Wydarzenia


Ekipa forum
Korytarz
AutorWiadomość
Korytarz [odnośnik]25.04.23 22:57
First topic message reminder :

Korytarz

Drzwi wejściowe znajdujące się na końcu korytarza, posiadają duże, witrażowe szyby, które przepuszczają do pomieszczenia kolorowe refleksy światła. Zielone ściany są ciemne i głębokie, a ich gładka powierzchnia jest lekko połyskująca w świetle żyrandola. Belki stropowe, wykonane z ciemnego drewna mają ozdobne i skomplikowane żłobienia. Podłoga wykonana jest z surowego, ciemnego kamienia, który jest szorstki i chropowaty pod stopami. W korytarzu znajdują się również długie, drewniane ławki. Na ścianach znajdują się obrazy przedstawiające krajobrazy hrabstwa. Kwiaty w ciemnych, metalowych wazonach, są rozmieszczone w różnych miejscach, dodając pomieszczeniu koloru.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Korytarz [odnośnik]25.02.24 18:53
Szczerze powiedziawszy chyba nigdy specjalnie nie uznawałem mieszkania na Nokturnie za swój dom. Owszem, nazywałem go tak, bo w końcu mieszkałem tam od urodzenia, jednak pomimo jedynej bliskiej mi osoby w nim mieszkającej nigdy nie czułem się tam na miejscu. Gdy przebywał tam mój ojciec, wiedziałem, że nie jestem tam mile widziany. W młodości najlepiej czułem się w szkole, a kiedy ją skończyłem i wyjechałem, łatwiej było mi nazwać domem miejsca, w których mieszkałem później niż miejsce, w którym się wychowałem. Teraz jednak było inaczej. Odkąd zamieszkałem z kuzynostwem, słowo „dom” nabrało dla mnie kompletnie innego znaczenia niż w przeszłości. Chciałem tu wracać po całym dniu spędzonym poza nim, odnajdywałem spokój w murach Warowni, potrafiłem zrelaksować się nawet kiedy myśli co chwilę sięgały do projektów i zadań, które jeszcze zostały do wykonania. To była naprawdę miła odmiana, zwłaszcza, że moja obecność nie była napiętnowana bólem i złością. Wiedziałem, że jestem mile widziany w progach tego domostwa i nie muszę się obawiać niczego ze strony innych domowników, czego nie mogłem powiedzieć o poprzednim miejscu zamieszkania. Nadal nie rozumiałem dlaczego babcia uparła się by tam zostać. Naturalnie nic jej tam nie groziło, jednak nie odpowiadało mi, że mieszkała tam sama. Nie mogła liczyć na pomoc ojca, a ja byłem za daleko. Wielokrotnie odmawiała mi przeprowadzenia się do Przeklętej Warowni jednak nie zmierzałem się zaprzestać namawiania. Może w końcu, żeby w końcu mieć święty spokój się zgodzi. Naprawdę na to liczyłem.
- Wydaje mi się, że sztuka nie jest dla wszystkich. Niektórzy po prostu nie potrafią odpuścić, nawet jeśli twierdzą, że to zrobili. - odparłem spokojnie jej słowa kobiety lekko przy tym kiwając głową.
Kiedyś sam należałem do tej kategorii. Zarywałem całe noce, poświęcając je na naukę i pogłębianie swojej wiedzy, co potem skutkowało tym, że byłem wiecznie zmęczony. Nadal jednak odmawiałem odpoczynku na rzecz pracy i wykonywania poleconych mi zadań. Dopiero moment, kiedy zacząłem przez zmęczenie popełniać najprostsze błędy sprawiły, że poszedłem po rozum do głowy. Tak jak powiedziała Lucinda, odpoczynek był sztuką, którą wcale nie łatwo było opanować.
- Szczerze powiedziawszy artefakty nigdy nie znajdowały się w moim kręgu zainteresowań. Nie zmienia to jednak faktu, że niektóre przyrządy, uznawane za artefakty, mają naprawdę fascynującą budowę. Jeśli kiedykolwiek trafiłby mi w ręce takowy, na pewno z przyjemnością bym go zbadał. Kto wie, może nauczyłbym się czegoś nowego. - uśmiechnąłem się delikatnie, po czym upiłem łyk zbawiennej kawy – Staram się, to na pewno. Przez lata stworzyłem kilka ciekawych planów i projektów, które chciałbym kiedyś wprowadzić w życie. Zdaje sobie jednak sprawę z ograniczeń i wiem, że jeszcze daleka droga zanim posiądę umiejętności, które pozwolą mi na ich zrealizowanie. Chciałbym jednak by przysłużyły się one naszemu społeczeństwu i ułatwiły ludziom życie. - pokiwałem głową.
Nie kryłem się nigdy z tym, że chciałbym zostać sławnym i rozchwytywanym konstruktorem. Naprawdę lubiłem swoją pracę, gdyby tak nie było, nie spędzałbym tyle czasu na rozwijaniu swoich umiejętności i poszerzaniu wiedzy. Lubiłem czuć się potrzebny, lubiłem kiedy moje pomysły znajdowały zastosowanie w codziennym życiu.
- No cóż, najprostszym sposobem w aktualnej sytuacji jest rozbieranie zrujnowanych budynków, a pozyskany budulec wykorzystywać przy naprawie tych mniej zniszczonych. Jeśli jednak zależy nam na walorach estetycznych i chcielibyśmy, żeby budynek czy też na przykład most wyglądały dokładnie tak samo jak wcześniej, tutaj sprawa się trochę komplikuje. Trzeba wtedy mocno popracować z budulcem by dostosować go wizualnie do reszty. Wbrew pozorom runy mają szerokie zastosowanie w budownictwie, jednak jest to raptem procent tego co tak naprawdę jest potrzebne. Niestety nie wszystko da się załatwić prostymi zaklęciami. - starałem się wyjaśnić jej to najprościej jak się dało, domyślając się, że skoro pyta, sama nie koniecznie wie jak to wszystko działa.
- Tak, jesteśmy kuzynami drugiego stopnia, tak to się chyba nazywa. W każdym razie nasi ojcowie są kuzynami. - odparłem spokojnie lekko przy tym kiwając głową.
Nigdy nie byłem dobry w te klocki. Wystarczyło mi zawsze, że wiedziałem do kogo jest moim kuzynem. Chociaż z drugiej strony z Iriną też teoretycznie byliśmy kuzynostwem, chociaż dalekim, a ja nadal, pomimo zwracania się do niej po imieniu, poniekąd postrzegałem ją jako ciotkę.
Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Re: Korytarz [odnośnik]19.03.24 13:30
Rzadko spotykało się ludzi odnajdujących pasję i przyjemność w wykonywanej pracy. Częściej profesja była wynikiem przypadku lub odgórnego nakazu. Rodzice uczyli swe dzieci rzemiosła, które sami tak dobrze znali i oczekiwali, że ich pociechy przejmą po nich schedę, gdy przyjdzie na to odpowiedni moment. Nie we wszystkich domach miało to charakter nieznoszącego sprzeciwu nakazu, ale ona właśnie w takiej się wychowała i wiele krwi musiało upłynąć by była w stanie robić to o czym marzy. Inaczej sprawa wygląda, gdy człowiek zwyczajnie nie wie co chce robić w życiu i co przyniosłoby mu ewentualną przyjemność. Biorą to co zaoferuje im los i gniją w niezadowoleniu próbując dać z siebie wszystko pomimo tego, że wiedzą, iż jest to niemożliwe, bo przecież znajdują się w złym miejscu lub w złym czasie. Mitch zdawał się doskonale wiedzieć co robi i przede wszystkim fascynowało go to czym się zajmował. Widziała to w jego ruchach, słyszała w wypowiadanych słowach. Pasjonat zawsze rozpozna pasjonata. Ona o runach mogła rozmawiać godzinami, kolejne mogła poświęcić na opowieści o swoich podróżach. Nie wszystkie były miłe i przyjemne, ale budowanie też nie mogło takie być na każdym etapie. Błędy były przypisane człowiekowi tak samo jak oddychanie. Może była to też domena krukonów? Poświęcanie się własnej wizji często ze szkodą dla innych sfer życia?
- Odpuszczanie – zaśmiała się choć bez krzty wesołości. – Nie znam definicji odpuszczania, ale sądzę, że wciąż jest to dla mnie nie do osiągnięcia. Nawet teraz ciężko mi całkowicie odpuścić, wiesz? Wszyscy mówią odpocznij, skup się na sobie, złap oddech, a ja mam trudność z wysiedzeniem w jednym miejscu. Tym bardziej, że tyle się dzieje. – pokręciła głową z zdezorientowaniem i lekko wzruszyła ramionami. Właściwie nie wiedziała, dlaczego się tym dzieli. Była ostatnią osobą, która potrafiła dzielić się z innymi własnymi słabościami. Trzymała je w sobie, zakopane tak głęboko, że sama czasem miała problem z ich odnalezieniem. Tutaj jednak czuła się bezpiecznie i może właśnie to poczucie bezpieczeństwa sprawiło, że potrafiła się otworzyć przed właściwie obcymi jej ludźmi.
Nigdy nie spoglądała na artefakty pod kątem ich budowy. To zabawne jak bardzo może różnić się perspektywa. Uśmiechnęła się na tę wzmiankę. – Może, gdy to wszystko się uspokoi i wrócimy do jakiejś normalnej egzystencji, to wybiorę się na jakieś poszukiwania i wtedy będziesz mógł sprawdzić ich budowę – zaproponowała unosząc kącik ust w delikatnym uśmiechu. – W domu mam ich całkiem sporo, sądzę, że Drew również, ale wątpię by był tak wspaniałomyślny by się podzielić. – dodała nie bez kpiny w głosie. Tak mniej więcej wyglądała ich relacja. Wcale nie słodka, romantyczna, a przepełniona realizmem i kpiną.
- W świecie przelewającej się ambicji ciężko znaleźć taką prawdziwą. Widać, że faktycznie właśnie na tym ci zależy i myślę, że pewnego dnia twoje trudy zostaną docenione. Aktualna sytuacja pokazuje jak bardzo jesteś potrzebny – odparła zgodnie z prawdą. Choć nie wychodziła jeszcze na zewnątrz Przeklętej Warowni od nocy trzynastego sierpnia to sądziła, że zniszczenia są ogromne. – Więc jeśli będziesz potrzebował pomocy to pamiętaj o tym co ci mówiłam, jeśli chodzi o kwestię odpuszczania. Naprawdę zajęłabym się czymś pożytecznym. – dodała. Nie mogła pomóc w budulcach, tworzeniu mostów i odbudowie domów, ale jeśli runy tak czy inaczej czasem się przydawały to mogła zrobić cokolwiek. Wszystko by zagłuszyć te natrętne myśli. Gonitwę odbywającą się w jej głowie.
Skinęła głową, gdy potwierdził jej przepuszczenia. Musiała stworzyć sobie w głowie obraz rodziny, w której teraz przyszło jej żyć. – Pamiętam cię z Hogwartu, wiesz? – zaśmiała się odkładając kolejną stronę manuskryptu na bok. – Co właściwie myślisz o tym wszystkim? Wyobrażam sobie, że moja obecność jest tu raczej zaskoczeniem. – w jej głosie dało się wyczuć nerwowość. Może dla Drew ta sprawa była rozwiązana, nie przejmował się opinią innych osób, ale ona tak nie potrafiła. Wolała upewnić się, że dla wszystkich jest to choć w drobnej mierze komfortowa sytuacja. O to samo zresztą pytała też Irinę.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Korytarz [odnośnik]28.03.24 18:47
Nigdy w życiu nie przeszło mi przez głowę, że kiedykolwiek będę zajmował się tym co ojciec. W sumie nie wiedziałem co on tak naprawdę robi. Babka wspominała coś o handlowaniu, ale czym i gdzie, tego nigdy się nie dowiedziałem. Szczerze mówiąc też mnie to nie interesowało, nie chciałem mieć z tym człowiekiem nic do czynienia. Kiedyś podpytałem babkę o mamę, ale jedyne co się o niej dowiedziałem to to, że była bardzo zdolną alchemiczką, nic więcej. Jak widać w tym przypadku również jabłko padło daleko od jabłoni, bo jeśli chodziło o eliksiry byłem w tym beznadziejny. Ile to razy za zajęciach w szkole wysadziłem kociołek i potem szorowałem klasę to nawet nie zliczę. Cieszyłem się, że alchemia nie miała nic wspólnego z budowaniem, wtedy na pewno nic by z tego nie wyszło. A tak mogłem się bez przeszkód poświęcać temu co lubiłem, co sprawiało mi przyjemność i dawało radość. Budowanie czegoś z niczego było czymś co sprawiało, że czasami miałem wrażenie, że jestem kimś wyjątkowym, kimś kto może coś zmienić w tym świecie. Kimś kto jest przydatny, a nie tylko zbędnym i niepotrzebnym bytem w tym wielkim świecie. Wiedziałem, że moja praca jest potrzebna i ma sens.
- No to pod tym względem zdecydowanie możemy sobie przybić piątkę. - pokiwałem głową z lekkim uśmiechem – Siedzenie na tyłku również nie leży w mojej naturze. W zasadzie nie cierpię się nudzić, mówi się, że nuda to domena ludzi mało inteligentnych, a w żadnym wypadku nie postrzegam siebie, ani ciebie, za kogoś mało inteligentnego. - puściłem jej oczko dopijając zawartość swojego kubka.
Obróciłem naczynie w dłoni, po czym spojrzałem na Lucinde. Nie sądziłem mimo wszystko, że będzie taka skora do dzielenia się swoimi przemyśleniami, odkrywania swoich kart. Wydawała mi się być osoba skrytą, tajemniczą, która nie ufa nikomu. Być może faktycznie zaczynała się czuć wśród nas bezpiecznie i pewnie, a to skłoniło ją do tego by się otworzyć. To dobrze rokowało.
- No właśnie! - pokiwałem głową z rozbawieniem i oburzeniem jednocześnie – Ten cholerny sknerus nie chce się niczym podzielić. Na bank ma pełno ciekawych i skomplikowanych artefaktów, ale nie dopuszcza do tego by ktoś je zobaczył. Może specjalista od artefaktów ze mnie żaden, ale mógłby się podzielić jakby już nie stanowiły ewentualnego zagrożenia. - powiedziałem podnosząc się z krzesła, bo coś sobie w tym samym momencie uświadomiłem.
Podszedłem do barku stojącego nieopodal, po czym wyciągnąłem z niego butelkę Ognistej. W szafce znalazłem czyste szklanki, po czym wyciągnąłem dwie i postawiłem jedną przed blondynką, a drugą zawłaszczyłem dla siebie.
- Oj tak, ambicji z całą pewnością mi nie brakuje. Ale wychodzę z założenia, że to dobrze. Człowiek bez ambicji, w moim mniemaniu to człowiek nijaki. Egzystujący z dnia nadzień, podążający codziennym nurtem, nudny. Kiedy posiadasz ambicję, chcesz zrobić coś więcej i dążący ku temu jesteś ciekawy, a życie ma zdecydowanie więcej kolorów. - odparłem puszczając jej oczko, po czym napełniłem szklanki odpowiednią ilością alkoholu – Uwierz mi, z chęcią skorzystam z twojej propozycji. Kiedy to wszystko się uspokoi z przyjemnością zbadam znalezione przez ciebie artefakty. Ale nie ukrywam, że przydałaby mi się również pomoc przy poszukiwaniach przydatnych run. Runy wiążące, wzmacniające i tak dalej. Jest ich wiele, ale znaleźć te najbardziej przydatne i najsilniejsze przy tym nawale pracy to wyzwanie. - napomknąłem zerkając na nią.
Wiedziałem, że chciała czuć się potrzebna, chciała działać. Być może moja prośba o pomoc, sprawi, że zrobi jej się lepiej. Poczuje, że mimo przesiadywania w domu może zdziałać coś dobrego. A jednocześnie stworzyłoby to między nami poniekąd więź porozumienia, które dzisiaj powoli , miałem wrażenie, zaczynało się rodzić.
- Z Hogwartu? - uniosłem brew ku górze lekko zaskoczony, a po chwili na momencie się zamyśliłem.
Wiedziałem, że była ode mnie starsza. Czy nasze ścieżki przecięły się na korytarzach zamku, a może… i wtedy mnie olśniło.
- Faktycznie! No właśnie tak myślałem, że wydawałaś mi się znajoma. Byliśmy w jednym domu...co prawda ja kilka lat niżej, ale to nie ważne. - pokiwałem głową z uśmiechem unosząc lekko szklankę – Za Kurkonów. - puściłem jej oczko – Najmądrzejszych uczniów Hogwartu. - dodałem z rozbawieniem – A przy okazji możemy wypić moje zdrowie, bo właśnie sobie uświadomiłem, że dzisiaj wypada dzień moich urodzin. - zaśmiałem się cicho.
Przez to całe zamieszanie w ogóle nie patrzyłem na kalendarz. Wiecznie zajęty pracą, projektowaniem i myśleniem, kompletnie nie zdałem sobie sprawy z tego, że dzisiaj wypadał siedemnasty sierpnia. Nigdy jakoś specjalnie nie przywiązywałem uwagi do swoich urodzin. Było to dzień jak co dzień, nic specjalnego.
- O tym wszystkim? - spojrzałem na nią uważnie – Szczerze? No było to małe zaskoczenie kiedy Drew powiadomił nas o twoim przybyciu, ale fajnie jest mieć drugą kobietę w domu. Przede wszystkim inną niż Irina, ona potrafi być taka...no myślę, że już ją zdążyłaś poznać i wiesz co mam na myśli – puściłem jej znów oczko z lekkim rozbawieniem wymalowanym na twarzy - Twoja obecność tutaj jest bardzo miłą odmianą i możesz być pewna, że nikomu nie przeszkadza. Kto wie, może płci pięknej będzie w domu niedługo jeszcze więcej, jak tylko uda mi się w końcu namówić babkę na przeprowadzkę z Nokturnu. - uśmiechnąłem się lekko.
Już jakiś czas próbowałem przekonać staruszkę by porzuciła małe mieszkanie w Londynie i przeniosła się do Warowni. Byłem przekonany, że jeszcze trochę pozawracam jej głowę i w końcu dla świętego spokoju się tu przeprowadzi. I w końcu będziemy mieć w domu kucharkę z prawdziwego zdarzenia. To byłby niewymierny plus.


Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Re: Korytarz [odnośnik]21.04.24 15:06
Nie potrafiła pojąć jak z takim spokojem przychodziło funkcjonować szlachciankom w ich nienaruszalnej bańce. Nie miały obowiązków, nie interesowały się wojną, nie zajmowały głowy polityką, jeśli ta wychodziła poza kobiece kompetencje. Oczywiście nie w jej gestii było wrzucać je wszystkie do jednego worka. Wyjątki stanowiły o ogólnie przyjętej regule. Nie mogła jednak zrozumieć, dlaczego godzenie się na to wszystko przychodziło im z taka łatwością. Czy w ich codziennej dawce herbaty znajdowała się mikstura kojąca zmysły, a może oszukiwały się nawzajem udając, że to co robią ma jakiś większy i jasny cel? Wierzyła, że każdy ma prawo kierować swoim losem bez względu na to jaka nić została mu utkana. Może nie powiedziałaby tego głośno, ale dla niej samej zakrywało to o marnotrawstwo. Sama czułaby, że egzystuje, a nie żyje. W swoim życiu znajdowała się w sytuacjach, w których nałożenie na siebie maski idealnej było wymagane, ale wciąż były to zaledwie momenty. Każdy kto znał ją choć trochę wiedział, że nic nie ceni sobie bardziej prócz wolności. Teraz wszyscy powtarzali jej, że powinna odpocząć, zregenerować siły, ale wierzyła, że wciąż ma wpływ na swoje życie i gdyby dziś postanowiła opuścić te mury to zwyczajnie by to zrobiła. Blondynka uniosła kącik ust słysząc wypowiedziane przez mężczyznę słowa. – Po czym wnioskujesz, że jestem inteligentna? – zapytała z czystej ciekawości tego jak ją odbiera. Nie negowała tych słów, bowiem mądrość była dla każdego istotnie indywidualna. Wiele osób wprost określiłoby podejmowane przez nią decyzje jako głupie i nierozważne. – Niektórzy wybierają takie życie z poczucia bezpieczeństwa, wiesz? Spokojne, rozważne i nudne. Wielu uważa, że to właśnie ryzyko jest oznaką braku zdrowego rozsądku. – dodała. Po części pewnie była w tym jakaś cząstka prawdy – nie można było być całkowicie zdrowym na umyśle świadomie każdego dnia narażając własne życie.
Zwykle miała trudności z zaufaniem. Nawet z najbliższymi dzieliła się zaledwie skrawkami swojego życia, okruchem własnych myśli. Wśród członków tej rodziny czuła się jednak nazbyt dobrze. Zaufanie przychodziło jej z o wiele większą łatwością. Nie wiedziała dlaczego. Może mogła zgonić to na ofiarowany ratunek i dach nad głową, ale wdzięczność nie równała się zaufaniu, prawda? Prowadzona rozmowa zaskoczyła ją samą. Nie znali się właściwie wcale.
Zaśmiała się, kiedy nazwał Drew sknerusem. – Powie ci, że wszystkie są zagrożeniem – odparła kręcąc głową z dezaprobatą. Cóż, poznała go już wystarczająco dobrze by przewidzieć możliwe reakcje. – Z drugiej strony chyba całkiem nieźli z was indywidualiści. – nie wiedziała czy dobrze kalkuluje. Mogła być to ich cecha rodzinna, ale równie dobrze mogła być to jedynie cecha namiestnika. Doświadczenie życiowe często wymuszało na ludziach zmianę charakteru, adaptacje. Nie wiedziała, dlaczego właściwie drąży ten temat. Może pragnęła ich po prostu poznać?
Uniosła brew w pytającym geście, kiedy mężczyzna postawił przed nią pustką szklankę. Czy był właściwie moment w ciągu dnia, który był nieodpowiedni na wychylenie szklanki bursztynowego płynu? Wątpiła w to. Pokiwała głową zgadzając się z jego słowami. – Marzenie, które staje się celem – rozumiała to doskonale. Ambicję, sprzeciw wobec zasadom mającym na celu studzenie wszelkich zapędów. – Mam nadzieje, że wojna i kataklizm nie zmienią twoich planów na zapisanie się w historii. – odparła uśmiechając się przy tym. Codzienność potrafiła zabijać fantazje. Zaśmiała się na złożoną propozycję. – Litujesz się nad mym marnym losem? – zapytała z lekkim przekąsem i machnęła dłonią. – Nieważne motywacje. Bardzo chętnie pomogę. – dodała. Wierzyła, że mężczyzna tak czy inaczej poradziłby sobie bez jej ingerencji, ale po części chciała znów poczuć się potrzebna. Nie posiadała wspomnień z ostatnich lat, jedynie migawki, ale czuła w kościach, że to właśnie motywowało ją w wielu kwestiach. Bycie potrzebną, bycie przydatną.
Blondynka uniosła szklankę zaraz za mężczyzną i już miała upić łyk, gdy dotarły do niej wypowiedziane przez mężczyznę słowa. – Masz dziś urodziny? – zapytała z lekkim zaskoczeniem. Sama nigdy nie przywiązywała mocno wagi do celebracji tego dnia, ale wiedziała, że dla wielu jest to okazja do świętowania. Nie wiedziała co powiedzieć. – Czego więc powinnam ci życzyć? O czym marzysz? – zapytała z uśmiechem zanim jakiekolwiek czcze pragnienia opuściły jej usta. – Nie macie w zwyczaju świętować urodzin? A może wolisz celebrować je w samotności? – upiła łyk, ale nie odstawiła szklanki
Skinęła głową na kolejne słowa mężczyzny. Podejrzewała, że Drew raczej nie bawił się w przygotowywanie rodziny na jej przybycie. Może sam nie był pewny czy to wszystko się powiedzie? Zaśmiała się. – Taka czyli jaka? – zapytała ciekawa opinii mężczyzny na temat ciotki. Odkąd się poznały ta właściwie pokazała jej się głównie z tej dobrej i rozsądnej strony. Nawet w Opuszczonym Teatrze. Sądziła jednak, że Mitch może mieć całkowicie inne doświadczenia. – Nie chce się przeprowadzić? – zapytała, ale wcale nie była tym zaskoczona. – Kiedyś usłyszałam, że starych drzew się nie przesadza. Nie zrozum mnie źle, nie chodzi o to, że krytykuje wiek twojej babki, ale bardziej o to, że kiedy człowiek zapuści korzenie, to później ciężko mu wyobrazić sobie życie w innym miejscu. Często, kiedy nawet podejmuje decyzje o przeprowadzce, to później na tym cierpi. Może daje jej to poczucie bezpieczeństwa? – uniosła brew w pytającym geście.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Korytarz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach