Wydarzenia


Ekipa forum
Błędny Rycerz
AutorWiadomość
Błędny Rycerz [odnośnik]10.03.12 22:17
First topic message reminder :

Błędny Rycerz

★★
Ten niewidoczny dla mugoli, trzypiętrowy fioletowy autobus przeżywa ostatnimi czasy istne oblężenie. I choć nie uchodzi za najprzyjemniejszy środek transportu, nie można odmówić mu wielu zalet - między innymi szybkości, która w dzisiejszych czasach, jest szczególnie ważna. Któż nie spieszy się do swojej rodziny, do domu? Podczas gdy Sieć Fiuu jest nieustannie kontrolowana i ulega awariom, a nie każdy czarodziej posiada licencję na teleportację, na Błędnym Rycerzu można polegać zawsze. Szaleńcza maszyna mknie po londyńskich ulicach nie mając sobie równych i nic ani nikt, nawet zwolennicy Grindelwalda, nie jest w stanie jej powstrzymać, gdy za sprawą magii dopasowuje się do szczelin między samochodami, budynkami czy innymi obiektami, by w ciągu kilku sekund pokonać horrendalne wręcz odległości.
Za dnia w jego wnętrzu porozstawiane są krzesła, zaś w nocy - łóżka. Istnieje możliwość zakupu na miejscu gorącej czekolady, butelki wody lub szczoteczki do zębów. Aby go wywołać, należy wyciągnąć nad ulicę rękę z trzymaną różdżką.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Błędny Rycerz - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Błędny Rycerz [odnośnik]23.07.16 21:38
Gdyby się skłócili. Gdyby mogli ze sobą szczerze porozmawiać wyznałaby mu, że to nie samotność boli najbardziej. To co rani twoje serce to współczucie. Dziwne uczucie, które gdy raz się pojawi nigdy nie znika. Wiesz, że przysparzasz najbliższym ci ludziom zgryzot. Czegoś takiego nie da się długo wytrzymać. Dla tego pakujesz walizki i uciekasz. Znajdujesz jakiś powód i uciekasz. A potem masz nadzieję, że nigdy nie dostrzeżesz w niczyich oczach tego smutku i zatroskania. Wymyślasz historię i kłamstwa, wymyślasz bajki żeby wszyscy byli szczęśliwi. Jeśli masz wybrać pomiędzy własnym szczęściem a ich szczęściem zawsze wybierze ich. Bo czego nie zrobilibyśmy dla ludzi których kochamy?
Słuchała jego słów, błądziła wzrokiem za jego chaotycznymi ruchami i starała się nadążyć za tym awangardowym tokiem myślenia. Mogła tak śmiać się jeszcze długo i walczyć z nim w ramię w ramię przeciwko złowrogim spojrzeniem i ludożerczym potworom. Pewnie przez to uczucie beztroski, które ogarnęło ją bez reszty odpowiedziała na jego pytanie bez zastanowienia. - Na koło podbiegunowe - był blisko. To nie była fantazja mająca powstrzymać bajkę. To było skryte marzenie, plan, ostateczna deska ratunku. - Dla niekończącego się dnia i kwiatów zamkniętych w lodzie - wyjaśniła swoją decyzję już trochę spokojniej i mniej energicznie, pewnie nawet z zakłopotaniem. - A gdzie kończyłaby się twoja podróż? - spytała po chwili ciszy unosząc lekko brwi. - W dalekich ciepłych krajach czy pełnej werwy Szkocji? - spytała śmiejąc się cicho pod nosem. Wszystko przez wyobrażenie sobie Duncana w kilcie. Gdy ten obraz stawał się coraz silniejszy niewytrzymała i zgięła się w pół ze śmiechu. - Przepraszam - wydyszała nagle ocierając z oczu kropelki łez.
Gdy zgodził się na jej pomysł klasnęła wesoło w dłonie.- Od razu życzyć przegranej - machnęła na to dłonią i leniwie podniosła się z miejsca. Stanęła przed jego łóżkiem zaciskając długie blade palce na jego ramie. - Należy zadać pytanie, które z nas będzie na tyle bezczelne i postanowi drugiego wypchnąć z autobusu. [b]- na jej wargach zadrgał lekko chochlikowaty uśmiech. Potem przeszła parę kroku w stronę wyjścia. Odwróciła się w jego stronę. [b]- Idziesz czy nie? - nie zważając na prędkość autobusu nonszalancko oparła się o jedną ze ścian i zastukała palcami w szybę. - Powoli przestaje padać[ /b]- zauważyła po czym ponownie ruszyła w stronę wyjścia z autobusu. [b]- Może się pan zatrzymać za 500 metrów? - spytała kogoś z personelu. Tyle powinno wystarczyć, żeby Duncan miał czas zdecydować czy ma zamiar wstać, zrobić to, podejść w jej stronę i w końcu dać się wypchnąć. Wszyscy będą szczęśliwi. A jeśli nie to sama wysiądzie gdzieś otoczona ostatnimi kroplami deszczu i niezliczoną ilością cieni. Da sobie radę. Przecież jest duża i silna.
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]26.07.16 14:40
On też uciekał. Uciekał bardzo często; nigdy nie palił jednak za sobą mostów, zawsze pieczołowicie zostawiając sobie drogi powrotu. Jak w bajce sypał na swojej ścieżce okruszki, znacząc drogę, którą w każdej chwili mógł wrócić do punktu wyjścia. Nie zawsze chciał, oczywiście. Był wiecznym wagabundą, wiecznym włóczykijem, który nigdzie nie zostawał na zbyt długo, niesiony ciągłym i zmiennym prądem powietrza. Był więc nieznany świat i miejsce, w którym się narodził; był sierociniec, ciasny i duszny; był cyrk, kolorowy, bajeczny, wesoły cyrk; był potężny, wspaniały Hogwart; w końcu był też deszczowy Londyn. Nie chciał z niego uciekać, a przynajmniej niezbyt daleko, świadomy tego, że nie odkrył go jeszcze w pełni. A to lubił najbardziej- tę bieganinę, której towarzyszyła dziecięca radość i ekscytacja z każdego kąta, zaułka, zakamarka. Poznawanie dobrych i złych restauracji, sklepów, barów, hoteli. Poznawanie ulic, na których można było kupić piękne słoneczniki, i tych, w których za darmo łamali nosy i rozbijali wargi. Poznawanie ludzi, tych uśmiechniętych, wesołych, skorych do łapania za ręce i wesołego trajkotu, i tych smutnych, z podkrążonymi oczami, złych, samotnych, zakochanych, młodych, starych, magicznych i niemagicznych. To wszystko sprawiało mu największą z możliwych przyjemności. Właśnie dlatego nie uciekał w nieznaną dal, nie sypał za sobą okruszków, zadowalając się tylko podróżami w nieznane podczas nocy, gdzie obserwował go tylko wygięty w półuśmiechu księżyc i morze gwiazd.
Z jej decyzją zgodził się kiwnięciem głowy. Krótkim, suchym, ale energicznym- przedsmakiem potoku słów, który wylał mu się z ust i który zapowiedziany został zwyczajowym radosnym błyskiem w oczach.
-Dla wielkich niedźwiedzi śnieżnych o oczach jak węgielki- dopowiedział z dziecięcym uśmiechem na twarzy.- Dla szukania śnieżynek o idealnym kształcie i dla błękitnych poranków.
Tak łatwo było mu wyobrazić sobie coś, czego nigdy nie widział. Tak miło.
Chociaż nie wiedział, z czego się śmiała, roześmiał się w ślad za nią; to też było dla niego łatwe, naturalne i przyjemne. Zupełnie tak, jak patrzenie na uśmiech na jej smutnej wcześniej twarzy.
-Wybaczam- oświadczył wspaniałomyślnie, pochylając się lekko do przodu.- A ja... ja skończyłbym w Hiszpanii, być może, gdzie walczyłbym dzielnie z bykami, a piękne panie wzdychałyby głośno na mój widok. Albo... albo może w Irlandii, gdzie piłbym bardzo dużo stouta i byłbym jednym z tych irytujących irlandzkich dziadków, którzy całe dnie opowiadają w barach swoje zmyślone anegdoty.
Zmyślanie i tak przychodziło mu przecież zaskakująco łatwo, a picie- zaskakująco przyjemnie. Irlandia natomiast byłaby wyjątkowo pięknym tłem dla obojga.
Z uśmiechem oczekiwania obserwował, jak wstała; wstał też zaraz w ślad za nią, nie czekając ani chwili, skoro wizja nowej zabawy nęciła coraz skuteczniej. Nie odpowiedział jednak przezornie, jedynie uśmiechając się- do niej, do siebie, do kierowcy, i do cichnącego deszczu, w którym począł zatrzymywać się autobus.
-Doskonale się składa- oznajmił w końcu, stabilnie trzymając się na nogach pomimo niestabilnego podłoża pojazdu. Uśmiechnął się szeroko, dziecinnie i ponad wyraz niewinnie.- Tam, gdzie idziemy, potrzebny byłby nam parasol.
Kiedy drzwi otworzyły się z syknięciem, nie czekał; złapał za jasną, kruchą dłoń Judith i nie bawiąc się w konwenanse, wyskoczył, mocno trzymając ją ze sobą.
-Remis- oznajmił radośnie, kiedy wylądowali bezpiecznie na ziemi. Krople deszczu natychmiast zawisły na rudej czuprynie jak brylanty.- Chodź, czas, żebyś zobaczyła coś naprawdę niesamowitego, Yvette.
A potem pociągnął ją za sobą w ciemność, śmiejąc się beztrosko. Najpiękniejsze miejsca w Londynie wyglądały przecież najpiękniej właśnie podczas nocy.

// zt <3
Duncan Beckett
Duncan Beckett
Zawód : pracownik Niewidzialnego Oddziału Zadaniowego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
spare me your judgements and spare me your dreams,
don't cover yourself with thistle and weeds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xxx
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3098-duncan-beckett#50701 https://www.morsmordre.net/t3184-to-do-pana-panie-beckett#52861 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f312-pokatna-8-5 https://www.morsmordre.net/t3185-duncan-beckett
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]29.10.16 20:47
17 III 1956

Nagle ktoś ją potrącił, gwałtownie wyrywając z zamyślenia. Słysząc stukot fiolek w założonej przez ramię czarne torbie, poczuła skurcz w brzuchu. Zatrzymała się zapominając o całym świecie. Z przerażeniem otworzyła torbę, by po chwili odkryć iż zarówno szkło jak i składniki są w nienaruszonym stanie. Poczuła jak po jej sercu rozlewa się przyjemne uczucie ulgi, które jednak szybko zniknęło.
Amelia rozejrzała się po ulicy stwierdzając, iż tłok robi się coraz większy, a zatem większe ryzyko iż nie uda jej się dowieść do domu zakup w takim stanie, jakim go dostała. Nie ważne, że udało jej się wszystko to znaleźć w bardzo korzystnej dla niej cenie - żadne pieniądze przeznaczone na nic nie sprawiały radości. A ona dużo czasu poświęca, by wychodzić na swoje i przy tym móc dalej się rozwijać.
Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu małej uliczki z jak najmniejszą liczbą mugoli. W godzinach szczytu okazało się to być dość trudne, jednak w końcu trafiła do celu. Potem pozostało jej już tylko wyciągnąć nad ulicę rękę w której trzymała różdżkę. Na efekty nie musiała długo czekać.
Obserwowała jak na pustej ulicy po chwili jak z pod ziemi wyrasta ogromny, fioletowy autobus, który tylko czekał aż ona wejdzie do środka, co zresztą uczyniła. Ogarnęła wnętrze spojrzeniem, by szybko zająć jedno z wolnych miejsc. Wybrała to przy oknie, chociaż nie miała możliwości obserwować konkretne rzeczy. Autobus pędził po ulicach, co jakiś czas zatrzymując się i pozwalać kolejnym osobom dołączyć do podróżujących bądź też opuścić pojazd. Jej celem był dom, jednocześnie jednak nie zależało jej na jak najszybszym dotarciu tam. Podobały jej się te podróże, chwile wytchnienia od pracy, zajęć czy też nauki. Zapominała o swoich problemach finansowych i tych chorobowych. Może dlatego droga tak długo trwała?
W pewnym momencie odwróciła wzrok od szyby, czując jak dopada ją zmęczenie. Nie chciała tutaj zasnąć, toteż skupiła się na towarzyszach podróży czy osobach wsiadających. Kilka starszych kobiet, kurczowo trzymających swoje torebki, jakiś mężczyzna kurczowo ściskającego rudego kota... Wielu ludzi, wiele historii i charakterów - to właśnie najbardziej podobało jej się w przebywaniu wśród innych. Nie lubiła rozmawiać, a obserwować, tym samym niejednokrotnie odnajdując natchnienie. Jedna myśl przeradzała się w drugą by już po chwili być kolejną...
Tak, ojciec miał rację. Amelia inaczej patrzyła na świat, lecz ta perspektywa niesamowicie jej się podobała.
A autobus kolejny raz się zatrzymał, pojedyncze osoby ich opuściły, weszła tylko jedna. Z początku wydawała się taka jak inne - nieznajomy, wchodzący tutaj w jakimś celu, mające przeróżne myśli. Anonimowy czarodziej, który już niedługo miał prawdopodobnie na zawsze zniknąć z życia Bennett. Po chwili jednak dotarło do niej, że mężczyzna nie do końca jest jednym z wielu...
Powstrzymała się przed zmarszczeniem brwi, jednak nie potrafiła odwrócić wzroku, wspominając ich ostatnie spotkanie. Było ono dość ... nietypowe, a i podobnie się zakończyło. Ciekawiło ją tylko czy dzisiaj będzie podobnie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]29.10.16 21:44
Kto mógł wiedzieć, co się stanie jutrzejszego dnia? Może wróżbici i inni szarlatani, którzy uważali, że przepowiedzą twoją przyszłość za kilka złotych monet. Jednak kto był na tyle ograniczony, by w to wierzyć? W końcu chodziło im tylko o pieniądze, a jedynym kto mógł znać to, co było, to co jest i to co miało przyjść był Bóg. I na pewno ubierał się zupełnie inaczej od tych nawiedzonych wróżek. Więc trzeba było sobie zadać to pytanie raz jeszcze. Kto mógł wiedzieć, co się stanie jutrzejszego dnia? Na pewno nie Raiden. Wciąż nieświadomy trwającej wizyty Artis u uzdrowiciela, a potem również i odwiedzin przed jego domem, razem z pewnym zadaniem dostał się na drugi koniec miasta. O blondwłosej piękności o szlachetnej krwi nie mógł zapomnieć i dalej gdzieś ta noc odbijała się w jego podświadomości, mimo że funkcjonariusz czarodziejskiej policji żył dalej i nie sądził, żeby mieli się znowu spotkać w najbliższym czasie. To że go unikała było bardziej niż pewne. W końcu ich Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów nie był taki wielki, a przez ten czas na pewno by na siebie wpadli. Ale najwidoczniej Macmillan była świetna we wtapianiu się w tłum, chociaż Raiden przecież wszędzie by ją rozpoznał. Najwidoczniej nie doceniał zdolności pani auror. Nie, żeby nie wiedział o jej wielu zaletach, ale najwidoczniej miało to być jedynie wspomnienie kilku wspólnie spędzonych godzin i nic więcej. Nie oczekiwał niczego i dobrze wiedział, że ona również. Skąd więc mógł przypuszczać, że ich relacja właśnie w tej chwili się zmieniała, chociaż nie był obecny w gabinecie Adriena Carrowa? A, no właśnie. Nie mógł.
Dlatego też zmęczony po całym dniu terenowej pracy, był zdecydowanie zbyt rozkojarzony i rozdygotany, by się teleportować. Samochód został jak zwykle niedaleko Minisiterstwa Magii, dlatego też najszybszym sposobem na dostanie się do niego był Błędny Rycerz. Bo cóż by innego? Ten środek komunikacji miejskiej był idealny i nigdy nie zawodził. Aż szkoda że Carter miał tak mało okazji, by nim podróżować. Gdy był młodszy, zdarzało się mu to częściej i miał naprawdę wiele ciekawych wspomnień związanych z tym autobusem. Wyciągnął różdżkę na drogę i zaraz pojawił się przed nim wspomniany pojazd. Policjant odczekał, aż część pasażerów wyszła na zewnątrz, rzucając słowa pożegnania do siebie nawzajem i do biletera, który był najpewniej młodszy jeszcze od Sophii. Raiden uśmiechnął się na widok znajomego fioletowego potwora, który krył jego wiele sekretów i grzeszków. Zakupił bilet i rozejrzał się za wolnym miejscem. Z początku w ogóle nie zauważył, przyglądającej mu się młodej kobiety. W końcu część pasażerów właśnie to robiła. Wyminął dwie czarownice, które patrzyły na niego intensywnie i gdy dotknął ronda kapelusza, rzucając przy tym Drogie, panie, roześmiały się i zaczęły rozmawiać między sobą. Przeszedł dalej, mijając ich siedzenia, by dojść do wolnego miejsca kawałek dalej. Równocześnie znajdował się troszkę przed znajomą nieznajomą blondynką, którą kazano mu zinfiltrować pod koniec lutego. Ale on dalej nic nie zauważył. Odchylił nieco siedzenie i oparł o nie głowę, równocześnie nasuwając na twarz kapelusz. Potrzebował chwili spokoju w tym emocjonującym dniu.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Błędny Rycerz - Page 2 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]29.10.16 22:16
W kwestii przyglądania się ludziom, Amelia z pewnością mogła siebie nazwać hipokrytką - nie lubiła gdy inni się na nią patrzyli, sama jednak uwielbiała to. W tym przypadku jednak nie robiła tego, bo bardzo chciała - coś nie pozwalało jej spuścić wzroku. Wpatrywała się więc w twarz mężczyzny, myślami wciąż analizując wcześniejsze ich spotkanie. Na szczęście przy tym nie dostrzegł, iż ktoś mu się przygląda, a przynajmniej jak na razie nie. W końcu jednak postanowiła odwrócić wzrok - chociaż usiadł, to nic nie stawało przecież na przeszkodzie, by się odwrócić do tyłu. A wolałaby, żeby tak się nie stało. Nie wiedziała jak to jest w jego przypadku, jednak sama dość szybko wyczuwała czyjeś spojrzenie, co uważała za przekleństwo. Błoga nieświadomość byłaby prawdopodobnie o wiele lepsza, niż wciąż ogarniające ją nieprzyjemne uczucie.
Poświęciła zatem uwagę innym osobom, co jakiś czas przenosząc wzrok na zaparowaną szybę. Przy tym mocniej przycisnęła do siebie torbę, starając się zminimalizować wydające się z niej dźwięki obijającego się o siebie szkła. Nie było to jednak łatwe, bo i warunki jazdy były dość... ekstremalne. Autobus pędził przed siebie, co jakiś czas natykając się na przeróżne nierówności na drodze, co jakiś czas gwałtownie też hamując. I chociaż udało jej się przyzwyczaić do tego sposobu podróżowania, to wciąż było to dość nieprzyjemne. Najbardziej współczuła tym, którzy jechali po raz pierwszy. Ona sama wówczas była iście przerażona tym co się dzieje w pojeździe i dziękowała sobie w duchu, iż nie zabrała ze sobą swojego obrazu, jak wtedy planowała.
Nagle cicho syknęła, czując nieprzyjemne ukłucie w tylnej części głowy. Automatycznie jej ręka powędrowała w tył głowy, chcąc wybadać miejsce. Nie minęło dużo czasu by znowu poczuć coś podobnego, jednakże tym razem zabolała ją ręka. Odwróciła się do tyłu, marszcząc czoło. Po chwili jej spojrzenie zetknęło się ze spojrzeniem małego chłopca - sprawdzę wszystkiego. W ręku trzymał małą niepozorną słomkę, którą prawdopodobnie wystrzeliwał swoje małe pociski. Posłała mu piorunujące spojrzenie, jednak ten odnalazł sobie już inną ofiarę. Właśnie w nią celował, by po sekundzie wydmuchać pocisk prosto w głowę kogoś z przodu. Naturalnie nie skończyło się na jednym ostrzale. Blondynka czuła jak powoli puszczają jej nerwy - nienawidziła podobnych zachowań i nie miała skrupułów zwrócić małemu łobuzowi uwagę nawet przy jego rodzicach. Tych jednak tutaj nie było, a ona po chwili zirytowana ciągłymi pociskami podeszła do chłopca i wyrwała mu słomkę. Ten gwałtowny ruch wiele ją kosztował - zapomniała o torbie, która spadła z siedzenia. Po chwili zaczęła turlać się do przodu, a ona poczuła jak w środku dopada ją nieprzyjemne uczucie paniki.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]29.10.16 22:52
Zabawne. Bo przecież to jego zadaniem było obserwacja ludzi. Raiden zawsze pozostawał tym w cieniu. Nie kimś, kogo się obserwowało. Może jedynie zmieniała się ta rola, gdy znajdował się wśród kobiet. Przecież doskonale wiedział jak działał na większość przedstawicielek płci pięknej i nie musiały mu o tym mówić mama, Sophia czy kuzynki. Już jako niemowlak podbijał ich serca i wystarczyło, że podniósł rękę, a one już mdlały. Najwidoczniej dalej mu to pozostało i było mu z tym faktem bardzo dobrze. Czasem wystarczyło spojrzenie, a gdy poświęcał jakiejś uwagę... No, cóż. Można było powiedzieć, że takich słabostek miał naprawdę bardzo wiele. Chociaż jedna dłuższa wcale nie skończyła się najlepiej, ale Raiden nauczył się już z tym żyć, bo przecież nie można było ciągle wracać i rozdrapywać starych ran. Nie był typem użalającym się nad sobą. W końcu mężczyzna powinien umieć sobie poradzić ze stratą i bólem. Nie był kobietą, żeby się rozklejać. Zresztą minęło od tego trochę czasu. Jak widać nauczył się z tym żyć i nie zardzewiał z tego powodu. Ciągle czuł mrowienie, gdy Artis przejeżdżała mu dłonią we włosach. Oh, słodka Wenus. Chyba trzeba było się rozejrzeć za czymś silniej przyciągającym jego myśli w wolnych chwilach. Bo teraz na pewno nie była to praca.
Już przysypiał. Dość łatwo dawał się zabrać ramionom Morfeusza i odlecieć razem z nim do krainy snów, a do tego kołysanie i dość głośne odgłosy czarodziejskiej maszyny zaczynały pomagać mu w straceniu kontaktu z rzeczywistością. Nasunięty na oczy kapelusz i zimna szyba po boku również stanowiły tego część, chociaż niektórzy pewnie by się zdziwili, że tak szybko można zasnąć. Ale spróbowaliby wymagającej pracy egzekutora prawa lub wcześniej brygadzisty, a również mieliby twardy sen. Jednak i teraz życie go zaskoczyło. Podskoczył na dźwięk upadającej torby z fiolkami, a później doszedł go również głos zezłoszczonego dzieciaka. Raiden podniósł się, przesuwając kapelusz jak najbardziej na tył głowy i obrócił się w poszukiwaniu źródła zamieszania. Zauważył z tyłu znajomą kobietę i jakiegoś chłopca, jednak nie miał czasu na zastanawianie się, bo między jego nogami przemknęła jedna szklana buteleczka, a jej śladem pognał tuzin innych. Nie zastanawiając się długo, Carter wyciągnął różdżkę i przywołał cały ten bałagan do siebie. Zaklęcie pomimo otumanienia wyszło mu tak znakomicie, że torba wystrzeliła w jego stronę i wbiła w siedzenie, a on zdążył ją jedynie otworzyć, by wpuścić śmigające fiolki. Wszystko trwało dosłownie moment, ale w końcu przełknął ślinę i podniósł się, by przejść na tyły autobusu do stojącej dziewczyny i dzieciaka.
- To chyba pani, panno Bennett - rzucił w jej stronę, stając przed nią i patrząc na nią z góry. Sięgała mu ledwie do podbródka przez co niemal przypominała zagubioną dziewczynkę. Jedynie spojrzenie mówiło inaczej. Uprzedzając jej pytanie o nazwisko, wyjaśnił:
- Napis na torbie. I chyba jest mi pani to winna po ostatnim spotkaniu, prawda?


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Błędny Rycerz - Page 2 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]29.10.16 23:33
Ostatnimi czasy zdecydowanie za często narażona była na stres. Jakby ktoś tam u góry chciał aby w końcu umarła na zawał lub z rozpaczy. Jak dotąd wielokrotnie jej dorobek twórczy czy cokolwiek związanego z pracą było narażone na niezwykle poważne uszkodzenia i chociaż jak dotąd miała szczęście do wybawicieli, to przecież w końcu bohaterów może zabraknąć.
Tym razem jednak nie zabrakło kogoś, kto wybawił jej torbę wraz z zawartością przed niechybnym zniszczeniem. Widząc jak wszystkie cenne rzeczy zostały uratowane, poczuła niewymowne szczęście, które szybko zmieszało się ze złością. Na ułamek sekundy przeniosła z powrotem wzrok na sprawcę całego wypadku - małego chłopca, który ze złością w oczach patrzył na słomkę trzymaną przez nią w ręku. Skąd brały się takie dzieci? Nie wiedziała, a przez sposób w jaki ją wychowano nie potrafiła zrozumieć tak bezczelnego zachowania ze strony dziecka. Nigdy w życiu nie zrobiłaby czegoś takiego, jednak taki był świat - ludzie nie byli tacy sami, każdy miał inne priorytety, charaktery, inną moralność... I nic nie mogła na to poradzić.
-Dziękuję bardzo - odpowiedziała, odwracając wzrok w stronę wybawcy jej skromnego dobytku. Dopiero wówczas dotarła do niej tożsamość owego bohatera - to sprawiło, iż Amelia w pewnym momencie poczuła zaskoczenie, które jednak zniknęło. Czego się mogła spodziewać, przecież los jest przekorny. - Rzeczywiście, możliwe iż niefortunnie to wtedy wyszło...
Na chwilę zapadła cisza, którą przerwał chłopiec głośno domagając się swojej własności. Wówczas to blondynka odwróciła się do niego. Wyciągnęła w jego stronę rękę z jego własnością, jednakże gdy ten ją złapał, nie puściła.
- Nie radzę Ci stwarzać sobie wrogów, zachowywać się w taki sposób. Bo wtedy w przyszłości ludzie wciąż będą cię pamiętali jako plujka z autobusu i uwierz mi, że odpłacą Ci się o wiele gorzej. Co najmniej oplują Cię na śmierć... - po tych słowach puściła zabawkę.
Jej wzrok z powrotem padł na mężczyznę.
- Amelia Bennett - przedstawiła się, po chwili wyciągając w jego stronę drobną, bladą dłoń.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]30.10.16 1:51
Raiden wyczekiwał tego sobotniego wieczora. Głównie dlatego że po ciężkim tygodniu harówki, czekał go wolny dzień! Cały i przeznaczony tylko dla niego. Dawno takiego nie miał i zamierzał się nim rozkoszować tak długo jak się dało. Chodziło mu jedynie o to żeby się wyspać, porządnie najeść i znowu wrócić do łóżka. Tak jak kiedyś za dawnych czasów, gdy był nastolatkiem i w wakacje spędzał godziny na leniuchowaniu. Chociaż to było regenerowanie sił! Nic innego! Żadne lenistwo, bo później zawsze pomagał rodzicom ile się dało. W końcu oni pracowali, a ktoś musiał zajmować się domem jak i małą rudowłosą Sophią. Już jako dwunastolatek musiał się nauczyć podstawowych zajęć dbania o siebie i siostrzyczkę. Marlene i William często nie mieli wyboru i musieli ich zostawiać, ale wiedzieli, że zostawiają swój dobytek w dobrych rękach małego Raidena.
Co ciekawe teraz też tak było. Rodziców nie było i nie miało już być, a on został sam z Sofi. I chociaż nie miała pięciu lat, dbał o nią. Nie było to proste, ale znowu musieli się nauczyć żyć obok siebie i wspólnie. Nie oddzielnie. Kłótnia po śmierci jej narzeczonego rozdzieliła ich na długi czas, ale nic nie trwa przecież wiecznie. A przynajmniej Raiden w to wierzył i zamierzał się tego trzymać, póki starczy mu sił.
- Nie ma sprawy. Każdy by tak postąpił, gdyby nie spali - odparł lekko, rozglądając się po autobusie. Faktycznie. Większość czarodziejów nawet nie chrapnęła głośniej, gdy torba spadła na ziemię. Gdy ta odwróciła się do dzieciaka, przypomniał sobie tamtą sprawę. Przecież nie była tak dawno temu. Niecały miesiąc. Jak się okazało mieli zły trop i mężczyzna okazał się owszem winnym alchemikiem, ale nie tego przestępstwa. Dzięki temu zwinęli przez przypadek oszusta, ale nie dokładnie tego o którego im chodziło. Może powinien przyjrzeć się nieco tej dziewczynie, skoro już ją spotkał? Na pewno by to nie zaszkodziło, a mogło pomóc mu się upewnić, że nie była tym, kogo szukali. Uniósł brwi na jej słowa skierowane do chłopca. Wyglądał na nieco zmieszanego i najwidoczniej szukał w nim poparcia, ale Raiden machnął mu legitymacją policyjną nad ramieniem Bennett i szybko schował, żeby nie zauważyła. Dzieciak zrobił duże oczy i uciekł na tył busu. Gdy się odwróciła, potrząsnął jej drobną dłonią, zdejmując wcześniej kapelusz. - Carter. Raiden Carter. Do usług. Nie wiem skąd się takie biorą - dodał, patrząc w ślad za chłopcem. - Mam nadzieję, że się nic nie potłukło. Chyba wyratowałem wszystko, ale nie wiem czy...
Się zachowały. Uśmiechnął się do niej. Naprawdę. Ciekawy zbieg okoliczności.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Błędny Rycerz - Page 2 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]05.11.16 22:53
Zazwyczaj nie wychylała się bardziej niż było to konieczne, nie zwracała na siebie uwagi i nie ingerowała w sprawy innych ludzi. Chłopiec jednak nie wiedzieć czemu wywołał w niej wręcz skrajnie negatywne emocje, przez co nie potrafiła nie interweniować. Na szczęście emocje stopniowo opadły, nicpoń zniknął z jej pola widzenia, a ona na powrót była sobą. A przynajmniej na tyle, na ile pozwalało jej towarzystwo mężczyzny, który przecież uratował cenną zawartość jej torebki. Bądź co bądź ale nie mogła teraz od tak zamknąć się na jakikolwiek kontakt z nim i dać pochłonąć myślom, prawdopodobnie nawet nie byłaby w stanie zrobić czegoś takiego.
Słysząc jego słowa automatycznie jej wzrok powędrował ku torebce. Otworzyła ją powoli, mając nadzieję zobaczyć wszystko w nienaruszonym stanie. Delikatnie oglądała wszystko, wyciągając pojedyncze fiolki i przyglądając się im uważnie. Robiła to niesamowicie delikatnie, bojąc się że te zniszczą się od samego jej dotyku. Ostatecznie jednak udało jej się stwierdzić, iż straty były minimalne i tak na dobrą sprawę przedmioty nieco "zarysowane" można było odratować.
- Owszem, uratowałeś wszystko - powiedziała w końcu, zamykając torebkę i podnosząc na niego wzrok. - Szczerze dziękuję. Jak mogę się odwdzięczyć za fakt, iż wbrew wszystkim naokoło ty nie spałeś?
Wymownie rozejrzała się dookoła, widząc tylko pogrążone we śnie twarze. Przymknięte powieki, za którymi widzieli swój lepszy świat lub ten gorszy.
- Zazdroszczę tym, którzy potrafią bez problemu zasnąć - szczerze powiedziała po chwili. Sama nigdy tak nie potrafiła - od dziecka, podobnie jak jej tata, cierpiała na bezsenność. Nigdy nie było jej łatwo oddać się w objęcia Morfeusza nawet, gdy tego bardzo chciała. Z czasem jednak zrozumiała, iż wszystko ma swoje plusy - ona pomimo zmęczenie podczas nocnych nauk czy pracy dalej trwała, w czasie gdy inni już od kilku godzin spali. Prawdopodobnym skutkiem ubocznym były jedynie cienie pod oczami - jedyna oznaka tego jak bardzo mało sypiała.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]06.11.16 15:31
Wychowanie było głównym filarem, na którym budowało się dorastającego człowieka. Jeśli został skutecznie tego aspektu pozbawiony lub był nadwerężony oznaczało to, że taki obywatel mógł być ułomny, chociaż wcale się takim nie narodził lub może wręcz pozostawał niezdolnym do korelacji z innymi ludźmi. Dla przykładu dzieciak, który czmychnął na tyły autobusu zrobił to nie z poczucia winy lub skruchy. Po prostu widział dwójkę dorosłych którzy mogli mu fizycznie zagrozić.
Ponownie skupił się na dziewczynie przed sobą, która szybko sprawdzała zawartość torebki. Wprawne oko policjanta Raidena nie wyłapało nic podejrzanego. Każda fiolka była opisana, jednak nie posiadała niczego zabronionego lub ciężko dostępnego, co mogłoby go nastawić na ponowne podjęcie kroków w sprawię nielegalnego rozprowadzania substancji między młodymi czarodziejami.
- Oh, nie tylko ja nie spałem. Te dwie urocze panie z przodu też - rzucił z uśmiechem, obracając się w stronę wspomnianych kobiet. Musiał przyznać, że brunetka naprawdę potrafiła przyciągać spojrzenie. Co ciekawe może powinien do niej podejść? W końcu wydawała mu się dziwnie znajoma... Ale skąd? Tego nie wiedział. Jednak jego uwagę odwróciła ponownie uwaga o odwdzięczeniu się. Carter machnął ręką. Wyjrzał przez okno, by zobaczyć co znajdowało się za szybą i stwierdził, że był blisko celu. Dlatego też wpadł mu do głowy pewien pomysł. - Zaraz jest mój przystanek. Znasz jakieś dobre miejsce, gdzie można pójść na szybką kawę? - spytał, patrząc uważnie na pannę Bennett. - Oczywiście jeśli nie udajesz się nigdzie dalej - dodał, zerkając jej przez ramię na patrzącego na nich wciąż wkurzającego dzieciaka. Widząc wzrok Raidena, szybko schował się za siedzeniem.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Błędny Rycerz - Page 2 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]17.11.16 23:37
Nie bez powodu większość ludzi dbało o pierwsze, dobre wrażenie. Chociaż wielu mówiło, iż pozory mylą i nie powinno się pochopnie kogoś osądzać, to było to jednak wpisane w ludzką naturę. Każdy ma jakieś zdanie na temat drugiej osoby zazwyczaj już po pierwszym kontakcie (prawdopodobne pozostałości po zwierzęcych instynktach) i nie sposób go od tak zignorować. Widząc zainteresowanie mężczyzny siedzącymi przed nimi kobietami, nie potrafiła powstrzymać przewrócenia oczami. Jej początkowe domysły (a przynajmniej ich część) właśnie zostały potwierdzone, co jednak wywołało w niej jedynie poczucie swoistej przewidywalności takowej sytuacji. Pomimo otwartych zmysłów, w końcu była artystką i takowe musiała posiadać, to czasami zdarzało jej się myśleć dość stereotypowo. Nieprzyjemne doświadczenia z płcią przeciwną utrwaliły w jej głowie obraz mężczyzny jako tego, dla którego kontakt z kobietą jakkolwiek on wyglądał, był jak narkotyk dla narkomanów (może w nieco delikatniejszym stopniu).
- Kawę? - powtórzyła po nim, nagle wyrwana z zamyślenia. Wyjrzała za okno, chcąc mniej więcej zlokalizować swoje położenie, co przyszło jej dość łatwo. Znajdowali się właśnie w dość znajomej dla niej okolicy, ze względu na dość interesujące dla niej widoki, lubiła się tędy przechadzać. Wielu nie potrafiło zrozumieć jej zainteresowania tymże miejscem, dla niej jednak wydawało się mieć swoisty urok, a przy tym posiadać dość interesujące miejsca.
- Niedaleko nas znajduje się piekarnia wraz z czekoladziarnią - oznajmiła po chwili zastanowienia.- Nie wiem jak kawa, ale czekoladę mają dobrą.
Czy udawała się gdzieś dalej? Naturalnie - jej przystanek nie znajdował się na tej ulicy. Powiedziała jednak, że chciałaby się odwdzięczyć i to też chciała uczynić.

|ztx2
Gość
Anonymous
Gość
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]06.12.16 21:49
/20 marca (wieczór)

W swoim życiu zdarzyło jej się podróżować Błędnym Rycerzem tylko kilka razy. Zawsze wolała inne środki transportu, bo wydawały się jej w jakiś sposób bezpieczniejsze. Odkąd zdała egzamin teleportacyjny i nie musiała już przejmować się brakiem proszku fiuu, wyrzuciła z głowy wszelkie inne sposoby podróżowania. Dzisiejszy dzień był sprowadzeniem na ziemię. Kiedy rano postanowiła wybrać się na Pokątną, a skończyło się to teleportacyjną czkawką wiedziała, że przez najbliższy czas po prostu nie będzie w stanie przenieść się z miejsca na miejsce. Nie dlatego, że bała się powtórki z rozrywki. Zdecydowanie dlatego, że każda komórka jej ciała krzyczała, że nie uda jej się zebrać w sobie na tyle by po prostu skoczyć. Ponoć małe porażki nie powinny nas blokować. Niby robiła to przez lata i nigdy nic podobnego jej nie spotkała. Niby… ale jednak tego dnia miała zamiar sobie po prostu odpuścić. Wracając z Pokątnej postanowiła jednocześnie powrócić do korzeni i wybrać Błędnego Rycerza. Pierwsza myśl z jaką się skonfrontowała to fakt, że w ogóle nie mogła sobie przypomnieć dlaczego tego miejsca wcześniej nie lubiła. Ładny autobus, przyjemne dźwięki muzyki, pierwszorzędna obsługa i ku jej zdziwieniu mało poruszających się tym wspaniałym środkiem komunikacji czarodziei. Wszystko wróciło, kiedy ruszyli. Peony w ostatniej chwili złapała się barierki. Mężczyzna z obsługi, który utkwił wzrok w planie podróży zapytał jeszcze raz gdzie chce Peony wysiąść. - Dolina… - zaczęła mówić, ale nie zdążyła. W tym samym momencie mężczyzna opierający się jeszcze przed chwilą o ścianę autobusu niedaleko niej pod wpływem ostrego zakrętu wpadł na trzymającą się barierki szatynkę. Kobieta przez niespodziewany atak i siłę z jaką uderzył w nią mężczyzna przeleciała przez pół autobusu zatrzymując się na szklanych drzwiach. Odwróciła się prędko spoglądając na mężczyznę spod przymrużonych oczu. - Mógłby Pan trochę uważać? Tylko odrobinę… tylko tyle by nie wpadać na ludzi w pędzącym autobusie. - odparła łapiąc się szybko kolejnej barierki. Co to w ogóle miało być? Jak nie teleportacyjna czkawka to mężczyzna popychający ją przez cały autobus. Pijany czy co?


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]06.12.16 22:33
Muzyczka!

Franz działał czasem pod prąd. Na przekór wszystkiemu, wbrew trendom, nowościom, choć nie był zasiedziałym dziadygą. Lubił lub przyzwyczaił się mieć pod górkę, tym razem korzystając z górki zwanej Błędnym Rycerzem. Może sentyment? Może ironiczne nawiązanie do własnej błędności? Jakkolwiek by nie było, mknąc ulicami Londynu podjął się śmiałego czynu zmiany miejsca w autobusie.
Akurat leciał Elvis Presley, a Franz nie mógł nadziwić się temu jak niektórzy czarodzieje zapierają się przed popkulturą nowych czasów. Może za jakiś czas zmieni zdanie, ale w chwili obecnej, kiedy Król Rock 'n' Rolla'a brzęczał mu w głowie zaczynając nową, całkiem uroczą jak można się było spodziewać, piosenkę nogi rwały się do tańca.
Kolega z Missisipi czarował głosem, po raz kolejny wyśpiewując refren, kiedy autobus wykonał tak zrywny i nagły manewr, że nieświadom niebezpieczeństwa upadku Westling poleciał jak ryba wypuszczona na wolność, w kierunku przeciwnym do zakrętu. Szczęście ani on, ani poszkodowana, którą stratował nie wypadli za burtę Błędnego Rycerza.
- Baby, if I made you mad for something I might have said, please, let's forget the past... - śpiewał Presley.
Franz zaśmiał się głupkowato, zbiegu okoliczności nie zauważając, mimo to cały pokorniuchny, lekko zmieszany podtrzymywał nieznajomą za łokieć próbując się w ten sposób zreflektować za nieuwagę.
- Przepraszam najmocniej - jak na dżentelmena przystało pomógł Peony w pewien sposób uporać się z przejściem do dalszej części autobusu. - ale to pani wina. - powiedział wciąż z tym samym uśmiechem, przykrytym zmarszczonymi w dziwnym niepokoju, brwiami.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]06.12.16 23:20
To nie był jej najlepszy dzień. Zdecydowanie jeden z gorszych w ostatnim czasie. W końcu jak nie czkawka teleportacyjna to jeszcze inne szaleństwo, do którego Peony zwyczajnie nie miała teraz głowy. Jutro jej syn miał urodziny, a ona już dawno powinna być w domu, bo w końcu zostawianie go zbyt długo pod opieką dziadków było niebezpieczne. Każdy ma swoje słabości. W tym momencie jednak wypadło jej to z głowy kompletnie. Odsunęła się chcąc przejść na drugi koniec autobusu, usiąść i poczekać na odpowiedni przystanek. Bo przecież są takie dni, które trzeba przeczekać. To miejsce przypomniało jej dlaczego nie lubiła tego typu transportu. Może nie tyle miejsce, co właśnie ta sytuacja? Słysząc słowa mężczyzny i szeroki uśmiech rozchodzący się po jego całej twarzy przystanęła unosząc zdezorientowana brew. - Słucham? - zapytała chwytając się barierki i pewnie stając na nogach odsuwając się od jego dłoni. - Jak to moja? - dodała nadal nie rozumiejąc. Uśmiechnięty mężczyzna musiał być albo pijany, albo szalony. A może jedno i drugie? W końcu było to miejsce idealne dla zagubionych czarodziei. Mężczyzna wyglądał na trochę… bardziej pogubionego skoro myślał, że to jej wina. - Przecież to Pan na mnie wpadł. I to z impetem. I… mógł Pan po prostu uważać. -  w jej słowach nie było złości czy protekcjonalności. Czysta irytacja chociaż ona rzadko się irytowała. W końcu nie wyglądała na taką, która lubi irytować się na obcych ludzi czy też w ogóle wytykać im popełnione błędy. Teraz jednak wiedziała, że ma racje. Nie wpada się na człowieka, a kiedy to się robi zwykłe przepraszam zdecydowanie wystarczy. Bez przenoszenia winy. Pewnie gdyby to był inny dzień dziewczyna parsknęłaby śmiechem myśląc, że trafiła na niegroźnego wariata. Teraz nie śmiech, a ciekawość zwyciężyła.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Błędny Rycerz [odnośnik]07.12.16 1:10
W przypadkach takich jak ten, kobiety dzieliły się z reguły na dwa rodzaje. Tak mu się przynajmniej wydawało. Jedne olewały sprawę, drugie dawały delikwentowi w twarz. Pod żadnym pozorem nie należało jednak uogólniać interpretacji, okoliczności były, lekko mówiąc, niesprzyjające.
- No jak to? - polazł za nią. Elvis przyśpiewywał pokrzepiająco. Z twarzy Francisa zniknęło chwilowe zaniepokojenie. Nie mógł się powstrzymać przed szerokim uśmiechem, przyczepił się do Peony jak rzep do psiego ogona, spoglądając tylko co chwilę w bok, bo co rusz kogoś trącał. Autobus nie zważał na nic, kołysali się więc w rytmie kojącego nerwy głosu. Nie dla wszystkich ten miód dla uszu i duszy!
- Byłem wstrząśnięty. - powtórzył kiedy znaleźli się w miejscu w miarę stabilnym. Cokolwiek o nim myślała, on się domyślał. Ten człowiek ma nierówno pod sufitem!
Z oczu Westlinga biła młodzieńcza pewność siebie, choć twarz sprószoną miał znakiem czasu, choćby przez zapach dobrze dobranej wody kolońskiej na nową modłę, zmarszczki uśmiechniętych oczu, niewielką ranę tuż przy końcu żuchwy gdzie mięśnie spinają się najmocniej na żwaczu - pewnikiem zaciął się dziś rano przy goleniu.
- Ale to pani wina. Nie mam w zwyczaju na nikogo wpadać, staram się ten proces ograniczać do minimum, choć w przypadkach takich jak ten - przerwał, zakręcili znowu, ale tym razem Franz był przygotowany. Przytrzymał się mocniej barierki. - wpadać na tak urocze istoty to w pewnym sensie miłe doświadczenie. Niech pani nie będzie dla mnie taka okrutna. - Ostatnie zdanie powtórzył za Presleyem. Piosenka powoli się kończyła ustępując innym rytmom.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 2 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Błędny Rycerz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach