Wydarzenia


Ekipa forum
Ruiny zamku
AutorWiadomość
Ruiny zamku [odnośnik]13.01.18 21:49
First topic message reminder :

Ruiny zamku

Umieszczony na wysokim brzegu zamek mugolom jawi się jako zwyczajne ruiny, które lata swojej świetności mają dawno za sobą. Czarodzieje jednak dostrzegają to, co zaklęcia kryją przed wzrokiem niemagicznych - dawną chwałę starej warowni. W nocy bowiem ruiny zaczynają tętnić życiem. Pojawiają się dawno zburzone ściany, na suficie rozkwitają brylantowe żyrandole, a w powietrzu rozbrzmiewa muzyka. Po zachodzie słońca zamek staje się widmem samego siebie sprzed lat i choć budulec swoją materią przypomina ciało ducha, to tyle nieraz wystarczy, by poczuć choć namiastkę dawno minionych czasów i przyjrzeć się balom, jakie niegdyś się tu odbywały, a niekiedy nawet i bitwom, jakie stoczono. Kręcące się wówczas po ruinach postaci, pozostając całkowicie niematerialne, zdają się nie zauważać nawet żyjących i zamknięte w przeszłości w dalszym ciągu, nieustannie od setek lat kontynuują swe dawno już zakończone życia.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny zamku - Page 16 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ruiny zamku [odnośnik]22.02.21 14:25
Zawsze lubił zimę, zapewne dlatego, iż większość jego otoczenia za nią nie przepadała. Lubił, gdy ziemia pokrywała się śniegiem ułatwiającym tropienie podczas polowań; gdy zimno wkradało się pod płaszcze wzdrygając ciałem, co zawsze było przydatnym podczas zdobywania informacji. Lubił górskie wycieczki zimą, gdy każdy krok był wyzwaniem i wyjątkowo łatwo było skręcić sobie kark. Obniżająca się temperatura wywoływała jego zadowolenie, jednocześnie poruszając karby kreatywności, jeśli chodzi o zajmowanie się tymi, których miał likwidować. Londyn został pozbawiony szlamu, teraz jednak należało zająć się całą Anglią. I mimo tęsknoty za rodzinnym krajem pozostał tutaj, by siać zniszczenie oraz chaos. A gdy cała Anglia spłonie ruszy dalej; w inne miejsce gdzie będzie mógł mordować w rozsiewając chaos, niczym posłaniec z najgorszych koszmarów.
Po za zimą oraz polowaniami przepadał również za mrokiem. Czernią spowijającą otoczenie, utrudniającą widoczność, będącą domem dla kreatur takich, jak on. Oko ślepego zdobiące silną dłoń pozwalało mu widzieć w ciemności; rozróżniać plamy ciepła będące wyznacznikiem zbłąkanych dusz, czyniąc  z niego drapieżnika niemal idealnego. Wędrował przez szkockie lasy w poszukiwaniu jednego nazwiska, wypisanego w jego zeszycie. Szlamy, uparcie próbującej uprzykrzać życie szmalcownikom. Szlamy, która miała dzisiejszego dnia oddać życie; konać w jego towarzystwie, plamiąc swoją krwią jego dłonie. Wierny pies szedł u jego boku z nosem przystawionym do ziemi poszukując odpowiedniego tropu; aż w końcu nastawił się w odpowiedniej pozycji, by chwilę później pobiec  w kierunku ruin zamku.
Friedrich jeszcze nie wiedział , że pies nie zwęszył poszukiwanej szlamy a kogoś innego. Kogoś, kogo nie widział od wielu lat. I kogo przez te wszystkie lata nie zapomniał, a ich ostatnie spotkanie mógłby przytoczyć z każdym, nawet najmniejszym szczegółem. Uważnie stawiał stopy nie chcąc przypadkiem spłoszyć zwierzyny, powoli zakradając się do ruin. I wtedy usłyszał głos, który poznałby wszędzie.
Wliczy uśmiech wyrysował się na jego ustach. Nie sądził, że przyjdzie im się spotkać w takich okolicznościach, w dodatku w warunkach, niezwykle mu sprzyjających. Ostrożnie zakradł się między ścianami dawnego zamku, uważnie stawiając nogi, by nie zwrócić na siebie uwagi dawnego przyjaciela.
Pierwszym co zobaczył Anthony był pies rasy gończy Austriacki, który na jego widok radośnie zamerdał ogonem. I dokładnie w tym momencie ramię owinęło się wokół jego szyi, silnie unieruchamiając go w miejscu, a drewno szmalcowniczej różdżki ukuło go gdzieś w okolicy lędźwi.
- Hallo, mein freund. - Mruknął złowieszczo do ucha Macmillana, zaciskając swoje ramię mocniej wokół jego szyi. Tak, aby ten mu się nie wyślizgnął, lecz nie na tyle mocno aby odebrać mu oddech. Wspomnienia dawnych lat przetoczyły się przez jego umysł, wywołując chwilowe poczucie dziwnej nostalgii i poczucia, że to wszystko nie musiało się tak skończyć. Friedrich zacisnął usta na jedną, krótką chwilę by odsunąć do siebie wszelkie myśli. Stali po innych stronach. Byli wrogami a czasy, gdy się przyjaźnili już dawno odpłynęły w niebyt. - Co się z Tobą stało? Dałeś się podejść niczym głupia sarna. - Dodał jeszcze z odrobiną uszczypliwości w głosie. Kiedyś nie dałby się tak złapać, tego szmalcownik był pewien.
Ile to już minęło lat?


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Ruiny zamku [odnośnik]23.02.21 10:45
Wódka przyjemnie rozgrzała mu gardło, ale i tak musiał przymrużyć jedno oko przy jej przełykaniu. Piekła może mniej niż ognista, ale i tak była mocna. Dobra na otaczający go chłód. Patrzył przed siebie, nie zwracając uwagi na nic za nim, ani wokół niego. Przestał reagować nawet na dźwięki swojej sowy, która chciała na siebie zwrócić uwagę, ale bez sukcesu. Pochłonęły go myśli, te przyjemne i te gorzkie i zwyczajnie się zatracił. Każdy mógł, szczególnie w takiej scenerii. Gdyby tylko miał z sobą dziennik… chociaż i tak nie przeczytałby wiele przy świetle swojej różdżki.
Potem miał zrozumieć dlaczego sowa piszczała. Popełnił jeden wielki błąd. Nie słuchał swojego ptaszyska, choć powinien. Owszem, Bato irytował swoją naturą, ale mimo wszystko był dobrym i wiernym kompanem.
Najpierw zauważył psa. Wydawał mu się dziwnie znajomy. A może to tylko wrażenie? Nie połączył od razu faktów. Gdyby jednak znał się na rasach, to wiedziałby z kim miał do czynienia od razu. Nieświadomy tego, co go czekało – uśmiechnął się odrobinę, wciąż przygnębiony własnymi myślami. Radośnie merdający ogon uśpił jego czujność. Miał już się pochylić i wyciągnąć dłoń w stronę psiska, a za tym nawoływać, żeby podszedł bliżej, kiedy sytuacja nabrała nieoczekiwanego tempa.
Ręka wokół jego szyi pojawiła się nagle. Niespodziewanie. Uścisk jaki utworzyła był solidny, ale nie duszący, ku zaskoczeniu Anthony’ego. Za nią, jak mu się zdawało, poczuł różdżkę na swoich plecach. Równie dobrze mógł to był sztylet… albo cokolwiek czym można było przebić się na drugą stronę przez jego ciało. Był w czarnej dupie, przeszło mu przez głowę, choć przeklinał rzadko, nawet we własnych myślach. Aż pożałował, że nie zwykł kląć jak jego ojciec. Jeżeli dorwali go ludzie Malfoya to zwyczajnie był w dupie. Dlaczego nie był ostrożniejszy? Jak go tutaj znaleźli? Sowa wciąż wydawała z siebie dźwięki i krążyła wysoko nad głową, a raczej teraz już głowami. Miał już chwycił delikwenta za rękę i przerzucić go przez siebie, a co za tym idzie pozwolić mu spaść prosto do jeziora, kiedy usłyszał głos.
Głos, który był nieoczekiwany, a przez to i ostry jak brzytwa. Nie miał jak ukryć zdziwienia. Przymknął oczy przeklinając w myślach moment, w którym zdecydował się na odwiedzenie tutejszych ruin. Minęło tyle lat. Tysiące myśli przeszły mu przez głowę w jednej sekundzie. Wstrzymał oddech. Jak go znalazł? Śledził go? Wspominał, że to on wybierze miejsce ich spotkania. Zdawało mu się, że oddech dawnego przyjaciela piekł jego ucho. Wykrzywił usta. Miał poczucie jakby się cofnął w czasie i ponownie wygłupiali. Z tym, że teraz nie były to głupie wygłupy.
Co miał zrobić? Co zrobiłby tych kilkanaście lat temu, kiedy tak ćwiczyli? Nóż był przy pasie, ale nie mógł do niego sięgnąć bez zwracania uwagi Schmidta. Różdżkę cały czas trzymał w prawej dłoni, w lewej miał piersiówkę z wódką. Dopiero teraz zaczął odczuwać adrenalinę, a ta sprawiła, że uśmiechnął się jak szaleniec i o mało co nie zaczął się śmiać.
Może wcale nie był w czarnej dupie, pomyślał po chwili. Może los dawał mu szansę odegrania się na Schmidtcie po tych prawie dwunastu latach. Za wszystko, ale najbardziej za jedno.
Wspomnienia – odpowiedział mu, odnajdując w sobie odrobinę spokoju. Nie kłamał. Kątem oka zerknął na swoją bliznę na dłoni, którą oświetlała mu różdżka. Tę dłoń zacisnął pewniej wokół drewna. – Co tutaj robisz i co zamierzasz? – Zapytał po chwili, wciąż myśląc nad jakimś racjonalnym planem reakcji i wydostania się z uścisku.
Zdecydowanie nie podobało mu się to, że nie widział jego twarzy. Miał kilka opcji na tę chwilę. Mógł rzucić jakiś urok, taki który oślepiłby Friedricha albo chociaż odwrócił jego odwagę… mógł też walnąć go jakoś, na przykład w stopę lub w brzuch… albo tyłem głowy w nos. Coś co wyrównałoby ich szanse. Musiał wybrać ten najlepszy sposób. Na tę chwilę Schmidt miał przewagę, a Macmillan zdawał sobie z tego sprawę. Zgasił światło wydobywające się z różdżki.
Przypomnę ci dawne lata – Odezwał się nagle i w tym samym momencie zdecydował się na ruch. Zdecydowanie uderzył Friedricha prawym łokciem w brzuch, tak mocno jak tylko mogła mu na to pozwolić sytuacja. To tylko drobna zabawa jak sprzed lat, prawda? Tylko, że teraz była poważniejsza.

| Wyważony cios łokciem w brzuch


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny zamku - Page 16 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Ruiny zamku [odnośnik]23.02.21 10:45
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 21

--------------------------------

#2 'k8' : 2, 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny zamku - Page 16 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny zamku [odnośnik]08.03.21 17:42
224-7=217

Brew szmalcownika powędrowała ku górze. Wspomnienia było dobrym słowem, powiązanym z ich obecną sytuacją. Wspomnienia były tym, czego nie szło pozbyć się z pamięci podług takiego spotkania. Pamiętał dokładnie każdy, nawet najmniejszy szczegół powiązany z Macmillanem. Nocne spotkania w Hogwarcie, podróże, wszystkie przygody… Krew spływającą po jego dłoniach oraz późniejsze komplikacje. Nie docenił jego gestu; nie zauważył, iż brutalnym morderstwem wypełniał jedynie słowa złożonej niegdyś przysięgi. Był mu jak brat, dbał o niego niczym o rodzinę której wtedy sądził iż w ogóle nie posiada. Ten jednak wolał zdradzić; opowiedzieć się po przeciwnej stronie barykady w imię głupiego ścierwa, które od lat gniło gdzieś pod ziemią. Wspomnienia nie mogły jednak rzutować na przyszłość. Opowiedzieli się po dwóch, różnych stronach a jego zadaniem było wyplenienie szlamu oraz pozbycie się przeszkód, w postaci ich zwolenników. I tym razem zamierzał działać podobnie, chociaż… Posiadał niezwykłą ochotę, by stać się prawdziwym koszmarem Anthonego… O ile wspomnienia nie przeszkodzą.
Usta szmalcownika wykrzywiły się w paskudnym, wilczym uśmiechu gdy ten usłyszał pytania, jakie uleciały z ust dawnego przyjaciela. -Sam mnie zaprosiłeś, nie pamiętasz? - Mruknął złowrogo, nie przyznając się, iż w te strony przygoniła go praca. Nie musiał o tym wiedzieć, nie było to istotne w obecnej sytuacji, choć jakąś zapomniana część jego osobowości domagała się, by poinformować Macmillana o zaistniałych zmianach. Opowiedzieć o śmierci ojca, odkryciu jego kłamstw oraz spotkaniu z przyrodnim bratem, o którego istnieniu do tej pory nie miał najmniejszego pojęcia. Wiedział jednak, że nie może mu o tym opowiedzieć. Nie może mu zaufać po zdradzie, jakiej się dopuścił. Byli teraz wrogami. Od długich lat znajdowali się po przeciwnych stronach, choć to cholerne wspomnienie dawnej przyjaźni nie chciało opuścić umysłu. Zabawne, jak czasem potrafią ułożyć się koleje losu.
Złowrogi śmiech uleciał z jego ust, gdy Anthony spróbował go uderzyć. Zbyt lekko, zbyt niepozornie, zbyt szlachetnie w dobrze miejsca. Poczuł ukłucie bólu, nie było to jednak nic, czego nie znosiłby podczas swoich polowań. I mimo iż zwykle to on zadawał cierpienie, niejednokrotnie przyszło mu spotkać się z pięścią bądź zaklęciem, przed którym nie udało mu się uskoczyć.
- Dawne lata? Nie pamiętam, żebyś wcześniej bił jak panienka. - Bił jak panienka, oczywiście. Macmillanowi zawsze brakowało brutalności, jaką wykazywał Friedrich, zdawać by się mogło, że od najmłodszych lat. Przywykł do bólu oraz zimnego wychowania swojego ojca. Pierwsze zaklęcie zawsze rzucał, nim druga osoba zdążyła odpowiednio się pokłonić. - Pamiętam dawne lata. “będziesz mi jak brat” mówiłeś… - Rzucił z dziwną hybrydą złości oraz chłodu w głosie, by mocno zacisnąć ramię wokół jego szyi. lancea pomyślał, lecz niewerbalne zaklęcie nie przyniosło odpowiedniego rezultatu. Scheiß! - “będziemy o siebie dbać…” - Przywołał kolejne słowa, jakie kiedyś wypowiedział młody Macmillan, jeszcze mocniej zaciskając ramię wokół jego szyi. Niech się dusi; niech powietrze nie odnajduje drogi do płuc; niech poczuje jak zabijają go dłonie, naznaczone śladem po braterskiej przysiędze. Pamiętał również swoją część. I nigdy mnie nie skrzywdzisz mówił jako dzieciak, mając jednak wrażenie, że te słowa dawno straciły swoje znaczenie. A jednak coś sprawiło, jakaś dziwna siła, że zrobił trzy kroki w bok, pozornie chcąc stanąć w pewniejszej pozycji, by wyrywający się Macmillan wyzionął ducha w jego ramionach. I to było błędem. Stracił równowagę. Zniknęło oparcie jego stóp, a oni obaj runęli w dół, w głąb dziwnej dziury w podłożu ruin.
Szyję Macmillana puścił dopiero, kiedy powietrze uleciało z jego ust w zderzeniu z twardą posadzką.
- Verfluchte Scheiße! Ile Ty waższysz! - Warknął, leżąc pod Macmillanem, który upadł idealnie na niego.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Ruiny zamku [odnośnik]08.03.21 21:39
226-5 (duszenie) - 15 (tłuczone – upadek; spadłem na miękkiego Schmidta) = 206

Nie widział jego wyrazu twarzy. Nie miał jak, ale mimo wszystko wyobrażał ją sobie. Napiętość utrzymywała się w powietrzu. Atmosfera była wyjątkowo gęsta i nieprzyjemna, zupełnie jak uścisk wokół jego szyi. Serce przyśpieszyło. Adrenalina zaczęła rozchodzić się po jego żyłach. Tysiące myśli przechodziło mu przez głowę. To koniec. Być może. A może dopiero początek. Może miał jeszcze jakieś szanse. Jego marzenie pomszczenia Eleonory albo miało się spełnić, albo miało zostać zaprzepaszczone. Ale czy potrafił cokolwiek zrobić Friedrichowi? Choć zdradził i to na najbardziej przerażający sposób, a wspomnienie tej przeklętej letniej nocy było wciąż żywe, nawet po dwunastu latach… pamiętał zarówno swoje słowa jak i jego słowa.
Odpowiedź na pytanie jego obecności w końcu padła. Sprawiła, że Macmillan przymknął oczy. List. Listy właściwie. Przeklęty moment jego niecierpliwości. Był głupi. Cholernie głupi. Jak zawsze. Wciąż był taki sam – nie potrafił czekać, jeżeli chodziło o niektóre kwestie. Nie potrafił milczeć, nie potrafił siedzieć cicho. Teraz za to płacił. Schmidt go wytropił, to było pewne. Ani przez chwilę nie przeszło mu przez myśl, że ich obecne spotkanie mogło być przypadkiem. A może tego chciał? Może potajemnie chciał go zobaczyć? Dać mu w mordę? Dowiedzieć się dlaczego doszło do tego wszystkiego? Zabić go?
W tym danym momencie, kiedy zdecydował się walnąć go w brzuch, nie miał wyczucia. Zdenerwowanie, przejęcie, przerażenie – jedno z nich mogło być powodem dla którego nie potrafił uderzyć mocniej. Uścisk wokół szyi także ograniczał mu możliwość ruchu i siłę z jaką był w stanie zadać cios byłemu przyjacielu. Zacisnął zęby, kiedy Schmidt z niego zażartował. Być może w innych okolicznościach by się zaśmiał. Może jednak ograniczały go dawne uczucia braterskości, wciąż żywe, pomimo zawodu i gorzkich doświadczeń? Najwyraźniej pamiętał je i Friedrich. Wzbudzały w nim złość. Potrafił ją wyczuć w jego głosie. Dobrze. Miło było wiedzieć, że i dla niego przeszłość była wciąż żywa. Słowa dawnej przysięgi brzmiały dziwnie w obecnej sytuacji. Macmillan wydał z siebie dźwięk niezadowolenia, ale na jego twarzy pojawił się gorzki uśmiech.
I ty obiecałeś, że będziemy sobie pomagać, że nie nigdy się nie zranimy – wybąkał zanim uścisk zaczął się zacieśniać. Mimowolnie, próbował oderwać jego rękę od swojej szyi. Nieudolnie. Dusił się. Upuścił metalową piersiówkę z lewej dłoni. Echo odbijającego się metalu brzmiało jeszcze chwilę. – Frie… drich… N… nie… – próbował go powstrzymać. Poczuł nagłe szarpnięcie w bok. Nogi mu się zaplątały, bo próbował zdobyć choć odrobinę powietrza i wciąż walczył z uściskiem. Być może to sprawiło, że napastnik stracił równowagę.
Upadek zabolał. Potrzebował chwili, żeby zrozumieć co się stało. Wpierw głośno zaczerpnął powietrza, dopiero po chwili zaczął kaszleć. Wyprostował się, choć wciąż ni to leżał, ni to siedział na Schmidtcie. Ścisnął go kolanami i biodrami w pasie. Nie zamierzał z niego schodzić, o nie. W ten sposób ma przewagę. Prawe ramię cholernie bolało po upadku. Zignorował jednak ten ból i przygwoździł lewą rękę Austriaka swoją prawą. Ich blizny ponownie się złączyły, jak dawniej, choć teraz brakowało jedynie krwi. Zdołał zauważyć w tym momencie tatuaże, które zdobiły skórę jego ręki i szyi. I brodę. Zmienił się. Zdecydowanie się zmienił, ale Macmillan i tak rozpoznałby go w najciemniejszym pomieszczeniu.
Dovoljno… da bih ti te poslao u crnu zemlju* – zaklął w słowiańskim języku. To była odpowiedź na jego pieprzony niemiecki. Przekleństwo za przekleństwo. Zacisnął zęby i lewą pięść. Tyle lat pielęgnowania w sobie złości. Tyle lat chowania jej głęboko w swojej głowie niczym jak w klatce. Tyle lat powtarzania jednej i tej samej sceny na jawie i w koszmarach, i podpalania swoich emocji jeszcze bardziej. Tyle lat rozmyślania o tym co by było, gdyby tej przeklętej letniej nocy 1945 r. nie doszłoby do tego, do czego doszło. Poświęcił pieprzonych dwanaście lat, żeby spróbować mu wybaczyć, ale nie potrafił. Złość i żal biły z jego oczu. Zamachnął się prosto w jego nos. – Lata kłamstw! – wrzasnął. Zdradził go, powtarzał sobie w myślach, obwiniając szatyna za wszystko. Zdradził ich obietnicę i przysięgę. – Byłeś mi jak brat – dodał, wciąż krzycząc. – Jak pieprzony brat, rozumiesz! – Wrzasnął najgłośniej jak tylko potrafił.
Nie zwrócił uwagi na to, że zamek w tym czasie zdołał ożyć; że ściany, dawni gospodarze i goście wrócili. Duchy rozpoczęły swój bal. Zapewne nie zwracały uwagi na nich, jak zawsze. Ignorował muzykę, która dobiegała gdzieś z głębi. W głowie przemykały mu własne listy, które adresował do Schmidta, ale których nigdy nie wysłał.
Dwanaście lat – warczał przez zęby – dwanaście długich lat – lewą dłonią chwycił go za kołnierz jego odzienia wierzchniego, żeby podnieść mu głowę.

*Wystarczająco, żebym posłał Cię do piachu (czarnej ziemi) – tekst napisałam po serbsku, ale zakładam, że Anthony mówi w tym momencie po rosyjsku.

Wyważony cios w nos


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny zamku - Page 16 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Ruiny zamku [odnośnik]08.03.21 21:39
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 85

--------------------------------

#2 'k8' : 4, 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny zamku - Page 16 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny zamku [odnośnik]25.03.21 1:41
217-15 (tłuczone, upadek) - 17=185; -5 do kości

Pomruk niezadowolenia wyrwał się z ust szmalcownika, gdy Anthony wypowiedział swoje słowa. Zarzut, jakoby niedopełniał słów przysięgi wiązał się z dziwną mieszaniną żalu oraz paskudnej złości. Zrobił wszystko, żeby mu pomóc. Próbował zadbać o jego przyszłość, uchronić przed losem, który z pewnością mógłby złamać puchońskiego ducha. Ten jednak tego nie widział. Niczym skończony kretyn nie widział, jak wiele dla niego zrobił; że w momencie gdy jego dłonie pokryły się krwią tamtej mugolki, uchronił go przed niezwykle paskudnym losem.
- Pomagałem ci! - Syknął wściekle tuż koło jego ucha, mocniej zaciskając ramię wokół szyi Macmillana. Wściekłość przysłaniała wizję paskudną czerwienią, nie pozwalając skupić się na czymkolwiek innym. W tym momencie chciał jego głowy, za którą dostanie odpowiednią, niezwykle atrakcyjną sumę galeonów; wyrwać serce z jeszcze żywej piersi w zemście za porzucenie oraz zerwanie słów przysięgi - to on o niego dbał. To on mu pomógł w momencie, gdy Anthony zapomniał o jego istnieniu, zdawać by się mogło niezwykle sprawnie oraz pomyślnie.
Ramię szmalcownika coraz mocniej zaciskało się wokół jego szyi, odbierając dech gdy przygłuszony złością umysł nie reagował na jakiekolwiek prośby czy znaki. Tak w końcu powinien postąpić, czyż nie? Zamordować go, dostarczyć do Ministerstwa Magii, odebrać nagrodę a później przyglądać się jak ginie w niezwykłych męczarniach. Tak, powinien tak zrobić, lecz blizna na jego dłoni przypominała o dziwnym braterstwie, jakie przyszło im kiedyś zawiązać. W obecnej chwili, gdy Macmillan okazywał się niewdzięcznikiem niezwykle żałował tamtego wieczoru, gdy siedzieli pod ławką jednej ze szkolnych sal, skryci pod grubym kocem decydując się wypowiedzieć słowa, które nigdy nie powinny być wypowiedziane.
Chwilę później już leżał na twardej ziemi, przeklinając w duchu dziwną siłę, która podpowiedziała mu by zrobić ten jeden, cholerny krok, który przesądził o upadku. Pomruk niezadowolenia wyrwał się z jego ust gdy ten rozsiadł się na nim, przygwożdżając jego lewą dłoń do ziemi. I to było błędem. Niezwykle banalnym, pozornie nie istotnym acz stanowiącym o jego przegranej pozycji. To Schmidt był śmiercią; chaosem rozlewającym się po świecie.
A gdy cios poleciał w jego kierunku, Schmidt uniósł prawą dłoń by przyblokować cios. Krew wypłynęła z jego nozdrzy, paskudny ból rozlał się po jego twarzy, a z gardła szmalcownika wyrwało się nie przyjemne coś, będące mieszaniną warknięcia oraz krzyku. Zamorduje go, to było pewne. Macmillan zginie z jego dłoni zapewne jeszcze dzisiejszego wieczora. Czerwień przysłaniała wizję sprawiając, że mężczyzna tracił nad sobą panowanie. Prawa dłoń zacisnęła się na boku Macmillana gdy jednocześnie próbował wyrwać lewą dłoń z jego uścisku. Szamotał się, próbując odnaleźć czuły punkt dawnego przyjaciela i wyrwać się z jego uścisku, w pewnym momencie niemal sytkając się z nim nosami. I już rozważał pewien, niezwykle absurdalny pomysł, gdy Tony sam podsunął mu rozwiązanie.
- To TY jesteś pieprzonym kłamcą Macmillan! - Ryknął, a place szmalcownika zacisnęły się na rękojeści niewielkiego nożyka tkwiącego u boku mężczyzny. Skoro chciał zdrady, to ją otrzyma. W najgorszy możliwy sposób. - Wiem ile minęło. - Wysyczał, po czym wbił nóż wprost w plecy Anthonego. Nie chciał zrobić z niego kaleki, gdyż taki by mu się nie przydał. Nie chciał również go zabić - po tym wszystkim Macmillan nie zasłużył na lekką śmierć. Korzystając z jego chwili rozkojarzenia, szmalcownik z rzucił z siebie mężczyznę, by poderwać się na nogi.
- Pomogłem ci! Dbałem o ciebie bardziej niż o brata, a ty tak mi się odwdzięczasz?! -Ryknął, bystrym spojrzeniem zielonych oczu poszukując swojej różdżki, która musiała wysunąć się z jego dłoni. - Uratowałem ci pieprzone życie! - Ryknął ponownie, podchodząc do Macmillana, by wymierzyć kopniaka wprost w jego brzuch. - Wiesz, co by ci zrobili, gdyby się o niej dowiedzieli?! WYDZIEDZICZYLIBY CIĘ! Skończyłbyś z tym, co masz na sobie! Bez domu, bez rodziny, bez jakichkolwiek pieniędzy! Musiała zniknąć i zadbałem, żeby tak się stało! A ty tak mi się za to wszystko odwdzięczasz?! - Wypowiadając wściekłe słowa Schmidt chodził to w jedną to w drugą niczym wściekłe, dzikie zwierzę zamknięte w klatce po raz pierwszy. Mięśnie szmalcownika były napięte, szczęka mocno zaciśnięta i wszystko wskazywało na to, iż ten zaraz wybuchnie. W końcu zauważył drewno swojej różdżki, ostrożnie się po nie schylił. - Pieprzony hipokryta z ciebie Macmillan. - Syknął, zaciskając dłonie na rękojeści różdżki, z nią czując się jakoś pewniej w tej abstrakcyjnej sytuacji.

| rzut na blok
1. Wyważony cios w plecy nożykiem Tonika.
2. Wyważony cios butem w brzuch Tonika.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Ruiny zamku [odnośnik]25.03.21 1:41
The member 'Friedrich Schmidt' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 36

--------------------------------

#2 'k8' : 7, 8, 2

--------------------------------

#3 'k100' : 42

--------------------------------

#4 'k8' : 7, 6, 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny zamku - Page 16 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny zamku [odnośnik]26.03.21 15:05
PŻ: 203/226 (5 – duszenie; 15 – tłuczone; 3 – cięte)
-5 kości

- 21 (złamane dolne żebro)
PŻ: 182/226 (5 – duszenie; 15 – tłuczone; 3 – cięte, 21 złamane żebro)
- 10 kości


Pomruk niezadowolenia Friedricha sprawił, że Macmillan się wyprostował, na tyle, na ile było to możliwe w tym dość niekomfortowym położeniu. Poczuł ukłucie w piersi. To nie tak, że się bał, ale obecność żywego ducha przeszłości sprawiała mu ból. Obawiał się też, że rozwścieczony Ślizgon był obecnie nieobliczalny, a on nie potrafił zapanować nad jego złością jak niegdyś. Nie, kiedy chodziło o nich samych i nie, kiedy rozprawiali o tym jak skończyła się ich przyjaźń i kto był w czyich oczach większym zdrajcą. Nie z tyloma ranami, które sobie wzajemnie zadali. Syknięcie przy uchu sprawiło, że poczuł ciarki na plecach. „Pomógł mu”? Nie. To było żałosne tłumaczenie. To, co zrobił nie było pomocą. Schmidt zamordował niewinną osobę. Zabrał mu osobę, na której mu zależało i którą kochał. I w dodatku wyszedł z tego bez szwanku. Nie stanął przed sądem. Dlatego też Anthony nie żałował swoich słów i wypomnienia dawnej obietnicy. Miał na to niepisane prawo. Musiał, a właściwie chciał, powiedzieć swoje. Potrzebował wyrzucić własne rozczarowanie, szczególnie jeżeli zanosiło się, że dzisiejszy wieczór miał być jego ostatnim. Skoro miał się udusić, to lepiej żeby powiedział chociaż część tego, co leżało mu na sercu.

Los wywinął im psikusa. Złośliwy żart życia sprawił, że znaleźli się w piwnicy zamku, który chwilę później ożył. Ściany nagle wyrosły. Do uszu dobiegała muzyka i gwar zabawy duchów. Żeby z niego wyjść, musieli rozprawić się ze swoją przeszłością. Tu i teraz. Czy tego chcieli, czy nie.

Myślał, że udało mu się opanować sytuację. Zdawało się, że teraz to on trzymał Austriaka w garści, pod sobą. Przygniatał jego lewą dłoń swoją prawą i zaciskał palce tak mocno, jak tylko mógł, jak gdyby chcąc zgnieść lub złamać mu kości dłoni. Ręka jednak wciąż go bolała po upadku, a przeciwnik dzielnie walczył i szarpał się. Teraz to Anthony był łowcą, a Friedrich zwierzyną, którą trzeba było nauczyć porządku. Chęć zemsty przysłoniła Macmillanowi umysł. Nie potrafił myśleć rozsądnie. Nie potrafił nad sobą zapanować. Mogłoby się też zdawać, że próbował wedrzeć się swoim stanowczym i rozwścieczonym spojrzeniem w głąb Friedricha. Przedrzeć się przez oczy do jego duszy, o ile jeszcze ją posiadał. Dwadzieścia dziewięć mugolskich serc… i ofiary, o których jeszcze nie wiedział. Kiedy Schmidt zawarczał z bólu, sprawiło mu to dziwną satysfakcję. Chciał widzieć i słyszeć jak cierpiał, choć coś podświadomie próbowało go od tego odciągnąć. Dwie natury walczyły wewnątrz Anthony’ego. Nie było już dawnej przyjaźni, powtarzał sobie. Nie mogło jej być po tym, co się wydarzyło, do czego doprowadził ten przeklęty gad. A z drugiej strony, nie mógł złamać danego słowa. Coś podpowiadało mu, żeby się opanował. Ale czy mógł? Wydobył z siebie ryk wściekłości, jak gdyby próbował przekonać samego siebie, żeby zrezygnował teraz ze swojej dawnej natury. Wybaczenie nie wchodziło w grę!
Miał już go uderzyć, ale Schmidt postanowił bronić się słowami. Blondyn mocniej ścisnął kołnierz od płaszcza i przyciągnął go twarz bliżej. Mógł spodziewać się tylko tego, co i tak nadeszło – szatyn ponownie przerzucał swoją winę na niego; nie potrafił przyznać się do winy. Tchórz! Przeklęty tchórz i gnida! Macmillan nie był kłamcą, przeciwnie, był pieprzonym głupkiem, który powoływał się na honor i dane słowo. Nigdy nie zdradził żadnej obietnicy. Nic dziwnego, że zacisnął zęby i już miał walnąć czołem w czoło, kiedy wszystko wywróciło się do góry nogami. Macmillan był też głupkiem, który zaufał komuś, kto nigdy nie krył swojej natury.
Nie zauważył, że Friedrich sięgnął po jego nożyk. Był zaślepiony gniewem i chęcią udowodnienia, oczywiście siłą, że cień jego przeszłości się mylił. Nie spodziewał się więc takiego ciosu w plecy. Wytrzeszczył oczy, kiedy ostrze wbiło mu się w ciało, wyraźnie zaskoczony tym ruchem. Czuł nieprzyjemne ciepło, które rozchodziło się po całych plecach i klatce piersiowej. Chwilę po tym zderzył się czołami z Friedrichem, ale nie z siłą, którą niedawno planował użyć. Potem zjechał głową do posadzki, zwijając się z bólu i warcząc z bólu. Musiał złapać oddech.
Przymknął oczy, kiedy Schmidt zaczął wykrzykiwać mu swoją wersję wydarzeń. Nie potrzebował tych kłamstw. Mógł już zamilczeć albo chociaż powiedzieć prawdę! Jeden z nich musiał dzisiaj zginąć. Jeżeli to miał być Anthony, to chciał usłyszeć szczere słowa, a nie fałszywy jad. Owszem, Friedrich niegdyś dbał o niego jak o brata i wzajemnie, ale to wszystko trwało do tej przeklętej letniej nocy. Wtedy wszystko zostało zniszczone, a ich przyjaźń okazała się niezwykle krucha. Ktoś, kto miał go traktować jak brata nie posunąłby się do zabicia niewinnej osoby, a szczególnie nie osoby, którą przyjaciel obdarzał silniejszym uczuciem. Rzucił w stronę Friedricha ostre spojrzenie, jak gdyby chciał mu nim powiedzieć: „Zamknij się”.
Miał już wykrzyczeć cokolwiek, ale nagły kopniak go zaskoczył. Próbował zareagować, ale niestety mu nie wyszło. Nie zdołał odskoczyć od ciężkiego buciora. Uderzenie zabolało go mocniej niż mógł to przypuścić. Skulił się i nie potrafił złapać oddechu przez dobrą chwilę. Czuł przerażający ból. Ściskał zęby i warczał przez nie wściekle. Próbował podnieść się z podłogi. Wtedy też dostrzegł swoją różdżkę, którą natychmiast zgarnął i mocno ścisnął.
Kłamstwa! – ryknął w końcu. Nie potrafił zapanować nad swoimi emocjami. Złapał się za brzuch, jak gdyby miało mu to pomóc w złagodzeniu bólu. – Pieprzone kłamstwa! – Ponowił jakby spokojniej, choć wciąż krzyczał. W jego tonie było coś z zawodu, którego nie potrafił już kryć. – Nie tak się dba o kogoś, kogo ponoć kochasz jak brata! – zarzucił mu, a na jego twarzy pojawił się grymas. Ledwo trzymał się na nogach. – To nie była i nie jest braterska miłość, tylko czysta nienawiść! – oświadczył z gorzkim uśmiechem na twarzy. Bolały go te słowa. Bolała go gorzka prawda, której bał się powiedzieć na głos przez tyle lat. Na jego twarzy następnie pojawił się grymas bólu. Chwycił się za plecy. Po omacku złapał rękojeść noża i wyciągnął go jednym szybkim ruchem, przymykając przy tym oczy. – To – wskazał na zakrwawione narzędzie, które następnie wrócił na swoje odpowiednie miejsce, do pochewki – tylko potwierdza moje słowa.
Chciał go zrozumieć. Próbował tych przeklętych dwanaście lat. W trakcie swojej podróży napisał kilka listów, ale nigdy nie potrafił ich wysłać. Zaśmiał się, kiedy Friedrich nazwał go hipokrytą. On nim był? Krążył po pomieszczeniu jak jakiś kot. Macmillan w tym czasie podszedł do jednej z zakurzonych półek z butelkami, o którą się oparł.
Zastanów się co mówisz – odpowiedział mu ostro. – W tym pomieszczeniu jest tylko jeden hipokryta i nie jestem nim ja – zauważył. – Stałeś się pieprzonym mordercą bez hamulca! A ja byłem pieprzonym głupkiem, że w ogóle próbowałem cię przez te dwanaście lat zrozumieć i wybaczyć!
Dostrzegł jego ruch przy różdżce, więc nie rozmyślając zbyt wiele – chwycił jedną z butelek i rzucił nią w Schmidta. Za tym natychmiast wykonał odpowiedni ruch swoją różdżką i rzucił urok:
Lancea!

| nieudany odskok
| rzut do celu, st 40 i celuję w górną część głowy (wyważony cios)
| Lancea


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny zamku - Page 16 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Ruiny zamku [odnośnik]26.03.21 15:05
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 72, 91

--------------------------------

#2 'k8' : 2, 5

--------------------------------

#3 'k100' : 82
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny zamku - Page 16 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny zamku [odnośnik]11.04.21 4:22
Gniew zaślepiał ich obu, choć w przypadku Schmidta z pewnością emocje były bardziej pierwotne, niemal brutalne; pchające go do czynów których niegdyś z pewnością by żałował. Nie był już dzieckiem, przez dwanaście długich lat zdążył pozbyć się wszelkich nalotów empatii, jakie pojawiły się w nim za czasów przyjaźni z Macmillanem. Nie byli już dziećmi, wiele zdążyło się od tamtego momentu wydarzyć, a serce szmalcownika wyzbyło się wszelkich, choćby niewielkich naleciałości człowieczeństwa. Obracał się w meandrach najpaskudniejszych charakterów, rozpychał się łokciami oraz pięściami, by wywalczyć sobie najlepsze miejsce pośród mroków czarodziejskiego społeczeństwa. Gdzieś w środku miał nadzieję, że dawny przyjaciel zrozumie naturę jego troski; doceni dawne działania, nawet jeśli wtedy zdawały się być one niezrozumiałe oraz bolesne. Zalążek nadziei szybko jednak został stłamszony przez kolejny wybuch pretensji oraz zarzutów, które z pewnością ubodłyby jego serce.... Gdyby tylko jakiekolwiek serce posiadał w swojej piersi, na to jednak zdawało się być już za późno. Wyzbył się ludzkich uczuć, pozbył się empatii, współczucia, litości oraz masy innych emocji, jakie winny odczuwać żyjące istoty. Był chaosem; zwiastunem śmierci szlam i tych, nie godnych istnienia, kolekcjonującym metaforyczne dusze jedynie dla zabawy; odrobiny rozrywki oraz pięknego, błyszczącego złota raz po raz zapełniającego jego skrytkę.
Ostre spojrzenie tak doskonale znanych mu oczu jedynie rozwścieczało jeszcze bardziej. Mówił szczerze, nawet jeśli zwykł uciekać w siatki kłamstw półsłówek oraz niedomówień. Gdzieś w środku zwyczajnie chciał aby Anthony wiedział, jak podłą żmiją się okazał. Dbał przecież o niego, ani jednego, pieprzonego dnia nie łamiąc przysięgi jaką złożyli sobie za dzieciaka, zawsze jako cel upatrując, by nie stała mu się żadna krzywda. A Eleonora była pieprzoną krzywdą w każdym, nawet najmniejszym calu - tamto uczucie niosło ze sobą jedynie zgubę oraz problemy. On pozbył się puszki pandory, tym samym przyczyniając się do tego, że dawny przyjaciel nie zniszczył sobie życia. Jak kretyn jednak nie dostrzegał wielkiego gestu.
- Sam jesteś pieprzonym kłamstwem Macmillan! - Warknął wściekły, a wizja zielonych tęczówek ponownie zaszła czerwienią. Miał ochotę go zamordować. Własnymi dłońmi wyrwać serce z jego piersi by później dorzucić je do tradycyjnego, myśliwskiego gulaszu Schmidtów, jaki zwykli przyrządzać na jesiennych polowaniach. - Zrobiłem to żeby Cię chronić, Macmillan! - Ryknął miotając się coraz mocniej, gotów w każdym momencie rzucić się mu do gardła, by rozszarpać je nawet własnymi zębami. Z ust szmalcownika wydobył się cichy gwizd, mający na celu przywołanie do niego wiernego czworonoga, który miał pomóc mu w pojmaniu zdrajcy. W każdym, możliwym znaczeniu tego słowa. Widząc jak ten wyciąga rękojeść noża kolejna fala wściekłości zalała jego umysł. Niewiele myśląc doskoczył do Macmillana, by wyprowadzić pięść naprzeciw jego twarzy w silnym ciosie, mającym dać mu nauczkę. - Zgłupiałeś do reszty?! Takich rzeczy się nie wyciąga pieprzony brodawkolepie! - Ryknął jednocześnie, w zasadzie samemu nie rozumiejąc czemu ten jeden, niewielki gest wprawił go w taką wściekłość. Reminiscencje dawnej troski mieszały się z chęcią mordu oraz dziwnym, niezrozumiałym dla niego uczuciem. Nigdy nie był dobry w nazywaniu emocji, teraz jednak czuł dziwną wściekłość na ten cholerny gest, mogący przechylić szalę śmierci na stronę Anthonego. - Twoja śmierć należy do mnie. - Syknął jeszcze, nie odrywając wściekłego spojrzenia od twarzy dawnego przyjaciela. Tak to musiało się zakończyć - za kilkanaście minut, może kilka godzin Macmillan padnie trupem, a Schmidtowi przyjdzie zmywać z rąk jego krew, nim ułoży się do spoczynku.
- Protego! - Wyrwało się z jego ust, gdy tylko butelka powędrowała w jego kierunku, a świetlista tarcza rozbłysła przed nim, chroniąc szmalcownika zarówno przed butelką, jak i wymierzonym w niego zaklęciem. Szkło roztrzaskało się o materię magicznej tarczy, rozlewając się po posadzce, a ostry zapach mocnego, zapewne dobrego alkoholu dotarł do ich nozdrzy. Scheiß!
- Co ty wiesz, co?! - Syknął oskarżycielsko, z wyraźnym wyrzutem w basowym głosie oraz wściekłością, jeszcze mocniej podkreślającą twardy, niemiecki akcent. Twarz szmalcownika wykrzywiała czysta wściekłość, podsycana zapachem zmarnowanego alkoholu oraz bezpodstawnymi oskarżeniami. - Nie było Cię przez dwanaście długich lat! Nie masz najmniejszego pojęcia przez co przeszedłem i najmniejszego prawa, żeby w jakikolwiek sposób mnie oceniać pieprzony zdrajco! - Wywarczał wściekle. Nie wiedział, co musiał przejść. Nie było go przy nim gdy Hugo Schmidt próbował urządzić mu kolejne, skute lodem piekło. Nie wiedziało tajemnicach jakie przyszło mu odkryć na wiosnę... Pewnie nawet nie wiedząc, iż przyszło mu pochować ojca. - Jesteś hipokrytą Macmillan. Próbowałeś to zrozumieć i wybaczyć, nie mając nawet najmniejszego pojęcia o czymkolwiek! Taki z Ciebie kurwa przyjaciel? Zostawiłeś mnie! - Dodał z kolejną porcją wyrzutów, nawet w pełni nie będąc świadom tego, że podobne oskarżenia uleciały z jego ust. Gdzieś w środku jednak faktycznie miał mu to za złe. Zadbał o niego. Jak za każdym razem, niczym o brata którego nigdy (przynajmniej do momentu odnalezienia dziennika ojca) nigdy nie posiadał. Rozdarł swoją duszę odbierając życie Eleonorze aby ten nie zaprzepaścił swojego życia. Co dostał w zamian? Wyrzuty, porzucenie, brak zrozumienia oraz paskudne odrzucenie. Nie zawiódł Macmillana nigdy, a ten zniknął gdy Friedrich potrzebował go najbardziej.
- I jeszcze marnujesz alkohol. - Rzucił złowrogo, a zielone spojrzenie błysnęło dziwnym, niemal zwierzęcym blaskiem, a różdżka powędrowała w kierunku Macmillana. - Caeruleusio! - Wypowiedział kolejną inkantację z nadzieją, że jej promień dosięgnie Anthonego.
I zamieni w lód.
Taki sam, jaki spowijał serce młodego lorda.

| udane protego
1. Silny cios w nos
2. Caeruleusio


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Ruiny zamku [odnośnik]11.04.21 4:22
The member 'Friedrich Schmidt' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 79

--------------------------------

#2 'k8' : 7, 2, 8

--------------------------------

#3 'k100' : 70

--------------------------------

#4 'k8' : 8, 2, 7, 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny zamku - Page 16 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny zamku [odnośnik]15.04.21 9:05
PŻ: 149/226 (5 – duszenie; 15 – tłuczone; 3 – cięte, 21 – złamane żebro, 8 – pęknięta przegroda nosowa, 25 – odmrożenia)
- 15 kości


Nie byli dziećmi. A jednak… obrazy z młodości migały mu przed oczami. Książki, wyprawy, bójki bez powodu, szczęśliwe momenty, o których teraz najchętniej by zapomniał. Między nimi było zbyt wiele złego, żeby wrócili do dawnego stanu rzeczy. Czterdziesty piąty przekreślił wszystko. Był o tym przekonany. Do tego dochodziły wieści o kolejnych morderstwach. Teraz, kiedy ledwo trzymał się na nogach, wszystko było jasne.
Kłujący ból w żebrach wdawał mu się we znaki. Brał głębokie oddechy, na twarzy ciągle pojawiał się grymas. Próbował się uspokoić, zapanować nad własnym ciałem. Zacisnął zęby, żeby tylko nie dać satysfakcji Schmidtowi, ale na jego twarzy mimo wszystko pojawił się niekontrolowany grymas.
Słowa Friedricha ponownie zwróciły uwagę Anthony'ego, który znowu wbił ostre spojrzenie w jego stronę. Kolejne podłe kłamstwa!, miał ochotę krzyknąć. Nie chronił go! Na Melina! Nie tak się chroniło przyjaciela! Jak morderstwo bezbronnej dziewczyny mogło stać się jego obroną? Słowa jednak utkwiły mu w gardle i nie powiedział nic. Przyglądał się dzikiemu i nerwowemu chodowi Schmidta. Gwizd sprawił, że natychmiast przymrużył oczy, nie potrafiąc znieść tego ostrego dźwięku. Z kolei muzyka, która dobiegała z góry, z ożywionego zamku, zdawała się zbyt abstrakcyjna w porównaniu do zaistniałej sytuacji, że aż przyprawiała go o gęsią skórkę.
Chronić? – Powtórzył wściekle. – Chronić?! – Nie potrafił nad sobą zapanować, choć próbował. To brzmiało aż nazbyt abstrakcyjnie. Zupełnie jak gdyby znowu znalazł się w jednym z wielu okropnych koszmarów, które nachodziły go nocami przez tych dwanaście długich lat. – Czy ty siebie słyszysz? Była w naszym wieku! Miała całe życie przed sobą, ze mną lub beze mnie, na Merlina! Tego dnia miałem z nią porozmawiać… Porozmawiać! Rozumiesz? Wytłumaczyć jej wszystko!
Kiedy zademonstrował nóż, na potwierdzenie wysuniętej przez siebie tezy, nie spodziewał się takiej reakcji ze strony Austriaka. Nagły ruch z jego strony sprawił, że Macmillan musiał zareagować jak najszybciej… ale było już za późno. Odchylił się ledwie o krok, może dwa, co zmniejszyło siłę uderzenia… Nie było to jednak wystarczająco dużo, żeby uchronić go przed wyjątkowo mocnym ciosem. Po jego twarzy natychmiast rozlało się nieprzyjemne ciepło. Usłyszał ciche chrupnięcie. Chwilę później krew zaczęła spływać po jego ustach, kapać na płaszcz i posadzkę. Oczy zaszkliły się mimowolnie, a zamiast wyraźnej twarzy Schmidta przed sobą zauważył migające jasne kropki, przypominające gwiazdy na niebie. Stracił równowagę i uderzył plecami o półkę z butelkami, której kurczowo się chwycił.
Kurwa… – zaklął cicho, wciąż będąc oszołomionym uderzeniem.
Słowa Schmidta dotarły do niego z opóźnieniem. Dopiero gdy powtórzył je kilkukrotnie w myślach, miał wrażenie, że uderzył w niego grom. Natychmiast zmarszczył czoło. Czuł się wyraźnie zakłopotany dwoma wyraźnie skrajnymi emocjami, które przedstawiał Friedrich. Z jednej strony pokazywał chęć mordu, a z drugiej… czy on się martwił? Co w nim siedziało, do cholery? Dlaczego robił jedno a mówił drugie? Czy to była jakaś gra? Co było tym, co czuł naprawdę? Błąkał wzrokiem po wściekłym spojrzeniu mężczyzny. Nie wiedział co myśleć. Zacisnął mocniej dłoń wokół swojej różdżki.
Moja śmierć należy tylko do mnie – odpyskował krótko, z opóźnieniem, wciąż wyraźnie zaskoczony poprzednimi słowami. – Pieprz się Schmidt, ty i twoja nagła troska – dodał. Nie potrafił uwierzyć w to, że ten mógłby się martwić. Był wściekły, skonsternowany, nie wiedział co myśleć. Najłatwiej więc było trwać w przekonaniu, że tak zmieszane emocje nie miały prawa istnieć.
To ty jesteś hipokrytą, dwulicowcem, teraz i pieprzonym mordercą. Nic cię nie usprawiedliwia. Nic! – w jego głosie dało się wyczuć zawód. Nie potrafił uwierzyć w wersję o ochronie. Schmidt nie miał przed czym go bronić. Nie na taki sposób, nie kiedy o to nie prosił. Nic nie było w stanie wytłumaczyć bólu, który zadawał innym. – Okłamujesz samego siebie – jego złość nagle uleciała i zniknęła, i nie potrafił wyjaśnić dlaczego tak się stało. Zamieniło ją rozczarowanie… poczucie winy i wewnętrznej pustki. Gdyby nie on, Macmillan, Eleonora byłaby żywa. Gdyby nie on, Macmillan, być może tych trzydzieści parę osób, o których śmierci słyszał byłoby żywych.
Na skuteczną obronę Schmidta zareagował skromnym uśmiechem rozpaczy, podświadomie przeczuwając, że niedługo będzie na przegranej pozycji. Nie zamierzał jednak oddawać swojego życia Austriakowi.
Schmidt… – próbował mu przerwać, ale bez skutku. Westchnął ciężko, wciąż odczuwając okropny ból w żebrach, a i w nosie. – Friedrich… – ponowił, ale zwracając się do niego po imieniu, żeby zwrócić jego uwagę. Dlaczego próbował przemówić mu do rozsądku? – Friedrich! Zabiłeś ponad trzydzieści osób… z czystej przyjemności zabijania… trzydzieści niewinnych osób! – podniósł ponownie swój głos, licząc że jakoś uda mu się trafić słowami do mężczyzny. – Nie ja cię zostawiłem! Zrobiłeś mi żywe piekło z życia! – ponownie wrzasnął, ale wkrótce tego pożałował. Poczuł nagły przypływ bólu spowodowany złamaniami.
Miał mówić dalej, ale nagła wymiana zaklęć wyraźnie go uciszyła.
Protego! – zareagował natychmiast, ale bez skutku. Drobna wiązka magii uformowała się szybko i jeszcze szybciej zniknęła. Lodowata mgiełka uderzyła go prosto w pierś, a on poczuł kolejny wyjątkowo nieprzyjemny ból. Gdyby nie półki, których się przytrzymał, zapewne leżałby na ziemi. – Everte Stati! – rzucił urok w stronę Schmidta w formie odpowiedzi, byleby tylko oddalić go jak najdalej od siebie. – Caeco! – dodał kolejny, licząc na to, że będzie miał szansę się wycofać. A sam zasłonił oczy rękawem.

| unik i nieudane protego
| #1, Everte Stati + #2 k10
| #3 Caeco + #4 1k3 (na ile tur)
| #5 Rzut obronny (Caeco – zwinność)


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny zamku - Page 16 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Ruiny zamku [odnośnik]15.04.21 9:05
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 1

--------------------------------

#2 'k10' : 3, 7, 5, 6, 10

--------------------------------

#3 'k100' : 87

--------------------------------

#4 'k3' : 1

--------------------------------

#5 'k100' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny zamku - Page 16 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ruiny zamku [odnośnik]18.04.21 2:13
Stado wron zerwało się z drzew nagle i wystrzeliło w powietrze, kracząc donośnie. Krzyki mężczyzn roznosiły się coraz większym echem po okolicy, odbijając od rozsypujących murów zamku w Loch Ness. Ziemię plamiła krew. Walka dwóch dawnych przyjaciół była coraz bardziej zacięta, coraz brutalniejsza. Rana po nożu, który wyciągnął z pleców Anthony krwawiła obficie, zalewała plecy, pośladki. Materiał lepił się do wilgotnej skóry. Złamane żebro dawało o sobie znać przy każdym, nawet najmniejszym ruchu, utrudniając kontynuowanie pojedynku. Gdy wyciągnął rękę i machnął różdżką w kierunku przeciwnika, bok zakłuł go dotkliwie, zmuszając go do skrzywienia całego ciała, a przy tym niedokończenia ruchu pojedynkowej inkantacji. Nim jednak zgiął się w pół, poszedł za przysłowiowym ciosem, rzucając kolejne zaklęcie i dźwigając rękę, by przysłonić oczy rękawem. Magia wyjątkowo niezdarnie rzuconego zaklęcia skumulowała się w różdżce, nim wydarzyło się cokolwiek, by wreszcie wypluć z sobie snop jasnego światła. Różdżka przy tym zawibrowała, później zadrżała, a potem wszystko wybuchło.  Macmillan rażony siłą ciosu wyleciał w powietrze, w tył przemierzając sporą odległość, by finalnie z impetem uderzyć w jeden ze starych, ledwie stojących murów za sobą. Kamień ze ściany posypał się, a szary pył wzbił w powietrze wokół, utrudniając na chwilę widoczność. Z różdżki Anthony'ego wystrzelił stop światła. Arystokrata nie miał jednak szans ochronić się przed jego porażającym blaskiem. Jasne światło oślepiło go w jednej chwili, sprawiając mu przy tym pulsujący ból w całej głowie. Będący w znacznie lepszym stanie Friedrich zdążył bez trudu zasłonić oczy przed intensywnym, oślepiającym blaskiem, a ten zniknął po chwili. Szmalcownik musiał jednak wytężyć wzrok, by w tumanach kurzu dostrzec swojego dawnego przyjaciela. Anthony, kiedy otworzył oczy z przerażeniem zdał sobie sprawę, że zupełnie nic nie widział — co gorsza, nie był nawet pewien, czy mógł odzyskać wzrok.

| Mistrz Gry wita Frieda i Anthonyego na pojedynku. Interwencja jest wynikiem rzucenia podwójnej krytycznej porażki w jednym poście. W nagrodę, prócz mojej obecności Anthony otrzymuje osiągnięcie: Dumka na dwie jedynki. Przez wzgląd na wątek zagrażający życiu i zdrowiu postaci Mistrz Gry zostanie na dłużej. W związku z tym zostaje zastosowana mechanika pojedynków: wasze działania mają miejsce jednocześnie, ustosunkowujecie się do nich dopiero po podsumowaniu Mistrza Gry - jest nim Ramsey. Przypominam jednocześnie, że nie odpowiadam na pytania dotyczące interpretacji zaklęć i zdarzeń w wiadomościach prywatnych, zażalenia należy składać po zakończonym pojedynku. W razie pomyłek lub błędów obliczeniowych nie krępujcie się pisać. Na odpis klasycznie 48h.

Anthony, silny krwotok z rany po nożu będzie z każdą turą zabierać 5 pż. do chwili wyleczenia lub utraty przytomności. Po zakończeniu tej tury, podczas celowania rzucasz kością k3 na skutki oślepienia.

Fried, Mistrz Gry rzucił w Twoim imieniu na obronę.

Żywotność:

Friedrich:
185/217; Kara: -5

Anthony:
149/226 (5 – duszenie; 45 – tłuczone; 8 – cięte, 21 – złamane żebro, 8 – pęknięta przegroda nosowa, 25 – odmrożenia)
- 15 kości

114/226 (5 – duszenie; 45 – tłuczone; 8 – cięte, 21 – złamane żebro, 8 – pęknięta przegroda nosowa, 25 – odmrożenia) Kara: -30
oślepienie 1/1
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ruiny zamku - Page 16 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 16 z 21 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17 ... 21  Next

Ruiny zamku
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach