Wydarzenia


Ekipa forum
Cardan Travers
AutorWiadomość
Cardan Travers [odnośnik]28.06.23 8:53

Cardan Travers

Data urodzenia: 15 czerwca 1930 r.
Nazwisko matki: Lestrange
Miejsce zamieszkania: Corbenic castle, Norfolk
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: handlarz magicznymi artefaktami, podróżnik, korsarz pływający pod banderą Traversów
Wzrost: 183 cm
Waga: 78 kg
Kolor włosów: blond, poprzetykany ciemniejszymi i jaśniejszymi kosmykami wypalonymi przez promienie słońca
Kolor oczu: błękitne
Znaki szczególne: mocno zarysowana szczęka; muskularna, wysoka  sylwetka; skóra muśnięta morskim słońcem. Mniejsze i większe blizny po bójkach, o których nie mówi; ślad po źle zrośniętym, złamanym nosie. Za Cardanem unosi się zapach morskiego wiatru, który miesza się z korzennymi nutami używanej przez niego wody kolońskiej.


Do snu kołysały go miarowe uderzenia fal. Jedyna stała w jego życiu; punkt zaczepienia, który istniał od zawsze i na zawsze; źródło jego nieskończonego spokoju i kotwica, dzięki której nieprzyjazne wody nie porwały go zdradzieckim prądem, zwodząc na manowce. Towarzyszył mu całe dotychczasowe życie, od momentu zaczerpnięcia pierwszego oddechu i - jak ma szczerą nadzieję - będzie mu towarzyszyć do samego końca, niezależnie od tego, kiedy i jak miałby nadejść. Nawet jeżeli wyjątkowo niespieszno było mu na drugi świat.


Był skórą zdjętą ze swej matki; na świat patrzył oczyma błękitnymi jak bławatki, a burza jasnych loków i rumiana buzia sprawiały, że większość przewinień wieku dziecięcego uchodziła mu na sucho. Nie do końca podobało się to ojcu; twarde zamierzenia traversowskiego wychowania zaklęte w dłoniach rodziciela nieustannie krążyły gdzieś nad głową Cardana, upominając się o wyegzekwowanie od syna rodowych oczekiwań. Jego ojciec był jednym z niewielu będących w stanie bez trudu przejrzeć przędzone przez syna piękne słowa, które od najmłodszych lat zjednywały młodemu Traversowi ludzi. Jego obawy o to, że syn okaże się zbyt podobny do matki, okazały się jednak płonne. Krew Traversów i tak doszła do głosu.
Jego pierwsze wspomnienia dotyczą morza; towarzyszyło mu zawsze, od kiedy tylko po raz pierwszy z ekscytacją postawił nogę na pokładzie statku. Ojciec dbał o to, by syn wychowywał się jak na rodowitego Traversa przystało, więc pod pilnym okiem doświadczonych korsarzy Cardan wprawiał się w żeglarskim fachu, oprócz praktycznych umiejętności chłonąc także (z czego ojciec pewnie nie byłby szczególnie zadowolony), podszeptywane w kajutach legendy, przekleństwa i zwyczaje. Tam też najlepiej się czuł, pomiędzy marynarzami, nawet jeżeli nie wolno było mu towarzyszyć w prawdziwych, długich wyprawach morskich. W trakcie lekcji etyki, heraldyki, historii magii czy języka trytońskiego pod czujnym okiem matki, tęsknie wyglądał za okna Corbenic, marząc by poczuć powiew morskiej bryzy na umęczonej nauką twarzy. Pewnym kompromisem były aktywności na powietrzu, zwłaszcza pływanie w zdradliwych, morskich wodach w pobliżu rodowego zamku; szermierka szła mu całkiem nie najgorzej, choć ni w ząb nie potrafił jeździć konno. 
Tłumaczył żartobliwie, że ma na to za miękki, szlachecki zadek.


Nikogo specjalnie nie zdziwiło, gdy tiara przydziału wykrzyknęła Slytherin jeszcze zanim dotknęła czubka jego jasnej głowy. Kształtujący się dopiero charakter, ambicja, a przede wszystkim poglądy wyssane z mlekiem matki, wzmocnione ojcowską ręką, z pewnością nie znalazłyby dla siebie miejsca w innym domu. Mimo to nie epatował specjalnie swoją niechęcią do mugolskiej krwi, dość wygodnie ignorując istnienie tych, w których żyłach płynęła. Ostentacyjna wrogość wobec nich wydawała mu się zbędnym marnotrawieniem cennej energii, którą mógł przecież spożytkować w inny sposób.
W Hogwarcie brakowało mu morza; wsłuchiwał się w raptem jego namiastkę, zamkniętą w podarowanej mu przez matkę pierwszego dnia szkoły muszli. Popołudniami wymykał się, żeby popływać w jeziorze na zamkowych błoniach, tęskniąc za bezkresem wód wokół Corbenic i dalekim echem fal rozbijających się o burty rodowych okrętów. To właśnie nad tym jeziorem spędzał większość wolnego czasu, czy to odrabiając zadania domowe z eliksirów (których zresztą nie był fanem), próbując z przyjaciółmi wywabić z otchłani wody olbrzymią kałamarnicę, czy przeżywając swoje pierwsze miłosne podboje, których mu raczej nie brakowało. Nie należał do grona prymusów, tak jak niezbyt interesował się Quidditchem, ale w szkole radził sobie całkiem przyzwoicie, zwłaszcza na tych obszarach które miały mu pomóc w przyszłości stać się kapitanem własnego okrętu. Czytał mapę nieba z równą uwagą, co te papierowe; pochłaniał księgi traktujące o magicznych artefaktach i legendach, czując pod skórą mrowienie ekscytacji. Zajmowała go historia magii; sam również chciał się zapisać na jej kartach; odkryć coś, co okryje ich nazwisko jeszcze większą chwałą, co ich wzbogaci i umocni ich pozycję. Chciał, żeby ojciec był dumny; pragnął zdobywać, szukać, posiadać. Wszelkie mankamenty i braki w umiejętnościach nadrabiał sztuką oratorstwa i poczuciem humoru, co zapewniło mu wpierw przepustkę do Klubu Ślimaka, a w późniejszym czasie również odznakę prefekta. W odróżnieniu od swojego brata, którego gorączkowe zapędy przychodziło mu czasem ochłodzić, wychodził z założenia, że każdy konflikt da się ukrócić w zalążku przy pomocy odpowiedniej, słownej perswazji.


Po skończeniu szkoły z całkiem przyzwoitymi wynikami nadszedł czas na obranie dalszej ścieżki kariery zawodowej; ta rozciągała się przed Cardanem - jak mu się zdawało - jasno i klarownie. Ambicje i głód zdobywania prowadziły go na morze, a stamtąd na wody, które zapewnią mu pozyskiwanie pożądanych skarbów, zazdrośnie strzeżonych później przez całe pokolenia Traversów. Marzył o czymś wyjątkowym; szukał podań i zasięgał języka krewnych, by wytyczyć przyszłe szlaki morskie, by wzbogacić ich skarbce. Zanim to jednak nastąpiło, pilnie uczył się ekonomii, która w połączeniu z perswazją przychodzącą mu z niebywałą łatwością, miały mu w przyszłości pomóc zjednywać nawet najbardziej trudnych klientów. Garść podstępnie rzuconych pochlebstw, odrobina gry aktorskiej i szczypta kłamstwa potrafiły w negocjacjach zdziałać cuda. Podchwytywał zachowania innych kupców w trakcie podróży z ojcem; naśladował, dobierając odpowiednią maskę do osoby z którą przyszło im rozmawiać. Poczucie humoru i dystans do siebie, jaki przejawiał młodszy z braci Travers sprawiały, że wszedł w dorosłe życie niemalże arogancko, doskonale zdając sobie sprawę, że wybierając morze stawia na niepewną kartę; ogromu fal nie obchodziło to, kim był z pochodzenia. Sprawiedliwość morskiej toni zdawała się zatem niemal poetycka.


Swój salonowy debiut niewątpliwie zaliczył do udanych; wkupił się w łaski co najmniej trzech lordów, tańcząc z ich uroczymi córkami. Wszelkie predyspozycje polityczne jakie mógł wykazywać, zagłuszał jednak pęd ku przygodzie, odrobinę tylko podsycany zdrową porcją zazdrości o przepiękny okręt Manannana. Cardan rzucił się w wir wypraw morskich, zarówno u boku ojca, jak i starszego brata; z czasem zaczął się poruszać po portach niemal z wprawą prostytutki, która zawsze wiedziała, które kontakty będą najbardziej opłacalne. Popijał parszywy rum nad partyjkami kart; nauczył się oszukiwać, bić i kląć, które wody najlepiej omijać i w których miejscach zasięgnie najlepszych informacji. Handel wszedł mu w krew równie mocno, co alkohol popijany przy negocjacjach. Bezwstydnie wykorzystywał swoją niepozorność, znajdując perfekcyjne wyjście z każdej sytuacji, niejednokrotnie ratując sobie skórę garścią pięknie podanych kłamstw; urabiał nawet najbardziej opornych handlarzy rozbrajając obliczoną na efekt szczerością intencji. Odczuwał rosnące na świecie napięcie; wiedział, że prędzej czy później kłębiące się, burzowe chmury zaskoczą ich sztormem, którego nie sposób będzie ominąć. Wchodząc na pokład statku zdawał się jednak o tym na chwilę zapominać; rosnąca siatka kontaktów umożliwiała mu zdobywanie zleceń na trudno dostępne, magiczne przedmioty, które był w stanie sprowadzać; oczywiście za odpowiednie pieniądze, informacje, czy przysługi. Szczególnie upodobał sobie ciepłe wody; morze karaibskie, śródziemne, egejskie czy jońskie kusiło powabem odcieni topazu i ametystu, nęciło gorącem rozgrzewającym zmarznięte brytyjskim klimatem kości i zapewniało dostęp do niespotykanych na rodzimym rynku artefaktów, zachwycających nawet najbardziej skostniałych kupujących. Dobrze dogadywał się też z tamtejszymi kupcami, których swobodny sposób bycia odpowiadał charakterowi Traversa.


Ledwo zdążył opić swój własny trójmasztowy żaglowiec pod dumną, rodową banderą, ciesząc się z pierwszej z zaplanowanych wypraw morskich, gdy urwał się kontakt z jego starszym bratem, który wyruszył na morską wyprawę. Początkowa ambiwalencja szybko przekuła się w niepokój, gdy dni bez żadnego kontaktu z Manannanem zaczęły się niebezpiecznie wydłużać. Nie mógł znieść niepokoju matki, niewyrażonego strachu ukochanej siostry, czy napięcia ojca; decyzja o wyruszeniu na poszukiwania wydawała się jedyną właściwą. 
Wraz z dwudziestoosobową załogą wyruszyli o świcie; błękitne żagle Badb Catha rozwinęły się dumnie w pełni wschodzącego słońca. Podążali śladem starszego Traversa z nadzieją, że odnajdą go całego i zdrowego, bez względu na to, co zatrzymało go aż na tak długo; obawy o jego życie nigdy nie zostały wypowiedziane na głos, by zgodnie z żeglarską tradycją nie wykrakać najgorszego. Dziesiątego dnia żeglugi Badb Catha zboczyła z kursu na Pacyfik, jakby niesiona nieznanym prądem; kilka godzin później zatrząsała się w posadach. Chłopak  pokładowy pełniący wartę na bocianim gnieździe wykrzyknął coś o majaczącej w oddali, nieznanej wyspie, której z pewnością nie było na mapie. To, co początkowo wzięli za zupełnie nieoczekiwaną w tym miejscu mieliznę, okazało się czymś znacznie gorszym; gdy pierwsza, olbrzymia macka zmiotła z pokładu trzech członków załogi, Cardan nie do końca był w stanie zrozumieć, co się właśnie stało. Z osłupienia wyrwała go dopiero paniczna wrzawa; okrzyki kolejnych lądujących w przepastnej, morskiej czeluści marynarzy uświadomiły mu, z czym przyszło im się mierzyć.
Kraken.
Żadna legenda nie mogła równać się z tym, co zobaczył; trzask pielęgnowanych skrupulatnie desek okrętu, ustępujących pod imponującą siłą macek zwierzęcia był jednym z ostatnich dźwięków jakie usłyszał, nim pochłonął go bezkres wody. Paradoksalnie, myślą, która utorowała sobie drogę na powierzchnię świadomości było wspomnienie hogwarckiej kałamarnicy, którą tak koniecznie chciał ujrzeć; uznał to za całkiem zabawne. 
Potem było już tylko ciemno.


Obudził go trzask łamanego nosa i ból rozlewający się po czaszce; suchość w ustach i słoniznę morskiej wody zastąpił metaliczny posmak krwi. W głowie huczało; brak zrozumienia sytuacji, brak jakiejkolwiek kontroli i niemożność zasięgnięcia słów były dla niego czymś nie do pomyślenia. Odruch nakazywał sięgnąć po różdżkę, szybko zrozumiał jednak, że ta przepadła gdzieś w odmętach morskiej toni. Przepadła na zawsze.
Sam Cardan był natomiast naprzeciwko człowieka, który z pewnością nie miał dobrych zamiarów. 
Był sam naprzeciwko człowieka, który sądząc po wyglądzie, z pewnością nie był czarodziejem.
Morze okazało się najkapryśniejszą z kochanic i wyrzuciło go, jak się później okazało, na indyjskie wybrzeże. Dławiąc w gardle odruch wymiotny, z piachem w oczach, wdał się w bójkę z mugolem, a choć ledwie stał na nogach, lata wychowania pozwoliły mu tę koślawą bitkę wygrać. Nie spotkało się to z ciepłym przyjęciem mieszkańców pobliskiej wioski. Zbiegł stamtąd niczym dezerter w swojej małej wojnie, nie obracając się nawet na pobitego człowieka, którego zostawił za sobą. W głowie miał tylko jeden cel: wrócić do domu. Bez różdżki okazało się to jednak trudniejsze, niż mogłoby się wydawać; magia, coś, co uważał za pewnik, stała się nagle niedostępna.
Zbyt dumny, by zniżać się do pytania mugoli o drogę, postanowił trafić do najbliższego portu na własną rękę, a tam zastanowić się, co dalej. Tułał się długo, za przewodnika mając tylko gwiazdy; samotność i strach otuliły go szczelnie niczym wyświechtany już płaszcz, który miał na sobie. Przeważał jednak wstyd; potworny wstyd i rosnąca nienawiść do niemagicznego świata, który zgodnie zresztą z oczekiwaniami, nie potraktował go szczególnie przyjaźnie. Nie miał pojęcia, że ogrom mil dalej ktoś odnalazł na wybrzeżu podartą banderę Traversów i wysłał do Corbenic sowę; znak, że kolejny z synów przepadł jak kamień w wodę, niczym podarek złożony morskim odmętom w ofierze.
Zbyt długo był sam ze swoimi myślami; nim dotarł do portu, który stanowił pozostałości po brytyjskich koloniach, dzięki czemu roiło się tam od anglojęzycznych mugoli, upał, bezsenne noce i niedożywienie dały się mu we znaki. Kradł, kłamał, bił jeśli trzeba. Chęć do życia, chęć zagrania Śmierci na nosie były silniejsze niż słabnąca duma. Był niczym więzień na otwartej przestrzeni; więzień magii, którą mimo iż w sobie czuł, nie mógł wykorzystać. Zastanawiał się czasem, co się stało z Manannanem. Nie chciał nawet myśleć jakim ciosem musiało być kolejne zniknięcie w rodzinie. Każdy skradziony przez Cardana ze skrzyń nieostrożnych marynarzy owoc, miał posmak bezsilnego gniewu i zgniłej frustracji. Ja żyję. Nie martwcie się chciałby powiedzieć, ale brak środka komunikacji skutecznie to uniemożliwiał. W niektóre noce w jego koszmarach majaczyła tajemnicza wyspa, której nie powinno być na obranym przez nich szlaku. W tych samych snach zawsze pojawiał się kraken, który zabierał go na samo dno. Budził się z obrazem przepastnego otworu gębowego potwora przed oczami. 
W porcie spędził długie tygodnie, zniżając się do poziomu zbira, do którego bynajmniej nigdy nie aspirował. Nie mógł jednak wychodzić przed szereg; nie w miejscu, którego jego kontakty w żaden sposób nie obejmowały. Nie grał tu na własnych zasadach i nie zamierzał ich przyswajać, wierząc, że cała ta sytuacja jest jedynie przejściowa. Miał opinię dziwaka; było to o tyle wygodne, że zazwyczaj zapewniało święty spokój. Żaden z wypływających statków nie zmierzał w kierunku, który by go interesował. Marnował czas; był już zatem gotowy wędrować dalej lub popłynąć do jakiegokolwiek innego portu z nadzieją na to, że w końcu dotrze do miejsca, które pozwoli mu wrócić do domu. 
Okazja pojawiła się w najmniej oczekiwanym momencie; drobna postać przykuła jego spojrzenie, gdy w jej ręku mignęło coś, co wyglądało na różdżkę wyjętą w akcie obrony przed natarczywym, pijanym marynarzem; nie wiedział już, czy to umęczony umysł podstawia mu wyczekiwane obrazy, czy rzeczywistość upomniała się o swoje prawa. Kobieta była niczym prezent; pierwszy łut szczęścia od długich tygodni. Francuska łamaczka klątw; szlama. Zdobywał jej zaufanie, mamiąc pięknymi słowami przez kilka dni. Nadszarpnięta duma i honor przymknęły oczy, kiedy pod osłoną nocy skradł jej różdżkę. 


Wrócił do domu targanego wojną; wpadł w sam środek cyklonu. Nie potrafił wyjaśnić, gdzie był; potworny, palący wstyd ściskał mu gardło, gdy jak mantrę powtarzał jedno i to samo kłamstwo, patrząc w oczy ukochanej matce, siostrze, bratu, ojcu.
Nie pamiętam, co się stało.
Tylko pozornie był taki sam. Zamaskował wstyd sarkazmem i lekkością humoru. Odrazą napawało go to, czego doświadczył, ale też fakt, iż nie było go wtedy, gdy ród najbardziej tego potrzebował. Skupił się na wspomaganiu popleczników Czarnego Pana, raz jeszcze wchodząc na pokład statku i zdobywając dla nich trudno dostępne magiczne przedmioty; służąc też swoimi kontaktami i nabytymi informacjami. Pracował z zapalczywością mrówki, chcąc zagłuszyć wyrzuty sumienia i ciężar repulsji, którą do siebie odczuwał. Chciał zemsty; zadośćuczynienia za to, co go spotkało, choć przecież wszystko to było jedynie splotem niefortunnych wydarzeń. Chciał krwi krakena, głów mugoli z portu, w którym się zatrzymał. Chciał zetrzeć z powierzchni ziemi wszystkie dowody na to, jak nisko wówczas upadł. W przerwach pomiędzy kolejnymi wyprawami handlowymi na pokładzie Insolent, trójmasztowca, który stał się dla niego symbolem drugiej szansy, pod czujnym okiem Manannana i ojca zaczął stawiać pierwsze kroki w zgłębianiu arkan czarnej magii. Nowo nabyta nienawiść do wszystkiego, co przypominało mu o tygodniach parszywej tułaczki, pomagała mu znaleźć w sobie siłę, aby nakierować całą negatywną energię i sięgać po niedostępną dotąd magię. Powrócił na salony jako cudownie odnaleziony Travers; wyglądało na to, że morze z nawiązką zwróciło potomkom króla Rybaka obu synów. Szkoda, że z niechcianym nadbagażem wspomnień, ciążącym niczym kotwica u szyi; o tym mieli jednak wiedzieć nieliczni. Stał się kapitanem raz jeszcze; nazwa nowego okrętu zdawała się rzucać morzu i temu co się w nim kryje wyzwanie; przeżyłem i wracam po więcej.


Wciąż męczą go koszmary; w snach stale nawiedza go kraken, a w tle majaczy tajemnicza wyspa. Tym razem sny kończą się jednak postacią drobnej czarownicy, którą bezwstydnie obrabował. 
Nie ma jednak do siebie żalu; brudna krew nie zasługuje na różdżkę. 


Patronus: nie potrafi go wyczarować.

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 5+1 (różdżka)
Uroki:10+4 (różdżka)
Czarna magia:50
Uzdrawianie:00
Transmutacja:00
Alchemia:00
Sprawność:200
Zwinność:100
Reszta: 0
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
angielskiII0
trytońskiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AstronomiaI2
GeomancjaI2
Historia MagiiI2
KłamstwoII10
PerswazjaII10
SpostrzegawczośćI2
Zręczne ręceI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Savoir-vivreII0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Rycerze Walpurgii00
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I0.5
Sztuka (wiedza)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI0.5
PływanieII7
Taniec balowyI0.5
SzermierkaI0.5
Walka wręczI0.5
ŻeglarstwoIII25
Biegłości pozostałeWartośćWydane punkty
Magiczny pokerI0.5
Mocna głowaI0.5
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 2

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Cardan Travers dnia 04.07.23 16:49, w całości zmieniany 7 razy
Cardan Travers
Cardan Travers
Zawód : handlarz magicznymi artefaktami, podróżnik
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
underestimate me.
that will be fun.
OPCM : 5 +1
UROKI : 10 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11793-cardan-travers https://www.morsmordre.net/t11799-aneirin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t11847-skrytka-bankowa-nr-2563#365869 https://www.morsmordre.net/t11800-cardan-travers#364495
Re: Cardan Travers [odnośnik]04.07.23 21:52

Witamy wśród Morsów

twoja karta została zaakceptowana
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 24.11.23 20:13, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Cardan Travers Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Cardan Travers [odnośnik]04.07.23 21:54


KOMPONENTYlista komponentów

BIEGŁOŚCIhistoria PB

HISTORIA ROZWOJU[04.07.23] Rozwój początkowy -50PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Cardan Travers Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Cardan Travers
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach