Wydarzenia


Ekipa forum
Kenneth Fernsby
AutorWiadomość
Kenneth Fernsby [odnośnik]22.06.21 15:44

Kenneth Fernsby

Data urodzenia: 02.07.1933
Nazwisko matki: Fernsby
Miejsce zamieszkania: Kent, Dover
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Handlarz i przemytnik
Wzrost: 177 cm
Waga: 83
Kolor włosów: Ciemno brązowe
Kolor oczu: Brązowe
Znaki szczególne: Blizny na plecach, tatuaż marynarski na ramieniu



Po morza fali młoda żeglarka,
Po morza fali samotnie mknie,
A za nią, za nią druga łódź płynie,
Z niej młody żeglarz wychyla się.




Ona nazywała się Fernsby, a on Rosier. Ona była półkrwi, a on szlachcicem, to nigdy nie mogło się udać, ale jedna upojna noc, szaleństw dwójki ludzi  zaowocowało pojawieniem się na świecie małego Kennetha. Ona nigdy nie powiedziała mu, że ma syna, a on zataił romans przed swoją małżonką trzymając w ramionach swojego pierworodnego z prawowitego łoża. Świat bywał okrutny i nie miał litości dla kobiet, które oddawały swój wianek. Jednak młoda Lisa Fernsby była córką marynarza, z niejednego pieca jadła chleb i choć przerażona na początku zdecydowała się na powicie syna, w którego żyłach płynęła szlachecka krew.
Był lipiec 1933 roku, chłodny i deszczowy. Wezbrane fale uderzały w dokujące łodzie w porcie w Dover, gdzie w jednym z domów rozległ się pierwszy płacz małego chłopca, który przez kolejne lata miał nie wiedzieć nic o swoim pochodzeniu.

Dzieciństwo miał dość spokojne, o ile można mówić o spokoju, gdy ciągle zmienia się miejsce zamieszkania. Matka, wciąż oceniania przez pryzmat bycia panną z dzieckiem zaczęła mówić, że mąż zginął na morzu, a ona jest młodą wdową. To sprawiało, że mogła w miarę spokojnie żyć, ale w końcu ktoś zaczął zadawać niewygodne pytania, ktoś doszedł do prawdy i należało zmieniać miejsce zamieszkania. Kenneth nie należał do grzecznych dzieci, był typowym łobuzem i rozrabiaką, który z bezczelnym uśmiechem psocił i dokuczał innym. Na nic się zdały upominania matki, groźby i prośby, to było silniejsze od niego.
Od kiedy rozumiał słowa wiedział, że jest czarodziejem, że jest inny i należy do świata pełnego zagadek. W wieku czterech lat nagromadzona złość sprawiła, że popękały szyby w całym mieszkaniu, a dzbanek z gorącą herbatą rozpadł się na drobne kawałki. W tym momencie Lisa wiedziała, że chłopiec trafi do Hogwartu. On sam nie był jeszcze świadom co go czeka. Panna Fernsby postanowiła wrócić do Dover i tam osiąść na stałe aby wychowywać młodego czarodzieja, a ten zaczął zadawać pytania o ojca. Uwierzył, że był marynarzem, przygodną miłostką i nigdy nie miała z nim kontaktu. Wmówił sobie nawet, że ten zginął na morzu. Tak było zwyczajnie łatwiej. To sprawiło jednak, że dzieciak zaczął interesować się bardziej marynistyką. W przerwach pomiędzy lekcjami czytania, pisania czy geografii uciekał do portu aby patrzeć na statki. Zachwycał się ich budową oraz aurą jaką wokół siebie roztaczały. Słuchał opowieści starych marynarzy, którzy schodzili na ląd pochłaniając każdą z zachwytem w oczach. W końcu mały, ciemnowłosy chłopak zaczął zwracać uwagę morskich wilków, którzy widząc jego zapał oraz słuchając opowieści o ojcu marynarzu uznali, że można mu pokazać to i owo.
W ten oto sposób został wprowadzony na dek pokładu “Marina”, starej krypy, która widziała już nie jeden sztorm, wpadła na niejedną mieliznę ale była wytrwała. Widział jak marynarze z czułością odnoszą się do swoich łajb, jak pieczołowicie o nie dbają i sam zapragnął wypłynąć kiedyś w morze. Wtedy to usłyszał obietnicę, że jak będzie starszy to stary bosman weźmie go jako majtka na pokład, a chłopiec postanowił, że wróci pewnego dnia by upomnieć o realizację danego słowa.
Nie wiedział, że jego ojciec właśnie umarł, a matka pojechała odwiedzić jego grób i tam nawiązała niespodziewaną znajomość, którą ukrywała przed synem. Tak jak wiele innych rzeczy.

~~*~~

Znowu nam powieje dobry wiatr
Ulecimy żaglem pełnym gwiazd
Hej! Na wyspy szczęśliwe, na przekór złym snom,
Bo wiem, że takie wyspy są.



W dniu jedenastych urodzin otrzymał długo wyczekiwany list do Hogwartu. Matka zapewniała go, że tam odkryje swój potencjał, że tam dowie się kim jest. Nie było mu łatwo porzucać Dover. W Hogwarcie nie było portu i wielkich statków. Nie było karczmy, w której matka pracowała, a do której ściągali żeglarze z morskimi opowieściami i szantami na ustach. To był jego świat, ale miał też wkroczyć do zupełnie innego. Nie miał zbyt wielu kolegów, ale kojarzył parę twarzy z doków co napawało go optymizmem. Tiara przydziału bez większego namysłu skierowała go do domu Salazara Slytherina a Kenneth miał zamiar z tego skorzystać. Bardzo szybko zjednał sobie grupkę innych chłopaków, z którymi się trzymał i dokazywał. Nie było dnia kiedy by nie otrzymał szlabanu albo ujemnych punktów dla domu. Jednocześnie na zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami i obrony przed czarną magią potrafił szybko je nadrobić. Nie był typem kujona, zwykle prześlizgiwał się z roku na rok skupiając się jedynie na tych przedmiotach, które były dla niego interesujące. Najbardziej fascynowały go wodne stworzenia i to na nich skupiał swoją uwagę. Potrafił spędzać godziny przy jeziorze znajdującym się na terenie szkoły i obserwować zwierzęta i jego mieszkańców, a dzięki temu, że pokój wspólny był w lochach ich okna wychodziły na głębiny jeziora. Mógł patrzeć i notować swoje spostrzeżenia na temat fauny i flory wodnej. Następnie szedł do biblioteki lub męczył nauczycieli zadając wiele pytań. Nikt nie potrafił zrozumieć jak tak pilny uczeń na jednych zajęciach, na przerwach rozbijał się po korytarzach i co chwila wdawał się w bójki. Ignorowanie zasad i dokuczanie innym było silniejsze od niego. Lisa jedynie załamywała ręce nad swoją latoroślą nie wiedząc jak na niego wpłynąć. A ten jak tylko zaczynały się wakacje gnał do portu by tam zacząć pracować. Pomagał rozładowywać statki i wnosić towar na pokład, aż w końcu stary bosman wywiązał się ze swojej obietnicy.

Miał dokładnie czternaście lat, był początek lata kiedy stanął na pokładzie “Orlicy” by płynąć do Calais i z powrotem. Zwykła podróż statkiem handlowym na żaglach, gdzie robił za majtka. Poczuł na własnych plecach ciężar tej pracy gdzie nie raz woda zalewała oczy gdy złapał ich sztorm lub gdy musiał stać na wachcie ze starszymi oficerami i zasypiał oparty o maszt dając tym samym powody do żartów reszcie załogi. Był 1947 rok kiedy stwierdził, że w ten sposób chce spędzić resztę swojego życia. Wtedy stary bosman powiedział mu, że jeżeli chce być dobrym żeglarzem to musi świetnie opanować astronomię by móc wyznaczać trasy po niebie kiedy zabraknie map. Skierował myśli nieposłusznego chłopaka ku nauce, która mogła otworzyć mu szansę na stanie się kiedyś kapitanem statku. Co nie było łatwe, gdyż młody Kenneth nosił się z decyzją porzucenia Hogwartu i zaciągnięcia się na długi rejs aż na wyspy karaibskie. Chciał nauczyć się pływać na fregatach, bo ponoć właśnie tam zdobywało się największe żeglarskie doświadczenie. Marzył aby przejść Morskie Próby, które sprawiały, że stawał się jednym z tych hardych mężczyzn, którzy nie bali się żadnego sztormu, ale miało minąć jeszcze parę lat nim ten dzień nastąpił. Schodził na ląd nucąc pod nosem jedną z szant, w głowie mając szum morza a w sercu przekonanie, że pewnego dnia będzie prawdziwym marynarzem.
Czuł jak morze go wzywa aż po szeroki horyzont, gdzie czeka na niego niespokojny los wilka morskiego. Kiedyś tam dopłynie, aż na kraniec świata.

~~*~~

Wiatr w końcu znikł.
Łzy otarł świt.
Znowu szukam twojej ręki.
Znowu wiatr przyjazny dmie.




Droga Liso,
Przesyłam kolejne pieniądze na kształcenie Kennetha, żywiąc nadzieję, że jesteście obydwoje w dobry zdrowiu. Napisz jak sobie radzi w szkole. Czy czegoś wam więcej potrzeba? Czy jest coraz bardziej podobny do swego ojca? I czy jesteś pewna, że to dobry moment aby mu wszystko wyjawić? Czy jest gotowy na poznanie prawdy?

Z troską,
Lady Diana Rosier


Nie był gotowy. Nikt nigdy nie jest gotowy na takie wieści, które rujnują uporządkowany świat. Moment, w którym dowiedział się, że wszystko co do tej pory wiedział okazało się kłamstwem sprawiły, że czternastolatek chciał ostatecznie uciec z domu i już nigdy się w nim nie pojawić. Ojciec nie był dzielnym żeglarzem, który zginął na morzu wezwany przez Posejdona do swojego królestwa. Był wielkim lordem żyjącym na tronie z poduszek, który zabawił się jednej nocy z młodą dziewką portową i zostawił ją z brzuchem. Na nic się zdały tłumaczenia matki, że ten o nim nie wiedział, a ona zataiła ten fakt przed czarodziejem. Płynęła w nim szlachetna krew Rosierów, a żona owego lorda, jego ojca, łożyła na utrzymanie bękarta. Dlaczego?
Lisa wyjaśniła synowi, że w tajemnicy udała się na grób człowieka, który dał mu życie. Był to odruch, którego nie potrafiła nazwać. Tam spotkała lady Dianę, nie mając pojęcia, że rozmawia z wdową po zmarłym. Od słowa do słowa wyjawiła, że wychowuje syna zmarłego. Kobiety znalazły nić porozumienia, a Diana słysząc, że na świecie żyje kolejny Rosier, choć bękart, miał w sobie silną i czystą krew, a takie dzieci należało wspierać; nawet z daleka, więc wdowa zaoferowała swoją pomoc i udzielała jej od lat.
Kenneth był wściekły na matkę i z radością przyjął początek roku szkolnego. Mógł się wyrwać i na chwile zapomnieć o tym wielkim kłamstwie. Pomysł porzucenia Hogwartu poszedł w niepamięć, a nastolatek skupił się na nauce astronomii, zaklęć, obrony przed czarną magią oraz opieki nad magicznymi stworzeniami. Reszta przedmiotów była według niego niepotrzebna więc regularnie zrywał się z lekcji, a wraz ze swoją bandą przysparzał jeszcze więcej kłopotów niż zwykle wyładowując swoją frustracje na innych uczniach. Był pewny siebie, butny i bezczelny. Wykorzystywał to, że potrafił zastraszyć innych uczniów, kpiąc z nich i onieśmielając ich swoją osobą, a kłamstwo przychodziło mu z łatwością, czasami aż za dużą. Jako siedemnastolatek już wiedział, że dziewczęta wodzą za nim wzrokiem, a on to wykorzystywał dla własnych celów; kryły go gdy zrywał się z zajęć, odrabiały za niego lekcje, w nagrodę otrzymywały trochę jego zainteresowania. Potrafił umawiać się z trzema dziewczynami na raz, a potem ulatniał się na jakiś czas kiedy dowiadywały się o swoim istnieniu. Parę razy otrzymał siarczyste uderzenie prosto w twarz, ale znosił to z godnością stwierdzając, że zaraz znajdzie się kolejna, która będzie robić w jego stronę maślane oczka.
Nie zmieniało to faktu, że astronomię oraz obronę przed czarną magią ukończył z wynikami wybitny, kiedy jeszcze opieka nad magicznymi stworzeniami osiągnęła poziom powyżej oczekiwań tak resztę przedmiotów zdał ledwo zadowalająco. Od jakiegoś czasu wiedział, że to nie wiedza ze szkoły pozwoli mu przetrwać na tym świecie. Astronomia miała pomóc mu w zdobyciu kiedyś patentu kapitańskiego więc poświęcał nauce nieba i studiowaniu jego map każdą wolną chwilę i nie pozwalał aby ktokolwiek za niego odrabiał lekcje i sam się zgłaszał na dodatkowe zadania. Bywało, że do świtu siedział w wieży astronomicznej aby robić własne notatki. Podobnie było z opieką nad magicznymi stworzeniami, choć nie wiedział jak ten przedmiot mógłby mu pomóc na morzu, ale najzwyczajniej sprawiał mu frajdę, a gdy chciał się opędzić już od nieznośnych dziewcząt to zasłaniał się nauką tego przedmiotu i z czasem uznał, że go wciągnął, a jego studiowanie nie było już wymówka, a realnym zacięciem.

W 1950 roku zakończył edukację i ruszył na ziemię Rosierów. Chciał poznać swojego przyrodniego brata, tego, który miał szczęście nosić chlubne, arystokratyczne miano. Nie wiedział czego się spodziewać, nie wiedział czy w ogóle znajdzie w sobie odwagę aby się do niego odezwać. Nie miał nawet planu jak się dostać do środka; nie był umówiony na rozmowę, nie miał prawa wstępu do środka, a jednak udało mu się przekonać gładkim kłamstwem, że przyszedł na rozmowę o pracę w rezerwacie. Wtedy też zobaczył żywe i piękne smoki, ale miał swój cel i chciał go dopiąć.
Przyrodni brat nie uraczył go nawet dłuższym spojrzeniem, zerknął na Kennetha bez wyrazu i zwyczajnie odprawił. Nie chciał podjąć rozmowy nawet jak ten próbował przekonać Mathieu Rosiera, że byłby świetnym pracownikiem. W końcu po kolejnym zignorowaniu opuścił rezerwat, wściekły jak osa, gotowy pogardzać każdym kto urodził się w rodzinie z wpływowym nazwiskiem. Utwierdził się w przekonaniu, że bogacze jedynie wykorzystują maluczkich oczekując wiele, a nie dając nic w zamian.

Zaraz po incydencie w rezerwacie udał się do portu aby zaciągnąć się na statek handlowy. Od tego momentu zaczął się jego morski żywot. Zaczynał jako młodszy marynarz na “Czapli”, która pływała na kursie do Indii przywożąc najlepsze przyprawy oraz delikatnie tkane materiały. Tam poznał pierwsze egzotyczne smaki oraz lokalny koloryt. To wtedy otrzymał swoją pierwszą wypłatę i połowę przepił w tawernie do której został zaciągnięty przez innych marynarzy. Zasmakował w portowym życiu. Z czasem w każdym porcie zostawiał nie tylko pieniądze ale również serce jakieś dziewczyny, której obiecał powrót. Był zawzięty i chciał się uczyć rzemiosła morskiego więc szybko awansował na starszego marynarza, a to wiązało się większą gażą oraz ważniejszymi zadaniami. Po pewnym czasie pływanie na “Czapli” przestało mu wystarczać więc załatwił sobie przeniesienie na okręt “Sophia”, którego kapitan słynął z tego, że pokonał przylądek Horn jako jeden z nielicznych łowiąc wieloryby. W ten oto sposób dostał się na pokład statku wielorybniczego, który po cenny tran pływał do zielonych stoków Grenlandii. Jako starszy marynarz  wykonywał takie zadania, jak obsługa lin cumowniczych, obsługa sprzętu pokładowego, szczegóły dotyczące stojącej kotwicy i ładunku roboczego. Stał również na wachcie nawigacyjnej, zwykle jako obserwator lub sternik. Wykorzystywał każdą możliwość aby zdobywać coraz więcej doświadczenia. Najbardziej jednak utkwiło mu w pamięci jak zapolował na pierwszego wieloryba. Wypłynęli łódkami na morze trzymając harpuny w dłoniach z przywiązanymi do nich linami i wpłynęli między stado wielorybów. Czekał aż blisko ich łódki wynurzy się jakaś sztuka i rzucił broń. Hak utkwił w ciele stworzenia, które zanurzyło się w dół, a lina szybko i niebezpiecznie się rozwijała. Odliczano kolejne głębokości i słyszał w głosie marynarzy strach, że wieloryb wciągnie ich łódkę pod wodę, ale oficer kazał im czekać, a mówiono o nim, że jest jednym z lepszych na pokładzie “Sophii”. W końcu cielsko wynurzyło się z wody i mogli je dobić oraz napełnić beczki tranem.
Kiedy ładował kolejne beczki zobaczył w ładowni worki z artefaktami magicznymi oraz elementy do tworzenia mioteł, a nawet magiczne drewno na różdżki. Nie kojarzył aby tym się zajmowali kiedy nie polowali na wieloryby i wtedy się zorientował, że kapitan robi dodatkowe interesy. Statek przybił do pewnego szemranego portu na karaibach, gdzie żaden porządny statek handlowy się nie zatrzymuje. Najbardziej zaufani ludzie schodzili wraz z kapitanem na ląd i sprzedawali lub wymieniali towary. Sytuacja powtórzyła się parę razy, a on widział jak załoga wraca z niezłymi łupami. Był tylko sternikiem, pensja nie była powalająca, a jemu przydałoby się parę dodatkowych sykli. Zaczął rozmawiać z załogą i tak udało mu się wkręcić w jedno przekazanie łupów. Miał pilnować tyłów i żeby nikt nie wszedł do ponurego sklepiku do którego przeniesiono artefakty. Kiedy opuszczali port otrzymał swoją zapłatę. I tak się zaczęło. Z czasem mógł już brać udział w rozmowach, które sfinalizowali; nieraz przemycali stworzenia, które były zakazane do trzymania w Anglii, ale największym popytem cieszyły się jaja smoków. I to właśnie na tym zbijali majątki. Musieli mieć przystosowane skrzynie do ich przewozu i pilnować aby nic im się nie stało. Raz nawet obawiali się, że jedno się wykluje i spali połowę statku.
Czasami ktoś chciał ich okpić, należało wtedy udać się do delikwenta i wytłumaczyć mu, że oszukiwanie kapitana Sophii mu się nie opłaci. Wtedy też pierwszy raz okaleczył kogoś za oszustwo. Bez jedno oka przecież mógł spokojnie funkcjonować. Dodatkowa praca była brutalna, ale przynosiła dochody. Pływali od portu to portu załatwiając biznesy ale również biorąc zlecenia na napadanie na statki mugolskie. Mugole żeglowali sporo, dużo więcej na morzach niż czarodzieje, rozkręcali intratne biznesy, a ich ładownie pełne były cennych towarów. Musieli je tylko zdobyć i dostarczyć do zleceniodawcy. Tak poznał smak piractwa. W ciągu całej służby na Sophii był czynnym uczestnikiem trzech ataków na mugolskie statki, a nie była to bezpieczna praca, ponieważ zaatakowani bronili się bronią, kule świszczały nad ich głowami, ale nie byli zbyt dobrze uzbrojeni więc przejęcie kontroli na ich statkach nie stanowiła dla załogi złożonej z czarodziejów, najmniejszego problemu.
W połowie 1953 roku otrzymał awans na bosmana i już wierzył, że kolejne lata spędzi właśnie na jej pokładzie. Jednak w wyniku kolejnej napaści na statek handlowy kapitan został śmiertelnie ranny. Nie byli w stanie go uratować. Pierwszy przejął funkcję kapitana, a z tym Kenneth się nie lubił za bardzo. Wyleciał na zbitą mordę jak tylko dopłynęli do Anglii.


Przybył do Anglii w 1953 roku mając już 20 lat oraz ze stopniem bosmana i dwustoma beczkami tranu w ładowni. Nie było go trzy lata, a ten czas spędził na morzu gnając za wielorybami, poznając świat od innej strony, tej ciemniejszej, bardziej bezwzględnej. Zatrzymywali się w wielu portach, gdzie ubijał najróżniejsze interesy, często balansując na krawędzi prawa, ale dzięki temu zbierał kontakty, które miał zamiar wykorzystać w przyszłości. Nie raz z bijatyk portowych wychodził z kolejnymi siniakami na całym ciele, a innym razem wystarczyło groźne spojrzenie i machnięcie różdżką aby jego przeciwnik zrobił to o co go Kenneth poprosił. W czasie przerw w rejsowaniu budził się w ramionach Mary, Anny i Cathy, a każdej obiecywał miłość po grób i że pewnego dnia wróci, czy mu wierzyły, o to już nie dbał. Ściskając pokaźny mieszek ze sporą ilością galeonów szedł do Lisy, która stała w progu domostwa wyczekując powrotu syna. Widząc jak zmężniał zalała się łzami, ale widziała w jego twarzy tego, który obdarował ją Kennethem. Nie musiał długo patrzeć na matkę by wiedzieć, że coś ją trapi, ale tym razem nie chciał znać prawdy.
Zwierzył się za to, że pragnie zostać kapitanem, jednak to nie było takie proste. Przeszkadzał nie tylko młody wiek Kennetha, ale również to, że bycie żeglarzem wcale nie było aż tak szanowanym zawodem w świecie czarodziejów. Statki były jedynie dodatkiem do ich życia, ale od nich nie zależał cały handel czy istnienie kraju. Nie dziwił się trochę, że kapitan Sophii parał się piractwem i tak długo nikt go nie zdybał za takie działania. Były kapitan go awansował na bosmana, przed  śmiercią wypisał list polecający ale to wcale nie dawało mu pewności, że na kolejnym statku otrzyma taką fuchę. Sophia została przejęta przez Pierwszego, nie miał szans aby wrócić na jej pokład i się rozwijać. Musiał znaleźć swoją szansę i być może skorzystać z szeptanego polecenia.
Tym razem z pomocą przyszła matka i Diana, które wiedziały w jaką kieszeń wrzucić pieniądze aby młody, ambitny czarodziej został przyjęty. Gdyby tylko się dowiedział byłby wściekły, bo wszystko chciał zawdzięczać sobie, a nie głębokim kieszenią.
Był młody, wszyscy mówili, że musi się uzbroić w cierpliwość, ale historia znała młodych kapitanów, którzy zostali nimi, ponieważ wykazali się na morzu. A on otrzymał swoją szansę w 1956 i miał zamiar to wykorzystać.

~~*~~

Gdzieś za burtą dobre słowa
A my razem gdzieś na dnie.
Może zacząć tak od nowa?
Może tak, A może nie.




Udało mu się zaciągnąć na “Brzask”, statek poszukiwał paru nowych do załogi, których stracili w wyniku sztormu. Nie liczył na to, że zaraz wskoczy na stopień bosmana, ale udało mu się załapać na funkcję sternika. Musiał przed kapitanem wykazać się wiedzą, przejrzeć mapy zaplanować trasy, a przy okazji wykorzystał swoją wiedzę z poprzednich rejsów, naniósł na mapach nowe mielizny czy wspomniał mimochodem o paru portach aby zorientować się czy kapitan “Brzasku” również para się piractwem. Okazało się, że nie leżało to w jego naturze, ale co innego jeżeli chodziło o omijanie cła. W tym marynarz był świetnie zorientowany. Wiedział jak oznaczać towary, jak zmniejszać ich wagę, jak fałszować papiery, dzięki temu to co miało iść na opłatę celną wpadało do kiesy kapitana, a tym samym załoga miała lepiej. “Brzask” omijał z reguły niechlubne porty, w których często pojawiała się Sophia, ale wiedząc czym ta się para Kenneth teraz był oddany nowemu kapitanowi i omijał najczęściej wody, po których pływała jego stara łajba. Nie uśmiechało mu się starcie ze starą załogą, choć pierwszemu chętnie by obił mordę.

Wiedza zdobyta w szkole odnośnie morskich, magicznych stworzeń okazała się wielce przydatna przy wyspach Galapagos. Najbardziej nieznośne w tym wszystkim było to, że musieli swoją obecność ukrywać przed mugolami. Cały statek łącznie z kapitanem był wypełniony czarodziejami więc przynajmniej we własnym gronie nie musieli udawać kogoś kim nie byli, ale już na morzu kiedy mijali statki mugolskie nie było to łatwe, a ukrywanie ciągle statku przed ich oczami kosztowało wiele wysiłku i zdolności magicznych. Czarodzieje pływali głównie pod żaglami, nie korzystali ze statków takich jak mugole, ale dowiedzieli się, że żaglowce były wykorzystywane jako statki szkoleniowe więc jako takie się przedstawiali i to wystarczało aby uniknąć niewygodnych pytań.
Irytowało go to, że ci ignoranci widząc magiczne stworzenie chcieli je wypchać i ustawić w gablocie jako nietypową odmianę tego co już znali. Miał ochotę wtedy posłać ich na samo dno morza aby pożywiły się nimi te zwierzęta, które sami nazywali: mutacją. Notował skrupulatnie to co widzieli, opisywał, a potem szukał o nich informacji. Widział w nich piękno, choć czasami inni nazywali je dziwacznymi.

Wieczorami spędzał czas wraz z resztą załogi zdobywając jej przychylność i zaufanie. Śpiewał szanty, grał w kości oraz angażował się w naprawy statku, czasami kogoś zmienił wcześniej na wachcie lub obudził tego, który na niej zasnął. Dzięki temu, gdy przyszedł pokaźny sztorm, mógł liczyć na pomoc innych. Woda zalewała oczy, a potężne uderzenie sprawiło, że puścił się lin i leciał w dół, widząc oczami wyobraźni, że zginie w ciemnej toni. Wtedy ktoś go pochwycił za szmaty i wciągnął z powrotem.
-Panie Fernsby, do steru! - Usłyszał rozkaz kapitański.
-Aye sir! - Zakrzyknął starając się przekrzyczeć wycie wichury. Łapiąc równowagę dopadł steru, wiedział, że poprzedniego sternika morze już ze sobą zabrało. Nie było łatwo utrzymać statek w czasie takiego sztormu kiedy zdawało się, że miota nim na falach. Musieli utrzymać łajbę jednocześnie starając się jak najmniej ją uszkodzić, wtedy podjął odważną decyzję i zignorował polecenia kapitana tylko sam wyznaczył kurs na utrzymanie statku. Mógł przypłacić to nie tylko swoim potencjalnym, przyszłym stopniem ale również życiem załogi. Łajba niebezpiecznie się przechyliła w stronę prawej burty nabierając coraz więcej wody. Z ładowni krzyczeli, że nie utrzymają statku dłużej, że Brzask nie wytrzyma, ale on wiedział, że wytrzyma. Musiała, to była solidna łajba, a nie byle jaki statek. Był to windjammer, jedni nazywali je “łabędzim śpiewem” epoki żaglowców, ale były odpowiedzią na statki parowe przełomu XIX i XX wieku, a windjammery ukochali czarodzieje najbardziej. Drewno skrzypiało, metalowe poszycia zdawało się, że pękną od siły morza, a maszty niebezpiecznie się gięły, aż jeden w końcu pękł i poleciał w toń. Krzyk przerażonych ludzi mieszał się z rykiem fal. Słyszał, że jeden z ludzi jest za burtą. Załoga rzuciła się w stronę rufy i nawoływali aby płynął, aby złapał się leżącego masztu i po nim się wspiął, ale morze było bezlitosne. Dopadło swoją ofiarę, a statek ciągnięty za marynarzem mógł skończyć na dnie, istniało duże ryzyko, że zostaną pochłonięci przez fale. Wtedy też podszedł do niego kapitan Brown z siekierką w dłoni.
-To była twoja decyzja Fernsby - oznajmił z ponurą miną, a młody oficer doskonale wiedział o co chodzi. Podszedł do rufy by przeciąć sznury pętające maszt. Woda zalewała mu oczy, ale z zaciśniętymi szczękami wraz z innymi, którzy poszli za jego przykładem ciął liny, uratował statek pełen ludzi, kosztem jednego życia. Kiedy złamany maszt odskoczył, a łajba wyprostowała się usłyszał wrzaski radości tych pod pokładem, którzy myśleli, że idą na pełną śmierć. Widział w oddali jak marynarz macha rozpaczliwie rękami starając się utrzymać na powierzchni wody. Kenneth przyłożył dwa palce do skroni oddając mu tym samym hołd. Jak tylko wypłynęli na spokojne wody otrzymał od kapitana mianowanie na Pierwszego, które kapitan nadal nie miał gdyż zrażony kiedyś butnem uznał, że nie jest mu potrzebny taki na statku. Uznał, że jednak warto dać szansę ambitnemu młodzieńcowi, który wręcz się palił do roboty, choć miał szemraną przeszłość, a on zdążył się o tym przekonać kiedy unikali starcia z "Sophią".

Z początkiem 1957 roku ponownie stanął na angielskiej ziemi ogarniętej już wojną domową. Miał osiem lat doświadczenia na morzu, jedni powiedzą, ze dużo, a inni że mało, ale jedno było pewne w ciągu tych lat nauczył się wiele, ale morze wciąż mogło go zaskoczyć.
Kapitan oznajmił, że "Brzask" chwilę dłużej postoi w poracie, ponieważ wymaga solidnych napraw. Kenneth patrzył na łajbę, która wzbudzała nie mały zachwyt.
"Brzask" był to smukły kliper, który na rufie nosił nazwę portu macierzystego Gorleston. Zmatowiałe napisy przez sól morską nigdy nie napawały go większą dumą. Statek miał na każdym z trzech masztów siedem żagli rejowych oraz dodatkowe żagle boczne. Osiągał rekordowe prędkości – dochodzące do 21 węzłów. Miał bardzo smukły i stosunkowo wąski kadłub, oraz ostry, mocno wysunięty na wysokości bukszprytu dziób.
Stawiając swoje kolejne kroki na pokładzie poczuł przyjemne drżenie w sercu, a dotyk drewna pod palcami przywodził na myśl dotykanie skóry kochanki.


Życie postanowiło mu jednak spłatać figla i wystawić jego cierpliwość na próbę. Otrzymał polecenie aby zawinąć do portu w Dover i przyjąć na dek pewnego mężczyznę, a zwał się on Mathieu Rosier...





Patronus: Patronusem Kennetha jest albatros, ptaki te dzięki swym długim, ale stosunkowo wąskim skrzydłom są doskonałymi szybownikami. Przy odpowiednim wietrze mogą godzinami utrzymywać się w powietrzu. W czasie bezwietrznym unoszą się na wodzie, są również świetnymi pływakami.
Kenneth dąży do swojego celu szybując na prądach możliwości, a gdy trzeba przeczekuje niedogodności unosząc się na wodzie.
Przywołując patronusa wraca pamięcią do dnia gdy pierwszy raz wypłynął swój rejs, gdy czuł morską bryzę na twarzy, a bezkres morza nie dało się objąć spojrzeniem. Wtedy czuł się najbardziej wolny, morze jest jego duszą i sercem.

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 15+3 (różdżka)
Uroki:10+2 (różdżka)
Czarna magia:50
Uzdrawianie:00
Transmutacja:00
Alchemia:00
Sprawność:15Brak
Zwinność:5Brak
Reszta: 0
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
AngielskiII0
TrytońskiI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AstronomiaI2
KłamstwoII10
KokieteriaI2
ONMSII10
PerswazjaI2
ZastraszanieI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Brak--
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Neutralny--
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Muzyka (śpiew)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI0.5
PływanieI0.5
SzermierkaI0.5
ŻeglarstwoIII25
Walka wręczII7
PozostałeWartośćWydane punkty
Magiczny pokerI0.5
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 8


Ostatnio zmieniony przez Kenneth Fernsby dnia 29.06.21 8:51, w całości zmieniany 3 razy
Kenneth Fernsby
Kenneth Fernsby
Zawód : Marynarz, przemytnik
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.
OPCM : 15 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10073-kenneth-fernsby https://www.morsmordre.net/t10121-nereus#306722 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f380-dzielnica-portowa-horn-link-way-3 https://www.morsmordre.net/t10123-skrytka-bankowa-nr-2283#306724 https://www.morsmordre.net/t10127-kenneth-fernsby
Re: Kenneth Fernsby [odnośnik]22.07.21 17:51

Witamy wśród Morsów

twoja karta została zaakceptowana
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 24.11.23 21:04, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kenneth Fernsby  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kenneth Fernsby [odnośnik]22.07.21 17:52


KOMPONENTYlista komponentów

[22.02.23] Kupidynek (kryształ)

BIEGŁOŚCI
[22.07.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień); + 0,5 PB
[14.02.23] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec); +0,5 PB
[09.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +0,5 PB

HISTORIA ROZWOJU
[29.06.21] Rozwój początkowy, sowa: -50PD
[22.07.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień); +30 PD
[23.03.22] Rejestracja różdżki
[03.05.22] Zdobycie osiągnięcia: Ostatnia landrynka +30 PD
[19.08.22] Wykonywanie zawodu (kwiecień-czerwiec); +15 PD
[14.02.23] Wsiąkiewka (kwiecień-czerwiec); +30 PD
[22.11.23] Spokojnie jak na wojnie; +50 PD
[24.11.23] Wykonywanie zawodu I (lipiec-sierpień); +15 PD
[09.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +30 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kenneth Fernsby  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Kenneth Fernsby
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach