Wydarzenia


Ekipa forum
Weranda
AutorWiadomość
Weranda [odnośnik]04.11.23 18:33

Weranda

Przeszklona weranda rozciąga się na całą szerokość tylnej ściany domu. Powstała przy okazji budowy szklarni, prędko została jednym z ulubionych miejsc Wilhelma - uwielbia tu przesiadywać, zwłaszcza letnimi wieczorami, najchętniej w towarzystwie bliskich. Oświetlana licznymi lampionami, pełna pachnących roślin, z wygodnymi meblami oraz niezliczoną ilością miękkich poduszek - czego chcieć więcej? Na werandę można wyjść z kuchni oraz pokoju dziennego, zaś za szklaną powłoką rozciąga się widok na przydomowy ogród oraz tyły posesji - szklarnie, studnię i pomniejsze budynki gospodarcze.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Weranda Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Weranda [odnośnik]10.12.23 23:28
20 lipca
Dzisiejszy poranek wydawał się być tym wyjątkowym. Pokaźne promienie lipcowego słońca, niknęły za gęstymi, pierzastymi chmurami, gnanymi przez jednostajne podmuchy chłodnego wiatru. Temperatura okazała się umiarkowana, przyjemna, dająca wytchnienie zmęczonej i spieczonej skórze. Przyroda odpowiadała na ów zmienne zjawisko, falując w wyznaczonym rytmie, szemrząc otwarcie, gdy szczupłe gałęzie, podłużne liście ocierały się o własne, szerokie przestrzenie. Maleńkie owady brzęczały w oddali, odnajdując słodkie, nektarowe apogeum. Powietrze było świeże, przepełnione zapachem lasu, suchego piasku i skoszonego siana. Z lekkością osiadło na zarośniętych, męskich policzkach, osadzonych na wysuniętej szyi i wyciągniętej głowie. Po raz pierwszy od kilku tygodni przespał całą noc. Opustoszały odpoczynek okazał się zjawiskiem niezrozumiałym, niepewnym, wręcz niewiarygodnym. Przez długie, spokojne godziny, nie zobaczył żadnej koszmarnej wizji, sennej mary wybudzającej o nieludzkich porach, atakującej złowieszczymi obrazami z niedalekiej i dalekiej przeszłości. Przekłamane momenty, pokazywały najgorsze przeżycia, wygrzebywały traumy oraz ukryte bolączki. Mieszały wewnątrz wrażliwego umysłu, ukazywały twarze, zmieniały koligacje i bieg wydarzeń. Wynaturzały potworne lęki, szeptały niechciane słowa i odrzucające frazesy. Podsycały skrajność emocji, które paraliżowały go każdego dnia. Nie radził sobie, a ogrom ów zdarzeń odbijał się na zdrowiu psychicznym, jak i fizycznym. Męczył się próbując przejść do codziennych czynności. Okłamywał się, że wszystko jest pod kontrolą, a narastające problemy, tworzą jedynie chwilową, pokonaną barierę. Coraz trudniej było mu udawać: że panuje nad sytuacją, że jego depresyjny stan osiągnął już to szczytowe apogeum. Że wie jak odzyskać utracone domostwo i utopione pieniądze. Że potrafi zająć się swą pracą – odbudować biznes, znaleźć klientów w dobie gospodarczego kryzysu. Że zjednoczy się z rodziną, odnajdzie zagubionych członków, przełknie urażoną dumę, wybaczając najgorsze zniewagi. Że pogodzi się z utratą swej największej motywacji, prawdziwej miłości, utrzymującej realny sens jego egzystencji. Że zrozumie swe błędy, przeanalizuje każdy ruch, każdy gest oraz słowo. Z empatią odniesie się do utraconej połówki, do jej wyborów, gdy potratowała go tak podle, tak niesprawiedliwie, tak wyniośle. Że stanie się przykładnym żołnierzem, walecznym członkiem rebelii, stojącym w pierwszym rzędzie, gotowym pokazać się światu, zginąć za słuszne wartości, w które nigdy nie wierzył. Czy było warto? Czy powinien pochłonąć się w całkowitym kłamstwie, dostosować do większości, aby odnaleźć ten utracony sens? Czy podczas tak głębokiego zagubienia, musiał odnaleźć właściwą drogę? Dlaczego zabraniano mu błądzić, próbować, upadać na dno? Tak wielu rzeczy nie rozumiał, tak wielu rzeczy nie pojmował. Tak wiele spraw zderzało się ze sobą, tworząc ten nieposprzątany bałagan, okrutny mętlik wirujący w chłonnym umyśle. I właśnie dziś, gdy skronie nie pulsowały od ćmiącego bólu, ciało wykazywało znośną kondycję fizyczną, postanowił opuścić tymczasowe domostwo, udać się do osoby, która była mu tak bliska: osobowościowo, energetycznie, całościowo. Empatyzowała, dawała ogrom cudownej przestrzeni oraz wyrozumiałego słowa. Przyjęła, wysłuchała i zrozumiała. Nie odrzucała, gdy powracając z niedoli, stawił się na progu drewnianych drzwi. Nie zadawała niepotrzebnych pytań, nie naciskała, gdy niecała prawda ujrzała światło dzienne. I właśnie dziś, wczesnym popołudniem, zabierając skórzaną torbę wypełnioną kilkoma, zielarskimi okazami, luźnymi papierami, książką czytaną na bieżąco, zmierzał ku małej, szkockiej wiosce, kierując się do dobrze znanego, konkretnego mieszkania. Zdążył przygotować sobie niewielki termos z ziołowym naparem, w którym przodowała ulubiona szałwia, odrobina melisy, zmieszanej ze świeżymi płatkami bławatka. Dzień wolny od zleceń postanowił celebrować w zupełnie inny sposób. Stronił od Festiwalu Lata, który nie był ulubionym typem rozrywki. Uciekał od gwarnych rozmów, obcych twarzy, niepewnych dotyków, przekazywanych w zatłoczonym tłumie.
Wchodząc na posesję, rozejrzał się uważnie, poszukując znajomej sylwetki. Upił pokaźny łyk letniego napoju i wszedł po schodkach, pukając do drzwi. – Wilkie? – krzyknął po paru chwilach, gdy trzecie stuknięcie nie przywoływało gospodarza, ani rozbawionego psa. Zdziwił się niezmiernie, lecz nie tracił nadziei. Zajrzał w okolice szklarni oraz na tyły domu, jednakże pozostawały puste. Czyżby udał się do miasta, lub w dłuższą podróż? Żałując tak długiej drogi, nie miał nic do stracenia; postanowił zaczekać na niego jeszcze przez jakiś czas. Zrzucając torbę oraz lnianą koszulę, zarzuconą na krótką koszulkę, rozsiadł się na materiale, na soczystej trawie, tuż przed wejściem. Odetchnął ciężko, wydychając to cudowne powietrze. Opadł na bok, przyjmując pozę "po turecku". Z ostrożnością odstawił nie swój kubek, znaleziony w domu Lucindy. Wyciągnął książkę i otworzył ją na zaznaczonej stronie. Zanim rozpoczął uważne śledzenie tekstu, wystawił twarz aby ogrzać się w przytulnych promieniach gorącego słońca. To nie było normlane, ta czynność, samowolny odpoczynek... Miał potworne wyrzuty sumienia, że odżywa, że cieszy się tą jedną, ulotną chwilą, że nie przeżywa wszystkiego, co kotłowało się w jego wnętrzu. Powinien być gotowy, powinien działać, walczyć i być. Nie przestawał trwać w trybie przetrwania.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Weranda
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach