Wydarzenia


Ekipa forum
Balkon
AutorWiadomość
Balkon [odnośnik]17.12.20 16:20
First topic message reminder :

Balkon

Świeże powietrze, a przynajmniej idea takowego zaczerpnięcia konfrontuje się z szarą rzeczywistością, która objawia się poprzez zapach portowy unoszący się dookoła. Widok padający ze skromnego balkonu skierowany jest bezpośrednio na statki przycumowane przy pobliskiej krawędzi lądu.
Prostokątny, betonowy balkonik raczy dwoma krzesłami i nieco przypalonym hamakiem zawieszonym w poprzek, co zawadza przy wejściu do mieszkania.

Mieszkanie objęte zaklęciem - Cave Inimicum, Mała Twierdza, Nierusz, Widzimisię (iluzja Jeremiego)


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Reggie Weasley dnia 28.06.21 19:31, w całości zmieniany 4 razy
Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095

Re: Balkon [odnośnik]02.03.21 13:27
Księżyc czy nie, dwie ciemnobrązowe tęczówki wpatrywały się w niego z mieszanką szoku i złości, a on głupi przez cały czas utrzymywał pustostan umysłu. Wydawało się, że wszystkie sensowne słowa zniknęły, a kuriozalność i niepoprawność całej tej sytuacji sprawia, że był to tylko sen. Głupi, pijacki, mało zabawny sen. Jej widok w mieszkaniu orzeźwił go niczym porządny kubeł zimnej wody. Powieki rozszerzyły się w szoku większym jeszcze niż jej, a bezzębna paszcza otworzyła się, próbując coś wydukać. Był przekonany, że zdoła to jakoś wyjaśnić, choć przez rozhulany, zapijaczony umysł przebijało się o wiele więcej myśli mało potulnych i tych pozwalających myśleć o znanej twarzy jako intruzie wkraczającym z buciorami do jego tajemnic. Nie wyczuwał żalu, smutku, a nawet rozgoryczenia, był wściekły. Ktoś naruszył jego własność, wkroczył tam, gdzie nie powinien, a on ją złapał na gorącym uczynku. Umysł wypierał fakt, że bardziej wyglądała na oczekującą niż plądrującą stęchłą dziurę. Teraz stała naprzeciwko niego i darła się o jakimś Jimie, a on nie był w stanie określić, której z dwóch potężnych emocji się oddać. Ciało domagało się zapłaty krew albo przyjemność, zasady zawsze były takie same.
Popchnięty na ścianę zatoczył się w tył, mocno łapiąc jedną ręką za drobny nadgarstek dziewczyny złodziejki. Nie obchodziło go, kim była tydzień temu, wczoraj, dzisiaj, nawet przed samym wkroczeniem do jego mieszkania, teraz stała się tylko źródłem wściekłości pijaka. Nie był w stanie wydusić z siebie choćby jednego zdania. Napędzana alkoholem falująca wściekłość zabierała mu nie tylko głos, ale również świeży pogląd na sytuację, a ta była nieciekawa.
Pociągnąwszy ją za sobą, głucho uderzył o ścianę plecami, wykorzystując swoją siłę w ręku do sprowadzenia jej na ścianę obok. Nie czekał na rozwój sytuacji, po prostu odbił się od ściany, zakleszczając ją zaraz w swoim uścisku. Nie przytulał jej, oj nie…wolną ręką złapał za drugi nadgarstek, który tak samo, jak pierwszy pociągnął ponad głowę, zaciskając je w uścisku swojej prawej dłoni. W jego ruchach nie było żadnej gracji, w uścisku brakowało delikatności, a na twarzy brakowało obrzydliwego uśmiechu. Oczy płonęły w czystej furii, której nie były w stanie ugasić krople deszczu spływające po jego twarzy, rękach, włosach, czapce, karku, płaszczu, w dół. Niezrozumiały wir nie pozwalał mu rozpoznać twarzy jednej z niewinnych kelnerek pracujących w Parszywym, a może nie do końca tak niewinnej? Ręka zacisnęła się na jej złączonych nadgarstkach, a drugą mocno chwycił za biodro, starając się ją unieruchomić. Kościste zauważył od razu, nawet nie powstrzymując lubieżnego uśmieszku, który jakimś sposobem od momentu spicia się był w stanie utrzymać poza oczami Celine tańczącej przed nim w narkotycznym głodzie. Z perspektywy czasu jej jasnowłosa postać zamazywała się, tak samo, jak jej zgrabne rączki pomykające po jego płaszczu.
Jedna z nóg trafiła prosto pomiędzy jej, przygważdżając ciężarem o wiele większym niż miał w jakiejkolwiek innej postaci. W rzeczywistości musiał nawet się garbić, żeby zrównać swoją twarz z jej. Czuć było przepity smród piwska i rumu unoszący się ze szczerbatej gęby, która dyszała, obserwując bezczelną, głupią i zdecydowanie zbyt bezbronną czarownicę. Czuł bijącą w krwi adrenalinę, która wręcz błagała o przelanie się poza tradycyjne tory żył. Kolejny z dzikich ryków pojawił się w jego umyśle. Pomimo zmąconego wzroku i postrzegania rzeczywistości zaczął nabierać trochę ogłady w ruchach i gardle. Przebłysk szoku zniknął równie szybko, jak się pojawił. Miał w domu intruza i właśnie w ten sposób ciemnowłosa była postrzegana. Nie istniała żadna Philippa…żaden Parszywy…było tylko tu i teraz.
- Czego tu kurwa szukasz – wyszeptał chrapliwie, obrzydliwy smród trafił prosto w jej twarz. Nie był to Mały Jim, nie był to Joseph, a już z pewnością nie był to on – Urien.

| Sprawność, przytrzymuję Philippę wbrew jej woli i przygniatam do ściany. 1/2 statystyki + 59


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Balkon [odnośnik]02.03.21 17:41
Nie musiał jej znać, nie musiał widzieć jej twarzy rozświetlanej przez słabe nitki księżyca. Nawet pod przymkniętymi oczami, zamglonymi przez moc gorzały wyczuć powinien jej wkurwienie. Pulsujące, gęste wkurwienie, które jak ten impuls, jak piorun fulgoro przepływało od pompującego serca po opuszki palców i wreszcie do różdżki ściskanej wciąż w coraz większej sile. Modlitwa oburzonych kurew brukała jej usta. Były tu wszystkie portowe siostry. W niej. W spojrzeniu rozgrzewającym się drastycznie, szybko. Mogłaby pociąć własnym okiem jego obleśną facjatę, podpisać się krwawo, portowym ostrzem zakolorować nudne żulowskie spojrzenie. Ani nie był pierwszym, ani też ostatnim. Jeszcze zanim trafiła między stoliki tawerny, musiała umieć odganiać bestie. Odganiać przeklętych aurorów, którzy przyłapali małe złodziejki na gorącym uczynku, odgarniać paniczów, którzy znaleźli małą, złotą rybkę w stawie pełnym brudnych kałamarnic, odganiać rybaków, którym przywidziała się syrena. Wszyscy byli tacy sami, tak samo splugawieni i umazani własnym pijackim łajnem. Nim pierwszy raz chuchnął jej w twarz, wiedziała, że nie było z czym dyskutować. I wiedziała też, że niczym nie był w stanie jej zaskoczyć. Miał jednak siłę ciężkiego cielska, a ta zaś, pozbawiona większej kontroli, mogła jej naprawdę zagrozić. Ona jednak miała bardzo zwinne kończyny i okrutnie silną różdżkę. Ona wiedziała, jak się bawić z takimi portowymi zbójami. I wiedziała też, że jeszcze chwila, a łapy przykleją się do niej zbyt napastliwie. Bo tak, bo przecież kształt był wyraźnie kobiecy, mniejszy, bezbronny. Tylko że Moss pozornie trwała jak ta przynęta zawieszona mdło na haczyku.
A więc chwycił, szarpnął, zmusił plecy, by boleśnie obtarły się o ścianę. Kurwa. Zacisnęła mocniej wargi, ignorując sweter zsuwający się z ramion. Samcza manifestacja trwała. Ryczał sobie i chwytał, bo tak, bo mógł, bo był wielki, a ona była przecież taka zła. Wciąż rozważała, kim w ogóle był, skąd się tu wziął. Przyjaznych koleżków sobie tutaj Jim sprowadzał, no nie ma co. Mocno zmusił jej rękę do posłuszeństwa, zawiesił ponad głową, zablokował. Łapał nogi w pułapkę, wciskał obrzydliwe paluchy w biodro. Zasyczała wściekle, odsłaniając zaciskające się zęby. Drażnić go miało wściekłe spojrzenie. Chciał mieć kontrolę, więc przez chwilę ją miał. Przecież dobrze wiedziała, że nie ustanie długo na dwóch rozpuszczających się w alkoholowej niestabilności nogach. Przedstawienie trwało, wykrzykiwał własną furię, ale ona się nawet nie poruszyła. Zastygła, przełykając szybko niewygodę takiego poniżającego układu. Niedobrze jej się robiło od wyziewów z jego paszczy. Cuchnął potem, przenoszonym zbyt długo ubraniem, wilgocią osadzoną na ramionach i alkoholem, ohydnym, tanim alkoholem, jaki zwykła polewać w Parszywym. Pewnie stamtąd wracał. Szkoda, że nie znała tego ryja. Niech tylko się zjawi w tawernie. Hagrid zadepcze go jak robaka.
Szept podrażnił jej policzek. Dusił ją swym obrzydliwym zapachem, zniewalał w przedłużającym się ucisku. Uśmiechnęła się jednak nieco złowieszczo. Pytanie godne tego, które sama zadała przed chwilą. – Małego Jima – wygłosiła bezceremonialnie, dalej nie robiąc specjalnie nic, by się wydostać. Jeszcze. – Znasz typa? To mój przyjaciel – skłamała, bo trudno było nazwać przelotne spotkania zażyłą relacją. Niemniej jeśli był jego znajomym, to roztropnie byłoby przyznać się do tego. – Radzę ci więc zabierać łapy – wydusiła już mniej uprzejmie. We wcześniejszej szamotaninie różdżka wypadła jej z ręki i upadła blisko ich stóp. Ze spokojniej wody przeistoczyła się w rwącą rzekę. Nagły podryw energii miał pomóc wydostać się z męskiej pułapki. Bydlak jednak ważył chyba z tonę, bo nawet nie drgnął. Przeklęła pod nosem i zmrużyła złośliwe oczy. – I co teraz zrobisz, co? Będziesz bił kobietę? Taki jesteś męski? – wymruczała prowokująco i przemknęła wolną dłonią po jego boku. Niemożliwie delikatnie, czule, zdradziecko. – Śmierdzisz gorzej niż rzygownik w Parszywym. Powinieneś iść do łóżka i przestać zgrywać cwaniaka – poradziła, dobrze jednak wiedząc, że do tępego łba nie dotrze zbyt wiele. Wdzięczne kobiece spojrzenia dość łatwo pociągały za sobą nieskomplikowanych w obsłudze pijaczków.
Już przeszła złość, mój morski wilku, czy powinnam głaskać dalej?

nie jestem silna
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Balkon [odnośnik]03.03.21 19:29
Nie miał pojęcia, kiedy jedna z jej rąk wysmyknęła się z uścisku nad głową, ale pijany umysł i przyćmiewająca rozum złość była czymś więcej niż zwyczajnym uczuciem. Karmiło go, poiło i jednocześnie zniewalało. Nie miał pojęcia, czego chciał, choć dryfowało to w okolicach rozszarpania tej aroganckiej twarzy, która miała czelność wejść mu do domu. Nie liczyło się, po co to zrobiła, posiadał tu zbyt wiele tajemnic, żeby pozwalać komuś tak po prostu wejść i wyjść bez nauczki...aż nie padło to imię. Mały Jim, kurwa mać.
Zamarł w bezruchu.
Patrzył w ciemności, szukając oszustwa. Nie widział nawet jej twarzy, był zbyt pijany, żeby w ogóle wysilać wzrok. Nie wiedział co powiedzieć, zrobić, a w umyśle ponownie zaświtała jedna myśl, a raczej obraz...zbawczej flaszki. Gdzieś musiała być i rozwiązać wszystkie problemy, przepędzając ten mało zabawny żart, którego z rana i tak mógł nie pamiętać. Po jej pytaniach lekko poluzował uchwyt na biodrze, po chwili czując małą dłoń, która wcześniej zbiegła z jego uścisku nad jej głową. Z gardła wydostał się niekontrolowany, przeciągły pomruk. Nie pamiętał, co tam pieprzyła o łapach, ale tą swoją mogła zrobić tak dużo dobrego, że gdyby nie jego stan z pewnością wziąłby ją, tu i teraz, bez zawahania się, jebać zasady i moralność, niech bada dalej. Chciał więcej, aż nie usłyszał jednego z słów kluczy, które przywołały jego coraz to bardziej rozniecony umysł do porządku. Powoli powracający wir w głowie zatrzymał się na chwilę, pozwalając mu na ocucenie się z pierwotnej, zwierzęcej chcicy, która chodziła mu po głowie. W tym stanie naprawdę nie potrzebował wiele, puścił jej nadgarstek znad głowy. Zwiększył dystans, próbując przy tym jakoś nią szarpnąć, łapiąc jedną ręką za górną część stroju na wysokości ramienia, ale wyszło z tego coś kompletnie nieporadnego, jak to pijak ze sztywnym ciałem, które nie współgra. Odbierając sobie przyjemność w postaci jej ciepłej sylwetki tuż przy jego, spróbował odepchnąć ją gdzieś w bok. Zamiast tego, zamiast szarpnąć szatami włamywaczki i całym jej ciałem, zatoczył się w tył z wolnymi rękoma. Przeklął siarczyście pod nosem, pozwalając grawitacji ponieść się na ramę przy nogach łóżka. Kurczowo złapał się wystającego metalu, który pomagał utrzymać pionową pozycję.
- Wooon sąd. - zdołał charknąć pomiędzy pomrukami niezadowolenia, które co jakiś czas wyrywały się z jego gardzieli. Nie miał zamiaru gadać, nie z nią, nie tutaj, nie po tym przyjemnym wieczorze, jaki spędził na piciu i...wystarczyło reszty wrażeń. Przymknął oczy, co w ciemności i tak nie było widoczne, ale w pewien sposób pozwalało mu to odtworzyć drogę do alkoholu, który z pewnością czaił się gdzieś przy aneksie kuchennym. Więcej, potrzebował więcej. Wściekłość mieszała się z czymś w rodzaju troski, ale nigdzie nie było widoczne zrozumienie. Wlazła mu do mieszkania i jeszcze wygraża, kim ma być, a kim nie. Jedyną racjonalną odpowiedzią były kolejne procenty, które mógł wlać sobie do gardła i usnąć niczym dzieciątko, wypierając z umysłu to spotkanie...tak samo, jak to wcześniejsze, przez które był pijany i zmęczony.
- Jma nie ma. - powiedział krótko, tracąc zainteresowanie jej osobą. Była daleko, on wciąż próbował utrzymać pion, a przecież szklaneczka sama się nie naleje i wypije! - Wonnn - powtórzył się, czkając po pijacku, cholera, a jeszcze przed chwilą śpiewał szanty i było tak pięknie. Przynajmniej cała ta adrenalina puszczała i mógł w pełni nacieszyć się pijaczymi podróżami pośród fal powietrza, które ciągały go na lewo i prawo, aż w końcu uderzył cielskiem o swój schowek. Nawet nie siłował się z wyciąganiem różdżki, znał kwadrat lepiej niż swoje kieszenie, które bywały zdradliwe. Jeszcze kilka centymetrów i już złapie za buteleczkę odstawioną na czarną godzinę. Było ciemno, to pewnie i godzina się zgadzała.

| oczywiście, że grawitacja pokonuje


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Balkon [odnośnik]03.03.21 20:38
Była hasłami. Jej widok to krótkie, pojedyncze komunikaty brutalnie ocierające się o zaczerwieniony pysk. Dziwka, intruz, złodziej, wróg, ciało, pokusa, rozpierdol. Każdy z nich dochodził do takiego poziomu przepicia, że tylko urywki myśli zdołały się przedostać do wytarganej przez alkohol świadomości. Z tym było źle. Miał pecha, bo trafił na kogoś, kto widział w życiu sto odcieni pijaństwa, kto znał każdą bąbelkową przyśpiewkę, kto polewał lub kazał tonąć tym, dla których nie było już przy stoliku miejsca. Ile razy trzeba ją było składać, kiedy pięść okazała się zbyt ruchliwa? Ile razy lądowała wyrzucona boleśnie na ławę, ile razy Yvette wyciągała z jej skóry szkło? Ile razy zmywała z sukienki rzygowiny? Ile razy pluli, wyzywając ją od najgorszych kurew? Koleżka Małego Jima nie mógł jej niczym zaskoczyć. Bandy pijaków bywały bardzo niebezpieczne, ale były też jak stada niezgranych garborogów pchniętych na mokrą podłogę. Wystarczyła chwila, by poślizgnęli się i niespodziewanie rozczarowali życiem. Gdy zaś nie pili, upojenie słabło, senność łapała ich między żelazne kraty, albo ta trzeźwość, o którą trudno kiedykolwiek ich podejrzewać. Cyrk trwał, a Moss przedłużała chwilę, wabiąc słowem, igrając z ogniem. W każdej chwili mógł jej przywalić, kopnąć, pociągnąć za włosy i wyrzucić za przeklęty balkon. Tylko nie była pewna, czy do tego wystarczy mu sił, czy miał w sobie jakiekolwiek resztki kontroli nad własnymi splątanymi kończynami. Podyskutować to sobie mogła, ale co najwyżej z samą sobą, bo gościu nie potrafił porządnie zahulać językiem. I może lepiej go do tego nie prowokować, bo wyziew miał obrzydliwy. Aż mimowolnie przekręciła głowę w bok po pierwszym złowieszczym huku.
Pociągnął za szmatę zawieszoną na jej ramieniu, ścisnął, najwyraźniej pracując intensywnie nad jakimś… planem. Och, tak wyłapywała rozgrzewające się czoło pod garścią posklejanych kłaków. Serce na moment zatrzymało się w jej piersi. Znała ten ruch, wstrzymał dłonie, by zaraz wymierzyć jej sprawiedliwość, ukarać i udusić, zanim zaczęła gadać za dużo. Przykleiła dwie wolne dłonie do ściany, mimowolnie napięło się całe jej ciało. Jeśli tylko będzie miała trochę szczęścia, być może uda jej się odskoczyć, umknąć, obronić jakkolwiek – ale nie, bo przecież ją trzymał. Nagle jednak okazało się, że nie potrafił wymusić na ciele mocarnego posłuszeństwa, że otumanione, wiedzione rumową energią bydle jest tak naprawdę nieporadne, kompletnie niezdarne. Zatoczył się, oddalił, a ona niespodziewanie odzyskała całkiem spory kawałek przestrzeni. Błyskawicznie, nim dobrze zdołał chwycić się bariery łóżka, pochyliła się i wymacała na zagraconej podłodze swój kawałek drewna. Z nim miedzy palcami czuła się o wiele pewniej. Pociągnęła przykurczone ciało w górę i przez chwilę obserwowała krzątającego się pijusa. Wycie nie robiło na niej wrażenia. Przez te chwilę nie był sobą, kierowały nim setki nagłych łyków, najprostsze sposoby na ukojenie skołatanych nerwów. Jego historia wcale jej nie obchodziła. Nie dla niego tu przyszła i nie zamierzała chyba przeciągać tej chwili w nieskończoność. W kieszeni poczuła ostrą krawędź małego lusterka, ale nie sięgnęła tam. Jeszcze nie teraz. Przez chwilę obserwowała ryczącą pod nosem bestie, widziała chaos, drżenie dłoni, nerwowe potrząsanie. Nie była już mu potrzebna, teraz w głowie zapulsowało coś więcej, coś, co dla odurzonego umysłu miało wyjątkową wartość. I czymkolwiek teraz postanowił się zająć, nie powinna dłużej czekać. Bełkot podpowiedział jej, że znał Jima. Zatem mieszkali tutaj razem, dwa zafajdane głupki w zagraconej melinie. Ciekawe, łóżko też dzielili? A może to byli bracia? Niemniej ten tutaj wcale nie chciał się zaprzyjaźnić, a Moss, tym razem w rozsądku, powinna odejść, skoro najwyraźniej nie czekało jej tutaj już nic, zupełnie nic oprócz niańczenia mrukliwej mendy. Musiała tylko wyjść, drzwiami, bez przeszkód. Zmrużyła lekko oczy i uniosła różdżkę. Wycelowała w niegrzecznego dryblasa.
Petrificus Totalus!
wypowiedziała głośno, burząc zakurzoną ciszę, która przez chwilę królowała na tych imponujących salonach. Zaklęcie pomknęło w stronę szamoczącej się postaci.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Balkon [odnośnik]05.03.21 0:24
Nie potrafił zrozumieć samego siebie; czy chodziło o wypędzenie jej, zrobienie przykrości, może nawet krzywdy za wtargnięcie na nieswój teren, czy też samą chęć dominacji, którą dotychczas tak zgrabnie ukrywał pod przykrywką alkoholu. Małe strumyki krwi odpływającej z poturbowanych dłoni dawały ukojenie; były przyjemnym sposobem na umilenie czasu i zbawczym serum na chęć czegoś więcej niż pseudo miłość, którą wyznawał każdej z alkoholowym wyziewem z gardła. Niestety tego wieczoru nic nie było takie jak zwykle, począwszy od bardzo niefortunnego spotkania z urokliwą ćpunką, aż po wejście do domu, gdzie...ktoś już był.
Nie był w stanie rozpoznać jej postaci, choć kojarzyła mu się z kimś znajomym, skupiał się na rzeczach ważniejszych, czyli zwilżeniu sobie gardła. Nagły impuls adrenaliny wstrzykniętej do jego głowy zmusił do kilkusekundowego opanowania, które kosztowało go utracenia boskiej sielanki na umyśle. Było mu lekko na umyśle i nie tylko, bo zbawcza sytuacja przed znalezieniem drogi do mieszkania pozwoliła mu na spożytkowanie części sił w o wiele przyjemniejszym aspekcie. Nie czuł potrzeby do bijatyki, choć faktycznie widok intruza w mieszkaniu rozjuszył, wzbudzając dodatkowe pokłady żądzy krwi, czy też innego upuszczenia wszelkich złości, a sposobów było wiele, zbyt wiele. Dotychczas skupiał się głównie na tych krwawych, jednak raz rozjuszony pomstował o więcej, co dotychczas był w stanie skutecznie zapić.
Sięgnął po butelkę, dokładnie tą, która miała rozgrzać ich podniebienia przy obiecanej potańcówce z dziewczyną w pomieszczeniu; wydawała mu się nieznajomo-znajoma. Niby znał rysy, niby znał głos, a jednak brak wystarczająco ostrego spojrzenia zmuszał do domyślania się, kim była; obecnie jakoś chuja go to obchodziło. Mózg zrobił się już wystarczającą papką, żeby mógł wypić jeszcze z trzy porządne hausty i oddać się w objęcia snu, kompletnie zbywając postać, która ewidentnie nie wiedziała, czego należało szukać. Stracił w niej wszelakie zainteresowanie niemalże od razu, kiedy napomknęła coś o Jimie, jakby tego mu kurwa brakowało...kolejnej laski, która przyłazi tu i obwinia go o brak jego osoby na spotkaniu, bo serio...czy on z kimkolwiek się umawiał? Jakoś nigdy nie pamiętał, żeby faktycznie dziewczęta przyjmowały jego zaproszenia, a co zwykle było po flaszce, to raczej już nie miało tak wielkiego znaczenia, w końcu zawsze i tak kończył gdzieś zakrwawiony po bójce, czyli z amorów nici.
Nie zdążył nawet odkorkować bimbru, kiedy usłyszał zaklęcie. Podła suka, którą wypuścił, zwyczajnie próbowała go zaczarować...nie...ZACZAROWAŁA GO. Jak długi runął na podłogę, a wraz z nim flaszka, której dno uderzyło o podłogę. Dźwięk tłuczonego szkła był krótki, choć bardzo intensywny, docierał do każdego zakamarka umysłu, gdyby tylko mógł, zapłakałby nad losem bimberku raźno wylewającego się na zakurzone, drewniane deski...przynajmniej one mogły się napić.
Nawet nie czuł bólu od małych drobinek szkła wbijających się w bok, w rzeczywistości niczego już nie czuł, chciał się tylko położyć i zasnąć, dość już spożytkował energii, żeby próbować jakoś zemścić się na panience, która szukała Jim'a. Część jego ubrania zaczęła przemakać bimbrem, o tyle dobrze, że był jabłkowy.
Dlaczego nie mogli dać mu spokoju? Czy wieczorne pijaństwo zawsze musiało się kończyć jakimiś ekscesami, które pamięć jak na złość wymazywała?


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Balkon [odnośnik]06.03.21 15:27
Zaczarowała go. Dokładnie tak. Padł na ziemię jak długi. Gruchnął, poprzewracał jeszcze raz ten nieporządek, zanurkował w chaosie Małego Jima jak w swoim, poprzelatywał przez pajęcze kurtyny ciemności. Padł, a ona podziwiała przez chwilę porzuconą na podłodze sylwetkę. Nie czuła jednak ulgi. Nagła cisza mrowieniem rozpraszała się po każdym nerwie, każdym mniejszym palcu, aż po końcówkę wilgotnego włosa. Zaklęcie dopadło go, skuło ciężkie ciało w żelazne kajdany, zaklinowało go w bezpiecznej dla niej nieruchliwości. Resztki potłuczonej butelki przeturlały się w cztery kąty, a Moss przez chwilę pomyślała o tym, że go zabiła. Czy jednak sam nie zrobił sobie tej krzywdy, staczając się mimowolnie na samo dno? Oddychała przez chwilę tą ciszą, łykała pustkę, wonną pustkę, która drażniła trzeźwy nos swoim alkoholowym powiewem. Nogi jej drgnęły, sine kolana na chwilę złączyły się ze sobą, a ta dłoń, sprawczyni magii opadła wiotka niemal, by obić się lekko o bok. Zastygła, kiedy on przyzwyczajał się do sennego zaklęcia. Demolowała mieszkanie Jima, walcząc z tym przebrzydłym oprychem i nawet nie wiedziała, po co jej to wszystko było, dlaczego po prostu nie uciekła, mając w nosie całe te tajemnicze sprawy. Od jakiegoś czasu robiła dziwne rzeczy. Od miesiąca, dwóch? Od jakiegoś czasu dziczała, dawała się kusić niezasadnym wyzwaniom. Adrenalina wyparowywała zbyt szybko. Moss gnała, nie mając żadnego celu, czegoś chciała, coś próbowała, ale tylko zadrapywała świeże ślady minionych krzywd. Wciąż tak samo uparta, wciąż tak bardzo zdeterminowana, wciąż uwielbiająca kontrolę i możliwość wykonywania tego pierwszego kroku. Jej wola. Wciąż jej wola.
Czubkiem mokrego buta kopnęła większy kawałek szkła. Minuta, może pięć, a ona zastanawiała się, co dalej. Co zrobiłaby Moss? Czy może… Co zrobiłaby Annie? Upierdliwie, jak ten ból głowy w najmniej odpowiedniej chwili, rozproszona dziewczyna z ulicy pociągała ją swoimi zimnymi rękami, zabrać próbowała ze sobą. Bo przecież nigdzie nie odeszła, bo przecież ona, ta Annie, nigdy nie umarła. Philippa zacisnęła mocno zęby na wardze, tłumiąc głośne wycie, które próbowało wytrzepać z niej złość. Nie ma mowy. Nie przegra. Podeszła do porzuconych zwłok i przykucnęła przy wielkim bydlaku. Przez chwilę spoglądała na niego beznamiętnie, a potem rysy jej twarzy nieco złagodniały.  W dwa palce chwyciła rąbek jego ubrania i przeciągnęła bliżej męskiego policzka. Wytarła osadzoną na skórze wilgoć, a potem wstała i odsunęła się na dwa kroki. Machnięciem różdżki wzniosła jego ciało i zmusiła do przelecenia prosto na niepościelone łoże. Łoże, też coś. Kimkolwiek był, potrzebował nieco dłużej pomyśleć nad swoim zawszonym żywotem. Przeszła przez szklane gruzowisko, a pod podeszwami pokruszyły się lepkie kawałki. Popatrzyła na niego z góry i westchnęła ciężko, litując się nad kolejnym gównianym pijusem. Pieprzyli swoje życie, wszyscy po kolei. Istnieli pojedynczo albo w rozhukanych stadach. Tak łatwi do rozszyfrowania, tak przewidywalni, tak beznadziejnie smutni po pozorem włochatego rechotu. Oni, całe jej życie, los Philippy Moss.
Zasunęła kawałek pluszowej szmaty na to ciało. Zostawiła go, by poszukać kartki, choćby strzępku pergaminu, miejsca na notatkę, na jej ślad. Potrzebowała pióra. Gdy je wreszcie znalazła, faktycznie odkryła, że było beznadziejne. Więc jednak. Ze swojej torby wysunęła inne, wcale nie nowe, wcale nie jakieś eleganckie. Zwykłe, ale sprawne. Po to zresztą też przyszła, by mu je pozostawić. Przysiadła na byle krześle i zaczęła pisać. Przelotnie tylko zerknęła na tego wielkoluda. Czarną nitką mazały się litery na zaplamionym pergaminie. Miała nadzieję, że Jim, gdy wróci, jakimś cudem to zauważy. Zamyśliła się na chwilę i uniosła głowę, podglądając kawałek księżyca. Jak wiele czasu to spędziła? Skończyła pisać i złożyła pergamin na pół. Na zewnętrznej części oznaczyła adresata. Wewnątrz kryła się drobna prośba w niewypowiedzianej konstrukcji, niewidoczna dla niej nawet. I coś jeszcze. Swoje pióro zostawiła obok. Nie powinno aż tak kreślić. Może dobrze mu posłużyć.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Balkon [odnośnik]07.03.21 12:09
Sekundy przeciągały się w minuty, a te w godziny i kiedy myślał, że już go w pełni obrabuje, pokazując swoją prawdziwą twarz, unosił się w powietrzu. Pijany umysł nie próbował zgadywać, gdzie chciała położyć jego ciało i tak nie byłby w stanie temu przeciwdziałać. W zmąconym umyśle powstało jednak pytanie - dlaczego? Kim była i co w rzeczywistości chciała, jeśli nie chodziło o kradzież, to co? Pierwszy raz próbował myśleć, nie robić, choć zważywszy na przekrzywiony obraz, nie potrafił określić, co było nie tak.
Ułożyła go na łóżku, przykrywając pseudo kołdrą, o której istnieniu zwyczajnie zapomniał. Włamywaczka wciąż tu była, jednak pijany wciąż nie potrafił sprecyzować, jakie nosiła imię. Z początku ogarnięty złością nie zwracał na nią uwagi, dopiero po chwili uspokoił się, rozpoczynając obserwację. Pochyliła się nad kawałkiem pergaminu, skrupulatnie coś zapisując, zastanawiała się, a nawet zerkała w jego stronę...nie potrafił powiedzieć, dlaczego wydało mu się to jakieś...nadzwyczajne. Księżyc oświetlał jej twarz, powoli przywołując pamięcią imię, które cisnęło się na jego usta. Chciał je wypowiedzieć, sprawdzić, choć był świadom, że wyszedłby z tego tylko jakiś mało zgrabny dźwięk; jednak tego wieczoru ani razu nie chodziło o grację. Ostatnie kilka godzin miały śnić mu się po nocach w przeplatance koszmarów, goniąc jego sumienie i przywołując do porządku, ponieważ zrobił coś, na co jeszcze nigdy nie był w stanie się odważyć, sięgnął po własną uciechę cielesną, w której brała udział kobieta. W obecnej chwili nie wracał myślami do jasnowłosej panienki, która skradła mu kawałek świata na jakiś czas, teraz cała jego uwaga skupiała się na niej...Philippie. Wiedział, kim była.
- Phfff - wyrwało się spomiędzy suchych warg. Potrzebował tej flaszki rumu, potrzebował zwilżyć usta, potrzebował wstać i uciec, zanim zrobi kolejną głupotę, którą przypłaci czymś więcej niż rozwalonymi pięściami. Czuł palącą potrzebę powiedzenia jej czegoś, choć umysł był pusty i chybotliwy, jak ta tonąca łajba, którą niosła woda. Zamrugał, podciągnął nosem i w końcu jęknął cicho. Pomimo znieczulenia w postaci alkoholu wiedział, że w jego boku znajduje się szkło i chyba tylko ta świadomość faktycznie pchała jego łapska do przemienionego ciała, które odczuwało palące ukłucie w kilku miejscach. Nie były to rany zbyt głębokie, dlatego denerwowały najbardziej. Słodki sen mógł przyjść tylko wtedy, gdy przestaną mu przeszkadzać albo znajdzie się ta końcówka butelki.
Z nieskrywanym trudem uniósł się do pozycji siedzącej, wzrokiem sięgając na lewo i prawo ponownie zatrzymał się na skąpanej w świetle księżyca dziewczynie. Nie rozumiał, co tu robiła, dlaczego była dla niego dobra, ale cała ta przeprawa od spotkania z Celine, aż tutaj, prosto do domu sprawiła, że miał już dość. Nie był żadnego rodzaju herosem, który zdołałby zrobić więcej w ciągu jednego dnia z nieustępliwym, wirującym światem. Nie było mu wstyd, alkohol wyparł niemalże wszystkie cechy jego osobowości, pozostawiając w nim cząstki, które należało wyróżnić w tak podłych okolicach Londynu. Świadomość większego ciała, bycia Jeremiaszem robiła już wystarczająco dużo, żeby mógł zatracić się w narkotycznym półświatku, gdzie zawsze znalazła się jakaś morda do obicia, a tym razem? Było inaczej, czuł się w pewien sposób spokojny, choć fale złości przychodziły, to nie były tak głośne, żeby zagłuszyć racjonalny i spokojny umysł. Nie potrzebował kolejnych śladów na ręku, nie potrzebował upuszczać własnej krwi i w tańcu złości, dzisiaj zrobił już krok w kierunku nieznanego sobie raju, który wcale nie wydawał się tak...niepotrzebny?
Dawno już przestał szukać flaszki, patrząc jedynie na Philippę, której twarz po raz pierwszy rozpoznał w całej tej ciemności mieszkania. Powieki zaczęły stawać się coraz cięższe.
- Iźź sąt - mruknął niepocieszony. Nie miał siły na więcej złości, chciał się jej pozbyć i wyciągnąć wkurwiające szkło, czy wymagał zbyt wiele? Niech już kradnie, co popadnie i tak będzie wiedział kogo szukać...o ile nie zapomni.

| odporność magiczna na 92+5=97


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Balkon [odnośnik]07.03.21 13:10
Niewyraźne zbitki dźwięków przebiły duszną ciszę. Moss uniosła głowę wyżej i popatrzyła na spoczywające ciało mężczyzny. Nie było z nim chyba tak źle, skoro zdołał się temu przeciwstawić. Skoro zdołał wydusić te rozszarpane słowa. Nie chciał jej tu. Zapity umysł zdawał się powoli wracać do życia, przynajmniej przestał się tak rzucać. Przez chwilę trwała nieruchomo, nie odejmując spojrzenia od rozbebeszonego łóżka. Porrzuciła to uporczywe poszukiwanie odpowiedzi, kim był. Wyglądał kiepsko, ale już na samym początku pani Boyle jasno zaznaczyła granice. Annie Scott, nie zbawisz całego świata. Martw się o siebie. Graj w to, co podrzuci ci los. Spójrz w karty, a odkryjesz, że już wiesz. Wielu z nich upatrywało w niej silny fundament, twarz Parszywej tawerny, ramię, które, choć zadawało dużo pytań, zdawało się rozumieć. Była jak to drzewo, chroniła przed deszczem, dawała cień, a oni potem przychodzili pod nie, by w wariactwie po prostu się tam odlać. Nie mogła być więc przejęta, nie mogła za bardzo wierzyć we wszystkie durnowate historyjki, musiała pilnować siebie, bo tylko tak upilnuje ich. Przesadna troska prowadziła prosto w pułapkę. Ten tu był kolejną niedomytą mordą, a ona miała stać się śladem, zapachem, który rozmył się już dawno temu. Jakby nigdy jej przy nim nie było.
Ale ona istniała, istniała jak ten kawałek pergaminu, który musiał zostać odnaleziony. Bez tego zapomniałaby tak samo, jak półprzytomny chłop na szorstkim materacu. Bełkot próbował ją znów wypłoszyć, ale był melodią bezradności, w kilku nutach nie wzniósł pięści, ale dał znać o katuszach zaklętych w dużym ciele. Moss wiedziała jeszcze jedno, że zatoczeni w pijacze rowy chłopcy nigdy nie byli tak po prostu źli. Że puszczające się za dwa knuty dziewczynki z doków nigdy nie były tak beznadziejnie puste, pozbawione wartości. Będąc poza murami dzielnicy osądy przychodziły łatwo, eleganckie paluchy naznaczały szare twarze nieprawdziwymi przydomkami. Od środka wszystko wyglądało inaczej. Właśnie dlatego nie potraktowała go żądlącym urokiem. Niektóre rany trwały zamaskowane, skryte głęboko, widoczne tylko dla tych, którzy nosili te bliźniacze. Którzy rozumieli.
Poszurała butami po brudnej podłodze i wstała, ostatni raz podchodząc do mężczyzny. Naciągnęła na ramiona kawałki burego swetra i mocniej się nim opatuliła. Przerzuciła przez szyję magiczną torbę i… i przez chwilę wydawało się, że wyciąga dłoń w stronę portowego rzezimieszka. Ta jednak zatrzymała się, zanim została prawdziwie przyłapana. Obróciła się i podeszła do lęgowiska kuchennych szafek. W wielotygodniowej stercie poszukała kubka, który później wsunęła pod kran. Poczekała, aż woda wypełni naczynie, a potem przeszła przez pokój i ustawiła je niedaleko dłoni luźno ześlizgującej się z materaca. Kiedyś jeszcze jej podziękuje. Jeszcze rano dociśnie usta do podrapanego kawałka taniej porcelany, byleby tylko przepłukać czymkolwiek gardło. – Już wychodzę – odpowiedziała cicho, dziwnie mętnie. Przecież tak naprawdę nigdy jej tu nie było.
Tym razem wyszła drzwiami. Zupełnie nie miała ochoty na balkonowe akrobacje. Na ulicy wyciągnęła lusterko, by w poświacie księżyca objawić twarz bratu. Nic mi nie jest, Keat. Wracam do domu.


zt
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Balkon [odnośnik]07.03.21 19:03
Otulony widokiem zbliżającej się Philippy zaczął poddawać się temu, co najcięższe, a w tym momencie były to powieki. Próbował jeszcze zwalczyć chęć snu jednak nieoczekiwany rozwój akcji z Celine, nagłe podrygi złości na Philippę...było tego zbyt wiele dla jego zmęczonego organizmu. Odpoczynek zdawał się błogi, a jednak próbował jakoś się pobudzić, nie chcąc pokazywać prawdziwej twarzy. Nie ważne jak bardzo był pijany, potrafił doprowadzić się do porządku wtedy, kiedy rzeczywistość zaczynała naginać się w bardzo złym kierunku. Nigdy nie mógł pozwolić sobie na ujawnienie, to nie ulegało żadnej wątpliwości, a jednak w ten dzień nieświadomie pozbył się iluzji włosów. Reakcja na przyjemność była zbyt wielka, żeby mógł pozostać obojętnym, ona nie była obojętna...widok brązowych oczu, nie, błękitne, a może zielone? Wszystko falowało, obrazy próbowały prześcignąć się w niezrozumiałych zawodach, a on starał się połapać, cóż stało się tej nocy. Retrospekcje zdawały się nie kleić, postacie przemieniać z jednej drobnej panienki na drugą, a on niczym zagubione dziecko dawał prowadzić się za rękę wirującego świata zmian. Nie słyszał, jak wychodziła, a jednak jej głos przywołał twarz, twarz, którą powiązał z przyjemną lekkością swojego stanu, z brakiem napięcia, które często zmuszało do znalezienia antidotum w postaci uderzenia adrenaliny. Pierwszy raz zasypiał spokojnie, może nawet przebił się gdzieś uśmiech na twarzy, która wraz z pierwszym głębszym oddechem wróciła do swojej piegowatej, pierwotnej formy. Nocne sny były bardziej marami niż faktycznym biegiem wydarzeń, choć nie był w stanie określić, co tak naprawdę miało miejsce; gdzie zacierała się granica jawy i snu, rzeczywistości i wyobrażeń.

| 26 października '57 |

Nagle otworzył oczy, od razu siadając w łóżku. Coś było nie tak.
Nos pomimo przyzwyczajenia do alkoholowego smrodu tym razem ostrzegł o mocno zakrapianej nocy, jednak to nie on sprawił, że długowłosy zaczął rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu wskazówki. Głowa pulsowała, a spuchnięte, suche usta domagały się wody i kiedy już chciał się odkryć, zauważył kubek napełniony wodą. Leżał na zakurzonej podłodze, która w kilku miejscach wcale nie była już taka szara od kurzu. Zmarszczył brwi w dezorientacji, czy mógł pomyśleć w nocy o poranku? Powietrze wpuszczone przez otwartą okiennicę balkonową sprawiło, że przez jego ciało przebiegła gęsia skórka. Ubranie śmierdziało jabłkiem pomieszanym z alkoholem, a ręce...nie było na nich żadnych śladów...kostki były całe, palce też, nadgarstek nie bolał...w zamyśleniu sięgnął po kubek z wodą i wtedy dopiero poczuł. Głośne syknięcie wydobyło się z jego gardła, kiedy ruszył się w bok. W kilku ruchach pozbył się sztywnego od rozlanego nań alkoholu ubrania i zobaczył małe ranki ze szkła. Kurwa.
Pościel nie była w żadnym stopniu przemoczona, a tym bardziej zakrwawiona, jego podejrzenia zaczęły wzbijać się na wyżyny wszelakiej wyobraźni, choć ból głowy skutecznie nie pozwalał odpływać gdzieś daleko. Z małym pomrukiem wstał, kierując się do łazienki, a w trakcie tej wolnej wędrówki zaczął gubić wszystkie rzeczy, rzucając je gdzieś po podłodze. Otwarte okiennice nie przeszkadzały, w końcu widok nad wodę pozwalał mu pozostawać w pewnym sensie anonimowym.
Zimno kafelek obudziło nieco spowolniony organizm. Wystarczyło jeszcze tylko przekręcić kurek, a słuchawka sama magicznie uniosła się powyżej jego głowy, śledząc każdy ruch. Zimny, choć zbawczy ruch wody nie zmazywał niepokoju, a jedynie zaschnięte ślady po mniejszych kawałkach szkła, które przebiły się przez koszulkę. Przejechał dłonią po skórze, wyjmując w międzyczasie trzy kamyczki, które pozostawiły ślady. Nie były to potężne rany, a jednak przecięta skóra irytowała bardziej niż porządne złamanie i wiedział to z doświadczenia. Możliwie szybkimi ruchami umył się cały, nawet nie próbując rozmyślać o czymkolwiek więcej niż pozbyciu się obrzydliwego odoru. Nawet mycie zębów pozostawiało jakiś dziwny posmak, choc w żadnym wypadku nie było to związane z oddechem, a poczuciem jakiejś takiej...czystości? Nie patrząc w swoje odbicie zerkające z popękanego lustra, wrócił do głównego jedynego pokoju. Zawinięty w ręcznik zaczął rozglądać się za ubraniem.
Był w mieszkaniu, bez śladów walki, jedynie drobinkami szkła wbitymi w ciało, miał kubek z wodą przy łóżku, po który nie zdołał się nachylić...nagle wzrok przykuło coś podłużnego z charakterystycznymi chorągiewkami...pióro, a tuż obok niego list. Nie zwracając uwagi na niewygodę spowodowaną śladowymi częściami szkiełek wbitych w bok, niemalże od razu wyrwał się w stronę stolika. Drżącymi dłońmi złapał za zwitek papieru skropionego atramentem, otwierając go w panice. Wzrok szybko przebiegał po linijkach tekstu, z każdym zdaniem tworząc coraz to nieprawdopodobniejszą wizję. Rozbita flaszka, ona w jego mieszkaniu, niegrzeczne...ktoś był niegrzeczny, przez umysł przemknął bardzo szybki, niewyraźny obraz, a wraz z nim gorące uczucie, które wymusiło na nim niekontrolowany, chrapliwy wydech. Pamiętał przyjemność, nieokiełznaną chęć zwiększenia nacisku...i zrobił to...podniósł dłoń na wysokość swojej twarzy w pełni zdezorientowany. Obrócił ją maksymalnie, wracając zaraz do wierzchniej części, tam, gdzie zawsze znajdował pokaleczone kostki, a tam tylko delikatne ślady po zeszłej walce sprzed dwóch dni. Z każdym starciem jego organizm zdawał się coraz lepiej znosić i goić wszelakiego rodzaju rany, dlaczego tylko wczoraj nie wplątał się po kolejny zastrzyk krwawej adrenaliny?
Ze wzrokiem utkwionym w papirusie rozmyślał, nawet nie próbując się zniechęcić bólem głowy, który zdecydowanie odmawiał współpracy w tak opłakanym stanie. Wrócił myślami do wczorajszego wieczoru, ostatni klient...Celine, blondynka, powabna, przed oczami błysnęło mu kilka obrazów, kiedy płakała, klęczała przed nim, spijała...gwałtownym ruchem wstał, ciągnąc ręką stół, który przewrócił się na bok. To nie było możliwe...to nie był on...to...zatoczył się w nagłej bezradności na framugę drzwi od łazienki, po której przejechał plecami aż do podłogi. Jestem potworem.
Gardło ścisnęło się w nagłej niemocy, a spod zamkniętych powiek zaczęły płynąć łzy. Obydwie ręce zacisnęły się, a jedna z nich zmięła wiadomość na papierze. Nie wiedział, kiedy uderzył w ścianę, obok której siedział...nie pomogło. Kolejny cios...ponownie nic nie wniósł i kolejny, kolejny, kolejny...poczuł charakterystyczne szczypanie w kostkach, które zabarwiły już pożółkłą ścianę. Głęboko dysząc, zorientował się, że już był na klęczkach w samym ręczniku, jeszcze bardziej niszcząc salon.
Portowe dźwięki nie były tak dobrze słyszalne, kiedy przez jego umysł przebijały się wszystkie możliwe obrazy, które mieszał z obrzydliwymi koszmarami, które nawiedziły go tej nocy. Czuł się spełniony, nie potrzebował nawet dodatkowej rundy z rana, ale właśnie to szczęście było jego największym nieszczęściem.
Obezwładniony z wszelkich chęci przesunął spojrzenie na zmiętą wiadomość. Philippa...barmanka...była tutaj...spotkała go? O prężnym myśleniu świadczyła jedynie mocna zmarszczka na zmartwionym czole rudzielca. Żaden z obrazów nie zapewniał jej bezpieczeństwa w jego obecności, kiedy był tak rozgrzany. Uczucie ciepła ponownie zalało jego ciało, a on ze wściekłym rykiem mocno uderzył o ścianę, wybijając sobie palec. Chciał przestać czuć i myśleć, po prostu przestać.
Głupia myśl przebiegła przez jego umysł, a zrezygnowany wzrok zatrzymał się na płaszczu rzuconym na podłogę wtedy, kiedy jeszcze czuł błogą nieświadomość. Mógł wziąć cokolwiek tylko chciał...wystarczyłoby nawet na przedawkowanie...dwie, trzy dawki...co złego mogło się wydarzyć? Pokaleczonymi dłońmi podciągnął się do góry. Zrezygnowanym krokiem podszedł do płaszcza, wyciągając łakocie, które znajdowały się we wnętrzach kieszeni. Naznaczona łzami twarz tylko patrzyła, mierząc się z pokusą, która dotychczas pomyślnie była odkładana na bok. Głęboki wdech i kolejny obraz. Jasne włosy zmieniły się w brązowe, dwukolorowe tęczówki w piwne, a szczęka przechodziła niewytłumaczalne deformacje na znajomą twarz. Nie był na to gotów, żeby pomyśleć, że ją też mógł skrzywdzić? T e ż?
Szybkim ruchem podniósł się z klęczek, wrzucając zaraz narkotyki do jednej z kieszeni. Musiał dowiedzieć się, czy coś zrobił, ile zrobił i czy była bezpieczna. Nie kierowało nim żadne romantyczne uczucie, był po prostu przerażony faktem, że sprawił komuś krzywdę; że stał się zmorą nie tylko dziewczyny, ale również i siebie samego; że przestawał się kontrolować, więc któż wie, czy również i ona nie została skrzywdzona? Zależało mu na bezpieczeństwie, nie tylko swoim, ale również i wszystkich dookoła - tych, którzy nie mieli jak się w pełni bronić, bo przecież nie każdy urodzony był jako zamożny, konserwatywny szlachcic, nawet on.
Ubierał rzeczy naprędce, nie próbując ułożyć czegokolwiek, nawet kaszkiet zostawił gdzieś z tyłu, a drzwi zamknął tylko na jeden spust. Musiał sprawdzić, czy wszystko było w porządku. Martwił się jako człowiek, któremu zależy na dobru wszystkich, jako czarodziejowi, który faktycznie wierzy w lepsze jutro...a dzisiaj było zdecydowanie lepsze od wczoraj...przestań.
Musiał sprawdzić, czy wszystko z nią było w porządku, bo jasnowłosa...zamknięta była w wieży bez dostępu dla takiego szarego człowieka jak on. Uspokojenie sumienia widocznie nie miało być tak prostym zadaniem, ale przemieniony w Małego Jima pospiesznie ruszył wzdłuż ulicy, kierując się pod budynek numer 13.

| idzie do Philippy
[bylobrzydkobedzieladnie]


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję



Ostatnio zmieniony przez Reggie Weasley dnia 06.04.21 1:18, w całości zmieniany 2 razy
Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Balkon [odnośnik]11.03.21 17:05
| 4 listopad '57 |

Wrócił na chwilę, choć minuty stały się godzinami, podczas których patrzył w ścianę. Nie był w stanie wyrzucić obrzydliwego obrazu, który przewijał się przed oczami jak największy z koszmarów, które do tej pory był w stanie zapamiętać, a jednak była to rzeczywistość. Realny świat życia na skraju świata, którym były Londyńskie doki, centrum aktów skandalicznych, które były egzekwowane przez prawe organy państwa. Przez głowę mu nie przechodziło, żeby kiedyś natknąć się na taką masakrę, nie był przecież żadnym aurorem; nie pchał się na pierwsze skrzypce do oglądania tak przerażających obrazów jako pierwszy z szeregu; mimo to, uzyskał swoją odpowiedź na kotłujące się pytania, czy faktycznie port był dobrym miejscem dla dalszego życia. Pytanie tylko, czy inne życie nie było gorsze? Nie znał niczego innego; czas wyparł pewne zachowania i zwyczaje, a już z pewnością poczucie przynależności do Devon, które tętniło w jego głowie niczym idylla od smutku, bólu i żalu.
Głośny dźwięk zza balkonu przerwał jego rozmyślenia, kiedy siedział tak przy stole. Za każdym razem, kiedy próbował sięgnąć po napoczętą kilka dni temu butelkę, powstrzymywały go te obrazy, ta głowa dziewczynki, która...
Kolejny ścisk w żołądku skutecznie odwiódł go od obrazowania sobie wszystkiego, choć umysł i tak robił swoje, tworząc pełną rekonstrukcję zeszłego wieczoru, a może nawet nocy. Nie miał pojęcia, ile czasu spędził u Yvette, jednak wraz z nadejściem słońca miał świadomość, że musi wrócić do domu. Położyć się, odespać, a sen jak na złość raczył go sugestiami, w jaki sposób masakra przerodziła się w rzeczywistość, w jaki sposób skóra zaczęła oddzielać się od ciała, w jaki sposób wnętrzności chłopca zaczęły wypływać na wierzch i właśnie tak kilka godzin stało się majakami. W pewnym momencie zrozumiał, że spanie nie było sposobem na żadne próby odnalezienia spokoju, wręcz przeciwnie. Usiadł więc do stołu, utrzymując swój pusty wzrok wlepiony w rant łóżka.
Wszystko to wyglądało mizernie, tak samo, jak on sam. Nawet nie próbował patrzeć w spękane lustro gdzieś w łazience, bo jaki był sens? No właśnie...sens, czyli element, którego brakowało mu od samego początku rozmyślań snujących się w chwilach, kiedy miał czas na myślenie; był to jeden z powodów, dla których starał się mieć jakieś zadania, robić...coś.
Wzrok rudowłosego powędrował do zwitka jakiegoś starego listu. Może przelanie myśli na papier pomoże? Powolnym ruchem ręki sięgnął do pióra podarowanego przez Philippę, tą która...
Ręka drgnęła mu w dziwacznym drygu, popychając szklaną butelkę na podłogę, a wszystko to za sprawą przypadku oczywiście. Przestraszony, że ktoś go obserwuje, momentalnie spróbował przemiany w jedną ze swoich twarzy, jakby ten dźwięk nie był spowodowany przez niego, wręcz przeciwnie!
Stała czujność i obrzydliwe obrazy w głowie robiły swoje, kiedy paranoicznie chciał być w skórze kogoś innego, jakby to cokolwiek zmieniło.

| Przemiana w Małego Jima
| Genetyka +30; próg 120+

edit. zmiana daty


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję



Ostatnio zmieniony przez Reggie Weasley dnia 11.03.21 18:29, w całości zmieniany 1 raz
Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Balkon [odnośnik]11.03.21 17:05
The member 'Reggie Weasley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 27
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Balkon - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Balkon [odnośnik]11.03.21 17:44
Nie stało się kompletnie nic, a jego paniczny wzrok przegalopował po pomieszczeniu, które było puste. Dziwne, bardzo dziwne, a jednak mógł przynajmniej mieć przeczucie, że był względnie bezpieczny. Nagły odgłos burczącego brzucha wyrwał go z raptownego szoku i strachu; wciąż był człowiekiem, musiał coś jeść, a jednak ciągła świadomość okrucieństwa przebijała się przez jego wszelkie potrzeby fizyczne, a w tym także chęć sięgnięcia po flaszkę. Przełknięcie śliny sprawiało mu trudność, a co dopiero swoboda we wlewaniu w siebie litrów napojów procentowych będących świetnym substytutem ucieczki od rzeczywistości. Nie rozważał swojego problemu jako trudności w życiu, w ogóle nad tym nie myślał, bo przecież pił, kiedy chciał i co chciał, więc gdzie niby leżał jakikolwiek błąd? Jednak tamta noc potraktowała go potwornie, zmuszając do wejścia gdzieś w głąb siebie z pytaniami, na które nikt nie był w stanie mu odpowiedzieć, bo przecież jak? Jak można zrobić komukolwiek coś tak potwornego, jak człowiek mógł stać się takim potworem i co najważniejsze, czy on sam byłby w stanie zrobić coś równie strasznego? Czy przypadkiem jego wykorzystanie Ce...
Nagła złość mignęła przez twarz rudowłosego, który uderzył bokiem zaciśniętej pięści w stół. Koniec.
Nie myśleć! Kiedyś był w tym całkiem niezły, można powiedzieć, że nawet przodował pośród swoich rówieśników, niestety oni wydawali się pobiec mocno do przodu, a on? Przez tyle miesięcy zamknięty w portowej klitce, z której urywał się jedynie przez potrzebę dorobku. Nie miał pojęcia, czy było mu na rękę odcinanie się od rodziny, którą przecież darzył największym szacunkiem i uczuciem, ale zawsze gdzieś było to cholerne - ale. Dopiero po chwili zorientował się, że ściskał w zaciśniętej dłoni pióro do Philippy. To też zniszczył, wszystko potrafił zniszczyć, być może właśnie dlatego nie zasługiwał kompletnie na nic? Żadna sympatia, a tym bardziej dobre słowo nie były w stanie naprawić tego, co tak umiejętnie psuł i po co?
Poprawił się w krześle i nachylił do skrawka papieru, na którym miał już zatytułowane - Drogi Michaelu, a jednak przerwał. Ślad na dłoniach bardzo szybko przypomniał mu o nocy, kiedy znaleźli Hagrida. Potrzebował się tego pozbyć, musiał zetrzeć ten ślad przypominający o przemocy, jakby to właśnie on był tym okrutnikiem, który stworzył z kamiennego przejścia ślady masakry. Zatuszować swoje rany było łatwo, wystarczyło się tylko mocno skupić i już cała postać Jima pojawiała się przed zamkniętymi oczami, bo przecież potrafił się teraz skupić, prawda?

| Przemiana w Małego Jima
| Genetyka +30; próg 120+


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Balkon [odnośnik]11.03.21 17:44
The member 'Reggie Weasley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Balkon - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Balkon [odnośnik]11.03.21 18:21
Kolejny zawód, chyba z czasem zaczął się do tego nawet przyzwyczajać, jakby rzeczywistość dawała mu i tak zbyt mało bodźców do myślenia, że jest z nim coś nie tak. Nawet nie potrafił być porządnym metamorfomagiem, kiedy wymagała od tego sytuacja, Wiedźmim Strażnikiem też pewnie był okropnym, tylko nikt nie był w stanie mu tego powiedzieć w twarz. Sfrustrowany odłożył pióro i odsunął się od stołu. Musiał zrobić coś, co nie do końca szło mu najlepiej - pomyśleć. Dopiero z czasem, kiedy wszystko wracało sytuacja, w której odnaleźli z Jamesem Hagrida, zaczęła go uderzać ze zdwojoną siłą. Widywał przecież trupy, jednak to... Nie wystarczyło słów, żeby określić, jak bardzo przekraczało to wszelkie granice moralności, w które tak gorliwie wierzył. Myślał, kto mógłby być takim potworem, żeby dać się pokusić tak wielkiemu okrucieństwu i nadgorliwy oczywiście miewał swoje typy, jednak był zbyt nieśmiały, żeby wskazać palcem, bo przecież jak mógł kogoś oskarżyć, kiedy wierzył, że człowiek nie jest tak przesiąknięty złem; nawet ten największy wróg. Mimo to znalazł się w podobnym położeniu jak w Oslo - był bezradny, uczucie znienawidzone od końcówek włosów, aż po krańce stóp, bo przecież z tym nie miał jak walczyć.
Z jednej strony istniała ta uciecha, że zdołali doprowadzić Hagrida w dobre ręce, miał przecież doświadczenie w przegrywaniu ze śmiercią, która uwielbiała trawić tych niewinnych. Jego Wiedźmi mentor przecież nie był złym czarodziejem, miewał kaprysy jak to każdy, ale starał się, żeby wyłapać wszystkich tych czarnoksiężnych złoczyńców, którzy wymagali kary; w oczach rudzielca było to bardzo dużo.
Spojrzał na swoje poranione sińcami dłonie. Nie był pewien, czy zdoła tak dalej żyć, ale przecież nie mógł stać obojętnie i zwyczajnie egzystować. Obrazy sprzed masakry wydawały się teraz być niczym, jakby lekkim piórkiem, które jedynie niepokoiło jego zmarszczone skronie, a nie cały umysł, który właśnie huczał od nadmiaru emocji i myśli.
Wstał tylko po to, żeby zaraz sięgnąć po butelkę, która upadła gdzieś obok stołu. Część napoczętego alkoholu już wypłynęła, choć to nie zraziło go do przysunięcia jej do twarzy. Jego lico odbijało się od szkła. Nie był w stanie spoglądać na siebie nie tylko w tym stanie, ale również wersji, kiedy sięgał po coś mocniejszego. Może zdoła choćby tylko zwilżyć usta? Może wcale obrzydzenie nie zmusi go do poddania się kolejnej konwulsji? Może to mu rzeczywiście pomoże?
Jednak najpierw potrzebował się przemienić, jako swoja rudowłosa persona nie był w stanie przełamać szali, którą stała się butla z dnem pokrytym alkoholem.

| Przemiana w Małego Jima
| Genetyka +30; próg 120+


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Balkon [odnośnik]11.03.21 18:21
The member 'Reggie Weasley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 72
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Balkon - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 2 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Balkon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach