Wydarzenia


Ekipa forum
Wiatrołap
AutorWiadomość
Wiatrołap [odnośnik]22.07.21 13:06

Wiatrołap

Mieszkania usytuowane tuż obok portu miały to do siebie, że należały do chłodnych i zimnych, chyba, że ktoś przezorny zbudował wiatrołap, który miał na celu izolowanie reszty domu od przenikliwej wilgoci i zimna. By wejść do domu na samym początku wchodziło się do wiatrołapu gdzie wisiały okrycia wierzchnie w postaci płaszczy, kurtek, szalików a nawet czapek i rękawiczek. Dwa schodki w dół i zaraz obok wejście na górę gdzie mieściła się sypialnia oraz łazienka, a naprzeciwko drzwi prowadzące do reszty domu czyli pokoju głównego i kuchni. To właśnie w wiatrołapie było najchłodniej i to dzięki temu w dalszej części mieszkania było ciepło i sucho.
.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Wiatrołap [odnośnik]29.09.22 10:36
19/05/1958Kenneth Fernsby. Brat bękart, jak zwał, tak zwał. Nie zamierzał pozostawiać go samopas na tym świecie i nie kierowały nim pobudki czysto rodzinne. Nie znał chłopaka, niewiele o nim wiedział i w zasadzie chętnie dowiedziałby się o jego zamiarach, planach i zachowaniu. Nie czuł się zagrożony jego obecnością, ani pojawieniem się w życiu. Tristan miał rację, nawet jeśli kiedykolwiek zacząłby rozpowiadać wszem i wobec, że w jego żyłach płynie krew Rosierów, pewnie i tak mało kto by mu uwierzył, aczkolwiek znaleźliby się tacy, którzy by to zrobili. Z drugiej strony patrząc, zachowanie Fernsby’ego mówiło jasno o tym, że wyrzekał się własnej krwi i jakby nie akceptował tego kim był. To ułatwiało sprawę, ale nadal… należało mieć go na oku, trzymać się na baczność. Nie podobała mu się sytuacja, w której Diana wykorzystała swoje znajomości i wprowadziła go pod protekcję Traversów. Z matką nie rozmawiał, ale zastanawiała go celowość tego działania. Na pewno w którymś momencie rozgryzie tą kwestię i znajdzie odpowiedź na to pytanie. Na razie planował zawrzeć bliższą relację z Kennethem, bo przyjaciół trzymało się blisko, ale wrogów jeszcze bliżej, a póki nie znał intencji chłopaka, niewiele mógł na ten temat powiedzieć.
W drodze powrotnej z pracy wstępował do baru, wypijał szklaneczkę alkoholu, do domu wracał okrężną drogą spacerując po porcie. Prosta trasa, bez obaw i trosk, najwyraźniej Fernsby uznawał, że jego życie to sielanka i kompletnie nic mu nie zagrażało. Mógłby dać mu nauczkę tej lekkomyślności, wszak powinien zdawać sobie sprawę z faktu, że żyje w czasach wojny, gdzie nic nie jest jasne, klarowne i oczywiste, a każdy może być wrogiem. Pracował dla Traversów i to byłoby wystarczającym powodem, aby ktoś mógł pomyśleć, że wielcy Lordowie Norfolk nie szczędzą mu grosza, albo że nie pracuje za jałmużnę. Przypuszczać by można, że jednak Kenneth czuł się całkiem bezpiecznie, choć okolica jego zamieszkania nie należała do najprzyjemniejszych w odczuciu Mathieu.
Rosier za to na pewno wzbudziłby zainteresowanie, gdyby pojawił się w portowej dzielnicy w swoim standardowym odzieniu wyjściowym. Porzucił ten pomysł na samym wstępie i nakrycie wierzchnie wyszywane srebrnymi guzikami z różami zamienił na coś mniej rzucającego się w oczy. Nadal odstawał od reszty, ale nie było jego winą, że nie posiadał w swojej szafie ciuchów skrojonych na styl Kennetha Fernsby’ego. Jego poczucie estetyki by mu na to nie pozwoliło. Szybko znalazł miejsce i stanął pod drzwiami Horn Link Way numer trzy. Dziura jakich mało, a na dłuższą metę wprawiłaby go zapewne w stan zaawansowanie depresyjny. Zastukał kilkukrotnie w drzwi i wcisnął dłonie do kieszeni. Nie oparł się o framugę drzwiową, nie był pewien czy to kompletnie bezpieczne dla jego zdrowia, szczególnie psychicznego.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Wiatrołap [odnośnik]29.09.22 11:34
Życie Kennetha było dość spokojne i proste, nie licząc nagłego pojawienia się szlachetnego brata w jego życiu, okazjonalnych i dziwnych spotkań z ludźmi z przeszłości czy zbierania zaskórników na wykup Parszywego. Knajpa ta zbierała w sobie co lepszych marynarzy, było miejsce dla każdego, ale obecna władza musiała je zniszczyć i doprowadzić do upadku.
Nie był miłośnikiem ani jednej ani drugiej strony, wojna część biznesów zniszczyła, reszta wyrastała jak grzyby po deszczu. Półświatek miał się bardzo dobrze, a to właśnie tam Kenneth często załatwiał swoje sprawy.
Starał się nie rzucać w oczy, wszystkie swoje ruchy planował z wyprzedzeniem nie chcąc by ktoś poznał jego zamiary czy to co planuje. Zakładał, że Rosier może chcieć go prześwietlić, ale nie sądził, że obserwuje każdy jego ruch, a tym bardziej, że zjawi się w progu jego domu. Nie posądzał lorda, że ten zjawia się w porcie z prywatną wizytą, raczej wysyła do tego skrzata lub list, z poleceniem stawienia się o wyznaczonej porze.
Miał cichą nadzieję, że Rosier odpuści, załapie, że Kenneth nie ma zamiaru chwalić się swoim pochodzeniem ani wykorzystywać nazwisko ojca, którego nie znał.
Siedział przy biurku przeglądając papiery i dziennik pokładowy po kolejnej wyprawie, który miał dostarczyć do przełożonych. Zapalony papieros tkwił w kąciku ust, a na kozie stał już czajnik, w którym grzała się woda. Zaznaczał ostatnie rubryki kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Zerknął na zegar wiszący na ścianie i ściągnął brwi, nie spodziewał się nikogo o tej porze. Wstał powoli od biurka wyciągając papierosa z ust by strzepnąć popiół do popielniczki.
-Loretta, znów pomyliłaś dni? - Zawołał nim otworzył brzmi. Podejrzewał, że dziewczyna, tak jak ostatnio, zapomniała kiedy miała odebrać od niego pranie. Zamarł zaskoczony gdy dostrzegł przed sobą Rosiera. Rozejrzał się czujnie na boki szukając wzrokiem służby, która za nim podążała. Następnie bezceremonialnie przeleciał wzrokiem po stroju jak miał na sobie. -Zgubiłeś drogę? - Zapytał na powitanie, bo wątpił aby szlachcic przybył z niezapowiedzianą wizytą.


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Wiatrołap [odnośnik]29.09.22 15:04
Mathieu podjął w zasadzie zachowawcze kroki w stosunku do osoby brata bękarta. Wolał dmuchać na zimne i przeprowadzić odpowiedni zwiad, uzyskać informacje, aby mieć szerszy pogląd na całą sytuację. Był arystokratą i nigdy nie wypierał się własnego pochodzenia, jak i nie wstydził się tego, że w życiu miał nieco lepiej od innych. Poza tym, że mieszkał w pięknym, różanym pałacu i miał o wiele lepsze warunki pod względem komfortu istnienia, musiał również pracować, działać i do tego prowadzić się według pewnych zasad. Kenneth nawet nie wiedział, jak niejednokrotnie wielką cenę musiał płacić za to, kim był. Osądził go z góry, przefiltrował przez własny system wartości i sklasyfikował jako aroganckiego, bogatego szlachcice, który wszystko dostaje na tacy. Nie miał pojęcia o jego życiu, o działalności, która prowadził, o życiu w cieniu kuzyna i drodze, którą przeszedł, aby sam osiągnąć coś większego własnymi siłami. Nie wiedział, bo wiedzieć nie chciał i to akurat była bardzo prosta sprawa. Rosier rzecz jasna nie zamierzał dzielić się z nim drobiazgami własnej egzystencji, a szczególnie tymi, których niewiedza będzie bezpieczniejszym rozwiązaniem dla Fernsby’ego. Niemniej jednak, nie zjawiał się dziś w tych paskudnych dokach bez powodu. Plan należało realizować, krok po kroku, badać, sprawdzać i testować. Tak jak dziś, jak zachowa się Fernsby, kiedy nagle wpadnie do jego zatęchłej rudery szlachetnie urodzony braciszek.
- Wyglądam na kogoś, kto gubi drogę? – spytał, przekręcając głowę lekko w bok i unosząc brew ku górze. Zamarł, rozejrzał się czujnie. Kogo oczekiwał? Myślał, że za Mathieu będzie stał sztab z obsługą, który zaraz na lektyce wniesie go do jego włości? Lektyka mogłaby nie zmieścić się w tym jakże wąskim przejściu, które mógł dostrzec za jego plecami. Szkoda, to z pewnością byłoby mistrzowskie przedstawienie. – Mieszkasz tu? – spytał, rozglądając się po przedpokoju. Ciemno i nieprzyjemnie, a przynajmniej takie odebrał wrażenie, może to kwestia niedobranych gustownie dodatków i słabego oświetlenia pomieszczenia. – Traversowie Cię nie rozpieszczają… – stwierdził lakonicznie i wtargnął do środka nie czekając na specjalne zaproszenie, ani na lektykę, zrobił na własnych nogach. Przy okazji wyciągnął zza pazuchy butelkę rumu, wszak nie przychodzi się w gości z pustymi rękoma. Kenneth był na pewno na tyle bystry, aby zorientować się, że po pierwsze został namierzony bez większego trudu, a po drugie Mathieu zaplanował tą wizytę i wcale nie zgubił drogi.
- Jesteś zaskoczony moją wizytą? Chyba zdążyłem okazać swą dobrą wolę, którą odrzucasz. Może peszą Cię warunki naszych rozmów lub ich okoliczności, więc postanowiłem odwiedzić Cię na Twoim gruncie. – rzucił wciskając butelkę w jego dłonie, odpinając ozdobny (nie istniały nieozdobne w jego garderobie) acz skromny guzik peleryny wierzchniej i odwieszając na miejsce do tego przeznaczone. Ciemna koszula z matowymi guzikami prezentowała się nienagannie, ale nadal wykraczała poza standardy Rosierowego gustu. Cóż za poświęcenie z jego strony, Kenneth powinien to docenić. Wziął głęboki oddech. – Nie obawiasz się, że ktoś mógłby tu wtargnąć? Zakładam, że nie jestem jedyną osoba, która wie o Twojej przemytniczej, niekoniecznie legalnej działalności, i nie jedyną, która wie, że pracujesz na statkach należących do dumy Lordów Norfolk. – jak na ironię, nie lubił arystokracji i dla nich pracował. Uśmiechnął się kącikiem ust. – Można mniemać, że w tej… tym domu, masz trochę więcej niż skrzypiące pod nogami drewno, a wytropienie Cię było łatwizną. Mógłbyś czasem zmienić trasę albo chociaż bar, w którym wypijasz szklaneczkę na dobry sen. – mruknął, stając przed nim z rozłożonymi rękami. – Gdzie mogę usiąść? – spytał. No już nie będzie tak zadufany w sobie i nie oprowadzi się sam po jego domu.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Wiatrołap [odnośnik]29.09.22 15:34
Nie przejmował się życiem innych póki ci nie pakowali się w jego z butami. Nie dyktowali jak ma żyć i z kim. Rosier mógł pracować dzień i noc, nie zmieniało to faktu, że nigdy do końca nie pojmie problemów życiowych zwykłych ludzi. Choć po prawdzie Kenneth był dla niego surowy, ponieważ czuł niechęć, która rosła w nim przez lata i zapuszczała głęboko korzenie; te zaś ciężko było wyrwać z dnia na dzień. Ocenił. Tak samo jak oceniał Rosier swojego młodszego, bękarciego brata. Uznał, że ten jest butny, może nawet głupi i nie rozumiejący jak wygląda świat.
A każdy z nich znał inne realia, które składały się na rzeczywistość, z którą przyszło im się mierzyć. Bowiem jeden i drugi musieli coś poświęcić by zyskać coś innego. Proza życia i nie miał zamiaru się nad sobą rozczulać. Nigdy nie mówił, że coś utracił albo ileż to musiał pracy włożyć by uzyskać to co ma. Musiał i tyle. Rozprawianie nad tym tylko męczyło i irytowało.
-Regularnie. - Odparł niczym nie zrażony. -Nie bałeś się przyjść sam? Jeszcze ktoś by zdarł z ciebie ten elegancki płaszczyk. - Wskazał na wierzchni ubiór Rosiera, bo choć nie świecił na kilometr to i tak rzucał się w oczy. Ktoś kto mieszkał w porcie od razu rozpoznałby w nim obcego. -Ależ zapraszam. - Mruknął pod nosem w momencie gdy czarodziej bezceremonialnie wparował do środka. -Spokojnie, wszy nie złapiesz. - Dodał bardziej kąśliwe odbierając butelkę rumu, po czym zamknął za nim dokładnie drzwi i ruszył przodem kiwając na Rosiera głową aby poszedł za nim. Wypychać nie miał zamiaru przez drzwi bo dopiero by dał innym przedstawienie. Kapryśny los uznał, że ostatnie dni były za spokojone, skoro zesłał mu Mathieu jako towarzysza tego popołudnia. Dom był czysty, ale surowo utrzymany. Nie było wiele ozdób, zbędnych obrazów czy innych dodatków. Być może Kenneth nie miał do tego serca, ale istniała szansa, że wolał surowszy wystrój. Wskazał kanapę, która była wolna. Okna salonu wychodziły wprost na port, mała rybitwa przysiadła na parapecie i co jakiś czas zerkała do środka domu jakby chciała dokładnie wiedzieć co się dzieje między tą dwójką. Kenneth wyciągnął szkło, do którego od razu rozlał rum. Jedną podał Rosierowi, a potem sam usiadł w fotelu wyciągając długie nogi przed siebie krzyżując je w kostkach. -Czymże sobie zasłużyłem, na te okazy dobrej woli? - Zapytał z lekką ironią w głosie. -Wyraziłem się raczej dość jasno, że niczego nie oczekuję od twojej rodziny. - Upił łyk rumu i pokiwał z uznaniem głową, kiedy smak rozlał się po języku i dotarł do gardła. Co jak co, ale szlachta posiadała dobre trunki. -Kto by miał tu wtargnąć? - Zapytał szczerze rozbawiony podobnym pomysłem. -Nie jestem wielką szychą, nikomu nie wiszę przysług, to raczej inni mnie. Nie posiadam majątku, który warto kraść. - Wysłuchanie całej tej tyrady można było wziąć za przejaw troski, ale nie w przypadku tej dwójki. Kenneth uniósł jedną brew ku górze słysząc o swoich przyzwyczajeniach. -Kazałeś mnie śledzić. - Bardziej stwierdzenie faktu niż pytanie. -Ciekawe. - Odchrząknął nieznacznie. Nie mógł spławić teraz Rosiera ani uciec z klifów jak zrobił to ostatnio kiedy uznał, że dość przyjemności i czas wrócić do siebie. -Czym sobie zasłużyłem na taką zacną wizytę, lordzie Rosier? Jak mogę pomóc? - Upił kolejny łyk rumu. -Wątpię aby była to wizyta czysto towarzyska. Czy jednak się mylę? - Spojrzał z żywym zainteresowaniem na Mathieu, bo takiego ruchu z jego strony się nie spodziewał więc co tu dużo ukrywać, był zaintrygowany. Jak to mewa może być zainteresowana dziwnie pływającą rybką w morzu.


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Wiatrołap [odnośnik]29.09.22 16:07
O mało nie parsknął śmiechem, kiedy Fernsby spytał czy nie bał się przyjść sam. Rozbawił go tym stwierdzeniem. Niestety, rozpoznawalność Mathieu była niemała, a poza tym Lord Rosier dobrze sobie radził w starciu z oprychami, co udowodnił nie raz i nie dwa, ale tego Fernsby też nie wiedział. Może powinien zaprezentować mu pewnego pięknego dnia pokaz swoich umiejętności, to zamknie swoją bękarcią buźkę i przestanie zadawać durne pytania. Nie bał się przyjść i nie zamierzał się bać, tak samo jak nie obawiał się, że Kenneth wyskoczy z czymś skrajnie głupim. Nie uważał go za idiotę, przeciwnie, za dość rozważnego i posiadającego olej w głowie, żeby nie startować do Rosiera. Cała sytuacja niesamowicie go bawiła, bo przede wszystkim Fernsby był zaskoczony, nie wiedział po co Mathieu zjawia się u niego osobiście, bez świty i ochroniarzy (których nie potrzebował). Niech się zastanawia i główkuje, to na pewno będzie o wiele ciekawsze rozwinięcie całej akcji.
- Najmniej elegancki jaki mam, starałem się. – rzucił rozbawiony. W zasadzie to też go bawiło. Fernsby uważał, że elegancki ubiór Mathieu to jakaś straszna zbrodnia, za to Rosier był pewien, że gdyby Kenneth miał sposobność i możliwości, też zacząłby się ubierać w wygodniejsze, delikatniejsze materiały, które nie powodowało otarć. Uniesiony własną dumą nawet nie próbował zrozumieć czy zaakceptować myśli, że jakościowo lepsze odzienie miało więcej sensu niż gryzący materiał niewygodnej, spranej koszuli. Nie przyszedł tu jednak rozprawiać o modzie i sposobie ubierania się, gust każdy miał swój i Rosier nie zamierzał z niego rezygnować tylko dlatego, że wybierał się z wizytą w mniej przyjemne okolice.
Wywrócił oczami siadając na kanapie i sięgając po szklankę z alkoholem, którą Fernsby mu przekazał. Ironia w jego głosie brzmiała drażniąco i choć z jednej strony chętnie by mu przyłożył, wolał poświęcić się dla własnego planu działania. Kenneth był mu potrzebny i choć Mathieu nie zamierzał mówić tego na głos, miał tego świadomość. Był przemytnikiem, znał świat i półświatek i w kwestiach istotnych dla Rosierowej egzystencji mógł się okazać bardziej pomocny niż zaklęcia czarnomagiczne, zmuszające opryskliwych do sensownego, racjonalnego myślenia. Tego też Kenneth nie wiedział, ale na pewno w swoim czasie zostanie olśniony i zda sobie sprawę, że Mathieu potrzebuje braciszka co nieco wykorzystać. Na razie jednak, nie musiał wiedzieć wszystkiego.
I to niby Mathieu żył w wyidealizowanym świecie!
- Trwa wojna, ludzie są w stanie ranić i zabijać dla uschniętej piętki chleba, kiedy głód kieruje ich umysłami. To, że Twoim zdaniem nie ma tu nic cennego, nie oznacza, że inni sądzą podobnie. Jak wspomniałem, pracujesz dla Traversów, a to wystarczający powód, aby sądzić, że możesz posiadać coś, co da się sprzedać lub zamienić na posiłek. – nie przybył tutaj go umoralniać. Jak już wspomniano, Kenneth był mu potrzebny zdrowy, w jednym kawałku. A tak głupie postępowanie z jego strony mogłoby się skończyć katastrofą. Mógłby mu to bez problemu udowodnić, ale nie zamierzał się wysilać dla jakiejś śmiesznej walki kogutów. Młodszy mężczyzna powinien zdawać sobie sprawę, że w trakcie wojny zasady nie istniały, moralność też nie.
- I tu Cię zaskoczę, nie kazałem Cię śledzić. Pofatygowałem się osobiście. – odparł, nachylając się w jego stronę i upił łyk rumu prosto ze szklanki. Przechylił lekko głowę w bok, a kącik jego ust drgnął w nieznacznym uśmieszku. – Sprawdzam czy żyjesz, panie Fernsby. – mruknął, nie odrywając wzroku od jego tęczówek nawet na moment. – Starasz się unikać mnie i rozmów ze mną, a mnie wciąż nurtuje jedno pytanie. Skoro tak bardzo nie chcesz mieć styczności ze mną, nie chcesz mieć nic wspólnego z moją rodziną, to po co w ogóle informowałeś mnie o tym, że mój… nasz ojciec Cię spłodził? Miałbyś święty spokój, a tak zmuszony jestem poznać motywy i całą historię, z czystej ciekawości oczywiście. Odpowiedzi matki nie są dla mnie satysfakcjonujące, wieloletnie kłamstwa zmuszają mnie do odnalezienia innego spojrzenia na sytuację. – opróżnił szklankę jednym haustem i odstawił ją na bok. – Poza tym… Mam do Ciebie jeszcze jeden lukratywny interes, ale o tym później. – powiedział stawiając szkło na stolik przed nimi i przesuwając w stronę Kennetha. Naprawdę myślał, że cała tajemnica dzisiejszej wizyty zostanie mu podana na tacy? A może oczekiwał, że ktoś jednak wniesie ją na tej cholernej lektyce, żeby było łatwiej?



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Wiatrołap [odnośnik]01.10.22 18:56
Liczyła na to, że się dowie co robi Rosier w jego skromnych progach. Port raczej nie należał do miejsc, w których często bywał, a fatyga oznaczała, że miał jakiś plan a przynajmniej zamysł. Oby się nie okazało, że to zwykła zachcianka spędzenia jakoś nadmiarowego, wolnego oczu. Nie miał zamiaru też pobić czy zaatakować szlachcica, bo jaki miałby mieć w tym cel? Fenrsby pakował się w kłopoty, gdy gra warta była świeczki. Ta nie była.
Brak świty oznaczał, że czarodziej czuł się dość pewnie w Londynie, ale jego późniejsze słowa temu zaprzeczyły. To czy było na tyle spokojnie aby samemu spacerować po mieście ale nie na tyle spokojnie aby w nim mieszkać? Oczywiście to retoryczne pytanie, ponieważ Pierwszy znał odpowiedź. Doświadczał życia w przesiąkniętym obłudą i kłamstwem mieście każdego dnia.
Zerknął na płaszcz, nie zdając sobie sprawy, że Rosier znów ocenia go jako prostaka i chama, który nie umie docenić dobrych jakościowo materiałów. Mierzył znów go swoją miarą patrząc na Pierwszego z góry, więc jak mieli się porozumieć, kiedy wciąż otrzymywał pogardą prosto w twarz; nawet jeżeli Rosier starał się to ukryć. Fernsby nie uważał, że ubiera się źle. Proste spodnie, do tego koszula i kamizelka, wszystko czyste, zadbane i nie najgorzej wykonane. Zwykłe ubranie, które nie krępowało ruchów. Długie i powłóczyste szaty przeszkadzały na pokładzie i były zwyczajnie niepraktyczne. Jednak nigdy nie pogardził dobrym ubraniem.
Czy Rosier zdradzi mu z czym przychodzi, czy nadal będzie się bawił w kotka i myszkę? Istniała nadzieja, że przejdzie do sedna i przestanie grać wielkiego pana, tylko zwyczajnie z nim pogada. Być może naiwnie sądził, że kiedyś tak się stanie i Rosier zejdzie z wysokiego konia. Tylko czy było to możliwe? Czy potrafił inaczej rozmawiać, a nie z perspektywy bycia lepszym?
-Jeszcze chwila i zacznę wierzyć, że się martwisz o moje zdrowie i życie. - Odpowiedział z ironią w głosie przemieszaną z rozbawieniem. -Dziękuję za okazaną troskę. Zapewniam, że nic mi nie grozi. - A nawet jakby groziło to w życiu na głos się nie przyzna, że potrzebuje pomocy. Przynajmniej nie jemu, miał ludzi, którym ufał i mógł powiedzieć, że potrzebuje wsparcia. Raczej Rosier by się nie ucieszył gdyby się dowiedział kto to taki i czym się zajmują. -Osobista fatyga oznacza, interes. - Zauważył już bez ironizacji, acz stwierdził fakt. Czekał aż czarodziej wyłoży, przynajmniej częściowo, co tutaj robi. -Odpowiedź jest bardzo prosta. - Wzruszył ramionami. -Wkurzyłeś mnie, a ja chciałem wkurzyć ciebie. - I to był błąd. Nie zdawał sobie sprawy, że szlachcic zacznie się wokół niego kręcić, ale mógł to przewidzieć. Nie codziennie dowiadujesz się, że masz bękarciego brata. Westchnęł głośno kiedy Mathieu dalej drążył. -Powiedzmy sobie otwarcie. Nie lubię cię. Nie zrobiłeś nic abym choć przez sekundę zapałał do ciebie sympatią, a co dopiero szacunkiem. - Widząc pustą szklankę, napełnił ją rumem. Gość miał swoje prawa, nawet on respektował tę zasadę. -Na każdym swoim kroku starasz się pokazać jak jestem nikim, z twoich oczu bije pogarda, co sprawia, że nie mam ochoty ani przyjemności rozmawiać z Tobą. - Wychylił swoją szklankę, a rum przyjemnie zaczął krążyć po ciele marynarza. Przez chwilę bawił się pustym szkłem w dłoni, aż w końcu zaśmiał się krótko. Spojrzenie stało się chłodne i poważne, nie dało się w nim znaleźć wcześniejszego rozbawienia i niefrasobliwości jaka towarzyszy mężczyźnie każdego dnia. -Podobnie było osiem lat temu kiedy chciałem cię poznać, ale zostałem potraktowany jak pies z kulawą nogą. Nic się nie zmieniłeś. Ale dobrze, jesteś tutaj. - Odstawił swoje szkło i też napełnił je alkoholem. Rybitwa usadowiła się na dobre przed oknem i nie chciała opuścić swojego miejsca. Fenrsby rozsiadł się wygodniej w swoim fotelu czując, że odwiedziny się przedłużą. Teraz on wyciągał rękę do Rosiera, oby się nie sparzył. -To co chcesz wiedzieć? Jestem w stanie jedynie odpowiedzieć ci historię jaką znam od matki i wuja. Oczywiście nie mam jak jej zweryfikować.
Kwestię “lukratywnego” interesu na razie pominął milczeniem. Celowo. Nie chciał aby Rosier skupił się na sprawach biznesowych i po raz kolejny zbywał inne rozmowy.


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Wiatrołap [odnośnik]01.10.22 21:18
Świadomość, że wielu uważało go za zadufanego w sobie dupka, który wszystko dostawał na złotej tacy, przyozdobione strojnie i pięknie istniała w umyśle Rosiera. I co z tego. Był urodzony w szlachetnej rodzinie, arystokrata z jednej z najczystszych rodzin w całej Anglii. Miał więcej szczęścia niż inni, uważał się też za lepszego od plugawych szlam czy innych, którzy dali się skalać mugolską krwią, wikłając się romanse i związki z nic nieznaczącymi szlamami. Zapomnieli już, jak mugole kazali im żyć w ukryciu, chować się jak robactwu tylko z uwagi na ich wyjątkowość? Może oni doznali nagłego zaniku pamięci, ale historia przekazywana z pokolenia na pokolenie trwała i trwać będzie. Byli wyjątkowi, a to czyniło ich lepszymi i nie powinni nigdy pozwolić sobie na to, aby ktoś tak słaby i beznadziejny jak mugol, śmiał dyktować im warunki. Kwestia krwi była więc ważna, najistotniejsza w jego życiu i tym się kierował. Kenneth był czystej krwi, a jednak… arystokratyczna nuta z krwi jego ojca, niosąca za sobą butny charakter tkwiła gdzieś w nim, a on nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Skąd miałby wiedzieć, nigdy nie poznał Anselma Rosiera, nie miał pojęcia jakim był człowiekiem. Nie znał Mathieu i nie wiedział, że w kwestii charakteru, łączyło ich więcej niż dzieliło.
Lepiej, aby niedopowiedzenia zostawili już za sobą. Kenneth musiał się najpierw otworzyć, bo w przeciwnym razie zagotuje się w środku i wybuchnie, a lepiej dawkować emocje i powiedzieć sobie wszystko wprost. Wiedział, że Fernsby miał swoje zdanie na temat zachowania Rosiera, ale nie znał go i bazował jedynie na własnych odczuciach, być może podpartych własnymi uprzedzeniami, które były w nim silnie zakorzenione i nie dopuszczał do siebie myśli, że może być inaczej. Nie pomyślał o tym, że jego odkrywcze spostrzeżenia odnośnie Mathieu są w większości podparte właśnie tym? Rosier wiedział, że nie będzie łatwo dojść z nim do porozumienia, a co dopiero zawszeć z nim na tyle sensownie dobrą relację, aby Kenneth mógł mu zaufać i wesprzeć w działaniach, a bądź co bądź, był mu potrzebny. Należało więc przełknąć pewne gorzkie kwestie i zacząć działać, kuć żelazo póki gorące. Dlatego wsłuchiwał się w akt oskarżenia kierowany w jego stronę przez młodszego braciszka i wbrew temu co sądził Kenneth, wyraz twarzy Mathieu nie wyrażał zupełnie nic.
- Widzisz, moim zdaniem jesteś uprzedzony. Od samego początku w Twoich oczach wykreowałeś mój obraz, jako osoby wywyższającej się i lepszej. Każdy mój gest i ruch, traktujesz jako stawianie się w pozycji lepszego. Na moje ciuchy patrzysz z pogardą i dajesz mi odczuć, że uważasz mnie za lepszego, bo pewnie ja tak sądzę. To Ty czepiasz się mojego eleganckiego płaszcza i to nie jedyny przypadek, kiedy przyczepiłeś się tego co mam na sobie. – powiedział spokojnie. – Problem naprawdę leży we mnie, czy w Twoich uprzedzeniach do mojej osoby? – spytał. Od samego początku tej znajomości, kiedy przedstawieni zostali sobie w marinie Traversów, poprzez jego wizytę w Rezerwacie, całą podróż statkiem na drugi koniec świata, Mathieu traktował go zupełnie normalnie. Na statku nie siedział w kajucie i nie pachniał różami, tylko pracował równie z nim i naprawdę starał się z tej wyprawy wyciągnąć jak najwięcej, żeby poszerzyć własną wiedzę. Kenneth tego nie dostrzegał, zaślepiony własnymi argumentami i uprzedzeniami tak wybujałymi, że przerastają nawet jego.
- Osiem lat temu… Ja i Marianne urodziliśmy się jednego roku. Traktowałem ją jak siostrę bliźniaczkę, była mi niemal równie bliska jak Tristan. Została zamordowana, bestialsko przez cholerne wilkołaki, zbezcześciły jej ciało. Straciłeś kiedyś kogoś tak bliskiego? Nie muszę Ci się tłumaczyć, ale wtenczas traktowałem tak każdego, bez znaczenia czy był to brat z nieprawego łoża, służący czy przypadkowo spotkana osoba. – powiedział, choć jego ton głosu stał się nieco ostrzejszy. Zginęła w domu swojego męża, była tak młoda, tak niewinna. Sponiewierana przez bestie, nad którymi nie potrafił zapanować zupełnie nikt. Widział Tristana, który przeżył to chyba bardziej niż ktokolwiek inny, a i on sam nie mógł się po tym pozbierać przez bardzo długi czas. Zrobił kilka łyków rumu, krzywiąc się przy tym nieznacznie.
- Dlaczego Twoja matka nie powiedziała o Tobie naszemu ojcu? Dlaczego zdecydowała się ujawnić dopiero, kiedy zginął? Opowiedz mi wszystko, co wiesz. – mruknął, kręcąc lekko szklanką i znów upijając łyk. – Pytam Ciebie, bo choć jesteś ewidentnie negatywnie nastawiony do mojej osoby, wolę zadać te pytania Tobie, niż fatygować się do Lisy i męczyć ją bolesnymi wspomnieniami. – dodał i podniósł ciemne spojrzenie prosto na Kennetha. Lepiej, żeby chciał zacząć współpracować, bo Mathieu ile razy wyciągał do niego rękę, tyle razy uprzedzony młodszy braciszek ją kąsał i wcale nie widział w tym niczego złego.




Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Wiatrołap [odnośnik]01.10.22 21:58
Uniósł nieznacznie brwi i pokiwał głową.
-Fakt, jestem. - Zgodził się od razu. Nie miał zamiaru owijać w bawełnę, ale też nie miał ochoty słuchać jak jest okropny, bo nabija się z ubrań. -Widzisz, niby się starasz, a jednak wręcz widać, że męczysz się jak szczur w kanale pełnym szlamu. To nie jest twoje środowisko, to nie przełkniesz swojej dumy. Nie powiesz wprost, że nie wiesz i co powinieneś zrobić. Nie. - Pokręcił głową z lekkim rozczarowaniem w spojrzeniu. -Wolisz pokazać swoją dobrą wolę i chęci jednocześnie upokarzając drugą stronę. Gratuluję, świetnie ci to wychodzi. - Klasnął parę razy w dłonie w prawdziwej parodii tego gestu. -Być może przeginam, ale aż się prosi o to. Ot, zwyczajnie. Osobiście nic do twoich ubrań nie mam. Nosisz się jak na lorda przystało. - Przyznał bez złośliwości. Nie chciał teraz mu dogryzać, przy tym nie chciał marnować cennego czasu na słowne przepychanki odnośnie ubrań. Inna sprawa, że osiem lat temu Mathieu zachował się jak dupek i w głowie młodego chłopaka się to mocno wryło. -Nie wiem co się wydarzyło wtedy w twoim życiu. Nie wiem czy warto abyś się tłumaczył. Przyzwoitość nakazuje raczej powiedzieć, że czasu nie cofniesz, ale teraz chcesz wysłuchać. - Wzruszył ramionami. Dogryzał mu ale nie ukrywał, że widział zaangażowanie Rosiera w trakcie wyprawy. Dostrzegał pracę jaką wkładał i rzeczywiście słuchał tego co Fernsby mu mówił. I kiedy wydawało się, że nawet jest w stanie znaleźć z nim wspólny język, ten postanowił na niego donieść z zamiarem zniszczenia mu kariery. Szczęście w nieszczęściu, bo dzięki temu Pierwszy dostał awans. Powinien mu być wdzięczny, ale jak mógł, skoro cel i intencje były zupełnie inne. -Każdy z nas stracił kogoś bliskiego w swoim życiu. Nie ważne jest jak, żałoba i ból są takie same. - Odparł gorzko, bo licytacja kto jak bardziej cierpiał była poniżej godności ich obydwu. -Jednakże, nikomu nie życzę aby tego doświadczał. - Uzupełnił kieliszki do pełna i swój wzniósł w górę, w toaście. -Za Marianne. - Gdy to powiedział wychylił swoje szkło, rum znów zapiekł w przełyku; przyjemnie i lekko łaskocząc jednocześnie. Cholernie dobry był to trunek.
W końcu musieli porozmawiać o tym jak to się stało, że Kenneth zjawił się na świecie, a matka trzymała jego istnienie w tajemnicy przed Rosierami. Nie była to ckliwa historia, ale co jak co, Mathieu miał prawo ją poznać, a Kenneth choć nadal mocno niechętny wiedział, że był mu to winien. Powoli wstał ze swojego miejsca, by podejść do stolika z duża ilością papierów. Otworzył jeden z kufrów, gdzie leżała różdżka oraz busola i sterta starych listów.
-Wymieniały się listami. Nasze matki. - Podał je Rosierowi. -Przez lata ze sobą pisały, wymieniając się myślami. Tak się o tobie dowiedziałem. Przeczytałem nieopatrznie jeden z listów szukając pism kaperskich, kiedy zaciągnąłem się na jeden z pierwszych okrętów. - Wrócił na poprzednie miejsce zajmując taką samą pozycję. Szklanką balansował na oparciu fotela, a płyn niebezpiecznie się chwiał w jej wnętrzu. Westchnął ciężko i z lekka rezygnacją. -Matka nie widziała sensu aby zwracać się z tym do lorda Rosiera. - Nie potrafił tego człowieka nazwać ojcem. -To był płomienny romans, szaleństwo dwójki ludzi. Ona jest córką marynarza, kobietą za którą się oglądali mężczyźni. A gdy dowiedziała się o ciąży uznała, że nic tym nie wskóra, że mu powie. Obawiała się wielu rzeczy. Pogardy, wyśmiania, podania rue. Irracjonalność a może lęki, które miały jakąś podstawę. On był szlachcicem, ona czarownicą, która nie dorastała mu do pięt. Nosiła pod sercem jego bękarta, a nie jeden już widział jak często kończą takie dziewczęta. - Upił łyk ze szklanki i mówił dalej. -Ale coś do niego czuła mimo to. Młodzieńcze zauroczenie, które nigdy do końca nie minęło. Gdy się dowiedziała, że nie żyje… w jakimś swoim szaleństwie poszła na jego grób. I tam się spotkały. - Spojrzał tą samą barwą oczu na brata. -Matka nie wiedziała z kim rozmawia. Chyba potrzebowała się komuś wygadać, w końcu jedyną osobą, która znała prawdę był jej brat, a mój wuj. Możliwe, że chciała porozmawiać z kobietą. I ot, okazało się, że wdowa rozmawia z matką bękarciego syna. - Skrzywił się lekko, to słowo - bękart - przez jakiś czas mu towarzyszyło i było zadrą w oku młodego chłopaka. Czuł się gorszy. Czuł, że cały świat z niego kpi. Wskazał dłonią na listy. -Były całkiem blisko, a matka opisała jak poznała twojego ojca.


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Wiatrołap [odnośnik]01.10.22 22:46
Uprzedzenia, które pielęgnował w sobie tak wiele lat teraz przynosiły efekty. Odbijał sobie na Mathieu wszelkie żale, która miał do Anselma, kategoryzując arystokratów i wrzucając wszystkich do jednego wora. Nie czuł potrzeby udawadniania mu własnej wartości ani tego kim był, co przeszedł i w jaki sposób toczyło się jego życie. Nieco egoistycznie podchodził do wszystkiego, co związane było z Mathieu i Rosierami, uważając najwyraźniej, że są wszystkiemu winni. Sam kreował się we własnym umyśle na tego gorszego, nic nie znaczącego, bezwartościowego człowieka. Mathieu rozumiał, że w pewnym sensie odpowiedzialnym za to był fakt, że siłą rzeczy był bękartem arystokraty, którego matka wychowywała z dala od bogactw i przywilejów, które on sam miał na co dzień. Może to zazdrość, a może to inne odczucie, które ciężko było zdefiniować wprost? Wbrew temu co wydawało się Kennethowi, Mathieu nie czuł odrazy będąc w jego domu, nie czuł się jakby przebywał w gorszym miejscu, niesterylnym, niezłoconym czy nieobsługiwanym przez służbę. Bywał w gorszych miejscach, brudnych, przesiąkniętych zapachem krwi i śmierci. O wiele bardziej wolałby spędzać wolny dzień na Horn Link Way w Londynie, niż znów brodzić w krwi, owładnięty żądzą śmierci, kiedy splamienie Arawna odzywało się w jego umyśle. Może lepiej, żeby tych faktów z życia Rosiera Fernsby nie znał.
- Nie zmienię swojego obrazu w Twoim umyśle, ale nic o mnie nie wiesz… – odparł spokojnym tonem, upijając lekki łyk alkoholu, który intensywnie palił gardło. – Mogę Ci za to doradzić, abyś sam w mojej obecności przestał czuć się jak gorszy, przestał czuć się jak bękart, ani Ty, ani ja nie mamy na to wpływu. Jeśli przez jakiekolwiek moje zachowanie lub słowa czujesz się gorszy, to tylko dlatego, że sam wątpisz we własną wartość. Na statku udowodniłeś, jak wartościowym człowiekiem jesteś, nie rozumiem więc skąd w Tobie ta niepewność. – mruknął jeszcze. Kenneth czuł się gorszy sam, osobiście stawiał się na pozycji słabszej i niepewnej, wahając się, atakował i kąsał, bo czuł się przy Mathieu niepewnie. Wiele razy za dziecka powielał ten schemat. Wiedział, jak to jest być tym gorszym i czuć się mniej znaczącym. Bękartem nie był, to fakt, ale zawsze stał w cieniu Tristana, zawsze był tym mniej znaczącym Rosierem, w końcu Anselme był tylko młodszym bratem. Całe pieprzone życie trzymał się kurczowo tej myśli, że jest słabszym ogniwem i nigdy nie będzie dorastał Tristanowi do pięt, bo ten miał swoją schedę do przejęcia, swój ciężar na barkach i po latach dotarło do niego jedno. Muszą być w tym razem, bo są rodziną. Mathieu był lojalny wobec kuzyna, ale nikt i nic nie stało mu na przeszkodzie, aby kierować własną drogą i osiągnąć coś własnymi siłami. Stąd ciężka praca jako Rycerz Walpurgii, ciężka praca włożona w treningi, ryzykowanie życia, zdrowia… Nikt nie był ideałem i nikt nim nie będzie, ale każdy pracował na własny rachunek i każdy musiał wywalczyć swoje, aby świat o nim pamiętał.
- Za Marianne. – mruknął, patrząc na dno szklanki, na którym znajdowała się resztka rumu. Pamiętał jej uśmiech, jak razem po raz pierwszy wkraczali w mury Beauxbatons, jakim wsparciem dla niego była i jak wiele razem przeszli. Opróżnił szkło i wrócił wzrokiem na Kennetha. Tym razem jego oczy wyrażały coś więcej niż kompletną pustkę, były jakby… zmęczone.
Wziął od niego listy. Zawahał się. Naprawdę chciał przeczytać ich zawartość? Dowiedzieć się co pisała Diane, w jaki sposób traktowała to wszystko? A co jeśli przez to co przeczyta straci obraz swojej matki we własnych oczach? Zawsze była troskliwa. Pamiętał, jak próbowała pchnąć go do ludzi, kiedy po śmierci ojca zamknął się w sobie i zbuntował całkowicie. Jak zaczął się chować, uciekać, unikać wszystkiego, co wiązało się ze światem, jak wiele łez wypłakała przez to, jak bardzo śmierć ojca dotknęła ich jedynego syna? Przełknął gorzko ślinę i podniósł wzrok na Kennetha unosząc lekko brew ku górze. – Czytałeś je wszystkie? – spytał. Wsłuchał się w to, co Fernsby miał mu do powiedzenia. Miała rację sprawa mogłaby szybko ucichnąć, nawet jeśli kobieta miałaby na ten temat inne zdanie. Mogłoby się to skończyć tragicznie, więc bezpieczniej dla niej i dla jej dziecka było, aby świat nie wiedział, kto był jego ojcem. – Twoja matka jest rozsądną kobietą. – mruknął, otwierając pierwszy z listów. Przebiegł po nim wzrokiem, czytając co któreś słowo. Wyłapywał to, co było dla niego sensowne. Wysłuchał go do końca i zamilkł. Wierzył, że jego życie nie było ani lekkie, ani przyjemne, wręcz przeciwnie. Musiała się wiele natrudzić, aby dać mu wszystko to, co potrzebne młodzieńcowi, który nie posiada odpowiedniego wzorca w postaci ojca. Wziął głęboki oddech i zamknął list, odkładając całą stertę na blat.
- Nie zmienisz tego, że jesteś bękartem. – mruknął ciszej, widząc jak Kenneth krzywi się na samo to słowo. – Anselme nie żyje, a my piszemy własną historię i nie musimy kreślić jej napiętnowani cudzymi błędami. Twoja matka postąpiła roztropnie, ukrywając Cię przed światem, ale nie jesteś jedynym dzieckiem z nieprawego łoża arystokratów, które chodzi po tym świecie… – dodał, a raczej stwierdził fakt. O tym się nie mówiło, bo nie było to godne czy warte, ale wszyscy wiedzieli, że tak to funkcjonowało. – Przez to, że jesteś bękartem czujesz się gorszy… Widziałem, jak się skrzywiłeś na sam dźwięk tego słowa. Możesz mieć do mnie żal, że miałem lepiej, miałem wszystko, może nawet o to, że miałem okazję go poznać. Możesz być uprzedzony, traktując wszystkich arystokratów jednako, zakładając, że jesteśmy lepsi. Bycie Lordem to przywileje, owszem, ale wymagań i obowiązków jest znacznie więcej, a patrząc na Twój charakter, odziedziczony po ojcu… uwierz mi, ciężko byłoby Ci przebrnąć przez rzeczywistość arystokracji i nie pytaj skąd wiem. – dodał, a kącik jego ust drgnął. Anselme był marzycielem, wolnym duchem spragnionym wyzwań i adrenaliny, nie w smak była mu nauka i wymagania, podobnie jak Mathieu uważał, że nie stanie się głową rodu, więc czuł się zwolniony z obowiązku, stawiał okoniem wszystkim nauczycielom i robił wszystko, aby utrudnić im życie. – Twoją decyzją będzie czy nasze drogi ponownie się zejdą czy dzisiaj rozłączą się na zawsze. Dam Ci tą władzę nad tą częścią naszej wspólnej historii. Jednak chcę, żebyś na zawsze zapamiętał, że nie winię Cię za grzechy Anselma i nie chcę, abyś Ty obwiniał mnie za to, co zrobił. – dopowiedział spokojnie, nie spuszczając wzroku z jego tęczówek. To Kenneth będzie mógł zdecydować jak dalej potoczą się jego losy. Zaufa własnym uprzedzeniom i nienawiści pielęgnowanej w sercu, czy pozwoli sobie na spojrzenie z innej perspektywy i może zaakceptowanie tego, kim był naprawdę.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Wiatrołap [odnośnik]01.10.22 23:20
Życie Kennetha nie rozpieszczało, ale nie było mu źle. Nie zaznał śmiertelnego głodu, okrucieństwa bliskich, wręcz przeciwnie. Matka go wspierała, a wuj wskazywał kierunek patrzenia w przyszłość. Realizował swoje marzenia i cele, choć nie zawsze było łatwo. Wybrał zawód, który nie był popularny wśród czarodziejów, a czasami wydawało mu się, że nim gardzą. Dlatego cenił Traversów, dlatego byli tymi nielicznymi przed którymi zginał kark. Pokazali, że nic sobie nie robią z tego co inni myślą, a on dostał od nich szansę i rozwijał się pod ich protekcją.
Kenneth nie miał wpływu na to kto był jego ojcem i do matki nie miał żalu. Może czasami jedynie gorzka nuta przebrzmiała spowodowana ukrywanie tego przed nim, nie przed światem. Świat miał głęboko w poważaniu.
-Podobnie jak ty o mnie… - Odbił piłeczkę. -Jeżeli kiedykolwiek w życiu byłeś w sytuacji, w której coś bardzo pragnąłeś, ale każdy strzęp tego marzenia musiałeś wydzierać siłą, walcząc nieustannie raniąc przy tym dłonie do krwi. Jeżeli choć raz taka chwila miała miejsce, to możesz zrozumieć skąd takie podejście. - Nie znał układów rodowych arystokracji, nie wiedział jak to jest być “tym drugim”. Z jego perspektywy arystokracja miała swoją hierarchię ale każdy miał swoje zdanie, przydzielone mu i raczej nie mógł narzekać na brak spokoju w życiu, do wszystkiego mając dostęp albo ułatwione dojście, kiedy inni musieli o swoje walczyć. Drażniało go, kiedy szlachta za wszelką cenę chciała udowodnić, że rozumie maluczkich. Zyskaliby więcej, przyznając się do swojej ignorancji i realnie słuchając tych maluczkich. -Masz w sobie krew Traversów. - Powiedział w końcu. -Widziałem to na statku. - Przełknął swoją dumę i wypowiedział pochwałę na głos zaraz popijając ją resztką rumu. Butelka szybko była opróżniania, nim się zorientował już był do połowy pusta.
Pozwalał w ciszy i spokoju zapoznać się Mathieu z listami.
-Część. - Odparł poprawiając się w fotelu. -Czytając je czułem, że naruszam w jakimś sensie, ich prywatność. - Kobiety dzieliły się nie tylko opowieściami o synach, ale również swoimi troskami i przemyśleniami. Nawiązały przez lata swego rodzaju przyjaźń i więzi, co było widoczne w słowach kreślonych w tych licznych listach. Kolejnych słów Mathieu wysłuchał w spokoju, nie przerywając mu i nie czyniąc złośliwych komentarzy.
-Nie było to proste. Całe życie myślałem, że jestem synem marynarza, który zginął na morzu. To mnie ukształtowało, to sprawiło, że podejmował pewne decyzje. Kiedy masz czternaście lat, cały świat staje się ruiną dowiadując się, że całą swoją tożsamość budowałeś na kłamstwie. - Podzielił się swoim spostrzeżeniem, czy Mathieu to zrozumienie, nie wiedział, ale warto aby to usłyszał i miał świadomość, że jest o wiele więcej powodów i zależności, które wpływało na to jak ich relacja wyglądała teraz. -Daleko mi do pragnień, stania się arystokratą. Wierz lub nie, ale lubię swoje życie. - Nie miał ambicji aby wejść na salony i stać się kimś w świecie, z którego wywodził się Mathieu. Pochodzili z dwóch różnych rodzin, choć łączyła ich osoba Anselma, który spoczywał teraz w grobie zupełnie nie świadom, że miał dwóch synów, którzy teraz próbowali się odnaleźć w tej przedziwnej sytuacji. -Nie miej żalu do lady Diany. - Odezwał się po dłużej chwili milczenia jaka między nimi zapadła, a jedynie szmer życia w porcie dał się słyszeć przez okna. -Miała swoje poczucie obowiązku i po prawdzie, gdyby nie jej wsparcie, możliwe że nie byłoby mnie tu gdzie jestem. Jestem jej bardzo wdzięczny za wszystko co uczyniła.
Na początku miał żal, gotowała się w nim złość zdradzonego, chłopięcego serca, ale z czasem zrozumiał jaką otrzymał szansę i nie mógł jej zaprzepaścić. Ambitny Fernsby sięgnął ku marzeniom i swoim celom. Realizował je uparcie każdego dnia, zapominając o tym, że w żyłach płynie krew Rosierów, bo nie chciał nic od tej rodziny. Nie był jej częścią i nie czuł się zobligowany aby się nią stać. Jednak siedzący przed nim Mathieu był dowodem na to, że nie da się uciec od pewnych sytuacji i należy się z nimi zmienić.
-W takim razie, co to za interes? - Zapytał w końcu. Jeżeli miał decydować to wolał wcześniej wiedzieć z czego rezygnuje albo na co się pisze. Nie ma nic gorszego jak plucie sobie w brodę z powodu podjęcia złych decyzji życiowych.


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Wiatrołap [odnośnik]02.10.22 12:39
Traversowie wzięli go pod opiekę z uwagi na działania, które podjęła Diane. Starał się zrozumieć jej postępowanie, przeanalizował je bardzo dokładnie. Dlaczego zaakceptowała fakt, że jej mąż był niewierny i zaczęła rozmawiać z tą kobietą, zbliżyła się do niej i dała temu dziecku możliwość zbudowania normalnego życia. Wiedział, że matka nie mogła mieć więcej dzieci, a Mathieu będzie ich jedynym potomkiem. Może dlatego, że zawsze chciała posiadać ich więcej, postanowiła zachować się wobec nich w taki sposób? Nigdy nie zrozumie co nią kierowało, bo sama nie była skora do wyznań. Kiedy pytał w odpowiedzi słyszał jedynie, że to dawne dzieje. Anselme nie wiedział o istnieniu Kennetha, bo jego matka nie chciała, aby wiedział. Ciężko było przewidzieć zachowanie mężczyzny. Faktyczne mogła skończyć z podanym eliksirem Rue, ale historia mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Co, jeśli Anselme uznałby chłopca? Czy wtenczas Kenneth nie wychowałby się wraz z nimi w Różanym Zamku, z dostępem do wszystkiego, co najlepsze? Może Fernsby nie wiedział, że taka alternatywa również istniała i teraz zamiast być przepełnionym nienawiścią wobec szlachty i szlachetnie urodzonych, nosiłby z dumą nazwisko Rosier i razem z Mathieu pracował w Smoczych Ogrodach, podbijając świat? Tego się nie dowiedzą, Anselme od przeszło dwudziestu lat był martwy i nic nie dało się już zrobić.
Uśmiechnął się blado, kiedy powiedział o wyrywaniu marzeń choćby miało to kosztować ostatnią kroplę krwi płynącą w żyłach. Wziął lekki oddech i przesunął palcami po brzegu szklanki, skupiając się na moment na pozostawionej w niej zawartości. Może gdyby wychował się razem z nim, zmieniłby zdanie? Podniósł na niego wzrok, wyrwany z zamyślenia, kiedy ten powiedział, że dostrzegł krew Traversów płynącą w jego żyłach, a kącik ust Mathieu drgnął lekko ku górze. Przyjął komplement w milczeniu, tym razem nie należało dopowiadać nic więcej.
- Chciała Cię chronić, to zrozumiałe. Anselme był dobrym ojcem, przynajmniej takim go pamiętam. – niknący po latach obraz, który utrwalił się w głowie siedmiolatka był dla niego jednym z ostatnich wspomnień. – Pamiętam ostatnią rozmowę z nim, siedziałem na kufrze i trzymałem w rękach skórzane rękawice. Szykował się do podróży, podróży życia. W Te Urewera w Nowej Zelandii, na wschód od Taupo znajduje się siedlisko smoków. Opalooki Antypodzki, jedna z dwunastu czystej krwi ras smoka. To ciekawa rasa, preferują zamieszkiwać doliny niż góry. Łuski w kolorze pereł, wielobarwne oczy bez źrenic… Chciał sprowadzić okaz do Smoczych Ogrodów. Trafili na złą pogodę, zginął robiąc to, co kochał. – dopowiedział spokojnym tonem. Kenneth powinien wiedzieć jaki był jego ojciec, nie traktować go w kategoriach bogatego lorda na tronie, o nie, Anselme taki nie był. Nigdy nie było mu spiesznie do zasiadania na „tronach”, on wolał walkę, zabawę i smoki. – Obiecał, że wróci, a na następną wyprawę zabierze mnie ze sobą. – zaśmiał się lekko, choć wyczuć można było żal w jego głosie. Z ojcem na wyprawę nie pojechał, a po Opalookiego Antypodzkiego smoka, będzie musiał wyruszyć sam i dokończyć dzieła ojca. To marzenie i obietnica, dopiero wtenczas będzie mógł dać odejść ojcu w spokoju, kiedy spełni jego marzenie i sprowadzi smoka do Ogrodów.
- Matka wie, że lojalność wobec członków rodziny ma dla mnie największe znaczenie, a to wiąże się z prawdomównością, nawet jeśli kłamstwo jest najbardziej bolesne i trudne. Nadszarpnęła moje zaufanie. – powiedział spokojnym głosem. Bardzo trudno zbudować zaufanie z Mathieu, jest trudny w tej kwestii i ma problem z otwarciem się na nowe znajomości. Raz nadszarpniętego zaufania nie da się odbudować ot tak, może w pewnym momencie znów będzie potrafił rozmawiać z nią w normalny sposób. Na razie było to niemożliwe. – Zawsze chciała dać ojcu więcej potomków, ale nie mogła. Nie powie tego wprost, zbywając mnie, ale wiem co jej chodzi po głowie. – gdyby Anselme uznał Kennetha, Diane wychowałaby go jak swojego. Wziął głęboki oddech. Może lepiej, żeby na razie nie wiedział, a najlepiej wcale.
Uniósł kącik ust, kiedy spytał o interes. Czyżby podjął decyzję, albo szukał sensu, aby utwierdzić się w przekonaniu, że warto.
- Jesteś przemytnikiem. Muszę wiedzieć wszystko o ludziach, którzy należą do półświatka przemytniczego, jacy są, co jest w stanie ich przekonać, w jaki sposób z nimi rozmawiać. Jeśli powiesz mi wszystko co wiesz, to będzie dla mnie bardzo pomocne. Nie mogę powiedzieć Ci wiele więcej, ale wiem, że wspólnymi siłami moglibyśmy osiągnąć więcej, a interesy i znajomości, które nawiążesz w trakcie będą dla Ciebie korzystne. – powiedział spokojnym tonem. – Oczekuję jedynie zaufania z Twojej strony i niezadawania zbędnych pytań, bo szczegóły… przyjdą w odpowiednim czasie.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Wiatrołap [odnośnik]02.10.22 16:10
Nie mówił Lisie, że poznał Mathieu, nie wspominał nic o tym, że miał do czynienia z Rosierami. Obawiał się trochę jej reakcji, która mogła być różna. Skoro ukrywała fakt jego istnienia latami, miała swoje powody do lęku i obaw więc nie chciał widzieć jak się trzęsie w obawie o życie jedynego syna. Jako panna z dzieckiem nie mogła liczyć na związek czy szczęśliwą rodzinę. Nigdy z nikim się nie związała, a jedynym męskim wzorcem dla chłopca był jego wuj i inni marynarze. Nie dało się teraz go zmienić z dnia na dzień, ale czy Kenneth chciał się zmieniać. Raczej nie. Szczerze mówił, że odpowiada mu życie jakie prowadził. Nie miał potrzeb aby nagle wprowadzać rewolucję i zmieniać wszystko o 180 stopni. Liczyć się musiał z tym, że pewne zmiany zajdą i od niego zależało jak bardzo pozwoli sobie na ich wprowadzenie.
-Brzmi jak człowiek z pasją. - Ale nadal całkowicie obcy dla Kennetha, który nie miał jak poczuć z nim jakąkolwiek nić. Nigdy się nie poznali, nie usłyszeli własnych głosów. Matka zaś nie mówiła wiele, poza tym, co miała powiedzieć. To był romans, szybkie uniesienie, którego konsekwencją był on sam. Matka nawet nie znała Anselme, nie miała jak go poznać, dała się ponieść chwili i tym zdefiniowała resztę swojego życia.
Dla niego Diana była osobą, która wyciągnęła w stronę nieślubnego syna jej męża pomocną dłoń. Na początku był na ową dłoń wściekły, ale ostatecznie zrozumiał, że ma z tego korzyści i matka może dzięki temu pozwolić sobie na więcej. Jeżeli Diana potrafiła zjednać sobie butnego chłopaka, to Mathieu też miał szansę. Rosier miał w sobie krew Diany więc istniało prawdopodobieństwo, że posiada pewien pakiet zdolności własnej matki. Arystokraci zwykle mieli wiele dzieci, więc poniekąd mógł zrozumieć ból lady Rosier kiedy nie mogła dać więcej synów mężowi. Może dlatego udał się do Lisy? Szukał upustu swojego żalu i frustracji w ramionach zwykłej kobiety? Nigdy się nie dowiedzą czym się kierował.
-Dość słaby to interes, kiedy mam podać ci na tacy moją wiedzę, moje kontakty nie wiedząc co z tego będę miał. - Dolał znów rum do szklanek. -Miło się rozmawia, szkoda to niszczyć ofertą, która… w żaden sposób nie jest kusząca. - Zauważył patrząc uważnie na Rosiera. Rzucał w niego ogólnikami i jeszcze zakazał pytań. Każdy o zdrowych zmysłach by odmówił i wyśmiał lorda, ale Kenneth uznał, że da mu szansę i zachęci aby zdradził coś więcej. -W jaki sposób wydanie moich kontaktów miałoby być dla mnie pomocne kiedy nie wiem co planujesz?
Był marynarzem i przemytnikiem, działał za zgodą Traversów i nawet jeżeli Rosier był z nimi spokrewniony, on sam nie mógł działać wbrew interesom swojego mocodawcy.


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Wiatrołap [odnośnik]02.10.22 17:56
- Źle mnie zrozumiałeś. – powiedział spokojnym głosem, sięgając po szkło i upijając z niego delikatny łyk. Alkohol rozchodził się przyjemnie po przełyku. Z jednej strony wiedział, że Kenneth oczekiwał otwartości tej rozmowy i zupełnej szczerości, a z drugiej Mathieu nie mógł mu powiedzieć zbyt wiele. Fernsby był zamieszany w pewne sprawy, można było go określić mianem śliskiego, jeśli mieszał się w kontakty z półświatkiem lub po prostu stanowił jego część. Gdyby powiedział mu za dużo, a Fernsby nie trzymałby gęby na kłódkę, zagrożony stałby się cały plan związany z Cieśniną Dover i tym, co do tej pory udało im się osiągnąć. Ani Kenneth nie ufał Rosierowi, ani Rosier Fernsby’emu. To ciężka sytuacja, ale sam fakt, że Mathieu przyznał się przed sobą, że pomoc brata mogłaby być znacząca o ile nie kluczowa w tym wszystkim, było dość sporym osiągnięciem. Na razie jednak za wiele nie mógł mu powiedzieć. Westchnął cicho, zastanawiał się w jaki sposób powinien to ugryźć i jak z nim rozmawiać, aby nie narazić żadnego z nich. Nie chciał przecież zaczynać budowania tej znajomości od wieczystej przysięgi, to dopiero mogłoby wypaść… słabo.
- Ta oferta jest kusząca, nie wszystko jednak dostaje się od razu. – mruknął, przygryzając lekko wargę. Podniósł się na moment, żeby rozprostować nogi, podszedł do okna i nachylił się, obserwując przez moment ptaka, który na dobre rozgościł się na parapecie i najwyraźniej zaczął drzemać. – Nie chcę, abyś zdradzał mi swoje kontakty. – dodał, odwracając się w jego stronę i robiąc kilka kroków w jego kierunku. Rozmowa z Kennethem o tym wszystkim dość trudna, szczególnie, że na samym wstępie jasno dali sobie do zrozumienia, że jest między nimi mała przepaść i ciężko jest zaakceptować ten problem, obejść go czy w jakikolwiek sposób przeskoczyć.
- Co chcesz za podzielenie się cenną wiedzą? Jaka jest Twoja cena w takim razie, a może zadowoli Cię przysługa? – spytał, przekręcając głowę lekko w bok. Kenneth na pewno wiedział o co mu teraz chodziło, sam kiedyś powiedział, że każdy ma swoją cenę, jeden mniejszą, drugi większą i akurat to doskonale rozumiał. Tym właśnie rządził się świat. Czy tacy sami byli ludzie należący do Gangu? Zadanie, które ich czekało nie należało do łatwych, chciał najpierw się upewnić czy Kenneth chciał podążać tropem przygody i był gotów, podjąć ryzyko?
- Nawet trochę nie kusi Cię wizja nieznanego? – spytał, przesuwając palcami po przedmiocie ustawionym na jednej z półek. Drewniana fajka, a może wiązała się z nią ciekawa historia. – Powiem wprost. Nie mogę powiedzieć, że Ci ufam, mogę dać Ci co najwyżej kredyt zaufania, a Ty musisz dać ten kredyt mi i uwierzyć, że to wszystko będzie dla Ciebie opłacalne. To jest związane z bezpośrednio z hrabstwem Kent i jego przyszłością, ale nie tylko. – mruknął, wracając na poprzednie miejsce i rozsiadając się wygodnie. – Czasem lepiej nie wiedzieć, w co się idzie… – dodał z tajemniczym uśmieszkiem na ustach i spojrzał prosto na niego. Kenneth naprawdę lubił wszystko wiedzieć i znać cały plan? Nie było w tym zabawy, ani tym bardziej rozrywki. – Nie musisz odpowiadać dziś. Przemyśl to. – dodał, unosząc lekko brwi w obronnym geście, jakby ten temat nie wymagał kontynuowania.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Wiatrołap [odnośnik]02.10.22 19:22
Nie oczekiwał zdradzenia całego planu, szczerze by się zdziwił gdyby Mathieu nagle wyłożył mu wszystkie swoje zamiary, ale nikt nie skacze na głęboką wodę bez poznania nawet widoków na przyszłość. Kenneth bywał szalony ale nie głupi. Nie wiedząc w co się pakuje, nie miał zamiaru ot tak oddawać swojej wiedzy. Po tej krótkiej wymianie zdań już wiedział, że jego kontakty czy też wiedza są potrzebne Rosierowi w realizacji planów. Nie miał zamiaru tanio ich sprzedać.
Wodził wzrokiem za Mathieu kiedy ten wstał, sam nie ruszył się ze swojego miejsca nadal siedząc w niedbałej pozie.
-Problem w tym, że nawet jak zdradzę ci jak z nimi rozmawiać, to mało kto będzie chciał. - Zauważył rzeczowym tonem. -Bez urazy, ale nikt z półświatka nie pójdzie chętnie na spotkanie z lordem. - Spojrzał uważnie na Rosiera. Mówił otwarcie jak jest, a ludzie ulicy nie przepadali za władzą. Rosier w ich oczach mógł uchodzić za jej ucieleśnienie. Był panem na włościach, bogaczem, który nagle się zjawia i chce z nimi robić interesy. To nie przejdzie. Nikt go nie zaatakuje, ale też nikt z nim nie porozmawia. -Potrzebujesz człowieka, który będzie za ciebie ręczył. - Zakręcił szklanką i dopił kolejną porcję rumu. Głowę miał mocną, ale czuł, że w ciele już krąży odpowiednia ilość alkoholu dająca przyjemne uczucie nieważkości w kończynach. -Jeżeli chcesz dostępu do ludzi z półświatka, to przeze mnie. - Dodał na końcu i poczekał aż szlachetny brat usiądzie ponownie na kanapie. -To jest cena jaką zapłacisz. Ja daję gwarancję, że można ci zaufać, a ty dostajesz dostęp do części ludzi. - Nie wszystkich i nie od razu. Budowanie relacji biznesowych zajęło Kennethowi sporo czasu. Nie miał zamiaru wszystkiego zniweczyć, bo Rosier obiecywał mu nieznane i przygodę. Pozostawała jeszcze jedna kwestia, którą musiał poruszyć.
-Jestem człowiekiem Traversów. - Opróżnił do końca butelkę rozlewając ostatnie jej zawartości do dwóch szklanek. -Dlatego jeżeli twoje działania będą sprzeczne z ich interesami, jako Pierwszy na Selmie będę patrzył na interes rodu, któremu służę. - Mówił poważnie i nie przyjmował odmowy w tej kwestii czy jakiejkolwiek dyskusji. Jeżeli Mathieu chciał mieć Kennetha na wyłączność i zaangażować w swoje tajemnicze plany musiał rozmówić się z Traversami, a sam Fernsby musiał dostać potwierdzenie od nich, że zgadzają się na jego zaangażowanie, które może rzutować na jego dostępność w pracy.

|zt x 2


I'm dishonest...
...and a dishonest man you can always trust to be dishonest. Honestly. It's the honest ones you want to watch out for, because you can never predict when they're going to do something incredibly... stupid.
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Wiatrołap
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach