Wydarzenia


Ekipa forum
Główny pokój
AutorWiadomość
Główny pokój [odnośnik]18.07.17 19:59

Główny pokój

Jak to w studio — duże przestronne pomieszczenie łączy ze sobą salon, kuchnię i sypialnię. Kuchnia znajduje się w oddzielnym wgłębieniu; część prywatna i ta dla gości zlewają się za to w jedno. Oddzielnie znajdziemy jeszcze małą łazienkę i balkon. Studio utrzymywane jest zazwyczaj w artystycznym nieładzie. Czasem książki trafiają na półki, często widywane są w stosach na podłodze. Jedynie przyrządy jubilerskie i kryształy zawsze są usunięte z pola widzenia i bezpiecznie schowane w skrytce, do której można się dostać poprzez minigabinet na antresoli.


[bylobrzydkobedzieladnie]


we all have our reasons.


Ostatnio zmieniony przez Pandora A. Sheridan dnia 19.07.17 16:57, w całości zmieniany 2 razy
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Główny pokój [odnośnik]18.07.17 20:15
13 kwietnia, rano
Trzynaście... Dwanaście... Dziesięć... Pięć... Trzy... Jeden... Zero... Nie wierzył... Nie mógł w to uwierzyć... Tyle złych wiadomości spływało na niego w ciągu tak krótkiego czasu. To było zdecydowanie nie takie, jakie powinno być. Wpatrywał się w kopertę zaadresowaną do niego. Było to machnięte ładnym, kobiecym pismem, które widział już wcześniej. Wtedy gdy proszono go o odwiedziny w domu państwa Abbott, gdy Harold musiał rozwiązać pewien problem i potrzebował towarzystwa przyjaciela. Teraz nie spodziewał się jednak że ten będzie śmiertelnie chory! Czemu właśnie teraz? Gdy tyle złego działo się w Wielkiej Brytanii? Każdy miał w rodzinie kogoś pokrzywdzonego lub kogoś takiego znał. Zaginięcia, morderstwa. Prasa nie dawała spokoju nie tylko mieszkańcom, ale również pracownikom Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Co prawda Jayden nie wierzył w ani jedno słowo, które drukował Prorok Codzienny, gdzie podawano jakieś kompletnie wydumane informacje o bieżących wydarzeniach. W ogóle nie miało to odniesienia do rzeczywistości, a jako jeden z członków Zakonu Feniksa można było powiedzieć, że Vane był bardziej uświadomiony niż większość szarych czarodziejów. Owszem - byli na pewno jeszcze ludzie broniący wartości i zasad moralnych poza szeregami organizacji, do której należał, ale byli zapewne zmuszeni trzymać swoje poglądy w tajemnicy. Ministerstwo Magii przeradzało się w wielki, paskudny rak, który pochłaniał jego ukochaną Anglię i sąsiadujące z nią państwa. Co mieli zrobić? Jak zareagować? W takim okresie pojawiła się jednak sowa z wiadomością od matki jego najlepszego przyjaciela z prośbą o pomoc. Jayden nie wiedział, czego miał się spodziewać. Jak pomóc? Przecież znał Harolda ze szkolnej ławki i świetnie się dogadywali... Jakże mógłby go zostawić w takiej chwili?! Nie! Musiał mu w tej chwili pomóc i chyba nawet wiedział jak. Jay zerknął jeszcze raz na kopertę, po czym wstał z łóżka, zarzucił płaszcz i deportował się niedaleko Ulicy Pokątnej, gdzie skierował zaraz swoje kroki do mieszkania kuzynki. Wyrabiała amulety, więc musiała mieć coś, co mogło pomóc umierającemu. Musiało. Oddychał ciężko i szybko, stojąc pod jej drzwiami i czekając, aż otworzy. Każda minuta miała znaczenie. Niech cię, Haroldzie!

[bylobrzydkobedzieladnie]


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP


Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 18.07.17 22:40, w całości zmieniany 1 raz
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Główny pokój [odnośnik]18.07.17 21:04
To nie był jej d o m.
Gdyby ktoś ją zapytał o definicję tego słowa, próbowałaby zapewne podać jego najbardziej oczywiste składniki. Z najbardziej praktycznego punktu widzenia, miał on mieć cztery ściany, dach, łóżko, kuchnię. Mogła też do niego wracać każdego wieczora. To w nim śniła swoje sny, a z balkonu, późną nocą, obserwowała gwiazdy. Wszystko się na pozór zgadzało. Ojciec pozwolił jej samej wybrać meble, mieszkała sama, nikt nie zawracał jej głowy... Może w tym tkwił problem. Zawsze było tu cicho, za cicho. Nawet ona, zakochana w swojej własnej samotności, tęskniła za czyjąś obecnością. Mógłby czekać na nią kot — ach, dlaczego zginął Elpis! — albo może majestatyczna sowa. Bez tego jej poddasze zdawało się martwe. Było co najwyżej pustą powłoką, pozbawioną duszy czy jakiejkolwiek materii. Mogły tu mieszkać duchy; chyba nawet mieszkały. Młoda wiedźma pozostawiona sama sobie zwykła udawać się na głębokie wewnętrzne wyprawy, które sprawiały, że rozgrzebywała swoją przeszłość. Nic dobrego nie mogło z tego wyniknąć. Chciałaby chociaż czuć się wolna w swoim mieszkaniu. Póki co jej przestrzeń w każdej chwili mogła zostać zakłócona przez wuja albo nawet ojca, dlatego z wytwarzaniem amuletów musiała kryć się po kątach. Naciągało to jej nerwy i potęgowało uczucie zamknięcia, paniki. To niezrozumienie, zbiór paradoksów, narastający niepokój otaczały ją zewsząd. Zataczały wokół niej krąg, który zdawał się niebezpiecznie zamykać. Z tego powodu mało spała. Bała się oddalać do krainy snów, więc czuwała w nocy. Wstawała zaraz jak pierwsze promienie słońca muskały jej twarz. Na dobrą sprawę nie miała żadnych obowiązków, nie musiała dla nikogo wyglądać pięknie. Snuła się po poddaszu pisząc listy, czytając książki oraz eksperymentując z wytwórstwem amuletów. Nie wystarczało jej to, ale nie potrafiła zmotywować się do podjęcia większych kroków  stronę zmian.
Siedziała pochylona nad jakimś tomem, z kubkiem herbaty w dłoni, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Podniosła głowę, przekrzywiając ją ze zdziwieniem wymieszanym z ciekawością, jak kot, który usłyszał nieoczekiwany dźwięk. W pierwszym odruchu chciała zignorować tę próbę ingerencji w jej prywatny czas, zaraz jednak zmieniła nastawienie. Może to był znak, los dawał jej szansę na zmianę.
Podniosła się z krzesła, wstawiając kubek automatycznie do zlewu. Ruszyła do drzwi, przy czym zatrzymała się w półkroku aby zerknąć w stronę lustra. Miała na sobie szerokie ciemne spodnie, ukazujące jej bose stopy i kostki. To jeszcze nie tak najgorzej. Za to jej luźna bluzka ukazywała zdecydowanie za dużo.
Chwileczkę! — krzyknęła, rozglądając się w pośpiechu za czarnym golfem, który nosiła jeszcze poprzedniego dnia. Wypatrzyła go zwisającego z antresoli i po początkowej próbie doskoczenia do niego, sięgnęła po różdżkę. Nie musiała wypowiadać zaklęcia, bo wystarczyło, że zaczepiła nią o krawędź ubrania. Szybko założyła go na siebie i popędziła do drzwi.
Kto tam? — zapytała ostrożnie, spodziewała się jednak ujrzeć znajomą twarz. Niewiele osób wiedziało pod jakim teraz mieszkała adresem, a jeszcze mniej korzystało z tego przywileju. Usłyszawszy odpowiedź, otworzyła i aż jej dech zaparło, kiedy zobaczyła Jaydena, który najwyraźniej był w niecodziennym stanie. — Na Merlina, czy wszystko w porządku?
Pytanie nie było najbardziej błyskotliwym — kto bowiem zjawiał się zasapany, rano, jeżeli nie chodziło o coś ważnego. Coś musiało się stać. Umysł Pandory, i tak przyzwyczajony do działania na raczej negatywnych falach, zaraz zaczął wymyślać najgorsze scenariusze. Atakują! Ktoś zginął! Świat się wali!


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Główny pokój [odnośnik]19.07.17 12:49
Jay naprawdę by nie zawracał jej głowy, gdyby to była błaha sprawa. Ale taka nie była, dlatego też zamierzał się odpowiednio przygotować. Nie spodziewał się, że złe wieści wpierw o śmierci dawnego znajomego i teraz poważnej chorobie trawiącej jego przyjaciela przypadną dzień po dniu. W końcu... Jak wszystko miała lecieć na łeb na szyję to na raz, prawda? Zmarszczył nos, czując, że nieprzyjemny dreszcze przebiegł mu po plecach na samą myśl. Z tym Haroldem to same problemy były, jeśli dobrze się zastanowić. Nie, żeby go za cokolwiek obwiniał. Absolutnie nie! Jayden uwielbiał swojego przyjaciela, ale nie oznaczało to, że musieli się we wszystkim zgadzać. Co prawda nie od początku się znali, ale w końcu na siebie trafili na wspólnych zajęciach Krukonów i Puchonów. Bodajże były to eliksiry o ile się nie mylił, gdzie musieli pracować w parach. Nietrudno było im złapać wspólny język, a nieco inne podejście do świata zrobiło z nich dobrych znajomych. Najwidoczniej ta znajomość miała trwać jeszcze długo, skoro po skończonej edukacji w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie nie stracili kontaktu. Niektórzy po prostu zapadali się pod ziemię i nawet usilne starania ich odnalezienia spełzały na niczym. JJ nie wiedział z czym mogło to być związane, ale głęboko wierzył w to, że wszyscy, których znał byli bezpieczni. Chciał w to wierzyć. W ostatnim czasie straszliwe rzeczy przeszły przez cały kraj i najwidoczniej nie miały się jeszcze skończyć. Niektórzy sądzili, że gwiazdy mogły w czymś pomóc, ale mylili się. Niebo nie przepowiadało przyszłości, a nie ukazały się żadne zjawiska na nieboskłonie, które można by interpretować jako katalizator dla tak haniebnych uczynków. Obaj z Haroldem jako członkowie Zakonu Feniksa przejmowali się tym jeszcze bardziej, gdy nie wiedzieli z czym mają do czynienia. Ludzie byli obrzucani kłamstwami zawartymi w Proroku Codziennym i innych gazetach. Do tego Ministerstwo Magii nawoływało do ufania ich pracownikom, a w szczególności wychwalało policję antymugolską, która panoszyła się między nieszczęsnymi czarodziejami innego niż ich dwójka pochodzenia. Słyszał nawet o tym, że zaczepiano szlachetnie urodzonych pod podejrzeniem zdrady. Było to niezwykle zatrważające. Kto więc miał chronić obywateli czarodziejskiego społeczeństwa, skoro nawet ich rząd ich potępiał? To było pytanie, na którego odpowiedź zamierzał znaleźć przy boku Zakonników gotowych do poświęceń i walki. A jeśli jeden z nich mógł umrzeć przez zaniedbanie bądź ukrywanie choroby, Jay nie mógł siedzieć bezczynnie! Dlatego zaraz też wybrał się do swojej młodszej kuzynki, by poprosić ją o przysługę. Nie chciał jej przeszkadzać, ale to było silniejsze od niego. Chociaż raz musiał ją poprosić o przysługę. Miał nadzieję, że Ora będzie miała trochę czasu i mu pomoże. W końcu byli dość związani ze sobą i Vane podejrzewał, że to przywiązanie dziewczyny było związane z brakiem oparcia u starszego brata, co było dość smutne. Usłyszał jej krzyk zza drzwi i przejechał dłonią w nerwowym geście po włosach. Chyba powinien je lekko przyciąć, ale nie miał teraz do tego głowy.
- Kto tam? - rozległo się po drugiej stronie, a Jayden w pewien sposób odetchnął, wiedząc, że kuzynka była w mieszkaniu.
- To ja - odpowiedział, doskonale zdając sobie sprawę, że Pandora rozpozna go bez problemu po głosie. Zaraz też drzwi się otworzyły i zobaczył dziewczynę patrzącą na niego szeroko otwartymi oczami. - Tak... Znaczy nie. Nie u mnie. Potrzebuję twojej pomocy - rzucił z miejsca, wciąż stojąc w wejściu. Jego spojrzenie mówiło samo za siebie, że był niesamowicie przejęty.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Główny pokój [odnośnik]19.07.17 16:55
Należy zrozumieć jedną, podstawową rzecz. Pandora nigdy nie była typem bohaterki. Daleko jej było do rycerza — kobiety-rycerz? — w lśniącej zbroi. Pomijając fakt, że nie posiadała swojego rumaka i nawet nie potrafiła jeździć konno, po prostu nie była typem lidera. Nie w jej stylu było pomaganie bezbronnym, wychodzenie przed szereg i zbieranie laurów za nie wiadomo jakie zasługi. Swoje życie prowadziła z cienia, starając się nie przekraczać granicy neutralności. Wolała się po prostu nie angażować, działając jedynie w sytuacjach bez wyjścia. Miała niegdyś ideały utkane na kanwach bajek i baśni, które czytała w dzieciństwie, utonęły one jednak w nieodgadnionych wodach życia. Po prostu... nie było to łatwe. Nie było łatwo podejmować dobre decyzje, kiedy świat nie był taki ot, czarno-biały. Prawda i sprawiedliwość stawały się relatywne, niejasne, niezrozumiałe. Wiele zależało od tego, w jakiej rodzinie się urodzisz, a im wyżej w hierarchii tym mniej od ciebie zależało. Walkę podejmowali ci, którzy wciąż w coś wierzyli. Ona, od kiedy odeszła jej matka, nie wierzyła w nic specjalnego. Cofnęła się do innej wersji siebie. Była damą w bezpiecznym zamku, z dala od chaosu, od wojny. Jej podejście było tchórzostwem i wyparciem; była naiwnie przekonana, że jeżeli będzie udawać, iż problemu nie ma to on sam się rozwiąże. Miała dwadzieścia dwa lata, popełniła kilka błędów. Sparzyła się ogniem i panicznie bała się powtórki. Zderzenie z rzeczywistością wisiało nad nią jak ciemny omen. Musiało się to stać... ale jeszcze nie.
Zostało więc ustalone — młoda wiedźma nie była raczej niczyim kołem ratunkowym ani herosem pierwszego kontaktu. Dlatego też, widząc przejętego czymś Jaydena, uznała, że cokolwiek ma on jej do przekazania będzie dotyczyło jej. Być może zbliżało się niebezpieczeństwo, ktoś z rodziny umarł albo dowiedział się o wybrykach Pandory, ach, coś w ten deseń. Nigdy, przenigdy, nie przyszłoby jej na myśl, że to ona może w jakiś sposób pomóc kuzynowi.
Jego słowa nie uspokoiły jej. Poczuła jak w serce wkrada się niepokój, przyspieszając jego bicie. Gestem zaprosiła go do środka, rozglądając się przelotnie po korytarzu, nic jednak nie zwróciło jej uwagi, a działy się teraz znacznie poważniejsze sprawy. Zamknęła drzwi, po czym odwróciła się ku astronomowi. Wbiła w niego spojrzenie, które nosiło znaki niepokoju, a nawet pewnego rodzaju troski. To, że to nie z nim bezpośrednio było coś nie w porządku, nie oznaczyło, iż sprawa była niższej wagi. Jeżeli coś poruszyło jej kuzyna, musiało to być coś poważnego. W przeciągu sekundy postanowiła, że cokolwiek to nie będzie postara mu się pomóc. Pod wieloma względami widziała w nim autorytet. Od najmłodszych lat przenosiła na niego uczucia, które normalnie powinna żywić do swojego brata. Leander jednak zarówno wtedy jak i dziś niespecjalnie przejmował się jej egzystencją, więc gdyby tylko mogła, wolałaby uznać Jaydena za swoją bliższą rodzinę. Niestety nie miała pod tym względem wyboru. Mogła jedynie udawać. Nie było to takie trudne. Jeszcze jako mała dziewczynka, nie znając za bardzo zasad rządzących światem, ogłosiła go sobie sama jako figurę oparcia i tak z nim postępowała. Oczywiście, ze względu na różnicę wieku, dodatkowa siostra mogła wzbudzać pewne zmęczenie i irytację, ale w miarę jak mijały lata ich relacje same się ustabilizowały i pogłębiły, gdy oboje spotkali się w Hogwarcie. Ostatnio... nie spotykali się najczęściej, jednakże wydawało się to nie mieć znaczenia. Ona wróciła do Anglii, a teraz — kto by pomyślał! — chyba była mu potrzebna.
Zmarszczyła brwi, zanim ponownie przemówiła:
Ale... jak to? Co się stało? — Była zbita z tropu tym wspomnieniem o pomocy, zaraz się jednak otrząsnęła. — To znaczy, oczywiście, zrobię co w mojej mocy.
Skrzyżowała ręce, niepewna, czego się spodziewać. Czy było coś czym ona mogłaby się przysłużyć? Miała swoje amulety, trochę wiedzy z różnych dziedzin, ale nie była przekonana, że stać ją na coś istotnego... z drugiej strony uczucie bycia potrzebnym było miłą odmianą.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Główny pokój [odnośnik]19.07.17 17:54
Akurat tutaj nie różnili się od siebie tak bardzo. W końcu Jay również nie był typem bohatera, a wręcz to jego Evey czy Mia musiały wyciągać z kłopotów. I to zapewne nawet w przyszłości nie miało się zmienić. Możliwe że Zakon Feniksa miał mu dać jakąś sposobność do wykazania się, chociaż człowiek tak roztrzepany jak on, więcej skupiał na sobie uwagi niż jej nie potrzebował. Co prawda Vane nie był narcyzem i nigdy w życiu nie uznałby, że jest wart aż takiego skupiania się na jego osobie, ale bliskie mu osoby często traktowały go jak dziecko. A to się gubił na mieście, a to w lesie, zapominał o spotkaniu, wyłączał się podczas rozmowy i nie wiedział, o czym wcześniej rozmawiał ze swoim towarzyszem lub towarzyszką... Oj, tak. Profesor był bardzo roztrzepaną osobowością. Nie zamierzał się jednak zmieniać, bo dobrze czuł się sam ze sobą. Również podejście do świata miał proste i nieskomplikowane. Dla niego świat był właśnie czarno-biały. Bardzo łatwo rozpoznawał dobro i zło, a obcując z ludźmi, którzy używali czarnej magii, ta granica między sprawiedliwością i poprawnym postępowaniem wyostrzyła się jeszcze bardziej. Widział ją bez problemów i chciał postępować we właściwy sposób i tylko to go interesowało.
Tak samo było z nim i Haroldem. Wiele osób się odsunęło od Abbotta, jednak Jay dalej nie miał pojęcia dlaczego. Owszem. Jego przyjaciel się zmienił, ale przecież to nie powód do odejścia, prawda? Zawsze trzymali się razem i przetrwali do dnia dzisiejszego, co niektórych wciąż zaskakiwało. Bo przecież znajomości się rozpadały razem z zakończeniem siódmego roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Do tego świat szlachecki tak bardzo różniły się od tego, w którym żyli normalni czarodzieje, że była to kolejna przeszkoda do utrzymywania kontaktów. A przynajmniej te i wiele innych teorii Vane słyszał i nie mógł się im nadziwić. Może i z Haroldem od czasu do czasu było ciężko złapać kontakt, z nim zresztą podobnie, bo należeli do tego samego gatunku zapaleńców, ale akurat zawsze się znajdowali w odpowiednich momentach. Lub to Abbott znajdował go. Dlatego profesor nie mógł go zostawić, gdy go potrzebował! Dla Jaydena nic nie zdarzało się przypadkiem i nie miał problemu z zaakceptowaniem tej dziwnej prawdy. Do tego łączyło ich coś jeszcze prócz przyjaźni. Harold nie musiał mówić tego na głos - obaj wiedzieli, że istnienie Zakonu Feniksa nie tylko ratowało ich samych. Może nie zbawiali świata, nie mogli uratować zresztą wszystkich ludzi, ale próbowali działać w dobrej wierze. Starali się kierunkować swoje działania i czyny ku temu w co wierzyli. Nawet jeśli mieli pomóc tylko jednej osobie, JJ wierzył, że było warto.
Dlatego pojawił się w progu domu Ory. I gdyby wiedział, że tak o sobie myślała, zrobiłby jej motywacyjny wykład o tym, że powinna lepiej o sobie sądzić. Nie uważał swojej kuzynki za dodatkowy bagaż, bo akurat Jayden czuł się najlepiej, gdy był wśród bliskich osób i to w zdecydowanie sporej ilości. Była jego małym wsparciem i zawsze miał ją traktować jak młodszą siostrę, której nigdy nie miał. Chciał, żeby była szczęśliwa, ale przez ostatni czas odsunęli się od siebie. Wina leżała po części z jego strony, bo tak szaleńczo zajął się swoją nową książką, że zupełnie zaniedbał relacje z innymi. Evey musiała go na siłę wyciągać z obserwatorium, a Mia... Cóż. Jednak nie chciał, że tak się działo i miał nadzieję, że w ten sposób zaczną znów mieć bliższe kontakty jak kiedyś, gdy byli młodsi.
- Mój przyjaciel jest chory i może umrzeć! - wydusił z siebie, stając na środku pokoju i zasłaniając usta dłonią. - Musiałem coś zrobić i jedyne co mi przyszło na myśl to, że przyjdę do ciebie po jakiś amulet. Nie znam się na tym, bo wyleciałem z domu jak tylko dostałem list! Muszę go też znaleźć i poszukać uzdrowiciela... Co za gamoń! - krzyknął sfrustrowany i zamilkł na chwilę, po czym podniósł oczy na kuzynkę. - Masz coś na taką sytuację? - spytał spokojniej.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Główny pokój [odnośnik]20.07.17 12:25
Kiedy wstała, a raczej wygramoliła się, z łóżka kilka godzin wcześniej, nie spodziewała się, że jej dzień przybierze taki obrót. Nie miała żadnych planów, co sugerowało, iż nie ten trzynasty kwietnia zapowiadał się leniwie. Może, co najwyżej, otrzymałaby jakiś list, ale na tym ograniczyłby się jej kontakt z jakimkolwiek żywym stworzeniem. Jayden, oczywiście, był zawsze mile widziany i to o każdej porze dnia i nocy, jednakże w takiej sytuacji zwrot cieszyła się, że go widzi był chyba chybiony. Czy aby na pewno dobrze go usłyszała? Chodziło o sprawę życia i śmierci? Mimowolnie poczuła jak oblewa ją zimny pot i nerwowo zaczęła bawić się kołnierzem swego czarnego golfa, podciągając go pod sam podbródek. Tak, w sytuacjach stresu i konfrontacji, usiłowała zniknąć, zapaść się pod ziemię. Przeczekać. Oto patent panny Sheridan, która nie mogłaby się starać nawet o rolę antagonisty, bo to też wymagałoby pewnego stopnia zaangażowania. Ona po prostu była, ani o krok dalej, ani o krok bliżej. Nie można jednak było powiedzieć, że tak zupełnie nic nie czuła. Wręcz przeciwnie. Ta niemoc wynikała ze strachu, że podejmie złą decyzję, zrobi coś nie tak, za dużo namiesza w cudzym życiu. Bez względu jednak na to wszystko, mimo tego, że wszystko w niej zapierało się rękami i nogami, Pandora postanowiła się pozbierać. Jej kuzyn najwyraźniej w nią wierzył. Musiał być też powód, dla którego zjawił się u niej, a nie pobiegł do swojego przyjaciela albo do szpitala. Może nie do końca wierzyła w przeznaczenie, ale żyli przecież w świecie pełnym magii i miała ona czasem swoje własne plany. Młoda wiedźma mogła odsunąć się od większości swoich przyjaciół, mogła prowadzić uparty żywot samotniczki; nie mogła jednak odmówić, widząc paletę emocji na twarzy kuzyna. Widać było na pierwszy rzut oka, że owy przyjaciel był dla niego ważny. Oczywiście, o ile Pandora znała Jaya, zapewne nie wahałby się pomóc jakiemukolwiek znajomemu, który znajdowałby się na łóżu śmierci. On sam mógł nie uważać się za bohatera, dla niej jednak bezsprzecznie plasował się w takiej kategorii. Ż y ł, ruszał do przodu, nie poddawał się.
Gdybyśmy mieli więcej czasu... — wymruczała pod nosem. Problem tkwił w tym, że ważne sprawy zazwyczaj wymagały szybkiego działania. Nie było miejsca na dbanie o najmniejszy szczegół estetyczny, spędzanie nocy na badaniach i zapoznawaniu się z historią osoby, do której miał należeć amulet. Prawda była taka, że magia lecznicza nie była jej mocną stroną. Najczęściej zajmowała się kamieniami szlachetnymi i kryształami, wykazującymi inne właściwości.
Spojrzała prosto na niego. Wzięła głęboki oddech i zaczęła wyjaśniać:
Nigdy nie skupiałam się na chorych... — zaczęła powoli — Musiałabym spędzić trochę czasu nad książkami, mieć coś, co należy do twojego przyjaciela, dowiedzieć się na jakąś przypadłość cierpi, żeby stworzyć coś naprawdę silnego...
Zamilkła, rozumiejąc, że nie pomoże takimi wywodami. Nie były one bliskie rozwiązania, nie oferowały żadnego pocieszenia i, przede wszystkim, nie było na nie czasu. Wolała nie wspominać, iż większość trzymanych przez nią i stworzonych wcześniej amuletów to przeróżne eksperymenty, które nie były zbyt praktyczne. Oprócz tych, które... Myśl przyszła do niej nagle, aż dziwne, iż nie było to jej pierwsze skojarzenie. No tak! Jej głównym zainteresowaniem były kamienie, jednakże to nie one stanowił kanwę jej początkowej pasji. Nimi zajęła się dopiero później, po śmierci matki. Kiedy spędzała czas w jej szklarni-pracowni, pomagała jej w tworzeniu białych, czystych talizmanów. To od niej nauczyła się wiele o zielarstwie, nawet jeżeli interesował ją bardziej wygląd wyrabianych przedmiotów niż ich sedno. Miała całe pudełko wypełnione tymi starymi wspomnieniami — mogła tam znaleźć przygotowane amulety, a także składniki, z których mogła stworzyć coś nowego. Najlepiej połączyć coś już stworzonego z jej nową wiedzą dla większego efektu.
Podniosła dłoń do góry, a jej wzrok powędrował w stronę antresoli.
Zapomnij o tym, co usłyszałeś. Poczekaj chwilę, możesz usiąść albo przygotować sobie herbatę, bo może mi to zająć kilkanaście minut. — Była podekscytowała. Wpadła na pomysł i nie można było jej wyprowadzić z transu, który ją ogarniał, kiedy na czymś się skupiła. — W tym czasie możesz mi opowiedzieć coś więcej o tym, co było w liście... — dodała na koniec, mijając Jaydena bez spoglądania na niego.
Weszła szybko po schodkach na górę, rozejrzała się za krzesłem, po czym postawiła je w dogodnym miejscu. Nie bardzo przejmowała się tym, że kuzyn pozna jej tajemniczą kryjówkę — skoro przyszedł tu po amulet to na pewno nie opowie o tym jej ojcu. Wspięła się na mebel i przesunęła jedną z desek, które budowały sklepienie sufitu...


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Główny pokój [odnośnik]20.07.17 22:30
Nie miał problemu z podchwyceniem relacji z osobami każdego statusu krwi. Nie miało to dla niego znaczenia, dlatego tak dobrze było mu się porozumieć z Haroldem. Z drugiej strony były bliskie mu osoby pochodzenia mugolskiego i odnajdywał się w tych znajomościach tak samo - bezproblemowo. Poniekąd nieco podziwiał i Abbotta za to, że potrafił połączyć bycie szlachcicem z Zakonem. Jayden byłby koszmarnym arystokratą. Harold musiał to przyznać, że jego przyjaciel nie nadawałby się na życie wśród ostro trzymających się zasad czarodziejów. Przez to że nie patrzył na podziały krwi, że nie stosował się do zasad, a jego zachowanie można było uznać za co najmniej nieprzewidywalne pewnie dawno by go wydziedziczono. Do tego praca jako profesor nawet w szkole takiej jak Hogwart raczej nie była wymarzonym zajęciem dla arystokratycznego dziecka. I jeszcze gdy czasami odechciewało mu się ogolić, uczesać, ubrać w garnitur i wyglądał jak bezdomny też na pewno nie dawałoby mu szans na zdobycie tytułu najlepszego szlachcica roku. Co z tego że taki ranking nie istniał? Jay i tak nie czytał gazet, więc może coś tam takiego było. Ciężko było stwierdzić, jeśli ciągle miało się głowę w chmurach.
Nawet gdy spał, śnił o kosmosie i dzikich podbojach Marsa czy locie na jedną z planet Układu Słonecznego. O sprawach damsko-męskich w wykonaniu Jaydena jego rodzice mogli zapomnieć. Łatwiej byłoby przejść wielbłądowi przez ucho igielne, niż astronomowi odnaleźć kobietę, która na tyle by nim zawładnęła, by zapomniał o ciałach niebieskich i swojej pracy. Miał po prostu swoje podejście do niektórych spraw i gdy się mu ten dostęp ograniczało, mógłby marnieć w oczach. Dla niego również ten świat był niepojęty, nie tylko szlachecki, ale właśnie w kontekście podziałów. Każdy powód dla walki o swoje przekonania i lepsze jutro był słuszny. Nie zamierzał oceniać w żaden sposób nikogo, kto miał inne zdanie nawet gdyby wiedział, co nimi kierowało podczas podejmowania tej decyzji. Nie miało to znaczenia. Chciał mieć wpływ na to co się działo i podjął odpowiednie kroki, by to osiągnąć. Słusznie. Tylko to że wraz z Haroldem walczyli w imię dobrej sprawy się liczyło. Oczywiście JJ nie był wyznawcą powiedzenia, że cel uświęca środki, ale jeśli działało się dla dobrej strony, wiedziało się, że jest to jakiś początek. I absolutnie nie był bohaterem.
- Wiem, wiem - mruknął w odpowiedzi, wzruszając ramionami i starając się uspokoić. - Nie powiedzieli jaka to choroba. Po prostu prosili mnie o pomoc w sprawie, więc przyszedłem do ciebie. W sumie nie wiem, dlaczego... Mam nadzieję, że nie jesteś zła, że zakłóciłem ci spokój.
Liczył, że Ora wybaczy mu to wtargnięcie i odbieranie jej czasu wolnego. Musiał się jej odwdzięczyć, szczególnie że też z jego winy ich kontakt przechodził lekki kryzys. Mogło to wyglądać jakby pojawiał się jedynie, kiedy jej potrzebował, ale wcale tak nie było. Mieli swoje sprawy, chociaż trudno było zapomnieć o kimś z rodziny. Szczególnie że Jayden martwił się o Pandorę, gdy ta nie dawała znaku życia. Musiał się z nią wybrać na pogadankę, jednak teraz miał co innego na głowie. Nim skończyła mówić, opadł na wolne krzesło i zupełnie się rozjechał, by ukryć twarz w dłoni i siedzieć tak przez jakiś dłuższy moment. - Co mam ci opowiedzieć? Nic tam nie było prócz powiedzenia o tym że niedługo umrze. I to z własnej głupoty. Zanim do ciebie przyszedłem, wysłałem jeszcze wiadomość do specjalisty od medycyny, czy nie spotka się z Haroldem w tajemnicy, by go zbadać. Jakim człowiekiem trzeba być, by zatuszować podobną sprawę, Panny? Powiedz mi... - mruknął, nie zauważając nawet że kuzynka zniknęła w innym pomieszczeniu. Vane odchylił głowę na oparcie fotela i wbił spojrzenie w nieco odrapany sufit. - Kupię mu też psa, żeby miał zawsze towarzystwo - postanowił na głos bardziej do siebie niż do Sheridan.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Główny pokój [odnośnik]21.07.17 17:48
Akurat to ich łączyło. W sumie te dwie sprawy. Ta pierwsza równie oczywista, co kolejna. Znając niezdecydowanie młodej wiedźmy można podejrzewać, że sprawa krwi jest dla niej raczej obojętna. W przeszłości wahała się między fascynacją, a neutralnością względem mugoli, wypowiadając się negatywnie tylko w sytuacjach, w których sprzymierzała się z wolą tłumu. Może jednak nie było to „tylko”. To głupia chęć przypodobania się, dopasowania się, sprawiła, że powtórzyła coś po kimś, nie do końca rozumiejąc, co to oznaczało. Dopiero zaczęła wtedy naukę w Hogwarcie, nie chciała tracić nowych znajomości i wybrała stronę śmiejących się szlachciców. Później dowiedziała się, co było powodem żartów; więcej nie powtórzyła takiego zachowania. Jak wiemy, była ciekawa zwyczajów oraz stylu życia dzieci z rodzin niemagicznych, a nawet zaprzyjaźniła się z niektórymi z nich, utrzymując kontakt do dziś. To, że byli w pewnym sensie inni, było interesujące, a ją przyciągało wszystko co trochę inne, trochę niecodzienne. Sama miała niewielki kontakt ze światem mugoli, więc rozmowy z nimi otwierały okno na inne wymiary. To było jak czytanie wspaniałej książki, która poszerzała horyzonty i pokazywała nowe możliwości. Nie była odważną czarownicą stającą w ich obronie, aczkolwiek wraz z upływem lat coraz mniej rozumiała nagonki na świat niemagiczny. Różnorodność tworzyła spoiwo, a nie problem. Aktywiści brali się nie za to, co powinni. Ale kim była ona, by w to ingerować... Przechodząc do drugiego podobieństwa — dotyczyło ono sfer szlacheckich. Czy ktoś mógłby uznać Pandorę za damę? Co to, to na pewno nie. Znała wiele dumnych panien, które wiodły życie tak odmienne, tak osobliwe, że dochodziła wręcz do podziwu, kierowanego w ich stronę. Cała etykieta, tańce, bale, wystawne przyjęcia, suknie, aranżowane małżeństwa... Tak bardzo nie pasowałaby na szlachciankę. Nie miała pięknego głosu ani urody księżniczki, nie posiadała talentu do gry na instrumentach, nawet nie potrafiła jeździć konno. Pewną ironią losu jest, że to podczas pobytu we Francji nauczyła się trochę bardziej eleganckiego obycia, do przyszedł francuski i podstawy szermierki. Nie był to jednak główny cel jej wyjazdu był zgoła inny i jak zwykle okazało się, że bardziej odpowiada jej towarzystwo książek niż ludzi. Były, oczywiście wyjątki.
Och, przecież wiesz, że nie mam nic innego do roboty. — powiedziała, posyłając mu łagodny, chociaż nerwowy uśmiech. Zaraz jednak skarciła się w myślach, nie zabrzmiało to tak jak planowała, więc dodała: — A nawet gdybym miała, to zawsze jesteś mile widziany i pomogłabym ci nawet gdyby to był środek nocy.
Nie miała daru przemawiania, a jej myśli rzadko przejawiały się jasno w słowach, które opuszczały jej usta. Było do o tyle dziwne, że potrafiła pisać. Zarówno prozę listy jak i opisy swoich amuletów. Jednakże problem miała z własnymi uczuciami, ciężko jej było je uchwycić i oddać w rzeczywistości. Miała nadzieję, że Jay to rozumiał. Co do ich kontaktów... Ciężko było kogoś winić! Gdyby wiedziała, co myśli, zaraz próbowałaby stanąć na swoim i oznajmić, że też mogła się bardziej postarać, że czasem specjalnie odpychała innych.
Tak jak astronom często był pochłonięty swoimi gwiazdami i ciałami niebieskimi, tak ona teraz nie mogła oderwać się od swego pomysłu. Grzebała w tajnej skrytce, ale okazało się, że nie sięga w to miejsce, do którego potrzebowała się dostać. Zeszła z krzesła i postawiła na nie dwa grube tomy. Ponownie podjęła próbę i tym razem udało jej się zdobyć zakurzoną, dość dużą skrzyneczkę ozdobioną motywami roślinnymi. Odłożyła ją na podłogę, po czym jeszcze raz wsadziła rękę na ten prowizoryczny stryszek i wydobyła większy kuferek. Przy tym o mało nie spadła ze swojej wieży, ale wszystko w sumie zakończyło się pomyślnie. Ustawiła jedno pudło na drugie i wróciła do kuzyna. Jednym pchnięciem zwaliła cały bajzel ze stoliczka na kawę, gdzie umiejscowiła swoje zdobycze. Na podłogę posypały się gazety, świeczka — na szczęście zgaszona — i różne inne niezbyt cenne przedmioty. Później posprząta. Od czegoś ma się magię.
Wysunęła w jego stronę rękę i niezgrabnie poklepała go po jego dłoni w geście pocieszenia.
Nie możesz dźwigać na barkach wszystkich nieszczęść tego świata. Nasze pierwsze instynkty zazwyczaj są odpowiednie. Zrobiłeś, co mogłeś w tak krótkim czasie i działasz dalej... Nie roztrząsaj tego, być może ten kto pisał list wpadł w panikę i wcale nie będzie tak źle? — W trakcie kiedy to mówiła, zaczęła już wyjmować to, co było jej potrzebne. W gruncie rzeczy miała przygotowany amulet, który wedle swego powołania miał mieć lecznicze właściwości. Chciała do niego dodać sproszkowane kryształy, aby wzmocnić go swą nową wiedzą. Wyciągnęła małą szklaną buteleczkę w kształcie łzy na łańcuszku. W środku widać było jakąś zieloną roślinę — była to bylica — trochę piasku i kilka kolorowych kamieni. Wysypała wszystko do pustej szklanki, która jakimś sposobem ostała się na stoliku, i wyjęła tylko zielony listek. Umieściła do delikatnie z powrotem, do tego dosypała pokruszony fluoryt i niewielką ilość szałwi. Przy tym mówiła coś do siebie, ale tak cicho, że nie było słuchać. W szkle wyryła dwie runy i zatkała całość malutkim korkiem. Pracowała sprawnie, chociaż przy tym miała lekko krzywy uśmiech. Wolała spędzać godziny na doskonaleniu wyglądu talizmanu, dodając ozdobne elementy i nadając mu kształt kunsztownej biżuterii. Nie było jednak na to czasu, musiała przełknąć niezadowolenie.
Ostrożnie wyciągnęła amulet przez stolik, do Jaydena.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Główny pokój [odnośnik]21.07.17 21:12
Poniekąd Jayden zawsze żałował, że nie mógł brać udziału w życiu swoich zdecydowanie młodszych kuzynów. Różnica wieku wykluczała wspólne chwile podczas dorastania jak i również naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Z Pandorą czy Jocelyn spotkał się właśnie w murach zamku, ale był już wtedy nauczycielem i nie miał tak wiele czasu, jeśli sam byłby jednym z uczniów. I może wciąż zdawali sobie sprawę, że byli rodziną, pewien dystans związany z pełnioną funkcją naturalnie został im narzucony. Mimo że Jayden wcale tego nie chciał, nie dało się tego uniknąć. Cieszył się jednak widząc każdy przejaw szczęścia na twarzy bliskich sobie osób. W pewnym sensie obserwował każdego, kogo chociaż trochę znał i umiał odczytać emocje bez nawiązywania rozmowy. Tak samo było z Panny. Początkowo chyba nie była pewna swojego miejsca między osobami w jej wieku, jednak z każdym miesiącem przekonywała się i stawała się pewniejsza. Jay nie zamierzał interweniować, wiedząc, że obecność nauczyciela z rodziny wśród młodszych nie był dobrze widoczny. Nie zamierzał też sprawiać Pandorze problemów. Patrzył jednak na nią z zadowoleniem, gdy dostrzegał jak się rozwijała. Chyba taki był ich los - pasowania do swojego aktualnego miejsca. Żadne z nich nie widziałoby się w innych rodzinach, wśród sztywnych zwyczajów i etykiety. Mieli szczęście, że mogli robić to, co kochali. Bez swojej astronomii Vane byłby pusty i smutny. Sheridan również miała swoje hobby i na pewno nie pozwoliłabym nikomu go zabrać. A co do wyglądu... Dla Jaydena młodsza kuzynka, jak i każda bliska mu osóbka, posiadała w sobie niesamowite piękno, którego nie posiadał nikt inny.
- Nie wiem właśnie - mruknął trochę ze wstydem, zdając sobie sprawę, że przez ich nadszarpnięty kontakt nie wiedział, co się u niej działo. - Jesteś zdecydowanie dla mnie za dobra, Panny - odparł, wzdychając. Oczywiście że rozumiał! Niektórym się wydawało, że jest niesamowicie oderwany od życia, jednak żyjąc wśród gwiazd miał świeże spojrzenie na to, co się działo dookoła. Czuł jak cała ta dziwna i nerwowa sytuacja właśnie go dopadła, bo stał się bardzo zmęczony. Zupełnie jakby nagle ktoś wypompował z niego całą ekscytację i pobudzenie. Tak po prostu - odjęte za jednym zamachem. Nie spowodowało to jednak, że przestał myśleć nad rozwiązaniem problemu swojego przyjaciela. Korzystając z chwili, w której kuzynka zostawiła go samego, machnął różdżką i wysłał swojego patronusa do pana Seana Conneryego - był to jego dawny znajomy, który znał się na sztuce. Profesor poprosił go, by wyszukał mu odpowiednie miejsce i grupę na wspaniałą sztukę, najlepiej komedię. W końcu Harold czasami mu wspominał o tym, że bardzo chciałby zobaczyć sławnych artystów na scenie. I chociaż zapewne JJ miał się wydać, nie miało to znaczenia. Chodziło przecież o życie jego przyjaciela! Musiał również zabrać go w jakieś wspaniałe miejsce, żeby umilić mu czas. Vane nie chciał myśleć, że ten czas dobiegał końca. Przecież znali się od zawsze i nagle takie coś? Jak to możliwe że przegapił symptomy zagrożenia?! Jak to możliwe?!
Zaraz jednak wróciła Ora i oderwała go od tego obwiniania się. Tylko chwilowo. Uśmiechnął się do niej blado i uścisnął rękę, którą złapała jego. Był wdzięczny za to wsparcie, ale nie byłby sobą, gdyby nie chciał zbawić całego świata. Oczywiście, że miała rację i nikt nie był w stanie sobie z nimi poradzić, ale... To był Jayden. Dość pocieszny i nieuleczalny optymista z chęcią pomocy każdej napotkanej osobie. Obserwował jak zaczęła się przygotowywać do wyrobienia odpowiedniego amuletu - pomocy, której od niej oczekiwał i po którą się tu pojawił. Nie miał pojęcia, co robiła. Nie znał się na takich trudnych czynnościach, dlatego zaraz jego smutek zmienił się w ciekawość i patrzył dużymi oczami na ręce kuzynce. Nie wiedział, ile to trwało, ale pochłaniał każdy ruch dziewczyny, każdy kamień, który złapała, każdy proszek, którego użyła. Czuł, że właśnie działo się coś magicznego. Prawdziwie magicznego. To nie były żadne zwidy. Był świadkiem tworzenia ochrony dla drugiej osoby. Jak to się działo? Jak? Musiał później o to wypytać dokładnie Panny. Gdy podsunęła amulet w jego stronę, przez chwilę się zawahał, ale w końcu wyciągnął po niego rękę i poczuł pewne ciepło. A może tylko mu się wydawało? Uśmiechnął się pod nosem, a później z wdzięcznością w stronę kuzynki.
- Ora... - zaczął, nie wiedząc, co powiedzieć. Słowa nie mogły odpowiednio jej podziękować. Miał nadzieję jednak że rozumiała go bez słów. Znali się tak długo... Musiała wiedzieć, że... - Jestem wdzięczny.
I wstał, by podejść do dziewczyny i przejechać dłonią przez jej włosy, lekko je mierzwiąc. Pochylił się, by mieć te orzechowe oczy na wysokości swoich i uśmiechnął się ponownie. Jeśli tak miało wyglądać ich pojednanie, mógł przyjąć to do wiadomości. Nawet nie zamierzał już zapominać o skontaktowaniu się z nią. Nie po takiej pomocy, którą dostał.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Główny pokój [odnośnik]22.07.17 1:11
Może z tego to wszystko wynikało. Od najmłodszych lat Pandora przyzwyczajona była do spędzania czasu z osobami, które były od niej starsze. Jej brat miał o kilka lat więcej, jej dziecinna miłość była wiele klas wyżej, a jej pierwszą przyjaciółką była matka. W Hogwarcie oczywiście podziwiała swojego kuzyna, ale też kolegowała się ze starszymi od niej Krukonami. Ostatni rok w szkole był pewnego rodzaju wyjątkiem... Zmarła najważniejsza dla niej osoba, co — najłagodniej ujmując — złamało jej serce. Wracając jednak do sedna, odnalazła się pod skrzydłami nowego mentora, który wiekiem bardziej przypominał ojca niż ją samą. Jak ona to sobie tłumaczyła, była po prostu starą duszą utkwioną w młodym ciele. Starą, acz niemądrą duszą. Jak inaczej wytłumaczyć chaos w jej głowie, złe wybory, ciągłe poczucie zagubienia? Miało być inaczej, po powrocie do Anglii wszystko miało wskoczyć na swoje miejsce. Przynajmniej czuła się teraz pożyteczna. W tej chwili, w tym miejscu, wydawało się, że dokładnie tu miała być. W tym momencie wszystko pasowało. Sytuacja była niefortunna — w końcu przyjaciel Jaydena był umierający! — ale gdyby tak wyglądał jej każdy dzień... Być może mogłaby z tym żyć.
Słysząc jego słowa, pozwoliła sobie na chwilę zastanowienia. Przez ostatnie lata mogła się z nim zobaczyć więcej razy niż im to się zdarzyło. To prawda, że permanentnie rezydowała we Francji, acz stosunkowo często wybierała się ze swoim nauczycielem na małe eskapady. Zdarzało im się przebywać w Anglii, gdzie jej bliscy byli na wyciągniecie ręki, a jednak unikała kontaktu najbardziej właśnie w takich tygodniach. Nie chciała zdradzić swego miejsca pobytu, bo wiązało się to z tłumaczeniem, a tłumaczenie byłoby zawstydzające. Chciała poznawać tajniki wytwarzania amuletów, nie chciała jednak przyznawać, co za tym szło. W tym momencie, w swoim mieszkaniu poczuła nagłą chęć przyznania przez Jaydenem, że szkoliła się też w czarnej magii, ale oczami wyobraźni zobaczyła jaki tym sprawiłaby mu zawód. Nie powinien wiedzieć, nie może wiedzieć.
Pokręciła tylko przecząco głową, daleko mi do bycia dobrą!
Nie była najlepsza w uczuciach i tym, co się z nimi wiązało; mimo to widziała jak stresujący jest to dzień dla astronoma. Takie wieści i to z samego rana! Trzynasty, to musiało być to. Niegdyś czytała, że niektóre kultury i cywilizację uznawały tę liczbę za szczęśliwa, a jednak zdecydowanie nie w takich okolicznościach.
Porozmawiamy później — powiedziała, unosząc kąciki ust. Dostrzegła jego reakcję na amulet i poczuła ulgę oraz zadowolenie. Musiało się udać. Oczywiście, jej ręka wydawała się zbyt lekka, pusta, czegoś w niej brakowało. Była to naturalna reakcja, której doświadczała Pandora za każdym razem, kiedy rozstawała się ze swoim „dziełem”. Mieszanka reakcji, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych, satysfakcja i tęsknota. Bez tego nie byłaby wytwórcą, a co najwyżej producentem bez serca. — Jak to wszystko się skończy, postawisz mi herbatę i spokojnie porozmawiamy.
Teraz to ona ścisnęła jego rękę i odwzajemniła uśmiech. Starała się oddać w tym pewność i stanowczość. To był ich nowy początek, ich losy znów się ze sobą splotły. W tak niebezpiecznych czasach człowiek musiał odnaleźć swoje oparcie. A ona mogła być szczęśliwa, że miała rodzinę. Mogli się od siebie oddalać, nawet kłócić, ale to był punkt zaczepienia bez względu na okoliczności.
A jeśli... — urwała, nie chcąc być osobą, która popsuje ten moment. Jednak ciągle sytuacja przyjaciela Jaya stała pod znakiem zapytania, nie mogła sobie pozwolić na samolubne zachcianki. — W każdym razie, wiesz gdzie mnie znaleźć i koniecznie daj mi znać, co z tego wyjdzie.
Gdyby była lepszą gospodynią to by mu zaproponowała jakieś ciastka na drogę albo coś podobnego. Jak widać nie nadawała się na damę, zajmującą się domem. Poza tym sytuacja była też dość napięta. Miała przeczucie, że wszystko się ułoży. Niestety nie była jasnowidzem, mimo tego, iż byłoby to marzeniem jej matki, ale po prostu wierzyła w swojego kuzyna. Niech biegnie i ratuje świat.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Główny pokój [odnośnik]22.07.17 10:43
Gdyby jedno z rodziców mu zmarło, również nie byłby już taki jak wcześniej. To dzięki nim wciąż był sobą i nie bał się działać - właśnie ze względu na nich. Wiedział, że byli dumni, a ich zdanie szalenie się dla niego liczyło. Widać było tę zmianę u Pandory, chociaż już pod koniec jej nauki nie mieli takiego kontaktu, jaki by chciał z nią mieć. W końcu potrzebowała wtedy wsparcia, a jedynie rozmawiali na stypie i to przez chwilę. Nie było więcej czasu, bo każdy chciał coś powiedzieć, chociażby kilka słów pocieszenia i wyrażenia swoich kondolencji. Nie miał pojęcia, że Panny nie była zadowolona ze swojego aktualnego życia, a jeśli by posiadał tę wiedzę, bardzo by go ten fakt smucił. Chciał, żeby się spełniała i była taka, jaką ją zapamiętał - małą, ciekawą świata dziewczynkę z niego szalonej rodziny. Może zabrałby ją też na jeden zw swoich wyjazdów, by nie musiała być sama? Ciężko było mu powiedzieć, co się działo u Panny. W każdym razie widział jedno - że coś było nie tak. Jeśli w przyszłości będzie miał czas (znajdzie go specjalnie, żeby z nią porozmawiać!), to pójdą gdzieś wspólnie i zaczną ponownie się porozumiewać. Tak jak kiedyś, gdy wszystko było znacznie prostsze. Gdy byli nietykalni przez dorosłość i przez krzywdy pokroju śmierci czy samotności. Jayden nie wiedział o mroczniejszej przeszłości kuzynki, ale każdy zasługiwał na drugą szansę. Niezależnie jak ciężko byłoby się do tego przyznać.
- Obiecuję i ty również obiecaj, że znajdziesz dla mnie kilka chwil swojego cennego czasu - odparł, nie zamierzając pytać o nic więcej. Chwilowo nie po to się zobaczyli i zdecydowanie nie był w stanie odpowiednio się skupić. O ile w ogóle było to możliwe... Ale zamierzał się starać! - Pewnie. Zabiorę cię w jakieś super miejsce - dodał, przenosząc uwagę na amulet. Oj, tak. Zdecydowanie właśnie tego potrzebował jego naiwny przyjaciel. Jeśli myślał, że JJ pozostanie bierny w stosunku do tej sytuacji - mylił się. Nikogo by nie zostawił, kto potrzebowałby jakiejkolwiek pomocy. Chyba osiwieje kiedyś z takim towarzyszem jak Abbott... Prawda była taka, że to jednak Vane potrzebował znacznie większej uwagi i opieki niż szlachcic, ale nie docierało to do Jaya, który w końcu był równie roztrzepany, co zakochany w ciałach niebieskich. Uśmiechnął się ponownie w podziękowaniu do kuzynki i chciał wychodzić, gdy poczuł uścisk na swojej dłoni. Pandora wyraźnie chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Nie chciał ją przyciskać i w końcu jeśli było to coś ważnego na pewno oznajmi mu to przy kolejnym spotkaniu. Skinął jej głową i ostatni raz uśmiechnął, by wyjść z mieszkania i deportować się zaraz do Doliny Godryka prosto pod dom Abbotta. Po drodze jeszcze wszedł jednak do sklepu ze zwierzakami, gdzie zaopatrzył się w jakiegoś zezowatego szczeniaka. Mocno się ślinił, jednak w tej swojej brzydocie był uroczy. Jeśli Harold zamierzał umierać to z myślą o prezencie od swojego przyjaciela. Koniec!

|zt x2


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Główny pokój [odnośnik]23.07.17 19:56
26 kwietnia, godzina trzynasta.
Trzynaście razy próbowała już złapać tego darmozjada... Och, i żeby nie było nieporozumień, to nie był zwrot rzucony ot tak, to był prawdziwy, p r a w d z i w i e irytujący, głodny stworek! Zdążył spałaszować połowę jej suchego prowiantu zanim jeszcze w ogóle go zauważyła.
Ale wróćmy do początku tej historii. Otóż młoda wiedźma wstała po dziesiątej, pozwalając sobie na leniwy poranek, podczas którego wypiła ulubioną herbatę, zapoznała się z treścią Proroka Codziennego oraz zjadła typowo francuskie śniadanie. Po posiłku pospiesznie posprzątała, wyjrzała za okno, rozglądając się odruchowo za jakąś przelatującą sową i zdecydowała, że zabierze się do pracy. Wspięła się do swojego prowizorycznego gabinetu i pochyliła się nad nowym amuletem. Dokładnie trzynaście dni temu odwiedził ją kuzyn, który potrzebował czegoś dobrego, uzdrawiającego, a ona nie miała w tym wielkiej wprawy. To sprawiło, że poczuła się nieswojo, nie lubiła odkrywać luk w swojej wiedzy. Za to odkryła swój kolejny cel, a jak coś raz wpadło jej do głowy, nie łatwo się było tego pozbyć; po tym zdarzeniu zdecydowała się przypomnieć sobie co nieco o magicznych roślinach oraz jak mogą być wykorzystywane przy tworzeniu silnych talizmanów. Nawet wyprosiła ojca o nową książkę o Starożytnych Runach, która skupiała się na białej magii. I tak, wygrzewając się w wiosennych promieniach słońca, czytała, notując to, co dla niej najbardziej istotne. Kiedy sumiennie przerysowywała jedną z ilustracji, usłyszała głośny brzdęk. Aż podskoczyła i odwróciła się w stronę kuchni, szukając wzrokiem źródła tego dźwięku. Nie było trudno dostrzec, co było nie tak. Jej przepiękna filiżanka leżała na podłodze, rozbita na drobne kawałeczki! Wydała z siebie przeciągły jęk. Niepotrzebnie zostawiała otwarte okno, a swoje ulubione porcelanowe naczynie mogła przecież wstawić do zlewu. Sama na to zasłużyła. Szybko zeszła niżej, by domknąć okienko, kiedy jednak tam dotarła, coś innego rzuciło jej się w oczy. Nie pamiętała żeby zostawiała chleb na blacie... Czyżby znów przebywała za bardzo w swojej głowie zamiast dbać o takie przyziemne rzeczy? Skarciła samą siebie i włożyła pieczywo do chlebaka. Wróciła do biurka, bo to na nim zostawiła różdżkę, ale jeszcze za nim tam dotarła, usłyszała ciche skrobanie. Powoli odwróciła się na pięcie i zamarła. Chleb, tak, ten który przed chwilą schowała, lewitował nad lodówką. Do tego sypały się z niego okruszki! Jakby, jakby ktoś go właśnie jadł. W pierwszym odruchu pomyślała, że to jakiś duch, ale przecież to nie miało sensu. To musiało być coś innego. Może to ten chleb był jakiś przeklęty? Akurat ta opcja szybko wypadła z obiegu, ponieważ zapadł się on jakby w sobie, zniknął, a na jego miejsce otworzyły się drzwiczki jednej z jej szafek kuchennych i to jej dżemu zaczęły się unosić, jeden po drugim, i znikać.
Hej! — krzyknęła wzburzona, zapominając o różdżce i chwytając poduszkę z kanapy. Rzuciła nią w stronę kuchni. Nie była pewna czy trafiła to coś, ale przynajmniej teraz to widziała.
Stworzenie, zapewne ze strachu, może pod wpływem jej głosu, wydało z siebie dziwny pisk i zrobiło się widzialne. Wyglądało ono jak osobliwa, biała małpka. Patrzyło na nią dużymi, niewinnymi oczami. I, nie przerywając kontaktu wzrokowego, powoli przysuwając się z powrotem do kolejnej szafki. Przeszukiwała pamięć z tego, co wiedziała z lekcji ONMS, ale na razie bez skutku. Może nawet nigdy się o tym nie uczyła? Jedno, co wiedziała, to że ta istota była pozbawiona gracji i nie tylko zabierała się za jej zapasy; zwalała wszystko po drodze!
Pandora niewiele myślała nad swoim posunięciem. Po prostu zaczęła biec w stronę stworzenia, licząc na to, że uda jej się go tak po prostu złapać.
Nie wiedziała, że to była tylko jedna z wielu nieudanych prób...
[bylobrzydkobedzieladnie]


we all have our reasons.


Ostatnio zmieniony przez Pandora Sheridan dnia 25.07.17 16:15, w całości zmieniany 3 razy
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Główny pokój [odnośnik]23.07.17 19:56
The member 'Pandora A. Sheridan' has done the following action : rzut kością


'k100' : 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główny pokój Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Główny pokój [odnośnik]25.07.17 12:55
Rano wstaję z łóżka ociężale, całkowicie wymęczona rozterkami dnia poprzedniego - tu smoki, tam smoki, tam złamana noga. Dziś wyjątkowo mam wolne od pracy, choć przecież nie uważam żadnego dnia jej poświęconego za dzień stracony. Nie, przecież sama ją wybrałam, sama zawsze wiedziałam czego chcę. Potrafię jednak docenić miękkość pościeli i promienie słońca delikatnie muskające moją skórę. Potrafię docenić spokojne wstawanie i ciszę, nie taką jak podczas gwarnych wypraw. Nie Jamesa wrzeszczącego zaciekle, że pora wstawać. Tak jakby świat sam chciał żebym wstała.
Więc wstaję - wiem, że ze światem nie trzeba walczyć. Spoglądam na leżący w kącie zegarek by zauważyć, że jest już właściwie bardzo późno. Dość późno, żebym spóźniła się na herbatę z kuzynką, której nie widziałam od tak wielu księżyców. Może to mój umysł, działający zbyt powolnie rankiem - czy też raczej późnym południem, - ale nie zdaję sobie z tego sprawy, powoli i spokojnie oddając się swojej porannej rutynie. Tu herbata, tu stukanie łyżeczką o porcelanowy brzeg, niedbałe wybieranie ubrań. Wśród rodziny mogłam przecież nosić co chciałam, nie musiałam paradować w koronkowych sukienkach - choć przecież w skrytości tak bardzo je lubiłam. Wybieram czerń, bo w jakiś dziwny sposób przemawia do mnie, oddając stan mojej równie dziwnej duszy. Jest spokojna i wyszukana, niemal czuję jak pochłaniają mnie jej chłodne ramiona. Zaplatam długie, nienaturalnie jasne włosy w warkocz, choć do perfekcji wiele mu brakuje. Może jest w tym pewien urok, w tych kosmykach niesfornie wymykających się ze schematu ale zazdroszczę Yvette i siostrze umiejętności lepszego dbania o swój wygląd. Nie żebym się tym przejmowała. Smoki nie uciekają na widok kobiet bez makijażu.
Powolnie, niczym leniwiec doczłapuję w końcu do głównych drzwi wejściowych, pukam, ale z zaskoczeniem odnajduję je otwarte. Może to niedopatrzenie, może to nowy styl życia? Potrafię zrozumieć metaforę otwartych drzwi, nawet jeśli nie jest żadną metaforą. Ale czy nie byłoby to bardziej poetyckie, niż gdybyś po prostu zapomniała je zamknąć? Wchodzę, bo czuję się prawie jak u siebie. Nie mam zamiaru krępować się czy ograniczać, nie kiedy jestem w towarzystwie bliskich mi osób. Więc jak gdyby nigdy nic, jak cień sunący po podłodze cicho i dokładnie stawiam kroki. Może to głupie przyzwyczajenie. Nie jesteś smokiem, którego mam zbadać. W ogóle nie przypominasz mi smoka - może bardziej już jakiegoś ptaka. Nie zioniesz też chyba ogniem - choć technicznie czasami zastanawiałam się nad tym, czy wszystkie smoki to potrafiły. Z wszechogarniającym mnie spokojem i radosnym wyrazem twarzy wchodzę do kuchni i przyglądam Ci się ze skupieniem. Wyglądasz na zawieszoną w dziwnej sytuacji, ale dla mnie w ogóle nie jest dziwna. Demimoz w kuchni? Zupełnie normalne. W mojej rodzinie to już szczególnie.
- Pandy, zdecydowanie zbyt wiele czasu minęło! - uśmiecham się radośnie przy przywitaniu.
Najwyraźniej nie dostrzegam Twojego problemu, demimoz na stole, jaki to problem? Zamiast tego odsuwam sobie krzesło i rozsiadam się na nim wygodnie, rzucając kątem oka spojrzenie ku czarnookiemu stworzeniu. To nie bliski Wschód, co właściwie tu robił? Pomijam jakoś i to pytanie, bo przecież na codzień zajmuję się zwierzętami.
- Przygarnęłaś demimoza? Trochę ekscentryczny wybór - mówię, zakładając nogę na nogę.
Wszyscy wiedzą, że to żarłoczne stworzenia, więc lepiej przygotować się na ewentualność śmierci głodowej. Ale przecież mają takie ładne srebrne futerko, kto by mógł im się oprzeć?
Gość
Anonymous
Gość

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Główny pokój
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach