Wydarzenia


Ekipa forum
Główna izba
AutorWiadomość
Główna izba [odnośnik]02.11.15 16:06

Główna izba

Główna izba robi za salon. W centrum znajduje się koza, która robi za kominek. Wokół porozstawiane są skórzane kanapy i fotele. Na ścianach wiszą obrazy oraz wypchane głowy łowieckiej zwierzyny, którą niegdyś upolował Frank Greyback oraz jego rodzina. Pod nimi mieszczą się półki pełne książek oraz niewielkie pianino, które należało kiedyś do Latony.



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Główna izba [odnośnik]30.04.16 23:23
Czy mogło być normalnie? Po ostatnim spotkaniu z siostrą, Caro doszła do wniosku, że ich normalne relacje są możliwe. Rozmawiało im się całkiem dobrze. To mógł być początek przyjaźni, albo przynajmniej bardzo fajnej znajomości. Dziewczyna wolała jednak nie wybiegać myślami w przyszłość i na nić się nie nastawiać. Co będzie, to będzie, a wszelkie plany i wielkie nadzieje związane z siostrą mogły spełnić się zupełnie odwrotnie. Należało więc zachować ostrożność, ciesząc się tym co dobre, powoli poznając Bellonę i dając poznać siebie.
Kolejnym etapem tej nietypowej znajomości było zaproszenie Caro do domu. Z jednej strony dziewczynie było bardzo miło, że ledwo poznana siostra chce ją wpuścić do swojego królestwa, ale odwiedzenie posiadłości Greybacków wiązało się z wieloma nieprzyjemnościami, których Caro silnie się obawiała. To dom, w którym przyszła na świat - przyszły. Tu miała się wychowywać, ale tu jej nie chcieli. Powroty do miejsc, z których zostało się wyrzuconym są niemiłe, to jednak było coś więcej niż zwykłe wyrzucenie za drzwi. Caro już dawno przyzwyczaiła się do tego, kim jest, kim są jej rodzice i ci ludzie, dzięki którym pojawiła się na świecie. Przywykła do tego, że ma bliźniaczkę i wcale nie pochodzi z ukochanej Francji. Nie znaczy to jednak, że się z tym pogodziła. Zupełnie nie pamiętała pierwszych miesięcy swojego życia, ale czuła się mocno zraniona przed kobietę, która ją urodziła. Dobrze, że jej nie zastanę - przeszło jej przez myśl. Ta ulga była jednak jedną z najbardziej gorzkich ulg, jakie kiedykolwiek poczuła. To nie było w porządku i dziewczyna doskonale zdawała sobie z tego sprawę, jednak naprawdę kamień spadł jej z serca, kiedy dowiedziała się, że państwo Greyback nie żyją. Szkoda jej było Bellony i wcale nie cieszyła się z samego faktu ich śmierci. Po prostu tak było łatwiej. Caro wcale nie miała ochoty kiedykolwiek popatrzeć im w oczy i wysłuchać ich przeprosin czy czegokolwiek, co chcieliby jej powiedzieć. Ciągle miała do nich żal i bała się ich. Bellona to zupełnie inna sprawa. Ona przecież była absolutnie niewinna, a choć początkowo Caro czuła silną niechęć do siostry i nie chciała mieć z nią nic wspólnego, dotarło do niej, że dziewczyna nie wybrała swojego losu. Poza tym jej życie mogło być gorsze od życia Caro, która nie musiała mieć do czynienia z Greybackami. Teraz, gdy tych ludzi już nie było, zniknęły także powody do obaw i... tchórzostwa.
Okolica była piękna. Naprawdę urocze, leśne tereny i rustykalny domek. Aż dziwne, że wszystko było takie spokojne i zwyczajne. W wizjach Caro ten dom był istnym więzieniem, przerażającym domostwem, labiryntem Minotaura. Wyobrażała go sobie jako monumentalną budowlę przyprawiającą o dreszcze i gęsią skórkę. Tymczasem po teleportacji jej oczom ukazał się bardzo ładny gmach, jakby luksusowa leśniczówka oraz las nagich drzew, przez których gałęzie prześwitywało ciepłe słońce. Resztki jesieni. Piękne.
Pomimo pewności, że otworzy jej Bellona i tylko z nią się zaraz spotka, poczuła uścisk w żołądku. Pomimo pozytywnych uczuć, które wywoływał piękny widok i równie pozytywnego zaskoczenia posiadłością, podchodząc do drzwi, dziewczyna poczuła silny niepokój, wręcz strach. Nie był on skierowany na nic konkretnego, po prostu nagle, nie do końca wiedząc dlaczego, spanikowała.
- No dalej, to tylko dom! - powiedziała do siebie w swoim ulubionym języku i wzięła głęboki wdech, po czym spokojnie wypuściła powietrze. - Spokojnie.
Chwilę po tym, jak dała znać, że już się zjawiła, drzwi się otworzyły. Uśmiechnęła się na widok jakże podobnej do siebie dziewczyny, choć serce wciąż biło jej bardzo mocno, a niepokój wcale jej nie opuścił.
- Witam, Bellono.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna izba [odnośnik]04.05.16 15:18
Było... źle? Sama nie wiem. Źle było niemal cały czas, czy cokolwiek miało się kiedykolwiek zmienić? Nie. Naiwnie sądziłam, że nadszedł czas wielkiego szczęścia, ale tak naprawdę znów dostałam od losu w twarz, w brzuch, po żebrach... nie wiem. Nie potrafiłam się odnaleźć w nowej rzeczywistości zgotowanej mi przez koleje życia. Nie miałam na nic ochoty, całymi dniami snułam się bez celu po domu. Wreszcie tknęło mnie, że nie zostałam przecież sama na tym padole. Oprócz kuzynostwa miałam jeszcze siostrę! Prawdziwą, mimo, że póki co bardzo odległą. Chciałam się z nią zobaczyć pomimo tego, że to spotkanie mogło nie należeć do najweselszych; obie z pewnością miałyśmy masę wątpliwości, nieprzyjemnych odczuć krążących po układzie nerwowym, problemów, z którymi należy się zmagać. Naiwnie sądziłam jednak, że ta wizyta skieruje moje myśli na inny tor; nie chciałam się już nad sobą użalać. Oczy i nos opuchły mi do granic możliwości, nie było we mnie już nic więcej, a to właśnie taki stan chciałam zachować. Obojętnej na wskroś pustki.
Nie wyglądałam wcale obiecująco kiedy stanęłam przed drzwiami w starym, za dużym swetrze i zmechaconej spódnicy zakrywającej kolana. Włosy były w nieładzie, na twarzy z kolei nie było żadnego śladu po makijażu. Bałam się, że Caroline pomyśli sobie o tym, jak mocno nie zależało mi na tym spotkaniu, a to było nieprawdą; najzwyczajniej w świecie nie miałam siły na doprowadzenie się do stanu używalności.
- Hej. Wejdź - powiedziałam ciężko, robiąc przejście w drzwiach. Jowisz jak na komendę podniósł się ze swojego posłania i przydreptał do gościa, co by go dokładnie obwąchać. Wiedział, że ma się nie narzucać, ale pomimo moich zdolności wciąż był jedynie psem, a psa savoir-vivru nie nauczę. - Przepraszam cię za mój wygląd, ale... nie powodzi mi się ostatnio. - Próbowałam się wytłumaczyć. Powinnam tylko zamienić ostatnio na całe życie, ale nie chciałam dokładać depresyjności do tego spotkania. - Wbrew pozorom cieszę się, że przyszłaś - dodałam uśmiechając się lekko. Tak, wolałam, by moje myśli krążyły teraz wokół niedawno odzyskanej siostry, wokół zmarłych rodziców i wielu innych rodzinnych opowieści niż wokół tego, co się ostatnio wydarzyło.
- Napijesz się czegoś? Jesteś głodna? - dopytywałam prowadząc Caroline do głównej izby robiącej za salon. Dobrze, że w świecie magii sprzątanie nie wymagało wysiłku, w przeciwnym razie wszędzie byłby nieporządek, tak mocno do mnie pasujący w chwili obecnej.



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Główna izba [odnośnik]09.05.16 18:45
Caro w pierwszej chwili bardzo się ucieszyła na widok siostry, ale zaraz potem bardzo się zmartwiła. Widząc jej niewyjściowy stan, zaczęła mieć pewne wątpliwości, co do tego, czy zjawiła się w porę. Czyżby pomieszały jej się godziny? Wątpliwe. Tym bardziej się zmartwiła. Bellona wyglądała smutno. Po prostu smutno. Uśmiech na twarzy Caro złagodniał. Nie wypadało jej się tak szczerzyć, gdy gospodyni nie czuła się dobrze.
Oprócz Bellony, do drzwi podszedł jej pies. W pierwszej chwili Caro cofnęła się, lekko zaskoczona, ale potem podała mu dłoń do powąchania, a następnie pogłaskała zwierzę po głowie. Siostra wspominała, że hoduje jakieś charty, ale wtedy rozmowa skupiła się na innych aspektach i nie było czasu, żeby rozważać temat tych stworzeń. Poza tym Caro wolała koty, jednak do psów nic nie miała. Niektóre były bardzo sympatyczne. Na przykład ten tu.
Na moment czas się zatrzymał i wszystko skupiło się na dużym czworonogu, jednak po bardzo krótkiej chwili myśli Caro wróciły do rzeczywistości. Słowa Bellony tylko potwierdziły jej obawy. A więc jednak się nie myliłam… Najwyraźniej dziewczyna miała jakieś kłopoty. I znowu to siostrzane uczucie - jakby jej pomóc?, bo choć ledwo się znały, w stosunku do Bellony Caro czuła więcej empatii niż w stosunku do jakiegokolwiek innego znajomego tego typu. Ale w sumie jej bliźniaczka przez sam fakt bycia jej bliźniaczką nie mogła należeć do grona zwykłych znajomych. Pomimo tego, że nie wiedziały o sobie zbyt wiele, czuło się tę diametralną różnicę między na przykład sympatycznym sąsiadem a siostrą.
- Ja też się cieszę, że cię widzę – odparła, nie chcąc drażnić dziewczyny dopytywaniem o jej problemy. Nie mogła jednak zupełnie zignorować tego, że nie powodzi jej się ostatnio. – Martwi mnie jednak twój stan. Mam nadzieję… Czy te kłopoty są przejściowe? – czuła się, jakby stąpała po cienkim lodzie, bo pomimo wszystko, Bellona zachowywała pewien dystans w stosunku do siostry, a Caro – ona robiła to samo. Zdawało się jednak, że gospodyni buduje wokół siebie większy mur. Tak jakby nie ufała siostrze i zdawało jej się, że nie może jej o niczym powiedzieć, ale w sumie to było naturalne i Caro nie dziwiła się aż tak bardzo.
Wnętrze domu było bardzo przyjaznym miejscem, choć równocześnie strasznym. Może każdy inny gość widział tu tylko ładnie urządzony salon, ale Caro nie mogła odpędzić się od myśli, że to ten dom. Nie była nawet w stanie dokładnie określić tego, co czuła. To było takie dziwne. Niewinne wnętrze niewinnego domu, a przerażało ją gorzej niż niejedna aurorska akcja. Już tu kiedyś była, ale to były tylko puste słowa. Zupełnie tego nie czuła. Miejsce to wydawało jej się niesamowicie obce. Gdy przebywała gdzieś po raz pierwszy, czuła się o wiele normalniej niż teraz. Miała wielką nadzieję, że Bellona nie dostrzega jej przerażenia.
Podeszła do pianina, które wyglądało na dosyć stare, po czym rozglądnęła się niedbale po ścianach pomieszczenia. No przecież – charty, polowanie. Tak by wyglądało jej życie, gdyby rodzice zechcieli zostawić sobie oba egzemplarze.
- Ach… tak! – pytanie siostry wyrwało ją z zamyślenia. Pokiwała nerwowo głową. – Grasz? – spytała wskazując pianino obiema rękami. Jej ruchy i słowa były nieprzemyślane, ale to była wina tego domu. Najbardziej stresujące miejsce na świecie – to na pewno.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna izba [odnośnik]10.05.16 15:06
Jowisz na szczęście zachowywał się poprawnie, a ja dzięki temu nie musiałam świecić za niego oczami; oszczędził mi jednego problemu. Na te niestety narzekać nie mogłam, dlatego nawet tak drobna rzecz jak jego posłuszeństwo stanowiło wyraźną ulgę. Nie chciałam martwić Caroline, ale ostatnio wydarzyło się tyle, że nie potrafiłam sobie poradzić z własnymi uczuciami. A już na pewno nie sama. Dlatego obecność siostry, tak trochę egoistycznie, miała stanowić pewien rodzaj terapii. Sądziłam, że dzięki temu moje myśli odwrócą się od tych nieszczęśliwych zdarzeń nawet, jeżeli oznaczało to jednocześnie rozmyślania dotyczące historii rodzinnych. Chyba i tak byłam jej je winna.
Przeszłyśmy do salonu; jeszcze raz rzuciłam okiem na jego stan. Nie zauważywszy uchybień odgarnęłam włosy do tyłu czekając na odpowiedź dziewczyny. Czy moje problemy kiedykolwiek będą przejściowe? Nie byłam tego wcale pewna, ale mimo to wymusiłam na sobie lekki uśmiech i pokiwałam głową.
- Tak, niedługo mi przejdzie. – To dziwne, jak gładko szło mi kłamanie. Nawet głos mi nie zadrżał, ani przez chwilę. Nie wierzyłam w to, że nagle o wszystkim zapomnę i przejdę nad tym do porządku dziennego. Znam siebie na tyle, by podejrzewać, że to wcale nie będzie łatwe, wręcz przeciwnie. Lubiłam roztrząsać swoją przeszłość, zachowanie, wszystko; popadałam też w skrajne zdołowanie i naprawdę nie spodziewałam się, że będzie w tej materii łatwiej.
- To przygotuję coś – odpowiedziałam. Nie do końca zrozumiałam czy Caroline jest głodna i chce się czegoś napić, ale uznałam to za bezpieczne rozwiązanie. Poszłam więc do kuchni, wstawiłam wodę na herbatę (przecież wciąż nie wiem, że jej nie lubi!), przyniosłam szklanki. Na stolik położyłam miskę z pasztecikami dyniowymi i maślanymi ciastkami; nie miałam niczego więcej. Wiedziałam, że się umówiłam z siostrą (sama jej to zaproponowałam), a mimo to nie zdobyłam się na wyjście z domu. Chyba jeszcze nie potrafiłam, czułam się skrajnie bezsilna.
- Na pierwszy głód wystarczy – powiedziałam przepraszająco. Wtedy też mój wzrok padł na pianino, co chcąc nie chcąc nie poprawiło mi nastroju.
- Nie – odparłam. Starałam się, żeby to brzmiało miękko, neutralnie; niestety usłyszałam szorstką, odpychającą odpowiedź. – To było pianino mojej… naszej matki. Ponoć na nim grała, obecnie nikt go nie używa – wyjaśniłam, tym razem już niemal obojętnie. – Siadaj, częstuj się, herbata za chwilę będzie. Jak wypijemy… chciałabym ci coś pokazać – zaczęłam temat zupełnie z innej beczki. Dziwne, przecież wiedziałam, że nie ucieknę od przeszłości.



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Główna izba [odnośnik]12.05.16 1:49
Słowa siostry nieco ją uspokoiły. Po prostu czasem tak bywało - ludzie się załamywali i było im okropnie źle, ale sami zdawali sobie sprawę, że to minie, że tak naprawdę nie jest to nic wielkiego. Pewna obawa została, ale Caro nie miała podstaw, żeby nie uwierzyć. Jesienne przygnębienie było częstym zjawiskiem. Sama czasem go doświadczała.
Poza tym, czy w tym domu ktokolwiek mógł czuć się dobrze? Na chwilę obecną dziewczyna zupełnie sobie tego nie wyobrażała. Może to głupie, ponieważ Bellona mieszkała tu od zawsze i zapewne kojarzyła sobie to miejsce bardzo ciepło i przyjaźnie. Caro nie mogła jednak powstrzymać się od myśli, że jej bliźniaczka również boi się tego miejsca i to dlatego wygląda na bardziej przygnębioną niż ostatnio, gdy ze sobą rozmawiały. Wiedziała, że to irracjonalne, ale tak było jej tu łatwiej. Potrzebowała kogoś, kto zrozumie jej niepokój związany z tym domem.
Przekąski wyglądały apetycznie, a Caro wcale nie cierpiała z powodu głodu. Tak naprawdę o jedzenie poprosiła (o ile jej odpowiedź w ogóle można nazwać prośbą) z grzeczności. W końcu nie wypada odmawiać gospodyni poczęstunku. Zaraz po tym, gdy zorientowała się, że jej słowa zabrzmiały... dziko, skarciła się w myślach: Gdzie moje maniery? ale głupio było nagle się wycofywać.
- Och, na pewno nie przyszłam tu na ucztę, ale chętnie coś przegryzę - uśmiechnęła się miło w celu załagodzenia poprzedniej reakcji.
Gdy rozmowa zeszła na temat instrumentu stanowiącego ciekawą ozdobę salonu, Bellona spochmurniała. Czyżby był to drażliwy punkt? Caro nie miała pojęcia, że lepiej byłoby nie wspominać o czymś, co jej siostra widuje codziennie od lat, możliwe, że od zawsze. Jeśli chodzi o rodzinę Greybacków, to w ogóle trudno było pytać o cokolwiek. To było bardzo kłopotliwe. Ciągle jakieś nieprzyjemności i okropne historie. Pewnie masz już tego wszystkiego dość... Caro spojrzała na siostrę niepewnym wzrokiem z odrobiną współczucia. Z jednej strony cieszyła się, że dla niej to po prostu zwyczajne pianino (kolejny element strasznego domu, do którego powoli zaczynała się przyzwyczajać), jednakże przygnębiająco oziębły głos Bellony wcale nie dodawał jej otuchy. Szkoda jej było dziewczyny. Co ona sobie myślała? Co czuła? Na pewno nie było to nic do pozazdroszczenia.
Caro usiadła na kanapie jak na komendę. Nie miała już nic do powiedzenia. Myśli kłębiły jej się w głowie i choć ze wszystkich sił starała się udawać, że wszystko jest w porządku, nie była pewna, jak długą obie będą zachowywać podobne pozory i nie zauważać różnych rzeczy.
- Coś pokazać? - zdziwiła się trochę, choć to logiczne, że w głównej siedzibie Greybacków znajduje się dużo różnych ciekawych przedmiotów i miejsc. W końcu ten dom na pewno miał bogatą historię. Tylko czy Caro chciała ją poznać?...
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna izba [odnośnik]13.05.16 14:18
W kółko myślałam tylko o Aaronie, Aurelii i o tym, co się stało. Choć na moment chciałam odgonić myśli od tego tematu nawet, jeżeli oznaczało to przejście z deszczu pod rynnę. Wiedziałam przecież, że spotkanie z siostrą będzie emocjonalne. Zwłaszcza, że zaprosiłam ją do swojego… naszego? domu. Który tętnił wspomnieniami, niewypowiedzianymi historiami; każdy zakamarek pamiętał te wszystkie lata, w których ktoś tu mieszkał. Greybackowie. Jedna z najbardziej popieprzonych rodzin tego świata. Dziwne, że stąd nie uciekłam po śmierci ojca. Wciąż krzątam się po tych samych, nieprzyjemnie pustych pokojach, wciąż ranię się na nowo każdego dnia. Może właśnie to by mnie uzdrowiło? Zmiana miejsca zamieszkania? Sama nie wiem; to był chyba jakiś głupi sentyment, który nie dawał spać. Nie dawał myśleć o porzuceniu lub sprzedaży tego miejsca. To żywe wspomnienie, jak stare drzewo, które zapuściło korzenie. Nieodpowiednim byłoby je wyrwać.
Woda na herbatę wreszcie się zrobiła, dlatego przeprosiłam Caroline tuż po wyłożeniu na stół przekąsek i udałam się do kuchni. Zaparzyłam nam czarną, zwykłą herbatę, w porcelanie używanej kiedy przychodzili goście. Na przykład Lovegoodowie. Skarciłam się za te myśli, by wejść do izby z dwiema filiżankami gorącego napoju. Postawiłam je na blacie, jeszcze raz zerkając w stronę pianina. Na wzmiankę o jedzeniu uśmiechnęłam się lekko, ale nie powiedziałam nic. Po prostu usiadłam na kanapie obok tak podobnej do mnie osoby. Jednocześnie zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam. Może nie powinnam jej do siebie zapraszać kiedy jestem w tak złym stanie? To wciąż nie był ten etap, kiedy siostra pociesza moje złamane serce. Mimo wszystko wciąż byłyśmy dla siebie niemal obce, nawet, jeżeli więzy krwi mówiły coś innego.
- Tak… robiłam porządki na strychu ostatnio. Znalazłam pamiętnik naszej matki, chciałabym ci go pokazać – zaczęłam z wolna, zachrypniętym głosem. – Nie mam powodu, by skrywać przed tobą historię Greybacków. Pytanie tylko, czy chcesz ją poznać. Nie wiem czy pamiętasz, ale moje słowa kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy nie były tylko zwykłą wymówką, były prawdą – dokończyłam, niepewnie zerkając na Caroline. Może to było już zbyt wiele jak na jeden raz?



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Główna izba [odnośnik]16.05.16 18:49
Spróbowała dyniowych pasztecików. Przynajmniej one sprawiły, że na jej twarzy pojawił się wreszcie prawdziwy, niewymuszony uśmiech. Próbowała się skupić na pozytywach: na ładnym wystroju wnętrza, na cieple kominka i na sympatycznym psie, który położył się tuż obok.
- Co tam maleńki? - Hm... nie taki znowu maleńki. - Nie spodziewałeś się tego, że ktoś może wyglądać jak twoja pani, prawda?
Caro nadal nie mogła wyjść z podziwu, że Bellona jest aż tak do niej podobna. Początkowo nie chciała się do tego przyznać przed samą sobą, twierdząc, że przecież znacznie się od siebie różnią. W końcu jednak dała za wygraną, a nawet w pewnym sensie spodobało jej się to, że ma bliźniaczkę. Ciekawa sprawa, szkoda jednak, ze straciły tyle lat. Może okazałyby się najlepszymi przyjaciółkami? Taką super drużyną... Greybacków. Pougetów? No właśnie...
Przez niesamowicie krótki moment Caro wyobraziła sobie, że mieszka w swoim domu, we Francji, ze swoimi rodzicami. Tyle tylko, że nie jest ich jedynym dzieckiem. Jest z nimi Bellona, mała dziewczynka, taka jak ona. Zajmują dwa duże pokoje na piętrze - Caro swój, a jej siostra jeden z licznych, prawie nieużywanych. Przez głowę przeszła jej wizja wspólnych zabaw, obiadów, wycieczek do Paryża... Choć dziewczyna była szczęśliwym dzieckiem, z bliźniaczką to by mogło wyglądać jeszcze lepiej. Przynajmniej tak sądziła, przypominając sobie znajomych bliźniaków z Beauxbatons.
Bellona wróciła z herbatą.
- Och, jakie ładne filiżanki - powiedziała, próbując określić rodzaj herbaty po zapachu. Jednak z racji, że nie była znawczynią, niewiele była w stanie stwierdzić, ale po kolorze oceniła, że herbata nie jest owocowa. Szkoda, ponieważ to była jej ulubiona. Najgorsza była czarna. Wydawała się gorzko-kwaśna, nawet z cukrem.
Mniejsza o picie i jedzenie - słowa Bellony były o wiele ciekawsze.
Wzmianka o pamiętniku sprawiła, że Caro poczuła ukłucie w sercu. Coś tak namacalnego... To było niemalże jak kontakt z żywą osobą, a nawet mocniejsze. Kontakt ze wspomnieniami, uczuciami podanymi jak na tacy. W rozmowie ludzie często się zamykali, natomiast pamiętnik był formą bardzo osobistą, w której właściciel zapisywał to, co wydawało mu się najistotniejsze. Ta myśl nieco ją przeraziła. Siostra na pewno wyczytała to z jej miny.
Bagno Greybacków - jak mogłaby o tym zapomnieć? Słowa siostry były mocne i dosadne. Bellonie niemalże udało jej się ją skutecznie odstraszyć, jednak do tej pory dla Caro to były jedynie słowa. Niczym nieuargumentowane i w tej chwili odstawione na boczny tor. Czyżby Bellona miała wtedy na myśli coś konkretnego? Coś, co jest tutaj zapisane?
Caro nie miała pojęcia, czy chce poznać jakieś straszne historie o swoich przodkach. Chyba jednak nie chciała, ale... nie mogłaby żyć ze świadomością, że o czymś nie wie. Nienawidziła zagadek i musiała je szybko rozwiązywać.
- Czytałaś już to? - spytała dość pewnym, jak na te okoliczności, głosem.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna izba [odnośnik]24.05.16 14:44
Jowisz uniósł na chwilę łeb przyglądając się ciekawsko Caroline, ale za chwilę ułożył głowę na swoich łapach. Nie rozumiał ludzkiej mowy, a ja nie chciałam chyba mówić, że z nim wcześniej rozmawiałam, przez co czworonóg był na tę sytuację przygotowany. To nie było teraz moim priorytetem, nie miałam do tego głowy. Uśmiechnęłam się nikle patrząc na tę dwójkę. Przypomniałam sobie o tym, kiedy z Jowiszem spędzaliśmy leniwe wieczory w salonie i przez moment zrobiło mi się cieplej na sercu. Skutecznie odgoniłam ponure myśli skupiając się jedynie na siostrze i celu wizyty, na którą zresztą sama ją zaprosiłam. Było mi trochę głupio przez moje zachowanie; nie wyglądałam na kogoś, do kogo przyszła siostra, z którą nie miałam kontaktu prawie całe życie. Starałam się wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu i optymizmu, choć było to bardzo trudne zważywszy na moją sytuację.
Później poświęciłam się (zabawne słowo) robieniu herbaty. Nie widząc, że wybrałam akurat najgorszą z możliwych. Czarna herbata była… cierpka, zupełnie jak ja. Pasowałyśmy do siebie idealnie, taką właśnie lubiłam. Z owocowych miałam jedynie porzeczkową. Ona była jeszcze kwaśniejsza niż zwykła. Poza tym, nie chciałam się zagłębiać w temat herbat, te aż nazbyt kojarzyły mi się z Aaronem.
- Cieszę się, że ci się podobają – powiedziałam pół żartem, pół serio. To był tylko nieistotny szczegół, coś, co na moment mogło rozładować atmosferę i skierować ją na boczny tor. Nie mogło to jednak trwać wiecznie, dlatego na moment zapadła głucha cisza przerywana dmuchaniem w gorący napój. I moim siorbaniem; rzadko okazywałam dobre maniery, raczej byłam dzikusem nieumiejącym się zachować. To dzięki ojcu. Lub przez ojca, jak kto woli.
Oczekiwałam odpowiedzi. Jakiejkolwiek. Siedziałam trochę jak na szpilkach, w duchu marząc o tym, by Caroline stwierdziła, że nie jest jeszcze na to gotowa. Sama nie miałam pojęcia, czy ja byłam, choć już przecież wszystko wiedziałam. Część nawet przeżyłam na własnej skórze, a nawet jeszcze więcej. Czy mogło być coś jeszcze gorszego?
- Czytałam – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Część rzeczy nawet mnie zaskoczyła – dodałam bez ogródek. Nie chciałam jej straszyć, chciałam, żeby się przygotowała. Na teraz lub kiedyś. Chyba, że będzie chciała… nigdy. Na nigdy to ja nie byłam przygotowana. Dlatego patrzyłam na nią pytająco.



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Główna izba [odnośnik]05.06.16 16:28
Caro zastanawiała się, czy to właśnie ze względu na ten pamiętnik została tu dziś zaproszona. Zastanawiała się, czy powinna w ogóle tam zaglądać i czy dobrze zrobiła, że skorzystała z zaproszenia. Nie no, nie mogła odmówić Bellonie spotkania, to by było bardzo niemiłe, poza tym ciekawość okazała się jednak silniejsza niż wszelkie obawy. A teraz Caro bała się tego, że ciekawość znowu weźmie górę. Bellona ją ostrzegała, ale z drugiej strony kusiła. Możliwość odkrycia rzeczy, o których Caro wcześniej nie miała pojęcia była czymś naprawdę niesamowitym. Dopiero niedawno zaczęło do niej docierać to, że tak naprawdę nic nie wie o swojej sprawie. Choć początkowo wydawało jej się, że przekaz jej rodziców, to pełnia wiedzy, jaką można na ten temat posiadać, teraz uświadomiła sobie, że historia na pewno ma drugie dno, choć to może nie najlepsze słowo. Jednak żeby bliżej zrozumieć swoją historię, Caro m u s i a ł a przeczytać, albo przynajmniej przejrzeć zapiski kobiety, która ją urodziła, lecz odrzuciła. Nawet nie wiem, jak ona się nazywała... Ta konfrontacja była jednak za mocna, nawet jak na aurorskie przystosowanie od różnych mocnych sytuacji. Dziewczyna nie miała odwagi, żeby tak po prostu otworzyć tę książkę bez przygotowania się na to, co ona zawiera.
Z zachowania Bellony nie zdołała się dowiedzieć, czy wyznania ich matki są szokujące, smutne, upiorne, czy upiornie lakoniczne. Póki siostra nie zechce jej zdradzić zawartości pamiętnika słowami, próżno liczyć na swoje domysły. Jednak wiadomość, że część rzeczy ją zaskoczyła, była już jakimś tropem.
- Czy jest tam coś... - zaczęła zachrypniętym głosem, ale nie dokończyła. Reszta zdania ugrzęzła jej w gardle. Czy jest tam coś strasznego? Na niektóre nurtujące pytania lepiej nie znać odpowiedzi. - Czy jest tam coś o mnie? - zmieniła początkowy zamiar. Pytanie o swoją osobę wymagało mniej odwagi niż pytanie o ogóły. Jednak potwierdzenie wcale nie ułatwiłoby sprawy. Co innego dowiedzieć się, że kobieta wspomniała o drugiej córce, a co innego poznać treść czy choćby sens jej wypowiedzi. To mogło być krzywdzące bardziej niż wszystko inne, czego doświadczyła w swoim życiu Caro. Krzywdzące bardziej niż pierwsza rozmowa o tym, skąd naprawdę pochodzi i dlaczego trzeba jej było poszukać nowych rodziców.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna izba [odnośnik]06.06.16 13:00
Najbardziej obawiałam się chyba zarzutu, że jej nie uwierzyłam. I dlatego grzebałam po strychu w poszukiwaniu dowodu. Jednak Caroline albo o tym w ogóle nie pomyślała, albo uznała to za nietaktowne, aby coś takiego mi mówić. Tu nie chodził chyba o brak wiary, to była spontaniczna decyzja. Jasne, że dobrze mieć dowód czarno na białym jak było, ale czy to cokolwiek zmieniło? Może umocniło mnie w przeświadczeniu, że mam siostrę bliźniaczkę. A to nie jest żadna oszustka, ale przecież wcześniej także tak uważałam. Trochę naiwnie, to prawda, ale prawdopodobnie przemawiała za mną samotność. Poczucie, że nie mam nikogo bliskiego; rozchodziło się oczywiście o rodzinę. Tak naprawdę to nigdy nikogo takiego nie miałam, matka okazała się być potworem, ojciec oszalał i nie okazywał mi żadnej troski. Zrobili ze mnie dysfunkcyjne stworzenie, a teraz… dowiadywałam się prawdy ukrytej w kurzu staroci. Nie mogłam wręcz uwierzyć, że za tym wszystkim stoi Frank. Wiele się po nim spodziewałam, ale nie tego, że jest aż tak okrutny. Lub raczej był. To było dużo informacji do przetrawienia, a prawda stała się wyjątkowo ciężkostrawna.
Możliwe, że nie powinnam obarczać tym wszystkim Caroline. Była Greybackiem jeżeli chodzi o więzy krwi, ale nic poza tym. Nie musiała dorastać w tym bagnie i mierzyć się z tym całym okrucieństwem. Z jednej strony jej tego zazdrościłam, z drugiej wiedziałam, że ominęłaby mnie praca, którą uwielbiałam. Nie miałabym Jowisza, wszystko byłoby inne. Ale siostrę też chciałam mieć. Dlaczego nie można zjeść ciastka i mieć ciastka? Życie lubi nam wszystko utrudniać. Każe wybierać między naszymi pragnieniami trochę nas w ten sposób unieszczęśliwiając.
Poprawiam się na kanapie, czekając niecierpliwie na jakiekolwiek zdanie na ten temat. Serce na zmianę mi przyspiesza i staje, bo z tych emocji wszystko robi się dziwniejsze. Zerkam niepewnie na bliźniaczkę zastanawiając się o czym myśli. O czymś musi. Próbuje to pewnie przetrawić, ale wątpię niestety w powodzenie tej akcji. Ale milczę dając jej chwilę czasu.
- Tak – odpowiedziałam, kiedy wreszcie jakieś pytanie wychodzi na światło dzienne. Czy powinnam się wdawać w szczegóły? Czy nie lepiej, żeby sama to przeczytała? Musiałabym jej wszystko streścić, nie wiem, czy tego właśnie chce. Chyba muszę spytać się o to wprost. – Chcesz to kiedyś przeczytać, niekoniecznie dzisiaj? Czy mam ci o tym opowiedzieć? – wychrypiałam w końcu. Możliwości. Sama nie wiem co jest gorsze.



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Główna izba [odnośnik]12.06.16 17:47
Kwestia wiary w całą tę sprawę była rzeczą zbyt delikatną, żeby Caro mogła cokolwiek zarzucić swojej siostrze. Rozumiała to, że dziewczyna może jej nie wierzyć, a to, że jednak zaufała jej słowom było pozytywnym zaskoczeniem. Nawet jeśli Bellona miałaby jakieś wątpliwości, bliźniaczka nie była na nią za to zła. Milej i na pewno o wiele łatwiej było jednak budować ewentualną relację na chociażby podstawowym zaufaniu na zasadzie - wierzę, że jesteś tym, za kogo się podajesz, i nie chcesz mnie wykorzystać - dlatego pamiętnik kobiety, która je urodziła, był wręcz idealną pomocą w sprawie. Jednakże to również wiązało się z ryzykiem poznania prawdy, której Caro nie chciała poznawać. Stąd ta niepewność i ostrożność.
Bellona mogła odpowiedzieć jedynie tak lub nie, z tym że pierwsza opcja była bardziej prawdopodobna. Oczywiście skoro rodzice nigdy nie poruszali tematu swojego drugiego dziecka w obecności tego, które zatrzymali, a także postawili sobie za główny cel, uchronienie go przed faktem, że nie jest jedynakiem, mogli o tym nie wspominać absolutnie nigdzie. Pamiętnik jest jednak miejscem, w którym człowiek całkowicie się otwiera i zapisuje swoje najgłębsze sekrety.
Okazało się, że wspomniała o drugiej córce. To było do przewidzenia, a Caro i tak poczuła coś w rodzaju zaskoczenia. Była zdenerwowana całą sprawą. Odetchnęła głęboko, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Na szczęście nie była pod presją, że m u s i odkryć tajemnice pani Greyback teraz, albo już nigdy więcej nie będzie miała takiej okazji. Oczywiście - o wiele łatwiej byłoby wysłuchać, co ma do powiedzenia Bellona na temat treści znalezionych notatek, jednak w pewnym sensie Caro pociągała perspektywa wczytania się w te zapiski.
- Ech, wiesz co? - wlepiła wzrok w ładny zeszyt, jakby potrafiła czytać zamknięte książki. - Może faktycznie muszę się pierw z tym wszystkim oswoić, zanim zaglądnę do środka...
Wypiła łyk herbaty, żeby się uspokoić. Miała już dość tego strasznego pamiętnika, który miała zamiar przeczytać, chyba, że dojdzie do momentu, którego nie da rady normalnie przyswoić. Nie chciała już dłużej o tym myśleć. Powróciły uczucia z początku rozdziału o Greybackach. Ale a propos tego wszystkiego, Caro przypomniała sobie, że Bellonie z całej najbliższej rodziny została tylko ona, jacyś kuzyni i... ten pamiętnik. Aż nie mogła się powstrzymać od pytania:
- Gdzie spędzasz święta, masz jakieś plany? - wypowiedziała to łagodnym tonem. Nie chciała być nachalna. To wynikło z jej troski o siostrę. - Bo... - zawiesiła na moment głos, nie wiedząc, czy słusznie robi. W końcu działała pod wpływem impulsu, jednakże impulsu biegnącego prosto z serca. - Bo jeśli oczywiście masz ochotę, nie czuj się zobowiązana, ale może zechciałabyś być moim gościem, we Francji? - dodała dla pewności, bo bynajmniej nie chodziło jej o londyńskie mieszkanie. - Serdecznie cię zapraszam! Naprawdę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna izba [odnośnik]15.06.16 15:20
Nie było łatwo. Wierzyć, ufać, komukolwiek. Zrobiłam to o kilka razy za dużo, za każdym razem kończyło się tragicznie. Wciąż nie rozumiem dlaczego w przypadku Caroline było inaczej. Dlaczego potoczyło się to tak, a nie na odwrót. Czy byłam nieskończenie naiwna? Być może. Naprawdę chciałam pomyślności dla całej naszej relacji. Żebyśmy mogły złapać jakiś kontakt, choćby w niewielkim ułamku nadrobić stracone lata. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo, ale wiedziałam, że nigdy go już mieć nie będę. A tu taka niespodzianka. Tchnęła ona we mnie nieco życia do tej pustej skorupy, którą byłam.
Ta rozmowa nie była łatwa. Żadna nie była, ale kiedyś należało ją przeprowadzić. Nie mogłam ukrywać tak ważnych rzeczy przed swoją siostrą. Miała prawo poznać swoją historię nawet, jeśli była tragiczna, wręcz opłakana w skutkach. Wiem, że jeszcze nie tak dawno twierdziłam coś zupełnie odwrotnego. Zmieniłam zdanie. Próbowałam wczuć się w skórę bliźniaczki; bardzo chciałabym poznać swoje korzenie, miejsce, z którego pochodzę i życie jakie mogłam wieść. W momencie, gdybym dowiedziała się o byciu adoptowaną, ale bez określonej przeszłości, czułabym się jak niezapełniona kartka pergaminu. Pusta, niewiedząca dokąd zmierzać, nierozumiejąca swojego obecnego położenia. Być może mylnie, ale uważałam, że tak samo było w przypadku Caroline.
- Jasne. Pamiętnik będzie u mnie, wpadnij kiedy chcesz – powiedziałam. Z niewiadomych przyczyn wydawało mi się, że lepiej byłoby, gdybym była na miejscu podczas czytania zapisków. Zawsze mogłam wyjaśnić niejasne kwestie, dopowiedzieć coś w razie znalezienia luki, uspokoić gdyby prawda była zbyt przytłaczająca. Nie wiem jak to wszystko zniosę, ale…
Pytanie dziewczyny zbiło mnie z tropu. Spojrzałam na nią lekko zdziwiona, ale zaraz przybrałam normalny wyraz twarzy nie chcąc jej zniechęcać.
- Od kilku lat nie obchodzę już świąt… – zaczęłam niepewnie. – No i nie układa mi się ostatnio najlepiej, nie chciałabym wam psuć tak radosnej chwili… – dodałam. Wahałam się, bo w gruncie rzeczy dobrze zrobiłaby mi zmiana środowiska. – Ale jeżeli to nie problem, to chętnie – zakończyłam ostatecznie. A Caroline mnie zapewniła, że wszystko będzie dobrze.
Witaj nowe życie?

z/t obie



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570
Re: Główna izba [odnośnik]24.08.16 0:12
| koniec lutego

Mrzonki, myślał, gdy szedł, kulejąc w stronę domu o znajomych, surowych ścianach i oknach zasłoniętych od wewnętrznej strony przez rzadkie zasłonki.
Bolało. Bolały go pobite żebra, które jeszcze nie całkiem zdołały się zrosnąć po ostatniej wizycie w indyjskim szpitalu. Bolała duma, bo tak nagle zostawił Bellę, swoją ukochaną Bellę, całkiem samą, z pierścionkiem zaręczynowym, który nie mógł zostać zamieniony na złotą obrączkę. Bolała oklepana cudzymi pięściami szczęka, bolały zdarte knykcie, naciągnięte mięśnie karku i gojące się rany na plecach. Bolał go cały pobyt w Indiach, który stanął mu ością w gardle. Widok płonących krzewów herbacianych wciąż jawił mu się pod powiekami pomarańczowo-żółtymi plamami, krzyk chorej matki i płacz ojca odbijał się echem w uszach, zapach spalenizny chował się w skórze i nozdrzach. Wyglądał tak, jak wyglądał. Źle. Nawet bardzo źle.
Wziął głęboki wdech, skrzywieniem przyjmując do płuc kolejną falę zimnego powietrza i wolnym wydechem pozwalając, by zamieniło się ono w białą mgłę. To nie był jego pierwszy oddech londyńskim powietrzem, ale pierwszy powietrzem wolnym od swądu palących się krzewów i ziemi, o którą co rusz uderzał jego policzek. Oparł się wyprostowaną ręką o futrynę i zamknął oczy. Drugą dłonią zaciśniętą w pięść wystukał rytm na drewnianych drzwiach.
Mrzonki.
Tęsknił za nią, chociaż nie wysłał jej ani jednego listu z wytłumaczeniem całej tej absurdalnej sytuacji, swojego zniknięcia, które wcale nie było ucieczką od niej czy od Londynu. Właśnie dlatego z takim trudem wyobrażał sobie ciąg dalszy zdarzeń, które powinny mieć miejsce za kilka chwil. Bał się, że zobaczy pretensję na jej jasnej, smukłej twarzy (zresztą popartą mocnymi argumentami), że przestraszy się widoku jego posiniaczonej skóry i zrezygnowanego spojrzenia. Skrajnością była możliwość całkowitego odtrącenia Aarona albo, co gorsza, nie otworzenia mu w ogóle drzwi.
Miał pusty umysł, nie wiedział, co mógłby jej powiedzieć, jak się wytłumaczyć, by zostać dobrze zrozumianym i... by mieć nadzieję, że coś jeszcze da się naprawić. Ale chciał spróbować. Musiał.
Aaron Lovegood
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główna izba OnlREnj
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1193-aaron-lovegood https://www.morsmordre.net/t1334-aaronowy-ajay https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-manor-road-4 https://www.morsmordre.net/t1554-aaron-lovegood
Re: Główna izba [odnośnik]24.08.16 12:27
Wróciłam. Francja była piękna, zdecydowanie mniej pochmurna od Anglii. Spędziłam tam z siostrą i jej rodziną cudowny czas. W dzień zapominałam o wszystkich problemach pozostawionych za sobą. Najgorsze były noce. Ciemne, wolne od obowiązków. Leżałam w obcym łóżku usiłując zasnąć; na próżno. Płakałam w poduszkę prawie bezdźwięcznie tęskniąc za utraconą, całkiem możliwą przyszłością. Ze zmęczenia zasypiałam dopiero nad ranem śpiąc tak naprawdę niewiele. Zaraz byłam wołana na wspólne śniadanie. Nie wiedziałam jak wygląda poprawnie funkcjonująca rodzina. To właśnie tam, w obcym kraju, nie znając zupełnie języka odnalazłam prawidłowości. Szczerość, miłość, oddanie. Zazdrościłam bliźniaczce tak cudownego życia. Obcy pod względem genetyki ludzie kochali ją mocniej niż moi biologiczni rodzice. To była gorzka pigułka do przełknięcia, ale szybko mnie zaakceptowali. A ja wtopiłam się w ten niewielki tłum odzyskując namiastkę spokoju. Nawet Jowisz był zadowolony z wyjazdu, pozwolono mi wziąć go ze sobą. Odżył na nowo widząc, że czuję się lepiej. Miałam zacząć nowe, lepsze życie, z czystą kartą.
Wróciłam. Wróciłam na stare śmieci, do skrzeczącego pustką domu. Smutnego, przykrytego warstwą białego śniegu budynku pełnego bolesnych wspomnień. Szliśmy z Jowiszem po podwórku nie widząc ścieżki biegnącej do drzwi. Rozglądaliśmy się dookoła szukając czegoś znajomego. Nagle poczułam się jak intruz. Odzwyczaiłam się od marazmu Trout Road. Znów poczułam ukłucie w sercu i ścisk w żołądku. Po policzkach spłynęło kilka łez. Miałam zabrać resztę swoich rzeczy. Spotkać się z Luną i Astrą, spróbować sprzedać ten przeklęty dom. Łudząc się, że nowi właściciele tchną w niego życie i energię, których mi brakowało. Chciałam osiedlić się w Prowansji, w nowej chatce wśród łąk i pól. Tylko ja i mój wierny pies, od czasu do czasu odwiedzani przez siostrę i jej rodzinę. I tak do końca świata. Może w końcu zapomniałabym o każdym bólu, który rozrywał moje wnętrzności gdy przebywałam na obrzeżach Londynu.
Wróciłam. Otworzyłam stary kufer. Spakowałam kilka pamiątek, sama nie wiem po co. Westchnęłam ocierając wilgotny policzek. Początki są zawsze najtrudniejsze. Wiedziałam, że nigdy nie oderwę się od przeszłości, ale miałam nadzieję, że nauczę się z nią na nowo żyć.
Z zamyślenia wyrwało mnie natarczywe szczekanie Jowisza. Twierdził, że ktoś się zbliża. Obróciłam głowę w stronę drzwi z niedowierzaniem, nieokreślonym lękiem. Usłyszałam pukanie. Nikt nie wie o tym, że znów jestem w Anglii. Nawet kuzynek jeszcze nie powiadomiłam chcąc zrobić im niespodziankę. Chata nie wyglądała, jakby mieszkali w niej dzicy lokatorzy. Byłam pewna, że wszystko pozostało na swoim miejscu, nienaruszone. Podniosłam różdżkę znajdującą się na stoliku i chwyciłam ją w dłoń. Wolnym, ostrożnym krokiem skierowałam się do wyjścia. Otworzyłam szybko drzwi gotowa na obezwładnienie intruza. To, co zobaczyłam, przeraziło mnie bardziej niż mogłabym przypuszczać.
Czy to sen? Może umarłam? To zjawa? Sobowtór? Żart od losu? Zamarłam w bezruchu wpatrując się w sylwetkę kogoś, kogo zdążyłam w moich myślach pochować już jakiś czas temu. Aaron żył, stał przede mną, w paskudnej formie, ale był, istniał. Serce na moment zwolniło, by zaraz szybciej bić. Nie wiem ile tak stałam w totalnym zagubieniu i szoku. Może minęły długie lata, może tylko kilka chwil. Nie patrząc na jego stan zdrowia rzuciłam mu się na szyję oplatając ją ciasno rękoma. Ścisnęłam go z całych sił upewniając się, że jest tworem jak najbardziej namacalnym. Czułam jego zapach, to na pewno był on. Znów po mojej twarzy przetoczyło się kilka łez. Jowisz biegał bez umiaru wokół nas nie przestając szczekać. Przez chwilę czułam się szczęśliwa.
Zaraz mocno go odepchnęłam, ze złością bijąc go rękami po jednym z ramion. Dalej nie patrzyłam na jego kondycję.
- Jak mogłeś mi to zrobić! Mi i swojej własnej siostrze! – krzyknęłam głośno. Nie wspominałam o reszcie rodziny, może im powiedział. Nam na pewno nie. Wyładowywałam na nim złość, niemoc i bezradność, która mnie ogarniała z każdym kolejnym ciosem. – Myślałam, że mnie zostawiłeś… – powiedziałam już cicho, drżącym głosem. Czułam narastający smutek. Łzy intensywniej ściekały po moich policzkach, otarłam je zamaszystym ruchem przestając dotykać Lovegooda. Przełknęłam ślinę.
- Wchodź – rozkazałam tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wpuściłam mężczyznę do środka każąc mu usiąść w salonie. – Co ci jest – burknęłam jak obrażona dziewczynka, chcąc zebrać się do kupy. Przysiadłam obok niego. Pod bluzką nadal chowałam kryształ, na palcu nadal nosiłam pierścionek, jak gdybym miała się jednak kiedyś wybudzić z tego koszmaru. Nawet, jeśli w to nie wierzyłam.



just fake the smile

Bellona Lovegood
Bellona Lovegood
Zawód : hodowca i treser chartów angielskich
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1565-bellona-greyback https://www.morsmordre.net/t1574-mars#15674 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f181-trout-road-45 https://www.morsmordre.net/t1749-bellona-lovegood#20570

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Główna izba
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach