Wydarzenia


Ekipa forum
Biały Most
AutorWiadomość
Biały Most [odnośnik]17.07.17 1:43
First topic message reminder :

Biały Most

Na obrzeżach, z dala od centrum i najgwarniejszej części miasta, Biały Most jest jednym z najrzadziej użytkowanym mostem Londynu - łączy odległe zaciszne brzegi. Nie jest biały, tworzą go czerwone cegły wsparte na śnieżnych kolumnach - to im zawdzięcza swoją nazwę. Okolice mostu nacechowane są zielenią, wielością pobliskich parków, trawnikami, roślinnością kwitnącą przy wodzie - zapewne z tego powodu uchodzą za bardziej romantyczne. Młodzież często przesiaduje na kamiennych wzmocnieniach wzniesionych wzdłuż koryta - skąd rozciąga się piękny widok tak na panoramę miasta, jak i na zachód słońca. Mówi się, że jeśli zakochani wrzucą z tego miejsca butelkę z wróżbą wiecznej miłości, ich losy połączą się na wieki. Niechętnie potwierdzają to duchy zwaśnionych kochanków, które ponoć czasem pojawiają się nad brzegiem.

Rzut kością k3 (nie jest obowiązkowy)
1: Dostrzegasz ducha kobiety - bez wątpienia topielca, jednak ten nie zwraca na ciebie uwagi.
2: Duch mężczyzny - ma w piersi nóż - nie zauważa cię i przechodzi przez ciebie, pozostawiając nieprzyjemne, zimne uczucie.
3: Kochankowie pojawiają się razem i zaczynają się przekrzykiwać, obwiniając się nawzajem o swoją śmierć. Cokolwiek robisz - nie możesz na niczym skupić myśli.
Lokacja zawiera kości

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biały Most - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Biały Most [odnośnik]17.12.22 20:45
Zadarta broda, ściśnięte mocno palce i całe ciało postawione w stan gotowości. Co za idiota. Wiązanka przekleństw w rodzimym języku przetoczyła się przez moje myśli, ale póki co ten mężczyzna patrzył tylko, jak złość przebiega po mojej twarzy. Za plecami zostawiłam już poprzednie udręki z rdzawymi częściami mostu. Miałam bowiem przed sobą element zdecydowanie bardziej uciążliwy. W dodatku złośliwy, zapraszający mnie do gry, na którą nie miałam ochoty ani czasu. Czekała mnie kupa roboty, musiałam wrócić do domu i zając się do końca wozakami. Ten typ kompletnie mnie nie obchodził. Pewna byłam, że sztukę opanowania i płynnego wyjścia z niewygodnej sytuacji miałam opanowaną. Nie wybuchłam, choć pożar w sobie zdusiłam w ostatniej chwili. Patrzyłam, ciągłym, ostrym spojrzeniem. Zanotowałam w przelocie widok wozaka uczepionego kurczowo ramienia tego nieznajomego, jakby to on miał być jego wybawieniem. Niestety tym zwłokom nie pomoże nic. Nawet potężne obietnice czarnej magii. Tylko ja mogłam przywrócić im żywe, postawne oblicze. Nie uczynię jednak tego, jeżeli truchło będzie dalej spoczywało na obcym. Nie zrozumiałam jego słów, ale pojęłam kpinę w melodii jego głosu. Towarzyszył mu uśmiech. Był pewny i chciał mnie męczyć. Nie spodziewał się jednak, że to ja mogłam męczyć jego. Groźbą, bólem, udręką. Gnój. Mogłabym napiąć kuszę i sprawić, że bełt rozerwie mu brzuch, a potem patrzeć, jak leży bez życia z wywleczonymi flakami. Jak fretka zahaczona o jego ciało.
Nim moje usta się otworzyły, by sprzeciwić się jego złośliwościom, obrócił się, aby odejść. Z moim wozakiem. Ruszyłam za nim. Ostro. Złapałam za materiał na plecach jedną ręką, a drugą wbiłam mu różdżkę w kręgosłup. Ani kroku dalej wymówiłam po swojemu, bez krzyku, ale z odpowiednią goryczą. Po co ci on? Tylko po to, by zabrać go mnie stwierdziłam oczywistość, zatapiając głoski w jego plecach.Oddawaj powtórzyłam znów, soczyście. W ani jednym angielskim słowie. Dobrze wiedział, o co mi chodziło. Nie musiał rozumieć. Nie bałam się go. Zamierzałam odzyskać swój łup – choćby faktycznie realizując wizję z kuszą. Ta jednak spoczywała spokojnie na moich plecach. Nie interesowało mnie w tym momencie nic, zupełnie nic. Staliśmy na środku mostu, a ja fantazjowałam o torturach, które mogłam mu obiecać, jeżeli tylko ośmieli się kolejny raz ze mnie zakpić. Ściskał martwe futro, nie mając pojęcia, jak je potem wykorzystać. Istniał po to, by rozbudzić we mnie gniew. Przypadkowy przechodzień, zmora tutejszej społeczności. Cuchnął fajkami i czymś, co bardzo dobrze znałam. Odkrycie to jednak nie zdołało wybić mnie z rytmu. Wciąż byłam gotowa przelać krew, by tylko ukrócić uciechy parszywego złodzieja. Pożałowałam, że w locie zwłoki zwierzęcia nie przywaliły mu jednak w twarz. Może byłby mniej bezczelny. Może zapłakałby nad tym makabrycznym odciskiem.
Puściłam materiał jego marynarki i podciągnęłam rękę w górę, by sięgnąć do zimnego stworzenia, które stało się powodem naszego… konfliktu. Wbiłam paznokcie w kawałek ciała, do którego z tej pozycji miałam dostęp. Pociągnęłam raz, by sprawdzić, czy zamierzał skapitulować i wrócić do swoich spraw. Obawiałam się jednak, że był jednym z tych upierdliwych łotrów, którzy nie nudzili się tak szybko. - Albo zaboli - dodałam zupełnie bez emocji. I tak nie rozumiał.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Biały Most [odnośnik]05.01.23 16:43
Przyglądałem się jej z miną godną prawdziwego pokerzysty. Analizowałem, próbowałem wyłapać drżenie warg, złowieszczy błysk w oku tudzież jakikolwiek gest sugerujący kolejny krok. Niezaprzeczalnie w jej głowie tkał się plan mający za zadanie uchronić przed intuicyjnym działaniem, ruchem prowadzącym do utraty cennej zdobyczy. Nie wątpiłem, że polowanie było trudne, a szczególnie w czasach, gdy do lasów zaczęli zapuszczać się zupełnie przypadkowi ludzie, bowiem każde truchło było na miarę kilkudniowych zapasów. Nie znałem sposobów na oprawienie skóry, podobnie jak nie miałem pojęcia do jakich innych celów mogła być wykorzystywana martwa zwierzyna, ale najwyraźniej panienka posiadała tę wiedzę.
Atmosfera momentalnie zgęstniała, choć ja bawiłem się całkiem nieźle. Obserwując coraz większe napięcie oczekiwałem na wybuch, gniewny krzyk nakłaniający mnie do zwrócenia jej własności. Oczywiście mogłem to uczynić, wozak nie był mi do niczego potrzebny, ale jaka wtem byłaby z tego radość? Żadna. Kobiety miały to do siebie, że szybko się irytowały, a wtem blade policzki zalewały się czerwienią – nie wstydu, a czystej, krwiożerczej złości.
W końcu usta drgnęły, chciała coś powiedzieć, a ja w tym samym momencie z perfidnym uśmiechem obróciłem się przez ramię i ruszyłem przed siebie. Śmierdziałem już nie tylko tytoniem oraz absyntem, ale i przewieszonym przez ramię truchłem. Nawet nie patrzyłem, czy wciąż sączyła się krew, było mi wszystko jedno.
Momentalnie poczułem szarpnięcie oraz ciepło krańca różdżki w okolicy kręgosłupa. Skłamałbym twierdząc, że spodziewałem się tego ruchu – stawiałem na pociągnięcie za ramię, czy próbę wyrwania zdobyczy, ale najwyraźniej dziewczyna była znacznie bardziej stanowcza w swych krokach. Nie patyczkowała się – i dobrze. W tym świecie nie było dobrego miejsca dla osób, które bały się walczyć o swoje. Mimo wszystko nie zatrzymałem się tylko wolnym ruchem zacisnąłem drugą dłoń na wężowym drewnie, aby w kryzysowej sytuacji mieć szansę zareagować. Nie znałem jej, a zatem nie wiedziałem do czego była zdolna. Kto wie, może nawet z jej ust wyrwałoby się czarnomagiczne zaklęcie? Czarodzieje pochodzący ze wschodnich ziem znacznie pobłażliwej podchodzili do mrocznych praktyk, czego dowodem była chociażby nauka ich podstaw za szkolnymi murami.
-Puść mnie i zabierz różdżkę, póki jeszcze masz okazję- zachowałem twardy, niecierpiący sprzeciwu głos. Doskonale rozumiałem co mówiła, ale jeszcze nie nadszedł właściwy moment na wyjawienie asa w rękawie. Zerknąłem na nią przez ramię i ujrzałem zacięty wyraz twarzy, gniew bijący z zielonych oczu. Wiedziałem, że nie zamierzała odpuścić, lecz na swoje nieszczęście w kwestii upartości trafiła na równego sobie przeciwnika.
Kolejne szarpnięcie, tym razem za truchło. Mocniej zacisnąłem palce na futrze, a następnie szybkim ruchem obróciłem się w jej kierunku. Siła, z jaką trzymała zwierzę, zdawała mi się zupełnie nieadekwatna do jej drobnej postury.
-Lubię jak boli- odparłem w jej rodzimym języku i posłałem kolejny kpiący uśmiech. Z boku usieliśmy wyglądać jak idioci; oboje z wyciągniętymi przeciw sobie różdżkami, które dzieliło jedynie martwe zwierzę.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Biały Most [odnośnik]06.01.23 18:12
Gwałtowność nigdy nie była moim imieniem. Nie w czystej, spontanicznej formule, nie w krzyku i bezmyślnej czynności, do której próbował mnie skusić swą błazeńską zagrywką. Ruchy miały być przemyślane. To ja trzymałam kuszę. Stawanie w roli ofiary nie było moją rolą, ale on w prostym wybryku próbował odwrócić konfigurację, w której czułam się najbardziej komfortowo. Zmuszał mnie do walki, do wzruszenia kamienną twarzą, do dodatkowej energii, której zupełnie nie miałam w planach. Wciąż jednak brakowało wiele, bym zaczęła drżeć – ze złości, frustracji, czegokolwiek. Coś we mnie rosło, gdy przedłużał się czas naszego zdarzenia, a zamiast przybliżać go do własnej pułapki, wpadałam w jego. To niedopuszczalne.
Dlatego wyciągnęłam groźbę. Dlatego bolesną obietnicę wbijałam w jego pyskatą postać. Stary, perfidny i uparty jak osioł. Znalazł sobie cel, uprzykrzał mi dzień, nie mając z tego zapewne nic prócz… pozornej przewagi nad moją głową. Wolałam wywołać wojnę, niż tak po prostu się poddać. Jeżeli miałam odpuścić przy tak błahej sytuacji, to jakim byłam przeciwnikiem? Żadnym. Nieznajomy aż się prosił o zaznanie wschodniej szorstkości, śnieżnych ukłuć i bezdusznych rozwiązań. Tak, właśnie za to truchło. Pozostawał złodziejem. Coś mi zabrał, więc i ja coś zamierzałam odebrać jemu. Wizje stawały się elektryzujące, ale żaden zdradliwy cień nie przemknął przez moją kamienną twarz. Wszystko chowałam dla siebie. Cholernie głęboko.
Nie starałam się pojąć całości jego brytyjskiego bełkotu, choć stanowczy ton podpowiadał, jakie dokładnie miał intencje. Nie cofał się, nie reagował, nie rozluźniał. Zamiast tego stawał się tylko bardziej nieugięty. Naciskałam, a on nawet nie drgnął. Wyglądało na to, że zamierzał zaoferować przechodniom paskudne przedstawienie. I siebie obsadzić w tej głównej roli. Patrzyłam już gniewnie, bez szansy na ustępstwo, bez najmniejszego przebłysku niepewności. Już zdecydowałam i nie było mowy o tym, by się wycofać. Ufałam swej sile, ciężko wypracowanym treningom ciała, magii i umysłu. W nim upatrywałam prymitywny przypadek. Nikogo wielkiego.
Milczałam, czekając na to, co zrobi. Mocno ściskałam kawałek drewna, a ciało pozostawiałam w wiecznej gotowości. Walczyliśmy o martwego wozaka, jakby co najmniej był wart więcej niż kilka marnych monet. Gdy się obrócił, skrzyżowały się nasze spojrzenia. Patrzyłam twardo, aż w końcu mrugnęłam zdezorientowana jego mową. Moją mową wydostającą się z jego okropnie rozpogodzonych ust. Był obrzydliwy i tylko się prosił. Ratowałam się z tego rozstrojenia, kryłam to, że udało się mu mnie zaskoczyć. W głębi duszy poczułam jeszcze więcej złości. – Doskonaleodpowiedziałam nienaturalnie poważnie, gdy aż prosiło się o uśmiech. Nie, nie zasłużył.Bo ja lubię ten ból zadawać wypowiedziałam prosto, jakbym komentowała pochmurną angielską pogodę. Tymczasem ja snułam obietnicę tortury. Bezgłośne formuły krwistych czarów ślizgały się po moich zaciśniętych ustach. Te jednak nie wybrzmiały, gdy on czekał. Potulnie wręcz opuściłam rękę, która trzymała różdżkę. Zaciśnięta w pięść druga dłoń drgnęła wyraźnie chętna do igraszek. Opuściłam jednak powoli powieki i wypuściłam powietrze ze spokojem. Ale gdy lubisz, tracę przyjemność z tortur obwieściłam, unosząc wyżej brodę. Spodziewał się ataku, udręki, goryczy i bólu, który mieścił się pośród jego rozkoszy. Nie mogłam mu tego dać. – Weź go. – Kiwnęłam powoli głową. Napięcie całkowicie uleciało. Wracały dźwięki i obrazy otoczenia. On śmierdział wciąż tak samo. Krople krwi naznaczyły ubranie nieznajomego. Czerpał z moich łowów.
Zrobiłam krok w tył, nie zdejmując z niego spojrzenia. Najwyraźniej bardzo się przywiązał do mojej martwej zdobyczy.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Biały Most [odnośnik]20.01.23 21:16
Zastanawiałem się jaki będzie jej kolejny ruch; znajdzie w sobie na tyle odwagi, aby wcielić swe groźby w życie? Czy może podkuli ogon i ucieknie niczym przepłoszony psidwak? Wschodni upór miała w genach, zaś ja nim przesiąknąłem i najwyraźniej przyszło nam się zderzyć ze ścianą. Widziałem to po jej twarzy, gorzkim spojrzeniu i pewności w głosie – nie kierował nią strach, nie cuchnęło nim od niej, była zdecydowana, gotowa do ataku, gdy tylko zrobię jeden zły ruch. Problem leżał w tym, iż ja wcale nie zamierzałem wykonywać jej poleceń, a tym bardziej odpuścić, kiedy nawet nie sięgnęła po jakiekolwiek przeprosiny. W końcu ufajdała mi marynarkę.
Przyglądałem jej się z wyraźną kpiną, a moje ciało pozostawało rozluźnione – zero jakiegokolwiek spięcia, sygnału dla dziewczyny, że sytuacja mogła mnie zestresować. Nie czułem zagrożenia, nie widziałem go nawet w wyciągniętej i skierowanej przeciwko mnie różdżce. Zwykle dmuchałem na zimne, dlatego sięgnąłem po swoją, ale szczerze wątpiłem, iż przyjdzie mi jej użyć.
Prawie się zaśmiałem, kiedy dostrzegłem w jej oczach zdziwienie, a być może nawet dezorientację. Próbowała je ukryć, ale miałem zbyt czujne oko. Przypuszczałem, że nawet przez myśl jej nie przeszło, iż zrozumiałem każde wypowiedziane przez nią słowo. Zdawała się reagować na moje, więc mogłem wziąć za pewnik, że angielski nie był jej obcy, zatem pozostawało pytanie, z jakiego powodu nie chciała go używać. Była tak przywiązana do swoich korzeni, czy może jednak miała wyraźne braki? Zwykle o wiele łatwiej było wyłapać kontekst wypowiedzi, niżeli cokolwiek z siebie wydusić.
Wygiąłem wargi w szerokim uśmiechu, a w oczach pojawił się błysk, kiedy po raz kolejny zapewniła mnie o planowanych działaniach. -Nie mogę się doczekać- rzuciłem, po czym poprawiłem wozaka przewieszonego przez bark – trochę dla zachęty i przyspieszenia nieuniknionego. Przechyliłem głowę, po czym uniosłem brew w rzekomym oczekiwaniu na obiecany ból – można było odnieść wrażenie, że nawet się niecierpliwie. Obróciłem w palcach wężowe drewno, po czym głośno westchnąłem, gdy zdecydowała się wycofać. Naprawdę? Tak szybko? Wszelkie nadzieje legły w gruzach. Gdzieś wewnątrz siebie liczyłem, że był to jednak kolejny element gry.
-Nawet nie wiesz jak bardzo mnie teraz zasmuciłaś- zakpiłem i chwyciłem wozaka w wolną dłoń. -Nie lubisz sprawiać ludziom przyjemności? Liczyłem na jakieś nowe, wymyślne tortury, a tak zmuszasz mnie do nudy- dodałem i zbliżyłem się do barierek, przez które wyciągnąłem martwe zwierzę. Do niczego nie było mi potrzebne, a zatem pozostawało się go pozbyć, co rzecz jasna uczyniłem nie spuszczając kpiącego rozbawieniem spojrzenia z jej tęczówek. Truchło z głośnym pluskiem zniknęło pod powierzchnią wody, na co pozostało mi ponownie westchnąć.
-Przez ciebie jego śmierć poszła na marne- rzuciłem wycierając brudną od krwi dłoń w marynarkę. Ta i tak nadawała się już tylko do gruntownego czyszczenia.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Biały Most [odnośnik]28.01.23 21:57
Wcale nie podobało mi się to, że porzuciłam pomysł bolesnego odegrania się na nim. Stałam te kilka kroków od niego, niby zupełnie obojętna, gotowa do zapomnienia, gotowa do przegryzienia gorzej prawdy o tym, że zamiast brutalności wybrałam zbyt pokojowe rozwiązanie. Że nie wyrwałam mu krwiście tego, co było moje. Że nie zostawiłam na nim swojego podpisu. A przecież powinnam. Skłócona z potrzebą naprawdę realnego zatrucia mu życia a poczuciem, że w nie jest to miejsce odpowiednie do wywoływania burdy, zastygłam. O wiele bardziej od jego szmatławej gadki denerwowała mnie własna postawa. Nigdy przecież nie obchodziły mnie miejsca czy osoby – odbierałam to, co było moje. Broniłam siebie i tego, co było tego warte. On triumfował, a jego pewność siebie rosła. Przewróciłam oczami i obróciłam się nagle w jego stronę. Kpiący lament zakończył się oddaniem truchła śmierdzącym wodom. Spodziewałam się, że zdewastuje moją zdobycz, zamiast z wdzięcznością z niej skorzystać. Musiał pokazać górę. Upewnić się, że patrzę, jak pozbywa się tego, o co przed chwilą zaciekle walczyłam. Przyjmowałam ten widok niewzruszona. Przynajmniej próbowałam trzymać się zimnej, nieporuszonej postawy. Tak w spojrzeniu jak w ciele, które niemal nie drgnęło, chociaż w tamtym momencie pragnęło z całej siły walnąć go w nos. Znudzony, kpiący, królujący na tym białym moście. Zamierzałam zachować spokój, sobie i przy okazji jemu oszczędzić problemu. Ten jednak rósł, pęczniał w mocy jego gestów i niezmącenie cwanych spojrzeń.
Wyruszyłam w jego stronę, powoli, bez gwałtowności i obietnicy zagrożenia. Czyżby? Miałam pomysł, coś mogłam zaoferować, skoro tak bardzo pragnął ujrzeć, jak odprawiam na nim tortury. Problem w tym, że chyba nie wyobrażał ich sobie tak jak ja. Zrobimy tak. Dam sobie przyjemność, a tobie torturę. Pójdziesz ze mną na polowanie. Długie, męczące, bez różdżki, do skutku, aż ci się uda. Coś mi odebrałeś, więc coś mi zwrócisz rzuciłam wyzwanie, odważnie patrząc mu w oczy. Ucieknie? Wymiga się? Zaśmieje? Nie wyglądał mi na kogoś, kto miał cokolwiek wspólnego z magicznymi zwierzętami. Z jakimkolwiek zwierzętami. Nie szanował mnie i mojej zdobyczy. Byłam pewna, że polegnie przy pierwszej godzinie skradania się po lesie. Wciąż się tylko bawił, a ja byłam piekielnie poważna. Może nawet pozwolę ci wybrać zwierzę… albo mugola zaoferowałam, a na samym końcu słów kącik moich ust wyraźnie drgnął. Zupełnie jakbym chciała złożyć usta w uśmiechu. To jednak się nie stało. – To jak będzie? Dalej marzą ci się tortury czy wymiękasz?
Ostatecznie mogłam zaoferować mu bardziej przewidywalną, bolesną przyjemność, choć wydawało mi się, że żadna z pierwszych opcji, które przychodziły mi do głowy, nie byłaby dla niego nowa. Wyglądał na takiego, który obrywał codziennie. Z tymi podłymi oczami i zbyt długim językiem. Prosił się. Choć musiałam też przyznać cicho w duszy, że zazwyczaj mało rozumiałam ludzi. Obserwowałam dużo, ale nie zawsze wnioski okazywały się zgodne z rzeczywistością.
Popatrzyłam na krwistą plamę na jego wyświechtanej marynarce. Jeszcze trochę i będzie idealnie nadawała się na polowanie. Cuchnęła już właściwie. Pytanie tylko, czy był na tyle wytrzymały, by przetrwać. Być może powinnam się trzy razy zastanowić, zanim zafundowałam sobie perspektywę dłuższego czasu w jego marnym towarzystwie. Znałam jednak mężczyzn, którzy wymiękali już na samym starcie. On zapewne podzieli ich los. Jeżeli miałam ujrzeć, jak cwaniaczek się poddaje, to nie – śmierć wozaka zdecydowanie nie poszłaby na marne.
Spodziewałam się jednak, że stchórzy.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Biały Most [odnośnik]07.02.23 22:38
Trwała na tyle długo w zawieszeniu, że nie było szans na impulsywne działanie. Wpatrywała się we mnie niczym w zwierzynę – analizowała każde słowo, ruch, postawę. Kupowała sobie niezbędny czas na podjęcie decyzji? Czy może oczekiwała, aż sam wykonam pierwszy krok i wtem będzie mogła przejść do ofensywy? Nie miałem pojęcia cóż kotłowało się w jej głowie, nie dało się z niej czytać niczym z otwartej księgi. Każdy gest tudzież obrót były niezwykle wolne, staranne, jakby pragnęła zadbać o każdy szczegół lub za wszelką cenę trzymać nerwy na wodzy. Opcje były dwie, a ja jedynie mogłem polegać na własnej intuicji. Nie wysuwałem jednak przedwczesnych wniosków, wolałem pozostawić jej przestrzeń na popełnienie błędu. Nikt nie był nieomylny.
Nawet pozbycie się wozaka zdawało się nie wzbudzić w niej negatywnych uczuć. Zwróciła się do mnie butną twarzą, z wyraźną złością w oczach, ale bez konkretnych zamiarów, a przynajmniej takich nie byłem w stanie odczytać. Wzruszyłem ramionami w geście bezradności, po czym chwyciłem wolną dłonią metalową barierkę i wychyliłem się chcąc dostrzec martwe zwierzę. Na nieszczęście nurt był zbyt silny, aby pozostawał on w tym samym miejscu – truchło z każdą chwilą oddalało się. Po krótkiej obserwacji w końcu mych uszu doszedł stukot, z pewnością były to lekkie, ciche kroki. Wyprostowałem się i obróciłem w kierunku dziewczyny, aby ponownie posłać jej jeden ze swych kpiących uśmiechów. -Jest szansa, że go złapiesz. Tylko musisz się pośpieszyć- rzuciłem nim z jej ust wyrwała się dość ciekawa propozycja. Początkowo zmrużyłem oczy nie do końca rozumiejąc sens wyzwania, szukałem w nim podpuchy i chęci odwrócenia mojej uwagi, ale skłamałbym twierdząc, że mnie nie zaintrygowała. Sądziłem, że byłem ostatnią osobą, którą chciałaby ponownie spotkać na swej drodze, bowiem nie istniało nic gorszego jak brak szacunku wobec czyjejś pracy. Nie do końca takie były moje intencje, nie zrobiłem tego w celu upokorzenia jej, lecz utarcia nosa za wyciągnięcie różdżki i plątaninę gróźb. -Mam polować gołymi rękoma?- spytałem unosząc pytająco brew. Nigdy wcześniej nie korzystałem z broni łowieckich, a polowanie nożem niewiele różniło się od biegania za zwierzem bez żadnego wyposażenia, dlatego ciekaw byłem odpowiedzi. -A Ty co dla mnie zrobisz za zniszczoną marynarkę i te nędzne groźby?- kolejny równie interesujący pytajnik. Przystanie na jej propozycję oznaczałoby przyznanie się do winy, a takowej nie czułem. Musiała dać mi coś w zamian.
Może i nigdy nie polowałem, ale potrafiłem poruszać się po lesie. Lata spędzone na poszukiwaniach artefaktów nauczyły mnie jak zachować względną ciszę oraz nie zgubić się w porośniętej mchem dziczy. Rzecz jasna nie zamierzałem jej tego powiedzieć – jeśli nie blefowała z wyzwaniem i zadowoli mnie rzecz w ramach rewanżu, to wkrótce będzie miała okazję się o tym przekonać.
Byłem pewien, że gdy tylko wspomniała o mugolach w mych oczach pojawił się błysk. -Są mniej warci niżeli zwierzyna, ale głośniej krzyczą- odparłem, po czym wolną dłonią sięgnąłem po piersiówkę. Różdżkę opuściłem, ale wolałem ją zachować w pogotowiu, gdyż to wszystko mogło być jedną, wielką mistyfikacją. -Czekam tylko na ofertę z twojej strony i wchodzę w to, nawet dziś- odparłem z przekonaniem w głosie. Jeśli sądziła, że stchórzę to była w błędzie, choć oczekiwanie czegoś przeze mnie mogła sobie właśnie w ten sposób tłumaczyć.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Biały Most [odnośnik]08.02.23 13:39
Nie popatrzyłam w stronę rzeki, nie rozważyłam możliwości, jaką łaskawie przede mną otworzył. Nerwowy grymas cieniem przebiegł po twarzy, ale zniknął tak szybko, jak się pojawił. Gdzieś tam płynęło ciało, które lada chwilę ugrzęźnie w śmierdzącym mule. Już mnie nie obchodziło. Nowa myśl stanowiła idealną okazję, by go pomęczyć w sposób, którego najpewniej się nie spodziewał. Wygłosiłam więc propozycję, licząc na to, że ktoś tak cwany i wyszczekany nie będzie mógł odmówić, bo to by było jawne okazanie słabości. Nie wyglądał mi na kogoś, kto chciałby się otwarcie do niej przyznawać. Nie w sytuacji, kiedy w swej arogancji zdawał się kontrolować sytuację i podgryzać moją aurę. Niestety trzeba było czegoś więcej, by przebić grubą skórę niedźwiedzia. Propozycja, wyzwanie, szansa - jakkolwiek by sobie to nazwał w głowie, mnie chodziło o to, by poznał smak prawdziwej pracy łowcy. Przy użyciu właściwego narzędzia i w prawdziwym lesie, w surowym treningu ciała i ducha. Właśnie tak, jak robiliśmy to w mojej rodzimej krainie. Bez litości i chwili wytchnienia, w wiecznym poszukiwaniu i niezmąconej czujności. Znał smak tego uczucia? Wyglądał na lekkoducha, pozbawiony większego celu i skory do durnowatych figli. Niepoważny. Wcale mi się to nie podobało. Uważałam jednak z tak lekceważącą opinią. Obserwowałam go, przez te kilka chwil zdołał zaprezentować ogrom pewności. Nie miałby jej, gdyby był zupełnym żółtodziobem. Mimo to wciąż byłam ciekawa, czy będzie nam dane wybrać się na polowanie. Patrzyłam więc niespecjalnie wzruszona jego postawą. Czekałam na konkrety. Miał je dla mnie?
- Nie - odpowiedziałam po chwili ciszy. - Z kuszą. Magiczną - oznajmiałam, jakby to było zupełnie oczywiste. Jednocześnie obróciłam lekko głowę w bok. Sięgnęłam dłonią do osadzonej na plecach kuszy. Jedynej rzeczy na świecie, której ofiarowałam czuły dotyk. Mojemu najwierniejszemu towarzyszowi. Najlepszej broni. Powróciłam jednak prędko do niego spojrzeniem i wyprostowałam się z powagą. - Pokażę ci - bo przecież nie umiesz. Nauka nowego narzędzia, docenienie go, gdy miało się różdżkę, stanowić mogły pewną przeszkodę. Wprawne ręce jednak powinny sobie poradzić. Potrzebna też była koncentracja. Z tym mógł mieć większy problem. - Nic. Te groźby ci się podobały - wytknęłam mu. Chciał przecież więcej. - Marynarkę można wyczyścić prostą sztuczką. - To ja powinnam otrzymać rekompensatę, nie on. Przytoczone krzywdy nie były dla niego niczym wielkim. A już na pewno nie bolesnym. Marne kombinatorstwo. - Jeżeli się jednak spiszesz, poczęstuję cię wódką prosto z Syberii. I będę obok, byś przypadkiem nie zgubił się w lesie - bo przecież nie mogę tego przegapić. Sądząc zaś po obecności piersiówki i zapachu jak z gorzelni, lubił wypić.
I lubił też gnębić mugoli. Może jeszcze będą z niego ludzie.
- Widok, w którym w panice biegają, próbując umknąć przed torem lotu bełtu i nie mają siły nawet na krzyk, jest wystarczającą ofertą. A jeżeli ruchomy cel to dla ciebie zbyt wiele, zawsze można takiego związać - zauważyłam, domyślając się, że w tej konfiguracji będzie mu łatwiej trafić. Wyglądało na to, że rodzaj zwierzęcia mamy już wybrany. - Dziś nie. Mam robotę do skończenia. Ale znajdę właściwą porę i miejsce - zaoferowałam, śledząc go uważnie oczami. Jeżeli wciąż mu było mało korzyści, nie mieliśmy o czym rozmawiać. Sposobność do przelania brudnej krwi w nowy sposób była wystarczającą nagrodą. Jeżeli tego nie rozumiał, nie zamierzałam więcej zaprzątać sobie nim głowy.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Biały Most [odnośnik]16.02.23 21:58
Nieustannie zastanawiałem się, jakie myśli kłębiły się w jej głowie. Wyszła z dość odważną propozycją, godną wartościowego przeciwnika, który chciał udowodnić swą wyższość. Nie znała mnie jednak i tym samym nie mogła przypuszczać, że choć polowania były mi obce, to na próżno mogła szukać okazji zgubienia mnie w lesie. Daleki byłem od stwierdzenia, iż znałem ją jak własną kieszeń, w końcu od dłuższego czasu nie parałem się poszukiwaniami, to pewnych rzeczy się nie zapominało. Byłem przekonany, że nawet bez pomocy różdżki, bez czarnej mgły, pod której postacią dogoniłbym ją szybciej niżeliby się tego spodziewała, wróciłbym do domu. Cały i zdrowy. Nie chciałem jej wyprowadzać z tej obłudy, otoczki jaką sobie wykreowała. Niech czuje przewagę, niech sądzi, że ma asa w rękawie – lubiłem być dwa kroki przed swym konkurentem. Owszem, konkurent to było dobre słowo wszak do wroga było jej daleko. Nie wykazywała nader wielkiej sympatii do mugoli, więc mogłem przypuszczać, iż popierała obecną politykę, choć zawsze pozostawał cień wątpliwości, czy aby na pewno była w pełni szczera. Słowne gry bywały ryzykowne, a ja lubiłem mieć pewność przed wydaniem wyroku.
Ocenianie ludzi po okładce, po kilku chwilach rozmowy. Czyż to nie była stara, złudna praktyka? Widziałem w jej oczach niechęć, lecz ta była logiczna, sensowna, co zaś ze zlekceważeniem? Te również biło z jej tęczówek. Nie byłem szczególnie zaskoczony, poznałem się na tym jak mało kto. Nokturn, umiłowanie do ognistej – stereotyp zwykłego, zmęczonego życiem rzezimieszka, który wieczorami wyciągał łapę po jednego knuta. Ignorowałem to, nie przykładałem do tego żadnej wagi i chyba dzięki temu zaszedłem równie daleko.
Ściągnąłem brwi, kiedy wspomniała o magicznej kuszy. Pewnie gdzieś ją widziałem, ale nigdy nie miałem w dłoniach. -Dobrze- odparłem z przekonaniem w głosie, choć tej pewności w mojej głowie było znacznie mniej. Najwyżej narobię sobie wstydu i co? Nikt nie potrafił wszystkiego, nikt nie był nieomylny. Może kiedyś przyjdzie konieczność użycia niej i tym samym nie będę już podobnym laikiem? Na próżno wierzyć, że po pierwszym polowaniu wejdę we wprawę, ale chociaż nauczę się podstaw. Lubiłem wyzwania, nowe rzeczy.
Parsknąłem na jej twarde stwierdzenie, że nic mi się nie należało w zamian. -Tak nie wyglądają negocjacje- przechyliłem głowę, po czym zerknąłem ponownie w kierunku rzeki, na której powierzchni na próżno było szukać truchła. Pomknęło wraz z nurtem. -Później ja zabiorę cię na wycieczkę- zasugerowałem, skoro sama nie była w stanie wyjść z żadną propozycją. Nie wchodziłem jednak w szczegóły, nie czułem takiej potrzeby. Dała mi fory, ale czy ja musiałem i takowe zapewniać jej? Nie. Chyba lubiła to słowo. Kątem oka zerknąłem na kuszę, z którą obchodziła się wyjątkowo delikatnie, o wiele mniej zdecydowanie niżeli z martwymi zwierzętami. Miała dla niej olbrzymią wartość, czułem to. -Może nie lubię iść na łatwiznę?- skwitowałem, po czym ponownie upiłem z piersiówki. Przez moment chciałem ją podać towarzyszce, ale zrezygnowałem z tego pomysłu. Zabranie jej był niczym wyrok śmierci, a póki nie chciałem jej zabijać. Jeszcze nie.
-Jeśli spiszesz się zapewnię ci kupców na twoje towary, którzy mają o wiele głębszą kieszeń- odparłem w ramach swego rodzaju nagrody, jaką sama mi zaproponowała. Syberyjska wódka nie była mi obca i choć nie lubowałem się w jej smaku, to z sentymentu napiłbym się kilka kieliszków. Nie skomentowałem kwestii zagubienia w lesie, choć cięty komentarz utkwił na końcu języka.
Uśmiechnąłem się, gdy wspomniała o nieruchomym celu. Jest gotowa mi taki zapewnić? Na to liczyłem. -Zawsze możesz przygotować obie opcje. Jeśli nie dam sobie rady z biegnącym, to może chociaż wyjdzie mi na nieruchomym- wygiąłem wargi w kpiącym uśmiechu. -A zatem szukaj mnie w Karczmie Pod Mantykorą na Śmiertelnym Nokturnie- rzuciłem nie mając pojęcia, czy wejście na tę nikczemną dzielnice było dla niej wyzwaniem, czy też codzienną rozrywką. -Trafisz sama, czy posłać ci kogoś, aby potrzymał cię za rączkę?- spytałem bez cienia troski w głosie. Kierowała mną tylko i wyłącznie ironia. -Będę czekać, niecierpliwie- skwitowałem i uniosłem dłoń w geście toastu, po czym upiłem zawartości piersiówki. -Do rychłego zobaczenia- pożegnałem się i obróciłem przez ramię. Pokonałem kilka kroków, w trakcie których sięgnąłem po różdżkę i zmieniłem w kłąb czarnego dymu, aby szybciej dotrzeć tam, gdzie niebawem mieliśmy się spotkać.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Biały Most [odnośnik]18.02.23 15:40
To prawda. Tutaj na tym moście mężczyzna z piersiówką i niecnym uśmieszkiem na ustach był mi obcy, nieważny, obojętny. Parszywy bieg zdarzeń złączył nasze losy w pokraczny sposób. On to wykorzystał, by mnie zirytować. Ja zamierzałam się po swojemu za to odpłacić. Chociaż moje spojrzenie było przenikliwe i czujne, nie miałam zdolności czytania w ludzkich myślach, a ponieważ był mi zupełnie nieznany, w grę nie wchodziła również bezbłędna jego interpretacja. Byłam spostrzegawcza, dobrze rejestrowałam elementy z rzeczywistości, ale nieco gorzej radziłam sobie z prawidłowym ich pojęciem. Miałam swoje wnioski, ale prawda mogła być im daleka. Kolejne spotkanie, nad którym właśnie debatowaliśmy, mogło dać kilka dodatkowych odpowiedzi. Szczególnie gdy on wyjdzie ze swojej strefy komfortu – na to właśnie liczyłam.
Kiwnęłam lekko głową, gdy zgodził się na kuszę. Wydawał się wciąż nie tracić swojej zadowolonej, pewnej aury, choć ja byłam przekonana, że ta forma polowania jest mu nie w smak. Zresztą narzędzie to wcale nie było aż tak popularne pośród czarodziejów. Trudno liczyć, że na swej drodze spotka się drugiego łowcę. Brakowało mu szacunku do moich zdobyczy, zatem sam raczej do nich nie należał. Swoje już dostałeś obwieściłam krótko, również w ślad za nim wędrując spojrzeniem w stronę rzeki, gdzie topił się ślad jego triumfu. Nie mógł zaprzeczyć, że coś dostał. A ja w dodatku oferowałam też coś ponad to. Oferowałam przygodę, naukę, wyzwanie – doceniał to czy nie, w ogólnym rozrachunku mógł zyskać coś wyjątkowego. Wybicie się z codzienności. Tak przynajmniej mi się zdawało. Pierwsze wrażenie było dość okrojone i skłaniało ku konkretnym wnioskom, ale chciałam zobaczyć więcej. Zapewne wcale nie było warto.Wycieczkę?Zmarszczyłam brwi, spodziewając się, że znowu coś kombinował. W zasadzie lubiłam wycieczki. Wędrowałam, odkąd tylko nauczyłam się chodzić. Ruch był istotną częścią mojego życia. Przemierzanie lądów, badanie lasów i gór. Chyba że on miał na myśli jakąś własną, dziwaczną formę tej wycieczki. – Niech będzie– mruknęłam bez entuzjazmu. Pewnie mi się zamierzał odpłacić za to, co otrzyma na wyprawie z kuszą. Cokolwiek to miało być, byłam gotowa. Perspektywa nagrody spodobała mi się. Potrzebowałam zleceń, potrzebowałam bogatych klientów. Nie zamierzałam jednak okazywać żadnego podniecenia. Najpierw utrudniał mi pracę, a teraz ją oferował? Nie chciałam bezrefleksyjnie poddawać się jego nęcącym propozycjom. Zobaczymy. Na razie widziałam, jak dajesz sobie radę z martwym, małym i kudłatym. A to zupełnie coś innegozauważyłam, kierując mimowolnie na resztę wozaków zawieszonych u mojego boku. Rzucał nimi jak chciał. Z mugolami robił dokładnie to samo?Poziom trudności można zwiększyć, gdy już opanujesz podstawy. Jeżeli opanujesz zauważyłam, przywołując obraz siebie samej. Uczonej przez ojca i brata, biegającej po lasach, jeszcze zanim przyjął mnie Durmstrang. Uniosłam wysoko brodę, gdy wspomniał o Nokturnie. Tak się składało, że odkąd przybyłam do stolicy i uczyłam się na pamięć tutejszych labiryntów, akurat ta dzielnica wydała mi się najbardziej intrygująca. Trafięodpowiedziałam krótko, choć stanowczo. Nic więcej nie zamierzałam dodawać. Dawno już minęły czasy, gdy gdziekolwiek ktokolwiek musiał prowadzić mnie za rękę. Zawsze chodziłam własnymi drogami. On jednak musiał wtrącić swoją mądrą myśl.
Zignorowałam pozostałe komentarze oraz życzenie niedługiego zobaczenia. Bez słowa obróciłam się plecami do niego i wyruszyłam w swoją stronę. Aura kpiących uśmiechów rozmyła się za moimi plecami. Nie ujrzałam śladów czarnej mgły. Wreszcie zniknął.


zt
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Biały Most [odnośnik]31.12.23 12:03
29 sierpnia 1958 r.

W poświecie zachodzącego słońca miasto wydawało się mienić. Blask ślizgał się po śnieżnobiałych kolumnach mostu, spływał prędko po ścianach okolicznych kamienic, by wreszcie sczeznąć w wolno posuwającej się wstędze burej Tamizy. Zaciszne bulwary zdawały się być dobrym przystankiem przed powrotem do Warwick. Pojedyncze młode sylwetki szukały wytchnienia, zapewne mając za sobą makabryczne dni. Wystarczył mi ten dzisiejszy spacer ulicami brytyjskiego serca, by zorientować się, jak bardzo było podziurawione. Nie wszystkie pęknięcia można było zaszyć tak sprytnie, choć magia niewątpliwie ułatwiała czarodziejom zadanie. O ile na dotkniętym kataklizmie obszarze w ogóle działa. Po dostarczeniu futer z upolowanych stworzeń zaczarowana torba nie stała się lżejsza, ale z pewnością o wiele łatwiej było z niej cokolwiek wygrzebać. Zawartość szklanej butelki różniła się od tego, co spijała po kryjomu szczebiocąca młodzież osadzona na kamiennych wzmocnieniach. Z każdym silniejszym podrygiem wiatru dolatywały do mnie resztki alkoholowego zapachu. A kiedy tylko obróciłam w tamtą stronę spojrzenie, ujawniał się obrazek czających się otulonych par. Dawniej chyba widziałam tu więcej ludzi. Nie musiałam być rodowitą mieszkanką Londynu, by zorientować się, że ten po fali spustoszenia stał się tylko bardziej cichy i pusty. Widok ludzi powinien cieszyć, choć ja wolałam, kiedy wokół nie było ich aż tak wielu. Albo kiedy ja nie miałam aż tak czujnych uszu.
- Psst, widzisz go? Czy to nie jest lord Crouch? – pierwszy zachwycony dziewczęcy świergot przerwał moje mętne delektowanie się rzecznym widokiem na miejską panoramę. – Och, to na pewno on! Jest taki dostojny, taki przystojny – pierwszemu głosowi odpowiadał drugi ćwierkający z nie mniejszym podnieceniem. Naprawdę starałam się nie słyszeć, ale i brak naprawdę pochłaniającego zajęcia utrudniał zadanie. Widziałam wiele. Słyszałam jeszcze więcej. Wychowano mnie w przeświadczeniu, że zawsze musiałam być o krok przed… wrogiem. I nic nie mogło mi umknąć. – Wydaje się taki skupiony. Jak myślisz, co czyta? Może na kogoś czeka… - trzeci raz rozmówka zaczynała wręcz ociekać niepowstrzymaną ekscytacją. Popatrzyłam wreszcie na te dwie panny spoczywające na miękkim kocu kilkanaście metrów od… Bartemiusa Croucha. To przecież niemożliwe. Wiedział, że się gapią? Na jego miejscu wstałabym i poszukała bardziej dyskretnej kryjówki, ale on był dziwny, może lubił błyszczeć nawet pomiędzy pokruszonymi, tragicznymi widokami tego miasta. W takt kolejnego chichotu postanowiłam jednak wstać z twardego stopnia i zimnym cieniem ominąć gorące entuzjastki wypielęgnowanego panicza. Zastanawiające, że kiedy angielscy obywatele naprawiali pogruchotany świat, one miały mnóstwo czasu, by zajmować się głupotami. Kiedy wreszcie przystanęłam tuż przed spoczywającą postacią londyńskiego prominenta, na plecach poczułam nieprzyjazne kłucie ustępującego słońca.
– Widzą cię –
wybrzmiałam ponad nim, opuszczając nieco głowę. Mówiłam tak, by mnie nie usłyszały. W przeciwieństwie do nich posiadałam podobną zdolność i chętnie z niej korzystałam, szanując swoją prywatność. Widzą i tylko szukają okazji, by wiatr przesunął materiał spódnicy tylko bardziej w jego stronę. Albo przypadkiem któraś z rękawiczek znalazłaby się wprost między kartami jego księgi. Po co im to było? Gardziłam podobnymi sztuczkami, lecz mimo to on wcale nie musiał. Nawet mi do niego pasowały podobne igraszki z dziewczętami upatrującymi w nim nieskończone bóstwo. Nie rozumiałam teatru, który próbowano tutaj uprawiać.
Na wysokości naszych sylwetek na rzece pojawił się statek, głośnym sygnałem manifestując postronnym o swojej obecności. Londyn nie umiał być cichy – nawet w tym całym opustoszeniu.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Biały Most [odnośnik]27.01.24 21:45
Londynem zawładnął spokój, który nigdy wcześniej nie zaznał domu w ich mieście. Stworzony na wzór potęgi i wielkości, wypełniony setkami marzeń i snów, rządzą sukcesu i pieniędzy, którą tylko nieliczni mogli osiągnąć. Centrum świata, najwspanialsze miasto Europy, które miało moment zawieszenia, gojenia się ran. Zwodniczy okres ciszy, która tak obco brzmiała na jego ulicach. Wraz z ciszą przyszła jednak wolność, a co najważniejsze pokój na terenach miasta. Teraz mogli być czarodziejami wszędzie gdzieś się udali, nie musieli się dłużej ukrywać przed plugastwem i zgnilizną obcego świata. Teraz Londyn był w pełni czarodziejski, ichniejszy w najsłodszej postaci, a zarazem najodleglejszy. Wojna zmusiła Bartemiusa do zaprzestania odległych wędrówek, drobnych tułaczek po brytyjskiej ziemi. W ostatnich miesiącach to Londyn był mu ucieczką, domem i klatką w jednym. Wspomnieniem wielkiej przeszłości, ponurym obrazem teraźniejszości i martwiącym widmem przyszłości. Wydarzenia sierpniowe nie ominęły stolicy, odciskając swoje piętro na codziennym życiu i zabudowie, naznaczając ją jako swoją. Z wyuczoną gracją i rytmem zawłaszczał kolejne tereny; pozwolił nogom posiadać decydującą wolą, bezmyślnie uginając się ich decyzjom. Był to jego pierwsze wolne popołudnie od kilku miesięcy, niewinne i sielankowe, prawie jakby wojna odeszła w zapomnienie. Przystanął przy monumentalnym budynku o zdecydowanie sakralnym charakterem. Nie znał się na mugolach, lecz kilka popołudniowych wypraw utwierdziło go w przekonaniu o wierze w boskości w ich wydaniu. Większość budynków, która swoją wielkością i majestatem miała oddawać hołd, lecz dla niego było to idealne odzwierciedlenie marnotrawstwa materiałów i pieniędzy. Katedra Św. Pawła, jak informowała tabliczka, obecnie była tylko relikwią wszelkich bóstw, świadectwem bytów wcześniejszych. Do dzisiaj nie zostało podjęte postanowienie co się stanie z dziedzictwem mugoli, które przetrwało walki i do teraz przypominało o ich istnieniu, kulturze i możliwościach. Katedra powstała na gruzach rzymskich świątyń, zachłannie pozbywając się rzymskości z terenów. Może powinni podążyć tą samą drogę, wytrzebić wszelkie znamiona mugoli nie przez zniszczenie, lecz przez zawłaszczenie. Powstała jako symbol odrodzenia Londynu, znajdywał to za wyjątkowo pasujące.
Nie pozostał długo w cieniu monumentalnego kościoła, udał się nad Tamizę, najczystszą od wieków, wręcz kontrastująco z tradycją. Jego spacer nie był długi, prowadzący wprost na wielce odsłonięte ławki. Słońce górowało nad jego głową, promienie delikatnie muskało jego twarz, zapewne obdarowując go drobnymi piegami. Otworzył książkę, którą pieszczotliwie pilnował w czasie swojej tułaczki. Pachniała jeszcze świeżością, idealnym zapachem papieru, który posiadał moc zmiany świata. Od dłuższego czasu oczekiwał nowej książki Betty Jerkins, amerykańskiej numerolożki, która zapowiadała, że jej praca zmieni spojrzenie wszystkich na magię liczb. Numerologia zawsze była mu dosyć daleka, rozstanie z nią przyszło nagle jeszcze za czasów hogwarckich. Jerkins swoich tematem zaintrygowała go, podjęła się problematyki przeznaczenia, zwiastując, że wszelkie odpowiedzi są w liczbach. Onomancja zawsze była dla niego lekkim żartem, zbytnim spoufalaniem się z wróżbiarstwem, które tak dalekie było od prawdziwego daru jasnowidzenia. Akurat o nim wiedział o wiele więcej niż przeciętny mieszkaniec Londynu. Jerkins właśnie w niej upatrywała szans na odnalezienie klucza, pewnego kodu, który wyznacza ich losy. Intrygująca propozycja, nawet jeśli sceptycznie podchodził do owych możliwości. Co jakiś czas docierały do niego szepty, chichot młodych dam. Uśmiechnął się pod nosem, doskonale wiedział, jak się prezentuje w białej, wręcz oślepiającej koszuli, która kosztowała więcej niż roczny zarobek parobka. Z idealnie wystylizowanymi włosami, każdy kosmyk poddawał się jego woli. Z ciężkimi sygnetami, które uwydatniały jego palce, z zmuszając do śledzenia ich ruchu. Został stworzony do podziwiania, nie, wypracował siebie do admiracji (i zazdrości). Moment został jednak przerwany, Varya Mulciber zdecydowanie nie pasowała do obrazka. Podniósł głowę zastając malachitowy wzrok, cień, który przysłaniał mu całe słońce.
Odwzajemniam spostrzeżenie – stwierdził rzeczowo, odchylając się lekko do tyłu, by móc oprzeć ramieniem o oparcie ławki. Rozmowy i chichot ucichły, lecz teraz inny zmysł zdominował ich umysły. – Powinienem zacząć obawiać się, że mnie śledzisz, czy rządzi nami przypadek?
Zachował neutralną twarz, nie zdradził cichego rozbawienia, które objawiło się w jego umyśle. Nie spodziewał się po niej jakże niecnych planów, lecz znał gorycz obsesji, która potrafiła rządzić sercami. Panna Mulciber nie należała do owych złowrogich istot, nie mógł się jednak powstrzymać. Wskazał wzrokiem na miejsce obok siebie, kolejny raz zostawiając ją z wyborem. Potrafiła go zaskakiwać, tym bardziej chciał wystawiać jej wyzwania.
Bartemius Crouch
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
As humanity gazed upon stars and proclaimed if heavens would not come to us, we would reach heavens ourselves.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11933-bartemius-crouch https://www.morsmordre.net/t11959-apate https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Biały Most [odnośnik]27.01.24 23:34
Gdybym tylko, jak większość ludzi, pozwalała, by moje emocje naturalnie wpłynęły na twarz, zapewne lord wielce szanowny Bartemius Crouch ujrzałby najpierw zdziwienie, a niedługo później pogłębiające się zirytowanie. Żaden naprowadzający na podobny nastrój cień nie przemknął przez bladą twarz – tam pozostało tylko to dość chłodne spojrzenie, które zdołał już poznać. Bez wzruszenia przyjęłam jego głupawą odpowiedź. Po naszym ostatnim spotkaniu winnam przestać się dziwić jego ignorancji. Stojąc tuż nad nim, rzucałam cień na wypielęgnowaną fryzurę, błyszczącą bardziej niż klamki w carskim zamku. Co on właściwie miał na tych włosach? Podobne rozważania prędko uznałam za stratę czasu. Wokół wciąż pałętał się dziewczęcy chichot, ale najwyraźniej piękny panicz był zachwycony mknącymi ku niemu pochlebstwami. Nie musiałam znać dokładnego znacznie pierwszych słów, wystarczył ten ton, pewny i nasączony dumnym lordowskim przekonaniem. Każdy z nich czuł, że jest kimś wielkim, prawda? Do władców świata wciąż jednak było im daleko, choć – istotnie – żyli ponad stan. Nie odezwałam się od razu. Powolnym okiem powiodłam tuż za dłonią nonszalancko układającą się na drzewnej konstrukcji.
– Lucia, och, popatrz, Lucia… tamta odważyła się podejść… -
Ćwierkotanie się nie kończyło. Namolne ptaszyska nadziewało się na strzały. Z jakiegoś powodu żałowałam, że nie miałam przy sobie mojej kuszy. Szybko zamknęłabym im usta. Z drugiej jednak strony nie odnajdowałam ku temu realnych powodów. Prowokowanie skandalu i wstyd przynoszony rodzinie pozostawał daleki od moich ambicji. Mimo to podobne myśli łatwo rozgaszczały się w moim umyśle. Naprawdę coś takiego łechtało jego duszę? A może posiadł zdolność ignorowania adorującego go otoczenia? Nie rozumiałam.
- Nie mam… - urwałam, by znaleźć w jego języku pasujące słowo. Gdy go nie znalazłam, postanowiłam odpowiedzieć inaczej. Wiedziałam, że te wszystkie głodne rewelacji uszy połykały każdy skrawek obrazka, który uzupełniłam swoją osobą wbrew ich pragnieniom. Wolały, gdy był sam., to oczywiste. Przecież teraz niektórym z nich zasłaniałam widok. Innych powodów nie widziałam. – Nie jesteś moim tropem – wyjawiłam w nowej formule, mniej dosadnie. Po rosyjsku powiedziałabym mu, że wcale mnie nie obchodził, nie odnajdywałam motywacji, by za kimś takim gonić. Był lordem, oczekiwali, że będę go szanowała, ale nie musiałam objawiać sympatii. A już na pewno nie takiej, którą demonstrowały panny na tym bulwarze. Naprawdę posądzał mnie o podobną praktykę?
Usiądź, mówił prosty gest wbrew moim planom. Miałam wszak zaraz stąd iść, albo wrócić na swoje miejsce i spróbować zignorować zuchwałe pogawędki otoczenia. Nie zrobiłam zaś… niczego. Zastygłam, zmuszając go być może do większej cierpliwości, a wyobraźnię panien nieświadomie jeszcze bardziej prowokując. Wreszcie jednak usiadłam, zachowując stosowny dystans: by nie oprzeć się o zaplecioną na oparciu męską dłoń, by nie drasnąć palców przeciążonych od obrzydliwie bogatych zdobień – czyli praktycznie na drugim końcu ławki. – Połamiesz palce, to niepraktyczne stwierdziłam częściowo po rosyjsku, rzucając znaczące spojrzenie na te krzykliwe pierścienie. Zmuszali go, żeby to nosił? Z czymś takim nie mogłabym nawet porządnie obsłużyć kuszy. Musiały być okropnie niewygodne. – Ale jest śmieszna, ja usiadłabym bliżej – doleciał komentarz gdzieś zza naszej prawicy. Moje własne dłonie odruchowo mocniej zaplotły się ze sobą, a potem lekko wcisnęły w uda. O co im chodziło? Z jakąś dziwną ulgą zatopiłam oczy w widoku przepływającej po rzece łodzi, poniekąd żałując, że wyczulone  ucho potrafiło złowić te wszystkie głupie komentarze.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Biały Most [odnośnik]07.02.24 21:39
Od małego był obserwowany. Jego każdy krok śledziony, każde słowo podlegało taksacji a przewinienia urastały do rangi zbrodni kulturowej. Przyzwyczajony był do tych bacznych ocząt, które zachłannie pochłaniały ruch jego osoby. Ocenie podlegał każdy moment, wyróżnieniu nieliczne osiągnięcia, karze każde odchylenie od doskonałości, której nikt nie miał prawa sięgnąć. Musiał jednak próbować, gdyż drogę na szczyt prowadzi tylko przez akceptacje własnych słabości, których winno się pozbyć. Słabość nie zawsze była cechą charakteru; skąpstwo było godne pożałowania, lecz nadal mogło przynieść pewne korzyści. Słabością był każdy element, który mógł przynieść mu szkodę – od własnej pozycji w pracy, po sytuacje rodziny i kończąc na głodzie, który zawsze doradzał mu ruchy drastyczne, lecz ambitne w swej wielkości. Sztuką było stworzenie takiej siatki zabezpieczeń, która przykryje słabości i pozwoli na zdobywanie kolejnych szczytów. Oswojony był z ewaluacją, spełnieniem wymagań, które wydawały się za duże i zuchwałe dla dziecka czy młodej osoby. Varya również powinna do niej przywyknąć, zaznajomić się z kliniczną oceną, której podlegała jej osoba. Samo pochodzenie zadawało jej krytyczny cios, przedstawiając światu dziewoję z taranów dalekich i mroźnych, dzikich, istnej tajgi w porównaniu do ich angielskiego ogrodu. Była egzotyczna, inna i zasadniczo gorsza od samego początku, choć grzeszyła urodą oraz czystością krwi. Nadano jej jednak status, społeczeństwo wydało swój werdykt. Jej twarz zdawała się kamienna, pozbawione resztek emocji, które przetrwały syberyjskie zimy. W malachitowych wrotach można było jednak odnaleźć poruszenie, ciche przyznaje się do posiadania wewnętrznego świata przeżyć. Irytował ją, zdawała się nie lubić jego osoby, choć przecież sama sięgała po towarzystwo. Może to samotność kierowała jej krokami, może znudzenie, gdyż centrum miasta zdawało się nieprzyjaznym jej terenem, a może to ta sławetna odwaga, o której rozmawiały panienki.
Byłbym za trudną zwierzyną dla ciebie? Za dużym wyzwaniem? – spytał prowokacyjnie, ponownie zmuszając ją do trudów gry. Cały czas również przyglądał się jej osobie; obserwować i być obserwowanym, szukać i znajdywać. Chaotyczna rozgrywka, czysta przyjemność dla znużonych dusz. Wymagał może od niej za dużo, bariera językowa pozbawiała ją pewnych oręży i pozostawiała bezbronną na niektóre ataki. Gdy usiadła, skierował się ciałem w jej stronę i pozostawił książkę między nimi. Zdobiona sygnetami dłoń spoczęła na oparciu ławki, idealnie wystawiając swe znakomitości i świadectwa pochodzenia. Po jej słowach sięgnął drugą dłonią po sygnety, delikatnie przesuwając opuszkami po ich konturach. Gdy był młodszy, w momentach dużego stresu, lubił się nimi bawić. Szybko został skrytykowany za swoją dziecinność, nie winno się ich ruszać, mają być dla podziwiania.
Niech się połamią – zawyrokował, kontynuując śledzenie ich krawędzi. – Światu przypominają kim jestem, mnie samemu o odpowiedzialności z tego faktu. Powinny być ciężkie, niewygodne, gdyż właśnie taka jest odpowiedzialność.
Przekazał jej słowa jego dziadka, które zostały stworzone przez kilkanaście pokoleń Crouchów. Każdy z nich zaznał ciężaru obowiązku i ceny nazwiska, gdyż triumf przychodził rzadko, a czasem liczyło się tylko przetrwanie. Gdyby jego przodkowie spojrzeliby na nich teraz, pozbawieni Londynu, z setkami ofiar i zniszczeniem, które rozprzestrzeniało się wszędzie. Czy uznaliby, że przetrwanie było wystarczające?
Każdy z nich ma historię, lekcje, którą powinienem przyjąć – zdradził, ostatecznie zwracając dłoń na oparcie, gdzie była idealnie widoczna. Dla niektórych były to tylko pamiątki, lecz w jego rodzinie przeszłość naznaczała przyszłość i nigdy ich nie zostawiała. Nie dało się zrozumieć jutra, jeśli dzień wczorajszy odszedł w zapomnienie.
Bartemius Crouch
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
As humanity gazed upon stars and proclaimed if heavens would not come to us, we would reach heavens ourselves.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11933-bartemius-crouch https://www.morsmordre.net/t11959-apate https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Biały Most [odnośnik]15.02.24 13:56
- Nie byłbyś żadnym wyzwaniem – odpowiedziałam właściwie machinalnie, z zupełną łatwością. Przecież nie widziałam go pierwszy raz. Przecież już zdążyłam wydać osąd na wzór norweskiego belfra. Chłodna ocena dostarczyła nieprzychylnego dla wielkiego panicza raportu. Gorzko weryfikowały się jego zdolności – przeciwko mnie miał tylko ten sprytny język. W moich stronach męskość tożsama była z manifestem siły, ale Crouch był wątły, gadał, ale poległby przy pierwszym fizycznym zderzeniu. Porażka w starciu z kobietą na Syberii, pośród moich, nie zostałaby mu nigdy zapomniana. Tutaj pewnie nawet nie przejąłby się wynikiem, bo od samego początku czuł się zwycięzcą. W innym sposobie, w mocy zupełnie obcych mi blasków i nacisków. Powinien czuć wstyd, powinien otrzymać srogą lekcję, powinien posmakować obrzydliwych szczyn z Tamizy. Tu, pod płaszczami długich rzęs brytyjskich dam, które upatrywały w jego wyprodukowanej przez przodków historii nienaganny obraz męskości. Oblicze nieskalanego czarodzieja. – Dlatego nie poluję – na ciebie. Nie warto. Dla jasności. Dla podziurawienia sztucznie nadmuchanego jestestwa. Był absurdalny, drażnił mnie swoim poczuciem wielkości. Nie miał w sobie niczego, co mogłam cenić. Posiadał tylko nazwisko i krew, którą musiałam szanować. Nic więcej. Był pusty jak głowy panienek pod wymyślnymi fryzurami. Wydawał się wielce urzeczony okolicznościami, lubił ich szczebiot. Powinnam go zostawić, pozwolić, by ta ptasia chmara zajęła się polerowaniem książęcych sygnetów. Gniew rozgniatał myśli, pod kamienną skorupą mogło uwidocznić się pęknięcie, ale nic takiego się nie stało. Pozwalałam mu na zakochiwanie się w widoku własnych palców i towarzyszący temu żenujący wywód. Wysłuchałam, niespecjalnie dopatrując się jednak wartości w tejże wypowiedzi. Wysłuchałam, utwierdzając się w już gdzieś wcześniej zalęgłej w pobliżu myśli – że niczego nie pojmował. Ani też ja nie potrafiłam utorować sobie drogi do zrozumienia jego.
– Mężczyźnie powinny łamać od innego – stwierdziłam sucho, podejrzewając w duchu, że przecież musiał o tym wiedzieć. Tradycyjnie wciąż nie byłam dostatecznie biegła, by w całości móc dobrze przetłumaczyć sobie jego słowa. Strzępki jednak wystarczyły. Gdybym z jego osobą wiązała jakaś nadzieję, najpewniej odczułabym rozczarowanie. Nie czułam jednak nic. Zagłuszył skutecznie krytyczne komentarze wyrzucane w moją stronę. Nie słyszałam ich. Był tylko on i pierścienie, które najwyraźniej takim królewiczom uciskały mózg. – Bez nich… też wiesz, kim jesteś – a jeśli jednak nie wiedział?
Lord poczuł tylko niedelikatny uścisk w nadgarstku, a potem bezpardonowe zepchnięcie ostentacyjnej dłoni z oparcia ławki. Panoszył się. Ze swoją dumą, ze swoim zidioceniem. Wiedziałam, że mu wolno, ale i tak postanowiłam mu to ukrócić. Nim wycofałam dłoń, ścisnęłam jeden z pierścieni i zsunęłam mu go z palca. Crouch był za wolny, by mnie powstrzymać. Potem jednak wstałam i zbiegłam te kilka stopni w stronę rzeki. Wystawiłam pięść wypełnioną sygnetem tuż nad wstęgą Tamizy. Wystarczyło tylko otworzyć dłoń i już jeden mniej. Patrzyłam wprost na odurzonego tym złotem lorda. Mnie nie raziło, jemu mąciło myśli. Bezgłośnie próbowałam podpowiedzieć mu, że wcale ich nie potrzebował. Tak jak i ja nie musiałam obwieszać się herbami, by poczuć w sobie niedźwiedzia. Wydawało mi się, że i on również mógł być lordem, bez ciężkich ozdób i przesadzonych opakowań. Naprawdę wszystko opierało się na wizerunku?
Niech tu przyjdzie, niech mi zabierze. Albo pozwoli mi to zrobić i poczuje, że choć ten jeden palec ma lżej. Że nie łamie się z tak trywialnego powodu. To nie był pierwszy sekret, który połknąć miała Tamiza.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Biały Most [odnośnik]20.02.24 19:18
Lubowała się w ocenianiu innych, czarno-biały świat oczami Varyi Mulciber. Nie znał jej dobrze, była prawie nieznajomą o znajomych aparycjach i dźwięcznym nazwisku. Na każdym kroku można było jednak wyczuć osąd, cichą stygmatyzację przeciwnika. Gdy nie odpowiadał on standardom radzieckiego mężczyzny, odstawał od norm wpajanych młodej dzieweczce to należało go oskarżyć, ukarać i nagłośnić, by wszyscy wiedzieli o zbezczeszczeniu, które miało miejsce. Była w swych opiniach o wiele bardziej otwarta niż on kiedykolwiek, wręcz transparentna, jakby tak winien wyglądać świat. To ona znała tajemne klucze arkadii, wszelkie wzory powinności i obowiązku, lecz zarazem to ona nie potrafiła przystosować się do miejsca, w którym żyła.
Bardzo nisko oceniasz moje szanse – zauważył z delikatnym prychnięciem, odpowiednią dozą rozbawienia. Zapewne nie uważała tego za równie zabawne co on. Dla niego jednak młode pannice głoszące śmiałe, lecz niedorzeczne tezy, tonem głosu jakby nigdy nie popełniły błędu były dosyć groteskowe. Zaczynał rozumieć, że samym swoim istnieniem wywoływał u niej burzliwą reakcję, wręcz impulsywne zaniechanie myśli i wkraczające oburzenie. Spojrzał kolejny raz na swą dłoń, na przyozdobione nią sygnety. Piękne, dostojne i przypominające roli jaką winien pełnić. Były informacją, jak i przykazaniem, poświadczeniem o tysiącletniej historii pełnej zwycięstw i poświęceń.
Dobrze, Panno Mulciber, że ty wiesz wszystko o powinnościach – stwierdził chłodno, pozbawiając swój głos dawnej wesołości. Jego ciało naprężyło się, zrelaksowana postura przyjęła o wiele bardziej napiętą formę. Można wybaczyć lekko niesubordynację, winić braki języka, lecz obcesowość graniczącą z ordynarnością nie stanowiła mieszanki, która zachęcała do kontynuacji rozmowy. Sięgnął po książkę, by odłożyć ją na drugą stronę ławki, gdy Varya postanowiła zaatakować, musiał przyznać, że nie spodziewał się tego po niej. Zabrała jego sygnet, jak zabawkę, którą skrada się dziecku. To był właśnie ten poziom zachowania, głupiej i wiecznie zbuntowanej dziewczyny, która nigdy nie zaznała konsekwencji swojego zachowania. Osoby, która mogła być gburowata i pyszna, lecz winna mieć to wybaczone, w końcu wiedziała lepiej. Każde zachowanie ma konsekwencje, zadziwiające, że nikt nie zdążył jej tego nauczyć.
To, co zrobiłaś to kradzież – rozpoczął wolno, chcąc by dotarło do niej każde słowo, jak i by wszyscy świadkowie to usłyszeli. – Jeśli go sobie zatrzymasz, to będzie to przywłaszczenie. Jeśli go wyrzucisz, to będzie to wybryk chuligański, jakże pasujący.
Mówił spokojnie, stanowczo, lecz na jego twarzy można było odnaleźć delikatny grymas. Było to drugie lub trzecie ich spotkanie w jego życiu, nie była dla niego nikim ważnym, tym bardziej nie była mu koleżanką. Ten rodzaj pogardy dla niego i prawa kraju, w którym się znajdywała. Ta chęć pokazania się, dziecinna zagrywka, lecz Varya była dorosła i tak też będzie sądzona. Wielbiła bycie sędzią, teraz sama zazna smaku oskarżenia.
Nie wspominając, że ten sygnet jest bardzo duży wart i jest w mojej rodzinie od stuleci – dodał, pokręcając zniesmaczony głową. Nie rozumiała, dla niej była to brzydka ozdoba. Dla niego stanowiło to nie tylko wartość historyczną, lecz również sentymentalną. Było to dla niego istotne, zdążył ją nawet o tym poinformować, lecz zignorowała jego słowa. Ta niefrasobliwość, wręcz przestępcze zakusy. Teraz spodziewała się, że może będzie ją gonić, jakby był na tym samym poziomie co ona. Może nie miał tężyzny fizycznej, sprawności czy szybkości jej wymarzonych wojowników. Posiadał jednak swój intelekt, kontakty, które sięgały do każdych drzwi w tym kraju i zawziętość, by poczuła konsekwencje, jeśli tylko będzie tego chciał.
Zobaczmy, jak to wygląda: Rosjanka, imigrantka ze Wschodu, okrada przedstawiciela brytyjskiej arystokracji z użyciem siły. Przywłaszcza drogocenny symbol najstarszego rodu w kraju. Musisz przyznać, prasa to pokocha – słowa mają znaczenie niezależnie jak bardzo nie chciała tego zaakceptować. Moc niszczenia i tworzenia, pożegnania i witania. Jemu o wiele bliżej było do węża, może dopiero zacznie to rozumieć. Nie był jednak pewien, jej zdolności językowe nadal pozostawały słabe, a zaczynał uważać, że było to głównie skutkiem jej własnej niechęci i lenistwa do nauki. – Czy ty rozumiesz, co zrobiłaś? Oddaj mi to.
Wyciągnął dłoń, nie miał zamiaru do niej podchodzić. Sama to rozpoczęła i sama to skończy, co więcej powinna przeprosić. Plotki i tak zostaną stworzone, ich widownia obserwowała ich cały czas. W milczeniu przyglądała się scenie, którą stworzyła i był pewien, że wielu usłyszy o całym zajściu. Varya lubiła mówić o powinnościach mężczyzny, gdzie w takim razie podziały się jej własne wobec rodziny? Może akceptowali ten rodzaj zachowania, to tylko świadczyłoby o nich samych.
Bartemius Crouch
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
As humanity gazed upon stars and proclaimed if heavens would not come to us, we would reach heavens ourselves.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11933-bartemius-crouch https://www.morsmordre.net/t11959-apate https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Biały Most
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach