Wydarzenia


Ekipa forum
Ognisko artystyczne
AutorWiadomość
Ognisko artystyczne [odnośnik]17.07.17 2:04

Ognisko artystyczne

★★
Szkoła rysunku została założona jakieś trzydzieści lat temu przez dzisiaj już starszą kobietę, niejaką Winifredę Pinkstone, niespełnioną artystkę, która wzięła sobie za cel nauczanie czarodziejskiej młodzieży tajnik rysunku i malarstwa. Z biegiem czasu udało jej się zatrudnić artystów nauczających także innych dziedzin sztuki, jak rzeźba czy muzyka, choć to właśnie malarstwo pozostało ulubionym tematem pani Pinkstone.
Ognisko znajduje się w spokojnej okolicy, w jednej z zadbanych londyńskich kamienic. Żeby wejść do środka, należy wypowiedzieć odpowiednie hasło do starego i nieco przykurzonego obrazu wiszącego na ścianie na pierwszym piętrze. Ten odsłania przejście do zupełnie innego świata przesyconego wonią farb i łagodnymi dźwiękami delikatnej muzyki. Lokal zawiera kilka pomieszczeń, urządzonych i wyposażonych w zależności od przeznaczenia. Wszystkie łączy gustowny i elegancki, choć pozbawiony nadmiaru zbędnych ozdobników wystrój. Na ścianach każdej sali wiszą tematyczne obrazy – te w pracowni malarzy przedstawiają znanych artystów i ilustracje procesu tworzenia, w sali rzeźbiarzy znajduje się natomiast mnóstwo rzeźb z różnych materiałów; niektóre wyglądają na niedokończone. Młodzi czarodzieje witani są tutaj z otwartymi ramionami, uczą się również zaklinać swoje dzieła w taki sposób, by farba na płótnie poruszała się jak żywy widok, a rzeźba - poruszała się jak prawdziwa istota. W ognisku mile widziany jest każdy, z zewnątrz przychodzą zarówno artyści, jak i osoby, które im pozują. Często organizowane są również wystawy prac.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ognisko artystyczne Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]30.03.19 18:09
5.11

Śmieszne jak do tego doszło. Wszystko zaczęło się od gołębiej kupy, która spadła nagle na moje ramię; tak mnie to zaaferowało, że wlazłem w słup z ogłoszeniami i przy tym właśnie wyjątkowo niespodziewanym i równie nagłym spotkaniu, wpadła mi w oko jedna kartka. Wielki nagłówek wypisany pochyłymi, zdobnymi literami głosił Zostań modelem!, a niżej Ognisko Artystyczne Winifredy Pinkstone poszukuje chętnych do pozowania młodym artystom na lekcjach rysunku. Zajęcia odbywają się raz w tygodniu, wiek oraz płeć nie mają znaczenia, rozważymy każdą kandydaturę. Po więcej informacji zapraszam do kamienicy, która mieści się pod adresem i tutaj podany adres, plus jakiś bezsensowny dopisek na dole strony. Zerwałem ogłoszenie, przyglądając mu się z bliska, a że akurat byłem w okolicy, to postanowiłem wpaść od razu. Szczególnie, że chyba właśnie minęło te ostatnie pięć minut bez deszczu w ciągu dzisiejszego dnia - kilka dużych kropli spadło mi na głowę i nos, a później na twarz, gdy zadarłem łeb by zerknąć w pociemniałe niebo; czarne, burzowe chmury gromadziły się nad miastem nieprzerwanie od kilku dni. Po okolicy poniósł się grzmot, zaś półmrok rozświetlił potężny piorun, zerwał się silniejszy wiatr, więc pozwoliłem mu porwać się aż pod drzwi szkoły rysunku pani Pinkstone. Tylko tych drzwi nigdzie nie mogłem znaleźć przez bite pół godziny, włócząc się po schodach w jedną i drugą stronę. Adres na ogłoszeniu przecież się zgadzał!... Już prawie zwątpiłem, przystając na pierwszym piętrze by ponownie wbić spojrzenie w ozdobne litery wypisane na kartce, jednak zamiast tego zatrzymuję wzrok na lekko przykurzonym obrazie. Który na pierwszy rzut oka wydaje się zwyczajny, ale przy dłuższej kontemplacji można dostrzec w nim... jakiś magiczny pierwiastek? Podchodzę bliżej, przyglądam się bardziej, przesuwam dłonią po nierównej fakturze farb, przykładam doń ucho i wydaje mi się, że z drugiej strony faktycznie dochodzą stłumione dźwięki. Więc kolejne pół godziny spędzam na rzucaniu różnych haseł i w ogóle próbach otwarcia magicznego przejścia. Wątpię po raz drugi i po raz drugi odpowiedź przychodzi gdy pogrążam się w lekturze ogłoszenia. Z moich ust wypada dopisek z dołu kartki, zaś oczom ukazuje się tajemne przejście prowadzące do świata pachnącego mieszaniną farb, przesyconego dźwiękami delikatnej muzyki, świata barw i kształtów, umieszczonych na płótnach łączących się w jedno, dziwaczne dzieło sztuki. Pani Winifreda z kolei jest starszawą kobietą o przenikliwym spojrzeniu i całkowicie siwych włosach. Zerka na mnie trochę nieufnie, ponad cienkimi oprawkami okularów, gdy siadam po drugiej stronie jej zagraconego biurka. Jasne oczęta przesuwają się po każdym calu mojej twarzy, włosów, w końcu wędrują na ramię i widzę jak nieznacznie unosi brew, chrząka jakby z dezaprobatą i składa dłonie na blacie. Z początku nie czaję o co jej chodzi, ale zaraz przypominam sobie o rozmytej strugami deszczu ptasiej kupie zdobiącej mój płaszcz. Przeklinam w myślach, jednak dopóki z ust kobiety nie pada żaden komentarz i ja nie zamierzam rozprawiać o tej wątpliwej urody ozdóbce. W zamian uśmiecham się szerzej.
- Więc, tak jak już mówiłem, jestem tutaj w sprawie pracy, widziałem ogłoszenie, że szuka pani modeli na lekcje rysunku... - kiwam głową, usta wciąż mam rozchylone, bo chcę mówić dalej, ale wcina mi się w pół słowa pytając o doświadczenie. No serio, jakby siedzenie na dupie, leżenie albo stanie było jakąś super trudną robotą. Ale ok, zaczynam więc opowiadać, że sam jestem artystą i w sumie to może być ciekawe doświadczenie znaleźć się po drugiej stronie sztalugi, że...
- Rozumiem. - ucina mój monolog - Czy zgodziłby się pan pozować do aktu?... - moja odpowiedź rozbrzmiała w powietrzu jeszcze zanim jej wargi zdążyły się złączyć po zadanym pytaniu, i było nią krótkie tak. W pierwszej chwili spojrzała na mnie nieco zaskoczona, więc jej mówię, że mogę to zrobić dla dobra sztuki, bo przecież młodzi malarze muszą się jakoś nauczyć podstaw rysunku anatomicznego; w drugiej rozpromieniła się i zaprosiła na pierwszą lekcję już w ten czwartek. Cóż, chyba nie każdy był tak bezwstydny jak ja i godził się na rozbieranie przed grupą nieznajomych, bo nie wiem jak inaczej wyjaśnić to, że dała mi szansę.
Więc tak właśnie doszło do tego, że w aktualnej chwili ponownie przekraczałem próg ogniska artystycznego pani Pinkstone, moje uszy na nowo pieściła muzyka, tym razem pomieszana z radosnymi głosami młodych artystów, że w oczach odbijały się ukształtowane w konkretne formy plamy farb, zaś nozdrza atakował zapach terpentyny. Sala numer 3, sala numer 3. Błękitne tęczówki przeskakują od jednego numeru do drugiego, ukradkiem zaglądam za każde kolejne, na wpół uchylone wrota - w pierwszym pomieszczeniu grupa dzieciaków obrzuca się gliną, a gdzieś między nimi krąży smukła, wyjątkowo wysoka kobieca sylwetka, powtarzając jak mantrę, że rzeźbiarstwo to najtrudniejsza ze sztuk, ale jakże wdzięczna gdy się nad nią zapanuje. W sali numer 2 odbywały się chyba zajęcia czysto teoretyczne, bo na środku, na krześle siedział starszawy czarodziej z pokaźnych rozmiarów albumem malarstwa renesansowego i wyjątkowo monotonnym głosem opowiadał życiorysy kolejnych wielkich mistrzów pędzla. Rozleniwieni studenci zajmowali każdy skrawek podłogi, prowadząc notatki, bądź bez sensu skrobiąc piórem po papierze. Kilkuletni chłopcy biegną wzdłuż korytarza puszczając w eter żurawie złożone z papieru, które ulatują lekko pod sam sufit, a później gnają za swoimi stwórcami aż drzwi od jednej z sal zatrzaskują się za nimi z głośnym hukiem. W końcu docieram pod pokój numer 3 i zaglądam do środka; wewnątrz siedzi już kilka osób, z wolna rozkładają sztalugi oraz narzędzia, podrążeni w rozmowie do tego stopnia, że w większości nawet nie zauważają mojego przyjścia. Pięć młodych, na oko osiemnastoletnich dziewcząt oraz dwóch mężczyzn w podobnym wieku. Jeden z nich trąca łokciem drugiego i obydwoje milkną kierując na mnie spojrzenie. Milknie także reszta, zerkając w moją stronę z subtelnym zainteresowaniem.
- No cześć, to ja się będę dzisiaj dla was rozbierał. - mówię na powitanie zanim zdążę ugryźć się w język, a towarzystwo zerka na mnie jakoś tak... dziwnie - To znaczy, jestem modelem. - dodaję. Jedna z panien chichocze cicho, ale reszcie niekoniecznie jest do śmiechu, a ja zaczynam odczuwać pierwsze objawy stresu. Chociaż stresu to chyba za dużo powiedziane, raczej małego stresiku. W każdym razie ponownie rozchylam wargi, jednak zanim zdążę dodać coś jeszcze czuję czyjąś dłoń na swoich plecach; gdzieś pod ramieniem przepycha mi się kolejna osoba - drobna dziewczyna o soczyście zielonych oczach i długich, prostych pasmach blond włosów, opadających jej uroczo na piegowaty nosek.
- Przepraszam!... - patrzy prosto na mnie, układając usta w rozkosznym uśmiechu - Aaach, to pewnie pan Bojczuk, pani Pinkstone mówiła mi, że się pan dzisiaj stawi. Cimone Belby, prowadzę zajęcia, miło mi. - prowadzi zajęcia? Była przecież niewiele starsza ode mnie, a przynajmniej na pierwszy rzut oka. Wyciąga szczupłą dłoń, więc ujmuję ją lekko i potrząsam, przywołując na twarz równie czarujący uśmiech.
- To ja, Johnatan Bojczuk, mnie również miło. - nasze spojrzenie krzyżują się jeszcze przez ułamek sekundy, aż w końcu prosi bym się rozgościł, a sama zwraca się w kierunku reszty.
- Witajcie moi mili! Widzę, że jesteśmy w komplecie, zanim jednak przejdziemy do dzisiejszego ćwiczenia przypomnijmy sobie co robiliśmy w zeszłym tygodniu i spójrzmy na to świeżym okiem. - obserwowałem każdy jej ruch, pełen gracji, jak zrzuca torbę z ramienia, przeczesuje palcami włosy, zakładając je za lekko odstające uszy. Ale kiedy uczniowie zaczynają rozkładać zapełnione płótna, to na nie spoglądam, marszcząc lekko brwi. Widzę martwą naturę składającą się z kolorowych chust, pojedynczych owoców i połamanych luster, w których gładkiej tafli odbijają się kolejne fragmenty pracowni, tworząc trochę abstrakcyjną oraz mocno surrealistyczną całość. Zostawiam plecak przy podwyższeniu, na którym pewnie dzisiaj spocznę, po czym pochodzę bliżej, karmiąc oczy plątaniną kształtów - każdy obraz przedstawia to samo, ale każdy jest całkiem inny. Rzeczywistość filtrowana wrażliwością różnych młodych artystów. Słucham co mają do powiedzenia na temat swoich dzieł, słucham także wskazówek dawanych przez nauczycielkę, swoje uwagi zachowuję dla siebie, bo jestem tutaj tylko gościem co zaraz się będzie rozbierał. Korekta trwa chwilę, aż w końcu zielone tęczówki na nowo wbijają się w moją sylwetkę i wiem, że możemy zaczynać. Zrzucam ciężki płaszcz, powoli odpinam guziki kwiecistej koszuli, aż w końcu i ona ląduje gdzieś na podłogowych deskach, ściągam sznurowane buty, dwie różne skarpetki, ciemne spodnie oraz gatki w kropki, aż w końcu jedynym co zdobi moje nagie ciało pozostaje długi złoty łańcuszek z dyndającym nań niewielkim wisiorkiem w kształcie uśmiechniętego słońca; by zawsze ci przyświecało. Wszyscy się na mnie gapią, głośno zastanawiając jaką powinienem przybrać pozycję. Niech usiądzie na krześle! Może niech się położy! Niech po prostu stanie w kontrapoście! Albo na jednej nodze! Niech wystawi ręce, pochyli się do przodu i uniesie jedną stopę! Albo niech założy nogi za głowę i stanie na rękach!... Ciało pokryło się gęsią skórką, drgnąłem z zimna, co rusz przeskakując spojrzeniem z jednej twarzy na drugą, bo i oni przekrzykiwali się jeszcze dobre dziesięć minut, zanim w końcu zdecydowano, że faktycznie będę po prostu stał, wspierając się na oparciu jednego z krzeseł. Więc stoję. Najpierw krążą wokół mnie przelewając na papier szybkie szkice, w poszukiwaniu odpowiedniego kadru oraz miejsca. Później głośno przesuwają sztalugi, aż w końcu słyszę już tylko skrobanie ołówków i melodyjny głos panny Belby, która opowiada o aktach w sztuce, o anatomii w rysunku, która co rusz podchodzi bliżej mnie, machając rękoma niebezpiecznie blisko mojego ciała i rzuca uwagi w stylu zobaczcie jak układają się mięśnie, albo zwróćcie uwagę na to, jakie ma wystające kości i w końcu skupiajcie się na cechach charakterystycznych dla tego modela, na raczej chudej sylwetce, na dumnym, orlim nosie i artystycznym nieładzie na głowie. Jest cudowna w tym jak bardzo nie chce mnie urazić, to nawet słodkie. Pierwszą przerwę robimy po pół godziny, więc zarzucam na ramiona cienki szlafrok. Z wolna przechadzam się między lasem sztalug, oglądając powoli kształtujące się dzieła. Niektórzy z zebranych są naprawdę nieźli, w innych drzemie spory potencjał, ale wciąż potrzebują ćwiczeń...
- Podoba się panu? - słyszę cichy głosik jednej z dziewcząt. Przekrzywia głowę na prawo i lewo, zerkając to na swój rysunek, to na mnie, a ja uśmiecham się lekko i podchodzę bliżej. Daję jej kilka wskazówek, mówię na co powinna bardziej zwrócić uwagę, a co w gruncie rzeczy wcale nie jest takie istotne jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Kiwa głową, kilka detali poprawiając od razu, póki stoję obok i może przyjrzeć się z bliska chociażby mojej twarzy. Kątem oka widzę, że Cimone przysłuchuje się moim słowom, ale milczy, w końcu zarządzając koniec przerwy. Materiał na nowo osuwa się w dół, a ja wspieram łokcie na oparciu krzesła. Trochę nudne to modelowanie, więc skupiam się głównie na tym, o czym opowiada panna Belby, a gdy zaczyna wychwalać dzieła niejakiego Ambrożego Sykes'a, malarza żyjącego na ziemiach angielskich jakieś sto pięćdziesiąt lat wstecz, to spomiędzy moich warg wydobywa się krótki chichot. Zerka na mnie sugestywnie unosząc obie brwi.
- Przepraszam, po prostu nie sądzę żeby Sykes faktycznie był takim wielkim geniuszem. Fakt, miał świetny warsztat i kilka ciekawych obrazów jak Zwycięstwo Baltazara Światłego albo Tańczące wile, ale miał też masę uczniów, którzy w późniejszym okresie, w okresie jego świetności, można by rzec, podobno odwalali za niego kawał roboty. - mówię, wodząc za nią spojrzeniem, a ona mruży lekko oczy i zaciska wargi w wąską kreskę - To znaczy... tak słyszałem. - trochę się peszę pod jej zaciętym spojrzeniem i milkę. Milczę już do końca zajęć, przez ostatnie piętnaście minut o mało nie przysypiając, więc gdy klaszcze w dłonie, tym samym oznajmiając koniec, to rozszerzam oczy, powoli się prostując. Uczniowie zwijają na wpół skończone prace, zbierają pospiesznie swoje rzeczy i wybiegają z sali jeden po drugim żegnając się krótkim do widzenia panno Belby, panie Bojczuk!, ja z kolei ubieram się powoli, równie niespiesznie narzucając plecak na ramię.
- Więc zna się pan na malarstwie? - zagaduje mnie, ściskając w dłoni stary, mosiężny klucz do sali - Trochę. - wzruszam lekko ramionami - Jeśli pani chce możemy porozmawiać o tym przy kubku gorącej herbaty jeszcze dzisiaj, albo na przykład jutro? - rzucam, posyłając jej uśmiech, a ona kręci z rozbawieniem głową.
- Porozmawiamy o tym w przyszły czwartek, panie Bojczuk. Na zajęciach. - udaje niedostępną, ale totalnie na mnie leci. Serio, widzę to w jej spojrzeniu i w wygiętych, malinowych ustach.

/zt




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]03.08.20 0:45
7.06

Do niedawna, a dokładniej do przedwczoraj, przebywałem w Norfolk, gdzie gromadziłem szkice do obrazów powstających dla magicznego baletu, zbierałem lokalne odmiany nadmorskiej flory (której malowane odbicie również miało spocząć na płótnie) oraz chlałem wińsko na plaży, pielęgnując w sobie narastający ból istnienia. Być może spędziłbym tu również całe lato, gdyby wraz z pierwszymi promieniami słońca w moje okno nie zapukała znajoma sowa - potężny puchacz pani Pinkstone złożył gustowną, ozdobioną akwarelowym wzorem kopertę wprost na moje dłonie, a ja w zamian poczęstowałem go chłodną wodą oraz kilkoma ziarnami; odleciał w drogę powrotną zanim zdążyłem odpieczętować list. W każdym razie Winifreda wysnuła pewną propozycję nie do odrzucenia, więc pakowałem się jeszcze tego samego dnia i w pośpiechu ruszałem prosto do Londynu. Nie, wróć, po drodze zawiało mnie jeszcze do Bibury, bo musiałem wybrać odpowiedni cykl na tę okazję. Teraz ściskam szczupłą dłoń pani Pinksotne i składam na jej żylastym wierzchu krótki pocałunek. Polubiliśmy się przez te kilka miesięcy; najpierw bywałem w Ognisku przynajmniej raz w tygodniu pozując do wielu obrazów powstałych w jednej z malarskich pracowni, później przychodziłem czasem także na historyczno kulturalne pogadanki, a potem było mnie coraz mniej, brak czasu nie pozwalał bywać w gnieździe Winifredy tak często jakbym chciał, ale starałem się wpadać chociaż przelotem. Ona i tak nie zapomniała. Uśmiecha się delikatnie i prowadzi mnie przez pachnący farbami korytarz, zewsząd dochodzą przyjemne dźwięki muzyki, przerywane nierównym stukotem z pracowni rzeźbiarzy. W stolicy było chujowo, ale ludzie i tak łaknęli sztuki, być może ci, którzy czerpali inspiracje z cierpienia tworzyli nawet więcej; w krwawych czasach niejednokrotnie powstawały historyczne dzieła. Pani Pinkstone idzie szybko, a mówi jeszcze szybciej. O wspaniałym artyście, który zgodził się wystawiać swoje fantastyczne obrazy w jej skromnych progach, którego ja sam za chwilę będę miał zaszczyt poznać. Później trochę o mojej sztuce, którą kiedyś jej pokazywałem oraz o tym, że szanowny lord malarz zgodził się podzielić przestrzenią wystawową z kimś z Ogniska, więc jeśli pokażę się z odpowiedniej strony to być może będę to ja, że nie jestem jedynym, którego mu przedstawia bądź zamierza przedstawić. O tym, że to może być wielka szansa. Wreszcie wchodzimy do pozornie pustej pracowni, rozglądam się wokół, dopiero po chwili dostrzegając postać stojącą po drugiej stronie i to na niej zawieszam spojrzenie. Szanowny Lord Malarz wygląda tak niepozornie. W sumie nie wiem czemu mnie to dziwi, ja przecież prezentuję się podobnie. Zanim jednak Pani Pinkstone zdąży rozłączyć usta, zanim zamkną się za nami drzwi, kolejna osoba wbiega do środka z głośnym okrzykiem między wargami. Pani Pinkstone! Młody Jones znowu nie może sobie poradzić z ożywioną rzeźbą! Znowu jest pani potrzebna, pani Winifredo! Wzdycha gniewnie i przeprasza nas, zanim zamknie za sobą ciężkie, dębowe skrzydło. Zostajemy sami, z korytarza dochodzą tylko przytłumione nuty tworzonych melodii. Wciąż wbijam spojrzenie w młodego, uśmiecham się lekko i milczę, bo nie wiem jak powinienem zacząć bez wprowadzenia tutejszej mentorki. Czy to w ogóle ja powinienem odzywać się jako pierwszy, czy może poczekać na pozwolenie?




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]10.08.20 14:54
Constantine słyszał o ognisku już wcześniej, ale jakoś nigdy nie było mu po drodze. Kiedy więc stolica upolityczniła się jeszcze bardziej niż wcześniej, naznaczając także i sztukę piętnem przepychanek u władzy młody lord Ollivander postanowił w końcu skierować tam swoje kroki. Miejsce niezależne od wpływu rządu – a na pewno bardziej niezależne niż narodowa galeria, która zaczynała Constantina odrobinę przytłaczać. O wiele lepiej czuł się w gustownych, ale nie tak przesadnie i ociężale bogatych korytarzach ogniska.
Winifreda Pinkstone osobiście wyszła przywitać go przy obrazie wejściowym i właściwie od razu zaczęła mówić, ledwie zdążył się skłonić w powitaniu. Głos tej kobiety był jednak przyjemny, zdawał się miękki jak czerpany papier i idealnie zbalansowany kolorystycznie, mocne tony cyklamenu równoważąc nutami cukierkowego różu. Opowiadała mu o historii tego miejsca, co wiązało się także z opowiedzeniem młodemu malarzowi poniekąd historii swojego życia. I chociaż było w tej opowieści parę skomplikowanych supłów fabularnych to młody lord słuchał z zainteresowaniem, odpowiadając uprzejmie czy dopytując czasem o rozwianie wątpliwości w pewnych kwestiach. Został oprowadzony po wszystkich pracowniach i przedstawiony każdemu aktualnie przebywającemu w nich adeptowi sztuk pięknych.
Kwestie wystawy zaczęli omawiać jednak niezwłocznie kiedy znaleźli się w pustej pracowni. Widać było, ze Winifredzie zależy na pozyskanie Ollivandera do grona malarzy, których prace gościły w ognisku. Niewątpliwie nadałoby to nieco więcej rozpoznania wśród obracających się w światku sztuki person. Młodemu malarzowi zaś w ogóle nie szkodziła współpraca z panią Pinkstone: była przyjemnym tchnięciem świeżego powietrza w jego dość utarte w tej chwili miejsca wystawowe. Dość prędko dwójka czarodziejów doszła jednak do wniosku, że chcieliby, aby wystawa była wydarzeniem unikalnym i zależnym od tego, z kim Ollivanderowi przyjdzie współpracować. Constantine miał więc spędzić w ognisku cały dzień i poznać po kolei każdego z malarzy związanych z ogniskiem, których wytypowała Winifreda.
W międzyczasie od jednej wizyty do drugiej młody lord wyciągnął szkicownik i akwarelowe kredki, z którymi nie rozstawał się tak samo jak ze swoją różdżką. Zaczął wsłuchiwać się w dochodzące go zza ścian dźwięki, starając się podzielić zaplątane kolory w jego głowie i przelać je na kartkę, tworząc barwny, dźwiękowy portret ogniska na papierze. Kolorowe sztyfty sunęły po lekko chropowatej powierzchni kartki, zostawiając za sobą barwne ślady, lecz nowy kolor wkradający się pomiędzy monotonię stukotu dłut oznajmił mu, że ktoś się zbliża. Odłożył więc szkicownik i wstał, a kiedy drzwi się otworzyły ujrzał w nich nową personę. Rozszerzył delikatny, zamyślony uśmiech w odpowiedzi na gest czarodzieja, po czym podszedł bliżej i z lordowską gracją – choć ta w wykonaniu młodego malarza wciąż była o wiele żywsza i bardziej energiczna niż u starszych arystokratów – wyciągnął dłoń.
Constantine Ollivander – przedstawił się, celowo pomijając sir. – Pan Bojczuk, jak mniemam? Słyszałem, że jest pan rozchwytywanym człowiekiem – zapytał, przypatrując się Johnatanowi z zaciekawieniem: chciał dowiedzieć się, jakimi kolorami mówił. Jeżeli byli w stanie się dogadać to to był pierwszy test.



speak to me in colours
Constantine Ollivander
Constantine Ollivander
Zawód : malarz, ilustrator, projektant różdżek
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler

biegł zanosząc się łkaniem
uszy bolały go z zimna
biegł boso w piżamie
zając ścigany przez wilka

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8143-constantine-z-ollivander https://www.morsmordre.net/t8189-frida#235750 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t8198-skrytka-nr-1970#236050 https://www.morsmordre.net/t8196-c-z-ollivander#236045
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]10.08.20 16:01
Przyglądam się chłopakowi z niekrytym zainteresowaniem, tym bardziej intensywnym, kiedy się odzywa i wyciąga w moim kierunku swoją szczupłą, lordowską dłoń. Nie umyka mojej uwadze fakt, że darował sobie te wszystkie (w moim mniemaniu) niepotrzebne tytuły; a to z kolei sprawia, że już na wstępie mogę podejrzewać, że uda nam się dogadać. Nie wydaje się być jednym z tych arystokratów, którzy (mówiąc kolokwialnie) wyżej srają niż dupsko mają. Dlatego uśmiecham się szerzej, ściskając lekko wyciągnięta rękę i równie delikatnie nią potrząsając. Miał szlacheckie dłonie, które pewnie nigdy nie zaznały ciężkiej pracy, moje ostatnio też zrobiły się delikatniejsze, ale wciąż nosiły niewielkie ślady przypominające o tym, że na statkach nie sposób się obijać, albo raczej, że ten kto chce to robić, nie dostaje swojej doli.
- Johnatan Bojczuk, jeśli nie ma Pan nic przeciwko, sir, możemy od razu darować sobie panowanie i przejść na ty - mówię, delikatnie kiwnąwszy przy tym łbem. Chyba nie odważyłbym się zaproponować tego komuś innemu, ale młody Ollivander nie wyglądał na kogoś, kogo miałaby urazić taką propozycja. Albo tak dobrze się maskował - Rozumiem, że pani Pinkstone zdążyła już panu co nieco o mnie powiedzieć - śmieję się - rozchwytywanym to chyba za dużo powiedziane, po prostu, hm, pracuję nad kilkoma większymi i mniejszymi projektami, ot, cała tajemnica - kiwam głową, niespiesznie posuwając się dalej wgłąb sali, gdzie przy jednej z rozłożonych sztalug zostawiam swoją magiczną torbę. Upchane tam klamoty obijają się o siebie nawzajem z cichym, aczkolwiek wyraźnym klekotem - Widziałem pana obrazy w Galerii Narodowej, naprawdę wspaniałe, chylę czoła przed pańskim kunsztem - mówię, dla potwierdzenia faktycznie skłaniając nieznacznie głowę; może trochę po to, żeby połechtać wrażliwe na komplementy ego artysty, ale z drugiej strony, nawet pomimo mojego zamiłowania do sztuk mniej klasycznych, musiałbym być kompletnym ignorantem żeby nie docenić perfekcyjnie wypracowanego warsztatu. Zresztą było w tych obrazach coś, co naprawdę chwytało za serce, coś co zachwycało, coś co sprawiało, że w pierwszym zetknięciu z płótnami, pozazdrościłem twórcy talentu. Teraz stał przede mną, taki... normalny i po prostu ludzki, kompletnie nie tak wyobrażałem sobie kogoś o takich umiejętnościach; szczerze? Wtedy tam, w galerii, miałem wrażenie, że patrzę na sztukę kogoś, kto całe życie poświęcił na ślęczenie nad płótnem, a tu proszę! Niektórzy najwidoczniej rodzili się z naturalnym talentem - Pewnie chciałby pan zobaczyć jakieś moje prace? - no zdziwiłbym się gdyby zaprzeczył, to było raczej pytanie retoryczne, takie, które musiało paść zanim zacznę wyciągać z wnętrza torby kolejne obrazy, te mniej i bardziej awangardowe.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]11.08.20 12:48
Constantine miał dziś na sobie lekkie szaty w brzoskwiniowym kolorze i koszulę w poziomkowej barwie, lecz przy każdym ruchu drogi materiał w jego umyśle uporczywie rozbrzmiewał delikatnymi, seledynowymi tonami.
Skądże, to wiele ułatwi – przystał na propozycję Bojczuka odnośnie tytulatury, skinąwszy przy tym głową. Jego twarz wciąż zdobił cień zamyślonego uśmiechu, pod którym trwała zainteresowana analiza tego, co słyszał. Głos Johnatana przypominał w swojej strukturze niewypolerowane drewno, a zmysły Ollivandera zdobił ochrą i pompejańskim różem. Tak, to wyglądało obiecująco. Oby nie okazało się zwodnicze – choć tak naprawdę jak na razie podejście Bojczuka było najmniej niezręczne dla Constantina: swobodne i przyjazne. Nie było w nim chorobliwie daleko posuniętej rezerwy ani speszenia.
Kostek przechylił delikatnie głowę, wyginając wyżej kąciki ust w miarę, jak drugi malarz mu odpowiadał. Tak, to ten uśmiech był tym, co odróżniało Ollivandera od jego starszego brata: Kostek po prostu nie miał litości dla wszystkich w swoim otoczeniu i po prostu lubił się do ludzi uśmiechać.
Mogę zapytać, jakie to projekty? – zadał szczerze zaciekawione pytanie, dłonie splatając za plecami. Zabierając ręce z widoku Bojczuka delikatnie poruszył palcami, z zaciekawieniem odtwarzając wrażenie uściśnięcia dłoni. Ciekawe. Jak na artystę, bardzo ciekawe – kiedyś o to zapyta. Być może.
Na wspomnienie wystawy w Galerii Narodowej Constantine skłonił nieco głowę, przyjmując komplement z idealnie wyuczoną manierą.
Dziękuję. To był doprawdy wielki zaszczyt, muszę przyznać. Fakt, że moimi dziełami zainteresowała się takiego formatu instytucja był ogromnym wyróżnieniem, przecież nie brak w Anglii zdolnych malarzy – powiedział, poważniejąc. Na zawołanie i bez uprzedzenia był w stanie wymienić przynajmniej trzy inne osoby o większym dorobku niż jego, które zasługiwały na wystawę w Narodowej. – Ale właśnie, dość o mnie. Bardzo chętnie obejrzę twoje płótna, Johnatanie – nieco energiczniej skinął głową, po czym podszedł do przyniesionego przez siebie magicznego pokrowca, aktualnie stojącego w kącie. – Przyniosłem też trochę moich ostatnich obrazów, ostatnio nieco więcej ilustrowałem. Głównie bajki dla dzieci, co w sumie nieco zainspirowało mnie do stworzenia wystawy nieco bardziej onirycznej, oderwanej od rzeczywistości – oznajmił, zaczynając wyciągać swoje prace i machnięciem różdżki posłał je na ściany. Ollivander ogarnął wzrokiem swoje twory, ale niespodziewanie jego wyraz twarzy się zasępił. Westchnął ciężko widząc, że skrzatka niechcący spakowała jeden z jego prywatnych obrazów, który składał się z różnokolorowych plam i wstęg odzwierciedlających jego synestetyczne wrażenia słuchowe.
To nie miało się tu znaleźć, proszę wybaczyć – powiedział i machnął ręką, zabierając się do ściągania niepotrzebnego płótna.



speak to me in colours
Constantine Ollivander
Constantine Ollivander
Zawód : malarz, ilustrator, projektant różdżek
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler

biegł zanosząc się łkaniem
uszy bolały go z zimna
biegł boso w piżamie
zając ścigany przez wilka

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8143-constantine-z-ollivander https://www.morsmordre.net/t8189-frida#235750 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t8198-skrytka-nr-1970#236050 https://www.morsmordre.net/t8196-c-z-ollivander#236045
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]19.08.20 11:04
Zamyślam się na chwilę i zerkam gdzieś w przestrzeń, drapiąc się po uchu - Właściwie ostatnio prawie że całkowicie pochłonął mnie jeden - mówię powoli, wracając spojrzeniem do młodego Ollivandera - Robię obrazy do baletu, duże płótna, syrenie i nadmorskie motywy, ale nie mogę zdradzić nic więcej - uśmiecham się tajemniczo; zrozumie, że nie chcę powiedzieć za dużo przed pokazem premierowym, sam był przecież artystą. Poza tym póki co skupiałem się na zbieraniu szkiców do dekoracyjnych teł, postaci jeszcze nawet nie zdążyłem dokładnie przemyśleć, chociaż gdzieś w głowie widziałem filigranowe kobiety otulone zmysłowym, miękkim konturem - Wcześniej malowałem także dla nestora Prewettów, odnawiałem jeden stary fresk i stworzyłem nestorski, magiczny portret - te dwa rody chyba żyły w całkiem niezłych stosunkach? A przynajmniej łączyły je promugolskie poglądy, więc raczej mogłem się przyznać do współpracy z panem Archibaldem, którego lico spoglądało na przechodniów z listów gończych wywieszonych dosłownie kurwa wszędzie. Terrorysta! Też mi coś! Ktoś chyba na swój durny łeb upadł i go kompletnie popierdoliło od uderzenia - A jeszcze wcześniej, hm, moja mama co trzy lata organizuje w swoim domu tak zwany Salon Niezależnych, to taka impreza, na której wystawiają się różni artyści, dla których nie ma miejsca w angielskich, czarodziejskich galeriach, ze względu na... no wiesz, na pochodzenie - mówię trochę ciszej, ale przecież doskonale znał realia w jakich przyszło nam żyć; mogłeś być jebanym da Vincim naszego stulecia, ale jeśli nie miałeś odpowiednio czystej krwi, to nie miałeś także szansy na to, żeby zaistnieć wśród magicznych artystów. No chyba, że zaczynałeś kłamać - Tam też pokazałem kilka swoich obrazów - kiwam głową, ale nie wdaję się w szczegóły, gdzieś w torbie powinienem mieć zdjęcia monumentalnych płócien z tamtejszego dosyć oryginalnego projektu - Najwidoczniej Galeria Narodowa wreszcie zainteresowała się młodymi twórcami, to dobrze - bo ileż można oglądać sztukę tych starych pierdolców? Wszędzie i wciąż te same nazwiska i te same widoki, porzygać się idzie - Mhm - kiwam głową i zaczynam wyjmować przyniesione obrazy; ekspresyjne i wrażeniowe, bardzo kolorowe, jedynie sugerujące znane nam rzeczywistości, a nie starające się je kopiować, tutaj, w murach Ogniska Artystycznego mogliśmy pozwolić sobie na nieco więcej swobody, pokazać trochę inną, nieznaną jeszcze sztukę - Hm, to właściwie dobrze się składa, od jakiegoś czasu szkicuję swoje sny, gdzieś tu powinienem je mieć, może moglibyśmy skleić to w jakiś sensowny cykl? Przeniósłbym co ciekawsze na większy format - sięgam po szkicownik wypełniony surrealnymi, sennymi wizjami, mniej i bardziej figuratywnymi - Niektóre są trochę abstrakcyjne, ale goście Ogniska są zdecydowanie bardziej liberalni jeżeli o to chodzi - kiwam głową i powoli unoszę wzrok na płótna Constantina, a ten od razu ucieka ku jednemu obrazowi, temu, który wyróżniał się spośród innych. Milknę na chwilę odkładając swój szkicownik na wysoki stołek - Poczekaj - chwytam Ollivandera za nadgarstek i zatrzymuję jego rękę zanim zdąży ściągnąć płótno. W zamyśleniu podchodzę nieco bliżej, wciąż zaciskając palce wokół ręki Constantina - Skąd pomysł na taki obraz? - pytam, posyłając mu zaskoczone spojrzenie; raczej nie spodziewałem się tutaj takich rewelacji, ale najwidoczniej w młodej duszy płonęła iskra modernizmu, a skoro tliła się ona nawet wśród tych najwyższych sfer, to chyba byliśmy na dobrej drodze do artystycznych rewolucji.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]19.08.20 12:56
Kostek z wielkim zainteresowaniem chłonął słowa wypowiadane przez Bojczuka, próbując wyobrazić sobie projekty, o których opowiadał. Oczywiście rozumiał wstrzemięźliwość drugiego malarza przed opowiedzeniem wszystkiego w szczegółach – takie ich tajemnice zawodowe w końcu już były, że gdyby wszystko wszystkim opowiadać i pokazywać to nie byłoby sensu w wielkich premierach i głośnych wernisażach. Zamiast tego młody lord zdał się na własną kreatywność i w myślach oglądał już magiczne, wzburzone i dzikie fale morskie. Był ciekaw, ale nie pytał jeszcze o miejsce i datę premiery: musiał najpierw obejrzeć obrazy Bojczuka by zadecydować, jak bardzo interesuje go jego twórczość. Albo zapałać do czarodzieja sympatią: wtedy też niewątpliwie zdecydowałby się na wybranie się na przedstawienie, nawet jeżeli dzieła starszego malarza nie przypadłyby mu wybitnie do gustu.
Przepraszam – wciął się zręcznie po wspomnieniu nestorskiego portretu. – Ale ciężko mi wyobrazić sobie lorda Archibalda, który jest w stanie wysiedzieć w spokoju cały proces pozowania – powstrzymywany szeroki uśmiech objawił się tylko wygięciem kącików ust ku górze, bo wizja lorda nestora Prewetta siedzącego nieruchomo była czymś dość abstrakcyjnym. W czasie planowania tego nieszczęsnego i zakończonego fiaskiem ślubu Ulyssesa i Julii młody lord malarz mógł na własnej skórze przekonać się, jak ciężko było utrzymać Archibalda Prewetta w jednym miejscu.
Z zaciekawieniem przysłuchiwał się również opowieści o działalności rodzicielki jego rozmówcy. Skinął głową z uznaniem. – Bardzo szanuję prywatne inicjatywy artystyczne – wyznał. – Proszę mnie powiadomić gdyby miała odbyć się kolejna wystawa, z chęcią się na nią wybiorę – postanowił, mówiąc całkowitą prawdę. Był ciekaw jakie talenty skrywały się w cieniu ich czystokrwistego reżimu, bo choć sam Ollivander należał przecież do szlachty i hołdował rodzimym tradycjom, tak to co działo się aktualnie w Wielkiej Brytanii było dla niego jednym wielkim absurdem.
Jeden i drugi przeszli z rozmowy do wyciągania płócien, a przez chwilę tylko furkoczący, marchewkowo-herbaciany dźwięk wieszanych materiałów wypełniał przestrzeń pomiędzy nimi. I byłoby wszystko pięknie, gdyby nie to jedno płótno. Johnatan nie odpuścił, nie machnął ręką i nie opowiadał dalej o swoich dziełach. Nie, musiał podejść, zatrzymać go w pół ruchu i zainteresować się dziełem, które nigdy nie miało ujrzeć światła dziennego poza ścianami Lancaster Castle. Młody lord był wręcz tragicznie świadom palców Bojczuka na swoim nadgarstku, a panika zaczęła podkradać się do niego chłodnym, niebieskofioletowym krokiem. Starał się oddychać spokojnie, nie pozwolić nerwowości na przejęcie kontroli nad trwającą chwilą.
To naprawdę nic takiego, bohomazy – spróbował raz jeszcze, lecz widział już, że raczej się z niczego nie wyłga. Przełknął ślinę, czując się jak zapędzony w kozi róg królik, na którego łypały myśliwskie harty. – Mam pewną... przypadłość – zaczął niepewnie. – Ale wiedza o tym nie może opuścić tego pomieszczenia – powiedział, wciąż stojąc niby spetryfikowany i wlepiając zielonkawe, przejęte ślepia w Johnatana. – Ten obraz przedstawia wrażenia, których doznaję w czasie słuchania gry fortepianowej – powiedział ostrożnie, obserwując reakcję mężczyzny. – Odbieram dźwięki jako serie barw i faktur. Przelewam to na płótna żeby jakoś... oczyścić umysł – powiedział, wciąż patrząc na Bojczuka z całą niepewnością, jaką tylko w sobie posiadał. – To prywatne obrazy, nieprzeznaczone do wystawiania. Są naprawdę poza wszelkimi ramami obowiązującymi w malarstwie. Nieodpowiednie, rozumiesz – powiedział, gestem wolnej dłoni zataczając bliżej niezidentyfikowany okrąg wskazujący na dosłownie wszystko: Kostka, Bojczuka, pozostałe obrazy.



speak to me in colours
Constantine Ollivander
Constantine Ollivander
Zawód : malarz, ilustrator, projektant różdżek
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler

biegł zanosząc się łkaniem
uszy bolały go z zimna
biegł boso w piżamie
zając ścigany przez wilka

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8143-constantine-z-ollivander https://www.morsmordre.net/t8189-frida#235750 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t8198-skrytka-nr-1970#236050 https://www.morsmordre.net/t8196-c-z-ollivander#236045
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]19.08.20 13:43
Unoszę nieznacznie brwi i przez chwilę przyglądam się młodszemu malarzowi, by ostatecznie parsknąć głośnym śmiechem - Jeśli mam być szczery, to lord Prewett kompletnie nie nadaje się do pozowania, czasem miałem wrażenie, że już łatwiej byłoby zatrzymać dzieciaki niż jego - kiwam głową, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że chyba nie powinienem był wypowiadać się w ten sposób o nestorze jednego ze szlachetnych rodów? Jakoś... nie wypada - Niech to zostanie między nami - dodaję, machając między nami jedną ręką - Oczywiście, polecam od razu zaklepać sobie kilka dni, bo w jeden wieczór nie sposób ze wszystkimi porozmawiać - a zbierały się tam naprawdę inspirujące jednostki pełne kreatywności i pasji.
A później wlepiam spojrzenie w ten jeden niezwykły obraz, tak barwny i tak różny od wszystkiego co widziałem do tej pory. Czuję się wręcz oczarowany mnogością i harmonią zebranych barw, tym jak na siebie oddziałują i jak się przenikają w pozornie chaotycznych plamach. Z trudem odrywam spojrzenie od płótna, w zamian zawieszając je na Konstantinie - Mhm - kiwam głową na znak, że będę trzymał mordę na kłódkę, choćby mi kazali chodzić po rozgrzanych węglach, albo pić wrzący olej. Ślepia rozszerzają się w wyrazie niemego zdziwienia, ale... właściwie wcale nie powinienem się dziwić, kiwam lekko łbem, wyciągając usta w łagodnym uśmiechu - Teraz już wiem czym jest to coś w twoich obrazach. Był taki mugolski malarz, nazywał się Wassily Kandinsky, napisał książkę O duchowości w sztuce, powinieneś ją przeczytać, szczególnie rozdział o kolorze. Mogę ci pożyczyć jeśli chcesz, przesłać sową, myślę, że nie znajdziesz jej w rodzinnej bibliotece - uśmiecham się trochę tajemniczo, ale wierzę, że pisma Ojca Abstrakcji uświadomią mu pewne rzeczy, pewne pomogą zrozumieć, a jeszcze inne otworzą na nieznane dotąd eksperymenty - Jak to właściwie działa? - marszczę brwi, powracając spojrzeniem do obrazu - Wszystko ma swój kolor? Szum morza, chlupot fal uderzających o skały, skrzypienie mokrego piasku pod stopami? - byłem po prostu ciekaw czy nawet te błahe, nieskomplikowane melodie tworzone przez naturę mają odbicie w kolorach? - Mój głos? - odwracam wzrok na Ollivandera. Czy jeśli zamknie oczy to nie widzi twarzy tylko serię barw? Jakich? - Nieodpowiednie?! A kto niby tak uważa? - obruszam się, dopiero teraz wypuszczając z uścisku jego nadgarstek - Bzdury! Sztuka, Konstantinie, nie ma być tylko piękna, wtedy jest powierzchowna i pozbawiona ducha, nieciekawa, nie ma zaspokajać tylko odczuć estetycznych. Podstawowym jej celem jest wzbudzać emocje, nie tylko te oczywiste i nie tylko te pozytywne - unoszę w górę jeden palec, żeby uczulić go na ten fakt - Nie daj się zamknąć w akademickich ramach, malarstwo zmienia się tak jak wszystko inne i właśnie to - w tym momencie macham ręką wskazując na jego abstrakcyjny obraz - To jest przyszłość - milknę, jeszcze przez chwilę wbijając spojrzenie w szaro-zielone tęczówki chłopaka; a później coś przychodzi mi do głowy i uśmiecham się jakoś tak... enigmatycznie - Czego się boisz, Ollivander? Opinii publicznej? Ci Wielcy zawsze są niezrozumiani - mówię cicho, o tym też pisał Kandinsky - Jeśli chcesz możemy zrobić pewien eksperyment, podpiszemy ten obraz moim nazwiskiem, będziesz mógł z boku zbadać reakcje, jeśli będą przychylne powiemy, że zaszła drobna pomyłka i ktoś źle przybił tabliczkę, jeśli mnie zlinczują za te "bohomazy" to trudno, jakoś to przeżyję. Zafundujmy naszym widzom surrealistyczną podróż poprzez baśniowe krainy fantazji; twoje oniryczne ilustracje przeplatające się z moimi sennymi wizjami i wszystko zwieńczone właśnie tym - kiwam głową - Co ty na to?




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]19.08.20 17:11
Kostek uśmiechnął się szerzej i od razu skinął głową, zapewniając tym samym drugiego malarza o swojej całkowitej dyskrecji. To nie byo w końcu tak, że posiadanie nieprzychylnych opinii o lordach nestorach było zakazane, ale w kręgach z których wywodził się Constantine każdemu nestorowi należał się szacunek. Oczywiście każdemu tak właściwie zdarzało się czy to plotek słuchać czy też je rozsiewać, ale tak naprawdę nie wypadało powtarzać takich rzeczy. Archibald też niezbyt się młodemu Ollivanderowi naraził, Constantine miał całkiem przyjazny stosunek do Prewetta – na pewno ta relacja była o wiele mniej skomplikowana i o wiele bardziej przejrzysta niż wyboiste perypetie Ulyssesa, których uczestnikiem był także i lord nestor Prewett, kiedy starszemu bratu malarza przyszło rozwodzić się z lady Julią.
Rozmowa prędko niestety skierowała się na tematy o wiele bardziej niezręczne dla Ollivandera niż sam chciałby to przyznać. Wszystko przez jeden błąd! Następnym razem dokładnie sprawdzi wszystkie spakowane płótna, własnoręcznie się przez nie przekopie i upewni się co do każdego jednego. Teraz niestety mleko było już rozlane, a każda linia obrony zdawała się być zbyt miałka aby nie zostać zdmuchniętą niczym domek z kart w czasie wichury. Bardzo niewiele osób wiedziało o barwnej przypadłości Kostka i teraz młodzian czuł się poniekąd zły na siebie, że tak łatwo zdradził swój sekret. Lecz powiedział już "A", toteż za nim musiało pójść i "B".
Ja... chętnie przeczytam – powiedział niepewnie, zgadzając się na pożyczenie książki. Na wszystkie leśne żołędzie, w co on się pakował? – To jest tak, że dane wrażenie słuchowe ma przypisane konkretną fakturę oraz określoną barwę lub barwy – zaczął tłumaczyć wiedząc, że przegrał tę walkę. Odwrócił spojrzenie, wbijając je w ten nieszczęsny obraz. Teraz wyśpiewa już wszystko. – Szum wody jest w barwie jak rtęć, konsystencją przypomina niezwykle plastyczną masę, jak surowe ciasto – oczywiście sam nigdy nie dotknął ciasta nawet palcem, lecz jako dziecko nieraz zawędrował do kuchni podsłuchiwać ciekawą kakofonię tamtejszych dźwięków. – Lecz wzburzone morze czy rzeka zawsze będzie wydawała się gęstsza i bliższa stałej formie niż spokojny plusk strumienia. Sam dźwięk mokrego piasku jest jak chropowata kostka lodu o rudej barwie, ale świst suchego piasku jest jak bardzo cieniutka złocista blaszka. Za to trzeszcząca gałąź będzie jak gruboziarnisty, tabaczkowy piasek – zaczął wymieniać, a wzrok mu się lekko zamglił, pogrążony w barwnych wspomnieniach. Patrzył obok Bojczuka, bo gdyby zerknął na mężczyznę to chyba spaliłby się ze wstydu. Zwłaszcza, że ten zapytał o brzmienie swojego głosu.
Niewypolerowane drewno w pompejańskim różu i ochrze – odparł na jednym wydechu. – Głosy są dwukolorowe – dodał, nie przyznając się do tego, że bardzo wyjątkowe głosy potrafiły być i czterobarwne. – Czasem barwa w głosie wpada w ciemniejsze lub jaśniejsze oraz chłodniejsze lub cieplejsze tony w zależności od tego, czy wyraża jakąś silniejszą emocję – mówił w swoim ciele poruszając jedynie ustami. Myślał, że to koniec, ale okazało się, że jego komentarz o adekwatności formy obrazów wywołał kolejną falę w dyskusji. Nadgarstek Kostka został jednak wyswobodzony, a malarz zrobił prędko nieznaczny krok w tył splatając ręce za plecami. Poza wzrokiem Bojczuka zaczął nerwowo zaciskać i prostować palce. Oddychał powoli, słuchając Bojczuka do ostatniego słowa, dopiero potem się odzywając.
Uważają tak krytycy. Autorytety. Takie obrazy są wręcz wywrotowe: wątpię, żeby znalazły zrozumienie. Nawet jeżeli mugole, w tym wymieniony wcześniej Kadinsky są w stanie dostrzec w czymś takim sztukę to obawiam się, Johnatanie, że ze względu na panujące konwenanse wystawienie czegoś takiego wiązałoby się ze skandalem i skrajnym niezrozumieniem. Ciężko patrzeć w przyszłość jeżeli nasz świat po szyję tkwi w przeszłości. Na ślub mojego brata zostali po raz pierwszy w historii zaproszeni czarodzieje krwi innej niż czysta: jeżeli społeczeństwo nie jest gotowe na przyjęcie inności i różnorodności w tak prostej i dotykającej każdego sferze jaką jest sam fakt życia to obawiam się, że ten obraz przez najbliższe kilkadziesiąt lat jak nie lepiej powinien pozostać wśród stojaków w mojej pracowni, nie rażąc niczyich oczu – oznajmił, lecz widać było, że w oczach młodego lorda tliła się pokusa. Tak, Bojczuk poruszył pewną strunę, która przygrywała smętnie w duszy Constantina od lat. Jego barwne bohomazy zawsze były ciekawostką traktowaną z pobłażliwością, co najwyżej naukową ciekawością naukowców i uzdrowicieli zafascynowanych działaniem ludzkiego organizmu.
Nie chciałbym, żebyś miał z tego tytułu kłopoty – przyznał, lecz coś w głosie młodego lorda mówiło, ze to jeszcze nie jest jego ostatnie słowo. – Ale może... może stworzylibyśmy nieistniejącego malarza. Moglibyśmy wystawić ten obraz i może jeszcze jakieś inne podobnej rangi – rangi bohomazów – pod pseudonimem – zaproponował. Wątpił, by Winifreda miała coś przeciwko temu, jakby Constantine oznajmił jej, że jeszcze na ostatnią chwilę dołączy do wystawy trzeci malarz. Zawsze można by spróbować odciąć się od tego i zrzucić winę za społeczno-artystyczne zniesmaczenie gości wystawy na nieistniejącego artystę. Bo to, że Ollivander będzie wystawiał z Bojczukiem młody lord wiedział już wtedy, gdy ujrzał pierwszą jego pracę rozwijającą się w powietrzu.



speak to me in colours
Constantine Ollivander
Constantine Ollivander
Zawód : malarz, ilustrator, projektant różdżek
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler

biegł zanosząc się łkaniem
uszy bolały go z zimna
biegł boso w piżamie
zając ścigany przez wilka

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8143-constantine-z-ollivander https://www.morsmordre.net/t8189-frida#235750 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t8198-skrytka-nr-1970#236050 https://www.morsmordre.net/t8196-c-z-ollivander#236045
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]19.08.20 21:52
Mrużę lekko ślepia, wsłuchując się w każde kolejne słowo wyplute przez młodego Ollivandera; moje spojrzenie sunie po plamach zdobiących płaską powierzchnię płótna - Rozumiem - mruczę pod nosem. To musiało być... niesamowite przeżycie, miałem wrażenie, że raz, jeden jedyny raz kiedy wsunąłem przynajmniej potrójną porcję grzybów przydarzyło mi się coś podobnego - nie widziałem wówczas niczego wokół, a przynajmniej niczego, co naprawdę znajdowała się obok, tylko plamy barw zmieniające się pod wpływem innych bodźców, nie tylko tych słuchowych, albo cienkie, kolorowe pręciki układające się w rytmiczne, powtarzalne wzory. Tamto doświadczenie, naprawdę mocno psychodeliczne, otworzyło mi oczy na pewne rzeczy, uczuliło na mnogość barw występujących w przyrodzie całkiem naturalnie. Na moment wracam myślami do tamtych stanów, ale nie dane jest mi zbyt długo się na tym skupiać - Ciekawe - mruczę pod nosem, nie chcąc mu się za mocno wcinać w słowo, a kiedy wreszcie mówi o moim głosie to wyrzucam z siebie zanim zdążę to przemyśleć - Mógłbyś mnie tak namalować? Przeczytałbym ci wiersz, albo cokolwiek, a ty przeniósłbyś swoje doznania na płótno, co ty na to? Chciałbym mieć taki portret - wbijam w młodego spojrzenie; sam przecież eksperymentowałem z formą portretową w swoim zimowym projekcie, gdzie obijaliśmy różne części ciała na monumentalnych płótnach. O tym opowiem mu kiedy indziej, ostatecznie nie muszę przecież zdradzać od razu wszystkiego, prawda? Może nawet moglibyśmy połączyć siły, wówczas dobór kolorów przestałby być całkiem przypadkowy i czysto estetyczny - Krytycy? Autorytety? Ta banda starych dziadów z klapkami na oczach? Nigdy nie ruszymy do przodu, jeśli ciągle będzie oglądać się za siebie, Constantinie. Sztuka ma moc, dociera do każdego, porusza i zmusza do myślenia, jest jedną z napędowych sił rewolucji, tą mniej krwawą i brutalną niż otwarta walka - kiwam głową, a potem milknę, jedynie przyglądając się twarzy młodego malarza. Z niecierpliwością czekam na werdykt i kiedy wreszcie zapada, to uśmiecham się szeroko, wyciągając ku niemu swoją szczupłą dłoń - Pasuje - mówię, czekając aż złoży na niej wiążący uścisk. Teraz nie było już odwrotu. Wtem do naszych uszu docierają trzaski ciężkich wrót i rozmowy prowadzone na korytarzu - Oho, chyba pani Pinkstone poradziła już sobie z ożywieńcami, schowaj niespodzianki - rzucam do Ollivandera; sam zresztą również macham różdżką zwijając swoje pokazowe obrazy i zanim ostatni zniknie w torbie, skrzydło odskakuje od framugi i pojawia się między nimi znajoma sylwetka pani Winifredy - Panowie?... - zerka to na mnie, to na Constantina, a ja wcinam się jej w pół słowa - Już skończyliśmy - kiwam głową, na co informuje nas (a głównie lorda Ollivandera), że kolejni artyści już czekają na rozmowę. Ja z kolei mam wrażenie, że młody podjął już decyzję, więc uśmiecham się do niego porozumiewawczo i kłaniam lekko - Lordzie Ollivander, prześlę panu książkę, o której wspominałem - przypominam, po czym zwracam się do kobiety - Pani Pinkstone - i w jej kierunku kiwam łbem w geście pożegnania. A potem zbieram swoje rzeczy i znikam gdzieś na długim korytarzu. I co? I wsio, teraz można iść się najebać.

/zt




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]19.08.20 22:21
Cała sytuacja niewątpliwie zestresowała młodszego z malarzy. Z natury nie przepadał za obnażaniem się ze swoich tajemnic – coś co dzielił nie tylko ze swoim rodzeństwem, ale tak właściwie z całą swoją szlachetnie urodzoną rodziną – toteż takie sytuacje potrafiły go całkowicie wybić z rytmu. Nie potrafił z tego inaczej wybrnąć, nie umiał postawić między swoimi emocjami a umysłem muru: był artystą, przeżywał wszystko co go spotykało i czerpał z tych wrażeń do cna. Musiał czuć, bo inaczej nie zostałoby z niego już nic. Byłby ledwie ludzką wydmuszką stąpającą po tym świecie, bez wewnętrznych rozterek i bez charakteru. Może kiedyś nauczy się lepiej poskramiać te targające nim porywy, bo choć do pewnego stopnia potrafił je kontrolować, to w sytuacjach postawienia pod ścianą za bardzo się gubił.
Pokiwał powoli głową na zapytanie Bojczuka, a w jego oczach błysnęła fascynacja. Nikt mu jeszcze tak nie pozował, nie w ten sposób. Czasem malował po cichu podsłuchując, ale nigdy nie było to rozmyślnie i nie było to na prośbę samego mówiącego.
Chętnie to zrobię – przyznał, odzyskując powoli rezon. Znów stał wyprostowany, nieco bardziej pewny siebie i przypominający czarującego lorda, którego Johnatan zastał w pomieszczeniu w chwili przybycia. Stał tak również i wtedy, gdy Bojczuk kontrował jego przemowę o tym, dlaczego barwne i abstrakcyjne obrazy Constantina nie powinny ujrzeć światła dziennego w tym stuleciu, a najlepiej także i przez pół kolejnego. No tak, w końcu mieli zupełnie inne spojrzenia na życie – czego innego niż zaprzeczenia mógł spodziewać się od starszego malarza? Ollivanderowi takie rzeczy po prostu nie przystały i przyznawanie się do nich równałoby się zniszczeniu jego wizerunku oraz potencjalnemu wystawieniu na pośmiewisko całej jego rodziny.
Propozycja Bojczuka była jednak kusząca, bardzo kusząca. Wystarczająco, aby Ollivander nieco skorygował jego plan, po czym uścisnął mu dłoń, pewnie i bez odwoływania czegokolwiek. Dobili targu, stali się partnerami w zbrodni.
Nagłe zamieszanie przerwało jednak ich spiski, a Kostek bez choćby cienia zawahania machnął różdżkę. Płótna zrolowały się i jedno za drugim na powrót pakowały się do tuby. Pani Pinkstone weszła w momencie, kiedy ostatnie z nich chowały się do pokrowca.
Owszem. Będę wystawiał z panem Johnatanem – oznajmił Winifredzie, po czym posłał spojrzenie Bojczukowi, skinąwszy mu przy tym głową. – Będę zobowiązany – odparł, po czym pożegnał się z wychodzącym malarzem, samemu zostając dłużej, aby omówić ostatnie szczegóły z panią Winifredą.

| zt



speak to me in colours
Constantine Ollivander
Constantine Ollivander
Zawód : malarz, ilustrator, projektant różdżek
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler

biegł zanosząc się łkaniem
uszy bolały go z zimna
biegł boso w piżamie
zając ścigany przez wilka

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8143-constantine-z-ollivander https://www.morsmordre.net/t8189-frida#235750 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t8198-skrytka-nr-1970#236050 https://www.morsmordre.net/t8196-c-z-ollivander#236045
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]28.09.20 10:33
10.08

Po krótkich wakacjach w domu panny Burroughs byłem gotów wrócić do pracy ze zdwojoną siłą; co więcej, musiałem w końcu to zrobić. Czas dzielący mnie od wernisażu kurczył się nieubłaganie, a ja miałem jeszcze trochę roboty przed sobą. Do tego dochodziła ta cała akcja z Ogniskiem Artystycznym i szczerze powiedziawszy znowu praktycznie nie miałem czasu by żyć, spędzałem go coraz więcej w pracowniach, ba! W pewnym momencie wydawało mi się, że byłoby najlepiej gdybym tu po prostu zamieszkał, ale chyba za bardzo przywiązałem się do nory Philippy, żeby opuszczać ją z dnia na dzień. Czy to znak, że zapuszczałem korzenie, że się starzałem? Spoważniałem? Jeszcze kilka miesięcy wstecz nawet bym się nie zastanawiał, jeszcze kilka miesięcy wstecz w ogóle nie przyjąłbym stałej pracy, no chyba, że przyjęto by mnie do jakiejś załogi. Teraz? Teraz nawet cieszyłem się z tego, co oferował mi los; mogłem obcować z młodymi talentami, a nawet poprowadzić ich przez kręte ścieżki Sztuk Pięknych, uczyć się od świeżych umysłów wciąż nieprzeżartych przez przedpotopowe kanony, przecież w końcu robiłem to, co kochałem od zawsze, prawda?...
Ostatni uczniowie opuszczają pracownię, a ja żegnam ich delikatnym uśmiechem i kiedy drzwi wreszcie się zamykają wzdycham głośno. Łapserdak macha ręką, ściągając spod sufitu hamak, więc opadam na niego ciężko, zagłębiając się w objęciach kolorowego materiału; skrzat zaczyna sprzątać pomieszczenie, a ja bujam się lekko, odpychając od podłogi jedną nogą. Boże, zamontowanie tego cacka to był strzał w dziesiątkę - Chciałbym iść już do domu... - mruczę, ciężko stwierdzić czy do siebie samego czy raczej do mojego małego przyjaciela; niemniej to miał być długi wieczór. W związku z tym, że moja wyprawa do syren była... no, fantastyczna, ale szkice, które wtedy zrobiłem totalnie nie nadawały się do niczego (niektóre były nawet ciekawe pod względem estetycznym, ale w balecie to ich nie pokażę), musiałem szukać innych modelek (na pewno już nie poproszę o pomoc Morgana, albo przynajmniej nic od niego nie wezmę (kogo ja próbuję oszukać?)), wpierw wśród znajomych i nie wiedzieć czemu, ostatecznie padło na Wren. Nasza znajomość była dosyć... zabawna, ale to nie pora i miejsce na wspominki. Niemniej posłałem jej sowę, krótki list opiewający jej urodę oraz usposobienie (kobiety uwielbiały komplementy i jeśli chciałeś coś ugrać, to musiałeś o tym pamiętać), z prośbą o pomoc, może nawet bardziej o spotkanie i wreszcie możliwość umieszczenia jej wspaniałej osoby na kilku szkicach... no a później płótnie, gdzie miała stać się jedną z syren magicznego baletu. Nie chciałem umieszczać tam portretowych podobizn, jeno zasugerować się pewnymi charakterystycznymi cechami. No cóż, kilka obrazów czekało już tylko na złocenia, ale z niektórymi wciąż byłem w lesie i musiałem przyspieszyć - nie przewidujemy żadnych opóźnień, bo to mogłoby skończyć się tragicznie głównie dla mnie (jeśli zdążysz obsypię cię złotem, jeśli nie, rzucę krokodylom na pożarcie; brzmi znajomo?) - Wren powinna tu być lada moment - gadam dalej, wlepiając ślepia w okrągłą tarczę zegara, która zdobi jedną z jasnych ścian - Czy Łapserdak ma przygotować pracownię na przybycie panienki Wren? - dochodzi do mnie piskliwy głos skrzata, na co kręcę głową - Nie, nie, sam sobie poradzę... - zapewniam. I wtem skrzydło drzwi ponownie odskakuje od framugi, a ja zrywam się z hamaka, przywołując na usta szeroki uśmiech, od razu ruszam w kierunku dziewczyny i rozkładam ramiona, żeby ją odpowiednio przywitać - woli się przytulać czy uścisk dłoni okaże się bardziej satysfakcjonujący? A może powinienem ucałować jej smukłe rączki, jak na dżentelmena przystało? - Wren, cudownie cię widzieć całą i zdrową, zapraszam, zapraszam! - tymczasem Łapserdak zwija hamak, a później podchodzi bliżej by przywitać się głębokim ukłonem.






Ostatnio zmieniony przez Johnatan Bojczuk dnia 03.10.20 23:41, w całości zmieniany 2 razy
Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]28.09.20 15:10
Role w tym małym teatrze uległy gwałtownemu odwróceniu. Nagle to nie ona opiewała urodę swych wdzięcznych klientek, nie ona zachwalała poprawienie kolorytu skóry, ujednolicenie jej barwy i spłycenie zmarszczek - nadchodzi za to list i blask reflektorów kieruje się w jej stronę, tworząc z niej aktorkę przedstawienia reżyserowanego przez Bojczuka. Znowu. Tym razem w innych okolicznościach, mniej niewyraźnych, mniej skrytych za przedziwną kurtyną błogiego zapomnienia, lecz wciąż, chciałoby się rzec, dość przyjemnych. Nigdy dotąd nie miała okazji stać się niczyją muzą. Pozowanie wydawało się kwestią trudną, niewygodną - przez ile godzin musiałaby utrzymać jedną pozycję by artysta był w stanie uchwycić najdrobniejszy szczegół ułożenia ciała, ekspresji, na jakim mogło mu zależeć? -, jednak po przeczytaniu nakreślonych na pergaminie słów... Nie mogła mu odmówić. Nie kiedy kłamał tak pięknie i podsycał głodne komplementów ego; dlatego też umówionego dnia wygospodarowała dla niego aż całe popołudnie, upewniwszy się, że jej niemądre, mugolskie kózki przeżyją bez jej wsparcia ten trudny czas, po czym udała się w wyznaczone miejsce, tylko raz zatrzymana po drodze przez przezorny patrol. Dokument potwierdzający rejestrację różdżki zapewniał jednak swobodne przejście ulicami Londynu - nie była poszukiwana, ba, była poważnym, pełnym szacunku obywatelem, toteż stróżowie prawa nie zatrzymywali jej zbyt długo. Mogła ruszyć dalej. Krętymi ścieżkami wprost do gniazda uwitego z pasji i kreatywności, obcej i dotąd tak odległej; szkoła rysunku już niebawem stanęła przed nią otworem, za uchylającym się portretem przyjmującym wypowiedziane cicho hasło. Odnalazła korytarz prowadzący do sali, w której swą obecność szumnie zapowiedział Johnatan, i gdy tylko uchyliła doń drzwi, burza czarnych loków powitała ją najpierw. Potem zmęczona, zepchnięta niewidzialną siłą z hamaka sylwetka, obok której kłaniał się już w pas skrzat - czyżby tak dobrze mu się wiodło, że był w stanie pozwolić sobie na podobnego przyjaciela?
Na twarzy czarownicy rozkwitł uśmiech - niby uprzejmy, powitalny, choć pod niedbałą fasadą skrywał przeznaczone dla oczu Bojczuka rozbawienie, dumę, odrobinę naturalnej dla niej złośliwości. Ruszył ku niej z szeroko otwartymi ramionami, a ona, niczym nieufny kot, pochyliła się do przodu i bez jednego słowa wyminęła go, umykając pod jedną z rąk mężczyzny; niech nie myśli sobie, że nęcące komentarze zawarte w liście uprawniały go już do powtórzenia... Niektórych czynności, jakie zaginęły w przelewanym alkoholu.
Eleganckie ale z pewnością nie szlachetne dygnięcie posłała w kierunku witającego się z nią skrzata, wciąż w ciszy przechodząc do wnętrza pracowni i omiatając ją uważnym spojrzeniem. U jej boku tkwiła pokaźnych rozmiarów torba, nie wyglądała jednak na zbyt ciężką - po prostu dużą, wypełnioną tajemnicą aż do granic szwów. Bojczuk odkryje ją w swoim czasie; niemal w samym sercu pomieszczenia Wren odwróciła się do niego ponownie, z tym samym uśmiechem podkreślającym azjatyckie rysy, z ognikami ekscytacji w czarnych, skośnych oczach. Ale broń Merlinie, nie zamierzała się do niej przyznawać - niech myśli, że z naturalnej łaskawości czyniła mu przysługę.
- Opowiedz mi o tym obrazie - poprosiła - poleciła - miękko, głowę przechylając do boku i pozwalając, by kurtyna czarnych włosów ułożyła się swobodną kaskadą na ramieniu. - Jak go widzisz? Co mam dla ciebie zagrać? - Skądś dobiegała cicha muzyka, a lekkie dźwięki melodii wprawiały ją w jeszcze lepszy nastrój. Może świat sztuki nie był, mimo wszystko, taki zły. Taki pozbawiony sensu. Perspektywa zmieniała się płynnie, najczęściej dopiero wtedy, gdy nieprzygotowana na miłe sensacje stopa wkraczała do nieznanego dominium i odnajdywała się tam doceniona, wraz z połechtanym ego. Podszedł ją koncertowo. - Pokażesz mi inne z twoich prac? - spytała jeszcze, to przecież było kluczowe. Kluczowe dla tego, czy ostatecznie zdecyduje się oddać w jego ręce i zawisnąć obok pozostałych przejawów spełnionego talentu.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Ognisko artystyczne [odnośnik]03.10.20 20:36
Chcę zamknąć ją w swoich ramionach, ale umyka mi w ostatniej chwili i cóż, zamykam w nich samego siebie; na mojej twarzy maluje się zdziwienie, szybko zastąpione delikatnym uśmiechem. Odwracam się w kierunku dziewczyny, palce obu dłoni wciąż zaciskając na własnych rękach, nieco ponad ugiętymi łokciami. Zerkam na Łapserdaka, widzę, że ten już rwie się by odebrać od niej ten dziwaczny bagaż i być może zaproponować coś do picia, więc wspieram dłoń na jego drobnym ramieniu i mruczę - Zostawisz nas samych? Masz, tylko przepierdol na głupoty - wciskam mu złotego galeona, a on kłania się nam obojgu i znika z głośnym trzaskiem. Oby tylko nie potraktował tego jako rozkazu, równie dobrze mógł schować pieniądz w skarpecie, albo zrobić z nim cokolwiek innego. Przyjmowanie ode mnie zapłaty wciąż przychodziło mu dosyć... ciężko, skrzaty raczej nie były przyzwyczajone do takiej dobroci, ale skoro dzień w dzień zapierdalał jak katarynka to chyba coś mu się należało, nie? Nie był sługusem tylko przyjacielem, takim, który po prostu bardzo lubił spełniać wszystkie twoje prośby. W każdym razie w końcu wbijam spojrzenie w pannę Chang i uśmiecham się delikatnie - Cóż, to całkiem poważny projekt, maluję płótna do magicznego baletu, generalnie nadmorskie klimaty i oczywiście najpiękniejsze dziewczęta, aleeee... nie mogę powiedzieć nic więcej - kiwam łbem. Nie mówiłem nikomu, gotowe płótna leżały pozasłaniane, czekały na swoją wielką premierę; pewnie w końcu będę musiał pokazać je pani Mericourt, ale tylko jej przed oficjalnym wernisażem, tylko wtedy, kiedy będą już całkowicie gotowe - Och, nie przejmuj się swoją rolą, po prostu bądź sobą - posyłam jej kolejny tajemniczy uśmiech, już moja w tym głowa, żeby wszystko wyszło tak jak powinno. Ona niech będzie taka jak zwykle, taka jak tamtego (nie)pamiętnego wieczora kiedy to... się poznaliśmy, a ja, jako artysta, zajmę się resztą - Mogę cię zapewnić, że nie musisz się niczego obawiać, znam się na rzeczy - podchodzę bliżej i wspieram dłoń na dziewczęcym ramieniu, tym samym, przez które przewieszoną miała wyglądającą na bardzo ciężką torbę - co kryła w swoim wnętrzu? Pewnie niebawem się przekonam - Pozwolisz, że to zabiorę? Czy masz tam coś bardzo ważnego? - pytam - Inne prace mogę ci pokazać - kiwam głową; te nie były tajemnicą, ba! Nimi chwaliłem się bardzo chętnie, więc prowadzę ją przez pracownię i wskazuję na oparte o ściany płótna; macham różdżką, zaś malowidła unoszą się nieznacznie i ustawiają w rzędzie - impresyjne, delikatne pejzaże jak u Moneta, surrealistyczne, senne wizje przypominające obrazy Dalego, wyuzdane, kobiece akty godne Schielego, kilka zbyt nowoczesnych, abstrakcyjnych eksperymentów na miarę Kandinskyego, malowane z ukrycia, skąpane w wystawnych salach Fantasmagorii baletnice Degasa, kubistyczne portrety inspirowane Picassem i w końcu chaotyczne, wyjątkowo ekspresyjne płótna przywodzące na myśl Pollocka; żaden styl nie był mi obcy, nie lubiłem zamykać się w jakichkolwiek ramach, eksperymentowałem i przekraczałem wszelkie granice. Tutaj, w Ognisku, mogłem pozwolić sobie na więcej, w balecie wciąż rządziły stare, znane, akademickie kanony - chociaż i takie prace, typowo klasyczne, mógłbym znaleźć w swoim portfolio - I co? - pytam o opinię, naprawdę jej ciekaw - Przepraszam, powinienem zapytać od razu - napijesz się czegoś? Wina? Czegoś mocniejszego? - w tym momencie pochylam się nieznacznie nad dziewczęcym uchem i dodaję szeptem - Mam Zieloną Wróżkę ukrytą na dnie szafy, czeka na wyjątkową okazję, a ta chyba taka jest, skoro znowu się widzimy.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Ognisko artystyczne
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach