Wydarzenia


Ekipa forum
Granatowa jadalnia
AutorWiadomość
Granatowa jadalnia [odnośnik]05.10.23 22:06

Granatowa Jadalnia

Główna komnata jadalniana Corbenic Castle. Długi solidny stół ciągnie się praktycznie przez całą długość wyznaczonej dla tego miejsca sali. Wokół niego ustawione są krzesła o złotych ramach z siedzeniami obitymi granatowym aksamitem. W przeciwległym rogu jadalni znajduje się pianino, na których podczas większych uroczystości swoje umiejętności prezentują panny o talencie muzycznym. Z racji na dostojność sali sami Traversowie przeważnie stołują się w mniejszej, mniej oficjalnej sali jadalnianej.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Granatowa jadalnia Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Granatowa jadalnia [odnośnik]01.07.24 23:32
2 X 1958
Planowała to właściwie od momentu w którym wiadomość o zaskakującym powrocie Lucindy do Londynu dotarła do jej uszu - a może nie bardziej co do samego Londynu a ku tym, którzy z pewnością skończy tą wojnę po zwycięskiej stronie. Trudno było nie zastanowić się nad możliwymi powiązaniami, wyłaniającymi się wątkami, kolejnymi tezami. Wszystko to jedynie trącało dźwiękami, które zdecydowanie przyciągały uwagę Melisande - głośno i wyraźnie. Zwłaszcza, że wokół Lucindy majaczały jednostka Macnaira, a to pozwalało podejrzewać Lady Travers że ta dwójka może znajdować się całkiem siebie blisko. Wystosowanie więc zaproszenia do Lucindy było właściwie naturalną koleją rzeczy. Po pierwsze dlatego, że ostatni wcale nie bywali pierwszymi. Po drugie, bo choć Drew łączyły z Mannananem przyjacielskie relacje to nadal nie znajdował się w jej własnej talii. Po trzecie zaś, liczyła że spotkanie z Lucindą nie okaże się tak nużąco nudne jak większość grzecznościowych spotkań z szlachciankami z którymi przychodziło jej się spotykać. Czasem bardziej z kurtuazji i obowiązku niż właściwiej chęci. Nie znaczyło to, że nie potrafiła odnaleźć kolejnych brzękadeł, zagrać na nich odpowiednio i uszczknąć dla siebie sympatii którą mogła wykorzystać potem - otrzymać odpowiednią dozę plotek i informacji; zbadać te, które przykuły jej uwagę na dłużej.
Nie czuła niepokoju, nie miała przecież powodu by taki odczuwać. Zamiast tego, pozwoliła sobie na chwilę rozluźnienia siadając przy stoliku we własnych komnatach z początku skupiając na artykule, który właśnie czytała, ale szary, niemal jednolity widok za oknem przyciągnął jej tęczówki na dłużej. Zdawał się znajomy. Patrzyła w niego przez chwilę, unosząc filiżankę z kawą zastanawiając się skąd brało się uczucie rozstrajające ją w środku. W końcu to nie tak, że nie nawykła już do tego widoku. Za kilkadziesiąt dni miał minąć rok, od kiedy znalazła się w Corbenic Castle. Ale w końcu do niej dotarło, jakby pewna myśl uciekła jej na chwilę dłużej. Pamiętała ten widok tak wyraźnie, bo zdawał się przypominać ten ze snu, który w jej myślach i głowie nadal pozostawał wyraźny. Odwróciła spojrzenie zerkając na gazetę, którą w wypracowanym nawyku odłożyła w niemal ten sam sposób. Przesunęła palcami po stronie marszcząc brwi odrobinę. Różnica zdawała się jedynie w fotografii i uczuciu zadowolenia i ulgi które rozpierało się w niej całej. Nie poruszyła się kiedy drzwi do jej komnat otworzyły się wprowadzając obecność jej służki. Nie uniosła na nią wzrok z uwagą badając pod palcami fakturę gazety, która leżała na stoliku. Dopiero ciche chrząknięcie odwróciło jej tęczówki w których zalśniła się irytacja i złość - Anitha czasem naprawdę nie potrafiła w odpowiedni moment. Wysłuchała jej objaśnienia wybudzając, wyciągając z zamyślenia w które wpadła mimowolnie, podnosząc się. Ruszyła do wyjścia, uderzając w bok lewej nogi trzy razy. Matagot, który wcześniej spokojnie leżał przy zajmowanym fotelu podniósł łeb, a później w kilku susach znalazł się obok niej. Pasował do niej w gracji z którą się poruszał, bo jeśli szło o wygląd, zdecydowanie prezentowała się lepiej. Odziana w powiewającą za nią, wygodną suknie w rodowych barwach która opływała jej ciało niemal nienachalnie, dodając uroku stawianym krokom. Ciemne, właściwie czarne loki sprężyście odbijały się i opadały wraz z każdym uderzeniem pantofli niosących się po korytarzach nadmorskiego zamku, przednie pasma zostały zebrane i spięte z tyłu głowy by nie przeszkadzały. Nie miała wielu ozdób - biały kryształ (mimo złości na małżonka) pozostał na łabędziej szyi, nadgarstek oplatała skromna, srebrna bransoletka - podarowana od brata pamiątka zarówno po ojcu jak i siostrze. Palce zdobiły jedynie pierścienie czyniące ją żoną.
- Lucindo - przywitała się rozciągając wargi w czarującym uśmiechu. - czy może wolisz, by tytułować cię lady Selwyn? - zapytała na wstępie z krótką, niemal żartobliwą manierą. - Cieszy mnie, że przyjęłaś moje zaproszenie. - pochyliła w krótkim podziękowaniu głowę, wykonując półobrót, by ręką wskazać im dalszą drogę. - Liczę że dotarłaś bez większych problemów. - standardowe kilka gramów nic nie znaczącej, ale kurtuazyjnej troski. - Pogoda postanowiła powrócić do swoich dawnych nastrojów, liczyłam na mniej deszczowy dzień. Przeczucie mi mówi, że zdecydowanie mocniej pociągają cię aktywności, które nie ograniczają się jedynie do rozmowy. - zaryzykowała stwierdzeniem, czy wyciągnęła swoje własne wnioski? Bez znaczenia, była w domu w swoim żywiole, właśnie rozpoczynała nową rozgrywkę i ta, miała odciągnąć ją na chwilę od myśli, które wypełniały zgryzoty.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Granatowa jadalnia [odnośnik]09.07.24 10:35
Szlachecki świat był niczym tojad, którego kwiaty choć piękne mogły okazać się nad wyraz trujące. Należało być niesamowicie ostrożnym, bowiem każda nieprzemyślana decyzja i nazbyt prędki ruch mógł skończyć się cierpieniem. Pamiętała to doskonale z czasów młodości, uciekała od wszelkich konwenansów, od socjety próbującej z całych sił wejść jej na głowę, ukazać słabość. Połowa sierpnia przyniosła jednak zmianę choć blondynka nie rozumiała jeszcze jej istoty. Czuła się bezpiecznie i obco zarazem wśród osób dzielących z nią krew. Nie mogła do końca się temu dziwić w końcu idąc za słowami Macnaira wiele wody upłynęło w czasie, gdy jej ciało i umysł spętane były przez klątwę. Dla swojej rodziny i dawnych przyjaciół stała się obca i wroga. Już wcześniej dbała o własną autonomię, mieszkała z dala od rodowych murów i spełniała jedynie namiastkę obowiązku, robiąc tylko to czego od niej usilnie wymagano. Teraz z większą czułością spoglądała na tradycje i obyczaje odnajdując w nich więcej sensu. Ciągnęło ją do rodziny jakby w tym całym szaleństwie i chaosie potrzebowała czegoś stabilnego, czegoś co zdradzałoby jej historię i podkreślało przynależność. Bo przecież nie była rosnącym na dziko chwastem bez przeszłości i korzeni. Przynajmniej w to w ostatnim czasie starała się mocniej wierzyć. Wszystko jednak zdawało się mieć drugą stronę, bowiem tak samo jak czuła się bezpiecznie wśród szlachetnie urodzonych, to tak samo obco było jej powrócić na salony w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie miała zamiaru oszukiwać się, że nagle całkowicie zmieni swój stosunek do tego świata i zacznie czerpać z tego przyjemność, bardziej korzyści. Tych nigdy nie brakowało. To na czym jednak zależało jej najbardziej to bycie częścią tego wciąż zmieniającego się świata. Nie mogła odstawać z boku i wiedziała, że już nie tylko własny ciężar odpowiedzialności przyszło jej dźwigać na barkach.
Zaproszenie od lady Travers było zaskoczeniem. Wszak znały się zaledwie przelotnie tak jak znać powinny się kobiety, które swe kroki wśród śmietanki stawiały w podobnym czasie. Więcej dowiedziała się od Drew, choć w dużej mierze była to wiedza dotycząca jego przyjaźni z lordem tych ziem, a nie stricte jego żony. Skłamałaby mówiąc, że nie czuje się zaintrygowana ewentualnym spotkaniem. Mury Przeklętej Warowni znała już na wylot i każda okazja do spędzenia czasu poza nimi zdawała się być kusząca. Rozumiała, dlaczego wszystko musiało toczyć się ustalonym torem, ale nie była osobą, która potrafiła przyjąć to ze spokojem. Merlin jeden wie, że nienawidziła stagnacji. Pobyt w Norfolk miał być okazją do miłej odskoczni nawet jeśli nie do końca wiedziała, czy spotkanie okaże się być równie przyjemne.
- Lady – przywitała się uprzejmie, gdy pani tego zamku przekroczyła próg granatowej jadalni. Myślała, że odzwyczaiła się od uroczystego ubioru i wypracowanych uśmiechów, ale widocznie było to coś co płynęło wraz z krwią. Nie miała jednak w zamiarze zgrywać kogoś kim nie była. Dość fałszu, sztuczek, kłamstwa – tego w swoim życiu miała aż nadto. Brakowało normalności, bynajmniej jej tego brakowało. – Na szczęście lubię swoje imię i wierzę, że nasze spotkanie ma charakter czysto przyjacielski. Tytuły chętnie odstawię na bok. – dodała na dłużej zatrzymując spojrzenie na kobiecie. Ta doskonale musiała zdawać sobie sprawę z tego, że twarz Lucindy z powodzeniem została wypalona z rodzinnego drzewa i może był sposób na poznanie stosunku Selwynów do tej całej chaotycznej sytuacji. Skinęła uprzejmie głową, gdy ta wyraziła troskę i ruszyła za kobietą nie maskując swojej ciekawości. Piękna, lekka i przyjemna w obyciu, ale silna w odbiorze. Nie całkowicie żona swojego męża, a przede wszystkim pani tych ziem. – Dziękuje za zaproszenie choć nie ukrywam, że byłam nim zaskoczona i zaintrygowana jednocześnie. Zaintrygowana może nawet nieco bardziej. – odparła podarowując kobiecie bukiet nakropionych deszczem kwiatów. – Tych nie pokonał kataklizm ani chłód. – dodała z uśmiechem. Róże, astry, nagietki. Przynajmniej ich płatki doskonale znała. Roześmiała się słysząc kolejne stwierdzenie szlachcianki. – Co jeszcze podpowiada ci przeczucie, lady? – nie pomyliła się wcale, co mogło też oznaczać, że również pozyskiwała informacje na jej temat przed terminem spotkania.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Granatowa jadalnia Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Granatowa jadalnia [odnośnik]23.07.24 19:18
Z rzadka robiła rzeczy nie podyktowane konkretnym zamiarem - teraz może częściej dzięki czy przez wpływ jej własnego męża. Ciche przyzwolenia szeptane do ucha, owijające ciepłym powietrzem prośby, by została z nim dłużej. Jeszcze chwilę, bo przecież mogła - bo przecież kto miałby jej tego zabronić. Tutaj życie było inne - istotnie kilka minut spóźnienia na kolacje nie przyciągało niezadowolonego spojrzenia jej matki. Matka Mananna doceniała jej stałość ale rozumiała ustępstwa, na które szła. Chyba jak każda radując się, kiedy widziała swojego syna w dobrym humorze. A o ten dbała przeważnie z rozmysłem już od samego rana. W myśl, że otrzymując zaspokojenie w każdym wymiarze we własnym domu (choć niekoniecznie komantach) i od niej, nie będzie poszukiwał go gdzie indziej.
Po Lucindę wyszła, odbierając ją jeszcze na zamkowych korytarzach u swojego boku mając podążającego za nią matagota. Na jego tresurze spędzała ostatni cały wolny czas - którego nie było znów aż tyle, ale potrzebowała żeby przyzwyczajał się do nowych zapachów i innych ludzi, reagując na nich tylko za jej zgodą. Pochyliła krótko głową unosząc wargi odrobinę wyżej wysłuchując odpowiedzi padającej na zadane jeszcze w czasie wędrówki korytarzem pytanie. Czy chciała czy nie, swoimi słowami Lucinda powiedziała jej wiele - może więcej niż sądziła sama. Panująca cisza świadczyła o tym, że Morgana nie uznała jej powrotu (albo nie została o nim poinformowana), zaś wybór kobiety zdawał się sugerować, że nie była przywiązana do wcześniej noszonego miana.
- Oh, zdecydowanie. - potwierdziła unosząc rękę, żeby machnąć nią nonszalancko na bok. - Z wrogami nie spotykam się pod własnym dachem. - wyznała niemal poufale, choć w tym stwierdzeniu nie znajdowało się wiele prawdy. Nie drgnęła jej nawet powieka kiedy wypowiadała te słowa okraszając je urokliwym uśmiechem. - Gdybym była przewidywalna wątpię że zainteresowałabyś się spotkaniem ze mną, Lucindo. Poza tym, okrutnym kłamstwem jest stwierdzenie iż ostatni będą pierwszymi. Ci, którzy nie potrafią wykorzystać okazji na zawsze pozostają poza tymi, którzy mieli odwagę po nią sięgnąć. - odrzekła jej, spoglądając na kwiaty, które wyciągnęła w jej stronę powstrzymując drgnięcie brwi. Odebrała je, przez chwilę lustrując z uwagę, unosząc rękę, by palcami przesunąć po płatku jednego z nich. Cóż, Lucinda istotnie nie była jak większość decydując się na wręczenie jej bukietu zebranych kwiatów. - Zastanawiające, czyż nie. - wypowiedziała nie unosząc tęczówek. - Świat strawił kataklizm, a jednak, jedno czego pewni możemy być całkowicie, to że natura znajdzie sposób by się podnieść - zarówno z jak i bez naszej pomocy. - co do tego jednego nie miała wątpliwości. Możliwe że zajmie to lata, dekady, ale miejsca które teraz strawił ogień zarosną zielenią na nowo, nie miała co do tego wątpliwości. - Dziękuję. - powiedziała w końcu potakując lekko głową, kilka kroków dalej wskazując w końcu ręką wejście do granatowej jadalni w której przygotowano już dla nich miejsce, wygodne obite grantowym materiałem krzesła i niewielki stół zastawiony owocami i łakociami. Odwzajemniła uśmiech, kiedy Lucinda zaśmiała się, bukiet kwiatów przekazując służce, która podążała kawałek za nimi jak cień, ledwie zauważalna a jednak obecna. Zasiadła zajmując miejsce, Fallanis przysiadł obok krzesła. Na padające pytanie spojrzała na nią mrużąc odrobinę oczy mierząc ją spojrzeniem, unosząc wyżej brodę. Zaraz odwróciła tęczówki przenosząc je na paterę, sięgając po cytrynową tarte którą nałożyła na talerzyk. - Że pozostaniesz w Suffolk na dłużej. - orzekła ze spokojem, sięgając po widelczyk, każdym gestem dowodząc miejsca z którego się wywodziła, nienagannym wpajanym latami nabrała trochę ciasta wsuwając je w usta. - Sądziłam, że optowałaś za tym, by tytuły pozostawić za sobą. - przypomniała jej zadzierając ciemne spojrzenie na goszczoną w Crobenic Castle terrorystkę. Zerknęła za okno, ciemne chmury nadal zbierały się nad Norfolkiem obfitując gęstym deszczem. - Liczyłam przedstawić cię moim ulubionym wierzchowcom -albo tym lądowym, albo wodnym, ale w tej pogodzie zdaje się to mijać z celem. - przyznała z krótkim westchnieniem.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Granatowa jadalnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach