Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]18.06.21 15:23
First topic message reminder :

Salon

Jeżeli kuchnia jest sercem domu, tak salon musi być jego duszą. To właśnie w tym miejscu niezmiennie od lat znajduje się centrum interesów życiowych rodziny Sprout. Domownicy urządzili to miejsce w sposób, który idealnie oddaje charakter całej czwórki. Pomieszczenie jest przytulne, pełne miękkich mebli wypoczynkowych, często tonie w nadmiarze bibelotów o wartości sentymentalnej takich jak rysunki Aurory i Castora z czasów dziecięcych. Nie brakuje tam roślinności, dobranej starannie przez panią domu, zaś drewniane meble zostały kilka lat wcześniej odmalowane przez samego gospodarza. Z salonu można prosto i szybko przejść do kuchni, a także do korytarza prowadzącego do następnych pokoi.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999

Re: Salon [odnośnik]07.11.21 1:13
Czasem przyjaźń miała w sobie więcej mocy, niż wszelkie namiętności, jakimi mężczyzna mógł obdarzyć kobietę. Zaufanie, jakie rodziło się między dwoma bliskimi duszami, potrafiło trwać latami, nawet jeśli nie było dokarmiane żadnymi pragnieniami ciała. Przyjaźń mogła istnieć bez dodatków, ale jeśli w miłości zabraknie przyjaźni, to istniała spora szansa, że wszystko rozpadnie się znacznie szybciej, niż powinno.
I zależało jej na tym młodym chłopaku, chociaż ich drogi były tak zupełnie różne. Tak mało czasu mogli spędzić ze sobą. W zasadzie to chyba tylko przypadek sprawił, że nie zapomnieli o sobie, gdy ona opuściła mury Hogwartu na kilka lat przed nim. Może jednak wypowiedziana przed laty obietnica miała jednak jakąś wiążącą moc? Uśmiechnęła się łagodnie, chociaż pod naporem jego spojrzenia, czuła się nieco onieśmielona. Nie uważała się nigdy za piękność z tą masą piegów i włosami częściej w nieładzie, niźli ładnie przyczesane. Czasem znajdował się tam jakiś zbłąkany kwiat, czy liść. Za to on z łatwością mógłby łamać serca i potem je znów zdobywać. Z pewnością pod atramentowo-niebieskim spojrzeniem potrafiły ugiąć się kolana, pojawiać się uśmiechy, czy jak w przypadku panny Sprout, kwitnąć rumieńce.
Czy chciała sprowadzać go na ziemię? Absolutnie nie. Wolałaby razem z nim marzyć, wolałaby razem z nim być może unosić się w oparach absurdu. Denerwowała się jednak, bo dawno go nie widziała i dodatkowo, wiedziała, że po tym, jak wróciła do domu ze złamanym sercem, jej ojciec dwa razy wszystkich prześwietli, nim pozwoli się komukolwiek do niej zbliżyć. Nawet za cenę tego, że Aurorze mogło grozić staropanieństwo.
- Zaproszenia? Przecież już wszyscy czekają w środku! - Najwidoczniej żadnemu z nich nie spieszyło się do zakończenia żartu. Jeśli jednak wziąć pod uwagę to, jak niewiele o sobie wiedzieli, cały żart ze ślubem przyjmował nowy wymiar. Niby szlachta brała śluby z nieznajomymi, ale żadne z nich nie było szlachetnie urodzone, więc nie musieli się obawiać aż tak bardzo aranżowanego małżeństwa. Oboje co prawda mieli krew czystą, ale mimo wszystko, Aurora wierzyła, że Connora byłoby stać na kogoś lepszego niż ona.
Był zabawny, co udowodniła, dźwięcznie śmiejąc się z jego żartu.
- Dlatego czułam, że nie mogę się ruszyć, gdy na mnie spojrzałeś. Myślałam, że to taki sposób na uwodzenie, a tu się okazuje, że chciałeś mieć moją rzeźbę w przydomowym ogródku. - Dorzuciła jeszcze.
Miała szczerą nadzieję, że spodoba mu się w środku. Dbali o dom na miarę swoich możliwości. Chcieli, by każdy mógł się tu odnaleźć i czuć jak u siebie w domu. A przynajmniej do tej pory tak było. Im bardziej ciemne były czasy, tym Aurora czuła na sobie pełen pretensji wzrok brata, czy obawy rodziców. Musiała myśleć o wszystkich. Ale Connor przecież nigdy by jej nie skrzywdził. Ani nikogo z jej rodziny, prawda?
Skinęła więc głową, dając znać, że herbatka zaraz się zjawi. Dwa kubeczki rzeczywiście pojawiły się przed nimi, parując i pachnąc delikatną nutą wanilii, która pojawiała się przy tego rodzaju herbacie.
- spokojnie, nie namawiałabym cię do alkoholu. Sam z resztą mogłeś się przekonać, że ten nie służy mi za bardzo. - Wspomniała, obejmując jednocześnie kubek dłońmi.
Spotkanie w Irlandii przebiegło im bowiem w atmosferze przyciemnionego pubu ze szklaneczkami bursztynowego trunku. Aurorze wystarczyło kilka łyków, żeby poczuć szmer w jasnej główce.
Nieco zaskoczona była jednak prezentem. Było to bardzo miłe, a w dodatku niezwykle interesujące. Po wymianie listów z Connorem musiała odświeżyć sobie wiedzę na temat tej rośliny i była niezwykle ciekawa jej działania.
Gdy Connor stanął przed nią z zawiniątkiem, przyjęła je ze swoistą ekscytacją. Naprawdę mogłaby to zasiać?
- Dziękuję! - Wydawała się naprawdę przejęta, bo na chwilę przysunęła je do twarzy, by powąchać. Na krótką chwilę przysunęła się do niego, by przytuleniem, podziękować mu za niezwykły podarek. A potem uznała, że chciałaby coś jeszcze wiedzieć. Niespiesznie odsunęła się, wiedząc już, że zapach ziela i zapach jego koszuli, będą się dla niej zawsze łączyć. - Czy ty… często tego używasz? - Zapytała, patrząc to na swoje dłonie, to znów na jego twarz. I nim zdołała powstrzymać kolejne słowa. - Jakie to uczucie?


Suddenly,
I'm not half the man I used to be.There's a shadow hangin' over me — Oh, yesterday came suddenly
Aurora Sprout
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 4 D836eb438dea1946dc5bb9dd21fef622
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9381-aurora-sprout?nid=102#284845 https://www.morsmordre.net/t9435-duke-owlington#286919 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f347-dolina-godryka-wrzosowisko https://www.morsmordre.net/t10010-skrytka-bankowa-2171#302538 https://www.morsmordre.net/t9438-a-sprout#328488
Re: Salon [odnośnik]16.11.21 0:53
Choć spotkanie trwało zaledwię krótką chwilę, to Aurora już zdążyła poprawić mu humor! Sam jej uśmiech, pozytywne usposobienie i melodyjny głos, ba! Wystarczyła jej obecność, by na buzi Connora wykwitł szeroki uśmiech!
I jak tak na nią patrzył, to naprawdę czuł się jakby miał do czynienia z co najmniej półwilą, taka była śliczna! I chociaż nie była jedną z tych wysokich i pozbawionych skaz modelek pojawiających się na okładkach Czarownicy, to wyglądała naprawdę dobrze. Lubił jej nieułożone włosy, pyzate i pokryte piegami policzki czy nawet naznaczone pracą dłonie – kobieta idealna, taka do rany przyłóż! Przez głowę przeszła mu myśl, że gdyby coś mu odbiło i rzeczywiście szukałby żony, to najpierw odwiedzi chatkę Sproutów.
Mieć w domu taką troskliwą Aurorę, to wielkie szczęście! Można i porozmawiać, i popłakać, i – z czego chyba cieszył się najbardziej – pożartować, bo wszystko zgrabnie podłapywała.
– Ach, cóż za wtopa!– rzucił, kładąc przy tym dłoń na klatce piersiowej i przybierając zmartwiony wyraz twarzy. Najgorsze jest to, że gdyby rzeczywiście zamierzał prosić o rękę Aurory, to faktycznie pojawiłby się na miejscu spóźniony – między innymi dlatego był fatalnym materiałem na męża. Inną sprawa, że w każdej chwili mógł trafić do więzienia i zostawić wybrankę serca samą z dziećmi... Może to i lepiej, że dziewczyny nie wytrzymywały z nim zbyt długo?
I że rodzice dawno pozbyli się go z domu. Dzięki temu żadne zbłąkane dziewczę nie będzie narażone na związek z nieodpowiedzialnym Connorem! Może i faktycznie nie był szlachetnie urodzony, jednak Multonowie – wciąż nie potrafiący pogodzić się z utratą szlachectwa – lubili do tych dawnych tradycji wracać, wzmacniając rodzinne więzi z pozostałymi czystokrwistymi rodzinami poprzez aranżowane małżeństwa. Przy odrobinie szczęścia – lub raczej nieszczęścia – Connor zostałby mężem jakiejś nieszczęśliwej czystokrwistej czarownicy. Może Aurory właśnie? To jeszcze nie byłoby takie złe. Przynajmniej by się dogadali!
– Gdzie tam! Aż takim romantykiem nie jestem. – roześmiał się na komentarz Aurory, przez cały czas nie spuszczając z niej wzroku, bo tak przyjemnie sie prezentowała! - Opyliłbym taką rzeźbę na Nokturnie. Wiesz ile dostałbym za ciebie hajsu? – zarzucił. Komentarz mógł zabrzmieć trochę niemiło, ale ufał, że Aurora zrozumie żart. Kto jak nie ona? Może i nie znali się zbyt długo, ale nigdy w życiu nie powiedziałby czegoś takiego na poważnie. Za bardzo ją szanował, za bardzo lubił i naprawdę był jej za wszystko wdzięczny.
Jak mógłby nie być? Nie dość, że niegdyś bezinteresownie mu pomogła, to teraz zaoferowała mu gościnę, obdarzając go tym samym ogromnym zaufanie. A na pewno wiedziała, że trakcie wojny nie powinno ufać się obcym! A bądź co bądź Connor trochę takim obcym był. Bo kim tak naprawdę dla niej był? Małolatem, który uganiał się za nią w szkole, którego potem wyciągnęła z tarapatów i pomogła dojść do zdrowia? Chociaż już wtedy dobrze się dogadywali, to nie przedstawił się jej z tej najlepszej strony.
Całe szczęście, że Connor to tylko Connor. Może zachowywała się trochę nieodpowiedzialnie, może narażała i siebie i rodzinę, ale on na pewno nie zamierzał niczego odwalić. Nie miałby serca.
Szczególnie że było tutaj tak przyjemnie! Siedział i delektował się zapachem wszędobylskich ziół, to naprawdę zrobiło mu się jakoś dziwnie. Ten dom – mimo że równie dobrze w środku mogli być sami – po prostu tętnił życiem. Wszystko było ciepłe i przyjemne, takie... swojskie! Przez chwilę naprawdę poczuł się jak w domu. Jego mieszkanie – te obskurne Nokturnowskie, nie rodzinne – w niczym nie przypominało azylu Aurory.
– E tam! Dobrze się z tobą bawiłem. Co nie zmienia faktu, że żadne z nas nie powinno pić... . – roześmiał się, w myślach wspominając jak ostatnim razem ledwo opuścili lokal, a potem cudem uniknęli awantury z grupą szemranych typów, z którymi całkiem niepotrzebnie awanturował się Connor.
Całe szczęście, że nie kusiło ich do spożywania alkoholu. Jeszcze zrobiliby sobie wstydu, a Pan Sprout wygonilby go z domu, oskarżając o sprowadzanie ukochanej córki na złą drogę. To dopiero byłaby masakra. Sytuacja idealna do gazety „Sprawa dla Czarodzieja”, której redaktor regularnie opisuje patologicze zachowania czarodziejskich rodzin.
Więc całe szczeście, że zamiast alkoholu przyniósł ze sobą całkowicie bezpieczne diable ziele! Świetna forma odstresowania, zdecydowanie bezpieczniejsza i pewniejsza od jakiegokolwiek trunku – kto wie, może Aurorze rzeczywiście się spodoba?
I chyba naprawdę się tym prezentem podekscytowała, bo oczka jej się jakoś zaświeciły, a potem jeszcze go przytuliła, udowadniając że jest naprawdę wdzięczna. A trochę się denerwował, że w ogóle nie będzie tego chciała!
– Raz na jakiś czas, gdy jestem w naprawdę podłym humorze. – odparł, trochę naginając prawdę, ale nie chciał przyznawać się, że zaczyna palić je prawie jak papierosy! Na pytanie o działanie diablego ziela, Connor przechylił główkę w bok i przyjrzał się jej uważnie. – Najlepiej by było jakbyś przekonała się na własnej skórze, ale... jest naprawdę fajnie. Przydaje się w trudnych chwilach lub... w sumie to zawsze się przydaje. Pomaga się odprężyć. – wyjaśnił pokrótce. Różni ludzie różnie na to reagowali – on na przykład stawał się trochę ospały, jakby spowolniony, jednocześnie zaś lekki i wolny od wszelkich niepożądanych myśli.
Jak zareagowałaby słodziutka Aurora?


przekazuję 1 sztukę diablego ziela Aurorze.
Connor Multon
Connor Multon
Zawód : diler
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Ze wszystkich rzeczy ja najbardziej pragnę życia
To dlatego, że je mogę skończyć nawet dzisiaj
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
gdy patrzę na błędy - widzę mnie
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10363-connor-multon https://www.morsmordre.net/t10413-brawurka#314806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t10419-skrytka-bankowa-nr-2309#314881 https://www.morsmordre.net/t10415-connor-multon#314816
Re: Salon [odnośnik]23.11.21 2:00
Sproutowie stanowili chyba swoisty ewenement w skali czarodziejów czystokrwistych z potencjałem na szlachtę. Od wielu już pokoleń nie było w nich domieszki krwi mugolskiej, czy półkrwi, ale nie dlatego, że ktoś im bronił zawierania takich małżeństw. Sproutowie, z których pochodziła Aurora, byli bardzo liberalni, jeśli chodzi o porywy serca młodych przedstawicieli rodziny. Może dlatego, że nic nie stanowiło zakazanego owocu, nie kusiło bardziej? Wiedziała bowiem sama najlepiej, że gdyby ktoś stanowczo zabronił jej, chociażby w związku z Aresem być może wbrew woli wszystkich by się z nim spotykała. Ale nikt nigdy nie powiedział złego słowa na lorda. Nieco inna sprawa, że Ares nigdy nie przyznał się, że jest Carrowem — dopiero po rozstaniu państwo Sprout poznali tożsamość mężczyzny, który do tamtej pory przedstawiał się jako Rineheart. A co by było, gdyby poznali Connora? Czy śledzili politykę na tyle, by wiedzieć, po której stronie konfliktu stoją? Bo jeśli Aurora mogła być zupełnie szczera, to nie miała pojęcia, gdzie leży serce Multonów. No oczywiście oprócz tego Connorowego, które w żartach należało przecież do niej.
Wśród tych żartów nie mogła się pozbyć wrażenie, że jednak nie stanowiliby takiej złej pary. Nawet nie przez to, że oboje mieli krew czystą — chodziło raczej o swoiste połączenie dusz, którym nie przeszkadzało nawet to, że dzieliło ich kilka lat różnicy.
Wywróciła oczami na uwagę o tym, że sprzedałby ją na Nokturnie, łapiąc się teraz ona, nieco teatralnie w okolicach serca.
- Łamiesz mi serce… Własną przyszłą, niedoszłą żonę sprzedać komuś, kto nie wiadomo co by z tą moją rzeźbą robił. - Potrafiła przy nim żartować, potrafiła przy nim się śmiać, tak jak myślała, że już zapomniała. Czasem nie była pewna, ile z dawniej niej zostało w środku, ale w takich chwilach jak ta, pełnych śmiechu i żartów, zdawała sobie sprawę, że całkiem sporo. A może to wszystko, to była jego zasługa? Może przy kimś innym, w obecnych czasach nie potrafiłaby się tak zachować? W domu może i nie byli sami, ale państwo Sprout, a zwłaszcza mama Aurory w ostatnim czasie niezbyt często opuszczała sypialnię. Pan Sprout czuwał przy niej wiernie. Wszyscy bowiem w ich rodzinie, gdy oddawali się uczuciom, oddawali się im w zupełności. Związywali się do końca życia, zupełnie jakby nie istniała dla nich inna para. Podobnie było z przyjaźniami — mało było tak wiernych przyjaciół, którzy na śmierć i życie, gotowi byli bronić swoich bliskich. Może dlatego Aurora bez najmniejszego zawahania stanęła wtedy po stronie Connora, lecząc go, chociaż nie widzieli się od kilku lat. A nawet gdyby widziała go ostatni raz w dzieciństwie, to jeśli nie wyrządził krzywdy jej rodzinie, to istniała spora szansa, że dalej byłaby gotowa nazwać go swoim przyjacielem.
Zaśmiała się jednak na stwierdzenie, że bawił się dobrze.
- Z początku nie wyglądałeś na takiego, któremu służył ów wieczór. Bardziej od alkoholu przydały ci się wtedy eliksiry. - Nie pamiętała dzisiaj, czy powiedział jej dokładnie, co się stało. Naprawdę alkohol zamroczył jej wspomnienia, zostawiając jedynie te, które uwzględniały to, że Aurora śpiewała z Connorem jakiś irlandzki szant. Aby uniknąć podobnych sytuacji, chyba rzeczywiście powinni unikać procentów. Przez to oraz dlatego, że na dobrą sprawę po alkoholu człowiek był zdolny do przeróżnych rzeczy, a nie zawsze te prowadziły do dobrych skutków. A nie chciała go tracić ze swojego życia, teraz kiedy go odzyskała.
A o tym, że mógłby być zagrożeniem, nawet nie pomyślała. Owszem, była zdecydowanie zbyt naiwna, z głową pełną niebieskich migdałów i ideałów w podobnych odcieniach, ale czy to było takie do końca złe, że chciała jedynie tego, żeby jej dom był przystanią dla wszystkich zbłąkanych dusz? Była uzdrowicielem, chciała więc pomóc nie tylko ciału, ale i duszy. Dlatego też łapiąc go na tym, że wyraźnie mu się podoba, musiała przyznać, że w jakimś sensie przynosi jej to szczęście.
A może był to zwykły sentyment? Jakieś niejasne uczucie, że pomimo tylu lat od danej obietnicy odnalazł ją, siedział w fotelu w jej salonie i opowiadał o tym, jak dobrze spędziło im się wspólnie czas. Przypominało jej to lata, gdy rzeczywiście największą wartością było dane słowo. On swojego dotrzymał.
Wysunęła się więc z jego ramion, żeby spojrzeć na podarunek.
- Czy chcesz, żebyśmy spróbowali tego razem? Bo sama się odrobinę boję… - Przyznała, nie widząc zupełnie nic złego w tym, że miałaby spróbować czegoś, co mogłoby polepszyć jej nastrój. No i, zwłaszcza że Connor zdawał się mieć w tej kwestii jakieś doświadczenie.
Była w dodatku nieco spięta — choroba mamy, ciągłe leczenie innych, wyprowadzka Castora. Aurora o niezbyt wiele rzeczy prosiła w życiu, ale na to, że przydałaby się jej chwila relaksu, nie zaprzeczyłaby.
- Pokaż mi, jak to się robi. - Powiedziała, prowadząc go ponownie do miejsca, gdzie mogli usiąść. Tym razem koło siebie, żeby mogła go uważnie obserwować. Fakt, że był bardzo przystojny, było tylko dodatkowym atutem w tej sytuacji.


Suddenly,
I'm not half the man I used to be.There's a shadow hangin' over me — Oh, yesterday came suddenly
Aurora Sprout
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 4 D836eb438dea1946dc5bb9dd21fef622
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9381-aurora-sprout?nid=102#284845 https://www.morsmordre.net/t9435-duke-owlington#286919 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f347-dolina-godryka-wrzosowisko https://www.morsmordre.net/t10010-skrytka-bankowa-2171#302538 https://www.morsmordre.net/t9438-a-sprout#328488
Re: Salon [odnośnik]27.11.21 16:03
Aurora była urocza.
Biła od niej ta niespotykana pozytywna energia, to ciepło i ta dobroć, których nie potrafił doszukać się w otaczających go ludziach, w tym w samym sobie. Świat szybko wszystkich weryfikował, obdzierał z najlepszych cech i wyszczególniał te złe, niepożądane – te, których za nic w świecie nie potrafił dostrzec w Aurorze. Może ją idealizował, może stały za tym resztki tego dziecięcego zauroczenia, może rzeczywiście była zbyt czysta – nieważne! Patrzył na nią, patrzył na otulony zapachem wszędobylskich ziół salonik i po raz pierwszy od dawna czuł się naprawdę dobrze! Chatka Sproutów dawała poczucie bezpieczeństwa, którego doświadczył w Irlandii – na jej najbardziej niebezpiecznych ulicach czy w zawszonym pubie, w którym po raz pierwszy po latach porozmawiał z Aurorą.
Wizyta u Sproutów uświadomiła mu jak wiele w człowieku potrafi zmienić otoczenie. Energia tego domu – zupełnie jak energia Aurory – wydawała się cholernie zaraźliwa, uzależniająca. Pewnie między innymi przez miejsce zamieszkania blondynka wyrosła na kogo wyrosła. Kto wie – może gdyby tutaj zamieszkał, to stałby się lepszym człowiekiem? Może udałoby mu się skończyć dotychczasowe marne życie i rozpoczać nowe – lepsze?
– Wybacz, najdroższa. Masz trochę racji! Najpierw weźmiemy ślub, następnie powijesz mi dziedzica, a potem, już jako rzeźbę, postawimy cię w ogrodzie, byś mogła wszystko sobie obserwować. To chyba uczciwe rozwiązanie, hm? – uniósł brew w pytającym geście i ponownie się roześmiał, wsłuchując się przy tym w perlisty śmiech Aurory. Naprawdę cieszył się z tego spotkania! Pomyśleć, że mógłby latać po mieście i roznosić towar. A tak? Gawędził sobie z nią w cieplutkim domku, wspominał dawne czasy i żartował jak za dawnych lat. Dawno nie słyszał prawdziwego śmiechu. Ludzie nie potrafili się już bawić – nawet dawni znajomi, których poznawał w pubach stali się dziwnie smutni, jakby wraz z wojną wyparowało z nich całe szczęście. Potrzebował osób pokroju Aurory – takich, którzy potrafili śmiać się i cieszyć życiem nawet w najtragiczniejszych sytuacjach. Tak żył, tak funkcjonował i takich znajomych potrzebował!
Wzmiankę o eliksirach skwitował krótkim parsknięciem śmiechu. Trochę go rozbawiła, z drugiej strony było mu trochę wstyd, bo naprawdę nie chciał, żeby poznawała go od tej strony. Sam nie pamiętał czy w końcu wszystko jej dokładnie wyjaśnił, czy opowiedział jak te rany otrzymał – szczęśliwie jednak zaakceptowała go takim jakim był, nie zadawała zbyt wielu pytań i zwyczajnie mu zaufała. I na dodatek bez obawy wpuściła go do rodzinnego domu!
– No wiesz, jak mąż wychodzi z domu zachlać gębę, to trzeba być przygotowanym na wszystko. Całe szczęście, że okazałaś się dobrą żoną i się mną zajęłaś! – odpowiedział wreszcie, obdarzając ją kolejnym uśmiechem, tym razem niewinnym – przez chwilę wyglądał nawet jak chłopaczek, który próbuje uniknąć konsekwencji sposobem „na ładne oczy”. Trochę tak było!
Kolejne pytanie dziewczęcia skwitował kiwnięciem głowy.
– No pewnie, będę twoim mentorem, słodziutka. I niczego nie musisz się bać, twój drogi mąż jest obok! – roześmiał się, zajął miejsce na wygodnym siedzeniu i odebrał od niej zawiniątko z diablim zielem, zaraz zabierając się do przygotowania nieco niewyględnego skręta. – Paliłaś kiedyś papierosy? – dopytał, po czym odpalił dzieło od różdżki i wszystko jej zaprezentował.
Zaciągnął się drapiącym w gardło dymem, po czym wypuścił go w eter i wrócił spojrzeniem do Aurory.
– Wystarczy, że zaciągniesz się dymem. Proszę. – dodał i wyciągnął dłoń z rozpalonym skrętem.
Connor Multon
Connor Multon
Zawód : diler
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Ze wszystkich rzeczy ja najbardziej pragnę życia
To dlatego, że je mogę skończyć nawet dzisiaj
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
gdy patrzę na błędy - widzę mnie
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10363-connor-multon https://www.morsmordre.net/t10413-brawurka#314806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t10419-skrytka-bankowa-nr-2309#314881 https://www.morsmordre.net/t10415-connor-multon#314816
Re: Salon [odnośnik]04.12.21 0:56
Żadne z nich nie miało pojęcia, że nadchodzi kres tej beztroski — że ktoś niedługo przyjdzie i zburzy jej spokój i szczęście, które w sobie nosiła. Być może dar jasnowidzenia uchroniłby ją przed straszliwym losem, ale niestety — mogła być tylko sobą i w tym momencie w przytulnym salonie rodzinnego domu, przyjmować gościa tak drogiego jej sercu. Teraz jednak pozostawała w tej kwestii zupełnie nieświadoma — zupełnie jakby nic złego nie mogło się jej przytrafić. A nawet jeśli pojawiały się na jej drodze drobne niepowodzenia, potrafiła sobie z nimi poradzić. Pamiętała przecież, jak mocno przeżywała złamanie serca. Gdy Ares porzucił ją, by wziąć ślub z inną. Aurora wtedy była przekonana, że jej świat się skończył. Ale zawalczyła o siebie — nie była przecież jedynie kobietą u boku mężczyzny, a kobietą, jako całość istoty. I chociaż łapały ją momenty melancholii, to z pewnością nie były one niczym, co sprawiłoby, że Aurora chciałaby nagle przestać dzielić się miłością. Została wychowana w taki, a nie inny sposób — że należy wszystkich chronić, o wszystkich dbać, o każdego zabiegać. Dlatego tak bardzo kochała swój zawód — dlatego tak bardzo kochała bycie uzdrowicielem. Mogła dawać siebie innym. Nie wątpiła również, że kiedyś odnajdzie się dobrze w roli żony i matki, ale na to będzie musiała poczekać. Bo nie mogło być przecież tak, że nie było dla niej na tym świecie nikogo, prawda?
Na szczęście, póki serce tych dwojga nie przepadły dla innych osób, a na palcach nie błyszczały obrączki, istniała szansa, że będą mogli w takim tonie dalej rozmawiać i śmiać się z niedorzeczności sytuacji.
Aurora wywróciła więc oczami w odpowiedzi na jego wielkie plany względem jej osoby, chociaż oczywiście była to tylko gra, bo ani nie była zła, ani wizja nie była tego taka najgorsza. Ostatecznie przecież zawsze mogła skończyć w życiu gorzej, niż rzeźba w ogrodzie.
- Mogłabym na nie przystać. Każda twoja kolejna żona miałaby wrażenie, że ciągle coś ją obserwuje i w zasadzie miałaby rację. - Odpowiedziała również śmiechem. Tak trudno było przy nim zachować powagę, że to było aż nie do pomyślenia.
Podciągnęła nogi tak, by móc opleść je smukłymi ramionami, i oboje pozwolili sobie na chwilę milczącej refleksji. Czasy były rzeczywiście ciężkie, niesprzyjające, więc każda chwila uśmiechu była na wagę złota. Czuła niemal, jak jeszcze przed chwilą zmarznięte policzki nabierają zdrowych rumieńców, grzejąc się od ciepła domu. Czy potrafiła się bawić? Chyba nie do końca, bo nigdy nikt jej niczego podobnego nie nauczył — owszem, umiała opowiadać nieco suche żarty, podrygiwać do tańca bez niszczenia butów, czy nawet brała udział w kilku zabawach w swoich życiu, ale tak naprawdę nie wykształciła jakichś wielkich zdolności społecznych — pozostawała w cieniu bardziej popularnych kuzynów, znajomych, czy nawet brata, który zdawał się kraść serca wszystkim, podczas gdy Aurora pozostawała w niezręcznym poboczu.
- Wolałabym, żebym nigdy nie musiała cię już łatać, wierząc, że czasy, gdy chciałeś przyłożyć jakiemuś Irlandczykowi, już dawno minęły. - Stwierdziła niby żartem, ale wspomnienia powróciły samoistnie — naprawdę się wtedy o niego martwiła. Chociaż rzeczywiście, takim spojrzeniem, niczym szczeniaczek, mógłby z łatwością wyłgać się niemal z każdej sytuacji, jeśli tylko by jej podpadł. Zabawne, jak łatwo przychodziło jej myślenie o tym wszystkim razem z nim, chociaż nie mieli szansy na zbudowanie tego razem. Był od niej młodszy, potrzebował kobiety, która dotrzymałaby mu kroku. A ona? Niejednokrotnie słyszała już, że jest na skraju daty przydatności. Po co byłby mu ktoś na taki? Na szczęście za marzenia i żarty nie karają.
Przyjęła z ulgą fakt, że nie wyśmiał jej zupełnego braku zdolności co do takich używek.
- Nigdy… - Powiedziała Aurora, zapytana o tytoń. - Fajki też nie… W zasadzie to nic nie paliłam. - Dodała, żeby rozwiać ewentualne możliwości.
Przyglądała się mu więc uważnie, gdy siedział tak blisko — miała więc widok z pierwszego rzędu. Przyjęła zaraz niepewnie zawiniątko między palce i przyłożyła do ust. Wciągnęła pomału powietrze, ale dym zaraz podrażnił jej płuca i Aurora rozkaszlała się w najlepsze.
- Ojej… jakie to mocne… - Powiedziała, wciąż pokasłując, szczerze zdziwiona tym, że jego zupełnie to nie ruszyło. - Dlaczego… *kh* na Ciebie to nie działa. - Powiedziała i odkasłała do końca, wyciągając dłoń w jego stronę. Może coś źle zobaczyła?


Suddenly,
I'm not half the man I used to be.There's a shadow hangin' over me — Oh, yesterday came suddenly
Aurora Sprout
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 4 D836eb438dea1946dc5bb9dd21fef622
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9381-aurora-sprout?nid=102#284845 https://www.morsmordre.net/t9435-duke-owlington#286919 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f347-dolina-godryka-wrzosowisko https://www.morsmordre.net/t10010-skrytka-bankowa-2171#302538 https://www.morsmordre.net/t9438-a-sprout#328488
Re: Salon [odnośnik]06.01.22 7:37
Chociaż bez wątpienia różniło ich naprawdę wiele – choćby ambicje czy podejście do świata i życia - to mieli jedną wspólną cechę. Lubili pomagać innym! Aurora spełniała się w roli uzdrowiciela, Connor zaś – poczciwy i dobry chłopak, co zawsze dzień dobry mówił i pomagał starszym sąsiadkom wnosić zakupy – dostarczał szczęście ćpunom, tak niecierpliwie czekającym na działkę wymarzonego towaru! Zresztą, pomijając już samą kwestię handlowania nielegalnymi substancjami... On po prostu lubił sprawiać ludziom przyjemność! Czy to uśmiechem, czy – jak teraz robił to z Aurorą – żartem, choćby najgłupszym.
A ona sprawiała przyjemność jemu! Swoją obecnością, pozytywną energią, wreszcie –jakby nierealną aparycją. Lubił jej uśmiech, uwielbiał śmiech i nietuzinkowy charakter, tak niewinny i niespotykanie słodki. Chyba dlatego przyglądał się jej z uwagą, nie kontrolując już wznoszących się ku górze kącików ust – po co? Uśmiechał się, bo dobrze się z nią czuł! Przez chwilę znowu poczuł się jak biegający po Hogwarcie gówniarz, tak nieporadnie uganiający się za uroczą starszą blondynką, o której mógł tylko pomarzyć. Teraz była bliżej niż kiedykolwiek wcześniej! To stąd te rozlewające się po całym ciele przejmujące ciepło? Chyba.
– I dobrze. Choć obawiam się, że żadna z moich żon nie pozwoliłaby mi na posiadanie tak pięknej rzeźby... Jeszcze nabawiłyby się kompleksów. – uśmiechnął się zawadiacko i puścił jej oczko, zaraz zaś zawieszając na niej wzrok na nieco zbyt długą chwilę. Taka była ładna, tak realnie nierealna!
I nie. Wcale nie próbował jej podrywać! Gdyby naprawdę pragnął zdobyć jej uznanie, to zdobyłby się na nieco bardziej wyszukane komplementy. Jedynie na takie zasługiwała Aurora! A teraz? Teraz się bawili, żartowali. I nawet jeśli nigdy nie uchodziła za duszę towarzystwa, to naprawdę dobrze się przy niej czuł. Bawiły go jej żarty, nie zostawiała go bez odpowiedzi, ciągnęła rozmowę i jak na razie wywierała na nim naprawdę pozytywne wrażenie. Czyli lubił ją nie tylko pod wpływem alkoholu! I chociaż w oczach wielu rzeczywiście była na skraju daty przydatności, to on nie potrafiłby na nią w ten sposób spojrzeć. Za bardzo ją lubił. A ona chyba lubiła jego. Co prawda nieprzerwanie żartowali, ale już niejednokrotnie – czy to słowem, czy też czynem – udowodniła mu, że naprawdę nie jest jedynie jednym z wielu ludzi, którzy akurat stanęli na jej drodze. Szczerze liczył, że tak nie było, że czekało ich coś więcej – nie zamierzał przecież rezygnować z ludzi, którzy dostarczali mu tyle radości, tyle szczęścia!
– Och, minęły, zapewniam. – rzucił przesadnie poważnym tonem. – Teraz jestem cholerną oazą spokoju. Konflikty rozwiązuję nie siłą, a słowem... wierzę w siłę przyjaźni, miłości i... takie tam. Sama zresztą rozumiesz. – dokończył, a zdobiący jego buźkę uśmiech poszerzał się wraz z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem.
Tak się na nią zapatrzył, że nieświadomie zignorował odpowiedź na zadane pytanie. Najwidoczniej jednak nie potraktowała tego jak nic niegrzecznego, bo wkrótce przyłożyła skręta do ust i nieco nieporadnie zaciągnęła się dymem, zaraz wykasłując go z gardła.
– Spokojnie. – rzucił, wolną dłoń kierując na jej plecy, tak jakby ten jeden prosty ruch miał doprowadzić Aurorę do porządku. Pochylił jeszcze lekko głowę i posłał jej pytające spojrzenie – troskliwe, trochę do niego niepodobne. – W porządku? – zapytał i odebrał od niej skręta, choć nie przyłożył go jeszcze do ust. – No, samo palenie może i faktycznie nie należy do najprzyjemniejszych, ale za chwilę powinnaś poczuć się nieco... nieco lepiej. A co do twojego pytania, to cóż... lata praktyki! – dorzucił jeszcze, choć zdecydowanie bardziej wolałby dusić się dymem niż męczyć się z brakami pamięci i trudnościami w złapaniu dobrej fazy. Ale skoro Aurora przyniosła mu dzisiaj tyle radości, to może i w tym przypadku uda jej się zdziałać cuda?
Przyłożył więc blanta do ust i zaciągnął się raz jeszcze, zaraz drugi, a potem trzeci – w końcu zaś oddał niecałą połówkę skręta Aurorze, uznając że tyle w zupełności jej wystarczy. Nie chciał doprowadzić ją do stanu nieużywalności: liczył, że zapamięta te wydarzenie jako pozytywne.
Przez chwilę jeszcze ją obserwował, potem zaś odwrócił wzrok, by jej nie krępować - może nie chciała, by patrzył jak pali? Dla odmiany zainteresował się wystrojem wnętrz. Wszystkimi dekoracjami, tymi pięknymi roślinami... Merlinie, czy to podobizna Mandragory? O kurwa, jaki ten fotel jest wygodny.
Nagle oparł głowę o kanapę i wbił wzrok w niespotykanie piękny sufit. Taki czysty... taki... ładny. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że chyba zamknął się w swoim świecie na odrobinę zbyt długą chwilę, więc leniwie odwrócił główkę w kierunku towarzyszki zabawy.
– I jak, księżniczko? Zaczynasz wierzyć w siłę przyjaźni i miłości? Jesteś cholerną oazą spokoju? – zapytał wreszcie, teraz spoglądając na nią spod nieco ociężałych powiek, bo – o kurwa – trochę go pierdolnęło. Głos też miał dziwnie ospały, wszystko było trochę spowolnione. Chyba rzeczywiście weszło w niego jak za dawnych lat!

Connor Multon
Connor Multon
Zawód : diler
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Ze wszystkich rzeczy ja najbardziej pragnę życia
To dlatego, że je mogę skończyć nawet dzisiaj
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
gdy patrzę na błędy - widzę mnie
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10363-connor-multon https://www.morsmordre.net/t10413-brawurka#314806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t10419-skrytka-bankowa-nr-2309#314881 https://www.morsmordre.net/t10415-connor-multon#314816
Re: Salon [odnośnik]23.01.22 0:42
Rzucony przed laty żart jakoby musiał dorosnąć po to, żeby starać się o jej rękę, stał się przyjemnym pretekstem do tego, żeby po latach móc odnowić kontakt. I nieważne, że przecież minęło tyle lat. Dobrze się ze sobą czuli. Zimne miesiące wojny sprawiły, że rosło więcej murów i płonęło więcej mostów między ludźmi, niż można było zbudować więzi. I chyba jedynie cudem można było nazwać to, że oni wciąż dla siebie znaczyli tak wiele. Czy podobnie byłoby, gdyby nie udało im się złapać się w Irlandii takim zupełnym przypadkiem? Czy nie zapomnieliby wtedy o sobie?
I również była szczęście ze względu na jego bliskość — czaiło się ono nie tylko w rumianych jej policzkach, czy tym, jak przyjemnie jej siedziało bez naciągniętego na siebie koca. Widać je było przede wszystkim w jej oczach, które odrywały się od chłopaka jedynie na krótkie chwile. Dawno nikt nie przyniósł jej tyle radości i spokoju. Zresztą, czy miała prawo mówić o nim jako o chłopaku, gdy miała przed sobą młodego mężczyznę? Chociaż niewiele zmieniło się w jego rysach, to jednak był już dorosły — mógł mieć rodzinę, poważną karierę. Aurora zrozumiała, że musi zadbać o tę znajomość nieco bardziej, by nigdy, nawet gdy ich drogi się rozejdą, nie przyszło im stracić kontaktu.
Nawet teraz, w takich żartach, potrafił sprawić, że poczuła się ładna. Nawet jeśli były to jedynie przekomarzanki, to w każdej chwili Aurora mogła być pewna, że w dobrym jego sercu, nie dość, że w razie, gdyby ktoś ją obrażał, to stanąłby w jej obronie. Czuła, że zapaprałby się i uparcie obstawiał przy swoich racjach. Było w zasadzie coś pięknego w tym, że mieli o sobie tak dobre zdanie i wydawało się, że nic nie może go zmienić.
I rzeczywiście, nie musiał jej podrywać. Wystarczało, że był miły i grzeczny — jaka to przyjemna odmiana po tych wszystkich razach, gdy czuła się gorsza. Bywając czasem w Londynie, widywała przecież piękne Lady i strojnych Lordów, którzy niezbyt często spoglądali w stronę kogoś takiego jak ona. Przy Connorze nie musiała się zastanawiać, czy nie próbuje jej wykorzystać. Zdawał się oderwany od współczesności — jak taki prawdziwy gentleman, o którym zdarzało jej się czytać w swoich książkach.
Oprócz tego chyba jako nieliczni, traktowali się nawzajem poważnie. Ona nigdy nie wątpiła w jego zaradność, czy męstwo, a on nigdy nie naśmiewał się z jej wyobraźni.
Teraz też ostentacyjnie odetchnęła z ulgą, jakby na znak, że cieszy ją taka odpowiedź z jego strony. Wiedziała, że z pewnością nie całość jego wypowiedzi jest prawdą, ale przynajmniej wiedziała, że jeśli, kiedyś się zdecyduje na zmiany, to wie jak zacząć.
- Mam nadzieję, że słowem, którym rozwiązujesz konflikty, nie jest zaklęcie. - Zaśmiała się i chyba to był ostatni, w miarę sensowny żart, jaki mogła wydusić z siebie tego wieczoru. Dlaczego? Bo zaraz miała skupić się na nauce palenia, a oprócz tego, odlecieć do trochę innej krainy.
Czy to sprawa zioła? Czy może tego, że jego dłoń spoczęła na jej plecach. Chyba nigdy nie byli aż tak blisko. No może z wyjątkiem tego razu, gdy go leczyła. No, a teraz? Teraz on troszczył się o nią.
Przytaknęła, gdy zapytał, czy w porządku, chociaż kaszlnęła jeszcze z raz, czy dwa razy.
Przyglądała mu się, jak on to robił — mogła się nauczyć przecież, chociażby przez samo patrzenie. Ale mimo tego, cieszyła się, że nie zostawił jej zbyt wiele. Wciąż czuła drapanie w gardle, ale nie tylko. Zakręciło się jej w głowie lekko i przyjemnie. Jakby nagle dym ze skręta rozszedł się nie tylko po pokoju, ale również po jej głowie i osiadł za oczami i do tego otulił szczelnie mózg, sprawiając, że poczuła, jak jest wygodnie. Wrażenie spotęgowane było kolejnym zaciągnięciem się. Nie zauważyła nawet, że on na chwilę zamilkł, bo skupiła się na tym, żeby jej dłoń skutecznie pokonała niezwykle długą podróż do pokrywki ze słoiczka, która pełniła rolę popielniczki.
Zapadła się głębiej w fotelu, gdy już wykonała trudne zadanie i wtedy nagle, czyli zupełnie nienagle, zwrócił się do niej Connor. Aurora zaśmiała się, bo nagle jego słowa wydały mu się cholernie zabawne.
- Zawsze wierzyłam. - Odpowiedziała, mrużąc nieco oczy, żeby móc skupić na nim swój wzrok. - Ale cieszy mnie, że ty jesteś. - Wskazała najpierw na siebie, a potem na niego. - Ty wiesz, że dwie duże oazy spokoju, to jest już bardzo dużo spokoju? Bo aż dwa spokoje. - Powiedziała zupełnie poważnie i filozoficznie. Jej palec wskazujący dotknął jego torsu. - Niedługo będziemy mogli założyć uzdrowisko oazowe. - Bo tylko spokoju chyba im dwojgu nie potrzeba? Mogą się nim dzielić z całym światem.


Suddenly,
I'm not half the man I used to be.There's a shadow hangin' over me — Oh, yesterday came suddenly
Aurora Sprout
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 4 D836eb438dea1946dc5bb9dd21fef622
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9381-aurora-sprout?nid=102#284845 https://www.morsmordre.net/t9435-duke-owlington#286919 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f347-dolina-godryka-wrzosowisko https://www.morsmordre.net/t10010-skrytka-bankowa-2171#302538 https://www.morsmordre.net/t9438-a-sprout#328488
Re: Salon [odnośnik]26.01.22 17:08
To takie nieprawdopodobne! Siedział obok, przyglądał się jej i rozmawiał tak jakby znali się całe lata: krótko mówiąc, czuł się przy niej tak beztrosko, że nie - za nic w świecie nie chciałby stracić z nią kontaktu. Nie teraz, nie za rok, a najlepiej – nigdy! Nie odczuwał nawet tych niezliczonych różnic, które – choć teoretycznie powinny ich od siebie odsuwać – w rzeczywistości ich do siebie w jakiś chory sposób zbliżały. Dopełniali się.
Był pewien, że drugiej takiej Aurory na świecie nie było. Różniła się od dziewcząt, którymi zwykł się otaczać – nie była jedną z tych naznaczonych przez wojenną zawieruchę wiedźm. Była inna niż pozbawione jakichkolwiek zahamowań dziewczęta z Nokturnu, inna niż wolna jak ptak Eve czy podobnie urocza, ale jednocześnie tak inna Nora Fletcher. One wszystkie – choć naprawdę świetne i cenne – miały w sobie jakieś skazy, miały swoje problemy, ciągle się zmieniały i go zaskakiwały. A Aurora? Siedząc tutaj i żartując odnosił nawet wrażenie, że wojna wcale jej nie dotknęła. I choć na pewno odcisnęła na niej jakieś piętno, to naprawdę mu się te mylne wrażenie podobało. I tego się trzymał.
I jak tak na nią patrzył, to zastanawiał się – jakim cudem mogła być tak niewinna, tak niepewna siebie? Była śliczna. Znał wiele ślicznych dziewcząt i większość doskonale tę swoją nieprzecietną urodę zauważała. Zresztą, społeczeństwo nie pozwalało im pozostawać na to obojętnym – dziwił go fakt, że Aurory nie otaczał wianuszek zakochanych w jej oczach adoratorów.
Diable ziele rzeczywiście zadziałało, bo nagle uświadomił sobie, że jego życiowym celem jest nie tylko biegać po Londynie i zarabiać na przebrzydłych ćpunach, ale… szerzyć dobro. To takie głębokie! Skoro Aurora pozwalała mu poczuć się dobrze, swobodnie, beztrosko… To on powinien odwdzięczać się tym samym. Musiała wiedzieć, że jest warta więcej niż myśli. Ha!
– Nie. Zaklęcia to przeżytek… Po co to komu? – odparł, właściwie nie myśląc nad odpowiedzią. Diable ziele uderzyło na tyle mocno, że zaczął mieć specyficzne myśli – po co w ogóle czarowali? Po co im pierdolone zaklęcia, klątwy i uroki? Normalnie nigdy by do takich wniosków nie doszedł, teraz jednak pragnął jednego – spokoju. Braku zaklęć i braku wojny.
Kolejne słowa Aurory skwitował głośnym wybuchem śmiechu.
– Aż dwa spokoje? To faktycznie musi być dużo. Choć nigdy nie byłem dobry z Numerologii… – roześmiał się, choć wcale nie z sensu jej słów – w tej akurat chwili wydawały się niezwykle mądre.
Było naprawdę miło. Nawet drobne gesty, jak dotknięcie palcem jego torsu, wydawały się dziwnie błogie i przyjemne.
– Uzdrowisko oazowe… – rozmarzył się tak jakby właśnie powiedziała mu coś niesamowitego i nierealnie wspaniałego. Takie uzdrowisko rozwiązałoby tysiące problemów… Wtedy zamiast truć ćpunów, to najzwyczajniej w świecie by ich ratował! Czyż nie brzmi to wspaniale?
Tak. Zdecydowanie. Trzeba czynić dobro!
Pomyśleć, że wystarczyło jedno spotkanie w towarzystwie Aurory, by dojść do wniosku, że… że dwie oazy spokoju to bardzo dużo spokoju, a uzdrowisko oazowe stanie się najpopularniejszą formą terapii dla uzależnionych. I formą odpoczynku dla nieuzależnionych. Taak…

z/t x2
Connor Multon
Connor Multon
Zawód : diler
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Ze wszystkich rzeczy ja najbardziej pragnę życia
To dlatego, że je mogę skończyć nawet dzisiaj
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
gdy patrzę na błędy - widzę mnie
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10363-connor-multon https://www.morsmordre.net/t10413-brawurka#314806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t10419-skrytka-bankowa-nr-2309#314881 https://www.morsmordre.net/t10415-connor-multon#314816

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach