Wydarzenia


Ekipa forum
Pomost
AutorWiadomość
Pomost [odnośnik]13.11.15 21:03
First topic message reminder :

Pomost

Długa drewniana kładka rozciągająca się nad morską tonią; znany spacerniak, miejsce schadzek, perfekcyjny punkt obserwacyjny tak nieba, jak i morza. Dróżka do niego wiedzie od plaży dróżką wychodzoną w zaroślach, niezmącona cisza przyciąga w te strony zwłaszcza łowców ingrediencji polujących na rzadkie gatunki zaczarowanych rybek pławiących się w morzu. Miejsce to ma również swoją mroczną stronę - jesienią przyciąga nadzwyczajnie dużo romantycznych samobójców - topielców, którzy chcą skończyć swoje życie w morzu.

Ogniska na uboczu

Liczne mniejsze ogniska ciągnące się wzdłuż plaży wydawały się nieco bardziej ustronne. Przy kilku serwowano ciepłe pieczone ziemniaczki z solą, odrobiną masła i kubkiem orzeźwiającej maślanki. W tej okolicy dało się również spotkać najwięcej starszych czarodziejów, którzy odpoczywali, ciesząc się widokiem bawiącej się młodzieży i wspominając własną młodość, wielu z nich opowiadało przy ogniskach interesujące historie sprzed dziesiątek lat, a najstarszy spośród nich - nawet sprzed wieku. Ciekawi dawnych zwyczajów młodzi czarodzieje wysłuchiwali tego z zapartym tchem. Pozostali odchodzili niewzruszeni, dołączając do beztroskich zabaw. Wybrzmiewała wyliczanka chodzi lisek koło drogi śpiewana w rytm prymitywnej fujarki, gdy spore grono młodych czarodziejów bawiło się w tę zabawę, chętnie witając każdego, kto zechciał do nich dołączyć.
Im dalej od głównych ognisk tym okolica wydawała się cichsza i ustronniejsza. Odpoczywający tutaj czarodzieje nie mieli na twarzach tej pogodnej radości, wydawali się zatroskani. Wiele kobiet siedziało z dziećmi, ale bez ojców, wielu mężczyzn było okaleczonych. Okryci kocami, które rozdawano przy straganach na jarmarku, szukali wytchnienia.

Lampiony
Na plaży rozstawiono wiklinowy kosz z białymi lampionami. Wieczorem, kiedy słońce zachodzi za horyzont, a wiatr zaczyna wiać w stronę morza, uczestnicy festiwalu mogą zapalić je prostym zaklęciem i posłać do nieba wraz ze swoimi marzeniami. Na koszu wisi szarfa z mottem Prewettów: ab imo pectore, a same lampiony mają symbolizować miłosny lot Aenghusa i Caer – bohaterów rodowej legendy, którzy w postaci łabędzi spędzili w powietrzu trzy dni i trzy noce.

Morskie złoto
Na mniej zatłoczonej plaży najłatwiej jest odnaleźć bursztyn - zwany morskim złotem - wyrzucany przez fale. Jest to znalezisko rzadkie, lecz magiastronomowie twierdzą, iż święto żniw związane jest z ruchami gwiazd, które wywołują przypływy niosące magiczną aurą ściągającą ten cenny i piękny surowiec do brzegu. Aby przeszukać piasek nad brzegiem należy rzucić kością k10, w przypadku uzyskania wyniku 1-3 można rzucać ponownie w kolejnym poście. W przypadku uzyskania wyników 1-3 trzy razy z rzędu postaci marzną dłonie i może próbować ponownie dopiero po ogrzaniu się przy ognisku.

Bursztyny:


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:09, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomost - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pomost [odnośnik]20.10.20 14:59
Wczoraj ruszyłem z portu w poszukiwaniu Szafirowego Wzgórza, o którym nie tak znowu dawno temu mówiła mi sama zamieszkała tam królewna, ale po drodze postanowiłem zrobić krótki przystanek by móc spotkać się z kimś, kogo widok sprawiał, że usta same wyciągały się w uśmiechu. Podróżowałem sam, Łapserdaka zostawiając w porcie by pilnował naszego uroczego mieszkanka podczas mojej nieobecności, właściwie miałem ze sobą tylko magiczną torbę, wypełnioną kilkoma rzeczami. Teraz także to, co zgromadziliśmy z panną Grey, żeby ustawić sobie prowizoryczne stanowisko; co prawda nie potrzebowałem pieniędzy, skoro regularnie kapało mi ze skarbców Rosierów, ale postanowiłem zachować to dla siebie, nalegając na to spotkanie trochę pod pretekstem kurczących się funduszy - Co ci się stało? W coś ty się znowu wplątała? - marszczę brwi w wyrazie poirytowania, bo przecież prosiłem, żeby nie pakowała się w żadne kłopoty i na siebie uważała. Kręcę głową, rozkładając ostatnie krzesełko, po czym sięgam do torby żeby wyjąć z niej piersiówkę i odrzucam worek pod stolik. Ustnik zaś przykładam do warg, ciągnąc z wnętrza porządnego łyka niezbyt mocnej, kwiatowej nalewki. Zerkam na dziewczynę z ukosa, trochę podejrzliwie, ale czy naprawdę powinienem się denerwować? Czy nie zdawałem sobie sprawy, że jeśli poproszę o jedno, to bankowo przy pierwszej lepszej okazji zrobi dokładnie odwrotnie? Taka przecież była - Może być - dla mnie brzmi jak plan, chętnie pogapię się na ludzi wyszukując w ich aparycji najbardziej charakterystycznych cech i poprzelewam swoje prześmiewcze wizje na papier; może nawet nie dostanę za to w łeb - Mhm - kiwam głową, odkładając piersiówkę, coby wspomóc ją w wystawianiu już gotowych szkiców - No jasne, wiele razy, wyjątkowo opłacalne szczególnie w tych bardziej turystycznych miejscach. Robiłem też pocztówki, takie malutkie akwarelki z widoczkami, po jednym syklu za sztukę. W sumie mam akwarele, więc jeśli długo nikt się nie napatoczy, możemy popróbować, a nuż ktoś, kto nie będzie chciał mitrężyć czasu na pozowanie skusi się chociaż na to - wzruszam ramionami i kiedy wszystko jest już ustawione, opadam ciężko na jedno z krzeseł. Jestem boso, w gaciach przed kolano i koszuli z krótkim rękawem, bo lato w tym roku zaskoczyło nas wyjątkowo wysoką temperaturą, nie ma co się gotować w zbyt wielu warstwach odzienia. Przesuwam spojrzeniem wzdłuż dziewczęcej sylwetki, zatrzymując je na paskudnych bliznach szpecących przedramiona; wspieram dłoń na blacie stolika postukując w niego palcami. Póki co było pusto i spokojnie, ale gdzieś z oddali doszedł nas czyjś śmiech - oho, czyżby zbliżali się potencjalni klienci?




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Pomost [odnośnik]20.10.20 18:10
Blizny na przedramionach towarzyszyły jej od dłuższego czasu, toteż często o nich po prostu zapominała. Nie miała z resztą czasu, aby krzywić się, patrząc w lustro. Zabiegana, ostatnio niewiele myślała o swoim wyglądzie. Pytanie Johnatana dość mocno ją więc zaskoczyło, a ostry ton sprawił, że Gwen od razu spojrzała na przyjaciela z wyrzutem. To wszystko szło nie tak. Od tamtego felernego dnia w jej londyńskiej łazience  spotykali się zadziej, a atmosfera pomiędzy nimi nie potrafiła się w pełni oczyścić. Malarka wolała jednak wypierać powody tego tak długo, jak tylko się dało. Johny wcale nie mógł być w niej ani zakochany, ani w ogóle nie mógł przecież nawet przypuszczać, że jest powiązana z Zakonem.
W nic – niemal odwarknęła, odzywając się automatycznie. Po chwili jednak wzięła głęboki oddech, aby nieco rozluźnić głos: – Zacięłam się. Zaklęcie leczące poszło nie tak. A potem dostałam alergii. – Wzruszyła ramionami. W większej mierze mówiła prawdę, więc wcale go nie okłamywała. Prawda, że tak było? Inne opcje nie wchodziły w grę.
Podrapała się odruchowo w nieprzyjemnie podrażnione, swędzące miejsce. Ugh, musi nauczyć się lepiej bronić, bo jeśli dalej jej tarcze będą tak słabe, prędzej czy później sięgnie ją poważniejsze zaklęcie.
Możemy to robić w wolnym czasie. – Skinęła głową. Jeśli nie sprzedadzą ich dzisiaj zawsze mogą je choćby komuś wręczyć, a nie stracą na tym szczególnie wiele.
Już miała usiąść na swoim miejscu i przygotować ołówki, gdy zastygła w bezruchu, spoglądając na chłopaka:
Johny, ja… mi naprawdę nic nie jest, OK? I ja się w nic nie wplątuje i nie wymyślam sama. Jak chcesz być na kogoś zły to w Ministerstwie teraz pretendentów nie brakuje. – Westchnęła. Gdy w tym budynku pracował jeszcze ktokolwiek prawy, wyłączając oczywiście szpiegów Zakonu? Jeśli jacykolwiek tam jeszcze się ostali. W każdym razie nic o takowych nie wiedziała.
Mimo osłon morska bryza poruszała jej lokami, wiec dziewczyna odruchowo odsunęła je z okolic twarzy. Usiadła na swoim niezbyt wygodnym, polowym krześle i czekała, aż Johnatan w końcu zwoła ewentualnych klientów, aby mogli zabrać się do pracy.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Pomost [odnośnik]20.10.20 21:36
Wbijam w nią spojrzenie mrużąc nieznacznie ślepia, jakbym z samego wyrazu twarzy chciał wyczytać o co chodzi - Zacięłaś, mhm - mruczę, chociaż nie do końca w to wierzę; niemniej, nie będę jej ciągnął za język, jeśli nie chciała być ze mną szczera - to nie, powinienem się już przyzwyczaić - Jasne - kiwam głową, zmarnować się nie zmarnują, co najwyżej będą kurzyć między innymi obrazkami z podobnej kategorii, aż ktoś, ja albo Gwen, da im nowe życie chociażby wysyłając do bliskich. Zerkam w kierunku horyzontu, mrużąc ślepia atakowane ostrymi promieniami słońca i dopiero kiedy odzywa się ponownie, powracam do niej spojrzeniem - Okej, zrozumiałem - wzdycham przeciągle, chociaż to wcale nie brzmi jakbym faktycznie rozumiał; po prostu bolało mnie to, że mi nie ufa - Już o tym nie gadajmy - bo nie chciałem wracać do niewygodnych tematów, to miało być przyjemne popołudnie, spędzone tak, jak robiliśmy to zanim wszystko zaczęło się powoli sypać. Zmieniło się naprawdę wiele i myślę, że obydwoje o tym doskonale wiedzieliśmy - O patrz, ktoś idzie - macham łbem w kierunku zbliżającej się do nas parki, która zresztą również zerka w naszą stronę. No to co? Trzeba kuć żelazo póki gorące! Wstaję ze swojego miejsca i uśmiecham się promiennie, machając do nich jedną ręką - Dzień dobry!... - zaczynam, a później uskuteczniam bajerę, że może portrecik dla pani, no taka uroda to się przecież aż prosi o uwiecznienie! A dla pana może karykatura? Żeby się nie nudził czekając na swoją lubą, będzie zabawnie, a ja obiecuję nie być zbyt krytyczny. Niedrogie to, co łaska dla ulicznych artystów, bo w tych czasach ciężko pracować w kulturze. Patrzą po sobie, ale wiem już, że łyknęli haczyk, a przynajmniej ona, on z kolei nie może jej odmówić, więc ostatecznie obydwoje kiwają głowami, że w sumie czemu nie, to będzie miła odskocznia i urocza pamiątka - Świetnie! - klaszczę w dłonie, po czym wskazuję im miejsca, uroczą damę kierując pod skrzydła Gwendolyn, a samemu zgarniając jej cudownego rycerza. Zasiadam na jednym z krzeseł, przez chwilę przyglądam się mężczyźnie, po czym powoli zaczynam skrobać po papierze. Przy okazji zagaduję - co tu robią i w ogóle, krążę raczej wokół błahych tematów (nikt przecież nie chce dyskutować o poważnych, kiedy przyszedł się chociaż na chwilę zrelaksować), może jak będziemy mili i przyjaźni to sypną nam więcej?




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Pomost [odnośnik]20.10.20 22:24
Gwen naburmuszyła się, słysząc odpowiedź Johnatana. Wprawdzie szansa, że chłopak jej uwierzy w pełni była nikła, ale mógłby zachować się przynajmniej jakoś… milej. Czy tak zachowywało się złamane serce? Dziewczynie po raz pierwszy przyszło na myśl, ze może lepiej, może zdrowiej byłoby, gdyby przestała się z nim kontaktować. Może nie na zawsze. Po prostu aż mu przejdzie. Bo w końcu przejdzie, prawda? Tylko jak ona sama mogłaby to przeżyć? Znajomi z Zakonu byli oczywiście istotni, cześć z nich mogłaby nazwać przyjaciółmi, ale to Johny był jej ostoją z lat szkolnych, nie oni. To z nim spędzała w ciągu ostatniego roku najwięcej czasu. Mogła nie widzieć w nim materiału na męża, ba, nawet na partnera, ale musiała przyznać, że była na swój sposób uzależniona od jego obecności. Tylko czemu nie mogło być jak dawniej? Tak swobodnie, tak… spokojnie i beztrosko. Jak wtedy, gdy ćwiczyli zaklęcia transmutacyjne.
Jak wolisz – mruknęła tylko, nieszczególnie pocieszona. DLATEGO właśnie nie mogła z nim być. Czemu on zawsze musiał uciekać od trudnych tematów? Tak mógł tak bardzo odcinać się od wojny, mimo że dotyczyła bezpośrednio jego samego? Skoro nie chciał być jakkolwiek aktywny nie miała prawda do czegokolwiek go zmuszać. Jednocześnie jednak nie mogła powiedzieć mu całej prawdy, a to w tej chwili wykluczało z jej życia zbyt wiele.
Właściwie lepiej, że nie mieszkała już w tej sytuacji we własnym mieszkaniu. Do rezydencji Macmillanów nie miał jak tak swobodnie przychodzić, widywali się wiec rzadziej… a to paradoksalnie ułatwiało cala sprawę, a przynajmniej pomagało w ukryciu jej pod dywanem przez większa część czasu.
Po chwili jednak nie ma już czasu na smętne myśli, po Johny bierze się do pracy i Gwen musi skupić się na klientce. Rozmawia milo, z uśmiechem, starając się wyczuć kobietę, sprawnie rysując jej portret. Wie, jak rozmawiać z modelkami i jak sprawić, by poczuły się swobodnie, bo przecież robi to od dawna. Poza tym z panią zawsze jej jakoś łatwiej, niż z panem. Z resztą, zawsze wolała damskie portrety. Szczególnie, że męska anatomia zawsze wydawała jej się nieco… wstydliwa.
Johny, masz tam gdzieś jeszcze zapas ołówków? – spytała w międzyczasie, próbując ignorować otaczający ich relacje w ostatnim czasie chłód. – Bo chyba ten jest połamany w środku – dodała, po chwili wracając do dalszego rysowania klientki.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Pomost [odnośnik]21.10.20 0:57
Śmieję się głośno kiedy mój model prosi bym przymknął oko na niektóre zbyt charakterystyczne cechy; no nie wiem, nie wiem, zobaczymy co da się zrobić - ostatecznie nasz klient, nasz pan, prawda? A ja chciałem żeby byli zadowoleni z naszej pracy. Gadka jakoś się kręci i dopiero kiedy Gwen zwraca się bezpośrednio do mnie odrywam spojrzenie od mężczyzny, spoglądając na nią z delikatnie uniesionymi brwiami - Hm? A tak, poczekaj - kiwam łbem; o pardon, drogi panie, sekunda nieplanowanej przerwy. Sięgam po torbę, wyciągając z wnętrza więcej ołówków, zawiniętych w materiałowy przybornik - Trzymaj - podaję je przyjaciółce, obrzucając ją przelotnym, ciepłym uśmiechem. Mogliśmy się kłócić i nie dogadywać, ale to wciąż była Gwen, która w pewnym momencie po prostu zauroczyła mnie swoją niewinnością i słodyczą. Mogłem być zły, ale naprawdę nie wyobrażałem sobie byśmy mieli zakończyć tę relację, tak po prostu, ze względu na bezsensowny konflikt niektórych interesów. Jeszcze przez chwilę nie spuszczam z niej wzroku, właściwie do porządku przywołuje mnie dopiero ciche chrząknięcie mężczyzny - Już, już - kiwam głową, na nowo rozwalając się na siedzisku. To nie trwa długo i pierwsze prace są gotowe, a klienci chyba zadowoleni. Panna chichocze cicho podziwiając karykaturę swojego chłopa, a on z podziwem rusza łbem, mówiąc, że Gwen ma wielki talent. Pierwsze monety lądują w kapeluszu - niezbyt wiele, ale rozumiem, żyliśmy w ciężkich czasach. Oddalają się niespiesznie, a ja unoszę w kierunku panny Grey rękę, by zbić z nią piąteczkę - Teraz to już z górki - mówię, chociaż na horyzoncie brak kolejnych klientów. W zamian wyjmuję farbki, by nie siedzieć bezczynnie. Czas mija powoli, a my nie rozmawiamy za dużo, jeśli już to o sprawach nieistotnych, takich jak choćby który kolor będzie bardziej pasował do całości? Albo co to tam, na horyzoncie, to mewa? W pewnym sensie jest... przyjemnie, chociaż wciąż nie tak jak dawniej. Nawinęło się jeszcze kilku zbłąkanych klientów - starszy pan z wnuczką, która koniecznie chciała portret; kilku chłopców łasych na karykatury, ale chyba bardziej na moją piękną towarzyszkę, bo kiedy ja pracowałem, oni usilnie starali się ją poderwać. Też coś, głupie gnoje; potem nastolatka z matką zażyczyły sobie wspólny portret i kolejna zakochana para, na kolejnym podwójnym i podwójnej karykaturze w gratisie bo mi się nudziło. Byli też tacy, którzy skusili się na nasze pocztówki, więc w ogólnym rozrachunku udało się uzbierać trochę hajsu. Nie wiem kiedy dokładnie południe zmieniło się w wieczór, wciąż jednak tak samo upalny - Chyba mam już dość - mówię w końcu, przeciągając się kiedy wstaję z krzesła. Opieram się o jeden z drewnianych słupów i zaczynam kręcić sobie papierosa - A ty jak? Zmęczona? - zagaduję, chociaż ślepia wlepiam we własne palce rolujące fajkę - Policzysz nas? - w sumie byłem ciekaw ile zdołaliśmy uciułać przez cały ten czas.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Pomost [odnośnik]21.10.20 9:29
Gwen nie ma takiego problemu jak Johny. Nie maluje karykatury i co najwyżej odruchowo nadaje kobiecie nieco szlachetniejsze cechy, aby była zadowolona z tego, jak wygląda. Dobrze wie, jak wrażliwa jest kobieca samoocena, a przecież to, co robi w tej chwili ma jedynie poprawić nastrój kobiety i sprawić jej odrobinę radości. To nie była praca twórcza, w której miała zawrzeć samą siebie, swoje poglądy i uczucia. Teraz dzieliła się jedynie swoim talentem, niczym więcej.
Przyjęła ołówki od Johnatana, dziękując mu odruchowo i natychmiast zabierając się do dalszej pracy. Nie zwróciła uwagi na jego przedłużające się spojrzenie, od razu wracając w pełni skupienia do klientki. W końcu jednak obydwie ilustracje były skończone, para zadowolona, a szanowny pan artysta Bojczuk i panna Grey mogli zachęcać kolejne osoby do pozowania. Grupa zainteresowanych nią dzieciaków w pierwszej chwili wywołała u niej speszenie, jednak po chwili zauważyła, że im bardziej gra w ich grę tym bardziej są zadowoleni. Nie przesadzała, nie potrafiła być w tych względach zbyt otwarta, jednak miły uśmiech i lekki flirt zapewniły im dodatkowe kilka groszy od młodych chłopaków, wyraźnie spragnionych kobiecego zainteresowania. Cóż, dziś miała sprawiać, że ludzie po prostu czuli się lepiej sami ze sobą. Mogła trochę przy tym poudawać, prawda? Korona nie spadnie jej przecież z głowy, a Johny nie będzie jej za to oceniał.
W końcu jednak i ona poczuła się zmęczona. Cały dzień spędzony w upale, na tworzeniu, z krótką tylko przerwą na posiłek był dość trudny, nawet porównując ilość pracy, którą wykonywała w Oazie.
Tak, trochę. Mój nadgarstek… Dawno nie rysowałam aż tyle – powiedziała, strzepując rękę, aby rozluźnić mięśnie.
Na jego pytanie pokiwała głową. Nie znała się na ekonomii i zarządzanie majątkiem zdecydowanie nie było jej mocną stroną, ale przecież chodziła na lekcje matematyki, znała tez postawy numerologii. Coś takiego nie przerastało jej umiejętności, a w tym względzie ufała bardziej sobie, niż jemu. W tym czasie Johny mógł z reszta swobodnie zacząć zbierać ich szpargały. Gdy policzyła zebraną sumę, podała ją chłopakowi:
No, całkiem ładnie, zważając na okoliczności – skomentowała. – Gdzie teraz idziesz, Johny? Powiedziałam Macmillanom, że znikam do wieczora, chociaż chyba chętnie po prostu poszłabym spać. – Ziewnęła, jednocześnie powstrzymując się przed drapaniem swędzących miejsc. Pracując, zapomniała o przewrażliwionej skórze, jednak teraz, gdy znów miała wolne ręce, jej ciało jakby przypomniało sobie o własnych uszkodzeniach.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Pomost [odnośnik]21.10.20 17:15
Ślinię papierek i sklejam papierosa, od razu umieszczając go między wargami, końcówkę odpalam od różdżki, głęboko zaciągając się pierwszą chmurą dymu, przyjemnie łaskoczącą przeorane latami jarania płuca. Niespiesznie zabieram się także do zbierania naszych rzeczy, chociaż kiedy wręcza mi pieniądze, nie jestem nawet w połowie - Mhm, ładnie - uśmiecham się, właściwie spodziewałem się zdecydowanie mniejszego utargu, a tu proszę! Jednak ludzie pozostawali wrażliwi na sztukę, to dobrze, może nie umrzemy z głodu jak działania wojenne zaostrzą się jeszcze bardziej. Zbieram kolejne rzeczy, upychając je w swojej magicznej torbie, albo tych należących do panny Grey, zerkając na nią co jakiś czas - Właściwie jestem w drodze, mam zamiar odwiedzić jedną znajomą na wsi, potrzebuje pomocy w połataniu starej łódki i obiecałem, że to zrobię. Mam nadzieję dotrzeć do niej już jutro, a dzisiaj? Hm - marszczę brwi, zastanawiając się nad tym co właściwie zamierzałem dzisiaj robić? Prostuję się i podaję jej torebkę - To twoje. Dzisiaj chyba zostanę w okolicy, znajdę sobie jakieś miejsce przy plaży, gdzie mogę się rozłożyć, rozpalę ognisko, upiję się i przeczekam do rana - wzruszam ramionami - A ty? Masz jakieś plany? Możesz dołączyć jeśli masz ochotę, uwijemy ci gniazdko z liści i będziesz mogła się zdrzemnąć - śmieję się. Ciągnę ostatniego bucha, peta dogaszam o deski pomostu i chowam w kieszeń - później się wyrzuci w jakiejś popielniczce, bo nie chciałem zostawiać po sobie syfu, a czasem nosiłem w kieszeniach zdecydowanie gorsze rzeczy niż to - Ale mam czas, więc chyba poczekam aż zrobi się trochę ciemniej. Póki co muszę się ochłodzić, spociłem się jak wieprz przez to słońce - wywracam oczami, ale taka prawda. Rzucam okiem naokoło - pusto, chyba więc mogłem wykorzystać okazję - Będę się rozbierał, nie patrz... To znaczy, mnie to tam nie przeszkadza, ale sama wiesz - jak ostatnio się zacząłem przy niej rozbierać to zamieniła mnie w gęś, czego tym razem wolałbym uniknąć, dlatego wolę ostrzec, żeby zdążyła odwrócić wzrok, zamknąć oczy czy cokolwiek. Szybko pozbywam się ubrań, które zresztą odrzucam na pomost i już po chwili chlup! Wskakuję do wody (tak najlepiej, od razu z grubej rury, a nie tam się pieprzyć z powolnym zamaczaniem kolejnych części ciała) - jest przyjemnie chłodna, ale nie za zimna, właściwie idealna dla rozgrzanej słońcem skóry - Jest super przyjemna, powinnaś spróbować!




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Pomost [odnośnik]21.10.20 21:31
Johny wcale się nie śpieszy przy zbieraniu szpargałów, ale Gwen wcale nie ma mu tego za złe. Nigdzie jej się przecież nie śpieszy, a przynajmniej nie dziś, ani nie teraz. Do Oazy i tak nie zdąży już zajrzeć, chociaż może na chwilę? Mogłaby chociaż nakarmić kozę i spędzić z nią kilka minut. Tylko niedługo zrobi się ciemno. Nie miała pojęcia, czy to ma jakiś większy sens. A zapewne gdy już się tam zjawi to nie będzie w stanie odejść do późnej nocy.
Podzieliła finanse po równi, tak jak się z resztą umówili i schowała bezpiecznie swoją część, aby następnie również zacząć zbierać rzeczy. Wbrew pozorom, było tego trochę. Wydawało jej się, że czuje się zupełnie miło i swobodnie, że właściwie jest… jest trochę tak jak dawniej? Kolejne słowa Bojczuka jednak przywiodły jej na myśl kilka niekoniecznie miłych wspomnień.
Zobaczyła przed oczami Johnatana, który zaprosił ją do kawiarni po to, aby ją przeprosić. To wtedy dał jej Betty. I to wtedy, na jej oczach, całował nieznajomą kelnerkę. Przynajmniej jej nie znaną, bo jemu już chyba jednak tak i nie mógł się powstrzymać. Musiał, po prostu musiał to zrobić. Przypomniała sobie też treść wyjca, który trafił do jej łazienki. Tego, który nader wyraźnie sugerował, że Johny wcale nie prowadzi się tak, jak powinien. Na dodatek, nie tylko cierpi przez to sam, ale też przenosi efekt niechlubnego życia na innych.
Czy każde spotkanie malarza z kobietą kończyło się w taki sposób? Czy, gdyby tylko ona zgodziła się na jego liczne sugestie i propozycje, byłaby jedną z tych zranionych dziewczyn, które o tym, że zostały zranione dowiadywały się pewnie po czasie? A może oprowadziły się równie zuchwale, tyle, że mężczyźnie w takiej sytuacji łatwiej jest wybrnąć.
Poza tym on jakoś nigdy u niej nie spal. Nigdy. Czy to dlatego, że wciąż mu odmawiała? Czy tylko dzięki temu ich relacja jeszcze jakkolwiek wyglądała?
Nic dziwnego, że panna Grey poczuła ukłucie irytacji i otworzyła usta, nim zdążyła pomyśleć:
Jakąś łódkę w jej sypialni zapewne? – mruknęła, nieszczególnie miłym tonem.
Pokręciła głową, czując, że wcale nie ma ochoty zostawać z chłopakiem w nocy, na plaży. Jeszcze coś by sobie pomyślał, jeszcze cos by sobie ubzdurał, jeszcze ona jakimś cudem miałaby przypływ grzesznej słabości, której wcale nie chciała. Kusiciel jednak nie spał, zwłaszcza nocą, prawda?
Nie, Johny, nie trzeba, ja… Macmillanowie będą się o mnie martwić, ich skrzaty donoszą o wszystkim.
Odwróciła wzrok, gdy chłopak zaczął ściągać ubrania. Nie miała szczególnej ochoty patrzeć, źle się z tym czuła, zwłaszcza jeśli chodziło akurat o n i e g o. Po chwili usłyszała plusk:
Na pewno. Ale ja nie umiem pływać, lepiej… lepiej, bym nie próbowała. I chyba po prostu pójdę. – Chwyciła swoja leżąca na ziemi torbę: – Nie będę ci przeszkadzać.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +5
ALCHEMIA : 15 +1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Pomost [odnośnik]21.10.20 23:57
- Słucham? - wytrzeszczam oczy i rozchylam w zdziwieniu wargi, bo nie wierzę, że naprawdę to powiedziała. Mógłbym zaprzeczyć, przecież z Frances łączyła mnie tylko zwykła znajomość, była siostrą Keata, nawet gdybym chciał z nią poświrować, to jestem pewien, że starszy Burroughs szybko i dosadnie wybiłby mi to z głowy. Poza tym byłem jej coś winien za to, że pomogła mi wtedy w tym pieprzonym skrzydłem. I naprawdę chcę wytłumaczyć to Gwen, ale nie podoba mi się jej ton, a może przede wszystkim fakt, że odrzuciła mnie tyle razy, że totalnie nie miała prawa odstawiać podobnych wątów - To chyba... niekoniecznie twoja sprawa - rzucam, ucinając temat. Nie chcę być niemiły, tym bardziej nie chcę się kłócić, więc mam nadzieję, że nie będzie ciągnąć tematu, a nawet jeśli, obiecałem sobie, że postaram się zignorować każde kolejne oskarżenie rzucone w moją stronę. Cudownie wiedzieć, że ma o mnie właśnie takie zdanie, chociaż ja nigdy jej przecież nie oceniałem. Może powinienem zacząć? Najlepiej przez pryzmat tego, co powiedziała mi ostatnio w Miodowym Królestwie - Jak wolisz - wzruszam ramionami. Nie zamierzałem nalegać, to była jej decyzja, chociaż nie ukrywam, że miło byłoby mieć towarzysza... z drugiej strony w ostatnim czasie nieczęsto zdarzało mi się mieć chociaż chwili tylko dla siebie (przecież melinowałem w domu Philippy, a nawet jeśli akurat nie było jej w mieszkaniu, to Łapserdak kręcił się tam praktycznie bez przerwy), więc być może będzie to dobra okazja to zastanowienia się nad niektórymi sprawami, do ułożenia pewnych faktów w głowie i kontemplacji nad tym co dalej - Już teraz? W tej chwili? - pytam, podpływając bliżej pomostu, wyciągam obie ręce, chwytając się desek i zerkam na dziewczynę z dołu - Powinnaś nauczyć się pływać, przydatna umiejętność - kiwam łbem; ja mógłbym jej w tym pomóc i może nawet innym sposobem niż terapia szokowa - No ale nie zatrzymuję cię jeśli musisz już iść - chociaż chyba bardziej jeśli chcesz już iść. Odpycham się od krawędzi pomostu, wypływając kawałek dalej, wgłąb wody ciągnącej się po sam horyzont.

/ztx2




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Pomost [odnośnik]23.03.21 12:06
24 X 

No i po co on się zgodził na tę wycieczkę rowerową? Oczywiście, miło było wyjść z domu, ale ostatnio naprawdę Beckett miał coraz mniej czasu. Z jednej strony wolałby poświęcić go na działania dla Zakonu Feniksa, ale z drugiej strony... Trixie i tak dostała od niego mało uwagi, gdy była jeszcze dzieckiem, był wtedy zbyt zajęty szukaniem jej matki i siostry w Londynie. Teraz była już dorosłą kobietą i chociaż odrobinę próbował jej to wynagrodzić. Wspólny wypad do Dorset na rowery wydawał się być więc dobrym pomysłem. Z jednego z kątów warsztatu (tego bardziej zagraconego), wyciągnął swój stary rower. Stał tam zakurzony niemal od dobrych 25 lat, gdy jeszcze z Mary Jo zdarzało im się robić sobie wycieczki do okolicznych lasów. Beckett strzepnął warstwę pajęczyn ze sprzętu i po godzinie dłubania przy nim śrubokrętem, smarowania przerdzewiałych łańcuchów i był prawie gotowy. Na wszelki wypadek podjął się jeszcze zmiękczenia siodełka, które po latach miało już powyrywaną przez szczury albo korniki gąbkę.
- Molio - powiedział krótko, a czar na szczęście zadziałał. Nie będzie przecież ręcznie okładał go watą. Głupio by to wyglądało. Na głowę ubrał kask, jedynie na wszelki wypadek. Szczęście, że córka wczoraj go wyprała, bo jak sobie przypomniał, ile tam pająków znalazł, to chociaż Beckett lalusiowaty nie był, jednak mimo wszystko by ich wszystkich na głowę na wcisnął. 
Teraz rower miał miękkie siodełko, skórzany kask ochraniał przed ewentualnym upadkiem, co mogło nastąpić. Nie radził sobie idealnie, o wiele lepiej szło mu w tańcu. Wiele lat temu, gdy wziął ślub, razem z Mary Jo zdarzało im się jeździć nawet na tandemie, a on prowadził. Teraz był już stary, zbyt stary, żeby wszystko szło tak płynnie. Trixie miała ewidentnie o wiele lepszą koordynację ruchową. 
- Poczekaj - wyspał ciężko próbując ją dogonić, gdy mknęli wybrzeżem Dorset niczym lis i żółw. Oczywiście Trixie była w tym wypadku lisem. - Całkiem opadnę z sił, jak będę musiał tak za tobą gonić... Wiesz, ile ja nie jeździłem? - dyszał, próbując unikać kamieni na ścieżce. Jeszcze tego by brakowało, by na jakiś wpadł i przekoziołkował w dół. W małym skórzanym plecaku na ramionach spoczywała obwinięta w biało-czerwony materiał w kratę, suszona baranina i skrawki marchewek. Kawałek pokrojonego wcześniej chleba, wsadził w boczną kieszeń. Na takich wycieczkach trzeba było przecież uzupełniać siły witalne, a co mogłoby być lepszego niż porządna kanapka w trakcie przerwy...
Może by tak poprosić ją o przerwę? Ale nie, przecież nie mogła zauważyć, że Beckett jest już po prostu fizycznie zmęczony tymi wszystkimi milami.


Am I going crazy? Would I even know? Am I right back where I started forty years ago?
Wanna guess the ending? If it ever does... I swear to God that all I've ever wanted was
A little bit of everything, all of the time, a bit of everything, all of the time
Apathy's a tragedy, and boredom is a crime. I'm finished playing, and I'm staying inside.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett
Re: Pomost [odnośnik]23.03.21 12:36
Co za szczęście, że trafili tego dnia na piękną pogodę! Może na zewnątrz nie było zbyt ciepło, ale poradzą sobie z tym cieplejszym odzieniem; Trixie z radością wyjęła z szafy komplet do rowerowych przejażdżek, ten, który pewnego dnia uszyła sama, i ubrała go razem z grubym szalikiem przykrywającym nieco podbródek. Nie zamierzała się dziś przeziębiać i to samo poleciła ojcu, podarowując mu przy okazji zupełnie nowy egzemplarz szalu wydziergany stosunkowo niedawno. W głębokim brązie przewijały się nitki złotawe i czerwonawe, jakby miały przywodzić na myśl gryfońskie naleciałości twórczyni - i poniekąd tak właśnie było, choć pan Beckett z Gryffindorem niewiele miał wspólnego. A to dziwne, bo powinien. Biorąc pod uwagę jego waleczność w stosunku do obrony swojej rodziny i do gotowości poświęceń w Zakonie Feniksa zdecydowanie miał w sobie coś z lwa.
Jej rower i kask były bardziej kolorowe niż te należące do ojca. Kask zdobiły kolory, ale całą powierzchnię pokrywał cienki materiał z florystyczną teksturą, sprzęt był natomiast błękitny jak letnie niebo, trochę już wysłużony, ale wciąż w bardzo dobrej kondycji. Trixie dbała o niego pieczołowicie, po każdej przejażdżce upewniając się, że z łańcuchem nie stało się nic złego. Czyściła ramę zwilżoną ściereczką i ścierała pozostałości przyrody z kół, byle tylko rower posłużył jej jak najdłużej. A dzisiaj - mogła na niego wsiąść przy wspaniałej okazji. Dorset stało przed nimi otworem, podobnie jak długi pomost ciągnący się w dal morskiej toni; przyjemnie chłodne powietrze wypełniało płuca, sprawiało, że w głowie osiedlało się szaleństwo i Trix czasem przyspieszała nieświadomie, chętna rzucić się w przestworza i wznieść w powietrze na swoim zaufanym dwukołowcu.
- Wiem - odpowiedziała głośno, głosem nasączonym szczęściem i swobodą, podczas gdy ciemne, wyjątkowo niezwiązane włosy falowały za nią w rytmie wyznaczanym przez morską bryzę. - Powtarzasz mi to przy każdym zakręcie - podkreśliła z uśmiechem i spojrzała przez ramię na zmęczonego Becketta. Kiedy stał się taką ofermą? Ale to nic, była w stanie mu to wybaczyć, choćby ze względu samego poświęcenia, którym wykazał się zgadzając się na tę wyprawę. Trixie zakołysała kierownicą i westchnęła z zadowoleniem kiedy rower usłuchał, niosąc ją do przodu łagodnym slalomem. - Wolisz przerwę czy balkonik? - zawołała do ojca z doskonale znaną przekorą. W koszyku przyczepionym do przodu roweru znajdował się termos ze świeżo wyciśniętym sokiem z dyni, jabłko oraz trochę sucharków, więc jedzenia mieli dość, żeby Beckett nie wyzionął ducha. Zanim ten zdążył jednak odpowiedzieć, czarownica bez ostrzeżenia skręciła gwałtownie w bok i nacisnęła na hamulce, tym samym blokując mu dalszą trasę i samodzielnie dokonując wyboru. Niech żółw się chociaż napije. Jej policzki pokrywał rumieniec chłodnego powietrza. - Szczerze mówiąc myślałam, że poddasz się wcześniej. Nie ma tragedii. Ale proszę państwa, Stevie Beckett przegrywa z żywiołem, czy nie da rady dotrzeć do mety? - snuła dramatycznie niczym komentator meczu quiddicha, po czym parsknęła i zeskoczyła zwinnie z własnego roweru, przekładając nogi przez wysoką, błękitną ramę. Pojazd oparła o wystawioną podpórkę; był to znak, że istotnie czas na małą przerwę, zanim ruszą w dalszą podróż. Nie będzie miała go dziś na sumieniu, co to, to nie, gdyby twórca świstoklików zmarł podczas wycieczki to z pewnością powróciłby jako duch i gderał jej o tym, że jechała zbyt szybko.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Pomost [odnośnik]23.03.21 13:26
Pogoda chociaż piękna, jak na październik, to pozostawiała wiele do życzenia. Czerwcowe przedpołudnia były o wiele przyjemniejsze. Dostał jednak szalik i z opatulonym karkiem żaden mróz nie był groźny. Co prawda ewidentnie przewijały się w nim kolory Gryffindoru, do którego w Hogwarcie przydzielono Trixie, ale przecież nie będzie narzekał z tak błachego powodu. Beckett ponad 40 lat temu trafił do Ravenclaw, gdzie Tiara Przydziału uznała, że potrafi wykazać się wystarczającym sprytem. Z początku nawet w to nie wierzył, ale po latach tamten wybór miał jak najwięcej sensu. Trixie była o wiele bardziej butna, ale faktem było, że ostatnimi czasy Stevie pokazywał o wiele większą odwagę niż gdy był w jej wieku. Desperacja wynikająca z czasów i nadzieja, którą pokładał w Zakonie Feniksa, nie pozwalała spocząć. Sytuacja z początku miesiąca, kiedy to Steffen potrzebował natychmiastowej pomocy, pokazała, jak wiele jest jeszcze do zrobienia. Mieli jednak wolną chwilę, więc wycieczka rowerowa po wybrzeżach Dorset sprawiała coraz więcej frajdy. 
- Na pewno nie przy każdym, powiedziałem to może raz, czy dwa - powiedział szybko, w głowie doliczając się jednak po chwili przynajmniej kilkunastu. To ile było tych zakrętów? Może Trixie specjalnie wykonywała jakieś slalomy, aby go zmylić? Zatrzymała się jednak tą część przejażdżki kończąc sarkastyczną uwagą. Jasne, że nie był już tak sprawny jak kiedyś, ale żeby od razu balkonik? Dziewczyna nie pamiętała, jak trzeba było wozić ją w wózku po Dolinie Godryka, bo jako mały brzdąc nie była w stanie wykonać samodzielnie ani jednego kroku. - Zaraz cię zepchnę z tego roweru, zobaczysz - wypalił w złości, z całkowicie rozbawionym głosem. Przecież i tak by jej nie dogonił. - Zróbmy przerwę, nie jesteś może głodna? - o wiele lepiej byłoby zrzucić to na kwestię jej burczenia w brzuchu, niż bólu kolan Steviego. - Oczywiście, że dam radę dotrzeć do mety, nie zapominaj, kto w 1924 wygrał konkurs tańca na Pokątnej. Ma się te ruchy... - oznajmił dumnie, wcale nie tak pewny swoich racji. Do głowy wpadł mu jednak pomysł, jeśli odwróci jej uwagę, mógłby przecież zaczarować rower Facere, może podłubać coś z Mico i nawet by się nie zorientowała, jak z pomocą magii przemknie obok niej. Już zaczął snuć plany, poszukując wzrokiem czegoś, na co mógłby skierować uwagę córki, gdy kątem oka dostrzegł na pomoście mężczyznę. Z początku nie wydało się to dziwne, ot zwykły spacerowicz, jakich tu wielu, zwłaszcza w jesienne dni. Mężczyzna miał jednak u szyi przywiązany potężny kamień, który na długim sznurze leżał teraz obok niego. Czy on...? Nie zdążył nawet zareagować, bo chłopak wskoczył do wody, znikając gdzieś pod powierzchnią.
- Trixie! - wykrzyknął i rzucając rower gdzieś w bok, pobiegł w stronę miejsca, gdzie mężczyzna ewidentnie tonął. - ŁAP RÓŻDŻKĘ! - dodał jeszcze, skacząc do wody. Musiał działać szybko, nie zastanawiał się nawet, co robi, po prostu chciał mu pomóc. Mężczyzna był już niemal przy dnie, które na szczęście na tej odległości od brzegu nie było zbyt głębokie. Wystarczało jednak, by zanurzyć się z głową pod wodę. Beckett chwycił go za szmaty, próbując wyciągnąć w górę. Mężczyzna szarpał się, wyginał, tak jakby nie chciał tej pomocy. Przecież nie mógł tam zginąć. Kamień był ciężki, ważył dobre drugie tyle, co sam topielec i niebezpiecznie wciąż opadał na dno. Sam nie da rady... Trzymając go wciąż za koszulę i wynurzając się szybko ponad powierzchnię, starał się złapać wzorkiem córkę. Potrzebował jej pomocy. - Przytrzymam go, pomóż mi - niech zrobi coś z tym kamieniem, który wciąż ciągnął mężczyznę w dół.


Am I going crazy? Would I even know? Am I right back where I started forty years ago?
Wanna guess the ending? If it ever does... I swear to God that all I've ever wanted was
A little bit of everything, all of the time, a bit of everything, all of the time
Apathy's a tragedy, and boredom is a crime. I'm finished playing, and I'm staying inside.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett
Re: Pomost [odnośnik]23.03.21 14:10
Może raz, może dwa, może osiemnaście - nic dziwnego, że Stevie nie był pewien, w jego wieku liczby zaczynały się mieszać w pozbawiony wzoru chaos, ale świadoma tego Trixie była w stanie puścić to mimo uszu, bo akurat odczuła przypływ pobłażliwej dobrotliwości. Ten jeden raz mu odpuści, ale potem odparuje ze zdwojoną siłą, pan Beckett mógł być tego pewien, słysząc zapowiedź nadchodzącej lawiny złośliwych igiełek w śmiechu, który przeciął październikowe powietrze. Powinni robić to częściej. Po prostu zapominać o otaczającym ich świecie i ruszać przed siebie na wiernych dwukołowcach, które mogły zabrać ich na samą krawędź planety, z której mogliby spaść w przepaść, w czarny eter słodkiego niebytu, gdyby tylko nie była okrągła.
- Najpierw musiałbyś mnie dogonić, gargulcu - parsknęła perliście; wybór magicznego stworzenia nie był przypadkowy, wszak kamienne chimery słynęły ze swojego bezruchu połączonego z przeznaczeniem do obrony własności czy posesji. Stevie też ledwo się ruszał. Mógł wymawiać się głodem, ale obracająca się przez ramię Trixie widziała, że stracił nieco werwy w nogach i pedałował coraz słabiej. Złośliwość zmieszała się z troską; a co jeśli rzeczywiście przesadzali i ojciec przez kilka najbliższych dni nie będzie w stanie wstać z łóżka przez zakwasy czy inne korzonki? - Jestem - skłamała, nie była, ale to nieważne. Jeżeli musiał odpocząć, mogła na chwilę poświęcić swoją lwią dumę i oszczędzić następnych epitetów, chociaż na wzmiankę o tanecznym konkursie przewróciła oczyma i pochyliła głowę z pobłażliwym grymasem wymalowanym na twarzy. - Pewnie wygrałeś tylko dlatego, że konkurencja wystraszyła się twoich niekontrolowanych pląsów i dziwnych ruchów, pomyśleli, że jesteś chory na drgawki - wymamrotała, bo nie potrafiła sobie odmówić drobnych uszczypliwości. Szczególnie kiedy groził, że zepchnie ją z roweru, dobre sobie. Oboje wiedzieli jednak, że nie miała tego na myśli: to ojciec nauczył ją pierwszych tanecznych ruchów, pokazał jak współgrać z melodią, i to on uczył ją tego do dziś, choć na trochę odmiennych warunkach. - Zresztą to było jeszcze w czasach dinozaurów i dawno temu przestało się liczyć - upomniała go z wydrowatym uśmiechem.
Ale sielanka nie mogła trwać długo, przecież Beckettowie przyciągali do siebie katastrofy i nieszczęścia; Trixie jako ostatnia dostrzegła stojącego nieopodal mężczyznę, który przez dłuższą chwilę wpatrywał się w toń morskich fal. Wydawał się... Przegrany. Przybity. I kiedy z całej siły sturlał kamień do wody, samemu rzucając się potem w jej objęcia, dziewczyna nie mogła nie wydać z siebie zduszonego, przestraszonego krzyku. Dlaczego to zrobił? Przez chwilę trwała w oszołomionym bezruchu, ocucona dopiero prędką reakcją ojca, który odepchnął swój rower na bok i wskoczył do zimnej wody, chcąc ratować nieszczęśnika: w uszach dudnił jego okrzyk, świat rozmywał się przed oczyma, ale nie mogła teraz stchórzyć. Nie mogła.
Zamiast pomóc im z poziomu pomostu, kiedy ojciec wynurzył się spod tafli, trzymając w ryzach młodzieńca, Trix z drżącym oddechem sama wskoczyła do wody, z różdżką zaciśniętą w dłoni. Było tam... lodowato. Dziwnie ciemno. Jak w koszmarze, z którego powinni za chwilę się obudzić, ale ten trwał nadal, bezlitośnie ściągając kamień w dół odmętów. Szok wydarzenia i temperatury wody powstrzymał ją przez moment przed wyciągnięciem przed siebie drewna dzikiego bzu, lecz kiedy w końcu to zrobiła, niewerbalnie zainkantowała w myślach libramuto, celując w kamień. Wiązka zaklęcia przedarła się przez wodę i uderzyła w niego, odejmując połowę wagi balastu i tym samym zwalniając nieco tempo, w którym ciągnął na dno. Spróbowała też rozciąć linę wiążącą głaz do szyi nieszczęśnika, jednak dwukrotnie zaintonowane w myślach confringo zawiodło, pozostawiając jej niewielki wybór i potęgując panikę: Trixie popłynęła głębiej w dół, próbując przytrzymać kamień siłą własnych rąk, choć te drżały okrutnie, ale to nic, musiała im pomóc, mimo strachu i oszołomienia. Nigdy wcześniej nie widziała przecież nikogo, kto z własnego, chyba świadomego wyboru chciał unicestwić swoje istnienie.

jak reaguje mężczyzna?
k1 - wydaje się pozbawioną energii marionetką, ale pojawienie się pomocy sprawia, że trzeźwieją mu myśli, współpracuje więc ze steviem i próbuje utrzymać się na powierzchni.
k2 - pozostaje w kompletnym bezruchu i obojętności.
k3 - próbuje odepchnąć od siebie becketta i krzyczy coś pod wodą, która wypełnia mu gardło i wdziera się dalej do organizmu.


and the lust for life
keeps us alive, 'cause we're the masters of our own fate, we're the captains of our own souls, there's no way for us to come away, 'cause boy we're gold, boy we're gold.
Trixie Beckett
Trixie Beckett
Zawód : krawcowa, gospodyni w Warsztacie
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'll ignite the sun just like the spring has come.
flames come alive.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9401-trixie-beckett#285649 https://www.morsmordre.net/t9405-stevie#285909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9407-skrytka-bankowa-nr-2175#285917 https://www.morsmordre.net/t9406-trixie-beckett#285911
Re: Pomost [odnośnik]23.03.21 14:10
The member 'Trixie Beckett' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomost - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pomost [odnośnik]23.03.21 15:05
Był po prostu zmęczony. Ciągła praca nad wehikułem nie przynosiła wymiernych efektów, ale był przecież zdeterminowany, aby się nie poddać. Odzywała się ta cierpliwa natura, która metodą prób i błędów w końcu była w stanie dojść do rozwiązania konkretnego problemu. A przynajmniej w to uparcie wierzył, gdy kolejne godziny robił coś całkowicie bezsensownego, jedynie po to, by następnie przekonać się, że nic to nie dało. Doba miała jednak ograniczoną liczbę godzin, a jednak część z nich musiał poświęcić na córkę. Obiecał to sobie przecież, gdy uświadomił sobie, że ją też mógłby stracić. Czasem jednak ta dziewucha wydawała się być kompletnie oderwana od rzeczywistości, traktując go nie jak ojca, a jak kolegę, co nieszczególnie podobało się Steviemu. Oczywiście, zamierzał zawsze być jej przyjacielem, wspierać ją, ale niektórych słów w życiu nie powiedziałby do własnego ojca. Gdzie popełnił błąd w jej wychowaniu? A może to pani Cattermole coś jej nagadała jak była jeszcze brzdącem?
- Beatrix... - zaczął gdy przestało mu być do śmiechu. Słuchał każdego wyzwiska, nie mogąc wciąż dowierzyć, że jego własna córka, której przecież tyle poświęcał i dla której tyle robił, była w stanie mówić mu prosto w oczy takie rzeczy. Oczywiście, że nie był już najmłodszy, był też po prostu cholernie zmęczony. Anglia pogrążona w piekielnej wojnie wykańczała go tylko bardziej, a depresyjne stany, które pojawiły się 23 lata temu, nie mijały. Uśmiech ubierany do złej gry potrafił nie schodzić mu z twarzy, ale gdy nikt nie widział, nie potrafił wziąć lekkiego oddechu, uznać, że wszystko jest dobrze. Teraz, gdy większość czasu spędzał na tworzeniu świstoklików, gdy nie przesypiał nocy, lub spał bardzo krótko, był po prostu wyczerpany. Jazda na rowerze, nawet jeśli wiele lat temu dawała radość, teraz była zwyczajnie męcząca, ale robił to, aby Trixie była szczęśliwa. W zamian za to dostawał jednak coś do czego nawet już przywyknął, jednak smuciło tak samo, za każdym razem. Nie odpowiedział na jej wyzwiska. Nie miał zamiaru angażować się w jakiekolwiek kłótnie, ani nawet pokazać jej, jak zabolały go te słowa. Przecież była już dorosłą kobietą, powinna rozumieć. - Odpocznę i pojedziemy dalej - dodał krótko, odwracając wzrok, gdzieś dalej, by poszukać czegoś co rozproszy jego córkę, by sam mógł zaczarować rower. Męczyło go, że nie dawał sobie rady, tak jak kiedyś, ale nie chciał okazywać więcej słabości. Może i miała rację, może powinien za nią po prostu nadążyć, nieważne jakim kosztem. Rozmyślania przerwał jednak całkowicie widok mężczyzny, który zamierzał się utopić. Jak wielki smutek musiał na niego spłynąć, że zdecydował się na taki ruch. Na pewno dało się zrobić coś jeszcze, pomóc mu jakkolwiek w jego bólu i uratować człowieka. Zimna woda, która zalała całe ubranie i skórzany plecak, kompletnie go mroziła. Odchoruje to, był pewien, ale to nie liczyło się w tym momencie. Z całych sił starał się trzymać mężczyznę w górze, pewien, że Trixie rzuci mu jakąś linę z pomostu, ta jednak wykonała znacznie bardziej desperacki ruch i wskoczyła za nim do wody. Jak mogła ryzykować w ten sposób?! Wściekły na córkę, szarpał się jeszcze chwilę z mężczyzną, który stopniowo zaczął jednak sam sobie pomagać. Czyżby doznał olśnienia? Beckett poczuł jak opór który stawiał kamień, ciągnąc go w dół, zmniejszył się o co najmniej połowę. Póki co byli w stanie utrzymać się na powierzchni, ale obawiał się, że jeśli puści topielca, ten popłynie na dno. Trzymając w górze zmarzniętego i dygocącego już mężczyznę, zaczął szarpać się z węzłem na szyi chłopaka, ale ten ani drgnął. Co tu robić...? Co tu robić...? - Wyjdź z wody! - krzyknął do córki, gdy ta wypłynęła na powierzchnie. - Natychmiast!!! - musiał go ratować, ale to o jej zdrowie potrzebował zadbać. - Bąblogłowa - skierował różdżkę na twarz mężczyzny, po czym wyciągnął różdżkę w stronę brzegu i wypowiedział - Ascendio - magia nie podziałało, ale nie miał zamiaru się poddawać. - Ascendio! - powiedział ponownie, łapiąc trochę wody w usta, gdy kierował różdżkę w stronę brzegu. Świst powietrza pociągnął go i trzymanego przez niego mężczyznę w stronę plaży

udało nam się dotrzeć do plaży?
k1 - nie, jesteśmy gdzieś w połowie pomostu, wciąż jest za głęboko by stanąć na nogach, a kamień nie leży nawet na dnie, tylko wciąż ciągnie w dół
k2 - nie, ale kamień leży swobodnie na dnie, przez co jest nam łatwiej utrzymać się na powierzchni
k3 - tak, jesteśmy już właściwie tylko do pasa w wodzie


Am I going crazy? Would I even know? Am I right back where I started forty years ago?
Wanna guess the ending? If it ever does... I swear to God that all I've ever wanted was
A little bit of everything, all of the time, a bit of everything, all of the time
Apathy's a tragedy, and boredom is a crime. I'm finished playing, and I'm staying inside.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett

Strona 5 z 15 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 10 ... 15  Next

Pomost
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach