Wydarzenia


Ekipa forum
Studnia
AutorWiadomość
Studnia [odnośnik]27.09.15 16:36
First topic message reminder :

Studnia

Błądząc w nokturnowych uliczkach można natrafić na wiele odpychających miejsc, jak i sprawiających wrażenie opuszczonych. Tynk odchodzi od ścian przy najdelikatniejszym dotknięciu, na niewielkich betonowych placykach za budynkami, dawniej służącymi jako prowizoryczne ogródki, leżą najróżniejsze śmieci, od kartonów po zdezelowane meble. Ten ciąg kamienic nie należy do wyjątku, pokoje to najtańsze, najciaśniejsze klitki, wynajmowane głównie przez podejrzanych oprychów lub lokalnych alkoholików i ćpunów, którzy niejednokrotnie dla każdego knuta są w stanie wyciągnąć różdżkę lub przystawić nóż do gardła. Gdy wkroczysz na teren kamienicy przez łukowate przejście zamykane drewnianymi drzwiami naruszonymi w zawiasach, twoim oczom ukaże się studnia z zablokowanym wlotem. Mówi się, że często tutaj lichwiarze dopadają swoich dłużników, by otworzyć wieko i nastraszyć delikwentów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Studnia - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Studnia [odnośnik]29.05.20 3:06
1 maja

Odbieranie długów było niewdzięczną, ale za to intratną pracą. Po dekadzie na Nokturnie, Daniel miał zresztą wyćwiczony cały repertuar zastraszania oraz wyciągania z ludzi pieniędzy i informacji. Te ostatnie bywały zresztą czasem cenniejsze niż galeony.
Kwiecień przyniósł chaos i zamieszanie, ale gdy tylko sytuacja nieco się ustabilizowała, Wroński z łatwością znalazł dla siebie kilka intratnych zleceń. Zamknięcie granic miasta oznaczało upadek kilku mniej lub bardziej legalnych biznesów oraz uniemożliwiało ucieczkę nowym dłużnikom. A on z wielką chęcią zgodził się szybko i sprawnie odebrać kwietniowe raty. Nokturnowe płotki normalnie uciekały z dzielnicy i z miasta, gdy tylko podpadły wielkim rekinom. Teraz, paradoksalnie, na Nokturnie było bezpieczniej (lub równie niebezpiecznie?) jak w pozostałych częściach Londynu, na ucieczkę decydowali się tylko nieliczni, a Wroński z satysfakcją zdał sobie sprawę, że nie będzie musiał biegać za dłużnikami po całym mieście. Tak jak podejrzewał, jednego z nich znalazł pod jego zwyczajowym adresem. Przystąpił do zadania pierwszego maja, nie zamierzając dać gagatkowi ani dnia dłużej na ogarnięcie się i spłacenie raty. Nie jemu - on nie zapłaci.
Severyn Valhakis, czarnowłosy młodzieniec o orlim nosie, egzotycznym nazwisku, bladej cerze i podkrążonych oczach, przemykał po klatce schodowej, nerwowo oglądając się przez ramię. Wyglądał, jakby siedział w swojej norze od dobrych kilkunastu dni, ale jedzenia ani narkotyków się przecież nie wyczaruje. Ponoć młodzian zadłużył się niegdyś u zleceniodawcy Wrońskiego na śnieżkę, a teraz - zamiast spłacać dług - marnował pieniądze na inne, nieco tańsze używki.
Daniel nie miał pojęcia, czy informacja o śnieżce jest prawdą, czy nie. Jego pracodawcy wiedzieli, że pracował nieco efektywniej, gdy czuł do ofiary obrzydzenie, a on udawał, że nie wie, gdy naginają nieco prawdę. Fakt faktem, Valhakis uzależnił się, zadłużył, zamieszkał w norze i nie rokował na kogokolwiek, kto spłaci kiedyś swój dług - nawet zastraszony.
Dlatego Daniel miał zastraszyć dzisiaj jego rodzinę. Valhakisowie dorobili się niegdyś na nielegalnych interesach, ale ponoć już dawno się od nich odcięli i wiedli spokojną egzystencję na południu Anglii. Z uwagi na ich reputację, można by domniemywać, że Severyn - mogący wieść spokojne życie w dostatku - popadł w złe towarzystwo.
Daniel wiedział lepiej. Wrońscy też sprawiali wrażenie nienagannych obywateli, ale z Nokturnem i czarną magią łączyły ich silne więzy. Możliwe, że jego własny ojciec robił interesy z Valhakisami - dlatego Dan nie miał zamiaru ich nie doceniać ani używać łagodnych środków. Ci ludzie sporo widzieli, istniała też spora szansa, że wcale nie obchodził ich los Severyna.
Był najlepszy, dlatego wynajęto go do tego zadania. Zdusił natrętne myśli o podobieństwie między sobą a Valhakisem (chłopak z na pozór dobrego domu ucieka od rodziny na Śmiertelny Nokturn...), przypomniał sobie, że jest dużo lepszy od swojej ofiary (ja nie ćpam gówna i na pewno bym się z tego powodu nie zadłużał) i skupił się na sowitej prowizji od zlecenia. Dostanie w końcu zapłatę tylko jeśli wysępi od gagatka te pieniądze.
Gdy tylko Severyn wyszedł z klatki schodowej, Daniel wyszedł z cienia i skierował różdżkę na plecy młodziana.
-Aquassus. - szepnął. Używanie czarnej magii jak zwykle niosło ze sobą mieszankę ekscytacji i niepokoju. Dzisiaj bardziej niepokoju, ale Wroński szybko zdusił wyrzuty sumienia na widok krztuszącego się chłopaka. Bywały uroki, które są okrutniejsze - a podtopić Severyna mógł choćby w studni. Czarna magia była praktyczniejsza, szczególnie jeśli rzuciło się zaklęcie poprawnie i nie dostało przy tym krwotoku z nosa. Dziś wydawała się posłuszna, dostosowując się do życzenia Daniela i efektownie atakując Valhakisa. Młodzian zachwiał się na nogach i obejrzał przez ramię, ale w tej chwili Wroński doskoczył do niego, opuścił różdżkę i popchnął Severyna na studnię. Lubił mieszankę czarów i tradycyjnego bicia się, zawsze zaskakiwała przechodniów.
Pod chłopakiem ugięły się nogi, a Daniel chwycił go za poły koszuli, zdusił mdłości (kiedy ten ćpun brał ostatnio prysznic?!) i wbił kolano w jego brzuch. Choć Aquassus przestało już działać, Severyn nadal nie mógł złapać oddechu - Daniel łaskawie dał mu na to kilkanaście sekund, bo sam miał kwestię do wygłoszenia.
-Myślałeś, że możesz nie płacić, gnojku? - syknął, łypiąc na Severyna groźnie i czekając na błysk grozy i realizacji w jego oczach. Może próbę rozpoznania, ale ta zda się na nic - Daniel nigdy nie widział chłopaka i pracował jedynie dla swojego zleceniodawcy.
-N..nie mam... - wyjęczał Severyn, kręcąc głową bardzo powoli. Tak, jakby miał zamiar się poddać. Wrońskiego nie zdziwił brak despreacji, młodzianowi pewnie już nic nie zostało.
-Timoria. - warknął Daniel, chcąc zapobiec wszelkim głupim pomysłom i nieco ożywić zobojętniałego chłopaka, hehe. -Wiemy, że nie możesz zapłacić. Dlatego poprosisz o pieniądze swoją rodzinę. - dodał wyćwiczonym, bezosobowym, lodowatym głosem. Z satysfakcją obserwował, jak w oczach chłopaka pojawia się błysk przerażenia - może wywołanego jego urokiem, a może prawdziwego. Gdyby chciał poprosić o pomoc rodzinę, już dawno by to zrobił. Na pewno miał swoje powody, by się z nimi nie kontaktować. Jak ja z moją.
Tyle, że nie miał już wyboru. Wroński dostarczy go dzisiaj do piwnicy swojego zleceniodawcy, wydobędzie z niego wiadomość dla rodziny, a potem anonimowo dostarczy ową wiadomość Valhakisom. Ryzyko za wydostanie się z Londynu i dostarczenie przesyłki do ich rezydencji było płatne ekstra. Zlecenie idealne.
-A teraz rzuć różdżkę, bo użyję Adolebetique. - zaproponował, ciekaw, czy Severyn zna działanie pewnego czarnomagicznego zaklęcia. Drżącą ręką, przerażony chłopak sięgnął do kieszeni płaszcza i rzucił różdżkę na kamienny bruk. Doskonale, czyli zrozumiał przekaz.
-Esposas. - Daniel uśmiechnął się zimno, acz uprzejmie. Był rad, że Valhakis kooperował i przyjął jego propozycję. Parzący łańcuch byłby kłopotliwy dla obu stron, lepiej użyć bardziej tradycyjnego. -A teraz grzecznie pójdziesz ze mną. - obwieścił, szarpiąc za łańcuch i stawiając Severyna na równe nogi. Sam nie da rady iść, ale Wroński miał zamiar być dla niego podporą i wsparciem. Droga do piwnicy zleceniodawcy nie była długa, a w mrocznych zaułkach nikt ich nie zatrzyma ani nie będzie zadawał kłopotliwych pytań. Było w końcu nieco przed świtem - czy Severyn łudził się, że w środku nocy będzie bezpieczny? Wroński uważał, że to właśnie o tej porze pracowało się najwygodniej. Nokturn wreszcie poszedł spać i jeszcze przez chwilę się nie przebudzi.
Przejęcie i znalezienie Valhakisa było nie było najtrudniejszą częścią planu, pozostało jeszcze nakłonić go do wyrecytowania jakże przekonującej wiadomości dla swoich rodziców. Na szczęście, Severyn wydawał się kooperować i Wroński liczył, że kilka ciosów w szczękę oraz kolejny Aquassus załatwią sprawę. Zleceniodawca dał mu wolną rękę w kwestii użycia jakichkolwiek zaklęć, nawet niewybaczalnych, ale Daniel wolał... prostsze metody perswazji. Zazwyczaj działały.
Wepchnął młodziana do jednej z piwnic, gdzie były już przygotowany siennik, wiadro, oraz myślodsiewnia.
Zasadził mu prawym sierpowym, na rozgrzewkę, a potem ściągnął z niego łańcuchy i wręczył mu z powrotem różdżkę.
-A teraz, Severynie Valhakis, wygłosisz przekonujący monolog dla swojego starego, podkreślając, jak bardzo upokorzymy całą twoją rodzinę, jeśli nie prześle pieniędzy. Wiem, że teraz cię boli, ale jego zaboli bardziej, jeśli wyda się, czym się tu zajmowałeś i za czyje pieniądze. Śnieżka, hm? Wiesz ile ważnych osób ma półwile lub ćwierćwile w swoich rodzinach? - nie tracąc czujności, nadal mierzył w chłopaka różdżką, na wypadek głupich pomysłów. Timoria nadal działała, młodzieńcowi trzęsły się nogi, ale w niczyim interesie było go zabijać lub dalej torturować. Miał tylko przyznać się do winy i wydobyć z siebie to wspomnienie do wglądu ojca. A potem przyznać się drugi raz, bo lepiej mieć dwa wspomnienia do dyspozycji.
Daniel spodziewał się większego oporu, ale chłopak zaczął gadać zadziwiająco szybko - wystarczył jeszcze tylko jeden Aquassus, rzucony za karę za zbyt gwałtowne podniesienie różdżki. Przed świtem, Wroński wręczył swojemu zleceniodawcy klucze do piwnicy, mając nadzieję, że nikt nie będzie dalej męczył biednego Severyna. A nawet jeśli, to już nie jego sprawa - sam ruszył do dworku Valhakisów, dostarczyć myślodsiewnię z prośbą o pomoc pod ich próg.
Okup Dług nie był wygórowany, powinni zapłacić. I to zrobili, bo kilka dni później Wroński dostał swoją upragnioną prowizję.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Studnia [odnośnik]06.11.20 21:35
17 sierpnia '57

Słodko-gorzka woń zgnilizny mieszała się z ciężkim dymem wieczornego miasta; metaliczny posmak na końcu języka, zalegający w najmniejszych kątach nokturnowej alei drażnił goryczą i igrał ze zmysłami; w dole żołądka pulsowało wyczekiwanie. Wyczekiwanie na przemian kłócące się z ogromnymi pokładami znużenia; nuda wkradająca się w rutynę, monotonia naznaczona groteskową brutalnością; ileż jeszcze wieczorów miała poświęcać temu, co w teorii nie obchodziło jej wcale?
W teorii, gdyż praktyka klarowała się dla panny Dolohov w nieco innych barwach; czyż nie wspaniałe były kolejne butelki ekstrawaganckiej whisky, kolejne pęczki błyskotek, kolejne suknie lśniące w błysku nocnych lamp? Nie ekscytujące galeony, z burżujską satysfakcją upadające na posadzkę; nie był słodkim dźwięk pieniądza brzęczącego w dłoni?
Wśród całego spektrum gorzkiego materializmu stała również mara sentymentalności; krucha i pozorna, niczym wątłe poczucie obowiązku, krótka myśl, że robiła to dla ojca. Na jego polecenie.
Obcasy stukały głucho, mieszając się z niepokojącymi dźwiękami, które otulały niechlubną dzielnicę; temperatura nijak przypominała jeden z letnich, beztroskich wieczorów; miejsce zapomniane, skazane na niełaskę i gorycz jestestwa – na Nokturnie nie było miejsca na najdrobniejszy okruch ciepła.
Ułudny promień nie zaszczycił również myśli Rosjanki; jedyne ciepło utrzymywało się między smukłymi palcami za sprawą rozżarzonego papierosa; wsparta o kamienną ścianę sylwetka skryta za szerokim rondem kapelusza kipiała fałszywą nonszalancją. Wsunięta w kieszeń dłoń, zaciśnięta na kojącym drewnie różdżki, i zgarbione plecy skutecznie zakryły kobiecy zarys; ciemne odzienie zlewało się ulegle z mrokiem zaułka. Cisza przerywana cichym syczeniem spalanego tytoniu i drobnymi kroplami tańczącymi w okowach szpetnej studni; cisza wybrzmiewająca w umyśle Tatiany, dostatecznie odsuwającej od własnych myśli jakiekolwiek zakłócenia. Pieprzony relaks. Cisza przed burzą.
Za sześć minut wyjdzie z Białej Wywerny. Za sześć minut zaklnie siarczyście i zatoczy się w mrok wąskiej uliczki. Za dziewięć żołądek wywróci się do góry nogami, a jedenasta sprowadzi łaskawy krajobraz studni, by w mętnej, cuchnącej wodzie obmyć parszywą mordę.
Za dwanaście minut skurwiel przypomni sobie o zapłacie.
Gęsty obłok wypełzł spomiędzy pełnych warg; Otets, cóżem ci uczyniła, że każesz mi pilnować swoich pierdolonych interesów?



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Studnia [odnośnik]12.11.20 19:39
Przesunął wzrokiem wzdłuż skąpanych w ciemności gmachach budynków, kiedy to opuściwszy Karczmę „Pod Mantykorą” postanowił obrać kurs na nagryziony zębem czasu dziedziniec. Zapewne nawet mimo dziesiątek lat użyteczności prezentowałby się o niebo lepiej, gdyby nie wszędobylski brud, smród szczyn i kilku pijanych w sztok lokalnych kretynów, którzy zamiast zajmować opuszczone mieszkania wybierali kamienne ławy. Wielu było przesiąkniętych Śmiertelnym Nokturnem; nie wyobrażali sobie wychodzić poza jego granice, znaleźć dla siebie jakiejś perspektywy, być może nawet pracy. Preferowali grabieże, pobicia dla kilku knutów – choć nie było tajemnicą, że zwykle zalanych w trupa nie było trudno ich powalić, gdy pojawiał się nieco sprawniejszy lub umiejętnie władający magią przeciwnik – zaczepianie dla prostej, nędznej rozrywki tudzież łapanki przypadkowych, lekkomyślnych panienek. Szatyn zdążył przywyknąć do tego typu sytuacji; zwykle nie wtrącał się, unikał dawania powodu do wszczęcia awantury i nie zwieszał na nikim dłużej swego wzroku. Zwady nie dające mu żadnej korzyści nie leżały w jego naturze, choć wyjątkiem były momenty, kiedy wychylił za dużo szklaneczek ognistej lub innych wysokoprocentowych trunków, a ktoś podjudzał go kolejnym niewyparzonym tekstem albo lubieżnym gestem w kierunku towarzyszącej mu kobiety. Wtem bywał nieodpowiedzialny i dawał się ponieść emocjom, które zwykle skrywał głęboko w sobie, ale co do zasady nieszczególnie przychodziło mu rano tego żałować. Abstrahując od wspomnianych wybryków trzymał się niepisanej zasady, że w tej dzielnicy ściany nie miały uszu, a każdy nielegalny biznes mógł być omawiany nawet w przepełnionym ludźmi barze.
Przemierzając kolejną z brukowanych uliczek momentalnie jego uwagę przykuła postać opierająca się o brudną, kamienną ścianę budynku. Zmrużywszy oczy wsunął dłonie do kieszeni szaty, aby zacisnąć palce na wężowym drewnie. Nie obawiał się ataku, jednakże wolał dmuchać na zimne i nie dać się zaskoczyć.
Im mniejszy dystans dzielił go od unoszącej się smugi nikotynowego dymu tym większą zyskiwał pewność, że ta osoba nie była mu obca. Czujne oko szybko wyłapało kilka detali sugerujących, że wcale nie miał do czynienia z mężczyzną, a kobietą, która najwyraźniej na kogoś czekała i jeśli na znajomego, to czy na pewno było to rozsądne miejsce? Bliskość studni rzucała nieco inne światło na sprawę – w końcu każdy mieszkaniec tej parszywej dzielnicy wiedział w jakich celach się ją wykorzystywało. Wody zdatnej do picia nie było tam od lat.
Dopiero, gdy miał ją minąć kątem oka dostrzegł skrytą pod kapeluszem twarz. Cofnął się o krok nie kryjąc ironicznego uśmieszku, który leniwie wpełznął na jego wargi. -Drapieżnik nigdy nie śpi?- rzucił przyciszonym tonem.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Studnia [odnośnik]14.11.20 11:18
Spoglądała na otaczający zewsząd brud z dziwaczną wyższością; manią, nonszalancją, zupełnie prawdziwą, jak gdyby naprawdę wierzyła w to, że jest kimś lepszym. Dla samej siebie, dla sprawy, a może dla innych; odcinała wyraźną kreską stałych bywalców Nokturnu; tych strawionych obłędem, alkoholem, biedą; nie dopuszczając do myśli przypuszczenia, że być może łączyło ją z nimi cokolwiek. Faktycznie była im tak obca, mieszkając na tej samej ulicy, krocząc tymi samymi ścieżkami, pijąc te same trunki i robiąc rzeczy, które robili oni?
Pewność siebie mieszała się z hipokryzją i głupotą; przekonanie o wyższości własnego, iście carskiego ja, odsuwało ją od ludzi, którzy dla galeona zrobiliby wszystko. Nie dopuszczała do siebie jakkolwiek podobnych wizji; kimże jednak była, obracając różdżkę w kieszeni, czając się w mroku jak drapieżnik, artykułując w głowie czynności, które wykonałaby na dłużniku z nieskrywaną przyjemnością; dla pełnej sakiewki ale i własnej zabawy?
Rozżarzona końcówka papierosa wydawała się być jedynym źródłem światła w zatęchłej, wilgotnej przestrzeni. Mokre mury niosły ze sobą przytłaczające pokłady chłodu, przykry zapach osiadał na budynkach, ulicach i ścianach, wyczuwalny nawet pośród gęstego obłoku tytoniowego dymu.
Być może przywykła; być może nozdrza zdołały napotkać na swej drodzy zapach zgoła gorszy od niedoli ludzkiego losu zakrapianej ciężkim alkoholem. Odliczała we własnych myślach; sekundy i minuty, raz po raz unosząc zwiniętą bibułkę w okolice własnych ust. Różdżka w kieszeni płaszcza ciążyła przyjemnie, drewno ocierało się o smukłe palce, a myśli przebierały w najciekawszych zaklęciach, które faktycznie mogłaby zaserwować temu, który już niedługo miał się zjawić w okolicach studni. I bardzo tego pożałować.
Spokój zakrawający niemalże o znużenie królował w spojrzeniu, do momentu, gdy nieopodal, między kolejnymi rzędami lokali nie przebiegł cień; wyraźnie ludzki i swobodny. Mimowolnie przycisnęła własne plecy bliżej kamiennej ściany, na kilka krótkich chwil zatrzymując papieros w uścisku między zębami, kiedy przez ciemne brwi przebiegła nuta ostrożności.
Ostentacyjnie, niemalże w rutynowym geście zadarła podbródek do góry, bezmyślnie zdradzając nie tylko własną płeć, do tej pory przyjemnie ukrytą wśród gęstego mroku, co swoje oblicze; niepokój nie zagrzewał jednak miejsca w głowie Rosjanki, jedynie zdumienie i cień rozdrażnienia pragnęły zidentyfikować tego, który pojawił się na horyzoncie.
Podejrzliwość sunęła po rysach twarzy zaledwie przez moment; niedługo później kącik ust kobiety drgnął ku górze, niedopałek wsunęła ponownie między palce; do uszu dotarły znajome tony głosu.
– Zgubiłeś się, Macnair? Odprowadzić cię do domu? – rzuciła miękko, niemalże troskliwie, drocząc się z nim w ramach powitania, w międzyczasie wychylając się na ułamek chwili zza ściany, kontrolnym spojrzeniem otulając okolicę, nim znów nie przeniosła wzroku na mężczyznę – Wieczorne spacerki?



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Studnia [odnośnik]21.11.20 20:38
Kogoż innego mógł spodziewać się skrytego w posępnym zaułku, z posępną miną, żarzącym papierosem w dłoni, zaciśniętej różdżce i kapeluszu kryjącym oblicze? Tatiana Dolohov lubiła czaić się na swych dłużników, wrogów, a nawet kochanków, którzy pozostawali na jej czarnej liście i ostatnimi czasy wychodził z założenia, że nieustannie grono nieszczęśników powiększało się. Coraz częściej przychodziło mu spotykać ją polującą nocą na nokturnowskich uliczkach i choć mógł przypuszczać, że działo się to z polecenia ojca, to nie wątpił, że poszerzyła również swe prywatne konszachty. Doskonale znał się ze starym Dolohovem, z którym to prowadził liczne, a przede wszystkim lukratywne interesy jeszcze za czasów przebywania na wschodnich ziemiach. Związek Radziecki był jego domem przez przeszło dekadę i to właśnie tam wykonywał nierzadko kilkutygodniowe zlecenia, dzięki którym zyskał biznesowe zaufanie w jego oczach. Zawsze oferował pokaźne sumki galeonów stanowiące dla młodego Macnaira nie lada gratkę zwłaszcza, że nim zagrzał miejsce u pamiętnej Rosjanki tułał się z kąta w kąt. Artefakty, ciche zabójstwa oraz finalnie przekleństwa były ich chlebem codziennym i z czasem nawet porozumiewali się jedynie za pomocą starożytnych run, co skutecznie szyfrowało listy. Miał fart, typowe szczęście nowicjusza, bowiem kto inwestował w młodziana – na dodatek obcokrajowca – o którym nie można było usłyszeć żadnych pogłosek? Kto po kilku głębszych kieliszkach postanawiał zawierzyć na tyle, aby przekazać kilka monet dla czystej zachęty? Wówczas wiele się zmieniło, szatyn nie był już tym małym, nieco zagubionym, choć niezwykle zmotywowanym i ambitnym chłopcem, tylko Śmierciożercą i najlepszym w swym fachu zaklinaczem. Wciąż jednak nie zapomniał o tym co Dolohov dla niego zrobił i mimo wielokrotnego oddawania uczynków czuł, że nadal miał u niego niepisany dług, a takowych nienawidził zaciągać.
-Do domu, czy do sypialni?- uniósł brew wyginając wargi w kpiącym uśmieszku. Tatiana nie była już tą samą dziewczynką, którą przyszło mu poznać, zaś kobietą – piękną, z pazurem i przede wszystkim dystansem do jego kretyńskich żartów. Znali się od lat i niejednokrotnie schlali do nieprzytomności przechylając ruską wódkę, więc miała sporo czasu, aby się do tego przyzwyczaić. Z resztą gdyby nie chciała, to chociażby próbowała go omijać szerokim łukiem. -Nocne łowy- odparł i oparł się o ścianę tuż obok niej. Nie pytał o zgodę, nie musiał. -Na kogo czekamy? Bo chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zatrzymałaś się podziwiać nocne uroki tej zacnej dzielnicy- zerknął na nią z ukosa, po czym sięgnął dłonią do wewnętrznej kieszeni szaty, z której wyciągnął piersiówkę i finalnie upił spory łyk.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Studnia [odnośnik]23.11.20 11:59
Mnogość pupilków ojca nierzadko wprawiała młodą pannę Dolohov w zdumienie; finalnie jednak Tatiana nigdy nie podważała decyzji czy działań Nikolaja, tak długo jak do domu spływało finansowe zasilanie, nie mogła przecież wtykać nosa w nie swoje sprawy. Fakt, że o pewnych sprawach lepiej było nie wiedzieć traktowała niemalże jak świętość – w końcu im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.
Gdzieś na granicy faktycznej lojalności względem ojca, a własnych pobudek, często dyktowanych zwyczajną nudą, potrzebą adrenaliny, czy kolejnym, głupim pomysłem zakrapianym gęsto alkoholem, znajdywała własne powody, dla których coraz chętniej i śmielej krążyła wśród gęstego mroku nokturnowskich ulic. Zadziwiające, jak prędko przyszło jej się zadomowić w obcym miejscu, jakże nieprzyjaznym i niesprzyjającym jakiejkolwiek asymilacji z obcym lądem i obcymi ludźmi. Wśród stałych bywalców, związanych z nią adresem bądź faktycznym kontaktem z ojcem, znalazła sobie coś na kształt własnej grupy, prędko przekonując się, że łączy ich coś więcej niż tylko bezustanna pogoń za galeonem.
Nawet w najgorszej spelunie ziemskiego padołu warto było mieć po swojej stronie sojusznika, a w miejscu tak nieciekawym jak Aleja Śmiertelnego Nokturnu, w istocie niezbędnym było zaopatrzyć się w ludzi po własnej stronie.
Choć natura; chłodna, nieprzystępna, zakorzeniona głęboko, szorstka i do cna podejrzliwa, nader często sprawiała, że Tatiana dopatrywała się spisku i zdrady gdzie tylko się dało, wspomnienie brata – wciąż żywe, wciąż palące, wciąż poruszające boleśnie wbity sztylet gdzieś w okolice podbrzusza – sprawiało, że Dolohov chciała wierzyć w to, co zaszczepił w niej Graham. Destrukcyjna potrzeba zabawy robiła swoje.
Kobiece wargi nie potrafiły powstrzymać uśmiechu, nieco pobłażliwego, nieco lisiego; przekrzywiła głowę raz w jedną, raz w drugą stronę, ostatecznie kręcąc nią i cmokając przy tym cicho.
– Prosto do łóżka. Całus w czółko na dobranoc dostaniesz w formie gratisu – mruknęła, o dziwo drocząc się z nim w jakże niewinny sposób, jakoby wcale żadne z nich nie utożsamiało sypialni z obrazem bynajmniej nie przypominającym układania do snu.
Raz jeszcze wychyliła się zza zakrętu, odmierzając kolejne cyfry, sekundy i minuty, które dzieliły ją – teraz już ich – od niechybnego spotkania z nieszczęśnikiem, na którego panna Dolohov zechciała tegoż wieczora zapolować.
– Czeka-MY? – unosząc brew ku górze wróciła spojrzeniem do mężczyzny, z nutą wesołości w spojrzeniu spoglądając jak wychyla łyk z metalowej piersiówki – Już zdążyłeś wprosić się na moją prywatną imprezę. Niegrzecznie – gdzieś na granicy próby brzmienia poważnie uśmiechnęła się po raz kolejny. Nieprzyzwyczajona do towarzystwa kogokolwiek podczas swoich wieczornych wojaży, mimo wszystko zignorowała chęć odprawienia go do domu.
– Chcesz się pobawić? To nic ciekawego, odprowadzenie cię do łóżeczka brzmi o wiele lepiej, ale jak to mawiają, wpierw obowiązki, później przyjemności.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Studnia [odnośnik]29.11.20 14:56
Sojusznicy w równie podłych dzielnicach byli niezbędni jeśli nie chciało się oberwać w twarz przy pierwszym lepszym wyjściu z mieszkania. Właściwie otrzeźwiający cios mógł okazać się najmniejszym wymiarem kary za iście nieodpowiedzialną decyzję kręcenia się po skąpanych w mroku, brudzie oraz smrodzie uliczkach Śmiertelnego Nokturnu. Szczególnie narażeni byli Ci, którzy niewiele mieli wspólnego z lokalnymi oprychami i barami, a co gorsza trafili tu zupełnym przypadkiem – wtem nie było dla nich litości. Tatiana nie była jednak osobą anonimową, miała swe kontakty, sieć konszachtów i nie przypuszczał, aby ktoś przypadkowy miał w sobie na tyle głupiej odwagi, żeby próbować ją dorwać pod osłoną nocy. Nie wykluczał porachunków, jednakże to nie leżało już w kręgu spraw, którymi powinien się interesować. Wierzył, że gdyby potrzebowała jego pomocy to bez żadnego skrępowania zapukałaby do drzwi poddasza tudzież posłała list.
Wygiął wargi w kpiącym wyrazie słysząc drobną i zarazem niewinną uszczypliwość. -Za wszystko inne będę musiał zapłacić?- rzucił bez większego skrępowania. Znali się już tyle czasu, że z pewnością przywykła do jego beznadziejnego i pozbawionego wszelkich hamulców humoru. Rzadko przychodziło mu ugryźć się w język – ostatni raz jaki pamiętał miał miejsce na noworocznym przyjęciu, kiedy to był gościem na salonach. Zdecydowanie nie był to jego klimat. Czuł się niczym posłany na rzeź, dlatego wraz z Sigrun zajął się degustacją win, których nazw nadal nie potrafił wymówić, zamiast dialogiem z wyższymi sferami. Od razu wyczuliby, że nie miał z nimi nic wspólnego.
-Nie mam nic w planach, więc powiedzmy, że pomogę Ci i przy okazji zgarnę kilka galonów- nie brzmiało to jak propozycja, nie brał pod uwagę sprzeciwu, choć mógł się takowego spodziewać.
-Załatwimy, co mamy do załatwienia i poświętujmy sukces przy czymś mocniejszym- zaproponował mając ochotę na kilka szklaneczek ognistej, którą i tak nieustannie upijał z metalowej piersiówki. Wątpił, aby odmówiła – wyjątkowo rzadko to robiła.
-Jakbyś mnie nie znała- wzruszył ramionami nie wychylając się zza kamiennej ściany. Tatiana zdawała się mieć wszystko pod kontrolą, a ponadto jako jedyna wiedziała na kogo właściwie czekali. Przez moment zastanowił się co właściwie planowała uczynić, dlatego ponownie skupił na niej swój wzrok. -Zatem jaki to obowiązek? Wtajemniczysz mnie?- rzucił unosząc brew. Musieli odebrać dług? Postraszyć za niesubordynację czy uzmysłowić powagę interesów Dolohova? Istniało wiele możliwości, nierzadko zaskakujących samego Macnaira, dlatego ciekaw był co tym razem miała w zanadrzu. -Jak się spiszesz to będą i przyjemności- odparł celowo półszeptem, bowiem zauważył, iż skupiła na kimś swój wzrok. Czyżby nie dane mu było dowiedzieć się kim był ten mężczyzna?




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Studnia [odnośnik]29.11.20 17:39
Prawdę mówiąc, pannę Dolohov momentami - zazwyczaj tymi zakrapianymi nieprzyzwoitą ilością alkoholu - nawiedzały głupie, bezsensowne myśli; jakim cudem wciąż nikt nie podbił jej oka? Ojciec otaczał się swoją renomą, ale nawet z taką reputacją nie mógł mieć tylko przyjaciół, choć na Nokturnie to właśnie ci nader często okazywali się tymi, którzy najchętniej i najzajadlej wbijali nóż – nie w plecy – w front klatki piersiowej, w najmniej spodziewanym momencie. Gdzieś na granicy faktycznego stanu, w którym rzeczywiście, dzięki sieci kontaktów, pogłosek, plotek i prawdziwych zdarzeń, stali się nietykalni – a nader przerośniętego ego, pielęgnowanego dostatecznie na rosyjskich ziemiach, gdzie wśród srogich zim, surowych terenów i nieprzyjaznych lasów kryjących w sobie świeżą krew czuli się panami całego świata; gdzieś na skraju naprawdę zaczęła w to wierzyć, a niezdrowa pewność siebie nie raz podpowiadała typowo szczeniackie zachowania; niegodne damy, niegodne młodej kobiety czy chociażby osoby o jej pochodzeniu.
– Nie zaprzątaj sobie tym głowy, skarbie. I tak cię nie stać – stwierdziła, z wyraźnym rozbawieniem tańczącym na wargach, w żadnym stopniu nie odbierając słów jako obelgi; nie kiedy płynęły z jego ust, będąc kolejnymi oschłymi, bezczelnymi zgłoskami, którymi obdarzali się wzajemnie tak często i bez zbędnych pohamowań.
– Ależ łaskawość, Macnair. Nie rozpieszczaj mnie tak, bo jeszcze się przyzwyczaję – wymruczała, kręcąc głową i w dalszym ciągu brnąc z nim w kolejną z gierek, które wymyślali i urządzali całkiem spontanicznie. Po chwili pokręciła głową, pozwalając sobie na krótkie, ciężkie westchnięcie, zupełnie jak gdyby był tylko młodym dzieciakiem, który na siłę pragnął się przypodobać i wykazać w ramach sprawy – w rzeczywistości po prostu lubiła trochę się z nim podroczyć. Na zarządzenie tego, co będzie po, skinęła głową.
– Niejaki Tommy, straszna ciota, ale zapamiętaj imię, bo jak wyskoczysz z jakimś Tobbym, to zjebiesz sprawę – zaczęła, gdzieś na granicy żartu przemycając powagę – Jesteśmy profesjonalistami, Drew – rzuciła w parodii naczelnej kierowniczki, walcząc z wyraźną pokusą kolejnej salwy śmiechu, którą stłumiła krótkim zagryzieniem dolnej wargi ust – nie płaci od trzech miesięcy, wisi wystarczająco dużo, by zacząć się niepokoić – na tyle mało, by wstrzymać się z łamaniem mu kończyn, na razie. Nie chcę mieć potem jęczącego zdechlaka pod oknem, więc panuj nad rękami, kotku – wytłumaczyła, unosząc brew ku górze, posyłając mu swego rodzaju kontrolne spojrzenie – Trzeba mu po prostu kulturalnie zakomunikować, że pan Dolohov odczuwa pewnego rodzaju...niepokój. I przypomnieć, dzięki komu na zeszłą gwiazdkę jego syn miał co włożyć do ślicznej buzi.
Czas dobiegał końca; skraplająca się woda w okowach cuchnącej studni, w cichym, brzękliwym dźwięku raz po raz wdzierała się w instrukcje i polecenia wydobywające się z ust Tatiany. Odczekała jeszcze moment, finalnie zaciągając się pod rząd trzy razy, nim nie zgasiła skrzącego się niedopałka o krawędź wilgotnego kamienia na ścianie za ich plecami. Odsunęła się od ściany, na moment stając naprzeciw Macnaira, by unieść dłoń i w pozornie troskliwym geście przesunąć opuszkiem kciuka po jego policzku.
– Jak się spiszesz, to może będę dziś miła – mruknęła, a jeden z kącików ust drgnął w namiastce uśmiechu; poszybował wyżej gdy wśród cichych odmętów wieczornych odgłosów można było usłyszeć powolne kroki i pijacki bełkot, zwiastując początek zabawy.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Studnia [odnośnik]05.12.20 18:25
Nie istniały osoby nietykalne, nie było person, które mogły szczycić się swym bezwzględnym bezpieczeństwem w nokturnowskim łajnie, dlatego zawsze należało mieć oczy dookoła głowy. Macnair mimo swej reputacji – rzecz jasna w podobnych kręgach – wciąż uważał z kim rozmawiał oraz kogo miał zamiar dopaść, bowiem nierzadko kończyło się to krwawą jatką. Wówczas było już nieco inaczej, jego przedramię zdobił znak lojalności Czarnemu Panu; symbol budzący w ludziach strach, przyprawiający o szybsze bicie serca. Nie był to jednak powód, dla którego sztucznie zwiększyłby własną pewność siebie tudzież swego rodzaju mniemanie kosztem odpowiedzialności.
-Aż tak drogo mnie to wyjdzie? Windowanie cen najwyraźniej ma się u Ciebie bardzo dobrze- wygiął wargi w kpiącym wyrazie wiedząc, że odpowiedziała zgryźliwością na docinek. Nie od dzisiaj częstowali się czarnym humorem, nierzadko uderzającym w nich samych, ale właśnie to wyjątkowo lubił w ich słownych przepychankach. Ileż było można ważyć słowa i zastanawiać się jak wąska istnieje granica? -Myślałem, że już dawno przyzwyczaiłaś się- odparł z teatralną urazą, po czym zaciągnął się papierosem i finalnie odrzucił go na bok, kiedy dziewczyna skupiła swój wzrok na alejce. Dostrzegła kogoś? Być może, niemniej jednak liczył, iż zdąży mu jeszcze cokolwiek napomknąć, aby po prostu nie przesadził w użytych środkach.
-Od razu schrzanię- zaśmiał się cicho pod nosem wychylając lekko zaraz za dziewczyną-[/b]powiem, że nie mam pamięci do imion.[/b] Sięgnąwszy do kieszeni czarnej szaty wyjął z niej wężowe drewno i zacisnął mocno w dłoni. Nie miał pojęcia o kim mówiła, ale jeśli wisiał komuś gotówkę i do tej pory uciekał się od płacenia mimo regularnego picia w barach, to nie był nikim wart uwagi. Wielu było mu podobnych – wpatrzonych jedynie we własne potrzeby, nieznających ryzyka i nieczujących odpowiedzialności. Zwykle kończyło się to fatalnie, o czym nierzadko było dość głośno na nokturnowskich uliczkach, ale najwyraźniej wciąż istniało przeświadczenie mnie to się nie tyczy.
-Szkoda. Sądziłem, że to będzie szybka i konkretna akcja- uniósł kącik ust rozumiejąc, co miała na myśli. Nie zamierzał go zabijać, ale zwykłe nastraszenie zwykle zabierało więcej czasu niżeli pozbawienie kończyny tudzież przebicie na wylot czarnomagiczną klingą. Niemniej jednak miał już w głowie plan – szybki, względnie prosty i skuteczny, dlatego pozostało mu włożyć wszelkie nadzieję w posłuszność magii. -Jak bardzo miła? Czy to niespodzianka?- zerknął na nią z ukosa, gdy poczuł na swym policzku delikatny dotyk. Cholerna uwodzicielka, nigdy nie mógł jej tego odmówić.
Zmrużył wzrok obserwując mężczyznę zbliżającego się do nich slalomem i śpiewającego coś pod nosem. Ciężko mu było ukryć szyderczy uśmiech, właściwie było to niemożliwe. Jego szanse były równe zeru – w końcu dwóch jego oponentów pozostawało w pełni świadom zaplanowanej akcji.
Kiedy był już dostatecznie blisko szatyn wymierzył w jego kierunku różdżkę. W pierwszej chwili przyszło mu na myśl plugawe crucio, lecz szybko zweryfikował swe plany. Czy to bowiem nie zepsuje im zabawy? Na nieszczęście wroga obydwoje lubili się bawić pożywieniem…
- Silencio- wypowiedział pewnym tonem pragnąc go uciszyć. Nie potrzebowali towarzystwa.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Studnia [odnośnik]05.12.20 18:25
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 28
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Studnia - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Studnia [odnośnik]10.12.20 18:37
wracamy stąd

Zadowolenie przemknęło przez pełne wargi, zatańczyło we wznosie kącika ust i uleciało, wraz z momentem, w którym Macnair opuścił różdżkę. Nie spodziewała się; że spotka Drew na dusznej, zatęchłej od wilgoci ulicy, ale nader wszystko, że Tommy tak długo będzie próbował zepsuć im wieczór. Bo tym właśnie było stawianie się mężczyzny; marną próbą pozbawienia ich dobrego humoru, poprzez niepotrzebne wydłużanie tego, co nieuniknione.
Wesołość znów pojawiła się w jasnym spojrzeniu; naprawdę sądził, że pieprzonym protego, na które widocznie musiał się uprzeć w pijackim amoku, zniechęci ich, wystarczająco, by dali mu spokój? Im dłużej Dolohov zastanawiała się nad całą sytuacją, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że nie odprawienie Macnaira do domu było dobrym pomysłem.
Zerknęła w jego kierunku tylko na chwilę, w geście podziękowania za jego słowa skinając głową; wyglądało to niemalże teatralnie, groteskowo, zważywszy na okoliczności i obskurny krajobraz wokół.
– Otóż to, Tommy – mruknęła, powracając spojrzeniem do czegoś, co aktualnie przypominało bardziej brudne, obarczone bólem zawiniątko wśród kałuży i nokturnowej zarazy – Wiesz, nie mam już czasu, cierpliwość też już nie ta, co kiedyś... ale tobie godziny uciekają jak piaseeeeek przez palce – ciężkie, przeciągane westchnięcie wydostało się spomiędzy kobiecych warg. Tatiana nachyliła się, nieznacznie, nad sylwetką mężczyzny, by zaraz potem zacmokać cicho i skrzywić się z niesmakiem, obrzydzeniem, w międzyczasie wsuwając znów różdżkę do kieszeni płaszcza.
– Nie psuj mi reszty wieczoru, może dla odmiany wrócisz do domu i zanim dasz synkowi buziaka na dobranoc, pogrzebiesz trochę w portfelu? – zaproponowała, tonem, jak gdyby rozmawiała co najmniej z dobrym znajomym, któremu przedstawiała plan wycieczki. Znad chodnika dało się słyszeć ciężkie westchnięcie i coś, co przypominało niedbałe, charkliwe proszę.
– Och, no właśnie, pozdrów go od nas! Pewnie konkretny już z niego...hm, dżentelmen to może i nie, mając za ojca taką kanalię... – mruknęła, w międzyczasie wzruszając ramionami i jakby od niechcenia przyglądając się własnym paznokciom.
Wijący się na bruku mężczyzna mamrotał coś pod nosem, w amoku, pijackim transie, czy może faktycznie ogarnięty strachem, który za sprawą rzuconego przez Macnaira zaklęcia jedynie mógł wzrastać.
– Trzy dni. Potraktuj to jako prezent od cioci Tatiany – obdarzyła go kolejnym – ostatnim spojrzeniem – gdzieś na krawędzi pogardy a faktycznej łaski, jaką wierzyła, że faktycznie mu ofiarowuje. Ciche westchnięcie, ciężkie i znużone było ostatnią odpowiedzią na kolejną salwę pomruków, błagań i jęków pijanego mężczyzny, które zwieńczyło zapewnienie; krótkie tak, tak, przysięgam. Dolohov przeniosła wzrok na stojącego nieopodal Drew, a piersiówka w jego dłoni wywołała drobny uśmiech, jak gdyby wszystko to, czego dopuszczali się przez kilka ostatnich chwil się nie wydarzyło.
– To co, spadamy, hm? – rzuciła, odchodząc od Tommiego, jak gdyby wcale go tam nie było.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Studnia [odnośnik]26.12.20 17:48
Pijany w sztok Tommy okazał się o wiele wprawniejszym przeciwnikiem niż przypuszczał. Kilkukrotnie obronił się przed zaklęciami i finalnie jeden mały błąd doszczętnie zrujnował jego szanse na wygranie pojedynku. Szatyn nie dbał o to, że szanse były nierówne; mieli jasno postawione zadanie, które zamierzali wykonać bez względu na całą otoczkę. Znał swe możliwości, wielokrotnie udowodnił, że był groźnym oponentem, dlatego był przekonany, że nawet w pojedynkę dałby sobie z nim radę. Facet mógł jedynie dziękować sobie w duchu, że Tatiana zamierzała go jedynie ostrzec, a nie pokiereszować do tego stopnia, iż rano ktoś znalazłby go martwego. Nie dziwił się temu podejściu, bowiem trupy długów nie zwracały.
Nie wtrącał się w monolog. Gość wyraźnie zbladł, jego tęczówki pociemniały, a twarz nie wyrażała niczego więcej poza strachem. Przeszedł istną torturę, która z pewnością pozostawi po sobie ślady. Plugawa inkantacja nie miała litości; uderzała w umysł, w jego najczulsze punkty i siała cholerne spustoszenie. Cierpienie było widocznym tego efektem, lecz niejednokrotnie już spotkał się z sytuacją, kiedy pozostawiała trwałe blizny i doprowadzała do szaleństwa. Nie miało to dla niego większego znaczenia – jeśli miał zostać świrem to na własne życzenie, byle tylko do tego czasu zdążył oddać mieszek wypełniony galeonami.
Tatiana posłużyła się najcięższym działem. Wspomnienie syna i związana z nim jasna aluzja sprawiły, że kącik ust szatyna zawędrował ku górze wyginając twarz w kpiącym wyrazie. Jeśli zależało mu na rodzinie to nie wyobrażał sobie, aby dalej grał na czas i z tanim sikaczem obserwował kolejne wydarzenia. Upewnił się już, iż nie mieli skrupułów, podobnie jak litości i cierpliwości, której nastąpił kres.
-Jeszcze moment- rzucił w kierunku Dolohov, po czym schował piersiówkę do wewnętrznej kieszeni szaty, a następnie zbliżył się do mężczyzny. Patrząc na niego z góry trącił jego bark stopą i kucnął tuż obok nie mając żadnych skrupułów w drobnym przeszukaniu. Skoro właśnie wracał z knajpy schlany jak świnia, to istniało prawdopodobieństwo, iż posiadał przy sobie jeszcze trochę monet. Nie mylił się. W jednej z szerszych kieszeni znajdowała się niewielkich rozmiarów sakiewka, którą wyciągnął i ponownie dźwignął się na równe nogi. -Za zmarnowanie mojego czasu- rzucił w jego kierunku wrzucając materiał do własnej szaty. -Tak- odparł przenosząc wzrok na dziewczynę.
Ruszyli we dwoje w przeciwnym kierunku pozostawiając mężczyznę samego na środku ulicy. Liczył, iż ta drobna nauczka da mu do zrozumienia, że pożyczać można wszystko, ale nie pieniądze.

/ztx2




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Studnia [odnośnik]07.01.24 17:00
31 sierpnia 1958 r.

Jeżeli nad Londynem rozciągała się  ponura, szara aura, to można było być niemal pewnym, że na Nokturnie będzie jeszcze paskudniej. To jedna z nietypowych zależności, które udało mi się dostrzec na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Pogodność nie pasowało do odstraszających uliczek, pogodność nie pasowała również do trudnej godziny próby, która donośnie wybijała kolejne dudniące katastrofy na wskazówkach londyńskich zegarów. I nie tylko ich. Spacer po mieście prędko jednak pozwolił mi zorientować się w narastających konsekwencjach tragedii. Odwiedzałam stolicę już drugi raz po nocy pełnej ognistych gwiazd. Wyglądała jeszcze gorzej niż poprzednio. Cisza przynosiła martwe wróżby i tylko czasem pogwałcało ją przerażające skrzypienie uszkodzonych drzwi i okien kamienic albo niewiadomy kobiecy płacz. Kiedy zaś znalazłam się na tej okrytej złą sławą uliczce, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wkraczałam do pustego labiryntu. Podążałam, czujnym spojrzeniem ślizgając się po parterach kamienic i ulokowanych tuż przy chodnikach usługach. Szklane witryny osłonięte niedbale przytwierdzonymi dechami, inne kruszące się w deszczu przezroczystych, ostrych drobin – niektóre rozgniatałam pod podeszwą buta, uwalniając odgłos charakterystycznego chrupania. Smętny, gorzki to był widok.
Zatrzymałam się przed drzwiami znajomego przybytku. Przyrdzewiały szyld obskurnej karczmy bujał się lekko na słabym wietrze. Wyblakły malunek z mantykorą i donośne odgłosy dochodzące z wnętrza taniej pijalni. Najgorsze świństwo, jakie kiedykolwiek miałam w ustach. Co jednak mieli zrobić mieszkańcy, jeżeli nie pozostało nic innego? Rosjanin od biedy też by nie pogardził. Bystre oko umiało wyłapać w widoku przybrudzonych okien poruszające się ponad stołami łby. Daleka byłam od przekroczenia progu tego pubu, ale tocząca się wewnątrz dyskusja prowokowała w myślach jedną, dość wyrazistą wzmiankę. Dobrze było wiedzieć, że tutejsze szczury jeszcze nie zdechły. Zazwyczaj, gdy przedzierałam się przez te ścieżki, łypało na mnie tuzin obcych oczu. Tych ludzkich, tych zwierzęcych i wreszcie też kamiennych, zmuszonych wieki temu magią do służenia swym tajemniczym panom. Oczy te były napastliwe, czułam ich wielki głód, nieodpartą potrzebę wydarcia ze mnie wszystkiego, co cenne: od monet i kuszy po zdrowie i młodą buzię. Dobrze jednak zapamiętałam wszystkie wskazówki wuja Ignotusa i chociaż czułam niepokój chętnie wspinający się po plecach, to nie miał on już mocy zdolnej zatrzymać mnie w klatce własnego lęku. Nie tak łatwo spłoszyć niedźwiedzia.
Minął kwadrans, może dłużej. Wciąż nieruchomo stałam przed karczmą, upodobniając się do jednej z tutejszych upiornych rzeźb. Parę twarzy musiało przyuważyć obecność dziewczyny, która jest, lecz wciąż nie wchodzi. Samotnej, niepozornej, okrytej nisko zawieszonym płaszczem z nienormalnej o tej porze mgły. Dzień był dość chłodny i najwidoczniej mało komu chciało się ruszać tyłek ze stołka, by sprawdzić, o co mi chodziło. Zapewne tkwiłabym tam i kolejne długie minuty, gdyby nie… stworzenie. Stworzenie, które przemknęło tuż pod nogami łowcy. Mknący kawałek futra znikąd wystrzelił i donikąd też zdawał się dotrzeć. Po drodze jednak zgubił kilka wyraźnych, wydyszanych epitetów, przez które nie musiałam dobrze widzieć, by wiedzieć, z czym dokładnie miałam do czynienia. Biegnący wozak, samotny, na Nokturnie, w biały dzień.  Zbudzony instynkt łowcy nie mógł tego zignorować, dlatego łatwo porzuciłam widok parszywego przybytku, by podążyć tropem. Nie po to, aby go złapać, zamordować i sprzedać, ale po to, by dowiedzieć się, skąd się wziął. Albo chociaż: dokąd podążał.
Prężny krok przerodził się bardziej w bieg. Pamiętałam, że udał się wzdłuż uliczki, lecz dość szybko zniknął w mlecznych obrazach. Pomazany widok tylko utrudniał zadanie, ale wozaki, szczególnie gdy były rozdrażnione, gubiły kępki sierści. Kiedy więc znalazłam się na rozwidleniu dróg, wybrałam kierunek, odnajdując po jednej ze stron charakterystyczny trop. Na chodnikach nie odbijały się ślady łap, w mieście było też zbyt wiele zapachów, a mój nos daleki był do psidwaczego. Najlepszą podpowiedzią wydawało się echo jego plugawych okrzyków – wcale sobie nie żałował. Szłam  zgodnie z głosem własnej intuicji, a ta zaś wytresowana latami morderczych doświadczeń, rzadko myliła się w tak błahej sprawie. Ślady wkrótce doprowadziły mnie do zaułku, pośrodku którego z kamieni wyrastała stara, przyblokowana studnia. Poupychane po kątach kupy gnijących śmieci skutecznie odrzucały, ale nie cofnęłam się. Ostrożnie obeszłam studnię, by wreszcie po drugiej stronie wyłapać głośnego rzezimieszka. Skąd się wziął na Nokturnie?
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Studnia [odnośnik]10.01.24 0:04
W odległych zgliszczach apokalipsy ukrywało się coś mrocznego i przerażającego. Spalone ruiny miast tworzyły pejzaże zatopione w cieniu, gdzie natura próbowała zadomowić się na gruzach zniszczenia. Puste aleje zdobiły tylko poskręcane, martwe drzewa, a chropowate ściany budynków zdawały się jęczeć z bólu opuszczenia. Było w tym również coś pięknego, przepełnionego mocą. Prawdziwy pokaz siły, potęga tak wielka, że nic nie mogło się z nią równać. Od nocy spadających gwiazd zdołała odwiedzić kilka miejsc i wszystkie wyglądały tak samo. Widok porzuconych zabudowań i zniszczonych ulic przywoływał ducha apokaliptycznej melancholii. To co zastawała nawet jej samej nie pozwalało na jakąkolwiek ignorancję. To było jak ciche wezwanie do obudzenia się z obojętności, w obliczu której nawet najwięksi ignoranci musieli stawić czoła prawdziwej, nieuniknionej rzeczywistości. Docierało to do jej świadomości jeszcze bardziej, kiedy znajdowała się na Nokturnie – w miejscu zapomnianym i spisanym na straty. Czy była samotna z myślą, że tylko tu wszystko zdawało się zachować swój porządek? A może nigdy tu takowego nie było? Budynki tak samo obskurne jak przed kataklizmem, ludzie tak samo zmęczeni życiem i pogrążeni we własnym szaleństwie jak jeszcze przed pechowym trzynastym sierpnia. Gdzieniegdzie można było dostrzec pęknięcia na ścianach i wąskich ścieżkach, ale czy aby na pewno wcześniej ich tu nie było? Możliwe, że całą swoją ignorancję przerzuciła właśnie na to miejsce. Przez całe życie spędziła tu tyle czasu, że znała każdy zakamarek i wszelkie możliwe ścieżki. To miejsce było jak stara księga, której strony zapełnione były zarówno rutyną, jak i chwilami nieoczekiwanego chaosu. Prawdopodobnie powinna współodczuwać ból osób, których twarze mijała każdego dnia, ale tak nie było. Wciąż żyli, oddychali, wciąż mieli władzę nad swym parszywym życiem więc czemu właściwie miałaby okazać im współczucie? Czy jej nie dotknęła podobna tragedia, czy nie spadła na nich wszystkich?
Weszła do sklepu jedynie na chwilę, z zamiarem odebrania zamówienia złożonego dwa miesiące wcześniej. Przez większość czasu starannie starała się nie przypominać sobie minionych zdarzeń, jednak te czasem jak ciche widma, dobijały się do niej z każdej możliwej strony. Ten stan ogarniał ją zazwyczaj w najmniej spodziewanych chwilach, uczyniwszy ją bezbronną i pozbawioną snu. Choć bezsenność była jej stałą towarzyszką od dzieciństwa, koszmary, które nękały ją na jawie, sprawiały, że tęskniła za jedyną ucieczką - snem. Ten jednak nie przychodził, a ratunek odnajdowała w innej słabości. Zwykle nie zabierała ze sobą wozaka, ale ten na Nokturnie czuł się równie swojsko co ona sama. Ten nie miał też zbyt wielu okazji to okazania własnego temperamentu, a tutaj z własną manierą nie różnił się zbytnio od stałych bywalców. Rzadko ktoś patrzył na niego spojrzeniem pełnym dezaprobaty, co prawdopodobnie dla niego samego było okrutną stratą. Zabierała go również dlatego, że nie był towarzyszem, którego musiała pilnować. Zaraz po przekroczeniu Alei Śmiertelnego Nokturnu wtapiał się w tłum i pojawiał się wtedy, gdy zdążyła pozałatwiać wszelkie sprawy. Tak przynajmniej było do dzisiaj. Dziwne, że miała go za na tyle inteligentne stworzenie by rozumieć choć tak proste polecenia. Wiązanka przekleństw prędko zaprowadziła ją do odpowiedniego miejsca. Dostrzegła go pałaszującego w śmieciach i spojrzała na niego z dezaprobatą. Westchnęła przeciągle. – Idziemy – odparła zdecydowanym tonem. Wozak niechętnie podniósł na nią spojrzenie. – Spierdalaj – odpowiedział i wrócił do pałaszowania resztek. Skończony idiota. – Gustav, La oss gå! – warknęła używając języka, który działał na niego zdecydowanie lepiej niż jej ojczysty. Dopiero podchodząc kilka kroków bliżej dostrzegła kobietę stojącą po drugiej stronie studni i czujnie przyglądającą się jej pupilowi. Antonia uniosła brew z zainteresowaniem skupiając spojrzenie na nieznajomej. – Nie będzie z niego ładnej czapki, szacowna pani – zaczęła nie odrywając wzroku.



   
Udziel mi więc tych cierpień
 płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4668-antonia-borgin https://www.morsmordre.net/t4725-vermeer#101224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f467-city-of-london-smiertelny-nokturn-20-13 https://www.morsmordre.net/t4733-skrytka-bankowa-nr-1201#101427 https://www.morsmordre.net/t4726-antonia-borgin#101398
Re: Studnia [odnośnik]13.01.24 11:57
W zaułku powietrze stało. Nos prędko wciągnął smród wznoszący się ponad kupą rozkładających się śmieci. Otoczona ze wszystkich stron wysokimi kamienicami przestrzeń była niczym klatka. Nie przywykłam do zamknięcia, do namolnie osaczającej miejskości, lecz przecież dobrze wiedziałam, dokąd się udaję i jak szeroko rozciągało się będzie pole widzenia. Szereg ograniczeń dusił duszę nawykłą do swobody i otwartych krajobrazów. Miasto zawsze przychodziło z kpiącym wyzwaniem, ale  przyjmowałam je chłodno, bez wzruszenia. Skoncentrowana na misji starałam się raczej nie potykać o tak błahe przeszkody. Kawałkowi frunącego po chodnikach futra dałam się jednak zaciągnąć na skąpy placyk ze studnią. Pod tą pokrywą ze starych, nierównych desek kryć się mogła cała parszywa definicja Alei Śmiertelnego Nokturnu. Nikt nie zaglądał, lecz każdy wiedział. Bez wysiłku mogłabym usunąć klapę i wpuścić oczy do głębokiego tunelu. Albo po linie spuścić się w dół. Podobnych ćwiczeń doświadczyłam już wcześniej – duchem ciekawego dziecka, dla którego wejście do każdego miejsca wydawało się najlepszą przygodą. Szczególnie w sidła ciemnej niewiadomej. Teraz jednak to nie stare ujęcie wody wołało o moje oczy, ale wozak. Ciało jak posąg, niezdolne choćby do drgnięcia, które przecież skutecznie spłoszyłoby gagatka, ulokowało się w skąpym dystansie. Z głośnym chrupnięciem przegryzł coś twardego, a krótko później nadeszła kobieta. Wyprostowałam ostrożnie plecy, wybierając tym razem to ją za punkt obserwacji. Przyszła po zwierzę. Milczałam, jak ten martwy kamień wciąż pozostając tuż przy studni i jednocześnie nie czyniąc żadnego wyraźnego gestu. Była tutejsza, poruszała się bez obawy lepiącej podeszwy do zafajdanych chodników. Pewna postawa biła wyraźnie od tajemniczej sylwetki. Nie znałam jej, nie pasowała do żadnej twarzy, spośród skąpego grona znanych mi nokturnowych bywalców. A jednak nie zgubiła się na ponurej ulicy. Wyczuwałam to w jej postawie, z dozą ostrożności jednak przypatrywałam się działaniom – gotowa umknąć lub przeciwstawić się, gdyby spod kawałków ubrania wysunęła groźbę. Ta jednak od podejrzanego łypania na mnie wolała przywołać stworzenie do porządku. Należało do niej. Bezgłośne analizy pozwalały na jeszcze lepsze rozeznanie się w sytuacji. Nieposłuszny stwór wydawał się chętny do oplucia jej butów i trudno było mi wyobrazić sobie, jak łaskawie daje się złapać albo podąża za swoją czarownicą.
Gustav. Po krótkim norweskim warknięciu, popatrzyłam na nią jeszcze głębiej, niemal wżerając się w duszę oczami szeroko otwartymi, wyzbytymi przez tę chwilę z naturalnego mrugnięcia. Mowa mojej szkoły zasłyszana na angielskiej ulicy zazwyczaj zdejmowała jakiś pokrętny ciężar mojego osądu, lecz nigdy nie usypiała natrętnego czuwania. Najlepiej czując się w milczeniu, mogłabym zignorować zupełnie wygłoszone ostrzeżenie. Choć nie rozumiałam całości, potrafiłam wydedukować oczywisty sens. Choć całe moje życie było polowaniem, tym razem nie zamierzałam zastawiać sideł. Pod linią naszych spojrzeń fretka wspięła się na studnię, pociągając za sobą sznur obrzydliwych resztek. Gdyby ktoś zaczął przyglądać się ich zawartości, zapewne doszedłby do przerażających wniosków. Ma imię i jest czyjś przyznałam na wstępie w języku norweskim. Zdawało się, że zwierz podniósł z zainteresowaniem łeb. Nie wezmę go skończyłam po dłuższej pauzie. Moim pierwszym angielskim domem został Nokturn. Zostałam z nim oswojona. Chociaż okolica była siedliskiem bezprawia i okrucieństwa, swój nie dotykał swojego. Przynajmniej ja właśnie w ten sposób pojmowałam sprawę. Po lasach kręciło się wiele braci i sióstr tutejszego rzezimieszka. Bezpańskie futra interesowały mnie bardziej. Ten tutaj przesiąknięty był miastem. Nieznajoma miała rację, marna z niego czapka.
Niezachęcona do dalszych pogaduszek, zapewne odeszłabym krótko po ostatnim słowie, gdyby nie nagły hałas. Kawałek broniącej studni spróchniałej deski złamał się tuż pod wozakiem i wpadł do nieprzeniknionej otchłani. Biedaczyna ledwo co zaparł się łapami, ale jego przekąska poleciała w dół. Żałosny kwik wydobył się z paszczy, daleki od spierdalaj. Miał problem. Kuper wisiał, podczas gdy pazury zaczepiały się o kamienną ramę. Byłam bliżej. Chwyciłam go za futro na karku i wyciągnęłam z pułapki. Podziękował mi ciąg przekleństw, których jednak w większości nie rozumiałam. - Cicho mi tu być! - Za moimi plecami zawył chrypiący zarzut. Stara wiedźma w oknie dawała marudny popis swojego entuzjazmu. - Co za niewdzięcznice - wymlaskała chwilę później pod nosem.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Studnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach