzęży, puste.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stajnie Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stajnie [odnośnik]22.02.23 21:10
8 lipca

Żar lał się z nieba, paląc ziemię i skórę, nie potrafił tylko ogrzać mojego serca, które pozostawało skute głębokim lodem. Odkąd obudziłem się tamtego pamiętnego ranka w Dziurawym Kotle, w pościeli mokrej od własnego potu, świat zdawał się płonąć, choć nigdzie nie było widać ognia. Była za to kometa, błyskająca na nieboskłonie dniem i nocą, jaśniejąca i pulsująca, intrygująca, ale i niosąca ze sobą cień niepokoju. Żaden dzień nie był podobny do poprzedniego odkąd porzuciłem dawne życie, a tempo zmian przybierało skalę lawiny. Nie uciekałem jednak przed nią, chwytając się prądu i płynąc z nim, z dumnie uniesionym czołem i bez trwogi w spojrzeniu. Ledwie jeden księżyc zdążył zatoczyć koło po nieboskłonie, a znalazłem się pod jednym dachem z całą niedźwiedzią gromadą, niby obcą, a jednak dziwnie znajomą. Dom w Warwickshire nie przypominał syberyjskiej twierdzy, ale czuć w nim było pradawnego ducha, pierwotną magię i pokłon w kierunku tego, co dzikie i co nie powinno być ujarzmione. Choć w Rosji uciekłem od własnych krewnych, tutaj chciałem mieć ich blisko jak nigdy wcześniej. Na obcej ziemii stanowili jedyne wparcie, a bez niego równie dobrze mógłbym wracać do Moskwy. Tego nie chciałem - przynajmniej w tamtym momencie.
Wraz z przeprowadzką na moje barki spadł szereg obowiązków, które zrozumiałem szybko, choć początkowo niechętnie, nie poddając ich jednak dyskusji. Byliśmy z Varyą gośćmi - a rodzina zaoferowała nam nie tylko dach nad głową, ale i mogła otworzyć wiele drzwi, o których dotychczas ośmielaliśmy się wyłącznie śnić. A ja nie chciałem śnić o życiu, chciałem z niego czerpać, bo wierzyłem, że to źródło nie miało dna, a moje pragnienie pozostawało nieustanne. Chciałem posiadać, chciałem władać, chciałem dokonywać, chciałem zbliżyć się do absolutu. Życie nie miało drogowskazów, a mimo młodego wieku ja już wiedziałem, dokąd idę. Wiedziałem też, że na tej drodze nie ugnę się pod żadną przeszkodą. Dokonam kilku uników, zrobię kilka kroków wstecz, może nawet zboczę z kursu - ale nie ugnę się. Nie zrezygnuję.
Tak jak nie rezygnowałem z pracy, choć przebywałem w królestwie piekielnym, skrajnie odmiennym od mroźnej Syberii. Włosy miałem posklejane i wilgotne, strużki potu spływały po moim czole, a biała koszula, choć luźna i zapięta niedbale tylko na kilka pierwszych guzików, była niemal całkowicie mokra, klejąc się do przepoconego ciała. Pracowałem od rana, przygotowując stajnię na przyjęcie koni, które planowaliśmy z siostrą zakupić. Sprawdzałem szczelność dachu, czyściłem boksy, musiałem też podreperować drzwi i odpowiednio je zabezpieczyć, by nikt niepowołany nie zakradł się do zwierząt. W stajni zadomowiły się już kozy, te jednak pasły się w ciągu dnia gdzieś na placu, szukając cienia. Wszelkie prace zajmowały mi wiele czasu, ograbiały z sił i przyprawiały o frustrację. Choć w domu wielokrotnie widziałem przy pracy Igora, naszego gospodarza, samemu nigdy nie wykonywałem jego obowiązków. A w Anglii nie było ani Igora, ani nikogo innego, kto mógł zająć się oporządzeniem gospodarstwa. O wszystko należało zadbać samodzielnie - szybko przywykłem do tej myśli, powszechnej w Durmstrangu, który przyglądał się jednostkom, ironicznej w Moskwie, gdzie w obliczu społecznej równości byłem zdany wyłącznie na siebie. Kiedy trzeci raz próbowałem przy pomocy magii podreperować zawias wrót wejściowych, te jęknęły głucho, a drewniane sztachety przymocowane na stalowej obejmie obsunęły się, szorując po ziemii.
- Cука блять! - zakląłem soczyście pod nosem, tak pochłonięty pracą, że nie zdawałem sobie sprawy z towarzystwa.
[bylobrzydkobedzieladnie]




всегда мы встаем


Ostatnio zmieniony przez Arsentiy Mulciber dnia 23.02.23 21:05, w całości zmieniany 1 raz
Arsentiy Mulciber
Arsentiy Mulciber
Zawód : księgowy, ekonomista
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
I like the way they all
scream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stajnie F7MRi3Q
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11518-arsentiy-mulciber https://www.morsmordre.net/t11521-poczta-arsentiego#357366 https://www.morsmordre.net/t12192-arsentiy-mulciber#375367 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11522-skrytka-bankowa-nr-2513#357367 https://www.morsmordre.net/t11523-arsentiy-mulciber#357368
Re: Stajnie [odnośnik]23.02.23 18:26
Słodki posmak tańczący na języku był nutą beztroski wśród parnego rozeźlenia; przeplatane w palcach kosmyki włosów ciężko opadały na łopatki, w końcu zmuszone do komfortu w postaci wysokiego upięcia. Długa, ostro zakończona spinka spoczęła wśród splątanych brązów, odkrywając kark, obojczyki i taflę pleców skrytą za lichą osłoną lnianej bluzki.
Czerń porzucona na rzecz beżu była pragmatycznym rozwiązaniem odzieżowym; za to podróż koleją idiotycznym pomysłem, który postanowiła raz na zawsze wyrzucić z własnej świadomości i udawać, że nigdy się nie wydarzył. Czerwcowe zachwiania magii teleportacyjnej wciąż pozostawały żywe i kiedy nie wymagała tego sytuacja, wolała nie sięgać po najszybszy z możliwych środków transportu. Kominek w nieznanym Warwick pozostawał niewiadomą, zbyt ryzykowną kwestią, tworząc z pociągowych wojaży dostępny, choć nieco pospolity wybór.
Skwar lipcowych dni był przytłaczający, a odpowiednie zaklęcia ginęły pod naporem kolejnego podmuchu nagrzanego słońcem wiatru. Duszna powłoka zawisła nad Anglią i rozgościła się niemal w całym kraju, tańcząc śmiele na odkrytych kawałkach skóry, osadzając drobne kropelki potu na jej powierzchni, w końcu powodując ciche westchnięcia i charakterystyczne grymasy.
Warwickshire było obce, a jednocześnie ciekawe jak nigdy wcześniej.
Do tej pory nie odwiedzała tych ziem; nie myślała nawet, by w okolicznych miejscach było cokolwiek ciekawego, a pozycja, która spoczęła na barkach przyrodniego brata dopiero z czasem kotwiczyła pomysły w jej głowie.
Przyzwyczajała się do Anglii. Do ziem, do zasad tu panujących, do Brytyjczyków i ich dziwnych zwyczajów, w końcu do tak prostolinijnych, choć paradoksalnie istotnych kwestii, jak fauna i flora.
Do tego, że Ramsey był zupełnie innym człowiekiem od osoby, którą wyobrażała sobie kilka lat temu, która przywitała ją w Anglii, i która przekształcała się – co sobie wmawiała, na jej oczach – przez ostatnie miesiące.
Czy teraz był po prostu panem na włościach? Zarządcą rozległych ziem, budujących na nowo swoje brytyjskie imperium, z rodziną u boku; tą, której przybycie na Wyspy było równie irytująco-zaskakujące, co zwyczajnie intrygowało.
Nie wiedziała dlaczego Mulciberowie z taką chęcią przybyli do Anglii; gdzie leżał haczyk, w którym miejscu kwitł interes, i co kotłowało się w głowie dawnego wroga nieokrzesanej nastolatki, rzekomo starającego się o jej rękę.
Przede wszystkim jednak nie znała drogi i odpowiedniej trasy, która miała doprowadzić ją do głównego pomieszczenia i postawić przed nią fakt nieobecności starszego brata.
Nieduży dziedziniec był cichy i spokojny; bruk porośnięty resztkami mchu wymierającymi pod wpływem nadmiernego słońca był suchy i stabilny; kroki niekoniecznie, kroczące wpierw w bok, gdzieś w kierunku pomieszczeń gospodarczych i być może, ogrodów. Intuicja pokierowała ją na podwórze, w końcu tam mogli spędzać ciepłe popołudnie. Po drodze dostrzegła nawet niedużą fontanienkę, a spod rybnej figurki strumień zimnej wody, w którym ochłodziła dłonie.
Na żwirkowej drodze stała też drewniana konstrukcja, ze starym dachem i wonią siana unoszącą się intensywnie w powietrzu, kiedy znalazła się bliżej. Do scenerii dołączył w końcu dźwięk; głos układający się w nader znane słowa.
Wejść do środka nie było trudno; zniknąć w półcieniach malowanych intensywnym słońcem jeszcze łatwiej, a kiedy wzrok napotkał właściciela prostych wulgaryzmów, nie potrafiła pohamować uśmiechu pchającego się na wargi. Opierając plecy o jeden z palów podtrzymujących starą konstrukcję obserwowała; spinające się w złości ciało, sylwetkę oblepioną wilgotną koszulą, zaciśniętą w grymasie niepowodzenia szczękę i podobnie sztywne palce splecione na trzonie różdżki.
Mężczyzna wielu talentów, hm?

Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Stajnie [odnośnik]23.02.23 20:30
W złości zacisnąłem palce mocniej wokół gładkiej rękojeści różdżki, jednak miękki, znajomy głos, niosący melodyjnie wypowiedziane słowa w ojczystej mowie odwiódł mnie od dzikości, nawołując do opanowania, skuwającego drgające pod skórą nerwy w ciężkie kajdany. Nie musiałem podnosić wzroku, by rozpoznać do kogo należał. Spodziewałem się obecności Tatiany w Warwick prędzej niż później, choć informacja o tym, że z Ramseyem łączyły ją więzy krwi, była nowo odkrytą kartą. Nie unosząc podbródka, powiodłem spojrzeniem w kierunku, z którego dobiegał dźwięk, dostrzegając spowitą w cieniu sylwetkę, skąpo rozświetloną pojedynczymi snopami światła wkradającego się przez drewnianą palisadę. Nawet w oszczędnej scenerii biła od niej kokieteryjna arogancja i zaczepność, która w murach skandynawskiego instytutu mnie odpychała, po latach zaskakując odwrotną skutecznością. Nieoczywisty komplement drażnił się z moim ego, które nie lubiło pozostawać w tyle. Dolohov nakryła mnie na nieporadności, drwiąc ze starań, które drenowały mnie z sił przy wykonaniu prostego zadania. W myślach już odpierałem ten atak siłą, wyciągając ku niej pazury, rozrywając na strzępy, a w rzeczywistości nakładając chłodno wykalkulowaną maskę obojętności, by jej słowa skwitować lekceważącym uśmiechem.
Miałem słabości - ale one nie były dla niej. Nie były dla nikogo.  
- Ciebie również dobrze widzieć. - Ironię skontrowałem zaowaloną uprzejmością, nie dając się sprowokować. Kiedy ktoś podstępnie szeptał grajmy, zwykle byłem skory do podjęcia zabawy - o ile zachęta była wystarczająca. Nie tym razem. Potrafiłem szybko kalkulować, czy wyłożony kapitał przekładał się na zyski. - W końcu spotykamy się w miejscu, do którego pasujesz - Trudno było stwierdzić, czy mówiłem o stajni, czy może jednak o Warwick. Obie ścieżki interpretacji wiodły ku wysmakowanej ironii, którą Dolohov bez trudu mogła rozszyfrować. Ostatnim razem, przechadzając się po eleganckiej posiadłości bogatego mieszczanina, oboje mieliśmy na sobie najlepsze szaty, czyste ciała zroszone ponętnymi perfumami i mętlik w głowie. Ten ostatni być może nie chciał odpuścić, ale szyk zszedł z drogi prostocie, a charakterystyczna woń ciężkich, drzewnych nut prysnęła przed drażniącym aromatem zwierząt, którym z pewnością zdążyłem już przesiąknąć. Choć wrota stajni pozostawały uchylone, powietrze wewnątrz było niemal lepkie - od potu, gorąca, wiejskich bukietów zapachowych. Nagłe zagęszczenie stężenia nonszalancji nie ułatwiało oddychania. - Rozumiem, że przyszłaś pomóc. - Moje słowa wybrzmiały poważnie, a w zgłoskach nie dało się wyczuć śladów wątpliwości. Wyprostowałem sylwetkę, wydając się jeszcze mocniej racjonalny niż w słowach. - To dobrze. Trzeba wydoić kozy. - Podbródkiem wskazałem w kierunku widocznego za wpół uchylonymi wrotami placu, gdzie pod drzewem pasło się kilka zwierząt, szybko zwracając uwagę na powrót w kierunku Tatiany i czekając na żer. Blefowałem, choć żaden nerw na mojej twarzy tego nie zdradzał.




всегда мы встаем
Arsentiy Mulciber
Arsentiy Mulciber
Zawód : księgowy, ekonomista
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
I like the way they all
scream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stajnie F7MRi3Q
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11518-arsentiy-mulciber https://www.morsmordre.net/t11521-poczta-arsentiego#357366 https://www.morsmordre.net/t12192-arsentiy-mulciber#375367 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11522-skrytka-bankowa-nr-2513#357367 https://www.morsmordre.net/t11523-arsentiy-mulciber#357368
Re: Stajnie [odnośnik]24.02.23 13:05
Intensywny zapach starego drewna, wysuszonego na wiór siana, wilgoci przemykającej nieśmiałą nutą w całej mieszance niemal wiejskiego krajobrazu; stajnie były tak niecodzienną scenerią, jak tylko wyjątkowymi potrafiły być, zwłaszcza w momencie kiedy rozpoznała, do kogo należało siarczyste przekleństwo.
Przez jakiś czas pozostawała niezauważona i cicha, opierając plecy o jedną z belek, w półcieniu obserwując nerwowe ruchy, napięte kończyny, w końcu grymas malujący się na twarzy. Nie miała zamiaru go wystraszyć – ale coś w tych obserwacjach było złośliwie przyjemnego, że dała sobie trochę czasu, nim ujawniła własną obecność.
Żadne z nich nie było w skowronkach z istoty tegoż faktu, choć w ogólnym rozrachunku, to siebie stawiała na wygranej pozycji. Nie z prostej kalkulacji zakładającej, że przyłapała go na fizycznej pracy czy niepowodzeniu; niezbyt zwracała uwagę na próbę naprawy starych drzwi skończoną fiaskiem, czy chociażby to, że parał się tak trywialnymi pracami, jak oporządzanie pomieszczeń przeznaczonych dla zwierząt. Było w tym coś ulotnie zabawnego – niecodziennego, pierwotnego, na skraju rozbawienia a rozczulenia.
Żadne z nich nie przypominało siebie z ostatniego spotkania, z kąśliwych uwag, gładkich tkanin, mętnych perfum w spokoju gwieździstej nocy.
Skwar, zapach wiejskiej prostoty, pot spływający po ciele, przyspieszony oddech i zmęczone upałem spojrzenie – a mimo to nie kapitulowali, w zwyczajowej sobie zgryźliwości wybierając nastoletni atak już na starcie.
A więc interesują cię wiejskie dziewki, ciekawe – skomentowała, walcząc z pokusą uniesienia brwi w wyrazie czystego zdziwienia, choć kąśliwość w jego słowach – choć spodziewana – była nieco zastanawiająca. Porównywał ją do prostaczki chwytającej za widły i wiaderko z obierkami ziemniaków dla trzody?
Skoro chciał grać w tak naturalistycznie prostacki sposób, nie zamierzała kapitulować, choć duma chciała dojść do głosu i jawnie wyrazić swoje niezadowolenie.
Przemknęła wzrokiem po jego sylwetce, po ciele wybijającym się ostrym konturem spod mokrej koszuli, docierając w końcu do oczu – zimnem kontrastujących z wszechobecnym ciepłem.
Wydoić kozy? – kolejny przytyk zachwiał maską obojętności, tym razem brwi poszybowały w górę, a ciało delikatnie spięło. Skrzyżowała ręce na piersi tylko na moment, zaraz potem odpychając się swobodnie od drewnianego słupka, by przejść przez pomieszczenie w scenę tańczącego na posadzce słońca i dryfującego kurzu.
Coś faktycznie pasło się za wpół otwartymi drzwiami, coś z rogami i bródką z sierści.
No tak, mogłam się domyślić, że nie wiesz jak obchodzić się z taką częścią ciała – odpowiedziała, na skraju irytacji i politowania Nawet u kozy – kolejne słowa brzmiały już obojętnie, podobnie jak krok, którym obeszła jego sylwetkę, by z równym niezainteresowaniem obrzucić stajnię przelotnym spojrzeniem i zatrzymać się, przy kolejnym drewnianym palu.
Niestety, muszę cię rozczarować - nie przyszłam wybawić cię z opresji. Nie będzie kwiecistej chusty na głowie i wiejskich piosenek – ciężko było nie przewrócić oczami i po prostu stąd wyjść, ale upartość robiła swoje Ramsey jest w domu? Moje gratulacje, trzy tygodnie, miesiąc w Anglii? I proszę, już dorobiłeś się posady parobka.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Stajnie [odnośnik]25.02.23 13:31
Do domowych obowiązków podchodziłem jak do konieczności, bez entuzjazmu, jednak w obecnej sytuacji nie było nas stać na służbę - czarno na białym widziałem to w papierach, z którymi zapoznał mnie Ramsey. Nie oznaczało to jednak, że zostaliśmy z niczym. Źródła dochodu w hrabstwie będące pod kontrolą kuzyna wydawały się obiecujące, należało je jedynie umiejętnie uruchomić i gromadzić kapitał na przyszłe przedsięwzięcia. Oporządzenie posiadłości było jednak wydatkiem ponad miarę, koniecznym w perspektywie dalszych inwestycji, nie tylko materialnych. Stanowisko namiestnika wiązało się z prestiżem, ściągało na Mulcibera i jego rodzinę spojrzenia całego hrabstwa - niewielkie mieszkanie przy ulicy Pokątnej, o którym opowiadała mi Varya, nie pasowało rangą do człowieka, od którego wymagano sprawczości. Wizerunek zewnętrzny wyznaczał cienką granicę utrzymania w ryzach kontroli - sam stwarzałem pozory i z pewnością robiła to też Tatiana. Wszyscy byliśmy aktorami na deskach teatru życia. Ci, których los pozbawił talentu lub determinacji, niknęli w cieniu, nigdy nie zbierając owacji. Cień mi służył, choć jeśli miałbym pozostać przy tej teatralnej alegorii - służyło mi to, co działo się za ciężką kurtyną, poza oczami publiki, by każde ponowne wyjście na scenę wzbudzało więcej emocji, porywało więcej serc i skłaniało całą aulę do wyznania wspólnej myśli - to jego dziś przyszliśmy podziwiać.
Ale to jeszcze nie był ten moment - choć każdy dzień, każda podjęta czynność, zbliżała mnie do celu. Nawet tak trywialne zajęcia jakim oddawałem się od rana. Nie lubiłem marnować czasu i nie miałem w zwyczaju zajmować się rzeczami, które nie przysługiwały się większemu planu. Był to jednak jeden z tych momentów, które rozgrywały się poza scenariuszem wystawianym na estradzie, a Tatiana - zamiast na widowni, gdzie było jej miejsce - znalazła się za kulisami, odkrywając kawałek tajemnicy. Nie wiedziałem jeszcze, czy jej obecność mi pasuje. Z pewnością drażniła, zaostrzała język i pazury, była trochę niewygodna, ale z jakiegoś powodu nie spieszyło mi się, by wyrzucić ją za drzwi. Wprowadzała element groteski i zabawy, a mój wewnętrzny upiór pozostawał głodny wrażeń.        
- Skąd taki wniosek? - Dopytałem sucho, a tembr mojego głosu pozostawał równie beznamiętny jak wyraz twarzy. Nie znajdywałem przełożenia między moimi słowami czy pracą w stajni na erotyczne gusta - albo więc słowa Dolohov niosły ukrytą puentę, albo stanowiły nieudaną ironię.
Śmiało wymieniłem z nią spojrzenie, kiedy nasze tęczówki natrafiły na siebie, ścierając się w pojedynku pełnym iskier, choć nikt nie rzucał zaklęć - co najwyżej klątwy, niewyczuwalne, niewidoczne, pętające umysł, lecz nie czerpiące źródła z magii. Czułem na swoim ciele jej wzrok już wcześniej. Podobało mi się to, że przyglądała mi się bezwstydnie, podczas gdy na jej palcu mienił się symbol obietnicy wspólnego życia - doskonale wiedziałem z kim i od jak dawna. Podobało mi się też to, jak nie opuszczała gardy, choć reguły gry, które ustalałem w biegu, zmusiły ją do przyjęcia nietypowej taktyki - ponownie chybionej. Nietrudno było odgadnąć, co próbowała zainsynuować, prowokacja nie niosła znamion subtelności. Nie dałem się jej z prozaicznej przyczyny - w tej jednej sferze byłem pewny siebie jak w żadnej innej. Wiedzę tę zachowałem jednak dla siebie, a zamiast jawnego buntu uraczyłem ją dwuznacznym, wilczym uśmiechem. Nie potrzebowałem Dolohov niczego udowadniać. - Nie skalasz rąk pracą? - Być może w tym różniliśmy się od Dolohovów i była to jedna z wielu kości niezgody - gdybym o podobną przysługę poprosił Varyę, wykonałaby ją bez zająknięcia. Nie bała się pracy - najwyraźniej w przeciwieństwie do Tatiany. Kiedy mnie mijała, powoli obracałem się, podążając w jej kierunku, nieprzerwanie obracając w palcach różdżkę. - Nawet taką, która nie wymaga umiejętności? - Igrałem z nią, sprawdzając, gdzie sięgały jej słabe strony, jej granice, jednocześnie odbijając rzuconą piłeczkę. Mogłem tak jeszcze przez długie godziny, dyskusje zmuszające do błyskotliwych ripost były dobrym treningiem dla umysłu. - A jestem w opresji? - Łypnąłem na nią okiem, nie ruszając się z miejsca. Nic nie wskazywało na niebezpieczeństwo - poza dziwnym ciałem niebieskim, unoszącym się od kilku dni nad głowami - ale to nie kometa była tu mieczem Damoklesa. - Czy dopiero w niej będę? - Uniosłem brwi, uśmiechając się oszczędnie, wolnym krokiem zmierzając w kierunku Tatiany, w niemej groźbie i słodkiej obietnicy. Zatrzymałem się dopiero, gdy dzieliła nas odległość mniejsza niż na wyciągnięcie ręki - tak jak wtedy, nieco ponad tydzień temu, na przyjęciu u Rosjanina. - Nie wiem. - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Pracowałem w stajni od rana i zupełnie straciłem poczucie czasu. - Przyjdź za miesiąc, to znowu cię zaskoczę. - Odparłem dumnie, zadeptując jej kolejną próbę deprawacji. Jeśli chciała zobaczyć jakiego koloru była moja krew, musiała nauczyć się celniej obierać moje wrażliwe punkty.




всегда мы встаем
Arsentiy Mulciber
Arsentiy Mulciber
Zawód : księgowy, ekonomista
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
I like the way they all
scream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stajnie F7MRi3Q
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11518-arsentiy-mulciber https://www.morsmordre.net/t11521-poczta-arsentiego#357366 https://www.morsmordre.net/t12192-arsentiy-mulciber#375367 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11522-skrytka-bankowa-nr-2513#357367 https://www.morsmordre.net/t11523-arsentiy-mulciber#357368
Re: Stajnie [odnośnik]26.02.23 14:24
Znalezienie źródła jego irracjonalnych decyzji i jeszcze głupszych posunięć było zajęciem, które – póki co – przewyższało jej zdolności. Składał się z nieustających przeciwieństw; planując jedno, robiąc drugie, patrząc w ten sposób, a później otwierając usta i wypowiadając zgłoski całkowicie przeciwległe. Nadal nie rozumiała co kotłowało się w jego głowie i co zamierzał; w Anglii, w stosunku do niej, odnośnie całkowicie pozbawionej logiki propozycji małżeństwa.
Przerzucali się nadal – niedopowiedzeniami, słodkim oszczerstwem, bezczelnością balansującą śmiele na granicy nie tylko taktu, co zwyczajnej zgryźliwości – za to, co kiedyś, czy za to, co miało nadejść?
Brew drgnęła w górę wyraźnie, kiedy zapytał ją o wniosek – dla niej nasuwający się od razu, prosty i klarowny jak wbijające się w spojrzenie popołudniowe słońce. Nie zamierzała jednak rozwiewać jego wątpliwości, kłaść odpowiedzi na srebrnej tacy przyłożonej tuż pod jego nosem. Wszystko zamykało się w fakcie, że poprosił ją o rękę – przez pośrednika, ale jednak. Nawet jeśli nie miał o tym bladego pojęcia.
Pytanie wciąż trwało w zawieszeniu, błądziło w niewypowiedzianych słowach jak niewygodna prawda, choć jedynie jednostronna; nie była pewna, czy z własnej dumy, złośliwości czy niebotycznej obrazy nie powiedziała mu wprost – nie wysyczała spomiędzy zaciśniętych ust, że pomysł proszenia jej o rękę uważa za paskudnie idiotyczny, zważywszy na to, że doskonale wiedział komu była obiecana. I czyj pierścionek błyszczał na szczupłym palcu, nawet tam, w półmrokach drewnianych boksów i zapachu siana.
Niekoniecznie – odpowiedziała zgodnie z prawdą, bez zbędnej ironii, wymijającej nuty czy jakiegokolwiek zawstydzenia. Nie lubiła pracy; bliższa była nawet obrzydzeniu niźli obojętności, choć widok jego – czy kogokolwiek innego – nie wyzwalał w niej jakkolwiek negatywnych uczuć. To po prostu nie było dla niej. Wierzyła w to zawzięcie i szczerze – że pospolite życie pozbawione wygód nie wpisuje się w spleciony przeznaczeniem los. Wierzyła i powtarzała sobie z każdym kolejnym uniesieniem różdżki w imię Czarnego Pana.
Wzrok potoczył się po różdżce w jego dłoniach, krok subtelnie stąpał na półmiękkim podłożu; nie miała w sobie zdenerwowania czy zakłopotania – ni scenerią, ni jego obecnością, choć coś w jego uśmieszku było drażliwie ekscytującego, jednocześnie na tyle irytującego, by drgnąć przeszłością i schowanymi zatargami.
Ograniczała słowa, opierając się na grze spojrzeń i krótkich westchnięć, bezgłośnych. W kilku momentach unosił się kącik ust, w innych rzęsy leciały w dół, tworząc maleńkie pajęczyny cieni na bladych policzkach. Oparła się na nowo o drewniany słupek, zadzierając znów głowę i obserwując – krok po kroku, słowo po słowie, każdą minę i grymas. Mówił o opresji, samemu stawiając kroki miękko, jak drapieżnik depczący dystans przemyślanie.
Powinieneś być już dawno temu. Nie mówię o sobie, mówię o Dimitryim – odpowiedziała, z beztroską wzruszając ramionami. Karkaroff nie mógł wiedzieć o propozycji Mulcibera, choć ten nie obnosił się z nią nawet przed samą zainteresowaną ów przedsięwzięciem.
Zamierzasz mi w końcu powiedzieć, co ci strzeliło do głowy, czy to jakaś zagadka dla mnie? – zapytała, zerkając kontrolnie na niknący dystans między nimi. Dłonie uniosły się – wciąż pamiętały wspomnienie lodowatej wody w fontannie – by chłodną taflą przylec do wilgotnej koszuli i ciepła skóry na torsie. Kontrast temperatur był drastyczny – ale dużo przyjemniej było ogrzać zimne dłonie, niż przyłożyć do takowych rozpaloną skórę.
To coś nowego. Zawsze wolałeś zajęcia fizyczne od umysłowych aktywności.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Stajnie [odnośnik]26.02.23 19:23
Czekałem na wyjaśnienia, ale te nie nadeszły. Zwodziła mnie ciszą, zaciśniętymi wargami, nonszalanckim uniesieniem brwi, złością pulsującą pod napiętą z nerwów skórą, spuszczając zasłonę milczenia na moje pytanie. Sumę zachowań - i ich braku - odczytałem jako kapitulację Tatiany, która szczekała głośno dla uwagi, jak głupi pies, który goni za własnym ogonem.
- Czyli sama nie wiesz. - Podkreśliłem chłodno, i choć w pomieszczeniu panowała duchota, a gorąc ściskał za gardła, moje słowa przedzierały się przez gęste powietrze jak lodowe bełty. Nie miałem cierpliwości dla dziecinnych przekomarzanek, choć podczas ostatniego spotkania dała mi do zrozumienia, że można było od niej oczekiwać precyzyjnej błyskotliwości i na swój sposób ujmującej nieustępliwości. Nie tym razem - a jednak nie pozwoliła mi za długo pławić się w tym triumfalnym zawodzie, zaskakując posunięciem, którego trudno było się po niej spodziewać.  
- Nie przypuszczałem, że jesteś zdolna do szczerości. - To prawie jakbym przyznawał jej wprost, jakbym spowiadał się z odwiecznego błędu, albo z własnej pychy - nie doceniałem cię. W krótkim spojrzeniu mogła dostrzec błysk uznania, w uniesieniu warg bezwstydną ekscytację. Nie oceniałem jej - nie w tej materii. Była kobietą, mogla wybrać taki przywilej - w postępowaniu Tatiany dostrzegałem pewne podobieństwa do filozofii, którymi sam kierowałem się w życiu. Oboje budowaliśmy swoje imperia; ona grą pozorów, ja ciężką pracą, która miała w końcu przynieść obiecane plony - jeszcze nie teraz, i może jeszcze nie jutro. Z dnia na dzień miałem coraz mniej cierpliwości, każde potknięcie było jak pijawka upuszczająca mi krwi, ale gdybym stał w miejscu, równie dobrze mógłbym leżeć w grobie, jak ojciec, który poza polowaniami i kobietami nie miał większych celów w życiu. Włodarzył stercie kamieni - w tym byliśmy podobni. Z tą różnicą, że w rzuconych kamieniach nie widziałem dobra ostatecznego, a surowiec, który miał przysłużyć się do kapitału na przyszłe inwestycje. W Rosji nie miałem takich perspektyw. Jako urzędnik podatkowy w kraju, gdzie wszyscy byli równi, mogłem jedynie wykonywać swoje obowiązki. Ale Anglia… Anglia kusiła wszystkim, czego Rosja nie mogła zaoferować - nie dziwiła rosyjska mniejszość narodowa, która okazała się być na wyspach dość liczną grupą społeczną.
- Spróbuj przestraszyć mnie jeszcze raz - zachęciłem ją niskim głosem, spokojnym, namaszczonym rozbawieniem graniczącym z szorstkością, jak lekarstwo o gorzkim smaku. Byłem już skłonny uwierzyć, że zapomniała o przyrzeczeniu, które miało ją złączyć z moim wujem. W swoim zachowaniu przeczyła stanowi narzeczeństwa - nie było istotne, że wynikało ono z następstwa rodzinnego obowiązku, nie szczerego uczucia. Kobiety były zobowiązane do przestrzegania ścisłych reguł - do takiego obrazu przyzwyczaił mnie dom, szkoła i rosyjskie społeczeństwo, a ja wybiórczo powoływałem się na te tradycje. Tatiana nie wysiliła się nawet na stwarzanie pozorów - a przynajmniej w mojej obecności. Aż do teraz. - To zagadka również dla mnie. - Przyznałem, odruchowo poszukując na jej skroni wyrazu zaskoczenia. - A odpowiedź zna tylko twój brat. Nie brałem udziału w jego planach. O wszystkim dowiedziałem się dopiero od ciebie. Po naszym spotkaniu rozmawiałem z Ramseyem. - Wspomniała wtedy jego imię - zwróciłem się więc do źródła. - Powiedział mi, że odrzuciłaś tę ofertę. - Rozbawienie nie znikało z mojej twarzy, zuchwały uśmiech tańczył w snopach światła przebijających się przez wąskie szczeliny między drewnem. - Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego ciagle ją przytaczasz. - Zaglądała za drzwi, do których dawno temu miała wyrzucić klucz Bez skrupułów wyszarpywałem na to światło jej brudną grę. Czy sam byłem przy tym czysty? Nie. - Ani dlaczego ostatnim razem byłaś oburzona brakiem moich zalotów. Odrzuciłaś propozycję. - Podkreśliłem absurd jej zachowania. - Jesteś obiecana innemu. - Zapędzałem ją - o ironio - w kozi róg. - Przypomnisz mi, ile to już lat? Dwa? - Uniosłem brwi, a wraz z nimi kąciki ust. Jej narzeczeństwo wydłużało się, takie sprawy przyciągały uwagę społeczeństwa, winę zrzucając na karb kobiecych ramion. Ile jeszcze była w stanie znosić upokorzenie ze strony mojego wuja? Jawny brak szacunku? Ile jeszcze była gotowa słabnąć z tym pierścionkiem na palcu? Los okrutnie obchodził się z pannami, jeszcze ostrzej z wiecznymi narzeczonymi. Musiała to wiedzieć - albo więc nie dbała o reputację, albo żyła złudzeniem. Nie oceniałem jej, nie czyniłem tego też względem wuja - jeszcze nie. Zamiast tego odrywałem kawałki skóry w poszukiwaniu prawdy, węsząc za mięsem, przepuszczając przez nozdrza pociągającą woń krwawej posoki.
Nagłe zetknięcie skrajnych żywiołów rozeszło się elektryzującym impulsem po moim ciele; w naturalnej reakcji drgnąłem, odsuwając się gwałtownie, po chwili pozwalając zachłannym dłonią Dolohov oprzeć się o mój tors - rozgrzany, lepki od potu. Zimno hartowało moje ciało od zarania, było bardziej znajome od panoszącego się gorąca, a jej dotyk przyniósł słodką, zakazaną pokusę, z którą nie chciałem walczyć. To, co w pierwszym rozpoznaniu wydawać się mogło torturą, ostatecznie niosło przyjemne ukojenie w środku skwarnego dnia, przyspieszając przepływ krwi przez moje ciało. Jej gesty nie szły w parze ze słowami, z oburzeniem, którym mnie obarczała - nie poddawałem tego analizie. Kobiet nie dało się zrozumieć. Z kobietami należało właściwie postępować.  
- Jesteś bystra, Tatiano. - Choć w tonie dźwięczała nuta ironii, spostrzeżenie było szczerze. - Jak nudny i przewidywalny musiałbym być, by przez pięć lat od ukończenia szkoły nie ruszyć z miejsca? - Powoli wsunąłem trzymaną między palcami różdżkę do specjalnej, skórzanej pochewki przytroczonej do paska, a kiedy dłonie miałem już wolne, niespiesznie wyciągnąłem je w kierunku przedramion Tatiany, zakleszczając je w uścisku. Rozleniwionym ruchem przesuwałem kciuki po jej skórze, w kierunku nadgarstków, by dopiero tam wzmocnić chwyt. - Wiem, że to ty mnie wsypałaś. Wtedy, na szóstym roku. - Widziała mnie. Wiedziała, do czego byłem zdolny. - Myślałem, że będę szukał zemsty. - Zaśmiałem się na myśl o siedemnastoletnim sobie - szczupłym chłopcu o gładkim licu, który już wtedy zawierał pakt z diabłem, przepełnionym wściekłością za zdemaskowanie swoich działań, upokorzonym przez długi, kobiecy język. Ból, który kiedyś wydawał się nie do zniesienia, dziś przywoływał jedynie uśmiech politowania. Poszedłem dalej, zrzuciłem już tamtą skórę, ale historia potrzebowała zamknięcia. - Ale los uczynił to za mnie lepiej. - Nie rozluźniając uścisku, uniosłem jej ręce do góry, zmniejszając dzielący nas dystans, opierając nadgarstki o drewniany słup, tuż nad jej głową. Nozdrza falowały ciężko z każdym oddechem, kosmyki włosów kleiły się do czoła, po skórze spływały strużki potu. Zaczęła tę grę, ale czy była gotowa na konsekwencje?




всегда мы встаем
Arsentiy Mulciber
Arsentiy Mulciber
Zawód : księgowy, ekonomista
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
I like the way they all
scream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stajnie F7MRi3Q
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11518-arsentiy-mulciber https://www.morsmordre.net/t11521-poczta-arsentiego#357366 https://www.morsmordre.net/t12192-arsentiy-mulciber#375367 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11522-skrytka-bankowa-nr-2513#357367 https://www.morsmordre.net/t11523-arsentiy-mulciber#357368
Re: Stajnie [odnośnik]27.02.23 10:16
Ciężko było powstrzymać wywrócenie oczami, pozornie nastoletni gest zdradzający irytację bądź znużenie – w tym przypadku to pierwsze, wygrywające coraz śmielsze nuty w ciągnącej się plątaninie zdań i przypadkowych słów, posyłanych po to, by delikatnie zabolały.
To była zabawa, chęć zabicia nadmiaru czasu, zwyczajowe wbijanie szpili czy obsesyjne pragnienie zachwiania spokojem tego drugiego – nie wiedziała co leży u źródła ich zachowania, napędzającego się wzajemnie bez opamiętania, nawet jeżeli słowa przypominały przepychankę dzieci niż rzucane w gniewie oszczerstwa.
Wiem aż za dobrze. Daj sobie spokój – ciągnął ją za język, grzebał w strzępkach zgłosek poszukując powodu, dlaczego przyrównała wiejskie wyobrażenia do jego gustu. Głupiutki przytyk nosił oczywiste ślady jego oświadczyn; pobudki rzuconej na prędce zgryźliwości postanowiła urwać wraz z zakończonym tematem.
Irytacja topniała pod kolejnym podmuchem rozbawienia; szczerego czy udawanego, nie potrafiła zdecydować, ale kiedy wspomniał o szczerości, jej kąciki ust faktycznie poszybowały w górę. Nie musiała kłamać.
Nie teraz, nie przed nim.
Nie musiała ubierać się w wzniosłe słowa i pozornie skromne opowiastki, mówić o rodzinnym majątku czy lukratywnym interesach ojca – Tatiana Dolohov nie lubiła pracować i nie zamierzała brudzić rąk ów pracą. Nie widziała siebie ni w roli sprzątającej stajnie, ni sprzedawczyni za ladą sklepu z kosmetykami. Widziała za to jasne marmury, delikatne futra i kryształowe kieliszki wypełnione bąbelkami. Widziała wygody, komfort i bezpieczeństwo – wszystko to, za co musiała zapłacić odpowiednią cenę, niemierzalną w galeonach czy syklach.
Czego szukali tu oni – niedźwiedzie z mroźnej Rosji, obcy w zachowaniu, spojrzeniu i mowie; dla Anglików, bo sama odkrywała w ich obecności coś niespodziewanie kojącego. Gdzie leżała żyła złota Mulciberów?
Nie mogła powstrzymać kolejnego uśmiechu; nie, kiedy mówił o zachęcie do strachu – nie starała się i nie zamierzała, choć coś w środku łapczywie dopominało się o wymiar sprawiedliwości; za idiotyczną propozycję, bezczelne słowa i jeszcze gorsze zachowanie; wszystko to zamknięte w bańce nastoletnich wspomnień czyniło z niego irytującą jednostkę, na tyle jednak złośliwie drażniącą, by znów skusić się na kolejną partię.
Drewno za plecami było łagodną ostoją, choć przez brwi przemknęła zmarszczka zdradzająca zdziwienie, później łagodny grymas znalazł odpowiedź w krytycznym spojrzeniu. Pierwsza myśl podpowiadała blef, ale im dalej się zapuszczał, tym bardziej była w stanie uwierzyć, że faktycznie nie wiedział.
To było logiczne, wpasowywało się w narrację, którą tworzyli przez lata, nawet jeśli w złości nie chciała przyjmować prawdy i wymierzała sobie tylko znane pokuty przeznaczone dla niego za idiotyczny pomysł, zachwianie szacunkiem własnego wuja, w końcu jakąś niemoralną korzyść, którą miał z tego wyciągnąć.
Wciąż pozostawiała go bez odpowiedzi. Duszne powietrze wpłynęło w usta i ciężko osiadło na płucach, nie przynosząc jednak choćby namiastki ulgi. Złość, zażenowanie, czy nawet rozbawienie – koktajl dorzucanych jedna po drugiej informacji miał dziwny smak, odbijający się w rozbieganym spojrzeniu, które wędrowało od jego oczu po usta, i z powrotem.
Przytaczam bo myślałam, że o wszystkim wiesz! – prawda finalnie zakołysała się w myślach i utkwiła w nich na dobre, łącząc niedokończone wątki, przypuszczenia i idiotyczne zagadki – Zachowujesz się jak pieprzony gówniarz, a później wypominasz mój pierścionek? – duszne spotkanie w Warwickshire nasuwało konkretne wnioski – stajnia była miejscem niebywale sprzyjającym szczerości.
Głos podniosła tylko lekko, dużo więcej kryło się w oczach – złość czy rozbawienie; zażenowanie czy lekceważenie wobec psikusu, który stał się zwodzonym mostem łączącym dawne zatargi i rozbudzone instynkty? Nie potrafiła jasno sklasyfikować uczuć, którym akompaniowało szybsze bicie serca i wzrok wwiercający się w jego oczy, jakby doszukiwała się w nich kolejnych tajemnic, pobocznych faktów i zatajonych informacji.
Dosięgnął jej rąk, palce oplotły nadgarstki – nie spojrzała w dół nawet na moment, brwi pozostały nieruchome. Spijała słowo za słowem, spoglądała jak odkrywa kartę po karcie, w końcu rozkopując dawne dzieje.
– W Moskwie było ci dobrze – odpowiedziała, ginąc gdzieś w meandrach dawnych wspomnień i mętnych obrazów. Nie wiedziała jak potoczyło się jego życie po Durmstrangu. Nie musiała wiedzieć – Muszę po raz kolejny ci pogratulować. Jednak potrafisz rozwiązywać zagadki nastoletnich dziewcząt – rzuciła, kąśliwie, unosząc jeden kącik ust, kiedy spojrzenie zaledwie na moment spłynęło na jego dłonie – Co teraz, odegrasz się? – za to, co było kiedyś, za dramaty wygrywane na szkolnych korytarzach i nieustanną pogoń za byciem lepszym.
Patrzyła zuchwale, z widmem miękkiego uśmiechu na ustach, niemal zrelaksowana, choć sceneria, jego bliskość, finalnie dotyk na nadgarstkach – wszystko chciało wytrącić ją z równowagi.
A on był zadowolony.
Kurewsko z siebie dumny, zapędzający się w każdym kolejnym słowie, spojrzeniu i geście. Deptał nikły dystans – pozornie i rzeczywistnie, do momentu, w którym ciało przyległo do ciała, drewno za jej plecami donośnie przypomniało o swoim istnieniu, a z ust uleciało bezgłośne powietrze. Zadarła spojrzenie w górę, odnajdując jego oczy – w pytaniu, zaskoczeniu, w końcu odpowiedzi na jego jawną zaczepkę.
Nie bała się bliskości. Nie bała się jego bliskości, nawet jeśli klatka piersiowa przyspieszyła tempo unoszenia się i opadania, tętno pod skórą szyi zadrżało, a rozchylone w zdziwieniu usta dopiero po dłuższej chwili drgającej ciszy przyjęły na siebie uśmiech.
– Rozczula mnie twoja troska, Arsentiy – wypowiedziała, nisko wibrującym tonem obdarzając jego imię.
Mógł dopełnić swojej zemsty – jakakolwiek malowała się w jego myślach – teraz, ciało przy ciele, twarz przy twarzy, bez różdżek w dłoniach. Nieodpowiednia bliskość była niemal dusząca, oddech zmieszał się z drugim, słońce tańczyło na jej skroni i przebijało przez jego wilgotne włosy, tworząc coś na kształt – o ironio – aureoli.
– Ale radzę sobie wybitnie dobrze – zniżyła głos do szeptu, zadzierając głowę do góry i wysuwając ją w jego kierunku śmiele, niemal dotykając brodą tę należącą do niego.
– Śmiało, odegraj się za to, co ci zrobiłam.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Stajnie [odnośnik]27.02.23 20:59
Dałem jej spokój - ale nie dlatego, że o to poprosiła. Znudziła mnie, kiedy zaczęła wywracać oczami, uciekać od sedna, mamić, kręcić. Nie miałem cierpliwości do wojny, którą wypowiadała mi w wykrzywionych ustach i nadętej minie, nie miałem jej też dla dziewczęcego furkotania. Przez chwilę pomyślałem, że znowu ma siedemnaście lat, i już odliczałem sekundy do tego, aż odwróci się na pięcie i wyjdzie, niewzruszona, cała w pogardzie i złocie, nieuczepiona rzeczywistości. Pewnie wyszedłbym i ja - nie z siebie, ale ze stajni, gdyby nie zmieniła gry, kupując garść mojej uwagi szczerością. Pociągało mnie to - mięso i skóra, krew i kości. Wszystko to, co można było dotknąć, ugryźć, polizać. Wszystko to, co zaspokajało głód wewnętrznego drapieżnika - pokarm dla duszy, napój bogów. Przez chwilę była inna. Dumna ze swojej próżności, naga w poczuciu wygodnickiego, komfortowego życia. I ta nagość jej nie krępowała, nie skłaniała do wyszkolonej pruderii - nosiła się w niej jak w najcenniejszej biżuterii, by po chwili siłą zerwać wszystkie kolie, roznieść diamenty w pył, krzyczeć i prychać na własne odbicie w lustrzanej tafli.
Gdyby przez ten moment widziała siebie taką, jaką potrafiłem zobaczyć ją ja, być może potrafilibyśmy się usłyszeć zamiast warczeć.      
- Tylko po co. - Po co tłumaczyła się przede mną teraz, po co żądała, bym rzucał świat do jej stóp wtedy, kiedy już dawno temu wzgardziła moją krwią? Jakie korzyści mogła czerpać z tej farsy, poza zabawą moim kosztem? Nie miałem przecież ani pieniędzy, ani pozycji, byłem imigrantem na obcej ziemii, zdanym na łaskę krewnych. Potężnych krewnych - jednak nadal torujących swoją drogę do wielkości. Po co był grymas na twarzy, po co kuszenie przelotną pieszczotą, jeśli znała swój los, a ja nie miałem w nim żadnego interesu. - Tak ci niewygodnie z prawdą, że odpowiedzialność za swoje zachowanie próbujesz zrzucić na moje barki? - Łatwo było ją przejrzeć, bo ona sama nie dostrzegała siebie. Nie chciała. Czego się wstydziła? Jeszcze przed chwilą uwodziła mnie ekshibicjonizmem, teraz chowała się w głębokim, miękkim futrze, łudząc się, że zapomniałem, że pod spodem miała na sobie tylko biżuterię, chłodem kontrastującą z rozpaloną skórą? - Dolohov, to ty go wypomniałaś. - Wycedziłem chłodno, już nie dbając o trzymanie na wodzy cierpliwości. Zrobiła to, kiedy tylko przywołała na usta imię wuja, rzucając nim jakby klątwą, która miała mnie sparaliżować, a zamiast tego przywołała uśmiech pełen politowania. Dlaczego nie uczyniła tego ostatnim razem? Dlaczego na przyjęciu u Rosjanina skomlała o uwagę, za nic mając granice przyzwoitości? Bo nie miała - i ja też nie miałem. Różniło nas to, że ja nie potrzebowałem usprawiedliwiać swojego zachowania. A Tatiana? Może to długi warkocz komety rozciągającej się nad głowami niczym widmo śmierci skłonił ją do refleksji?
Oddychałem coraz ciężej, jakbym miał w płucach złoża ołowiu, nerwy naprężały się, wyostrzając linię szczęki, kreśląc ścieżkę ścięgien po szyi. Jej dotyk był zaprzeczeniem wszystkiego, co stanowiła, niemym wołaniem o pomoc. Zaklęciem, które otwierało ukryte przejście do zakazanych miejsc. Kuszeniem, które wyrosło na kanwie młodzieńczych niesnasek, brutalnie otrzeźwionych niespodziewanym spotkaniem w dorosłości. Zaproszeniem, którego nie musiała wysyłać dwa razy.
- Skąd taka pewność. - Nie miała pojęcia. Myliła się. I choć zwodziłem ją słowami, odpowiedź zdawała się wisieć w powietrzu. Przechyliłem głowę na bok, agresywnie, nonszalancko, z bliska przyglądając się jej twarzy, skroplonej plamami światła. W jej spojrzeniu iskrzył gniew i buta, na ustach rysowała się duma. Była piękna - choć nie uważałem ją za taką w szkole. Była Rosjanką, kobiecą, zmysłową - łatwo było to odczytać w płynnym ruchu nadgarstka, w buńczucznym wzruszeniu ramion, w lekkości, z jaką się poruszała. Była typem kobiety, którą mężczyźni uwielbiali uprzedmiotawiać: za którą wodzili wygłodniałym wzrokiem, o której fantazjowali przynosząc sobie ulgę. Kobietą, której pożądali, ale nie mogli posiąść. Nie, jeśli grali uczciwie - lub niewystarczająco ryzykownie. - Nie interesują mnie już nasze szczeniackie zatargi. Wyrosłem z tego. - Prawda. Inną prawdą było to, że lubiłem, kiedy każda historia miała swoje zakończenie - a moja i Tatiany zaczęła pisać się na nowo, zanim otrzymała właściwy epilog. Odebrałem jej kontrolę - ale czy można było odebraniem nazwać coś, czego dokonałem bez użycia siły? Nie wyrywała się z mojego uścisku, nie podniosła sprzeciwu, przyjmując to pełne zepsucia obezwładnienie, rozchylając usta, kusząc uśmiechem i przywołanym na język imieniem, jakby między słowami kryło się niewypowiedziane jeszcze i więcej. - Nie wiem, czy nadal chcę. - Kiedyś tak - ale nowe perspektywy sprawiały, że śliniłem się już do rzeczy innych. Brudnych i nikczemnych. Takich, które rozrywają duszę, łamią kości, ograbiają z godności, ofiarując wieczne miejsce w raju za kilka godzin w piekle. - Tak zachęcasz, że odnoszę wrażenie, że sprawiłoby ci to przyjemność. - Wyszeptałem do jej ust, unoszących się ledwie cal od moich. Gorących, wilgotnych od potu. Bezczelnie i śmiało prorokowałem o tym, czego nie wypowiadała, a co kryła pod kopułą czaszki. Nie dopuszczałem błędu w tej materii - lub dawałem zwodzić się naiwności, która potrafiła jedynie drażnić zmysły, nie znajdując odwagi, by oddać się zwierzęcej żądzy, pierwotnym instynktom. Byłem z nimi w zmowie, ostrzyły moje pazury i kły, bym mógł zagłębić się nimi w szyję Tatiany - choć jeszcze nie teraz. Skóra przy skórze, przykleiłem mokry policzek do jej lica, wzmacniając chwyt wokół nadgarstków. Nadal nie uciekała. Już nie mogła. Już było za późno. Ostatnie zaklęcie wypowiedziałem szeptem, ognistym oddechem pieszcząc jej ucho. - Mogę cię tam zabrać. - Do miejsca, gdzie kara będzie wyczekiwaną słodyczą, a posłuszeństwo zostanie wynagrodzone. Byłem łaskawym konduktorem, który mógł darować jej brak biletu za kilka gramów szczerości.
Mięso i skóra. Krew i kości.
Sauté.
Taka podobała mi się najbardziej.




всегда мы встаем
Arsentiy Mulciber
Arsentiy Mulciber
Zawód : księgowy, ekonomista
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
I like the way they all
scream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stajnie F7MRi3Q
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11518-arsentiy-mulciber https://www.morsmordre.net/t11521-poczta-arsentiego#357366 https://www.morsmordre.net/t12192-arsentiy-mulciber#375367 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11522-skrytka-bankowa-nr-2513#357367 https://www.morsmordre.net/t11523-arsentiy-mulciber#357368
Re: Stajnie [odnośnik]28.02.23 19:05
Kpina tańczyła śmiele na końcówce myśli, zuchwale i irytująco, jakby chciała zwrócić na siebie uwagę i w końcu przebić się przez kłębowisko gwałtownych odczuć, zmienianych jedno po drugim; początkowo myślała, że bezczelnością jest propozycja, którą przekazał jej Ramsey – później, zachowanie Arsentiy'ego. Teraz – kolejna salwa niesprecyzowanego ataku, gdzieś pomiędzy uśmiechem a obelgą, obietnicą a groźbą – potrzebowała kilku chwil, by zrozumieć i przyjąć, że naprawdę nie wiedział, a wszystko to co pulsowało w ich poprzednim i obecnym spotkaniu było sumą napęczniałych wyobrażeń i domniemanych frustracji.
Być może to gryzło ją najbardziej – eskalacja uczuć ujawniona w pewnym momencie, choć sprawnie przykrywana niedokończonymi zdaniami i rzucanymi ukradkiem spojrzeniami; być może to sprawiło, że wyłożyła karty na stół i zwyczajnie go zbeształa, choć zdecydowanie brakowało w tym złości, jaką mogła w sobie mieć.
Bo cała farsa balansowała zaraz obok rozbawienia i politowania nad ich losem, nad punktem w domniemanej przyszłości, którego żadne z nich nie zaprojektowało.
– Moje zachowanie? - powtórzyła, niemal wypluwając słowa, jakby w niezgodzie na to, że jego prawda mogłaby być tą właściwą. Jej zachowanie, któremu on nieustannie odpowiadał. Jej zarzuty oddalane kolejnym niedopowiedzeniem. Jej przesuwanie granic doszczętnie stłamszone złamaniem ich przez niego - Tylko moje zachowanie?
Nie zamierzała się przekomarzać – nie wtedy, nie kiedy słońce osiadało na skórze niemal paląco, duszne powietrze sprawnie utrudniało oddech, widok Mulcibera w stajni zaliczał się do obrazków co najmniej abstrakcyjnych, a sama wciąż widziała siebie na wygranej pozycji.
Mówił o jej pierścionku, podarowanym przez Karkaroffa wiele miesięcy temu, którego ciężar miał sprowadzać na ziemię, kiedy tak naprawdę był na tyle przyjemnym balastem, by przyzwyczaić się do jego obecności. Przyzwyczaić, polubić, unosić w górę w geście dumy i zadowolenia, chwilę później udając, jakby przysięga, jaką ze sobą niósł kompletnie nie istniała.
Mogłaby to zrobić i wtedy – po raz kolejny wybrać szczerość, zaprezentować Mulciberowi pokaźny kamień, rozczulić się nad wizją nadchodzącego życia, a później zachować się tak, jakby nic nie znaczyło. Wypowiedzieć imię narzeczonego, a później zdeptać jego miano, i obwołać matrymonialnym zaszczytem kolejnego. Postawić krok, zadrzeć podbródek, w końcu wchłonąć jego dotyk i rzucić następne nieme wyzwanie, które przyjmował, jedno po drugim.
Plotki o staropanieństwie i cudzołóstwie potrafiły zniszczyć najbardziej urokliwą pannę; ale plotki płynęły miejskimi uliczkami, salonowymi rozmowami i filiżankami herbaty. Nie w starej stajni na odludziu.
Tutaj byli sami.
Nie wiedziała, czy to podoba jej się najbardziej, czy najbardziej przeraża.
Zlekceważenie wuja czy zlekceważenie narzeczeństwa, który grzech jest cięższy, skarbie? – zapytała, insynuując po raz kolejny, rzucając pytania, które wypełniały tło w grze spojrzeń, oddechów i gestów. Rodzina była najważniejsza – wiedziała, że w to wierzył, inaczej by go tu nie było. Cóż powiedziałby drogi wujek Dimityi, gdyby tylko wiedział, że jego drogi siostrzeniec zuchwale prosi o rękę jego wieloletniej narzeczonej?
Nie macie kompleksu na punkcie posiadania? Wy, mężczyźni – rzuciła, swobodnie, we wzruszeniu ramionami pomagając sobie krótkim westchnięciem. Posiadania, by móc ustawić trofeum na półce, pochwalić się znajomym; kolegom zamęcić przed nosem potencjalną wizją podzielenia się, by finalnie zgarnąć wszystko sprzed nosa dla siebie.
Lojalność była czymś zgoła większym od pierścionków, męskich umów i czystości przedmałżeńskiej.
Wyrósł z Moskwy, wyrósł z zagadek złośliwie ambitnych dziewcząt, przestały go interesować szczeniackie konflikty i poszukiwanie zemsty za trywialne występki. Gdzie teraz obracała się fantazja? Co kłębiło się pod wilgotnymi pasmami włosów, dzikie, na uwięzi, ordynarnie domagające się głosu, który nieustannie ściszało ich położenie, status, więzy i przestarzałe ustalenia?
Dawno temu przewartościowałam słowo przyjemność – obserwowała go nieustannie, z podbródkiem zadartym w górę; stalowy błękit w spojrzeniu przesuwał się po jego twarzy, zatrzymywał na oczach, później wędrował po wargach, odnajdywał drobne spięcia w zmarszczkach, nerwowość w rysach twarzy, wypatrzył wyostrzone strużki żył, zaciśniętą szczękę – dostrzegała te drobne elementy jak drapieżnik obserwujący ofiarę, czekający na odpowiedni moment, gotowy do walki.
Nawet jeżeli to jego palce oplatały jej nadgarstki, ciało napierało na ciało, a w momencie zaciśnięcia uścisku ucieczka stała się niemożliwa.
Impuls przeszedł przez dół pleców, zakotwiczając się w okolicach podbrzusza. Ciepły oddech owiewający kark rozbudził gęsią skórkę, a plecy instynktownie cofnęły pozycję, napotykając tylko drewnianą belkę na swojej drodze. Podobnie głowa, nie znalazła ucieczki; ni oczy, które na moment spotkała ciemność pod zamkniętymi powiekami.
Czego chcesz w zamian? – szept skropiony drżącym tonem poprzedził moment, w którym znów otworzyła oczy. Nic nie było za darmo. On wiedział o tym doskonale.
Nie poruszyła się, nie podjęła próby wyswobodzenia dłoni, karmiąc własną ciekawość przedłużającym się momentem; obietnicą przyjemności, która zawisła w powietrzu na miejscu kary i groźby.
I dlaczego miałabym się zgodzić, Arsentiy?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Stajnie [odnośnik]04.03.23 12:08
Chłód z jakim mierzyłem ją wzrokiem, gdy Tatiana rozpętywała burzę i ciskała piorunami, wydarty był z najmroźniejszego skrawka Ziemii. Nasze zderzenie nie mogło skończyć się inaczej, bo takie były prawa natury. Zimny front, gorący front. Zderzenie. Entropia. A w jej konsekwencji - zamęt i zjawiskowa wojna, rozświetlająca nieboskłon srebrnymi nićmi, zdradliwymi i śmiercionośnymi. Kpiłem z tego zagrożenia, trwając niewzruszony, jak skała skuta lodem, odwieczna i milcząca.
- Tak, za swoje. - Odpowiadam jej ostro, moje słowa przecinają powietrze jak skalpel. Czysto, precyzyjnie, bez zawahania. Nie jestem spokojny, widać to w żyłach, które wychodzą ze swojego schronienia pod skórą, tworząc jakby pętle, które ostatkiem sił przytrzymują mnie przed utratą kontroli. Oburzenie Tatiany jest nieznośne, tak samo jak jej poszukiwanie usprawiedliwienia, albo przynajmniej równości, przytaknięcia. Nie jestem jej wybawcą ani spowiednikiem, nie jestem też święty. Za własne przewiny rozliczam się ze sobą, nie szukam winnych. Rozliczam się, płonę w ogniu potępienia, moja dusza jest czarna od tych wszystkich wyborów, może dlatego tak ciągnie mnie do zimna i lodu, bo gdzieś muszę zaznać ukojenia. Dyszę ciężko, zagryzam zęby, szczęka jeszcze mocniej się napina. - Czego nie rozumiesz. - Nie pytam jej, tylko warczę. Chce kraść przedstawienie, zebrać wszystkie laury, a później dziwi się, że brukowce jak hieny czekają na jej potknięcie. Nie ma róży bez kolców, nie ma dnia bez nocy. Jest dziecinna, jeśli wierzy w inną prawdę.
Nie chcę być jej nauczycielem, bo to strata czasu. W tej materii nie szuka oświecenia, a ja nie szukam odkupienia poprzez mękę.  
- Grzechem to możesz straszyć mugoli. - Miałem dość maskarady, Tatiany pozostającej za zasłoną narzeczeństwa, nagle, dzisiaj, kiedy zaczęło być to dla niej wygodne. Prawda była znacznie bardziej pociągająca od gry. Nierozważnie wdała się ze mną we flirt, nie przypuszczając, że mogłoby jej to jakkolwiek posmakować. Widziałem w jej oczach frustrację, widziałem strach - i wszystko to przykryte dumą, ślepą wiarą w to, że tylko ona mogła zasiadać w fotelu krupiera. Nie miałem szacunku dla jej pierścionka, bo nie miała go ani ona, ani mój wuj. Przedłużające się narzeczeństwo było policzkiem wymierzonym w kobietę - nie dopuściłbym, by moja siostra znalazła się w tak haniebnym położeniu, nie dziwiło mnie więc, że Ramsey wysnuł w kierunku Tatiany własne oferty - choć wcale nie było mi w smak, że posłużył się w tym celu mną. Było oczywistym, że poza przyrodnim bratem nie miała w życiu mężczyzny, który by o nią dbał. Ojciec sprzedał ją jak krowę, którą Dmitry nawet się nie zainteresował. Widziałem to - ona też musiała, wybrała jednak grę pozorów, niezdolna do uniesienia prawdy, słaba. - Ale to kobiety piętnuje się za niewierność. - Przypomniała mi ostatnio o tym lady Travers, zapoznając z dziedzictwem własnej kultury, Anną Karenina. Moje słowa brzmiały oschle, a jednak nie mówiłem niczego, czego Tatiana by nie wiedziała, czego nie wiedzieliby wszyscy wokół. Nie znałem jeszcze dobrze zwyczajów Angielskich, ale w kwestiach dotyczących śmietanki towarzyskiej zdawały nie różnić się zbytnio od Rosyjskich. Kobiety miały być wierne, przykładne, dobre, czyste. Takimi chciało je społeczeństwo, choć nie koniecznie ja sam. Hołubiłem tym wartościom tylko dla pozorów, w chwilach, kiedy było mi to na rękę. Moralność była niesłychanie plastyczną cechą, a ja byłem zuchwałym artystą.  
- Porzuciłem Rosję, bo tam nie było mi dane posiadać niczego. - Dorastała tam, wiedziała doskonale, że od upadku caratu los odmienił się dla rodzin takich jak nasze. Żadne z nas nie pamiętało tamtych czasów, ale pamiętali je nasi dziadkowie, chętnie snując opowieści o czasach wielkości. Rewolucja październikowa miała wytyczyć nową drogę dla narodu - i tak się stało. Teraz byliśmy równi w swoim milczeniu, równi w biedzie. Czy dziwiło ją, że na wyspy przybyłem jak wygłodniałe zwierzę, które pościło zbyt długo? - Tylko słabi nie mają odwagi, by sięgać po to, co im się przyśni. - Hojnie ofiarowywałem jej szczerość, odkrywając najmroczniejsze zakamarki własnej duszy. Byłem zepsuty i chciałem, żeby to ujrzała. To, co próbowała napiętnować kompleksem, uznawałem za powód do dumy. Upiory męskości uwierały, ale bez tego ucisku nie bylibyśmy zdolni do podbijania świata i czynienia go lepszym miejscem. Chciałem posiadać, byłem bezwstydnie chciwy, ciągle chciałem więcej. Z piekącą zazdrością spoglądałem na tych, którzy urodzili się w lepszym miejscu, w lepszej rzeczywistości, otumanieni możliwościami; z bezwzględnością w sercu zaklinałem się, że jeśli los nie uśmiechnął się do mnie, siłą wytnę mu ten uśmiech na twarzy.  
Byłem zuchwały, bez trwogi, że kiedyś mnie to zgubi. Nie urodziłem się, by niknąć w ciszy, by pokornie przyjmować swój los. Wypowiedziałem mu wojnę w chwili, gdy po raz pierwszy zachłysnąłem się powietrzem. To, które drażniło moje nozdrza w tej chwili, niosło dziwną mieszankę potu, siana, zwierzęcej sierści, przełamane wonią kobiecej skóry i ciężkich perfum, które nijak pasowały do panoszącego się lata. Nie dziwiło mnie to już Dolohov całą sobą była chodzącą sprzecznością, odpychając mnie słowem, przyciągając wygłodniałym spojrzeniem, meandrującym między ścieżkami rozkoszy.
- I jaką nową wartość zyskało? - Potrafiła intrygować, jeśli chciała - choć mogła być to kolejna wydmuszka, puste słowa w imię gry, którą bała się rozegrać. Kuszenie przychodziło jej lekko, ale było jak obietnica bez pokrycia. Każdy mógł je składać, co czyniło je bezwartościowymi.
A ja nie pozwalałem pozostawiać siebie z pustymi rękami.
Przyklejony do jej ciała czułem jak bije jej serce, jak piersi unoszą się i opadają wraz z oddechem. Nie była bezbronna, a jednak wybierała kapitulację. Poddanie się mojej woli, mojej grze. Przyzwalała na to, a ja stawałem się coraz bardziej arogancki, bo nasza zabawa nie była już tylko niewinnym flirtem, a preludium do rozkoszy, którą mogliśmy dać sobie nawzajem. Niespiesznie wsunąłem buta między jej stopy, subtelnie zmuszając ją do rozsunięcia nóg. Choć oddech przyspieszył, każde zaciągnięcie się powietrzem wydawało się upływać coraz wolniej.    
- Posłuszeństwa. - Wyjawiłem jej bez zawahania, szeptem, szorstkim policzkiem drażniąc skórę jej żuchwy i ucha. Nie miałem wobec niej żadnych ukrytych zamiarów - od samego początku. Wszystko już wiedziała, karty były rozłożone. To ona miała zdecydować, czy jej sprzyjają. Czy w obietnicy sowitej nagrody była skłonna podjąć ryzyko. - Nie musisz. - W moim głosie niemal wybrzmiało rozbawienie; poruszyłem się, odklejając od jej twarzy i odpuszczając jeden z jej nadgarstków, by po chwili oba zamknąć w jednej dłoni - wydawały się smukłe i kruche pod moim uściskiem. Uwolnioną ręką ująłem jej podbródek, równo agresywnie, co czule. Mierząc ją wzrokiem, opuszkiem kciuka zatoczyłem leniwą pętlę wokół wilgotnych warg, pozostawiając na ich wierzchu słony posmak spracowanej dłoni. - Ale zgodzisz się, Tatiano. Bo tego chcesz. - Podliczyłem ją, w ironicznej życzliwości ofiarując wolność jej nadgarstkom, jej żuchwie, jej całej.




всегда мы встаем
Arsentiy Mulciber
Arsentiy Mulciber
Zawód : księgowy, ekonomista
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
I like the way they all
scream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stajnie F7MRi3Q
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11518-arsentiy-mulciber https://www.morsmordre.net/t11521-poczta-arsentiego#357366 https://www.morsmordre.net/t12192-arsentiy-mulciber#375367 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11522-skrytka-bankowa-nr-2513#357367 https://www.morsmordre.net/t11523-arsentiy-mulciber#357368
Re: Stajnie [odnośnik]07.03.23 20:52
Słodycz i gorycz, złość i rozbawienie, groźba i obietnica – ścierały się ze sobą bez przerwy, topniały pod naporem nieustępliwego słońca i butnych prób przesunięcia granicy, aż na sam skraj, z którego runęła w przepaść – mieli jeszcze chwilę, by zorientować się, że zatarli ją doszczętnie, zbeszcześcili i zapomnieli – chwilę niewiedzy wypełnionej dusznym powietrzem i dusznymi fantazjami.
Nieustanny w ataku reżim wyniosłości, słowa posyłane w instynktownym syknięciu przypominały bardziej spluwanie zgłoskami, niż próbę jakiejkolwiek rozmowy – pierw operowali słowami w enigmatycznym tonie, później stopniowo porzucali liche szaty przyzwoitości.
Uniosła się pierwsza – ze zirytowaniem, rozbawieniem, w końcu niezrozumieniem; a on podchwycił jej złość i przekuł w swoją własną, walcząc o stanowisko, które miało zawyrokować, które z nich miało racje. W jakim wyścigu i o co – Tatiana już dawno straciła rachubę.
Straciła też chęci na kolejną potyczkę, na odpowiedź na następne ostre zgłoski, krótkie warknięcia i podsycanie pulsującej w jego żyłach krwi – rozdrażnienie było widoczne w oczach, rysach malujących skórę na twarzy, w końcu w zaciśniętych ustach i niespokojnym oddechu.
Sprawiało jej to przyjemność, czy wręcz przeciwnie?
Nie bała się go – nawet w momencie, kiedy ucieczka stała się niemożliwa, a sama zdała się na łaskę jego rozochoconego kaprysu.
Skarbie, jeszcze moment i pomyślę, że przejmujesz się moim losem i reputacją- odpowiedziała niemal śpiewnie, z rozbawieniem tańczącym na pojedynczych słowach. Mówił o niewierności i tym, że kobiety nosiły jej piętno z bólem; doskonale o tym wiedziała, matka była przykładem wyjętym z brudnej rzeczywistości – ale nawet mimo tego, mimo widoku lady Rowle i dojrzewania w cieniu jej skandalicznej reputacji, nic sobie z tego nie robiła.
Ot tak – podobnie jak z całym morzem obojętności wymawiała mu prawdę o własnym rozeźleniu bądź lenistwie, niechęci do pracy, skłonności do lubowaniu się w materializmie.
Nie obchodziło jej zdanie, które kształtowało się w jego głowie – a może wizja, która materializowała jej osobę pod wilgotnymi włosami i pod kopułą czaszki była tak rozkosznie prawdziwa, że nie chciała rezygnować z tego obrazu?
Miał rację – co do kobiet, co zdeptała własnym zlekceważeniem i co do Rosji, co z kolei spotkało się z cichym pomrukiem, gdzieś pomiędzy zainteresowaniem a aprobatą. Ich ojczyzna, nieważne jak głęboko zakorzeniona w sercu Dolohov, była wymagającym rodzicem. Wymagającym i nienagradzającym za byle co.
A więc co pojawia się w twoich snach, Arsentiy? Czym w nich jest przyjemność? - tańczyła śmiele na melodiach, które wygrywał; sama drgała pojedynczymi strunami zuchwalstwa i zepsucia, odpowiadając mu spojrzeniem, oddechem – tym przyspieszonym, dudniącym w klatce piersiowej i pulsującym na szyi, do której się zbliżył.
Dowiesz się w swoim czasie - o tym, co nazywała przyjemnością, w jaki sposób wartościowała każdy impuls, fantazję i popęd – takie jak ten wpędzający ich w moment zetknięcia się ciał, potu spływającego po rozpalonej skórze, nadgarstków ściśniętych w wymuszającym subordynację uścisku.
Subordynację - jej żądanie wybrzmiało także w jego słowach – na tyle klarownie, by zamrugała kilkukrotnie, w instynktownym działaniu próbując znów się cofnąć; nie miała dokąd.
Posłuszeństwo.
Coś, co ciągnęło się za nią latami; słowo grzmiące w ustach ojca, jękliwe w wargach matki, dudniące murami Durmstrangu lubującego dyscyplinę – nigdy do tej pory nie uśmiechnęła się na jego wspomnienie.
Tym razem niosło ze sobą słodycz, nie ograniczenie; nawet jeśli stopa wślizgnęła się pomiędzy jej nogi, a te rozchyliły się odrobinę. Oddech znów przyspieszył, ciężki bezdech opuścił w końcu rozchylone wargi.
Imponuje mi twoja pewność siebie choć głos drżał, wypowiedziała słowa wyraźnie, język na moment zwilżył wargi, powieki opadły i uniosły się na nowo; zarost ocierający się o jej żuchwę potoczył lodowaty impuls, nic nie robiący sobie z wysoką temperaturą; miała wrażenie, jakby ktoś przyłożył do jej skóry kostkę lodu.
Zgęstniałe powietrze można było gryźć, spijać, jeść łyżką, grzebać w nim jak dziecko grzebie w piasku; wszystko po to, by je poczuć, smak i zapach, rozlewające się żyłami odrętwienie, takie, które łatwo jest pochwycić i wyważyć, ustalić jego cenę – tego popołudnia miało wartość niespisanych obietnic i wytartych z szacunku pragnień.
Odsunął się; nieoczekiwana puenta, zaskakująca łaska, dłonie wyswobodzone z uścisku miękko spłynęły wzdłuż ciała, klatka piersiowa przez moment unosiła się i opadała, podczas gdy mętne spojrzenie prędko odnalazło to należące do niego – to, w którym grzmiała wygrana.
Jesteś rozkoszny, ale nie zwykłam słuchać poleceń chłopców - już dawno nim nie był, wiedziała to i droczyła po raz kolejny, uspokajając oddech powoli. Powoli też odsunęła się od drewnianego słupka, na nowo przybliżając do niego. Jedna z dłoni ułożyła się na jego torsie, znów, kiedy druga delikatnie musnęła ramię, pozwalając jej nachylić się do jego policzka.
Brat zapewne na mnie czeka - nie wiedziała, czy Ramsey w ogóle był w domu, ale to nie było istotne. Usta musnęły taflę rozpalonej skóry, słodko-słony pocałunek na policzku pieczętował to, co nie padło w słowach.
Dasz radę trafić na Nokturn w jednym kawałku? - nie oczekiwała odpowiedzi, nie teraz. Ciało wyminęło ciało, wzrok puszczony przez ramię był pożegnaniem, nim nie zniknęła w drzwiach, wychodząc na pełne słońce.
Światło rzekomo niosło odkupienie; ale nigdy w to nie wierzyła.

zt :innocent:
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Stajnie [odnośnik]18.03.23 13:15
- Ja nie. - Odparłem chłodno, w kontraście do jej lekkiego, rozbawionego tonu. - Ale ty powinnaś. - Przejąć się. Stwarzać pozory. Przy mnie nawet się nie wysiliła - łatwo było mi myśleć, że nie byłem wyjątkiem. Lubiłem mówić kobietom jak miały postępować, a w kwestii moralności Tatiany to ja miałem rację. Jeśli zachowywała się nierozważnie, przyciągała kłopoty. Wtedy, na odległym balkonie i tutaj, teraz, byliśmy tylko we dwójkę, pozbawieni świadków mogliśmy grać ryzykownie. Ceniłem sobie dyskrecję, ale ona wydawała się mieć ją w poważaniu. Jej frywolność podobała mi się równie mocno, co odpychała. Obecna sytuacja Mulciberów stawiała wszystkich członków rodziny na świeczniku. Tutaj byliśmy bezpieczni, mogliśmy obracać granice w pył - musiałem jednak zyskać pewność, że poza wątłymi ścianami stajni Dolohov pomyśli jednak o swojej reputacji. Dla bezpieczeństwa - choć nie koniecznie jej własnego. Dla mojej własnej satysfakcji. Dla poczucia, że otrzymałem coś lepszego. Coś wyjątkowego. - To warunek. - Dodałem głosem nie znoszącym sprzeciwu, twardym i zimnym jak wiecznie zmarznięta, syberyjska ziemia. Lubiłem rozdawać karty i określać zasady. Mieć rację. Być na silniejszej pozycji.
Na pewno wiedziała, dokąd zmierzaliśmy?
W ostrej wymianie spojrzeń niemal rozszarpywałem jej duszę. Wyrywałem mięso kawałek po kawałku, rozkoszowałem się bólem i krzykiem. W jej źrenicach tliła się niepewność, w przyspieszonym oddechu wyczuwałem strach. Znalazła się w potrzasku, w końcu - choć duma nakazywała jej to ukryć, zapędzona - o ironio - w kozi róg, nie miała już dokąd uciec. A jej rozbiegane oczy, pobudzony puls - to wszystko składało się na podniecenie, które syciło moje poczucie kontroli. - Dowiesz się w swoim czasie. - Powtórzyłem za nią, spuszczając zasłonę milczenia na to, co miało dopiero nadejść.
Bo miało. Bo choć nie padły jeszcze żadne deklaracje, przekroczyliśmy granicę, zza której nie było już odwrotu.
- Nie, Tatiano. Ja dopiero pokażę ci rozkosz. - Uszczypliwy komentarz przekułem w preludium do krainy snów. Mogłem i chciałem ją tam zabrać, nie potrzebowaliśmy dłużej mamić siebie nawzajem, że było inaczej. Kurz pozorów opadł, ale emocje pozostawały żywe. Złożone obietnice smakowały najlepiej, gdy miały czas, by dojrzeć - ale nie zgnić, jak ta, która zamykała się w pierścionku zaręczynowym na jej palcu. - Jeszcze moment i pomyślę, że przejmujesz się moim losem. - Ponownie odbiłem w jej stronę wcześniej wypowiedziane słowa, zapamiętując miękkość ust, jeszcze mocniej rozgrzewających rozpaloną już skórę. - Wyczekuj mnie pojutrze. - Zapewniłem, odprowadzając ją wygłodniałym wzrokiem. Ostatnie słowo musiało należeć do mnie.
Ale tej cholernej bramy wtedy nie naprawiłem.

zt




всегда мы встаем
Arsentiy Mulciber
Arsentiy Mulciber
Zawód : księgowy, ekonomista
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
I like the way they all
scream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stajnie F7MRi3Q
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11518-arsentiy-mulciber https://www.morsmordre.net/t11521-poczta-arsentiego#357366 https://www.morsmordre.net/t12192-arsentiy-mulciber#375367 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11522-skrytka-bankowa-nr-2513#357367 https://www.morsmordre.net/t11523-arsentiy-mulciber#357368
Stajnie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach