Wydarzenia


Ekipa forum
Salonik, I piętro
AutorWiadomość
Salonik, I piętro [odnośnik]05.02.19 14:28

Salonik

Z przedpokoju po spiralnych schodach trafia się własnie tutaj. Półokrągłe ściany otaczające pomieszczenie obłożone są regałami na których znajdują się różnego rodzaju naukowe książki bądź pęki listów, ruchome fotografie rodziny, zachodów słońca, drobne figurki wystrugane z wyrzuconych przez może patyków, jak również szklane butelki wypełnione piaskiem, muszelkami bądź zrulowanymi świstkami pergaminów. W centrum znajduje się kanapa, fotel w kwieciste wzory oraz wiecznie bujający się (nawet bez siedzącego!) fotel bujany z wikliny. Na podsunięty ku nim stoliku jedna na drugiej rozłożone są obszerne mapy nieba nieświadomie robiące za specyficzny obrusik. Salon sąsiaduje na piętrze z kuchnią. Dzięki magii oba pomieszczenia są odpowiednio powiększone od wewnątrz.

[bylobrzydkobedzieladnie]



angel heart | devil mind


Ostatnio zmieniony przez Shelta Vane dnia 30.08.20 14:30, w całości zmieniany 4 razy
Shelta Vane
Shelta Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 https://i.pinimg.com/originals/a8/4a/37/a84a37cf278a89bc1624516ff1f8d801.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6786-nathalie-dluga-budowa#177379 https://www.morsmordre.net/t7019-fiu#184686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-lancashire-stara-latarnia-morska-w-fleetwood https://www.morsmordre.net/t7030-skrytka-bankowa-1707#184954 https://www.morsmordre.net/t7029-shelta-vane
Re: Salonik, I piętro [odnośnik]05.02.19 16:34
Zalewając liście ziołowej herbaty przygryzła delikatnie wargę w zamyśleniu. Martwiła się. Nie mogła przecież inaczej, kiedy to kuzyn znajdował się poza zasięgiem spisywanych przez nią listów, ostatni raz widziała go Pomona, a potem przepadł. Brat jej mówił by się nie przejmowała, że jego duch potrzebuje rozchodzić żal i to naturalne, bo jest mężczyzną, lecz jej te argumenty jakoś nie uspokajały. Zadrę straty powinno leczyć się z rodziną, przy rodzinie, a nie w nieznanej przestrzeni wokół. Tak sądziła. Cieszyła się więc kiedy gwiazdy przygnały zbłąkanego kuzyna w progi jej latarni. Siedział teraz w salonie, a ona smarowała pokrojoną na kromki chałkę masłem, miodem i nieco kwaśną bo niedosłodzoną jeżynowym powidłem. Nie miała problemu z tym by znieść to wszystko za jednym zamachem niżej do salonu. Nie takie kombinacje oraz ilości nosiła do stolików w karczmie.
- Potem możemy pójść do karczmy coś zjeść porządniejszego. W sumie jakoś tak się nauczyłam ostatnio obiad jadać na kolację przez dziadka. Strasznie mnie rozpieszcza, a ja nie mam siły by się opierać kiedy mówi o żeberkach w musztardzie i przez to nie mam nigdy nic u siebie porządniejszego - zwierzyła się wesoło po tym jak pojawiła się w saloniku. Postawiła wszystko na stoliku dbając o to by nic bezpośrednio na rozściełanej na nim mapie nie stało. Za podkładki pod kubki zrobiły zatem koperty po listach z ministerstwa z którym ostatnio weszła w korespondencję, a które się gdzieś jej napatoczyły - Chcesz trochę rumu do herbaty - zaproponowała zbliżając się do półki na której za butelkami z piaskiem znajdowało się coś mocniejszego - Chcesz też może powiedzieć mi o co chodzi z tym niemieszkaniem u siebie? Wiesz ile listów wysłałam? - nie było w tym pretensji, ani skargi. Zrobiła raczej minkę głupiej foczki bo tak też się czuła kiedy kreśliła szósty z kolei list wiedząc, że i tak nie odnajdzie on adresata. A niby była mądra - Bartley twierdzi, że to taka męska rzecz. Tydzień temu jak się pojawił to siedział przy barze i ci kibicował. Mówił, że każda wychylona przez niego szklanka sprawi, że każdy postawiony przez ciebie w twojej podróży krok będzie lżejszy ale chyba tak tylko bredził. Wypił tyle, że musiałbyś do tej pory lewitować - uniosła wyżej jedną z ciemnych brwi wspominając pradawne prawdy z którymi podzielił się jej brat, a zaraz potem zabrała się za siłowanie się z butelką, której forsowanie nakrętki szło jej tragicznie
Shelta Vane
Shelta Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 https://i.pinimg.com/originals/a8/4a/37/a84a37cf278a89bc1624516ff1f8d801.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6786-nathalie-dluga-budowa#177379 https://www.morsmordre.net/t7019-fiu#184686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-lancashire-stara-latarnia-morska-w-fleetwood https://www.morsmordre.net/t7030-skrytka-bankowa-1707#184954 https://www.morsmordre.net/t7029-shelta-vane
Re: Salonik, I piętro [odnośnik]06.02.19 12:59
shelta & jayden17 października
Wpatrywał się w sufit pomieszczenia, delikatnie kręcąc się raz w prawo raz w lewo na ruszającym się krześle i słuchając odgłosów krzątania się Shelly po salonie. W tle leciał jakiś utwór, a może tylko mu się zdawało, gdy był zasłuchany w wewnętrzne zawodzenie. Czuł się jakby odpływał właśnie gdzieś w daleką podróż i nigdy nie miał wrócić, pozostawiając Anglię i jej problemy za sobą - nie wiedział czy powinien z tego powodu czuć niepokój, czy ulgę. Porzucanie problemów nie było do niego podobne i na pewno emocje, które aktualnie przeżywał, nie miały odniesienia w rzeczywistości. Jednak to chwilowe oderwanie się od nękających go zdarzeń, zdawało się być zbawiennym wiatrem. Był pusty w środku, jednak nie w ten sam sposób, gdy wrócił z wyspy. Wtedy wszystko go bolało, a teraz już nie. I nie czuł się tak od długiego czasu. Nie miał w sobie tych wszystkich negatywnych emocji, które bombardowały go od miesięcy; nie posiadał również i pozytywnych, lecz nie martwił się. Za cenę pozbycia się złych myśli, chociażby na moment, był w stanie zapłacić każdą cenę. Zresztą dobre rzeczy były dla niego teraz oksymoronem. Działał już automatycznie, a gdy część powietrza z niego zeszła, przypomniał sobie o innych. Jego kroki odnalazły odpowiednią drogę, by stanąć pod drzwiami Shelly. Wiedział, że się martwiła. W końcu on również umierałby z niepokoju, gdyby się nie odzywała - szczególnie teraz, gdy jego kuzynki kruszały tak prędko. Było to niesprawiedliwe, bo właśnie zaczynał ponownie odzyskiwać z nimi kontakt, ale okrutny los zdecydował inaczej. Pojawiając się w mieszkaniu dziewczyny, czuł się winny, że nie zajął się odpowiednio rodziną i nie zadbał o to, by wiedzieli, co się z nim działo. Słał listy jedynie rodzicom. Musiał pobyć sam, lecz zaalarmowanie państwa Vane musiało się wydarzyć - gdyby się nie odezwał, postawiliby na nogi cały Londyn, byle tylko znaleźć swoje dziecko, a to była ostatnia rzecz, której chciał.
- Nie jestem głodny, ale dziękuję - odparł, słysząc propozycję. Co prawda nie pamiętał, kiedy ostatnio jadł, ale nie czuł ssania żołądka. - To miłe, gdy ktoś tak o ciebie dba - dodał zaraz, patrząc przez moment na kuzynkę, nim uciekł spojrzeniem w bok. Mówił prawdę, ale ta prawda sprawiała, że czuł zarówno tęsknotę, smutek i rozżalenie. I wstyd. Dlatego nie mógł patrzeć na Shelly, bo z łatwością mogłaby to po nim poznać. Jedno się nie zmieniło - wciąż nie potrafił kłamać. - Nie, nie. Samą herbatę - rzucił nieco zbyt szybko, jednak alkoholu na ten moment mu starczyło. Musiał odpocząć od wszystkiego tak naprawdę. Od pytań również, chociaż podczas tej wizyty nie zamierzał milczeć. W końcu po to też się pojawił, żeby porozmawiać z kimś spoza sztywnego kręgu swoich przyjaciół. Shelly wciąż miała ten charakterystyczny dla Vane'ów błysk w oku, który sam utracił i potrzebował chociaż odrobinę znów go poczuć. Że rodzina trzymała się wciąż tak samo dobrze, mimo że on nie czuł się jej częścią w tym samym procencie jak kiedyś. Dawny Jayden umarł, a wraz z nimi niegdysiejsze relacje, bo teraz nawet te bliskie ulegały zmianom. Chcesz też może powiedzieć mi o co chodzi z tym niemieszkaniem u siebie? Wiesz, ile listów wysłałam? - Przepraszam. To... To skomplikowane - bąknął, przecierając twarz. - Jak tylko pomyślę o swoim mieszkaniu, robi mi się niedobrze. Zostały tam rzeczy Pandory, których nie ruszałem przez te miesiące, odkąd... Odkąd zniknęła, jednak u niej to było normalne. A potem okazało się, że nie tym razem - mruknął jedynie. - Chyba je sprzedam, bo zwyczajnie nie chcę nawet myśleć o powrocie. Pom mi pomagała jakiś czas, a teraz mieszkam, gdzie się akurat znajdę. - Wzruszył ramionami, chcąc jakoś pozbyć się dziwnego uczucia za każdym razem, gdy wspominał ostatnie spotkanie z zielarką. Nie chciał też mówić kuzynce o tym jak wyglądała aktualnie jego trasa od miejsca, gdzie spał do pracy. Część nocek spędzał w samej Wieży Astronomicznej, ale i z Hogwartu chciał uciekać jak najprędzej, nie zamierzając na jego korytarzach natknąć się na Sprout. Jego nieobecność podczas posiłków na Wielkiej Sali musiała być zauważona, jednak zawsze mógł wytłumaczyć się badaniami. Których nie prowadził, ale nikt nie zadawał mu żadnych pytań, odkąd wrócił do pracy wyraźnie nieswój. Odpowiadało mu to bardziej niż kiedykolwiek mógłby sądzić. - Cóż. Tydzień temu to chyba jego alkohol przeszedł na mnie - odparł, przypominając sobie noc, którą spędził w Zielonej Wróżce. To wydawało się tak abstrakcyjne jak każde ostatnie wydarzenie losowo wyjęte z jego życiorysu. - Ty się dobrze trzymasz, widzę - dodał, naprawdę ciesząc się, że panna Vane nie poddawała się ogólnemu zmąceniu. Liczył na to, że już żadne zmartwienia nie miały się jej imać. Trzymasz się za naszą dwójkę.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Salonik, I piętro [odnośnik]13.02.19 3:20
- Urosnę więc za naszą dwójkę - mruknęła z naturalnością podtrzymując ciepło w kącikach ust. Nie speszyła ani nie zakłopotała ją odmowa. W końcu wyglądał na kogoś komu brakło apetytu i wcale to ją nie zaskakiwało. Chciała okazać mu nieme zrozumienie i jednocześnie obdarzyć go kawałkiem zwyczajności której prawdopodobnie mu brakowało - nie naciskać, nie naskakiwać. Ze swobodą, po pokonaniu nakrętki, dolała sobie nieco rumu do swojego kubka. Butelkę odstawiła koło nogi fotelika na który wsunęła się zawijając nogi z materiałem sukienki pod siebie. Chałkę po którą sięgnęła i której ugryzła łapczywy kęs trzymała wciąż oburącz. Patrząc na jej ciemną powierzchnię, która rozsmarowana była również nad jej górą wargą zadumała się na chwilę po której przekręciła głowę tak by spojrzeć na kanapkę pod nieco innym kątem. Nie była ślepa by spostrzec jak uciekł od niej wzrokiem. Nie zamierzała mu jednak odbierać intymności ostentacyjnym przyglądaniu się jego udręczonej sylwetce - Tak - miłe - zgodziła się - Myślę, że to poniekąd zasługa tego, że jestem jednak często tą młodszą. Miałam i mam takie szczęście, że wiele par oczu chce mnie doglądać dbając o to by było mi wygodnie. Bym nie miała powodów do zmartwień. Masz w tym kawał swojej zasługi, Jay. Dlatego mam nadzieje, że jak ruszysz dalej to sobie też pomyślisz, że miło ci było pod moim dachem - dużo dla niej zrobił malując jej życie w beztroskie barwy codzienności. Teraz to ona chciała to samo dla niego zrobić. Obdarzyć go uwagą, którą on jej poświęcał niegdyś. Podzielić się tą iskrą którą przelewało na nią starsze rodzeństwo, kuzynostwo, matka, dziadkowie oraz wujek.
Odłożyła połowę kanapki, wycierając nieporadnie palcem z twarzy resztki konfitury. Zapobiegawczo oblizała wargi nie sięgając jednak pod nos. Nad powierzchnią pochwyconego kubka parował dębowo-karmelowy aromat rumu mieszający się ze słodowością ziół użytych w naparze. Nie upiła go od razu. Wisiała nad nim słuchając starszego kuzyna i pozwalając mgiełce z powierzchni się oplatać. Czuła się nieco źle z tym, że poniekąd zmusiła go do wyjaśnień jakby to, że siedział tutaj w jednym kawałku jej nie wystarczało.
- Niedługo Święto Duchów. To dlatego - zdradziła tajemnicę swojego motywatora w utrzymaniu siebie. Spuściwszy spojrzenie na podłogę mówiła dalej - Tego dnia wszyscy będą bliżej. Chcę ich dobrze ugościć, tak by wiedzieli, że jeżeli mają kłopot to mogą liczyć na pomoc, której nie mogłam im udzielić bo byłam za młoda lub niewystarczająco blisko. Teraz już trochę dojrzałam. Nie chcę stracić okazji do pokazania tego. Wszystkim. Nawet, tym po drugiej stronie. Jakkolwiek to nie brzmi - Uśmiechnęła się blado czując przypływ smutku. Świat się trochę sypał. Nagłówek każdej kolejnej gazety miał co rusz bardziej dramatyczny wydźwięk. Rubryka z nekrologami pękała. Świat niemalże nakazywał pogrążyć się w ponurej rzeczywistości. Jednak...jeżeli każdy to zrobi, to kto wtedy wskaże innym odpowiednią drogę...? - Zostań tutaj. Przynajmniej do tego czasu - poprosiła - Sporządzę świstokliki byś mógł swobodnie przemieszczać się między Hogwartem, a Fleetwood. Oddam ci do dyspozycji piętro. Nie uwierzysz, lecz mam ich trochę - zażartowała, nieśmiało wywracając oczami - Jeżeli nie lubisz schodów u dziadków w gospodzie na pewno znajdzie się wolny pokój. Nie ma w końcu sezonu. Nie musisz wracać do siebie, lecz jeżeli będziesz chciał to chcę z tobą. Pomogę ci spakować jej rzeczy. Nie chcę byś robił to sam - zdradziła szczerze wlepiając brązowe tęczówki w starszego Vane - Nawet mam pomysł co mógłbyś zrobić dla mnie w zamian za dostęp do ciepłej wody - podparła brodę na pięści ręki, a łokieć o oparcie fotelika.



angel heart | devil mind
Shelta Vane
Shelta Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 https://i.pinimg.com/originals/a8/4a/37/a84a37cf278a89bc1624516ff1f8d801.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6786-nathalie-dluga-budowa#177379 https://www.morsmordre.net/t7019-fiu#184686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-lancashire-stara-latarnia-morska-w-fleetwood https://www.morsmordre.net/t7030-skrytka-bankowa-1707#184954 https://www.morsmordre.net/t7029-shelta-vane
Re: Salonik, I piętro [odnośnik]16.02.19 8:57
Właśnie to było wszystkim - pojawiał się przed jej drzwiami i nie musiał martwić się o to, że jego słowa zostaną źle zinterpretowane, przeinaczone lub wzgardzone. Mógł odmawiać za każdym razem, a panna Vane pozostałaby niezmiennie otwarta i wyrozumiała. Nie zadawała dręczących pytań, które sprawiałyby, że chciałby jedynie uciec poza horyzont zdarzeń. Jej ciepło i spokój sprawiały, że wręcz przeciwnie - chciał zostać i odpłynąć wraz z nią. Zupełnie jakby wieża, którą zamieszkiwała, znajdowała się w innym wymiarze, gdzie nie było cierpienia, chłodu i smutku. Gdzie nie było spięcia i dorosłego życia. A właśnie w tym momencie potrzebował oderwania od wszystkiego, co znajdowało się poza jej murami. Shelta nie należała do osób, które chciały wiedzieć każdy, nawet najdrobniejszy moment - czekała na to czy jej rozmówca miał się otworzyć sam, chociaż starała się subtelnie wybadać teren i to oznaczało dla Jaydena bezpieczeństwo. Po ostatnich zdarzeniach, gdzie emocje zdecydowanie brały górę nad rozsądkiem, potrzebował wyciszenia i po prostu zatrzymania się w tym szaleństwie. Nie chciał mówić o niczyjej śmierci, nie chciał się kłócić, nie chciał słuchać krzyków. Nie chciał mówić o swoim koczownictwie po opuszczeniu przez Pandorę tego świata. A jednak nie potrafił, nawet z nią i przy niej, nie starać się uciekać. Chociażby spojrzeniem, w którym brakło dawnej radości, iskry. Był po prostu pusty i przesycony negatywami, którymi nie chciał jej niepokoić. Do tego wstyd, który odczuwał za słowa, które padły podczas ostatniej kłótni z Pomoną... Nie czuł się winny za swoje polityczne przekonania, ale powiedział obok nich przykrości uderzające wprost w delikatne serce przyjaciółki. Zbyt skomplikowanie... Dlatego słysząc słowa wdzięczności ze strony kuzynki, nie oponował. - Nie musisz tego robić - odezwał się, przenosząc ku niej wzrok i posyłając jej pełne wyrazistości spojrzenie. - Oczywiście, że nie mam wątpliwości co do twojej dobroci. Pamiętam też przeszłość. Nie musisz... - urwał, nie wiedząc jak dopasować słowa do tego, co miał w głowie. Nie musiała mówić specjalnie dla niego rzeczy z ich wspólnego życia. Jego obowiązkiem była opieka nad nią, chciał to robić zawsze. A teraz, gdy ona chciała zrobić to samo z nim, zdał sobie sprawę jak słaby był. Powinien być silniejszy jako ten starszy, jako ten, który należał do męskiej części społeczeństwa. Jako ten, który kiedyś się nią opiekował. Chciał jej to powiedzieć, ale nie potrafił. Słowa uciekły czy może to jego własna psychika zagubiła się po drodze? Wiedział jedno - nie był tym samym człowiekiem, którego niosła w swoich wspomnieniach. - To wszystko mnie niszczy, ale jestem zbyt zmęczony, żeby się przejmować - odparł jedynie, nachylając się w przód, by oprzeć przedramiona na kolanach. Uzewnętrznił się, przyznając do czegoś, co kołatało się w zakamarkach jego umysłu już od dłuższego czasu. Był wykończony walką, ciągłym napięciem, tragediami, międzyludzkimi konfliktami. Dlatego gdy Shelly powiedziała o Święcie Duchów, odetchnął lekko. Kiedyś był tak sam. Szukał dobra w każdej sytuacji, starając się wspomóc kogo tylko mógł. Wyczuwał jej staranie i chęć, żeby wszystko było dobrze. Znał to. Jego dłoń wysunęła się naprzód, by położyć ją na chwilę na ręce kuzynki. - Nie musisz nikomu nic udowadniać - powiedział miękko, wycofując się. Każdy kto ją znał, mógł dostrzec jej poświęcenie. Nie wymagano od niej ciągłego udowadniania.
Zostań tutaj. Przynajmniej do tego czasu. Nie spodziewał się tego. Podświadomie wiedział to już wcześniej, ale dopiero teraz dotarło do niego, że jego tułaczka między mieszkaniami bliskich mu kobiet stała się niemalże schematem. Astronom przejechał palcami przez włosy, jak zawsze gdy szukał dobrej odpowiedzi. Rozchylił usta w niemym pytaniu, lecz nie powiedział nic. Po prostu przez dłuższy moment wpatrywał się w kuzynkę, słuchając jej słów. - Nie mógłbym... - zaczął w końcu, mieląc w myślach każdą zgłoskę. Wyratowała go jednak ostatnia kwestia, którą poruszyła Vane. - Co to takiego? - spytał, nie podejmując jeszcze decyzji. Jeśli potrzebowała jego pomocy, mógł to zrobić bez narzucania jej swojej obecności.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Salonik, I piętro [odnośnik]19.02.19 23:59
- Nie muszę - przyznała, a kąciki ust nieco opadły, lecz wciąż wisiały na tyle wysoko by łuk malujący się na jej twarzy przywodził na myśl ciepłe zamyślenie. Nie potrafiła nie ulec ciężarowi czegoś co kryło się w mocno osadzonym na niej spojrzeniu ciemnych oczu kuzyna. Tak bardzo podobnych do tych noszonych przez ojca oraz ją samą, a jednak tak dziwnie pustych. Nie musiała się nimi martwić. Nie musiała robić czegokolwiek: otwierać mu drzwi, zapraszać go środka, otulać tym co miała do zaoferowania. Magia polegała na tym, że chciała i chęć ta szczerze iskrzyła w jej oczach. Tak jak kiedyś on orbitował gdzieś koloryzując jej dzień w nieco cieplejsze barwy niż robiła to rzeczywistość tak teraz ona cieszyła się ze to teraz ona może stać się jego kredką choć niekoniecznie taką po którą chciałby sięgać. To nic. Niech wie, że w razie konieczności leży pod ręką. To na chwilę obecną jej wystarczyło. Nie mówiła zatem nic więcej, nie przywoływała żadnych obrazów z przeszłości, nie zadawała pytań nie chcąc by szukał słów. Nie potrzebowała żadnego zapewnienia, że jest dobrze. Widziała, że nie było. Ani z nim, ani z tym co działo się w Anglii. Ona sama również miała swoją małą dumę, cele, drobne potyczki prowadzone z własnym, niespokojnym duchem. Wytyczała  postanowienia, które pomagały utrzymać obrany przez siebie kurs. Nie zamierzała z niego zbaczać. Musiała udowodnić sobie i innym, że przez te wzburzone, angielskie wody da się przepłynąć. Jak na razie żagle prężyły się od siły dmącego w nie wiatru sprawiając, że przecinała wznoszące się ponad nie fale. nie było powodów do obaw. Ceniła jednak życzliwą troskę.
- Jestem naukowcem. Żyję udowadnianiem. Dam radę - puściła ku kuzynowi oczko by zaraz zadrzeć wyzywająco, śmiało podbródek. Pewność siebie nieco stopniała w chwili w której starała się go nakłonić do upuszczenia swej kotwicy właśnie tu. Martwiła się i czuła potrzebę widzenia go. W łańcuchy go jednak nie zakuje. Chociaż...
- Na pewno zdajesz sobie sprawę, że od momentu zamachu na MM sieć kominków Fiuu nie działa poprawnie. Numerologiczny zapis sieci znajduje się w opłakanym stanie. Wiele nici jest nienaprawianie rozerwana, niestabilna, niebezpieczna. Dlatego teeeeeeeeż... Ta-dam~! - zaczęła mówić ze słowa na słowo pałało od niej coraz to większe zaangażowanie. Kubek, który trzymała znalazł się na podłodze, a ręce ostrożnie wertowała obrus utworzony z licznych map. Ostatecznie dorwała tą konkretną. Wyciągnęła ją ostrożnie, a potem trzymając za przeciwległe krawędzie rozłożyła przed twarzą Jaya. Mapa przedstawiała Anglię i Irlandię która przepasały liczne linie układające się w coś w rodzaju schematu - Gdzieś miedzy robieniem z wanny świstoklika, a wyliczaniem wagi magii na przetransmutowanie krzesła w stół zaprojektowałam schemat nowej sieci Fiu - oświadczyła ostatecznie podając mu swoją prac w jego osobiste dłonie by się jej przyjrzał z bliska - Tak właściwie to tak bardziej projekt projektu, który omówiłam i którego realizację zaproponowałam Departamentowi Transportu Magicznego. Teoretycznie wykonalny. Liczyłam parę razy. Popłynęłam jednak ze swoimi możliwościami... - nie żeby nie można było tego przewidzieć. To był jej pierwszy projekt poważniejszy niż ulepszenie mikstury na kaszel czy wyprowadzenie kilku wzorów do wyliczania efektywności magii w zaklęciu. Do tego na skalę kraju - Jeżeli przedstawię więcej szczegółów dostanę wsparcie Departamentu w kwestii administracyjnej oraz prawnej. Potrzebuję kogoś z autorytetem, wiedzą i doświadczeniem kto pomoże mi z projektu projektu zrobić projekt, a potem go zrealizować - popatrzyła na niego z lekkim zakłopotaniem związanym z tym istnym porwaniem się z motyką na słońce bo inaczej nie można było tego do czego chciała się zobowiązać inaczej - Myślę, że jeżeli znajdę chętnego to ten chętny będzie musiał popracować ze mną przez parę dni bardzo intensywnie. Całe szczęście, że mam w swojej wieży pokój gościnny i w ogóle... - poruszyła brwią wymownie. Proszę?
Shelta Vane
Shelta Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 https://i.pinimg.com/originals/a8/4a/37/a84a37cf278a89bc1624516ff1f8d801.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6786-nathalie-dluga-budowa#177379 https://www.morsmordre.net/t7019-fiu#184686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-lancashire-stara-latarnia-morska-w-fleetwood https://www.morsmordre.net/t7030-skrytka-bankowa-1707#184954 https://www.morsmordre.net/t7029-shelta-vane
Re: Salonik, I piętro [odnośnik]01.03.19 11:03
Nie chciał się przenosić. Potrzebował chociażby ułudy stabilizacji, którą utracił wraz z ostatnią kłótnią na dziedzińcu szkoły, a tak częsta zmiana nie mogła być czymś trwałym. Nie mogła pomóc mu się uspokoić i sprawić, że przeanalizował wszystkie dotychczasowe zdarzenia. Zaczynając od milczenia Jocelyn, przez swoją nieobecność w Hogwarcie, po uniesienie się po druzgocących słowach Pomony. Nie mógł tego zrobić w biegu, dlatego, pomimo że doceniał całym sercem propozycję Shelty, nie mógł do niej przystać. Znalazł chwilowe schronienie pod dachem Roselyn i nie zamierzał z niego rezygnować, wiedząc, że byłoby to okrutne zarówno dla niego samego jak i uzdrowicielki. Oboje znali się od dawna i potrafili wybudzić z letargu smutków, a regeneracja w otoczeniu czegoś znajomego, kogoś z kim nie trzeba było rozmawiać, by wiedział o czym się myślało, była tym do czego dążył. Wystarczająco już osób musiało zresztą znosić jego pesymistyczną osobę i nie zamierzał narzucać się kolejnym. Relacja ze Sprout pozwoliła mu na zasklepienie ogromnej powierzchni ran, które odniósł w krótkim czasie, ale rozstanie zadało kolejne - te musiał już wyleczyć u boku kogoś doświadczonego. Rose przeżyła zdecydowanie więcej niż on i mogła mu pomóc znaleźć właściwą drogę. Shelly była wciąż bardzo młoda, zbyt młoda, żeby musieć patrzeć na to, co działo się w życiu jej kuzyna. Miała dobre serce, dlatego właśnie JD nie zamierzał pod żadnym pozorem zaburzać tego porządku, wiedząc, że prędzej czy później zrozumie, dlaczego postępował w ten sposób. Zmienił się tak boleśnie, że samo myślenie o dawnych nawykach wydawało się abstrakcją. Jak miał współistnieć w świecie, który znał go wcześniej? W swojej nowej, nieustabilizowanej, nieznanej nikomu wersji? Nawet sam nie potrafił powiedzieć, jaki był. Jaki miał się stać na sam koniec.
Dlatego był wdzięczny kuzynce, że nie kontynuowała rzuconego przez siebie tematu. Miał jej odpowiedzieć dopiero później, jednak wpierw pozwolił sobie na oderwanie myśli w kierunku nauki. Dawno nie uczestniczył w żadnych badaniach, a właściwie tak mu się wydawało, bo czas zdecydowanie nie był teraz czymś, co w jego materii miało znaczenie. Wziął od niej szkic z mapą Wielkiej Brytanii, obserwując uważnie początkowo niezrozumiałe treści, lecz wraz z jej kolejnymi słowami oraz wyjaśnieniami, nabierały znaczenia i sensu. Było to wręcz zaskoczeniem, że zrobiła to tak biegle. Jay nie wątpił w umiejętności kuzynki - wszak nosiła nazwisko odkrywców i naukowców, dlatego nie mogło być inaczej. Podczas gdy on pogrążał się w beznadziei i szarości, ona prężnie parła naprzód, nie pozwalając mu się zatrzymywać. Zupełnie jakby wiedziała, że mężczyzna będzie potrzebował odskoczni od rzeczywistości, która próbowała go stłamsić i póki co wygrywała w cuglach. Teraz mógł uważnie śledzić zarys projektu, zanurzając się w myślach i argumentacji. Naprawa sieci kominkowej nie była czymś błahym, jednak końcowy efekt miał poprawić życia niejednemu czarodziejowi, jego żonie i dzieciom. - Nie tylko autorytetu potrzebujesz, ale całego plutonu specjalistów - zaczął, układając sobie w głowie, co powinni byli zrobić w fazie wstępnej, a co miało przyjść również i później. - Z numerologią sobie poradzisz, ale... Będzie to wymagało sporej ilości pracy. Na pewno będzie potrzebne wsparcie alchemiczne, runistów i speców od ochrony przed czarną magią. To, co proponujesz, będzie musiało radzić sobie z ogromnymi przeciążeniami - tłumaczył oczywistości, jednak widać było, że nie było to dla niego coś nieznaczącego. Nie odrzucał tego. Wręcz przeciwnie - nie spodziewał się, że będzie się to tyczyło projektu na taką skalę. Był pod wrażeniem i wyrysowało się to wyraźnie na jego twarzy. Duma, zainteresowanie, a także spora dawka rozbudzenia czegoś, co sądził wygasło. - To samobójstwo. Nikłe szanse powodzenia. Na co czekamy? - spytał, podnosząc spojrzenie z mapy na kuzynkę i pozwalając, by kąciki ust uniosły się w delikatnym, acz szczerym uśmiechu. Czy ich nazwisko nie mówiło samo za siebie, że odbudowa i wskazywanie drogi było ich obowiązkiem?


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Salonik, I piętro [odnośnik]23.03.19 1:57
Nie zamierzała przekonywać go na siłę, a co gorszego starać się udowodnić mu, że wie lepiej czego potrzebuje. Tak w końcu nie było. Pomimo popełniających ją chęci mogła jedynie zawierzać opiekuńczym instynktom. Przeżyła w końcu mniej, widziała mniej, a on też był dorosłym mężczyzną. Nie czuła, że mogła wchodzić między niego, a jego decyzję. Milcząco ją przyjęła jego postawę, zaakceptowała. Teraz mogła jedynie obserwować, być i mieć nadzieję, że mu się polepszy. Nie zdawała sobie sprawy, że mogła znacznie więcej sięgając do niego nie tyle w zamiarze obdarowania go wsparciem, a szukaniem go. Dla siebie oraz innych czarodziei.
Rozpisany plan były dowodem na to, że dało się naprawić sieć. Wymagało to jednak nie tylko teoretycznych zapisków, lecz również faktycznego zaplecza materiału ludzkiego oraz funduszy.
- Cóż, pluton brzmi zdecydowanie lepiej niż pułk - wydęła dolną wargę. Skóra na brodzie się ściągnęła, a ona sama kiwnęła głową przyznając sobie samej racje po wypowiedzianej na głos myśli. Nie brzmiało to tak źle z ust Jaydena - zwłaszcza, że musi być to pluton dobrowolnych chcących pracować charytatywnie specjalistów. Ministerstwo zgodziło pokryć się koszty badań, lecz nie mają wystarczających funduszy by zapłacić wynagrodzenie. Nie wspominałam o tym, prawda…? - wyjaśniła zamyślając się nad tym, że chyba zdążyła jedynie napomknąć, że Departament Transportu był gotowy zająć się częścią administracyjną. Nie mówiła tego z wyrzutem. I tak biorąc pod uwagę nastroje, trudną pozycję Ministerstwa oraz okrojony budżet ten oferował ze swojej strony naprawdę spore wsparcie pozwalając by zainteresowani skupili się wyłącznie na realizacji tegoż. Problem polegał na tym, że jej samej faktycznie ciężko byłoby znaleźć chętnych zwłaszcza, że nie wiedziała kogo konkretnie powinna szukać, jakimi umiejętnościami powinni posługiwać się potencjalni kandydaci i co właściwie mieliby robić. Dlatego kiedy nieco rzucał światła na jej sytuację i pobieżną ocenę poczuła wzbierające w niej obawy, że jej dobre chęci rozbiją się o rzeczywistość. Zawsze była trochę roztrzepana i nie inaczej było kiedy radośnie wymieniała się korespondencją z Ministerstwem by zaraz po tym zdać sobie sprawę, że badania których chciała się podjąć były ponad jej siły. W napięciu czekała jednak na ostateczny werdykt kuzyna nie popadając w paranoję. Krzątające się za jego oczami rosnące zainteresowanie było dobrym omenem. Dlatego kiedy padła decyzja o chęci współpracy na jej ustach odmalował się szeroki uśmiech, ząbki zabłyszczały, a ona entuzjastycznie klasnęła w dłonie by w kolejnym ruchu obwiesić się dziękczynnie na kuzynie. Miała ochotę wstać i skakać, lecz tylko wstała zaraz po tym by na nowo usiaść - O rety...to moze się naprawdę udać. Teraz. Nam.
Shelta Vane
Shelta Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 https://i.pinimg.com/originals/a8/4a/37/a84a37cf278a89bc1624516ff1f8d801.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6786-nathalie-dluga-budowa#177379 https://www.morsmordre.net/t7019-fiu#184686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-lancashire-stara-latarnia-morska-w-fleetwood https://www.morsmordre.net/t7030-skrytka-bankowa-1707#184954 https://www.morsmordre.net/t7029-shelta-vane
Re: Salonik, I piętro [odnośnik]27.03.19 13:19
Zamiast na sobie wolał skupić się już na poruszonej przez kuzynkę kwestii, która była o wiele bardziej interesująca. I nie spodziewał się, że młoda panna Vane w ogóle brała pod uwagę taki projekt. Nie wątpił w jej umiejętności i ambicje, jednak sam nie pomyślał, żeby zrobić coś podobnego. Nie nadawał się zresztą od jakiegoś czasu do takiego myślenia, ale może nadszedł termin, w którym miało się to zmienić? Jeśli miał jej pomóc i przydać się na coś, zamierzał się tego podjąć. Wszak kiedyś musiał przestać się nad sobą użalać i zacząć patrzeć przed siebie. Z daleka od smutku i z daleka od rozpaczy. Z daleka od żałoby, którą nosił. Czerń jednak idealnie wyrażała jego wnętrze — stanowiła jako odbicie lustrzane wraz ze wszystkimi odczuciami i myślami. Słowami. Gestami. - Fundusze nie mają znaczenia. Jeśli się uda, żadne z nas nie będzie musiało się o nie martwić - stwierdził logicznie i szczerze. Chociaż mogło to zabrzmieć sucho, taka była prawda. Czarodzieje, którzy mieli dokonać naprawy sieci kominkowej, mogli z całą pewnością liczyć na prestiż wynikający z ich pracy. Poniekąd właśnie to było drzwiami dla wielu nieznanych nikomu badaczy czy naukowców. Przełom w ich karierze. Kamień milowy w ich własnej dziedzinie. Jayden nie martwił się o swoje stanowisko — wszak nazwisko, które nosił, kojarzyło naprawdę wielu, a dokonania, które posiadał na rzecz astronomii, były naprawdę szerokie. Był do tego wnukiem swojego dziadka — najsłynniejszego poszukiwacza meteorytów, jaki żył i chodził po tym świecie. Jeśli cokolwiek miało się udać w projekcie, który sugerowała Shelly, zamierzał oddać zasługi młodszym od siebie i tym, którzy tego potrzebowali. Wiedział jednak, że ktokolwiek mający brać udział w odbudowie zniszczonej sieci, miał być specjalistą w swojej dziedzinie. I nie potrzebował niańki. - Będziemy pracować czasem kilka dni z rzędu, dlatego przyda nam się wsparcie. Ktoś na zasadzie asysty. Szczególnie że co dwie głowy to niejedna. - Spojrzał na kuzynkę, wiedząc, że lubiła od siebie wymagać. On również, ale jeśli to miało się udać... Po prostu musieli mieć wsparcie.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Salonik, I piętro [odnośnik]27.03.19 14:23
Nie była typem naukowca, który wyprzedzał swoje pokolenia w przód na wiele lat. Nie fascynowały ją zagadnienia przyszłości. Często wyjątkowo rewolucyjne myśli, jednak nie posiadające żadnego pokrycia w rzeczywistości, nieudowodnione, nie mogące zostać wykorzystane przez najbliższe dekady. Podobne historie traktowała jak przyjemne opowieści i bajki w które wczytywała się z ciekawością, lecz ich nie tkała lewitując nad codzienną przyziemnością. Nauka miała pomagać ludziom. Najlepiej tym żyjącym już teraz, ułatwiać oraz ratować życie. Służyć postępowi, czarodziejom. Problematyka transportu dotykała każdego bez względu na status oraz wiek. Być może ona sama nie zainteresowałaby się tematem, gdyby nie praca w Departamencie Transportu, która uświadomiła ją o jego istotności. Do tego fascynowała się samą strukturą wiązań numerologicznych wyplatanych w przestworzach podczas tkania kanałów teleportacyjnych sieci. Być może można było zatem przewidzieć, że prędzej czy później będzie chciała coś z tym zrobić. Tym bardziej, że samo Ministerstwo kręciło się po omacku w nowej, ponurej rzeczywistości ie wiedząc co może z sobą zrobić. Nie przeszkadzało jej to. Mogła wznieść światło wskazujące kierunek. Tylko ciężar latarni okazał się niespodziewanie zbyt wielki by jej wątłe ramiona mogły go dźwigać dalej. Jayden mógł być naprawdę nieocenionym wsparciem.
Miał również rację - badania może nie mogły przynieść dochodu, lecz wiążący się z nimi prestiż miał swą wagę. Nie była jednak interesowną czarownicą. Nie o niego jej jednak chodziło i sam w sobie nie był celem chociaż jeżeli badania zakończą się sukcesem mogły umocnić jej pozycję. Bo choć posiadała nazwisko to dość późno zdecydowała się na naukową karierę. Nadgonienie przepaści dzielącej ją od innych naukowców w jej wieku nie było takie łatwe.
- Im bardziej starałam się rozpisać projekt tym bardziej zaczęłam zdawać sobie z tego sprawę - we pojedynkę dłubałaby nad tym z pięć lat, we dwójkę oraz obrośnięci w doświadczenie Jaydena mogło im się udać w rok. To jednak było wciąż za długo - Niedawno zatrudniłam stażystkę na przyuczanie. Ze swoją wiedzą wykracza poza podstawy numerologii. Myślę, że mogłaby nas odciążyć w najprostszych czynnościach, lecz zdaję sobie sprawę z tego, że to wciąż mało... - uśmiechnęła nieco blado bo niestety świadoma była, że mimo wszystko nie posiada zbyt wielu przyjaciół z branży, których może prosić o wsparcie - Chciałbyś może przysiąść nad tym wieczorem? Pokazałabym ci trochę jeszcze materiałów - zaproponowała przechodząc zaraz później na błahsze tematy. Opowiadała o śmiesznych zdarzeniach w gospodzie, o tym, jak skończyła się próba transmutowania strychu w większe pomieszczenie oraz o zabawnym kocie, który od kilku dni pojawia się na ganku i wygrzebuje jej ze śmietnika obierki po dyni.

|zt



angel heart | devil mind
Shelta Vane
Shelta Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 https://i.pinimg.com/originals/a8/4a/37/a84a37cf278a89bc1624516ff1f8d801.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6786-nathalie-dluga-budowa#177379 https://www.morsmordre.net/t7019-fiu#184686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-lancashire-stara-latarnia-morska-w-fleetwood https://www.morsmordre.net/t7030-skrytka-bankowa-1707#184954 https://www.morsmordre.net/t7029-shelta-vane
Re: Salonik, I piętro [odnośnik]28.04.19 21:36
Potrzebował tego oderwania myśli i ucieczki od rzeczywistości, która osiadła na nim całym ciężarem i nie chciała chociaż na moment odejść. Wyciągnięta od kuzynki dłoń okazała się jednak czymś więcej niż jedynie zwykłym, chwilowym zapomnieniem. Było filarem, nowym filarem, na którym mógł zbudować swoją nową osobowość. Nie trzeba było zbyt dobrze znać Jaydena, by zauważyć, że coś było na rzeczy. Że coś się zmieniło. Że nie uśmiechał się, nie śmiał tak wiele, jak kiedyś. Że nie wkładał serca w pracę. Wolał całymi dniami włóczyć się bez większego celu czy ukrywać w bibliotekach z daleka od ludzkich oczu. Było to naprawdę frustrujące dla każdego bliższego znajomego czy członka rodziny, który przywykł do wiecznego chłopca. Teraz mierzyli się z ponuractwem i dystansem jak jeszcze nigdy. Chcieli wiedzieć dlaczego? Lecz Jayden nie dawał im odpowiedzi na to pytanie, milcząc i odsuwając się jeszcze mocniej. Im robił się starszy, tym dostrzegał, że świat nie kręcił się tylko tu i teraz. To, co było tu i teraz, za moment stawało się tam i potem. A kilka chwil w przód będzie w przyszłości miało przeistoczyć się w teraźniejszość. To zamknięte koło czasu nie oszczędzało nikogo i tak naprawdę żyli nie jedną linią, a każdym wymiarem razem. Czas był jednością, nierozerwalną i nikt nie mógł przekonać Vane'a, że było inaczej. To, co robili miało mieć odbicie na następnych dniach, a skoro tak czy nie oznaczało to, że czyn miał trwać w jednej, dłużącej się chwili? Kolejny czyn prowadził ich dalej — do kolejnego wielkiego momentu bez końca i bez początku. Seria zachodzących po sobie wypadków, mających nieustanny bieg i zależna od siebie. Oto czym był wszechświat.
Shelta była indywidualistką. Jak on. Młoda, energiczna, chciała zwojować cały świat, podbijając serca każdego, kto warty był poderwania od przyziemnych spraw i dojrzenia czegoś pięknego w zwyczajowości. Kiedyś też i astronom miał w sobie ów boski pierwiastek, lecz dlaczego już nie potrafił go z siebie wykrzesać? Czy było to coś, co zupełnie z niego uleciało i nie miało powrócić? Teraz było mu wszystko jedno i trwając w tym momencie, wiedział, że odczuwać będzie cierpienie oraz pustkę już zawsze. Do końca. Skinął głową na potwierdzenie jej słów. Owszem. Potrzebowali asysty. Nie. Musieli mieć kogoś jako pomocnika i wsparcie. To nie ulegało wątpliwości. - Jeśli mam prowadzić ten projekt... - zaczął, patrząc uważnie na kuzynkę i chcąc sprowadzić ją na ziemię. To było ważne. Cholernie ważne. - To na moich zasadach. Nie ma zarzynania się. Regularne spanie, regularne posiłki, regularne sprawdzanie postępów. Będzie to obowiązywało każdego. Słyszysz? Każdego - podkreślił, wiedząc jak to mieli w zwyczaju naukowcy. Szczególnie ci noszący nazwisko Vane. Cieszył się, że brała to pod uwagę, jednak nawet pomoc nie miała zapewne jej powstrzymać przed odpoczynkiem i regeneracją. Nie była głupia i chciała dobrze, lecz dobre intencje nie zawsze szły w parze ze zdrowym rozsądkiem. Już sam to przebadał i przerobił na samym sobie. Wiedział też, że miał pilnować swojej kuzynki podczas tego ważnego badania, jeśli tylko miało mu się udać opracować to w jakiś sensowny sposób. Ale to jeszcze za jakiś czas... Na razie pozwolił więc jej mówić, patrząc na nią i czując jak nikły uśmiech wykrzywił jego wargi. Delikatnie i nienachalnie. Bo chociaż kochał ją, widmo czarnych chmur wisiało nawet nad latarnią morską. W Shelly widział jednak odbicie siebie samego sprzed kilku miesięcy — kogoś, kto chciał ocalić swoją rodzinę.

|zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Salonik, I piętro
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach