Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]11.01.22 18:43

Salon

To kolejne przytłoczone biblioteczną kolekcją pomieszczenie w domu przy Eden Grove numer dwanaście, z pewnością cieszące się także przeznaczoną na nie największą powierzchnią. Utrzymany w stosunkowo przyjemnej, ciepłej tincie, sprzyja zanurzeniu się w świecie literatury - albo późnowieczornej drzemce, kiedy główna, szmaragdowa kanapa wydaje się zbyt miękka, by przenieść się do sypialni. Oprócz niej odnaleźć tu można między innymi dwa wygodne fotele, niewysoki stolik kawowy i niedużą kolekcję ziół w donicach przy przejściu na balkon.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Salon [odnośnik]11.01.22 19:11
| 27 lutego '58

Czasem wydawało jej się, że sprowadzała tu Vale'a wyłącznie dla własnego świętego spokoju. Dla poczucia, że spełniła pewien nieistniejący, a mimo to ciążący na ramionach obowiązek, by potem stanąć przed lustrem i zarzec się w duchu, że zrobiła przecież wszystko ku poprawieniu komfortu swojego życia. Wcale nietania terapia zajmowała jej ledwie jeden dzień w miesiącu, czasem dochodziło do niej nawet rzadziej, zależnie od napiętego kalendarza i kłębiącej się w trzewiach niechęci dochodzącej do zbyt tubalnego głosu, obezwładniającego i kategorycznego, powtarzającego, że nic jej nie jest, że nic nigdy jej nie było. Niewykluczone. Odbicie w zwierciadle sugerowało, że na tle oszalałego społeczeństwa niektórych hrabstw prezentowała się zupełnie odpowiednio, jako odpowiedzialna, dojrzała czarownica oddająca pokłon nieprzynoszącym hańby ideałom; a jednak frontalne ustawienie się przed lustrzaną powłoką niwelowało widok wszystkiego, co kryło się bezpośrednio za plecami. Wieloletniej, zimnej ciszy ojcowskiego serca. Nigdy niepoznanej matki. Związków, jakie prędzej czy później niszczyła własnym znużeniem, doszukująca się w toksycznie bliskim otoczeniu nowego celu, jak wygłodniałe zwierzę zniechęcone zbyt prostym połowem, spragnione kolejnej ofiary, szczerzące zęby w lunarnej lubieżności, drążące pazurem drogę do nowego serca, do poczucia, dowodu, że zasługiwała na coś lepszego. Dawne traumy zdążyły zabliźnić się zgrubiałą, różowatą tkanką. Nie myślała już o Grecji, nie wspominała jej z dreszczem przerażenia czy potem kolejnego koszmaru, nie myślała też o dwóch mężczyznach, których pogrzebała cudza nieuwaga w przypilnowaniu niebezpiecznego magicznego stworzenia - nieuwaga w ulokowaniu swoich nieprzyzwoitych bezwstydności, emocji skrytych i otwartych. Ale czy to nie ich istnienie wpędziło ją wreszcie w objęcia skrajnego pracoholizmu?
Trwająca od dwóch lat terapia Amelii była jedną z jej największych tajemnic. Przyjmowała terapeutę w zaciszu własnego salonu, skrupulatnie odmawiająca stawiennictwa w jego profesjonalnym gabinecie, spłoszona potencjalnym powiązaniem jej osoby z chorym motłochem. Jej, szanowanej - mniej lub bardziej - magizoolog na ministerialnych usługach. Wystarczyła łatka starej panny do tego, by przeistoczyć ją w pośmiewisko, brakowało jedynie skojarzenia nieciekawego stanu matrymonialnego z całunem problemów natury psychicznej, wstydliwych, będących tematem tabu, z jakim kobieta mierzyć się nie miała ochoty. Dlatego dzisiaj, gdy otwierała drzwi nadchodzącemu mężczyźnie, na jej twarzy, zamiast kulturalnego uśmiechu, ponownie utrzymywał się grobowy wyraz niezadowolonego rozdrażnienia.
Przechodzimy przez to kolejny raz, po co?
- Doktorze - przywitała go bezbarwnie dopiero gdy za plecami czarodzieja zatrzasnęło się drewno wrót prowadzących do królestwa jej absolutnie intymnej prywatności. - W tym miesiącu nie mam do zaproponowania herbaty, musimy obejść się wodą, ale rozpieszczę doktora wyborem - ciepła czy zimna? - zaproponowała z ledwie dosłyszalną uszczypliwością; osoba Hectora, choć zapraszana tu z własnej woli, kojarzyła jej się z permanentnym złem koniecznym, z wsłuchiwaniem się w podrażniające zmysły pytania, a przede wszystkim - z irytującym poczuciem przyzwyczajenia. Chyba właśnie to jątrzyło myśli najdotkliwiej. To, że przestał być faktycznie niewygodny.


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Salon [odnośnik]19.01.22 23:36
27.02

Eden Grove kojarzyło się ze stabilnością. Spotykał się z Amelią Eberhart jeszcze zanim przeniósł gabinet z Londynu do Walii (czy kiedykolwiek postawiłaby tam nogę, w Walii? Pewnie nie, chyba, że musiałaby akurat łowić jakąś chimerę albo inną przerośniętą modliszkę). Z tym, że nie postawi nogi w jego gabinecie, pogodził się już dawno, rad z regularności zamawianych wizyt. Nie przeszkadzała mu jej rozdrażniona mina, cenił jej powagę i... jak to ująć? Solidność.
Odkąd rzadziej bywał w Londynie, rad był też z wizyt w stolicy. Miał już cały plan na wieczór po dzisiejszym spotkaniu. Whiskey w Wenus, może trochę opium, dłoń wpleciona w płomienne loki Lucy, Lucy, która czasem tak kojarzyła mu się z Beą, uniesiona laska i ciosy, wymierzane jedne za drugim. Curatio Vulnera, gdy już się uspokoi, uprzejmy uśmiech, zapłata. Pieniądze, które wręczy mu dzisiaj Amelia nie opuszczą nawet Londynu.
Czasem zastanawiał się, co pomyśleliby o nim rodzice albo brat - i z przerażeniem odkrywał, że o to nie dbał. Matka i tak uznałaby go za świętego, ojciec zabrał do grobu sekret klątwy, która prześladowała Hectora do dziś, a Ulysses... pewnie nie takie rzeczy robił. Spaliłby się ze wstydu chyba tylko, jeśli któraś z sióstr dojrzałaby kiedyś prawdziwego jego za fasadą idealnego syna i brata, ale dopracował przecież swoją maskę do perfekcji.
Ubrał się elegancko, jak zawsze na spotkania z panną (starą panną, kiedy o tym porozmawiamy?) Eberhart, choć pod czarną marynarką nie miał najlepszej wyjściowej koszuli. Tylko taką, którą będzie mógł pobrudzić krwią.
-Panno Eberhart. - przywitał się z typowym dla siebie uprzejmym uśmiechem. -Z przyjemnością napiję się zimnej wody. - czy jego uprzejmość bywała irytująca?
Przeprowadził ją przez niektóre z traum i lęków - wszystkie, jakie przed nim odsłoniła.
-Nad czym dzisiaj popracujemy? - zapytał, odkładając laskę na bok i wygodnie rozsiadając się w fotelu. To ona nadawała tym spotkaniom rytm, on - prowadził ją za rękę (metarofycznie, chyba by go wyprosiła, gdyby kiedykolwiek jej dotknął) - przez meandry psychiki. Podniósł wzrok, by zmierzyć ją uważnym spojrzeniem. Znali się na tyle długo, że znał już wszystkie gesty i tiki. Znudzenie, irytację, strach, smutek. Jaka jesteś dzisiaj, Amel... panno Eberhart?



We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Salon [odnośnik]20.01.22 18:21
Życzliwy uśmiech Vale'a w połączeniu z ostentacyjnym podkreśleniem niezamężnego statusu już w pierwszych sekundach od przekroczenia progu skwitowała wywróceniem oczyma, wyrazistym i rozdrażnionym. Nie wiedziała, czy medyczne szkolenia zakładały nauczenie go w jaki sposób doprowadzać pacjentów do szewskiej pasji, żeby wykrzesać z nich najbardziej autentyczne reakcje, ale jeśli tak, był w tym niedościgniony. W pewnym wieku zaczynała przecież domagać się szacunku, świadoma, że tytuł wskazujący na niezamężność odbierał jej procent w społecznej percepcji, szczególnie męskiej, przyzwyczajonej do traktowania panien z pobłażaniem, politowaniem i protekcyjnością. Ona z kolei stała na progu czterdziestu lat życia. Pani Eberhart, tego sobie życzyła, nawet jeśli miałoby to demolować konwenanse i budować świat od nowa, cegiełka po cegiełce.
Zanim jeszcze dotarł do salonu, w którym mógł zająć miejsce na swoim preferowanym fotelu, Amelia już zdążyła przywołać zaklęciem dzbanek z niepodgrzaną wodą. Przylewitował do pomieszczenia na ciemnej drewnianej tacy zdobionej ledwo widocznymi żłobieniami, obok szklanki z ciemnozielonego szkła; po prawdzie liczyła, że podczas dzisiejszej sesji Hector wreszcie zadławi się napojem i padnie bez tchu, co najmniej jak Sackville czy Carter, tylko to sprawiłoby jej faktyczną satysfakcję.
- Nie odczytał tego doktor z moich oczu, gestów albo ciszy? - rzuciła z utkaną w głosie prowokacją, zasiadająca na kanapie naprzeciwko. Vale wiedział, że była trudną pacjentką - od zawsze. Oporną, niechętnie współpracującą, zamkniętą na cztery spusty i chroniącą swojego wnętrza emocjonalnego jak zajadła chimera wypuszczona z klatki po zbyt wielu miesiącach nieprzyjemnych badań; ale wiedział też - musiał wiedzieć -, że pod warstwą gniewnych zagrywek skrywała się w istocie dość zagubiona kobieta. Pozornie wiedząca, czego chce od życia, a tak naprawdę nie mająca o tym bladego pojęcia. Praca była wszystkim, co znała. Czego ostatnio coraz mocniej chwytała się jak naostrzonej brzytwy, z radością rozcinając swoje dłonie, byle tylko poczuć użyteczność. Bezpieczeństwo. - Pomyślmy - zaczęła z teatralnością, która nie mogła wskazywać na nadejście prawdziwie prostej, otwartej odpowiedzi; sam wyraz twarzy medyka wzniecał w niej pożogę. Podrażniał skórę i buntował wnętrze, zachęcając do przyjęcia defensywnej pozycji skrzyżowanych na piersi ramion, jakby próbowała osłonić się przed naukową infiltracją - a przecież właśnie za to mu płaciła. - W ciągu ostatniego miesiąca przeżyłam podróż w czasie do innej wojny, znalazłam zamordowaną i zgwałconą mugolaczkę, prawie przyjęłam kolejne oświadczyny, widziałam jak na moich oczach giną buntownicy, rozprawiałam się z akromantulą i na domiar złego muszę niańczyć hordę niekompetentnych stażystów, spośród których jeden uznał, że jestem tylko tchórzliwą kobietą - wyrzuciła z siebie niemal na jednym intensywnym wydechu. Na dodatek teraz widzę pana, doktorze, i wszystko wydaje się dwukrotnie gorsze niż przedtem. - Jak doktor sądzi, nad czym dziś popracujemy? - Amelia pretensjonalnie powtórzyła jego rozpoczynające wizytę pytanie, przechyliwszy głowę do boku. Zapewne gdyby w terapii nie dopatrywała się zagrożenia dla własnego postrzegania samej siebie, traktowałaby Vale'a inaczej - ale teraz musiał przedzierać się przez kolce, lawę, pokruszone szkło i zamiecie śnieżne w jednym.


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Salon [odnośnik]25.01.22 5:10
Przynajmniej znali się na tyle długo, by nie pilnowała już obsesyjnie mowy ciała - jak niektórzy z początkujących pacjentów, również chorobliwi perfekcjoniści. Również Hector pozwalał sobie na odrobinę większą swobodę, wiedząc już, które jego gesty irytują pacjentkę szczerze, a które jedynie dopuszczalnie. Było niewiele rzeczy, które nie irytowałyby jej wcale. Skwitował przewrócenie oczyma łagodnym uśmiechem, takim, jaki posyła się marudnemu krewnemu.
-Pani... - zrozumiał aluzję, przechodząc na poważniejszą (jej zdaniem, kiedyś odczytał to z jej półsłówek albo tonu) formę grzecznościową, która naturalniej układała się na języku. Faktycznie, w nazywaniu niemalże czterdziestolatki panną było coś nienaturalnego.
Zazdrościł jej czasem tych czterdziestu lat swobody. Nie mówił jej, w jak tragiczny sposób zginęła jego żona - pół roku temu Amelia mogła zauważyć jedynie, że noszona obrączka zniknęła. Pierwsze tygodnie były ciężkie, rozpoznał u siebie stan szoku i przytłumionych emocji, typowych dla oszołomienia po traumatycznym wydarzeniu. Czas jednak mijał, a emocje nadal były przytłumione - tak, jakby nie tęsknił. Jakby zachłysnął się wolnością.
-...oczy mówią więcej, niż się pani wydaje. Z mnogości tematów wyłówmy jeden. - zaproponował, podejmując jej grę - choć doskonale wiedziała, że nie jest legilimentą, a on wiedział, że sobie z niego kpiła. No cóż, taki mieli już rytm.
Utkwił w twarzy Amelii wyczekujące spojrzenie. Znała ten wyraz twarzy, przenikliwość jasnych tęczowek, irytującą tendencję do mrugania w tak długich odstępach czasu, że wydawało się, iż rzęsy Hectora Vale są zupełnie nieruchome. Tak, jak jego mimika. Zachowujesz się jak automat albo cholerny manekin - zarzuciła mu kiedyś Bea, a on złośliwie zahartował jedynie maskę na własnej twarzy.
Rzęsy drgnęły lekko, gdy wspomniała o zgwałconej mugolaczce, ale maska nie opadła. Słuchał uważnie potoku słów, tak jakby z zalewu informacji chciał wyłowić tą najistotniejszą. Znaleźć perłę w stogu węgielków.
-Prawie przyjęła pani kolejne oświadczyny? Co panią do tego skłoniło? - pociągnął za najważniejszą swoim zdaniem nitkę w skomplikowanym splocie jej opowieści, tą najbardziej osobistą, tą, która przewijała się przez kilka ostatnich spotkań. Wszystko inne - poza ubolewaniem z powodu urażonej przez współpracowników ambicji, ale karierę Amelii roztrząsać było łatwiej (lepiej zacząć od czegoś innego, póki on i pacjentka mają jeszcze energię i cierpliwość do siebie wzajamnie) - zdawało się jednorazowym incydentem, zasłoną dymną, której użyła do osłonięcia tematu zamążpójścia. Gdyby ktokolwiek inny opowiedział Hectorowi o podróżach w czasie i trupach, Vale zaniepokoiłby się stanem świadka tych niezwykłych zdarzeń - ale Amelia Eberhart była silną kobietą, a wyraz jej twarzy przy streszczaniu tych rewelacji był równie spokojny, jak gdy mówiła o kołkogonkach.
Celowo nie sprecyzował, czy pyta co skłoniło ją do "prawie przyjęcia" oświadczyn, czy ma na myśli raczej ich odrzucenie. Był ciekaw, który aspekt tematu sama Amelia uzna za ważniejszy.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Salon [odnośnik]28.01.22 18:18
Spośród oceanu zaoferowanych tematów Hector Vale wyłonił ten, po który wypływał na fale najczęściej. Chwycił za swoją ulubioną strunę, jedną jedyną, która dawała mu nad Amelią tak dojmującą władzę, pewność, że otrzyma w nagrodę jakąś reakcję - bo o ile zimna powłoka obojętności imała się jej bez względu na tematykę, tak nie była w stanie zmusić siebie do absolutnego spokoju, kiedy zatapiali się w uwrażliwionym rozdrażnieniu. Zbyt często musiała zmagać się ze stygmatyzacją. Z faktem, że tak niewielu pałało do niej zasłużonym szacunkiem, upatrując wady w jej panieństwie. Pretekstu do tego, by wyśmiać. Plotkować. Oczerniać.
Ale ten jeden raz terapeuta miał rację, zdarzyło się coś, do czego nie doszło nigdy wcześniej - niemal powiedziała to zgubne tak. Dotychczas nie namówił ją do tego żaden romantyzm, żadna namiętność mącąca zmysły, żaden suchy rachunek zalet i wad, za i przeciw; więc dlaczego teraz było inaczej? Eberhart, wzorem samego Hectora, zamrugała powoli, a zęby zgrzytnęły cicho, gdy mieliła w myślach swoje niezadowolenie z obranej ścieżki spotkania; nie pozwolił jej nawet oswoić się ze świadomością kolejnej sesji rozbierającej na atomy schematy jej myślenia, zaczął bezpardonowo, wręcz w butach wkraczając w prywatność. Za to mu płaciła, prawda? Podobno.
- Pułapka - odparła wreszcie, gdy długi moment milczenia dobiegł końca, lecz wtedy zaczął się kolejny. Następne ciężkie sekundy, irytujące minuty, gdy powracała pamięcią do wciąż świeżego wspomnienia tamtego dnia w Shropshire; łatwiej było kojarzyć okoliczności niż to, co wtedy czuła. Co myślała. - Nie powinnam była przyjmować zaproszenia do jego rodzinnego domu - surowo oceniła Amelia, założywszy nogę na nogę. Wylewność przychodziła jej z trudem, obnażanie tajemnic, wyzbywanie się intymnych szczegółów, niejako spoglądanie w twarz sobie samej, w pewności, że dostrzeże w zwierciadle tylko bezdenny krytycyzm. I gdyby nie fakt przesadnego opanowania, pewnie kolejny raz ujawniłaby przed Hectorem tę oczywistość - drżeniem warg, mocniejszym zaciśnięciem dłoni czy choćby niespokojnym poruszeniem stopą w takt nieistniejącej melodii. Zamiast tego emocje trzymała w sobie. Skryte głęboko pod powłoką farsy, twarzy, którą chciała, żeby widział - w obawie przed straceniem szacunku? Z pewnością już go nie miała, Vale wiedział o niej zbyt wiele. - A jednak to zrobiłam. Niedawno odwiedziłam jego dom, poznałam resztę rodziny, poza jednym bratem, który akurat był nieobecny. Musiał opowiadać im o mnie wcześniej. Znali mnie, chociaż nigdy nie widzieli na oczy. Ale nie było to... nieprzyjemne - wyjawiła, umknęła wzrokiem od czarodzieja i zmarszczyła brwi, zdziwiona własną refleksją. Matrona Vanity odnosiła się do niej uprzejmie, choć niewątpliwie musiała zdawać sobie sprawę z wieku Amelii, z tego, że wciąż była samotna, pogrążona pod słodkim ciężarem pracy; brat Septimusa również traktował ją ciepło, przyjaźnie. I wreszcie sam Septimus... Ewidentnie pragnący, by została tam już na zawsze. W skroniach zatelepał leniwy ból nadchodzącej migreny; sięgnęła po różdżkę i zaklęciem przywołała tackę z kolejną szklanką, tym razem przeznaczoną dla siebie, którą ujęła w dłoń i przysunęła do ust, kojąc gardło zimną wodą. Być może w ten sposób usiłowała kontrolować myśli, słowa formowane przez struny głosowe, narzucała im kolejność, sens - przyzwyczajona do uporządkowania, nigdy do chaosu. - Oświadczył się następnego dnia na spacerze - kontynuowała, wciąż unikając spojrzeniem Hectora, zażenowana. - Nad ranem, na śniegu, tak przekonany, że tym razem mu się uda. Możemy spotkać się po środku. Chyba pierwszy raz nie bredził bez sensu - mięśnie ramion spinały się mocniej i mocniej, im dalej brnęli w kanwie tej historii, a Amelia nie wypuściła z dłoni ciemnozielonej szklanki, jakby zmuszona trzymać ją między sobą i Hectorem, tym samym oddzielając się metaforyczną tarczą od fachowej ekspertyzy mężczyzny. Co by powiedział, gdyby wtedy uległa Septimusowi? Uznał to jako swoje osobiste zwycięstwo czy może wręcz przeciwnie, za sromotną porażkę? - Nieistotne, i tak bym ich nie przyjęła - stwierdziła zimno, biorąc kolejny łyk, głębszy, jakby każdy z elementów wyznania poparzył jej gardło, po czym ostrym wzrokiem wróciła do magipsychiatry. - Zadowolony, doktorze? Udzieliłam panu dostatecznie wyczerpującej odpowiedzi?


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Salon [odnośnik]31.01.22 0:57
Pułapka. Zamrugał i przytknął dłoń do skroni, odzywającej się tępym bólem. Śniła mu się dzisiaj pułapka. Zaprosił do domu prostytutkę, wykopał dół w ogrodzie. Gdy nadziała się na ostre, drewniane kolce, przystąpił do wiwisekcji, metodycznej i powolnej. Zawsze ciekawiły go sekcje zwłok, jeden z ulubionych aspektów kursu uzdrowicielskiego - ale krojenia kogoś żywego nigdy dotychczas sobie nie wyobrażał, nie aż do dzisiejszej nocy. Obudził się zlany potem, a potem przez cały dzień usiłował zapomnieć o niepokojącym śnie - jednym z tych, które prześladowały go od kilku dni, noc w noc. Słowa Amelii poruszyły czułą strunę, przywołały zepchnięty do niepamięci obraz. Próbował ignorować upiorne koszmary, przynajmniej podczas pracy, przynajmniej na czas wizyty.
Zamrugał, chcąc odpędzić spod powiek obraz zakrwawionej twarzy i własnych dłoni - precyzyjnych, bez śladu drżenia ani zawahania. W śnie znów nie czuł żadnych emocji, tak jak kilka dni temu, ale czuł mroczne pragnienia, które nie towarzyszyły mu na jawie, nawet wtedy. Jak pieprzony doktor Hyde, czy coś.
Może jednak nie powinien iść dzisiaj do Wenus, ryzykować napadu... agresji?
Może nie powinien tam wrócić już nigdy?
(Ale jak inaczej się zrelaksować?)
Cienie pod oczyma zdradzały niewyspanie, głowa bolała z nadmiaru emocji, ale spróbował nie okazywać zmęczenia. Przełożył kilka wizyt, ale sądził, że da radę podołać tej - przewidywalnej, regularnej i zbyt dobrze płatnej.
Rodzinny dom, pułapka, co?
-Przypisuje pani zaproszeniu intencję... pułapki? - upewnił się cicho. Bliźniaczym gestem podniósł do ust szklankę z wodą, nie wiedząc, że Amelię też niepokoi migrena - choć powinien obserwować ją uważniej i się tego domyślić, znał już przecież to charakterystyczne zmarszczenie brwi.
-Może to tylko obyczaj. Też oświadczałem się w ten sposób swojej żonie. - skwitował bezbarwnie, nienawidząc się za obojętność własnego głosu przy wspominaniu Beatrice. Zarazem i tak musiał użyć osobistego kontekstu jedynie jako figury retorycznej, by Eberhart nie poczuła, że przekracza jakąkolwiek granicę. Nie taki był jego cel, chciał jedynie pomóc spojrzeć Amelii na tą sytuację z innej strony.
Słuchał jej dalej, uważnie, próbując wyobrazić sobie tamtą okolicę - nieokreśloną, pewnie wiejską, nigdy nie powiedziała mu o tajemniczym nigdy-nie-narzeczonym nic więcej.
Przechylił lekko głowę, przypatrując się jej spiętym ramionom i nieruchomej twarzy, zastygłej w grymasie powagi. Bez emocji, tak zawsze rozmawiali. To jej odpowiadało.
Przypomniał sobie pustkę, którą czuł kilka dni temu. Wcześniej bał się emocji - od niedawna po raz pierwszy przerażał go ich brak.
Może by spróbować czegoś nowego? Wałkowali już w końcu racjonalne argumenty świadczące na korzyść i niekorzyść tego kandydata. Hector sam, subtelnie, odradził zresztą Amelii małżeństwo z rozsądku.
-Co pani czuła, gdy mówił... z sensem? - zapytał, spoglądając jej prosto w oczy.
Szybko przestał rozmawiać z nią o uczuciach w podobnie bezpośredni sposób, chyba podczas drugiej albo trzeciej wizyty. Od tamtej pory mówili w zawoalowany sposób, zasłaniając emocje argumentami i faktami. Najwyżej Eberhart znienawidzi go za tą regresję, wątpił zresztą, aby kiedykolwiek mogła poczuć wobec niego sympatię. Była na to zbyt dumna.
-Co pani do niego czuje?


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Salon [odnośnik]31.01.22 4:39
Penetrujące duszę spojrzenie zdusiło w zarodku chęć udzielenia kolejnej sarkastycznej odpowiedzi; zakpiłaby, osłoniła się ironią, gdyby nie świdrujące ją tęczówki znajomego od trzech lat czarodzieja, którego niechętnie nazywała uzdrowicielem. Otwarte zaakceptowanie jego profesji świadczyłoby o tym, że wierzyła we własną ułomność. W to, że coś było z nią nie tak, że doświadczyła skrzywienia, które teraz ktoś musiał korygować za nią, ciągnąwszy za odpowiednie sznurki ku uciesze wszystkich od zawsze świadczących o wadach jej charakteru. Zamarła jednak na moment, spoglądając na Hectora znad krawędzi ciemnozielonego szkła. Ciemność, znajomy chłód, lecz o innym podłożu - jeśli ludzie posiadali aurę, taką właśnie emanował zazwyczaj sympatyczny i uśmiechnięty terapeuta, przyjazną ekspresją wyprowadzający ją z równowagi; co odmalowało się pod jego oczyma tak wyraźną purpurą, co sprawiło, że jego skóra była blada jak mleko niefortunnie rozlane na podłodze? Instynkt podpowiadał, że i on mierzył się dziś z pewną traumą. Trawiła go enigma, podczas gdy on zajęty był udzielaniem pomocy opornej pacjentce, zamiast skupić się na sobie. Ale jeśli sądził, że to przyprawi magizoolog o wyrazy głębokiego współczucia - mylił się. Na kursach z pewnością uczyli go jak radzić sobie z własnymi demonami, liczyła jedynie, że nie zatarł tej wiedzy w pamięci na rzecz chociażby, o zgrozo, znajomości oświadczynowych obyczajów panujących w Wielkiej Brytanii.
- Jak mogę pamiętać coś tak nieważnego? - zripostowała, lecz było w tym już o wiele mniej animuszu, ton głosu Amelii jakby złagodniał w wyrazie nadchodzącej niewielkimi krokami kapitulacji. Dla kogoś tak wyczulonego na zmiany w zachowaniu pacjentów z pewnością było to dostrzegalne, niestety. Kobieta tymczasem jeszcze mocniej spięła ramiona, poczuła jak kula żelaza mości się na dnie żołądka, wypełniając ją trudnym do określenia ciężarem, płuca jakby skurczyły się w przypływie gorąca. Co pani czuła, pani Eberhart? - Nie jestem pewna - wyznała w końcu na długim wydechu. - Chyba poczułam... Ulgę. Czasem bywa tak oderwany od rzeczywistości - kąciki ust drgnęły mimowolnie, ale nie uformowały uśmiechu, nie śmiałyby tego uczynić bez jej zgody. Narodziny sentymentu prędko przerwało jednak kolejne pytanie Hectora. Oburzające, poniżające, sprowadzające na policzki salwę raptownego karminu, choć złością mignęły tylko oczy, podczas gdy ekspresja pozostała zatrważająco powściągliwa. - Słucham? - dłoń trzymająca szklankę odłożyła naczynie z powrotem na lewitującą w powietrzu tacę, a woda chlusnęła, tanecznie odbijając się od szmaragdowych krawędzi. Amelia rzadko kiedy traciła nad sobą kontrolę, nawet teraz nie puszczała jej lejców ściskanych zbyt mocno, zbyt dusząco, od środka zalewając samą siebie zimnym kwasem. - Naprawdę tylko to pana interesuje z całego mojego życia, doktorze? Czcze romanse i mężczyźni? Tak nisko pan upadł z ingerencją w moją intymnosć? - gdyby słowa posiadały magiczną moc, te niewątpliwie cisnęłyby w pierś Hectora sztyletami lamino. Jak to możliwe, że niemal za każdym razem wywoływał w niej tak silne przeżycia? Jakim cudem wiedział w który czuły punkt powinien uderzyć, gdzie celować, by wyrządzić największą szkodę? Eberhart patrzyła na niego z niedowierzaniem, kontemplując czy powinna natychmiast wyprosić Vale'a ze swojego mieszkania, czy może pozwolić mu zostać, złamać własny kręgosłup pod ciężarem drażniącego ciepła bijącego od podbrzusza, nacisku na krtań, tysiąca niewypowiedzianych dotychczas słów. Ta wewnętrzna walka musiała rozegrać się na przestrzeni kilku następnych chwil, jak w teatrze obserwowanym przez jednoosobową widownię. Karmin podniesionego ciśnienia opadł wreszcie w bezpieczną biel bladej cery, kiedy znów oparła się o kanapę - nie wiedząc nawet, że wcześniej pochyliła się w jego kierunku jak zwierzę gotowe do rozpłatania jego szyi -, po czym wypuściła z płuc całe przetrzymywane tam powietrze. Ile można było walczyć? Z kim, jak, kiedy przeciwnik pozostawał zaledwie odbiciem w lustrze? Amelia uniosła do twarzy jedną z dłoni i przesunęła nią po swoich rysach z pewnym zmęczeniem, przymknąwszy powieki, przed oczyma przywołując obraz Septimusa. Być może niepotrzebnie rozpalała tę wyobraźnię, ale raz w życiu chciała być wreszcie szczera. Nie z Hectorem. Ze sobą.
Spiszę tę historię brudnym atramentem, ale jutro odzyskam swoją dumę.
- Już raz byłam zakochana, doktorze. Kochałam. I oboje wiemy, że nie trwało to długo - gdy odezwała się ponownie, jej ton był powolny, nie tyle ospały, co wręcz drętwy, bezwładny, jakby pytanie psychiatry wyzuło z niej każdy element posiadanej siły. - Nie jestem bez serca, jeśli to pan podejrzewa - wówczas otworzyła oczy i spojrzała na niego spod kurtyny rzęs nie w pełni uniesionych powiek. - Jak długo wytrzymałabym teraz, po dziesięciu latach? Nie wiem i nie chcę tego sprawdzać. On jest... dobrym człowiekiem. Ale Mathias także był dobrym człowiekiem, a mimo to uwiodłam jego ojca i pochowałam obu - zadrżała prawie niewidocznie, brodę podnosząc nieco wyżej. W mizernej próbie zachowania twarzy, honoru? Jednak liczyła się tylko gorycz wylewana z gardła, wydobywająca się na powierzchnię jak czarna maź długo tłumionej w sobie toksyny. - To bez znaczenia co czuję - przyznała wreszcie. W absolutnej prawdzie - nawet nie wiedziała jak określić emocje żywione do Septimusa. Były miłością? Chwilowym zauroczeniem ciągnącym się od lat? Przyzwyczajeniem? Magnetyzmem dwóch ciał przyciąganych pożądaniem? Kiedy po nocy namiętności budzili się razem w Shropshire w dzień jej wyjazdu, wiedziała, że nie znała drugiego mężczyzny jak Vanity. - Drugi raz nie popełnię tego samego błędu. Nie zaryzykuję kimś, kogo... Kogo szanuję, tylko po to, by sprawdzić czy już dojrzałam - zrozum, Hectorze, choć ja sama tego nie rozumiem, zrozum, że robię to, rezygnuję, dla jego dobra. Nie zmienię Septimusa w Mathiasa. Może nie ma ojca, ale ma braci, co jeśli zadurzę się w jednym z nich, mimo szumnych deklaracji uczucia? Amelia ciężko przełknęła ślinę i dotknęła swojego torsu, smukłymi palcami odnajdując przypadkowy punkt pod obojczykiem, w kojącej samą siebie manierze. Musiała przecież odzyskać równowagę - odzyskać kontrolę nad tą rozmową, choć było to tak trudne. Kiedy na wokandzie pojawiały się emocje, nawet w nich odnajdowała logikę, własną, jeszcze niezaburzoną, w logice natomiast czuła się bezpiecznie.
- Żenujące, prawda? - rzuciła melancholijnie, niekoniecznie zwracając się do Hectora. - Nigdy nie wyszłam za mąż, a czuję jakbym wciąż nosiła żałobę po mężu poległym w Grecji - wyznała i opuściła spojrzenie na polerowane, ciemne drewno posadzki. On wiąże mnie do siebie poczuciem winy i nie pozwala odejść, nie pozwala kochać, ale nie rozumiem, że tak naprawdę noszę żałobę po sobie samej, po moim szczeniackim ogłupieniu.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Salon [odnośnik]01.02.22 3:29
Pominął uprzejmym milczeniem jej pytanie retoryczne, doskonale wiedząc, że to tylko sposób aby mu dopiec, że Amelia w końcu odpowie i że pamiętała zadziwiająco wiele. Obydwoje byli w końcu profesjonalistami, nic nie umykało ich uwadze - nawet uczucia, choć te spychali gdzieś na obrzeża świadomości. Eberhart sięgnie do swoich, przy odrobinie skupienia. Do zeszłego tygodnia mylnie sądził, że niektóre emocje da się zdławić skutecznie, ale dopiero tamto doświadczenie uświadomiło mu, co to znaczy nie czuć zupełnie nic. Od tamtej pory codzienne życie zdawało się przesiąknięte emocjami, a nawet te stłamszone były intensywniejsze niż wszystko, czego Hector nie czuł przez ostatnie kilka dni. Musiała czuć coś, gdy jej absztyfikant oświadczał się już kolejny raz, teraz nie miał już co do tego żadnych wątpliwości.
-Co ma pani na myśli, mówiąc oderwany? Nie każdy... podchodzi do życia równie racjonalnie jak pani. - dopytał ostrożnie, próbując uświadomić Amelii, że definicja normalności każdego człowieka jest trochę różna (jej - surowa i racjonalna), ale ostatecznie wszystkie mieszczą się w jednym spektrum. Już o tym rozmawiali, na różne sposoby. Amelia była wymagającą pacjentką, z jednej strony wymagającą rutyny, ale z drugiej... Hector nieustannie musiał dostosowywać swoją strategię, na bieżąco. Dzisiaj nie tylko do niej, ale i do samego siebie - niewyspany, z bólem głowy, nie do końca ufał jeszcze sobie i własnym emocjom. Z jednej strony chciał się od nich odciąć, jak zawsze podczas terapii, ale z drugiej - lękał się znajomej pustki i z tego powodu pozwalał sobie na większą... uczuciowość niż zwykle. Czy widziała to na jego twarzy? Nieco bardziej ekspresyjną mimikę, łagodniejszy uśmiech?
Rozbawienie, które przelotnie zamigotało na jego twarzy, gdy oskarżyła go o ingerencję w jej intymność?
-Pani Eberhart, nigdy nie zmyślam tematów rozmowy. Zawsze pytam o te, które zdają się być dla pani ważne - o odrzucaniu zaręczyn rozmawiamy już któryś raz, a ten mężczyzna zdaje się wytrwale próbować dalej. - przypomniał jej, rozluźniając mięśnie twarzy aby jego uśmiech stał się mniej nachalny. Nie lubiła tego, wiedział o tym.
Wytrzymał kontakt wzrokowy, nawet jeśli jej spojrzenie ciskało gromy. Naprawdę sądziła, że to go speszy? Znali się na tyle długo, by dostrzegła, że rzadko cofał wzrok - dopiero wtedy, gdy czuł, że posunął się o krok za daleko.
Jeszcze nie. Pierwsza przymknęła oczy, a on patrzył na nią nadal.
Zgodnie z jego przewidywaniami, wybuchła. Przynajmniej w kategoriach emocjonalności Amelii Eberhart można było to uznać za wybuch, pomimo bezbarwnego tonu. Zdradził ją wypuszczany gwałtownie oddech, słowa wypowiadane nieco szybciej niż zwykle i płynące o wiele obfitszym strumieniem.
-Nigdy tak nie myślałem. - uściślił, gdy zaczęła tłumaczyć, że nie jest bez serca. Byli zbyt podobni, by tak myślał - oskarżałby nie tylko ją, a samego siebie.
Słuchał, słuchał dalej, a jej wyznanie poruszyło jakąś nieprzyjemną strunę, zbyt zbliżoną do własnych przeżyć. To bez znaczenia, co czuję. Pokręcił głową, nieco zbyt gwałtownie jak na siebie, ale nie przerwał jej, nie uściślił, o czym myślał. Czekał, aż Amelia wyrzuci z siebie wszystko, co leżało jej na sercu - a było tego nawet więcej, niż podejrzewał. Więcej niż kiedykolwiek mu zdradziła.
-Nie, to nie jest żenujące. To normalne, zmagać się z wyrzutami sumienia. - pokręcił łagodnie głową, głos miał jakiś bardziej miękki niż zazwyczaj, bardziej wyrozumiały. Podkreślił lekko ostatnie słowa. Właśnie diagnozuję twój problem, Amelio. Brzmi, jakby to poczucie winy cię zżerało - coś między tobą, a przeszłością, niekoniecznie tobą a obecnym nie-narzeczonym.
-Brzmi pani, jakby wciąż osądzała siebie pani tamtą miarą. - nie powiedział, "miarą tamtych błędów". To ona uznawała je za błędy, jego zawodem nie były oceny moralne. -Wciąż widząc w lustrze tamtą Amelię Eberhart, pozostawioną w Grecji. - Tą, która nie doświadczyła jeszcze tamtej straty, nie wiedząc, że romans splecie się w jej wspomnieniach ze śmiercią.
-Od tamtego czasu minęły lata, w tym dwa lata terapii. Czy uważa siebie pani za niezdolną do zmiany, czy... jego za zbyt ważnego, szanowanego, dobrego, by podejmować to ryzyko? - przechylił lekko głowę, utkwiwszy w niej wyczekujące spojrzenie. Zapewnił palcami w fotel i dodał, ciszej, jakby bardziej od siebie. Jakby pocieszająco, choć nigdy jej nie pocieszał.
-Czasem wspomnienia potrafią prześladować i oskarżać. Cierpienie skala to, co myślimy o dawnych, zmarłych bliskich, czyniąc z nich już nie ludzi, a Erynie, demony poczucia winy. Takie, które nigdy nie wypuszczą nas ze swoich szponów, nie pozwolą nam na szczęście. - nagle to on przymknął oczy, bo nigdy nie nazwał tego sam przed sobą, nie na głos. Pod powiekami widział Beatrice, nie taką, jaką była za życia, a z zadrapaną twarzą, rozpłatanym brzuchem, pustymi oczyma. Wpatrywały się w niego oskarżycielsko, przypominając mu, że skoro nigdy nie kochał jej, to nie powinien kochać nikogo innego.
Pewnie nie powinien, zabijał ją w swoich koszmarach, cios po ciosie, laska na białych plecach, wszystkie te uderzenia, na które nigdy się nie zdobył, zapłata za każdą zdradę.
Otworzył oczy. Nie pomoże sobie, swoim... bardziej skomplikowanym grzechom, ale mógł pomóc Amelii.
-Czy chce pani podążać w swoim życiu za wyimaginowanymi demonami, zbrukanymi wspomnieniami? - zapytał retorycznie kobiety, która nade wszystko ceniła kontrolę i samodzielność.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Salon [odnośnik]04.02.22 22:31
- Jest artystą. Muszę tłumaczyć dalej? - odparła poważnie na pytanie Hectora, na zarzut, jakoby wszystkich w życiu mierzyła własną miarą, własnym schematem tego, co zdrowe i naturalne, a co miałoby zasługiwać na potępienie. W gruncie rzeczy tak właśnie było, lecz Amelia nigdy nie przyznałaby tego ani przed samą sobą, ani tym bardziej na głos w towarzystwie terapeuty, którego płatną pracą było wychwytywanie każdej skazy, każdej niedoskonałości jej myślenia, oraz późniejsze korygowanie ich z mniej lub bardziej owocnym rezultatem. Mniej niż bardziej, o tym z kolei doskonale wiedzieli oboje. Sztuka jednak rządziła się wyjątkowym prawem; poukładanie rzadko kiedy faktycznie szło z nią w parze, rozum nie przyczyniał się do powstania utworów chwytających za serce, logika nie podpowiadała w jaki sposób rozżarzać emocje, uwodzić, rozkochiwać lub doprowadzać do nienawiści - nawet ktoś tak scalony z nużącą przyziemnością jak Eberhart musiał w końcu to pojąć. I choć pragnęła czasem, by Vanity dostosował się chociaż po części do jej codziennego sposobu funkcjonowania, nie mogła mieć mu za złe tego, że był - kim był. Chyba.  
- Z całym szacunkiem, doktorze, ale to, że ten mężczyzna próbuje dalej to nie mój problem. Nie zachęcam go do tego - wyartykułowała zimno, niekoniecznie szczerze, co mogło odbić się w karcącym spojrzeniu chłodno błękitnych tęczówek. Na palcu nie błyszczał żaden pierścionek, jednak nigdy nie odepchnęła od siebie Septimusa na tyle, by jednoznacznie zerwać ich kontakt, dać mu do zrozumienia, że niczego więcej już u niej nie znajdzie, nie ugra; podsycała jego nadzieje pocałunkiem i spragnioną czułości dłonią, splotem własnych nóg wokół jego bioder, gdy czasem pozwalała mu zawisnąć nad sobą w chwilowym uniesieniu; wynagradzała cierpliwość słodką symfonią jęków, batutą palców wplecionych w jego włosy, ciągnących za nie przy każdym mocniejszym pchnięciu; mimo wszystkich dzielących ich różnic wciąż akceptowała zaproszenia wspólnego spędzania czasu, a potem wracała na Eden Grove, spoglądała w lustro i zarzekała się, że Vanity musiał być skończonym głupcem, skoro w przegranej sprawie dopatrywał się sposobu na zwycięstwo. Chciała by przegrał? Naprawdę? By wreszcie się poddał, skapitulował, z podkulonym ogonem przyznał jej rację, zwrócił honor i zapewnił, że więcej nie będzie zajmował jej czasu? Oczywiście, że nie. Podobno to mężczyzn los pokarał bzdurną dumą, lecz oni nie mogli się równać z Amelią.
Brzmi pani, jakby wciąż osądzała siebie pani tamtą miarą.
Poczuła, jakby od środka żołądek zalewał się kwasem.
Wciąż widząc w lustrze tamtą Amelię Eberhart, pozostawioną w Grecji.
To stało się tendencją, to, jak znów sięgała do szmaragdowego szkła i upijała łyk wody ze szklanki, byle kupić sobie porcję czasu potrzebną do przemyślenia słów czarodzieja. Pośpiech był złym doradcą, szczerym, dość autentycznym, jednak w niekontrolowanych warunkach mógł rozrosnąć się jak marmit, zaduszając mackami ukochanego właściciela, do czego nie zamierzała dopuścić; chodziło o nią czy o niego? Skupione na codziennej zadaniowości myśli kobiety rzadko kiedy zapuszczały się w tak egzotyczne rejony, poszukiwały odpowiedzi na pytania, których nie zadawała samej sobie, z czystej praktyczności mocniejszego nienaruszania ścian psychiki, jakie broniły ją przed rozchwianiem przez tyle lat; od tego miała zresztą Hectora, by naprowadzał ją na trudy, na rozbryzgane na podłodze szkło, zachęciwszy, by stanęła na nim bosą stopą i pierwszy raz poczuła nowy ból. Horrendalnie niepotrzebna tortura w pewnej regularności zadawana obcą ręką.
- Nie wiem - wyznała, mocno marszcząc czoło, gdy umysł naprawdę - nie w nieudolnym uniku - nie podołał odnalezieniu satysfakcjonującej ją odpowiedzi. Dlaczego taka jesteś, Amelio? Dlaczego to sobie robisz, Amelio, dlaczego robisz to innym? Skrzywiła się mimowolnie na wspomnienie ojcowskiego głosu, jednak ten nigdy nie zadał jej takich pytań. Nawet gdy powróciła z Grecji, złamana i zdezorientowana, nie pytał. Oferował spokojną ciszę, bezsłowne zrozumienie, dłoń na moment ułożoną na ramieniu, zanim oboje zaszyli się przed kominkiem z kryształem wypełnionym brandy z lodem, obok siebie, ale jakby na dwóch osobnych końcach kontynentu. - Zwierzę przyzwyczajone do pewnego zbioru komend bardzo trudno nauczyć nowych, szczególnie jeśli te brzmią do siebie podobnie. Czasem nawet dziesięć lat nie wystarczy, żeby najoporniejsze ze stada do nich przystosować - mówiła powoli, miarowo uderzając krańcem szklanki w swoją brodę, zamyślona, choć wciąż zdająca sobie sprawę z obecności z Hectora. Z tego, że musiał słuchać jej metaforycznych wynurzeń, które zapewne już przynajmniej trzykrotnie zdążyły go znudzić. - Nie chcę znów tego budzić. Swoim ani tym bardziej jego kosztem. Nawet pan nie da mi gwarancji, że do tego nie dojdzie - lęki, coś tak nietypowego dla Amelii kreującej się na nieustraszoną, wyważoną i samodzielną, perfekcyjną w swoim zimnym wyrachowaniu, przyzwyczajoną do zapominania, że nawet najbardziej apatyczny despota w historii czasem przejawiał ludzkie odruchy wynikające z wadliwej ludzkiej natury. Poddenerwowana i wyraźnie zirytowana swoim mankamentem czarownica wstała nagle ze swojego miejsca. Zbyt ściągnięte mięśnie zaczynały boleć, musiała je rozprostować, toteż przeszła bliżej okna i odchyliła lekko jedną z firan, spoglądając na uśpioną ulicę Eden Grove. - Więc co mam zrobić, doktorze? - spytała już ostrzej. Bardziej wymagająco. Doradź mi, poprowadź, za to ci płacę. - Skoro chcę mu powiedzieć to przeklęte tak, ale nie umiem? - chcę, nie umiem; chcę, nie umiem; słowa rozlały się na języku obco brzmiącą goryczą. - Jak pozbyć się tych wspomnień, raz na zawsze? To przecież nie tak, że codziennie rozpamiętuję to, co wydarzyło się w Grecji, czy dalej wzdycham do Mathiasa - albo jego ojca. Jak odebrać im kontrolę, kiedy ją przejmują? - ponownie zwróciła się twarzą w kierunku magipsychiatry - zdesperowana? Wiesz, o czym mówię? Poznałeś to, doznałeś na własnej skórze?  


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Salon [odnośnik]07.02.22 6:32
-Chciała pani powiedzieć, że jego charakter odpowiada stereotypowemu wyobrażeniu o artystach? - zapytał retorycznie, chcąc jedynie podkreślić pewną niesprawiedliwość jej rozumowania. Gdyby wszyscy magipsychiatrzy byli tacy sami, siedziałaby tutaj z sześćdziesięciolatkiem, który nigdy nie spyta o jej życie osobiste, przepisze jej mieszankę antydepresyjną i uzna, że wszystko z nią w porządku - a przecież nie było w porządku. Z jednej strony, tak samo krzywdzące było wkładanie artystów do jednego worka, a z drugiej…
Bea uwielbiała artystów. - przemknęło mu przez myśl z pewnym rozdrażnieniem. Beatrice cała zresztą była artystyczna - ekspresyjna, wybuchowa, głośna. Choć trudno było mu przyznać się przed sobą do podobnych odczuć, to nie mógł nie zauważyć, że po jej śmierci w domu zapadła błoga cisza. Pracowało się mu efektywniej, łatwiej mógł się skupić, nie chodził rozdrażniony, zaczął przesypiać całe noce bez zastanawiania się, gdzie szlaja się żona. Przechylił lekko głowę, słuchając dalej i zastanawiając się, dlaczego Amelia - logiczna, poukładana i tak podobna do Hectora w swoim pragmatyzmie - znosi towarzystwo kogoś takiego. Odmawiała zaręczyn, krzywiła się, ale - jeśli w ciszy i trzasku zamykanych drzwi odnajdywała ulgę - nie musiała przecież brnąć w to dalej.
-Nie zachęca go pani, ale… nadal się z nim pani spotyka. Stwarzając okazje do próśb, być może dając nadzieję. Zgoda na poznanie jego rodziny to przecież, zgodnie z konwenansami poważy krok. Nawet kierując się rozumem, a nie emocjami, mógł to wziąć za rodzaj zielonego światła. Akcja - reakcja, mężczyźni rozumują prostymi torami. - wyjaśnił, starając się zrobić to jak najdelikatniej. Nie rozumiał Amelii, ale pragnął ją zrozumieć. Pomóc jej zrozumieć samą siebie. W tym równaniu najłatwiej było chyba zrozumieć artystę, pokrewnego sobie mężczyznę choć o zgoła innej profesji i temperamencie. Ciekawe, jaki jeszcze był. Może kiedyś Hector zaproponuje im terapię dla par? Kierowany czystą ciekawością, chętnie by go poznał, zanalizował - na szczęście nieświadom faktu, że już to zrobił.
-Na pewno zatem ma jakieś zalety? - zagaił, kąciki ust drgnęły lekko - w zachęcającym uśmiechu, a może w dwuznacznej aluzji?
Valerie Vanity miała zalety. Nie znosiłem tego, jaka była głośna i ekspresyjna, ale w łóżku - a raczej na stole biblioteki - bardzo mi się podobała. - przemknęło mu przez myśl, gdy usiłował znaleźć we własnych doznaniach jakiekolwiek porównanie do sytuacji Amelii. To było jedyne - poza znośną Valerie i nieznośną żoną, nie był nigdy w żadnym znaczącym związku.
Dostrzegł, jak mimika jej twarzy zastyga, jak Eberhart nerwowo sięga po szklankę wody. Jej tik, odruch obronny, już go przecież znał. Uderzył w czuły punkt. Doskonale. W swoim życiu zawodowym lawirował między dwoma biegunami - szczerą empatią dla własnych pacjentów, oraz satysfakcją, że są jeszcze bardziej pogubieni od niego samego. Nie jestem jeszcze szalony - wmawiał sobie, gdy wychodził z ich gabinetów, choć czasem miał gorzkie poczucie, że wręcz przeciwnie. Że we własnej biografii odnajduje nici pokrewne do ich szaleństwa. Czy różnił się od tamtego nieszczęsnego pacjenta, który ze łzami w oczach wyznawał swoje grzechy, jeśli nigdy nie robił nic z mężczyznami, ale czasem na nich patrzył? Na tamtego też zresztą patrzył, z rosnącą fascynacją - chciałby sobie wmówić, że tylko naukową, ale nigdy nie umiał żyć w kłamstwie. Osiem lat w kłamstwie z Beatrice było szalenie, szalenie męczące.
-Boi się pani. - skwitował z lekkim zdziwieniem, gdy porównała się do stada - wplotła pracę w wyznania osobiste w jakże typowy dla siebie sposób, ale mowa ciała, jeszcze bardziej spięta niż zwykle, była nietypowa.
-Strach jest naturalny. - kontynuował. -U zwierząt i ludzi. - przełknął ślinę, przypominając sobie jeden, jedyny moment w życiu, gdy nie czuł strachu. Ostatni tydzień, koszmarny i pusty. -Ale od zwierząt i stworzeń odróżnia ludzi to, że nie przeżywamy strachu tylko instynktownie, a świadomie. Sam fakt, że troszczy się pani o jego uczucia i jest świadoma dawnych błędów świadczy, że ma pani nad sobą kontrolę. I właśnie to - wypracowana w ciągu terapii świadomość dawnych błędów - daje pani gwarancję, że... zastanowi się pani dwukrotnie zanim popełni pani podobny błąd. - powiedział z naciskiem, nie romantyzując efektów terapii, ale doceniając postępy, jakie poczyniła Amelia odkąd się poznali.
-Wspomnień można się pozbyć, wsadzając je do myślodsiewni. - pozwolił sobie na leciutki uśmiech, kłujący dowcip. -Ale - spoważniał natychmiast, nie chcąc przeciągać struny -to wspomnienia... i uczucia - kiedyś by tego nie powiedział o uczuciach, dzisiaj tak -sprawiają, że jesteśmy sobą. Pomagają zorientować się w świecie, uniknąć błędów, przeżywać życie bardziej świadomie - a kiedy to utrudniają, może pani wziąć kilka głębokich wdechów, wypić eliksir ode mnie, poprosić tego mężczyznę o czas do namysłu i odpisać mu zgodę listownie, jeśli słowa z trudem przechodzą przez gardło. Jeśli właśnie tego pani chce - dać sobie szansę, i jemu. - utkwił w niej nieruchome spojrzenie, choć mięsień policzka drgnął lekko. Jakby faktycznie wiedział o czym Amelia mówi i próbował o tym nie myśleć. Po śmierci Beatrice czuł się jak ostatni sukinsyn, nadal się tak czuł. Nie wiedział, czy kiedykolwiek upora się z tymi emocjami i wiedział, że nigdy nie chciałby się znowu ożenić, utracić odzyskanej wolności.
Ale... może chciałby kochać? Nie wiedział, ostatnie dni były emocjonalną huśtawką. Wiedział tylko, że odkąd emocje wróciły, czuł się przeraźliwie samotny. Dom Amelii był równie pusty, rozumiał jeśli chciała... to zmienić. 


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Salon [odnośnik]08.02.22 23:22
Pytanie Hectora zbyła taktownym milczeniem, choć w oczach mógł dostrzec cień urazy. Stereotypowe wyobrażenie sugerowało, że i ona myślała stereotypowo, ale z drugiej strony - czy było to faktycznie czymś złym, skoro utarte schematy przeświadczeń w tym wypadku okazywały się prawdą? Niewiele miała wspólnego ze światem artystycznym, nie mogła wypowiadać osądu o każdej jednostce, lecz rodzina Vanity póki co doskonale podkreślała prawdziwość pewnych spostrzeżeń. Oczywiście ze zrozumiałych względów nie zamierzała tłumaczyć tego wszystkiego Hectorowi, nie usiłowała wyprowadzać go z błędu, tym bardziej nie operując tytulaturą nazwiska znanego na deskach londyńskiej sceny muzycznej; na dobrą sprawę magipsychiatra mógł uważać co chciał, nie potrzebowała jego aprobaty, nie ganiała za zrozumieniem jak psidwak przynoszący w zębach patyk swojemu panu, płaciła - podobno - za rzetelne wyprowadzanie jej z labiryntów zagubionych myśli, podczas gdy tak naprawdę w głębi duszy oczekiwała wyłącznie przyklaskiwania swoim przemyśleniom. Każdorazowe starcie na linii pacjent-terapeuta smakowało kwaśno, jak soczysta połówka cytryny przełykana za jednym zamachem.
- Oczywiście, że ma zalety, ale nie wmanewruje mnie doktor w ich wyliczenie. Nie po to się spotkaliśmy. A ja nie twierdziłam, że zalet nie ma - wytknęła uparcie. Co próbował osiągnąć? Jako laik Eberhart czuła się niemal w obowiązku do błądzenia po omacku po ludzkim umyśle, jednak od profesjonalisty pokroju Vale'a oczekiwałaby jasnych komunikatów, prostych do zrozumienia, tymczasem zdawał się ją wprowadzać w kanwy coraz większego zamotania; robił to świadomie czy wręcz przeciwnie? - Pana podejście jest zagadkowe - Amelia zaczęła bez ogródek, chyba pierwszy raz od bardzo dawna w historii ich wspólnego procesu terapeutycznego pozwalająca sobie na poruszenie frapującej kwestii od razu, bez jej uprzedniego przemyślenia. Te zazwyczaj bywały zresztą długie i dogłębne, zwracała się do medyka kiedy sama naprawdę nie potrafiła odnaleźć satysfakcjonującej odpowiedzi, niechętnie uchylając wrót do swojego umysłu, który zazwyczaj pozostawał przed nim zamknięty. Lub przynajmniej sądziła, że tak było. - Najpierw przez lata próbuje mnie pan zniechęcić do niego wszystkimi sposobami, jakie tylko istnieją, ale kiedy zaczynam się zniechęcać, obiera pan inną linię frontu - Hector nigdy nie odnosił się do perspektywy jej zamążpójścia przychylnie, może nie w bezpośredni sposób odradzając jej tę ideę, co nakierowując na odpowiednią drogę, by do takich wniosków doszła sama. A teraz? Wystarczyło, że zarzuciła Septimusowi oderwanie od rzeczywistości, by nagle zmieniła się cała narracja siedzącego naprzeciw niej czarodzieja. - To męska solidarność? - jej głos zabrzmiał zimno, oceniająco.
Mathias Schaefer miał zalety. Dirk Schaefer miał zalety. I jak skończyli? Gdzie się znaleźli przez jej zgubne życiowe wybory? Doprowadzeni na skraj obłędu, jeden szaleńczo zakochany, nierozumiejący chłodnego odtrącenia, powiększania dzielącego ich dystansu, choć przecież cieleśnie znajdowali się tak blisko siebie; drugi porzucający rolę dobrego ojca i przykładnego męża dla chwili ulotnej przyjemności na skraju rzeki daleko od domu, przyłapany przez żonę o złamanym sercu. Amelia z trudem akceptowała świadomość, że gdyby tamtego dnia nie doszło do nieszczęśliwego wypadku i ataku chimery, dziś miałaby doszczętnie zrujnowaną reputację. Nie tylko przez staropanieństwo, ale przez wszystko, czego się dopuściła. To z kolei odciskało na jej osobowości wciąż parzące piętno. Widok martwego, rozszarpanego ciała już tak nie druzgotał. Nie budziły koszmary, w których wypadek przeżywała na nowo, w chorym cyklu zapętlonego początku i końca. Ale w chwili, kiedy miała styczność z pragnącym jej dłoni Septimusem, nie chciała widzieć go jako jednego z truchła na greckich piaskach, nawet tych metaforycznych, pozornie mniej katastrofalnych.
Boi się pani. W ciszy spojrzała na Hectora, już rozchylała wargi, by temu zaprzeczyć, jednak z gardła nie wydostało się żadne słowo; wiedziała, że miał rację, a to, że niechętnie przyznawała się do tego przed zwierciadłem nie miało tu nic do rzeczy. Kontrola - miała ją na co dzień, w strachu również? Nigdy dotąd Amelia nie sądziła o tym w ten sposób, nie czuła się w kontroli, dopóki emocjonalny lęk nie ustępował, wymieniany na spokojne tony. Nie chcę żyć w fałszu, przemknęło jej przez głowę, gdy mężczyzna wspominał o dwukrotnym zastanowieniu się przed skokiem w wir absurdu; wtedy także rozważała za i przeciw, miała wątpliwości, a mimo to żądza zwyciężyła. Zniszczyła wszystko. Czy dojrzałość przeżytych od tamtej pory lat mogła dawać jej komfort bezpieczeństwa w poczuciu, że teraz byłaby w stanie odmówić sobie podobnego występku, złamania tylu serc? Amelia rozmasowała bolesną skroń i mocniej zaciągnęła zasłonę na okno w momencie, w którym Vale sugerował ofiarowanie Septimusowi szansy. Merlinie, chciała tego, naturalnie, że chciała, wręcz poczuła ukłucie gorąca rozlewającego się po jej ciele na samą myśl, ale nie pozwoliła temu wypłynąć na powierzchnię, miała przecież kontrolę.
- Zostanie pan na kolacji - oznajmiła niespodziewanie, nawet nie pytając czy w istocie miał na to ochotę. Jeszcze zanim zaczęli dzisiejsze spotkanie Eberhart zdążyła zostawić w piekarniku jagnięcinę natartą czosnkiem i cebulą, upatrzoną w jednej z książek kulinarnych, jakie posiadała w kolekcji bogato zdobionego biblioteczkami salonu; co prawda przepis musiała okroić z kilku składników, głównie przypraw przez niemożliwość ich dostania w londyńskich sklepach, chociaż sam fakt, że nie spaliła kuchni był już pochwałą jej umiejętności. - Ten jeden raz nie mam ochoty wyrzucać ani pana za drzwi, ani dodatkowej porcji, którą zrobiłam, do kosza, więc - zapraszam  - czarownica miękkim krokiem skierowała się do kuchni, zanim niewątpliwie oszołomiony propozycją Hector odzyskałby rezon, by jej odmówić. Jeśli miał innych pacjentów, trudno. A jeśli oczekiwało na niego prywatne życie? Też trudno, niespecjalnie przejmowała się zobowiązaniami swojego psychiatry, szczególnie nie kiedy lekkim machnięciem różdżki wydobywała brytfankę z piekarnika i lewitowała ją na deskę na kuchennym blacie. Do naturalnie wytworzonego sosu należało dolać jeszcze kilka łyżek miodu, polewając nim również samo mięso; do tego sięgnęła po wcześniej przygotowaną surówkę z buraczków i ze wszystkim przeszła do jadalni, część niosąc za sobą dzięki zaklęciom, a część dzierżąc dzielnie we własnych dłoniach. - Niewykluczone, że będzie... zjadliwie. Rzadko mam okazję gotować, zazwyczaj jadam po prostu na stołówce w pracy - stwierdziła bez zażenowania, następnym zaklęciem przywołując na stół skromną białą zastawę. - Mathias chciał, żebym nauczyła się dla niego chociaż kilku potraw i nawet miałam plan to zrobić, zanim miłość się wypaliła, potem to nie miało już sensu - ciągnęła Amelia. Jeśli Hector dopatrywał się w jej zaproszeniu niepoprawnych zamiarów, przeliczył się; w dalszym ciągu kontynuowała przewodzącą im sanację, jedynie w innych okolicznościach, zajmująca miejsce na jednym z krzeseł. - Poświęci się doktor dla dobra mojej przyszłości - podobnie jak on pozwolił sobie na drobną żartobliwość chwilę temu, tak i w jej głosie wyjątkowo wybrzmiała bardziej rozbawiona nuta, choć ekspresja sugerowała lawinę przemyśleń przytłaczających ją tak obficie jak woda lejąca się na wnękę młyna. Boi się pani. Jego słowa wciąż szumiały w myślach.

| wykorzystuję: jagnięcina (0,5 kg), miód (200ml), sól (60g), cebula (1 szt), czosnek (1 szt), buraki (0.4kg - ze stycznia)


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Salon [odnośnik]10.02.22 21:05
Zamrugał, gdy wytknęła mu zmianę podejścia. Nie, to nie męska solidarność, ale... Upił łyk wody, kupując sobie sekundę czasu do namysłu. Miała rację, coś się w nim zmieniło. Coś na tyle znaczącego, by nie pomagać jej już zamknąć się we własnej samotni, a odważyć się sięgnąć głębiej i subtelnymi prowokacjami próbować dojść do sedna problemu. Chciał podczas tej wizyty oczyścić umysł, zapomnieć o koszmarach i atakach paniki, zapomnieć o kłopotach w domu, skupić się na niej i udawać, że wszystko jest tak samo, jak dawniej. Może samemu potrzebował poczucia stabilności, równie mocno jak Amelia - te spotkania, dotychczas przewidywalne, były stałym elementem w życiu ich obojga. A wydawało mu się, że pragnął, żeby wszystko było jak wcześniej.
A co jeśli nie? Wcześniej nie znał smaku pustki. Nie chciał czuć jej nigdy więcej. Co, jeśli podświadomie zmienił swoje metody psychologiczne, chcąc uchronić pacjentkę przed tym, co niegdyś wydawało mu się marzeniem, a obecnie koszmarem?
-Nie, to nie męska solidarność. - odpowiedział bezbarwnie, kryjąc wątpliwości za maską profesjonalizmu. -Po prostu... temat się nie skończył, wciąż pani o nim opowiada, on wciąż się stara. Poprzednie podejście okazało się bezproduktywne, trzeba je dostosować do okoliczności. - skwitował. Musiał zachować autorytet, nawet jeśli właśnie przeżywał wątpliwości. Mówił więc dalej. Więcej niż zazwyczaj. Może bardziej od serca niż zazwyczaj. Na pewno z przenikliwą odwagą, bo po jej minie i ciszy zauważył, że trafił w czuły punkt. Znał go zresztą od dawna, po prostu dopiero dzisiaj wbił weń szpilę. Amelia Eberhart chciała być silna, nie chciała się bać[i].
I właśnie mu to udowadniała, przekraczając granicę dystansu i prywatności, zapraszając go na [i]kolację
. W dodatku przyrządzoną własnoręcznie, przez kobietę, która zdawała się zaprzeczeniem typowej pani domu. Łatwiej było mu wyobrazić ją sobie w spodniach niż w kuchni.
-Dziękuję za zaproszenie, zostanę z przyjemnością. - odparł z uprzejmym uśmiechem i jedynie cieniem zaskoczenia. Chwilę obserwował ją w milczeniu, rozluźniając barki i siadając w fotelu wygodniej - jakby jakaś granica się zatarła. Ciekawe, z psychologicznego punktu widzenia.
Przechylił lekko głowę, świadom, że każda transakcja jest transakcją wiązaną. Podarowała mu ciekawy punkt zaczepienia i sama przyrządzała posiłek. Mógłby... powinien... odpłacić się, choćby komplementem.
-Spokojnie, na pewno będzie zjadliwe. - nie mógł jednak komplementować potrawy, uprzednio jej nie skosztowawszy. A żeby nie rzucać słów na wiatr i odpłacić się czymś jeszcze, dodał z kwaśnym (czyżby złośliwym? Jad nie był jednak wymierzony w Amelię...) uśmiechem. -Wnioskując po zapachu, moja żona gotowała o wiele gorzej.


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Salon [odnośnik]12.02.22 21:54
Granice trwające pomiędzy nimi jak tamy, kiedy już były forsowane, rozbryzgiwały się w drobny mak. W iskry kamienia trącego o kamień, w zgliszcza wojennego pobojowiska, co najmniej jak po przejściu tysięcznej armii doprowadzającej podbijane pola do ruiny ciężarem opancerzonego obuwia; Amelia bywała jak taran, torując drogę do nowin, którymi zazwyczaj zalewała Hectora bez ostrzeżenia. Miesiące ciszy trwały tylko po to, by wreszcie skonkludować swoje istnienie gwałtowną rewelacją stawiającą wszystko na głowie. Dwa lata, tyle razem spędzili; dwa lata terapii, po których powinien być do tego już przyzwyczajonym. W pewnym sensie przypominała wolno rozbudzający się wulkan, który w erupcji zalewał żrącą lawą wszystkie okoliczne wioski. Tym razem - kolacja sprowadziła na nich tę ruinę, tę metaforyczną transcendencję do innego wymiaru; co prawda Amelia zamierzała rozplanować ją na kilka kolejnych dni, by nie musieć męczyć się gotowaniem po jutrzejszej pracy, jednak widok zdziwienia malującego się delikatnie zarysowanym impastem w ekspresji Hectora był wart poświęcenia.
- Na pewno? Myślałam, że terapeuci nie mają w zwyczaju okłamywania swoich pacjentów. To etyczne? - prowokowała Amelia, odnalazłszy w jego słowach haczyk, na jakim mogła zawiesić całun swojej złośliwości. Drobnej, w gruncie rzeczy niegroźnej, ktoś mógłby ocenić, że przyjacielskiej, gdyby nie fakt, że przyjaźni między nimi nie było wcale. Szacunek, zaufanie, tak, lecz nie przyjaźń. Tej granicy Eberhart nie zamierzała, a nawet nie mogła przekroczyć: przecież równałoby się to z obowiązkiem zakończenia wspólnych spotkań, jeśli Vale zacząłby postrzegać ją jako wartościowszą w swoim prywatnym życiu, niż jedynie jako obowiązek zawodowy, kolejną zbłąkaną, absurdalnie zatopioną we własnej upartości duszę, którą musiał naprawić technikami poznanymi na kursach. Musiał, albo chociaż powinien.
Wspomnienie żony nieco wytrąciło ją ze zwyczajowej równowagi; od lat skupiali się na jej życiu, jego pozostawiwszy gdzieś w cieniu, daleko za plecami, by nie infekowało swoim wpływem decyzji, jakie podejmować miała Amelia. Kobieta lekko zmarszczyła brwi, jednocześnie zajęta krojeniem mięsa, którego porcję ułożyła na talerzu Vale'a, niby przykładna pani domu, wprawdzie jednak robiąca to wszystko bez wprawy, wedle przeczucia.
- Oczekuje pan, że o nią spytam, doktorze? - podjęła bez głównej emocji dominującej w głosie, było ich tam kilka, zaintrygowanie, zdziwienie, nawet speszenie, kiedy tym razem to on zdecydował się wyważyć ścianę kolejnej tamy i wpuścić do wyschniętego koryta pierwsze tchnienie uwolnionej rzeki. - O to, jak układa wam się pożycie? Że się tym zainspiruję? Stwierdzę, że warto? - o ironio, Amelia nie podejrzewała tragizmu czającego się w historii czarodzieja. Złamanego serca, zadrapanej dumy, poczucia zdrady cierniem wdzierającego się w serce; nie było tam żadnej inspiracji, a przestroga, bo przecież nikt równie dobrze jak Hector nie pokazałby jej dramatu tylko czekającego na zakwaszenie pięknej, romantycznej historii, czy może raczej burzliwej, lecz namiętnej, w stylu jej związku z Septimusem. - Wie pan, że nie jestem tym typem. Jeśli chce mi pan coś o sobie opowiedzieć, proszę to wydusić bez podchodów - wbrew pozorom jej ton zabrzmiał miękko, usiadła naprzeciw niego przy jadalnianym stole i z ociąganiem uniosła sztućce do mięsa, zagłębiając się w porcję kolacji. Spodziewała się spalenizny ukrytej gdzieś pod warstwą upieczonej skórki. Trucizny zakamuflowanej w miodzie, chociażby, lecz do tego, ku jej zdziwieniu, nie doszło... Brwi kobiety rozluźniły się i uniosły nieco wyżej, zdziwione spojrzenie skierowała wtedy na Hectora, ciekawa jego opinii. Wyczekująca uzasadnionego komplementu?


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Salon [odnośnik]14.02.22 5:34
-Czymże jest prawda? - odparował z lekkim uśmiechem, bo nigdy nie był człowiekiem, który nie potrafiłby znaleźć odpowiedzi na prowokacje i złośliwości. Doświadczenia nabrał w pracy, ale zimną krew zaczął w sobie wyrabiać o wiele wcześniej. W szkole, gdy tylko kpiny oraz chłodna logika mogły go uchronić przed złośliwością rówieśników. W Shropshire, którego mieszkańcy walczyli ze sobą nieustannie - orężem lub słowem. Nie wiedział nawet, że Amelia mogła słyszeć już powiedzonko z rodzinnego hrabstwa - Hector używał frazesów ze Shropshire nader oszczędnie, pewien przyjaciel Eberhart z Ministerstwa nadzwyczaj chętnie. -Zmiana zdania nie jest kłamstwem ani brakiem etyki. Jedynie dostosowaniem terapii do nowych realiów. - dodał poważniej, cierpliwie.
Dostrzegł jej grymas, gdy wspomniał o żonie. Kolacja, życie osobiste. Eberhart właśnie tak okazywała zdziwienie - nie byłaby sobą, gdyby nie odgrodziła się od niechcianych uczuć albo niepożądanej ciekawości fasadą złośliwości.
-Nie, nie warto. - skwitował sucho. Niechętnie spróbował wrócić myślami do tamtego Hectora, człowieka którym był w połowie lutego, jakąś wersję siebie z własnych koszmarów. Człowieka, który lepiej - jeszcze lepiej niż uśmiechający się na zawołanie magipsychiatra, niż mąż pozwalający żonie wychodzić z domu nocą - tłumił wstyd i gniew. -Nie warto, bo od pół roku nie żyje. - niegdyś nosił obrączkę, teraz nie, ale Eberhart nie musiała przecież zwracać uwagi na takie detale, rozmawiali dla niej i o niej. Płaciła za jego czas i powinna wtedy koncentrować się na sobie. Lubił ją zresztą za to - w przeciwieństwie do innych pacjentów o podobnie nieugiętym usposobieniu, nie szukała dziur w jego życiorysie aby czuć się lepiej z samą sobą. Nigdy nie spytała o rodzinę ani o kalectwo, nigdy nie szukała jego czułych punktów, potrafiła zachować się profesjonalnie[i] nawet gdy terapia bywała niewygodna.
-I nie układało się, [i]pożycie.
- uśmiechnął się lekko, nieco drwiąco. Nie kpił z Amelii, nie. Jeśli już, to z własnego małżeństwa. Skoro potrafił się na to zdobyć, to może czas leczy rany.
-I nie chcę pani zanudzać opowieściami o sobie. - dodał, obracając w pajęczych palcach szklankę. Na moment utkwił wzrok w tafli wody, aż w końcu podniósł jasne, smutne oczy na Amelię.
-Co najwyżej powiedzieć, że… ożeniłem się młodo z rozsądku, rodzinne tradycje i aranżacje, te sprawy. Że… zazdroszczę pani i mądrości i wyboru. - wyrzucił z siebie na jednym wydechu, opuszczając lekko barki. -Mam nadzieję, ze wybierze pani właściwie. I będzie szczęśliwa z własnym wyborem. - uśmiechnął się blado, świadom, że jego słowa brzmią jak obietnica i ostrzeżenie. Wybory były słodkie i gorzkie zarazem, bywały niemożliwe, przerażały. A jednak wszystko zdawało się lepsze od wyczekującego spojrzenia pana ojca, faktycznie jest bardzo piękna, wymuszone uśmiechy, wymuszone obrączki, syn spłodzony z obowiązku, młodość zbyt zuchwała by mogli przewidzieć konsekwencje własnych działań. Zniszczone życie - odzyskane tylko dzięki śmierci. Nigdy nie chciał, by jego wolność oznaczała jej śmierć, a jednak pragnął przecież wolności i nie umiał sobie tego wybaczyć. Zwłaszcza po tygodniu koszmarów, w których zaciskał pajęcze palce na jej szyi i wydzierał dla siebie tą wolność bez przypadkowego pośrednictwa wilkołaka, noc po nocy.



We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach