Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]10.04.21 11:19

Salon

Salon bardzo często nazywany był przez domowników biblioteką. Tu w każdym zakątku można było znaleźć jakąś książkę. To ulubione miejsce Pana Lupin, dla którego przenoszenie się do świata książek stanowi najlepszą odskocznię. Wypchane po brzegi regały, komody, które prócz pościeli i ręczników kryją w sobie również kolejne książkowe pozycje. Na środku salonu stoi też stary fortepian, na którym Luna uczyła się pierwszych dźwięków. To miejsce od zawsze kojarzone jest z integracją. Państwo Lupin od zawsze dbali by rodzina spędzała jak najwięcej czasu razem. Teraz panuje tu cisza, a drobinki kurzu unoszą się w słońcu, gdy zegar wybije południe.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]13.04.21 0:45
22 października 1957 roku
Dotychczas codzienność Cilliana kręciła się wokół ludzi - przyjaźń stanowiła dla niego podstawę szczęśliwego życia. Wcześniej nie potrafił nawet wyobrazić sobie rzeczywistości, w której nie otaczał się stale rodziną i znajomymi, ale teraz... Teraz świat wyglądał odrobinę inaczej. Teraz utrzymywanie relacji nie wychodziło mu najlepiej, ale niewielu miało mu to za złe - raczej nietrudno było domyślić się powodu jego milczenia, nawet jeżeli tydzień głuchej ciszy ze strony Moore'a przedłużał się o tygodnie, miesiące... Ba! Przecież zaraz minie rok, odkąd dla większości zapadł się pod ziemię. Mieszczące się w Londynie mieszkanie stało teraz puste, nie sądził jednak, aby ktokolwiek zechciał go tam szukać. Do osób, z którymi kontakt niezaprzeczalnie zaniedbał, należała (niestety!) Luna. Mimo naprawdę szczerej i żywej sympatii, jaką ją darzył, ich drogi nie miały okazji skrzyżować się od tak dawna, że nie miał zielonego pojęcia co się u niej dzieje. Dowcipny list, chociaż rozbawił go wielce, wyprany był z jakichkolwiek szczegółów. Przez dłuższy moment wahał się czy na pewno chciał zaryzykować, ale ostatecznie jego pseudonim skądś się wziął - nie był może królem ryzyka, ale z pewnością pod dostatkiem miał głupich pomysłów. Tym sposobem wystarczyła jedna kartka papieru, aby pojawił się w North Yorkshire - miejscu, gdzie (przynajmniej tak mu się wydawało), panna Lupin była jedynym człowiekiem chętnym do spotkania z mugolskiego pochodzenia pisarzem.
Kiedy kobieta otworzyła drzwi, Cillian wpierw wszedł do środka, dopiero później powitał ją ciepłym uśmiechem. Widać było, że funkcjonował w strachu. Wyglądał o wiele mizernej niż kiedy widzieli się tutaj w zeszłym roku, ale nie zgasła mu w oczach ta iskra radości - musiał być wciąż szczęśliwy, nawet mimo sytuacji w kraju. Żar wojny spopielił już stolicę i niósł się dalej, ale nie udało mu się jeszcze sięgnąć resztek dobrego nastroju, które pchały Cilliana do działania. Niech to będzie ostatnia rzecz, jaką zrobi, ale zrobi to - przybędzie. Może i musiał unikać niektórych miejsc niczym ognia, może i był świadomy zagrożenia i bał się na tyle, że z paranoicznym wyrazem twarzy zamknął drzwi, ale... był!
- Luno! - Zaświergotał, obejmując ją na powitanie. Uczynił to w sposób przyjacielski, poklepując ją przy tym po plecach. Przyklejona do niego ciałem, mogła poczuć butelkę spoczywającą w wewnętrznej kieszeni marynarki. Silly wcisnął ją tam na styk, ale działanie zakończone zostało sukcesem - oto pojawił się, by dotrzymać jej towarzystwa, jak za starych czasów - przy kieliszku wina.
- Muszę ci powiedzieć, że masz naprawdę mądrą sowę. Wygląda na to, że one również upodabniają się do właścicieli.  - Przyglądał jej się, ale trochę inaczej niż zwykle, jakby chciał gestami zwrócić uwagę Luny na to, że miała się uśmiechnąć. Korzystając z okazji, próbował wyczytać z jej twarzy to, co wydarzyło się podczas ich rozłąki. Czy przypominała dawną siebie? Czy wyglądała, jakby potrzebowała pomocy innej, niż rozmowa z dawnym przyjacielem? Spojrzenie miał pełne troski. Przez ten rok musiało przybyć mu zmartwień. Wskazywało na to kilka nowych zmarszczek - przez ten okres często ściągał brwi ku sobie. Przez zmartwienie lub gniew, a może... oba?


no beauty shines brighter
than a good heart
Cillian Moore
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon C511aabdf597b22fa48d7610e8ae258d
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9648-cillian-moore https://www.morsmordre.net/t9664-aslan#293571 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t9741-skrytka-bankowa-nr-2207#295617 https://www.morsmordre.net/t9666-cillian-moore#293577
Re: Salon [odnośnik]17.04.21 15:02
Utrzymywanie kontaktów nigdy nie przychodziło jej łatwo. Była typem człowieka, któremu błędy bardzo często trzeba pokazać palcem. Nie było w tym złośliwości, chęci urazy czy egoizmu. Jej ułomność dotyczyła właśnie kontaktów społecznych i czarownica nie bała się mówić o tym głośno. Merlin jeden wie ile tak naprawdę relacji zniszczyła swoim podejściem do życia. Potrzebowała ludzi w swoim życiu, ale nie potrafiła o nich zadbać. Dawniej starała się znaleźć przyczynę swojego zachowania, ale im bardziej się w to zagłębiała tym szybciej dochodziła do wniosku, że niczego to nie zmieni. Od zawsze taka była i ci, którzy bardzo dobrze ją znali, wiedzieli, że od czasu do czasu potrzebuje przysłowiowego pstryczka w nos by uświadomić sobie błąd. By zrozumieć, że relacja nigdy nie jest jednostronna i ona też musi się o nią odpowiednio postarać. Z Cillianem nie widziała się już szmat czasu, ale wojna wiele zmieniła. Utrzymywanie kontaktów nie było już tak proste jak wcześniej. Nigdy nie można było być całkowicie pewnym, gdzie zawędruje posyłany list. Normalnością było spoglądanie przez ramię w celu upewnienia się czy nikt nie kroczy tymi samymi ścieżkami. Jej ułomność stała się ułomnością wszystkich ludzi i wcale nie była z tego powodu zadowolona.
Kiedy Luna wyjrzała przez okno i zobaczyła stojącego na ganku czarodzieja, to uśmiech mimowolnie zatańczył w kącikach jej ust. Nie umknął jej uwadze fakt, że mężczyzna bardzo się zmienił od ich ostatniego spotkania. Był chudszy i bledszy. Na usta cisnęło jej się wiele pytań, ale postanowiła tym razem ugryźć się w język, bo czy tak naprawdę potrzebowała odpowiedzi? Nikomu w aktualnym czasie nie było łatwo, a Cillian choć prawdopodobnie nigdy nie powiedziałby tego głośno, miał najgorzej. Los mu nie sprzyjał, ale czarownica miała szczerą nadzieje, że to się zmieni.
Szatynka bez krępacji wtuliła się w mężczyznę. Zmienił się, ale dla Luny przestało mieć to już jakiekolwiek znaczenie. Plusem szczerych relacji bez wątpienia było to, że bez względu na upływ czasu i tak wszystko pozostawało takie same. Przyglądała mu się równie zacięcie jak on jej. To instynkt, który ma przygotować ją na najgorsze jeśli takie ma nadejść. Najgorsze wieści, najgorsze historie. Zaśmiała się na wspomnienie sowy i ruszyła w stronę salonu. – Mądrala, co? Mogłabym powiedzieć, że to lata praktyki, ale mam ją od niedawna. Chyba jest magiczna – dodała z przekąsem i uśmiechnęła się szeroko.
Czarownica usiadła na kanapie robiąc mężczyźnie miejsce. Ruchem dłoni przywołała do siebie dwa kryształowe kieliszki należące jeszcze do prababci Lupin. Prawdopodobnie w porcie mogłaby dostać za nie kilkadziesiąt galeonów, ale jeszcze nie była na tyle zdesperowana by wyprzedawać rodowe pamiątki. – Zmizerniałeś – odparła, gdy mężczyzna zrzucił z siebie wierzchnie odzienie. – Na szczęście nie mam zamiaru wypuścić cię stąd przed kolacją. Jak się czujesz? – zapytała, a w jej głosie pobrzmiewała troska. – Jesteś na mnie zły? – to ostatnie pytanie wyrwało jej się z gardła zanim jeszcze mężczyzna zdążył odpowiedzieć na poprzednie.


no one can say what we get to be so why don't we rewrite the stars?
Luna Lupin
Luna Lupin
Zawód : właścicielka farmy, dawna solistka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We li­ve, as we dream – alo­ne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8986-luna-lupin?nid=2#270434 https://www.morsmordre.net/t8996-azra#270488 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-north-yorkshire-farma-lupinow https://www.morsmordre.net/t8998-skrytka-bankowa-nr-2117#270564 https://www.morsmordre.net/t8999-luna-lupin#270567
Re: Salon [odnośnik]01.05.21 13:45
Ściągając płaszcz, wpatrywał się w kierunek, w którym odeszła.
- A ty jeszcze mocniej wypiękniałaś - zawtórował jej od razu. Jego mina nie wskazywała na to, że wytknięcie mu zmizernienia w jakikolwiek sposób nim poruszyło. Wiedział o tym jak wygląda bardzo dobrze, przyzwyczaił się też do pełnych zmartwienia komentarzy rodziny. Nigdy nie zaliczał się do ludzi o mocnej krzepie - jego ręce były wątłe, ciało miał o ektomorficznej budowie, łatwo było więc dostrzec na nim wszelkie zmiany, nawet jeżeli nie dorównywał swoją chudością arystokratycznym pannom. W przeciwieństwie do nich był na tyle ubogi, by niejednokrotnie zarabiać na życie fizycznie, ale znamiona tej pracy były jednak na jego ciele ledwo dostrzegalne. - Nie wiedziałem, że w twoim przypadku to w ogóle możliwe, nie jesteś przypadkiem jakąś wampirzycą? - Kąciki jego ust uniosły się wyżej. Kusiło go mocno, aby na niektóre rzeczy nie odpowiadać, aby pozostawić gdzieś kilka niedopowiedzeń, ale ostatni rok nauczył go, że robienie dobrej miny do złej gry nie zawsze było aż tak dobrym pomysłem jak się wydawało. Bo ludzie się martwili. Och, jak oni przeokropnie się martwili.
- Ja... cóż - zaczął odrobinę niepewnie - to ten brak snu. Średnio się teraz sypiam przez pogodę, nic tylko pada deszcz. Człowiek musi szukać miejsca, żeby się przed nim schować, ale jak widzisz, przyszedłem tutaj suchy. Czyli chyba nie jest aż tak źle?
Czy liczyła na jakieś konkrety? Wiedziała na pewno, że mogła o nie dopytać, ale... niektóre rzeczy średnio przechodziły mu przez gardło.
- Mam w ogóle jakiś powód, żeby się gniewać?
Powiesił go na wieszaku, który stał nieopodal wejścia i ruszył w jej kierunku, by zająć miejsce tuż obok. Dopiero teraz rzucił okiem na czarujące, choć (miał przynajmniej takie wrażenie?) nieco zaniedbane pomieszczenie. Wyglądało, jakby ugryzł je ząb czasu, ale wciąż tworzyło wrażenie ciepłego domu. Fortepian nie mógł nie przywołać przyjemnych wspomnień spędzanych w jej towarzystwie wieczorów. Uśmiechnął się do nich, stawiając butelkę na stoliku. Tęsknił. Za barami pachnącymi perfumami, alkoholem i ludźmi. Za jej głosem dobiegającym ze sceny. Za nocami wypranymi ze zmartwień, drinkami stawianymi za ostatnie oszczędności (tu się chyba wiele w nim nie zmieniło?) i zabawą. Dziś widział tylko cień tych scen. Czy to ta wojna, czy się po prostu zestarzał?
- Cieszę się na twój widok. Minęło dużo czasu, ale też dużo się wydarzyło. Jestem ostatnią osobą, która mogłaby gniewać się na kogokolwiek za ciszę. Mam nadzieję, że te dni minęły ci w miarę spokojnie.
Bo w pełen spokój uwierzyć nie potrafił. Nie tutaj, nie teraz, nie w tym kraju spętanym szaleństwem. Wiedział dobrze, że chociaż to na niego patrzano teraz z miną pełną obaw, to bali się wszyscy. Bez wyjątku.
- Masz korkociąg?


no beauty shines brighter
than a good heart
Cillian Moore
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon C511aabdf597b22fa48d7610e8ae258d
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9648-cillian-moore https://www.morsmordre.net/t9664-aslan#293571 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t9741-skrytka-bankowa-nr-2207#295617 https://www.morsmordre.net/t9666-cillian-moore#293577
Re: Salon [odnośnik]11.05.21 23:31
- Wampirzycą? – powtórzyła za nim z niedowierzaniem malującym się na twarzy. Kilka sekund pozwoliło jej jednak zweryfikować ów stwierdzenie. – Właściwie, to chyba całkiem prawdopodobne – nie brałaby jednak wyglądu za widoczny aspekt wampiryzmu. Myślała o charakterze, niesfornej duszy i nocnym życiu, które przecież dawniej prowadziła. Ona też za tym tęskniła. Za estradą, głośną muzyką, dźwiękiem tłuczonego szkła i poklaskiem, którego w pewnych momentach swojego życia miała dosyć. Tęskniła też za nim i może właśnie dlatego tak łatwo było jej go ocenić. Spoglądała na jego twarz i dostrzegała znamiona czasu. Nie było w tym nic dziwnego. Dodawało mu to pewnego uroku, wskazywało upływ czasu. Czasami zastanawiała się nad swoją bezpośredniością. Potrafiła mówić i mówić bez względu na sens i wydźwięk słów. Nie chodziło o sam przekaz, a jedynie o brak hamulca zwiastującego granicę. Od zawsze miała z nimi problem. Nie powinny istnieć, a jednak z jakiegoś powodu istniały. Może kiedyś przyjdzie jej pojąć tę tajemną wiedzę.
Ona też nie najlepiej sypiała w ostatnim czasie, ale na pewno nie było to spowodowane pogodą. Prawdopodobnie w przypadku Cilliana też nie chodziło jedynie o pogodę, ale było to wygodne wytłumaczenie, które postanowiła przyjąć bez zająknięcia. Te nieliczne momenty milczenia miały swoją cenę, ale też czemuś służyły. Wiedziała, że prędzej czy później dowie się jak wygląda jego prawdziwe i pokreślone piórem pisarskim życie. Była tego szalenie ciekawa, ale też… szalenie zmartwiona choć jak nikt inny potrafiła to w sobie zdusić. – Tak, gdybyś przyszedł mokry, to byłoby naprawdę źle. – odparła przewracając oczami i unosząc kącik ust w uśmiechu. – Potrzebujesz jakiegoś eliksiru na sen? U nas w Yorkshire jest alchemiczka, a przynajmniej tak siebie sama nazywa. Z trudniejszymi eliksirami ma problem, ale nasenny powinien jej się udać. Chyba, że potrzebujesz czegoś mocniejszego, to myślę, że wróżkowy pył idealnie utuliłby do snu – dodała, a jej delikatny uśmiech zmienił się w ten szeroki i dobrze mu znany. Wiedział, że żartuje, prowokuje, ale gdyby naprawdę miałoby mu to pomóc, to nie miałaby przecież żadnych skrupułów. Chyba taka właśnie była. Delikatność mieszała się w niej z dozą brutalności, ale przecież tego nauczyło ją życie. Pomimo swojego wieku miała wrażenie jakby była o dziesięć lat starsza i o piętnaście kilogramów problemów cięższa. A przecież wcale nie miała najgorzej.
- Pewnie nie masz – zaczęła pociągając kolana pod samą brodę. - Znasz mnie – dodała jakby to miało wyjaśnić wszystko co kłębiło jej się teraz w głowie. Na ciszę nie mogła narzekać. W Yorkshire zwykle przeważała cisza. Czasem było to zbawienne, ale czasem zwyczajnie męczące. Brakowało jej ludzi wokół. Często miała wrażenie, że ta pustka wypalała jej komórki, zwalniała ruchy. Nie chciała zamienić się w kamień, a co gorsza w bryłę lodu. – Jesteś bezpieczny? – zapytała wprost nie chcąc bawić się w półsłówka. To była ważna dla niej kwestia.
Gdy mężczyzna zapytał o korkociąg, szatynka spojrzała na stojącą na stole butelkę i sięgnęła do wysuwanej szuflady znajdującej się w komodzie po jej prawej stronie. Korkociąg zawirował nad stołem, a po chwili do ich uszu dotarł przyjemny dźwięk otwieranej butelki wina. Kieliszki zapełniły się szkarłatnym trunkiem, a Luna przechyliła kieliszek w stronę siedzącego obok mężczyzny. – Za spotkanie? Mądre sowy? Czy może słodkie sny? – zapytała unosząc brew w pytającym geście. Właściwie każde z tych toastów mogło znaleźć swoje miejsce w dzisiejszym wieczorze. Raczej wina im nie zabraknie. Wojna nie zabrała jej jeszcze wszystkiego.


no one can say what we get to be so why don't we rewrite the stars?
Luna Lupin
Luna Lupin
Zawód : właścicielka farmy, dawna solistka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We li­ve, as we dream – alo­ne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8986-luna-lupin?nid=2#270434 https://www.morsmordre.net/t8996-azra#270488 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-north-yorkshire-farma-lupinow https://www.morsmordre.net/t8998-skrytka-bankowa-nr-2117#270564 https://www.morsmordre.net/t8999-luna-lupin#270567
Re: Salon [odnośnik]04.07.21 10:42
Cillian uniósł brew w geście konsternacji.
- Czy w takim razie przyjmując zaproszenie... wpakowałem się w kłopoty? Zakładałem, że to oferta wspólnej kolacji, a nie uczynienia mnie kolacją.
Ale ta rozmowa jakoś się nie układała. Czuł to w nastroju, który zawisł w powietrzu pomiędzy nimi. W podkulonych nogach, w oczach o wiele smutniejszych, niż powinny być. Normalnie gasił takie pożary kolejnymi dowcipami, ale z jakiegoś powodu przestały mu pasować, bo tym, czego zdawała się oczekiwać, nie były pokrętne historie mające rozbawić ją w trudnej chwili, lecz... szczerość? Możliwe, że nie był pierwszą osobą, która nie potrafiła wykrzesać z siebie choćby iskry otwartości na problem. Możliwe, że chciała po prostu wiedzieć, co dzieje się tam, skąd nie dochodzą wieści. Albo po prostu jej już tak dobrze nie znał. Od spędzanych w swoim towarzystwie nocy oddzielił ich czas. Wiele zmian i kłopotów, żłobiących duszę kropla po kropli. Mieli prawo zmienić się nie do poznania. On się zmienił. Niemożliwie wręcz. Dlaczego więc tak łatwo przychodziło mu założenie, że ona nie? Może dlatego, że mu była tyle lat marzeniem sennym. Ciężko się było ot, tak za jednym pstryknięciem pozbyć młodzieńczej fantazji, która urosła w międzyczasie do całej postaci przewijających się tu i ówdzie na stronach jego książki. Był zbyt grzeczny na zażycie czegoś, co ingerowało w umysł tak mocno, ale karmił się tym prowokatorskim uśmiechem jak żadnym innym w swoim życiu.
- Myślę, że wino i dobra rozmowa wystarczą. - Czy brzmiało to uspokajająco? Chyba niekoniecznie, szczególnie w świetle słów, które powiedział w następstwie tego zdania. Udało mu się to dopiero po cichym westchnieniu, jakby musiał wpierw odnaleźć w sobie odwagę. - Nie wiem jak odpowiedzieć ci na to pytanie. Czy mam się gdzie podziać? Owszem. Ale czy jestem bezpieczny? - Czy ktokolwiek mógł czuć się bezpieczny w obliczu wojny? Ta walka zdawała się dopiero rozpoczynać, a już pociągała za sobą tyle ofiar, że na samą myśl rosła mu w gardle gula tak wielka, że z ledwością przełykał ślinę. - Jestem dobrym kłamcą, ale... nawet pięknym kłamstwem ciężko przykryć to co dzieje się w naszym kraju. - Nazwisko Moore nie kojarzyło się dobrze. To było nazwisko mugoli i mugolaków, to było nazwisko przeciwnika rządu, którego twarz zdobiły listy gończe drukowane przez nowe, wspaniałe Ministerstwo Magii. Byli niechcianymi ofiarami absurdalnej propagandy, stawiającymi wspólnie czynny opór. I chociaż był z siebie dumny, że nie siedzi już z założonymi rękoma - znał cenę tego przedsięwzięcia. To mogło być ich ostatnie spotkanie i sam sobie na to zapracuje. Gdyby go w pełni obchodziło własne bezpieczeństwo, nikt by go już na wyspach nie zobaczył. - Najwyraźniej nie - zaciął się niespodziewanie - skoro przyszło mi odwiedzić upiora. - Uśmiechnął się do niej w sposób nieco bezczelny, podnosząc przy tym ze stolika drugi kieliszek. Nie potrafił oprzeć się niepoważnym komentarzom. - Za ten wieczór - to mówiąc, przybliżył swoją dłoń do jej, by stuknąć szkłem o szkło - a później się zobaczy.
Siedział wygodnie, bokiem, wpatrując się w nią jak w obrazek, którym niewątpliwie była. Głowę wspartą miał na ręce, której łokieć spoczywał na oparciu kanapy. Jedną nogę założył na drugą.
- Chciałaś, żebym był na ciebie zły?
Cillian Moore
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon C511aabdf597b22fa48d7610e8ae258d
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9648-cillian-moore https://www.morsmordre.net/t9664-aslan#293571 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t9741-skrytka-bankowa-nr-2207#295617 https://www.morsmordre.net/t9666-cillian-moore#293577
Re: Salon [odnośnik]27.07.21 11:38
Zaufanie było towarem niesamowicie kosztownym. W głowie rozbrzmiewała jej myśl, że każdy może zdradzić każdego. Skłamałaby mówiąc, że nie martwi się o życie swoich bliskich. Nie bez powodu to ona załatwiała wszystkie konieczne sprawy w mieście, nie bez powodu to ona udawała się do portu by sprzedawać ich towary. Nikt z jej rodziny właściwie nie protestował. Jej ojciec wcale nie miał ochoty na zabieranie tej odpowiedzialności z jej ramion, a jej brakowało serca by go w tym uświadamiać. Luna bała się ufać ludziom, ale nie chciała też zatracić się w tej wojennej rzeczywistości. Przecież wciąż musieli żyć, funkcjonować i to nawet jeśli wymagało od nich wiele ryzyka. Czy była bezpieczniejsza niż Moore? Na pewno, przynajmniej na razie. Bo na nią też przecież w końcu przyjdzie czas.
Szatynka uśmiechnęła się przekornie na słowa mężczyzny. - Niczym Baba Jaga – zaczęła skupiając spojrzenie na dłoniach mężczyzny. – Znasz tę historię? – zapytała przenosząc spojrzenie na twarz. Luna widziała w nim zmianę choć chyba nie do końca chciała drążyć temat. Czy powinna się temu w ogóle dziwić? Czasami nie widziała granicy. Te od zawsze zdawały jej się być ulotne. Może właśnie dlatego tak ciężko było jej odnajdywać się w relacjach z ludźmi. Czasami mówiła zbyt mało, czasami mówiła zbyt dużo. Rzadko zdarzało jej się uderzyć w punkt. Ci, którzy dobrze ją znali wiedzieli, że wszystko co mówi należy dzielić na trzy. To nie znaczyło jednak, że kłamała.
Czarownica doskonale rozumiała, że nie czuł się bezpiecznie w tym okrutnym świecie. Musiał sobie radzić, prawdopodobnie każdego dnia oglądał się za siebie martwiąc się o własne życie. Wypytywanie o szczegóły nie miało żadnego sensu. Ona nawet nie chciała tych szczegółów znać. Nikt nie chciał być strażnikiem takiej tajemnicy. Wyrzuty sumienia by ją zjadły. W końcu przepłaciłaby za wiedzę życiem. – Uważaj na siebie – zaczęła mocniej ściskając kieliszek w dłoni. – Jeśli będziesz potrzebował pomocy, czegokolwiek, to pamiętaj o mnie, dobrze? – dodała tym samym chcąc odrzucić ciężki dla niego temat. Tak naprawdę wojna była jednym, najważniejszym tematem, ale nie mogła rządzić każdym momentem ich życia. Na pewno nie tym i nie teraz.
Zaśmiała się szczerze, gdy mężczyzna wspomniał o odwiedzinach upiora. – Jeśli w kieszeniach przemycasz czosnek, to będę urażona – odparła wstając z kanapy i podchodząc do okna. – To wszystko tutaj to tylko jeden wielki… ciężar, wiesz? – odparła ściszając głos do minimum. Nie chciała, żeby ktokolwiek ją usłyszał prócz Cilliana. – Wszystko było kiedyś łatwiejsze. Muzyka wystarczała. – westchnęła obracając się twarzą do czarodzieja i unosząc kącik ust w delikatnym uśmiechu.
- Zawsze byłam masochistką – dodała upijając z kieliszka łyk cierpkiego wina. – Piszesz coś? Czy to wszystko co się aktualnie dzieje napawa weną czy właśnie odpycha od pióra?


no one can say what we get to be so why don't we rewrite the stars?
Luna Lupin
Luna Lupin
Zawód : właścicielka farmy, dawna solistka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We li­ve, as we dream – alo­ne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8986-luna-lupin?nid=2#270434 https://www.morsmordre.net/t8996-azra#270488 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-north-yorkshire-farma-lupinow https://www.morsmordre.net/t8998-skrytka-bankowa-nr-2117#270564 https://www.morsmordre.net/t8999-luna-lupin#270567
Re: Salon [odnośnik]03.08.21 0:16
Powiedzmy — zaczął, poprawiając przy tym ułożenie łokcia na oparciu — pierwszy raz usłyszałem ją w mugolskiej szkole i później przez naprawdę długi czas wydawało mi się, że to tak postrzegają nas niemagowie. Ale ich historia różni się od tej, którą znają dzieci czarodziejów. — Przyjrzał się jej uważniej. Był ciekawy tego, czy Luna tę różnicę znała, a i wymądrzać się nie chciał, więc wstrzymał się z monologiem, chociaż cisnął się na usta, bo baśnie uwielbiał. Mógł o tym opowiedzieć, gdyby tylko został o to poproszony.
Schlebia mi, że się o mnie martwisz — przyznał i na moment nieco posmutniał — ale zapewniam w ramach uspokojenia, że na ten moment żyje nam się z braćmi dobrze... to znaczy, biorąc pod uwagę obecną rzeczywistość. — Rzeczywistość, w której gdyby nie starsi bracia i wuj, którzy pomagali mu bezinteresownie, Cillian prawdopodobnie nie miałby gdzie się podziać. Jego mieszkanie spłonęło doszczętnie, a nawet gdyby coś się w nim ostało, to przecież nie mógł wrócić do Londynu. Z rzeczy materialnych pozostało mu tyle, co nic. Znów musiał pracować fizycznie. Na długi czas stracił zapał do robienia rzeczy, które wcześniej uwielbiał. — Nie mogę obiecać ci wiele, bo niewiele mam, ale wiedz Luno, że gdyby cokolwiek ci zagrażało... — zamilkł na chwilę — przybiegłbym tu szybciej, niż twoja sowa zdążyłaby wrócić z odpowiedzią. Wszystko, co musisz zrobić, gdybyś była w potrzebie, albo doskwierała ci samotność... to napisanie listu. A ten czosnek... Nawet gdybym chciał się ciebie pozbyć — myślisz, że czosnek to mój styl? Nie po to zostawałem pisarzem. Ja zaprosiłbym cię na romantyczną kolację i przytrzymał do wschodu słońca.
Kiedy wstała i zaczęła chodzić po pomieszczeniu, Cillian raz jeszcze zanurzył się we wspomnieniach. Przywykł do oglądania jej z dołu — był parą oczu w morzu innych, spoglądających na nią z westchnieniem równym jego. Podziwiał ją, ukochał tworzoną przez nią muzykę i ten sposób poruszania, który umieścił na stronicach swoich powieści. Inspirowana nią postać naśladowała wiernie każdy jej ruch, bawiła się w tę samą grę co Luna — potrafiła przyciągać i odpychać jak magnes kiedy tylko chciała. A może to tylko na niego tak działała...? Nie wiedział, ale był pewien tego, że nosiła ukryte przed światem miano jego pierwszego zauroczenia. Tego, którego nigdy nie udaje się przekuć w coś więcej niż marzenie senne. Tego, które smakuje jak przeszłość, bo było już zamkniętym rozdziałem, ale wciąż miało momenty, w których lubiło o sobie przypominać.
Tutaj...? — Nie pamiętał, aby kiedykolwiek zagłębiali się w temat jej rodzinnego domu. Chodziło jej o miejsce, czy o czas? Na jego twarz wypełzło ukradkiem zmartwienie. Widać było, że chce usłyszeć o tym więcej — wlepił w nią to swoje psie, troskliwe spojrzenie.
Cóż, musiałem więc zawieść twoją fantazję? — Znał to słowo z pierwotnego źródła — z książki, którą chyba nie do końca wypadało czytać... a przynajmniej przyznawać się do tego otwarcie przed kolejnym łykiem wina, co też od razu uczynił. Te krótkie sekundy poświęcone uniesieniu szkła do góry poświęcił na szybkie przemyślenie czy naprawdę chciał poruszyć ten temat i mimo wrodzonej ciekawości doszedł do wniosku, że niekoniecznie. — Napawa weną — przyznał zamiast tego — ale nie taką, która niosła mnie wcześniej. Ja... — pewnych słów się już głośno nie mówiło, więc zniżył głos jak tylko mógł — planuję zaangażować się w publikowanie w... gazecie, tylko dokończę pewną sprawę. — Nieporozumienie, jakim był strach ogarniający go na widok ognia.


no beauty shines brighter
than a good heart
Cillian Moore
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon C511aabdf597b22fa48d7610e8ae258d
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9648-cillian-moore https://www.morsmordre.net/t9664-aslan#293571 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t9741-skrytka-bankowa-nr-2207#295617 https://www.morsmordre.net/t9666-cillian-moore#293577
Re: Salon [odnośnik]15.08.21 17:57
Nie znała tak wiele mugolskich historii. Na pewno przegrywa z nim staracie, bo przecież sam żył w tym świecie przez długi czas. Ona wsłuchiwała się jedynie w stare jak świat historie, które od czasu do czasu rzucały pogląd na to jak wygląda ten inny choć bardzo bliski świat. Zawsze była ciekawska, lubiła zaspokajać własne potrzeby, a jedną z nich bez wątpienia była wiedza. Kiedy jednak mężczyzna wspomniał o drugim dnie tej historii, szatynka uniosła kącik ust w uśmiechu pełnym zaciekawienia. – Opowiedz – bo jeden Merlin jej świadkiem, że uwielbiała go słuchać. Miał w sobie dar słowa. Historie w jego ustach ożywały, sprawiały, że wszystko można było dojrzeć oczyma wyobraźni. Jeśli to nie jest talent to co nim jest?
Lupin skinęła głową nie chcąc dłużej ciągnąć tematu. Czasami potrzebowała usłyszeć coś dwukrotnie, znaleźć potwierdzenie, ale też wiedziała, gdzie jest nieprzekraczalna granica. Czy potrafiła rozmawiać o czymkolwiek innym niż tym co dzieje się aktualnie? Czy potrafiła wraz z zamknięciem się drzwi do domu zapomnieć o szalejącej wojnie? Może tak, a może to jedynie pięknie utkane oszustwo. Tak czy tak warto było spróbować, a chyba nie mogła sobie wyobrazić lepszego towarzystwa.
Słyszała w jego głosie prawdę. Wiedziała, że gdyby znalazła się w niebezpieczeństwie, to znalazłby sposób by do niej dotrzeć, ale nie miałaby śmiałości o to poprosić. Nie naraziłaby nikogo więcej, nie szukałaby pomocy. Czasami gdy budzi się rano czuje ulgę, że kolejny dzień rozpoczął się w spokoju, pozornej normalności, ale czasem, może nawet równie często, łapie się w myślach, że jest to jedynie oczekiwanie na przyjście najgorszego. Uśmiechnęła się jednak szczerze, z wdzięcznością, a uśmiech ten miał jedynie zamaskować kłamstwo. Słodkie, proste, ale wciąż kłamstwo. – Tak zrobię. Dziękuje ci za to – miała przy sobie wiele osób, a jednak wciąż pozostawała sama. Czy to nie cecha artystów? Czy nie jest tak, że wszędzie odczuwają obcość i niemoc? Chciałaby wierzyć, że nie. Chciałaby wierzyć, że na świecie jest miejsce dla takich jak oni. Miejsce, w którym czujesz się dobrze i jesteś bezpieczny.
Rozbawiona wspomnieniem o kolacji niemal zachłysnęła się winem. – Wiedziałam, że planowałeś to od dawna, ale wciąż chyba zbyt mało tu romantycznie, prawda? – uniosła brew w pytającym geście i wzruszyła ramionami. Dla Luny rzadko kiedy jakikolwiek temat był tematem tabu. Lubiła rozmawiać o wszystkim, nie bała się wypowiadanych słów i to samo szanowała w Cillianie, dla którego słowa miały tak wielką wagę. Dobrze go znała, choć często stawał się dla niej tajemnicą. Nieprzerwanie łapała się na tym, że próbuje go rozgryźć. Może nie dziś, ale może kiedyś jej się to uda?
- Tak – zaczęła znów ściszając delikatnie głos, ale doskonale wiedziała, że jej rodziców nie interesuje nic poza własnym smutkiem, własną żałobą. – To długa historia, może na inny wieczór, może na ten wschód słońca, który zamieni mnie w popiół – dodała nie chcąc psuć swoją melancholią tego wieczoru. Z myślami przyjdzie jej jeszcze się zmierzyć niejednokrotnie, a oni przecież widywali się tak rzadko.
Szatynka wzruszyła ramionami, a po chwili delikatnie uniosła kącik ust w uśmiechu. Pozostawiła to pytanie w eterze chyba nie chcąc mówić więcej o fantazjach, których mogła lub nie mogła doświadczać. Prawda była taka, że miała nadzieje, iż nie potrafi się na nią gniewać, bo ona nie potrafiła przepraszać i pokaz tego mieli już dzisiejszego wieczoru, kiedy próbowała.
- Jakiej gazecie? – zapytała wprost. Nie wiedziała czy chce o tym mówić. Miał prawo nie odpowiadać, ale ona też miała prawo zapytać. – Przyniesiesz mi coś? Swojego?


no one can say what we get to be so why don't we rewrite the stars?
Luna Lupin
Luna Lupin
Zawód : właścicielka farmy, dawna solistka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We li­ve, as we dream – alo­ne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8986-luna-lupin?nid=2#270434 https://www.morsmordre.net/t8996-azra#270488 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-north-yorkshire-farma-lupinow https://www.morsmordre.net/t8998-skrytka-bankowa-nr-2117#270564 https://www.morsmordre.net/t8999-luna-lupin#270567
Re: Salon [odnośnik]21.08.21 0:11
Dzieci mugoli znają ją z książki z baśniami, dwójki niemieckich autorów. Jest całkiem popularna, nie było mi dane poznać nikogo, kto by tych historii nie kojarzył — wyjaśnił wpierw — a ta różnica… Historia z tej książki opowiada o tym, że dwójka dzieci zgubiła się w lesie przez swoją złą macochę i zła wiedźma mieszkająca w domku z piernika chciała je zjeść. Uwięziona dziewczynka modli się jednak do Boga, pokonuje czarownicę i udaje im się uciec. Dodali do tego religię. Był to też pierwszy raz, kiedy ktokolwiek wspomniał o magii i opisał ją jako coś złego, więc ja… — zawahał się na moment — przez naprawdę długi czas myślałem, że wszyscy mugole postrzegają magię jako coś złego, niegodziwego, godnego potępienia, ale to nie była prawda.Na szczęście.
Wiedział dobrze, że „tak zrobię” mogło być jedynie czymś, co chciała aby usłyszał, a nie szczerą obietnicą tego, że w chwili zagrożenia poszuka w nim oparcia. Może to źle, bo o chęci pomocy mówił szczerze, ale jeżeli ona z jakiegokolwiek powodu chciałaby uniknąć jego udziału, to… cóż niby miałby zrobić? Zmusić ją do tego, aby dała sobie pomóc? Zaciągnąć ją za ucho w bezpieczne miejsce? Kazać jej złożyć przysięgę wieczystą? Oboje byli dorośli. Miała prawo decydować o wszystkim samodzielnie. Lubił czuć się bohaterem, ale nie mógł pomagać innym na siłę, tak przynajmniej myślał i nie zamierzał tego w sobie zmieniać, chociaż… mógłby się a tym etapie życia zorientować w tym, jak krzywdzące potrafiły być dla ludzi ich własne decyzje i jak desperacko nie chcieli podejmować ich samodzielnie. Zwłaszcza, że się uważał za takiego znawcę czytającego innym w głowach.
Czyżby? Jest tu całkiem nastrojowo. Nadmierną uczuciowość mam w małym palcu, ty za to jesteś królową tajemnic — uniósł brwi — łatwo byłoby wpasować ten wieczór w odpowiednie definicje, ale… to chyba nie jest najlepsza data na to, żeby się ciebie pozbywać. Kto nam żywym będzie wtedy śpiewał? Nawet jaskółki już odleciały. — I na ich miejscu by do Anglii nie wracał. — Ja się w przeciwieństwie do nich nigdzie nie wybieram — bo go tu za dużo obietnic i uczuć trzymało — to był jego kraj — więc kiedykolwiek zechcesz o tym porozmawiać, wtedy chętnie cię wysłucham. — Nie zwykł naciskać na nikogo, żeby mu wszystko wbrew sobie wyjawił. Jeśli jej zdaniem okaże się odpowiednim człowiekiem do usłyszenia tych słów, to je usłyszy. A teraz, skoro mówić o ty nie chciała, pozostało im zachwycać się sobą. Tym, że tu byli i tym, że oboje żyli. — Prorok — przyznał z nutą niepewności w głosie — czyli coś pozbawionego twórczych uniesień, ale tak potrzebnego inielegalnego. Zamiast odpowiedzieć, nieco niepodobnie do siebie przygryzł wargę.
Cillian Moore
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon C511aabdf597b22fa48d7610e8ae258d
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9648-cillian-moore https://www.morsmordre.net/t9664-aslan#293571 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t9741-skrytka-bankowa-nr-2207#295617 https://www.morsmordre.net/t9666-cillian-moore#293577
Re: Salon [odnośnik]30.08.21 23:19
Sama kiedyś miała do czynienia z bajkami mugolskiego pochodzenia. Nawet kilka egzemplarzy mogłaby znaleźć na górnej półce regału. Nie znała jednak takiego zakończenia tej historii. To chyba prawda, że wszystkie bajki mają drugie, często przerażające zakończenie. Takie też było życie. Czasami i w szczęściu można dopatrzeć się nieszczęścia, w miłości nienawiści, a uśmiechu łez. Życie też czasem przypominało bajkę dopóki nie pojawiła się rzeczywistość. – Chyba we wszystkich bajkach magia jest czymś złym, prawda? – zapytała z czystej ciekawości. – Nie tylko w świecie mugoli ludzie boją tego co jest im nieznane. – dodała. Ona miała podobnie, ale u niej ciekawość zwykle wygrywała ze strachem. Lubiła rzucać się na nieznane. Lubiła doświadczać nowości, czuć adrenalinę, ryzykować. Całe jej dotychczasowe życie to jedno ryzyko. Za każdym razem, gdy stawiała nogę na scenie czuła dreszczyk emocji.
Luna wyobraziła sobie jak ciężko mu było przerzucić się na świat pełen magii. Ona od dziecka się z nią spotykała. Zawsze zastanawiała się jak to jest nie znać tego uczucia. Wychowywać się na gruncie niemagicznym.
Nie chodziło tak naprawdę o to, że ona nie chce by ratowana. Wbrew przeciwnie. Czasami naprawdę miała ochotę, żeby ktoś jej pomógł. Odciążył, zdjął obowiązki z jej ramion. Miała jednak dość proszenia o to swoich bliskich. Chyba teraz dopiero zauważała jak ważna jest druga osoba w życiu. Ona nie potrafiła w związki. Angażowała się w nie, ale szybko dochodziła do wniosku, że stateczność nie jest dla niej. Wolny duch zawsze wygrywał w tej batalii.
- Nie jestem – zaczęła uśmiechając się promiennie. – Królową tajemnic. Jeszcze butelka, a będziesz znał wszystkie, ale musisz się zastanowić czy aby na pewno tego chcesz – dodała ze wzruszeniem ramion rozbawiona. – Nie bądź obcy. Powinniśmy spotykać się częściej. Póki jeszcze możemy. – dodała wracając na kanapę i kładąc swoją dłoń na jego. – Jak już będziesz gotowy mnie sprzątnąć, to powiedź. Ułożę jakiś ładny repertuar muzyczny. – dodała z uśmiechem zaciskając dłoń.
Prorok był niebezpieczny. Wiedziała, że był, ale nie miała zamiaru, go od tego odwodzić. To było coś ważnego, znaczącego. Podziwiała go za to, że miał w sobie tyle odwagi. Mogła być jedynie dumna. Skinęła głową. – Potrzebnego. Nawet nie wiesz jak bardzo. – dodała. Naprawdę dumna. Cholernie dumna.

z.t x2


no one can say what we get to be so why don't we rewrite the stars?
Luna Lupin
Luna Lupin
Zawód : właścicielka farmy, dawna solistka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We li­ve, as we dream – alo­ne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8986-luna-lupin?nid=2#270434 https://www.morsmordre.net/t8996-azra#270488 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-north-yorkshire-farma-lupinow https://www.morsmordre.net/t8998-skrytka-bankowa-nr-2117#270564 https://www.morsmordre.net/t8999-luna-lupin#270567
Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach