Wydarzenia


Ekipa forum
Corinne Rosier
AutorWiadomość
Corinne Rosier [odnośnik]28.11.23 15:10
...
DZIECIŃSTWO

Urodziłam się w Ludlow, Shropshire, Anglia

Moi rodzice...
Mój pan ojciec, Ignatius Avery, jest przykładnym przedstawicielem rodu i dogląda rodowej hodowli trolli. Jest konserwatywnym tradycjonalistą, który wychowywał nas chłodno, ale dbał o to, byśmy otrzymali niezbędne wychowanie i nauki. Moja matka, Flora Avery z domu Flint, jest ozdobą męża i dobrze wychowaną damą, która zna swoje miejsce w porządku rzeczy. Jest osobą uległą, spokojną i wrażliwą, i to z jej strony zaznałam jedynego ciepła. Małżeństwo moich rodziców było aranżowane, nie kochają się, ale obowiązek wobec rodu to świętość. Mam też starszego o parę lat brata.

Lubiłam się bawić...
ze starszym bratem! To on pokazywał mi najciekawsze zakamarki posiadłości w przerwach między lekcjami z guwernantką. Oprócz niego na pewno bawiłam się też ze swoim kuzynostwem. Ale moje dzieciństwo tak naprawdę było wypełnione przede wszystkim szlacheckim wychowaniem, nauką odpowiedniego zachowania, historii rodu, genealogii, sztuki, tańca i innych niezbędnych rzeczy, więc czasu na zabawę nie miałam wiele, a więcej obowiązków.

Wychowałam się wśród...
czarodziejów krwi szlachetnej, głównie członków mojego rodu pochodzenia oraz innych osób spokrewnionych (na przykład ze strony matki). Do momentu pójścia do szkoły jedynymi nieszlachetnymi czarodziejami w moim otoczeniu byli członkowie służby. Nigdy nie stykałam się z mugolami, byłam wychowywana pod szczelnym kloszem rodu.

Uchodziłam za...
dziecko grzeczne, poukładane, od małego chłonące jak gąbka rodowe zasady i poglądy. Nie w głowie mi były głupie psoty, zawsze starałam się robić to, czego oczekiwali ode mnie bliscy, nade wszystko pragnęłam być dobrą córką. Tak naprawdę nigdy nie pozwolono mi być dzieckiem, od najmłodszych lat musiałam być miniaturową dorosłą wdrażaną w odpowiednie ramy.

Podczas przygotowywania mojej szkolnej wyprawki na Pokątnej w roku 1950 szczególnie pamiętam...
że na Pokątnej było okropnie tłoczno i było stanowczo zbyt dużo pospólstwa! Naprawdę bałam się, że zarażę się czymś paskudnym od szlam, i ta obawa przysłoniła nawet radość z zakupu różdżki. Inne przedmioty niespecjalnie mnie cieszyły, bo nie podobało mi się to że będę musiała nosić jakiś czarny zgrzebny worek jak wszyscy (jakaś głupia, sztuczna równość!), a podręczniki mnie nudziły. Wyprawa na Pokątną była moim pierwszym w życiu zetknięciem z czarodziejami niższego stanu, i nie podobało mi się to.

W mojej pierwszej podróży do magicznej szkoły...
byłam smutna perspektywą rozłąki z rodzinnym Ludlow i przerwą w szlacheckim wychowaniu, ale gorycz osładzała mi myśl, że obok jest mój brat i że jesteśmy w tym wszystkim razem. W przeciwieństwie do uczniów niższego urodzenia, wcale nie cieszyłam się, że idę do Hogwartu, bo wolałabym trafić do Beauxbatons lub uczyć się magii w edukacji domowej.

Kiedy byłam mała, marzyłam o...
tym, że jak tylko skończę szkołę, poślubię dobrego męża, którego wybierze dla mnie rodzina, będę mieć mnóstwo pięknych sukni, wieść bardzo wygodne życie pełne luksusów, a koleżanki będą mi zazdrościć!


DORASTANIE

Uczęszczałam do Hogwartu, w domu Slytherina W latach 1950-1957


W szkole byłam uczennicą
zdecydowanie leniwą i nie lubiącą wysilać się więcej niż było to konieczne, żeby zdać przynajmniej na zadowalający (pan ojciec nie byłby zadowolony z nędznych i okropnych). Cóż poradzić, że nie interesowało mnie ślęczenie nad podręcznikami? Przecież i tak wiedziałam, że nigdy nie splamię się pracą, więc nie musiałam być mądra, ważne że byłam ładna i wysoko urodzona. Moje oceny były przeciętne, nie wybijałam się, ale też na pewno nie byłam najgorsza, urodzenie zobowiązuje. Wychodziłam z założenia, że gdyby mi się chciało, to z łatwością byłabym lepsza niż mugolacy i mieszańcy.

W szkole najbardziej interesowało mnie
życie towarzyskie i zawieranie znajomości z innymi uczniami z wysokich rodów, bo na pewno nie nauka. Zawsze ogromnie ubolewałam, że Hogwart nie naucza sztuki tak jak Beauxbatons, bo wtedy na pewno byłabym o wiele bardziej zainteresowana. Nie rozumiałam, dlaczego Hogwart nie umożliwia rozwoju młodym damom.

Mój ulubiony przedmiot w szkole to...
transmutacja, bo to ładna i elegancka dziedzina, poza tym brat w dzieciństwie tyle mi naopowiadał o nieposłusznych czarodziejach transmutowanych w kamień przez naszych przodków, że zamarzyło mi się też nauczyć takich sztuczek, ale rzecz jasna nie osiągnęłam takiego zaawansowania. Nauczyłam się jednak przerabiać transmutacją szkolne szaty by bardziej przypominały suknie. Poza transmutacją lubiłam zielarstwo, bo po mamie z rodu Flint przejęłam zamiłowanie do roślin, choć od ziół o wiele bardziej kocham kwiaty.

Najmniej lubiany przeze mnie przedmiot w szkole to...
uroki i historia magii. Uroki były zbyt ofensywne dla damy (bo damie nie wypada się pojedynkować!), a na historii za dużo opowiadano o jakichś bzdurnych wojnach olbrzymów i goblinów, podczas gdy mnie interesuje tylko historia wielkich rodów. Nie przepadałam też za eliksirami, bo nie lubiłam dotykać jakichś obślizgłych części zwierząt.

W szkole trzymałam się z...
tylko z uczniami krwi szlachetnej o konserwatywnych poglądach, sporadycznie zdarzały się osoby krwi czystej, ale także musiały mieć dobrą reputację i poglądy. Żaden miłośnik mugoli czy równości nie miał racji bytu w moim otoczeniu.

W szkole byłam odbierana jako...
osoba wyniosła, przekonana o własnej wyższości, nie spoufalająca się z byle kim i bardzo starannie dobierająca znajomych. Spokojna, ułożona i dobrze wychowana, ale patrząca z góry na każdego, kto w moim mniemaniu był gorszy. Niektórzy mogli uważać mnie za osobę niezbyt mądrą i ignorantkę, o bardzo zamkniętych horyzontach - typową pustą i płytką damulkę.

W szkole nie lubił mnie ktoś, kto...
wyznawał przeciwne wartości niż ja. Na pewno nie lubiły mnie szlamy, szlamoluby i Gryfoni, a ja nie lubiłam ich i gardziłam nimi. Nigdy nie dogadywałam się z ludźmi o przeciwnych poglądach, w końcu to swoje uważałam za najlepsze i najwłaściwsze.

Wykorzystywałam w szkole swoje mocne strony, żeby...
przejść przez edukację możliwie z jak najmniejszym wysiłkiem. Kiedy nie chciało mi się odrabiać lekcji (a zwykle mi się nie chciało), znajdowałam kogoś, kto zrobi to za mnie. Hogwart był dla mnie złem koniecznym, ale na pewno udoskonaliłam się w grze pozorów i nawiązałam znajomości z innymi osobami z wysokich rodów.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś odrabiałam szlaban...
raczej nigdy, bo nie ciągnęło mnie do głupich psot, należałam do tych spokojnych uczennic, które nie robią głupich rzeczy, bo są ponad to. To, że i tak uważałam że jestem ponad jakiś tam szkolny regulamin, to inna sprawa, ale i tak go nie łamałam, bo przestrzegając swoich zasad, siłą rzeczy przy okazji przestrzegałam i jego. Choć miałam kiedyś rozmowę z opiekunem domu za transmutację szaty w coś na kształt sukni, ale skończyło się na pouczeniu.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś wysłano mi wyjca...
nie, ponieważ jak wyżej, nie robiłam głupstw i nigdy nie pozwoliłabym sobie na żaden wybryk, który ugodziłby w reputację mojego rodu i skłonił pana ojca do wysłania wyjca.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować nocą po szkolnej kuchni...
to nigdy mi się to nie zdarzyło, prawdopodobnie nawet nie zastanawiałam się nad tym, gdzie ona jest, bo życie przyzwyczaiło mnie do tego, że jedzenie samo jakoś się pojawia w odpowiednim miejscu i czasie. A jeśli chodzi o inne nocne wędrówki, to po pierwsze trochę się bałam wielkiego zamczyska nocą, a po drugie, wolałam się porządnie wyspać.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować po zamkniętych skrzydłach szkolnej biblioteki...
a po co? I tak zazwyczaj omijałam bibliotekę bardzo szerokim łukiem, i jedynie widmo egzaminów za pasem mogło skłonić mnie do odwiedzenia tego miejsca. Może gdyby mieli tam więcej literatury pięknej i powieści dla kobiet, a nie tylko nudnych naukowych podręczników...

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wymykać poza szkolny teren...
to też się nie zdarzało, bo trzymałam się utartych ścieżek i nie lubiłam ryzyka. Zakazany Las budził we mnie niepokój, a i do Hogsmeade tym bardziej bałabym się wymknąć, bo co jeśli ktoś by mnie nakrył i zawiadomił pana ojca? Zresztą nie było tam nic, co mogłoby mnie szczególnie interesować.

Współlokatorzy z dormitorium pamiętają...
że w moim otoczeniu panował porządek, wszystko miało swoje miejsce, i że zazwyczaj zasłaniałam się kotarami by dać sobie namiastkę prywatności. To skandal, że zmuszano mnie do dzielenia pokoju z innymi dziewczętami, gdzie prywatna komnata i własna służka do dyspozycji? Kto to widział, żebym musiała się sama (!) ubierać i czesać swoje piękne włosy?


DOJRZAŁOŚĆ

Zajęłam się dorosłym życiem lady. Towarzyski debiut, szlacheckie życie, bale, przyjęcia, pielęgnowanie talentów artystycznych i nadrabianie wszystkiego, co umknęło mi kiedy marnowałam czas w szkole. Nie miałam najmniejszego zamiaru iść na żaden kurs ani tym bardziej do pracy. Dobrze się bawiłam, korzystałam z życia pełnego wygód i przywilejów, chodziłam na sabaty, wernisaże i koncerty muzyki klasycznej, i czekałam na ten moment, kiedy pan ojciec wezwie mnie i przedstawi mężczyznę, który zostanie moim mężem. I nastąpiło to już niecały rok po skończeniu szkoły, a 28 czerwca 1958 roku zostałam żoną Mathieu Rosiera. Nie znałam go wcześniej, ale obowiązek wobec rodu to świętość i spełniłam go bez ani jednego słowa sprzeciwu. Od tamtej pory nie jestem już Corinne Avery, a Corinne Rosier, i uczę się nowego życia - już nie panny, a mężatki.


Podczas moich codziennych obowiązków spotykam...
członków rodziny męża, bo większość czasu spędzam w rodowej posiadłości, gdzie oddaję się próżnemu życiu damy. Czasem odwiedzam panieński ród lub spotykam się z wysoko urodzonymi koleżankami. Jedyni czarodzieje niższego urodzenia których widuję na co dzień to służba.

Odpoczywam...
przez większość swojego czasu, w końcu jestem stworzona do lekkiego, miłego i wygodnego życia. Nie pracuję, moim głównym zadaniem jest bycie ozdobą męża i przyszłą matką jego dzieci. Kiedy nie muszę mu gdzieś towarzyszyć, to oddaję się artystycznym aktywnościom w dworku (gram na fortepianie, maluję lub czytam lekkie powieści dla kobiet), relaksuje mnie także przebywanie wśród róż Rosierów i spacery po rodowych ogrodach lub wybrzeżu w okolicy posiadłości. Lubię spędzać czas miło i przyjemnie, a wieczorami najczęściej zaszywam się w swoich komnatach.

Obracam się w towarzystwie...
tylko krwi szlachetnej o godnych poglądach! Jeśli spotykam kogoś niższego statusu, to zwykle przypadkiem. Podobnie jak w szkole bardzo uważnie dobieram sobie grono znajomych i pilnuję, by nikt nie zobaczył mnie w nieodpowiednim towarzystwie.

Jeśli chodzi o moje poglądy...
to nigdy nie ukrywałam, że całkowicie zgadzam się z poglądami wyniesionymi z rodzinnego domu. Wychowałam się wśród Averych, którzy nienawidzą mugoli, zdrajców i wszelkich odszczepieńców. Zawsze byłam bardzo stała w poglądach, a Hogwart, zamiast nauczyć mnie tolerancji, utwierdził mnie w słuszności rodowych przekonań. Uważam mugoli i szlamy za podludzi, gardzę nimi i nie obchodzi mnie ich los. Szanuję tylko krew szlachetną i ewentualnie czystą, czarodziejów półkrwi toleruję, ponieważ są potrzebni jako siła robocza, która będzie robić wszystko to, czego nie wypada elitom. Ktoś musi nam służyć, produkować żywność i robić inne niezbędne rzeczy. Nie należę do organizacji, ale popieram Rycerzy Walpurgii, moim ministrem magii jest Cronus Malfoy, i marzę o świecie, w którym szlachetna krew będzie stała na piedestale i cieszyła się przywilejami. Ideologię równości uważam za nieprawdziwą i szkodliwą, bo nie ma czegoś takiego jak równość! Nienawidzę zdrajców krwi, bo nie rozumiem, jak można porzucić ród i bogactwa dla bratania się ze szlamem. Pomijając kwestie czystości krwi, jestem także bardzo konserwatywna jeśli chodzi o obyczajowość i rolę kobiet. Głęboko gardzę feminizmem, uważam że rolą kobiety jest wychodzić za mąż i rodzić dzieci, i być ozdobą męża, a nie zabawa w niezależność i karierę. Mam konserwatywne poglądy także na ubiór, moje suknie zawsze muszą zakrywać wszystko to, co powinno być zakryte, i krzywo patrzę na kobiety pozwalające sobie na rozluźnienie w tym aspekcie.

Mieszkam...
w Chateau Rose w Kent, gdzie zamieszkałam po ślubie z Mathieu Rosierem. Wcześniej, jako panna mieszkałam w Ludlow wraz z rodzicami, bratem i resztą mego panieńskiego rodu. Jak przystało na damę żyję wygodnie i dostatnio, otaczam się pięknymi rzeczami i staram się być dobrą żoną, z której mąż będzie mógł być dumny.

Podziwiam...
swoich przodków i pana ojca, który zawsze był dla mnie największym autorytetem i jego zdanie było dla mnie najważniejsze. Podziwiam też swoją matkę jako wzór tego, jaka powinna być kobieta w naszym świecie.

Budzę niechęć wśród...
zdrajców i miłośników mugoli, podobnie jak w szkole. Na pewno zazdroszczą mi pochodzenia i dobrego życia, tacy jak oni właśnie dlatego nienawidzą takich jak ja - z zazdrości, że mam lepiej.

Sprawiam wrażenie...
podobnie jak w szkole, mogę sprawiać wrażenie osoby wyniosłej i czującej się lepszą od innych, chełpiącej się swoim pochodzeniem i pozycją. Uchodzę też za niezbyt mądrą ignorantkę, która żyje w mydlanej bańce, o wielu rzeczach nie wie i rzadko widzi coś poza końcem własnego nosa. Za egoistkę, która nie przejmuje się losem zwykłych ludzi, bo dba tylko o swoją wygodę, a także o rodzinę. Ale na pewno można zauważyć, że bardzo dbam o swoją reputację i swój wygląd, mój ubiór zawsze jest odpowiedni do okazji i konserwatywny, pielęgnuję też urodę i wolę być ładna niż mądra.

Prowadzę się...
bardzo obyczajnie i konserwatywnie! Jestem wzorową damą, nigdy nie skalałam się nieodpowiednimi znajomościami, nie mówiąc o jakichkolwiek nieobyczajnych wybrykach. Zachowałam czystość do dnia ślubu, nigdy nie opuszczałam domu bez towarzystwa służki pełniącej jednocześnie rolę przyzwoitki (towarzyszy mi ona także po ślubie), nie rozmawiam sam na sam z mężczyznami spoza rodziny. Nie bywam także w nieodpowiednich miejscach, pojawiam się tylko tam, gdzie wypada. Mojej reputacji nie można niczego zarzucić.

Zwiedziłam...
niestety nigdy nie byłam za granicą, ale bardzo chciałabym odwiedzić eleganckie zakątki magicznej Francji. Jeśli chodzi o kraj, to trzymałam się tylko miejsc odpowiednich dla damy, ale większość życia spędziłam w dworze najpierw swojego rodu, potem rodu męża, odwiedzałam też posiadłości krewnych i przyjaciół rodu.


POGŁOSKI

W ciągu mojego życia mówiono o mnie różnie, nie zawsze prawdziwie, nie zawsze tak, jakbym chciał, niekiedy z podziwem, innym razem z powątpiewaniem.


Środowisko, w którym się obracam, uważa, że jestem...
przykładną młodą lady obdarzoną dobrym wychowaniem, pochodzeniem oraz urodą, dobrą córką swego pana ojca i żoną swego męża. Niektórzy mogą także uważać, że jestem niezbyt mądrą ignorantką, której jedyną życiową ambicją jest pełnienie funkcji salonowej ozdoby i dodatku do męża, ale mniemam że większość mojego otoczenia (w końcu otaczam się głównie osobami konserwatywnymi) uważa, że to normalne u kobiety z wyższych sfer, która zna swoje miejsce i nie próbuje wychodzić poza przypisane jej role. Ludzie którzy mnie lubią, mogą zauważyć też, że jestem dość towarzyska, lubię rozmawiać, bardzo dbam o swoją reputację, ale też postrzegam świat w dość czarno-biały sposób.

Ludzie, którzy o mnie słyszeli, a z którymi nie rozmawiałem...
na pewno mogli słyszeć o mnie na salonach, od jakichś wspólnych krewnych czy znajomych, w końcu środowisko konserwatywnych rodów jest hermetyczne i pełne różnych powiązań, i nawet jeśli kogoś się nie zna osobiście, to można coś o nim usłyszeć. Zapewne usłyszano o mnie szerzej po moim debiucie, a także po ślubie z Mathieu Rosierem. Pewnie mogę wywoływać podobne wrażenia, jak opisałam w podpunkcie wyżej, ale zależy czy brać pod uwagę kogoś, w kim wywołuję sympatię, czy wprost przeciwnie. Ci drudzy pewnie mogliby mnie uważać za płytką, pustą i niemądrą damę pozbawioną ambicji wyższych niż bycie dodatkiem do mężczyzny i salonową ozdobą, egocentryczną i skupioną na sobie i swoich wygodach, pozbawioną empatii w stosunku do ludzi niższego stanu. Z kolei ludzie, którzy nawet jeśli nie czują do mnie konkretnej sympatii bo nie znają mnie osobiście, ale wyznają podobnie konserwatywne poglądy, mogą myśleć o mnie pozytywnie jako o osobie wiernej rodowym zasadom, która bez szemrania wypełniła swój obowiązek i poślubiła wyznaczonego przez ród mężczyznę, a teraz stara się godnie prezentować u jego boku.

W moim życiu pomawiano mnie o...
bycie egocentryczną, pustą damą, której nie obchodzi nic więcej niż ona sama i jej wygodne życie, o bycie kobietą niezbyt mądrą, pozbawioną wyższych ambicji i tego typu rzeczy, które akurat są w znacznej mierze zgodne z prawdą, ale na pewno zdarzały się też i nieprawdziwe plotki. Jednak nikomu nie dałam nigdy podstaw do wątpienia w moją dobrą reputację, bo zawsze starannie o nią dbałam.


DO WIADOMOŚCI MISTRZA GRY

Tę sekcję widzisz tylko Ty i Mistrz gry

Mistrzowi gry chciałbym przekazać, że...
Corinne Rosier
Corinne Rosier
Zawód : dama
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To nie miłość jest najważniejsza, lecz obowiązek wobec rodu.
OPCM : 4 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 8 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11795-corinne-rosier-avery https://www.morsmordre.net/t11797-listy-do-corinne https://www.morsmordre.net/t12113-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11798-corinne-rosier
Corinne Rosier
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach