Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój na piętrze
AutorWiadomość
Pokój na piętrze [odnośnik]25.02.21 13:36

Pokój na piętrze

Dzienny pokój na piętrze kamienicy, jeden z najlepiej zachowanych w budynku, utrzymany we względnej czystości i pozbawiony stosów niepotrzebnych rzeczy czy gromadzonych rupieci. Jedyne pomieszczenie z tak dużą ilością okien, które z uwagi na nokturnowe włości i tak rzadko kiedy przepuszcza większą ilość światła.
Znajdują się tu dwie kanapy, nieduży stolik, regał z książkami, półeczka i kilka usychających kwiatów usadowionych w dużych donicach.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]31.07.22 20:04
17 IV 1958


Ekscytacja wciąż promieniowała w opuszkach palców, doskonale pamiętających liźnięcia czarnej magii przepływającej przez rdzeń różdżki; raz po raz zaklęcia smagały młodą sylwetkę, ocierały się o mięśnie, docierały do kości. Teraz najpewniej był martwy. Skazany na niebyt w opuszczonym domostwie, ciało zlewające krew z brudem zakurzonej posadzki. Zdrajca, szczur, tchórz.
Nic personalnego, choć towarzysząca jej Evandra mogła powiedzieć inaczej. Widziała to w niej – widziała ból, widziała złość, później coś na kształt żądzy; obok tego być może kroczyło niezrozumienie, nuta strachu, mała część frustracji – co tak naprawdę kłębiło się w myślach półwili?
Zabrała ją w bezpieczne miejsce w pośpiechu, ograniczając słowa do absolutnego minimum. Nie musiały uciekać z tamtego miejsca, ale czym szybciej znalazły się w granicach swobody, tym lepiej. Nokturn był ciemny i ponury, ale właśnie tam mogły zaszyć się najszybciej, opuszczając Ulicę Zapomnianych Córek.
Przepuściła ją w wejściu, prostym ruchem nadgarstka ryglując drzwi kamienicy; cały budynek należał do Dolohovów, dlatego żadna nie musiała martwić się o sąsiadów na klatce – zwłaszcza Evandra, raczej nieprzyzwyczajona do tego typu sąsiedztwa. Ale choć ulica jak i samo domostwo z zewnątrz raczej odstraszało, wnętrze mieszkania jasno mówiło o zamożności właścicieli. Było tu odrobinę brudno, przede wszystkim za sprawą kurzu i przez zapach wilgotnego pergaminu; ale meble, rozległe dywany i przede wszystkim piętrzące się dekoracje, obrazy, wazy i artefakty – wszystko to mówiło o zgromadzonym bogactwie.
Pozwoliła lady zostawić odzienie wierzchnie, później przeprowadziła ją przez zagracony salon i pokierowała na górę; tam Evandra mogła pierw skorzystać z łazienki, w międzyczasie Dolohov zgarnęła z pokoju dziennego odpowiednią butelkę i dwa kieliszki. Wciąż ograniczała słowa – nie mówiła jeszcze lady Rosier szczegółów, nie tłumaczyła kim dokładnie był chłopak; równocześnie nie pytała o wybory kobiety, o jej pobudki, o łzy, które widziała skrzące się w jej oczach.
Miały dużo czasu.
Pokój na piętrze był mniej zagracony, przejrzysty i wobec pozostałych pomieszczeń mieszkania sprawiał wrażenie dużo bardziej nowoczesnego; jasne meble nijak przypominały ciemne drewno z parteru, obicia kanap również były łagodniejsze, choć utrzymane w kolorystyce ciemnej zieleni.
Tatiana zdążyła się przebrać; teraz długa, lekka suknia bez zbędnych upięć płynęła czernią wzdłuż jej ciała, aż po kostki, kiedy przechodziła przez pomieszczenie różdżką wykonując ruch, który sprawił, że srebrna taca z alkoholem i szkłem spoczęła na ławie. Zaraz potem usiadła lekko na jednej z kanap, znów machnęła tarninowym drewnem, rozlewając alkohol do kieliszków.
– Jak się czujesz?


na stole kładę skrzacie wino
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]11.08.22 9:59
W drodze ucieczki z Dzielnicy Portowej niemal zupełnie straciła kontakt z rzeczywistością. Prowadzona przez Tatianę zdała się na jej prowadzenie, nie słysząc żadnego z padających z jej ust słów. W uszach wciąż tętnił pisk, odbijał się dudniącym echem, przejmował całą uwagę, nie pozwalał skupić się na niczym, poza pustką. Przed oczami nadal leżał chłopak, któremu zadały cierpienie, a którego brudna krew sącząca się z ran spływała na deski zakurzonej podłogi. To on miał zapłacić za wszystko, odkupić winy za śmierć brata, za jego zdradę i szaleństwo, za błędne decyzje, niestabilność umysłu. Za żal Evandry, jaki czuła w ostatnich miesiącach, a jaki teraz wracał ze zdwojoną siłą, nie pozwalając na pełniejszy oddech. Czy postąpiła dobrze? Czy w ten sposób odnajdzie swój spokój? Czy żaden inny niezdolny do podjęcia właściwej, trzeźwej decyzji czarodziej nie padnie ofiarą szlamu, zsyłając klęskę na kolejną rodzinę?
Drżące dłonie oparły się o porcelanę śnieżnobiałej umywalki, zacisnęły się na jej brzegu, przyjęły ciężar wątłego, pochylającego się nań ciała. Wzrok uniósł się na lustrzaną taflę, a w odbiciu odnalazła własną, zmętniałą twarz. Z kranu popłynęła zimna woda, niemal sięgnęła doń chudymi palcami, kiedy nagły nacisk na płuca wyprowadził ją ze względnej równowagi; zacisnęła zęby, tłumiąc atak bólu, lecz ten nie odchodził, narastając z każdą chwilą. Padła na klęczki ze zwieszoną brodą z dłońmi zaczepionymi wciąż o krawędź umywalki. W jej ciele toczyła się walka, magia zderzała się ze sobą, na przemian miażdżąc i odbudowując kolejne tkanki. Odwieczna batalia często dawała się we znaki, ucząc organizm radzenia sobie z gwałtownością magii, przyzwyczajając umysł, by stale znosić cierpienie. Łapczywie próbowała łapać powietrze, kolejny haust kończył się kaszlem. Czerwień padła na podłogę, znacząc ślad niemocy. Pełen oddech przyszedł po chwili, gdy ból w końcu zelżał, pozwalając wyrwać się z bezwzględnych szponów. Naraz dłoń zadarła spódnicę, sprawdzając czy w kroczu nie ma plamy krwi - nie było. Nie miała sił, by płakać, choć łzy to pierwotny sposób na zdradzenie słabości i bezsilności. Co ja sobie myślałam? Nie mogę stracić i ciebie, pojawiło się w jej głowie w przypływie trzeźwości. Zdążyła już zapomnieć, że ograniczając przyjmowanie eliksiru każdy kolejny atak serpentyny przychodzić będzie ze zdwojoną siłą, zagrażając nie tylko jej samej, ale i dziecku. Ciążyła na niej odpowiedzialność za więcej, niż jedno istnienie, za cały ród. Hülye lány, klęła do siebie po trytońsku, powoli podniosła się z klęczek, sprawdzając stabilność kolan. Lodowata woda orzeźwiła twarz, znów zyskała odwagę, by sięgnąć do swojego odbicia. Wszechobecna bladość nie była niczym nadzwyczajnym, tylko linia ust odcinała się wciąż czerwienią pomadki o odcieniu jakże zmyślnie dobieranym, by nie zdradzać choroby. Machnęła różdżką w stronę podłogi, zmywając plamy krwi, usuwając wszelkie ślady swej dolegliwości.
- Powiedzmy… - mruknęła tylko, kiedy wychodząc po kilku minutach z łazienki zajęła miejsce na krześle. Westchnęła ciężko, nawet nie próbując wymuszać uśmiechu. - Powiedzmy, że dobrze. - Nie jest dobrze i nigdy nie będzie, powrócił cichy głos z tyłu głowy, wcinając się między myśli próbujące załagodzić sytuację. - Mam tylko nadzieję, że nie przeszkodziłam wielce twojemu zadaniu. - Od razu przekierowała temat na wydarzenie z portu, nie chcąc by rozmowa skupiła się na jej stanie. Uniosła nadal jeszcze pozbawiony ostrości wzrok na Tatianę, błękit spojrzenia powoli ogniskował się na jasnych tęczówkach.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]18.08.22 17:26
To była codzienność – brudna, brzydka, pozbawiona polotu. Wiecznie między młotem a kowadłem, między pięknymi słowami a siarczystością przekleństw, między błyskiem sukien a szkarłatem krwi – czasami zastanawiało ją, jak długo jeszcze będzie potrafiła żyć w taki sposób. Jak bardzo można znieczulić się na pewne kwestie, jak ubrać czyny we wzniosłe idee, jak wytłumaczyć sobie cenę pewnych sytuacji. Chłopak nie znaczył dla niej nic poza cichą irytacją; nie dostarczył jej nawet odpowiednich informacji, w jego żyłach nie płynęła magiczna moc, teoretycznie niewarta marnowania, choć skażona otwartą zdradą.
Nie robił zbytniej różnicy – i Dolohov to wiedziała, nawet jeśli zdecydowała się na powolną śmierć pozbawioną celu. Mogły go oszczędzić, mogły zostać, zagrozić czy przegnać; ale robactwo rozprzestrzeniało się szybko, zbyt szybko by zignorować pojedynczego karalucha zapędzonego w kozi róg.
Nie mógł dać im tego co chciały, nie mógł odwrócić biegu zdarzeń ani zaważyć na decyzji; nie mógł zadośćuczynić, nie mógł przywrócić życia Francisowi, nie mógł nawet wyjaśnić po co to wszystko.
Sam bunt potrafiła zrozumieć, zwyczajną głupotę już niekoniecznie – ludzie nie potrafili się dostosowywać, nie tolerowali zmian; być może ujrzałaby w tym wszystkim nawet samą siebie, gdyby nie była aż tak zapatrzona we własny komfort.
Powrót do mieszkania był przyjemną koniecznością; wewnątrz kamienicy było cieplej, ale przede wszystkim ciszej – dopiero po przekroczeniu progu słyszała echo wrzaskliwego głosu uderzającego w ścianki jej umysłu; nie ucichło nawet wtedy, kiedy odprowadziła Evandrę do łazienki i kiedy oczekiwała na jej przybycie w eleganckim pokoju.
Dopiero kiedy lady doyenne pojawiła się w pomieszczeniu, podniosła spojrzenie, zajmując miejsce na jednej z leżanek; ciemna suknia popłynęła wzdłuż jej wyciągniętego ciała, w dłoń pojęła kieliszek, gestem brody wskazując Evandrze drugie naczynie napełnione alkoholem.
Była blada, roztrzęsiona, nieobecna – Dolohov widziała ją w różnych stadiach, w różnych momentach – od różanej radości po pochłoniętą niszczycielską aurą wściekłość; kim Evandra Rosier była teraz?
– Wręcz przeciwnie, dobrze, że byłaś tam ze mną – rzuciła, lustrując ją uważnie, choć wciąż łagodnie – Nawet jeśli początkowo nie uważałam tego za dobry pomysł. To nie są odpowiednie miejsca czy sytuacje dla lady. Ale ty nie jesteś zwykłą lady – przekonała się o tym już dawno temu; nieważne były wystawne komnaty, nienaganne maniery i wysokie urodzenie – Evandra miała w sobie dużo więcej.
– Widziałaś kiedyś śmierć na własne oczy? Nie mówię o spokojnym odejściu – o ciotce, babci.... Dolohov nie była pewna, czy Evandra doświadczyła namacalnie śmierci brata – Jak zginął Francis? – wypowiedziała to zaraz potem, niemal od razu, zupełnie porzucając pośredniość – jednocześnie wiedząc, jak dużym ciosem było to dla byłej panny Lestrange.
Dalej, Evandro, pokaż mi swoje serce.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]15.09.22 15:23
Na widok wskazanego sobie kielicha z winem uniosła tylko dłoń, odmawiając alkoholu.
- Nie mogę. Jestem w ciąży - mruknęła pochmurnym tonem w ramach oszczędnego wyjaśnienia, nie mając siły, by zagłębiać się w szczegóły i bawić w szeroki uśmiech na myśl o nadciągającym gwałtownym przybraniu na wadze. Wino mogłoby stępić umysł i złagodzić objawy nudności, jakie zaczęły ją właśnie drażnić, lecz trzeźwość myśli i świadomość, że może nie skończyć się to dobrze dla młodego Rosiera zmusiła do powstrzymania się od ulegnięciu słabości.
”Ty nie jesteś zwykłą lady”, spojrzała na przyjaciółkę zmęczonym wzrokiem i lekko uniosła kąciki ust. Takiego komplementu się nie spodziewała - o ile miała brać go za komplement. Nikt nie uważała się za kogoś zwykłego, od najmłodszych lat słuchając opiewających swoją urodę i talenta peanów, nie miała ani chwili, by zastanowić się nad własną normalnością. Tą zresztą podważała na każdym kroku, mając przecież świadomość, że niestabilność umysłu, to jedna z niechlubnych rodowych cech Lestrange. Łączyła w sobie wiele niezwykłych cech, które wyłącznie podkreślały niesamowitość tego zjawiska, jakim było jej istnienie. Jest to zresztą niejednokrotnie powodem zgryzoty - no bo jak można być wspaniałym na tak wielu poziomach, a jednocześnie nadal popełniać błędy, przyciągać problemy i wszelkie nieszczęścia? To kara, czy może los zwyczajnie dążąc do równowagi zsyła nań jednocześnie wszystko to, co najlepsze, jak i najgorsze?
- To bardzo zabawne, jakby się tak nad tym zastanowić, gdy cały świat, niebędący tobą, stara się wmówić co jest dla ciebie najlepsze - stwierdziła gorzko, a półwili głos wyłącznie podkreślał nieukrywany sarkazm. - Upośledzają nas na własne życzenie, wmawiając nam, że nie jesteśmy do czegoś zdolne, a później są wielce zaskoczeni, gdy dostaniemy okazję, by wyjść poza szablon. To także jest bardzo zabawne, że wmawia nam się, że brudne ulice są straszniejsze od przegniłych serc. - Uśmiechnęła się szerzej, jakby o wiele cieplej i pokręciła tylko głową z niedowierzaniem.
Spuściła zaraz wzrok, błądząc nim po drewnianych, skrupulatnie wypolerowanych deskach.
- To zdecydowanie nie była spokojna śmierć - odparła sucho z cichym westchnieniem, czując że dalsza ucieczka nie jest wskazana. Nie zadowoli ani półwili ani Tatiany. - Zerwał się wiatr, rozległ śpiew syren. Byliśmy wtedy na plaży przy Thorness Manor. Prosił mnie o rozmowę, chciał przeprosić. - To pierwszy raz, gdy mówiła na głos o szczegółach jego śmierci. Dotąd nikt nie chciał o to pytać, posyłając wyłącznie przepełnione żalem spojrzenia i pocieszająco klepiąc po ramieniu. Nikt nie chciał wiedzieć, nie chciał zrozumieć. Przecież już się nie liczył, nigdy się nie liczył. - Zabrała go magia, złamane słowo, które złożył Tristanowi. Rozerwała go od środka, krusząc serce, spalając kawałek po kawałku. Tkwił w agonii, jakiej nie sposób załagodzić czy powstrzymać, jego rozpaczliwy krzyk wdzierał się do głębi duszy. - Głos ten nadal jej towarzyszył, przerywając niemal każdy sen. - Chciałam go dotknąć, chwycić dłoń i wesprzeć, ale on po prostu rozsypał się, zniknął. Wiatr poniósł go ku morzu, nie zostawiając ani ziarenka pyłu. Tak, jakby nigdy nie istniał. - Z wolna wróciła spojrzeniem do twarzy Dolohov; błękitne oczy przepełnione były smutkiem, lecz nie był on gwałtowny ani żywy, a przygaszony żalem. - A ty? Widziałaś kiedyś śmierć? - Nie tą zadaną celowo, ze złości, dla zabawy czy na zlecenie - bo takie pobudki zakładała u Tatiany. Pytała o śmierć, która nią wstrząsnęła, wyryła się niezdatną do zasklepienia raną.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]22.09.22 18:49
Wiele było powinności, i jeszcze więcej zasad – sposobów, w które były tłumaczone, ról dobieranych do okazji, do nazwiska, do tradycji; dla jednego norma, dla innego ujma, wszystko poukładane i starannie selekcjonowane. Nawet między sobą mogły dostrzec całe morza różnic; to, co w Rosji było normalnością, na Wyspach było nie do przyjęcia. To jak funkcjonowały, zupełnie inaczej, sprzecznie, jednocześnie potrafiąc zbudować między sobą most.
Ciąża; Dolohov jedynie poruszyła brwiami, bez słowa mocząc usta w alkoholu na dłużej niż chwilę; ciąża, dziecko, słońce rodu Rosier, radość na twarzy lorda nestora, mała istota rosnąca tuż pod sercem, rozpychająca, zagarniająca dla siebie coraz więcej miejsca, by finalnie brutalnie przedostać się na świat – to wszystko odbiegało od jej wyobrażeń o przyszłości, komforcie, czymś jakkolwiek do niej dostosowanym.
Evandra wiodła jednak inny żywot, a to, co kiełkowało w jej brzuchu było jedną z powinności.
– Gratulacje? – mruknięcie balansowało gdzieś pomiędzy sarkazmem, rozbawieniem, a faktycznym schlebieniem; wszakże wykonywała swój obowiązek śpiewająco. Oby tylko dziecko okazało się chłopcem, wtedy radość będzie nieopisana.
– Nie mówię o tym, że do czegoś jesteś zdolna, bądź nie. Nadajesz się, bądź nie – wytłumaczyła, spokojnie, odsuwając szkło od ust powoli, by przenieść uwagę spojrzenia w całości na lady Rosier. Zdecydowanie od małego zapewniana o swojej wyjątkowości – czy Dolohov była w tej materii wyjątkiem, przytwierdzona do ojcowskiej, wypaczonej miłości i faworyzowania?
– W zasadzie, zaskoczyłaś mnie. Nie dlatego, że spodziewałam się czegoś innego, omdlenia i ucieczki, nie – machnęła ręką, jakby odganiała od siebie muchę czy nieprzyjemną myśl – Wszystko co robimy, ja i ty, ja, ty, ten chłopak, to wszystko to plansza. Twój mąż nie uznałby zapewne za stosowne, że zabrałam cię ze sobą. Twój mąż, lord, ja, zabierająca ciebie, lady, do miejsca rozpusty i zepsucia – nie wnikała nawet dalej, nie poruszała, choć na usta cisnęło się stwierdzenie, że to w szlacheckich dworach i na językach najwyższych często królowało największe zepsucie, zgnilizna, czerwień lubieżności i czerń rozpaczy.
– Chcesz bądź nie chcesz, Evandro, w taki sposób działa to wszystko, co stworzyli twoi przodkowie – wzruszenie ramionami nie miało w sobie wyrzutu, żalu czy zgryźliwości, nie było też wytykaniem palcami porządku rzeczy; Dolohov już dawno przyzwyczaiła się do tego, że jest jak jest.
Kieliszek znów zatańczył przy jej ustach, cisza była jedynie zwiastunem burzy; kiedy nadeszła, z ust Evandry zaczęły płynąć słowa, te układały się w obrazy i wyobrażenia. Sceny, o których nikt nie chciał myśleć, nie chciał wspominać, nie chciał wiedzieć – Francis Lestrange w powszechnej opinii pozostawał zdrajcą, brzydką skazą, którą siłą wybielono i udawano, że nigdy nie miała miejsca.
Nie dało się jej wywabić z płótna serca.
Nie dało zetrzeć myśli, nie dało wyrzucić obrazu znikającego w rzeczywistości ciała; nigdy do tej pory nie widziała jak łamie się wieczystą przysięgę, mogła jedynie wyobrażać sobie skruszone ciało, nieistniejącego ducha – wszystko uciekające w morską przestrzeń.
– Istniał. I nie przestanie istnieć – powiedziała, unosząc podbródek i odnajdując spojrzeniem wzrok Evandry – Takie rany się nie zabliźniają, nieważne co na nie położysz – nie było w tym smętnego westchnięcia czy żalu, tylko czysta zgoda z rzeczywistością. Wino otarło się o fakturę warg, później wypełniło usta i spłynęło gładko wzdłuż krtani – Śmierć? Wiele razy. Nic w niej ciekawego – odparła, z lekkością, zaraz jednak na nowo łapiąc wzrok lady Rosier – Ta, o której mówisz, raz. Matki – dodała, a drobna zmarszczka przemknęła przez ściągnięte brwi – Ta również mnie nie ciekawiła. Chciałabym widzieć śmierć Grahama. I tego, kto ją spowodował. Wtedy byłoby łatwiej.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]27.09.22 18:14
- Jak na okoliczności, które mogą jednocześnie przynieść całej rodzinie wielką radość, a mnie śmierć, gratulacje są wybitnie ironicznie - rzuciła wprost, nawet nie unosząc kącików ust do sarkazmu. Tatiana już lata wcześniej została wprowadzona w stan zdrowia Evandry i miała świadomość jej choroby, jednak jako osoba niezwiązana z magomedycyną, nie musiała orientować się w szczegółach związanych z serpentyną. - To jedno z możliwych powikłań, nic szczególnego - dodała zaraz, wykonując lekceważący ruch dłonią. Zarówno z gestów, jak i tonu głosu szlachcianki wylewało się zgorzknienie, które mimo stale powtarzanych podnoszących na duchu słów, nie chciało dać się trzymać na stałe w zamknięciu. Utrzymywała, że pogodziła się ze swym nieuchronnym losem, nic nie stało na przeszkodzie, by z tych ostatnich miesięcy korzystać pełnymi garściami, tyle że czający się z tyłu głowy niepokój nie dawał za wygraną.
- Bardziej niż mnie oraz ciebie w miejscu rozpusty i zepsucia, mój mąż miałby za złe brak zaproszenia - stwierdziła jeszcze, nim ugryzła się w język. Tatiana z pewnością należała do wąskiego kręgu osób, któremu lady doyenne Rosier mogła potencjalnie zdradzić kilka szczegółów o upojnej nocy spędzonej w towarzystwie męża i jego kochanki. Nie było to jednak ani dobre miejsce, ani czas na podobne wyznania. - Nie mam zamiaru sprzeciwiać się temu, co wymyślono przed wiekami, choć musisz przyznać, że niektóre z zasad już się tak zakurzyły, że nie znajdują odbicia w dzisiejszej rzeczywistości. Wątpię też, by moi przodkowie zadowoleni byli z warunków, jakie im nakładano, czy jakie nakładali sobie sami. Od wieków utrzymujemy fasadę, szkoda tylko, że skoro niewielu w nią jeszcze wierzy, nadal okłamujemy samych siebie. - O ileż łatwiejsze byłoby życie, gdyby o salonowym teatrze uczyli się od dziecka, otwarcie przyznając, że spektakle odgrywają we wiadomym celu? Gdyby wewnątrz domu pozwalali sobie na szczerość, maski nosząc wyłącznie dla spragnionych ideałów tłumów?
- Co przez to rozumiesz? - zapytała, ściągając brwi i szukając odpowiedzi na twarzy Tatiany. - Co chciałabyś z nim zrobić? - Zemsta, samo cisnęło się już na usta, niewypowiedziane. Evandra nigdy nie usłyszała, jakoby ktoś nazwać ją miał mściwą, wszak to ona częściej bywała prowodyrką zamieszania i czyjejś złości, niż musiała się z nią mierzyć. Drobne złośliwości i żarty nie wychodziły jednak poza ogólnie przyjęte ramy. Do przewinień innych podchodziła z dystansem, najczęściej tłumacząc przed samą sobą czyjeś słabości. Tłumiła negatywne odczucia, dobrze wiedząc, że ogień na swej drodze lubił palić wszystko, a ona nie zamierzała stawać się powodem czyjegoś cierpienia.
- Sądziłam, że śmierć tego, kto stoi za upadkiem Francisa, przyniesie mi spokój. Tymczasem ciężko znaleźć tego, kto sączył jad do uszu mego brata, by ostatecznie przekonać go do postawienia się przeciwko nam. - Nie miała pewności czy Dolohov zna szczegóły związane z jego przysięgą wieczystą, ani z zadaniami, jakie zostały mu wyznaczone. Zawiódł, nie tylko swoją śmiercią, lecz nikt nie wiedział o ogromie szkód jakich dokonał wcześniej. Z kim kontaktował się w sprawach Rycerzy Walpurgii, komu i jakie tajemnice zdradził, czy można było nadal zapobiec kolejnej tragedii? - Miałaś okazję, by z nim pomówić, jeszcze przed swoim wyjazdem do Skandynawii? - Przyjaciółka pytała o niego, kiedy lord Lestrange leżał jeszcze w szpitalu, posłała też Tatianie sowę po śmierci Francisa, lecz dotąd nie miały okazji, by o nim pomówić. Westchnęła ciężko i sięgnęła po pusty kieliszek, by uzupełnić go do połowy winem. Całe jej ciało było nadal boleśnie spięte, łyk wina na niewiele się w tej kwestii zdał, za to pozwolił zatamować napływające do oczu łzy. - Ten chłopak… - zaczęła nagle mocniejszym głosem i urwała w pół zdania, mając na myśli mugola, który dokończył swego żywota w kuchni opuszczonego mieszkania. - To za mało, by ukoić ból po stracie, by odkupić takie winy. Francis zasługuje na coś lepszego - mówiła z przebijającą się przez smutek determinacją. Myślała o tym już wcześniej, o pomszczeniu najbliższej w swoim życiu osoby, jednak z braku pomysłów oraz rozwiązań nie wiedziała nawet gdzie zacząć.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]28.09.22 14:47
Choć bycie w stanie uświęconym nijak wpasowywało się w to, co sama nazwałaby wyczynem czy łaską, sprawa miała się zupełnie inaczej w innej rzeczywistości, innym otoczeniu, innych zasadach – może dlatego słowa Evandry delikatnie ją zdziwiły, choć po kilku łykach wina, po zdziwieniu nie było już śladu.
To, o czym mówiło się na głos często różniło się znacznie od tego, co podpowiadało nie tylko serce, a czysta logika i intuicja – ciąża nie była najlepszym stanem, w jakim kobieta mogłaby się znaleźć, a sam poród był wciąż na tyle inwazyjny, by faktycznie odczuwać niepokój. Sama nigdy tego nie doświadczyła; obcej istoty w brzuchu, serca wewnątrz własnego ciała. Ale wcale nie musiała, by w słowach lady Rosier wyczuć kwaśną nutę i zrozumieć ją aż zbyt dobrze.
– Który to miesiąc? – mruknęła, unosząc brew i zerkając w okolice tułowia, po których nie było niczego widać. Początkowe stadia rządziły się własnymi prawami i własnymi możliwościami, ale nie ośmieliła się niczego sugerować, z uwagi na bezpieczeństwo obydwu. Pewnych rzeczy lepiej nie mówić na głos, by uchronić własną głowę od ich uporczywego gdybania.
– Och, doprawdy? – dopytała, gdzieś na skraju zdumienia a rozbawienia, rozsiadając się nieco wygodniej na leżance – Nie sądziłam, że taki z niego rozpustnik – pozory myliły, fasady służyły wszystkim, a lord nestor Rosier nad wyraz nie mógł sobie pozwolić na jakąkolwiek ujmę na reputacji czy honorze; rzeczywistość mało kogo interesowała, póki maska wystawiona dla świata pozostawała idealną. Evandra jednak miała go na codzień; jego i jego demony, fantazje, pragnienia, w końcu przewinienia. Dolohov nie miała okazji poznać go bliżej, nie rozmawiała też z Ramseyem o jego przyjacielu.
Powoli przytaknęła głową, pozostając cichą na słowa, które wypowiadała Evandra; sama nie miała w sobie zrozumienia wobec przestarzałych tradycji i dalekich rzeczywistości morałów. Wiedziała, że wszystko jest tylko pewnego rodzaju grą, spektaklem, a oni ograniczeni są do konkretnej roli, nierzadko tragiczno-komicznej.
– Po prostu wiedzieć. Zrozumieć – o ile było cokolwiek do rozumienia w konflikcie, jaki trawiła Anglia, między stroną a stroną, przekonaniem a przekonaniem. Wiedziała, że Graham odszedł przez Zakon, przez śmiałka lub szaleńca, to wciąż pozostawało nieodkryte. Nie była pewna, czy chciałaby zemsty; czystej, chłodnej, kalkulowanej i zimnej – czy to dałoby jej faktyczne ukojenie?
– To idea, nie konkretny człowiek – idea, nadzieja, ułudne trzymanie się oporu; w buntownikach doszukiwała się głupoty, niemożności pogodzenia z nową rzeczywistością, zwyczajnego braku planu, który ubierali we wzniosłe słowa i rzekomą walkę o dobro, czymkolwiek ono było – Liberalne poglądy potrafią być kuszące – zwłaszcza dla tych, którzy całe życie spędzali w złotej klatce; czy sama nie odczuwała tego na własnej skórze, szukając wyjść, dziur, luk w zbudowanym misternie systemie?
– Niestety nie – odpowiedziała na słowa Evandry, a między brwiami przebiegł cień zmarszczki; ostatnie miesiące były dziwaczne, wywracały dotychczasowe życie do góry nogami. Lord Lestrange nie był już tylko przerośniętym chłopcem, którego lubiła irytować podczas przebywania w domu Lestrangów, nie był już tylko starszym bratem Evandry; stawał się niewygodną nutą w dyskusji, gasnącą gwiazdką ekscentryczności.
– Wiesz, kiedy się poznałyśmy – zaczęła, a na wargach zatańczyła nuta uśmiechu – Przez chwilę myślałam, jakby było, gdybym wyszła za twojego brata. Byłybyśmy jak siostry – mrzonki wymyślane wieczorami, gdybanie nad inną rzeczywistością; gdyby wcale nie była zaręczona, gdyby udało jej się tak oczarować Lestrangów, że pozwoliliby na zmieszanie arystokratycznej krwi.
Teraz to wszystko brzmiało jak dziecięca bajka.
– Ten chłopak nie był nikim ważnym. Cała strona składa się z dziesiątek takich nikich ważnych – mruknęła, znów maczając usta w winie – Dlatego to takie uporczywe. Irytujące. Są jak robactwo, wirus, szepczące do ucha desperaty. Łatwiej widzieć w krzywdzie kogoś, czyjąś twarz, słyszeć głos – zakon jej nie miał, nie dało się skoncentrować krzywdy i bólu na konkretnym celu.
– Poświęcenie się idei Czarnego Pana – czy to dałoby ci ulgę?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]29.09.22 9:40
- Pierwszy, może drugi. Sama zresztą dowiedziałam się w zeszłym tygodniu, panna Blythe nie była w tej kwestii zbyt konkretna. Zakładam więc, że jest zbyt wcześnie, by to określić. - Jak i zbyt wcześnie, by chwalić się tą wiadomością z całym światem. Brzemienność rządzi się własnymi zasadami, nierzadko też kończy się przedwcześnie, przynosząc wyłącznie zdeptaną nadzieję. - Korzystam z ostatnich chwil na wolności. Jeśli wszystko będzie szło pomyślnie, już wkrótce zamkną mnie w komnatach i każą odpoczywać do rozwiązania. - Okres ciąży z Evanem nie był dla półwili najprzyjemniejszym z momentów, głównie jednak ze względu na szalejącą wtedy anomalię, która natychmiast ścięła ją z nóg i przykuła do łoża. Okropnie bała się, że historia się powtórzy, że znów osłabiona znajdzie się w zamknięciu, gdzie osamotniona odliczać będzie dni do zakończenia cierpień. Poprzednim razem o jej dobre samopoczucie dbały damy z rodu Rosier, jak i najbliższa przyjaciółka Primrose. Zaskoczona była jak wiele uśmiechu przyniosła jej też lady Cressida Fawley, która powiła bliźnięta zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Nigdy dotąd nie były sobie bliskie, a jednak nawiązały nić porozumienia, jaka łączyła je do dziś.
- Rzadko zdarza nam się nudzić - pozwoliła sobie na blady, choć nieco szerszy uśmiech. Rumieniec wstydu nie wpłynął na półwile policzki, z optymizmem patrzyła na możliwości, jakie otwierały przedeń nowe doświadczenia. - Ale nie zawsze tak było. Małżeństwo to długi proces wzajemnego poznawania się i docierania. - Tatiana musiała pamiętać dzień, w którym niegdyś lady Lestrange zaprosiła ją do siebie i wyznała niechęć względem swego zamążpójścia. W mało pochlebnych słowach wyrażała się o przyszłym małżonku, nie zdradzając jednak na głos, że źródłem niepokoju były właśnie plotki o jego hulaszczym trybie życia.
Na słowa o siostrzeństwie jasne brwi Evandry powędrowały ku górze, lecz nie w oburzeniu, a zaintrygowaniu. Tatiana Dolohov nie wywodziła się z rodu o błękitnej krwi, a mimo to wielu liczyło się ze zdaniem jej rodziny. Nestor Lestrange znany był ze swej ekscentryczności, jak i przychylnego spoglądania na nowe, ekscytujące pomysły. Przed kilkoma laty zezwolił wszak na ślub jednego ze swoich synów z czarownicą niższego stanu. Baudelaire’owie służyli jednak rodowi Lestrange od wieków, a wuj Falco miał już syna z pierwszego małżeństwa. Czy zgodziłby się na ślub Francisa z Tatianą?
- Byłoby wspaniale - odparła spokojnym tonem, nie zagłębiając się bardziej w temat. Dziś już niewiele mogły zdziałać w tej kwestii, nie tylko przez śmierć Francisa, ale i błyszczący na palcu Dolohov pierścionek.
Wcale nie zdziwiło jej porównanie buntowników do robactwa. Jak jeszcze kiedyś litowała się nad losem tych zagubionych biedaków, teraz dochodziła do wniosku, że skończył się czas na pobłażliwość. Każdy z pozoru mało istotny problem lubił rozrastać się do niebotycznych rozmiarów, zwłaszcza gdy przymykało się nań oko.
- Moje poświęcenie? - zapytała odstawiając kieliszek z powrotem na blat. - W ciągu ostatnich miesięcy działałam na rzecz idei Czarnego Pana, dbając o część dobroczynną. Wśród działań wojennych dbanie o społeczność jest istotną kwestią. Co jeszcze mogłabym zrobić, jak się zaangażować? W porcie sama mówiłaś o ryzyku, jakie niesie moja obecność, że ktoś może mnie rozpoznać. Nie mogę udzielać się tak, jak ty. - W głosie Evandry wybrzmiała delikatna nuta żalu. Wysoki status społeczny umożliwiał wiele, torując drogę do niemal każdej zachcianki lady doyenne. Szkopuł tkwił jednak w tym, że to, co zakazane, kusi najbardziej. - To było ekscytujące, wiesz? Przemykanie uliczkami, obserwowanie ludzi. Czy zawsze to tak wygląda? - spytała nieco nieśmiało, przesuwając zaciekawionym spojrzeniem po licu przyjaciółki.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]06.11.22 20:13
Czy rzeczywistość miała już zawsze tak wyglądać? Czy dla niej byłaby inna, jeśli tylko byłaby na tyle nieostrożna, lub na tyle podporządkowana, by w swoim łonie też nosić dziecko? Czy ją samą czekałby chłodny pałac wygód i złota klatka odcinająca ją od rzeczywistości?
– To z obawy o dziecko czy ciebie i twoje czyny? – zapytała, a brew drgnęła ledwo zauważalnie, podobnie jak kącik ust. Do czego zdolna była ciężarna kobieta; ciężarna półwila?
Słyszała wiele historii, sporo wyssanych z palca idiotyzmów mówiących o nieokiełznanych hormonach i zburzonym nastroju. Bali się o zdrowie dziecka, matki, czy może tak było zwyczajnie łatwiej?
– To zwyczaj, czy jesteś wyjątkiem? – nie była pewna, jak sprawy miały się w tej materii wśród brytyjskiej arystokracji, pamiątką pozostawały jedynie wspomnienia z rodzinnych stron, gdzie mogła obserwować ciotki przywiązane do wielkich domostw i wielkich brzuchów. Wiedziała o stanie zdrowotnym Evandry; czy tym razem Tristan obawiał się o nią, czy o drugiego dziedzica?
– To ciekawe – skwitowała, kiedy Evandra wspomniała o procesie docierania się – Znaleźliście wspólny język? – doskonale pamiętała początki narzeczeństwa i wyraźny bunt ówczesnej lady Lestrange; pamiętała też plotki, słowa chwały i ciche wątpliwości, nawet jeśli mariaż powszechnie uważany był za wygrany na loterii los. Kiedyś ją to bawiło – wielkie transakcje na matrymonialnym rynku angielskich szlachcianek; teraz bliższa była znudzeniu, choć przypadek lady Rosier urokliwie wynurzał się na powierzchnię ciekawszych sytuacji.
– Mogę jedynie powiedzieć, jak bardzo się cieszę, Wandziu – tym razem na jej ustach tańczył uśmiech dosięgający oczu, te zwrócone były wciąż w stronę rozmówczyni. Obserwowała ją, gdzieś pomiędzy wspomnieniem przemykającym przez głowę a czystym zaintrygowaniem – jej motywami, małżeńską grą, wyobrażeniem tego, co miało nadejść – mogła przecież tak wiele, paradoksalnie wciąż tkwiąc na uwięzi własnego nazwiska i najprostszego faktu bycia kobietą.
Łatwiej działało się pod osłoną cienia; nocy, kaptura, fałszywego imienia i ukradzionej tożsamości – i w tym była zbyt bardzo rozpoznawalna, choć Dolohov nie brała nawet pod uwagę, by lady Rosier miała robić to co ona.
Widziała w tym wszystkim coś więcej niż prostą zadaniowość; w jej wyuczonych ruchach, delikatnym grymasie na porcelanowym licu, w kiełkującym pod sercem stworzeniu, które miało niedługo pochłonąć większość jej życia.
– Nie, nie zawsze – odpowiedziała dopiero po dłuższej chwili, wsłuchując się dostatecznie w delikatnie ostre dla uszu brzmienie żalu w słowach Evandry, łącząc je z drobnym grymasem – Dziś było dość... prymitywnie – nie bezpośrednio, nie miotały zaklęciami w otwartej walce i nie sączyły krwi z otwartych ran, nawet jeśli chłopak skończył dość marnie – Osobiście wolę się bawić w... ładniejszych miejscach. Kentwell Hall, tam było przyjemnie – wśród tiulu, koronki, kryształu żyrandola i złota szampana w kieliszku. Lubiła takie przebieranki; lubiła odgrywać role, udawać kogoś innego, zmieniać spojrzenie, głos, w ostateczności własny motyw.
– Nie każdy zajmuje się tym samym. Nie każdy może – wytłumaczyła, choć to było dla lady Rosier oczywistością – Każdy może jednak obserwować. Z bliższa bądź dalsza – kącik ust niby drgnął, kiedy znów sięgnęła po kieliszek z winem – Gdy będziesz chciała coś... zobaczyć. Zobaczyć, zrozumieć, doświadczyć... – wzrok powoli potoczył się przez pomieszczenie, sylwetkę lady Rosier na fotelu, finalnie zatrzymując na jej twarzy – Możesz mi ufać, Evandro.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]07.11.22 9:00
Wstrzymała na moment oddech, zaraz wypuszczając powietrze ze świstem. Tatiana zadawała dziś wiele trafnych pytań, na które niekoniecznie Evandra chciała kiedykolwiek odpowiadać czy to przed kimś, czy przed samą sobą. Przy poprzedniej ciąży stale utrzymywała się w przekonaniu, że to przez wzgląd na dziecko i zdrowie jej samej, tyle że przesądzona przez anomalie sytuacja niezbyt pozwalała na inne rozwiązania. Dziś zakładała, że będzie podobnie, nawet jeśli nie ze względu na silne podstawy, a strach przed nimi.
- Jak widać na załączonej ilustracji, oba wytłumaczenia są prawidłowe i wcale się nie wykluczają. - Uśmiechnęła się nieco szerzej, bo dzisiejsza przygoda mogła z łatwością stanowić przykład szalonych zachowań lady doyenne, jakie ta popełniała podczas wyrzutu hormonów. Tylko czy aby na pewno działo się to wyłącznie podczas podobnego stanu? Chwiejność nastroju zdarzała się często, choć w dalszym ciągu nieprzewidywalnie i w zależności od wydarzeń, jakie wywoływały weń emocje.
- To nie zwyczaj, a przykra rzeczywistość. - Niejako wzruszyła ramionami, przywodząc na myśl związki otaczających ją osób. Matka otulała ją opowieściami o pięknie miłości i nieustającym ogniu, jaki związkiem małżeńskim łączył dwoje osób. Niegdyś wierzyła w nie wszystkie, łudząc się, że i jej relacja z Tristanem obsypana będzie różami. Rzeczywistość okazała się w istocie zbliżona do wyobrażenia; zapomniała w nim tylko, że kwiaty te mają kolce. - Zdarza się, że małżonkowie nigdy nie dochodzą do porozumienia. Zwyczajnie żyją w dwóch różnych światach, wyłącznie pojawiając się razem na przyjęciach. - Takiego obrotu spraw nigdy dla siebie nie życzyła. - Czasem proces docierania się zajmuje lata. Zwłaszcza gdy zostajesz sparowana z kimś bez własnej wiedzy czy woli. Zresztą wszystkie małżeństwa, to polityka, nie ma przed nią ucieczki. - Uniosła dłoń do twarzy, by pomasować skroń. - Można tak powiedzieć. Znacznie łatwiej przychodzi nam porozumienie. Wyszło na to, że kluczem do sukcesu jest porzucenie zasłon czy uprzedzeń. Nie da się kogoś poznać, mając przed nim same sekrety - wyjaśniła spokojnie, nieco unikając sedna tematu. Zdradzanie przed Tatianą z tajemnic nestorskiej komnaty musiało poczekać na inną okazję.
Nachyliła się ku przyjaciółce i zakryła jej dłoń swoją, wzmacniając uścisk. Słowa Dolohov wiele dla niej znaczyły. Jak wielu można mieć w swym otoczeniu przychylnych sobie osób? Evandrze zależało niegdyś na szerokim gronie przyjaciół, jednak prędko zrozumiała, że nie będzie to wykonalne w świecie pełnym zazdrośników. Z Tatianą nawet jeśli były sobie różne, to jednak łączył je pogląd na wiele kwestii.
- Zdaję sobie z tego sprawę - odparła, nawiązując do podziału zadań, jakimi poszczególne osoby mogły się zajmować ze względu na predyspozycje czy usytuowanie. Nie widziała siebie w pierwszym rzędzie wojowników o wolność, lecz na postawionej w skrajności pozycji również nie zamierzała się na dłużej zatrzymywać, już dawno wychodząc poza szablon czarownicy pozbawionej wszelkiej decyzyjności. - Ufam ci, Tatiano - wyznała, odpowiadając jej uśmiechem. - Możesz być pewna, że wkrótce się do ciebie w tej kwestii zwrócę. Nie wiem na ile spodoba się to Tristanowi, ale… Sądzę, że z wolna godzi się ze świadomością, że prócz ozdoby u jego boku, mogę i chcę mieć inne zadania. - Zobaczyć, zrozumieć, doświadczyć. Tatiana mówiła językiem, jaki najbardziej do półwili przemawiał. Po dzisiejszym zajściu miała co do tego pewność. - Opowiedz mi o Kentwell Hall.

| zt x2



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]11.03.24 21:57
4 września 1958?

Oparła się delikatnie o znajomą kamienicę. Przymknęła oczy, nadstawiła uszu, lecz przez Nokturn niosło się jedynie chrobotanie szczurzych pazurów oraz pokasływanie kilku, skrytych po wilgotnych zaułkach nędzarzy. Szelest pierwszych jesiennych liści, w przyrównaniu do wspomnień krwistoczerwonej łuny komety, burych i stonowanych. Wzięła głębszy wdech, już nie parzącego, a jedynie ciepłego, powietrza. Wolała Londyn w tej odsłonie, spokojnej, pozbawionej krzykliwych strojów i pstrokatych, nieudolnie odwracających uwagę od spierzchniętej ziemi kwiatów. Pustej. Nawet jeśli to trwoga przed konsekwencjami Nocy Tysiąca Gwiazd, żałoba po bliskich i konieczność powrotu na front wypędziła ludzi z ulicy.
Ścisnęła w dłoni pęk kluczy do Borgin&Burke. Przewijające się we wszystkich gazetach i porozwieszane po wszelkich latarniach nekrologi spowszedniały. Wraz z listami gończymi wtopiły się w tło, a spojrzenie (i tak rzadko zawierzające swemu osądowi) przemykało po nich równie bezmyślnie co po spękanej brukowej kostce. Przynajmniej próbowało. Dymitry, ilu Dymitrich mogłam znać? - nieśmiałe pytanie kołatało się po głowie. Wreszcie wybrzmiało ponad szum pozostałych myśli, gonitwy codzienności; Jaka runa? Jaka inkantacja? Ilu klientów? Ile galeonów? Ile czasu? Wyłuskało z pamięci starszą twarz z rzadka mijaną w gąszczu, rosyjskich ozdóbek, by po chwili ponownie ją zgubić. Fantom się rozmył. Błahe wspomnienie ginęło na tle iskrzących zaklęć. Przyspieszony oddech, słodycz zwycięstwa i gorycz porażki, wreszcie przeszywające zimno Durmstrangu - to wszystko nie sklejało się z pierścionkiem zaręczynowym w spójną całość. Nie tworzyło ciągu skojarzeń na tyle silnego, by przebić się przez natłok zadań. Najwidoczniej jednak wystarczająco wytrwałego, by teraz, w tej krótkiej chwili na oddech, pod drzwiami tak bliskimi (niby rzut tiarą od rodzinnego sklepu) i tak odległymi zarazem, uderzyć w Gudrun ze zdwojoną siłą.
Ścisnęła usta w wąską kreską, po czym natychmiast się zreflektowała i rozluźniła twarz. Status matrymonialny Tatiany, w trakcie czy to ich pojedynków, czy to wspólnej nauki, nigdy nie miał znaczenia. Teraz, więc również nie będzie miał. Panna, narzeczona, żona czy wdowa - powinny niezmiennie umieć się bronić. I odgryźć. Zwłaszcza teraz.
Tu Gudrun ― zapukaniu towarzyszyła stanowcza, norweska zapowiedź - małe zboczenie zawodowe, któremu zaraz zawtórowało minimalnie miększe, choć nadal brzmiące niesłychanie monotonnie i płasko dopełnienie ― Przyszłam do Tatiany. ― tym razem wypowiedziane po angielsku, jakby w płonnej nadziei, iż tym razem, wyjątkowo, to Dymitry otworzy jej drzwi, rozwiewając wszelkie wątpliwości. Mogło jej nie zależeć na obcych mężczyznach. Lecz zależało jej na starej znajomej sprawnej, skoncentrowanej przeciwniczce.
Na utrzymaniu kruchej iluzji, że deszcz meteorytów nic nie zmienił.
Gudrun Borgin
Gudrun Borgin
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Umysł będzie swoją ostatnią przeszkodą
OPCM : 24 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3 +3
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11766-gudrun-laerke-borgin#364882 https://www.morsmordre.net/t11825-huginn#365040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11870-skrytka-bankowa-nr-2550#366769 https://www.morsmordre.net/t11826-gudrun-l-borgin
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]06.04.24 22:03
Tafla popołudniowego deszczu rozniosła po okolicy gorzką woń mokrej ziemi, parujące chodniki jedynie potęgowały wrażenia nadciągającego wraz ze zmierzchem chłodu, a ostatnie wejścia do sklepów znikały pod drewnianymi okiennicami, by pierwsze skrzypce na nokturnowskiej alei mogły wygrywać obskurne bary dla równie obskurnej klienteli.
Gdzieś furkotały już pierwsze uschnięte liście, dryfowały wśród nieobecnych spojrzeń tak samo jak listy gończe i ponure zawiadomienia o śmierci; na Pokątnej było ich dużo więcej, tutaj nikogo nie interesował fakt o jednego obywatela wielkiej Anglii mniej.
Część znużyła się na tyle, że z brakiem zwyczajowego buntu przyjęła narzuconą przez Ministerstwo godzinę policyjną i tym sposobem zaułki i kręte uliczki zbrzydły jeszcze bardziej, brudzone raz po raz odciskiem ciężkich butów, przywykły do smętnego rynsztoku i niecodziennej samotności.
Nie narzekała.
Nie mogła narzekać, w końcu dalekie od melodyjności okrzyki z pobliskich lokali zelżały, inne zniknęły całkowicie i przez moment ta parszywa dzielnica wydawała się niemalże niezła, przez moment łapała samą siebie na subtelnym zapomnieniu o zniecierpliwieniu i nienawiści, o obrzydzeniu wobec czterech ścian dwupiętrowej kamienicy, której bliżej było do nory, niźli przytulnego mieszkania — zwłaszcza teraz.
Zwłaszcza teraz, kiedy słodkawe wino smakowało kwaśnością, zmielony pospiesznie tytoń w skrawku bibułki nie miał wyrazu, smukłe palce wydawały się dziwnie wygięte, a smuga cienia pod dolnymi powiekami pogłębiała się z każdym dniem — parszywość dnia codziennego to taka przykra niespodzianka.
Pukania nie poprzedził niczyi głos, nikt zza okien nie ryknął obrazoburczego zawołania, sąsiedzi zmarkotnieli już kilka miesięcy temu i w zasadzie nikogo nie interesowało kto szwendał się ulicami i sięgał po specyficzną, mosiężną kołatkę; jeszcze tydzień i dwa, i jej samej zaczęłoby to być obojętne.
Ta, która przyszła, liczyła na Dimę; równie dobrze mogła liczyć na któregokolwiek z innych chłopców, na tych przelotnych i tych, do których Tatiana niemal szczerze się uśmiechała, na tych bliżej wieku odpowiadającemu temu słowu jak i tych, którzy mogliby śmiało być jej ojcami.
Parszywość dnia codziennego — pierwsze stadium do obłędu to chroniczna samotność.
Dimitry by nie otworzył; gdyby tu był — gdyby żył — nie pozwoliłaby mu pałętać się we własnym mieszkaniu, tłumacząc to kłamliwą etykietą, że narzeczeństwu nie wypadało mieszkać pod wspólnym dachem do czasu zaślubin. Był na tyle zgorzkniały i odpowiednio stary, że może faktycznie wziąłby to do serca.
Imię jej gościa rozmyło się w powietrzu — może to wiatr — natomiast swoje własne usłyszała dostatecznie, by wstać z fotela i ruszyć do drzwi; idiotyzmem było zostawić różdżkę na etażerce, ale to właśnie zrobiła. Popełniała ich ostatnio zbyt dużo. Idiotyzmów.
— Proszę, proszę. Zguba sierotka — szczęk zamka poprzedził jej słowa, później oparła się bokiem o framugę drzwi, lustrując sylwetkę przed sobą z nieudawanym zaskoczeniem — Stęskniłaś się? Chcesz pożyczyć mąki czy bimbru? O, wiem, chajtasz się? — każde absurdalniejsze od poprzedniego, ale widok panny Borgin należał do tych niecodziennych.
— A jeśli byłyśmy umówione, a ja zapomniałam, przyjmij przeprosiny płynące z głębi serca.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]08.04.24 21:01
Londyn pozbawiony krwistoczerwonej łuny komety. Pozbawiony kolorowych girland, radosnych, pijanych - czy to miłością, czy to darmowymi, festiwalowymi trunkami - krzyków, nocnych swawoli i utarczek, teraz zagonionych w głąb jeszcze obskurniejszych uliczek. Pozbawiony życia, ułatwiał spoczynek. Zburzone przez kometę fasady budynków wybrzmiewały tym głośniej, im dobitniejsza stawała się cisza. Gudrun jednak przywykła do grzmiącej w uszach pustki, pozostawała na nią z przyzwyczajenia i wygody głucha. Apatia, ta sama, która wysysała wszelkie odżywcze soki, smaki i zapachy z czarodziejów i ich przyziemnych przyjemności, równocześnie wygładzała kanty emocji. Owijała dźwigany przez nich ciężar w miękkie atłasy, w których jedni się zatapiali, przyjemnie ogłuszeni, drudzy zaś starannie je poprawiali tak, by w trakcie wędrówki żaden przypadkowy smutek czy strach się nie wymknął i nie przebił nieszczęśnika na wylot. Tak było prościej. Dom, praca, dom. Kamienica Pod Ramorami, klient, klient, Borgin&Burke, Kamienica. Rutyna dobrze sprawdzała się w roli protezy spokoju.
Nie przynosiła jednak podobnego ukojenia, co rzucony od niechcenia docinek, znajoma, zmęczona - oczywiście, że zmęczona, jeden niepełny miesiąc przecież nie rozgoni cieni pod oczyma - twarz.
W końcu skoro jej otworzyła, skoro stać ją było jeszcze na niewinne złośliwostki, skoro oparła się o framugę drzwi bez choćby najmniejszego grymasu bólu… nie mogło być znowu tak źle, co nie?
W twoich snach ― cicho odprychnęła po norwesku. Oczy przymrużyły się, wprowadzając odrobinę życia w zazwyczaj nieporuszoną, kamienną maskę. Przechyliła delikatnie głowę, cierpliwie wpatrywała się w lustrujące ją od stóp do głów, jasne tęczówki. Instynktownie przyrównywała Tatianę ze wspomnień do tej dzisiejsze. Wyszukiwała podobieństw, stałych punktów rozpoznawczych i różnic, starannie wyławianych, po czym klasyfikowanych według ich wiarygodności i potencjalnych przyczyn.
Choć dałabym się pokroić za filiżankę prawdziwej kawy ― dodawszy beznamiętnie, przyjacielsko szturchnęła Tatianę ramieniem, przechodząc przez próg. W czasach gdy po mąkę czy bimber trzeba było się czasami przejść po kilku sklepach, znalezienie garści dobrych niewymieszanych z trocinami ziaren nierzadko zakrawało o cud. Nawet jeśli chodziło się w futrach i miało się w domu zaskakującą ilość kryształów. Ale trochę pomarzyć zawsze można było.
Przeszła krok, dwa ostrożnie muskając palcami ścianę przedpokoju. Wyprostowała się, usłyszawszy ostatnie zdanie Tatiany. Machnęła ręką, jakby odganiała od siebie mikroskopijną muchę. Festiwal lata, kometa, nowy alchemik, sprzątanie i zamiatanie pod dywan gruzów, nawet jeśli z góry umówiona data spotkania kiedykolwiek istniała, musiała zatonąć w morzu pozostałych wydarzeń. Nie miała w tym momencie żadnego znaczenia.
Za walkąnie o życie swoje i innych, nie o utrzymanie się na powierzchni, nie o poczytalność, a o banalną, jasną i szybką satysfakcję z uniknięcia bądź powalenia na kolana przeciwnikai pojedynkamiw porównaniu do życia, w porównaniu do teraz, będącymi ledwie dziecięcymi, pozbawionymi konsekwencji igraszkamiza tym się stęskniłam. ― Zdecydowanym ruchem odwróciła się przez ramię. Wyprostowała.
A milady? ― angielskie słówko wplecione w dotąd norweską mowę wybrzmiało dziwnie rozlaźle i miękko. Gudrun puściła to jednak mimo uszu, delikatnie, ni to żartobliwie, ni to wyzywająco unosząc brwi.
Gudrun Borgin
Gudrun Borgin
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Umysł będzie swoją ostatnią przeszkodą
OPCM : 24 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3 +3
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11766-gudrun-laerke-borgin#364882 https://www.morsmordre.net/t11825-huginn#365040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11870-skrytka-bankowa-nr-2550#366769 https://www.morsmordre.net/t11826-gudrun-l-borgin
Re: Pokój na piętrze [odnośnik]12.05.24 15:52
Za oknem zaczęło się ujadanie psa; albo jednego z tych parszywych, bezpańskich psidwaków, który zapewne roznosił jakąś wybitnie paskudną, magiczną wściekliznę i wszyscy jak jeden mąż, wzdłuż i wszerz tej zapyziałej dzielnicy, umywali ręce od odpowiedzialności; być może za sprawą jego przydługiego szczekania nie dosłyszała godności — o ile takową ktokolwiek jeszcze w tych czasach posiadał — niespodziewanego gościa.
Smętny krok w kierunku drzwi odpowiadał nijakiej dziennej sukience, puszczone luźno włosy były jedynie imitacją zaplanowanego nieładu; za to nader wszystko grymas na bladej buźce panny Dolohov wciąż pozostawał jej.
Co tak na mnie patrzysz? — kolejny artefakt starej ja wypłynął na powierzchni i przez chwilę dryfował pomiędzy dwiema sylwetkami; pomiędzy spojrzeniem a spojrzeniem, pytaniem i pytaniem, intencją ocierająca się o intencję. Powodów, dla których Gudrun pofatygował się tutaj mogło być wiele; od durnego cukru (luksusowo), przez bimber (bardziej prawdopodobne) po chęć otworzenia kącika zwierzeń (to należało już do gatunku tych prawie—niemożliwych). Myśl, że Borgin mogłaby wiedzieć i chcieć dyskutować o ostatnich rewelacjach w życiu starej koleżanki nawet nie przemknęła Tatianie przez głowę; jak nieznośny okruch kurzu pomknęła wraz gdzieś ze swądem nokturnowskiego wiatru.
A więc sądzisz, że dobry los nadal się mnie trzyma i mam w domu takie rarytasy — kwaśna nuta wybrzmiała wraz z rozbawieniem, grymas na twarzy prędko jednak zdradził proste i jakże częste w wykonaniu tej dwójki stanowisko — przecież tylko się droczę Wchodź, skoro jestem ostatnią deską ratunku, niech będzie — filiżanka kawy stająca się samarytańskim gestem na mapie brudnego Londynu; od odrobiny dobroci jeszcze nikt nie umarł. Fałsz.
Gudrun Borgin nie potrzebowała specjalnych zaproszeń i wyraźnych pozwoleń — gdyby były po kieliszku, Tatiana zrzuciłaby maskę domniemanej milady i wprost określiłaby swoją niecodzienną towarzyszkę jako osobę w tańcu się niepierdolącą. Na takie obrazoburcze ekscesy miał jednak jeszcze przyjść czas.
Najpierw zamknięte drzwi i uniesione w zaskoczeniu brwi; a więc wojna nie wymęczyła jej aż nadto.
Więc to wybitna okazja, żeby kulturalnie napić się ze mną kawy, zagryźć ciasteczkiem, a później powspominać podest do pojedynków w Durmstrangu? — założone na piersi skrzyżowane ramiona były preludium do wyzwania — nie wiadomo jednak, która z nich faktycznie miała je rzucić — Niech będzie, Borgin. Spróbuj tylko złamać mi jakiś stół czy krzesło, albo zbić wazon. Wtedy chyba nie będzie kawy — w zagraconym mieszkaniu przypadkowy rykoszet w kierunku jednego z mniej lub bardziej cennych przedmiotów nie był niczym nadzwyczajnym; galeony jednak kurczyły się z dnia na dzień, każde z tych bibelotów mogło okazać się przydatny podarkiem do przydatnego lombardu.
Więc? Najpierw plotki czy mam chwytać za różdżkę? Żadnego oszukiwania.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Pokój na piętrze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach