Wydarzenia


Ekipa forum
Donovan Havelock Longbottom
AutorWiadomość
Donovan Havelock Longbottom [odnośnik]06.01.18 2:47

Donovan Havelock Longbottom

Data urodzenia: 13 sierpnia 1911
Nazwisko matki: Abbott
Miejsce zamieszkania: Northumberland
Czystość krwi: Szlachetna
Status majątkowy: Bogacz
Zawód: Auror, spec od przesłuchań
Wzrost: 181cm
Waga: 87kg
Kolor włosów: Kiedyś czarne, dziś obficie przyprószone siwizną
Kolor oczu: piwne
Znaki szczególne: Zarost, zawsze łagodny wyraz twarzy, poprzeczne blizny na obu przedramionach (te niewinne, po szponach chowańców), duże, blade blizny na łopatce, piersi i udzie (te mniej niewinne, po akcjach)


Jeśli podniesiesz swój wzrok i spojrzysz na Donovana teraz, twoje oczy dostrzegą przede wszystkim czułego acz sprawiedliwego ojca oraz człowieka pracowitego, honorowego i odważnego. Mężczyznę o przenikliwym umyśle oraz wzroku czujnym, niczym u wielkiego kota, który patronuje jego rodzinie od pokoleń. Zobaczysz szlachcica, stojącego na straży wartości pielęgnowanych w rodzie Longbottomów od stuleci, ale także buntownika, nie bojącego się stanąć w obronie słabszych i walczyć w ich imieniu.
Mniej więcej w takiej kolejności.
Nie zawsze jednak tak było. Donovan w swoim życiu przechodził bowiem przez kilka "etapów". Każdy z nich był niezwykle burzliwy i odcisnął na mężczyźnie swoje piętno. By zacząć od początku, trzeba się cofnąć aż do pewnego sierpniowego wieczora. Wtedy to na świat przyszedł nie jeden, ale dwójka Longbottomów. Jednym z nich był rzecz jasna Donovan, drugim natomiast jego młodsza o kilka minut bliźniaczka, Rose. Nie byli oni pierwszymi potomkami, których doczekali się Alice oraz Richard. Na swój dziecięcy sposób, nad bezpieczeństwem dwójki maluchów śpiących spokojnie w kołysce, poza rodzicami, czuwała również ich starsza o kilka lat siostra. Pierworodna Longbottomów przez kolejne lata była dla młodszego rodzeństwa wzorem do naśladowania, chociaż w przypadku Donovana, sielanka trwała dość krótko. Richard zapragnął bowiem uczyć go z dala od rodzeństwa, a zarówno nauczycielem jak i ojcem okazał się niezwykle surowym i restrykcyjnym. Tym sposobem, gdy jego siostry świetnie się bawiły na lekcjach tańca, Donovan siedział przy za dużym biurku, z nienawiścią w dziecięcym sercu słuchając o etyce, której musiał przestrzegać. Ojciec wymagał od niego naprawdę dużo, co chwila zlecając guwernantkom przeprowadzenie z chłopcem dodatkowych lekcji. Sam bardzo rzadko spędzał z nim czas, pracował bowiem w Ministerstwie, gdzie piastował dość wysokie stanowisko. Niestety, wszystko to przyniosło efekt przeciwny od zamierzonego. Nie minęło wiele czasu gdy chłopiec zaczął buntować się nakazom ojca i był dokładnym przeciwieństwem godnego dziedzica, jakiego pragnął każdy szlachcic. W końcowym rozrachunku Donovan znienawidził między innymi historię magii, etykę czy podstawy etykiety, których tak usilnie próbowano go nauczyć. Część zadań, które mieli zrobić samodzielnie, zrzucał na swoją bliźniaczkę, a reszty w ogóle nie robił, czym bardzo gniewał swojego ojca. Nie był też wcale taki honorowy, jak wymagał tego rodzinny kodeks. Nie raz zdarzało się, że zabierał coś siostrom, a potem popychał je lub bił, gdy grzecznie prosiły go o oddanie ich własności.


Tym sposobem mniej więcej w wieku lat pięciu, Donovan był raczej nieznośnym smarkaczem, a nie małym lordem, jakiego chciał widzieć w nim ojciec. I bardzo możliwe, że nie wyrosłoby z niego nic dobrego, gdyby w końcu do głosu nie doszła Alice. Do tej pory pod jej opieką były głównie córki - Richard sam chciał się zająć wychowaniem swojego dziedzica (poprzez zatrudnienie stada guwernantek, jak zauważyła kąśliwie jego żona). Miarka się jednak przebrała, kiedy chłopiec któregoś razu w akcie złości zepchnął swoją bliźniaczkę ze schodów. Dzięki interwencji matki skończyło się na szczęście tylko na płaczu i strachu małej. Donovan do dziś pamięta, jakie było jego zdziwienie, kiedy po krótkiej, ale gniewnej tyradzie wygłoszonej ojcu, kobieta podeszła i szybko uspokoiła córkę, a potem z podobną troską zwróciła się do niego. Usiedli wtedy razem w salonie, przy trzaskającym kominku, matka z trójką dzieci. Ona mówiła, a oni słuchali. W jej słowach i tonie było zrozumienie oraz ciepło. Kiedy skończyła, zachęciła syna by i on wyrzucił z siebie swoje dziecięce żale. Z pewnym oporem, ale w końcu wydukał, jak to bardzo nie lubi lekcji z panią Brown ani jak ojciec na niego krzyczy. A potem, również zachęcony przez rodzicielkę, przeprosił siostrę za swój czyn. To był jego pierwszy krok do przemiany rozwrzeszczanego smarkacza w dostojnego lorda.
Mijały tygodnie a w domu zaczęło się robić coraz spokojniej. Musiało minąć trochę czasu, ale Donovan w końcu nawet polubił lekcje, których wcześniej tak nienawidził. Kiedy prowadziła je mama, odnalazł przyjemność w słuchaniu zarówno o swoim własnym rodzie i swoich przodkach, jak i o historii całego magicznego świata. Ojciec, upomniany przez matkę, chyba zrozumiał swój błąd, bo i z nim chłopiec poprawił swoje relacje. Na początku był nieufny, ale później spędzali ze sobą coraz więcej czasu. Zdarzały się nadal napięcia, ale już zdecydowanie rzadsze. Z wiekiem chłopiec faktycznie zaczął się zachowywać coraz bardziej jak dziedzic szlacheckiego rodu. Swoją głęboko zakorzenioną butę i upór postanowił zwrócić w innym kierunku, niż przeciwko rodzicom i siostrom. Przekuł je w trzy cechy, tak bardzo pożądane przez obydwa rody, których krew płynęła w jego żyłach - poczucie sprawiedliwości, honorową postawę i skłonność do poświęceń. Wystarczyło tylko trochę zrozumienia i miłości. A gdy kilka lat później urodził się najmłodszy spośród ich rodzeństwa, Arcadius, Donovan zobowiązał się, by przekazać mu tę wiedzę i wszystko, czego sam się nauczył.


Mimo niepokojów, jakie wywołała na świecie I Wojna Światowa, Longbottomowie przetrwali ją niemal bez szwanku i gdy nadszedł czas, posłali swoje latorośle do Hogwartu. Wedle rodzinnej tradycji chłopiec wylądował razem z siostrą w domu Godryka Gryffindora. Szkoła wiele mu dała, i nie chodzi tu tylko o oczywistą oczywistość, jaką była edukacja. Chłopak nabrał tutaj prawdziwego charakteru. Rodzice zawsze mu powtarzali, że jest potomkiem dumnego rodu i musi godnie go reprezentować, jednakże w rodzinnych czterech ścianach te słowa nie miały aż takiej mocy. Donovan nigdy nie zastanawiał się głębiej nad tym, co one tak naprawdę znaczą. W szkole zaś mógł się o tym przekonać na własnej skórze. Już tutaj istniała polityka, zawiązywały się sojusze oraz wybuchały konflikty. Byli tacy, którzy z miejsca traktowali go jak najlepszego przyjaciela, byli też inni, dla których od razu stawał się śmiertelnym wrogiem, wystarczyło tylko że zdradził swoje nazwisko. Oczywiście miał już wcześniej do czynienia z dziećmi z innych rodów, ale tutaj samemu musiał stawić czoło im wszystkim - również tym szczególnie nieprzyjemnym, głównie Burke'om.
Pierwsze dwa lata w Hogwarcie były raczej spokojne, Donovan który już rozumiał czego oczekiwali od niego rodzice, starał się te oczekiwania spełniać. Szkolna rutyna stała się dla niego przyjemnością, szczególną radość odnalazł w lekcjach obrony przed czarną magią oraz zaklęć. Jako że posiadał już podstawową wiedzę o historii magii, na tych zajęciach również dobrze sobie radził. Zyskał wielu przyjaciół, kilku wrogów i tak spokojnie trwał.
Pierwsze dwa lata trzymał się zdecydowanie bliżej bliźniaczej siostry. Im był starszy, tym bardziej stawał się jednak niezależny. Ostatecznie jego pobyt w Hogwarcie nie odznaczył się niczym szczególnym - może poza faktem, że w trzeciej klasie wstąpił do Klubu Pojedynków oraz że jak chyba każdy gryfon, wdawał się często w sprzeczki ze ślizgonami, stając w obronie innych. Bardzo często byli to również ci o krwi dużo mniej szlachetnej niż jego własna - Donovan po raz pierwszy zetknął się z nimi właśnie na korytarzach szkoły. I chociaż bronił ich przed wytykaniem palcami i zaczepkami, sam stronił od zawiązywania z nimi przyjaźni: w pamięci i sercu mając opowieść o swoim ulubionym przodku, Galahadzie. Kontakty z osobami o brudniejszej krwi docenić miał dopiero dużo, dużo później.


Tuż po ukończeniu szkoły, miało miejsce coś, co nieco zatrzęsło światem Donovana w posadach - ślub jego bliźniaczki. Chłopak nie potrafił wtedy zrozumieć, czemu ojciec oddał Rose Weasleyowi. Szanował ten ród, jednak nie mógł pozbyć się wrażenia, że jego siostra zasługiwała na lepszą partię. Na kogoś, kto będzie mógł zapewnić jej wygody, do których przywykła - i na które przecież zasługiwała. Oponował, próbował nawet rozmówić się z ojcem, by ten zmienił zdanie. Poza tym, była przecież tak młoda! Nie zdążyła nawet prawdziwie posmakować dorosłego życia! Gotów był niemal walczyć ze swoim rodzicem, jednak jego gniew ukoiła sama Rose. Kochała tego mężczyznę. W konfrontacji z jej słowami, musiał skapitulować - choć na ich ślubie nie potrafił całkowicie wyzbyć się kwaśnej miny.
Jego rozterki nie trwały jednak długo. Rose okazała się szczęśliwa nosząc nazwisko Weasley, młody Longbottom musiał więc podążyć własną ścieżką. Był na to gotów. Wiedział od dawna w jakim kierunku chciał podążyć. Lata spędzone w Hogwarcie, wszystkie te kłótnie oraz nierzadko stoczone na szkolnych korytarzach bójki, wieki tradycji, pokolenia walecznych Longbottomów, spoglądających na niego z portretów w rodowej posiadłości, wrząca w żyłach krew, potrzeba działania, wykazania się i udowodnienia swojej wartości - to wszystko popchnęło go do marzenia, by być aurorem. Swoją decyzją zawiódł nieco ojca, który nie chciał oglądać syna w tak niebezpiecznym zawodzie. Donovan nie zważał jednak na jego protesty, tym bardziej że matka i rodzeństwo, chociaż bardzo się o niego martwili, rozumieli jego decyzję i wspierali go. Starszy Longbottom nie dał jednak za wygraną i w końcowym rozrachunku pokrzyżował nieco plany synowi. W nadziei, że Donovan porzuci pomysł podjęcia się tak niebezpiecznego zawodu postanowił... zmusić go do małżeństwa.
Z panną Macmillian spotkali się raptem kilka razy. Havelock znał ją z przyjęć wydawanych zarówno przez jej jak i jego rodziców. Wcale nie była jakoś specjalnie ładna - w awanturach z ojcem, młody Longbottom potrafił wymienić milion jej wad i przywar, które jego zdaniem wykluczały ją jako potencjalną kandydatkę na żonę. Do tego była od niego o rok starsza! Czy to nie było wystarczającym powodem, by szukać jej męża gdzie indziej? Czuł się zdradzony, oszukany i osaczony z każdej strony. Ona z początku również nie była zachwycona, choć przekonała się do tego pomysłu znacznie szybciej niż on. Donovan aż do dnia ślubu przeklinał ojca za podjęcie decyzji za niego. Gdy jednak zobaczył ją, jak promienieje w pięknej, białej sukni obszytej perłami, powiedział "tak" bez większego zawahania. Miłość przyszła później, a gdy już zawitała w jego sercu, była głęboka, szczera i prawdziwie nierozerwalna.


Gdy lady Leona Macmillan stała się już panią Longbottom, umacniając tym samym pozycję Donovana, nic już nie mogło powstrzymać go przez zostaniem aurorem - nawet świniowstręt, na który młodzieniec chorował. Plan jego ojca tylko opóźnił rozpoczęcie szkolenia. Było ciężko - zdecydowanie ciężej niż Donovan to sobie wyobrażał. Mimo faktu, że od dziecka uczony był dążenia do sprawiedliwości i poświęcenia, a zarówno zaklęciami ofensywnymi, jak i tymi służącymi do obrony czarną magią operował nadzwyczaj dobrze, zdarzały się momenty, że zastanawiał się, czy podoła. Czy da radę psychicznie wytrzymać presję, którą wywierali na niego instruktorzy, którą miała wywierać na niego codzienna praca. W takich chwilach pomagała mu na szczęście żona. Wpierała go, czasem po prostu siadając obok i w milczeniu patrząc razem z nim na ogród. Innym razem opowiadała mu proste historyjki, które jednak niosły za sobą głębsze przesłanie. Takich momentów zwątpienia było z biegiem czasu coraz mniej, aż Donovan całkowicie pozbył się wątpliwości - symbolem tej determinacji stał się dla niego jego pierworodny, który urodził się wkrótce potem. Świat musi stać się lepszym, bezpieczniejszym miejscem - to była myśl, która rozpaliła w trzewiach Longbottoma prawdziwy płomień. By chronić tę niewielką kruszynkę, był w stanie zrobić wszystko.
Przez kolejne lata Donovan dorobił się jeszcze czwórki potomków - syna i trzech córek. Każde z nich było dla niego najcudowniejszym skarbem, każde z nich darzył miłością tak głęboką, że bez wahania oddałby za nich życie. Bardzo starał się nie popełnić błędu ojca i swoje dzieci traktował czule, rozpieszczając je, ale i próbując wpoić im tradycje rodzinne oraz podstawowe nauki tak, by same pragnęły dowiadywać się więcej. Nie pozwalał im jednak wchodzić sobie na głowę, ucząc je również sprawiedliwości - żadne z jego dzieci nigdy nie wywinęło się od kary, jeśli czymś zawiniło. I choćby robiły najsłodsze oczęta, chcąc uniknąć konsekwencji, nie uginał się.


W pracy Longbottom dał się poznać jako osoba niezwykle wygadana, wyszczekana wręcz, a do tego niezwykle elokwentna, czasem nawet doprowadzająca współpracowników do szewskiej pasji ledwie kilkoma trafnymi uwagami rzuconymi niby to od niechcenia podczas przerwy obiadowej. Swoją złotoustość Donovan zawdzięczał w dużej mierze szlacheckiemu wychowaniu (na coś w końcu przydały się te lata nudnych nauk ojca w domu) oraz wrodzonej pewności siebie. Odnosił znaczące sukcesy podczas przesłuchań, niejednokrotnie dzięki zręcznej rozmowie dowiadywał się od schwytanych więźniów tego, czego inni nie potrafili wyciągnąć siłą. Był okres, że Donovan uwierzył, że jest w stanie każdego przekonać do swoich racji - gorzko się wtedy przekonał o tym, jak bardzo był w błędzie. Podczas jednej z akcji, negocjacje nie odniosły skutku i posłane przez napastnika zaklęcie ugodziło go w pierś. Oczywiście przeżył, pozostała mu jednak pamiątka, mająca przypominać mu o tym, że nadmierna pewność siebie nieomal nie doprowadziła go do śmierci.
Mając w pamięci to wydarzenie, rozwijał się dalej jako negocjator, a za sprawą starszego kolegi z pracy - również jako legilimenta. Początkowo Donovan nie patrzył przychylnie na tę formę wydobywania informacji, wystarczyło jednak kilka kolejnych akcji u boku Kierana Rinehearta by nabrał do niej szacunku. Szacunku, podszytego jednak również pewną dozą obawy. Była to bowiem sztuka niebezpieczna, niezwykle trudna i do tego gwałcąca wszelakie zasady poszanowania prywatności ludzkiej. Longbottom nie miał jednak wątpliwości - jego praca wymagała czasem niekonwencjonalnych metod. Jeśli faktycznie miał uczynić świat bezpieczniejszym, musiał wykorzystywać każdą ku temu okazję. Rozpoczął zatem wieloletnie szkolenie, mając jednocześnie w sercu nadzieję, że jest na tyle dobrą osobą, by nigdy nie posunąć się za daleko.


Późniejsze lata nie były dla Donovana zbyt łaskawe. Począwszy od roku 1948, gdy spadł na niego pierwszy cios - od lat dręczona genetyczną chorobą Rose w końcu przegrała walkę, zwiędła jak kwiat, którego imię nosiła, zostawiając rodzinę, a w szczególności brata bliźniaka w głębokiej rozpaczy na długie tygodnie. Coś zgasło w jego oczach, kiedy wiedział, że osoba, z którą dzielił wszystko - nawet moment narodzin - zwyczajnie odeszła. Długi czas zajęło mu podniesienie się z żałoby, a kiedy to nastąpiło, los postanowił zadrwić z niego po raz kolejny - tym razem odbierając mu miłość jego życia. Nie wiadomo było, jakim cudem Leona zachorowała na sinicę. Serce mężczyzny pękało na dwoje, gdy widział, jak jego żona, wcześniej wesoła i żywotna, teraz marnieje w oczach. Mimo szybko podjętego leczenia, z każdym dniem była coraz słabsza. Zmarła w nocy, podczas snu, a Donovan nigdy nie wybaczył sobie, że gdy żegnał się z nią poprzedniego wieczora, nie powiedział jej czegoś więcej - że nie okazał jej dobitniej, jak bardzo ją kocha, że się z nią odpowiednio nie pożegnał.
Mimo, że miał wtedy wielką ochotę po prostu porzucić wszystko i wyjechać chociaż na jakiś czas, wiedział, że nie może. Nie był w końcu jedyną osobą, która cierpiała - pięcioro par oczu wpatrywało się w niego z bezbrzeżną rozpaczą, a on musiał znaleźć w sobie siłę, by utrzymać tę rodzinę w całości. Nie było to proste, szczególnie gdy w każdym ze swoich dzieci widział Leonę - najstarszy syn miał po niej nawet imię, a każda z córek promieniała identycznym pięknem, spoglądając na ojca jej oczami. Pewne ukojenie przyniosła mu muzyka - Donovan zaczął pogrywać na flecie. Poprzez samodzielną naukę gry miał czym zająć myśli, stało się to dla niego również formą relaksu w późniejszych latach, gdy żałoba już minęła. Swoją uwagę poświęcić musiał również nowemu podopiecznemu - jastrzębiowi, którego podarowały mu jego latorośle, nie chcąc, by ojciec został całkiem sam, gdy one wrócą do Hogwartu. Donovan podarek oczywiście przyjął, a później sprawił sobie nawet drugiego ptasiego towarzysza.


Kiedy w 1952 roku Grindelwald został dyrektorem Hogwartu, pierwszą rzeczą, którą Donovan zrobił, było zabranie swoich dzieci ze szkoły. Protestowały rzecz jasna, nie rozumiały co niby zmiana jednego czy dwóch stołków u władzy miałaby cokolwiek zmienić w ich codziennym, normalnym życiu. Longbottom to jednak wiedział i nie miał zamiaru pozwolić, by którakolwiek z jego pociech została wystawiona na działanie czarnej magii. Najstarszy syn zdążył ukończyć już Hogwart, reszcie potomków ojciec zapewnił najlepszą edukację w domu. Mógł również mieć je na oku, dzięki czemu był zdecydowanie bardziej spokojny - a miał się o co martwić. Przez kolejne lata Donovan obserwował, jak ciemność powoli wypełza z zakamarków miasta. Mimo wytężonej pracy aurorów, mrok nie opuszczał zarówno ulic Londynu jak i ludzkich serc. Longbottom miał niemal bolesną świadomość, że jego działania niewiele dają, że mimo rozwiniętych umiejętności nie potrafił uczynić świata lepszym miejscem w konwencjonalny sposób - to dlatego, gdy dowiedział się o innych, którzy próbują dążyć do tego samego marzenia, nie wahał się. Tamtego dnia szeregi Zakonu Feniksa zasilił dorosły i zdeterminowany lew - drapieżnik, gotów swoim rykiem siać w sercach niegodziwców wątpliwość, a potężnymi kłami oraz pazurami walczyć o sprawiedliwość.




Patronus: Chociaż Donovan, jako młodzian, nigdy nie spodziewał się, że może pokochać kobietę, do której poślubienia został wręcz zmuszony, to tak właśnie się stało. Choć od dnia ślubu minęło już tyle lat, on wciąż pamięta każdy detal. Pamięta, jaki był spięty i skrzywiony, gdy stawał na ślubnym kobiercu, oraz to jak promiennie uśmiechnęła się wtedy do niego Leona. Wyglądała naprawdę pięknie w delikatnej, białej sukni. Wtedy po raz pierwszy jego serce dla niej stopniało.
To właśnie ten uśmiech Donovan przywołuje we wspomnieniach za każdym razem, gdy wyczarowuje patronusa. Jego forma - łabędź - nie mogła chyba dobitniej świadczyć o tym, że była to jedyna i prawdziwa miłość jego życia.  



Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 15 +5 (Różdżka)
Zaklęcia i uroki: 20 Brak
Czarna magia: 0 Brak
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja: 0 Brak
Eliksiry: 0 Brak
Sprawność: 8 +6 (Waga)
Zwinność: 4 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaI2
Historia magiiI2
KłamstwoI2
ONMSI2
RetorykaIII25
SpostrzegawczośćII10
Ukrywanie sięII10
ZastraszenieI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Jasny umysłII5
Silna wolaII5
Szlachecka etykietaI0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Zakon Feniksa -0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I½
Muzyka (instrument - flet)I½
AktywnośćWartośćWydane punkty
PływanieI1
Taniec balowyI1
SzermierkaI1
GenetykaWartośćWydane punkty
Genetyka (brak)-0
Reszta: 1

Wyposażenie

Jastrząb, różdżka, legilimencja, teleportacja



Ostatnio zmieniony przez Donovan Longbottom dnia 03.05.18 12:36, w całości zmieniany 4 razy
Lucan Abbott
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6172-lucan-havelock-abbott https://www.morsmordre.net/t6437-loki#164163 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow https://www.morsmordre.net/t6547-l-h-abbott
Re: Donovan Havelock Longbottom [odnośnik]18.04.18 16:46
Podbijam aww
A tu wykupienie limitu -> klik

Edit. W kp zapomniałam dodac, że Donek choruje na świniowstręt! Poprawie to jutro!

edit. poprawione


We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for


Lucan Abbott
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6172-lucan-havelock-abbott https://www.morsmordre.net/t6437-loki#164163 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow https://www.morsmordre.net/t6547-l-h-abbott
Donovan Havelock Longbottom
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach