Wydarzenia


Ekipa forum
Sala balowa
AutorWiadomość
Sala balowa [odnośnik]12.08.15 21:35
First topic message reminder :

Sala balowa

Przenosimy się do bogato zdobionej ogromnej sali w barwach rodu Selwynów, czasem zmieniającej się w tętniące życiem miejsce tańców, zabaw i wytwornych bankietów.
Blablabla coś więcej
[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Selwyn dnia 23.08.17 22:17, w całości zmieniany 3 razy
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala balowa - Page 5 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Re: Sala balowa [odnośnik]23.10.17 20:34
- Czyli... po prostu cię porzucił? - Nadal nie rozumiałem dokładnie tego, co próbował przekazać mi Alex. Tajemnice rodzinne nie przywykły opuszczać strzelistych komnat rodowych posiadłości, nie mogłem więc zasłyszeć plotek – tym bardziej, że od lat moja styczność z arystokracją ograniczała się do śledzenia propagandowych artykułów Walczącego Maga. Sekrety, które wydarłem z Wilton, żyły własnym życiem – ale nie należałem już do tego świata, nie nosiłem nazwiska wielkiego rodu, żaden nestor nie miał nade mną władzy. A jednak dziedzictwo Malfoyów ciągnęło się za mną w długim ogonie, nieustannie piętnując moje nieskalane oblicze mianem zdrajcy. - To przez ojca postanowiłeś wybrać specjalizację z magipsychiatrii? - Rzuciłem śmiałą teorię, opuszczając na moment różdżkę i tym samym zwalniając tempo pojedynku. - Wygląda jednak na to, że przynajmniej z częścią rodziny się dogadujesz. Trochę ci zazdroszczę. Mnie nie wychodziło to najlepiej. - Przyznałem, nie kryjąc zażenowania. - Byliśmy z Abraxasem nierozłączni jako dzieci. - Jeśli Alex pojawiał się na salonach, musiał go znać, pozostałą część mojego rodzeństwa również; zdawało mi się nawet, że z Callisto są  w podobnym wieku. - Ale on zawsze był wolniejszy. Spokojniejszy. Ostrożniejszy. To on wytyczał szlaki, ale ja jako pierwszy je przedzierałem. Kiedy po roku dołączyłem do niego w Hogwarcie, trzymał mnie na dystans. Myślę, że się bał. Że swoją przebojowością skradnę mu wszystkich znajomych, tak, jak wcześniej skupiałem na sobie uwagę rodziców czy guwernantek. Sióstr nigdy nie traktowałem poważnie, Sephora była zresztą dużo młodsza, a od Medei zawsze ważniejszy był Abraxas. A później... później zmieniły mi się priorytety, a moje rodzeństwo zauważyło to znacznie szybciej niż rodzice. Ja się zmieniłem. Może dlatego, kiedy Callisto zaczęła dorastać, chciałem być dla niej najlepszym bratem. Bo męczyły mnie wyrzuty sumienia. Nie potrafiłem zjednać sobie ani Medei, ani Abraxasa. Byli zaślepieni tym, że biegam za szlamami. Że szlajam się z tym mieszańcem, jak nazywali Benjamina. Z roku na rok coraz trudniej było znaleźć wspólny język, a sytuacji nie poprawiała młodzieńcza buta. - Byłem zaskoczony z jaką lekkością przyszła mi ta spowiedź w towarzystwie Alexandra. Ale słowa same przychodziły mi na język i zupełnie naturalnie wypełniały mieniące się złotem ściany pomieszczenia. Lustrzane podobieństwo, które powoli zaczynałem dostrzegać w młodym gwardziście, skłoniło mnie do chwilowej refleksji nad własną przeszłością. Nie chciałem zanużać Selwyna w odmętach swojej niezbyt chlubnej historii, ale... mimowolnie poczułem się za niego odpowiedzialny. A może zwyczajnie poczułem potrzebę wygadania się. - Wybacz, jeśli cię zanudzam. Obiecałem poćwiczyć z tobą zaklęcia, a zaczynam dryfować w stronę tematów, których dno sięga głębiej niż ocean. - Albo Selwyn był na tyle dobrze wychowany, by nie odważyć się mi przerwać, albo rzeczywiście nawiązała się między nami nić porozumienia. Zdawał się z rozwagą przyjąć moje słowa; nie poczuwałem się do roli mentora, mimo wszystko posiadałem bagaż doświadczeń o ponad dekadę zasobniejszy.
No i wiedziałem jak wygląda życie po tym, jak już cię wypiszą z rodziny.
- Jesteś pewien, że nestor Selwynów nie jest w komitywie z Parkinsonami? Może nie potrafią pozbierać się po tym, jak wyprzedziłeś trendy modowe o kilka lat. - Uśmiech i znajoma egzaltacja szybko rozwiały ponury nastrój, który wraz z moją opowieścią osiadł w komnacie niczym ciężka, gęsta zawiesina; lekkość ducha była mi szyta na miarę, choć los zdawał się knuć jak mógł, byleby tylko pozbawić mnie ulubionego elementu garderoby.  
- Jakiś. Callie nigdy mi nie wybaczy, że odszedłem z rodziny. - Mój głos zabrzmiał nienaturalnie chłodno, jakby niechętnie pogodził się z porażką – i tak właśnie było. Uzależniłem najmłodszą siostrę od swojej obecności. Złożyłem obietnicę. Że na zawsze, że aż po grób. Że będę dla niej, gdy tylko będzie tego potrzebować.
Nie było mnie nigdy.
A teraz, dokłanie w tym momencie swojego życia, po raz drugi popełniałem ten sam błąd.
Fantastyczny Pan Lis od siedmiu boleści.
Później obserwowałem, jak moje zaklęcie wgniaga Selwyna w fantazyjną, marmurową posadzkę. Oberwałby znacznie mniej, gdyby zadecydował o pojedynkowaniu się na zewnątrz - albo na czas zdołał podnieść tarczę.
- Za późno. - Ale to już pewnie wiesz, Szerloku. - A jeśli chodzi o ranking, to proste. - Zrobiłem dramatyczną pauzę, bo każda wielka mądrość zadługiwała na to, by zostać poprzedzonaą budującą napięcie ciszą. - Popełniam błędy. Jak każdy. - Mylę się. Gubię. Szukam. Odnajduję. Pytam. Uciekam. Nienawidzę. Kocham.
Jestem sobą.
To wcale nie taka łatwa sztuka i nieustannie muszę ją udoskonalać. Obok swądu spalenizny, obok zapachu krwi, obok narastających nastrojów nienawiści. Pod osłoną ciężkich, deszczowych chmur.  Gdzieś pomiędzy wizytami u kolejnych pacjentów, którzy potrzebują czasem te chmury schować pod koc.
Wstawaj już, przyjacielu.
- Przepraszam. - Poczułem się głupio, bo z jakiegoś powodu wypadło mi z głowy, że kobiety to tak samo przyjemny, jak i całkiem drażliwy temat. - Przykro mi z powodu twojej dziewczyny. - Nie wiedziałem, kim była – ale i bez tego potrafiłem wyobrazić sobie spustoszenie, jakie musiało wywołać jej śmierć. - Allison. Zdążyłem już zapomnieć, że ogłoszono wasze zaręczyny. Znam jej rodzinę, to moja bliska kuzynka. Ciężko mi jednak krytykować taki wybór, kiedy sam uciekłem od własnych obowiązków. - Przerwałem na chwilę, na moment skupiając wzrok na różdżce Selwyna, upewniając się, że nie próbuje uśpić mojej czujności. - Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że nienawiść może okazać się całkiem interesującym sprzymierzeńcem. Karą byłaby obojetność. A nienawiść... zbyt wiele emocji do trzymania w ryzach. To nieludzkie. - I nawet Selina Lovegood tym sposobem odkryła w sobie człowieczeństwo. Jeszcze nie tak dawno z lubością kładła moje imię obok wszelkich niełask, ale dałbym sobie uciąć rękę, że w tej chwili jej odczucia wobec mnie leżały na antypodach niechęci.
Mojej uwadze nie umknął ruch nadgarstka, a choć z ust Lexa nie padła żadna inkantacja, odruchowo uniosłem różdżkę, gotowy odeprzeć zaklęcie. Zamiast niego pojawiło się dziwne uczucie – przez moment poczułem się, jakbym w jakiejś niematerialnej, pozacielesnej formie przenikał przez Selwyna, a moje receptory odbierały wszystkie towarzyszące mu uczucia: zażenowanie, nieznaczne ukłucie złości, lekko przyspieszone tętno wywołane strachem na moją reakcję.
Mimowolnie cofnąłem się o krok, jakbym w ten sposób miał wyjść ze skóry Alexa – a przecież ten nadal znajdował się na drugim końcu sali balowej. Pomimo tego wiedziałem, co zamierzal zrobić. I choć zdawałem się pojąć od razu, co właściwie się wydarzyło, minęła chwila, zanim zebrałem własne myśli.
- Potrafisz to? - Opuściłem różdżkę, mierząc Selwyna analitycznym spojrzeniem. - Jeśli potrafisz robić to dobrze, a zdarzył ci się wypadek przy pracy, nie musisz przepraszać. - Na moment zamilkłem – potrzebowałem jeszcze chwili, bo ilość myśli, które nagle zaczęły rozbijać się o moją czaszkę była nie do okiełznania. - Ty nie - ale to uświadamia mi, że pomimo szkolenia, jestem zupełnie nieprzygotowany na taki ruch przeciwnika. Zaskoczyłeś mnie. Nie spodziewałem się, że znasz tak zaawansowaną magię. - Ponownie zawiesiłem głos. - Commotio. - Rzuciłem bez ostrzeżenia, ale najwyraźniej pozostawałem jeszcze zbyt rozproszony, a zaklęcie rozbiło się o przeciwległą ścianę. - Jak się tego nauczyłeś? I przede wszystkim... dlaczego? W zasadzie o wiele bardziej interesuje mnie druga odpowiedź. Aeris. - Dodałem na koniec, a tym razem wiązka zaklęcia pomknęła wprost na gwardzistę.  


1. Aeris
2. Commotio

[bylobrzydkobedzieladnie]


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym


Ostatnio zmieniony przez Frederick Fox dnia 25.10.17 1:20, w całości zmieniany 4 razy
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala balowa - Page 5 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sala balowa [odnośnik]23.10.17 20:34
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 66, 38
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala balowa [odnośnik]25.10.17 18:31
Zawahałem się usłyszawszy to pytanie. Czy można było bowiem stwierdzić, że ojciec mnie porzucił?
- Raczej z niewyjaśnionych przyczyn znienawidził. Może za bardzo mu ją przypominałem - wzruszyłem ramionami, stwierdzając dość obojętnie. Próbowałem już wiele razy przeanalizować postępowanie mojego ojca, jednakże ani razu nie udało mi się dojść do jakiejś bardziej przekonywującej teorii. To było bowiem maksimum moich zdolności interpretacyjnych, jeżeli w grę wchodził mój rodziciel. Pokręciłem przecząco głową, zapytany o powód takiej a nie innej ścieżki zawodowej, którą sobie obrałem. Nie wiedziałem ile Frederick wiedział o mojej rodzinie - pomimo faktu, że śmierć matki poniosła się głośnym echem po arystokratycznej społeczności i choć Fox musiał być już pod koniec swej edukacji w Hogwarcie nie wiedziałem, na ile dochodziły do niego informacje spoza szkoły. Tudzież jak wiele uwagi im poświęcał - Z powodu mojej matki. Ludzie zapominają już, że myśli potrafią zabijać równie skutecznie jak magia czy nóż. Zapominają lub nie chcą o tym głośno mówić - powiedziałem, całkowicie świadom tego, że brzmiałem teraz jakbym był o wiele starszy. Bardziej zmęczony. I doświadczony życiem aż nad wyraz dotkliwie.
Monolog aurora wcale mnie nie zanudzał. Chciałem bliżej go poznać, dowiedzieć się w jaki sposób pomimo wyraźnych różnic między nami znaleźliśmy się w jednym miejscu i po tej samej stronie barykady. Choć im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej zaczynałem skłaniać się ku teorii, jakoby było między nami więcej podobieństw, niż ukazywało się oku przy pierwszym, przelotnym spojrzeniu. Zresztą, wysłuchanie historii z jego punktu widzenia rzucało na minione wydarzenia całkiem nowe światło. Z jakiegoś powodu przyłapałem się na tym, że nie jestem w stanie umieścić Freda wśród znanych mi z salonów Malfoyów. Wizja Lisa całego w rodowych szatach znaczonych szmaragdową barwą była równie abstrakcyjna i nierealna niczym znalezienie okazji do wypicia herbatki z jednorożcem, podczas której z rzeczonym stworzeniem można by omówić aktualną sytuację polityczną w Kambodży.
- Gdyby twoje dryfowanie mi przeszkadzało to spokojnie już ze dwa razy spróbowałbym rzucić na ciebie silencio - uśmiechnąłem się do rozmówcy, bowiem doceniałem każde słowo, którym Lis się ze mną dzielił.
- Alexander Selwyn - prekursor mody. Nie wiem, czy to mi się aż tak bardzo podoba. Powinienem wybić nestorowi z głowy ewentualne komitywy w tym guście - odparłem ze śmiechem, choć tak naprawdę w duchu przeląkłem się potencjalną ilością uwagi, którą dostawałbym wtedy od Czarownicy. Oj, broń Merlinie.
Nie odpowiedziałem jednak nic, gdy Lis napomknął o młodszej siostrze. Nie chciałem drążyć już bardziej tematu, bowiem najwyraźniej nie należał on do tak pozytywnych, jak z początku stwierdziłem. Każdy miał własne, skomplikowane żywoty - i może lepiej, żeby od razu nie dzielić się ze sobą wszystkim. Poznawaliśmy się małymi kroczkami, a mi to jak najbardziej odpowiadało.
- Za późno - zawtórowałem, kiedy już złapałem oddech. Musiałem uważać przy podnoszeniu się, ponieważ dzięki wszechobecnej wodzie marmurowa posadzka dookoła mnie stała się nagle dość śliskim gruntem pod stopami. - Chętnie przestałbym popełniać teraz błędy - mruknąłem lekko burkliwie, bowiem manto jakie spuszczał mi Fox było dość... ujmujące na honorze. Gwardzisto. Czegóż jednak mogłem spodziewać się, stając w szranki z doskonale wytrenowanym aurorem? Mimo wszystko - miło byłoby w końcu posłać w jego stronę jakieś udane i celne zaklęcie. Chociaż jedno. Machnąłem w ostateczności ręką, gdy Lis mnie przepraszał. Miało to znaczyć, by się nie przejmował. W końcu gdybym nie chciał to nic bym nie powiedział, prawda? Kiwnięciem głowy potwierdziłem, że koligacje rodzinne mojej byłej niedoszłej były mi znane. Świat była mały, a zwłaszcza świat arystokracji. - Nie jestem specjalistą w dziedzinie użyteczności nienawiści w relacjach międzyludzkich. Za to o szkodach wyrządzanych przez obojętność już co nieco wiem - odparłem, wzruszając ramionami i przyoblekając na twarz uśmiech taki o: bez większego znaczenia.
W chwili, w której wiedziałem że legilimencja mi się nie udała nie mogłem już się wycofać. Odkryty przed Frederickiem mogłem tylko obserwować, jak na jego twarzy zmieniają się emocje, a jego wzrok pełen pytań ostatecznie ląduje na mnie.
- Potrafię - potwierdziłem pewnym tonem. - Jednak czy dobrze sam nie jestem pewien. Nie mam zbyt wielu okazji by ćwiczyć - uzupełniłem, gdy tylko Lis na moment zamilkł. jednak następne sowa aurora wywołały u mnie to charakterystyczne zmieszanie. Nie myślałem, że będę w stanie go zaskoczyć aż w takim stopniu. - Nie macie w czasie kursu żadnych zajęć przygotowujących do walki z legilimentą? - zapytałem, lekko zaskoczony tym odkryciem. Zaraz jednak porzuciłem myślami ten temat unosząc różdżkę - jednak Fox chybił. - Zaskoczyć aurora. Łał. Nie spodziewałbym się tego po sobie, choć nie jestem w pełni usatysfakcjonowany tą próbą - odpowiedziałem, a w głosie zabrzęczała mi nuta delikatnego zawstydzenia. Frederick wtedy zasypał mnie pytaniami i - kolejną dawką magii.
- Protego Totalum! - zakrzyknąłem, jednak po raz kolejny moje starania były śmiechu warte. Ze stęknięciem raz jeszcze uderzyłem o podłogę, czując się coraz to gorzej. Zaleczyłem się już po Próbie, jednak nadal takie ekscesy nie należały do najprzyjemniejszych.
- Jeszcze nie zamierzam się poddać. Caeruleusio - rzuciłem, gdy już po raz kolejny podniosłem się na nogi. Po wymówieniu inkantacji nie mogłem jednak zrobić nic ponad westchnięcie z dezaprobatą, bowiem po raz kolejny mój czar okazał się śmiechu warty. - Nauczyłem się z książek. Zajęło mi to kilka miesięcy, ale ostatecznie udało mi się w końcu to opanować. A postanowiłem się tego nauczyć z dwóch powodów. Pierwszy - przerwałem na moment, uważnie obserwując każdy ruch przeciwnika. Zaraz jednak podjąłem wątek na nowo. - Jest następujący: dzięki legilimencji można odzyskiwać utracone bądź zmienione zaklęciem wspomnienia. Udało mi się już tego dokonać u jednej osoby - powiedziałem, na myśli mając Justine i okropności, jakich dopuścił się na niej ten cały Mulciber. Poczułem wzbierającą falę gniewu, jednak używając całej swojej siły woli zdusiłem ją w zarodku. - Drugim powodem był Zakon - nie kryłem się z intencjami, wzrok przenosząc bezpośrednio na Foxa. - Pomyślałem, że może to być użyteczne. Mógłbym pomagać innym uczyć się okumencji. Ponad to... i tak jesteśmy wyjętą spod prawa organizacją - zawahałem się odrobinę, jednak teraz nie mogłem już się wycofać. Dziwnie było mi to przed kimś wyznawać - nie wstydziłem się. Po prostu było to odrobinę.... no, dziwne. - Łatwiej kogoś przesłuchać w ten sposób niż zdobyć Veritaserum - dokończyłem myśl, oczekując następnego ruchu aurora.

|1. Protego Totalum; 2. Caeruleusio
Żywotność postaci:
[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Selwyn dnia 25.10.17 20:11, w całości zmieniany 1 raz
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala balowa - Page 5 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Sala balowa [odnośnik]25.10.17 18:31
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 79

--------------------------------

#2 'k100' : 59
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala balowa [odnośnik]12.11.17 16:41
- Przykro mi. - Czyżby wszyscy arystokraci po narodzinach pierwszego syna podpisywali tajny pakt, który zobowiącywał ich do oschłego wychowywania potomków? - Ojcowie to trudny temat. Mojego nigdy nie potrafiłem zadowolić. - W naszych portretach zdawało rysować się kolejne podobieństwo. Nie sądzę, by ojciec nienawidził mnie przed wydziedziczeniem – ale z pewnością nie byłem jego powodem do dumy. Zbyt krnąbrny. Nieułożony. Abraxas wcale nie miał łatwiej – zawsze pozostawał w tyle. W szermierce. W jeździe konnej. A przecież był starszy. Przecież należała mu się więcej uznania; byłbym już skłonny przyznać, że mimo wszystko we wczesnym dzieciństwie to ja zbierałem więcej laurów, ale nieustannie wymazywałem o nich pamięć skazami własnej niesubordynacji. - Czy próbujesz mi przez to powiedzieć, że twoja matka zmarła... w wyniku szaleństwa? - Nie znałem jej losów. Od zaraznia nie wykazywałem większego zainteresowania w kierunku wiadomości ze świata śmietanki towarzyskiej – wierzyłem jednak, że Selwyn wybaczy mi tę niewiedzę.
- O wiele bardziej spektakularny efekt uzyskałbyś traktując mnie jęzlepem. - Przekaz informacji z pewnością byłby tak samo zrozumiały – i znacznie mocniej ironiczny. Choć może nie powinienem podsuwać Alexandrowi pomysłów na przyszłość... - Wolność od zdania nestora to chyba jedna z nielicznych rzeczy, za którymi nie tęsknię. Ale, mimo wszystko... cena była bardzo wysoka. - Zreflektowałem się szybko, nie chcąc, by Selwyn wziął moje słowa jako przyzwolenie. Miałem pełną świadomość, że czegokolwiek nie powiem, i tak obierze własną drogę, mimo wszystko nie potrafiłem objąć milczeniem tematu przynależności do rodziny.
- Gdybyś nie popełniał błędów, stałbyś w miejscu. Żadna teoria nie nauczy cię tyle, co wnioski wyciągnięte z własnej porażki. - Choć jeszcze przed chwilą mógł brzmieć niczymstary mędrzec, młodzieńcza buta wylewała się Lexowi uszami. Pokora przychodziła z wiekiem – bywało też tak, że nie przychodziła wcale. Szkoła życia dawała w kość, a żadna instrukcja obsługi nie mogła się równać z praktyką – o czym, jak miałem się po chwili przekonać, Selwyn doskonale już wiedział.
- Wiesz? - Enigmatyczna odpowiedź Lexa brzmiała jak zaczątek kolejnej, nieciekawej historii. Najwyraźniej obaj mieliśmy ich wystarczająco wiele, by móc sypać nimi jak z rękawa. - Bez przerwy każesz mi się ciagnąć za język, Lex. - Albo nie chcesz mówić mi pewnych rzeczy, co w zasadzie wydaje mi się calkiem zrozumiałe. Niemniej, moja natura zwyczajnie nie pozwalała mi na ignorancję. Ludzie często potrzebowali słuchaczy – a najczęściej wówczas, gdy z uporem próbowali udowodnić światu, że nie.  
Z wolna przytaknąłem głową, gdy Alex potwierdził moje przypuszczenia, choć mój umysł potrzebował jeszcze chwili, by przetrawić to, co właśnie się wydarzyło.
- Mamy. Ale kurs to kurs. Część rzeczy, których nas uczą, rzadko kiedy przychodzi nam wykorzystać w praktyce. Wiem, że niektórzy uczą się oklumencji na własną rękę. Staż aurorski skupiaja się na realnym szlifowaniu naszych zdolności. Po prostu łatwiej nauczyć czarodzieja skutecznej tarczy niż budowania bariery wokół własnego umysłu. - Wyjaśniłem... w dość dużym skrócie. - Mój błąd. - Przyznałem, tym samym mimowolnie studząc entuzjazm młodego Gwardzisty. - Założyłem, że znam cię wystarczająco, by podejść do tego pojedynku lekko. Nie zakładałem ataku ze strony... podświadomości. - Poczułem się zbyt pewnie – i być może, jakkolwiek to Selwynowi obiecałem pomóc, z tej lekcji wnioski miałem wyciągnąć ja. - Brzmi, jakbyś nie miał za sobą zbyt wiele praktyki. - Skwitowałem, powoli uzmysławiając sobie, że dla Alexa musiała być to całkiem świeża zdolność, wymagająca jeszcze wiflu szlifów. - Mam do ciebie zaufanie, ale sam przyznasz, że umiejętność legilimencji raczej nie wzbudza sympatii. Nie sądziłem, że angażujesz się w nasze sprawy, wybiegając z planami mocno w przyszłość. Nie uważam, by wkradanie się komuś do głowy było szczególnie etyczne, ale zakładam, że ci, z którymi walczymy w nosie mają całą etykę. Na tle tego pełnego kontekstu uważam, że powinieneś ćwiczyć więcej. - Miał sporo racji - i tak nieustannie brudziliśmy sobie ręce, ryzykując utratą pracy, zdrowia, wolności, a nawet życia. Rodziło to jednocześnie pytania, czy w całej tej szlachetności, w walce o wolność, nie zatracaliśmy własnych idei? Czy chwytanie się wszelkich desek ratunku było konieczne?
Gdybym nie został poddany Próbie, z pewnością powiedziałbym, że nie.
Jeśli więc mieliśmy być wyłącznie narzędziami w tej wojnie, liczyła się przede wszystkim nasza skuteczność – co zrodziło w mojej głowie pewną myśl, która jednak potrzebowała jeszcze chwili, aby dojrzeć.
- A jeśli chodzi o okazje... chyba mam pewien pomysł na to, jak temu zaradzić. Nie mogę ci zdradzić go już teraz – primo, muszę go dokładnie przeanalizować, secundo – za kilkanaście minut zaczynam swoją zmianę w biurze. Powinienem za chwilę teleportować się do Ministerstwa. - Na moment zamilkłem. - Na dniach wyślę ci list. I mam nadzieję, że uda nam się częściej spotykać na podobnych sparingach. - Rzuciłem na pożegnanie, po czym z charakterystycznym trzaśnięciem teleportowałem się do Londynu.
Obaj jeszcze nie wiedzieliśmy, że w chwili, w której opuszczałem Hylands, trzy powozy pełne mugolskich więźniów opuszczały teren Ministerstwa Magii.

zt


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala balowa - Page 5 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sala balowa [odnośnik]18.11.17 19:41
Popatrzyłem się na Fredericka, a w moim wzroku nie mogło być czegokolwiek innego niż zagubienie. Błądziłem, myliłem się, nie potrafiłem zrozumieć - faktycznie, miałem z tym problem. Dlaczego w życiu pojawiało się aż tyle zmiennych, zawiłych i nieuchwytnych elementów? Czy nie mogłoby po prostu, tak na chwilę być proste, bez drugiego dna, bez ukrytych intencji i szukanych na siłę podstępów? Bycie arystokratą nie pomagało w naprostowaniu sytuacji ani trochę. Widzisz to, Lisie, w moich słowach? Wysoka cena, owszem. Ale wiem, że mimo wszystko... byłbym ostatecznie w stanie ją zapłacić. Lecz jeszcze nie teraz. Jeszcze się łudzę.
Ojcowie, matki, rodzina. Same trudne tematy. Uciekłem spojrzeniem wiedząc, że nie chcę by Fox widział kotłujące się we mnie emocje. Mówienie o tym nadal było dla mnie ciężkie, wciąż budziło we mnie wewnętrzny bunt. Zacisnąłem tylko rękę w pięść, starając się równo oddychać. Byłem wściekły na nią, co zawsze powodowało następnie moją złość na samego siebie.
- Pozostawmy ten temat na inną okazję. Może taką połączoną z butelką ognistej - wydusiłem w końcu z siebie, wzdychając. - Ludzie podejmują różne, niezrozumiałe dla postronnych decyzje - powiedziałem, uśmiechając się ze smutkiem i przelotnie dotknąłem miejsca, w którym na przedramieniu posiadałem bliznę po podcięciu żył. Jak widać szaleństwo było częściej spotykane wśród ludzi niż należałoby przypuszczać.
- Wiem - odpowiedziałem z enigmatycznym uśmiechem. Tak, Lis ciągle musiał mnie dopytywać, jednak co to by była za zabawa, gdyby był w stanie przeczytać ze mnie wszystko jak z otwartej książki? Nie ciągnąłem jednakże dalej tematu, bowiem szkoda było dolewać jeszcze więcej do tej czary goryczy. W każdej chwili groziła bowiem przepełnieniem. Zresztą, i tak już za bardzo moja głowa była zaprzątnięta myślami zrodzonymi w czasie tej krótkiej wymiany zaklęć. Nie robiłem jednakże wymówek dla samego siebie, ten pojedynek po prostu pierwszorzędnie sknociłem. Była przede mną rzeczywiście jeszcze długa droga, lecz - to już sobie obiecałem - kiedyś uda mi się położyć Foxa na łopatki. Albo przynajmniej trafić go jakimś zaklęciem. Tak, metoda małych kroczków była zdecydowanie tym, czego w tej "wojnie" potrzebowałem. Jednakże w obliczu nadciągającej wojny, tej prawdziwej, moje małe kroczki musiałem stawiać w bardzo żwawym tempie.
- Nie znasz mnie, Fox. Nie znasz mnie, jeszcze nie - pokręciłem ze śmiechem głową, a wciąż mokre od jego zaklęcia przydługie włosy zawirowały w powietrzu i przykleiły mi się do policzków. Bo jeszcze mnie nie znałeś, Lisie - mimo tych wszystkich wspólnych rzeczy, które jak się miało okazać, posiadaliśmy. Więcej, niż byłem tego świadomy.
Następnie uniosłem brwi w zdziwieniu, słysząc jego dalsze słowa.
- Uważasz, że powinienem ćwiczyć - powiedziałem pod nosem, marszcząc czoło, jakby próbując przepowiedzieć sobie samemu do rozumu. - Zgodzę się z tobą w tej kwestii. Oraz, że nie budzi to zaufania. Jednak poza Zakonem nikt nie musi o tym wiedzieć, a młodociany i sympatyczny młody uzdrowiciel budzi dość zaufania by nie posądzać go o znajomość takiej nieetycznej dziedziny magii - oznajmiłem, przedstawiając swoje alibi. Fox jednak mówił dalej i dalej, a ja z każdym jego słowem coraz bardziej przechylałem na bok głowę, zaciekawiony jego pomysłem. Co miał na myśli? Sama wizja tego, że mógłbym ćwiczyć legilimencję była dość ekscytująca, ale dołożywszy do tego fakt, że mówił o tym Fox... jakbym był młodszy to pewnie zacząłbym podskakiwać z miejscu, błagając Lisa, żeby myślał szybciej. Ten jednak już ode mnie uciekał.
- Do zobaczenia, oby jak najszybciej - rzuciłem jeszcze, nim nie zostałem w sali balowej sam - z małym bałaganem do posprzątania.

| zt


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala balowa - Page 5 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Sala balowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach