Wydarzenia


Ekipa forum
Aleja Theodousa Traversa
AutorWiadomość
Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]25.12.15 23:07
First topic message reminder :

Aleja Theodousa Traversa

Jedna z dłuższych alei, wybrukowana szarą kostką. Pomimo lokalizacji tuż przy samej Tamizie, gdzie odbywają się załadunki i rozładunki towaru, spotkać tu można wiele osób - najczęściej amatorów długi spacerów i charakterystycznego zapachu rzecznej toni. To właśnie tutaj  cumuje Jolly Jelly II, jeden ze statków rodziny Travers. Z portu można się na niego dostać poprzez drewnianą, stabilną kładkę. Z kolei woda przy porcie najczęściej jest dosyć chłodna - chodnik oddzielają od niej ponad metrowe żeliwne słupki, połączone łańcuchem zdobionym w morskie stwory.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:32, w całości zmieniany 4 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Aleja Theodousa Traversa - Page 13 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]01.05.23 12:06
Obraz matki malował się w jego wspomnieniach mgliście, dzięki pojedynczym obrazom i wizjom, trochę opowieściom, a trochę snom, przez co trudno mu było jednoznacznie przyznać kim była Agape Rowle. Tatiana miała być do niej podobna, ale ta wiedza nie niosła dobrej przyszłości i była słabą prognozą na relację rodzeństwa. Jeśli matka wychowała ją na swoje podobieństwo, istniała szansa, że będzie równie nielojalna, surowa i bezwzględna. Pamiętał, by dzielić ich słowa i opowieści przez dwa. Młoda Dołohow była piękną kobieta, dość poważną, jak na swój wiek, zupełnie jakby był tylko liczbą, bo doświadczenia malowały ją na zupełnie inną osobę. Miała w sobie uwodzielski dryg, który mógł łatwo omamić każdego mężczyznę, nie wątpił też w to, że potrafiła kłamać. Właśnie te cechy czyniły z niej przydatną sojuszniczkę wśród Rycerzy. Nie wszędzie można było wysłać żołnierza, czasem potrzebny był szpieg i Tatiana nadawała się w jego oczach na niego znacznie bardziej niż bezwzględną morderczynię. Potrafił sobie wyobrazić ten moment — bardziej niż zbrodnię w afekcie zaplanowane i wyrachowane morderstwo, w emocjach, podstępem. Trucizną? Sztyletem? A nawet wykorzystując do tego innych. Właśnie taki obraz Tatiany miał przed oczami; zranionej, łaknącej zemsty księżniczki, która potrzebowała czyjejś śmierci, by ruszyć dalej, ale niekoniecznie poplamionej krwią sukienki. Właśnie dlatego chciał, by Ignotus tu był. Ostatni rok sprawił, że wyszedł z wprawy. Miał wiele powodów by sprawdzić własne możliwości właśnie na Dołohowie, by załatwić tę sprawę raz, a porządnie. Krew na jego rękach nie była niczym nowym, potrzebował bodźców, by wzmocnić własną magię, a cóż lepszego mogło mu się trafić niż mąż swojej byłej żony?
Patrzył na tego człowieka, nie żywiąc do niego niczego, nawet niechęci. Zdziwił się, bo sądził, że przywołanie przed oczyma Grahama sprawi, że poczuje coś — jakąś żądzę mordu, zemsty za traktowanie jego brata bliźniaka jak byle śmiecia, ale okazało się, że to już dawno przestało mieć znaczenie. Graham nawiedzał go w myślach, jak wyrzuty sumienia, ale nie on pierwszy. Kiedy był dzieckiem po śmierci przyjaciela myślał też o nim. Czas sprawił, że to wszystko się rozmyło. Więź, która łączyła go z Grahamem zniknęła, czy może tak naprawdę nigdy jej nie było? Czy wykreował ją we własnej głowie, szukając miejsca, w którym mógłby znaleźć coś, co dawno temu utracił? Może to, co ich łączyło było zupełnie inne, nieuchwytne, ale też pozbawione tych płytkich pseudobraterskich zażyłości. Patrzył na starego Dołohowa i nie czuł wobec tego sukinsyna zupełnie nic. Nawet cienia żalu. Pozwolił mu zmierzyć się wzrokiem i spojrzeniem szukać wokół siebie pomocy, ale ta nie nadejdzie. Spojrzał na każdego po kolei. Na niego, Ignotusa, a na końcu na Tatianę. Starał się wyglądać dostojnie, jakby szykował się na śmierć z godnością, ale jego rozbiegane spojrzenie zdradzało panikę i żal do córki. Nie odezwał się jednak słowem, zaproszony na spacer przez Mulciberów ruszył u boku Tatiany aleją w stronę zabudowań i portowej dzielnicy.
— Czego chcecie?— spytał po rosyjsku z dumą w głosie. Wiedział już, że to pułapka i niczego nie zyska dzisiaj, nie wzbogaci się. najprawdopodobniej zaczynał godzić się ze śmiercią. — To twoi przyjaciele? Wiedziałaś o tym? Nie rozumiem— zwrócił się do Tatiany cierpko. — Zostaw nas samych, zanim zrobią ci krzywdę.— Jego głos zadrżał, ale nie ze strachu a złości. Twarz zaczynała okazywać oznaki zdenerwowania. — Twoja matka przewraca się w grobie— dodał ciszej z dezaprobatą, kręcąc głową z niezadowoleniem.
— Tatiana chciałaby usłyszeć o tym dniu, w którym wymazano jej wspomnienia — podjął po rosyjsku, coraz lepiej radząc sobie z językiem, odkąd mieszkał z krewnymi z Syberii. Szedł obok niej, spokojnie, pozwalając by jego własny ojciec towarzyszył Dołohowi z drugiej strony. — A mój ojciec napewno chciałby usłyszeć dlaczego traktowałeś jego syna gorzej niż psa— dodał, nadając marszowi tempo i kierunek. Port zostawili za sobą, weszli w zabudowania. Marynarze, chlejusy i biedota przyglądały im się uważnie. Ich stroje wyraźnie wskazywały na to, że nie pochodzili stąd, ale Tatiana zwracała uwagę najbardziej. Nie pasowała do tych sfer, przyciągała spojrzenia i budziła najobrzydliwsze myśli. Żadne z nich nie było jednak bezbronne, ale nikt nie wykonał żadnego niepokojącego ruchu, mijali ludzi nie zwracając na nich uwagi, a to sprawił, że i oni stracili zainteresowanie przybyszami.
— Nie wiem o czym mówisz— odpowiedział Ramseyowi, spoglądając na niego szybko. Zdecydowanie zbyt szybko, by to kłamstwo mogło wydawać się prawdziwe. Brew mu drgnęła niepewnie, zerknął na Tatianę. — Nie wiem o czym on mówi, Tatiuszka— dodał nerwowo, spoglądając na córkę, licząc, że zrozumie, że stanie w jego obronie. — To wszystko to jakaś pomyłka, mistyfikacja! Próbują mnie w coś urobić, ale ja się nie dam! — Zatrzymał się w końcu z irytacją, próbując postawić na swoim. Większość mieszkańców najbardziej obleganych i najbliższych portowych kamienic mieli już za sobą, przed nimi rozpościerała się prosta droga na Wyspę Psów.
Ramsey spojrzał na Ignotusa, a później złapał spojrzenie Tatiany. Nie czytał jej w myślach, jej zdawało się być po prostu niepewne, jakby pytała "co dalej". Jeśli miał być narratorem tej opowieści, będzie.
— Graham mi powiedział— skłamał miękko, patrząc na Nikolaja. — O tym co mu robiłeś. O tym, co zrobiłeś Tatianie. Pamiątka, którą po tobie ma, sprawia, że będzie wyglądać paskudnie do końca życia— mówił prostym językiem, jeszcze bez akcentu, choć coraz lepiej był osłuchany. Wiedział jednak, że Dołohow doskonale wiedział, o co chodzi. Na blizny czarodziejów nie zwracano takiej uwagi. Blizny takich kobiet jak Tatiana czyniły je wybrakowanymi. Szpetna szrama ciągnąca się przez plecy nie była niczym, co warto pokazywać na salonach. Rosjanin zastygł na chwilę w bezruchu patrząc uważnie na Ramseya.
— To nieprawda. Nic jej nie zrobiłem, to moja córka!— podniósł głos, a potem spojrzał oskarżycielsko na Tatianę. — Powiedz swoim przyjaciołom, córko, powiedz! Zostawcie mnie w spokoju. Podstępem mnie tu zwabiliście i oczerniacie moje dobre imię. Nie zamierzam dłużej wysłuchiwać tych oszczerstw. Srał was pies— splunął w bok, patrząc z pogardą na całą trójkę. [i]





pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Aleja Theodousa Traversa - Page 13 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]16.07.23 9:45
Marzyła o tej chwili.
Myślała, snuła plany, śniła, na pograniczu wstydu i żarliwej chuci, przerażenia i podniecenia jednocześnie – jakim był świat, w którym córka wyrzekała się matki, ojciec unosił dłoń na syna – jakim, kiedy miała odwrócić się przeciwko własnemu, przerwać pasmo kłamstw tkanych skrzętnie przez lata, by powiedzieć ostre i stanowcze stop?
By unieść dłoń, w niej dzierżąc różdżkę lub sztylet, przejść krok dalej, za granicę, za którą nie było już odwrotu. Potęga lub obłęd. Wolność lub wieczne zniewolenie.
Dziś wybierała to pierwsze.
Zawsze wybierała to, co pierwsze.
Subtelność dotyku ścierała się z potokiem brutalnych myśli, kontrasty prześcigały z każdym podjętym krokiem, wypuszczonym spomiędzy ust powietrzem, próbą uspokojenia drżącej dłoni, która niemalże ze służalczą czułością dotykała ojcowskiego ramienia. Być może po raz ostatni; przesunęła wnętrzem po skrytej za materiałem ręce, jak w namaszczeniu pożegnania, próbie wywołania migotliwego wspomnienia, wykrzesania czegokolwiek, co miałoby utwierdzić ją w podjętej decyzji.
Do svidaniya, otets,
Słowa wypowiadała miękko, niemal z ciepłem, które otulało jej głos gdy była jeszcze nastoletnią pannicą; w dawnym światopoglądzie utkanym z przeszłości i wzniosłych haseł, dalekich, okrytych dumną czerwienią i złotą niewiedzą – kradzione bogactwo zakrywało wiele brzydkich obrazków i znieczulało na nadchodzące bolączki.
Zostaw nas samych, zanim zrobią ci krzywdę.
Kąciki ust mimowolnie pomknęły w górę - rozczulające, zaiste, gotowa była uronić pojedynczą łzę - spojrzenie pierw odnalazło to należące do Ramseya, jakby porozumiewawczo, w politowaniu mieszającym się z potwierdzeniem, które pragnęła odnaleźć w aurze przyrodniego brata.
Było za późno, by się wycofać. Za późno, by zapomnieć o bólu i zdradzie; kiedy Mulciber wspomniał o wymazanych wspomnieniach, niemal czuła, jak blizna na plecach wije się ognistym wężem na skórze.
Serce Nikolaja biło szybko, niemal żarłocznie obijało się o żebrową klatkę, pragnąc spokoju i pompowanej krwi; uderzała do jego głowy, sprawiając, że sina od braku słońca i strachu skóra pokryła się drobnym dreszczem, któremu zaraz potem towarzyszył zimny pot. Czuła jego przerażenie.
Miało zapach paskudniejszy od portowej woni.
Przeszli przez uliczkę zyskując uwagę, choć Tatiana nie odwzajemniła jej z nikim, wciąż skupiona na celu, jakim był zakręt w kierunku Wyspy Psów i stara karczma w dolinie, w której hulał tylko wiatr i duchy istniejące tylko w legendach.
Pamiętam, jak go traktowałeś, ojcze. Pamiętam każdy policzek, każde uderzenie i to, kiedy wyciągnąłeś koński bat – wypowiedziała, wciąż łagodnym głosem, choć za rogiem czaiło się drżenie. Obrazy przelewane w pamięci jeden po drugim, jakby ktoś odpalił kliszę ze zdjęciami i kazał jej patrzeć – jej, jemu, im, grzebiąc w kotle smolistych wspomnień.
- Ale dlaczego nie pamiętam reszty, tatusiu? Dlaczego tamte dni nigdy się nie wydarzyły? – wyrzut zawibrował w końcowych zgłoskach, a urokliwy zwrot, którym obdarzała go niegdyś tak często, tym razem smakował cierpko.
Coś tłumaczył, mamrotał, krzyczał momentami w charkliwych zaprzeczeniach; kiedy splunął, uniosła jedynie brew i przeniosła spojrzenie na Ignotusa.
– Zostań tutaj – ktoś na czatach nie był niezbędny, ale nie chciała go tam. Nie chciała, by widział – by słyszał, widział, czuł to, co wylewało się z każdym słowem i spojrzeniem – coś, co płynęło krwawą rzeką jej jestestwa, tworzyło intymność skradzionego życia, do tej pory pisanego tylko przez Nikolaja.
Nigdy więcej.
Wejdź, ojcze – wskazała na spróchniałe drzwi do chaty – starej tawerny, w której poprzewracane meble pokrył kurz, a wybite okna wpuszczały hulający, nocny wiatr – Wejdź i oszczędź mi swoich tłumaczeń. Nie chcę słyszeć żadnego - nie chciała kolejnych słów, nie chciała wytłumaczenia, nie chciała dać mu szansy, by wybronić swą duszę.
Honor to kurwa, której służą jedynie głupcy.
Nikolaj sięgnął do kieszeni lekkiego płaszcza, w półmrokach karczmy przekonany o własnym skryciu; była na to przygotowana, wciąż obracając tarninowe drewno w dłoni - wyszeptane Expelliarmus wyrwało jednak różdżkę z pomiędzy palców i cisnęło drewienko w kierunku Tatiany.
Dyszał, a jego serce dudniło. Strach miał paskudny zapach, niemal słodki, jak padlina pozostawiona w lesie.
Dyszał, a jego serce dudniło. Strach to zły doradca.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]25.07.23 22:06
Nie wypadało jej puścić samej, pozwolić jej na taką zbrodnię w pojedynkę. Spisywała ojca na straty, a on widział w nim nikogo poza robactwem, które może było rozdeptać. Nie lubił palić mostów, ale pomiędzy nim, a Mikołajem Dolohovem nie było ani drogi ani nawet polnej ścieżki. Nie łączyło ich nic, a on sam nie mógł dać mu niczego, co mogło mu się przydać. Sprawdził to, nim zaaranżował to spotkanie. Mimo to wyrazem skrajnej głupoty byłoby pozwolenie jej na takie działanie bez opieki i nadzoru. Krzywdził ją za młodu, za zaklęcia, których użył nie były urokami wykorzystywanymi przez młokosów w klubie pojedynków. Każdy, kto potrafił zmieniać innym wspomnienia musiał szczycić się magicznym talentem. Nikolaj był czarodziejem niebezpiecznym i tylko skrajnie lekkomyślny czarodziej uznałby to spotkanie za pozbawione zagrożenia.
Słuchał jego słów, kiedy powoli szli w stronę wyspy psów. Aura zagrożenia i rychłej śmierci była wyczuwalna; wiedział, że nie dotknie ani jego ani jego ojca, ale Nikolaj z pewnością miał odmienne zdanie, a desperacja w połączeniu z umiejętnościami miała być pewną receptą na krwawy pojedynek. Nie zamierzał angażować się w dalszą dyskusję. Wyjaśnienia, które miał go nie interesowały i skierowane były wyłącznie do córki, która go osądzi. Ale o jej pragnienie zemsty także nie dbał; interesowała go z innego powodu.
— Nie — zaprotestował od razu, powoli przenosząc spojrzenie z Tatiany, którą puścił przodem na własnego ojca. Nie była w pozycji do wydawania podobnych poleceń, bo właśnie tym grzmiał jej ton. Małej dziewczynki, córki jego byłej żony, która w tej jednej chwili myślała, że w towarzystwie trzech znacznie starszych od niej czarodziejów może mieć wpływ na kogokolwiek. To on wezwał tu, zaprosił Ignotusa. To on chciał dać mu szansę i okazję do tego, by poćwiczył po trudnym czasie jaki spędził i by miał okazję uwolnić lub okiełznać — mógł wybrać — emocje, które głęboko w nim tkwiły. Nie ufał Nikolajowi, więc do pustego lokalu wszedł zaraz za Tatianą. Zareagowała prędko. Czyżby jej ojciec był naprawdę tak nieostrożny? Przecenił go? Czarodziej zdolny do zadania jej takiego bólu i takich ran, odebrania jej wspomnień zdawał się być nieudolny starcem. Wszedł do środka, mijając Tatianę i kierując się w stronę poprzewracanych krzeseł. Zamierzał usiąść na jednym z nich, lecz nim to się stało Dołohov złapał za jedno. Złamało się w pół, rozsypało prawie na kawałki, kiedy próbował je unieść. O połowę zmniejszony ciężar poleciał w stronę starszego Mulcibera, a kiedy ostatecznie rozbiło się na kawałki o jego przedramię, jedna z desek oparcia pomknęła w stronę Tatiany. Tumany kurzu wzniosły się wysoko, ale pomiędzy kłębami szarego pyłu widział dobrze zrywającą się do ucieczki sylwetkę. Ucieka ci chciał powiedzieć do Tatiany, ale przecież dobrze widziała.
Był zawiedziony i zdegustowany Nikołajem. Miła go za czarodzieja silnego, wpływowego — kogoś, kto mógł zdominować córkę i zmusić ją do robienia tego, na co miał tylko ochotę. Malowano go jako czarodzieja budzącego szacunek, ale w chwili, w której z taką łatwością stracił różdżkę, nieprzygotowany do ataku, wchodząc tutaj, do paszczy lwa, jawił się niczym ślepe i głuche dziecko. Cóż mógł jej zrobić? Jaki wpływ na nią mieć? Czym sprawiał, że się go obawiała, szanowała go, kiedy był absolutnie nikim? Jak bardzo Tatiana traciła u jego boku. Klejnot dawnego, wielkiego rodu teraz, w zakurzonej tawernie nie błyszczała nawet jak pęknięte szkiełko imitacja diamentu. Odwrócił się do uciekającego Dołohova plecami, schylając się w kierunku własnego ojca, który nie podołał fizycznemu atakowi i upadł na jedno kolano. Chwycił go pod ramię, pomagając mu wstać bez słowa — jego złą formę widział już w lazarecie na Nokturnie, nie zaskoczył go słaby refleks. Dlatego musiał ćwiczyć. Dlatego musiał myśleć trenować nie tylko ciało, ale i umysł.
Dołohov był zbyt dumny, by zaatakować córkę gołymi rękami, więc kiedy stanął na końcu tawerny, widząc zawalone przejście, połamane stropy — wiedział już, że nie ucieknie stąd i nie odzyska różdżki, którą tak idiotycznie stracił. Łapiąc z trudem oddech odwrócił się do czarownicy zadzierając wysoko brodę. Mógł nie złapać rytmu tej rozmowy, pozwolić pozbawić się różdżki i nie przebierać w słowach — Ramsey mimo własnego milczenia słuchał tego, co do niej mówił. Może jednak była w nim jeszcze stara, rosyjska niedźwiedzia siła. Coś, co malowali we własnych baśniach z przeszłości.
Ramsey wyprostował się i zrobił kilka kroków, zostawiając Ignotusa za sobą, ale nie zrównał się z Tatianą. Przechylił głowę. Bez różdżki był całkiem bezbronny. Co zamierzała więc z nim teraz zrobić?



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Aleja Theodousa Traversa - Page 13 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]26.07.23 15:14
Wiatr otulał zniszczone ściany drewnianej chaty, hulał w nagich okiennicach, śpiewając pieśń o zdradzie i przerażeniu. Chłód miał nieść ulgę po upale długiego dnia, choć na połaci jej skóry odznaczał się dreszczem, jakby zanurzyła dłonie w lodowatej wodzie, a magia przepływająca przez rdzeń różdżki mogła zamrozić krew płynącą w żyłach i zatrzymać jej obieg.
Przychodziły do niej; cienie własnego umysłu, jedne po drugim, podszepty wyrwane spod ziemi, zamknięte na zawsze wewnątrz czaszki, dudniące w myślach spisanych na zapomnienie dawno temu - śniła o tym wielokrotnie. W bluźnierczych wyobrażeniach szeptała zaklęcia, toczyła ścieżki ostrzem noża, drogę, która miała być kontynuacją tej szpecącą jej plecy. Widziała jeziora krwi, kałuże łez, plamy czerni wypalające się na zawsze w ściankach głowy - tak wiele razy wizualizowała sobie jego koniec, że kiedy faktycznie stała naprzeciw niego, rzeczywistość wydawała się ledwie domkiem z papierowych kart, słabym wobec najdrobniejszego powiewu.
Był słaby - słaby i nieuważny, z chorobą zaklętą w niewypowiedzianej nigdy tajemnicy, w rozgoryczeniu i zdumieniu na tyle nieudolny, by dać się podejść w najłatwiejszy ze sposobów; kiedy trzask różdżki opadającej na posadzkę dotarł do jej uszu, niemal poczuła żal. Rozgoryczenie wyciągało macki zachłannie, paraliżowało kończyny i przez kilka kolejnych uderzeń serca siało niepewność, która spłoszyła ją na tyle, że w następnych ruchach - kiedy Nikolaj sięgał krzesła i próbował prozaicznych form obrony - ona pragnęła znaleźć spojrzenie brata. Utkwić w nim swoje, zakotwiczyć, odnaleźć pewność i ulgę, przypieczętowanie i troskę; pozbawione oporów przekonanie, że gdyby jej dłoń zadrżała zbyt mocno, on wyciągnie swoją.
Ale kiedy szarość spotkała szarość, w tęczówkach niemal takich samych jak jej własne, odziedziczonych po matce, wcale nie odnalazła ukojenia.
Gwałtownie przeniosła spojrzenie znów na ojca, a kiedy Nikolaj z warkliwym sykiem cisnął przed siebie kawałek ostrego drewna, Dolohov uniosła różdżkę - Adolebitque - drżący szept uleciał spomiędzy jej warg, ale wiązka magii prędko rozmyła się w ciemnym pomieszczeniu. Coś trzasnęło, kątem oka widziała ruch po swojej lewej, Ramsey przybliżył się w kierunku Ignotusa, w którego uderzył drewniany pocisk.
Posuwał się do czegoś takiegp?
Patrząc wprost, śledząc ruchy, odnajdując w końcu jego oczy otoczone siatką zmarszczonej skóry, ostrych rys zdradzających frustrację, która w obliczu narastającej paniki podpowiadała tylko desperację.
Nigdy nie widziała go jako potężnego czarnoksiężnika. Ojcowska potęga malowała się w ramach wykraczających poza władanie magią, tkwiła w manipulacji tkanej sprawnie przez lata, w groźbach, które wydawały jej się dużo gorsze od raniących zaklęć - teraz, po wielu miesiącach rozłąki, przemierzania dalekich szlaków i walki z chorobą, o której nie mogła przecież wiedzieć, jedynie domyślać się z enigmatycznych słów kreślonych listownie - teraz wydawał jej się być tak drażniąco nijaki. Miałki. Mały. Słaby.
Co się z tobą stało?
Pragnęła widzieć go nie jako równego sobie, a wyniesionego na piedestał, tak samo dumnego jak niegdyś, z nieustępliwością w oczach i niewypowiedzianym mrokiem, który sprawiał, że wielokrotnie wybierała znienawidzone milczenie - kim był teraz, próbując schować się za czymś, co niegdyś było barowym kontuarem; kim, kuląc ciało i próbując znaleźć ucieczkę?
Wolałaby, żeby uderzył ją tak jak wtedy. Dowiódł, że się myliła. Wpędził na nowo w wieloletnie zniewolenie, za którym momentalnie zaczęła tęsknić, uzależniona od znajomego stanu, który zdecydowała się sama przerwać - zemsta miała smakować słodyczą, tymczasem odbijała się goryczą smutku w jej zaciśniętej krtani.
Chciała widzieć go martwego; ale tym razem makabryczne fantazje zdawały się jej być jedynie mrzonką, bo kiedy znów unosiła różdżkę w jego kierunku, a obecność Ramseya i jego ojca za plecami wciąż była wyczuwalna, nie chciała tego wszystkiego. Nie chciała się pastwić. Rozsmakować w torturze, oko za oko i ząb za ząb, nie chciała wymierzać kary, na którą zasłużył.
Kiedy Nikolaj Dolohov upadał, a ona stała pośrodku, czuła się bardziej naga niż kiedykolwiek. Obdarta ze złudzeń, wystawiona na widok całkowicie obcego mężczyzny, który spoglądał jak córka może odwrócić się przeciw ojcu, jak wiele granic można zniszczyć, jak bardzo stracić wartości, którymi żyło się całe dotychczasowe życie. Ramsey stał tam z ojcem, obserwował, chłonął, czuwał - ona obracała się przeciwko własnemu. Wrażenie, jak gdyby cały świat miał ją poznać - ujrzeć tę samą, skrzywdzoną dziewczynkę, która zbyt długo żyła w obłudzie, było przerażające.
- Adolebitque - wyszeptała znów, a magia zebrała się w trzonie różdżki, by zaraz z siłą wystrzelić w kierunku starego Dolohova - kiedy palący łańcuch oplótł ciało ojca, struga ciepłej krwi spłynęła z nosa Tatiany, metaliczny posmak zatańczył na języku i przez chwilę miała wrażenie, że ból uderzająca w skroń nagle i gwałtownie, odbierze jej jakąkolwiek zdolność dalszych czynów.
Spoglądała na upadające ciało jakby sama była w pewnym transie. Słuchała krzyków, jakby dochodziły do niej zza tafli mętnego jeziora - odnajdywała w końcu rozpacz w jego oczach, jakby widziała je po raz pierwszy. To nie było spojrzenie jej ojca. Już nie.
Trwała w spektaklu, którego aktorką nie pragnęła być. Pośrodku pustej chaty niosły się błagania i przekleństwa, strach i odraza, niezrozumienie i w końcu pieśń złamanego serca - choć zasłużył w jej oczach na największe męczarnie, paradoksalnie nie chciała mu ich podarować. Nie, kiedy widzieli go tak słabego. Nie, kiedy odsłaniała przed nimi najgorsze wspomnienia i palącą żądzę zemsty. Emocje przeskakiwały jedna po drugiej, a ona po prostu patrzyła - na skórę pokrywającą się oparzeniami, na zniszczone dłonie i wykrzywioną w bólu twarz. Jego słowa do niej nie docierały. Prośby rozstrzaskiwały się o mur, który przed sobą tworzyła, a jedynym elementem trzymającym ją w realności był sztylet, dotychczas ukryty w kieszeni lekkiego płaszcza; przesuwała palce po rękojeści od kilku minut, w niekończących się ułamkach sekund dywagując w kontrastach, gubiąc się w wyborach i obawach.
Los był przesądzony już dawno temu.
- Ojcze - w jej głosie brzmiał czysty smutek, kiedy w końcu zrobiła krok do przodu. Spojrzenie pokryło się żalem, kiedy podeszła ku niemu i powoli kucnęła przy jego ciele; starał się sięgnąć do niej dłonią, złapać za nadgarstek, odegnać od tego, co miała niedługo uczynić. Błagał i groził, krzyczał i warczał - a ona nie słyszała już sensu żadnego z jego słów.
- Niedługo znów weźmiesz moją matkę w ramiona - szeptała po rosyjsku wyciągając w jego stronę swoje ręce; odpowiednim ruchem różdżki zdjęła pętające Nikolaja zaklęcie, a ten od razu gwałtownie runął w jej kierunku, pragnąc na nowo odnaleźć równowagę i podnieść się na nogi.
Wtedy go objęła.
Objęła niemalże tak czule, jak czyniła to siedmioletnia Tatiuszka.
Jego desperackie wierzganie przerwał nagły impuls; ostrze sztyletu z oporem wbiło się w ojcowskie plecy, tuż przy kręgosłupie zatapiając w twardą tkankę spiętych mięśni; nie słyszała już jego jęków. Nie docierały do niej przekleństwa, których się dopuszczał, zupełnie jakby ogłuchła.
Wnętrza dłoni prędko zajęło ciepło obficie spływającej krwi, kiedy Tatiana trzymała konającego ojca w swoich ramionach przez ostatnie uderzenia jego serca; puściła go i wstała nim jeszcze zamknął oczy, gotów do ostatniej podróży donikąd.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]01.09.23 12:56
Był gotów zwieńczyć dzieło, nie angażował się jednak, oddając całą scenę Tatianie. Tkwił z tłu i bliżej było mu roli widza niż dublera, patrząc na rozbierany epilog, w którym główną rolę odgrywała młoda czarownica. Nie mogła ukryć się pod strojem ani nawet taflą gęstych włosów. Jej emocje, lęki i pragnienia pojawiały się na jej skórze, na twarzy, drżących wargach, w kryształowych oczach, a w końcu i we krwi, spływającej jej z nosa. Zbyt dobrze to znał, by dać się zawieść kamiennej twarzy i transowi, w który wpadła. Potrzebowała czasu, by to pojąć, zrozumieć, uporać się z nastającym końca. Pomimo wysiłku i mocy, jaką wkładała w rzucane zaklęcia, nie ustawała, trwając posągowo przed upadającym człowiekiem. Marnością, która ją zbudowała. Śledził jej walkę z większym zaangażowaniem niż przyglądał się spętanemu mężczyźnie. Różdżka w dłoni Ramseya obróciła się, jak to miał w zwyczaju uczynić, czekając na odpowiedni moment — obracał ją w lewej dłoni odnajdując miejsce w niej, w które wpasuje się idealnie. I czekał, bo czekanie na właściwy moment miał we krwi.
Ostatni akt wydawał się przejmujący. Nie przerywał, nie poruszył się nawet, każdym szurnięciem mogąc zaburzyć harmonię sceny. Zdejmowane zaklęcie, ojcowską sylwetkę w ramionach zranionej dziewczynki, która żegnała go dokładnie tak, jak sobie na to zasłużył. Szybko, boleśnie, ze zdradą, a może słuszną karą, jaką winien ponieść za swoje błędy. Nikolaj wysunął się z jej objąć w ostatnich uderzeniach serca, upadając na podłogę i patrząc na nią z dołu. Spojrzenie było szkliste, a krew z zadanej rany zalała podłogę. Ciche dwa słowa po rosyjsku były słyszalne tylko dla Tatiany, ale i Ramsey, patrząc na jego ruch warg mógł spróbować odczytać proste sformułowanie. Dobra dziewczynka, szeptał na zakończenie, pożegnanie drogi, którą szli wspólnie przez wiele lat. Ostatnie tchnienie, a ciało bezwładnie poddało się grawitacji. Cisza zalęgła się w starej tawernie. Przez chwilę stał w bezruchu, patrząc na Tatianę — przez rami zerknął na ojca tylko po to, by upewnić się, że to przeżył, a ponieważ nic nie wskazywało na to, by i on pragnął spotkać się ze swoją byłą żoną po drugiej stronie kotary, ruszył powoli ku Tatianie.
— Liczyłem na coś więcej — wyznał szczerze, kierując swoje słowa do kobiety. — Że twojego ojca stać na coś więcej — wyjaśnił dokładnie, zawieszając na niej spojrzenie. To nie był jego pierwszy raz. Ze wszystkich pamiętał dobrze moment, w których Drew dokonał podsumowania na swoich własnych rodzicach. Rozliczył ich ze wszystkiego. Zabawili się wtedy, ale to nie była jego gra. Emocje podyktowały Drew cały scenariusz, podobnie jak Tatianie, ale czy to na naprawdę chciała to zakończyć i ukrócić jego żywot, czy to on podsunął jej tę propozycję, kiedy wyznał jej, że nie pamiętała. Kiedy przyznał, że widział to, co jej zrobił w jednym z własnych snów, wiele, wiele lat temu. Czy to ona sama zmieniła się w potwora, czy to on go powołał do życia własną grą nie mają wzniosłego celu — dla zabawy? Nie mógł nie oceniać jej kunsztu, zachowania, jej czarów. Morderczy dryg do niej pasował, ale brutalność zakrzywiała jej piękny obraz. — Tyle zachodu, dla tak marnego człowieka — wyraził swój żal, nie obarczając nim jednak Tatiany. Nie był jej winą. Opowieści, które snuto o Dołohowie sprawiały, że w wyobrażeniach Ramseya jawił się jako człowiek poważny, silny, niebezpieczny. Człowiek, którego miała prawo się bać, dlatego gotów był pchnąć ją w jego ramiona, by zadała bezlitosny cios. Tymczasem mieli przed sobą coś, co nie zasługiwało nawet na ich uwagę. Nie znał siły, jaką niosła ojcowska ikona. Ignotusa poznał kiedy był już dorosłym mężczyzną. Stary arystokrata, który go wychował jako własnego bękarta nie malował w nich strachu, którym umiał zmusić go do posłuszeństwa. Dyscypliną, ciężką ręką zbudował w nim silny charakter, ale nie strachem. Przez wiele lat myślał, że jedyną emocją, jaką wykrzesał u niego była nienawiść za kłamstwa i hodowanie go na własne upodobanie, ale potem na krótko czuł wdzięczność, że jego surowe wychowanie stworzyło go, nie wychowało, na tego kim był dzisiaj.
Stanął tuż za nią, niemalże opierając się o nią, ściszając głos.— Jak ktoś taki mógł mieć nad tobą władzę? — spytał czarownicę ze szczerą ciekawością, ale i brutalnością względem jej oceny. Zupełnie jakby chciał jej powiedzieć, że to nie on był słaby, to ona. Mała, krucha, bezradna dziewczynka podporządkowana nijakiemu starcowi. Wierząca w niego jak nadludzką istotę, która mogła byle krzywym spojrzeniem zrównać ją z ziemią. Zarzucał jej naiwność między słowami, ale przecież nie powinien więcej od niej wymagać. Uniósł dłonie i ułożył je na jej kościstych ramionach. Opuszkami palców musnął jej skórę. — Teraz jesteś wolna. Możesz robić to na co masz ochotę — stwierdził w końcu po dłuższej chwili milczenia. Nie miała niczego — zaplecza, mężczyzny, ojca, opiekuna. Nie miała tu rodziny, była sama jak palec, ale mogła podejmować własne decyzje, od których będzie zależeć jej przyszłość.
Zacisnął palce na niej mocniej i zmusił do tego, by obróciła się ku niemu twarzą. Uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Wolna i silna — przypomniał jej, ogniskując na niej spojrzenie. — Powinnaś zaprzyjaźnić się z Deirdre — zasugerował, po chwili precyzując jednak. — Chciałbym, byś to zrobiła. Mogłaby cię wiele nauczyć.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Aleja Theodousa Traversa - Page 13 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]01.09.23 14:48
Konał prędko, choć jej wydawało się to wiecznością. Krótko, pospolicie, zwyczajnie, z dwoma słowami ulatującymi spomiędzy spierzchniałych warg, z pęczniejącą kałużą posoki i sztywniejącym ciałem. W tępym bólu, odkopanych wspomnieniach, niewypowiedzianej nigdy tajemnicy - przyglądała się mu jakby był eksponatem muzealnym, ledwie reliktem dawnego życia, pewnym artefaktem kogoś, kim nie była. Kim przestała być kilka uderzeń serca temu, kiedy jej własne biło jak oszalałe, a jego zatrzymało się na zawsze.
Klisza irracjonalnie wyolbrzymionych wspomnień, pokolorowanych dziecięcym umysłem koszmarów i pragnień, które ziszczały się przed nią momentalnie.
Zemsta miała mieć słodko-gorzki smak, miała być krzykiem i podnieceniem, dreszczem i finalną wolnością - kiedy ta faktycznie nadeszła, Tatiana czuła jedynie nienaturalną głębię, dźwięczenie w uszach i wrażenie, jakby za moment miała zwymiotować.
Nie dotarło do niej nawet głuche, puste uderzenie, z jakim ciało zwinęło się na spróchniałej podłodze i poddało śmierci; pozostawała głucha i nieczuła, zachowując jakby jedynie zmysł wzroku, którym obserwowała go bez przerwy za taflą jednej łzy. Nie spłynęła po policzku, jedynie zakłócała trzeźwość wizji, trzymając ją w bańce obłudy i zaspokojenia.
Pierwszy raz w życiu mającego cierpki smak.
Tkwiła w próżni, kiedy Ramsey powoli ruszył w jej kierunku i kiedy wypowiedział słowa; kiedy spoglądał na truchło jej ojca i kiedy patrzył na nią, wciąż nieruchomą i niemą, zdradzającą przytomność tylko tym, że wciąż przesuwała palcami po trzonie różdżki, po chwili znów obracała ją w dłoniach, i znów opuszczała wolno wzdłuż własnej ręki.
Był słaby. Był marny. Był nijaki.
Znikał, jakby nigdy nie istniał, jak małostkowy starzec, być może jeden z tych, których napotykała w mugolskich wioskach stanowiących lichą przeszkodę na drodze zadań służących Czarnemu Panu.
Jak coś, co było tylko wątłym snem dziecięcych strachów. Koszmarem nastoletnich wizji.
Wciągnęła powietrze ze świstem, długim i przeciągłym, jakby w ostatnich chwilach zapomniała o oddechu i dopiero po czasie była w stanie wprowadzić tlen do płuc; wraz z oddechem również zamrugała, przenosząc w końcu spojrzenie na przyrodniego brata. Puste. Bez smutku. Bez złości. Bez szczęścia, które miała przynieść wolność.
Kim był, czego chciał, po co to robił - gdzie spoczywały pobudki jego syntetycznej troski, zapewnień, spojrzeń i obietnic - czym były fantomowe uczucia i pragnienia, które w niej wyzwalał - co kreowało fatamorganę Mulciberów, wobec której była tak podatna, gotowa podpisać swoisty cyrograf i skończyć jak własna matka bądź Graham, za którym tęskniła, za którego zabijała, wobec którego pozostawała wierna - choć on sam zdradził ją całe wieki temu.
- Miłość osłabia człowieka - powiedziała jedynie tyle, nie pozwalając, by gorzka gula w gardle dosięgnęła podniebienia i wyzwoliła kolejne emocje - powinna przeciwstawiać się jego słowom, lub, wręcz przeciwnie, z całością rosnącej przez lata furii splunąć tuż przy ciele ojca - nie zasługiwał na nią, nie zasługiwał na poddaństwo, które pętało ją przez lata w siatce własnego umysłu. Nie potrafiła faktycznie cieszyć się z jego końca; to nie było wyzwanie, jedynie kłujące zderzenie z jałową rzeczywistością. Zamknięcie rozdziału, które miało być hucznym przypieczętowaniem, a stało się cichym epilogiem.
Znów spojrzała w bok, na kałużę krwi, na papierową twarz, na zsiniałe plamy na szyi - spoglądała na niego tak długo, póki Ramsey nie ułożył dłoni na jej barkach i szarpnięciem znów przywrócił ją do rzeczywistości.
Świat wcale się nie kończył. Nic się nie zmieniło.
Zniknął tylko miedziany łańcuch na jej kostce, który był tylko wytworem jej wyobraźni.
Powinna celebrować. Powinna tańczyć. Powinna rozumieć. Unosić dłoń i unosić głos, żądać i wymagać; ale kiedy patrzyła na młodego Mulcibera, przemykając spojrzeniem po zadowoleniu na jego twarzy, nie potrafiła połączyć punktów. Nie potrafiła znowu odnaleźć drogi, która miała doprowadzić do spełnienia.
Krzyżowała z nim spojrzenie przez niekończącą się chwilę, kilkanaście sekund bezdennej ciszy i wypłowiałych z emocji oczu - potrzeba było czasu, by w stalowych barwach zapłonął na nowo ogień. Wrzask. Wolność.
- Mogę - powtórzyła za nim, by po chwili znów otworzyć usta - otworzyć je i zamknąć, przełknąć ślinę, zmarszczyć brwi, kiedy mówił o przyjaźni i naukach. Kiedy mówił o Deirdre, a ona w tamtym momencie czuła się tak, jak gdyby pierwszy raz słyszała imię tej kobiety. Jakby miała na nowo poznawać - ludzi, barwy, kształty - na nowo stawiać kroki, na nowo wypowiadać słowa i na nowo unosić kąciki ust w uśmiechu.
Co miało stać się z ciałem ojca, kto miał za kilka dni odnaleźć truchło, kto wysłać w jej stronę pełen żalu i kondolencji list - nie potrafiła myśleć o takich sprawach.
- Wracam do domu - ochrypłe trzy słowa padły dopiero po czasie i miały być pierwszym manifestem nowego życia.
Jakiego domu, Tatiano?
Nie był nim Petersburg. Nie była Anglia. Nie były cztery kąty odwiedzanych lokali, podniesione rozmowy w towarzystwie ważniejszych od niej, szczere uśmiechy wymieniane z tymi, których faktycznie lubiła.
Mogła wsiąść w pociąg i zniknąć; ale ostatecznie, wymijając Ramseya, ignorując sylwetkę Ignotusa, w końcu dobijając do drzwi, zamierzała wrócić tam, gdzie wszystko się zaczęło.
Obrzydliwość Nokturnu nie sprzyjała gojeniu ran. Wyzwalała natomiast wygłodniałe demony.

zt



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Aleja Theodousa Traversa [odnośnik]02.09.23 9:57
Kiedy odwieczny wróg, demonizowany latami okazywał się być marnością to, obiecana słodkość sukcesu zdawała się przypominać bardziej gorycz porażki, bowiem jak inaczej ocenić starcie będące jedynie rozczarowaniem. Walczący, potężny wróg mógł wyzwolić satysfakcję i ulgę w wyzwoleniu, ale nic nie mogło równać się z żalem po nagłemu olśnieniu, że potwór spod łóżka, którego bała mała dziewczynka okazał się być tylko mrzonką, cieniem rzucanym przez zniedołężniałego starca niezdolnego do stawienia czoła młodej kobiecie. Zawód wzbudzał wątpliwości, a wątpliwości dławiły wyrzuty sumienia. Rodziły pytania, czy aby to było słuszne i konieczne, skoro już wszyscy wiedzieli, że nie warte zachodu. Śmierć nie zawsze przynosiła ulgę. Szczególnie ta bezsensowna — pozbawiona konieczności, znaczenia i korzyści, będąca jedynie pustym wyrazem zemsty i wyzwoleniem utajonych krzywd. Ale Ramsey wiedział, że wszystko się zmieni. Patrząc na Tatianę widział jej rozłam. Emocje, które pchały ją ku wymierzeniu kary własnemu ojcu już zniknęły, opadły wraz z jego ciałem na ziemię. Patrzyła na nie z góry, wyzbyta wszystkiego co nią dotychczas kierowało — być może był świadkiem jej narodzin. Powstania z martwych nowej kobiety, nowej Tatiany. Mądrzejszej, celniejszej i bardziej świadomej.
Skinął jej głową, kiedy obwieściła mu powrót do domu, do ciemności, samotności z którą musiała się pojednać. Wiedział, że uczyni to szybko i nie będzie wymagał pomocy. Jako oklumentka posiadała wszystkie niezbędne przymioty by prędko odpędzić od siebie chmury i wrócić na właściwe tory, czynić to, co do niej należało. Odprowadził ją wzrokiem i zbliżył się do truchła Dołohowa. Kucnął przy nim, przyglądając się jego wykrzywionej twarzy, pustym oczom, których powieki nie zdążyły całkiem opaść. Rozczarował się, ale nie jego rozczarowanie było tu najistotniejsze. Ikona runęła, a wielkość człowieka, który w słowach wydawał się mieć nadludzkie właściwości za moment odejdzie w niepamięć.
— Żegnaj, wspomnienie minionego wieku— mruknął po rosyjsku z uśmiechem i podniósł się powoli, otrzepując spodnie i własną szatę z nagromadzonego kurzu. Podszedł do Ignotusa opartego na krześle, zbierającego siły. Co o tym myślał? O dzieciach mordujących własnych ojców, o sprawiedliwości, karze i zbrodni? Był słaby. Powoli dochodził do siebie, próbując wyślizgnąć się nieporadności. Nie był dość stary, by być zniedołężniały, ale brakowało mu młodzieńczego wigoru, by podnieść się po roku snu jakby trwał kilka godzin. Poczekał aż znajdzie w sobie odrobinę siły, by spróbować wstać i dopiero wtedy posłużył mu za potencjalne podparcie, jeśli tego potrzebował — nie oferował się ostentacyjnie i nie sięgał ku niemu ręką, zamiast tego chcąc zmusić go do większej pracy i walki z własnym ciałem. Poczekał tyle ile trzeba i wyszedł za nim, nie zamykając za sobą drzwi do opuszczonego lokalu, aby zlokalizowanie truposza mogło pójść prędzej.

| zt



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Aleja Theodousa Traversa - Page 13 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 13 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 11, 12, 13

Aleja Theodousa Traversa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach