Wydarzenia


Ekipa forum
Dom kluczy
AutorWiadomość
Dom kluczy [odnośnik]04.12.16 0:53

Dom kluczy

Nie do końca wiadomo, do kogo należał budynek. Od lat stoi pusty, jeśli nie liczyć tysięcy kluczy zawieszonych na sznurkach pod sufitem czy na gwoździach wbitych w ściany oraz starej skrzyni ukrytej pod podłogą, którą w tak dobrym stanie zapewne musi utrzymywać magia. Niektóre opowieści mówią, że skrzynia była własnością pewnego czarodzieja, który otrzymał ją od swej ukochanej, lecz za sprawą klątwy nigdy nie był w stanie dostać się do skrywanego w jej wnętrzu cennego skarbu. Chociaż znosił do chatki coraz to nowsze klucze, żaden z nich nie pasował do zamka, dlatego też po dziś dzień znajdują się w tym samym miejscu, powoli, acz nieubłaganie niszczejąc. Nie wiadomo, która z wielu historii krążących wokół tego miejsca jest prawdziwa, ale po dziś dzień przyciąga ciekawskich, którzy chcą poznać tajemnicę skrzyni lub po prostu poszukują spokoju, który zapewnia to odludne miejsce. Dziwnym sposobem zabrane stąd klucze po kilku godzinach znikają osobie, która je przywłaszczyła i wracają na swoje miejsce w chatce.

1-20 - Zdjęty przez ciebie klucz parzy cię w rękę, pozostawiając zaczerwieniony, piekący ślad, który utrzymuje się przez kilka następnych dni.
21-40 - Z kluczem nic się nie dzieje, jednak zupełnie nie pasuje do zamka skrzyni.
41-60 - Gdy zdejmujesz klucz, ten wypada ci z dłoni. Szukając go na podłodze, w szparze między deskami znajdujesz nieco zmatowiałego galeona.
61-80 - Bierzesz do ręki jeden z kluczy, jego główka jest zdobiona rzeźbionym motywem jednorożca. To twój szczęśliwy dzień, do końca fabularnego dnia otrzymujesz bonus +1 do rzutów kością.
81-100 - Wybrany przez ciebie klucz okazuje się idealnie pasować do dziurki. Możesz otworzyć skrzynię, a w środku znajdujesz złote monety. Niestety, to złoto leprokonusów, które po kilku godzinach zniknie z twoich kieszeni.
Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dom kluczy Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dom kluczy [odnośnik]16.02.17 23:04
/ 20 kwietnia?

O niesamowitych skarbach w Domu Kluczy mówiło się wśród poszukiwaczy od dawien dawna. Był to temat wywołujący żywą dyskusje i spore kontrowersje. Krążyły legendy o domu bez właściciela. O zamku z milionami kluczy. Wydawać by się mogło absurdalnym podążanie za czymś czego nikt nigdy nie sprawdził i nikt nigdy nie widział. Jednak cały urok bycia poszukiwaczem artefaktów tkwił w wierze zabobonom, legendom i podaniom. Jedni mówili, że klucz otwiera skrzynię ze złotem. Inni, że nieszczęśliwie zakochany czarodziej zamknął tam to co miał najcenniejsze. A jeszcze inni uważali, że to zemsta zdradzonej kobiety. Klątwa rzucona by doprowadzić do obłędu narzeczonego, który zdrady się dopuścił. Ile ludzi tyle prawdziwych wersji, a Lucinda nie wierzyła w żadną z nich. Magia miała to do siebie, że potrafiła zwieść na manowce nawet starych wyjadaczy. Magia pozwalała nam widzieć logikę tam gdzie chcieliśmy ją zobaczyć i właśnie dlatego opowiedzenie się po którejkolwiek ze stron groziło gorzkim jak piołun rozczarowaniem. Blondynka nie należała do osób, które lubiły marnować swój czas. Płynął zbyt szybko by daremnie rzucać nim o piach i nazbyt łatwo było go stracić by zwyczajnie przestać ryzykować. Dlatego też postanowiła sprawdzić opowiadane przy ogniskach opowieści. Choć miałoby w tym nie być ani krzty prawdy to utarcie nosa tym wszystkim przemądrzałym i wszystkowiedzącym poszukiwaczom było tego warte. Bycie kobietą w zawodach przejętych przez mężczyzn czasem było trudne. Tylko czasem. Kiedy słyszała, że robi coś źle przynajmniej wiedziała, że to szczerość, a nie jakaś bezpodstawna zazdrość krzycząca każdą komórką kobiecego ciała. Przedmieścia Londynu. Stukot jej butów odbijający się od kolorowej kostki. Zapomniała jakie to miasto jest ładne o tej porze roku. Zapomniała bo nadal uparcie uciekała od myślenia o Londynie jako... jej miejscu. Przeplatające się życie mugoli z życiem czarodziejów w takim miejscach było niesamowicie wyraźne. Chroniące magią sklepy, restauracje, puby, a nawet place z wymurowanymi posągami wielkich czarodziejów. Selwyn uważała, że czary nie są potrzebne do ukrywania ich świata. Typowy mugol nie widział nic prócz czubka swego nosa i przechadzający się w bieliźnie Albus Dumbledore nie mógł tego zmienić. Musiała przejść przez plac  by dotrzeć do parku, a z niego przejść ścieżką do ukrytego przed wzrokiem ludzi Domu Kluczy. Teleportację uznała za lenistwo bo chociaż każdego dnia dziękowała za tak cudowną umiejętność to zbyt długo czekała na wiosnę by teraz się jej wyrzec. Grający na klarnecie chłopiec zaczął obskakiwać Lucindę z każdej strony blokując jej ścieżkę. Widocznie nawet kiedy nie chciała nadal prezentowała się jak szlachcianka. Roześmiała się widząc jego zaciętą walkę o jej uwagę. Pokiwała w końcu głową wyjmując z sakiewki kilka galeonów i podrzucając je delikatnie opuściła do leżącego na kolorowej kostce kapelusza.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Dom kluczy Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Dom kluczy [odnośnik]20.02.17 1:34
Gdybym tylko kiedykolwiek potrafił wierzyć w prawdziwość przepowiedni, nigdy nie pomyślałbym, że ciągłe natykanie się na Lucinde Selwyn może być w jakimkolwiek stopniu przypadkowe. Jej obecność na weselu Inary nie była co prawda niczym zaskakującym, wszak również była szlachetnie urodzona, a jednak rozmowa, jaką wówczas odbyliśmy, ostatecznie zaprowadziła mnie tego dnia na prawdziwe dno, kiedy to zamknąłem się z butelką ognistej whisky we własnym pokoju. Żałośnie spędzony wieczór i jeszcze gorszy poranek dnia następnego, a szkoda. Był to jeden z tych pierwszych, kiedy w Wielkiej Brytanii naprawdę panowała już wiosna i o wiele milej spędzałoby się go na zewnątrz, miast użalać się nad sobą w czterech ścianach. Dzisiaj najwidoczniej doszedłem do tego samego wniosku, kiedy to wyprowadziłem samego siebie na spacer, chcąc oderwać swoje myśli od przykrości dnia codziennego i po prostu dać umysłowi odpocząć. Nie podążałem w żadnym konkretnym celu, pozwalając nogom nieść mnie ze swobodą przed siebie, jakbym był jednym z dziesiątek płatków kwiatów, obrastających teraz drzewa, jakie za jakiś czas ponownie opadną, ustępując miejsca soczystym, dojrzałym od promieni słonecznych owocom. W ten sposób trafiłem tutaj, na tę kolorową kostkę, grzejąc kark w ciepłych promieniach delikatnego, kwietniowego słońca. Błądziłem wzrokiem od szyldu do szyldu, jakbym nie potrafił się zdecydować, gdzie powinienem zajrzeć najpierw, ale w tym wszystkim sprawiałem również wrażenie głęboko zamyślonego. Może dlatego nie podbiegł do mnie chłopiec z klarnetem, a zamiast tego skupił całkowicie uwagę na Lucindzie. Uganiając się wokół niej z hałasem, musiał wreszcie zwrócić także i moją uwagę. Skierowałem w jej kierunku spłoszone spojrzenie, wciąż jeszcze nie wiedząc gdzie tak naprawdę jestem, ale nim zdążyła wrzucić pieniądze do kapelusza chłopaka, rozeznałem się w sytuacji. Prychnąłem cicho, nie potrafiąc nadziwić się przewrotności losu, a jednocześnie nie mogłem powstrzymać się przed zagadnięciem do niej, chociaż nie bardzo potrafiłem stwierdzić, dlaczego tak było. Może kusiła mnie jej delikatna uroda, w letnich promieniach słońca jeszcze bardziej świetlista niż wtedy, na weselu, a może po prostu pragnąłem się przywitać, jak to ja, pchając się tam, gdzie może niekoniecznie pragnęło się mego towarzystwa. Chociaż tak po prawdzie, pewnie kierowała mną wyłącznie ciekawość jak zareaguje na moje towarzystwo. Po feralnej wróżbie mogłem nie pożegnać się należycie, chociaż bardzo starałem się, aby owe pożegnanie nie brzmiało nieodpowiednio. Znalazłszy się w pobliżu Lucindy, z przekory dla własnych zasad dorzuciłem swojego galeona do tych kilku, jakie oddała chłopcu dziewczyna i to wystarczyło, aby opuścił nas z rozradowaną twarzą. Nie patrzyłem jednak na niego, a na pannę Selwyn.
- Jesteś pewna, że oczekiwał złota, a nie tych śmiesznych, mugolskich pieniędzy?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Dom kluczy [odnośnik]21.02.17 10:22
Lucinda bardzo dobrze znała delikatne dźwięki rozbrzmiewające z tego pięknego instrumentu. Powracały wspomnienia z dzieciństwa; godziny ciągłego grania, nieudane dźwięki, ciężka praca włożona w naukę gry na instrumencie, którego przez długi czas nienawidziła. Ponoć ambicja zaczyna się tam gdzie sami ważymy wielkość naszych celów. Pchnięcie przez kogoś jest tylko rozwinięciem czyjeś ambicji. Lucinda od najmłodszych lat podążała ślepo za tym co przygotowała dla niej matka. Nauka malarstwa, gry na fortepianie, tańca baletowego, gry na klarnecie… chociaż doskonale wiedziała, ze te umiejętności miały pomóc jej w przyszłym życiu to od zawsze czuła, że to tylko niespełnione marzenia jej matki. Tworzenie dzieci idealnych. I chyba z dwójką całkiem dobrze jej poszło. Blondynka w końcu polubiła grę na klarnecie tak jak polubiła grę na fortepianie, a w rezultacie nawet sztuka była niej czymś wartym poświęcenia uwagi. Chociaż nigdy nie miała być tak idealna jak jej siostra to jednak była szlachcianką. Szlachcianką chcącą wśród miliona kluczy znaleźć ten jeden pasujący. Utkwiła spojrzenie w chłopcu nagradzając jego żywe podskoki uśmiechem. Wyglądał na mniej niż piętnaście lat. Czy nie powinien być właśnie w Hogwarcie? Kształcić się, rozwijać… by później nie skończyć pogrywając od rana do wieczora na instrumencie?   Żyli w czasach trudnych. Każdy to wiedział chociaż słowo „trudny” dla każdego równało się z czymś innym. Jedni widzieli trudność w ograniczeniach, inni w ciągłych prześladowaniach, a jeszcze inni widzieli ją tam gdzie już nic więcej nie pozostało. Dlatego blondynka nic nie powiedziała. Nie każdego było stać by w spokoju posłuchać kilku dźwięków instrumentu, nie każdego było stać by za te dźwięki zapłacić, ale ją na szczęście było. Wyrwana z rozmyśleń przeniosła spojrzenie na wrzucającego galeona mężczyznę. Nie mogła być bardziej zaskoczona jego obecnością chociaż przecież powinna już zacząć się do tego przyzwyczajać. Przypadkowe spotkania stawały się wyznacznikiem ich znajomości. Blondynka utkwiła spojrzenie w twarzy mężczyzny. Czarne jak węgiel oczy, ostre rysy twarzy, zaciśnięte w kreskę usta. Chyba nie miała wcześniej okazji mu się przyjrzeć. Przez jakiś czas Lucinda zastanawiała się czy podczas ich ostatniego spotkania powiedziała coś złego. Zdarzało jej się nie poświęcać zbyt dużej uwagi do tego co mówi, ale zwykle działo się to tylko przy ludziach, których bardzo dobrze znała, albo ludziach, którzy nie znali jej. Zwykle starała się nie mówić zbyt wiele chociaż nie zawsze jej to wychodziło. Uniosła tylko brew i przeniosła spojrzenie na oddalającego się od nich chłopca. - W kieszeni miał tańczącego Nieśmiałka. Jestem prawie pewna, że nie znalazł się tam przypadkiem. - powiedziała wracając spojrzeniem do mężczyzny. - Co za niespodziewane spotkanie. Jeszcze jeden taki zbieg okoliczności i zacznę podejrzewać, że mnie śledzisz. - odparła, a kącik jej ust uniósł się w uśmiechu. Już nie byli na weselu. Wśród arystokratów spoglądających na nich kątem oka, wśród złych ciotek marzących by w końcu wydać ją za mąż. Wśród wróżb i przepowiedni. O wiele bardziej wolała taki wariant spotkania.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Dom kluczy Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Dom kluczy [odnośnik]21.02.17 11:12
Wykrzywiłem usta w ironicznym uśmiechu, nie potrafiąc odnaleźć innego sposobu na okazanie własnych uczuć. Słowa nieczęsto bywały jedynym rozwiązaniem, czyż nie ja, który zawsze dużo mówiłem, wiedziałem o tym najlepiej? Zignorowałem nieśmiałka. Ulicznik zaczepiający prawdziwych czarodziejów podczas spaceru nie zasługiwał nawet na odrobinę mej uwagi, a to, że przed sekundą mu ją poświęciłem wraz z tym jednym galeonem, powinno mi wystarczyć na kilka długich tygodni. Nie od dziś nie interesował mnie los innych, tych słabszych czy posiadających w życiu jeszcze mniej szczęścia ode mnie. Z ich perspektywy pewnie musiałem być zadufanym w sobie, samozwańczym bóstwem, mogącym decydować o życiu czy śmierci. To pozycja mego rodu i pieniądze potrafiły zagwarantować mi jakiekolwiek wpływy i to one wykształciły we mnie podobne wrażenie. Nie było więc nic zdrożnego w mojej dumie oraz ignorancji. Tylko człowiek, który spada na dno potrafi zrozumieć potrzeby tych, który byli tam od zawsze… chyba, że nosi w sobie prawdziwie dobre serce. Mnie najwidoczniej amputowali je jeszcze przed moimi narodzinami, gdyż jedyne na co potrafiłem póki co się zdobyć, była ignorancja i zamknięcie oczu na prześladowania i walkę o własne istnienie.
Zmierzyłem jasnowłosą ostrożnym spojrzeniem, jakbym nie potrafił pojąć czy był to jedynie żart, czy faktycznie skłonna była poddać genezę naszego kolejnego, przypadkowego spotkania w wątpliwość. - Mam na to remedium. - oznajmiłem, na moment uciekając wzrokiem w stronę kolorowej kostki. Od kiedy takie słowa mogły mnie zawstydzić? Cóż, odpowiedź na to pytanie aż zanadto klarownie kształtowała się w moim umyśle. Od czasu wypadku wciąż nie potrafiłem odszukać swojej zachwianej wówczas pewności siebie. Wszystko było prostsze, gdy nosiłem cudzą twarz, a spotkanie z Deirdre, teraz, kiedy już wiedziała o moim kalectwie było przyjemnym wyjątkiem. Do Lucindy nie czułem nic głębszego. Ani nienawiści, ani przyjaźni, ni fascynacji. Było jedynie delikatne zaciekawienie, właściwe dla ludzi, który dopiero się poznają, chociaż przecież żadne z nas zapewne nie mogło z pełną świadomością przyznać, iż pragnie towarzystwa drugiego. Byliśmy różni, a zarazem podobni. Nagle uśmiechnąłem się kompletnie inaczej niż przed momentem. Na mojej twarzy pojawiła się przekora i pewność, jakiej od dawna nie czułem względem samego siebie. - Zaplanujmy następne spotkanie, abym nie musiał Cię więcej śledzić. Tropienie człowieka jest trudniejsze od poszukiwania smoka. - czy tak było w rzeczywistości czy jedynie naginałem prawdę? Trudno powiedzieć, dla mnie chyba nie było większej różnicy. Przyjrzałem się jej twarzy uważnie, chcąc dokładnie wyłapać jej reakcję. Czy miała wykazać zainteresowanie planowaniem widzenia czy może wprost przeciwnie? - Dokąd zmierzasz, Lucindo? Zdradź mi, zanim znów podążę za Tobą w trollowe objęcia. - tym razem już wyraźnie sobie zakpiłem, uśmiechając się przekornie, ale w gruncie rzeczy wcale nie niesympatycznie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Dom kluczy [odnośnik]21.02.17 13:15
Różnili się od siebie, a jednak w pewnych kwestiach zachowywali się podobnie. Oboje uparci, oboje ciekawi, oboje konsekwentni, a jednak znajdujący się na różnych granicach. Lucinda od zawsze bardziej przejmowała się życiem innych ludzi niż swoim. Nie przeszłaby obojętnie obok potrzebującej jej pomocy osoby i nie pożałowałaby uwagi komuś kto o tę uwagę zabiegał. I choć wydawało się, że te cechy są czymś pozytywnym w jej życiu to wcale tak nie było. Żyli w świecie gdzie egocentryzm połączony z egoizmem jest środkiem do celu. W świecie, w którym nie było miejsca na naiwność, altruizm i poświęcenie. Tak wiele razy konfrontowała się z tą prawdą, że mogłoby się wydawać iż w końcu pojęła ten mechanizm i przyjęła go z zimną pokorą. Jednak wcale tak nie było. Nie da się odrzucić tego kim się jest nawet jeśli czasem bardzo się tego pragnie. Kiedyś usłyszała, że nie powinna mieć problemu z zachowaniem zimnej krwi, ignorancją i konszachtowaniu się w trudnych sytuacjach. Była Selwynem, a w ich krwi prócz ognia płynęło też kłamstwo. Widocznie Lucindzie daleko było i do Selwyna i do Notta. Wbrew wszystkiemu wcale nie było jej z tym dobrze. Nie uważała, że mógłby ją śledzić. Nie znali się zbyt dobrze, nie spędzali ze sobą czasu, kiedy uczęszczali do Hogwartu, a nawet bliskie kontakty z Travisem i Leo nie sprawiały, że spotykali się jakoś częściej. Teraz los wziął sobie za cel krzyżowanie ich ścieżek raz za razem. Tyle w jej życiu zależało właśnie od przewrotności losu, że powinna w końcu uwierzyć w jego istnienie. Pomimo tego, że ich spotkania były tylko zrządzeniem przypadku… przypadku, który na pewno w jakimś stopniu ją intrygował, wcale jej one nie przeszkadzały. Wiedziała, że nie powinno się liczyć na samotność w miejscu pełnym ludzi. Chociaż oboje wiedzieli jak się skończyło ich ostatnie ingerowanie w samotność. Mam na to remedium. Słysząc to uniosła brew zaciekawiona. Kto wie gdzie mogli spotkać się kolejny raz. Tak naprawdę było bardzo mało miejsc w Londynie, w których Lucinda mogła się pojawić. Nadal preferowała obce miejsca. Nadal widziała swoją ukochaną stolicę przez pryzmat nieprzyjemnych przeżyć. Zaśmiała się dźwięcznie na jego propozycje. - Jakim byłabym człowiekiem pozwalając by lord błądził w poszukiwaniu mnie? - odparła czysto retorycznym pytaniem. - To wydaje się być rozsądnym rozwiązaniem. - dodała jeszcze uśmiechając się. Na jego pytanie powiodła wzrokiem w stronę parku i znajdującego się za nim ukrytego celu. Tak naprawdę nie wiedziała co może ją tam spotkać, ale taki właśnie był urok pracy poszukiwacza artefaktów. Jeśli mógłbyś się przygotować na to co tam spotkasz… czy to nadal byłoby poszukiwanie czegoś cennego, wielkiego, dawno zapomnianego czy byłoby to odkrycie kolejnego niepotrzebnego śmiecia, do którego mógł dotrzeć każdy? Miała przy sobie swoją różdżkę, która zwykle rozwiewała jej wszelkie wątpliwości. Przeniosła spojrzenie na mężczyznę zastanawiając się czy ten naprawdę zechce jej towarzyszyć. Pamiętała jak ostatnim razem próbował ją zabrać jak najdalej myśląc, że znalazła się w tym lesie czystym przypadkiem. Przypadek to było słowo klucz we wszystkim co ich dotyczy. - Nie wiem co nas tam może spotkać. Czy kolejny leśny troll, czy wściekły hipogryf, a może krzykliwa szyszymora. - odparła niepewnie, ale na jej ustach nadal tkwił ten uśmiech zwiastujący całkiem ciekawą przygodę. - Słyszałeś kiedyś o Domu Kluczy? - zapytała tym samym zdradzając swój cel.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy


Ostatnio zmieniony przez Lucinda Selwyn dnia 22.02.17 8:15, w całości zmieniany 1 raz
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Dom kluczy Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Dom kluczy [odnośnik]22.02.17 0:24
Gdyby nie przewrotność losu, najpewniej nie spędzalibyśmy teraz wspólnie czasu ani tutaj, na tej niezwykle pstrokatej ulicy zalanej promieniami wiosennego słońca, ani nigdzie indziej. Niechybnie leżałbym już od dawna w zimnym grobie, przywalonym górą piasku oraz stosownie wystawnym pomnikiem, opłakiwany przez własną rodzinę (może nawet matka uroniłaby łzę?), nie mając nawet okazji na zajrzenie w ślepia stworzeniu, które dotkliwie mnie poparzyło. Gdyby nie ten sam przypadek, los pewnie nigdy nie zetknąłby ze sobą ścieżek, jakie obraliśmy sobie w życiu z Lucindą. Mijalibyśmy się jak dwa ciała astralne, niby to będąc na tym samym nieboskłonie, a jednak skrupulatnie wirując wokół siebie na swoich własnych orbitach, nie napotykając swego towarzystwa. Jednakowoż, życie nieczęsto bywało nieskomplikowane i sympatyczne, chociaż ta akurat chwila wcale nie musiała być do takowej zaliczona. Zdaje się, że powoli się rozchmurzywszy, wreszcie uśmiechnąłem się w prawdziwie szczery i otwarty sposób. Zupełnie tak, jakby jej przystanie na moją propozycję serdecznie mnie uradowało. - W takim razie, w stosownym czasie wystosuje odpowiednie pismo, lady Selwyn. - przysunąłem dłoń do piersi i złożywszy ją na niej, delikatnie pochyliłem głowę w symbolicznej parodii ukłonu. Zaraz potem wyprostowałem się ponownie, aby podążyć wzrokiem za jej spojrzeniem. Zerknęła w stronę parku, a ja z początku nie pojąłem, cóż takiego mogłoby ją tam sprowadzić. Czyżby chciała spędzić w nim spokojne, leniwe popołudnie, a ja, nieokrzesany Greengrass, tak bezczelnie zajmowałem uroczej lady jej czas wolny? Każde kolejne słowo, które mi serwowała, działało dokładnie w ten sposób, w jaki mogła przewidzieć iż zadziała, jeżeli pamiętała jak zachowałem się w Ferrels Wood. Było to niespełna miesiąc temu, a jednak skoro ja doskonale zapamiętałem tamte chwile, czemuż Lucinda miałaby wyprzeć je ze swej pamięci? Ach, naiwny w swej próżności wciąż uważałem, że ludzie powinni dokładnie zapamiętywać każdy mój ruch, gest czy sarkastyczną uwagę. Życie prędzej czy później musiało zweryfikować moje poglądy, a Merlin raczył dać, że raczej nie był to ten dzień. Gdybym tylko był zwierzęciem, zapewne zastrzygłbym w tym momencie uszami, łapczywie chłonąc każde jej słowo. Żywe zainteresowanie odnalazło wreszcie odbicie na mojej twarzy. - Nie - przyznałem bez cienia zawahania, uznając że w tej chwili przyznanie się do niewiedzy nie jest żadną ujmą. - Zagnieździła się w nim niezwykle złośliwa zjawa? - zacząłem zgadywać. Moje czarne jak bezgwiezdne niebo oczy zdawały się nieco pojaśnieć od nieskrywanego entuzjazmu na tę myśl.  - A może w ogródku zalęgło się stado rozsierdzonych buchorożców? - och, jakże pragnąłem, aby tak było. Wizja zbliżającej się przygody ocieplała moje stwardniałe serce.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Dom kluczy [odnośnik]22.02.17 8:49
Lucinda wyrzuciła z głowy myśli o wpływającym na nich losie. Nikt nie chciał myśleć, że coś niezależnego od nich może jakkolwiek wpływać na ich życie. Nikt nie chciał do końca widzieć, że jego życie tak naprawdę nie do końca znajduje się w jego rękach. Blondynka wiedziała jak to jest działać pod wpływem zawahania, jak wiele może kosztować takie zatrzymanie się w zimnym odrętwieniu. Często powtarzała, że gdyby ludzie myśleli o sobie i o zbliżającym się zagrożeniu mogliby bo tego nie dopuścić. Jednak czasami kombinacja myśli dawała nam całkowicie odwrotny efekt. Dlatego Lucinda skupiła się teraz na swoim celu. Czuła się tak jakby znowu miała tylko dwadzieścia dwa lata i świat do odkrycia. Kiedy zaczynała być łamaczem klątw i pomału wchodziła w świat poszukiwań właśnie od takich rzeczy zaczynała. Od miejsc, które wydawały się być… proste. W końcu co to za zabawa znaleźć jeden klucz i otworzyć nim drzwi. Lucinda wiedziała, że właśnie tych kilka kluczy zdobiących ścianę budynku niejedną osobę doprowadziło do szaleństwa. Odebrało zmysły. Zawsze trzeba było być ostrożnym z magią, a już szczególnie z magią, która może do nas wrócić, która może nas zetrzeć od środka… z czarną magią. A wbrew wszystkiemu Lucinda miała z nią do czynienia dość często. Zazwyczaj przy każdej klątwie. Dobrze wiedziała jakie konsekwencje niosły ze sobą zaklęcia używane przy ich tworzeniu. Chyba nie miała zrozumieć co prócz władzy, zemsty i walki za ideę sprawiało, że tak chętnie się temu oddawali. Uśmiechnęła się na słowa mężczyzny wiedząc, że ta sprawa nie potrzebuje więcej słów. Jeżeli kiedykolwiek stwierdzi, że jego życie jest za mało narażone przez pracę w rezerwacie to powinien wysłać jej wniosek o przygodę. Oboje mieli chyba zbyt wielką ciekawość świata i chęć działania by spędzić czas na właśnie… odpoczynku w parku. Czy to już pracoholizm? Kiedy organizm odpoczywa kiedy człowiek zmaga się fizycznie? Patrzyła jak jego uśmiech się zmienia chociaż nie wiedziała czy to przez to co powiedziała czy zwyczajnie miała szczęście trafiając na niego w dobrym humorze. Od ich pierwszego spotkania w jaskiniach trolla do dzisiaj zdążyła zauważyć u niego szybką zmianę nastrojów. Jego uśmiech bardzo szybko zmieniał się w ironię, a oczy świecące ciekawością w kpinę. Lucinda na szczęście nie bała się zmienności, a ta tylko ją intrygowała. Jedno wiedziała na pewno… lord Greengrass miał wiele twarzy i jeszcze więcej tajemnic. Jeszcze nie czuła potrzeby ich odkrywania. Tak jak nie chciałaby, żeby ktoś odkrywał jej. Kto wie… może finalnie mieli naprawdę wiele wspólnego. Zaśmiała się z rozbawieniem słysząc jego pytania. - Nie jestem pogromcą magicznych stworzeń… co raczej było widać przy mojej walce z trollem. - zaczęła z uśmiechem. - Bardziej… poszukiwaczem artefaktów. Do Domu Kluczy przyczepione są miliony kluczy. Każdy w innym kształcie, każdy w innym kolorze, ale tylko jeden, a przynajmniej tak myślę, otwiera skrzynię, która znajduje się w domu. Jest tyle legend… nikt tak naprawdę nie wie co jest w środku. Nie wiem też jakie czary chronią ten budynek i czy nic się tam nie zalęgło bo ostatnio nie słyszałam by ktoś z tym miejscem przecinał swoje ścieżki. Lepiej przecenić to miejsce niż go nie docenić. To co? Chcesz mi towarzyszyć czy to niezbyt ciekawy sposób spędzenia popołudnia? -zapytała unosząc brew, a kącik jej ust drgnął w delikatnym uśmiechu. To co było dla niej ciekawe niekoniecznie miało być ciekawe dla niego chociaż wizja przygody? Ogarniała wszystkich.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy


Ostatnio zmieniony przez Lucinda Selwyn dnia 24.02.17 0:10, w całości zmieniany 2 razy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Dom kluczy Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Dom kluczy [odnośnik]22.02.17 23:57
Gdyby tylko mój ojciec nie był tak uparty w kwestii oddawania czci naszym szlachetnym przodkom i jeżeli tylko zapomniałby, na krótką nawet chwilę, o naszym odwiecznym pragnieniu ochrony uciemiężonych, mój świat mógłby teraz wyglądać kompletnie inaczej. Moją duszę, tak samo jak wiele innych przede mną, mogła skazić czy uwieść właśnie ta sama czarna magia, której można było spodziewać się w domu kluczy. Mogłem nie obawiać się przekleństw, ale cóż byłoby to za życie? Bez depczącego po piętach niebezpieczeństwa, bez przenikliwego dotyku strachu. Lodowaty oddech niepokoju docierał nawet do najodważniejszych mężów, ale nie każdy z nich potrafił zaczerpnąć z niego tyle przyjemności, pławiąc się w rzucanym mu wyzwaniu. To nie mogła być reakcja godna lorda. Zapewne powinienem drżeć o swoje życie z taką samą wrażliwością, jak wszelkie znane mi damy, stając się mężnym jedynie wtedy, kiedy naprawdę stałoby się to konieczne. Ach, jakże było to przereklamowane, jak nudne i pozbawione przyjemności życie bym wiódł. Tymczasem mogłem badać jedne z najurodziwszych stworzeń, niemożliwych do okiełznania dla zwykłego śmiertelnika. Miałem także okazję, aby kosztować życia prawdziwego łowcy, nie tylko smoków, ale i przygód. Każda wyprawa w głębię lasu była źródłem doświadczenia, z którego nierzadko skrzętnie korzystałem. Nie potrafiłem spojrzeć na Dom Kluczy w sposób kompletnie neutralny, ani na trzeźwo ocenić ryzyko, a jednak… - Moje ambicje nigdy nie otarły się nawet o łamanie klątw. - ostrzegłem ją, unosząc delikatnie dłonie w geście bezradności. - Istnieje szansa, iż będę jedynie zawadzał. Ale jeżeli pomimo tego, nie masz nic przeciwko… - zawiesiłem głos, pozostawiając ostateczną decyzję jej samej, ale żadne z nas przecież nie potrzebowało, aby Lucinda po raz ostatni przypieczętowała nasz dzisiejszy los. Zrobiła to już wtedy, gdy dookreśliła swoją propozycję. Nie wykluczywszy mnie ze swojego planu, po raz wtóry skazała się na moje towarzystwo i jedynie czas pokaże czy dokonała właściwej decyzji. - A więc… to w tę stronę? - zapytałem, zapuściwszy się już o kilka kroków naprzód i spoglądając chciwie w stronę parku. Miałem wrażenie, jakby chociaż chwila nieuwagi mogła odsunąć mnie od poznania tajemnicy tych wszystkich kluczy. Niecierpliwość była przypisana chyba wszystkim łowcom adrenaliny. - Nikt jeszcze nie odnalazł właściwego klucza? - wróciłem do tej intrygującej mnie kwestii, kiedy już wyruszyliśmy w drogę. Wydało mi się to niezwykle osobliwe. Czy aż tak niewielu czarodziejów zdawało sobie sprawę z istnienia domu? Czy może to sama posiadłość skutecznie zniechęcała zabłąkanych poszukiwaczy skarbów i szabrowników? Zmarszczyłem brwi w zamyśleniu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Dom kluczy [odnośnik]24.02.17 0:19
Lucinda myślała podobnie. Życie napędzane było adrenaliną i niebezpieczeństwem. A przynajmniej życie, które blondynka wieść chciała. Były trzy rodzaje ludzi; tacy, którzy w spokoju i ciszy widzą sposób na życie, tacy, którzy swoje życie przyporządkowują przypadkowi i tacy, którym przypadek nie wystarcza i sami postanawiają o własne życie zawalczyć. Ponoć mówi się, że w życiu tylko śmierć powinna być łatwa. Wszystko inne to wyzwanie. Dlatego Lucinda nikogo nie krytykowała za wybór spokoju, nigdy nie patrzyła nieprzychylnym okiem na kogoś kto wolał czekać aż przygoda sama zawita do jego drzwi. Wręcz przeciwnie. Szanowała takich ludzi chociaż nigdy nie odnalazłaby się w takim trybie. On chyba też nie. Widziała to w nim teraz i widziała to przy ich pierwszym spotkaniu kiedy chciał ją stamtąd zabrać, a ona nie chciała odejść bez niczego. Widziała, że jemu też o wiele bardziej pasowała ta opcja. Zostać i walczyć. Jakkolwiek miałoby się to skończyć. Może właśnie dlatego też „skazywała” się na jego towarzystwo raz za razem? Może dlatego, że w głębi siebie wiedziała iż dobrze mieć towarzysza, który nie będzie ciągnął cię na siłę tam gdzie jest bezpiecznie, a pozwoli zaryzykować? Chyba miała nadzieje, że tak właśnie było. - W razie czego ja łamię, a ty nas chronisz od buchorożców. - odparła z lekkim wzruszeniem ramion gdy ruszyli. Miała pewne swoje podejrzenia co do tego miejsca, ale wiedziała, że mówienie o nich głośno może tylko rozczarować dlatego po prostu skupiła się na ścieżce. Ciepłe promienie słońca grzały jej policzek, a blondynka była zaskoczona, że w tym roku tak wiele słonecznych dni nawiedziło Anglię. Zwykle bili się o każdy drobny promień. Nie bez powodu też Lucinda wolała spędzać czas za granicą. Na pytanie mężczyzny zamyśliła się lekko przygryzając usta. Zawsze tak robiła kiedy była niepewna czegoś o czym przyszło jej opowiadać. Nawyk, który pewnie nie przystoi szlachciance. - Z tego co wiem to nie - zaczęła spoglądając na mężczyznę kątem oka. - Zależy w co się chce wierzyć. Z jednej strony gdyby nigdy nikt tej skrzyni nie otworzył to skąd te wszystkie legendy o tym co znajduje się w środku? A z drugiej strony gdyby ktoś tam był i ją zabrał to byłoby coś więcej niż legendy. - powiedziała blondynka uśmiechając się szeroko.  - Nie rozczaruj się. - mruknęła przyśpieszając kroku. Właśnie przechodzili przez park. Mijali różnych ludzi i Lucinda zastanawiała się ubiór może świadczyć o przynależności do świata magii bądź o byciu mugolem. W końcu nie każdy przez cały czas chodził w szatach, a prócz tego… czym właściwie się różnili. - Jak to wygląda? - zapytała przerywając własne myśli. - Tropienie smoka. - podsunęła odwracając się głową w stronę, z której przyszli. Mówił, że śledzenie człowieka jest trudniejsze od śledzenia smoka, a ona była tego ciekawa. Kiedy zeszli z parku musieli przejść stromym zboczem w dół. W sumie chyba nikt się nie spodziewał, że będzie szybko i przyjemnie. Inaczej sprzedawaliby bilety do tego miejsca niczym w wesołym miasteczku.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Dom kluczy Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Dom kluczy [odnośnik]24.02.17 1:09
Co mi pozostało? Potaknąłem z uśmiechem, godząc się na przydzieloną mi rolę. Co prawda, nigdy nie mierzyłem się z buchorożcem, a jednak kiedyś musiał nastąpić ten pierwszy raz, nieprawdaż? Czemużby ta chwila nie miałaby nadejść teraz, gdy towarzystwo nie było znowu takie liche? Lucinda nie była przecież bezbronną damą, nad której bezpieczeństwem musiałbym nieustannie czuwać, narażając przy tym również i swoje zdrowie oraz życie. Buchorożcu, gdziekolwiek jesteś, oto Twoja chwila. Ta myśl, swoiste wyzwanie, była tak dziwaczna... a chociaż zabawna, nie uśmiechałem się już. Przyjrzałem się szlachciance, kierując wzrok w kierunku jej ust. Zauważyłem przytomnie, że nie ona jedna miała taki nawyk, a jednak nie potrafiłem przypomnieć sobie gdzie jeszcze widziałem podobne wyrazy zdenerwowania. Pewnie, gdybym trochę pokojarzył, wspomniałbym chwile spędzane w św. Mungu. Była tam jedna uzdrowicielka, w czasach poparzenia łamiąca sobie głowę nad moim przypadkiem, ale Merlin raczył dać, że nie była ona jasnowłosa, toteż nawet przez myśl mi nie przeszło, aby skojarzyć ją z Lucindą. Zasłuchałem się w jej słowa, powstrzymując się przed ponownym zmarszczeniem brwi.
- Ludzie lubią się przechwalać - stwierdziłem, dość sucho zresztą. - nawet jeżeli nic nie widzieli, skłonni są zmyślić cała opowieść tylko po to, aby zebrać wokół siebie kilku słuchaczy. - od razu założyłem istnienie najbardziej pesymistycznej wersji, wiedząc że wolałbym się miło zaskoczyć, niż właśnie rozczarować. A mimo to moje myśli same pomknęły ku tajemniczej skrzyni i równie nieznanej zawartości. Mogliśmy tam znaleźć dosłownie wszystko. Nie tylko niebezpieczeństwo i niepewność, ale również i nagrodę. Stosy galeonów mnie nie pociągały, miałem tego żelastwa pod dostatkiem, a jednak, jak każdy szlachcic, lubiłem posiadać. Przejęcie czegoś legendarnego, jak tajemnicza zawartość skrzyni z Domu Kluczy, było co najmniej interesującą opcją. - Hm? -mruknąłem odruchowo, skupiony na własnych myślach w takim stopniu, aby w pierwszej chwili nie zareagować na jej słowa. Rozejrzałem się wokół kilkoma ruchami gałek ocznych. Uff, wciąż byliśmy w drodze, niczego nie przegapiłem. Zerknąłem na nią, ale nie przyglądałem się długo pannie Selwyn. Strome zbocze nie wybaczało nieuwagi. - Pamiętasz jak weszliśmy wspólnie do jaskini trolla? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Wydawało mi się, że udzielenie jej odpowiedzi w ten sposób może okazać się najprostsze. - Właśnie tak. Szukałem wtedy smoków, a nie odnalazłszy żadnych wyraźnych śladów ich obecności, rozejrzałem się za jajami. - coś niezbyt precyzyjna ta odpowiedź i chyba nawet ja to spostrzegłem. Uśmiechnąłem się pod nosem, świadom, że teraz, w ruchu, nie może odczytać emocji malujących się na mojej twarzy. - To banalnie prosta rzecz, kiedyś Ci pokaże. - obiecałem, sądząc, że będzie to jedno z wielu kłamstw podarowanym przeze mnie szlachetnym panienkom. Nie miałem w tym żadnego celu, poza jednym i zarazem najważniejszym. Nie mógłbym podzielić się z nią tymi informacjami. Nie tutaj i nie teraz. Nie była osobą, z którą chciałbym dzielić swoje tajemnice zawodowe, nawet jeżeli były one aż tak niewinne. Skąd mogłem wiedzieć, że los tak okrutnie ze mnie zakpi i zmusi do wdrożenia w życie planów, jakich nawet nie planowałem wziąć pod uwagę?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Dom kluczy [odnośnik]24.02.17 13:07
Między innymi właśnie dlatego tutaj przyszła. Nasłuchała się tak wielu opowieści o tym miejscu. Każda przesiąknięta niesamowitymi szczegółami bardziej od poprzedniej. Ludzie lubili mówić o rzeczach tajemniczych, niezbadanych czy legendarnych. Rodziło się w nich wtedy przekonanie, że żyją w świecie, w którym są jeszcze rzeczy, których nie można ogarnąć ani magią ani doświadczeniem. Rodziło się przekonanie, że póki mamy co odkrywać jesteśmy wielcy. Lucinda widziała to w oczach poszukiwaczy, słyszała w głosie przyjaciół i widziała we własnym odbiciu. Nigdy nie opowiadała o czym coś nie było prawdą, a jeśli nie była czegoś pewna walczyła ze sobą by nie powiedzieć czegoś czego mogłaby żałować. Puste słowa bez pokrycia. Nie mówiłaby też czegoś tylko po to by innym zaimponować. Jednak chciała jak każdy wierzyć, że jeszcze na tym świecie istnieją rzeczy niezwykłe. Jeżeli chodziło o Dom Kluczy chyba nie miała aż tak wielkich ambicji. Świadomość, że mogła dowiedzieć się wszystkiego o miejscu tak wielu opowieści było dla niej wystarczające. Czasami po prostu była człowiekiem pustych nadziei. - Tak powstają legendy. - powiedziała ze wzruszeniem ramion. Chociaż właśnie te bajki opowiadane z pokolenia na pokolenie były narzędziem jej pracy to miała świadomość, że to wszystko jest aż nadto przekoloryzowane. Zwykle zgadzały się tylko miejsca i ludzie… wszystko pomiędzy jest zlepkiem czystej wiary. Lucinda nie miała zbyt dużego kontaktu ze smokami. Właściwie w swoim życiu miała okazję z bliska podziwiać je tylko kilka razy. Od razu zrozumiała dlaczego ludzie tak bardzo się nimi zachwycają. Były piękne, były ogromne i były silne. Jednak blondynka miała szczególną słabość do wszystkiego co dzieliło jej ognistą naturę. Naturę jej przodków. Naprawdę była ciekawa jak to wygląda i w sumie nie spodziewała się, że prędzej czy później będzie miała okazję w jednym z nich uczestniczyć. Wsłuchała się w słowa mężczyzny, które wbrew wszystkiemu były idealną ucieczką od tematu. Uśmiechnęła się więc tylko wiedząc, że nie ma zamiaru ciągnąć go za język. Nie był jej nic winien, a ich spotkania napędzane przypadkiem były tylko… no właśnie tylko albo i aż przypadkiem. - Banalnie prosta, kiedy ma się to we krwi. - dodała z rozbawieniem. On od dziecka był prawdopodobnie przygotowywany do tego kim zostanie. Zresztą tak jak ona. Tylko jego droga była dobrą drogą, a jej… taka której nigdy nie chciała. Lucinda schyliła się pod gałęzią gdy dochodzili do rozwidlenia ścieżek. Zmarszczyła brwi nie przypominając sobie na jakiejkolwiek z map widziała takie rozwidlenie. Dopiero kwitnąca lawenda po jednej ze stron wskazała jej kierunek. Czytała, że dom okalany był niemalże z każdej strony kwiatem lawendy. I tak też było. Kiedy ich oczom ukazał się stary, obdrapany z białej farby dom wstrzymała oddech. Chyba zamartwiała się, że w ogóle nic nie znajdą. Stare okiennice uderzały o dom przy każdym podmuchu wiatru. Lucinda sięgnęła po różdżkę i mruknęła delikatne - Hexa Revelio – jeżeli w tym miejscu było coś przeklętego powietrze powinno zgęstnieć, a jasne światło poszybować w stronę, z której klątwa dochodzi. Kto wie co może ich tu spotkać.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Dom kluczy Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Dom kluczy [odnośnik]24.02.17 13:07
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : rzut kością


'k100' : 6
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dom kluczy Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dom kluczy [odnośnik]25.02.17 0:10
Milczałem, w ten sposób godząc się w myślach z jej słowami. Problem z legendami był taki, że prawdziwie piękne i ciekawe były dopiero po upływie paru setek lat, kiedy prawda zacierała się w zmurszałych ludzkich umysłach, a wszyscy nosiciele wieści już od dawna złożeni byli w grobach. Do tego czasu, ludzkie przechwałki i bajania mogły nieść jedynie zgubę i śmierć tym odważniejszym czarodziejom, skłonnym do dokładniejszego obadania sprawy bez nabycia odpowiednich umiejętności. Lwia część z nich wąchała kwiatki od spodu. Może i my również mieliśmy skończyć dziś w ten sposób? Zaatakowani przez nieznaną nam (a przynajmniej mnie) klątwę i powaleni tą mroczną magią. Lucinda pewnie jakoś by się z tego wywinęła, wszak była łamaczem klątw i powinna wiedzieć co robić w podobnych przypadkach, ze mną miało być trudniej. Nie zmieniało to jednak faktu, iż ekscytacja narastała we mnie falami, raz po raz wypełniając moje serce nadzieją na przeżycie czegoś niezwykłego, chociaż przecież sama opowieść nie brzmiała ani niebezpiecznie, ani szczególnie porywająco. Ot skrzynia zamknięta od wieków. Mogło być w niej wszystko, od złota przez klejnoty, pamiątki czy coś niebezpiecznego, ukrytego przed ciekawskimi spojrzeniami dla dobra właściciela. Nie zaczynałem biec w ekscytacji, tylko ze względu na tłamszącą ten dziki poryw serca dumę. Nie chciałbym narazić własnej godności na szwank w obecności damy. Wszak niezwykle jasno zdawałem sobie sprawę, iż podobne kwestie nie frapowałyby mnie, gdybym tylko był sam. Abstrahując już od tego, iż w ogóle nie wziąłbym wizyty w Domu Kluczy pod uwagę (ps. nawet nie wiedziałbym, że coś takiego istnieje!).
Zerknąłem na Lucindę i zaśmiałem się cicho, chociaż zaskakująco lekko, jak na moją gburowatą naturę. - Tak wielu ludzi chce być blisko smoków. Myślę, że skoro niektórzy z nich, spoza rodu hodowców od pokoleń, potrafią całkiem skutecznie je tropić to nie jest to żaden wyczyn. - wywróciłem oczyma, świadom że tego nie zobaczy. Ach te trollowe móżdżki w Peak District! Tak naprawdę, wcale nie przesadzałem, gdy o tym wspominałem. Chyba każdy specjalista miał wokół siebie kogoś, kto ustawicznie reprezentował sobą jedynie pogardę dla kunsztu bardziej doświadczonego kolegi, a mimo to, okazywał się być diablo zdolnym uczniem. Niby taki półgłówek, a jednak dobrze kombinował i to na tyle, aby wzbudzać w ten sposób moją irytację. Jednakże zgodziłem się w myślach z jej tokiem rozumowania. Dla mnie to faktycznie mogło być proste. Wpatrywałem się w ślady pozostawiane przez smoki od dziecka, a chociaż ojciec nie pozwalał trzymać mi się tak blisko rezerwatu jakbym chciał, chłonąłem wiedzę z zakresu smokologii niezwykle szybko, czując że wciąż mi mało. Dlatego, kiedy wreszcie skończyłem szkołę, czułem się tak gotów jak jeszcze nigdy wcześniej na kultywowanie tradycji Greengrassów. Szczęśliwi ci, którzy przeznaczony sobie los akceptowali z taką łatwością jak ja. Gdyby tylko zapomnieć o tych szlacheckich zobowiązaniach do przedłużania męskiej linii rodu… - I co? - zapytałem niecierpliwie, kiedy znaleźliśmy się pod domkiem, a Lucinda rzuciła jakieś zaklęcie. Nie wiedziałem czego mam wypatrywać. Czy w chatynkę miał uderzyć piorun, gdyby była zaklęta czy może wszystko było w porządku, skoro nic się nie stało? Spojrzałem na nią z lekką dezorientacją, ale na mojej twarzy nie dominował niepokój. Wyglądałem na przejętego w niezwykłym stopniu. Widać było jak na dłoni, że wystarczy jedno słowo, abym czym prędzej sforsował drzwi. Nawet cała ta niepokojąca otoczka, jak odłażąca ze ścian farba czy rozhuśtane, puste okna nie robiły na mnie wystarczającego wrażenia. Póki co.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Dom kluczy [odnośnik]25.02.17 19:26
Może i jego zawód nie wymagał wrodzonych umiejętności, ale nie należał do najprostszych. Prawdopodobnie było mu trochę łatwiej w końcu ze smokami miał kontakt od najmłodszych lat. Z drugiej strony ktoś kto z własnego widzimisię zostaje opiekunem bądź łowcą smoków musi być pewny swojego wyboru. Tknięty pasją jest w stanie zrobić naprawdę wiele by tylko osiągnąć wymarzony cel. Potrafiła to zrozumieć i potrafiła to uszanować. Uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa. - Jednak to nadal należy do was. - odparła patrząc uważnie pod nogi. Chodziło jej o dumę. To zawsze zostawało we krwi. Przekazywane z pokolenia na pokolenie. Troska o miejsce, które tę dumę przez tak długi czas utrzymywało. Wróciła spojrzeniem do rozciągającej się przed nimi zieleni. To miejsce wyglądało na niezamieszkane od dawien dawna. Wyglądało tak jak by stało tutaj tylko dzięki utrzymującej go magii. Wcale nie zdziwiłaby się gdyby tak właśnie było. Z drugiej strony zwykle konieczne są tego zaklęcia umacniające, a jeśli nie miał kto ich rzucać to skąd to wszystko? Skąd porośnięte lawendą zbocza, otwarte okiennice, ścieżka nieporośnięta żadnym chwastem? Nie potrafiła odpowiedzieć na kłębiące się w jej głowie pytania, a przynajmniej jeszcze nie potrafiła. W Anglii było wiele podobnych miejsc. Stare, opuszczone budynki. Niechciane i zostawione. Nie starczyłoby jej życia by przejrzeć je wszystkie, a wbrew wszystkiemu nie miała tego czasu aż za dużo. Czy to, że myślała o swojej przyszłości jak o końcu było złe? Może i tak, ale na pewno prawdziwe. Później miało być tylko gorzej. Tylko gorzej. Kiedy zaklęcie nie przyniosło oczekiwanego efektu zmarszczyła brwi. Naprawdę myślała, że cokolwiek co tutaj znajdzie będzie choć w delikatnym stopniu skażone czarną magią. Widocznie przyzwyczaiła się do tego, że większość rzeczy w jej życiu jest przepełnione złą energią. Wypatrywała jej wszędzie. - Wydaje się, że jest... bezpiecznie. - powiedziała w końcu ostrożnie nadal marszcząc z niepewnością brwi. Przeniosła spojrzenie z drzwi na mężczyznę i widząc znajomy błysk w jego oczach sama też uniosła kącik ust w uśmiechu. To, że nie było to nic przeklętego wcale nie oznaczało, że nie miało to być coś cennego. - Chodźmy – mruknęła zbliżając się do domku. Teraz kiedy podeszła bliżej ściany domu mogła zobaczyć, że odrapana farba jest miejscem po wbitych gwoździach. Kilka pojedynczych i zardzewiałych już kluczy wisiało wbite w budynek. Lucinda przejechała dłonią po jednym z kluczy. - Chyba ktoś próbował dołożyć do tego miejsca swoje pięć galeonów. - mruknęła ze wzruszeniem ramion ściskając mocniej różdżkę w dłoni. Czuła się bezpieczniej wiedząc, że mocno trzyma w dłoniach swoje bezpieczeństwo. Kiedy zbliżali się do drzwi rozległo się krakanie wrony, a Lucinda była przekonana, że właśnie, gdzieś daleko… może z ukrycia ktoś na nich patrzy.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Dom kluczy Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Dom kluczy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach