Wydarzenia


Ekipa forum
salon
AutorWiadomość
salon [odnośnik]09.05.20 15:17

salon

Salon jest niedużym pomieszczeniem, a w dodatku stoi tam mnóstwo rzeczy, przez co wydaje się jeszcze mniejszy. Regały uginają się pod ciężarem książek, a ściany niemal w całości pokrywają zdjęcia wykonane przez pana domu. Niektóre się ruszają, inne zostały wykonane w sposób mugolski. Tylko parapet jest pusty, by można było swobodnie otworzyć okno z widokiem na ogród. Bottowie spędzają tutaj czas dopiero wieczorem, w dzień wolą krzątać się po kuchni.
Samantha Bott
Samantha Bott
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 47
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
You and I know strange corners of life.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7502-samantha-bott https://www.morsmordre.net/t7799-poczta-samanthy#218019 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f264-gniazdo https://www.morsmordre.net/t7808-samantha-bott
Re: salon [odnośnik]09.05.20 16:36
3 IV 1957, kilka minut po wybiciu godziny drugiej

Kiedy ostatni raz spał? Choć jego głowa czasem mocno chyliła się nad kuchennym stołem, to może zdołał wyrwać dla siebie parę chwil drzemki. Po kilku minutach nieświadomości zrywał się, prostował na krześle i znów powracał do czuwania, czekając na odpowiedź Jackie, która nigdy nie nadeszła. Desperacko uspokajał się myślą, że posłane do córki patronusy od razu obierały drogę i nie powracały, jakby magia wyczuwała, że ona wciąż gdzieś tam jest, żywa. Mogła też gdzieś właśnie konać, w ciemnym dole albo śmierdzącym rynsztoku, bez różdżki, w samotności. Te mroczne wizje były mocno nachalne, nijak nie mógł ich całkowicie przegonić z głowy, powracały i wówczas niepokoiły jeszcze bardziej.
Nie potrafił już czekać bezczynnie w domu skrytym w głębi walijskiego lasu, gdzie docierały szmery rzeki Wye. Docierało do niego, że Opoka, którą wybrał na nowy dom dla swojej rodziny, była niczym, jeśli przebywał w niej sam. Chaotyczne myśli wypchnęły go nocą z domu. Wypadł przez drzwi wyjściowe i długi czas szedł przed siebie, mijając kolejne drzewa w milczeniu, wsłuchując się w odgłosy płynące z najbliższego otoczenia. Mrok otulał go całego, chłód nocy wdzierał się pod materiał płaszcza i osiadał na skórze, potem wżerał się do kości. Pęd podczas marszu nie przynosił zmęczenia, ulgi, postawa wciąż pozostawała niezachwiana, choć w głębi duszy pragnął się rozpaść, osunąć przy jednym z drzew i już nigdy nie myśleć, nie czuć tego ogromu nieszczęścia. Rozsądek podpowiadał, że musi trwać dalej, nie poddawać się i brnąć do przodu nawet w najgorszym bagnie, ale potrzebował ratunku, czyjegoś wsparcia.
Dał się poprowadzić instynktowi. To był przebłysk, potem nastał trzask i wielka sylwetka zniknęła tak po prostu. Chwilę później przestał być otoczony leśnym labiryntem, przed nim rozpościerała się prosta ścieżka. Udało mu się teleportować w jednym kawałku, choć wciąż musiał przejść kawałek do celu, który obrał pod wpływem impulsu. Droga do Gniazda była pozbawiona niebezpieczeństw, tak samo spokojna co zawsze, choć mniej malownicza niż za dnia, gdy wszystko spowijała ciemność. Odnalazł znajome domostwo, zbliżył się do drzwi i zapukał mocno, donośnie, świadom tego, że tym samym zrywa kogoś ze snu.
Otworzył mu Bott, serwując jeden ze swoich bezrozumnych wyrazów twarzy, ale Kieran nie czekał na zaproszenie, wpadł do środka, mijając mężczyznę i sam zaprowadził się do salonu, gdzie opadł ciężko na kanapę i przetarł umęczone oblicze dłońmi. Powiedzieć, że nie prezentował się dobrze byłoby sporym niedopowiedzeniem, a schludna gospodyni z pewnością ucieszyłaby się z myśli, że miejsce, gdzie usiadł niezapowiedziany gość, zostało zawczasu przykryte grubym kocem. Stary auror twarz miał bladą, pod oczami gościły sine wory będące efektem niewyspania. Włosy miał potargane na wszystkie strony, a od zakończenia walk o Londyn nosił te same ubrania przesiąknięte już potem oraz krwią ofiar. Jego płaszcz najbardziej zabarwiony był cudzą posoką. Kieran uniósł spojrzenie i wodził nim po niewielkim pomieszczeniu w poszukiwaniu Samanthy. To z nią chciał rozmawiać, na jej pomoc liczył, od niej oczekiwał jakichkolwiek okruchów zrozumienia. Gdy wreszcie ją ujrzał, poderwał się z kanapy i stanął przed nią zgarbiony, pozwalając zagubieniu wypłynąć na twarz, dłużej już nie mogą utrzymywać twardej maski.
Jackie zaginęła – oznajmił ochryple, uciekając własnym spojrzeniem przed piwnymi oczyma przyjaciółki, mimo wszystko bojąc się jej osądu, gdy sam czuł się winny wszystkiemu. – Nie wiem, gdzie jest, ona… – głos mu się załamał, całe ciało szarpnęło w stronę okna, szukając dla siebie miejsca w ograniczonej przestrzeni. – Ona przepadła! – nagle podniósł głos, z którego wybrzmiewała desperacja. – Co mam robić, Sam? Co mam robić? – dopytywał ją bezmyślniej, kierując na nią zagubione spojrzenie. Pamiętał, że była w podobnej sytuacji, gdy to jej córka zniknęła. Odnalazła się w końcu, Sam nigdy w to nie wątpiła, serce matki wie najlepiej. Lecz on był tylko ojcem, nie mógł w żadnej mierze przybliżyć swoim dzieciom matczynej troski po śmierci swojej ukochanej żony, choć właściwie nawet nie próbował.



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
salon AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: salon [odnośnik]31.05.20 22:34
W Gnieździe panowała cisza, przerywana jedynie cichym tykaniem zegara i pochrapywaniem starego psa. Zachmurzone niebo nie przepuszczało żadnego światła, wszystko wokół spowił niepokojący mrok. Na szczęście w domu mimo wszystko było ciepło i przyjemnie, jakby ściany Gniazda magicznie odpychały całe zło, które czaiło się nieopodal. Samantha dość późno położyła się spać, ale za to zasnęła bez żadnego problemu. Śniło jej się, że spaceruje po plaży w swojej ulubionej letniej sukience, a skóra czerwienieje od silnych promieni słońca. Ogromnie tęskniła za latem, takim ciepłym i słonecznym, bez żadnych problemów i anomalii. Chciała pojechać na wybrzeże i niczym się nie przejmować, za to samolubnie spędzić dzień na opalaniu się i czytaniu zaległych książek. Tylko tyle i aż tyle.
Ze snu wyrwało ją głośne pukanie w drzwi. Spojrzała zaniepokojona na Malcolma, który szybko wyskoczył z łóżka i poszedł sprawdzić co się stało. Sama od razu chwyciła za różdżkę, bo tacy niespodziewani goście nie zwiastowali niczego dobrego, nawet przed nadejściem tych niebezpiecznych czasów. Weszła do salonu, narzucając na plecy cienki sweter, który wisiał przewieszony gdzieś przez oparcie fotela. Kieran. Spośród wszystkich osób, które podejrzewała o to nocne najście, jego spodziewała się najmniej. Nie trzeba było być geniuszem, żeby zauważyć, że stało się coś bardzo złego. Nie mogła jednak sobie pozwolić na okazanie strachu, dla swoich bliskich zawsze starała się być silna.
Położyła dłoń na klatce piersiowej Malcolma, dając mu do zrozumienia, żeby stąd wyszedł. - Ja to załatwię - powiedziała cicho, mając nadzieję, że się posłucha. Ostatnie czego teraz potrzebowali to scen zazdrości, zresztą jej mąż nie był głupi i na pewno sam rozumiał powagę sytuacji. Zamknęła za nim drzwi, dopiero wtedy skupiając się na Kieranie. Nie potrafiła zignorować tego jak wyglądał, każdy siniak i zadrapanie wzbudzał w niej coraz większy niepokój, lecz to od plamy krwi na jego płaszczu nie potrafiła oderwać spojrzenia. To była jego krew czy należała do kogoś innego? Wiedziała, że żadna z odpowiedzi jej nie uspokoi. Obserwowała jak przyjaciel kieruje się w stronę okna, lecz sama wciąż stała w tym samym miejscu, unieruchomiona usłyszaną wiadomością. Jackie? Głos na moment uwiązł jej w gardle, kiedy przed oczami pojawiły jej się ciężkie wspomnienia z zaginięcia Anastazji. Wtedy to ona przyszła do Kierana i błagała go o pomoc, łapała się każdej deski ratunku. Doskonale wiedziała co w tej chwili czuł, zaginięcie dziecka osuwało grunt spod nóg.
W końcu podeszła do Kierana, zaciskając dłoń na jego ramieniu. Powiodła za nim spojrzeniem, przez chwilę również wyglądając przez okno na ogród, choć tak naprawdę nic nie było widać poza ich odbiciami. - Kiedy ostatnio ją widziałeś? - Musiała zapytać, chociaż wiedziała, że Kieran nie martwiłby się bez powodu. Łączyła go z Jackie specyficzna, ale za to bardzo silna więź, w to też nigdy nie wątpiła. Jednak to ona miała w tym momencie być głosem rozsądku, przeciwwagą dla jego emocji. - Przede wszystkim musisz się uspokoić - zawyrokowała, a jej wzrok znowu powędrował na tę plamę krwi. Co tam się wydarzyło? Już dawno temu nauczyła się nie zadawać mu zbyt wielu pytań, ale ta niewiedza wciąż była dla niej męcząca. - Dasz sobie z tym radę - Zapewniła go, zadzierając głowę, żeby złapać jego rozbiegane spojrzenie. Zbyt dobrze wiedziała jak człowiek chce się w takiej sytuacji zachować. Chce od razu iść, szukać bez celu, byle się czymś zająć i nie siedzieć bezczynnie. Jednak nauczona doświadczeniem wiedziała też, że takie działanie na oślep nie miało sensu. Bardziej zaszkodzi Kieranowi niż pomoże Jackie. Wolałaby nie mieć tego doświadczenia. - Co się stało? Masz jakieś podejrzenia? - Na pewno miał, przecież było widać, że już dawno nie przespał porządnie nocy.
Samantha Bott
Samantha Bott
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 47
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
You and I know strange corners of life.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7502-samantha-bott https://www.morsmordre.net/t7799-poczta-samanthy#218019 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f264-gniazdo https://www.morsmordre.net/t7808-samantha-bott
Re: salon [odnośnik]28.06.20 16:45
Jak to się mogło stać? To jedno pytanie powracało do niego co chwila, a mimo to dalej desperacko szukał odpowiedzi. Przecież dobrze ją wyszkolił, od najmłodszych lat wbijając do głowy podstawowe informacje o sztuce przetrwania i zasadach działania podczas nierównej walki. Musiał najwidoczniej coś przeoczyć, zaniedbać, popełnić gdzieś cholerny błąd. Córkę miał odważną, od małego ukazywała swą charyzmę, ale wciąż zbyt niecierpliwą i podatną na emocje. Czy to możliwe, że podczas walki zaślepiła ją złość i wówczas straciła panowanie nie tylko nad sobą, ale również nad sytuacją? Snucie takich scenariuszy było najgorsze, z dziwną łatwością podobne myśli stawały się niewidzialną ręką, co chwytała go za gardło i odbierała dech.
Ostrożny dotyk sprawił, że uciął wszelkie domysły. Wyrwany z plątaniny myśli znów rozejrzał się po pomieszczeniu, dopiero teraz dostrzegając w nim brak obecności gospodarza. Samantha miała być jedynym świadkiem jego załamania i był jej za to wdzięczny, choć nie był zdolny tego wyrazić słowami. Znów coś ścisnęło jego gardło i pomyślał, że udławi się własnym językiem, kiedy otrzymał ze strony czarownicy konkretne pytanie. Bardzo powoli powtórzył je w myślach. Kiedy ostatnio ją widziałeś? – Na odprawie w Ministerstwie – odpowiedział szybko, nieco nieprzytomnie, bardzo powoli sięgając do wspomnień w poszukiwaniu najprostszych faktów. Zdenerwowanie sprawiało, że nie mógł skupić się wystarczająco, ale musiał to zrobić, jeśli chciał odzyskać zdrowe zmysły. – Jakiś kwadrans przed rozpoczęciem walk w Londynie – doprecyzował w końcu, odrobinę spokojniejszym głosem, wracając do rozkazów, które wtedy wydał. Z pomocą lusterek dwukierunkowych mieli zapewnić sobie stałą komunikację, ale ostatecznie nikt z nich nie skorzystał, było zbyt wielkie zamieszanie, starcia od razu stały się niezwykle wymagające i krwawe. Płonące domy, donośne krzyki i trzask uderzających o przeszkody zaklęć, zbyt często w ludzi. – Ruszyłem ze swoją grupą na Tower Bridge, Jackie walczyła w Westminster.
Zgodnie z usłyszanym poleceniem spróbował odnaleźć spokój. Wziął głębszy wdech, po którym przetarł zmęczoną twarz, własny dotyk odbierając tak, jakby nie należał do niego. Ani twarz, ani ręka, nic z tego ciała nie było jego. Prawdziwa za to była Sam, stojąca przed nim w tym przytulnym salonie, wpatrzona w niego z dużą dozą stanowczości. Część jej opanowania spłynęła na niego. – Nie wiem, co tam się stało. Było zamieszanie, wiem, ale nikt nie jest mi w stanie powiedzieć, co jej się przytrafiło i gdzie do cholery jest! – z każdym kolejnym słowem coraz bardziej podnosił głos, nie panując nad wylewającą się z niego frustracją. Końcówkę zdania wykrzyczał rozgorączkowany, wzburzony.
Znów opadł na kanapę, kuląc się żałośnie, kiedy przygniótł go ciężar jego podejrzeń. Miał ich mnóstwo, zbyt wiele, ale przecież wszystko mogło się wydarzyć. – Nie odpowiedziała na moje patronusy, ale musiały do niej dotrzeć, skoro obrały drogę, prawda? – spytał zdławionym szeptem, daleki od łez, bliski za to rwania włosów z głowy. – Żaden nie zawrócił – przekonywał tym siebie czy Sam?



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
salon AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach