Wydarzenia


Ekipa forum
Mniejszy salonik
AutorWiadomość
Mniejszy salonik [odnośnik]27.12.17 14:11

Mniejszy salonik

Znacznie mniejszy od głównego salonu, ale również utrzymany w rodowych barwach i dekoracjach. Znajduje się na piętrze; nie jest tak reprezentatywny, i zwykle służy do mniej oficjalnych spotkań towarzyskich z krewnymi i znajomymi członków rodziny. Znajduje się tu wygodny komplet wypoczynkowy złożony z sofy i foteli, niewielki kominek, stół, parę regałów i fortepian. Za oknami rozciąga się widok na ogrody; pomieszczenie nie jest może zbyt jasne, ale dzięki jego mniejszym rozmiarom jest tu cieplej.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mniejszy salonik Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]01.03.18 12:53
    | 25 maja

Powrót do Anglii, wprost w objęcia całego bałaganu z anomaliami i szalejącą pogodą nie należał do najprzyjemniejszych. Mimo to nie traciła dobrego humoru, nawet jeśli wszystko wkoło wydawało się wariować. Gdy pierwszy kurz opadł i okazało się, ze w przypadku jej rodu los okazał się łaskawy, postanowiła odwiedzić przyjaciół i sprawdzić, jak im się wiodło po całym tym zamieszaniu. Dlatego właśnie uprzedziła o swoim przybyciu Cressidę, gdzie skierowała się w pierwszej kolejności. Świeżo upieczona mama miała z pewnością od groma obowiązków, ale Nephthys nie wybaczyłaby sobie, gdyby nie odwiedziła jej i bliźniaków, które na pewno zdążyły urosnąć jak na drożdżach od czasu, gdy widziała ich po raz ostatni. Taki już urok niemowląt.
Pojawiła się we dworze Fawleyów około południa, okutana w długi szal w kolorze fuksji. Na tle szarości otoczenia ogrodu po wszystkich śniegach i wichurach, wyglądała jak przedziwny, kolorowy kwiat. Ciężko było jej się przyzwyczaić do stonowanych barw czarodziejskich szat Anglików, kiedy zatem spotkanie, na które się wybierała, miało charakter mało oficjalny, pozwalała sobie na odrobinę szaleństwa.
Pokierowana do salonu podziękowała służbie, po czym przysiadła na jednym ze zdobionych foteli, w oczekiwaniu na Cressie, wyglądając przez okno. Dawno się nie widziały, nie mogła się więc doczekać, aż wypyta przyjaciółkę o wszystko. Liczyła też, że być może przy okazji dowie się czegoś nowego o anomalii, choć przypuszczała, że pani Fawley sama miała na głowie obecnie masę innych spraw, niż najnowsze doniesienia. Odruchowo powiodła wzorkiem po ścianach, spodziewając się zobaczyć jakieś dzieło Cressidy; sama posiadała w swojej kolekcji portrecik matki Neph, który dziewczyna namalowała jej dawno temu, kiedy jeszcze jako nastolatki biegały beztrosko po lesie przylegającym do włości Flintów. Ceniła sobie tę pamiątkę, twarz matki coraz bardziej zacierała się w jej pamięci, a ona mogła do niej wrócić, ilekroć miała ochotę dzięki talentowi Cressidy. Na chwilę zamyśliła się, utkwiwszy wzrok w świetle załamującym się na kryształach żyrandola.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mniejszy salonik 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]01.03.18 17:57
Cressida nie miała możliwości poznawania odległych krain inaczej niż poprzez opowieści. Nephthys z pewnością należała do grona jej najbardziej egzotycznych znajomych, co dało się zauważyć już lata temu, kiedy jej ojciec pierwszy raz zabrał ją do Charnwood, gdzie odwiedzał w jakichś dorosłych interesach ojca Cressidy. Cressida, wtedy jeszcze będąca dzieckiem, nieśmiało wychyliła się zza sukni mamy, patrząc na dziewczynkę tak różną od siebie, o ciemnych włosach i oczach oraz śniadej skórze ciemniejszej niż porcelanowa, nakrapiana piegami i typowo brytyjska cera młodej Flintówny, która nigdy nie poznała, czym jest egipskie słońce. Cressida została zachęcona przez ojca do zajęcia się rówieśniczką i pokazania jej okolicy dworku, i tak właśnie zaczęła się znajomość dziewcząt, które były tak różne, ale pod innymi względami tak podobne; obie dorastały w cieniu starszego rodzeństwa, mogąc czuć się nieco wyobcowane. Było coś fascynującego w tej dziewczynie z egzotycznego rodu, dlatego z entuzjazmem czekała na wakacyjne spotkania, a będąc w Beauxbatons słała listy, opowiadając o życiu w magicznej szkole, którego Nephthys nie było dane poznać przez rodzinną tradycję nauczania domowego. Któregoś lata namalowała też dla niej portret jej matki; już jako nastolatka naprawdę dobrze radziła sobie z malowaniem i nie bez powodu Fawleyowie zainteresowali się nią, gdy ukończyła szkołę.
Ucieszyła się z perspektywy spotkania, choć nie ulegało wątpliwości, że Neph byłaby bezpieczniejsza za granicą, z daleka od anomalii, które od początku maja targały brytyjskimi ziemiami, zmuszając Cressidę do okopania się w domowych pieleszach i ograniczenia wyjść do minimum.
Powiadomiona przez skrzata o przybyciu gościa poleciła opiekunce zostać przy dzieciach, a sama skierowała swoje kroki do małego saloniku. Miała na sobie długą, niebieską sukienkę, jedną z tych, które ubierała w domu podczas mniej oficjalnych spotkań. Ciemnorude włosy wpływały luźno na ramiona, stanowiąc kontrast dla bielusieńkiej skóry i złocistych piegów zdobiących policzki i nosek młódki. Na jej twarzy pojawił się ciepły uśmiech, gdy tylko zauważyła swoją przyjaciółkę z lat młodzieńczych, która ze swoją urodą wyglądała naprawdę pięknie w szacie o kolorze fuksji. Na brytyjskich salonach z pewnością wyróżniała się swoją egzotyką wśród bladolicych, eterycznych dziewcząt w starodawnych sukniach.
- Tak się cieszę, że cię widzę – powiedziała, witając ją z entuzjazmem. – Jak było w Egipcie? To musiał być fascynujący wyjazd – zapytała, zastanawiając się, co koleżanka tam robiła i jak zareagowała na zmiany, które zaszły w Anglii pod jej nieobecność. – Tutaj wiele się zmieniło, ale pewnie zdążyłaś to zauważyć – powiedziała cicho, przysiadając na drugim fotelu. Pewnych rzeczy nie dało się nie zauważyć nawet nie opuszczając dworu. I trudno było udawać, że nic się nie działo; te wydarzenia spędzały Cressidzie sen z powiek i stresowały ją. – Napijesz się czegoś? Nasz skrzat może w każdej chwili podać poczęstunek, jeśli masz ochotę czegoś skosztować – zaproponowała, podejrzewając, że Neph mogła trochę odwyknąć od brytyjskiej kuchni. Nawet jej dworek, w którym Cressie kiedyś była, wyglądał całkowicie odmiennie od brytyjskich siedzib rodowych.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]02.03.18 12:05
Neph i Cressida były właściwie pozornie zupełnie od siebie różne, dokładne przeciwieństwa. Nie tylko wizualnie; Cressie była dokładanie taka, jak Neph wyobrażała sobie angielską szlachciankę i to bynajmniej nie w jakimś negatywny znaczeniu tego słowa. Słodka i delikatna, utalentowana artystycznie; bywały momenty, gdy panna Shafiq wręcz zazdrościła jej podejścia do życia i swoich obowiązków jako arystokratki. Nie znaczyło to bynajmniej, że nie planowała sama takowych wypełnić, wydawało jej się jednak, że jeszcze ma na to czas, a na razie chciałaby zrobić coś innego, nim całkowicie pochłonie ją wychowanie dzieci. Dlatego gdy bywały wspólnie na salonach, niejednokrotnie chowała się w cieniu, teraz już panny Fawley, chcąc uniknąć zbytniego rzucania się w oczy. I tak było to absurdalnie ciężkie, choćby przez wzgląd na odmienny kolor skóry. Dziewczyna była jej jednak nieocenionym wsparciem, dlatego mimo, że Cressida nie musiała już z taką zapalczywością być ciąganą po salonach, ich kontakt się nie urwał wraz z jej zamążpójściem.
Zwróciła spojrzenie na wchodzącą do saloniku Cress i wstała ze swojego miejsca, rozkładając ręce i uśmiechając się szeroko.
- A ja cieszę się, że widzę cię całą po tym całym zamieszaniu w Anglii - odparła, równie entuzjastycznie. Miło było zobaczyć znaną, przyjazną twarz, nawet jeżeli wciąż tęskniła trochę do piaszczystych wydm Egiptu. - Było cudownie. Przede wszystkim cieplej, niż tutaj - dodała z rozbawieniem, zerkając znacząco na szarugę za oknem. Nie żeby w Anglii to była jakaś nowość, ale mając porównanie, w końcu dostrzegła, jakie to w gruncie rzeczy depresyjne.
Zajęła miejsce naprzeciwko kobiety. Początkowo chciała odmówić, ale po chwili zmieniła zdanie; być może czekała je dłuższa rozmowa, miło więc będzie jednak zwilżyć gardło.
- Poproszę herbatę. Mimo teleportacji zdążyłam trochę zmarznąć po drodze - przyznała, lustrując uważnie Cress wzrokiem, czy aby na pewno wszystko w porządku. Wyglądała na odrobinę zmęczoną, choć Neph wliczyła to w karb nadmiaru nowych obowiązków. Co prawda jako szlachcianka z pewnością otrzymywała tyle pomocy, ile było to możliwe, ale i tak nie sądziła, by Cressie miała tyle wolnego czasu, co niegdyś.
- Opowiadaj, co u ciebie? Jak bliźnięta? I przede wszystkim, jak ty się czujesz? - Zapytała ożywiona, poważniejąc nieco przy ostatnim pytaniu. - Źle się dzieje. Mam nadzieję, że ominęły was najgorsze anomalie - dodała, zdejmując szal, kiedy już zdążyła się względnie zagrzać. Ułożyła go na podołku.
- Odkąd tylko dowiedziałam się, co się stało, nie mogłam już usiedzieć z daleka od kraju, więc wróciłam, choć najchętniej posiedziałabym tam jeszcze trochę - przyznała, nie wykluczając, że być może gdyby nie anomalie, wciąż przebywałaby w Egipcie. Tak na dobrą sprawę nie zdążyła zobaczyć wszystkiego tego, co sobie zaplanowała.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mniejszy salonik 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]02.03.18 17:44
Cressida dość dobrze wpasowywała się w obraz brytyjskiej szlachcianki, choć pod pewnymi względami różniła się od rówieśniczek. Nie była tak śmiała i pewna siebie jak niektóre z dziewcząt, które z łatwością odnajdywały się w blasku reflektorów. Wrażliwa, nieśmiała Cressida lubiła stać z boku, choć niewątpliwie czuła się w wyższych sferach na swoim miejscu. Urodziła się, by żyć w kolorowej mydlanej bańce, w dostatku i bez poważnych problemów, i prawdopodobnie w ogóle nie odnalazłaby się w świecie zwyczajnych czarodziejów. Była na to zbyt delikatna, szybko zmarniałaby w izolacji od najbliższych, od sztuki oraz od przepychu, do którego przywykła, mogąc pozwalać sobie na wszystko i nie znając pojęcia braków. Od dziecka wychowywano ją też w duchu tradycyjnych wartości, więc zawsze wiedziała, że kiedyś przyjdzie jej wyjść za mąż i urodzić dzieci, ale nie buntowała się przed tym, może dlatego, że u własnych rodziców widziała zgodę i harmonię, a i sama poznała Williama nieco wcześniej i wiedziała, że zawsze był wobec niej w porządku. Oczywiście mogło być i tak, że zachowanie mężczyzn zmieniało się po ślubie, ale w ich przypadku do tego nie doszło i nadal żyła z małżonkiem w przyjaźni, a urodzenie jego dzieci napełniało ją szczęściem i dumą. W żadnym wypadku nie czuła się uciskana i tłamszona, miała dużą swobodę jeśli chodzi o kontynuowanie swoich pasji i znajomości.
Lady Shafiq była niczym egzotyczny kwiat obok delikatnych angielskich róż o bladych płatkach. W jej przypadku wtopić się w tłum było o wiele trudniej niż Cressidzie. Teraz, po dłuższej rozłące i po jej pobycie w Egipcie sprawiała wrażenie jeszcze bardziej egzotycznej, zupełnie jakby właśnie przybyła do niej z kart jakiejś powieści podróżniczej.
- Tak podejrzewam, że tam musi być bardzo ciepło. Czasem się zastanawiam, jak ludzie potrafią żyć przez cały rok w takim cieple i słońcu – zastanowiła się z ciekawością; sama nawet na brytyjskim, wcale nie tak częstym słońcu łatwo doznawała poparzeń słonecznych i latem zawsze musiała chronić skórę. – Tutejsza pogoda ostatnimi czasy jest... nieobliczalna. W jednej chwili może świecić słońce, a za chwilę padać ulewny deszcz z gradem. Ostatnie noce bywają mroźne, to właśnie dlatego nasze ogrody wyglądają jak po zimie – dodała, ze smutkiem zerkając w stronę okna. O tej porze roku ogrody Fawleyów powinny tętnić życiem i ociekać zielonością, ale wcale tak nie było, brakowało im sporo do pełni urody.
Gdy Nephthys wyraziła wolę napicia się herbaty, Cressida przywołała skrzata, który szybko postawił przed nimi dzbanuszek i filiżanki malowane w niebieskie kwiaty, i nalał do obu gorącej, aromatycznej herbaty. Jej woń natychmiast wypełniła powietrze; jak większość Angielek Cressida bardzo lubiła raczyć się herbatą. Ostatnio dość często też pijała uspokajające i relaksacyjne mieszanki ziółek, ale nawet one nie były w stanie zupełnie uwolnić ją od niepokoju, widocznego choćby w cieniach rysujących się pod jej oczami.
- Dzieci na szczęście czują się względnie dobrze, ale stale ktoś przy nich czuwa, jesteśmy też w kontakcie z uzdrowicielem, gdyby tak... – urwała; niepokoiła się, bo docierały do niej sygnały, że dzieci znoszą anomalie gorzej, więc chciała mieć pewność, że mają dobrą opiekę i nic im nie grozi. Nic gorszego niż złe sny, które czasem budziły je w nocy. – Ja czuję się dobrze. Moja rodzina też, choć matka nie zniosła najlepiej wybuchu anomalii, ale doszła już do siebie. Niedawno odwiedzałam ich w dworze Flintów. – Większość jej majowych wyjść odbywała się w obrębie posiadłości krewnych. – Mam nadzieję, że twoi bliscy również czują się dobrze. – To niewątpliwie było odważne ze strony Neph, że wróciła, wiedząc że źle się dzieje. Ale sama też zrobiłaby to dla swojej rodziny, ta była przecież najważniejsza.
- Chętnie dowiedziałabym się więcej o twojej podróży. Wiesz, kiedyś zastanawiałam się nawet, jak wyglądałyby egipskie krajobrazy gdyby spróbować je namalować, ale chyba wyobraźnia mnie trochę zawodziła. – Nawet ponadprzeciętnie uzdolnionemu artyście trudno było wiarygodnie namalować coś, czego nigdy nie widział. – Jedyne krajobrazy, które widziałam na własne oczy, to te brytyjskie i francuskie, więc tylko te miałam okazję malować.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]04.03.18 10:31
Każda ze szlachcianek pod jakimś kątem była inna, to nie podlegało dyskusji. Być może przywodziły na myśl róże o delikatnych płatkach, ale te kwiaty też miały przecież wiele odmian, różniących się kształtem, kolorem czy sposobem, w jaki rozwijały się płatki gdy kwiat rozkwitał. Nie było więc potrzeby porównywać jednej do drugiej. Neph tylko czasem ubolewała nad tym, że wiele utalentowanych dziewcząt, które mogłyby wiele zdziałać dla magicznego świata, kończyło swoją karierę przedwcześnie, poświęcając się całkowicie rodzinie. Z jednej strony było to zupełnie naturalne i nie wzbudzało jej chęci do dyskusji; wychowana w ściśle konserwatywnym środowisku, jak zresztą wszystkie młode damy, nie miała tutaj wielkiego pola do manewru. Zdarzały się jednak momenty, że tęsknie spoglądała w stronę czystokrwistych panien, które nie były aż tak mocno ściśnięte gorsetem stalowych konwenansów.
Mimo to cieszyła się szczęściem przyjaciółki, która mimo powierzchownego zmęczenia, zwykle zdawała się zadowolona z rodziny, którą stworzyła z lordem Fawleyem. Może częściowo zazdrościła jej nawet tego, z jaką pokorą poddała się woli otoczenia, choć przeczuwała przecież, że w niedługim czasie spotka ją dokładnie to samo. A miała jeszcze tyle planów, nim na dobre osiądzie przy boku ewentualnego męża, że sama myśl o tym napawała ją niechęcią. Nie łudziła się jednak, że będzie tutaj miała cokolwiek do powiedzenia.
- Jestem przekonana, że Egipcjanie mogliby zastanawiać się, jakim cudem Anglicy są w stanie żyć przez cały rok w tak smutnej i deszczowej pogodzie. Wszystko jest kwestią przyzwyczajenia - odparła, odgadując myśli Cressidy dotyczące oparzeń. Jej delikatna karnacja istotnie musiała dość szybko poddawać się bezlitosnym promieniom słońca. Mimo braku tego problemu, Neph z całą pewnością mogła pozazdrościć Cressie uroczych piegów, którymi upstrzony był jej zgrabny nos. Dodawały jej dziewczęcego uroku.
- Miejmy nadzieję, że temperatura się w końcu unormuje. Już mniejsza o ogrody, te dość łatwo będzie doprowadzić do pierwotnego stanu. Sęk w tym, że i nastrój zmienia się jak w kalejdoskopie, ciężko zachować pozytywne spojrzenie na świat gdy nawet pogoda nie dopisuje. Chociaż nie dopisuje to w tym wypadku chyba eufemizm - skrzywiła się nieznacznie, opuszczając spojrzenie na herbatę przyniesioną przez skrzata. Uniosła filiżankę do ust, racząc się naparem, po czym odstawiła ją na spodek, ciesząc się przelotnym uczuciem ciepła promieniującego z porcelany.
Skinęła głową ze zrozumieniem. Cressida nie musiała kończyć; Nephthys również słyszała, że w przypadku dzieci anomalia zbiera większe żniwo. Mogła tylko domyślać się, jak ciężko jest pani Fawley, jako matce, słuchać tych wszystkich doniesień ze świadomością, że moze to spotkać również jej dzieci.
- Dobrze to słyszeć - rzekła na wieść o tym, że również we dworze Flintów nie stało się nic tragicznego w skutkach. Ród ten jako jeden z nielicznych pozostawał w dobrych stosunkach z Shafiqami, zatem Nephthys autentycznie uradowało, że ominęło ich najgorsze. Przynajmniej na razie, wszak ciężko określić, co czekało wszystkich w niedalekiej przyszłości. Być może obecne wydarzenia były tylko początkiem czegoś większego?
- Tak, na szczęście nas również ten najgorszy wybuch potraktował raczej łaskawie - skinęła głową. Jeden z ciemnych kosmyków wyswobodził się z misternego splotu i Neph sięgnęła ku niemu, by założyć go za ucho. Naturalnym było dla niej, że wraz z takimi a nie innymi wydarzeniami, powinna wrócić, by stanąć u boku swoich krewnych bez względu na to, co miałoby się wydarzyć. Poza tym intrygowała ją sama natura tych wydarzeń. Świat magii chyba nigdy nie był równie niestabilny, co teraz, a oni mogli jedynie obserwować z trwogą, co wydarzy się następnie.
- To głównie bezkres pustyni. Chyba nie istnieje bardziej kojący widok - uśmiechnęła się nieśmiało, wracając pamięcią do tego, co udało jej się zobaczyć. - Miasta natomiast tym, jak są tłoczne, przywodzą mimo wszystko na myśl to, co i tutaj. Tam jest jednak znacznie bardziej kolorowo. Brakuje mi tego, gdy teraz wybieram się na Pokątną po jakieś ingrediencje. Muszę jednak zaznaczyć, że tam z kolei brakowało mi zieleni, której tutaj jest dostatek - przyznała, przywołując obraz straganów uginających się od najróżniejszych przedmiotów, latających dywanów, które w Anglii zresztą były nielegalne; składniki eliksirów, których nie sposób dostać nigdzie w Wielkiej Brytanii i przede wszystkim nieco większa otwartość w stosunkach między ludźmi.
- Mogę jednak z całą pewnością stwierdzić, że w malowaniu brytyjskich i francuskich krajobrazów, nie masz sobie równych - uśmiechnęła się ciepło, racząc kolejnym łykiem herbaty. - Kto wie, być może kiedyś będzie ci dane odwiedzić Egipt? Na pewno by ci się spodobało - zapewniła.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mniejszy salonik 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]04.03.18 17:37
Cressida wcale nie musiała kończyć swojej zaczynającej się malarskiej kariery z chwilą zamążpójścia. Wręcz przeciwnie, ta dopiero nabrała tempa po ślubie z Fawleyem; w tej rodzinie malarskie talenty były bardzo pożądane, więc mężowi i jego rodzinie zależało, żeby Cressida malowała jak najwięcej. Ten ród był dużo bardziej kojarzony ze sztuką niż Flintowie, więc zainteresowanie jej pracami jeszcze się zwiększyło, kiedy zaczęły powstawać pod nazwiskiem Fawley. Tym bardziej, że sam William dużo lepiej radził sobie z wiedzą teoretyczną niż umiejętnościami praktycznymi. Fawleyowie, jako artystyczne dusze nieco oderwane od rzeczywistości, byli zresztą dość wyrozumiali i tolerancyjni. Jedna z kuzynek jej męża była nawet aurorką, ale tego to Cressida zupełnie nie rozumiała; jak dama mogła podejmować się tak męskiej i niebezpiecznej pracy? To prawdopodobnie przez to była już starą panną wykpiwaną przez inne kobiety oraz przez „Czarownicę”. Alchemia, podobnie jak sztuka, była jednak zajęciem bardzo przystającym kobiecie, więc podejrzewała, że większość mężów powinna ucieszyć się z tak utalentowanej żony jak Nephthys, która nie tylko była ładna, ale też zdolna. Kto wie, może będzie mieć szczęście i również trafi na męża, który będzie ją wspierał, jak William Cressidę, a nie ograniczał?
- Pewnie tak. Sama często odczuwam przesyt deszczami i pochmurnym niebem, więc zawsze z utęsknieniem czekam na słońce. We Francji było więcej słonecznych dni. To też był piękny kraj, spędziłam tam trochę czasu podczas swojej edukacji – przyznała. Nie trzeba było wiele słońca, żeby piegi na jej bielusieńkiej skórze stały się jeszcze bardziej widoczne. Była ewenementem w swojej rodzinie, co w dzieciństwie też powodowało kompleksy, dopiero z czasem polubiła swój odmienny wygląd. – Też na to czekam. To nie sprzyja dobremu nastrojowi ani wyjściom. Czasem nawet nie wiadomo, jak się ubrać, nie mówiąc o bezpieczeństwie – rzekła, nie wiedząc jeszcze, że to nie koniec, że na początku czerwca powita ich wszystkich... śnieg. – Ale martwię się o stworzenia i rośliny, one nie mogą schować się w ogrzewanych dworach tak jak my, i cierpią przez te anomalie i złą pogodę. Także ptaki... Ich życie w tym roku jest smutne i niepewne. Wiele widziały, to głównie dzięki nim wiem, co się dzieje poza murami dworku.
Cressida przejmowała się dobrem swoich ptasich przyjaciół i pomagała im na miarę swoich możliwości. Najbardziej martwiła się jednak o dzieci, bojąc się, że może im się przytrafić coś złego. Były jeszcze bardzo małe i zupełnie bezbronne. Bycie matką nie było łatwe w tych czasach, zwłaszcza że nie było wiadomo, co jeszcze się wydarzy.
- To dobrze. Słyszałam... straszne rzeczy o wydarzeniach z początku maja. W niektóre aż trudno uwierzyć. W wiele zwyczajnie nie chciałam uwierzyć – mówiła, lekko się wzdrygając. Czasem łatwiej było wmawiać sobie, że coś jest niemożliwe, że to nie mogło się wydarzyć. Ale czuła, że to oszukiwanie samej siebie. Rzeczywistość nie była tak kolorowa, kolorowa mydlana bańka zaczęła powoli pękać.
- Tam pewnie nie ma zbyt wiele zieleni? – zapytała, próbując sobie to wyobrazić. Sama wychowała się w tętniących zielonością lasach Charnwood, więc trudno było jej sobie wyobrazić miejsce, gdzie tej zieleni nie ma, gdzie rozciąga się tylko piach i gorące słońce na bezkresnym błękitnym niebie. – Brak roślinności musi być dość smutny, ale te kolory... Opowiesz mi o nich coś więcej? I czy tamtejsze miasta przypominają Londyn? Oczywiście pomijając ten brak londyńskiej, deszczowej aury... – zastanawiała się, próbując sobie wyobrazić takie egipskie miasto na pustyni, pozbawione zieleni i bujnych lasów. – I jakie są tamtejsze ptaki? Różnią się mocno od brytyjskich? – zapytała z zaciekawieniem; jako osoba posiadająca dar porozumiewania się z ptakami żywo interesowała się tymi stworzeniami.
Upiła łyk herbaty.
- Dziękuję. Staram się jak mogę, to moja pasja. William i jego rodzina bardzo mi zresztą pomagają. Kiedy wszystko się uspokoi... Mam w planach namalowanie obrazów na wernisaż – powiedziała. Od czasu ukończenia szkoły wystawiała obrazy na kilku wernisażach, a najmocniej utkwił jej w pamięci ten debiutancki. – Gdy będzie wiadomo coś więcej, spodziewaj się zaproszenia. Będę zaszczycona, mogąc zobaczyć cię wśród gości – obiecała jej. – Kto wie, może kiedyś mi się uda. William lubi podróżować, więc może kiedyś, gdy dzieci podrosną... – Nie wiadomo, kiedy to nastąpi, ale Cressie chętnie zobaczyłaby trochę świata, ale póki co małe dzieci trzymały ją w kraju. – Na świecie na pewno znajduje się wiele miejsc wartych odwiedzenia i namalowania.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]07.03.18 13:48
Jej rodzina nie była niestety równie wyrozumiała i kobieta w roli aurora zapewne spotkałaby się jedynie z oburzeniem, zakładając, że ktokolwiek w ogóle umożliwiłby jej podjęcie takiej ścieżki kariery. Nie jednak, jeśli o Nephthys chodzi. Choć nie wyrywała się ze swoimi poglądami, ani nie mówiła o nich głośno, zdając sobie sprawę, że czasem milczenie jest jej możliwie najlepszą ozdobą, uważała, że skoro jej to odpowiadało, to nie było potrzeby szykanowania jej z tego powodu. Panna Shafiq wolała zachowywać dyplomatyczną neutralność jeśli chodzi o kontakty z innymi ludźmi i nie wydawać stanowczych osądów, które mogłyby jej zaszkodzić.
- Właściwie też chętnie odwiedziłabym Francję - zamyśliła się na krótką chwilę, ponownie kierując tęczówki w kolorze miodu na ogród za szklaną szybą. Było wiele miejsc, które odwiedziłaby chętnie, nim przyjdzie jej osiąść już na stałe tutaj. Z dzieciństwa wyniosła ze sobą w dorosłość tę unikatową dla najmłodszych ciekawość świata. Sądziła, że dotyczy ona jedynie Egiptu, ale kiedy już go odwiedziła, zapragnęła zobaczyć więcej. Świat był przecie taki różnorodny, tyle miejsc czekało na odkrycie. Poza tym gdyby tylko mogła, najchętniej porozmawiałaby z alchemikiem z każdego zakątka globu, tylko po to, by wymienić się doświadczeniami i sposobami na to, by być jeszcze lepszą w swoim fachu.
- Tak, choć przyznam, że niepokój o to, jak wszyscy przeżyli ostatnie wydarzenia, stanowi dobrą siłę napędową - skinęła głową. Istotnie, ponury nastrój po spędzeniu kilkunastu tygodni w miejscu, gdzie słońce aż zapraszało do spędzania czasu na zewnątrz, zniechęcał do czegokolwiek. Neph była jednak zdeterminowana w swoim celu. Poza tym pod swoją nieobecność zdążyła już zatęsknić za znajomymi twarzami, nie było zatem nic dziwnego w tym, że chciała zobaczyć je raz jeszcze licząc, że nie spotkało ich nic złego. - Możemy im w miarę możliwości pomóc, ale to ciężkie. Świat przyrody jest bardzo rozległy. Ogród przy naszej rezydencji też jest w fatalnym stanie, aż przykro na to patrzeć - upiła kolejny łyk herbaty. Dar Cressidy do rozmowy z ptakami wydawał jej się zawsze fascynującym i przydatnym zwłaszcza teraz, gdy jej możliwości do wychodzenia były mocno ograniczone. Intrygowało ją, czy ptaki były otwartymi rozmówcami. Musiało być wygodnym móc je zapytać o cokolwiek, skoro dzięki swoim umiejętnościom latania tyle mogły zobaczyć.
- Martwi mnie to wszystko. Te zniknięcia - urwała, ponownie skrywając się za filiżanką. Powiadają, że nie powinno się przejmować czymś, na co nie miało się wpływu, ale to było ciężkie, kiedy nie można było przewidzieć, co się stanie, co przyniesie kolejny dzień. Polityka uczyniła ich świat niestabilnym, a choć nie leżała w bezpośrednim kręgu zainteresować Nephthys, ciężko było ją zignorować zupełnie, nawet jeżeli dyskusje o nich były, jak to mawiano, typowo "męską sprawą". Wzbudzało to frustrację panny Shafiq, niedoinformowanie doprowadzało ją do szału, a nie mogła nic z nim zrobić.
- O, tak. Niewiele roślin wytrzymuje te temperatury. Chociaż czarodzieje z tamtych stron jakoś sobie radzą i zakładają ogrody, bardzo przydatne dla alchemików. To właściwie zabawne, tak jak tutaj w Anglii trzeba rośliny chronić przed chłodem, tak tam dodatkowo nawadniać, jeśli chce się cieszyć ich pięknem. Wbrew pozorom nie wygląda tam smutno, raczej... Jałowo? Ale nie w złym znaczeniu tego słowa. Na pewno jest zupełnie inaczej - odparła, zastanawiając się przez chwilę, jak najlepiej ubrać to w słowa. Surowe krajobrazy, jasne barwy, zupełnie przeciwieństwo zielonej Anglii i jej architektury.
- Króluje żółć, pomarańcz, szkarłat, brąz... No i błękit, nieba nad pustynią. Co zaś tyczy się samych miast, to zależy. Kair jest na przykład duży i dobrze rozwinięty, więc jest tam trochę nowocześniej, ale w mniejszych miejscowościach zupełnie jakby czas się zatrzymał. Tutaj mamy Pokątną, tam natomiast rozległe targowiska. Jeszcze chyba nigdy nie widziałam takiej ilości barw, zapachów i dźwięków w jednym miejscu - uśmiechnęła się na samo wspomnienie widoków, które przyszło jej podziwiać. Bardzo chętnie zobaczyłaby obraz przedstawiający tamto miejsca, a choć jej los poskąpił podobnego talentu, miała nadzieję, że być może kiedyś Cressida podejmie się takiego zajęcia, kiedy znajdzie chwilę pomiędzy opieką nad dziećmi a pozostałymi obowiązkami.
- Ptaki... Ptaki to w zasadzie główna zwierzyna w tamtych stronach. Sporo drapieżnych okazów, zresztą powszechną dziedziną w tamtych stronach jest sokolnictwo, więc ptactwo odgrywa tam dużą rolę. Co prawda mam mieszane odczucia jeśli o tym mowa... Przykro widzieć takie dzikie okazy, które w teorii nie powinny być niczym skrępowane, w rękach ludzi, ale tak już najwyraźniej musi być - westchnęła, odchylając się na oparcie fotela na krótką chwilę. Pewnie gdyby Cressida się tam z nią wybrała, mogłaby zapytać same ptaki, co sądzą na ten temat. Wśród sokolników nie brakowało jednak zwierzęcoustych, pozostawało zatem liczyć, że zwierzętom nie działa się żadna krzywda.
- Wernisaż? - Ożywiła się, prostując natychmiast. - To wspaniałe wieści. Na pewno będę wyczekiwać zaproszenia z niecierpliwością - uśmiechnęła się szeroko. Lubiła podziwiać sztukę, choć również nie interesowała się nią może w równym stopniu, co Cressie. Wiedziała tyle, ile było konieczne, jako przedstawicielka szlachty nie mogła wszak popisać się ignorancją na żadnym z pól. Niemniej zawsze z niecierpliwością wyczekiwała możliwości obejrzenia większej ilości prac pani Fawley, mając do nich wyraźny sentyment, po wszystkich chwilach spędzonych z dziewczyną w lesie Charnwood.
- Oczywiście. Sama chętnie jeszcze gdzieś bym się wybrała, ale na razie to raczej ryzykowne. - Poza tym miała świadomość, że jej podróż do Egiptu odbyła się tylko dlatego, że udało jej się przekonać ojca, że chce odwiedzić krewnych. Nie sądziła, by zgodził się na inne, samotne wycieczki.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mniejszy salonik 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]08.03.18 22:16
Tamta kobieta była ewenementem zarówno w skali rodu, jak i szlachetnej społeczności. Cressida nigdy nie pozwoliłaby własnym dzieciom na podobny wybór drogi; troszczyła się o ich bezpieczeństwo i pragnęła wychować je w duchu tradycyjnych wartości, na godnych przedstawicieli rodu artystów, mających w sobie też krew Flintów i Ollivanderów po niej. Zadba o ich dobre wychowanie, a pewnego dnia o równie dobre zaaranżowanie ich małżeństw, by za ileś lat z dumą spoglądać na wnuki. Nie potrzebowała wrażeń i ryzyka, nie widziała potrzeby, by próbować coś komuś udowadniać w męskim zajęciu. Była kobietą, a jej siła płynęła z rodziny, pasji i dopełniania obowiązków. Ale także preferowała asekuracyjną neutralność, nigdy nie należała do ludzi pałających nienawiścią i pławiących się w uprzedzeniach. Była jednak tradycjonalistką i zasad przestrzegała; odstępców ocenią ich własne sumienia.
- Jest piękna. Cieplejsza i bardziej słoneczna niż Anglia, szczególnie na południu. Ale raczej nie tak ciepła, jak Egipt z twojej opowieści. Większość pobytu tam spędziłam w szkole, ale miałam też okazję kilka razy odwiedzić inne miejsca, na przykład paryskie galerie sztuki – powiedziała, wspominając to z pewną nostalgią, choć dzięki temu że William regularnie bywał we Francji, na pewno jeszcze nie raz tam z nim pojedzie. Jej ciekawość świata również nie znikła z chwilą wejścia w dorosłość, pod pewnymi względami wciąż było w niej sporo z dziecka, które ciekawiło się tym, co je otaczało.
- To na pewno. Sama nie mogłabym wysiedzieć w domu, nie wiedząc, co dzieje się z moimi bliskimi, a mam sporą rodzinę. I z dużą jej częścią utrzymuję kontakt – rzekła. W takich czasach żałowała, że znajduje się tak daleko od rodzinnego domu, że nie może z rodzicami i rodzeństwem przebywać każdego dnia, by mieć pewność, że wszystko z nimi dobrze. – Staramy się pomagać przynajmniej temu, czemu możemy. Flintowie też dbają o rodowe szklarnie i zapasy ziół, oraz o lasy na tyle, na ile mogą. Ale magia jest niestabilna, więc nie możemy robić tego tak dobrze, jak moglibyśmy, gdyby działała jak należy.
Niestety nie działała. Sięganie po różdżkę stało się ryzykowne.
- To pewnie przez anomalie, to muszą być one – dodała, nie wiedząc, że było coś więcej, co powodowało te dziwne zniknięcia. Nie miała pojęcia, że nawet w jej rodzinie zaczynały się wewnętrzne podziały, że w magicznym świecie rodziły się dwie przeciwstawne grupy o różnych poglądach. Coś jednak niewątpliwie wisiało w powietrzu, skoro nawet zawsze asekuracyjni i neutralni Fawleyowie zdecydowali się zadeklarować swoje stanowisko, które mogło położyć się cieniem na relacjach Cressidy z rodziną, a także na ich bezpieczeństwie, co ją martwiło, bo uważała, że neutralność i trzymanie się z boku jest najlepszą drogą, by przetrwać. Nie życzyła mugolom źle, ale sama nigdy nie nadstawiłaby za nich karku.
Z niezwykłą ciekawością wysłuchała opowieści o egipskich roślinach, kolorach i targowiskach, wyobrażając sobie to wszystko najlepiej, jak potrafiła. Wyobraźnię miała bujną, ale pewnie okazałoby się, że wiele z tych rzeczy nie wyglądało dokładnie tak, jak w jej myślach.
- To musiało być fascynujące doświadczenie – podsumowała, zastanawiając się, czy potrafiłaby to namalować tak, by wyglądało wiarygodnie, zupełnie jakby tam była. – Myślę że wiele brytyjskich panien takich jak ja mogłoby ci pozazdrościć tak egzotycznej podróży. Raczej nie mamy wielu okazji do zakosztowania innego życia niż to, do jakiego nas przygotowano. Ty za to zawsze żyłaś na granicy dwóch światów: naszego i tego, który dla nas jest egzotyczny. Jak to jest? – zapytała z ciekawością, bo zastanawiało ją, jak Nephthys potrafiła godzić te dwie strony swojego życia, tą egipską i tą brytyjską.
- To smutne, ale to pewnie element waszej kultury, prawda? – zapytała. – Dla nich pewnie dziwne byłoby to, że my trzymamy w domach sowy i wykorzystujemy je do noszenia listów. Niektóre lubią narzekać na dłuższe podróże, ale koniec końców robią to, do czego je wyszkolono. To bardzo mądre ptaki. A ludzie od wieków potrzebują zwierzęcych przyjaciół. Nawet ci, którzy nie posiedli daru rozmowy z żadnymi stworzeniami.
Co kraj to obyczaj. Pewnie tamtejsze ptaki rzeczywiście miałyby sporo do powiedzenia. Pozostawało jednak faktem, że od lat rozmaite stworzenia towarzyszyły czarodziejom, a niektórzy rodzili się zwierzęcoustymi. Cressida bardzo chciałaby poznać kogoś z takim samym darem jak jej własny.
- Dawno w żadnym nie uczestniczyłam. – Pod koniec ciąży nie wychodziła zbyt wiele, podobnie po porodzie. Ostatni raz wystawiała obrazy na wernisażu pod koniec ubiegłego lata. – Też mi tego brakuje. Ale planuję powrócić do salonowego życia. W czerwcu odbędzie się sabat, bardzo chciałabym na nim być. A ty? Czy pojawisz się u lady Nott? – zapytała. Zatęskniła za sabatami, chciała znów założyć jedną ze swoich najpiękniejszych sukni i zatańczyć z mężem na balu. Starała się jednak nie myśleć o tym, co stało się na jednym z poprzednich, ostatniego dnia 1955 roku, kiedy zginął nestor jej panieńskiego rodu i kilka innych osób. Jej tam nie było, ale słyszała opowieści. Nie chciała się bać, chciała cieszyć się tym, czym cieszyły się inne dziewczęta.
- Jeśli chcesz, możemy przejść się do mojej pracowni, mam tam kilka obrazów, które malowałam w ostatnich miesiącach. Nie wszystkie są jednak skończone – dodała po chwili; jej drobna dłoń znów ujęła uszko filiżanki, z której upiła łyk. – Kto wie, może kiedyś? Może gdy będziesz mieć męża, to on pokaże ci piękno świata? – W końcu podróżowanie z małżonkiem było dużo bardziej stosowne niż zupełnie samotnie.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]12.03.18 14:27
Nephthys pokusiłaby się o stwierdzenie, że jako kobietom było im łatwiej zachowywać asekuracyjną neutralność, bo nikt od nich nie wymagał konkretów i opowiadania się po żadnej ze stron. To czyniło ich życie łatwiejszym pod pewnymi względami, bo nie musiały im towarzyszyć dylematy, komu dochować lojalności. Tego akurat w swojej roli Neph nie do końca lubiła. Choć również wyznawczyni tradycyjnych wartości, na które nie mogła pozostać głuchą w obliczu takiego, a nie innego wychowania, część poglądów musiała zweryfikować na drodze kontaktów, chociażby z innymi damami. Miała znajome o poglądach odmiennych niczym ogień i woda i z każdej rozmowy wyciągała pewne wnioski. Mimo młodego wieku wiedziała jednak, że świat ma więcej odcieni, niż tylko czerń i biel i ciężko ocenić wszystko jednoznacznie. Nie można było podzielić świata na dwie kategorie - byłoby to znacznie prostsze i wygodniejsze, ale i krzywdzące dla każdego, kto zostałby w ten sposób zaszufladkowany.
- Zawsze się zastanawiałam, jakby to było chodzić do szkoły. Nigdy nie mogłam zrozumieć, gdy wszyscy moi rówieśnicy z innych rodów tak narzekali, czy to na zadania domowe, czy profesorów, a ja tak wiele bym dała, by zamienić się z nimi, choć na jeden dzień! - Rzekła w odpowiedzi, być może odrobinę zbaczając z tematu. Zazdrościła im jednak możliwości uczęszczania do zwyczajnej szkoły. Była oczywiście dumna z posiadanej wiedzy, ale bardzo sceptycznie podchodziła do poglądów ojca twierdzącego, że ze szkoły magii nie wyniosłaby nic przydatnego. Nie uznawała wyższości jednego sposobu przyswajania wiedzy ponad inny i czuła ukłucie żalu, że pozbawiono ją szansy do obcowania z rówieśnikami i doświadczania tego, czego doświadczali oni na naturalnej drodze dorastania.
- Las Charnwood bardzo ucierpiał? - Dopytała z niepokojem. Był świadkiem wielu jej dziecięcych zabaw i wyskoków, zawsze żywiła zatem wobec tamtych połaci zieleni szczególny sentyment. Byłoby to z pewnością kolejne miejsce, którego brakowałoby jej, gdyby jednak pozostała za granicami kraju, w którym przyszła na świat, choć jak się wydawało, nie była nigdy do końca jego częścią. - Słusznie, rośliny są ważne. Pozbawieni wszystkich zapasów nie wiem, skąd bralibyśmy ingrediencje na eliksiry. To chyba teraz najbezpieczniejsza z możliwych dziedzin magii, trudno o anomalie tam, gdzie nie jest potrzebne użycie różdżki - powiedziała. Choć zawsze alchemia cieszyła się szczególnymi względami w jej sercu, zwykle pozostawała obiektywna i skłonna, by przyznać, że to nie jest dziedzina dla każdego. Jej słowa nie były jednak na wyrost, czy podyktowane osobistymi preferencjami.
Żadna z nich nie była zatem jeszcze do końca świadoma wydarzeń które, choć ich dotyczyły, rozgrywały się poniekąd poza ich zasięgiem. Wychowane pod być może niechcianym kloszem szlachectwa, pozbawione były świadomości, że świat może nie być tak przychylny, jak mogłoby się wydawać. Do takiej wiedzy musiały dojść same i zapewne tak się stało; w przypadku Nephthys zrozumienie przyszło wraz z atakami anomalii. Tym bardziej bolało ją, że nie jest w stanie w żaden sposób pomóc, by coś z tym zrobić. Nie interesowało jej już tak bardzo skąd się wzięły, jak to, jak je zatrzymać, by ich świat nie utracił znajomego, bezpiecznego kształtu. Nie ze względu na nią, a na jej bliskich.
- Prawdę mówiąc, nie najlepiej - uśmiechnęła się, marszcząc nos. W towarzystwie Cressidy wiedziała, że może na chwilę zrzucić maskę pozbawioną najdrobniejszych emocji i przybrać nieco mniej oficjalnego charakteru. - Zawsze towarzyszyło mi przeświadczenie, że nie należę ani w pełni tutaj, ani tam. Właściwie dotąd nie wiem, które miejsce mogę nazwać domem, ciężko mi to określić. Zapewne oczekiwano by ode mnie, że to raczej w stronę Afryki będą mi towarzyszyły podobne odczucia, ale nie mogę po prostu wymazać wspomnień. Przecież to tutaj się wychowałam i spędziłam wiele miłych chwil - wyjaśniła, mając nadzieję, że przyjaciółka zrozumie, co dokładnie ma na myśli. Jednocześnie uderzyło ją, jak bardzo paradoksalnie wszystkie jej najmilsze wspomnienia pochodziły stąd, a jednocześnie coś gnębiło ją na tyle silnie, że nie potrafiła sprostać wyczarowaniu patronusa; wciąż było jej to solą w oku. Jako pilna uczennica i ambitna czarownica, była w stanie zaakceptować pewne braki w dziedzinach innych niż alchemia, jednakże to jedno, drobne zaklęcie, którego nigdy nie opanowała, zawsze spędzało jej sen z powiek, pozostawiając ją w ciemności nocy z jednym, prostym pytaniem: dlaczego? Dlaczego żadne z jej wielu wspomnień nie było na tyle silne, by pozwolić jej wyczarować patronusa?
- Pewnie masz rację - przyznała, odnośnie do wyszkolenia sów. Co tu jednak dużo mówić, skoro nawet ich jako szlachciców poniekąd szkolono, by zachowywali się w określony sposób? Uznała to za dość zabawną myśl; nie wyraziła jej jednak na głos, nie chcąc być odebraną jako niegrzeczna.
- Przez wzgląd na mój kilkumiesięczny wyjazd, również nie. Choć sama wiesz, że niezbyt za nimi przepadam - uniosła kąciki ust w nikłym uśmiechu i skryła się na krótką chwilę za rantem porcelanowej filiżanki. Każdy sabat oznaczał robienie z niej towaru eksportowego. Miała się pięknie prezentować, przyciągać spojrzenia. Nie chciała tego. Nie lubiła znajdować się w centrum uwagi i gdyby mogła, skryła się gdzieś pod ścianą i ograniczyła do obserwacji. To nie tak, że stroniła od towarzystwa, przeciwnie. Czym innym była jednak rozmowa, a czym innym rozmowa, która ma ją uczynić atrakcyjną w oczach innych. Spoglądając na niektóre damy, była przerażona tym, jak łatwo poddawały się tej konieczności, robiąc wszystko, byle tylko urosnąć w cudzych oczach. I jeśli im to pasowało - ich wola, ale Neph nie chciała taka być. - U lady Nott z pewnością się jednak pojawię. W takim razie być może będzie nam dane się tam spotkać? - Dopytała, niemal z nadzieją. Zobaczenie znajomej twarzy na pewno poprawiłoby jej nastrój. Nie wiedziała przecież jeszcze, że będzie jej dane spotkać ich więcej.
- Z przyjemnością. Dobrze wiesz, że zawsze bardzo chętnie podziwiam twoje obrazy. Ja, płótno i farby nie idziemy w parze - odparła zgodnie zresztą z prawdą. Coś za coś: potrafiła za to tańczyć; nie było to jednak coś zarezerwowanego dla osób postronnych, tak, jak talent Cressidy, którym mogła pochwalić się, ilekroć przyszła jej na to ochota.
- Oby tak się stało - odparła, nieco zdawkowo. Była wdzięczna Cressie, że ta próbowała jej pokazać to wszystko od drugiej, lepszej strony. Cieszyła się, że przyjaciółce udało się wyjść za mąż szczęśliwie. Nie mogła jednak wymazać z głowy obrazu swojego ojca, po prostu. Drżała na samą myśl. Może niepotrzebnie? Pozostało mieć nadzieję, że Cressida ma rację, a ona martwiła się zupełnie na wyrost.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mniejszy salonik 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]13.03.18 23:14
Świat nie był czarno-biały i nawet naiwna Cressida o tym wiedziała. Istniało w nim całe spektrum szarości, a każdy inaczej postrzegał świat, ludzi oraz to, co było dobre, a co złe. Jako kobieta nie musiała się jednoznacznie deklarować, przynajmniej nikt nigdy tego od niej nie oczekiwał. Mimo to robiła to, co mogła, by dbać o swoją rodzinę i rodowe wartości. Ale nawet w obrębie krewnych znajdowali się ludzie o różnych poglądach. Rodzina była jednak sprawą nadrzędną bez względu na przekonania. Starała podtrzymywać się dobre lub przynajmniej neutralne stosunki ze swoimi krewnymi, choć niekiedy dziwnym doświadczeniem było stykanie się z tak różnymi poglądami. Miała wrażenie, że w ostatnich czasach to się nasiliło, a może po prostu dorosła wystarczająco, by w końcu zacząć to zauważać?
- Chodzenie do szkoły było ciekawym doświadczeniem, ale jak wszystko miało swoje wady i zalety. Początkowo miałam dużo obaw, jeśli chodzi o wyjazd do szkoły za granicę, ale z czasem ją polubiłam i mam wiele dobrych wspomnień. Choć wcześniej w dzieciństwie oraz w wakacje też odebrałam edukację domową, ojcu bardzo zależało, by jak najlepiej wpoić nam rodowe dziedzictwo Flintów – powiedziała; zawsze współczuła Nephthys tego zamknięcia w domu, z dala od rówieśników, więc ze szkoły słała do niej dużo listów, by mogła chociaż w ten sposób poznać to, czego została pozbawiona. Choć niestety listy to nie to samo, co przeżycie czegoś samemu. – Uczyłam się rozpoznawać zioła i leśne stworzenia, jeździć konno, poznałam historię naszej rodziny. Ale sztuki sama pragnęłam się nauczyć i matka mi to umożliwiła. A szkoła... W Beauxbatons oprócz magii też kładziono nacisk na artystyczne aktywności. Mogłam też po raz pierwszy w życiu zobaczyć dzieci z innych środowisk. To było takie... zderzenie z czymś, co do tej pory było mi obce. – Cressida też była wychowywana pod kloszem, choć pewnie nie w takim stopniu, jak Nephthys.
- Jak wiele innych miejsc. Ale to silny, magiczny las, rośnie w tym miejscu od wieków. Na pewno podniesie się po tym... przejściowym kryzysie. Flintowie o niego zadbają. – Musiało tak być. Sama też nie wyobrażała sobie, że to miejsce mogłoby ucierpieć mocniej, spędziła w dworze w Charnwood większość swojego życia, a las był w pewnym sensie częścią domu. Czy może raczej: dom był częścią wiekowego lasu. – Teraz tak. Eliksiry na pewno są teraz bardzo potrzebne. Mam nadzieję, że nie masz problemu z pozyskaniem składników. – Alchemia rzeczywiście nie była dla każdego. Na pewno nie dla Cressidy, która zawsze marnie radziła sobie z eliksirami.
Dla Cressidy nie był to wcale niechciany klosz. Była ptaszyną, która kochała swoją złotą klatkę, świat w którym wyrosła. Nie chciałaby go stracić, nie chciała, by utracił kształt znajomy jej z lat dzieciństwa. Anomalie mogły mu zagrozić, ale co one mogły zrobić, by temu zaradzić? Prawdopodobnie nic. Mogły tylko patrzeć i mieć nadzieję, że ministerstwo zrobi coś, by opanować kryzys, to powinno spocząć na ich głowie, by młódki takie jak one nie musiały się bać.
Była ciekawa, jak wygląda życie na styku dwóch różnych kultur. Ród Shafiq miał bardzo długą historię, którą musiały uznać nawet hermetyczne brytyjskie rody. Mieli też własną kulturę wprost z dalekiego Egiptu, ale jednak część spośród nich żyła w Anglii, musieli więc nasiąknąć i tutejszymi zwyczajami, od których trudno byłoby im się całkowicie izolować. Może rzeczywiście wyglądało to tak, że nie jest się w pełni ani tu, ani tam. Zawsze na granicy, pośrodku. Wszędzie i nigdzie.
- To pewnie było trudne. Ta świadomość, że nie wiesz, który z tych światów jest bardziej twój. Ale może rzeczywiście to oba mają nim być? Wasza gałąź chyba od dość dawna żyje w Anglii, choć wciąż starannie dbacie o swoje korzenie i dawne tradycje – odezwała się. – Czy inni też mają podobny dylemat? – zastanowiła się. – Ja na szczęście nie musiałam zmieniać kraju i kultury, wciąż żyję w tej samej. Tylko czasami zastanawiam się, kim jestem bardziej: Flintem czy Fawleyem. Ale większość z nas, brytyjskich panien, musi poślubić mężczyznę z innego rodu. – Choć Shafiqowie prawdopodobnie byli wyjątkiem; z tego co wiedziała Cressida, raczej rzadko mieszali się z brytyjskimi rodami, nigdy nie asymilując się w pełni. – Te wspomnienia zawsze będą częścią ciebie. Dbaj o nie.
Cressida potrafiła wyczarować patronusa, choć do tej pory zaskakiwała ją jego postać; był to koliber. Ona, blady angielski kwiat, przywołała maleńkiego egzotycznego ptaszka, barwnego jak mały klejnot. Była niemal pewna, że jej patronusem będzie jakiś ptak, ale nie wiedziała, że właśnie taki. Maleńki, niepozorny obrońca, który budziłby raczej rozbawienie niż respekt. Tak jak i Cressida. Mała, delikatna Cressida, o której można było powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że była groźna i budziła w kimkolwiek respekt.
Wszyscy byli od urodzenia wdrażani w określone schematy i zamykani w złotych klatkach powinności. Tak po prostu było, Cressida nie znała innego życia. Urodziła się już w złotej klatce, od dziecka uczona odpowiedniego zachowania i przygotowywana do przyszłej roli. Ale już nie była towarem na sprzedaż, bo wyszła za mąż. Teraz miała po prostu ładnie wyglądać, ale nie była obiektem tak oceniających spojrzeń jak niezamężne panny. Ale i wcześniej trzymała się na uboczu, bo centrum uwagi nie było jej ulubionym miejscem. Wolała obserwować, tak jak Neph. I na tych sabatach, na których bywały razem, chętnie szukała jej towarzystwa, bo miały podobne podejście do bycia w centrum uwagi.
- To bardzo możliwe. Mam nadzieję, że uda nam się zobaczyć. Zdążyłam zatęsknić za sabatami. Chciałabym pójść na bal i nie myśleć o niczym trudnym – powiedziała, sącząc herbatę. Nie była wybitną tancerką, ale posiadała wystarczające umiejętności, by nie narobić sobie wstydu. Lubiła zresztą tańczyć z Williamem. Wciąż pamiętała ich wspólny taniec na jej debiutanckim sabacie. – Więc możemy tam pójść, jak skończymy herbatę. Chętnie dowiem się, co myślisz o tych płótnach. – Na pewno Nephthys widziała już niejeden obraz Cressidy, w końcu młódka malowała od dzieciństwa. Jej talent przez lata mocno się jednak rozwinął, choć nie był tak praktyczny i przydatny w życiu jak talent do eliksirów. Sztuka była dla wielu dodatkiem i urozmaiceniem, i Cressida mogła się obawiać, że w trudniejszych czasach nikt się nią nie zainteresuje.
- Ojciec jeszcze nie przedstawił ci żadnego kandydata? – zapytała. Neph prawdopodobnie musiała znosić niepewność co do przyszłego małżeńskiego losu. Cressida już nie musiała, ale kończąc szkołę też się zastanawiała, jak będzie ją traktował mąż. – Mam nadzieję, że będzie dla ciebie dobry – rzekła, delikatnie kładąc dłoń na dłoni przyjaciółki, patrząc na nią pocieszająco. – Zasługujesz na dobrego, miłego męża, który doceni to, kim jesteś, a nie tylko to, jak wyglądasz.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]17.03.18 10:25
Nephthys też zauważała, że coraz częściej napotykała na swej drodze ludzi o poglądach zupełnie sprzecznych. Sama zastanawiała się, czy to zwiastun czegoś wielkiego, co ma się wydarzyć, czy po prostu zwiększyła się jej wrażliwość na dostrzeganie takich detali. Jednak wszystkie inne wydarzenia zwiastowały, że to ta pierwsza odpowiedź jest prawidłowa, a niepewność jutra niezbyt odpowiadała Neph. Choć zdawała sobie sprawę z tego, że nie wszystko da się zaplanować, lubiła mieć komfort psychiczny orientowania się w sytuacji, w jakiej przyszło się jej znaleźć. Obecnie nikt nie mógł mieć takiego komfortu, tak jej się przynajmniej wydawało. Wzdrygała się na samą myśl. Już nigdzie nie było spokojnie.
- Chyba sporo anglików decydowało się na posyłanie dzieci do Beauxbatons. Zawsze się zastanawiałam, dlaczego właściwie nie Hogwart - pozwoliła sobie na tę dygresję, unosząc filiżankę do ust. Neph sama sobie nie zazdrościła tego zamknięcia w domu, choć to przecież nie do końca było tak, gdy patrzyła na to z perspektywy czasu. Rozumiała obawy ojca i przypuszczała, że gdyby ją i siostry łączyły lepsze stosunki, nigdy nie narzekałaby na konieczność zdobywania wiedzy w zaciszu domowego ogniska. Wysłuchiwała jednak Cressidy, a w jej sercu rosło poczucie, że ominęło ją coś wspaniałego. Czytanie listów zarówno Cressidy, jak i Morgotha czy Marine to nie było to samo, choć zwykle starali się przekazywać jej jakieś opowieści. Mogła sobie wówczas jedynie wyobrażać, jak wspaniale byłoby do nich dołączyć, zamiast z utęsknieniem wyczekiwać wakacji, kiedy będzie mogła się z nimi zobaczyć i posłuchać tego wszystkiego na żywo. To jednak nigdy nie było to samo, co gdyby faktycznie tam była.
- Właśnie tej styczności z innymi środowiskami mi zawsze brakowało. Kocham moją rodzinę, ale zawsze ciekawiło mnie, jakie jeszcze tajemnice kryje świat. Miałaś okazję mieć na to oko - odparła, zamyśliwszy się na krótką chwilę, jakby to było przyjmować edukację w tak rozpraszającym miejscu, gdzie tak wiele rzeczy tylko czekało na odkrycie, kryjąc się w postaci innych ludzi z dalekich zakątków świata. Być może lepiej, że przyjęła edukację w domu; mogła skupić się tylko na nauce, co pozwoliło jej na osiągnięcie bardzo dobrych wyników w eliksirach. Kto wie, jakby sprawy się miały, gdyby czekało na nią tyle pokus.
- No tak, byle wichura mu niestraszna - uśmiechnęła się lekko na wspomnienie Charnwood. Spędziły tam w dzieciństwie tyle czasu! Pomyślała zresztą, że gdy tylko pogoda w końcu się poprawi, chętnie przeszłaby się tam na spacer, być może by na nowo odkryć tajemnice dzieciństwa. Na pewno sporym plusem był tu fakt, że las istotnie był magiczny, nie utraciłby więc swego uroku, tylko dlatego, że wchodzący najszczęśliwszy i najbardziej beztroski okres swojego życia ma już za sobą.
- Na szczęście nie. Nasza szklarnia nie ucierpiała szczególnie w trakcie tych załamań pogody. Poza tym sklepy na Pokątnej są dobrze wyposażone, więc to nie problem. Nawet jeżeli mój ojciec nie pochwala zakupów w tychże - powiedziała Neph, opuszczając na chwilę wzrok na swoje dłonie, splecione na podołku. Jej ojciec mieszkał tu przecież od tak dawna, nigdy jednak w pełni nie zatarł granic pomiędzy sobą a resztą angielskiej arystokracji. Był na tym polu bardzo uparty i nawet ciotka nie mogła go przekonać. Choć Neph nie pałała do niej płonącą jasno sympatią, kibicowała jej, gdy próbowała przekonać Chonsu do wysłania dziewcząt do Hogwartu. Mężczyzna pozostał jednak nieugięty. Przeszkadzały mu więc nawet tak prozaiczne czynności, jak zakup ingrediencji od angielskich sprzedawców, choć przecież było to nieuniknione.
- Owszem. Skoro jednak nasi egipscy kuzyni są w stanie się zasymilować, my również nie powinniśmy mieć z tym większego problemu - roześmiała się wesoło. Jej najbliższa rodzina była tu przecież od tylu lat, a wciąż z pewną dozą ostrożności podchodziła do wszystkiego, co angielskie, byli jednak z tym na pewno znacznie bardziej oswojeni, niż przybysze z Afryki. - Pewnie nie wszyscy, ale część na pewno. Co prawda przyjęto nas tutaj dość ciepło, ale da się wyczuć pewną cienką granicę niepewności - odparła. Tak naprawdę akurat w jej przypadku nigdy nie dało się odczuć aż tak boleśnie, że są tu mimo wszystko obcy. Głównie dlatego, że kobiety były też traktowane inaczej, poniekąd mając taryfę ulgową. Wiedziała jednak, że gdyby zapytać któregokolwiek z jej kuzynów lub ogólnie, męskich członków rodziny, sprawy rysowałyby się inaczej.
- To zawsze jakaś zmiana środowiska, nawet jeżeli tylko w obrębie Anglii - zauważyła. Trochę uderzyły ją słowa Cressie o tym, że sama nie wie, do którego rodu należy bardziej. Poczuła nagłe ukłucie dziwnego żalu. Wiedziała, że tak musi być i narzekanie na podobny stan rzeczy jest bezcelowe, ale uważała za w gruncie rzeczy przykry fakt, że to po stronie kobiety leżało wyrzeczenie się dotychczasowej, dozgonnej lojalności wobec najbliższych, na rzecz wejścia w inną rodzinę i stworzenia swojej własnej. Taka była jednak kolej rzeczy i pozostało ją jedynie akceptować. Pod tym względem Neph była w lepszej sytuacji: jej prawdopodobnie nikt nie każe wychodzić za Anglika, jej ojciec prędzej odesłałby ją do Egiptu, niż jej na to pozwolił, bez względu na to, co mogłaby na ten temat sądzić.
- Tak, odrobina rozrywki wszystkim się przyda w tych trudnych czasach - skinęła lekko głową. Sama nie wyglądała tego sabatu ze zbyt dużą niecierpliwością. Nie przepadała za takimi wydarzeniami, wyczuwając płynący z nich fałsz. Zawsze trzymała się gdzieś na uboczu, starając nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi. Rozumiała jednak, że można jak najbardziej takie imprezy lubić i nie potępiała tego w żaden sposób.
- Bardzo chętnie! Co prawda wiesz, że jestem zupełnym laikiem, jeśli chodzi o malarstwo, ale zawsze chętnie podziwiam twoje obrazy. - Neph na pewno nie zgodziłaby się z obawami Cressie. Sztuka podnosiła na duchu i pozwalała na oderwanie się od trudnej rzeczywistości, która otaczała ludzi w ciężkich czasach. Potrzebowali takiej odskoczni. Była więc przekonana, że z pewnością znajdzie się ktoś, kto zainteresuje się sztuką. Choćby sama panna Shafiq!
- Jeszcze nie, ale mam wrażenie, że nie jest to już zbyt odległa perspektywa - westchnęła. Doceniła gest pani Fawley i bardzo chciała wierzyć w jej słowa, nie kusząc się o dalszy komentarz. Nie miała pojęcia, co może szykować dla niej ojciec i nie wyglądała tego z niecierpliwością.
- Opowiedz mi coś jeszcze o bliźniętach! - Poprosiła po krótkiej chwili. Perspektywa wydania na świat nowego życia była jej jeszcze zupełnie obca, tym bardziej zatem fascynował ją rozwój tych maleństw i to, jak sama Cressida się czuje. Dziwnie było jej z myślą, że są przecież rówieśniczkami, a siedząca naprzeciwko niej czarownica już tak daleko zaszła w spełnianiu swojego szlacheckiego obowiązku.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mniejszy salonik 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]18.03.18 1:41
- Są różne powody. Niektórzy uczynili to w obawie o bezpieczeństwo dzieci w Hogwarcie. Inni cenią sobie prestiż i artystyczne obycie tej szkoły, jeszcze inni zdążyli wyrobić sobie tradycję posyłania tam dzieci – wyjaśniła. Nie była jedyną córą brytyjskiego rodu posłaną na edukację do Francji, takich jak ona było całkiem sporo, nawet jeśli najwięcej szlachetnej młodzieży nadal trafiało do Hogwartu. I choć jako szlachetnie urodzeni teoretycznie powinni być tam bezpieczni, Portia Flint bała się wysłać swoje delikatne córki do szkoły, w której kilka lat przed ich wejściem w wiek szkolny zginęła uczennica, a kilkoro innych uczniów ucierpiało, dochodziła też kwestia wcześniejszych zawirowań w świecie magii, których jednak Cressida z racji chowania pod kloszem właściwie nie pamiętała. – Mój mąż też się tam uczył, choć z racji różnicy wieku nigdy nie spotkaliśmy się w murach szkoły, bo skończył ją, zanim ja zaczęłam. Jego rodzice posłali go tam, by mógł rozwijać się artystycznie, a Hogwart tego nie zapewnia – dodała. William co prawda nie miał wielkiego talentu twórczego, ale w wiedzy o malarstwie niewielu mogło mu dorównać. – Ale ludzie mimo wszystko nie różnili się aż tak, poza tym że mówili po francusku zamiast po angielsku. Na początku czułam się bardzo onieśmielona, nie tak łatwo było wyjść spod szczelnego klosza. Wcześniej prawie nie miałam do czynienia z osobami spoza grona rodziny i znajomych rodziny.
Z czasem udało jej się zaaklimatyzować i przyzwyczaić do towarzystwa obcych, a nawet do dzielenia komnaty sypialnej z kilkoma innymi dziewczętami. Zawsze jednak pamiętała słowa ojca przestrzegającego ją przed nieodpowiednimi znajomościami.
- Świat kryje wiele tajemnic. Nawet szkoła nie przybliża wszystkich, ale obie mamy jeszcze czas, by poznać ich więcej.
Nadal były na początku swojej drogi, nawet jeśli etap dziecięcej beztroski i czystej, niezmąconej niczym ciekawości miały za sobą.
- To dobrze – przytaknęła, ciesząc się, że Neph nadal ma możliwość warzenia mikstur. – Trzeba po prostu przeczekać ten gorszy czas. Oby tylko nie było jeszcze gorzej...
Sama chętnie wybrałaby się na długi, relaksujący spacer po lesie Charnwood, który, choć naznaczony anomaliami, nadal był miejscem bardzo jej bliskim z lat dzieciństwa.
- Ty wydajesz się całkiem dobrze zasymilowana – przyznała. – Nie zapomniałaś o korzeniach, ale nie skreślasz też naszego świata, w którym przyszło ci dorastać. Ale wyższe sfery są hermetyczne, więc pewnie zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie na was patrzeć z dystansem jako na obcych. Niektórzy są zbyt skostniali, by akceptować jakąkolwiek inność.
Ale Cressida już w dzieciństwie przyjęła Nephthys równie miło i entuzjastycznie, jak przyjęłaby brytyjskie koleżanki. Nie miało dla niej znaczenia, że miała ciemniejszy kolor skóry, a jej ród wyznawał inne, odrębne zwyczaje. Szlachetna krew to szlachetna krew, Flintowie poważali Shafiqów, a sama Cressida była na tyle młoda, by traktować uprzedzenia starych, skostniałych ludzi z większą dozą dystansu, choć męscy, starsi członkowie rodu Neph onieśmielali ją bardziej.
- Masz rację. To nadal Anglia, te same sfery, ale oba rody mają inne tradycje i wartości. Flintowie są konserwatywni, trzymają się na uboczu i oddają się swoim rodowym zajęciom, a Fawleyowie... to artyści w każdym tego słowa znaczeniu. Żyją trochę w swoim własnym świecie, nie stąpają po ziemi równie twardo i pewnie, co moja rodzina – powiedziała, okręcając na palcu obrączkę zdobioną motywami rodu jej małżonka. – Może i ja jestem trochę tam, trochę tu. Moja rodzina zawsze będzie dla mnie ważna, żaden ślub nie może tego zmienić. Nigdy nie przestanę być po części Flintem, tak jak moja matka nigdy nie przestała być po części Ollivanderem.
Chwyciła zdobiony imbryczek i dolała sobie jeszcze trochę herbaty.
- Dla mnie sabat to nie tylko tańce, ale też okazja do spotkania z krewnymi i znajomymi, którzy pewnie się tam pojawią – rzekła. – W maju nie miałam zbyt wielu okazji, by zadbać o swoje życie towarzyskie, a czasem doskwiera mi samotność. Jesteś jedną z pierwszych osób spoza rodziny, z którymi rozmawiam od... tamtego dnia.
Miała na myśli oczywiście dzień, w którym zaczęły się anomalie. Choć w marcu i kwietniu też nie wychodziła wiele, jej ciało dochodziło do siebie po porodzie, a ona starała się spędzać jak najwięcej chwil przy dzieciach i mężu.
- Cieszę się. Choć my, artyści, tworzymy dla własnej przyjemności, to jednak zdecydowana większość z nas lubi zainteresowanie i podziw innych. Taka nasza mała artystyczna próżność, która motywuje, by tworzyć jeszcze lepiej i więcej – wyznała z uśmiechem. Rzeczywiście tak było; nawet jeśli artyści utrzymywali że tworzą przede wszystkim dla siebie, to lubili być podziwiani i byli bardzo wrażliwi na krytykę. Gdyby artyści nie łaknęli zainteresowania i nie chcieli wychodzić ze swoją twórczością do innych, to czy w ogóle powstawałyby galerie sztuki?
- Oby wszystko skończyło się pomyślnie. – Niestety żadna nie miała pewności, co nastąpi; decyzja o zaaranżowaniu związku Neph należała do jej ojca, ale mogła podejrzewać, że nie pozwoliłby żadnej z córek na samotne staropanieństwo.
Słysząc pytanie o dzieci ożywiła się, choć w oczach błysnął i cień smutku; odkąd nastały anomalie najbardziej bała się właśnie o dzieci.
- Mam wrażenie, że z tygodnia na tydzień są coraz większe, choć wciąż większość doby przesypiają – zaczęła. – Sama wiele uczę się na bieżąco. Jako najmłodsza z rodzeństwa nigdy nie musiałam zajmować się małymi dziećmi, ale matki moja i męża dużo mi pomagają i udzielają cennych rad, podobnie jak nasza opiekunka, która odchowała już niejednego młodego Fawleya. – Dzięki tej poczciwej kobiecie miała czas na wypoczynek i swoje pasje. Choć kochała swoje dzieci, była damą, więc bardziej prozaiczne czynności spoczywały na barkach odpowiedniej do tego osoby, która od lat towarzyszyła Fawleyom, dbając o ich najmłodsze potomstwo i wspierając młode matki. – Prawdę mówiąc, przez całą ciążę zastanawiałam się, czy podaruję mężowi syna, czy może córkę. Podarowałam oboje – przyznała z nieskrywaną dumą. Narodziny bliźniąt były dla niej szokiem, przez całą ciążę myślała, że nosi w sobie tylko jedno dziecko i zastanawiała się nad jego płcią. Wiedziała, że jej małżonek pragnął pierworodnego syna, a sama skrycie marzyła o córce, którą będzie mogła uczyć malowania i tańca, kupować jej piękne stroje i rozpieszczać. – Pojawili się na świecie nieco przed czasem, ale William szybko wezwał zaufanego uzdrowiciela, który pomógł mi wydać ich na świat. – Mimo towarzyszącego jej wtedy bólu porodu, którego nie stępiły całkowicie nawet zaklęcia i eliksiry, wciąż pamiętała, kiedy uzdrowiciel wziął na ręce jej syna i powiedział, że zaraz powije jeszcze jedno dziecko. Dwadzieścia minut później na świecie pojawiła się mała Portia, a Cressidzie złożono w ramionach oba jej małe szczęścia. Wtedy prawdopodobnie wyczarowałaby najwspanialszego patronusa. Ale gdyby wtedy wiedziała, jakie czasy nadchodzą dla nich wszystkich, czułaby strach. A gdyby wiedziała rok temu, wolałaby zaczekać z dziećmi. – Kocham je, ale od początku maja każdego dnia się martwię. – Dłoń, którą uniosła filiżankę do ust, zadrżała lekko.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]22.03.18 12:23
Nephthys miała bardzo mgliste pojęcie na temat tego, jak wygląda nauka w Beauxbatons, ciężko się zresztą dziwić, skoro i Hogwart znała tylko i wyłącznie z opowieści. Dlatego też chętnie wysłuchała tego, co Cressida miała do powiedzenia, choć przecież i tak już wiele razy wspominała jej o tym, czego uczyła się w szkole w trakcie wakacji. Neph zawsze słuchała z zapartym tchem, na poły zazdroszcząc przyjaciółce, na poły ciesząc się jej szczęściem. Dla panny Shafiq sztuką było warzenie eliksirów, miałaby zapewne problem z odnalezieniem się w murach francuskiej placówki. Choć, kto wie, być może odnalazłaby wówczas inną pasję?
- To takie niezwykłe, zupełnie, jakbyście byli sobie pisani - zauważyła niezobowiązująco Nephthys, uśmiechając się delikatnie. Czasy, w których żyły, nie sprzyjały rozwojowi uczuć, a jednak wydawało jej się, że Cressidzie się udało w taki czy inny sposób. I było to na pewno piękne, choć z perspektywy Neph nie do końca zrozumiałe. Nie chciała jednak znów wypytywać i drążyć tematu czując, że ciężko jej ubrać w słowa swoje wątpliwości i brak wiary. Być może właśnie w nim tkwił problem.
- A jednak świetnie sobie poradziłaś. Nie dziwię się jednak twojemu onieśmieleniu. Sama nie należę do zbyt nieśmiałych osób, a w podobnej sytuacji jestem przekonana, że stałabym jak wmurowana i nie mogła wykrztusić słowa, przynajmniej na początku. Tym bardziej że dzieci nie mają jeszcze tej umiejętności chłodnego podejścia do sytuacji, jak dorośli - odparła, upijając łyk herbaty i odstawiając filiżankę na spodek, zamortyzowała dyskretnie stukot porcelany palcem. Gdy była młodsza, stosunkowo łatwo było ją strącić z pantałyku, zatem gdyby jej edukacja odbyła się jednak, jak to zwykle bywa, w szkole, pierwszy rok z pewnością stanowiłby nie lada orzech do zgryzienia. Oszczędzono jej tego, choć z perspektywy czasu wolałaby już poddać się ewentualnemu opuszczaniu swojej strefy komfortu, niż spędzaniu całych dni na zajęciach w towarzystwie sióstr. Była od nich młodsza o dwa lata, stąd to ona musiała szybciej nadrobić to, co one już wiedziały. Choć poradziła sobie z tym całkiem nieźle i tak stanowiło to obiekt docinek. Zresztą, cóż go nie stanowiło? Pod tym względem wyobraźnia Isis i Bastet zdawała się nie kończyć.
- Oczywiście! Oby tylko los okazał się przychylny i konflikt nie eskalował. Wówczas z pewnością będziemy miały poważniejsze zmartwienia, niż zgłębianie tajemnic świata - westchnęła cicho, ale nie podjęła ponownie tego przygnębiającego tematu. Czuła, że w zasadzie nie powinny dyskutować o polityce, nie miała zresztą wystarczającej wiedzy, by sobie na to pozwolić. Nie była jednak ślepa i dostrzegała zmiany i coraz skrajniejsze emocje, które dzieliły czarodziejski świat, nie tylko tu w Anglii, ale przecież również w Egipcie. Nie sposób było ich zignorować, a ci, którzy tak czynili, próbowali chyba swoją ignorancją zaczarować rzeczywistość bez używania różdżek, a ułudy.
- To pewnie dlatego, że się tu wychowałam, podobnie jak mój ojciec i jego ojciec... Co prawda dorastałam w otoczeniu bliższym Egiptowi, sama wiesz, że ojciec niechętnie zgadzał się na to, bym opuszczała rezydencję - uśmiechnęła się słabo. Dlatego każdy jej pobyt poza domem był dla niej małym zwycięstwem; okazją do przygód, która może się już nie powtórzyć. Czerpała z nich pełnymi garściami, wyciągając Cressidę, chociażby do Charnwood, które kusiło młodą Shafiq swoją zielenią i całym koncertem dźwięków, od śpiewu ptaków, poprzez szelest ściółki, na tętencie kopyt jakichś stworzeń kończąc. Magiczne opowieści, wówczas jeszcze panny Flint, nieodmiennie ją oczarowywały.
- Nie obwiniam o to arystokratów. Szlachta to hermetyczne i konserwatywne środowisko, pozostają wierni swoim tradycjom tak, jak my pozostajemy wierni swoim. To wywołuje impas - powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Była oczywiście wdzięczna Cressidzie i jej rodzinie za to, że nigdy nie pozwolili im odczuć swojej odmienności, ale nie winiła też szczególnie tych, którzy nie byli równie łaskawi. Zawsze starała się spojrzeć na sytuację oczyma drugiej strony, to prowadziło niejednokrotnie do przełomowych wniosków. Zrozumienie stanowiska innych pozwalało na wypracowanie kompromisu i miała wrażenie, że właśnie to udało się Shafiqom w ich kontaktach, choć nie ze wszystkimi. Neph nie zdziwiłoby, gdyby Cressida na głos wspomniała o tym, że jej starsi kuzyni ją onieśmielali. Nie uznałaby tego za śmieszne czy miałkie, bo właściwie z nią również było podobnie. Nie miała z nimi dużej styczności, głównie przez wychowanie oddzielające dziewczęta od chłopców. Poza tym tradycja zakładała niechętne mieszanie krwi Shafiqów z innymi rodami, wobec czego prawdopodobne było, że przy zaręczynach wybór jej ojca padnie na jakiegoś dalekiego kuzyna córki, stąd też ich stosunki nie były tym, czym kuzynostwa w Anglii.
- Masz rację. Ale to dobrze, równoważycie się z Williamem w takim razie - stwierdziła w odpowiedzi. Cressida zawsze jawiła jej się jako artystyczna dusza, a takowe rzadko miały w zwyczaju stąpać po ziemi twardo. Sądziła zatem, że Fawleyowie byli wniebowzięci, mogąc przejąć ją pod swoje skrzydła, bo pasowała do ich rodziny niczym zgubiony element układanki.
- To nic złego. W końcu cóż to za radość płynie z tworzenia i chowania swoich dzieł w szufladzie? - Zapytała retorycznie. Choć nie była artystką w całym znaczeniu tego słowa, była w stanie bez problemu zrozumieć tę próżność, o której wspominała Cressida. Wszak podobnie było z eliksirami. Jaka byłaby radość z tworzenia ich, gdyby nie było nikogo, kim mogłaby go wzmocnić? Z uwagą wysłuchiwała opowieści o dzieciach, dostrzegając, z jaką pasją i miłością przyjaciółka o nich wspomina. Więź łącząca matkę z dziećmi musiała być wyjątkową i Nephthys żałowała, że nigdy nie było jej dane poznać matki na tyle, by przekonać się o tym na własne oczy.
- To musiała być niezwykła niespodzianka. I podwójne szczęście - szeroki uśmiech naznaczył jej twarz. Już teraz mogła stwierdzić z pewnością, że za kilka lat bliźnięta będzie łączyła szczególna, silna więź, taka, jaką miały jej siostry. Coś, co wymyka się z granic zrozumienia dla kogoś, kto tego nigdy nie doświadczył. Niegdyś im tego mocno zazdrościła, jednak gdy rozdzieliło je zamążpójście Bastet przestała. Choć jej stosunki z Isis nigdy się nie poprawiły, czuła żal dostrzegając jej tęsknotę za bliźniaczą siostrą. Mimowolnie Nephthys zaczęła się zastanawiać, czy gdyby sama dostąpiła podobnego szczęścia, byłaby w stanie wyczarować w końcu patronusa. Najskrytszy sekret, który nie opuścił nigdy jej ust; nie potrafiła go przywołać. Czy podobne wydarzenie w jej życiu by to zmieniło? Nie była w stanie się nad tym zastanowić, było to zbyt abstrakcyjne. Dopiwszy herbatę, odstawiła pustą filiżankę na stół, skąd zaraz została uprzątnięta przez skrzaty.
- Wszystko będzie dobrze. Mają wielu obrońców - odparła uspokajająco, na powrót splatając dłonie na podołku.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mniejszy salonik 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Mniejszy salonik [odnośnik]23.03.18 22:35
- Tak wyszło. Choć w szkole nie miałam jeszcze pojęcia, za kogo wyda mnie ojciec. Wiedziałam tylko, że to kiedyś nastąpi, ale muszę przyznać, że cieszy mnie, że to William. – Mogła przecież trafić dużo gorzej, na kogoś, kto w ogóle nie pozwalałby jej na własne pasje, przy kim byłaby tylko bezwolną marionetką i maszynką do rodzenia dzieci. Ale William był dobrym mężem. Dbał o nią, nie zabraniał jej spotkań z rodziną i znajomymi, i wspierał w jej pasjach. Rodzice zrobili dla niej dobrą rzecz, oddając swą najdelikatniejszą latorośl pod pieczę kogoś takiego. – Dzięki temu, że też spędził trochę czasu we Francji, ma do tego kraju sentyment i po ślubie kilka razy mnie tam zabrał. Podtrzymuje też kontakty z tamtejszymi artystami.
Uśmiechnęła się lekko do tych wspomnień chwil, w których mąż zabierał ją na krótkie wakacje i zapoznawał z francuskimi artystami z tamtejszych rodzin czystej krwi.
- To było coś, przez co po prostu musiałam przejść. Z czasem było coraz łatwiej, kiedy już się przyzwyczaiłam i nawiązałam pierwsze znajomości. Ty pewnie przeżyłaś takie zderzenie dopiero na sabacie? Choć dla mnie ten pierwszy też był stresujący, miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i oceniają. – Były momenty, kiedy miała ochotę zapaść się pod ziemię z zawstydzenia, choć wcześniej tak czekała na swój debiut towarzyski po powrocie ze szkoły.
Słysząc kolejne słowa Nephthys, Cressida wzdrygnęła się i prawie wypuściła z dłoni filiżankę. Rzecz jasna nie miała pojęcia o tym, że magiczne społeczeństwo zaczynało się dzielić na dwie różne frakcje, ale nawet ona żywiła pewne obawy, że anomalie mogą doprowadzić do konfliktu ze światem mugolskim, a mugole prawdopodobnie wcale nie byli tacy głupi i bezbronni, jak przedstawiali ich niektórzy. Ich magiczny świat powinien zostać w ukryciu.
- Wolę o tym nie myśleć – powiedziała cicho. – Wolałabym, żeby nic się nie zmieniało, żeby wszystko już zawsze pozostało takie, jakie było do tej pory, zanim nadeszły anomalie.
Cressida była przywiązana do dotychczasowego ładu, nie chciała zmian. Nie marzyła o postępie i rewolucji, ani tym bardziej o żadnych konfliktach.
- Wiem – przytaknęła; sama jednak za młodu też nie mogła samotnie opuszczać rezydencji i przyległych obszarów, chyba że w przypadku wizyt u rodziny, lub wypraw z kimś bliskim w jakimś konkretnym celu. Nie było jednak mowy o zabawie z okolicznymi rówieśnikami, to byłoby zbyt plebejskie, tym bardziej że Flintowie mieszkali w oddaleniu od ludzkich siedzib. Jedyny kontakt z miejscami nie będącymi szlacheckimi posiadłościami miała wtedy, kiedy ktoś, na przykład ojciec, matka lub guwernantka zabierali ją w miejsca typu ogród magizoologiczny czy botaniczny, by mogła obejrzeć stworzenia i rośliny, których nie było w Charnwood.
- To też prawda. Tradycje są dla nas bardzo ważne, tak, jak i pewnie dla was. To między innymi dzięki nim nasze rody istnieją już tyle wieków. – I choć Cressida była wierna tradycjom, jako osoba młoda patrzyła na pewne sprawy inaczej niż ludzie starsi. Poznała Nephthys, kiedy obie były dziećmi, a jej umysł był otwarty i chłonny, nienasycony jeszcze uprzedzeniami.
Rzeczywiście można było powiedzieć, że Cressida pasowała do Fawleyów ze swoją wrażliwością i artystycznym talentem.
- Cóż, chyba żadna. Dla artysty prawdziwą przyjemnością jest tworzenie dla siebie, ale i dla innych. Wypuszczanie artystycznej duszy na światło dzienne i dzielenie się nią z tymi, którym los poskąpił talentu. Poza tym wernisaże są bardzo przyjemne, nawet kiedy akurat się jest na jakimś tylko widzem.
Cressida uwielbiała wernisaże i wizyty w galeriach, i bardzo jej tego teraz brakowało. W czerwcu koniecznie musiała znaleźć jakiś dzień na odwiedziny w galerii.
Kiedyś była to dla niej abstrakcja, ale kiedy zaszła w ciążę, a później urodziła dzieci zrozumiała, dlaczego matki tak emocjonują się każdym, nawet najmniejszym postępem swoich pociech, i dlaczego tak się o nie martwią. Miała okazję poznać na własnej skórze to, o czym wcześniej tylko słyszała lub obserwowała wśród kobiet w obrębie rodziny i znajomych. Przekonała się, czym jest miłość do dzieci i strach o nie. Pragnęła, by jej dzieci były szczęśliwe, a kiedyś, gdy czasy się uspokoją, chciałaby postarać się o kolejne, bo marzyła jej się liczna rodzina, w marzeniach już widziała całą gromadkę dzieci biegających po ogrodach, może nawet któreś z nich odziedziczy jej dar rozmawiania z ptakami? Bardzo by ją to ucieszyło, gdyby dar nie czekał na ujawnienie się kilka pokoleń, a pojawił się u chociaż jednego z jej dzieci. Ale było jeszcze o wiele za wcześnie, by się przekonać, dowiedzą się pewnie za parę lat.
- To było wielkie szczęście, choć początkiem maja tym większy strach i niepokój. Ale kiedyś, kiedy wszystko się uspokoi... Chciałabym mieć więcej dzieci – zapewniła, leciutko się rumieniąc; dla wielu dziewcząt jej pragnienie wydawało się dziwne, ale jedną z wielu zalet ich pozycji było to, że było ich stać na dzieci i mieli możliwość zapewnienia im dobrego wychowania. Na razie jednak pragnęła zadbać o bliźnięta w tym trudnym okresie, to one były jej priorytetem. I bardzo możliwe, że za kilka lat połączy je niezwykła więź.
- Mam nadzieję, że będzie – powiedziała cicho, także kończąc herbatę. Przygryzła lekko wargę, po czym nagle wstała. – To co, pójdziemy pooglądać obrazy? – zaproponowała nagle, by nieco przegnać smutne myśli i zająć umysł czymś przyjemnym i beztroskim, dlatego miała zamiar poprowadzić koleżankę do swojej pracowni i pokazać namalowane płótna.

| zt?


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Mniejszy salonik
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach