Wydarzenia


Ekipa forum
Bartemius Crouch
AutorWiadomość
Bartemius Crouch [odnośnik]19.10.23 0:54

Bartemius Maximilliamus Crouch

Data urodzenia: 06.12.1934 r.
Nazwisko matki: Slughorn
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wzrost: 186 cm
Waga: 80 kg
Kolor włosów: O barwie ciemnej czekolady, krótko przystrzyżone z naturalną skłonnością do skrętów
Kolor oczu: Jasny brąz, miejscami naznaczony złotymi plamkami
Znaki szczególne: Wyprostowana sylwetka, sprężysty chód połączony z zaskakującą gracją ruchu. Na twarzy seria rzadkich piegów, zwłaszcza w okresie letnim



Gdy spojrzysz głęboko w swoją dłoń, zobaczysz swoich rodziców i wszystkie pokolenia swoich przodków. Wszyscy oni żyją w tym momencie. Każdy jest obecny w twoim ciele. Jesteś ciągiem dalszym każdej z tych osób.


Pierwsze wspomnienie z dzieciństwa, które osadziło się w jego umyśle dotyczyło mapy. Stara mapa Wielkiej Brytanii, ukazująca drogi, upadłe miasta i nieznane wioski. Mógłby nawet pomyśleć, że była to mugolska mapa, ale takie przedmioty nie miały prawa istnieć w ich domu. Była często używana, pognieciona i tracąca swe barwy, powinni byli ją wymienić, lecz jego matka zaznaczała na niej odwiedzane punkty, nadając kartce papieru większego znaczenia niż zwykły papier powinien mieć.  Nie pasowała do wystroju pomieszczenia, gdzie chłód i przepych łączyły się w znanej konwencji.  Spojrzał na matkę, angielską damę, która śledziła palcem granice wyspy. Nie było to typowe zajęcia dla brytyjskich arystokratek, jego dziadek bardzo nie lubił ich wypraw. Charlotte była blada, niezwykle szczupła i milcząca, jakby zaraz mogła się niepostrzeżenie rozpłynąć. Powietrze Londynu nie służyło jej, było jej coraz mniej, w milczeniu nikła i nikt nie zdawał się zauważyć. Jej blond loki były elegancko ułożone, zielone oczy odwiedzały myślami miejsca dalekie od domu, a na ustach czaił się delikatny uśmiech.  


Gdzie się udajemy? –  zapytał ją, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Spojrzała na niego zaskoczona, jakby jego obecność umknęła jej osobie. Towarzyszył jej w podróżach od kiedy miał trzy lata, lecz nadal nie odnajdywała dla niego miejsca w swych myślach. Chciał jej atencji, naturalna przypadłość dzieci.  
Gdziekolwiek chcesz – oczekiwał owej odpowiedzi, zawsze była taka sama. Zamknął oczy i zaczął błądzić palcem po mapie, pozwolił dłoni otoczyć cały obszar nim dokonał wyboru. Od razu teleportowali się na miejsca.


Kornwalia należały do Macmillanów, szkocki ród pospolitych awanturników, jak zwykł nazywać ich dziadek. Ich siedzibą był Puddlemore, podobno miasteczko niewarte odwiedzenia, a seniorem rodu był Sorphon Macmillan, który nie zrobił nic, co pozwoliłoby zapisać go w historii magicznej Anglii. Przypominał sobie członków ich rodu, ich krótkie dzieje i wszystko to, co został zmuszony był się o nich dowiedzieć. Szedł za matką jedną z udeptanych ścieżek, powtarzając po cichu imiona, tak jak na dobrego syna przystało. Im był starszy, tym trudniejszym było to zadaniem. Podróż była długa, maszerowali kilka godzin wzdłuż klifów, które przyciągały i przerażały, a wiatr próbował zaprosić ich do zwiedzania oceanu, walcząc z ich małymi ciałami. Matka się nie zatrzymywała, co jakiś czas rzadka roślina przyciągała jej uwagę, lecz nie poświęcała jej czasu, dążyła do swego celu. Wiedział, że w pobliżu musiały znajdywać się testrale, lecz nie mógł ich dostrzec; był naiwnym, pozbawionym lęków życia podrostkiem.  
Land’s end był wyjątkowo niespokojny tego popołudnia. Woda z niezmierną siłą uderzała o kamień, formując go według własnego pragnienia. Prócz nich nie było tu nikogo, pustka i oni, mogliby teraz zniknąć i nikt by nie zauważył.  
Koniec Anglii – orzekła jego matka, gdy przystanęli na skraju, nadal nie spojrzała na niego. On zamiast tego nie mógł przestać patrzeć na nią, pilnował, podświadomie przeczuwał co się stanie.  
I początek – odpowiedział, dopiero wtedy zaskarbiając jej uwagę. W jej wzroku odnalazł pewną trwogę, jakby jego słowa przeszyły jej ciało, trafiając prosto do duszy. Przytaknęła tylko głową, po raz kolejny oddalając się od niego świadomością, choć fizycznie znajdywała się tylko kilka kroków od niego.

W początku był koniec.
 
Może właśnie takie były dzieje Crouchów. Znikający ojciec, do którego zaczyna pałać się nienawiścią; matka, która nigdy nie pasuje do obrazka i dziecko, którego przeznaczeniem było powtórzenie refrenu. To była historia jego dziadka, ojca i jeśli nie zbuntuje się przeciwko losowi również jego.  


Oddajemy się w niewolę prawa, aby zachować wolność


Pamiętaj kim jesteś.  



Były to ostatnie słowa, które wypowiedział jego ojciec, gdy wyruszał do Hogwartu. Nigdy nie zapominaj; był Crouchem, nikim więcej. Potrafił prześledzić genealogie rodu do czasów samego Brutusa, wyrecytować wzniosłe upadki i ominąć rzadkie porażki. Uśmiechem rozkochać w sobie wszystkich przedstawicieli starszego pokolenia, słowem uwolnić się ze wszelkich problemów, których jako dobry syn nie powinien posiadać.  

Był synem Alexandra Croucha i Charlotte Crouch zd. Slughorn, wnukiem Maximilliana Croucha i Evelyn zd. Malfoy oraz Theodore Slughorn i Charlotte Slughorn zd. Flint.  

Zawsze przestrzegał reguł, dostosowując swoje jestestwo do bycia dobrym Crouchem.  Oczekiwania, wymagania i przewidywania rosły z każdym rokiem, trud wkładany rósł a powietrza zaczynało brakować. Od kiedy tylko magia po raz pierwszy przejawiła się w jego ciele, jego droga była wyznaczona. Miał trzy lata (idealny wiek na pierwszy objaw magii), gdy pragnąc jednego z jabłek na drzewie w rodzinnym ogrodzie, doprowadził do ich masowego upadku, pozostawiając jabłoń tylko w objęciach liści. Matka obdarowało go wtedy jednym z tych rzadkich uśmiechów.  

Dostał się do Slytherinu, tak jak powinien. Jego ambicja była ambicją jego rodziny, choć tak wielkie pragnienie ledwo mieściły się w dziecięcym ciele. Pamiętaj o swojej wyższości, nie tylko ze względu na czystość swojej krwi, lecz również potęgę nazwiska, lecz nie ulegaj arogancji; nie była to zalecana cecha.  Powinien być bardziej rozmowny, to na pewno była wina Charlotte, że tak dużo milczał. Wszelkie jego błędy były winą jego matki, tak przynajmniej twierdził jego dziadek. On za to prawie nigdy nie milczał, Barty nie mógł znieść jego gadaniny. Nie powinien tak myśleć, nie przystało tak wnukowi. Jego ojciec nie był najlepszą wersją Croucha, dosyć nieporadny i posępny, nie udało mu się osiągnąć więcej niż prosta posada w ministerstwie. Zawsze jednak obnosił się dumom, nie przyznawał się do własnej mierności. Było w tym coś żałosnego, zepsutego od pierwszego wejrzenia.  

Tak wiele zasad, reguł i uwag, wieczne dążenie do perfekcji, która nie była nazwana i zrozumiana. Miał być utożsamieniem doskonałego Croucha, który nigdy nie istniał - wtedy jednak robił wszystko, by jego reinkarnacja powstała w ich świecie. Miał doskonałe wyniki w szkole, przyjaciół z odpowiednich rodów, choć zastanawiał się czy mógł ich tak nazwać. Jak zawsze wszystko analizował, czasem powinien niektóre rzeczy po prostu zaakceptować. Tak, to byli jego przyjaciele. Czy gdyby była okazja, to włożyliby mu sztylet w plecy? Tak, bez wątpienia.  


Co innego jest ukryć, co innego przemilczeć

Nie pamiętał ostatniego spotkania z matką, nie wyróżniało się niczym wśród setek scen, które odbywali w tym pokoju. Była spokojna, nawet można było powiedzieć, że zrelaksowana, co nie było stanem powszechnym w ich domu. Opiekowała się ich ogrodem, roślin rzadkich i niezwykłych, niemożliwych do wyhodowania w Londynie, lecz magia Slughornów działała nawet po zmianie nazwiska. Czytał nową pracę Erna Blackwooda na temat mitochondriów i ich roli w wytwarzaniu magii, teoryzowanie na temat potencjału magicznego i tego, gdzie ta energia się wytwarza. Blackwood zakładał, że to właśnie one odpowiadają za produkcie magii, sugerował również, że osoby czystej krwi mogą posiadać ich więcej i dlatego mają większy potencjał magiczny, lecz była to kwestia otwarta, którą trzeba było zbadać. Książki go pochłaniały, oddawał się lekturom czując się niewidzialny dla reszty świata. Była to jego mała ucieczka, choć nigdy nie nadał jej tej nazwy. Usłyszał, że matka zakomunikowała mu, że ma ochotę na spacer, była to spodziewana kolej rzeczy, więc nie oderwał oczu od lektury. Pożegnała się i zniknęła, tak niewinna scena. Nigdy więcej jej nie zobaczył, puf i jej nie ma. Miał wrażenie, że zawsze tego pragnęła - zniknąć i nigdy więcej się nie pojawić. Przez kilka tygodni czekali na jej powrót, aurorzy prowadzili poszukiwania, a przyjaciele rodziny składali słowa otuchy.  

Ona nigdy nie wróci – stwierdziła jego siostra, odważnie mówiąc to, co wiedzieli wszyscy w domu. Gdy wrócił po trzecim roku na wakacje wszystkie jej rzeczy zostały zabrane, jakby nigdy jej z nimi nie było. Ogród obumarł, mapę schował głęboko w komodzie, a ojciec dostał nową żonę - ta była rozmowna i udawała, że go lubi. Ona posadziła w ogrodzie pospolite róże, zachwycając się ich pięknem. Obserwował je czasem podczas przerw w treningach szermierki. Preferował, by odbywały się w ogrodzie, który początkowo dodawał mu otuchy, a końcowo tylko zamartwiał. Szermierka pozwalała mu się skupić na jednym prostym aspekcie, on i jego ciało, on i przeciwnik. Świat ograniczony do dwóch elementów. Prosty ruch na przód, unik i atak, automatycznie wyćwiczone czynności.  



Większość ludzi wolała by umrzeć, niż myśleć. I tak zresztą robią.


Nie było lepszego kandydata na prefekta naczelnego, niektóre rzeczy po prostu się należą. Jego wyniki w nauce, nieposzlakowana opinia wśród profesorów i odpowiednie nazwisko zapewniły mu ten tytuł. Nie wszystkie przedmioty go interesowały, trasnmutacja nigdy nie należała do jego ulubionych, a eliksiry udowodniły, że nie odziedziczył po matce talentu (tylko milczenie i nostalgie, ułomności jego charakteru). Miał w sobie jednak niepohamowaną ambicje i stalową determinację, które pchały go zawsze do czynów wielkich, choć w małych w skali. Miał swoje ulubione miejsce w bibliotece, zostało przez niego naznaczone, a na jego stoliku panował nienaruszony porządek. Nienawidził nieporządku, chaosu, który wkradał się przy nieuwadze. Dla niego wszystko miało swoje miejsce i czas, reguły były do przestrzegania, a prawo do stanowienia. Pedantycznie podchodził do założeń, nie chcąc zbaczać z wytyczonych dróg. Smutną prawdą było, że mało który nastoletni chłopiec chciał dbać o czystość. Nawet wielcy arystokraci, te wspaniałe nazwiska, zostawiali po sobie bałagan, jakby oczekując, że w tym momencie pojawi się skrzat, który posprząta ich stolik. Nie rozumiał, jak mogąc wytrzymać w tych niechlujstwie, dezorganizacji, która panowała wszędzie wokół nich. Wystarczyło kilka ruchów różdżką! Choć nie zakładał, ale znali zaklęcia poświęcone sprzątaniu. Jako prefekt musiał rozwiązywać problemy higieny niektórych studentów. Była to misja, którą spełniał z należytą przykładnością. Dlaczego jednak niektórzy pierwszacy nie chcieli się kąpać nie mógł pojąć. Wiele rzeczy wymykała się jego możliwością zrozumienia, choć nie ustępował w próbach zażegnania tego stanu. Czytał filozofów, którzy wytyczali współczesne szlaki myślowe, niektórzy jego przyjaciele narzekali na wpływ mugolskich twórców na ich pracę.  

Po kryjomu czytał Newtona i zastanawiał się nad zaproponowaną formą dualizmu, będąc pewien, że sam Newton musiał być czarodziejem, gdyż zwykły mugol nie mógł takich rzeczy odkryć. Mając piętnaście lat napisał swój własny esej poświęcony problemowi homo duplex na tle magicznego świata, gdzie zastanawiał się, gdzie umieścić wilkołaków na osi człowieczeństwa, jak i podkreślał ważność magicznej kultury jako element wyjścia poza zwierzę, zwłaszcza w przypadku dzieci pochodzenia mugolskiego.  Będąc na szóstym roku wraz z grupą przyjaciół podjęli próby opisania zaklęć w formie numerologicznej, jak i newtonowskiej w postaci równania różniczkowego (powszechnie akceptując, że Netwon musiał być czarodziejem, nawet jeśli szlamą). Ostra kłótnia, którą rozpoczął jego niewdzięczny kuzyn doprowadziła do rozpadu grupy, a Barty zmęczony brakiem sukcesów postanowił poświęcić się innym dziedzinom. Do dzisiaj nie wybaczył kuzynowi owej dezorganizacji. Następnie zainteresował się czarną magią, ku radości jego małego kółka naukowego, które stworzył z kilkoma ślizgonami, sierotami po poprzednim projekcie. Nadal pamiętając fiasko numerologiczne, poświęcili się praktycznym aspektom, co zostało zaaprobowane przez wszystkich uczestników.

Już w szkole zrozumiał, że dużą cześć społeczeństwa stanowią emocjonalni idioci, nawet jeśli ich nazwisko dawało im władzę i prestiż. Brak chęci rozwoju, zakochanie w samej sobie i swej niewiedzy, chaotyczność myśli, która nie pozwalała im się skupić. Te osoby miały stanowić elity ich kraju, brak zaskoczenia, że skończyło się wojną. Obserwował ich, śledził ich zachowania i notował odstępstwa od perfekcji. Wiedział, gdy odczuwali złość - skrzywiony uśmiech pojawiał się na twarzach, zmarszczone brzmi zajmowały całe czoło. Czasem idealnie odgrywali swe role, lecz nawet ich maska rozpadała się w kawałki. Był cichym świadkiem niewinnych miłostek, wielkich dramatów i smutnych tragedii. Jego umysł zbierał informacje, gdyż to właśnie ona była potęgą. Potrafił jednak wykorzystać swoją wiedzę, a ich słabości. Z łatwością wkupywał się w ich łaski, perswadował swoje poglądy w ich umysły, zdobywał w nich sojuszników. Wiedział co powiedzieć, a kiedy lepiej było milczeć, wszystko wykalkulowane. Kłamstwo przychodziło mu z łatwością, lecz osiągało najlepsze efekty, gdy mieszało się je z prawdą. Ludzie godzą się być oszukiwani, lecz nie lubią świadomości tego czynu. W Klubie Ślimaka zawsze pełnił główną rolę, wymuszając na sobie odejście od milczenia. Jego wuj, Horacy, nigdy nie szczędził mu pochwał, choć już na trzecim roku widząc jego umiejętności na zajęciach, powiedział mu po cichu, że z niego alchemik nie będzie i miał nadzieje, że wybierze inną ścieżkę kariery. Widać było, że owa informacja przyszła mu z trudem i smutkiem, sam Barty zaakceptował ją z wielką ulgą.  



Zakaz tylko zwiększa pragnienie.



Ukończył szkołę z wysokimi wynikami i jeszcze wyższymi aspiracjami. Wszystko to, by ponownie wylądować w więzieniu, jak z czułością rozpoczął nazywać siedzibę ich domu. Ojciec podupadł na zdrowiu, więc skończyła się jego mizerna praca w Ministerstwie. Jego młoda macocha nigdy nie przestawała mówić, trajkotać i szukać wolnych słuchaczy.  Z odrażającą infantylnością traktowała swego męża, przesadną słodkością doglądała jego zdrowia, jakby robiła to dla widowni. Czasem miał wrażenie, że ogląda nieudany kabaret, farsę dla ludu. Będąc już w domu rozpoczął korespondencje z Marcello Pracentinim, wysyłając mu swoje eseje filozoficzne i dysputy prawne, dzieląc się swoimi przemyśleniami. Pracentini był jednym z największych europejskich znawców prawa magicznego i rzymskiego, jednym z głównych przedstawicieli magicznego empiryzmu logicznego. Był czarodziejem czystej krwi, z rodziny o małym znaczeniu politycznym w Rzymie, lecz jego sława i renoma sprawiały, że był jednych z najbardziej szanowanych znawców prawa w Europie. Barty czytał jego eseje będąc jeszcze w szkole, wtedy już postanawiając, że zrobi wszystko, by móc dostać się na staż do jego osoby. Sytuacja w domu tylko dodała mu determinacji aż po roku dostał zaproszenie do jego willi w Rzymie. Marcello miał siedemdziesiąt lat, staromodne poczucie humoru i wielkie umiłowanie do alkoholów z anyżu.  

Posiadał stosunkowo liberalne poglądy zarówno na temat życia i mugoli, często odwiedzał La Sapienze, mając wielu niemagicznych przyjaciół na sławnym wydziale prawa. Barty za każdym razem trudem powstrzymywał komentarz, nie uważając, żeby bliskie kontakty z mugolami wnosiły cokolwiek pozytywnego do jego twórczości, a wręcz skrzywiały jego obraz. Był jednak gościem, doskonale zdawał sobie pojęcie z swojej pozycji. Był zażartym przeciwnikiem heglizmu, jak i faszystowskich ruchów, których triumfu i upadku był świadkiem był we Włoszech. Z wzruszeniem opowiadał jak obserwował powieszenia Mussoliniego, co sam Barty uznał za jedyną pożyteczną rzecz jaką ci głupi mugole dokonali. Dosyć szybko pojął, że Marcello pomimo swojej wielkiej wiedzy posiadał wady, o które trzeba było obwiniać jego charakter. Nie potrafił zarządzać pieniądzem, zawsze zbyt szybko tracąc i inwestując w niezbyt sukcesywne rzeczy. Barty znając podstawy ekonomii, które zostały dostarczone do jego głowy wraz z naukami dziadka, pozwolił sobie na przejęcie tego obowiązku od niego.  

Miał młodą żonę, Celie, zaledwie 20-letnią czarownicę półkrwi. I tutaj Barty musiał powstrzymać się od wydania opinii, gdyż uważał, że człowiek z takim nazwiskiem i statusem krwi powinien mieć partnerkę o podobnych przywilejach. Był również świadom, że Celia będąc zarówno piękna, młoda i mądrzejsza niż większość osób również mogła postarać się o lepszą partię, a już na pewno młodszą. Oglądał te wszystkie sceny, które miały miejsca przed jego oczami, pisał listy do rodziny pomijając wszelkie niedogodności w konserwatywnym punkcie widzenia i stawał się słabym człowiekiem. Tak, to wtedy stał się słabym człowiekiem. Inną opcją było, że tą słabość posiadł już w łonie matki i miała zawsze szkalować jego charakter.
Celia była działaczką ruchów feministycznych, poetką i intelektualistką. To jej ojciec zdecydował o ślubie, choć ona sama była temu niechętna, choć zawsze była zaskakująco świadoma swojego miejsca i możliwości. Istniała w niej czysta radość magii, pragnienie współżycia z mocą. Spędzali godziny trenując uroki oraz zaklęcia obronne, za każdym razem będąc bliżej perfekcji i bliżej siebie. Szukali nowych formuł magicznych, przeglądali stare tomiska w poszukiwaniu doskonałości. Była w niej zażartość, chęć pokonania wszystkich a zwłaszcza świata. Barty zawsze chciał wygrywać, była to jego choroba. Zwłaszcza uroku pochłaniały jego dnia, czasem konkurując z samym prawem. Bycie czarodziejem nigdy nie smakowało równie dobrze, gdy po wielodniowych próbach udawało mu się opanować zaklęcie. Ukochała się w prawdzie, sensu stricte logicznym jak i moralnym, obiecała nigdy nie kłamać, lecz w czasie jego dwuletniego pobytu złamała własne zasady dla niego. Ich romans trwał prawie cały jego pobyt, jej brudna krew i jego brudna moralność pobrudziły ich na zawsze. Na końcu jego pobytu ona kłamała, on okłamywał sam siebie aż nie pozostało im nic z ponoć prawdziwego hołdowania autentyzmowi. Groteska wkradła się w jego życie, doprawdy był synem swoich rodziców.  



Chociaż nigdy nie powinniśmy rezygnować z naszych zasad, musimy także zdać sobie sprawę, że nie możemy ich utrzymać, jeśli nie przeżyjemy.


W polityce nie było miejsca na emocje, tkliwości czy sentyment. Poglądy posiadało tylko po to, by móc sprzedać je innym. Liczyło się tylko interes rodziny oraz państwa, a sposób jaki zostanie wybrany do osiągnięcia zysku pozostawał sprawą drugorzędną. Moralność pozostawała etykom, choć żyli w czasach, gdy również z niej można było zostać rozliczony. Trzeba umieć władać sercami, tak łatwo można je utracić. Wrócił do Anglii mając przed sobą obraz rozpadu, anomalie, które nastraszały codzienność życia. Wszystko się rozpadało, a chaos rozpoczął swoje królestwo. Przyglądał się szaleństwom natury z bezpiecznego gabinetu w ministerstwie, gdzie pełnił staż, który miał być dopiero początkiem kariery.  Napisał artykuł diagnozujący anomie w społeczeństwie brytyjskim u progu wojny. W momencie, gdy jeszcze normy zastane w czasach pokoju były pielęgnowane w głowach obywateli, lecz rzeczywistość nie pozwala na ich zastosowanie. Wojna posiadała własne prawa, normy i zwyczaje, a oceniać ją trzeba z tylko nowej perspektywy. Presja na jednostkę narasta, ale nie może ona sobie z nim poradzić, pojawiają się więc zachowania dewiacyjne jak bunt czy rytualizm. Trzeba jednak pamiętać, że wojna to tylko jeden z elementów polityki, nie cel sam w sobie. Dawała niesamowite możliwości, jak i zwiększała ryzyko porażki, cena zawsze była wysoka. On jak zawsze dostrzegał potencjał, okazję, którą winien być wykorzystać jak na Croucha i patriotę przystało.  



 
Patronus: Nie potrafi wyczarować.

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 100
Uroki:123(różdżka)
Czarna magia:82(różdżka)
Uzdrawianie:00
Transmutacja:00
Alchemia:00
Sprawność:50
Zwinność:50
Reszta: 0
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
WłoskiI1
ŁacinaI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaI2
GeomancjaI2
Historia MagiiII10
KłamstwoII10
PerswazjaII10
Starożytne RunyI2
SpostrzegawczośćII10
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
EkonomiaI5
Savoir-vivreII0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Neutralny--
RozpoznawalnośćII-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (tworzenie prozy)II7
Literatura (wiedza)II7
Sztuka (wiedza)I0.5
Muzyka (wiedza)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Taniec balowyI0.5
SzermierkaI0,5
JeździectwoI0.5
Biegłości pozostałeWartośćWydane punkty
Brak-0
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 1
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Bartemius Crouch dnia 01.11.23 21:00, w całości zmieniany 3 razy
Bartemius Crouch
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
As humanity gazed upon stars and proclaimed if heavens would not come to us, we would reach heavens ourselves.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11933-bartemius-crouch https://www.morsmordre.net/t11959-apate https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Bartemius Crouch [odnośnik]08.11.23 9:53

Witamy wśród Morsów

twoja karta została zaakceptowana
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 24.11.23 20:08, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bartemius Crouch  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Bartemius Crouch [odnośnik]08.11.23 9:54


KOMPONENTYkrew, ołów, srebro

[15.12.23] Lipiec-sierpień

BIEGŁOŚCI[10.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +0,5 PB

HISTORIA ROZWOJU[02.11.23] Karta postaci; -50 PD
[10.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +30 PD
[03.02.24] Wykonywanie zawodu I (lsierpień-listopad); +15 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bartemius Crouch  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Bartemius Crouch
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach