Wydarzenia


Ekipa forum
Wydawnictwo Książnica Obskurus
AutorWiadomość
Wydawnictwo Książnica Obskurus [odnośnik]07.09.15 20:12
First topic message reminder :

Wydawnictwo Książnica Obskurus

★★
Wydawnictwo założone początkiem XIX wieku, zlokalizowane na piętrze starego budynku, zaraz pod salonem piękności "Zapach Amortencji". Po wejściu stromymi schodami, długi korytarz wyłożony zielonym, przetartym dywanem, prowadzi do poszczególnych pomieszczeń - głównie klitkowatych biur pracowników. Nigdzie nie ma poczekalni, dlatego zwyczajowo dla interesantów przeznaczona jest wysłużona sofa, w której czuć każdą sprężynę. W ostatnich dekadach, wydawnictwo zyskało na popularności, dzięki sukcesowi kompendium o magicznych stworzeniach, autorstwa Newtona Skamandera. Od tego czasu właściciel, wiekowy już czarodziej, Augustus Worme, odszedł od publikacji podręczników, głównie służących uczniom w Hogwarcie, by skupić się na wspomaganiu początkujących pisarzy. Oczywiście, o ile znajdzie w nich obiecujący talent.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:30, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wydawnictwo Książnica Obskurus - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wydawnictwo Książnica Obskurus [odnośnik]28.01.21 14:17
Czasami zdarzało się jej zapominać o ludzkich kłamstwach. O ich przebiegłości, fałszywym sprycie, z którego potrafili na każdy sposób wyzyskać własne pragnienia. Bezwzględnie, ale z uśmiechem na twarzy, drapieżnie, ale klepiąc cię po ramieniu, czy wreszcie ze wsparciem, ale wbijając pazury zachłanności w najmniej spodziewanym momencie. Przywykła do tego. Zapomniała jak to jest otaczać się niebezpieczeństwem, uważać na każdego słowo. Felix przypominał jej ten świat w każdym calu. Swoją niezależnością i skrytym usposobieniem, równie podobnym co różnym od jej własnego. Sama milczała nie dlatego, że musiała, ale z wyboru. Carlisle głęboko wierząc, że prawo do swojej opinii mają tylko ci, którzy potrafią ją poprzeć sama nie zabierała głosu, w jakich sprawach nie była pewna. Chciała dowodów, wytłumaczenia, dosyć nasłuchała się pośród francuskich poduszek i eleganckich salonów półprawd mających znikomą wartość. Dlatego przez dłuższy czas wybrała milczenie. Zbierała doświadczenie, podróżowała mimo niewygód, akceptowała swoje braki podczas wymagających podróży i bez słowa sprzeciwu uczyła się od lepszych jak sobie z nimi radzić. Ta cierpliwość niosła Flamel przez trzydzieści lat przez siebie, każąc skupiać się jedynie na własnej przyszłości, ograniczać bliskie relacje, ochraniać się przed tym co niepotrzebne. Bo przecież nie potrzebowała innych prawda? Mogła i była sama częściej niż potrafiła zliczyć, pochylona nad stosami woluminów, przyciskająca twarz do poduszki, by zdławić okrzyk strachu. Nawet podczas tamtych wypraw, wiedziała, że do końca nie należy do ich środowiska. Nigdy nie powiedzieli tego wprost, była jednak kobietą. Czarownicą o długich włosach, kobiecych kształtach i delikatniejszym głosie. W dodatku ledwo stażystką, nie umiejącą się bronić poza podstawowymi zaklęciami, z wiedzą znacznie okroją w porównaniu do ich wielu dekad doświadczenia. Tylko Lucien zdawał się ją rozumieć, pokrętny tok umysłu Carlisle, równie dobrze jak jej ojciec. Powtarzał, że trzyma swoje serce w klatce, a metalowe pręty umacnia każdego dnia. Zamiast marzeń wybierała racjonalne argumenty, stawiała oczekiwania, ale tylko takie, jakich zrealizowanie wydawało się w zakresie osiągnięcia. Chciała przestać. Ale nie potrafiła. Nawet teraz w obliczu rzekomej śmierci Felixa i oblicza stojącego naprzeciwko niej mordercy.
- To chyba ja powinnam pytać, do czego zmierza. Decyzja raczej zdaje się leżeć w pańskich rękach - odparła spokojnie. Odwzajemniła spojrzenie, pozwalając by wzrok mężczyzny prześlizgnął się po jej twarzy. Czy w tym momencie planował jak pozbyć się Carlisle, tego nie wiedziała, ale zapobiegawczo wolała nie wykonywać gwałtownych ruchów, ani nie dać po sobie poznać, że cała interakcja wywoływała u kobiety niepokój. Profesorem? Wybiło to blondynkę z przyjętej pozy obojętnością, brwi uniosły się do góry w zdziwieniu. Naprawdę to była jedyna wymówka, na jaką aktualnie było go stać?
Kreatywne to nie było, szczególnie że jeszcze sekundę temu wspomniała mu o swoim własnym zawodzie. Męczyła ją ta gra, ale skoro oznaczała ona potencjalne przedłużenie własnego życia. Dobrze, potrafiła odpowiedzieć tym samym. Tak przynajmniej się Flamel wydawało.
- Jest pan profesorem? - Tylko błysk w oku blondynki mógł świadczyć o tym, że nie brała wypowiedzi rozmówcy na poważnie. - Tego nie wspomnieli w liście gończym. Jakiej dziedziny, jeśli można wiedzieć? Niestety artykuł czytałam kilkakrotnie i wspominał jedynie o kilkudziesięciu zamordowanych przez pana z zimną krwią mugolach. Nic o osiągnięciach naukowych. Ignoranci, n'est-ce pas? - Podniosła przed siebie gazetę, palcem drugiej dłoni klepiąc w środek czoła postaci na fotografii.
- Przynajmniej jest pan sławny za granicą. Francja może nie słyszała jeszcze o pańskich dokonaniach jako profesora, z pewnością jednak zwróciła uwagę na pańską rzeź nieświadomych istnienia magicznego świata, w Liverpoolu. O tym jest ta gazeta. - Wypowiedź zakończyła równie autentycznie co jej początek, z żywym zainteresowaniem na ile wykazanie, którego pozwalała Flamel mimika twarzy.


persévérance
You must learn to question everything. To wait before moving, to look before stepping, and to observe everything

Carlisle Flamel
Carlisle Flamel
Zawód : tańczę z liczbami
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
je n'ai rien a perdre
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9229-carlisle-flamel https://www.morsmordre.net/t9243-pi https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9246-skrytka-bankowa-nr-2565 https://www.morsmordre.net/t9244-carlisle-flamel#281192
Re: Wydawnictwo Książnica Obskurus [odnośnik]28.01.21 20:53
Nie miał pojęcia, co się właściwie działo ani jak się działo. Wszystko w końcu przybierało barwy jakiejś taniej i nieśmiesznej ani trochę komedii. Zagubienie, które odczuwał, mieszało się z oczywistym niepokojem. O zdrowie psychiczne nieznajomej? O bezpieczeństwo nie jego samego, lecz nieznanej sobie czarownicy? O odkrycie, że całe to zagranie było tylko głupim żartem? Liczył jedynie, że nic co się tu działo, nie miało pociągnąć za sobą jakichś poważniejszych konsekwencji. Od samego początku wyprawa do stolicy Anglii nie była dla niego przyjemną wiadomością, ale aktualnie jedynie potwierdzało jego dziwne przypuszczenia, że miasto stanęło na głowie nie tylko politycznie, lecz behawiorystycznie. Nie chciał w żaden sposób oceniać jego przypadkowej towarzyszki, jednak nie był w stanie przyjąć postawy dystansu, a naturalna obrona przejęła kontrolę nad umysłem profesora. Nie miał w sobie czynnika odpowiadającego za gwałtowny atak czy napieranie na innych. Wierzył w siłę słowa, argumentu i dyplomacji, które mógł wykorzystać w starciach. Nie oznaczało to jednak, że poddawał się wszędzie tam, gdzie takowe półśrodki zawodziły lub były zwyczajnie niemożliwe. Potrafił walczyć, ale unikał bezpośredniej walki, gdy sytuacja ukazywała takową ścieżkę.
Teraz jedynie przypatrywał się tej, która stała naprzeciwko, oceniając, kim naprawdę była - kimś przed kim należało się bronić czy kimś, kogo można było zwyczajnie ominąć. Nie był mistrzem odczytywania ludzkich zachowań, a mimo to zdawał się na swoją intuicję. Nie był jednak naiwny - zaufanie już dawno przestało leżeć w granicach jego emocji, którymi obdarzał innych. Nie po tym, co zrobiła Pomona. Obserwując nieznajomą, słuchał równocześnie jej słów, ale nie przestał śledzić - tego ruchu prawego płatka nosa, który rozszerzał się, gdy mówiła; pracy żuchwy, gdy zaciskała zęby; nieuchronnego przymykania powiek, od których w kącikach oczu jawiły się linie zmarszczek. Ewidentnie też miała w spojrzeniu coś inteligentnego i zaciętego, co czyniło wielu naukowców wybitnymi i nieustraszonymi na drodze po zwycięstwo. Miało się to jej przydać, cokolwiek robiła. Najwidoczniej również i w kierowaniu się wypisywanymi w prasie bredniami. - To kłamstwo - sprostował momentalnie, chociaż w jego postawie nie było ani grama agresji. Mieszały się na jego twarzy zdezorientowanie z silną powagą, jednak nie można było odmówić temu, co pojawiło się w męskich oczach. Naturalny błękit jakby ściemniał od intensywności całego zajścia i odczuwanych we wnętrzu emocji, bo kto normalny nie odczuwałby buntu na samą myśl o tym, że został posądzony o tak okrutny czyn?! Nie. Nie zamierzał się tłumaczyć z czegoś, czego nie zrobił, ale nie zamierzał też dać się zaskarżyć. Nie obawiał się linczu - nie na rodzinnych ziemiach, gdzie zbyt wielu czarodziejów i czarownic go znało. Zagraniczna prasa to było jednak co innego. Nie docierała do Anglii już tak często, a przekaz informacji wypływający z wysp również był zaburzony. Od brzegów odbijały jedynie wybrane przez Ministerstwo Magii statki, sowy mordowano na potęgę, jeśli tylko zdawały się być podejrzane, przeciek informacji był niekompletny i nieczytelny. O pomyłkę było więc łatwo; gorzej, że pozwalano sobie na tak okrutny cios. - Jeśli zajmuje się pani nauką, niewątpliwie rozpoznaje pani profesora André Lallemanda, który również znajduje się na zdjęciu i jest dyrektorem Instytutu Astronomicznego w Paryżu.
Słowa jednak zostały przerwane, gdy na korytarz wylała się sporawa sylwetka wąsatego i uśmiechniętego szeroko mężczyzny w całkiem zadbanej, klasycznej szacie. - Profesorze Vane! - zawołał radośnie pan Worme, wychodząc zza starych drzwi wydawnictwa i rozkładając ręce w geście powitania. - Proszę wybaczyć. Teściowa zawracała mi głowę dyrdymałami. Musiałem odpisać na list, ale już jestem! Rozumiem, że jest pan gotowy na spotkanie? - zagaił, stając niedaleko wejścia do wydawnictwa i zakładając ręce na pękatym brzuchu. Patrzył wymownie na postać kobiety, jakby czekał na odpowiedź. - Oczywiście. Już idę - potwierdził Vane, a grubasek klasnął radośnie i wrócił do wciskania się z powrotem do swojego gabinetu. Gdy to robił, wzrok Jaya wrócił do czarownicy, by jeszcze raz skrzyżować z nią spojrzenie. Tym razem łagodne. - Radzę zaznajomić się z tutejszą prasą, skoro jest pani w Brytanii. Nasze listy gończe przynajmniej pokazują prawdziwe zdjęcia. Ma'am. - Skinięcie głowy oznaczało pożegnanie, które nadeszło w miarę szybko, chociaż nie aż tak szybko jakby Jayden sobie tego życzył. Przedziwne spotkanie wydawało się niejako trwać w zapętleniu i dopiero pojawienie się spóźnionego właściciela wydawnictwa przerwało ów cykl. Nie żałował, że tak właśnie się stało i niewątpliwie w innym czasie i w innych okolicznościach dowiedziałby się sam, czym zajmowała się stojąca niedaleko czarownica, jednak aktualnie chciał po prostu się wyrwać. Posłał jej ostatnie spojrzenie, w głosie końcowej wypowiedzi natomiast ukrył oczywistą ironię, zanim podążył za panem Worme i zniknął z korytarza, zostawiając kobietę samą. To, czy miała mu uwierzyć, czy nie, zależało już tylko i wyłącznie od niej samej.

|zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Wydawnictwo Książnica Obskurus [odnośnik]29.01.21 11:28
Odkąd postawiła stopę na brytyjskiej ziemi, zdążyła już przywyknąć do poczucia wyobcowania. Czuła na sobie wzrok obcych ludzi, którzy nawet czystym instynktem potrafili wyczuć, że nie była taka jak oni. Inna w sposobie chodzenia, ubierania się czy mówienia. Czasami nawet miała wrażenie, że również jej sposób myślenia, tok rozumowania prowadzony w naturalny dla Flamel sposób, dla innych pozostawał niezrozumiałą tajemnicą. Zdążyła do tego przywyknąć, nosić swoją inność nie tyle z dumą, ile świadomością tych różnic. Nie zamierzała na siłę zmieniać tego, kim była, tylko ze względu na odczucia innych. Skończyła z takimi próbami już dawno temu, poddając swoje aspiracje zostania artystką, wpisania się w ściśle określony pejzaż francuskich panien na wydaniu. Szukała własnego obrazu, tego, który mógłby odwzorować wnętrze Carlisle najlepiej i najdokładniej, ale jednocześnie bała się tego co zobaczy w prawdziwym odbiciu samej siebie.
Rozmówca Flamel budził w niej właśnie takie odczucia, bystre spojrzenie pary niebieskich oczu równało się z tym należącym do kobiety w cichej próbie odszyfrowania wzajemnych intencji. Było w tym całym zdarzeniu coś, co kazało jej twierdzić, iż faktycznie nie zna całej prawdy, ale czy doprawdy uznawany w kraju dziennik mógł się mylić w tak istotnej sprawie? Mało prawdopodobne.
To, że mężczyzna nie wyglądał na mordercę, nie oznaczało automatycznie, że nim nie był. Na swojej drodze Carlisle spotkała wystarczającą ilość oszustów, by z rozwagą podchodzić do wyciągania własnych wniosków. Za żadne skarby nie zamierzała też nikogo oceniać pochopnie, ale nie chodziło przecież o rzecz błahą. Chodziło o życia niewinnych mugoli. Blondynka nie miała szczególnie wielkiego doświadczenia z ich społecznością, chociaż zdarzało się jej kilkakrotnie współpracować z czarodziejami mugolskiego pochodzenia. Z własnych obserwacji mogła zauważyć, że inteligencją nie odbiegali w żaden sposób od czarodziejskich odpowiednik. Spotykała zaskakująco wręcz głupich czarodziejów, ale nie umniejszało to ich wartościowości jako istnienia. Sama Carlisle mądrości nie pojmowała jako tego odległego, nieosiągalnego dla większości wymagania. Wystarczająco wiele razy udowodniono numerolożce jak mało wie, by brała porażki do siebie bardziej niż było to konieczne. Swoją zawziętość zawdzięczała dyscyplinie i determinacji, a jedyną winną tego jak surowo oceniała własne postępowanie była ona sama.
Profesor André Lallemand. Dyrektor Instytutu Astronomicznego w Paryżu. W myślach zanotowała, żeby po powrocie do domu sprawdzić wspomniane nazwisko u swoich kontaktów z Francji. Świadomie, czy nie, trafił w dziedzinę dosyć odległą własnym zainteresowaniom Carlisle, toteż nie była w stanie w żaden sposób odnieść się do słów rzekomego kata, a tym bardziej unaocznić potencjalne kłamstwo. Tak oto powstał kolejny temat, jaki wypadałoby zgłębić dokładniej w przyszłości.
Rozmawiasz z mordercą. Przypomniał po raz kolejny o istotnym fakcie, najwyraźniej zupełnie już zdezorientowany zdrowy rozsądek. Zanim jednak Carlisle zareagowała w jakikolwiek sposób, z jednego z pokojów wynurzył się przeciętnie wyglądający mężczyzna, aparycją uzupełniający wyobrażenie Carlisle o pracowniku wydawnictwa. Z jego ust natomiast, wydobyły się słowa wprawiające Flamel w jeszcze większe skonsternowanie. Profesor Vane. Cóż, taka wypowiedź pozostawiała jedynie dwie możliwe opcje. Albo oboje byli w zmowie, co nawet dla odrobinę przestraszonej Flamel wydawało się już sporym naciągnięciem jej wyobraźni, albo gazeta się myliła. W takim wypadku może powinna jednak zastanowić się nad karierą artystki, odstawiła bowiem jakiemuś przypadkowemu profesorowi ciekawe przedstawienie. Przerzuciła z powrotem wzrok na Vane'a, który zanim zniknął z korytarza, łagodnym głosem wystosował w jej stronę pouczenie. Zmrużyła oczy, a usta zacisnęły się w cienką kreskę kiedy czekała, aż wreszcie korytarz całkowicie opustoszeje.
Dopiero teraz przyuważyła niewielki stoliczek obok sofy, na którym leżał zgrabny pakunek, a na jego wierzchu list opatrzony jej nazwiskiem. Najwyraźniej zamówiona książka czekała na nią tutaj przez cały czas, podczas kiedy Flamel wcielała swoją rolę detektywa w życie. Czy nie byłoby dużo łatwiej, gdyby częściej podniosła głowę znad prasy i zwróciła uwagę na swoje otoczenie? Pokręciła głową, w sercu czując coś na kształt zaciekawienia, które szybko jednak ustąpiło wzruszeniu ramion. Pochwyciła pakunek i zanim ruszyła schodami w dół, po raz ostatni przyjrzała się brzydkiej sofie. Właściwie, nie wyglądała tak źle, wystarczyło tylko zmienić obicie i dodać kilka poduszek. Przydałoby się jej coś takiego w domu. Z tą myślą Flamel opuściła siedzibę wydawnictwa, solennie przekonana, że nigdy więcej nie zobaczy już tamtego nieznajomego, ale też z twardym zamiarem zakupienia wszelkich dostępnych na straganach brytyjskich gazet informacyjnych.
|zt.


persévérance
You must learn to question everything. To wait before moving, to look before stepping, and to observe everything

Carlisle Flamel
Carlisle Flamel
Zawód : tańczę z liczbami
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
je n'ai rien a perdre
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9229-carlisle-flamel https://www.morsmordre.net/t9243-pi https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9246-skrytka-bankowa-nr-2565 https://www.morsmordre.net/t9244-carlisle-flamel#281192
Re: Wydawnictwo Książnica Obskurus [odnośnik]08.03.21 8:47
teoria panmagiczna16 grudnia
Ostatni raz, gdy wydawał książkę, miał niecałe dwadzieścia cztery lata. Nieskończone nawet, bo działo się to jeszcze przed jego przyjęciem do Hogwartu na stanowisko profesorskie. Tamten projekt z aktualnym nie miał nic wspólnego, gdyż skupił się na powiązaniu wpływu planetarnego, astronomicznego na warzenie eliksirów i był raczej rozwinięciem pracy naukowej, jej przedłużeniem, skutkiem ubocznym młodego badacza aniżeli celem w samym sobie, a patrząc wstecz, Jayden widział tam więcej cudzego wkładu aniżeli swojego własnego. I nie w samych badaniach, lecz procesie publikacji. Wracając wspomnieniami do przeszłych dni, profesor czuł swego rodzaju zawstydzenie, ale również dumę - nie mógł wszak odmówić emocjom ekscytacji, które czuł, gdy pan Augustus Worme zgodził się na publikację i druk niewielkiego tomu bliżej nieznanego autora. Nazwisko Vane było znane szerszemu gronu, jednak sam Jay - wówczas jeszcze stażysta Wieży Astrologów - nie był nikim specjalnym. Ot kolejnym elementem naukowej rodziny, co jakiś czas wysyłający swoje artykuły do Horyzontów Zaklęć czy czasopism stricte związanych z dziedziną, którą się zajmował. Taka jednak przyświecała idea Książnicy Obskurus - by wspomagać początkujących pisarzy. Właściciel wydawnictwa kierował się ów zasadą od dwudziestego siódmego roku, czyli praktycznie od urodzenia Jaydena i jedno było pewne - jeśli podejmował się druku czyjejś pracy, wiedział, co robił i znał potencjał ukryty w zakamarkach stronic. Potrafił odnaleźć sens w promowaniu Newtona Skamandera jak i wielu innych światłych ludzi nauki. A teraz po ośmiu latach Jayden znajdował się w tym samym gabinecie, co niegdyś, zapewne mając na sobie podobnego kroju garnitur, lecz nosząc go z większą przynależnością, powagą wypisaną na twarz, znaczniej odznaczającym się opanowaniem w ruchach, tonie, wyrażaniu siebie - nie przypominał w zachowaniu tego rozlatanego chłopca, którym był. Który ekscytował się dosłownie wszystkim i nie potrafił skupić się na jednej, konkretnej rzeczy. Sam Worme patrzył na siedzącego naprzeciw niego czarodzieja z większym uznaniem i nie mógł przestać powtarzać, jak dumny był z jego osiągnięć. Jayden natomiast nie miał przestać powtarzać, że gdyby nie dobroć i wiara Augustusa, nie byłby w aktualnym miejscu swojego życia. Być może nigdy nie wydałby tamtej książki. Być może nigdy nie zostałby zauważony przez dyrektora Hogwartu. A właśnie od tego momentu wszystko zaczynało kształtować się we właściwym kierunku - tym głównym, tym do którego zmierzał przez te wszystkie lata. Nie kłamał. Naprawdę w to wierzył. Augustus Worme był ukrytym ojcem jego osiągnięć. Co do tego nie było żadnych wątpliwości.
To, co zapamiętał z poprzedniego razu tyczyło się faktu, iż samo wydanie książki było dużym przedsięwzięciem szczególnie dla debiutującego autora. Pamiętał, że trzeba było podjąć sporo decyzji oraz uzbroić się w cierpliwość i wyrozumiałość. Na szczęście od zawsze wątpił w siebie, dlatego marzenia i oczekiwania nigdy nie były wybujałe w przypadku publikacji - nie nastawiał się, wolał, by wszystko płynęło po swojemu. Nie mówiąc o tym, że sam proces był niesamowicie skomplikowany, a czasami wymagający. Wydanie książki za pierwszym razem trwało praktycznie rok i chociaż wydawać by się mogło, że stworzenie takiego dzieła było największą z części - najtrudniejszym i najdłuższym etapem było pozyskanie wydawcy. W przypadku Jaya trwało to dobre pięć miesięcy. Szukanie lokali, spotkania, dyskusje, radzenie sobie z odmowami, a w międzyczasie normalna praca. Obskurus znajdował się gdzieś na końcu listy potencjalnych wydawnictw, ale gdy Vane spotkał się z zainteresowaniem, kwestie związane z podpisaniem umowy trwały niecałe dwa tygodnie. Zasadniczy proces wydawniczy miał miejsce między styczniem a końcem kwietnia z uwagi na brak przełożenia priorytetowego w kwestii książki. Zdecydowanie szybciej było mu napisać książkę niż ją wydać, lecz w aktualnym w przypadku było wręcz odwrotnie.
- Książka ukaże się na Święta Bożego Narodzenia. To najlepszy czas na umieszczenie jej w księgarniach i promocję - wyjaśnił pan Worme, opierając pulchne dłonie na wystającym brzuchu. Jayden wciąż zastanawiał się, jak to było możliwe, że ktoś tak otyły był w stanie poruszać się równie zwinnie co Augustus. - Będziemy pracować dzień i noc - kontynuował mężczyzna z uśmiechem na twarzy. - "O pochodzeniu magii" trafi na priorytet, ale proszę nie czuć się z tym faktem źle, profesorze. Nikt inny na tym nie ucierpi. Ktoś taki jak pan na pewno zdaje sobie sprawę, że aktualna sytuacja nie pozwala na rozwijanie się nauki. Szczególnie młodzi ludzie zdają się zajmować innymi sprawami. W twoim przypadku Jaydenie - dołożę wszelkich starań, byśmy wyrobili się w te kilka dni. Nasza magia tutaj zdziała cuda! Zobaczysz. Zależy mi na tym, aby sprowadzić twoje dzieło na świat. Nie tylko zawodowo, lecz również personalnie.
- Dziękuję. - Krótkie, ale szczere słowo wydobyło się spomiędzy warg profesora, który czekał cierpliwie, aż drugi z mężczyzn zakończy swoją wypowiedź. Czuł się odpowiednio bezpiecznie we współpracy z Wormem, pomimo tego, że sam pokrywał wszelkie koszta - autorytet Książnicy zmazywał wszelkie plamy na honorze. Nie raz już wszak spotkał się z przekonaniem, iż autorzy, którzy decydowali się sami na poniesienie finansowych wydatków, nie zawsze traktowani byli poważnie przez innych pisarzy. W środowisku przeważało myślenie, że skoro ktoś zapłacił za wydanie książki, to nie był na tyle dobry, aby zainteresowało się nim odpowiednie wydawnictwo, proponując korzystną umowę. Wszak w ich świecie uwydatniało się dość wyraźnie znaczenie pieniądza - kto miał wystarczająco pokaźną skrytkę, mógł kupić wszystko. Obskurus jednak interesował się przesłaniem, istotą danej książki aniżeli zyskami i za to Jayden miał być wdzięczny. Zresztą sam również posiadał status kogoś, kto znany był ze swojego stanowiska w Hogwarcie i sam ów fakt poświadczał na jego korzyść. Znajomość z Wormem pozwoliła Vane'owi na ominięcie czasochłonnego szukanie wydawcy, jak i negocjowanie warunków umowy - przyszedł z gotowymi punktami i Augustus nie widział żadnych przeciwskazań. Wspólnie ustalili, kto miał odpowiadać za korektę, projekt oraz wykonanie okładki. Sama zapowiedź nadchodzącego wydania ruszyła jeszcze przed przesłaniem treści - Augustus twierdził, że tak będzie lepiej. Potencjalni czytelnicy winni wiedzieć o tej książce z różnych źródeł, powiedział, a Jayden nie zamierzał się z nim kłócić. Wszak to nie on był autorytetem na tym polu, dlatego przystał na sugestię starszego czarodzieja. Ich rozmowy były pełne zrozumienia, zaufania oraz braku sprzeczności, co niezwykle ułatwiało cały proces. Sam druk - dzięki magii - zajmował niewiele czasu i zgodnie z zapowiedziami, Vane miał spodziewać się ujrzenia własnej publikacji tuż przed Świętami Bożego Narodzenia.
- Musimy jeszcze porozmawiać o premierze, Jaydenie. - Augustus odchylił się na swoim fotelu, a jego twarz spoważniała. - W normalnych warunkach powiedziałby ci to, co każdemu innemu. Że zwieńczeniem całego procesu wydania książki jest jej premiera. Najważniejsza, być może główna część. Najczęściej to ja jako wydawca organizowałem pierwsze spotkanie autorskie i odpowiednio je promowałem. - Astronom doskonale znał dalszy ciąg wydarzeń. Dla każdego autora premiera książki przypominała pierwszy spektakl sezonu w teatrze czy operze. Była to wisienka na torcie po miesiącach lub nierzadko latach ciężkiej pracy. Podczas takowego wydarzenia autor musiał opowiedzieć coś o swoim dziele o sobie i być otwartym wobec pytań padających od strony uczestników. Już raz przechodził ów cały proces i bardzo ciepło go wspominał, pomimo że wiele razy pomylono go tamtego dnia z zagubionym uczniem, a nie człowiekiem odpowiedzialnym za stworzoną książkę. - Z racji aktualnej sytuacji... Proponowałbym zorganizować ją po Świętach, ale przed Nowym Rokiem. Nastroje powinny być... Przyjemniejsze - zakończył, odchrząkując wymownie.
- Wydaje mi się to rozsądną propozycją. Obaj doskonale wiemy, że do tego czasu wszystko może się wydarzyć. - Jayden pozwolił sobie na delikatny, blady uśmiech, a Augustus odpowiedział mu tym samym. Szybko jednak przyklasnął, chcąc pozbyć się poważnej atmosfery i rozwiać posępne nastroje. Znów zaskakując astronoma, wstał bez problemu i obszedł zwinnie biurko, by wskazać dłonią na drzwi prowadzące ku części Obskurusa odpowiedzialnej za druk. Wyglądał na podekscytowanego i to samo wrażenie można było odnieść, słuchając wyśpiewanych niemal słów:
- Chodź! Pokażę ci, jak pracujemy już od wczorajszego dnia!

|zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Wydawnictwo Książnica Obskurus
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach