Wydarzenia


Ekipa forum
Wrzosowisko
AutorWiadomość
Wrzosowisko [odnośnik]22.06.15 21:19

Wrzosowisko

To jedno z miejsc, które swoim urokiem przyciąga osoby pragnące zatrzymać piękno lata choć na chwilę dłużej. Od końca sierpnia do października można dostrzec tu pary spacerujące wąską dróżką lub brodzące wśród wrzosów i traw. Zdarzają się także samotnicy ze swoimi psami, widocznie ucieszonymi z popołudniowego spaceru. Najczęściej można tu jednak spotkać czarodziejów z miotłami, którzy chwytają ostatki pogody sprzyjającej lotom, nie obawiając się dostrzeżenia przez mugoli. Miłośnicy pewnego gruntu powinni uwierzyć na słowo, że widok z góry na różnorodną paletę fioletu kwiatów, zieleni wzgórz, zapiera dech w piersiach. Piękno kończącego się lata wyczuwalne jest przy każdym słodko-słonym wdechu kwitnących wrzosów wymieszanych z niewielką ilością morskiej soli niesionej z wiatrem znad pobliskiego wybrzeża.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wrzosowisko Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wrzosowisko [odnośnik]04.01.16 22:18
Merlinie, jaki on jest piękny.
Lenny nie mógł się powstrzymać od tego, by po prostu zatrzymać się u wylotu uliczki i popatrzeć na Sørena. Na jego piękne wydatne kości policzkowe, dodające mu tyle powagi, na zmysłowe pełne usta, jakich pewnie zazdrościła mu niejedna kobieta, na jasne blond włosy, które tak niezwykle odbijały światło słoneczne, na nieskażoną niczym bladą cerę, na smukłe, wysportowane ciało… ledwo się powstrzymał od pełnego zachwytu westchnięcia. Przyjaciel stał na środku niewielkiego ryneczku niemalże nieruchomo i z dość zadumanym wyrazem twarzy, najwyraźniej zupełnie pogrążony we własnych myślach. I wyglądał absolutnie idealnie.
Nie spotkał do tej pory osoby, która bardziej olśniłaby go swoim wyglądem. Nie zrobiła tego nawet żadna z potomkiń wil, tylko właśnie Søren, melancholiczny pałkarz Os z Wimbourne. Sportowiec o okropnie zniszczonych rękach (czemu nie chciał korzystać z tych kremów, które dawał mu na każde urodziny i święta?!), ale o urodzie tak wyjątkowej, że aż wprawiającej go w zakłopotanie. To dziwne, bo nikt do tej pory tego nie zrobił, nikomu nie udało się sprawić, że zazwyczaj gadatliwy Lennart znienacka zapomina języka w buzi, bo sięzagapił na czyjś uśmiech. Poziom jego zachwytu sięgał nawet tego, że nie miał śmiałości uwiecznić go na obrazie w obawie, że zrobi coś nie tak. Nie odda błysku w oczach, lekkiego uniesienia kącików warg, bezbrzeżnego spokoju, rozluźnionej postawy ciała i tych wszystkich małych szczególików, które na pozór są niewidoczne, ale które właśnie tworzą całą jego postać. Nie śmiałby uchybić portretowi Sørena, dlatego wolał w ogóle się do niego nie zabierać. Co prawda miał całkiem sporo jego szkiców, jednak już one nijak nie oddawały pierwowzoru. Nie miał odwagi sięgnąć po pędzle. Jak nigdy.
Chociaż próbował, ciągle szukał idealnego tła, idealnej scenerii, która w końcu natchnęłaby go do stworzenia godnej podobizny Avery’ego, która ośmieliłaby go do próby, złamała jego wewnętrzne opory. Głównie dlatego zapraszał go do różnych miejsc, w ramach niespodzianki, szukał czegoś, czego piękno byłoby wystarczające, by podkreślić piękno Sørena, by do niego pasowało, a nie przyćmiewało i się z nim zwyczajnie gryzło. To niełatwe zadanie, ale nie poddawał się w próbowaniu. Były już eleganckie wnętrza szlacheckich dworków, klify i piaszczyste plaże – tym razem zdecydował się na wrzosowisko. Pomimo końca września, dalej można było podziwiać kwitnące wrzosy, wielkie połacia fioletu i zieleni. Nie mógł się doczekać, kiedy go tam zaprowadzi.
Naturalnie całkowicie nieświadomego, Lenny słowem nie powiedział mu, dokąd go zabiera (jak również tego, że cały czas obmyśla, jak namalować jego portret), kazał mu po prostu być o danej godzinie na rynku koło fontanny z rzeźbą driady Cliodny. Niedługo przed zachodem słońca. Nie mógł się zdecydować, czy wolał się wybrać na wrzosowisko, kiedy słońce jest wysoko na niebie, czy kiedy właśnie chyli się ku zachodowi – postanowił więc być sprytny i zobaczyć obie wersje krótko po sobie. Dumny ze swojego wyboru szeroko się uśmiechnął, po czym żwawym krokiem ruszył w kierunku przyjaciela.
Søren! – krzyknął, machając do niego entuzjastycznie. Już po chwili był przy nim, po swojemu mocno go ściskając. – Strasznie cię przepraszam za to małe spóźnienie – nie pamiętał już, czy wyszedł 10 czy 20 minut po czasie – ale malowałem, trochę się zapomniałem, musiałem poprawić wąsy lordowi Malfoy’owi, bo trochę za bardzo je nastroszył, ale wyszły mi odrobinę zbyt zakręcone na końcach, a on nie ma zakręconych wąsów i choć właściwie to wyglądał całkiem śmiesznie i sympatycznie, to nie wydaje mi się, żeby był z tego zadowolony, rozumiesz! – powiedział prawie na jednym wdechu, dość żywo gestykulując rękami. Na korzyść jego tłumaczenia wpływał fakt, że chyba bardziej niż normalnie pachniał terpentyną, a na policzku widniała wcale nie mała żółta smuga. Dłoni najwyraźniej również nie zdążył domyć, bo palce wciąż mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Naprawdę się spieszył.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wrzosowisko [odnośnik]05.01.16 11:55
To ostatnie dobre dni.
Søren nie mógł pozbyć się tego wrażenia. Gdy ta myśl wpadła mu przez przypadek do głowy nie potrafił już się jej pozbyć. Na dobre zakorzeniła się ona w mózgu, nieprzyjemnym dreszczem schodząc w dół kręgosłupa, paraliżowała końce palców. To wszystko wydawało mu się ciszą przed burzą. Ostatni okres, nie licząc bójki z Samaelem i jej konsekwencji, upływał naprawdę spokojnie. Dni płynęły swobodnie jeden za drugim, niezatrzymywane przez jakieś nagłe sytuacje czy zmiany. Nie było to normalne. Nie dla niego. W życiu młodego Avery’ego nie było miejsca na błogie wytchnienie, nauczył się tego już wcześniej. Takie przerwy, zwolnienie tempa, sprawiały, że popadł w lekką paranoję. Nie potrafił się obejść wtedy bez wrażenia, że jest przygotowywany na poniesienie kolejnego, zapewne wyjątkowo ciężkiego krzyża. Jak gdyby bagaż doświadczeń, który ze sobą dźwigał do tej pory nie był wystarczającym doświadczeniem. Jednak nie narzekał. Nie chodził od siostry do Amodeusa z narzekaniem na ustach. Po prostu cieszył się z tego czasu, starał się go wykorzystać. Chociaż to okropne przeczucie nie mijało.
Dlatego z ochotą przystał na propozycję Lennarta. Wspólny wypad poza mury sztywnego Londynu, gdzie będzie mógł odetchnąć od swoich czterech ścian i kotłujących się pod czaszką myśli był wspaniałą alternatywą dla kolejnego nadprogramowego treningu. Cieszył się, że przypadek zetknął ich ze sobą. Tak pozytywna, uroczo roztrzepana osoba była miłą odmianą od wszystkiego, co do tej pory znał. To właśnie Lenny ciągał go za sobą po różnych miejscach, pokazywał zakątki, w których nigdy wcześniej nie był. Pomagał mu realizować dalekie, praktycznie nierealne marzenie o zwiedzaniu i poznawaniu świata. Wszak nie mógł zrobić tego otwarcie i ostentacyjnie. Po dalekich wyprawach Allison i najbliższego przyjaciela pałał szczerą niechęcią do rozłąk z tą garstką nad wyraz bliskich mu osób. Jednak te małe, na pozór nic nieznaczące wyprawy sprawiały mu wiele radości, dziecięcej wręcz zabawy. Wtedy bardzo często czuł się tak, jak powinien każdy młody dorosły. Usatysfakcjonowany z życia, pełen nadziei, wolny.
Nie pojawił się w umówionym miejscu punktualnie. Nauczony doświadczeniem teleportował się jakieś dziesięć minut po ustalonej godzinie. To jeden z wielu licznych kontrastów ich znajomości. Søren nauczony zegarmistrzowskiej punktualności nigdy się nie spóźniła i wymagał tego od innych. Lenny był wolnym duchem, artystą, dla którego czas widocznie był pojęciem względnym, ramą porządkującą dobę, ale wcale nie nadrzędną i absorbującą. W normalnych okolicznościach zapewne irytowałoby go takie zachowanie. Jednak Rowle był orzeźwiającym zastrzykiem roztrzepania, który z wielką chęcią sobie dawkował. Dlatego nie czuł zdenerwowania stojąc na środku placu Cliodny, zapatrzony w utrwaloną w rzeźbie driadę. Jej legenda zawsze przypominała mu rodzinne strony, które w odróżnieniu do rodzinnego domu po prostu uwielbiał. Chociaż nade wszystko miłował pęd powietrza to morze i jego kojący szum również znajdowało się na podium. Radosny głos zza jego pleców wyrwał go z tych rozważań.
- Lenny! – odparł pogodnie. Zazwyczaj jeżył się, gdy ktoś witał go tak otwarcie, narzucając kontakt cielesny, ale była to kolejna rzecz w nim tak naturalna, że po prostu ją zaakceptował. – Nic się nie stało, też się spóźniłem. – Udało mu się wtrącić nim Rowle popadł w tłumaczeniowy słowotok. Z rozbawieniem przysłuchiwał się historii wąsów jakiegoś ważnego waszmościa. Brzmiała niedorzecznie, ale wiedział, że właśnie w tym przypadku jest jak najbardziej prawdziwa. – Wierzę, jesteś tu brudny – śmieje się muskając palcem jego żółty od farby policzek. Czuł się trochę jakby mu matkował, ale to wrażenie sprawiała tylko pokaźna różnica wzrostu. – Idziemy?


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Wrzosowisko [odnośnik]06.01.16 14:25
Szczęśliwi ci, którzy pozostają beztroscy.
Lenny tak naprawdę nie miał zbyt wielu zmartwień. Albo raczej – był przekonany o tym, że nie ma żadnych. Gdzieś tam w jego świadomości tkwiły rzeczy, których robić nie powinien, bo w przeciwnym wypadku mógłby tego bardzo, ale to bardzo żałować, jednak na co dzień wolał się nimi nie przejmować. Nie znaczy to, że w ogóle o nich nie pamiętał, świadczyłoby to, nawet on tak twierdził, o jego bezbrzeżnej głupocie - w końcu miał swoje za uszami, były rzeczy, których ani jego szlacheccy znajomi, ani tym bardziej rodzice nie powinni wiedzieć, bo zostałby za to zwyczajnie wykluczony z towarzystwa lub, co gorsza, wydziedziczony z rodziny. Lennart za bardzo lubił swoje wygodne życie, żeby do tego dopuścić. Jednocześnie uważał je za zbyt nudne i monotonne, by jego resztę spędzić tylko i wyłącznie na powtarzających się rozrywkach wyższych sfer i, o zgrozo, opiece nad żoną i dziećmi. Był młody, miał prawo do szaleństw, do korzystania z życia, do szukania inspiracji. Lubił szukać inspiracji poprzez nowe doświadczenia, lubił szukać piękna tam, gdzie nikt się go nie spodziewa. Uważał, że jako artysta ma do tego prawo, że właściwie należałoby wiele rzeczy mu wybaczać… ale wolał nie ryzykować, że jego ojciec potraktuje jego wybryki jako pretekst i znowu zamknie go na stażu w Ministerstwie, gdzie najzwyczajniej się dusił. Robiło mu się autentycznie niedobrze, kiedy pomyślał, jak wyglądała jego praca w Departamencie Substancji Odurzających. Z niechęcią przyznawał, że było to dość pouczające doświadczenie (w końcu wiedział, jakie narkotyki warto spróbować, a jakie omijać z daleka), ale za nic w świecie by tam nie wrócił. Nie miał podczas stażu żadnej swobody, od rana do wieczora siedział za głupim biurkiem i wypełnił głupie papiery. I jak tu żyć? Wolność wykupił naprawdę ciężką pracą, więc naprawdę o nią dbał. To znaczy, starał się. Zachowywał ostrożność, ale nie mógł nic poradzić na występowanie tak zwanych wydarzeń losowych… całe szczęście, samotnie mieszkanie pozwalało na naprawdę spory margines błędów.
Znał cenę swojej swobody i był całkowicie świadomy tego, że kiedyś ulegnie ona zmniejszeniu, być może znacznemu, dlatego starał się z niej korzystać jak mógł. Chodzenie, gdzie tylko mu się podobało, naprawdę go cieszyło, zabieranie ze sobą przyjaciół radowało jeszcze bardziej. Wspólne spędzanie z nimi czasu poprawiało mu humor jak nic innego na świecie, był też zdania, że nie ma nic lepszego od widzenia uśmiechu na twarzy innej, a zwłaszcza bliskiej, osoby. A obecnie uważał, że widok pogodnego Sørena jest warty każdego podmuchu zimnego wiatru, ale mimo wszystko, kiedy skończył go ściskać, poprawił chustkę owiniętą wokół szyi.
Ach, uśmiechał się naprawdę olśniewająco. Wyciąganie go z Londynu niosło ze sobą same plusy. Lenny znowu utonął w zachwycie, podziwiając biel i równość jego zębów, skórę rozciągniętą na policzkach i wesołe błyski w oczach. Z początku w ogóle nie zorientował się, że..
O Merlinie. DOTKNĄŁ GO.
Ze sporym opóźnieniem dotarł do niego dotyk chłodnego palca. Chwilę później pojawiło się zmieszanie, a następnie mała panika. JESTEM BRUDNY.
Momentalnie znalazł się przy fontannie, nabierając ręką odrobinę wody i pocierając nią dość mocno policzek. Dopiero po chwili zorientował się, że zmywanie farby olejnej wodą, zimną wodą, to nie jest najlepszy pomysł i że przecież, tak, Lenny, w istocie, jesteś czarodziejem, może użyć różdżki. Burcząc coś pod nosem sięgnął po różdżkę za pazuchę i wycelował nią w swój policzek, mamrocząc odpowiednie zaklęcie. To samo zrobił po kolei z każdą ręką i dopiero wtedy odwrócił się w stronę Avery’ego.
Ugh, w końcu czysty.
Idziemy, idziemy! Spodoba ci się! – powiedział, dość pospiesznie chowając różdżkę i posyłając Sørenowi lekki uśmiech. Chwilę później ruszył w kierunku uliczki prowadzącej do znajdujących się za miasteczkiem wrzosowisk. Zakładał, że przyjaciel już kiedyś tu był, to w końcu całkiem popularne miejsce wśród czarodziejów i chociażby siostra go tam w pewnym momencie zaciągnęła, ale z nim odkryje to miejsce na nowo! Choć miał nadzieję, że nie za bardzo… słyszał o podejrzanych stworach, które można spotkać w okolicy. – Musimy uważać na pająki – odezwał się w pewnym momencie z pełną powagą, wypowiadając swoje obawy na głos. – Matka mi opowiadała, że można tu spotkać pająki sięgające kostek. TAKIE OLBRZYMIE. – Nietrudno było usłyszeć grozę w jego głosie. – Mam nadzieję, że takich tu nie spotkamy – westchnął i było to ostatnie, co powiedział, bowiem już po chwili stanęli przed pierwszymi krzaczkami wrzosów.
I Lenny, chłonąc wzrokiem ogrom fioletu i zieleni, poprzeplatanymi złocistymi promieniami słonecznymi, po raz kolejny zaniemówił. Ten widok wprawiał go w zachwyt za każdym razem.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wrzosowisko [odnośnik]15.01.16 19:28
Chyba już nie wierzył w szczęście. Musiał gdzieś po drodze utracić tę dziecinną, żeby nie powiedzieć naiwną wiarę w długi, jednostajny okres szczęścia w życiu. To wcale nie było tak, że sam się od tego odciął. Nigdy nie powiedział sobie szczęścia nie ma, nie rób sobie nadziei, idioto. Wręcz przeciwnie, jakoś specjalnie się nad tym nie zastanawiał. Bardziej uleciało to z niego powoli, subtelnie, niczym powietrze z dawno nadmuchanego, ale już zapomnianego balonika. Wszystko, co miało miejsce w jego życiu stopniowo pozbawiało go tej wiary, jedynie utrwalając go w przekonaniu, że dobre momenty znajdują się w jego rękach tylko po to, żeby rzeczywistość mogła wytrząsnąć mu to z rąk ze złośliwą satysfakcją. Mniej więcej taką samą, z jaką przez całe życie postępował jego starszy brat. Próbował więc być na to obojętny. Zazwyczaj się udawało. Gruby mur, który wokół siebie budował nie powstał na marne. Stanowił doskonałą ochronę przed wszystkimi i wszystkim. Pozwalał mu się bezpiecznie ukryć w szkatułce własnego umysłu, gdzie zranić mogły go jedynie własne myśli. Nie był jednak bez serca. Możliwe, że już dawno poddał ten narząd hibernacji, ale on wciąż działał w jego piersi. Cały czas bił, pompował krew kierowany impulsem, że są osoby, dla których warto żyć, dla których znaczy coś więcej niż tylko czysta krew, dobre nazwisko i pokaźne pokłady galeonów w skarbcu Gringotta. Dlatego pozwalał sobie na takie wypady jak ten z Lennartem, chociaż miał doskonałą świadomość, że każde takie spotkanie niosło nadzieję. Nadzieję, która z uporem drążącej skały rzeki bombardowała jego pieczołowicie wznoszony mur. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy jak niedorzecznie, a momentami wręcz masochistycznie postępuje. Nie umiał jednak inaczej. Potrzebował tych drobnych zastrzyków optymizmu jak uzależniony od papierosów potrzebuje kolejnego zaciągnięcia się nikotynowym dymem. Nie myślał o tym teraz. Nie miał zamiaru zatruwać sobie tego momentu zatracenia zbędnymi analizami czy niezbyt logicznymi wywodami o tym, co dzieje się w jego popapranym życiu. Będzie miał na to wystarczająco dużo czasu, gdy już wróci do pustego mieszkania. Powinien wyrzucić tę kanapę jak tylko wróci.
Rozbawiła go reakcja Lenny’ego na brudną plamę. Nie sądził, że artysta, który na co dzień praktycznie pływa w farbie przejmie się taką drobnostką. Chociaż może podchodziło to pod kalanie piękna, na którego punkcie przyjaciel miał prawdziwego fioła, nie był pewien. Więc przyglądał się tylko tym desperackim próbom oczyszczenia. Musiał przyznać, że sam nie pomyślał w pierwszej chwili o różdżce. Chociaż magia wypełniała jego życie praktycznie od kiedy się narodził to wiele odruchów było w nim typowo mugolskich. Jedynie podróżować chciał tylko za pomocą miotły. W czwartej klasie próbował wymusić od ojca pozwolenie, aby mógł polecieć na niej do szkoły, ale niestety ten się nie ugiął.
- Szkoda, do twarzy ci w żółtym – rzucił jakby od niechcenia, gdy ruszyli w końcu ku nieznanemu mu miejscu przeznaczenia. Coś o tym wiedział, bo przecież sztandarowymi kolorami jego drużyny była czerń i żółć właśnie. On sam raczej nie powalał urokiem w swojej żółtej szacie sportowej, chociaż nie narzekał. Przecież ktoś mógł zażądać, aby nosili jeszcze żołąda. Chociaż taka Lovegood na pewno miała gdzieś już jedno.
- Pająki? – spytał unosząc brew w zdziwieniu. – To gdzie ty mnie zabierasz? – Gdzie w tak spokojnym, w dodatku czarodziejskim miasteczku jak Cliodna mogły czaić się takie złowrogie bestie? Jakoś niespecjalnie bał się pająków i nie spotkał nigdy takiego wielkiego okazu. Coś mu mówiło, że to raczej wybujała wyobraźnia artysty, a raczej jego strach, powiększył te stworzonka do tak okazałych rozmiarów. Nie zdążył jednak skonfrontować swoich rozmyślań z rzeczywistość, bo nagle zatrzymali się w miejscu, w którym cywilizację zajmowała przyroda. Søren nie był jakimś szczególnym koneserem piękna, ta rola w rodzinie Averych przypadła jego matce, ale umiał docenić dzieła natury. Rozciągające się przed nimi wrzosowisko na pewno się do takich rzeczy zaliczało. Morze fioletowych kwiatków kołysało się dostojnie na niesionej znad morza bryzie, a delikatny zapach kumulował się przy takiej ilości roślin.
- Niesamowite – mruknął tylko, chłonąc ten niezwykły krajobraz, który ostatnio widział dawno temu.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Wrzosowisko [odnośnik]27.01.16 22:39
Na pewno nie na twarzy i na pewno nie w tym odcieniu – wymamrotał Lennart, chowając różdżkę za pazuchę i pocierając jeszcze dłonią policzek. Już całkowicie czysty, magia była niezawodna, ale teraz, odkąd tylko dowiedział się, że on w ogóle istniał, nie mógł pozbyć się wrażenia brudu. W efekcie skóra po jednej stronie jego twarzy zrobiła się dość mocno czerwona, co wyglądało jeszcze gorzej, niż wtedy, kiedy znaczyła go niewielka smuga żółci. Całe szczęście, że nie miał ze sobą lusterka. Jeśli chodziło o wygląd, bywał naprawdę bardzo, bardzo drobiazgowy. Przywiązywał do niego dużą wagę, więc wychodził z siebie, żeby nikt nie dostrzegał w jego prezencji żadnej skazy; wymagał doskonałego wyglądu od innych, jak w takim wypadku sam mógłby wyglądać gorzej? Piękno, w jego opinii, było czyste i jasne, co chyba najlepiej tłumaczy lennartowe umiłowanie do osób o włosach w kolorze blond i gładkich, jasnych twarzach. Nie stronił, naturalnie, od innych, potrafił powstrzymać się od komentarzy na temat zbyt dużej ilości piegów na twarzy, gęstych brodach, wymyślnych wąsach, brodawek w dziwnych miejscach czy pewnych nieproporcjonalności twarzy. Nie każdy musiał być idealny, właściwie Lenny uważał, że świat byłby wtedy całkiem nudny, gdyż znajdował wielką przyjemność w dostrzeganiu smukłych dłoni, dużych, błyszczących oczu czy olśniewającego uśmiechu u osób, których nie mógł na pierwszy rzut oka zaliczyć do idealnych. Lubił także szukać tych o pięknej duszy, niekoniecznie aparycji, i uzewnętrzniać to ich szczególnego rodzaju piękno na swoich obrazach. Nokturn i podobne mu podejrzane zakątki wydawał się być znakomitym miejscem do tego typu poszukiwań, z kolei środowisko szlachciców doskonale nadawało się do poszukiwań ludzi urodziwych zewnętrznie.
Czego Søren był dowodem. Dlatego właśnie nawet jeszcze bardziej niż normalnie chciał wyglądać przy nim przynajmniej poprawnie. Na dobrze raczej nie miał co liczyć. Lenny nie uważał się za brzydką osobę, ale niektórzy po prostu całkowicie go przyćmiewali, dlatego nawet nie próbował z nimi konkurować – a z Avery’m przegrałby już w przedbiegach. Pozostało mu jedynie zaakceptować jego wyższość. I robił to zupełnie bez żalu, należał do estetów, przebywanie pośród pięknych rzeczy czy osób sprawiało mu autentyczną przyjemność, czuł się wtedy bardziej jak koneser niż ktoś poszkodowany.
Pająki – potwierdził z poważną miną. – Może nie przy ścieżce, ale za wzgórzami… lepiej nie schodźmy ze ścieżki – powiedział ze zmarszczonymi brwiami, próbując wygonić z myśli widok Sørena, będącego ciągniętym za nogę przez grupę okropnych pająków… i jak chwilę później kilka innych rzuca się na niego. Potrząsnął lekko głową, postanawiając się skupić tylko na aspekcie estetycznym ich wycieczki, a nie ponurych przypuszczań odnośnie tego, co mogłoby ich spotkać po zmroku. Dla pewności jednak chyba zabierze przyjaciela do siebie na herbatę, kiedy tylko zajdzie słońce – lepiej jest nie kusić losu.
W momencie, w którym stanęli przy pierwszych krzaczkach wrzosu, przestał myśleć o niebezpieczeństwie, jakie według jego matki mogło go tam spotkać. Widok był olśniewający, zdecydowanie lepszy niż wtedy, kiedy przyszliby tu w południe – złociste promienie powoli schylającego się ku horyzontowi słońca wydobywały z wrzosów głębię ich koloru, cały krajobraz wydawał się być bogatszy w barwy.
Zachwycające, absolutnie zachwycające.
Lennart chłonął ten widok przez dobre kilkanaście sekund w zupełnej ciszy i bezruchu, nawet głos Avery’ego doszedł do niego jakby z oddali i zajęło mu chwilę czasu zanim zrozumiał, co do niego powiedział.
Prawda? – westchnął w bliżej nieokreślony tęskny sposób, nie odwracając na razie wzroku od wzgórz. – Wiedziałem, że ci się spodoba! – Uśmiechnął się szeroko, patrząc już na Sørena. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że z przyjaciela nie był żaden koneser piękna, ale taki widok po prostu musiał zachwycić każdego.
Lenny, z poszerzającym się uśmiechem niewiniątka, zerkał to na dość wąską ścieżkę, prowadzącą do leżącego w niedużej odległości wzgórza, to na Avery’ego. Postąpił kilka kroków naprzód… po czym znienacka rzucił się do biegu.
Kto ostatni na wzgórzu ten gumochłon! – krzyknął przez ramię, gnając przed siebie. Wcale nie oszukiwał, jego wcześniejszy start był całkowicie uzasadniony i jak najbardziej sprawiedliwy – to on był tutaj tym, który miał krótsze nogi!
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wrzosowisko [odnośnik]08.02.16 17:00
Nigdy nie był kimś niezwykłym. Od zawsze uczony życia w cieniu brata oraz bycia milczącą podporą dla siostry nie wychylał się przed szereg. Może eliksiry sprawiały mu przyjemność i przychodziły z łatwością, ale nie wyróżniały go na tle innych. To nie on odebrał staranne wykształcenie za granicą. Był jedynie prostym człowiekiem, którego jedyną zasługą było coś, na co wpływu nie posiadał. Krew płynąca w jego żyłach określała go mianem szlachcica, a geny, które otrzymał od rodziców sprawiały, że mówiono o nim przystojny. Cóż jednak z tego miał? Nie czuł specjalnej ekscytacji czy dumy z otrzymanych przymiotów. Wszystkie sprawiały, że ludzie podchodzili do niego nader ostrożnie, szczędzili mu prawdy albo próbowali się przypodobać. Nic z tego nie sprawiało mu satysfakcji. Nienawidził, gdy ludzie ocieniali go na podstawie zasłyszanej garści suchych faktów i o wiele bogatszemu pękowi plotek. Albo przez wygląd. Kanonada pochlebstw na ten temat sprawiała, że czuł się jakby mózg, który nosił w czaszce był tylko ozdobą. Niewiele osób go doceniało. Natomiast Lennart był jednym z niewielu wyjątków, który doceniał i łączył obie te płaszczyzny. Rozumiał jego umiłowanie do piękna, jako artysty, a starania, żeby on też zaczął to tak pojmować wprawiało go w rozbawienie. Na półce w łazience zbierała się powoli kolekcja nieodkręconych nigdy poza próbą powąchania kremów, jakie dostawał od niego na różne okazje. Był pałkarzem, jego dłonie nigdy nie będą wyglądały na delikatne i gładkie, już dawno się z tym pogodził. Przyjaciel nie tracił jednak na uporze, chociaż była to przecież syzyfowa praca. Søren właśnie to w nim doceniał i lubił. Uważał to za jedną z niewielu cech, które łączyły ich kontrastowe charaktery. Tak jak teraz, gdy bezwzględnie wierzył w istnienie tych niesamowitych pająków, które tylko czekają, żeby ich pożreć. Uśmiechnął się więc tylko i pokręcił głową, nie próbując sprzeczać się dalej na ten temat.
Zresztą nie było już potrzeby mówienia czegoś więcej, bo widok, z którym się zmierzyli mówił sam za nich. Z własnej woli nigdy nie wybrałby takiego miejsca na swój cel podróży. Co prawda lubił ciszę i spokój, ale odosobnione wrzosowisko mógł łatwiej zastąpić szumem barowego wnętrza lub jakiejś bliższej lokacji. Jednak w towarzystwie Rowle’a wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Bezwiednie skierował na niego swój wzrok i z ciekawością przyglądał się jego reakcji na ten krajobraz. Wyglądał na nieruchomego niczym rzeźba wyciosana w najwyższej klasy kamieniu bez skazy. Jego twarz nie wyrażała nadmiernej, sztucznej egzaltacji, ale prawdziwą radość i bezbrzeżny zachwyt artysty. Widocznie przyjaciel postrzegał ten krajobraz o szczebelek wyżej niż on, ale nie strapiło go to. Avery znów powiódł wzrokiem po tym nieskończonym morzu wrzosu, a wtedy nabrzmiała zapachem cisza została przerwana.
- Tylko ty mogłeś coś takiego znaleźć – odparł nadal rozglądając się po polu. Zastanawiał się, gdzie pójdą dalej i czy Lenny zdoła się skusić na zejść ze ścieżki. Nie zdążył jednak na postąpienie chociażby krok do przodu, bo jego towarzysz nagle zerwał się do biegu. Biegający Lennart? To nie był częsty widok. Søren powstrzymał się od spojrzenia przez ramię czy przypadkiem nie goni ich jakichś wielki pająk tylko dlatego, że usłyszał rzucone wyzwanie. I cóż, przyjął rękawicę.
- Masz za krótkie nóżki na takie wyścigi – rzucił rozbawiony, gdy poderwał się do biegu w ślad za nim. Rzeczywiście ta różnica wzrostu działała na jego korzyść. Tak samo jak kondycja zawodowego gracza. Nie zależało mu jednak na wygranej. Zamiast tego z całym swoim impetem wpadł na jego plecy. Zachwiali się niebezpiecznie na zakurzonej ścieżce, a równowaga wirowała chwilę wesoło. Avery złapał jednak jego ramiona zanim widowiskowo przechylili się do przodu i wybili zęby o ziemię. – Och, wybacz. Nie zauważyłem cię skrzacie – parsknął śmiechem, mając nadzieję, że ten nie obrazi na niego za tę odrobinę zgryźliwości. Poklepał więc go przyjacielskim gestem po ramieniu i wyszczerzył się szeroko, co w jego wypadku było niewątpliwym ewenementem na światową skalę. Miał jednak dobry humor i nie chciał teraz myśleć o łatkach, które na co dzień były do niego przyklejone.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Wrzosowisko [odnośnik]01.03.16 21:00
To nie było odpowiednie tło.
Po zaledwie krótkiej chwili, jaką tu przebywali, mógł to powiedzieć z całą pewnością. Fiolet był ładny, ale tylko ładny. To za mało. Chciał czegoś, bo zwaliłoby go z nóg, zaskakując zarówno prostotą, jak i pięknem – krzaczki wrzosu nie nadawały się do tego. Naturalnie, nie brak im było uroku, same prezentowały się naprawdę zachwycająco, ale połączenie ich i Sørena tworzyło zwyczajnie mdły widok. Avery, jako dumny arystokrata i zacięty sportowiec, zasługiwał na coś znacznie więcej. Lennartowi zależało raczej na podkreśleniu jego pochodzenia i pasji, która określała go jako osobę, niż łagodzenie jego wizerunku uroczym tłem. Nie chciał łagodzenia, chciał wydobycia piękna z tego, co w przyjacielu było najlepsze, tło musiało więc być odpowiednio godne.
Naprawdę nie wiedział, co sobie myślał, kiedy wpadł na pomysł, że mógłby namalować Sørena na wrzosowisku. Znienacka wydało mu się to być straszliwie głupim pomysłem. Kompletnie nietrafionym. Wręcz idiotycznym. Niewyraźny grymas pojawił się na twarzy Lenny’ego, kiedy po raz kolejny widział w wyobraźni portret, na którym jego przyjaciel namalowany jest na polu wrzosów. Absurdalne i ośmieszające, taki obraz w ogóle nie ma racji bytu. Czegoś takiego nie zrobiłby chyba nawet swojemu najgorszemu wrogowi.
Nie skala swojej sztuki brzydotą.
Czyli musi szukać dalej. Łatwo nie jest, ale będzie cierpliwy. Portret Avery’ego stanie się jedną z perełek wśród jego innych dzieł, nie inaczej. Musi być wyjątkowy, wyjątkowo wyjątkowy, w innym przypadku w ogóle nie warto się za to zabierać. Cel jest szczytny – choć nie należy do szczególnie cierpliwych osób, poczeka, bo to jest jedna z niewielu rzeczy, na które naprawdę warto czekać… ale, z drugiej strony, nie w nieskończoność. Lennart miał przeczucie, że Søren w wieku pięćdziesięciu lat może nie być już taki piękny. Jednak ma jeszcze czas, nie należy martwić się zapas!
Zamiast się martwić, powinien cieszyć się z tego, że jest im dane spędzić ze sobą trochę czasu. Że dał się namówić na wyjście…
…że za chwilę wygra z nim wyścig!
Lenny parł do przodu niczym rącza łania, a przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki nie poczuł uderzenia w plecy na tyle mocnego, że momentalnie stracił równowagę. Gdyby nie fakt, że przyjaciel złapał go za ramiona, niechybnie wylądowałby twarzą na ścieżce i stracił kilka zębów.
Okropność.
Wizja szczerbatego siebie przeraziła panicza Rowle’a na tyle, że kurczowo chwycił się Sørena, ze strachem patrząc na całkiem spory kamień na ziemi, który mógł przeżyć bardzo bliskie spotkanie z jego twarzą. Lenny wolałby jednak trzymać takie przedmioty na dystans – ni to miłe, ni uprzejme. Serce w dalszym ciągu mocno waliło mu w piersi, gdy powoli przeniósł wzrok na przyjaciela… i kiedy zorientował się, jak blisko siebie się znajdują, odchrząknął i nieco się odsunął. Z niewiadomych powodów wydało mu się to dość niezręczne. Rozejrzał się wokół siebie całkiem zmieszany, jednocześnie ostentacyjnie otrzepując ubranie – miał nadzieję, że wypadło to wystarczająco wiarygodnie. Słysząc jednak słowa Avery’ego, czoło Lennarta przecięła lekka zmarszczka.
Żaden skrzat, jestem średniego wzrostu! – Oburzył się, prostując z godnością. – To ty jesteś nienaturalnie wyrośnięty. – Wydął wargi niczym obrażone dziecko, choć już chwilę później jego twarz rozjaśnił uśmiech – kiedy Søren szczerzył się do niego tak szeroko, nie mógł pozostać obojętny. Ale dalej był trochę obrażony, czemu dał wyraz poprzez ominięcie Avery’ego łukiem na tyle szerokim, na ile pozwalała wąska ścieżka i ruszenie przed siebie, nie oglądając się przez ramię. – Z tamtego wzgórza powinien być jeszcze ładniejszy widok – powiedział tylko.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wrzosowisko [odnośnik]26.03.16 20:53
Potrzebował tego. To wyjście było czymś odżywczym, odświeżającym niczym długo oczekiwany deszcz w czasie wyjątkowo upalnego londyńskiego lata. Tutaj nie musiał się kontrolować jak podczas oficjalnych przyjęć. Nie krępował go kaganiec etykiety każącej uśmiechać się w odpowiednich momentach i ściskać wskazane ręce. Teraz mógł reagować zupełnie naturalnie, dokładnie tak jak podpowiadało mu ciało, serce, a nie podszept wpojonego wychowania. Była to jedna z tych nielicznych chwil, kiedy mimo wszystko naprawdę czuł się wolny. Wizja obowiązków wynikających ze statusu czy nazwiska, tajemnic Samaela oraz całej, niechcianej reszty zamazywała się gdzieś daleko, zepchnięta do podświadomości. W tej chwili, na tym wrzosowisku był tylko kolejnym, zwykłym czarodziejem korzystającym z uroków pogody w odludnym miejscu. Nie myślał o tym, że to pewna forma ucieczki od tego wszystkiego. Zwłaszcza, że tym razem to on był tym, który gonił.
Gonił oczywiście Lennarta w tej rozrywkowej formie wyścigu. Lubił biegać, była to nieodłączna część rozgrzewki każdego treningu. Pomagało to w wyłączeniu umysłu równie skutecznie, co latania. Jednak tym razem nie była to istotna materia. Jego umysł był przyjemnie wolny od wszelkich wielkich myśli czy problemów. Liczył się jedynie świst powietrza nasyconego zapachem wrzosów, gdy tak mknął po śladach swojego kompana. Nawet nie chodziło o wygraną, przecież wtedy nie symulowałby tej małej stłuczki na drodze. Miał nadzieję, że Lenny, który nie był, a przynajmniej nie wyglądał na miłośnika nagłych skoków adrenaliny, nie obrazi się na niego za to.
Jednak widocznie ubodło go zdecydowanie co innego. Cóż, Avery nigdy nie należał do najlepszych w trudnej sztuce walki słowem. Chociaż wielokrotnie od czasów Hogwartu miał okazję trenować ze swoim przyjacielem to nigdy nie oszałamiał swoimi umiejętnościami. Być może krztyna prawdy ukryła się pomiędzy tymi wszystkimi mitami i stereotypami o sportowcach. Właśnie dlatego Søren zdecydowanie bardziej wolał nie popisywać się swoim zasobem słownictwa. Wyśmienicie czuł się w roli milczącego obserwatora i zdawkowo rzucającego słowa rozmówcy. Widocznie była to dla niego najlepsza rola. Przyglądał się jednak Rowle'owi od momentu otrzepania z niewidocznych kurzy (zrozumiał aluzję) aż do wypowiedzenia riposty i wiedział, że występek został mu wybaczony. Uniósł więc ręce do góry i wzruszył ramionami.
- Spytam się matki czy nie zna jakichś olbrzymów - odparł jedynie z rozbawieniem. Cóż, wzrost był jedną z tych rzeczy, na które człowiek nie miał wpływu, więc nie miał to wytykać tego przyjacielowi. Uśmiechnął się więc lekko widząc jak ostentacyjnie okrąża go Lenny epatując teatralnym żalem. Był artystą malarzem, ale może powinien spróbować swoich sił w aktorstwie? Miał widoczny talent.
Søren w milczeniu ruszył za swoim przewodnikiem z ciekawością rozglądając się po okolicy. Wszędzie rozciągał się doprawdy zapierający dech w piersiach widok, nie mógł sobie wyobrazić czegoś lepszego. Ufał jednak wewnętrznemu oku artysty. Jeśli on tak sądzi musi to być prawda. Stopniowo zwiększył długość swoich kroków i szybko zrównał się ze swoim kompanem, przy okazji szturchając go przyjacielsko ramieniem o ramię. W milczeniu pokonali ostatnie metry, aby w końcu zatrzymać się na szczycie małego wzgórza, z którego rozciągał się widok na skąpaną we wrzosach dolinę.
- Niezwykłe - rzucił z wyraźnym zaskoczeniem. Sądził, że miejsce to będzie wyglądało wszędzie tak samo, tymczasem każdy zakątek czarował czymś innym. Gdyby był sam zapewne nie zwróciłby na to uwagi.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Wrzosowisko [odnośnik]18.02.17 23:29
/20 kwietnia?

Świat jest piękny. Peony utwierdzała się w tym przekonaniu za każdym razem gdy spoglądała na tknięte wiosną drzewa, kwitnące w ogrodzie kwiaty, rozciągające się zielone wzniesienia i odbijające się od szyb jasne promienie słońca. Były to drobnostki, których spostrzeżenie nic nas nie kosztowało. Urywek w naszym życiu pokazujący, że jeszcze nie wszystko jest zatrute, brudne, przepełnione kłamstwem i przemocą. Piwka nie zawsze potrafiła to docenić. Kiedyś z łatwością szufladkowała świat wraz z etykietowaniem ludzi. Jedni zasługiwali na to by żyć w szczęściu i spokoju, a inni – w tym ona – musieli patrzeć jak to szczęście odwraca się od nich i odchodzi w nieznanym kierunku zostawiając tylko ból, żal i smutek. Teraz jednak już nie miała takiej odwagi. Doceniała rzeczy małe, proste. Doceniała to… co miała. Sprout wiedziała jak ciężko jest znaleźć chwilę wolnego w zawodzie funkcjonariusza policji. Kiedy jest się samemu sobie szefem nie trzeba się tym aż tak przejmować. Dlatego kiedy Aspen postanowił zabrać ich na Wrzosowiska nie zastanawiała się nawet przez chwilę. Obiecała sobie, że będzie spędzać z rodziną jak najwięcej czasu. Straciła go w końcu nazbyt wiele gdy jej nie było. Nie byłaby jednak sobą gdyby nie przygotowała im czegoś do jedzenia. Świeże bułki, owoce, ciastka… to wszystko znajdowało się teraz w jej bezdennej torebce. Czy mówiła jak bardzo kocha magię? Wrzosowiska dzisiejszego dnia były szczególnie ładne. Bezchmurne jak nigdy niebo napawało optymizmem nie tylko ich trójkę, ale także wszystkich fanatyków quidditcha. Podniebne wyścigi, pierwsze nauki latania… tutaj wszyscy mieli pole do popisu. - Wiedziałeś jak zgubić mi syna, co? - zapytała spoglądając na zapatrzonego w latających czarodziei Nate'a z uśmiechem. Peony nie miała pojęcia o tej grze. Zmuszała się do opowiadania na ten temat czegokolwiek, ale tak naprawdę jej syn już dawno przerósł ją wiedzą. Ciężko było jej czasem być i ojcem i matką wiedząc, że z każdym dniem jej dziecko robi się starsze. Z każdym dniem czuła, że musi więcej. Przeniosła spojrzenie na brata gdy zajmowali jedną z ławek. - Pamiętasz jak ojciec groził nam, że jeśli zjemy jeszcze jeden kawałek ciastka mamy to będziemy musieli jeść wrzos z gałązkami? - zapytała unosząc brew i chociaż było to wspomnienie tak odległe to widziała to tak jakby to było zaledwie wczoraj. Nie wiedziała kiedy uciekł im ten czas. Jak przez palce. - Szkoda, że jeszcze nie kwitną. - westchnęła. Potrafiła sobie wyobrazić jak musiało być tutaj pięknie pod koniec lipca. Różowo, czerwono… jaskrawo.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Wrzosowisko [odnośnik]28.02.17 20:23
pasi  Wrzosowisko 2542907454

Niewątpliwie to miejsce wyglądałoby dużo lepiej o innej porze roku, ale nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Cieszył się, że może spędzić trochę czasu z siostrzeńcem i Peony. Mógł widywać ich praktycznie codziennie, a i tak przy kolejnym spotkaniu czuł się jakby nie widzieli się przez wieki. To dziwne jak wiele rzeczy nie zauważał, uznawał za mniej ważne, a dopiero po tym co mu się przydarzyło zrozumiał jak w wielu sprawach się mylił. Dostał drugą szansę i najbardziej bał się, że jej dobrze nie wykorzysta. Że znów przestanie zwracać uwagę na połacie wrzosów, że znów odstawi rodzinę na drugi plan. Nie mógł pozwolić sobie ponownie na taki błąd. Czasem zastanawiał się czy nie lepiej byłoby rzucić pracy? Może pewnego dnia to zrobi i zajmie się czymś spokojniejszym, ale na pewno nie teraz. Anglia aktualnie przypominała jeden wielki bajzel, a on, jego ego i poczucie sprawiedliwości chcą się bawić w bohatera.
-Nawet nie musiałem się starać. - Powiedział dumny zerkając na Nate'a, który nie mógł oderwać wzroku od wszędobylsko latających mioteł.
On sam był zbyt leniwy na grę w quidditcha. Może nie grał w niego ani w szkole, ani teraz, ponieważ i Raiden tego nie robił? Bez niego byłaby to nikła zabawa.
Usiadł na ławce wciąż patrząc na chłopca i dopiero głos Peony sprawił, że zwrócił na nią swoją uwagę. Na jej słowa zaśmiał się perliście odchylając głowę do tyłu i dopiero po chwili uspokajając się.
-Trudno nie pamiętać. Specjalnie aby nas nastraszyć zmieniał swój głos co brzmiało bardziej pokracznie, aniżeli przerażająco. -Dzieci państwa Sprout na pewno szanowali swego ojca, ale co jak co większy respekt zawsze czuli do mamy. To właśnie ona "nosiła spodnie" w tej rodzinie, choć groźba o wrzosach była całkiem dobra.
Pozwolił na jakiś czas zapanować ciszy między nimi. Nie chciał pierwszy zaczynać tej rozmowy, ale chyba i tak będzie musiał. Chciał aby jego siostra była z nim zawsze szczera. Bez względu nawet na to czy chce go czymś martwić, czy nie. Uśmiechnął się lepiej biorąc głęboki oddech i chwycił jej prawą dłoń w dwie swoje. W porównaniu do tych należących do niego jej była dość mała, zgrabna, dużo bardziej delikatniejsza, choć było widać, że ta rączka już nie jedną roślinkę posadziła. Nie miał zamiaru prawić jej morałów, czy sądzić. Chciał tu po prostu być. Dla niej.
Aspen Sprout
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wrzosowisko 0029d74ff2814828d1e5009e8693f79f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4016-aspen-sprout https://www.morsmordre.net/t4043-capri#78923 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4128-skrytka-bankowa-nr-1036#82009 https://www.morsmordre.net/t4080-aspen-sprout
Re: Wrzosowisko [odnośnik]02.03.17 10:18
Jednak to jak piękny był ich świat nic nie znaczyło w obliczu rzeczywistości jaka ich dopadała. Wiedziała, że mogą spędzić ten dzień tak po prostu… jak rodzina. Bez smutków, przygnębienia i słów, które miały zetrzeć to dobre samopoczucie w pył. Przez długi czas starała się zostawiać to co się z nią działo na boku. Milczała bo łatwiej było jej to wszystko dusić w sobie niż pozwolić by ta sytuacja wzięła nad nią górę. Teraz wiedziała już jak głupie to wszystko było. Przez cały czas miała w dłoniach tykającą bombę, której wszyscy szukali. Dni, które Rai spędził pod jej domem pilnując by nic im się nie stało, Aspen zaglądających co chwile bo przecież lepiej dmuchać na zimne niż się sparzyć. Nikomu nie powiedziała o skrywanych tajemnicach bo przecież dopóki czegoś nie wypowiesz głośno to to nie ma racji bytu. Nie istnieje. Spojrzała na ich splecione dłonie i pomyślała, że chciałaby być znowu dzieckiem. Takim beztroskim, biegającym za latającymi po niebie zawodnikami Quidditcha, odkrywającym życie powoli ze szczerym uśmiechem na ustach. Było im łatwiej kiedy mieli tylko kilka lat. Ich problemy teraz śmieszne, wtedy można było porównywać do skali światowej. W tej chwili nie była pewna co jeszcze musi się stać by właśnie tak widziała to wszystko co się działo. Westchnęła ściskając jego dłoń. - Chciałabym nic nie mówić… - zaczęła rozglądając się jeszcze czy Nate czasem nie zbliżył się do nich. To nie były rzeczy, o których chciałaby mówić przy dziecku. I tak to wszystko zabrało mu wystarczająco dużo dzieciństwa. - Chciałabym cię nie obarczać moimi problemami, ale nie wiem jak długo to będzie się ciągnąć, a ja nie chce mieć żadnych tajemnic przed tobą. Chyba już za dużo ich było, prawda? - i choć to pytanie było retoryczne wiedziała co myśli. Wcześniej tyle razy mogła powiedzieć mu jak bardzo cierpi, jak bardzo się męczy. Nigdy tego nie zrobiła, a on teraz mógł się za to obwiniać chociaż nie powinien. - Kiedy wróciłam… w skrzynce znalazłam ten list.. - zaczęła podając mu kopertę, z krótką notką. Szukał Cię mężczyzna, który ma ponoć informacje od Twojego męża. Odezwij się do mnie jak wrócisz. Złączyła dłonie na kolanach jakby była się otrzymanej reprymendy za ukrywanie prawdy. - Nie mówiłam o tym bo wydawało się mi to być mało prawdopodobne. Potem jednak doszłam do wniosku, że zasługuje… dla Nate'a dowiedzieć się co tak naprawdę się stało. I się dowiedziałam. Więcej niż bym chciała. - przerwała obserwując jego reakcje. Teraz przez myśl jej przeszło, że nie ma dobrego momentu na wypowiedzenie takich słów. Nie ma dobrego momentu na przekazanie ani złych ani zaskakujących informacji. To wszystko było zbyt skomplikowane. Za trudne i przykre. Dla niej na pewno. Dlatego potrzebowała innych. Nie mogła już być sama. Nigdy więcej.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Wrzosowisko [odnośnik]21.03.17 21:23
Nie chciał, aby jego siostra dusiła w sobie emocje. Tym bardziej, że posiadała osoby, do których w każdej chwili mogła się zwrócić. Jedną z tych osób był właśnie on. Peony zawsze martwi się o wszystkich i wszystko spychając siebie i swoje potrzeby na dalszy plan. Nie powinno tak być. Jego siostra musi zostawić w końcu swoją przeszłość za sobą i ruszyć do przodu. Jednakże najwyraźniej to nie miało być tak proste jak mogłoby się wydawać.
I on z chęcią powróciłby do dziecięcych, beztroskich lat. Wtedy wszystko wydawało się inne. Lepsze i łatwiejsze. Dorosłość niosła za sobą odpowiedzialność: za siebie, za innych, za swoje czyny. I choć ich sielanka pozornie się zakończyła to dorosłość posiadała również i swoje plusy. Jedynym problemem jest to, że jako dzieci nie mieliśmy tak naprawdę przeszłości, to właśnie będąc dorosłymi ludźmi nawiedza nas ona niczym widmo.
Słuchał siostry z uwagą nie odzywając się choćby słowem. Jedyne co zrobił to ścisnął mocniej jej dłoń i obserwował oddalone od nich drzewa i liście, którymi poruszał wiatr.
Tajemnice... nienawidził ich. Niewiedza wcale nie jest dobra. Wprowadza ona jedynie w błąd, daje pozorny spokój, a i tak nie na długo. Gdy prawda wychodzi na jaw może okazać się sto razy gorszą do przełknięcia niż wcześniej.
Puścił dłoń siostry, aby móc wziąć od niej kopertę. Wyciągnął z niej karteczkę, po której treści przejechał szybko wzrokiem. Znowu on. Akurat to widmo przeszłości jest ostatnim, które chciałby, aby musiało prześladować jego siostrę. To nie miało sensu. Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego Peony nie dostała tej wiadomości wcześniej? A raczej, jak długo ukrywała przed nim istnienie tegoż listu? Zacisnął mocniej palce na kopercie pozwalając, aby siostra mogła mówić dalej. Nie chciał jej przerywać. Zdawał sobie dobrze sprawę, że musi jej być trudno zwierzać mu się z tego.
Widząc wyczekujący wzrok Peony i uznając, że teraz czas na jego słowa odwrócił się jej stronę w pełni lustrując ją przez chwilę, po czym uśmiechnął się lekko.
- Mogłaś mi powiedzieć Peony. Nie powinnaś się martwić o mnie, a o siebie. Za dużo bierzesz na swoje barki. - Są dość wąskie i wyglądają na kruche, więc za wiele na nich nie dałaby rady unieść. I choć jej barki wyglądały właśnie w taki sposób i choć jego siostra cała mogła wyglądać w taki sposób: jako osoba krucha, to na pewno nie była taką osobą z charakteru. peony jest silną, młodą kobietą. Upartą i troskliwą. Zawsze będzie przekładać czyjeś dobro nad swoje, bez względu na to co jej powie.
- Dobrze zrobiłaś, że nie zostawiłaś tej sprawy samej sobie. - Zawsze był zdania, że lepiej jest działać niż czekać. Nie miał zamiaru ukrywać, że miał trochę za złe siostrze, że nic mu nie powiedziała. Pomógłby jej. Jeśli jednak miał zgadywać, ktoś inny już to zrobił.
- Czego się dowiedziałaś? - Zapytał w końcu nie wiedząc czego dokładnie się spodziewać.
Aspen Sprout
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wrzosowisko 0029d74ff2814828d1e5009e8693f79f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4016-aspen-sprout https://www.morsmordre.net/t4043-capri#78923 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4128-skrytka-bankowa-nr-1036#82009 https://www.morsmordre.net/t4080-aspen-sprout
Re: Wrzosowisko [odnośnik]23.03.17 14:10
Peony nienawidziła okłamywać swoich bliskich i nienawidziła faktu, że wychodziło jej to tak sprawnie. Przez lata żyła z człowiekiem, który się nad nią znęcał, który niszczył jej spokój ducha i sprawiał, że wszystko co miało być przyjemne stawało się piekłem samym w sobie. Przez lata też udawało jej się trzymać to w tajemnicy, a przynajmniej te najgorsze szczegóły bo raczej nikt z jej rodziny nie wierzył w kłamstwa o szczęśliwej rodzinie. Nie była z siebie dumna i zawsze jak wracała do tego myślami, a ostatnio zdarzało jej się to coraz częściej to myślała o tym co by było gdyby. Kiedyś sobie obiecała, że nie będzie do tego wracać bo przecież nic nie mogło to zmienić, a jednak pozwoliła sobie rozpatrywać przeszłości, zastanawiać się czy mogła to zakończyć inaczej. Szybciej. Widziała, że pozwala jej mówić, ale siła z jaką ścisnął jej dłoń wskazywała jednoznacznie na to co w tym momencie czuł. Był zły? Czuł się oszukany? A może sam fakt, że mogliby mieć przed sobą znowu jakiekolwiek tajemnice go bolał? Doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak ostatnim razem to się na nim odbiło. Westchnęła spoglądając na bawiącego się w ich pobliżu Nate'a. Przeniosła zaraz spojrzenie na brata i ze wstydem w oczach zaczęła opowiadać. - Wiem, że powinnam. Biłam się sama ze sobą nie będąc pewna czy warto zawracać ci tym głowę. Czy warto komukolwiek ją zawracać. Zaczęłam szukać tego mężczyzny. List zostawiła mi sąsiadka więc o wszystko ją wypytałam. Powiedziała, że często tego mężczyznę widywała w lodziarni na Pokątnej. Więc tam poszłam. Nie wiem czy pamiętasz ze szkoły Floreana Fortescue? On jest właścicielem tej lodziarni. Okazało się, że pracował kiedyś w wydziale duchów w Ministerstwie i dostał wezwanie do naszego domu. Do Doliny Godryka. To musiało być jakiś czas po tym jak wyjechałam. Powiedział, że spotkał tam ducha mężczyzny. On nie żyje, Aspen. Chociaż wcześniej pozwalałam sobie by tak myśleć bo w końcu minęło tyle lat to i tak… sama myśl, że teraz mogę być tego pewna. Pewnie powinnam poczuć ulgę, ale to jeszcze nie koniec. - powiedziała i odetchnęła głęboko doszukując się w bracie jakiejkolwiek reakcji. - Greg nie wrócił ta by znaleźć mnie czy znaleźć Nate'a. Wrócił bo się okazało, że przed śmiercią ukrył coś w naszym domu. Coś co ukradł i coś co ktoś będzie chciał odzyskać. Podejrzewam, że miał zamiar sprzedać to po powrocie po prostu, ale nie wrócił. Nie wiem czy to była jego forma ostrzeżenia czy rekompensaty… nawet po śmierci cały czas komplikuje mi życie. - przymknęła oczy bo wcześniej to wszystko dusiła w sobie. Nikt nie powinien znosić czegoś takiego przez tak długi czas. A teraz? Nadal nie widziała końca.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Wrzosowisko [odnośnik]26.03.17 14:24
Nie chciał widzieć takiego wyrazu twarzy nigdy u Peony. czuła się winna za coś co nawet nie powinno jej dotyczyć. Greg był sam sobie winien i to on powinien wziąć za wszystkie swe uczynki odpowiedzialność. Nie mógł jednak już tego zrobić, a nawet gdyby mógł, pewnie i tak by tego nie zrobił. Cholerny... szkoda było nawet o nim myśleć. Nie było go już, a problemy jakie po sobie zostawił spadły teraz na jego siostrę. Nie powinno tak być.
- Przykro mi Peony, że ta cała historia z nim jeszcze się dla ciebie nie zakończyła.- Odłożył list na bok, aby móc ponownie złapać swoją siostrę za dłoń. Chciał, aby wiedziała, że może w tej sytuacji na nim polegać, że mogą razem się z tą sprawą uporać, że nie jest sama. Ona była przy nim kiedy najbardziej jej potrzebował, teraz jego kolej.
- Wiesz czym jest ten przedmiot? Czym mógłby być? Znalazłaś go już? - Zalewanie jej morzem pytań, raczej dobrym pomysłem nie było, ale musiał wiedzieć. Tu chodziło o bezpieczeństwo jej i jego siostrzeńca. Muszą znaleźć to coś, a jeśli to nie wystarczy najlepiej będzie jeśli Pony razem z Natem wyprowadzą się stamtąd na jakiś czas. Jego siostra nie może żyć w wiecznym przekonaniu, że coś im grozi. Nie po tym co przeszła. Zasługuje na spokojne i szczęśliwe życie, a nie na takie gdzie cały czas nosi serce na ramieniu. Musi być jakieś wyjście. On musi coś zrobić. Jeszcze nie wie co, ale coś na pewno wymyśli.
- Brakuje jeszcze tego, żeby przez tego typa ktoś wam zagrażał. - Był zły. Nie na Peony oczywiście. Tylko na niego i może po części na siebie samego. Mógł przecież wcześniej porozmawiać o tym z Peony. Widział przecież, że coś w jej zachowaniu uległo zmianie. Powinien nalegać, pytać, naciskać, póki ta nie wyjawiłaby mu wszystkiego. Miał być przecież lepszym bratem, prawda? Nie zauważył za bardzo u siebie poprawy. Będzie musiał jeszcze raz oberwać nie wiadomo jaką klątwą, aby nareszcie zrozumieć niektóre rzeczy? Oprzytomnieć. Najważniejsza była rodzina. Wie to dobrze, ale nawet on sam zauważa, że nie do końca, a przynajmniej nie tak jakby chciał stosuje się do tego stwierdzenia.
Aspen Sprout
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wrzosowisko 0029d74ff2814828d1e5009e8693f79f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4016-aspen-sprout https://www.morsmordre.net/t4043-capri#78923 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4128-skrytka-bankowa-nr-1036#82009 https://www.morsmordre.net/t4080-aspen-sprout

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Wrzosowisko
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach