Wydarzenia


Ekipa forum
Ruiny Stonehenge
AutorWiadomość
Ruiny Stonehenge [odnośnik]22.04.15 0:36
First topic message reminder :

Ruiny Stonehenge

Na terenach Wiltshire, w pobliżu miasta Salisbury znajduje się, pochodzący z epoki neolitu albo brązu, krąg Stonehege, który od wieków skupia naukową społeczność czarodziejów. Przy kamiennych głazach odbywa się większość istotnych dla niemugolskiego świata konferencji, których głównymi gośćmi są przede wszystkim głowy czystokrwistych rodów i najznakomitsi czarodzieje swojej epoki zasłużeni pozycją jak i dokonaniami. Stonehege ma także wielkie znaczenie dla wszystkich astronomów - dzięki niemu można odczytać więcej z gwiazd niż byłoby to możliwe przy wykorzystaniu tradycyjnych narzędzi. Jednak nie jest to zadanie łatwe, tylko kilku znawców nieba na świecie wie, jak posługiwać się siłami zaklętymi w kamieniach.

16 września Stonehenge zmieniło się w stertę gruzów pozbawionych ładu, za sprawką potężnego trzęsienia ziemi, wywołanego podczas obrad arystokracji.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny Stonehenge - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]19.03.17 1:29
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością


'k6' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny Stonehenge - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]22.03.17 19:09
Uważnie obserwowała jak grupka mugoli zbliżała się do kamieni. Im bliżej się znajdywali, tym byli bardziej widoczni, a do jej ucha docierał odgłos stawiających przez nich kroków, który mieszał się wraz ze słowami Ramsey’a. Miał rację, jeżeli zwabi wszystkich, to wszystkich będzie musiała zabić. Ale czy na pierwszy raz potrzebowała wszystkich? Pewnie i przy jednym miałaby dość dużo zabawy, jeśli można to tak nazwać. Mulciber odszedł chowając się za kamieniem i pozwalając jej działać, więc starała się wymyślić jakiś plan na najbliższe chwile. I w sumie nie było to takie trudne, gdyż mężczyźni zajęci sobą rozłożyli się w kręgu i pijąc coś ze szklanych butelek rozmawiali i śmiali się wpatrując w niebiosa.
Marianna korzystając z faktu, że nie została zauważona również spojrzała w niebo. Faktycznie było dzisiaj piękne i coraz więcej gwiazd pojawiało się na jego sklepieniu. Niemal jak w Hogwarcie, którego zaczarowany sufit w Wielkiej Sali wciąż pamiętała. Nagle wyprostowała się, przeczesała włosy dłońmi układając je na jednym ramieniu, uśmiechnęła się, może nawet trochę kokietersko, po czym spojrzała na Ramsey’a. W jej głowie pojawił się dość niestandardowy plan, który miała zamiar urzeczywistnić. Nie była naiwna, wiedziała, że rzucanie takiego zaklęcia jak Imperius i zmuszenie mężczyzny, aby sam do niej podszedł teraz na pewno by się nie udało, zbyt trudne zaklęcie, miała za mało doświadczenia. Musiała zwabić go inaczej, a że była kobietą, to postanowiła to wykorzystać.
Ruszyła się więc w stronę mężczyzn, którzy dopiero gdy była bardzo blisko, zwrócili na nią uwagę. Widziała ich zdziwienie na twarzy, bo jak to tak kobieta, sama, prawie w nocy tutaj? Widząc ją jednak, jej uprzejmy uśmiech i miłe spojrzenie chyba się rozluźnili.
- Przepraszam, że panom przeszkadzam, zgubiłam torebkę i byłam pochłonięta jej szukaniem, że nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno. Mam w niej klucze, bez niej nie dostanę się do domu - zaczęła mówić starając się udawać, że jest zmartwiona, ale uprzejmie nastawiona. - Czy mogłabym poprosić jednego z panów o pomoc? O, pan wygląda na takiego, co potrafiłby mi pomóc.
Wybrała sobie ofiarę. Wyglądał na dość wysokiego, trochę wyższego od niej. Był dość szczupły, ale w tych ciemnościach nie wygląda na wychudzonego. Miał gęste, ciemne włosy, które układał na prawą stronę. Mężczyzna od razu wstał, otrzepał swoje spodnie i podeszł do Marianny wyrażając chęć swojej pomocy.
- To w tamtą stronę, za kamieniami, położyłam ją na ziemię, a teraz nie mogę jej znaleźć - tłumaczyła dalej, gdy już ruszyli. - A pomógłby mi pan dotrzeć potem do głównej ulicy? Dalej sobie poradzę, mieszkam niedaleko, ale jest tak ciemno, trochę się boje.
Ostatnie zdanie powiedziała zdecydowanie głośniej, aby jego towarzysze doskonale usłyszeli. Próbowała zaszczepić w nich myśl, że jeśli za chwilę nie wróci, to może pomógł jej właśnie dostać się do domu?
- A może będę mogła się panu jakoś odwdzięczyć? - dopytała jeszcze, równie głośno.
A potem zniknęli za kamieniami, owy mężczyzna zapytał się gdzie mniej więcej szukać torebki, Marianna wskazała mu randomowe miejsce, a gdy stał do niej tyłem, wyciągnęła różdżkę i skierowała na jego ciało.
- Silencio - rzuciła najpierw, by uciszyć swoją ofiarę. - Petrificus Totalus.
Oba zaklęcia rzuciła na tyle cicho, by tylko owy mężczyzna i ewentualnie Mulciber byli w stanie je usłyszeć. Chłopak padł na ziemię, zapewnie panicznie wystraszony, ale tym już się Marianna nie przejęła. Przerzuciła swoje włosy na plecy, swój wzrok skierowała na niego, a w jej spojrzeniu już nie było niczego miłego. Był jej ofiarą, niech o tym wie.
- Trzeba ich stamtąd wykurzyć - rzuciła do Ramsey’a. - Zająć się tym?


A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się

Marianna Goshawk
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3736-marianna-goshawk https://www.morsmordre.net/t3750-odynka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f283-pokatna-27-4 https://www.morsmordre.net/t4637-skrytka-bankowa-nr-940#99756 https://www.morsmordre.net/t3753-mari-goshawk
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]22.03.17 22:36
Opierał się plecami o zimny kamień, bo chłód przynosił mu niewysłowioną ulgę. Jego ciepłe ciało po raz pierwszy w życiu zdawało się go parzyć wewnętrznie, a wrażliwa skóra dokuczała dniem i nocą. Chłodny powiew świeżego, kwietniowego powietrza z przodu i gładka faktura z tyłu, której chłonął przenikliwe zimno, od razu wprawiały go w spokojniejszy nastrój. Uniósł wzrok w górę. Pewnie w innych okolicznościach z przyjemnością sam rozłożyłby się na trawie, wdychał jej cudowny zapach i doszukiwał się drobnych zmian na wiosennym sklepieniu.
Obrócił się lekko, by spojrzeć na Mariannę, swoją nową przyjaciółkę. Puścił jej oko na znak powodzenia i czekał. Śledził jej przygotowania z zainteresowaniem, to jak poprawiała fryzurę, wygładzała materiał, jej twarz nabierała filuternego wyrazu. Choć powoli się ściemniało, mógł dostrzec to bardzo wyraźnie. Ponieważ wyglądała przy tym atrakcyjnie, nie mógł doczekać się reakcji jej nowych przyjaciół, dlatego wychylił się dalej i spojrzał w ich kierunku. Wybrała sobie ofiarę, w jego mniemaniu dość trudną; mężczyzna, chłopak, wyglądał na względnie ogarniętego, jego koordynacja była całkiem niezła, a szczupła sylwetka prowokowała do myślenia, że może być dość zwinny i sprawny. Każdy jej błąd może się na niej odbić, a Ramsey w niczym nie przypominał rycerza na białym koniu. Cofnął się, wracając do pierwotnego opierania się o kamień i dopiero kiedy go minęli, oderwał się od niego.
— W końcu, prawie zrobiłem się zazdrosny — rzucił cicho, nieco leniwie. W tej chwili młodzieniec odwrócił się do niego przodem, a ich spojrzenia się w końcu spotkały. — Cześć — przywitał się, ale ten nie zdążył mu odpowiedzieć. Od razu strzeliły w niego dwa celne zaklęcia. Musiał być zadowolony z tego, jak szybko zareagowała i popierał propozycję wykurzenia stąd jego najlepszych kolegów. — Nie brudź sobie rąk, zajmę się tym — zaproponował szarmancko, pozwalając jej pozostać z nowym ukochanym — to miała być krótka miłość, ale szybki romans w sam raz przed śmiercią nie powinien stanowić problemu. — Avis.
Stado rozszalałych ptaków ruszyło w kierunku młodego towarzystwa. Po dźwiękach jakie wydawali, odgłosach i skrzeczeniu ptaków, a także szaleńczemu trzepotowi skrzydeł, można było dojść do wniosku, że szybko wyewakuują się z tego miejsca. Śledził ich z początku dość ślamazarne tempo, które przyspieszyło dopiero po kilku chwilach, gdy kilka ptaków uszkodziło pasjonatów bezchmurnego nieba. Zwinęli się całkowicie, biegnąc w stronę, z której przyszli, pozostawiając po sobie śmieci, puszki, ubrania, które Mulciberowi wydawały się niemodne i nieatrakcyjne, więc szybko powrócił wzrokiem do uroczej Marianny.
— Możemy zaczynać?— spytał, unosząc lewą brew. Przystanął nad mężczyzną, którego kopnął lekko stopą, upewniając się, że jest spetryfikowany, choć sam uważał, że więcej zabawy było z ofiarami, które mogły się jakoś bronić. Niemniej, Marianna była młodą uczennicą, musiał pozwolić działać samodzielnie. — Znasz zaklęcie — spytał kontrolnie, zerkając na nią kątem oka, a później sam skierował różdżkę na młodego człowieka i zatoczył ruch nadgarstkiem, demonstrując jej prawidłowy ruch, choć nie wypowiedział ani słowa.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ruiny Stonehenge - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]25.03.17 20:14
Spojrzała na przyjaciela unosząc lekko brwi. A gdy dotarł do niej sens jego słów, uśmiechnęła się lekko. Gdyby ktoś jej kilka minut temu powiedział, że Ramsey będzie mówił, że robił się o nią zazdrosny, na przykład w momencie gdy klęczała przed nim próbując uciec przed bólem, zapewne by nie uwierzyła. Ba! Wyśmiała, że co to w ogóle za głupi pomysł. A tu się okazało, że, nie ważne czy słowa te były prawdziwe czy też nie, tak właśnie powiedział.
- Oh, jak bym wiedziała, to dłużej bym z nimi porozmawiała - odpowiedziała mu, gdy póki co straciła zainteresowanie swoją ofiarą.
Odwróciła się przyglądając jak mężczyzna zajmuje się wykurzeniem pozostałej grupy ludzi, zadowolona, że sama nie musi sobie tym brudzić rąk, jak to ładnie Mulciber określił. Przez chwilę patrzyła jak szalone stado ptaków poleciało w stronę pozostałych mugoli, którzy siedzieli sobie, póki co, spokojnie i spoglądali w gwiazdy, zapewne obgadując swojego kolegę, że go taka ładna panna wyrwała, a potem odwróciła się w jego stronę, kucnęła obok, różdżką przesuwając po jego twarzy i szyi i obserwując jego spanikowane spojrzenie wodzące za jej ruchem. Skończyła przyglądać się swojej ofierze w momencie gdy jej przyjaciel zapytał czy mogą zaczynać. Dziewczyna uniosła się i kiwnęła głową.
- Oczywiście - potwierdziła.
Lewą rękę nadal miała mocno dociśniętą do swojej piersi, z każdym niekontrolowanym ruchem czuła ból w nadgarstku, więc tej dłoni absolutnie nie miała zamiaru używać. Na szczęście była praworęczna i w niej dzierżyła różdżkę. I uniosła ją gotowa do działania.
Nigdy nie rzucała tego zaklęcia i czuła dziwny stres ale i ekscytację z tym związaną. Chciała zobaczyć jaki daje efekt, jak wygląda ciało mężczyzny pod wpływem zaklęcia, które mięśnie stają się najbardziej widoczne i czy to prawda, że żyły na skroniach stają się dużo bardziej widoczne i aż widać jak pulsują. Ciekawiło ją to z medycznego punktu widzenia, w końcu była magomedykiem.
Nie wierzyła w to, że uda jej się za pierwszym razem. Aby poprawnie rzucić to zaklęcie i móc je utrzymać musiała wykrzesać z siebie pokłady nienawiści jakie w sobie posiadała i przez lata skrywała w swoim sercu. Musiała sięgnąć pamięcią do chwil kiedy to rodzice opowiadali jej co sądzą o mugolach, czego w nich nienawidzą, w końcu to co mówili rodzice było też i jej zdaniem. Musiała sięgnąć do własnych wspomnień związanych z mugolami, do odrazy jaką czuła patrząc na nich, do wyższości jaka ją ogarniała, bo uważała, że jako osoba posiadająca magiczne umiejętności, jest lepsza niż oni.
Czy takie powódki były wystarczające? Czy jedynie zaszczepiona w dzieciństwie nienawiść do gorszej rasy i chęć górowania nad nimi i pozbycie się ich z całego świata wystarczyło? Czy potrzebowała silniejszego bodźca? Prowokacji?
Dokładnie przyjrzała się ruchom nadgarstka Ramey’a i powtórzyła go kilkakrotnie, aby mieć pewność, że wykonuje to odpowiednio, dopiero wtedy zdecydowała się rzucić to zaklęcie po raz pierwszy.
- Crucio - wymówiła.
Zapadła chwila ciszy, ale żadnych efektów nie było. Nie byłoby ich za bardzo widać po jego ciele, a jedynie po jego wzroku. Ale oprócz strachu nie było widać żadnych oznak bólu. Nagle Mariannę oblał zimny pot, zdała sobie bowiem sprawę z tego, że rzucenie tego zaklęcia jest zdecydowanie trudniejsze niż by się mogła tego spodziewać. Nie spojrzała na Ramsey’a, sama starała się ogarnąć w czym rzecz, dlaczego nie wyszło. Spróbowała kolejny raz skupiając się na zadaniu bólu, na przywołaniu niechęci do mugoli, ale i to nie poskutkowało.
Naprawdę próbowała, a gdyby Ramsey zbliżył się wystarczająco blisko zauważył by kropelki potu na jej czole. Stres, czy zmęczenie?
- O czym myślałeś gdy próbowałeś zrobić to po raz pierwszy? - zapytała w końcu.
Prawdę mówiąc, to nie miała zielonego pojęcia co czuć, przywoływała różne myśli, różne odczucia, ale jak się okazywało, to było zdecydowanie zbyt mało. Jedynie stała była w niej determinacja nie pozwalająca się poddać.
- Crucio - powiedziała bardziej stanowczo.
Chciała mu zadać ten ból, ale jakby jej ciało miało jakieś opory. Tylko czemu? Nie potrafiła tego jeszcze zrozumieć. Musiała znaleźć w sobie to coś, co sprawi, że opory znikną. Była zła, że one są, ale rozumiała, że jest to naturalne. Była człowiekiem, każdy człowiek ma naturalnie zachowane opory przed krzywdzeniem innych i jeśli nie jest się psychicznie chorym, osobą mającą ze sobą problemy, to pozbyć się tego można było jedynie ćwiczeniami, determinacją i wiarą w stronę przekonania. Wszystko miała, musiała tylko próbować i ćwiczyć aż jej wyjdzie, choćby miała spędzić tu całą noc, a potem przenieść się z owym panem gdzieś indziej i tam na nim ćwiczyć dalej.


A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się

Marianna Goshawk
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3736-marianna-goshawk https://www.morsmordre.net/t3750-odynka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f283-pokatna-27-4 https://www.morsmordre.net/t4637-skrytka-bankowa-nr-940#99756 https://www.morsmordre.net/t3753-mari-goshawk
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]27.03.17 21:49
Kąciki jego ust, już wykrzywione w lekkim uśmiechu drgnęły na jej słowa, nie pozostawiając ich bez odpowiedzi, choć nawet się nie odezwał. Słowa nie musiały mieć dla niego żadnego znaczenia, kreował je wedle własnego uznania, a kiedy młodą twarz Marianny rozjaśnił subtelny uśmiech, pozwolił sobie na przyjemność z obserwowania jej; szukającej w sobie pewności siebie i siły dziewczyny. Coś mu to przypominało, doznał już kiedyś podobnego wrażenia, pozwolił sobie na identyczną zagrywkę, ale nie chciał tego pamiętać. Sam mógł być kim chciał. Mógł być w każdej chwili taki, jaki chciał, jak potrzebował być. Zabawny, złośliwy, poważny, wyrachowany, szarmancki, bezczelny, a pewnie nawet i miły, troskliwy i czarujący. Jego humory zmieniały się w zależności od kaprysu, a zachowanie od potrzeby — łatwo zmienić jego nastawienie, zadowolić go, choć to wrażenie było niezwykle złudne, chwilowe. Wystarczające za to, by zyskać na czasie.
Stał obok niej, doglądając jej nauki, kontrolując w myślach ruch jej nadgarstka, kiedy przymierzała się do rzucenia zaklęcia pierwszej w życiu klątwy. To może za dużo jak na nią, ale nie czuł wobec niej litości. Rzucenie na głęboką wodę zmusi ją do wykorzystania wszystkich sił, skupienia całej swojej energii na tym konkretnym zadaniu. Nie był tak jak ona przejęty samym aktem, a nawet nie patrzył na twarz mężczyzny, którego twarz miała lada chwila wykrzywić się w bólu. Obserwował ją, kiedy się koncentrowała, usilnie szukała w swojej głowie wystarczającego powodu do znienawidzenia człowieka leżącego u ich stóp. Nie nienawidziła go, nie czuła w sobie chęci zadania mu cierpienia, nie czuła pewnie nawet odrazy. Wydawała się być tak bardzo skupiona na poprawnym rzuceniu zaklęcia, że zapomniała wydobyć z siebie własny motyw. A może chciała go zadowolić? Udowodnić mu, że się nadaje, że jest w stanie podołać temu wszystkiemu?
Nie była nawet w połowie drogi; wiedział to od pierwszej chwili, kiedy ją ujrzał. Chciała za bardzo, starała się zbyt mocno. Jej pytanie go zaskoczyło. Uniósł brwi, na moment pozwalając swojej twarzy przybrać wyraz zdziwienia, by za chwilę powrócić do tego typowego dla siebie, z głębokim spojrzeniem pozbawionym mrugania, subtelnym, wystudiowanym uśmiechem. Ale  tak naprawdę nie pamiętał o czym myślał, kiedy po raz pierwszy rzucał zaklęcie niewybaczalne. Nie był w stanie sobie przypomnieć, czy to prawdziwa nienawiść nim kierowała, pchała go w ramiona słodkiej zemsty, mając świadomość, że tylko jej smak da mu ukojenie. Nie był nawet przekonany, czy kiedykolwiek czuł nienawiść tak silną, by w porywie emocji uczynić komuś krzywdę. Wydawało mu się, że stan, który zajmował go obecnie trwał tak długo, że pustka wypełniła jego kanaliki nerwowe, a wiatr hulał w trzewiach, świszcząc gdzieś w pustym, nieruchomym sercu od zawsze.
— Nie ma w sobie magii — mruknął z wyraźną bezradnością w głosie. Spojrzał na jej profil, kiedy wciąż tkwiła nieruchoma jak posąg, atrakcyjna, pociagająca, ale krucha i delikatna. Zbiłby ją byle młotkiem. Jej kamienna, powłoka skruszyłaby się w jednej chwili. — Nie jest w stanie się obronić. Jest całkowicie bezbronny... — dodał ciszej, spuszczając wzrok na tego nieszczęśnika, którego przestraszony wzrok wpatrywał się w nich na przemian. — Jest ofiarą. — Wzruszył ramionami. To było oczywiste. Ich zagranie nie było nawet honorowe, niczym cios w plecy, zamierzać się na słabszego.
Lecz Ramsey cofnął się krok w tył, obszedł go dookoła, stając na przeciw Marianny i spojrzał z nieszczerym współczuciem.
— Finite incantantem — wypowiedział celując w niego różdżką. Jej zaklęcie petryfikujące zostało przełamane, a on mógł się w końcu poruszać, bronić, reagować na to, co działo się wokół niego. Mulciber nadepnął mu na klatkę piersiową, wiedząc, że lada chwila zrzuci jego stopę w panicznym odruchu, pragnąc się bronić, próbując uciec. — Wydaje się, że jesteś ponad nim... Czyż nie? Jesteś silniejsza, bardziej potężna, bezwzględna... — mówił, po chwili czując, jak na jego kostce zacisnęły się mugolskie paluchy. — Wyobraź sobie sytuację, w której on ma przewagę nad tobą, Marie. Nie leży, nie czeka aż rzucisz klątwę. Przytwierdza cię do ściany. Unieruchamia. Gwałci twoją godność. Niszczy twoją dumę, pewność siebie. A ty... nic nie możesz zrobić. A przecież jesteś ponad tym wszystkim. — Kiedy mugolakowi udało się zepchnąć jego stopę z jego piersi, postawił ją na ziemi i cofnął się, pozwalając mu przewrócić się na brzuch i poderwać. Był glizdą, był śmieciem. Był gorszym tworem, niedoskonałą, niedopuszczalną próbą. Czy naprawdę miał pełne prawo do tego, aby się porównywać z czarodziejami? Nigdy do końca nie podzielał wizji ujawnienia świata czarodziejów mugolom. Uważał  magiczny świat za coś wyjątkowego, coś czego szlamy nie powinny doświadczyć. Winny być kierowane zza zasłony, cienia, którego nigy nie będą w stanie pojąć, tak jak wielkości mocy, która płynęła w żyłach magów.
Człowiek, który w tej chwili zrywał się do biegu z zamiarem ucieczki był mu obojętny. Nie posiadał wobec niego żadnych uczuć, a jeśli wykrzesałby z siebie cokolwiek byłaby to pogarda do ludzkiej, niemagicznej natury. Lecz to nie jemu poświęcał swoją uwagę. Patrzył Mariannie prosto w oczy. Nie osądzał jej. Nie wzbudzal żadnej presji. Nie niecierpliwił się. Z opuszczoną różdżką czekał na jej reakcję, na działania jakie podejmie — jakiekolwiek by nie były. Czas uciekał, mężczyzna pchnięty świeżym powiewem wiatru nabrał pędu, oddalał się z każdą sekundą.
Co czujesz, Marie? Mała, słodka, bezbronna Marie?



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ruiny Stonehenge - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]30.03.17 21:08
Rzucił ją na głęboką wodę, chociaż może Marianna trochę nie zdawała sobie z tego sprawy? Przyjęła jego zadanie nie pytając dlaczego od razu było tak trudno, nie ważyła się zapytać, uznając, że skoro zlecił jej takie coś, to doskonale wiedział co robi. Marianna była na tyle nie doświadczona jeśli chodzi o naukę używania Czarnej Magii, że nie miała nawet możliwości, aby zabłysnąć. Oczywiście wiedziała dużo na jej temat, czytała sporo, na Nokturnie można było znaleźć wiele ciekawych książek, ale już dawno przekonała się, że umiejętność czytania ma się nijak do umiejętności wykorzystywania tego co się przeczytało w praktyce. Może dlatego tak bardzo jej się nie udawało. Skupiona na tym, aby wykonać zaklęcie poprawnie, aby przywołać odpowiednio negatywne emocje nie zauważyła tego, co powinna odczuwać. Powinna go nienawidzić za samo istnieje, za sam brak u niego umiejętności magicznej, a w tym czasie ona wyszukiwała jakieś powody z przeszłości, co kompletnie jej się nie przydawało. Ale sama musiała do tego dotrzeć, Ramsey nie chciał dać jej jednoznacznej odpowiedzi, absolutnie nawet nie próbując odpowiedzieć na jej pytanie. Chociaż na nie czekała i liczyła, że jej pomoże, to nie zapytała dlaczego milczy. Zacisnęła za to usta w prostą linię, wracając do swojego zadania i dalszych prób rzucania owego czarno-magicznego zaklęcia, ale wtedy Ramsey zrobił coś, co niezwykle ją zaskoczyło.
Zwróciła ku niemu swoje spojrzenie słuchając uważnie jego słów i obserwując jego poczynania. Mężczyzna miał rację, leżący naprzeciwko niej mugol nie miał w sobie magii. Niemal powtarzała w swoim umyśle słowa Mulcibera, bardzo na poważnie brała tą całą sytuację. Był bezbronny, nie był w stanie się bronić przed atakiem jej magii. Był jej ofiarą i to od niej zależało, co z nim pocznie. Czy go puści, czy nie. Zabije go przez uduszenie, czy połamie mu kończyny, czy zada taki ból, jakiego nie był w stanie sobie wyobrazić. Jakiego ona nie była sobie w stanie wyobrazić, nigdy bowiem nie była dotknięta klątwą, którą sama przed chwilą próbowała rzucić. Obserwowała go jak obchodził ich dookoła, jak wymierza w niego różdżką…
- Co… - wymsknęło się jej, gdy tylko Ramsey ściągnął jej zaklęcie petryfikujące.
Obserwowała jego nogę, którą przytrzymywał mężczyznę przy ziemi, ale wiedziała, że już niedługo da radę zerwać się i będzie próbował uciekać. Był zbyt przerażony na to, by zareagować inaczej. Jednak, póki jeszcze leżał, kobieta dalej słuchała słów swojego przyjaciela i idąc za jego poleceniami próbowała sobie wyobrazić wszystko to, co jej powiedział. Momentalnie poczuła odrazę, aż gęsia skórka pojawiła się na jej ciele. Akurat jej godność, jej duma, jej kobiecość to było coś, czego nigdy nie przestałaby bronić, do ostatnich sił. Miała swoje zasady, a taki mężczyzna mógłby je naruszyć. Nigdy by na to nie pozwoliła.
Mężczyzna zerwał się z ziemi i był już na nogach, gdy Marianna ocknęła się z pewnego rodzaju otępienia. Skrzywiła się, widząc, że mężczyzna szykuje się do biegu, ba, ruszyła nawet za nim. Jego długie nogi dawały mu przewagę, a ona z bolącym nadgarstkiem, który odczuwała przy każdym ruchu nie była na najlepszej pozycji. Ale miała coś, czego nie miał on, miała coś, czym mogła zaatakować go na odległości.
- Gdzie uciekasz! Nie skończyłam z tobą - krzyknęła za nim.
Przystanęła na krótką chwilę i wykorzystując odczucia jakie przed chwilą czuła wobec niego gdy wyobrażała sobie, że to ten mugolski mężczyzna ma nad nim przewagę, oraz złość, że uciekał przed nią, wymierzyła w jego stronę różdżką. Musiała ustabilizować ruch, aby zaklęcie go nie chybiło, naprawdę nie chciała się z nim ganiać po całej okolicy.
- Crucio! - rzuciła.
Mężczyzna krzyknął z bólu, ale krótko, jednakże zabolało go na tyle, że upadł na ziemię i chyba przez chwilę nie wiedział co się stało, bo nie poruszył się, może trochę oszołomiony zaistniałą sytuacją.
- Incarcerous - powiedziała już zdecydowanie ciszej, ale liny obwiązały go w ostatniej chwili, ponownie uniemożliwiając mu ucieczkę.
Zwolniła, opuściła różdżkę i powoli podeszła do niego. Sama była kompletnie zaskoczona tym, że cokolwiek jej wyszło. Wiedziała, że to nie to, efekt był zbyt krótkotrwały i zbyt lekki, ale… ale to był chyba jej pierwszym, malutki, ale pierwszy kroczek, który udało jej się zrobić. Stała tak nad nim, nie wiedziała nawet czy się wyrywa, próbuje jednak jakoś uwolnić, była trochę zszokowana faktem, że zaatakowała człowieka… nie, mugola, zaklęciem niewybaczalnym.


A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się

Marianna Goshawk
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3736-marianna-goshawk https://www.morsmordre.net/t3750-odynka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f283-pokatna-27-4 https://www.morsmordre.net/t4637-skrytka-bankowa-nr-940#99756 https://www.morsmordre.net/t3753-mari-goshawk
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]05.04.17 20:35
Zamiast mówienia jej o czym powinna myśleć, aby zaklęcie się powiodło podsunął jej jeden z miliona scenariuszy, który oddziaływał na emocje. Uważał to za prosty sposób, w miarę skuteczny w jej przypadku; wobec siebie nigdy tego nie czynił, odnajdując siłę w ciszy i skupieniu. Ale ona była wciąż niezwykle młoda, energiczna, pełna tego wszystkiego, czym syciło życie, a także dylematów, rozterek moralnych i uczuć. Wymaganie od niej takiego samego podejścia jak jego było pozbawione sensu, wszak różnili się od siebie znacząco. Słuchał jej uważnie, nawet kiedy sprawiał wrażenie ignoranta, który lekceważył wszystko co go otaczało. Zapamiętywał jej pytania, odpowiedzi i wybory, prognozując na ich podstawie przyszłe decyzje i zachowania. Miał analityczny umysł, który rozkładał wszystko, co widział na czynniki pierwsze. Nie było tu miejsca na całościowy pogląd i najprostsze, najbardziej ludzkie i często najmniej logiczne rozwiązania. I choć dostrzegał w niej potencjał, był świadom jak wiele przed nimi jest jeszcze pracy, ale póki miała w sobie zapał, mógł łamać ją i podnosić, po to by znów skrzywdzić i tak w kółko. Chciał, by stała się niezłomna, niepokonana. Chciał, by pokazała mu, co naprawdę potrafi.
Zaklęcie petryfikujące uniemożliwiłoby obserwowanie zmagań mugola z jej klątwą, gdyby jej się powiodło. W innym wypadku musiałby się ruszyć, zaskoczyć go i zatrzymać, a później pozwolić jej spróbować jeszcze raz. I pewnie robiłby to do skutku, chociaż z każdą kolejną próbą miałby w sobie mniej cierpliwości. Uważał, że stać go na to, bo nie gorączkował się zawczasu, a jednak najbardziej liczyła się dla niego skuteczność. Więc patrzył na Marianne i oczekiwał, że okaże się skuteczna.
Podążył za nią spojrzeniem, gdy ruszyła za mężczyzną naiwnie wierząc, że uda mu się go dogonić, choć w tym pościgu doszukał się jej niepewności i wahania. Jej wybór, by za nim podążyć był interesujący, ale nieco go zawiódł. Zadarł wyżej brodę, obserwując kilkusekundowy wyścig, nim Marianne chwyciła za różdżkę i wycelowała nią w swą ofiarę, a jemu zdawało się, że minęła cała wieczność, nim odważyła się to uczynić. Dopiero kiedy mugol upadł na ziemię, pogrążony przez chwilę w bólu wziął głęboki oddech i westchnął, uśmiechając się z satysfakcją profesora, którego uczniowie zdali OWUTemy. Ale sprowadzał ten sukces do uśmiechu losu, odrobiny szczęścia, do odpowiedniej energii, którą wykorzystała do rzucenia tego zaklęcia, bo nie powtórzyłaby go pewnie zbyt szybko. Ruszył powoli w ich kierunku, coraz bardziej oddalając się od Stonehenge.
Skutecznie zatrzymała mężczyznę w pozycji horyzontalnej, umożliwiając sobie kolejne eksperymenty, więc nie przeszkadzał jej, cokolwiek zamierzała zrobić. Przystanął obok, spoglądając na szlam z góry, ledwie powstrzymując się przed splunięciem mężczyźnie w twarz.
—Gladium otwiera żyły— zasugerował cicho i niewinnie, szepcząc jej zza pleców. Trzymał ręce z tyłu, w dłoniach ściskając własną różdżkę. Zerknął na jej profil z ukosa i uniósł brwi. — Jeśli nie otrzyma szybko pomocy wykrwawi się bardzo szybko. — Ale oczywiście mogła go uzdrowić. Była uzdrowicielką. Mogła w nieskończoność lepić jego rany i ćwiczyć na nim, otwierając je ponownie, wzmagając tortury i ból, który szybciej go wykończy psychicznie niż pozwoli ciału umrzeć, lecz czy to nie było wystarczająco kuszącą wizją spędzenia tego wieczora?



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ruiny Stonehenge - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]06.04.17 19:02
Stała nad nim i wpatrywała w jego ciało owinięte sznurami, które wiło się, próbując uwolnić, oczywiście całkowicie bezskutecznie. Stała tak i patrzyła nie bardzo zdając sobie sprawy z tego, co czuje. Kiedy Ramsey zaproponował jej rzucenie tego zaklęcie, obawiała się, że po pierwsze nie da sobie rady, a po drugie, że nie będzie w stanie skrzywdzić drugiego człowieka. Przecież była magomedyczką, do takiego zawodu ciągnęła ludzi możliwość leczenia, uzdrawiania i ratowania życia, a nie jego odbieranie. Jakże kuriozalnie brzmiało to w jej przypadku. Kiedy jednak już je rzuciła, to nagle zdała sobie sprawę z tego, że wcale ją to nie zabolało. I chyba się wystraszyła, zdziwiła gdzie są w niej te ludzkie odruchy, które przecież zawsze w sobie miała? Tak szybko zniknęły, już się ich pozbyła? Nie możliwe. Ale nagle przestały być dla niej ważne, w starciu z mugolem przestała, przez tą krótką chwilę, traktować go jak człowieka. To chyba gorsze od śmierci.
Czuła jego osobę za sobą, zaproponował jej zmianę zaklęcia, ale Marianna jedynie zaprzeczyła ruchem głowy. Potrzebowała chwili, aby się w sobie zebrać. Uniosła prawą dłoń i przetarła swoje czoło. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że jest cała gorąca. Emocje, zmęczenie, skupienie, wszystko to robiło swoje.
- Zawsze uważałam, że bezpodstawne cierpienie jest niepotrzebne - wyszeptała, spoglądając na Ramsey’a niepewnie. - Ale nie czułam się źle z tym, że zadałam mu ten ból…
Może nie powinna mu tego mówić, ale skoro byli już przyjaciółmi, to Marianna nie miała zamiaru ukrywać w sobie swoich myśli. Miała nadzieję, że jeśli będzie on wiedział o tym co ona czuje i co myśli, to będzie potrafił nią dobrze pokierować, tak aby wyciągnąć z niej wszystko co się da. Chciała tego, godziła się na to, nie mogła więc narzekać i się poddawać. A iść dalej przed siebie, tego oczekiwała sama od siebie. Chociaż, początek nie był najmilszy i prawie zwątpiła. Przecież Ramsey niemal złamał jej nadgarstek!
Rozpięła górne guziki swojego płaszcza. Był początek kwietnia, a wieczory były jeszcze dość chłodne, to jej naprawdę było bardzo gorąco. Nie powiedziała jednak słowa, nie poprosiła o przerwę, a dzielnie ponownie uniosła różdżkę i skierowała w stronę leżącego mężczyzny. Spojrzała mu w oczy, patrzył na nią z przerażeniem, przecież to wszystko było dla niego kompletnie niezrozumiałe, jakim cudem to wszystko się działo. Nie wiedział. Starała się czerpać z tego, jak wielką władzę posiada nad jego ciałem, nad jego życiem. Że może z tym bezbronnym mężczyzną zrobić wszystko. Tak, był bezbronny, ale bezbronni są najlepszymi manekinami do nauki, dopiero gdy w pełni opanuje zaklęcie pozwoli sobie na starcie z kimś, kto mógłby jej zagrozić. Nie chciałaby zawieść z powodu swojego niedoświadczenia. Nie jest głupia.
Stanęła w szeregu Czarnego Pana bo fascynowała ją jego potęga, chciała być kiedyś choć w jednej trzeciej tak potężna jak on. Zafascynowała ją władza, którą kiedyś będzie pełnił oraz to, że u jego boku może nauczyć się i posiąść władzę nad innymi ludźmi. Nad życiem i śmiercią. Mogła uleczyć, okazać łaskawość, ale równie szybko mogła doprowadzić do szaleństwa i zabić. I to się właśnie działo. Aż zadrżała z ekscytacji, gdy uświadomiła sobie to wszystko.
- Crucio - rzuciła, w miarę pewnym głosem.
Mężczyzna zaczął wić się na ziemi, uciszony nie był w stanie jednak nic powiedzieć, nie był w stanie krzyczeć, jedynie rzucać się i płakać. Nie płakał długo, Marianna nie będąc nauczoną jak długo utrzymywać zaklęcie, w dodatku widząc efekty, szybko się zdekoncentrowała i puściła zaklęcie zbyt szybko. Sama zachwiała się na nogach, tyle emocji.


A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się

Marianna Goshawk
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3736-marianna-goshawk https://www.morsmordre.net/t3750-odynka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f283-pokatna-27-4 https://www.morsmordre.net/t4637-skrytka-bankowa-nr-940#99756 https://www.morsmordre.net/t3753-mari-goshawk
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]20.04.17 18:24
Być może istniał szeroki wachlarz powodów, dla których postanowiła zostać magomedykiem, lecz nie wnikał, nie pytał i nie angażował się w jej osobistą walkę. Znał wielu uzdrowicieli, niektórzy zostali nimi z powołania, inni sprawdzali się w tej niezwykle trudnej dziedzinie magii i przymusiło ich do tego życie. Marianna była młoda, chłonęła wiedzę w szybkim tempie. Musiała spożytkować swe umiejętności najlepiej, a on natrafił na świetny moment, aby nadać odpowiedni kierunek jej myślom. Nie wychowywał jej, nie opiekował się nią, była zbyt duża na niańczenie, ale chciała się uczyć, poznawać. Rozważał przez chwilę sytuację, w której stała na pograniczu, szukając sensu własnego życia. Niemalże widział to wahanie w jej brązowych oczach, niepewność, której łatwo było się pozbyć. Wystarczyło wziąć w płuca tyle powietrza ile się dało i zdmuchnąć niczym domek z czarodziejskich kart.
Był wobec niej bezlitosny, ale mimo to nie uciekła. Choć prawie złamał jej rękę, nie ugięła się i nie poddała, kiedy świetnie się bawił, patrząc jak pada na kolana, a łzy bólu cisną jej się do oczu. W jej twarzy utkwił nieruchome spojrzenie, w którym nie tracił czasu na zbędne mruganie. Była zdziwiona? Pod wrażeniem? Pełna wiary i otuchy? Mógłby jej odebrać to wszystko w jednej chwili, ale zamiast tego pozwolił nacieszyć sukcesem, który wzmagał wiarę we własne możliwości. Uśmiechnął się krzywo, leniwie przenosząc wzrok na ofiarę, która spętana linami wiła się po trawie, wyrywając z niej małe pęki z korzonkami.
— Co to jest bezpodstawne cierpienie? — spytał zupełnie poważnie, nie potrafiąc w żaden sposób wyjaśnić jej sformułowania. — Czy ból na szpitalnej pryczy jest pozbawiony podstaw? Czy pozbawienie wnętrzności wroga jest pozbawione sensu?— spytał, spoglądajac na różdzkę, którą trzymał w obu dłoniach. Przesunął palcami po szarobrązowym drewnie i uśmiechnął się. Jego twarz emanowała spokojem i pewnością. — Wszystko ma jakiś cel. We wszystkim można znaleźć naukę, wszystkie skutki poprzedzają przyczyny. Cierpienie jest konsekwencją, którą trzeba poniesć. Niektórzy czynią to z godnością. Inni próbują od tego uciec... — Wzruszył ramionami, z góry spoglądając na mugola, na brudny, śmierdzący szlam, rasę która zatruwała świat, która nie była godna jego części. Wszystko przypisali sobie, będąc jedynie marnymi produktami ubocznymi procesu tworzenia.
Westchnął i zerknął na nią spod byka.
— Dobrze się spisałaś.
Jęki wreszcie ustały, ale dźwięczna symfonia krzyków i spazmatycznie wypuszczanych głosek wydawała mu się najpiękniejszą jaką słyszał. Rozkoszował się brzmieniem muzyki, która echem roznosiła się po okolicy. I być może gdyby nie naturalna czujność, przymknąłby oczy i ułożył się na trawie obok, obserwując powolną śmierć człowieka, rozpad mugolskiego ścierwa, które nie zasłużyło na to, by nazywać się panem. Ale nie mógł zniżyć się do tego samego poziomu. Duma czarodzieja nie pozwalała mu na to, by spojrzeć na świat z jego perspektywy. Była spaczona, a on nadawał się wyłącznie na straty.
— Jeszcze raz — nakazał jej, wiedząc, że wprawnie rzucone i podtrzymane zaklęcie doprowadzi nieszczęśnika na skraj obłędu. Ale nie zamierzał mu przecież pozwolić odejść stąd, nawet kiedy Marianna pozbawi go rozumu. Żałował, że jego przyjaciele już sobie poszli i nie mogli zostać odrobinę dłużej, aby patrzeć na jego męki i podziwiać piękno nadchodzącej śmierci.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ruiny Stonehenge - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]23.04.17 20:18
Każdy miał swoje powody dlaczego wybrał taką, a nie inna drogę. Swoje powody miała także Marianna, ale jak się okazało ludzkie życie mimo wielu planów i ścisłego podążania za określonym celem potrafiło zejść na inną ścieżkę. Kiedy Mari rozpoczynała swój staż do głowy by jej nie przyszło, że za kilka lat będzie stać tu i teraz, z różdżką uniesioną na innego człowieka, mugola, najgorsze ścierwo jakie chodziło po tej ziemi. Dlatego to dobrze, że Ramsey pozwolił się jej nacieszyć tą chwilą kiedy poczuła w sobie moc, władzę nad jego życiem. Dodało jej to trochę pewności siebie, sprawiło, że zauważyła, że nie czuje się z tym źle i poniekąd mogła odetchnąć z ulgą. Jeszcze tego brakowało, aby miała przy tym jakieś wątpliwości. Byłaby wtedy skończona, kompletnie. Odwróciła swój wzrok spoglądając na Ramsey’a, który zaczął dopytywać ją, o co dokładnie chodziło Mariannie gdy mówiła o “bezpodstawnym cierpieniu”. Zacisnęła usta w prostą linię, pozwoliła mu się wypowiedzieć, ale nie chciała jego pierwszego pytania pozostawić bez odpowiedzi.
- Zawsze bezpodstawnym cierpieniem było dla mnie zadawanie bólu, które nie było dla mnie żadną korzyścią. Ból na szpitalnej pryczy jest pozbawiony sensu, dla mnie jest, bo co mi da gdy pacjent wije się z bólu? Oprócz tego, że muszę wokół niego skakać, aby mu ulżyć, to ja nie mam z tego żadnych korzyści, ale teraz… - urwała na chwilę, by spojrzeć na mugola. - Teraz mam korzyść, ale miałam obawy, że kiedy zawsze próbuje kogoś uratować i uleczyć, tak teraz trudno będzie mi zadać komuś ból. Jednak, to wcale nie jest takie trudne, tym bardziej czemuś takiemu.
Miała nadzieję, że dobrze mu wyjaśniła to, jak widziała tą całą sytuację. Ramsey dobrze myślał, Marianna stała na pewnego rodzaju rozwidleniu nie do końca wiedząc jeszcze, w którą stronę tak naprawdę chce się rozwijać i jakie zająć miejsce w hierarchii. Chciała się piąć do góry, poszerzać swoje umiejętności i być przydatna na tyle, aby Czarny Pan zaprosił ją kiedyś do tego samego szeregu, w którym stał teraz jej przyjaciel. Zależało jej na tym. Dlatego też ucieszyła się słysząc pochwałę, kąciki ust delikatnie drgnęły jej ku górze, a oczy zabłysnęły zdrowym blaskiem.
- Chciałabym móc wykorzystywać swoje umiejętności, aby was leczyć - powiedziała, mając na myśli wszystkich śmierciożerców, nie była jeszcze świadoma tego, że jednego z nich niedługo zabraknie. - Równocześnie chciałabym być też przydatna w innych kwestiach i nie wiem czy mogę te dwie ścieżki ze sobą połączyć - westchnęła, zaciskając palce na różdżce. - Dodatkowy medyk wam się przyda.
To nie było pytanie, a czyste stwierdzenie faktu. Wiedziała o tym od pierwszych chwil, gdy pojawiła się w organizacji. Rozwój czarnej magii był obowiązkowy do tego, aby nie zostać w tyle, powinna również ćwiczyć obronę przed zaklęciami, ale i nie powinna zaniedbywać nauki magii leczniczej, w końcu nadal chciała zostać uzdrowicielem w Świętym Mungu, a im wyższe miała umiejętności, tym bardziej mogła przydać się rycerzom i Czarnemu Panu. Na szczęście była jeszcze młoda, mogła poświęcić się rozwojowi, póki co on był dla niej najważniejszy, nie mężczyzna, nie jakiekolwiek dziecko. Dlatego też kiwnęła głową, wracając myślami na ziemię skupiła się, aby ponownie zaatakować mugola.
- Crucio - rzuciła zaklęcie zdecydowanie pewniej, niż ostatnio.
Znów po Stonehenge rozniósł się krzyk mężczyzny, wijącego się z bólu na ziemi i nie mogącego w żaden sposób uciec przed Marianną. Dziewczyna mogła jedynie domyślać się co on czuje i o czym myśli, a zapewne myślał już jedynie o szybkiej śmierci.


A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się

Marianna Goshawk
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3736-marianna-goshawk https://www.morsmordre.net/t3750-odynka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f283-pokatna-27-4 https://www.morsmordre.net/t4637-skrytka-bankowa-nr-940#99756 https://www.morsmordre.net/t3753-mari-goshawk
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]30.04.17 9:12
Nie rozumiał idei czynienia czegoś bez celu; wydawało się to dla niego całkowitą stratą czasu. Jeśli ktoś nie pojmował, dlaczego coś robi, nie mógł wynieść z tego odpowiedniej nauk, wyciągnąć wniosków, wyszarpać przyjemności i odczuć satysfakcji. Wszystko musiało mieć swój porządek: przyczynę, cel, skutek. W jego mniemaniu nie istniała również bezinteresowność; nawet ci, którzy kierowali się nią otrzymywali w zamian coś,biorąc to ostatecznie za nagrodę. Tylko głupcy dokonywali bezsensownych czynów, które przynosiły więcej szkód niż korzyści, bezmyślnie obierali drogi, podejmowali decyzje, które warzyły zwykle na losach większej grupy osób. Nie mógł pozwolić, by Marianna była głupia. Wkroczyła w szeregi Rycerzy Walpurgii z określonego powodu, nawet jeśli nie tkwił na pierwszym planie, nawet jeśli nie popychał ją do działań, a jedynie majaczył w głowie jak senna mara, która nie mogła opuścić zmęczonego umysłu. Czarny Pan potrzebował wokół siebie wiernych i zdolnych sojuszników i dla niego, a nie własnej satysfakcji tkwił obok niej, próbując wniknąć w głąb jej psychiki i odepchnąć wszystkie wątpliwości, że to, co czyni jest słuszne. A było jedyną słuszną rzeczą.
Chciał wyplenić w niej niepewność i obawy, ale tylko ona sama mogła uczynić to trwale i skutecznie. Do tego musiała zrozumieć siebie i odszukać swe miejsce w grupie. On tylko podpowiadał, gdzie winna szukać rozwiązań; musiała przyjąć je jako swoje. Te podpowiedziane przez niego byłyby nietrwałe, mogłyby szybko zniknąć, gdyby ktoś umiejętnie podważył jej podstawy.
Uśmiechnął się na jej słowa.
— Dziś jego ból na szpitalnej pryczy nie przyniesie ci żadnych korzyści. Lecz jeśli to ktoś wart uwagi, istotny, możesz wykorzystać ten ból i swoją umiejętność jego znoszenia, by wyjawił ci rzeczy, których w żadnej innej sytuacji by nie zdradził. — Zerkał na nią z ukosa, z szelmowskim spojrzeniem, oddając się na moment wyobraźni, która postawiła ich do szpitalnej sali, w której Marianna z pogardą i niechęcią spogląda na niewartego uwagi pacjenta. Jęki i prośby wijącego się u ich stóp mugola szybko sprowadziły go jednak na ziemię. — Lecz oczywiście, jeśli byłby bezużyteczny to należałoby ukrócić t w o j e męki, spowodowane jego bólem. Zgadzasz się ze mną? — zwrócił się jednak do ofiary, spoglądając na nią litościwie z góry. — Och, tak też myślałem. Zgadza się w stu procentach — szepnął konspiracyjnie do Marianny, na wypadek, gdyby bełkot cierpiącego człowieka był dla niej niejasny.
Kolejny cruciatus uderzył w nieszczęśnika, wyginając jego ciało w przerażający sposób, jakby pozbawiony był kręgosłupa. Jego twarz wykrzywiał grymas bólu, a krzyk, zmącił płacz; rzewne łzy zalały rozpalone, brudne z trawy i ziemi policzki. To sprawiło, że skupił się na nim; na brudzie, na szlamie, który napawał go obrzydzeniem i niechęcią. Ten widok rozpalał go jednak, zadowalał, w dziwny, chory sposób uszczęśliwiał. Odpowiedź na jej pytanie musiała więc zaczekać.
— Avada kedavra — powiedział w końcu, gdy poziom satysfakcji jego widokiem zaczął w końcu maleć. Zielona wiązka światła pomknęła z jego różdżki i ugodziła mężczyznę, w ułamku sekundy odbierając mu wszystko; wzrok, słuch, czucie, ból, świadomość... życie. Znieruchomiał, a potem zwiotczał, układając się bezwładnie na mokrej ziemi.
— Wybacz, jego jęki, nie pozwoliły mi się skupić — mruknął od niechcenia, chowając różdżkę. Zwrócił się do dziewczyny przodem i uniósł na nią wzrok. — Na czym my... Ach, leczeniu. To dobra decyzja. Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo przydatna możesz się dzięki temu okazać. Pożądana. Potrzebna. A twoja pomoc nieoceniona.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ruiny Stonehenge - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]02.05.17 14:06
Zgadzała się z jego każdym słowem, delikatnie przytakując w newralgicznych miejscach. Wystarczyło się trochę podszkolić, a mogła zadawać ból tak długo, aż jej przeciwnik utraciłby zmysły. Równocześnie mogła leczyć go i zaczynać cały proces od początku. Łamać kości, składać je i ponownie łamać tak długo, jak miała ochotę; mogła przecinać skórę, zalepiać rany i ponownie je otwierać. Niby nic, ale nieprzyjemne uczucie, które trwa bardzo długo w końcu staje się nie do zniesienia. Dzięki swoim umiejętnościom mogła torturować, wyciągając informacje, które były jej potrzebne; albo stać z tyłu i pilnować, aby jej towarzysze byli cali i zdrowi.
- Zgadzam się z tobą - potwierdziła.
Była łatwa w kierowaniu, jak już Ramsey zauważył stała na rozdzieleniu dróg i zastanawiała się w którą stronę podążyć. Wystarczyło kilka słów, odpowiednie naprowadzenie, a Marianna sama wybierała odpowiednią drogę. Czasami trzeba było zmusić ją do zmiany myślenia, jak wtedy gdy klęczała przed swoim przyjacielem prosząc go o litość, a czasami wystarczyło pokazać jej, że jej wcześniejsze poglądy były błędem i szybko łapała to, jak powinna postrzegać daną sytuację. Jej męka wywołana cierpieniem innego człowieka, które to cierpienie można było ukrócić, a wtedy i jej cierpienie znikało. Czy to nie było genialne?
Z zapartym tchem obserwowała jak mężczyzna wił się po ziemi, jak płakał. Obserwowała jego łzy wydostające się przez zaciśnięte powieki, każdy grymas twarzy, słuchała jęku. Już niedługo ten obraz miał towarzyszyć jej zdecydowanie częściej, póki co jednak wiedziała, że dzisiejszej nocy nie zaśnie, widząc przed oczyma wykrzywioną z bólu twarz mugola. Nie czuła żadnego uszczęśliwienia, prawdopodobnie w jej ciele krążyło zbyt wiele emocji, aby była w stanie odczytać w sobie coś tak małego. Coś, co zapewne z każdym użytym cruciatusem będzie rosnąć. Aż w końcu urośnie do takich rozmiarów, że stanie się to dla niej czystą przyjemnością. Póki co nie była jeszcze na to gotowa.
Otworzyła szerzej usta słysząc czarno-magiczną inkantacje. Widziała wiele ludzkich śmierci, w Mungu nie można było się bez tego obejść. Nigdy nie widziała jednak tak czystej śmierci, gdy ulatywanie duszy z ciała można było wręcz zobaczyć. Jak każdy mięsień jego ciała ulega rozluźnieniu, a na twarzy powoli pojawiał się spokój. Wpatrywała się w martwego mugola, dopóki nie usłyszała głosu swego przyjaciela. Odwróciła się do niego i spojrzała prosto w oczy. Zarumieniła się. To że mogła być, jak to Ramsey określił, pożądana i potrzebna sprawiło, że zrobiło jej się gorąco. Nagle zrozumiała, że to o czym myślała nie było tylko głupim planem, ale czymś co faktycznie mogło stać się prawdą. Skoro sam Mulciber mówił, że jej pomóc by im się przydała, to naprawdę w to uwierzyła. W końcu mu ufała.
Uzdrowicielstwo to była jedyna dziedzina magii, w której, tak naprawde, mogła się specjalizować. Poświęciła na jej naukę naprawdę dużo czasu i jeśli mogła użyć ją do tego, aby zapewnić bezpieczeństwo rycerzom oraz śmierciożercom, aby mogli w pełni sił wykonywać Jego polecenia - byłaby usatysfakcjonowana. Cichy pomocnik, który nie bierze czynnego udziału w walce, ale wspiera swoich. Dobrze wykonane zadanie oraz zadowolenie Pana byłoby najcudowniejszą nagrodą.
- Być może to właśnie byłoby moje miejsce. Jednocześnie, chciałabym móc się obronić i ewentualnie potrafić zaatakować, jeśli byłaby taka potrzeba. Nie oszukujmy się, każdy normalny czarodziej na początku będzie próbował wyeliminować magomedyka, aby osłabić przeciwników - skrzywiła się lekko, odwracając wzrok i zdrową ręką przyciskając tą nadwyrężoną mocniej do piersi.
Nie zawsze będzie pod ich protekcją. Nie wiedziała nawet czy w ogóle by zawracali sobie głowę jej osobą, czy po prostu wykorzystywali na swoją korzyść, zostawiając ją samą sobie. Musiała umieć sobie poradzić i, jeśli miała rację, to Ramsey również zdawał sobie z tego sprawę.


A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się

Marianna Goshawk
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3736-marianna-goshawk https://www.morsmordre.net/t3750-odynka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f283-pokatna-27-4 https://www.morsmordre.net/t4637-skrytka-bankowa-nr-940#99756 https://www.morsmordre.net/t3753-mari-goshawk
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]07.05.17 11:01
Zgadzasz się, to dobrze. Uśmiechnął się, nie spuszczając z niej wzroku. Jej pokrywające blade lica rumieńce go rozbawiły. Przez chwilę zastanawiał się o czym myślała. Onieśmielał ją? To co mówił? Może zawstydzał ją widok śmierci, bezdusznej, okrutnej, czystej i pięknej. To również dobrze. Posłuszna, właściwie kierowana najlepiej przyda się Czarnemu Panu, najlepiej jak będzie w stanie odegra swą rolę u boku Rycerzy Walpurgii. Nie chciał jednak by była naiwna, łatwowierna; aby sterował nią każdy, by była podatna na głupie i bezsensowne sugestie. Ktoś szybko to wykorzysta, uczyni ją głupią, zmusi do popełnienia niewybaczalnych błędów. Bądź mądra, Marie, bądź silna, nie pozwól, by ktoś uczynił z ciebie chorągiewkę na wietrze.
Ułożył jej jedną rękę na ramieniu i spojrzał na ciało mężczyzny, tak zimne, nieruchome i pozbawione życia. Był martwy i na swój sposób wyglądał lepiej niż wtedy, gdy był żywy; jak oni wszyscy, prezentujący się w odpowiedni sposób dopiero wtedy, gdy białe larwy lęgły się w żołądku i zjadały ciało od środka, gdy muchy lepiły się do zatęchłej krwi w pustych oczodołach.
— Oczywiście— przytaknął od razu; trafne spostrzeżenie. — Dlatego też istnieje cień szansy, że uzdrowiciela będzie się chronić. Dla własnego dobra— zerknął na nią na krotką chwilę. Już teraz była rycerzom potrzebna, wiedział, przeczuwał, że to, co nadchodzi będzie wymagało od nich ścisłej współpracy, lojalności. On sam wolał mieć magomedyka po swojej stronie, tak aby w krytycznym momencie nie pozwolił mu zamknąć oczu, odpłynąć w ramionach Morfeusza i być może więcej się już nie obudzić. Jego skóra nie była pokryta łuskami, dziś wiedział to na pewno, gdy oparzenia po szatańskiej pożodze wciąż dawały o sobie znać i pewnie jeszcze długo będą, o ile kiedykolwiek całkowicie się zagoją. — Poświęcaj każdą wolną chwilę trenowaniu swoich umiejętności. Nadchodzi wojna, później nie będzie już czasu. — W cichym głosie, przerywającym powstałą wokół nich ciszę rozbrzmiała nuta ostrzeżenia. Zsunął lekko dłoń z ramienia i odwrócił się w drugą stronę, plecami do zwłok, by spojrzeć na odległy horyzont, tam gdzie jeszcze jakiś czas temu widniały kolorowe łuny zachodzącego słońca. Teraz zapadał coraz większy mrok, nastawała chłodna wiosenna noc, gwiazdy na niebie świeciły już dostatecznie wyraźnie. Zimny wiatr zaczął drażnić skórę, więc dłonie włożył do kieszeni pod peleryną. — Przy odrobinie szczęścia zjedzą go wilki, albo podziobią wrony. Dziś już więcej nie zrobimy— odezwał się, uprzedzając jej ewentualne zmartwienia. Ludzi zwykle w takiej chwili zajmowało pytanie: co teraz. Zupełnie tak, jakby usłyszał je w myślach lekko wzruszył ramionami. Nic. Ona wróci do siebie, on zajmie się swymi sprawami. Wyciągnął jeszcze z kieszeni papierosa, którego odpalił po włożeniu między wargi.
Mała Marianna, to imię nawet w myślach brzmiało słodko, budziło skojarzenia, wspomnienia, wobec których jednak nic nie czuł. Było, minęło. A teraz ona, młoda dziewczyna z wielkimi, sarnimi oczami stała za jego plecami tuż po tym, jak skazała szlam na śmierć w męczarniach. Ból, który czuł musiał być niewyobrażalny. Już sama myśl o zalążku okrucieństwa, jaki się w niej rozwijał, łechtała go przyjemnie od środka. Mała, wstrętna morderczyni.
Uśmiechnął się pod nosem.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ruiny Stonehenge - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]07.05.17 13:02
To było coś czego pragnęła? Być potrzebną? Jak niewiele było trzeba, aby zadowolić kobietę, tym bardziej w momencie, kiedy nie oczekiwała więcej. Nie wstydziła się swoich rumieńców, nie ukrywała ich, to co myślał na ten temat Ramsey mało ją interesowało. Miała uczucia, gotowały się w niej różnego rodzaju emocje, które szukały wyjścia. Musiała mieć naprawdę mocno czerwone policzki, skoro zauważył to w tych ciemnościach. Za to Marianna zauważyła jego uśmiech, miała wrażenie, że tym razem prawdziwy, z zadowolenia jej postępowaniem. To był taki znak, że dobrze robi i ma tym podążać. Właśnie oznaczała kierunek, w którym będzie iść i takie, nawet małe, gesty jej w tym pomagały. Nie odwróciła od niego wzroku, gdy jego dłoń znalazła się na jej ramieniu, chociaż poczuła dreszcze, nie z ekscytacji, a pewnego wewnętrznego strachu. Ostatnim razem gdy ją dotknął, to wylądowała przed nim na kolanach. Teraz jednak nie zapowiadało się, że tak się stanie. Widząc, że jego spojrzenie powędrowało w stronę mugola i ona zdecydowała się na zwrócenie w tym kierunku. Przyglądała się martwemu ciału, przez myśl przeleciało jej pytanie, czy jego śmierć była komuś potrzebna. Zaraz jednak energicznie pokręciła głową, karcąc sama siebie za to głupie pytanie. Była potrzeba, Marianna dzisiaj się nauczyła całkiem wielu rzeczy, dowiedziała coś o sobie, zmodyfikowała swój pogląd na niektóre kwestie. Jego śmierć była bardzo potrzebna, nie tylko dla niej, ale i dla całego czarodziejskiego świata. To zawsze jeden mugol mniej.
Czy Czarny Pan wyczuł w niej, gdy przyjmował ją do swojego grona, że wystarczy nią trochę pokierować, aby stała się naprawdę wartościowym i, przede wszystkim, oddanym członkiem jego grupy? Czy wiedział już, że wybrała na swojego nauczyciela najbardziej odpowiednią, i jednocześnie najbardziej nieodpowiednią, osobę z jego najbliższego grona? Czuła się członkiem czegoś większego, chciała zadowolić Pana, osiągnąć własne korzyści i dbać o nich. Była kobietą, takie było jej miejsce, które miała nadzieję, że kiedyś przeskoczy, aby stać się kimś więcej. By stanąć bliżej Niego.
Odetchnęła z lekką ulgą, gdy jego słowa potwierdziły jej myśli, chociaż ten “cień szansy” nie brzmiał zbyt dobrze, to nastrajał do myśli, że rycerze i śmierciożercy dostrzegą jej potencjalną rolę w zespole i zauważą, że czasami bardziej będzie im się opłacało ochronić ją, niż swój własny tyłek. Oczywiście, nie wierzyła w cuda, zapewne w większości momentów będzie musiała radzić sobie sama mając wybór czy ochronić siebie czy kogoś innego. Jej decyzja będzie stricte zależeć od sytuacji w jakiej się znajdą.
- Zrobię wszystko, by w odpowiednim momencie być dla was pomocą - zapewniła.
Cóż więcej mogła powiedzieć? Będzie się starać, będzie ćwiczyć i poświęcać każdą wolną chwilę. Nie miała zamiaru go zawieźć ani marnować jego cennego czasu. Zerknęła na jego zsuwającą się rękę, a następnie ponownie na martwe ciało. Zwierzęta miały mieć dzisiaj niezłą wyżerkę. Zastanawiała się przez czy nie podciąć mu żył, aby krew wypłynęła z jeszcze ciepłego ciała i szybciej zwabiła zwierzęta, ale w końcu zrezygnowała. Odwróciła się tak jak Ramsey w stronę, w którą patrzył, chociaż stanęła krok za nim. Nie patrzyła jednak w niebo, a w niego. W swojego przyjaciela. Delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy. Dzisiaj obudził w niej małego potwora, zdolnego do tego, aby zadać komuś ból. Chociaż nie potrafiła jeszcze zabijać, to wiedziała, że i do tego momentu dotrze.
- Prowadź mnie, Ramsey - poprosiła, czy też może bardziej, zażądała.
Dzisiejszy wieczór utwierdził ją w przekonaniu, że chce podać mu swoją dłoń i podążać za nim, pozwolić, aby nią kierował tak długo, aż stworzy z niej potwora, będącego w stanie panować nad życiem i śmiercią swojej ofiary. Potwora w ciele drobnej, chudziutkiej, z pozoru miłej, i chyba całkiem ładnej, Marianny.


A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się

Marianna Goshawk
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3736-marianna-goshawk https://www.morsmordre.net/t3750-odynka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f283-pokatna-27-4 https://www.morsmordre.net/t4637-skrytka-bankowa-nr-940#99756 https://www.morsmordre.net/t3753-mari-goshawk
Re: Ruiny Stonehenge [odnośnik]11.05.17 20:11
Z każdą mijającą minutą coraz większa ciemność nadciągającej nocy walczyła z blaskiem wschodzącego księżyca, który rozświetlał Stonehenge. Gwiazdy były przyjaciółkami, które wskazywały zbłądzonym bezpieczną drogę do domu. Spoglądał w nie z subtelnym uśmiechem, dostrzegając w nich nie tyle piękno, co pociągającą tajemnicę, której pewnie nigdy nie zdoła odkryć, choćby dniami i nocami studiował mapę nieba i ułożenie tych maleńkich punktów o każdej porze roku. Było w tym coś niezwykłego; gwiazdy wydawały się znajome, dość oczywiste i stałe, lecz wszechświat krył w sobie wiele niewiadomych. Z pewnością mógł być też niebezpieczny i złudny.
Tej nocy gwiazdy nie wskażą drogi do domu nieszczęśnikowi, który leżał na coraz to wilgotniejszej trawie, twarzą skierowaną w czarne sukno pokryte migocącymi świerszczami. Oczy miał wpół otwarte, podobnie jak usta, nieco wykrzywione w grymasie od razu przywodzącym na myśl śmierć w cierpieniach, choć jego ciało nie pokryła żadna rana. Może gdy go znajdą nie pozostanie z niego zbyt wiele. Kruki wydziobią mu oczy, wilki ściągnięte zapachem krwi pożrą jego ciało, a jeśli zdołają się nim nasycić porzucą jego kości gdzieś nieopodal. Był brudem, był zarazą, trucizną jątrzącą się z rannego świata czarodziejów. Był ułamkiem tego, co pełzało po tym świecie, niegodne by żyć, niegodne by umrzeć łatwo, szybko i przyjemnie.
Marianna wydawała się już rozumieć na czym polegalo jej zadanie. Spojrzał na nią przez ramię, kiedy jej głos ponownie przeszył co chwilę zapadającą pomiędzy nimi ciszę. Czekało ją wiele pracy. Musiała umieć się bronić, musiała wiedzieć jak zaatakować, lecz jej profesja czyniła ją jeszcze bardziej potrzebną w gronie śmiałków i chojraków, bohaterów i przegranych. Bez trudu mógł przypomnieć sobie wszystkie sytuacje, w których natychmiastowa pomoc uzdrowiciela ułatwiłaby wszystkim zadanie, pomogła i nie pozwoliła zaprzepaścić poświęconego czasu. Na tym świecie ufał wyłącznie jednemu uzdrowicielowi i wyłącznie jemu oddawał swoje życie w dłonie; był zbyt nieufny by zwracać się o pomoc do otaczających go ludzi, lecz jednocześnie nie był głupcem, który poświęciłby własne życie z powodu głupich obaw. Miał więc nadzieję, że Marianna była w stanie zapewnić im przynajmniej doraźną pomoc w razie nieoczekiwanej katastrofy.
Ich spojrzenie spotkało się, choć jej oczy jedynie błyszczały w ciemności, zupełnie jakby były ze szkła. Wierzył w jej słowa, wierzył w chęci i pragnienie bycia potrzebną. To było jedno z podstawowych pragnień większości ludzi, których spotykał na swej drodze; bycie przydatnym, godnym czegoś. Zadowolenie spływało na niego powoli, dozując odczuwaną przyjemność i satysfakcję z przebiegu spotkania. Nawet jeśli patrzyła na niego z przestrachem była gotowa podjąć ryzyko i dla Czarnego Pana poświęcić wszystko. I właśnie o to mu chodziło. Stała się przyjaciółką, po prostu jedną z kobiet, które znał, w których towarzystwie się obracał mając w tym mniejszy lub większy interes. Nie był gotów do poświęceń ani wyrzeczeń. Nie przeszkadzało mu to jednak w opisaniu jej w ten sposób, choć z premedytacją i piekielną radością sprawił jej krzywdę. Mógł mieć swoją chorą i patologiczną definicję przyjaźni.
Nie odpowiedział jej już nic. W jednej chwili przeistoczył się w smugę czarnego, smolistego dymu, który poszybował w górę, zlewając się z roztoczonym nad światem niebem.

| zt



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ruiny Stonehenge - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 2 z 24 Previous  1, 2, 3 ... 13 ... 24  Next

Ruiny Stonehenge
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach