Wydarzenia


Ekipa forum
Opera w Blackpool
AutorWiadomość
Opera w Blackpool [odnośnik]17.07.17 1:43
First topic message reminder :

Opera w Blackpool

★★★
Opera mieści w sobie blisko trzy tysiące widzów, co tym samym czyni ją jedną z największych nie tylko w Anglii, ale też w Europie. Wystawiane są w niej nie tylko klasyczne opery, ale również musicale czy spektakle teatralne różnej formy. W czasie niespełna siedemdziesięciu lat swego istnienia była dwukrotnie przebudowywana i powiększana, a do jej wykończenia zatrudniono najznamienitszych artystów prosto z Włoch, którzy specjalizowali się w tworzeniu zdobień podług renesansowych kanonów sztuki. Z tego powodu wchodząc do wnętrza budynku ma się wrażenie, jakby opera istniała już setki lat. Obecnie otwierana jest jedynie raz w tygodniu, wszak zainteresowanie występami jest dużo mniejsze niż z czasów sprzed wojny, gdy na spektakle wstęp mieli również mugole. Czarodzieje w czwartkowe wieczory mogą zaś uczestniczyć w magicznym koncercie, a w każdy pierwszy czwartek miesiąca operę odwiedza inna światowej sławy orkiestra, trupa teatralna bądź wokaliści.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:34, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opera w Blackpool - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Opera w Blackpool [odnośnik]03.01.19 21:24
elise & morgoth18 października
Ma se tornando non m'hai salvato,
A niuno in terra salvarmi è dato.

Wzrok utkwiony miał w śpiewakach, którzy w pełnej emocjonalności odgrywali swoje role zrozpaczonych ukochanych, czujących na karku oddech śmierci. Kobieta drżącymi dłońmi otulała twarz kochanka, chcąc zatrzymać go jak najbliżej, a ten nie chciał jej wypuścić z objęć - zupełnie jakby samą swoją obecność zamierzał ją wybawić od pewnego końca. Złączeni w czułym uścisku trwali bez czasu, wymieniając się zapewnieniami o własnej miłości oraz przekleństwie śmierci. Włoskie słowa niosły się idealnie po ogromnej sali operowej, nie tracąc na mocy ani przez chwilę i dobiegając do najbardziej oddalonych od centrum widzów. Przejmująca cisza była przerywana jedynie śpiewami idealnie wyćwiczonych głosów i chociaż pora była późna, Morgoth nie czuł zmęczenia ani przez moment. Od zawsze odnajdywał wśród desek opery odprężenie i moment do refleksji. Zafascynowany trwaniem od wieków ów tradycji nie mógł pozostać ślepy na jej dobra oraz wartości, które ze sobą niosła. Jak zawsze zamówił najbliższą lożę po prawej stronie, z której mógł jednym spojrzeniem objąć całą scenę, a przy najważniejszych momentach nie musiał wytężać wzroku, by dostrzec powierzchownie nieistotne drobiazgi. Te pozostawały nieuchwytne dla tych, którzy zasiadali zbyt daleko. Nawet magia nie mogła im pomóc w wychwyceniu najważniejszego. To właśnie elementy naznaczały wartość każdej chwili, każdego człowieka - z nich można było zobaczyć wszystko. La Traviata nigdy nie wpisywała się w kanon odpowiadający jego upodobaniom do tego rodzaju rozrywki. W płytkiej historii nie dostrzegał niczego zachwycającego czy przejmującego, chociaż nie mógł zaprzeczyć, że wykonanie zawsze było na wysokim poziomie, a zdolności występujących przewyższały nawet paryskich sztukmistrzów - ich widział parę lat wcześniej, gdy zjechali na gościnny występ. Niestety Francuzi nie zdobyli sympatii młodego czarodzieja, pozostawiając po sobie jedynie niesmak. Opera Giuseppe Verdiego nie zachwycała w ich wykonaniu, chociaż ten jeden raz ostatnia scena przed opadnięciem kurtyny umieściła obraz sceny, która nie powinna była się odbyć, a mimo to Morgoth nie zamierzał pozwalać, by uciekła spomiędzy zwojów pamięci. Sopran Violetty był jednak do cna przejmujący, a idealne wyważenie w obejmującej skali zostało docenione nie tylko przez Yaxleya, lecz po opadnięciu kurtyny po wnętrzu rozległy się salwy oklasków, a nie jeden widz powstał z miejsca, by oddać swoje uwielbienie śpiewakom oraz całej operze. Śmierciożerca trwał jednak w miękkim, obitym czerwonym materiałem fotelu, czekając na pojawienie się artystów. Nieme gratulacje wydobyły się dopiero wówczas i chociaż tonęły w morzu innych dźwięków, jego wzrok wychwycił Germonta, któremu delikatnie skinął głową w uznaniu jego kunsztu. Śpiewak odpowiedział nestorowi tym samym, przenosząc później uwagę na resztę widowni. Zanim ostatnia z zasłon opadła na dół, Morgoth wstał, by opuścić operę, jednak został powstrzymany na korytarzu przez jednego z Bulstrode'ów, który wyglądał na wyjątkowo podekscytowanego - trudno było jednak wyszczególnić czy operą, czy może wspomnieniami ze szczytu w Kamiennym Kręgu. Yaxley nie zamierzał go zbywać, chociaż pojawił się w Blackpool, bo potrzebował spokoju i wyciszenia, wiedząc, że wkrótce miały nastąpić wyjątkowo głośne dni. Bulstrode'owie jednak powoli zaczynali sięgać ku właściwej polityce i mimo wielu waśni, nie okazywał wrogości w stosunku do młodego nestora. Wręcz przeciwnie. Wypytywał go o dalsze poczynania oraz o to, co się wydarzy na arenie politycznej. Na szczęście Morgothowi przyszła z odsieczą daleka kuzynka z Parkinsonów w celtycki ród. Odciągnęła swego męża przy wyjściu, uprzednio witając się należycie oraz oddając szacunek głowie rodziny z Fenland. Pozostawiony samemu sobie wyszedł na świeże powietrze, nie kierując się jednak jeszcze ku stajniom, gdzie czekał na niego aetonan. Nestor winien był unikać tak inwazyjnych środków transportu i używać powozu, lecz Morgoth nie zamierzał aż tak uginać się zasadom. Zazwyczaj seniorzy byli o wiele starsi od niego, a prawo przodków nie uwzględniało dwudziestodwuletniego opiekuna - delikatny bunt był więc w tym przypadku usprawiedliwiony, a nawet jeśli nie, to szlachcic nie odczuwał żadnej winy. Obserwując tak odmienne od rodzinnych ziem Blackpool, sięgnął po papierośnicę, a następnie odpalił papierosa. Księżyc już dawno świecił na niebie, a goście opery opuszczali tłumnie jej granice niczym morskie fale podczas odpływu. Wiedzieli jak wiele się ostatnio zmieniło czy nie poświęcali temu myśli? Morgoth przejechał dłonią przez czarne włosy, czując na palcu ciężar sygnetu, który związał go z nową pozycją. Motyw fleur de lis był aż nadto wyraźny i kojarzony jedynie z lordami Cambridgeshire, którzy jako pierwsi opowiedzieli się za nowym systemem. Pamięć o wydarzeniach ze Stonehenge wciąż była niesamowicie żywa w umyśle młodego mężczyzny, a elegancka szata poruszyła się na nocnym powiewie jakby temu wtórowała.
[bylobrzydkobedzieladnie]



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.



Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 06.01.19 19:07, w całości zmieniany 1 raz
Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]06.01.19 18:42
Było to jej pierwsze wyjście od czasu szczytu. Pierwszy raz od powrotu ze Stonehenge opuściła Ashfield Manor. I choć jeszcze kilka miesięcy temu tak czekała na dorosłość, na wyrwanie się ze szkolnych murów, uświadamiała sobie, że nie o takim początku dorosłego życia marzyła. Nie miało być anomalii, niepewności i tego typu wydarzeń. Szczyt, choć miał być tylko nudnym politycznym spotkaniem, podczas którego miała ukrywać znużenie i pięknie się prezentować za plecami ojca, zmienił się w istny koszmar. Nie skończyło się tylko na wydziedziczeniu jej kuzyna Percivala, choć to już samo w sobie było straszne i trudno było się z tym pogodzić. Od czasu powrotu ze Stonehenge każdej nocy budziła się z krzykiem po koszmarach pełnych dementorów, zimnego deszczu i trzasku pękającej ziemi. Te sny kończyły się w dwojaki sposób: upadkiem w jedną ze szczelin lub pocałunkiem dementora. Mimo poskładania jej przez ściągniętego naprędce do dworu uzdrowiciela, złamany tamtego dnia nadgarstek oraz kilka żeber z lewej strony od czasu do czasu odzywały się rwącym bólem. Poruszała się ostrożnie i była bardziej niż zwykle niepewna.
Jej matka szybciej doszła do siebie, i zabrała Elise oraz jej starszą siostrę do opery w Blackpool. Chociaż najczęściej gościły w rodowym przybytku Lestrange’ów, z których wywodziła się lady Cassiopeia, czasem odwiedzały też inne miejsca słynące ze znakomitych pokazów wystawianych dla dobrze urodzonych gości. Elise również była utalentowana muzycznie, choć wiedziała, że nie przystoi jej wystawiać się na pokaz, dlatego zwykle występowała dla rodziny.
Przez cały występ siedziała obok matki, starając się ignorować wspomnienia niedawnych wydarzeń. Nie chciała dziś myśleć ani o szczycie i jego finale, ani o Percivalu. O niczym trudnym i przykrym. Teraz była tylko płynąca wokół muzyka i rozgrywające się na scenie przedstawienie, ale i ono w końcu musiało dobiec końca. Nie mogła już skupiać się na opowiedzianej przez artystów historii ani otaczających ją dźwiękach, które ustąpiły miejsca oklaskom wypełniającym salę tuż po opadnięciu kurtyny.
Po wszystkim opuściła salę wraz z matką i siostrą. I chociaż lady Cassiopeia trajkotała w podekscytowaniu, Elise była dzisiaj wyjątkowo cicha i chmurna jak na nią. Prawdopodobnie to dzięki tej zadumie i odcięciu się od słowotoku matki tonem znawczyni komentującej występ dostrzegła sylwetkę rozmawiającą w korytarzu z jednym z Bulstrode’ów.
Morgoth Yaxley. Mężczyzna, którego za niecałe dwa tygodnie miała poślubić jej ukochana kuzynka i przyjaciółka.
Przeprosiła matkę i siostrę, zapewniając, że za chwilę wróci. A potem, widząc, że Yaxley opuścił budynek i wyszedł na zewnątrz, także skierowała się w tamtą stronę. Było to z jej strony dość spontaniczne, ale może właśnie nadarzała się odpowiednia okazja do krótkiej rozmowy? Nie chciała poznawać narzeczonego ukochanej kuzynki dopiero na jej ślubie, gdzie nawet nie byłoby okazji do rozmowy w cztery oczy. Od dawna chciała z nim pomówić, wyrobić sobie opinię o mężczyźnie, który wkrótce zabierze Marine z wyspy Wight na ponure bagna Fenlandu. Choć Elise nadal trudno było uwolnić się od zazdrości o to, że kuzynka wyjdzie za mąż jako pierwsza (i to za nestora!), podczas gdy ona sama nadal nie była nawet zaręczona, czuła też niepokój, bo Marine była jedną z nielicznych osób, których dobro obchodziło egocentryczną Nottównę.
Dogoniła go, bo szczęśliwie dla niej zatrzymał się nieopodal budynku w celu zapalenia papierosa. Gdy szła szybkim krokiem znowu zakłuło ją w boku. Syknęła, ale ruszyła dalej, mocniej otulając się materiałem lekkiego jesiennego płaszczyka w ciemnozielonym kolorze. Światło księżyca wydobywało z półmroku jego sylwetkę; rozpoznawała go, bo widziała go na szczycie. Za sprawą dzielących ich czterech lat różnicy nie mieli okazji poznać się w Hogwarcie, dlatego Elise wiedziała o nim niewiele. Głównie lakoniczne wzmianki z salonów, bo nawet Marine była dość oszczędna w opowieściach, jeśli chodzi o kwestie jej narzeczonego.
- Lordzie Yaxley? – zapytała, podchodząc bliżej. Zwracała się do niego z odpowiednim szacunkiem, bo choć ledwie cztery lata od niej starszy, był już nestorem. Naprawdę zdumiewające osiągnięcie. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w zadumie. Lady Elise Nott – przedstawiła się, ubiegając ewentualne pytanie, bo mężczyzna mógł jej nie kojarzyć – a przecież niedługo miał zostać mężem jej kuzynki, więc czas najwyższy się poznać. Oczywiście jak przystało na damę nie przemawiała na szczycie, była jedynie tłem, ozdobą. Jedną z wielu, kimś, kto nie mógł zapaść w pamięć. W przeciwieństwie do niego, mężczyzny który tamtego dnia wypowiedział wyjątkowo wiele zdań i jako pierwszy wyraził nieufność wobec Longbottoma.
- To był naprawdę interesujący występ, prawda? – zagaiła dość luźno, nawiązując do przedstawienia. Wśród gości było wielu przedstawicieli wyższych sfer, więc pewnie nie powinien jej dziwić widok Yaxleya, tak jak jego nie powinien dziwić widok Nottówny. Niemniej jednak nie wypadało od razu pytać o najbardziej nurtujące ją kwestie, dlatego po formułkach powitalnych wkroczyła na neutralny i bezpieczny grunt. Zresztą rozeznanie w artystycznych preferencjach również mogło wiele powiedzieć o jego osobie. Yaxleyowie cieszyli się reputacją raczej gburowatych ludzi z bagien, choć miała nadzieję, że Morgoth miał w sobie dość wrażliwości, by nie odciąć Marine od artystycznego życia, które wiodła jako lady Lestrange.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]06.01.19 21:54
Nie zamierzał czekać i chować się w Yaxley's Hall, czekając, aż wszystkie poważniejsze obrażenia znikną całkowicie, a on poczuje się na tyle dobrze, by znów zacząć działać jak wcześniej. Uprzednie pojawienie się w Londynie, następnie to w Blackpool nie były związane jedynie z przyjemnościami natury intelektualnej, lecz również znakiem i sygnałem dla innych. Dla każdego kto patrzył. Ukazanie się młodego nestora tak prędko po upadku Stonehenge miało być świadectwem tego, że konserwatyści, pomimo oczywistych strat, nie kryli się za plecami Voldemorta, a śmiało kontynuowali życie publiczne. Kontynuowali codzienność bez lęku za to, co się wydarzyło wcześniej. Świat dowiedział się o istnieniu Rycerzy Walpurgii, a nieme wsparcie dla mrocznego lorda potwierdziło odpowiedzialność za spalenie Ministerstwa Magii i odebranie życia wielu. Niewypowiedziany wyrok wisiał nad głowami Morgotha i Tristana, lecz nikt nie miał na tyle odwagi, by kontynuować ten wątek. Zepchnięty sprawnie w cień poprzez zarzucenie niepoczytalności byłego lorda Selwyna, mógł zostać na moment nieporuszany. Ci, którzy jednak wiedzieli, a wiedzieli wszyscy, milczeli. Yaxley nie zamierzał nikogo zabijać, ale jego intencje nie grały w tym przedstawieniu żadnej roli. Nie w obliczu faktów, które były zatrważające. Już dawno powinien znajdować się w więzieniu jak jego szalony wuj, a jednak cieszył się wolnością dalej. Nie umniejszał mimo to swoich win i przewinień. Gdyby to było do uniknięcia, gdyby czarodziejski świat nie zmusił Riddle'a i jego popleczników do reakcji - nic takiego by się nie wydarzyło. To była jednak przeszłość, a oni mieli tworzyć dni przyszłe. Wszyscy musieli zatem wiedzieć, że czas niepewności się zakończył. Kto inny doszedł już do głosu i bez względu na sprzeciw, nie zamierzał oddawać władzy tak łatwo. Nie zamierzał obracać ich magii w proch, przyzwalając na to, by sięgali po nią ludzie jej niegodni. Yaxleyowi nie do końca przypadła do gustu ponownego obsadzenia stołka Ministra Magii. W jego wyobrażeniu taka funkcja nie istniała, a jedynie członkowie rodów szlacheckich nie będący wrogami społeczeństwa magicznego, mogliby podejmować najważniejsze decyzje wspólnie. Sam planował rozdzielenie władzy wraz z dwójką kuzynów - ich rady miały stanowić dla niego niezwykle ważne podłoże, a wkrótce ktoś jeszcze miał się tam pojawić.
Nie spodziewał się spotkania kogoś związane bezpośrednio z Marine, chociaż podczas spektaklu nie brakło szlachetnie urodzonych. Myśl o tym, że jedna z osób specjalnie skierowała ku niem swe kroki w celu wybadania jego osobowości ze względu na lady Lestrange, nie przeszła mu nawet przez głowę. W końcu była to już z góry ustawiona decyzja, nie podlegająca dyskusji sprawa, materia nie do przerwania. I chociaż był nestorem, nie wyobrażał dla siebie innej drogi jak właśnie przez połączenie dwóch rodów dzięki jego małżeństwu. Małżeństwu, które sięgało swoimi korzeniami o wiele wcześniej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. A mimo to ktoś zmierzał ku niemu. Początkowo nie wyczuł obcej osoby w swojej okolicy, ale słysząc swoje nazwisko, nie mógł nie zareagować. Wyprostowany, z typową lordowską lakoniczną postawą obrócił się wolno ku młodej dziewczynie, obdarzając ją uważnym spojrzeniem zielonych oczu. Pomimo cieni i makijażu odnalazł w jej twarzy znajome rysy. Widział ją. Tam, w Stonehenge. Dziewczyna Nottów. Kolejni, którzy chętnie pchali się w ramiona modernizmu, zaprzeczając jakoby wyrzekali się tradycji przodków. Widział jednak coś jeszcze. Spotkania z dementorami, nieważne jak przebiegały, zawsze wprowadzały niepokój i strach. Teraz było mu łatwiej niż po powrocie z Azkabanu, gdzie zetknął się z tymi istotami po raz pierwszy, jednak to wciąż nie był normalny stan. Co zatem przeżywała nieodporna na takie rzeczy szlachcianka? Nie obwiniał jej za pojawienie się tam, gdzie nie powinna, gdzie groziło jej niebezpieczeństwo. To mężczyźni powinni o to zadbać, ale widząc z jakąś łatwością Nottowie porzucali swoje żony, zdradzali rodzinę, szczerze wątpił w całkowite oddanie sprawie. Chciał wierzyć w to, że nieobecność Percivala na spotkaniu Rycerzy była przypadkiem, zdarzeniem losowym. Że nie mógł się po prostu pojawić. Pamiętał swoje słowa, które wypowiedział wtedy, chroniąc męża Inary. Jak bardzo się pomylił? - Lady Nott. - W momencie w którym wdychał w płuca papierosowy dym, jego głos nabrał jeszcze głębszej barwy niż normalnie. Powitanie równało się z odpowiednim skinieniem głową, lecz jako już seniora obowiązywały go inne zasady. Mimo to nie odrywał wzroku od delikatnej twarzy, zastanawiając się, co skłoniło ją do wyjścia mu naprzeciw. Gdy poruszyła temat opery, wiedział, że nie chodziło jedynie o wymianę opinii o sztuce - każde zresztą interpretowało ją na swój sposób, a rozmowa między osobami odmiennej płci oraz statusach winna się odbywać na innej płaszczyźnie niż obecna. - Owszem - odpowiedział więc niespiesznie i lakonicznie, pozwalając sobie na ponowne zaciągnięcie się papierosem. Cisza trwała między nimi, podczas której oboje badali to, z kim mieli do czynienia. I tylko Morgoth nie wiedział, dlaczego przyszło im się tu dzisiaj spotkać. - Gdzie pani matka? - spytał, nie zmieniając tonu. Młoda dama na pewno nie znajdowała się w operze sama, a pora była zbyt późna na towarzystwo przyzwoitki. Matka, brat, być może ojciec. A teraz znajdowała się tu z nim. Sama.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]07.01.19 0:59
Elise przez pierwszy tydzień się chowała, ale uległa namowom matki, by opuścić dwór. Musieli pokazywać, że mimo tych wydarzeń i mimo zdrady Percivala nadal byli silni i ich życie nie uległo zmianie. Zgniła gałąź została odcięta, Elise przeżywała własne wewnętrzne dramaty, ale życie toczyło się dalej. Nie w jej stylu było wieczne babranie się w strachu i smutku, wolała jak najszybciej spróbować zostawić to za sobą, nawet jeśli niepokój dręczył ją wciąż, bo życie nigdy nie wydawało się równie nieprzewidywalne, podczas gdy zawsze widziała przed sobą jasno wytyczoną ścieżkę prowadzącą do z góry określonej przyszłości, w której po kres swoich dni miała być lady, niezagrożoną tym, że pospólstwo postanowi zrównać ją i jej podobnych do swojego marnego poziomu. Bardziej niż czarnoksiężników bała się właśnie równości, biedy i bycia zwyczajną czarownicą, a miłośnicy szlamu wyraźnie dążyli do tego, by zrównać się z motłochem. Kilku z nich doprowadziło również do tragedii, która dla wielu, w tym dla Elise, zakończyła się ranami na ciele i duszy, a niektórzy w ogóle nie powrócili ze Stonehenge żywi.
Elise była z pewnością jedną z ostatnich kobiet, które można by posądzić o jakiekolwiek feministyczne skłonności. Pogardzała dziewczętami, które ostentacyjnie manifestowały światu swoją siłę i niezależność, uważała to za niedorzeczne, bo rola kobiety była w ich świecie jasno określona i Elise wpasowywała się w tą rolę jako dama, której największą życiową ambicją było dobre zamążpójście. Dlatego też nigdy nie przyszłoby jej do głowy, by publicznie zabrać głos na szczycie. Jak inne kobiety-ozdoby siedziała sobie grzecznie za plecami krewnych i w ciszy obserwowała. Choć gdyby wiedziała, że wydarzą się takie rzeczy, z pewnością by jej tam nie było. Ale cóż, skąd miała wiedzieć, że grozi jej tam coś znacznie gorszego niż zanudzenie się po wysłuchiwaniu wywodów przekrzykujących się czarodziejów? Nikt nie mógł tego przewidzieć. Tak jak ona nie mogła przewidzieć tego, że Percival okaże się zgniłą gałęzią. Zawsze uczono ją gardzić zdrajcami, ale nigdy nie przygotowała się na fakt, że zdrajca pojawi się w najbliższej rodzinie, że będzie musiała wyrzec się kogoś, kto był jej prawie jak brat.
Oczywiście wiedziała, że w kwestii małżeństw decyzje zawsze należały do nestorów i rodziców, i że los Marine był przypieczętowany, tak jak pewnie za jakiś czas stanie się z nią. Również to ktoś inny zdecyduje o jej przyszłości, jej małżeństwo z pewnością będzie polityczne, bo należało zmazać hańbę, jaką uczynił Percival i pokazać, że reszta Nottów wciąż wyznaje jedyne słuszne wartości. Wiedziała, że jej kuzynka za niecałe dwa tygodnie zostanie lady Yaxley, ale i tak chciała wiedzieć, kim będzie mężczyzna, którego ją oddano. Bo nie chodziło o przypadkową znajomą z salonów, a o osobę, z którą dzieliła krew i całe lata szkolnej nauki, którą traktowała jak swoją kolejną siostrę.
Nie wiedziała, że Percival zdradził kogoś więcej niż tylko ród, nie miała pojęcia, że też należał do tajemniczych zwolenników przerażającego Voldemorta. Nie rozumiała wielu wydarzeń, które się tam rozegrały, tak jak i tego, dlaczego Percival wypadł się oficjalnego stanowiska rodu i postanowił się wyłamać, głosząc zupełnie inne poglądy niż ogół rodziny. Tym samym został wyklęty przez nestora, a jego żonę w niełasce odesłano na łono panieńskiego rodu, choć nie była niczemu winna. Elise nie rozumiała i nie próbowała zrozumieć, bo sama wiernie wierzyła w ideologię czystości krwi i nie zamierzała bratać się z gminem.
Gdyby nie Marine pewnie nie pofatygowałaby się, żeby wyjść za nim przed budynek, samotnie – choć matka niewątpliwie lada moment mogła ją tu znaleźć, nie rozstały się daleko stąd, a od czasu szczytu zapewne była jeszcze bardziej drażliwa jeśli chodzi o bezpieczeństwo córek. Trudno było też traktować go tak, jak traktowała na przykład nestora swego rodu, wiekowego starca, który zawsze wydawał się stać gdzieś ponad całym zgiełkiem i nie sposób byłoby go ustawić obok innych członków rodu, nawet ojca czy dziadka. Morgoth nie przypominał innych nestorów, których znała, a jej kuzynka miała wkrótce zostać jego żoną. I tylko dlatego tu teraz była – bo chciała go poznać. Nie jako nestora Yaxleyów w oficjalnych i wymuszonych okolicznościach uniemożliwiających coś więcej niż suche formułki powitalne, a jako Morgotha, narzeczonego Marine. Choć gdyby okazało się, że nie chce rozmawiać, że z racji swojej nowej pozycji jest już ponad takie rzeczy, zapewne przeprosiłaby go i odeszła w poczuciu niesmaku.
- W budynku, razem z moją siostrą. Opuściłam je tylko na chwilę – rzekła. Oczywiście, jak przystało na młodą damę nie opuszczała dworu samotnie, zawsze towarzyszył jej ktoś z rodziny i nie inaczej było teraz. Przybyła z rodziną i z nią też wróci do Ashfield Manor. Matka zapewne widziała, za kim podążyła Elise i na pewno domyślała się, dlaczego. Cassiopeia Nott była w końcu siostrą ojca Marine. Biorąc pod uwagę, że nie podjął dyskusji o występie, postanowiła przejść do rzeczy. Mogła odnieść wrażenie, że nie był zbyt chętny do pogawędek. – Chciałam jedynie poznać przyszłego męża osoby, która jest mi droga niczym siostra, bo mniemam, że na ślubie nie będzie ku temu zbyt wiele okazji – dodała. Jej ton wciąż pozostawał grzeczny i uprzejmy, ale jednocześnie zdradzał ciekawość. Dawniej z Marine zawsze się zastanawiały, jak będzie wyglądać ich przyszłość i małżeństwa. Teraz jedna z nich miała niedługo stać się żoną, a druga wciąż nie wiedziała, co czeka ją. – Jeśli jednak przeszkadzam, zaraz stąd odejdę, lordzie Yaxley, i poznamy się, gdy ostatniego października będę wam składać ślubne życzenia. – Tak to powinno wyglądać oficjalnie, ale jak wówczas miała wyrobić sobie opinię pośród wystudiowanych uśmiechów i krótkich uprzejmości, bo na nic więcej nie będzie czasu, kiedy każdy z gości będzie chciał spędzić choć chwilę w towarzystwie Marine i Morgotha? To był prawdopodobnie jedyny moment, który powstał dość spontanicznie, bo Elise czasem bardziej kierowała się emocjami niż zdrowym rozsądkiem. Była bardzo młoda i nie grzeszyła wysoką inteligencją.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]07.01.19 9:21
Ich świat się zmienił lub właściwie wrócił do starego porządku, który powinien był trwać nieprzerwanie od samych początków istnienia. Czysta krew, czysta magia, czysta rzeczywistość. Tym właśnie miała kierować się aktualna władza, zmiatając w proch każdy przejaw niesubordynacji bez litości i miłosierdzia. Mimo że do tego układu dążył, Morgoth wcale nie był zadowolony, że to wszystko potoczyło się właśnie w taki sposób. Nie nienawidził mugoli. Nie pragnął ich zakłady i unicestwienia. Uważał, że powinni byli zająć się swoimi sprawami, nie ingerując w to, czym zajmowali się czarodzieje i nie roszcząc sobie praw do wiedzy, którą posiadali jedynie wybrani - potomkowie sławnych rodów, rodziny z tradycjami, ci, którzy zdawali sobie sprawę z mocy, którą władali. Urodzeni w rodzinach magicznych nie otrzymali jednak wsparcia od swej władzy, a w okresie kryzysu powstał ktoś, kto zamierzał zmienić tę rzeczywistość. Radykalnie, brutalnie, agresywnie. Yaxley nie do końca wpasowywał się w całą ideę działań Voldemorta, lecz nie musiał tego robić, wszak widać było efekty działań Rycerzy Walpurgii i temu, któremu zdecydowali się zawierzyć. Kto przed nimi wtargnąłby do Azkabanu z własnej woli? Kto przed nimi zdołałby to przeżyć i wrócić? Kto miał taką władzę jak Riddle? Jego siła inspirowała, chociaż nestor nie wpatrywał się ślepo w przewodnika organizacji, wiedząc, że bezmyślne wykonywanie rozkazów prowadziło do zguby bez względu na to, pod kim się służyło. Jeśli mieli działać jak najlepiej, Rycerze Walpurgii, Voldemort potrzebowali rozumnych żołnierzy, którzy wiedzieli za co walczą. Nie mogło się obejść bez wewnętrznych konfliktów, ale to właśnie spory czyniły ich później silniejszymi. Odejście Percivala było szokującym ciosem nie tylko ze względu na to, że posiadał odmienne zdanie na temat działań Rycerzy - nie wszyscy nadawali się do takich rzeczy - ale graniczącej z szaleństwem głupoty. Morgoth nie wiedział jak inaczej miał wytłumaczyć dawnego kompana, męża tak bliskiej mu Inary. Inary, która niedawno powierzyła mu coś cenniejszego od własnego życia. Gniew, który w nim wezbrał w momencie, gdy Nott zabrał głos, który budził się w nim za każdym razem, gdy o tym pomyślał. Percival miał świadomość, że ostentacyjnie sprzeciwiając się idei organizacji, której był członkiem, ściągał na siebie wyrok. Na siebie oraz swoją żonę. Pozbawiając ją tytułów i bezpieczeństwa, bo znając członków Rycerzy, mógł być pewien, że nie zamierzali karać go jedynie na jego osobie, ale również sięgać ku niewinnym. Percival wiedział o tym. A mimo to zdecydował się na taki krok. Za nic miał więc życie swych bliskich, a jego egoizm przekraczał granice absurdu. Gdyby nie trzeźwe podejście do sprawy nestora Carrowów, nic nie mogłoby ocalić brzemiennej Inary. Nie podjąłby takiej decyzji na jego miejscu. Bo jakie motywy miał Nott, wyrzekając się wszystkiego i wszystkich, których znał? Chciał mieć czyste sumienie? To za mało. Za mało w porównaniu do ofiary z żony, którą tak chętnie złożył. Chyba nic nie miało uśmierzyć wrogości, którą od tamtego dnia pałał Morgoth ku zdrajcy idei i krwi. Nie interesował go fakt, że mężczyzna ośmieszył i wystawił na hańbę rodzinę, której nazwisko jeszcze do niedawna nosił. Interesowały go konsekwencje tej skandalicznej decyzji. Nottowie musieli się naprawdę nastarać, żeby odbudować swój wizerunek, a ta droga miała być długa i wyboista. Nie spodziewał się, że przyjdzie mu się spotkać z jedną z przedstawicielek ów rodu w takich okolicznościach. Po pierwszym wrażeniu które wywołała na nim Elise Nott, mógł zacząć budować opinię na jej temat. Nigdy nie robił tego pochopnie, doszukując się najmniejszych elementów - gestów, tików, akcentu czy chociażby wytrwałego ponad miarę utrzymywania kontaktu wzrokowego. Była w Stonehenge, słyszała jego słowa, widziała jak stawał u boku masowego mordercy. Sama musiała mieć o nim jakieś powierzchowne zdanie - nie to zdobyte pokątnymi drogami, a swoje własne wynikające z obserwacji.
Marine.
Powodem pojawienia się lady Nott u jego boku i złamaniu kilku zasad był więc nie kto inny a sama żona Yaxleya. Dowiadując się o tym, Morgoth nie mógł nie unieść niezauważalnie kącika ust, specjalnie pochylając głowę, by skryć uśmiech przed spojrzeniem arystokratki. Ciekawość. Właśnie to najwidoczniej biło od młodej szlachcianki, gdy trwała tak bez ruchu, oczekując od niego decyzji co do dalszej rozmowy. Pomimo zapewnień o możliwym odejściu, przeczuwał, że z chęcią pociągnęłaby go za język wbrew jego woli. Był skryty i nie dzielił się swoimi myślami z byle kim - pozostawał małomówny nawet w gronie swych najbliższych, lecz szczyt nestorów zmienił na jeden wieczór jego nawyki, a wszyscy mogli usłyszeć jego głos głośno i wyraźnie. A lady Elise Nott? Szukała w nim potwierdzenia swej opinii czy może budowała ją od początku? Morgoth znał prawdę, lecz podjął tę grę, przenosząc uwagę ponownie na dziewczynę, by na moment uciec spojrzeniem ku gmachowi opery za jej plecami. - Kim dla ciebie jest Marine? - Na wspomnienie ostatniego spotkania z jego wnętrza wydobył się podobny pomrukowi zadowolenia dźwięk. Pomimo że wraz z Lestrange widzieli się miesiąc temu, wciąż pamiętał każdą emocję, która towarzyszyła mu podczas niezapowiedzianego pobytu na wyspie Wight. Pobytu, o którym nikt nie wiedział i nie mógł się dowiedzieć.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]07.01.19 13:37
Elise nigdy nie była aż tak zapiekła w nienawiści, by pragnąć unicestwienia mugoli. Byli jej całkowicie obojętni, gdy żyli daleko i nie mieli wpływu na magiczny świat. Przez większość czasu i tak całkowicie ignorowała fakt, że po świecie chodzą mugole, bo żyła w oderwaniu od ich dziwacznego i niezrozumiałego świata, ograniczona do wyższych sfer i dworskiego środowiska. To był cały jej świat, innego nie potrzebowała zauważać. Nawet świat zwyczajnych czarodziejów był jej w wielu sprawach obcy. Uczono ją jednak, że mugole i mugolacy to podludzie, a władza powinna spoczywać w rękach czystej krwi. Jej przodek stworzył Skorowidz właśnie po to, by ułatwić rodom to zadanie i ugruntować ich pozycję. Stworzona przez nich lista nie budziła wątpliwości ani sprzeciwu, ale czarna owca mogła przytrafić się w każdej rodzinie, nawet tak znakomitej. W tych promugolskich było ich oczywiście więcej i ich rodziny najwyraźniej nie widziały nic złego w postępowych poglądach, o czym świadczył choćby skandaliczny ślub odbywający się we wrześniu u Ollivanderów, na który zaproszono szlam.
To, co zrobił Percival, budziło wśród reszty Nottów głębokie oburzenie. Także u młodej, osiemnastoletniej Elise, która znienawidziła kuzyna za jego haniebny występek przeciwko rodowym zasadom – nawet jeśli w głębi duszy czuła tłumioną tęsknotę i żal. Był jej rodziną, a jednak zdradził, więc już nie miała nawet prawa go tak nazywać. Sam z własnej woli pozbawił się nazwiska, rodziców, rodzeństwa i innych więzów krwi, a także żony, która ucierpiała na tym najdotkliwiej. To z jego winy Inara została kimś w rodzaju wdowy, samotnej z bękartem zdrajcy krwi. Elise nawet nie zdążyła jej zbyt dobrze poznać, ale i tak jej współczuła tego, na co skazał ją Percival, nie wiedząc, że mogło jej grozić też coś więcej niż tylko wzgardzenie przez społeczność wyższych sfer. Percival wyrzekł się ich wszystkich. W imię czego? Sympatii wobec szlamu? Wiary w równość? Nie miała pojęcia, dlaczego to uczynił. Przez tyle lat był Nottem, jednym z nich – a z racji różnicy wieku nie znała jego buntowniczej przeszłości ani myśli krążących mu w głowie, dlatego aż do szczytu niczego nie podejrzewała.
Była w Stonehenge, widziała go i słyszała jego słowa. Ale nie znając kontekstu rycerzy Walpurgii i ich działalności, poza zasłyszanymi pogłoskami o tym, jakoby stali za spaleniem ministerstwa i kilkoma innymi tragediami, dostrzegała przede wszystkim przemowę przesyconą konserwatyzmem i wiarą w stary porządek, ale i rozsądkiem. Morgoth, choć tak młody, podczas szczytu dobrze wcielił się w rolę nestora, swoimi słowami wytyczył szlak dla pozostałych, którzy w większości powielali podobne argumenty. Jawił się jako czarodziej który wie, co mówić i robić, który jest gotów odpowiednio zająć się swoim rodem, choć bardziej niż inni Yaxleyowie obchodziła ją Marine. Czy będzie bezpieczna i szczęśliwa pod pieczą Yaxleya, który najwyraźniej otwarcie popierał czarnoksiężnika zwanego Voldemortem? Czy nie ściągnie na nią niebezpieczeństwa? Tego typu zbyt śmiałe pytania nie opuściłyby jednak jej ust, ale krążyły w jej głowie. Starała się wręcz odsuwać od siebie ten fakt, nie myśleć o czarnoksiężnikach, rycerzach Walpurgii i tego typu sprawach, które przerastały jej młode i wciąż naiwne pojmowanie.
Także teraz, po krótkiej obserwacji, mogła odnieść wrażenie, że jej dzisiejszy towarzysz posiadał mądrość i dojrzałość wykraczające poza jego wiek. Większość młodzieńców, których znała, nie miała w głowie zbyt wiele. Z łatwością paplali o błahostkach, podczas gdy Yaxley pozostawał zamknięty i lakoniczny. Nie wiedziała, czy taki po prostu był zawsze, czy stał się taki po objęciu stanowiska nestora, czy może mierzył ją miarą Percivala, zastanawiał się, czy i ona miała zdradzieckie zapędy i była niegodna jakichkolwiek względów? Jednak gdyby takowe miała, na pewno nie podeszłaby tak odważnie do człowieka, który głosił skrajnie konserwatywne poglądy i który publicznie poparł złowieszczego czarnoksiężnika. Gdyby miała nieczyste sumienie, nie stałaby tutaj – ale nawet po tym, co zrobił Percival, w jej głowie nie pojawiły się wątpliwości, że wiara w czystość krwi jest słuszna. Nadal wierzyła w zasady wpajane jej od urodzenia. A na szczycie miała okazję się przekonać, że miłośnicy szlamu również byli zdolni do destrukcji i przemocy, to oni narazili życie jej i wszystkich innych, niektórych nawet zabili. A Percival ich poparł, porzucił ród, by poprzeć ludzi, którzy chcieli przynieść zagładę światu, który znali, w którym czysta krew miała znaczenie i nie była sztucznie równana z mugolską.
Chociaż Elise była osóbką przepełnioną, jak większość szlachcianek, egoizmem, rodzina zawsze stanowiła dla niej wartość. A z rodziną ze strony matki spędziła w dzieciństwie i okresie dorastania bardzo wiele czasu. Wiele razy gościła na wyspie Wight, spędzając czas z Marine, Flavienem, Alix czy Evandrą. Teraz Marine miała to miejsce opuścić i zmienić nazwisko, stać się żoną Yaxleya, choć ich wspólna krew oraz wspomnienia pozostaną.
- Marine jest moją kuzynką, bliską. Moja matka jest siostrą jej ojca – wyjaśniła zgodnie z prawdą; może Marine nie wspominała Yaxleyowi zbyt wiele o swoich krewnych. – Jesteśmy w tym samym wieku, więc siłą rzeczy spędziłyśmy razem wiele czasu, zwłaszcza w Hogwarcie. Byłyśmy w jednym domu. – Dzięki niej rozłąka z rodziną była dużo łatwiejsza, bo miała u swego boku kogoś w rodzaju siostry, dzieliły jedno dormitorium. Z kolei wyspa Wight była dla Elise swego rodzaju drugim domem zaraz po ziemiach Nottów. Ale czy Marine postrzegała jej obecność w taki sam sposób? Miała nadzieję, że tak. Że bliska więź nie była tylko jednostronna. Elise nie miała żadnych rówieśników wśród Nottów, najbliższa wiekiem kuzynka była siedem lat starsza, więc siłą rzeczy zbliżyła się bardziej do krewnych od strony matki, z którymi nie dzieliła ją tak duża wiekowa przepaść. – Chciałam jedynie przekonać się, kim jest mężczyzna, którego niedługo poślubi. To tylko zwykła ciekawość, w końcu chodzi o moją rodzinę i przyjaciółkę, której życie niedługo całkowicie się zmieni.
Zależało jej na tym, żeby Marine była szczęśliwa. Czy i Yaxleyowi na tym zależało? Wielu aranżowanym mężom było obojętne, czy ich żony będą szczęśliwe, czy też nie. Chciała jednak wierzyć, że tak. Że konieczne aranżowane małżeństwa nie muszą wykluczać szczęścia i porozumienia – zwłaszcza że ją też miało to czekać. Częściowo więc chciała sprawdzić Yaxleya także przez własną ciekawość odnośnie tego, jak wygląda aranżowany związek. Co prawda ona z pewnością nie miała poślubić nestora, ale polityczny związek mający na celu umocnienie rodowych relacji był jak najbardziej realny i prawdopodobny. Była kobietą, nie miała takiego znaczenia dla rodu jak synowie, więc mogła jedynie posłużyć jako karta w politycznych rozgrywkach. To samo pewnie robiła Marine, była atutem swego rodu oddawanym w ręce Yaxleyów dla ugruntowania sojuszu.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]07.01.19 21:20
Wszyscy podnosili się z kolan po szokujących wydarzeniach z dziesiątego października i musieli znów stanąć mocno na nogach, by nie przegapić najważniejszych momentów. Sięgnięcie po władzę i obalenie dotychczasowych przewodniczących było niczym w porównaniu z utrzymaniem się na szczycie góry, na którą właśnie tak śmiało weszli. Powoli szok, niepewność, strach przed arystokracją miały znikać, a oni nie mogli doprowadzić do tego, by społeczeństwo stanęło im naprzeciw, bo wtedy miała nastąpić tylko jedna rzecz - masakra. Każda rebelia kończyła się rzezią, która pochłaniała setki, czasem tysiące istnień, nie mogąc przywrócić równowagi żadnej ze stron. Każdego dnia pojawiały się nowe ofiary po dwóch stronach, dotykając w dużej mierze niewinnych. Morgoth nie mógł patrzeć na nestorów, którzy postanowili stanąć w opozycji do wszelkich wartości, które wyznawali tradycjonaliści - chcieli zaprzepaścić przyszłość swoich dzieci, wnucząt w imię własnej krótkowzroczności. Równie dobrze mogli swych najsłabszych strącić ze skały, gdzie zagłada była szybsza. Sami się osłabiali i sami ciągnęli się ku dnu, lecz Yaxley nie zamierzał lekceważyć przeciwnika. Nie pierwszy i nie ostatni raz miał stanąć przeciwko tym, którzy zwali się częścią Zakonu Feniksa i widział, jaką siłą władali. Głosy pozostałych z popleczników Riddle'a wyraźnie wspominały o dziwnych patronusach czy zdolnościach, które posiadali ów zakonnicy. Być może mieli również i własną, wewnętrzną hierarchię. Być może wśród nich był również i biały demon... Ów krwiożercza wizja zaskoczyła Yaxleya, ale nie dał jej się sobie opanować. Wręcz przeciwnie. Nie mogli dopuścić do rozlewu krwi za wszelką cenę. Zabijanie siebie nawzajem nie miało niczego rozwiązać, a pogorszyć sytuację jeszcze bardziej. Tam gdzie dyplomacja zawiodła ze względu na temperament drugiej strony, teraz mogli przeprowadzić to w inny, lepszy sposób. Chciał wierzyć, że Malfoy stanie na wysokości zadania i zamiast bezsensownych sporów, poda konkretne fakty i rozwiązania. Że będzie się opierał nie na emocjach, a informacjach i prawdzie. Bo właśnie tego potrzebowała cała czarodziejska socjeta.
To było potrzebne nie tylko dla większego dobra, ale arystokracja musiała umocnić się po silnym rozłamie. Morgoth patrzył po tragicznych w skutkach decyzjach jednostek i mógł chronić jedynie najbliższych przed rażeniem tego szaleństwa, a ojciec w jego ręce włożył tę odpowiedzialność. Jakakolwiek forma dbania o swoją rodzinę była w tym momencie potrzebna. Jego wzrok bacznie obserwował poczynania siostry, ale również i kuzynów, którzy nie potrzebowali nadzoru z jego strony, lecz musiał wiedzieć, co się działo w ich gronie - fakt, że nie mieli przed sobą tajemnic ułatwiał wszystko. Nie musieli sobie jednak mówić o tym, że wojna nadeszła i musieli mieć się na baczności. Jawne głosy przeciwko nim zabrzmiały w granicach Kamiennego Kręgu i nie miały pozostać bez echa, lecz potomkowie Yaxletha byli przygotowani. Kryzys nie położył się jednak cieniem na przygotowania do ślubu, który wkrótce miał nastąpić i osierocić francuski ród z jednej ze swoich córek. Polityczna strona uroczystości dla wszystkich była oczywista - Yaxleyowie potrzebowali sojuszników, Lestrange chcieli pokazać innym swoje zdecydowanie co do aktualnego stanu rzeczy, wspierając jeden z najstarszych rodów. Oddając tak młodą czarownicę, nie sięgającego daleko doświadczeniem wieku czarodziejowi mogłoby się wydawać pośpiechem i zbytnim wyprzedzaniem czasu, lecz patrząc po dwójce przyobiecanych sobie, nie można było się bardziej pomylić. Zdawali sobie sprawę z obowiązku małżeństwa przez rozum i nie zamierzali się buntować; posiadali jednak przy tym i dojrzałość, chociaż mieli jeszcze tak wiele do nauki. Kłótnia w rezerwacie miała być dopiero początkiem ostrzejszego docierania się, jednak łagodzące okoliczności naturalnego pogodzenia się, ukazywała im, że bez względu na wszystko mogli dojść do porozumienia. Marine znała jego zdanie na temat małżeństwa i potwierdziła swoje własne w Widmowym Lesie.
- Rozumiem - odpowiedział, akcentując delikatnie pierwszą część słowa z typową dla siebie staroangielską naleciałością. - Jesteś jej bardzo oddana. Doceniam to. - Nie kłamał. Sam był doskonałym przykładem lojalności aż do granic wobec swoich najbliższych, dlatego bez względu na wszystko, cenił więzy między innymi. Oraz fakt, że potrafili o nie dbać również wtedy, gdy odwracano się plecami. Uczony od najmłodszych lat, że wierność tym, z którymi łączyło się więzy krwi musiała być zawsze na pierwszym miejscu, nie widział nic dziwnego w tym, by to właśnie oni stanowili centrum jego życia. Jednym albo niczym. Tak właśnie powiedział mu dziadek, którego tragiczna śmierć nie przerwała mocy rodu, a jego dziedzice wciąż dumnie dzierżyli w dłoniach własny los. Niezależni od nikogo i silniejsi we własnych granicach. Morgoth chciał chronić nie tylko siostrę, rodziców, ale również i dzieci kuzynów, za które czuł się odpowiedzialny i to właśnie z myślą o nim oraz w przyszłości własnych synach, córkach robił to, co robił. Wiedział, że temat powiększania rodziny ostatnio skłócił go z Marine, jednak wtedy ich relacja nie doszła do etapu, na którym była aktualnie. Widzieli się w międzyczasie zbyt mało, by zdążyła opowiedzieć mu o swojej rodzinie, tak samo jak on nie mówił jej o Yaxleyach - oboje wiedzieli, że jeszcze miał przyjść na to czas. Teraz, w urwanych przed ślubem momentach jednej nocy, chcieli milczeć i cieszyć się własnym towarzystwem. Bez myślenia o niczym innym. To właśnie chciałaby usłyszeć lady Nott? Bo to właśnie odczuwał, myśląc o tej, której złożył obietnice wspólnej przyszłości. Nie zamierzał jednak dzielić się tymi momentami z kimkolwiek, zupełnie jakby wypowiedzenie ich na głos oznaczało ich unicestwienie. A do tego nie miał dopuścić. Pozwolił sobie na przejechanie kciukiem po policzku w grymasie pewnego zastanowienia, płynnie łapiąc między wargi koniec papierosa. Domyślał się, że jego towarzyszka nie miała być zadowolona z lakonicznych odpowiedzi. Nikt nigdy nie był, ale nie wprowadzało to Morgotha w stan niepokoju czy zmieszania. Nie był jej w niczym dłużny, a jej opinia nie miała niczego zmienić; mógł więc milczeć, lecz pewien kaprys wskazał mu pewną drogę. Nową, nieznaną, ale nie odstającą od poprzednich. - Oddałabyś ją komuś innemu? - Wypowiedział te słowa płynnie bez nakreślenia ich żadną dawką sadyzmu czy agresji. Być może był tego ciekaw tak samo jak ona była ciekawa jego. Skoro chciała go poznać, mogła powiedzieć, co myślała i zaryzykować wygraną lub przegraną.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]08.01.19 13:38
To co się wydarzyło nadal nie do końca docierało do Elise. Próbowała poradzić sobie z koszmarem, uparcie odpychając złe myśli, ale te wracały szczególnie w snach, kiedy była bezbronna i nie mogła niczym odwrócić swej uwagi od beznadziejnego lęku. Ale o ile rany na ciele można było uleczyć, nawet jeśli od czasu do czasu dokuczały jej ukłucia bólu, tak o wiele trudniej było uleczyć zranioną duszę, a zwłaszcza serce, które pękło na pół po zdradzie kogoś, kto był jej tak bliski. Czuła się, jakby Percival umarł – bo dla rodu był już martwy, odkąd przeciwstawił się im publicznie i w konsekwencji utracił nazwisko. A jednocześnie wiedziała, że żył – żył jako zdrajca, wśród motłochu którego tak bronił. Dokąd poszedł? Nie miała pojęcia, co się z nim stało po tym, jak opuścili walące się Stonehenge, bo nestor odepchnął go od świstoklika w ostatniej chwili i nie zdołał się przenieść. Ale, nawet jeśli wyszedł stamtąd cały, to do dworu nie miał już wstępu, został osobą bez nazwiska i dachu nad głową.
Trudno było o tym nie myśleć – bo chodziło o jej rodzinę. Ale zasady rodu były świętością, wszyscy powinni mówić jednym głosem, wierzyć w to, co wpajano im od urodzenia. Elise wierzyła. Bezkrytycznie, niczym gąbka chłonęła nauki rodziców, pieszcząc swoje ego świadomością, że jest kimś lepszym od szarej masy pospólstwa. Była wierna rodzinie, ale zdrajcy już nie mogła być wierna. Sam wyparł się tego, co łączyło go z Nottami, wyrzekł się bycia jej rodziną, podeptał lata łączącej ich więzi. Przedłożył obcych ponad rodzinę, czego nie mogła zrozumieć ani zaakceptować. Zdawała sobie też sprawę, że krzywe spojrzenia po tym okropnym skandalu padną i na nią, a wraz z tym wzrosną oczekiwania. Elise sobie i swoim poglądom nie miała absolutnie nic do zarzucenia, ale było prawdopodobnie kwestią czasu, kiedy ojciec wykorzysta córki do korzystnych politycznie mariaży z konserwatywnymi rodami, by pokazać, że choć w rodzinie pojawił się zgniły pęd, to po jego odcięciu reszta wciąż żyje w zgodzie z tradycją i podąża tą samą ścieżką, co przedtem. Elise wiedziała, że małżeństwa z miłości to mrzonka, nierealistyczna i nieosiągalna w świecie, gdzie najważniejszy był interes rodu, a najmłodsza Nottówna była atutem w rękach ojca jako piękna i utalentowana debiutantka, którą mógł dobrze wydać.
Zawsze zastanawiała się, która z ich dwójki wyjdzie za mąż pierwsza: ona czy Marine. To lady Lestrange miała więcej szczęścia i wypatrzono ją szybciej, czego Elise, zwłaszcza z początku, zwyczajnie jej zazdrościła. Mimo niewątpliwego przywiązania i przyjaźni zawsze w pewnym sensie rywalizowały. Przynajmniej na polu artystycznym i salonowym, bo wyniki w nauce niespecjalnie Nottównę interesowały i w tym aspekcie niezbyt przejmowała się tym, że Marine jest lepsza. Nie potrzebowała do szczęścia wysokich ocen, nie potrzebowała „wybitnych”, bo i tak nie zamierzała nigdy pobrudzić rąk pracą. Za to szybsze zamążpójście – tym już Elise się przejęła i sprawiło to, że z jeszcze większym utęsknieniem wyczekiwała pierścionka na własnym palcu, najlepiej włożonego tam przez kogoś, kto spełni nie tylko oczekiwania ojca i nestora, ale też jej własne, bo czułaby się nieszczęśliwa, jakby miała poślubić jakiegoś nudziarza, brzydala albo gbura pozbawionego salonowej ogłady, ale mimo własnej niechęci spełniłaby wolę rodu. Chciałaby pysznić się z dumą narzeczeńskim stanem, patrząc z góry na kilka lat starsze dziewczęta wciąż pozostające pannami. Elise nie miała w sobie zbyt wiele sympatii i zrozumienia wobec starych panien, w nich samych upatrując winy za ich samotność, dlatego za nic nie chciałaby do nich dołączyć, w wieku dwudziestu trzech i więcej lat wciąż nie nosząc na palcu zaręczynowego pierścionka. A dwadzieścia pięć? To dopiero skandal! Długo też gorszył ją wiek Inary, ale, jak się okazało, Percival wybawił ją z przepaści staropanieństwa tylko po to, by i tak zdradzić i porzucić, skazać na samotność już do końca życia. Nie zasłużyła sobie na taki los.
Zależało jej na Marine. Mimo całej zazdrości, którą niekiedy czuła, gdy Marine w czymś ją wyprzedzała, kochała ją jak własną siostrę i wiedziała, że niedługo czeka ją poważna zmiana w życiu, polityczny mariaż z Yaxleyem zmuszający do całkowitej zmiany otoczenia, a może i stylu życia. Nie miało to dla niej znaczenia, że ona była Nottem, a jej kuzynka Lestrange, bo rodzina matki nigdy nie była jej mniej bliska niż rodzina ojca. Jej matka kiedyś też była taką młodziutką, osiemnastoletnią dziewczyną, którą oddano w ręce mężczyzny z innego rodu dla umocnienia sojuszu.
Pytanie, które zadał, było dość trudne, bo wiedziała, że dobór małżonków zależał od rodów, i żadna z dziewcząt nie miałaby nic do powiedzenia w obliczu odgórnych postanowień. Jeśli wybrano dla niej Yaxleya, na pewno miało to swój cel.
- Oddałabym ją komuś, z kim, mimo całego ciężaru rodowych powinności, które musi spełniać każdy z nas, mogłaby być bezpieczna i szczęśliwa. Mam nadzieję, że z lordem będzie, ale pozostaje nam wszystkim wierzyć, że wasze rody podjęły najlepszą możliwą decyzję – rzekła, spoglądając kątem oka na Yaxleya. Czy zapewnisz jej to, Morgothu Yaxley? Czy będziesz o nią dbał tak, jak na to zasługuje? Te pytania rozbrzmiały w jej głowie, ale nie zostały wypowiedziane. Jakby nie patrzeć, miała do czynienia z nestorem, nawet jeśli nie podeszła dziś do nestora, a do narzeczonego kuzynki i przyjaciółki. Nie wiedziała też, jaki kandydat byłby lepszy. Marine zaręczono tak szybko, że nawet nie zdążyły pozastanawiać się, który z mężczyzn spotykanych na salonach by do niej pasował. Już nie było nad czym się zastanawiać, bo rodowy układ został przypieczętowany i cokolwiek miało się stać, i tak się wydarzy. – W obecnych czasach trudno się nie martwić o bliskich. Ledwo co opuściłyśmy Hogwart, a teraz tak wiele się zmienia. Można odnieść wrażenie, że to już nie jest ta sama rzeczywistość, co jeszcze rok temu, kiedy dopiero zastanawiałyśmy się, co przyniesie nam przyszłość. – Zaiste, zmieniało się. Nowa rzeczywistość była niepokojąca. Mogło jej się wydawać, że wciąż czuła echa chłodu, którym emanowali dementorzy, a nadgarstek odezwał się krótkim bólem, gdy tylko znów pomyślała o szczycie i o rozłamie – zarówno tym dosłownym, rozdzierającym Stonehenge na części, jak i tym, który podzielił rody, drążąc między nimi niewidzialną, ale równie głęboką przepaść. Taki rozłam miał miejsce też w jej najbliższym otoczeniu i ten bolał najbardziej. Do tego dochodziły anomalie i echa społecznych niepokojów. – Marine jest naprawdę wyjątkowa, ale zapewne miałeś już okazję się przekonać, lordzie Yaxley – dodała, a na jej ustach przelotnie zaigrał uśmiech. Czy i dla niego była wyjątkowa, czy może była tylko obowiązkiem do spełnienia? Niewątpliwie młoda lady Lestrange wniesie wiele blasku na bagna Fenlandu. Oby potrafili tam o nią zadbać tak, jak należy. Yaxley na szczycie przemawiał jak ktoś, komu dobro rodu leży na sercu. Musiał teraz przyjąć na siebie ogromny ciężar, oby to nie rzutowało negatywnie na związek z Marine.
Wiele pytań naprawdę chciało wyrwać się z jej ust i pewnie wyrwałoby się, gdyby nie był nestorem. Gdyby byli sobie równi, zasypałaby go gradem pytań, starając się sprawdzić, jaki był i czy sprawdzi się jako mąż jej kuzynki. Ale mimo wszystko wiedziała, że nie wypada, że ich spotkanie tutaj i tak już nosiło znamiona niestosowności. Był bardzo lakoniczny, nie zdradzał zbyt wiele, a ona nie wiedziała, dlaczego. Ale może jeszcze kiedyś będzie okazja go poznać? Naprawdę niewiele się dowiedziała, ale musiała docenić fakt, że w ogóle wdał się w tą krótką wymianę zdań. Prawdopodobnie mógł jednak wyczuć jej ciekawość, pytania, choć niezadane, wisiały między nimi i malowały się w jej oczach. Naprawdę wiele pytań, a tak mało odpowiedzi.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]08.01.19 21:16
Sieć politycznych powiązań gęstniała w centrum, rozpadając się na obrzeżach niepewnych sojuszy czy neutralnych wikłań, usuwając je w cień za granicę wrogości i negatywu. Dawne związki między rodami pękły niczym ziemia w Stonehenge i nic nie było w stanie przywrócić ich do poprzedniego stanu. Tak wiele zmian nadeszło wraz z tym jednym dniem, lecz właśnie tym była natura - ciągłymi rotacjami i ewolucją, by dostosowywać się do nadchodzących reform. Będąc małym chłopcem, który nasłuchał się tak wiele o historii rodu, nigdy nie podejrzewał, że silni potomkowie Yaxleatha skierują swe spojrzenie ku rodzinom francuskim, z którymi od zawsze pozostawali w konflikcie. Kroniki rozpisywały się na całe stronice, opisując to, co skłóciło i wzbudzało niesmak jednych do drugich, a jednak stali aktualnie ramię w ramię. Teraz wszystko ulegało przeobrażeniu i była to zmiana tak naturalna, że aż niezaskakująca - jego siostra miała wkrótce stać się lady Black, podążając za zaufanym kuzynem jako mężem; Rosierowie wciąż nie wyrzekli się zgody, która została zapoczątkowana zaledwie kilka miesięcy wcześniej; a on sam miał przyjąć żonę od Lestrange'ów - ci ostatni już od dawna nie związali się z lordami Cambridgeshire. W chwili jego narodzin już kontrowersyjnym było, gdy Fortinbras ożenił się z lady Rosier, której wili urok najwyraźniej zakręcił mu w głowie. Równie szybko jak małżeństwo doczekało się potomstwa, Róża zwiędła między bagnami rozciągającymi się dokoła ówczesnego Yaxley's Hall. Róże nie rosną na bagnach. Głos ojca oznaczał jedno - tylko najtwardsi mieli przeżyć, a jeśli ktoś zdołał trwać między torfowiskami, był w stanie pokonać wszystko. Morgoth kochał swoje kuzynki, lecz natura ich przodkiń płynąca w ich żyłach, była często powodem wielu zmartwień - a jego stryj nie był ideałem ojca, który potrafiłby nad tym zapanować. Przez miłostki był skłócony z Rosalie tak wiele lat i dopiero gdy wydarzyła się tragedia, półwila przeżyła traumę, dojrzała. Została matką, nosząc pod sercem dziedzica Cynerica czym przypieczętowała swoją rolę jako przykładna żona. Jej siostra nie chciała uginać karku, lecz przy twardym stanowisku kuzyna, spokorniała. Śmierciożerca nie widział w tym jednak jej własnej chęci, a jedynie spięcie sytuacji i wywołane przez niego obarczenie ją odpowiedzialnością. Wszyscy, bez wyjątku na płeć, byli Yaxleyami i nie mogli okazywać bezrozumnowości. Tego oczekiwał i tego wymagał od najbliższych, nie zamierzając tolerować buntu. Ani wtedy gdy nie był jeszcze nestorem, ani tym bardziej teraz, gdy w tak młodym wieku osiągnął więcej niż kiedykolwiek mógł podejrzewać. Cambridgshire zawsze rządzone było surowo i wymagająco - nic nie miało się zmienić, a być może jeszcze przybrać na sile, lecz każdy z nich rozumiał, dlaczego tak się miało dziać. Pierwszą decyzją Morgotha jako nowej głowy rodziny było przywrócenie świetności rodowemu dziedzictwu, a sprawy już ruszyły. Nie zamierzał czekać kolejnego dni, kolejnych miesięcy. Musieli zareagować od razu. W tym właśnie tkwić miał ich sukces i siła.
Marine jest naprawdę wyjątkowa.
Podobne spojrzenie do czającego się na ofiarę drapieżnika tuż przed skokiem przemknęło przez oczy Morgotha. Na jego twarzy zatańczyły półcienie, wyostrzając już i tak wyraźne rysy nestora, a perlista blizna na lewym oku zalśniła w świetle dochodzącym z opery. Gdyby Elise się mu w tym momencie przyjrzała, dostrzegłaby nieodgadnione iskry mające w sobie coś magnetyzującego, niepokojącego, ale zarazem intrygującego. Jeszcze do niedawna nie można byłoby zauważyć w nim żadnych zmian, gdy wymawiało się imię Lestrange, ale nie potrafił nie wspominać. Marine stała się dla niego kimś w rodzaju archetypu, do którego wracał bez uwzględnienia własnej woli. Zawiązana nić porozumienia między nimi nie miała zostać przerwana, mimo że wystawiona na próbę czasu mogła zostać narażona na osłabienie przez noc Kamiennego Kręgu - nie napisał, ona również zgodnie z jego słowami, które wypowiedział ostatnim razem. Elise była w błędzie. Cały urok młodej szlachcianki nie polegał na jej inności, którym raczyła wszystkich dokoła, lecz na tym jakie oczekiwania spełniała i jak się w nich odnajdywała. I to nie na siłę. W pełnej naturalności gestykulacji i osobowości Morgoth dostrzegał jej wartość, a równocześnie potrafiła go zaskoczyć, doprowadzić do stanu, którego nie umiał zdefiniować. Była ideałem żony, który krył w sobie tajemnicę w swej jedności z mężem.
Właśnie dlatego Elise Nott nie mogła od niego dostać nic ponad spojrzenie, które mogliby odczytać jedynie wybrani. Czy kiedyś mogła je zrozumieć? Życzył jej tego, odnajdując porozumienie z przyszłym narzeczonym, a później małżonkiem, którego nazwisko mogło być odkryte każdego dnia. Stukot kopyt na bruku zawiadomił szlachcica, że przyprowadzono wierzchowca, a jego pobyt w Blackpool dobiegł właśnie końca. A on wciąż uparcie milczał, nie odnajdując w tym niecodzienności, którą zapewne dostrzegała w tym jego towarzyszka. Być może nakrapiał to pewną dozą przekory, lecz niczym więcej. Oboje wiedzieli, że te moment się już skończył. - Lady Nott. - Pochylił się delikatnie, oddając młodej pannie szacunek i wycofując się, by zniknąć nieco dalej w ciemnościach. Morgoth odebrał od stajennego wodze i, skinąwszy mu głową, został razem z pięknym zwierzęciem. - Brego - mruknął cicho imię rumaka, kładąc dłoń na czole stworzenia i patrząc w ciemne, mądre oczy aetonana. - Wracajmy do domu. - Koń machnął łbem jakby przytakiwał, czekając tylko, aż jego pan da mu sygnał do ruszenia przed siebie.

|zt



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]08.01.19 23:38
Nottowie przez wieki byli rodem, który starał się podchodzić do kwestii relacji rodowych dyplomatycznie. Byli w końcu znakomitymi gospodarzami sabatów, starającymi się utrzymać przynajmniej neutralne relacje z rodami oraz cementować więzi między rodami, w czym miał pomóc Skorowidz Czystości Krwi. Miał ułatwić zachowanie jedności szlacheckiego świata przeciwko pleniącemu się coraz bardziej światowi mugoli, ale w obliczu tego, co się wydarzyło, chyba nie mógł już spełniać swojej roli w pełni. Skorowidz chwiał się w posadach, a wszystko to było winą rodów, które zamiast pragnąć zadbać o stary porządek otwierały ramiona na szlam i lekceważyły tradycyjne wartości. To ich wyłamanie się i poparcie dla promugolskich postaw doprowadziło do rozłamu, do powstania przepaści która podzieliła rody Skorowidzu na dwa obozy i wywróciła do góry nogami wiele dotychczasowych relacji.
Elise akurat nie miała wielkiego problemu ze swoimi relacjami bo zdecydowana większość jej krewnych i znajomych pozostawała po tej konserwatywnej stronie. Głównym problemem było wyłamanie się Percivala, które stanowiło dla niej bolesną zadrę, która pewnie długo się nie wygoi, może nawet nigdy. Wiele rzeczy można było wybaczać innym, ale zdradę było wybaczyć prawdopodobnie najtrudniej.
Relacje Nottów nie uległy znaczącym zmianom, ale nie było do końca wiadomo, w ręce którego rodu zostanie oddana Elise. Choć całkiem możliwe, że jej ojciec już coś planował, jedynie nie poinformował o tym córki. Nottówna zapewne zostanie postawiona przed faktem dokonanym kiedy wszystko już będzie uzgodnione. Nie byli rodem aż tak skrajnie konserwatywnym jak Yaxleyowie, i mimo wierności idei czystej krwi byli nieco bardziej zachowawczy, o wiele bardziej rozmiłowani w salonowym blichtrze i dworskich układach niż w wojnach.
Nie wiedziała, co zaszło pomiędzy Marine i Morgothem. Jej kuzynka była bardzo skryta jeśli chodzi o osobę narzeczonego. Elise nie była przyzwyczajona do skrytości, nie lubiła, jak inni próbowali coś przed nią ukrywać, ale musiała niestety pogodzić się z tym, że kuzynka zaczynała nowe życie i wkrótce będzie w nim znacznie mniej miejsca dla Elise. Coś się kończyło i prawdopodobnie nie miało już być takie samo jak jeszcze kilka miesięcy temu, gdy obie przygotowywały się do ukończenia Hogwartu i debiutu na salonach. Nottówna zostanie nieuchronnie odstawiona na boczny tor i stanie się o wiele bardziej samotna. W dworze Nottów nie mogła liczyć na towarzyszkę w podobnym wieku, która mogłaby zrozumieć jej bolączki. Lestrange’ówny natomiast po kolei wyfruwały z rodzinnego gniazda i dwór na wyspie Wight wkrótce miał znacząco opustoszeć z zaprzyjaźnionych krewniaczek. Samotność budziła w niej niepokój, dlatego też czekała na swoje zaręczyny, by nie pozostać jedyną niezamężną z grona swoich licznych kuzynek.
Przyglądała mu się ukradkiem, miała wrażenie, że na jego twarzy mignęło coś dziwnego, czego nie potrafiła nazwać. Poczuła lekki dreszcz niepokoju; w postawie Morgotha było coś niepokojącego, może nawet nieco mrocznego, ale wrażenie to trwało zaledwie przelotnie. Miała jednak wrażenie, że wzmianki o Marine nie były dla niego obojętne, że nawet jeśli uparcie milczał, wspominanie jej imienia poruszało w nim jakąś strunę, sięgało tam, gdzie nie sięgał wzrok i pojmowanie Elise. Ich spojrzenia na moment się skrzyżowały, ale Nottówna jeszcze nie wiedziała, jak to jest mieć więź z jakimś mężczyzną. Nie miała narzeczonego ani tym bardziej męża, i mogła jedynie pomarzyć o tym, żeby udało jej się z nim chociaż lubić, a nie patrzeć na siebie niechętnie. Jej rodzice nigdy się nie kochali, żyli ze sobą bez wrogości, ale też bez miłości. Tylko z obowiązku podtrzymywanego mimo faktu, że lady Cassiopeia powiła wyłącznie córki. Dlatego też Elise podejrzewała, że pisane jej jest podzielenie losu matki i splecenie z kimś losów tylko z woli rodu, ale bez kryjących się za tym uczuć. Jaki los był pisany Marine? Yaxley nie rozjaśnił zbyt wielu jej wątpliwości i nadal czuła, że był jej całkowicie obcy, zamknięty i nieprzenikniony. Gdyby ktoś ją zapytał, jak go ocenia i co o nim myśli, trudno byłoby jej udzielić jasnej odpowiedzi.
Niestety nie miała też pojęcia, co myślał sam Morgoth. Co myślał o Marine, o nadchodzącym ślubie, albo co myślał o niej i o ich rozmowie, w której to ze strony Elise padło znacznie więcej słów, choć i tak niewiele jak na nią. Autorytet nestora mimo wszystko działał, nawet jeśli nie do końca tak, jak działał w kontakcie z wiekowymi starcami, do których obecności w tej roli przywykła. Nie wiedziała, jakie wywarła na nim wrażenie, ani czy Morgoth pozwoli jej odwiedzać Marine po ślubie. Elise bała się utraty więzi z krewniaczką, bo nikt inny nie mógłby tego zastąpić.
Morgoth nie zamierzał jej już zdradzać nic więcej. Nie odniósł się do jej słów, jedynie patrzył – a później jej uszu dobiegł stukot kopyt po bruku, do Yaxleya przyprowadzono jego wierzchowca.
- Do widzenia, lordzie Yaxley – pożegnała go grzecznie, wewnętrznie nieusatysfakcjonowana skąpymi odpowiedziami i milczącą postawą. Wiedziała, że zaiste mieli się zobaczyć – podczas ślubu, w trakcie którego Elise będzie siedzieć gdzieś wśród zaproszonych gości i patrzeć, jak jej kuzynka i przyjaciółka zostaje żoną tego zagadkowego, milczącego czarodzieja. Który, mimo tej krótkiej rozmowy, pozostawił po sobie w jej głowie jeszcze więcej pytań, niż kłębiło się w niej wcześniej, odkąd dowiedziała się o zaręczynach Marine.
Szybko wróciła z powrotem do gmachu opery, gdzie matka czekała na nią z wyraźnym zniecierpliwieniem, ale strofować ją miała pewnie dopiero po powrocie do dworu. Niedługo miał odlatywać świstoklik do Ashfield Manor, więc zdążyła w samą porę.

| zt.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]14.02.19 23:18
|5 października, kupidynek

To było niespodziewane. Jak tylko ją spostrzegł uderzył w niego powiew letniej bryzy niosącej za sobą burzę zachwytu złotowłosą istotą na której zawiesił swoje spojrzenie. Powołany do życia cień irytacji z powodu zostania ofiarą dziecinnych, ulicznych zabaw młodzieży zginął przytłoczony zjawiskowym bodźcem tak nagle, jak się tylko pojawił. Bez trudu zapomniał o drobnej ranie na szyi, o zabawkowej strzałce która spoczywała już gdzieś na dnie minionego za rogiem śmietnika, o pracowniczych obowiązkach oraz powodzie dla którego tak szybkim krokiem przemierzał ulicę. Strach pomyśleć, że niewiele brakowało do tego by się minęli; do tego by żył dalej w nieświadomości pozostawienia zapowiedzi prawdziwego szczęścia gdzieś za plecami.
- Przepraszam chciałbym... - zabrzmiał dziwnie niepewnie zaskakując tym samym samego siebie. Jeszcze większe zdziwienie nastało gdy dalsze słowa uwięzły w krtani. Zawstydzony zajściem zakrył dłonią usta w których zbrakło mu słów. Zdecydowanie nie takie urwane wrażenie, pragnął na niej wywrzeć. Jego pewność siebie z której słynął zachybotała się na wietrze przeciągającej się ciszy w której nie mógł się odnaleźć i właśnie wówczas, ten sam wiatr pod męski pantofel przygnał bilety do teatru. Przeznaczenie. W normalnych warunkach by w nie nie uwierzył, lecz teraz, w tym momencie poczuł, że jego serce dostało od losu skrzydła. Podszedł wyjawiając, że chciałby zaprosić ją na spektakl. W niecierpliwości czekał na jej odpowiedź tak samo jak teraz, stojąc pod budynkiem opery oczekiwał jej samej. Wziął w pracy wolne co było niespodziewane jak na niego. Ale to było nic. Była ważniejsza niż praca, czy życie umierających w tym czasie ofiar czarnoksięskich praktyk. Chciał zrobić na niej jak najlepsze wrażenie. Ubrał najlepszą odświętną szatę jaką tylko udało mu się znaleźć w szafie. Dopasował odpowiednie mankiety. Po trzykroć wypastował męskie pantofle. Dokładnie przestudiował genezę sztuki na która się wybierali włączając w to biografię samego autora - by móc ją odpowiednio zabawić ciekawostkami, oczywiście. W dłoni trzymał bukiet białych frezji przeznaczonych specjalnie dla niej. Tylko właśnie, gdzie się podziewała...?
[bylobrzydkobedzieladnie]


Find your wings




Ostatnio zmieniony przez Anthony Skamander dnia 17.02.19 15:38, w całości zmieniany 1 raz
Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]16.02.19 12:56
Pamiętała kroplę krwi na dłoni, kiedy z dezorientacją stała z zabawkową strzałkę w dłoni; zrobiło jej się przykro, zawsze sądziła, że dzieci ją lubiły - dawała im z siebie wszystko - czy to możliwe, że atak wykonało jakaś niezadowolona z jej zajęć lub przymusu tańca latorośl zbyt bogatych rodziców? A tak się starała każdego dnia zaszczepić u nich radość i miłość do tej formy spędzania czasu - oto wszystkie jej starania na nic! Troski wnet jednak odeszły w niepamięć, bo oto naprzeciw niej znalazł się mężczyzna - najprzystojniejszy, jakiego dotąd okazję miała widzieć. Wyprostowała się na jego widok, dbając o poprawną postawę, uśmiechnęła - nienachalne, delikatnie, z błyskiem tajemnicy - już gotując się do użycia na nim uroku, gdy szybko okazało się, że wcale tego robić nie musi: z szeroko otwartymi szafirowymi oczami wpatrywała się w nieznajomego, w myślach przyznając, że Anglia jest jednak po stokroć piękniejsza od Francji. Nie od razu przyjęła zaproszenie, wpierw przechodząc osłupienie - dopiero później, pozbierawszy myśli, skinęła w końcu głową, zapewniając nieco zbyt szybko, że to najwspanialsza propozycja na dzisiejszy wieczór. Czy nie zabrzmiała zbyt otwarcie? Kobieta nie powinna zdradzać wszystkich kart już na początku, ale coś przyćmiło jej rozsądek i serce wiedziało lepiej, co winny nieść słowa.
To samo serce łopotało jak szalone, jak u złapanej w potrzask przepiórki, kiedy znalazła się w teatrze; do spotkania zaczęła się przygotowywać, kiedy tylko wróciła do domu, by zdążyć na czas: srebrne włosy zaklęciem upięła w zmyślny kok, spinając srebrną broszę; makijażem podkreśliła kształt oka i czerwień ust, pozostawiając cerę błyszczącą naturalnym blaskiem genów babki, by po dłuższej chwili zastanowienia jednak przypudrować policzki w obawie, że na jego widok zaczerwieni się i zachichocze jak podlotek. Pół dnia trajkotała po całym domu o swoim wieczornym spotkaniu, ale ani ojciec ani brat nie wzięli tego na poważnie. Przywdziała suknię granatowej barwy, podkreślającą głębię jej oczu i wcięcie w talii, ze sztywnego, eleganckiego materiału, by prezentował się stosownie w teatrze. Częściej gościła na jego scenie niż na widowni, ale znała ten świat od podszewki. Materiał opinał ją aż pod szyję, gdzie pobłyskiwał srebrny medalion z kolorowych szkiełek, o kształcie słońca, pochodzący jeszcze z afrykańskich wojaży ojca. Dłonie owlekła dołokciowymi rękawiczkami pożyczonymi od matki barwy przydymionej bieli, a wzdłuż ramion opływał szal wykonany z tego samego materiału. Eleganckie srebrne trzewiki nie były wygodne, ale jej wygoda była ostatnim, co miało się dzisiaj liczyć: całości dopełniał delikatny dziewczęcy zapach migdału, pomarańczy i wanilii. Nigdy dotąd nie wyglądała tak elegancko - ale nie mogła zaryzykować zboczenia z trudnej drogi do serca upragnionego mężczyzny. Skryta pod skromnym płaszczykiem kreacja miała skraść je w całości.
Na miejscu pojawiła się jednak - nieco nieelegancko - przed czasem i nim zjawił się on, przemykając prędko do środka teatru. Znała jedną z dziewcząt, która miała dzisiejszego wieczoru wystąpić - pomówiła z nią zawczasu, przemycając niespodziankę; dopiero później w pośpiechu opuściła gmach opery w nadziei, że umówiony z nią mężczyzna jeszcze nie zjawił się na miejscu - ale się przeliczyła. Z jednej strony uradowało ją, że zjawił się wcześniej - och, nie tylko był niezwykle przystojny, ale i potrafił zachować się jak prawdziwy dżentelmen! - z drugiej wystraszyła się, że dostrzeże ją u wejścia wcześniej. Przemknęła w bok, chcąc w mieszać się w tłum, skąd oddaliła się lekko od wyjścia, dopiero później zawracając - i dumniejszym krokiem przemierzając schodki wprost ku niemu.
- Panie Skamander - powitała go grzecznie, przepełnionym gracją dygnięciem dopełniając powitania. - Jak uprzejmie - skomentowała grzecznie kwiaty, białe frezje nie tylko doskonale pasowały do jej kreacji, ale i do niej samej - były delikatne i subtelne. Rozmawiali tak krótko - a już poznał ją tak dobrze! - Czy wejdziemy do środka? - Miała tak wielką nadzieję, że przemykając przed momentem w płaszczyku po korytarzach teatru nie zgrzała się zanadto, a jej cera nie owlekła nieładną czerwienią - to mogłoby zniweczyć wszystko! Patrzyła mu jednak w oczy - prosto - czarując wilim blaskiem w zamierzeniu odejmując spojrzenie od nic nie znaczących mankamentów; w jej oczach iskrzyła radość - z tego wieczoru, ze spotkania, z jego towarzystwa.


All the shine of a thousand spotlights, all the stars we steal from the nightsky; towers of gold are still too little, these hands could hold the world but it'll

never be enough

for me

Babette Delacour
Babette Delacour
Zawód : Tancerka
Wiek : 19
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Topią się dla niej, to poprawia wodę
Szybko
Jak rąbek
Zadartej spódnicy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
 fire walk with me
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7000-babette-delacour#184024 https://www.morsmordre.net/t7007-mirsalah#184166 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f250-kornwalia-polwysep-an-lysardh-lighthouse-road-3 https://www.morsmordre.net/t7009-skrytka-bankowa-nr-1587#184226 https://www.morsmordre.net/t7076-babette-delacour#186874
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]17.02.19 18:18
Czuł nienaturalne jak na niego poddenerwowanie, kiedy to tak stał w oczekiwaniu na miłość swojego życia. Brzmiało to absurdalnie biorąc pod uwagę staż ich znajomości i pewnie takie było, lecz dziś wierzył, że serce nie mogło kłamać. Te w końcu tłukło się w piersi z niezwykłą siłą oraz łoskotem sprawiając, że przemykające mu przez głowę romantyczne myśli były jak najbardziej na miejscu. Złożył jednak na nim dłoń dociskając materiał grubszej, jesiennej już szaty do piersi w nadziei, że zagłuszy miłosny tętent. Nie chciał wyjść przed nią na niekontrolującego się małolata choć przy niej trudno było mówić o jakiejkolwiek opanowaniu. O tym, jak daremny był z założenia ten gest dowiedzieć miał się w chwili w której podążył za jej srebrzystym głosem zatrzymując na niej swoje spojrzenie. Pomimo panującego już półmroku i zbierającej się tłumnie pod teatrem przyszłą widownią bez trudu, odnalazł właśnie ją. Oniemiały gracją jej ruchów niemalże rozdziawił z wrażenia usta. W porę się jednak opamiętał.
- Babette... droga Babette Delacour - w ostatniej chwili zdecydował się na to by odpowiedzieć jej lekkim, kanciastym skłonem. Przynajmniej miał taki zamiar, lecz zrugał się w myślach. Zasługiwała na więcej! W jednej chwili jak stał, tak zaraz padł na kolana wyciągając ku niej bukiet kwiatów. Uśmiechnął się szczęśliwy, że przypadły jej do gustu - Pozwoliłem sobie przestudiować mowę kwiatów. Nie udało mi się znaleźć delikatniejszych, subtelniejszych i skromniejszych mogących być twoim odzwierciedleniem, przy tym zdradzających, że tylko z tobą chcę spędzić ten wieczór. I każdy kolejny, droga Babette - wyznał będąc przepełniony niekontrolowanym rozradowaniem. Zaraz zakołysało się na jego twarzy zwątpienie, czy aby przypadkiem nie był zbyt śmiały z powodu tak bezpośredniego zwrotu - Och, przepraszam, powinienem był...Proszę, mogę mówić ci po imieniu - Babette? Chciałbym również, byś i ty zwracała się do mnie po imieniu - powinien był poprosić o to już na samym początku. Swoje faux pas starał się jednak naprawić teraz, kiedy wdrapywał się na nowo na równe nogi. Iskrzący w jej oczach blask radości odgonił niepokoje. To chyba było to słynne zgranie myśli o którym poeci pompatycznie się wypowiadali. Choć zwykł wyśmiewać podobne pomysły teraz stawały się dla niego prawdami objawionymi na których pragnął budować fundamenty ich przyszłego życia.
- Tak, oczywiście - nastawił ramienia czekając aż zaplecie w nie swą smukłą dłoń obdarzając go choć trochę słodkim ciężarem swej osoby. Nigdy na podobne rzeczy nie zwracał uwagi, a jednak teraz jakby wszystko dostrzegał lepiej, wyraźniej. Dzięki niej. Dumnym krokiem poprowadził więc ja i siebie do holu. Gdy zatopili się w jego wnętrzu niemym gestem postanowił pomóc jej w zdjęciu lekkiej, wierzchniej szaty. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że wstrzymał powietrze gdy ujawniła mu się w pełnej krasie swej kreacji. W rodzącej się w nim zaborczości i niechęci do dzielenia zapragnął być jeszcze bliżej niej. Wąskie korytarze prowadzące ich na wskazane na bilecie miejsca na szczęście mu to ułatwiały.
- Mam nadzieję, Babette, że dzisiejsza sztuka cię zachwyci. Mówiąc szczerze to dzisiejsze zaproszenie było porywem impulsu cieszę się jednak, że jesteś tu dziś ze mną - wyznał szczerze, z głębi serca tonąc w jej oczach póki jeszcze światło w sali nie przygasło. Sięgnął po jej dłoń splatając z jej drobnymi palcami swoje.


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]24.02.19 16:06
- Och... - Usteczka bezwiednie rozchyliły się, lekko drżąc czerwienią, kiedy czarodziej zdobył się na szarmancki gest i uklęknął, dłonie splotła razem w piąstce, przykładając je w szczerze ekspresywnym zachwycie ku piersi, gdy kąciki ust wędrowały w górę, rozpromieniając jej twarz radosnym uśmiechem. Jakież to niezwykłe zrządzenie losu, szeptało do niej zaklęte miłosnym eliksirem serce, że tak krótko po pojawieniu się w Anglii spotkała mężczyznę tak wyjątkowego w każdym calu. Ujmował ją nie tylko zewnętrznością, ale i każdym fragmentem osobowości, odsłanianym pomalutku podczas rozwoju sytuacji, w tym momencie iście rycerskim gestem - aż na moment odjęło jej mowę. - Och - powtórzyła, w osłupieniu przyjmując bukiet i na moment kryjąc twarz między płatkami, wdychając ich słodki zapach. Niewinna biel bukietu do złudzenia przypominającego tradycyjny bukiet ślubny i kontekst sytuacji mężczyzny, który uklęknął na kolano, przywiodły jednoznaczne skojarzenie dopiero, gdy usłyszała jego słowa.
- Są takie piękne - zachwyciła się raz jeszcze, nie potrafiąc powstrzymać entuzjazmu. - Drogi Anthony, dawno nie słyszałam dźwięku równie pięknego, co ten znaczący twoje imię - dodała bez zająknięcia, przejście na ty było konieczne, by dopełnić ich bliskości. - Mówisz prawdę? - dopytała naiwnie, nie dowierzając własnemu szczęściu - mężczyźni nie raz wodzili za nią spojrzeniami, nieczęsto jednak zainteresowani byli czymś więcej, niż jej urodą. Eliksir przyćmił zdrowy rozsądek na tyle, by nie zastanowiła się, na czym innym mogłoby polegać zainteresowanie mężczyzny, którego znała niecały dzień. Pragnęła go bardziej, niż kiedykolwiek czegokolwiek w życiu, mogłaby porzucić dla niego nawet marzenia o sławie. - Daruj, proszę, nie chciałam cię urazić - wycofała się jednak ze swojego pytania szybciutko, jakby w obawie przed zaprzeczeniem. - Po prostu... czy to nie jest niezwykłe, mój drogi Anthony? - rozkoszowała się tym zwrotem jak najprzedniejszą czekoladą rozpływającą się w ustach - Że nagle, tego pięknego dnia, wpadamy na siebie jak dwoje obcych, by stać się nagle rozdartą na dwoje jedną duszą? To niewidzialna dłoń przeznaczenia, nie mam co do tego wątpliwości... i ja również tego pragnę - spędzić z tobą każdy wieczór, od dzisiaj aż po kres. I nawet dłużej. - Dusze nie jest przecież tak łatwo rozdzielić, po śmierci wciąż mogły być razem.
Z wciąż iskrzącą w oku radością przechwyciła bukiet kwiatów w jedną dłoń, by oswobodzoną mogła z drżeniem podekscytowania wsunąć ku jego dżentelmeńsko wysuniętej ramie, niemal czując rysy kształtnych mięśni - przez moment czując, że zabrakło jej tchu. Ten mężczyzna nie miał wad - był jak ze snu. Być może to przeznaczenie, słodki los, sprzedał jej bilet na loterii, by wyjechała do Anglii, gdzie miał czekać na nią właśnie on. Nie do pomyślenia - sądziła, że zostawiła serce we Francji. Czuła jego bliskość, gdy znaleźli się już obok, obdarzyła powłóczystym spojrzeniem zza ramienia, gdy pomógł jej ściągnąć płaszcz; z gracją przemykając pomiędzy siedzeniami, aż w końcu odnaleźli swoje miejsca. Wzięła głęboki oddech, zbyt długo nie stała po tej stronie sceny, by nie czuć ekscytacji nie tylko z powodu wyjątkowego towarzystwa.
- Czy impuls nie daje gwaranta szczerości? Czy nie tylko pod wpływem chwili mamy pewność, że robimy to, czego pragnie nasza podświadomość? - Umyślnie ściszyła głos, by chcąc ją usłyszeć musiał zbliżyć się ku niej bardziej, chciała, by poczuł kwiatową woń, tak wyraźnie wyczuwalną przy łabędziej bladej szyi, którą dyskretnie oswobodziła, odchylając jedwabny szal dyskretnym i niewymuszonym ruchem dłoni. W napięciu wypuściła zatrzymane w piersi powietrze, gdy splotła swoje palce z jego, ściskając jego dłoń mocno, spomiędzy jej ust wymsknęło się ciche westchnięcie. - Trzeba ci wiedzieć, że jak nic kocham teatr - wyznała, kierując spojrzenie na scenę, gdzie kotara unosiła się już w górę; świece zgasły, czyniąc tę chwilę jeszcze intymniejszą. - Jeśli to impuls: czy to możliwe, byśmy podświadomie znali się już od dawna? Dobrze się przy tobie czuję, brak temu spotkaniu niezręczności, jaka towarzyszy atmosferze pierwszych spotkań. Bije od ciebie poczucie siły, zdradź mi swój sekret - co za tym stoi?


All the shine of a thousand spotlights, all the stars we steal from the nightsky; towers of gold are still too little, these hands could hold the world but it'll

never be enough

for me

Babette Delacour
Babette Delacour
Zawód : Tancerka
Wiek : 19
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Topią się dla niej, to poprawia wodę
Szybko
Jak rąbek
Zadartej spódnicy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
 fire walk with me
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7000-babette-delacour#184024 https://www.morsmordre.net/t7007-mirsalah#184166 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f250-kornwalia-polwysep-an-lysardh-lighthouse-road-3 https://www.morsmordre.net/t7009-skrytka-bankowa-nr-1587#184226 https://www.morsmordre.net/t7076-babette-delacour#186874
Re: Opera w Blackpool [odnośnik]28.02.19 18:33
Serce zatrzepotało mu w piersi motylimi skrzydłami. Nawet gdyby chciał nie był w stanie w tym momencie się ich pozbyć. Niezwykle silny eliksir przytwierdził je grubą nicią nakazując im ruch tym silniejszy im większą radością obmaluje się twarz wybranki. Dziś jej szczęście było w końcu jego własnym. Było to absurdalne, a jednak nie mógł teraz tego podważać - upajał się jej zachwytem. Klęcząc pogratulował sobie w duchu decyzji o wykazaniu się większą inicjatywą niż planował. Lekko pobrudzona na kolanie szata nawet go nie obeszła. Dla niej z błogim zadowoleniem mógłby się przeturlać przez całą długość Pokątnej. Zrobi to jutro. Jeżeli tylko tego zapragnie.
Jej pytanie uszczknęło z jego twarzy nieco entuzjazmu, a palce jednej z dłoni w niespokojnym geście utarły niewidzialne sukno niepokoju. Znali się zbyt krótko by mogła snuć realną myśl o poddawaniu jego słów w wątpliwość, a jednak myśl, że mogłaby to jednak mimo wszystko zrobić wydała się przerażająco bolesna.
- Nie, nie przepraszaj, Babette - z czułością przyglądał się naganianym ruchem ręki kwiecistych pąków ku kobiecej piersi. Płatki delikatnie uginały się pod naporem kruchych dłoni - Masz prawo mieć obawy. Znamy się tak krótko, a ja...ja nie należę do zbyt szczerych czarodziei. Okłamywałem wielu ludzi. Różnych. Czasem bardzo dobrych. Ciebie jednakbym nie potrafił, Babette. Nigdy. To byłoby jak zaprzeczenie sensu istnienia - wyjawił spoglądając w głąb hipnotyzującej tafli jej spojrzenia przed którą się odsłonił chcąc by uwierzyła w jego deklarację mocniej niż w cokolwiek innego. On sam wierzył w swoje słowa z niezwykłą mocą, nie wiedząc, że jutrzejszego ranka okażą się nie mającymi żadnego pokrycia w rzeczywistości obietnicami. Noc jednak trwała i może przy odrobinie szczęścia nigdy nie dobiegnie końca - bardzo tego w tym momencie pragną. Jeszcze usilniej gdy i ona odpowiedziała mu podobnie głębokim i spójnym z jego marzeniami wyznaniem.
- Jest - przyznał miękko i z podobną temu delikatnością przygarnął jej sylwetkę ku sobie w chwili w której spletli swe ramiona w wydawać by się mogło - nierozerwalny supeł. Prowadził ją do teatru z zachwytem podobnym do pawia obnoszącego się swymi barwnymi, cennymi piórami. Wrażenie jakie na nim zrobiła eskalowało w chwili w której odsłoniła swą kreację budząc w nim zaborczość o którą się nie posądzał. Wyprostował się jeszcze mocniej chcąc trzymać ją jak najbliżej swego boku gdy zmierzali w stronę swych miejsc, tak by nie było dla żadnego innego mężczyzny wątpliwości, że to żywe srebro jest jego, tak jak on jej.
Siedząc w wyznaczonym przez bilet miejscu czuł poddenerwowanie. Chciał by ten wieczór był idealny, jednak obawiał się, że krótka znajomość mogła wszystko zniweczyć. Tak wiele o niej jeszcze nie wiedział, a tak wiele pragnął wiedzieć. Nachylił się wiec w jej stronę w chwili w której zaczęła sączyć szepty. Głos miała przyjemny, melodyjny.
- Nic podobnego, moja droga. Nie znam innej osoby na świecie przy której byłbym słabszy - mruknął żartobliwie poruszając zaciskającymi się na jego dłoni smukłymi palcami swoimi własnymi - Wszystko co mówisz jest takie prawdziwe. Zawsze się jednak tego obawiałem - impulsywności w swoim życiu. Tych chwil które wkradają się niespodziewanie, nie pozwalając się zastanowić, zmuszając nieraz do bycia najgorszą wersją samych siebie. Przy tobie się jednak nie obawiam. Przy tobie czuję, że mogę być jedynie najlepszy. Dlatego..skoro jesteś moim impulsem to ja chcę być twoim, Babette - nie wiedział czy to co mówił nie było zagmatwane, czy jej nie zrazi, lecz nie mógł powstrzymać słów, które przy niej wychodziły z niego z przerażającą wręcz naturalnością. Było bowiem tak jak mówiła. Nie czuł tej niezręczności pierwszego spotkania. Nie myślał przy niej wiele bo i nie potrafił. Zaskakiwał sam siebie szczerością. Czerpał przyjemność z jej głosu. Wypełniał płuca kwiecistym zapachem. Oddychał nią. Jakkolwiek abstrakcyjne to nie było. Ośmielony pozwolił się powieść impulsowi, który tak ceniła. Pochylił się nieznacznie korzystając z dyskrecji chwili ku zagłębieniu alabastrowej szyi. Zaczerpną z jej ciepłej powierzchni więcej niezbędnego do życia powietrza. Nie przyłożył do niej ust. Musiałaby się bardziej wychylić, byłoby to również bardziej nachalne, a ich znajomość dopiero rozkwitała. Chciał się tym cieszyć. Powoli. Gest ten jednak wystarczył by poczuł jak po krwi rozchodzi się euforia wywołana chwilą. Nigdy nie okazywał głębszych uczuć publicznie tak otwarcie, jak robił to dziś. Świadomość tego sprawiła, że zaschło mu w ustach, a dłoń nieco spotniała. Był jednak szczęśliwy. W innych okolicznościach uznałby się za chorego psychicznie, lecz dziś był zwyczajnie zakochany bez pamięci.
- Też kocham teatr. Pokochałem - chrząkną półszeptem na krótką chwilę ściskając trzymaną dłoń wyraźniej by dać temu wyznaniu wybrzmieć.


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Opera w Blackpool
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach