Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]10.02.23 20:15

Salon

Salon wykonany jest w sposób minimalistyczny w porównaniu z reprezentacyjną jadalnią - brak tu boazerii, zamiast tego ściany pokryte są zielenią i ozdobione obrazami. Tu również znajduje się główny kominek w domu, który można podziwiać z eleganckiego, prostego kompletu. Na jednej ze ścian znajdują się półki z książkami, a w roku stoi stare pianino, które raczej pełni funkcję dekoracyjną.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]26.02.23 21:17
9 lipca 1958 r.

Wieczór był chłodny. Aura znajoma, wietrzna. Nęcąca zimnolubne ciała do wynurzenia się z wygodnej niedźwiedziej jamy. Droga do Londynu wydawała się długa, ale magia pozwalała nam skracać wszystkie szlaki i drwić z powtarzających się zakrętów. Wystarczyło parę chwil, by przedrzeć się przez angielskie tereny, by wcisnąć się wreszcie do ciasnego, zagraconego miasta. Do miejsca, gdzie kilka tygodni temu zaczęła się przygoda. Peleryna aż do kostek, ciemny kaptur ze srebrnymi brzegami, oczy jak dwa świetliki rejestrujące byle podmuch na drodze. Mknęłam pewnie, o wiele pewniej niż jeszcze wiosną, gdy musiałam się tutaj zgubić, by móc się odnaleźć. Nokturn witał nas groźnym szuraniem. Drzwi, okien i wstrętnych poczwar czających się na zbłąkanych wędrowców. My jednak wiedzieliśmy, dokąd iść. Wiedzieliśmy, jak się nie zgubić w paszczy lwa. Płaszcz, a pod płaszczem szkło podpisane znakami niezrozumiałymi w tym kraju. Podarek przekazywany w nostalgii, w symbolu, w szacunku niesionym młodą mocą ku wspólnej krwi i wspólnej historii. W odpowiedniej chwili zawsze stanowiliśmy jedność. Wierzyłam w to, zbliżając się do właściwej kamienicy. Kilka ponurych sylwetek obróciło się zaczepnie, by poszczekać, pozgrzytać czarnymi zębami, ale ja nawet nie uraczyłam ich przelotnym spojrzeniem. Spotkanie miało więcej niż jeden cel. Obcy kraj stawał się bliższy, niż śmiałam przypuszczać. Niedźwiedzie łapy odbijały się na kolejnych kawałkach mapy.
Popatrzyłam w bok, w ciemną sylwetkę dzielącą ze mną tajemnicę. Wiele czasu minęło, całe lata, pusta plama we wspomnieniach ostatnich zim. Lecz brakowało w tym wszystkim niepewności. Miałam ufność, miałam pragnienie, chciałam się jednoczyć. Zawiązywać silne, rodzinne kontrakty. Może nawet nie słyszeć zwodniczego szeptu wątpliwości. Rozsądny, chłodny duch podpowiadał, by trwać przy krewnych. On też nim był. Nosił znajome nazwisko, mówił znajomą surowością, wnosił znajomy chłód. Takiego go chciałam ujrzeć, takiego go sobie zanotowałam w odmętach blednących obrazków z przeszłości. Bo nie mógł być obcy, bo miał w sobie cząstkę tego, co posiadała matka. I my również mieliśmy. Mimo to musiałam to sprawdzić, musiałam go ujrzeć. Musiałam przekonać, że pchający mnie w jego stronę duch nie jest mętną wydmuszką. Że on był jednym z nas. Tutaj - odezwałam się, przystając nagle. Uniosłam głowę, spoglądając na ciągnącą się do czarnego nieba kamienicę. Nieprzyjemna aura wabiła i odstraszała jednocześnie. Wyrwałam się pierwsza do drzwi klatki. Miękko wpełzłam po kilku stopniach, za sobą czując bliźniaczy cień. Zawsze. Drzwi ustąpiły, zapraszając nas pomiędzy czyjeś wieczory i czyjeś sny. Wspięłam się po schodach, wytrenowanym krokiem pozwalałam starym schodom trwać w ciszy. Zupełnie jakby nikogo tutaj nie było. Byliśmy bezszelestni, nauczeni sekretnego poruszania się.
Nie zapukałam, choć kultura wymagałaby zastukania w drewnianą bramę, odszukania magicznego dzwonka. Nic takiego nie nadeszło. Chłodne palce śmiały sięgnęły po klamkę, zupełnie jakbym wchodziła do siebie. Tak też było. Gdzie niósł się ślad mojej krwi, tam czułam się jak u siebie. U Ramseya w dawnym mieszkaniu i tutaj także. Nie pytałam o pozwolenie. Przecież byłam spodziewana. Wuju wybrzmiał głos w ojczystej mowie, krótko po otwierających się z cichym skrzypieniem drzwiach. Wkroczyłam do środka. Nie sama.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Varya Mulciber dnia 26.02.23 22:51, w całości zmieniany 1 raz
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Salon [odnośnik]26.02.23 22:43
Ciemność i cisza otulały sylwetkę wysokiego Rosjanina, zapadniętego w wysokim fotelu. Ze skupieniem przerzucał stronice książki dzierżonej w dłoni, chociaż to w gabinecie zwykł dokonywać swojej lektury. Teraz jednak spodziewał się gościa. Dlatego w bladym świetle stojącej przy fotelu, próbował pogrążyć się w lekturze. Prawdą było jednak, że myśli uciekały daleko stąd. Bo właśnie w chwilach takich jak ta, kiedy głucha cisza wypełniała każdy centymetr mieszkania w jednej z nokturnowych kamienic, jego myśli były głośne. I trzymane blisko siebie. Zaufanie to luksus, na który już od dawna przestał sobie pozwalać, wybierając pozorną samotność.
Ciemne oczy powędrowały w stronę zegara. Z pewną dozą satysfakcji przyjmował pojawienie się siostrzeńców na spowitej mgłą ziemi. Chociaż to chłód Mateczki Rosji grał im w sercach, mroził krew w żyłach każdego śmiałka, który spróbował zmierzyć się z ich spojrzeniem, to z pewnością chaos panujący na wyspie zapewniał możliwości. Możliwości, które miał nadzieje zostaną wykorzystane przez chłonne umysły krwi z jego krwi. Bo chociaż nosili nazwisko brzmiące niedźwiedzim rykiem, to w subtelnościach rysów twarzy wciąż rozpoznać można było dziedzictwo Karkarovów.
Pochłaniające ciemność czarne spojrzenie uniosło się, kiedy drzwi salonu ustąpiły pod naciskiem dłoni. Nie kłopotał się - wszakże Nokturn stał się jego domem, a z czasem nauczono się omijać drzwi do tej części kamienicy, jakby naznaczone znakiem klątwy odstraszały pełzające wokół cienie, które z pewnością chętnie przejrzałyby zawartość rozległej kolekcji.
Wuju. Znajomy głos rozniósł się echem po pustym pomieszczeniu. Nieśpiesznie podniósł się z fotela, znacznie górując nad sylwetkami gości. Jeżeli zdziwienie przemknęło przez myśli Dmitriya, to schowało się ono za czernią oczu i powściągliwym uśmiechem, który od lat nieprzerwanie kwitł na jego ustach. Chociaż Varya potrafiła wprawić w ruch skamieniałe serce, otoczyć je odrobiną ciepła, uczucia tak niecodziennego. Rozchylił usta, a jego głos - w barwie chłodny i surowy - wydobył się jeszcze z półmroku, jakby właśnie tam pasował najlepiej - Varushka - zwrócił się w stronę drobnej siostrzenicy, której postura z pewnością nie odzwierciedlała temperamentu czy też możliwości. Pozwolił sobie na chwilę nieformalnej grzeczności, wynikającej z więzów krwi i zamknął dziewczę w krótkim uścisku. - Arsentiy - uwaga powędrowała w stronę młodzieńca, niemalże równającego się z nim spojrzeniem. I nie ujmując im męskiego godności, wyciągnął dłoń w geście powitania. Dopiero wtedy sprawne machnięcie różdżką sprawiło, że pomieszczenie rozjaśniało nieco, rzucając więcej światła na ich oblicza. - Zbyt wiele czasu upłynęło od naszego ostatniego spotkania - kontynuował rozmowę w mowie ich przodków, nie musząc kaleczyć języka obcą mową. - Usiądźcie.
Dima Karkaroff
Dima Karkaroff
Zawód : człowiek interesu, handlarz dziełami sztuki
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Comes a tall handsome man
In a dusty black coat with
A red right hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarodziej
 red right hand
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11316-dmitriy-karkaroff-budowa#348154 https://www.morsmordre.net/t11532-weles#357660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f438-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t11533-skrytka-2471#357661 https://www.morsmordre.net/t11534-dmitriy-karkaroff#357663
Re: Salon [odnośnik]05.03.23 16:18
Spowity w blasku komety Nokturn wydawał się inny niż przed kilkoma tygodniami, kiedy smakowałem go po raz pierwszy, zdmuchując kurz z tajemnic, które nie miały pozostawać przesłonięte przed tymi, którzy nosili w sobie krew Mulciberów. Szybko poznawałem Londyn, układając go w głowie po swojemu - przynajmniej tę najbardziej centralną część, gdzie skupiały się najważniejsze instytucje. Uwolnienie stolicy od mugoli sprawiło, że szybko przywykłem do wygody, nie tęskniąc za tłocznymi dzielnicami magicznej Moskwy. Brakowało znajomych twarzy, zaczepnego priviet, Arsentij pobrzmiewającego na ulicach, brakowało wspólnych wieczorów przy wódeczce zagryzanej ogórkiem, nucenia pieśni, które byłyby zrozumiałe dla towarzyszy. Kolorowe wspomnienia były jednak tylko pustą matrioszką - pięknie wymalowaną, niekończącą się niespodzianką, która ofiarowała jedynie kolejne drewniane laleczki, na samym końcu pozostawiając rozczarowanie. Tutaj, w Anglii, nikt nas nie rozumiał - nie pośród tłumów, gdzie łypano na nas podejrzliwie za porozumiewanie się w obcym języku. Trudno było nawiązywać znajomości z krajanami, kiedy kaleczyliśmy ich język, oszołomieni mnogością akcentów i nowych słów, których nasze głowy nie były w stanie pomieścić. Trochę z wygody chętniej obracałem się wśród swoich, a tych, z którymi łączyły mnie więzy krwi, pragnąłem trzymać jeszcze bliżej.
Na obczyźnie, byli gwarantami przetrwania.
Podążałem za siostrą równie dyskretnie co ona sama, choć nikt na nas nie polował. Nokturn szczerzył do nas kły, a my szczerzyliśmy je w odwecie, bez trwogi przemykając między owianymi złą sławą kamieniczkami, pochylającymi się nad wyłożoną brukiem ulicą niczym rząd mnichów skupionych na pacierzu. Chłodny wiatr smagał nasze policzki, namaszczając skórę charakterystycznym zapachem zimna i ziemi. Wkroczyłem za siostrą do mieszkania - bez ostrzeżenia, jak swój, w pamięci niosąc żywe jeszcze wspomnienie wczorajszego spotkania z Tatianą, przyrzeczoną wujowi. Nie czułem ani wstydu, ani skrępowania, z zuchwałością rozgrywając swoją grę za jego plecami, choć w zasadzie sam wuj niczym mi nie zawinił. Miał po prostu wyjątkowego pecha trafić na niewierną narzeczoną, wodzącą mnie na pokuszenie, któremu chętnie uległem.
- Wuju - Odwzajemniłem powitanie, mocnym i pewnym chwytem ściskając dłoń Dmitra, znacznie większą od mojej, nie dając po sobie poznać, że spoufałość, którą obdarzył Varyę, nie była mi w smak. Nie była już małą dziewczynką. - Jeszcze nie tak dawno widzieliśmy się w Rosji. - Wskazałem na przewrotność losu, przyjmując swoją ulubioną rolę, otwartego, inteligentnego młodzieńca.
Własne myśli zachowywałem dla siebie.




всегда мы встаем
Arsentiy Mulciber
Arsentiy Mulciber
Zawód : księgowy, ekonomista
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
I like the way they all
scream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon F7MRi3Q
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11518-arsentiy-mulciber https://www.morsmordre.net/t11521-poczta-arsentiego#357366 https://www.morsmordre.net/t12192-arsentiy-mulciber#375367 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11522-skrytka-bankowa-nr-2513#357367 https://www.morsmordre.net/t11523-arsentiy-mulciber#357368
Re: Salon [odnośnik]05.03.23 19:54
Zesztywniałam, kiedy zakleszczył mnie w swoich wielkich ramionach. Przywykłam do towarzystwa postawnych mężczyzn, których sylwetki dumnie ciągnęły się ku niebu, ale z pewnością nie przepadałam za czarem rodzinnego gestu. Nie umiałam zareagować, nie umiałam serdecznie i miło ścisnąć tego rosłego ciała. Stałam jak kłoda, nieporuszona, oczekująca tylko, aż przerwie powitanie i zrobi krok w tył, oddając mi wolność. Niespodziewana to była reakcja. Nie powinnam wujowi mieć za złe, że postanowił ofiarować mi tę grzeczność, ale wychowana surowo, rzeźbiona na powściągliwą i zdystansowaną nawet u własnego ojca nie szukałam ciepłych ramion. A może u niego szczególnie.
Kiwnęłam głową, gdy wypowiedział moje imię w zdrobniałej formule. Nie byłam już tak mała, tak dziecinna, jaką mógł mnie pamiętać. Urosłam, choć mogłam przysiąc, że do niego brakowało mi co najmniej połowy metra. Los bywał zdradliwy, dając mężczyznom ciała większe i silniejsze. Nigdy nie będę tego miała. Nadrabiać mogłam jedynie kuszą albo różdżką. Patrzyłam, jak wuj ściska dłoń brata, jak w krótkim rytuale szybko zmazujemy lata rozłąki, by za chwilę usiąść do stołu w bliskości i rodzinnym sojuszu. Czyżby? Spoczęłam na sofie, szczegółowym spojrzeniem obejmując niespecjalnie wytworne wnętrze. Tu osiadł, tu był jego domu. Jego przyszłość. Nagle miało nas złączyć więcej, niż kiedykolwiek wcześniej. Szklana butelka wypełniona rosyjskim alkoholem ciężko, ale dumnie stanęła na stole, wabiąc spojrzenia zapewne nas wszystkich. Popatrzyłam na wuja ponownie. Do niedawna nie sądziłam, że kiedykolwiek wyjadę z Rosji. Teraz zaczynałam wyliczać, że coraz mniej nas tam zostało. Wybieraliśmy inne miejsce, obszar zaskakujących możliwości. Szansę dla naszej młodości. On jednak stacjonował tutaj już od dawna. Choć wiele słów cisnęło się na usta, pozostawałam prędzej mistrzynią spojrzeń, niż wylewnych zdań. Choć nie poznałam całego Londynu, wydaje mi się, że nie mogłabym cię ujrzeć, wuju, w innym miejscu – niż Nokturn. – Matka śle pozdrowienia. Odwiedź ją kiedyś, czuje twój brak – wygłosiłam sucho, konkretnie, niekoniecznie wychodząc jeszcze z tych powitalnych formuł. Matka tęskniła, ojciec, wcale. Ojciec jednak nie był skory do zdradzania czegokolwiek. Poza własnymi rozkazami. Nie raziło mnie to. Przywykłam. Wiedziałam jednak, że mama wyrażała pewną ilość emocji. Wobec swego brata z pewnością. Dalej patrzyłam. Złożone na kolanach dłonie, sztywne plecy, stonowany błysk w oku.Jakie są twoje zamiary, wuju? Uczyniłeś to miasto swoim domem? zapytałam, chcąc zamazać tysiące niewiadomych, ciemnych plam w relacji z Karkaroffem. Bliskość krwi nie sprawiła bowiem, że znaliśmy siebie. Tak naprawdę dzieliły nas lata, wielka przepaść i garść pogłosek, które przedzierały się przez tysiące kilometrów. Był naszą rodziną, a jednocześnie tkwiliśmy we mgle obcości. Nie chciałam tego. Nie chciałam tego, gdy przyszło nam się spotkać w nowym kraju. Zawsze otaczałam zainteresowaniem krewnych. Bezwzględnie szanowałam więzy krwi. Tutaj nasze dopiero co zapuszczane korzenie mogły wyjść jemu naprzeciw.
Czy był zaskoczony naszą obecnością w Anglii? Co to dla niego oznaczało? A może zupełnie nic?
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Salon [odnośnik]09.03.23 20:46
Jeszcze nie wiedział co sprowadzało jego siostrzeńca oraz siostrzeńca na ziemię pokrytą mgłą i ociekającą deszczem, ale liczył, że spotkanie rozjaśni mu schowaną przed jego wzrokiem motywację. I pozwoli - przez wzgląd na łączące ich więzi krwi i personalną sympatię - otworzyć przed nimi możliwości, jakie Londyn i cała Wielka Brytania mogła zaproponować dwójce młodych i zdolnych czarodziejów. Droga nie miała być łatwa.
Kącik ust drgnął w subtelnym uśmiechu, który w swojej enigmatyczności nie wyrażał nic - może poza poczciwym rozbawieniem dociekliwości jego siostrzeńca. - Zapomniałem, wy młodzi inaczej mierzycie czas - nie miał zamiaru spierać się z siostrzeńcem na temat samej istoty czasu - dobrych kilka lat minęło od ich ostatniego spotkania w Rosji, do której zaglądał ostatnio rzadziej - a jego ostatnia wizyta ograniczała się do krótkiego spotkania z Nikolajem i noclegiem w Petersburgu, który mimo pory roku chłodem witał przyjezdnych. Po wymianie przyjemności skierował się w stronę wysokiego fotela, który zajmował wcześniej. Sięgnął po różdżkę, a krótkie machnięcie i wymruczana pod nosem inkantacja sprawiła, że szkło samo pojawiło się na stoliku, wokół którego mieli zasiąść. Kącik ust uniósł się ku górze na słowa Varyi. Zdążył wsiąknąć w nokturnowe środowisko, które nie zawsze było jego domem, ale przywykł do niego, pozwolił sobie na stanie się jego częścią. -Pozdrów ją przy najbliższej okazji i zapewnij o wizycie - odparł, chociaż powstrzymał się przed zaoferowaniem jakiejkolwiek daty, nie wiedząc na jak długo w swoich objęciach zatrzyma go Londyn. Wszakże pewne sprawy odkładał aż nazbyt długo i potrzebowały one jego atencji w pierwszej kolejności. - To miasto stało się dla mnie domem, nim zrozumiałem znaczenie tego słowa - bo chociaż ich matkę wychował rosyjski chłód i surowa dłoń krewnych, którzy pozostali w ojczyźnie - dla Dmitriya to Anglia stała się domem, którego przez długi czas nie umiał zaakceptować. Dopiero z czasem odkrywał swoją rolę w tej społeczności, tworząc miejsce dla siebie w strukturach brytyjskiej społeczności. - Chociaż zajęło mi trochę czasu, aby zdać sobie z tego sprawę. Na pozór to miasto wydaje się mdłe, ale ma wiele do zaoferowania, więcej niż może wydawać się na pierwszy rzut oka - dodał po chwili, a czarne oczy przeskakiwały między twarzami dwojga młodych czarodziejów. Pozwolił sięgnąć sobie po postawioną na stole butelkę i rozlał przezroczysty płyn do trzech kieliszków, które już stały przed każdym z nich. Dosyć miał perfumowanych alkoholi, zbyt słodkich win i rozrzedzanych wódek. - A co was przywiodło w te strony? - nie zwykł ubierać swych intencji w barwne kostiumy - nie w obecności rodziny. Chciał poznać ich intencje - pojawili się jedynie chwilowo, próbując zasmakować życia nim osiądą w Rosji, a może chcieli uczynić z tego miejsca swój dom.
Dima Karkaroff
Dima Karkaroff
Zawód : człowiek interesu, handlarz dziełami sztuki
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Comes a tall handsome man
In a dusty black coat with
A red right hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarodziej
 red right hand
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11316-dmitriy-karkaroff-budowa#348154 https://www.morsmordre.net/t11532-weles#357660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f438-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t11533-skrytka-2471#357661 https://www.morsmordre.net/t11534-dmitriy-karkaroff#357663
Re: Salon [odnośnik]14.03.23 1:10
Ze zdziwieniem przyglądałem się samemu sobie obleczonego w obcą mieszankę złości i zazdrości, kiedy wuj roztaczał szerokie ramiona nad drobnym ciałem siostry. Wkraczał w jej intymna sferę, w bliskość, do której miałem dostęp tylko ja - nie w sensie czułości, a niezdrowego dystansu, braku szacunku dla ograniczeń. To własnie demonstrował - brak szacunku. Choć dzielił naszą krew, nie dzielił naszych wspomnień, naszych doświadczeń, naszych myśli, nie nosił w sercu niedźwiedziego ryku. Był swój, ale jednak obcy - zdradzał się w braku obycia, w pochopnie stawianych krokach, w nieproszonym geście serdeczności. Nie byliśmy tacy - serdeczni. Byliśmy  za to zimni, wyrachowani i dumni.  
Skromne mieszkanie w ponurej dzielnicy zaskakiwało; w głowie miałem zakorzeniony obraz wuja jako człowieka interesu, jednak w meblach i ścianach dostrzegałem jedynie przeciętność. Byłem ciekaw kim był i co skrywał, skoro jego narzeczona jeszcze przed ślubem chciała przyprawić mu rogi. Nie miał pojęcia, że ofiarowany mu klejnot był fałszywką, cieszącą oko błyskotką. Jego niewiedza podsycała moje ego, choć nie wiedziałem jeszcze, czy słusznie. Wszystko zależało jakim był człowiekiem - a ja przyglądałem mu się uważnie, choć nie nachalnie.
- Co takiego zaoferowało tobie? - Gdy już zasiedliśmy, podobnie jak siostra śmiało przechodziłem do konkretów, nie lubiłem zadawać pytań miałkich i powierzchownych. Grzeczności i kurtuazja sprawdzały się podczas rozmów z kobietami, ale nie w męskim towarzystwie. Z łatwością oddzielałem ziarna od plew, ludzi przydatnych od krzykaczy, wykonawców od inicjatorów. Nie znajdowałem szacunku dla tych, którzy nie znali samych siebie, własnych motywów; którzy nie operowali słowem, lub po prostu - nie mieli niczego do zaoferowania. Dmitry z pewnością miał - znał Anglię, to tutaj się zakorzenił, tu wzrastał, starszy o dwie dekady mial wystarczająco czasu, by nawiązać znajomości i zbudować własne imperium. - O Londynie mówi się głośno za wschodnią granicą.  - Sukces czarodziejów był wydarzeniem o światowej skali. Dla wielu kontrowersyjnym - dla mnie koniecznym, osiągniętym zbyt późno - ale być może we właściwych czasach. -  Tego nie usłyszysz na ulicach, ale dostrzeżesz w papierach. Moskwa stoi w miejscu, a polityka ciągnie ją na dno. - Milicja, później urzędy podatkowe - wszystko było czynione od parady, propaganda była silniejsza niż gospodarka, a ogłupione społeczeństwo naiwnie ufało włodarzom. Ci, którzy byli blisko władzy, nie dopuszczali do stołków nikogo spoza wąskiego grona, strzegąc posad lepiej niż własnych różdżek. Pozostali - jak nasz ojciec - dawno stracili nadzieję, podtrzymywani przy życiu echem historii, zbyt zgorzkniali lub ślepi na własny los, niezdolni do wiary w siłę kreacji. Nawet nie zauważyłem, że zacząłem właśnie od polityki, ale to ona interesowała mnie najbardziej, na równi z ekonomią i chwałą rodziny. Choć z Karkarowami łączyły nas dobre relacje, nie rwałem się do wychwalania własnej gawry. Nie musiałem - wkrótce wuj sam miał stać się świadkiem naszej potęgi. - Tutaj ważą się losy przyszłego świata. Tutaj mamy rodzinę. - Mówiłem wyłącznie za siebie - choć ostatnie łączyło również głos Varyi.




всегда мы встаем
Arsentiy Mulciber
Arsentiy Mulciber
Zawód : księgowy, ekonomista
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
I like the way they all
scream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon F7MRi3Q
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11518-arsentiy-mulciber https://www.morsmordre.net/t11521-poczta-arsentiego#357366 https://www.morsmordre.net/t12192-arsentiy-mulciber#375367 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11522-skrytka-bankowa-nr-2513#357367 https://www.morsmordre.net/t11523-arsentiy-mulciber#357368
Re: Salon [odnośnik]18.03.23 10:24
- Zatem oby i dla nas kiedyś stało się domem. Nie miasto, ale krajodpowiedziałam po namyśle na słowa wuja. Ostatecznie skoro inni nasi bracia, inne siostry zdołały zapuścić w Anglii korzenie, uczynić język wysp swoim własnym, kulturę herbaty i deszczu bardziej swojskimi, to była i nadzieja dla nas. Nam, młodym łatwiej było wejść w inność głębiej. Nie zatęchliśmy w starych rosyjskich twierdzach, potrafiliśmy jeszcze wyobrazić sobie siebie gdzieś indziej. Duchy nasze, rwane energią i potrzebą zbierania laurów dla zapomnianego przez czas dziedzictwa, nie gasły, pęczniały w coraz wyraźniejszej potrzebie. Dlatego obydwoje tutaj byliśmy. Dlatego ostrzyliśmy kły, dlatego daliśmy się skusić rykom angielskich niedźwiedzi. Choć zdawało się, że nie mogłam żadnego innego miejsca na świecie miłować bardziej od Rosji, to teraz, chętnie skradałam się do nowego. Wrócić mogłam zawsze, ale zaprzepaszczone okazje mogły zaboleć bardziej, niż ewentualna porażka w mierzeniu się w wojnie prowadzonej przez kuzyna. Londyn jest ciasny, głośny, mokry i paskudny przyznałam krytycznie, gdy zaczęliśmy się rozwodzić na temat ewentualnych uroków brytyjskiej stolicy. Splątany labirynt pełen pustki, ale przynajmniej wytępiono szlam. Czarodzieje mogą napisać jego sens na nowo zauważyłam, wciąż nie pałając do Londynu zbytnim entuzjazmem, ale mimo to potrafiłam docenić, że pełnił rolę punktu wypchanego zaskakującą porcją możliwości. Byłabym bezmyślna, gdybym uprzedzeniom pozwoliła zakryć sobie oczy. Sukces stolicy rozlewa się na cały kraj. Głos prawdziwych czarodziejów niszczy mugolski chwast.
Brat jako moskiewski bywalec zderzał ze sobą krzyki dwóch miast. Wschodnia stolica, dla mnie jak nigdy niedoświadczona opowieść, wydawała się w jego słowach zupełnie kryć w cieniu w zderzeniu z Londynem. – Tam nauczono nas już wszystkiego. Dumy, po którą nikt nie sięga. Historii, której nikt nie buduje. Surowości, która tutaj jest dziwactwem. Chwała i siła dziś nie wydobywają się z Syberii, ale z Anglii. Tutejsi krewni budują porządek nowego świata. A my odpowiadamy na ich ryk. Czy nie tak, mój bracie? obróciłam głowę w stronę Arsentiy’a, wlepiając w niego to jedno spojrzenie, które znał na pamięć. Ten głód, to wyzwanie, to pragnienie, które nie umiało objawić się inaczej. Bez przesadnych gestów czy ekspresyjnej przemowy. Wiele czuliśmy, ale niewiele z tego pozwalaliśmy poznać światu czającemu się na zewnątrz. Nasze wyważenie mamiło wrogów. Nasza siła potrafiła uderzyć niespodziewanie. To były łowy, a my sztukę skradania opanowaliśmy niemal do perfekcji. Jaki jest twój pogląd, wuju? Gdzie stoisz w tej wielkiej wojnie? z nami czy bez nas? W cieniu, chwale, czy pogardzie? Teraz niewidzialny bełt wycelowany był prosto w niego. W Karkaroffa. Może i był rodziną, ale ja musiałam wiedzieć,  z kim tak naprawdę mam do czynienia. Gdy spojrzenie rodziny kierowało się w jedną słuszną stronę, ta stawała się mocniejsza niż kiedykolwiek. Obcość dwóch odłamów Mulciberów zanikała, byliśmy jedną wielką siłą, podlegli woli Czarnego Pana, podążający za nim po wielkość i ten dobry świat. Nie chciałam zatrzymać się na wspólnej flaszce i pozdrowieniu. Przyszłam po konkrety.
Po tych słowach opróżniłam kieliszek wódki. Smakowała domem, mrożące ciepło dreszczem rozpłynęło się w dół ciała.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Salon [odnośnik]13.04.23 23:24
Błędem byłoby kłuć po oczach bogactwem, paradnie chwaląc się zasobnością swego portfela. Wnętrza odzwierciedlały również sposób jego noszenia się - elegancki i schludny, bez zbędnych ornamentów. Jedynie wysoka sylwetka człowieka, który widział i doświadczył wiele, obleczona w czerń szaty. Czarne niczym noc oczy obserwowały reakcje siostrzeńców, rejestrowały ruchy, zmiany na twarzy, jednak sam nie zdradzał, aby to, co zobaczył, co odłożył w swojej pamięci wpłynęło na jego sylwetkę. Zbyt wiele razy wystawiony był niczym na srebrne tacy przed czyjeś uważne spojrzenie.
- Możliwości - odpowiedział po chwili, jakby przez kilka sekund mielił to słowo między wargami, ostatecznie decydując, że w istocie jest to najodpowiedniejsze słowo opisujące jego położenie. - I jak się domyślam te zaprezentowały się również wam - skupił na nich wzrok. Już nie dzieci, a dorośli, stawiający pierwsze - mimo wszystko byli na początku swojej drogi - kroki w świecie już nie tak oczywistym. Ciekaw był w jakim kierunku zmierzali i czy ich ścieżki miały się splatać teraz częściej niż wówczas gdy otaczał ich jeszcze syberyjskich chłód i ojczysta ziemia skuta lodem. Był gotów zapewnić im ów możliwości, chociaż wierzył, że te przychodziły także wraz z więzią krwi jaka łączyła ich z Ramseyem oraz Ignotusem. - Rosja żyje chwałą z przeszłości, a Londyn chociaż mokry i paskudny to głośny od dumy, która jest tu niemalże namacalna. A Anglia nie żyje historią, ale ją tworzy. I cieszy mnie to, że staniecie się jej częścią - chociaż rzadko wypowiadał słowa tak szczere, te nie nosiły cienia ułudy, blefu, kantu. - A o tym co się tu wydarzyło mówi się nie tylko w Moskwie. Sofia, Rzym, Oslo i wiele innych miast szepcze o tym w kuluarach i na ulicach - widział i słyszał wiele, szczególnie, gdy w ostatnim czasie, gdy interesy miotały nim po starym kontynencie i nie tylko. Obserwował arenę międzynarodową, zapamiętywał tych, którzy mogli poza granicami wysp przysłużyć się sprawie, tak na wszelki wypadek. W czasie niepokoju, zmiany rządów - nawet jeżeli zmiana miała być na lepsze - informacja mogła być lepszą walutą niż złoto.
Badali go - przecież nie był głupcem. Grad pytań, uważne spojrzenia nienachalnie śledzące jego ruchy, uszy wsłuchujące się uważnie w każde wypowiedziane słowo. Nie widział jednak szkodliwości w ich pytaniach, kontrolował swoje słowa. Był wprawionym graczem, można rzec starym wyjadaczem i kto wie, może pewność własnych umiejętności i możliwości kiedyś go zgubi. Kącik drgnął ku górze, gdy skupił się na Varyi, która stała się osobą celującą w niego ostrym pytaniem, chociaż wiedział, że oboje trzymali rękę na spuście metaforycznej kuszy. - Stoję po jedynej słusznej stronie, droga siostrzenico - odparł z oczywistością tego stwierdzenia, jak gdyby odpowiedź na to pytanie miała być tak prosta jak na to, czy niebo ma kolor błękitu. Jako gospodarz pozwolił sobie na napełnienie ich kieliszków, gdy te stanęły puste na drewnianym blacie. - Chociaż dalekie podróże uniemożliwiły bezpośrednie przyczynienie się do ostatnich sukcesów - zapraszał ich do siebie szczerością, wszakże trzeba było wiedzieć kiedy można pozwolić sobie na blef. Więcej jednak zapewnień nie miał zamiaru z siebie zrzucać. Nie był im wrogiem, jeszcze bo doświadczenie podpowiadało mu, że więzy krwi to za mało, aby utrzymać przymierzę, ale nie było jego intencją wchodzić na ścieżkę niezgody z dziećmi swej siostry. - Jaki macie plan na najbliższy czas? - owszem ich nazwisko było znane, ale człowiek musiał walczyć o chwałę dla samego siebie, aby być znanym za swe czyny, a nie jako krewny kogoś innego. Pytał bezpośrednio, znużony oczekiwaniem. Jeżeli zechcą on zaprezentuje im wcześniej wspomniane możliwości ze swojej strony, być może nieco innej niż to, co mógł zaproponować Ramsey. - I jak mogę się przysłużyć w waszej sprawie na angielskiej ziemi? - przyszli tu po coś. Zawsze przychodzi się po coś. A on pytał prosto, bowiem im starszy był tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego jak cenny był czas.
Dima Karkaroff
Dima Karkaroff
Zawód : człowiek interesu, handlarz dziełami sztuki
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Comes a tall handsome man
In a dusty black coat with
A red right hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarodziej
 red right hand
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11316-dmitriy-karkaroff-budowa#348154 https://www.morsmordre.net/t11532-weles#357660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f438-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t11533-skrytka-2471#357661 https://www.morsmordre.net/t11534-dmitriy-karkaroff#357663
Re: Salon [odnośnik]03.05.23 14:34
- Gdzie sięgały twoje wyprawy, wuju? Jak widzi nas Europa? Jakie panują nastroje? - Pociągnąłem go za język, gdy zaczął mówić o innych stolicach. Ile prawdy odciskano na papierze, niosąc słowo w świat? Ludzie z pewnością wiele mówili, ale czy gdzieś na kontynencie rodziły się kolejne rewolucje, czy wszyscy potrafili wyłącznie filozofować, tak jak czyniono to na ulicach Moskwy? - I czy planujesz zostać w Anglii na dłużej? - Dotychczas wydawał się pozostawać obywatelem świata. Czy coś miało w końcu zatrzymać Dmitrija? Nie uczyniły tego zaręczyny, nie uczyniła tego także i wojna, co skłaniało mnie do refleksji, że wuj kierował się przede wszystkim interesem własnym. Chciałem zrozumieć jego motywy - zrozumieć jego, ale cała historia była jeszcze mglista, ukryta przed moim wzrokiem.  
- Zostaliśmy zaproszeni przez kuzyna i chcemy skorzystać z tej gościnności. Na pewno słyszałeś o sukcesach Ramseya. - Zgodziłem się ze słowami siostry, na krótką chwilę krzyżując z nią spojrzenie. W nim zawsze odnajdywałem więcej znaczenia niż w słowach, jakby lata spędzone wspólnie w milczeniu nauczyły nas władania językiem, którego nikt poza nami nie był w stanie zrozumieć. - Jeśli o mnie chodzi, zamierzam wesprzeć go swoimi talentami z zakresu ekonomii. - Odpowiedziałem za siebie - oszczędnie, jednak zgodnie z prawdą. Karkarow był sojusznikiem, nie pokładałem w nim jednak ślepej wiary. Choć znaliśmy go od dawna - znacznie dłużej niż angielską gałąź rodu Mulciberów - nie dźwigał z nami herbu niedźwiedzia, nie mógł usłyszeć ryku, który grzmiał w naszych młodych duszach. Nasze rodziny od pokoleń łączyła przyjaźń, a także wspólna krew - jeśli już mieszaliśmy się z innymi, najczęściej byli to właśnie Karkarowowie. Ale oni nosili w sercach inne zadry i inne ambicje niż nasze, słuchali innych pieśni, nawet jeśli te wybrzmiewały w jednym języku. Byliśmy podobni, ale nie tożsami. Mimo pozornej bliskości wuj pozostawał zagadką. Niezbadanym okrętem, który meandrował między portami, nigdzie nie pozostając na dłużej. Ile zaufania można było pokładać w człowieku, który przez dekady nie zapuszczał korzeni? Mógł zasłaniać się interesami, ale nie wierzyłem, by tylko one były powodem jego odwiecznych wojaży. Ile było w nim stałości? Czy mieszkanie na Nokturnie, w którym nas gościł, było tylko przystanią, czy porem, w którym zacumował? Wtórując siostrze uchwyciłem schłodzony alkohol, wypijając go duszkiem. Lodowaty płyn na języku przewrotnie rozgrzewał przełyk, czyniąc krew gorętszą, a umysł bardziej ociężałym, bezkrytycznym. Jeszcze nie teraz - ale wkrótce, być może jeszcze tego wieczoru, wszyscy mieliśmy ujrzeć siebie w odmienionym świetle.  
- A pośrednio? - Pociągnąłem wuja do odpowiedzi, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że podróż i interesy były wygodną egidą, która miała oszczędzić mu zdradzanie szczegółów. Byłem zbyt uważnym słuchaczem, by pozwalać karmić się półsłówkami. Jednocześnie czułem na sobie badawcze spojrzenie Karkarowa - przyglądał się nam tak samo jak my jemu, jeszcze niepewny, czy mogliśmy kroczyć obok siebie jedną ścieżką. Był równie uprzejmy, co zachowawczy, umiejętnie kierując dialogiem w sposób, który pozwalał mu na osiągnięcie własnych celów. Dostrzegałem to - to i wiele innych szczegółów, które powoli obnażały przede mną kim był Dmitry Karkarow. - Znasz Anglię lepiej niż my, przez lata z pewnością zawarłeś wiele sojuszy. Wyrastałeś pośród nich. Znasz ich zwyczaje, ich słabości. I jak nikt inny jesteś w stanie dostrzec różnice między naszymi kulturami. Obie znasz bardzo dobrze. - Tak go postrzegałem. Niby był nasz, ale jednocześnie obcy. Wyciosany przez rosyjskich przodków, ale kształtowany angielskimi otoczeniem - jego doświadczenia mogły stanowić cenne źródło spostrzeżeń, które mogliśmy z siostrą wypracować własnymi siłami - ale na to trzeba było czasu. Bystry myśliwy nie puszczał się w obcy las bez poznania jego sekretów. Ścieżek, których należą unikać, miejsc, w których pasła się zwierzyna. Nie wchodził do lasu nie wiedząc, jaką broń przygotować, co mógł upolować sam, a co mogło upolować jego. - Opowiedz nam o nich. O anglikach widzianych oczami jednego z nich, a jednak zanurzonego w rosyjskiej tradycji. - Przez krótką chwilę skrzyżowałem z wujem spojrzenie, ostre i przenikliwe, które złagodniało, zanim ponownie otworzyłem usta. - Wypijmy za nasze spotkanie. - Zaproponowałem, unosząc napełniony przez Dmitrija kieliszek, spoglądając po twarzach towarzyszy, by dopiero za ich śladem wychylić zawartość szkła.




всегда мы встаем
Arsentiy Mulciber
Arsentiy Mulciber
Zawód : księgowy, ekonomista
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
count my cards
watch them fall
blood on a marble wall
I like the way they all
scream
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon F7MRi3Q
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11518-arsentiy-mulciber https://www.morsmordre.net/t11521-poczta-arsentiego#357366 https://www.morsmordre.net/t12192-arsentiy-mulciber#375367 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11522-skrytka-bankowa-nr-2513#357367 https://www.morsmordre.net/t11523-arsentiy-mulciber#357368
Re: Salon [odnośnik]15.05.23 19:09
Przytaknęłam, wciąż siedząc dość sztywno, w pozie wyprostowanej, gotowa w razie potrzeby natychmiast wstać. Albo zaatakować. Nawet w ścianach krewnego nie czułam się na tyle swobodnie, by po prostu się rozluźnić, żartować, zapaść w miękkich kanapach. A może właśnie tym bardziej tutaj, przed wujem. Powaga rozmów i przerzucane pytania daleki były od pogodnej, serdecznej czułości rodzinnej. Do tego jednak bardzo dobrze byliśmy przyzwyczajenia. Cała trójka. Porozumiewaliśmy się między sobą po swojemu, z boku być może dość śmiesznie jak na łączące nas więzy krwi, ale tam, w naszych stronach zupełnie normalnie. Żadne z nas nie przyszło tu, by się wzruszać. Oswajaliśmy się. Badaliśmy grunt, który dziś nieoczekiwanie przyszło nam dzielić niemal razem.
Ramsey i Ignotus mieli we mnie sojusznika. Wiernego, gotowego podążyć za ich wolą, gotowego podążać za Czarnym Panem z oddaniem. Nie sądziłam, bym mogła dziś choćby w połowie tak bardzo przysłużyć się mu jak pozostali angielscy Mulciberowie, ale zamierzałam okazać każde wsparcie, o jakie ktokolwiek z nich poprosi. Ich droga była moją drogą, jeżeli tylko tego zapragną. Nie odzywałam się jednak bardziej. Słuchałam słów brata i później wuja. Ten drugi miał przed sobą dwie pary walecznych oczu, niejako dociskających go w niewidzialnej pułapce. Pułapce, którą niespecjalnie się przejmował. Nie spodziewałam się, że będzie inaczej. Oczekiwałam, że przyjmie nasze pytania i nasze sugestie odpowiednio. Dalekie mi były sztuki sprytnej konwersacji – Arsentiy przedzierał się przez nią z większą płynnością, ale z pewnością lubiłam konkret. Czas bajek minął dawno temu, a dla mnie i mojego brata właściwie nie istniał. Dimitriy mógł poczuć, że nie spuściłam z niego oczu nawet, gdy wypełniał obficie nasze kieliszki. Przysłuchiwałam się, pozwalając im na paradę komentarzy. Przez chwilę trwałam z boku, łowiąc w intencjach jednego i drugiego. Chciałam wiedzieć, chciałam poznać wartość, pozycję, możliwości, jakie miał tutaj Karkarow. Mogliśmy z nich czerpać? Mogliśmy wykorzystać naszą krew, by wesprzeć wspólną sprawę? Czy na pewno wspólną? Dziś nasze miejsce nie było w Londynie. Przyszłością było Warwick, jako rodzina wprowadzaliśmy się na ziemie oddane pod opiekę naszemu kuzynowi. A jednak z jakiegoś powodu nie mogłam pominąć obecności wuja. Czułam, że w zawiłej grze nie pozostaje on bez znaczenia. Był rodziną.
Zamierzam zgłębić Anglię, nauczyć się po niej poruszać... Wtopić się w tłum. Zacząć brzmieć jak oni. Bez tego trudno będzie ruszyć dalej odpowiedziałam Dimie, właściwie bez cienia zawahania. Zupełnie szczerze – był to odpowiedni czas na porządne osadzenie siebie w nowych butach, w nowej ziemi. Uśpiona rzeź temu sprzyja. Lepszej okazji nie będziestwierdziłam, gdzieś na dnie dusząc nutę żalu. Tygodnie pokoju pomagały nam skupić się na sprawach przyziemnych, a jednak koniecznych. Zanim rzucimy się w bój, musieliśmy nauczyć się chodzić. Choć mogło mi się wydawać, że wcale tego nie potrzebuję, zdołałam się już przekonać, że dziś nie warto się spieszyć. Że zacząć należało od początku. Najprostsze mogło okazać się tym najtrudniejszym. – A ty możesz nam w tym pomóc. Znając nas i znając ich przyznałam, dołączając się do propozycji wyłożonej przez Arsentiya. Po chwili zmrużyłam oczy, wstrzymując się jeszcze przez chwilę przed pochwyceniem wabiącego szkła. Jesteś już bardziej ich niż nasz twierdziłam czy pytałam? Trudno było jednoznacznie zinterpretować chłód czający się między słowami. Trochę w tym było nadziei, trochę pogardy. A może i duma? Domyślałam się już jednak, że jeżeli mieliśmy tu zostać na dłużej, musieliśmy wchłonąć Anglię do rosyjskiego ducha. Zatańczyć z nią. Nauczyć się nowych kroków. Jeżeli jednak Dima potrafił się dopasować i zapuścić w Londynie korzenie, jeżeli angielskie niedźwiedzie wznosiły się na zwycięski piedestał, to my również mieliśmy szansę. Nie zamierzałam jej zmarnować. Wreszcie objęłam palcami kieliszek i bez zbędnej zwłoki wciągnęłam jej zawartość. Odstawione z charakterystycznym trzaskiem naczynie na stół zaświeciło wołającą pustką. Popatrzyłam na wuja. Masz narzeczoną powiedziałam wyraźnie, ale nie był to ton przywodzący na myśl ciekawską dziewuchę. Przestawałam, zeszłam z surowości, wchodząc na nieco bardziej przyjazny grunt. Opowiedz o niej. Zamierzacie pozostać tutaj, na Nokturnie? Nieporuszone dotąd ciało wysunęło się w stronę Dimy, a przy tym trąciłam kolanem kolano brata, ale nawet na niego nie spojrzałam. Ręka za to chętnie wychyliła się do butelki, by prędko napełnić kieliszki. Alkohol ułatwiał. Był nadzieją i zarazem przekleństwem. Dla nas pozostawał zupełnie normalnym towarzyszem rozmów. Jakiekolwiek by one nie były.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach