Wydarzenia


Ekipa forum
Wejście do ogrodu
AutorWiadomość
Wejście do ogrodu [odnośnik]08.06.24 17:47

Wejście do ogrodu

W centrum ogrodu, rozciąga się duża polana otoczona wysokimi drzewami, co zapewnia prywatność i ustronne miejsce na odpoczynek. Wokół polany rosną wysokie drzewa, tworząc naturalną zaporę, która zabezpiecza ogród przed wzrokiem obserwatorów. Ich korony tworzą gęsty dach, chroniący przed nadmiernym nasłonecznieniem i nadając lasowi magicznego wyglądu. Drzewa są pokryte mchem, a ich pień jest pokryty liśćmi i drobnymi gałązkami. Miejsce to jest pełen dzikiego życia - ptaki śpiewają w koronach drzew, a wiewiórki skaczą z gałęzi na gałąź. W ogrodzie znajdują się ścieżki pokryte drobnymi kamyczkami, które prowadzą w różne kierunki i zapraszają do odkrywania tego miejsca. Z ogrodu prowadzi zejście na dziką plażę.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście do ogrodu  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wejście do ogrodu [odnośnik]08.06.24 17:59
18 września '58

Do pewnego momentu jej życia rodzina i wszystko co z nią związane było dla niej niezwykle ważne. Pomimo wewnętrznego sprzeciwu i decyzji, które formowały krzyk w jej ciele szanowała tradycję i racjonalizowała sobie wszystko co nie zgadzało się z jej poglądami. Uczono ją od zawsze, że każdy ma swoje miejsce na tym świecie. Konkretne zadanie i rolę, którą przyjdzie mu pełnić, gdy nadejdzie na to czas. Swojego nie doczekała i nie była to rzecz, której aktualnie żałowała. Żałowała jednak wielu innych rzeczy. Porzuconych bliskich, niewykorzystanych okazji, w tym możliwości znalezienia kompromisu – złotego środka. Może los chciał jej podarować kolejną szansę? W tym całym cierpieniu odnaleźć jakikolwiek sens? Pojednanie z rodziną zdawało się być czymś całkowicie irracjonalnym, niemożliwym do wykonania. Była w całkowicie innym momencie życia, a niezależność, którą przez te lata uzyskała nie pozwalała jej na kolejne poddaństwo. A jednak głos w jej głowie podpowiadał, że powinna spróbować, bo nawet jeśli nie odbuduje tych relacji całkiem, to może choć uratuje niektóre z nich. Była rozdarta między dwoma światami – jednym, który znała i drugim, który dopiero miała odkryć. Cokolwiek wybierze, wiedziała jedno: już nigdy nie będzie tą samą osobą, którą była kiedyś. I to było w porządku.
Magdalene jako żona jej brata nosiła to samo nazwisko, mieszkała w Pałacu, który wcześniej był również jej domem i doświadczała zasad, które i Lucindzie nie były obce. W żyłach kobiety płynęła jednak inna krew i odebrała całkowicie inne wychowanie. Może właśnie dlatego blondynka postrzegała ją w trochę bardziej delikatny i taktowny sposób? Nie miały zbyt wielu okazji do spędzenia czasu we własnym towarzystwie, bowiem przez cały okres mieszkania kobiety w Essex, czarownica była tam jedynie duchem. Lucinda podejrzewała, że kobiecie nie było łatwo. Znała swojego brata i choć ten zawsze stawał po jej stronie, obdarowywał ją uwagą i ciepłem, to rzadko okazywał to innym. Przez długie miesiące, a nawet lata pozostawał na obczyźnie wykonując powierzone mu obowiązki, a Maggie musiała mierzyć się z samotnością. W gruncie rzeczy czy aby na pewno było to dla niej takie złe?
Nie znały się nazbyt dobrze, ale jej pojawienie się w Suffolk przyjęła z dozą wdzięczności. Może brakowało Lucindzie obcych twarzy? Może po Krike chciała dowiedzieć się jakie plotki na jej temat zaczęły krążyć w towarzystwie, bowiem nie wierzyła by tych nie było wcale. Szanowała każdą osobę wyciągającą do niej dłoń w tym trudnym czasie i wiedziała, że mieszkańcy Przeklętej Warowni robią co w ich mocy by czuła się tu dobrze i bezpiecznie, ale była wolnym duchem. Koczownikiem nie umiejącym w pełni doceniać bezpieczeństwa murów. Obecność nowej osoby była dla niej jak powiew świeżego powietrza. Ktoś, kto nie znał jej przeszłości, nie miał uprzedzeń, mógł wnieść nową perspektywę do jej życia. Może właśnie tego teraz potrzebowała – innego spojrzenia, odmiennych myśli, które mogłyby pomóc jej zrozumieć siebie samą.
- Cieszę się, że cię widzę, Magdalene – zaczęła spokojnym tonem, gdy powolnym krokiem weszły do ogrodu. – W Kirke nie miałyśmy okazji by zamienić więcej niż jedno słowo. Specyficzna noc, nie sądzisz? – do dziś nie rozumiała co tak naprawdę wtedy się wydarzyło, ale nie zaprzątała sobie tym głowy. Miała szczęście, że trafiła z powrotem tutaj – do domu. – Chciałabyś napić się czegoś czy pospacerujemy? Opowiedz mi jak się miewasz i czy w Essex jakoś sobie radzicie – może zbyt szybko pozbyła się odpowiedzialności za własną historię, ale nie wiedziała czy już teraz jest gotowa na kolejne pytania.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Wejście do ogrodu  Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Wejście do ogrodu [odnośnik]15.07.24 0:57
Her heart, in spite, is warm and bright
Her smile awakes the Northern Light

Przez pierwsze dni po spotkaniu w Zaciszu Kirke zupełnie nie miała głowy do tego, by zastanawiać się nad tym co sprowadziło Lucindę z powrotem na łono ich konserwatywnego środowiska. Nikt nie mógłby jej za to winić, musiała wszak wpierw przełknąć wstyd, żal i strach wywołane efektem - najpewniej - dolanego do ich szampana eliksiru. Nie wiedziała do kogo może się zwrócić z żądaniem rekompensaty w sposób, który zupełnie by jej nie pogrążył. Z pewnością też nie mogła napisać do mężczyzny, którego los tak perfidnie jej podsunął; nie miała na to odwagi. Gdyby jej relacja z Blaisem była lepsza, być może czułaby się dość bezpiecznie, by bez skrępowania wypłakać mu się w ramię i zapytać o radę; ale że było jak było, to starą metodą szlochała w wannie po odprawieniu służki, a potem, wyszorowana do czerwoności, założyła czystą szatę i kontynuowała swoje obowiązki jak gdyby nigdy nic. Miała na podorędziu niejedną maskę spokoju, sympatii lub skupienia.
Pod tym wszystkim czuła się jednak zmęczona i zgnębiona i dopiero gdy już odegnała najczarniejsze przypływy melancholii mogła w końcu przypomnieć sobie o wszystkim co wydarzyło się wcześniej. Rozmyślała o tym przeglądając mapy, książki i gazety. Nie zdawało jej się, by Blaise lub ktokolwiek inny wspomniał jej już o tym, że Lucinda do nich wróciła. Choć po mężu spodziewała się utrzymywania sekretów, zdawało się, że wydarzenie takiej skali powinno odbić się echem przynajmniej za bezpiecznymi murami Beaulieu - bo w to, że Lucinda mogła nie pragnąć rozgłosu w kraju z obawy przed reperkusjami ze strony Zakonu Feniksa była skłonna uwierzyć.
Nie były nigdy przyjaciółkami, nie miały okazji poznać się na tyle dobrze; pierwsze lata małżeństwa Magdalene były smutne i pełne zawodu, gdy wciąż wierzyła, że jeżeli będzie starać się wystarczająco Blaise w końcu naprawdę ją pokocha. Poświęcała wtedy masę czasu na to, żeby mu się przypodobać, co dziś wspominała z zażenowaniem i niechęcią - ale przynajmniej wyszło z tego tyle dobrego, że wykorzystywała każdą okazję, aby zrobić dobre wrażenie także na jego siostrze. Kiedy już Lucinda zjawiała się w rodzinnym pałacu Magdalene wykazywała wielkie zainteresowanie jej podróżami i zajęciami; może dlatego, że były one tak różne od tego, do czego była przyzwyczajona. Właściwie brzmiały jak spełnienie najromantyczniejszych, byronowskich marzeń. Może i nie była to droga, na którą Magda by się zdecydowała, ale lubiła słuchać. Wypiły razem nie jedną lampkę wina i odnosiła wrażenie, że dogadywały się całkiem nieźle. W zalewie obojętności i fałszu, z jakimi zaczęła spotykać się po opuszczeniu Derby, Lucinda zdawała się wyjątkowo prawdziwa. Życzliwa. Siostra męża przypominała Magdalene jej własne rodzeństwo i chyba dlatego darzyła ją mimowolną sympatią.
Kiedy zdradziła, także Magdalene ubodło to wyjątkowo mocno, choć z powodów innych niż Blaise'a czy Morganę. Lucinda zdecydowała się porzucić własną rodzinę, wystąpić przeciwko wszelkim zasadom; to było bezduszne, ale też odważne. Uznała swoje ideały, swoją moralność za ważniejsze od więzów krwi. W oczach Magdalene urosła na przestrzeni lat do postaci bohaterki na miarę nowożytnych dramatów. Tęskniła za nią, wyrażała publiczną dezaprobatę, bała się o nią piekielnie, bo wszak większość rzeczy, które słyszała o działaniach terrorystów nie była pochlebna... ale gdzieś w tym wszystkim czaiło się też ziarno sympatii, jakaś gorycz. Bo po drugiej stronie konfliktu byli rodzice i rodzeństwo Magdalene, a Lucinda była im teraz bliższa niż ona sama. I Magda nigdy nie wyzbyła się w pełni poczucia winy narosłego z myśli, że może ojciec jest nią zawiedziony.
Zawiedziony, że nie miała odwagi zrobić czegoś podobnego.
Zobaczyć ją na nowo w Londynie było zarówno ulgą jak i szokiem. Z jednej strony była pewna, że czarownica żyje i jest bezpieczna, z drugiej... kompletnie niczego nie rozumiała. Lucinda przez tak długi czas zdawała się absolutnie pewna obranej drogi, a tak nagłe zmiany zdania nigdy jej nie charakteryzowały. Musiało wydarzyć się coś prawdziwie okropnego - być może prawdą było, że zwolennikom Harolda Longbottoma nie można było ufać? Cała masa hipotez nasuwała się sama; być może ktoś wbił Lucindzie nóż w plecy, skrzywdził ją, zranił, być może napatrzyła się na zbrodnie wojenne, które okazały się dla niej po prostu zbyt przytłaczające? Tak czy owak, chciała wierzyć, że jakąkolwiek Lucinda podjęła decyzję, była ona dla niej najlepsza.
Chciała również wierzyć, że żadna krzywda nigdy nie spotkała jej ze stronu rodu Greengrass.
Biorąc pod uwagę te wszystkie wątpliwości i tęsknotę, nic dziwnego, że gdy zobaczyły się w końcu na ziemi namiestnika Macnair w pierwszej kolejności wyciągnęła do Lucindy ręce, by uścisnąć ją czule za obie dłonie.
- I ja również jestem szczęśliwa, że znów cię widzę, dobra siostro - Dawno temu podobne określenie wymsknęło jej się podczas jednej z ich rozmów, a Lucinda przyjęła to życzliwie. Czy przyjmie tak i teraz? Wendelina, dla przykładu, nigdy nie pozwoliła sobie na to, by Magdalene czuła się w jej towarzystwie swobodnie. Nie żeby szczególnie tego żałowała. - Specyficzna i trudna, ale wolałabym odłożyć ten temat na później - powiedziała cicho, zakładając za ucho kępek włosów wychodzący z luźnego upięcia. Wiedziała, że jeśli będzie do tego wracać znów wpadnie w panikę, a w centrum jej uwagi miała być dziś Lucinda. - Myślę, że spacer dobrze nam zrobi. Dni są coraz krótsze, wypadałoby skorzystać z ładnej pogody. - Łagodnie pociągnęła jednak Lucindę w kierunku zacienionej części ogrodu, bo przecież nie mogła zbyt długo przebywać na pełnym słońcu. - Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, miewam się zaskakująco dobrze - Było to nieznaczne zakrzywienie prawdy, ale nie nawykła do narzekania. Spojrzała przy tym na towarzyszkę z ukosa, zastanawiając się ile tak naprawdę wie o jej relacji z Blaisem, o tym jak wyglądało ich pożycie po tym jak straciła dziecko. - Mam na myśli zdrowie, rzecz jasna. Moje dobre samopoczucie niszczeje za każdym razem, gdy uświadamiam sobie ogrom pracy jaki czeka nas wszystkich, aby odbudować kraj z ruiny. Essex ucierpiało w sierpniowej katastrofie, ale co by wiele mówić, nie jesteśmy jedyni. - Uśmiechnęła się niemrawo, ale nie mogła powstrzymać ciekawości; ostatecznie to życie Lucindy zmieniło się ostatnio tak gwałtownie, z pewnością miała do opowiedzenia znacznie więcej. - Naprawdę cieszę się z twojego powrotu, lecz nie mogłabym nie zapytać... dlaczego Suffolk? - Czy obawiała się, że w Essex zostanie stracona? Przy całym gniewie Morgany wątpiła, by Blaise na to pozwolił, a ona z całą pewnością by go poparła. Nie tylko dlatego, że tak wypadało żonie. - Kiedy widziałam cię ostatnim razem... zdawałaś się szczęśliwsza - dodała ciszej, marszcząc nieco brwi.
Co oni tam z tobą zrobili?


woman

Nie widziałam cię już od miesiąca
I nic, jestem może bledsza
Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca
Lecz widać można żyć bez powietrza

Magdalene Selwyn
Magdalene Selwyn
Zawód : Dama, żona, pisarka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
tale as old as time
song as old as rhyme
OPCM : 5 +2
UROKI : 6 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Duty
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12193-magdalene-selwyn#375375 https://www.morsmordre.net/t12208-belisama#375845 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t12209-skrytka-bankowa-nr-2615#375846 https://www.morsmordre.net/t12210-magdalene-selwyn#375850
Wejście do ogrodu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach