Wydarzenia


Ekipa forum
Nadmorski szlak
AutorWiadomość
Nadmorski szlak [odnośnik]26.03.15 20:21
First topic message reminder :

Nadmorski szlak

Jedna z popularniejszych widokowych ścieżek ciągnie się od centrum miasta, przez jego portowe wybrzeże, odchodząc na bardziej dziewicze tereny wzdłuż białych klifów, z których widok tak na skały, jak morską toń, zapiera dech, następnie ciągnąc się w dół, na łąkę stykającą się z poziomem morza. Ścieżka jest długa, ale urokliwa. Im dalej od miasta, tym gęściej porośnięta jest polnymi kwiatami - to idealne miejsce na długie i spokojne spacery na łonie przyrody. Nad brzegiem zaskakująco często można zaobserwować dzikie rybołowy, a ze szlaku korzystają zarówno miłośnicy ptaków, jak i gwiazd: widok na niebo jest stąd doskonały.
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nadmorski szlak - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Nadmorski szlak [odnośnik]13.08.22 0:23
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Nadmorski szlak - Page 5 DkueKwD
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nadmorski szlak - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Nadmorski szlak [odnośnik]24.08.22 18:53
Dwa rozdziały i do domu - nie trzymał się ten zasady nikt, kto kiedykolwiek z głową pełną pomysłów i skłonnością do marzycielstwa zasiadł z książką w dłoni nad brzegiem morza. Za każdym razem, gdy tu bywała, poganiało ją towarzystwo, przypominając o upływającym czasie i licznych, niecierpiących zwłoki obowiązkach. Pilnowali, by nie było okazji się zapomnieć, zagapić czy przeziębić. Nikt zresztą nie chciał na siebie ściągać gniewu lorda nestora, któremu zdarzało się dobitnie wyrażać swoje niezadowolenie, gdy komuś zdarzyło się nadużyć jego zaufania. Co by się stało, gdyby dowiedział się, że szanowna małżonka jeździ konno, o dalekich, poza Dover wycieczkach w towarzystwie służby nie wspominając? Czy to dlatego Evandra zdecydowała się nie ściągać potencjalnego gniewu ukochanego na postronnych, podczas gdy cała wina spoczywała na jej barkach? Niejednokrotnie zdarzało jej się przeciągać strunę, tańczyć na ostrzu noża, tuż przy granicy, zerkając tylko dyskretnie przez ramię, czy aby na pewno na tyle jej wolno. Wyrzuty sumienia były jej niemal obce, to znaczy w kwestii podejmowanych przez lady doyenne decyzji, bo tych wbrew oczekiwaniom męża, nie uznawała za coś złego. Rozgoryczenie pojawiało się tam, gdzie istnieć nie powinno, sztucznie napędzane nadmuchaną obowiązkowością, fałszywym przeświadczeniem o odpowiedzialności za przewinienia innych - lecz nie teraz.
Nagle przeszedł ją dreszcz, zupełnie jakby zawiał chłodniejszy wiatr, włosy postawił dęba i wyrwał z lektury, nakazując zmienić tor myśli. Evandra zamrugała kilkakrotnie, unosząc wzrok znad otwartych stronic i sięgnęła nim ponad horyzont, do spienionych fal, których szum obijał się wciąż w uszach, przyjemnie i kojąco. Jasne brwi spotkały się ze sobą dzieląc przestrzeń z ustawioną w zastanowieniu zmarszczką. Rzeczywiście zdążyła przeczytać zdecydowaną większość książki i dowiedzieć się, teoretycznie rzecz jasna, jak wygląda schemat projektowania ciągu liczb dla stworzenia świstokliku. Dowiedziała się jaka jest różnica w ingrediencjach jakich należy użyć podczas rzucania zaklęcia dla uzyskania oczekiwanego efektu. Księżycowy pył wystarczy do prostych połączeń, gotowych na niewielką odległość przenieść dwie osoby. Srebrny pył gwiezdny ma nieco silniejsze działanie i to dzięki niemu osiągać można dalsze destynacje, zabierając nawet do pięciu osób na raz. Największą moc ma zaś sproszkowany meteoryt i dzięki niemu można tworzyć silniejsze, bezpieczniejsze połączenia gotowe zaprowadzić i na koniec świata. Myśląc o nim Evandra uśmiechnęła się do siebie, marząc już o podróży do Ameryki czy Afryki, lecz nim będzie mogła stworzyć swój pierwszy świstoklik minie wiele czasu, o dalekich podróżach nie wspominając.
Gnana dziwnym poczuciem niepokoju - czy to te wyrzuty sumienia z przydługiej wizyty nad morzem? - zamknęła książkę i podniosła się z miejsca. Wsparła dłonie na biodrach i sięgnęła wzrokiem za koniem, który pozostawiony bez nadzoru znalazł się ze sto jardów dalej. Nic dziwnego, że korzystasz z pięknej pogody, przemknęło jej przez myśl i już miała za nim ruszyć, gdy usłyszała za sobą kobiecy głos.
Osób przypadkowo zaczepiających ją na ulicach było wiele. Nie dziwota, skoro własną twarz widuje na łamach gazet, gdzie sama bądź w towarzystwie męża uśmiecha się do zdjęć, dając świadectwo zaangażowaniu w sprawę, jedyną słuszną. Zagadują nieśmiało, chcąc zamienić kilka słów, na własne oczy zobaczyć niezwykłą urodę lady Rosier, zostać obdarowanym jej ciepłym uśmiechem, od którego rzekomo dusza stawała się lekka jak piórko, a wszelkie smutki odchodziły w niepamięć. Evandra odwróciła się, mrużąc oczy od drażniącego wiatru.
- Oh, dzień dobry. Idealna pora na spacer, prawda? - odparła niemal od razu, na twarz przywodząc ciepły uśmiech. Zlustrowała nieznajomą spojrzeniem, przez moment walcząc z nieodpartym wrażeniem, że wcale nie jest jej taka obca, lecz pamięć nie pozwalała dopasować twarzy do nazwiska. Dostrzegła dzierżoną w ręce jasnowłosej miotłę - czy w ten sposób również praktykuje się przejażdżki? Jeździectwo miało w sobie element sportowy, połączenia z naturą, zadbania o hart ducha i sprawność fizyczną, a miotła? Czy nie służy wyłącznie jako środek transportu, zwykłe przeniesienie z punktu A do B? Evandrze przemknęło więc przez myśl, że zniżenie lotu musiało być celowe, czarownica chciała znaleźć się na tej łące z tylko sobie znanego powodu. Nie mogło chodzić o nią samą, wszak z wysokości nie sposób rozpoznać majaczących się w dole twarzy. Szczerze wierzyła, że chodzi o zwykły spacer. - Lato zbliża się już wielkimi krokami. Zawsze powtarzam, że w tym nieubłaganie gnającym świecie warto znaleźć chwilę na zatrzymanie i docenienie piękna codzienności. Jak pani sądzi, pani...? - sugestywnie urwała wpół zdania, oczekując słów przedstawienia ze strony nieznajomej.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Nadmorski szlak [odnośnik]05.09.22 22:32
Była zła na siebie samą. Plan który skonstruowała był dobry. Logiczny, posiadający w sobie co prawd momenty w których coś mogło pójść nie tak, ale nie spodziewała się, że zawiedzie jej ją własna umiejętność. Umiejętność nad której opanowaniem pracowała latami. Która pozwalała jej wcielić się w kogoś innego. Założyć maskę, stać się kimś innym. Umiejętność, którą przyjęto z zadowoleniem w biurze i wiedziała że i w wiedźmiej straży była ona dobrze widziana. Właśnie ta umiejętność zawiodła ją dzisiaj w najważniejszym momencie. Wiedziała, że nie może dłużej zostać jeśli chce na nią trafić. Może powinna przemyśleć sprawę dokładniej. Może powinna odłożyć plan na następny tydzień, ale raz spetryfikowana dziewczyna stałaby się ostrożniejsza. Nawet po wyczyszczeniu jej pamięci pozostałoby wrażenie, którego nie umiałaby sklasyfikować. Westchnęła, ruszając dalej. Nie zamierzała zatrzymać się teraz - nie chciała. Nie mogła, może bardziej. Z własnej egoistycznej potrzeby musiała ruszyć dalej. Nienawidziła swojego ciała. Pełne blizn - świadectw jej słabości. Niezdolne do utrzymania w sobie życia. Może nie powinna próbować tworzyć. Może nie do tego świat ją stworzył. A wręcz przeciwnie, do tego, by odbierać je z tego świata. Mogła obwiniać cały świat. I po części to też robiła - to on ją taką stworzył. Po każdym upadku podniosła się. Ale nawet metaforyczna śmierć odbierała jej kawałek dawnej siebie. Zmieniała ją - nic nie mogła zrobić na to, że nie była już tą samą osobą co jeszcze jakiś czas wcześniej. A to, co spotkało ją teraz było największą karą i surowym przypomnieniem.
Jej droga była tylko jedna.
Poczuła paląca w jej środku złość. Teraz, kiedy kierowała się ku niej już z prawie nie zmienioną twarzą. Teraz już nie zamierzała się wycofywać. Ostatecznie, zawsze mogła spróbować teleportacji, choć mogła się domyślać, że nie obejdzie się bez kosztów. Musiała jednak uspokoić gotującą się w żyłach krew. Zacisnęła zęby, czując mięśnie na policzkach. Zbliżając się i odsuwając od siebie kotłujące się emocje. Musiała skupić się na celu. Na postawionej sobie misji. Kolejny wdech i łagodny, lekki, pogodny uśmiech wpłynął na jej kiedy wypowiadała słowa powitania do kobiety. Kobiety potwora, który paradował z dumą pośród tłumu głupców.
- Dzień dobry. - ucieszyła się rozciągając usta w uśmiechu, jakby pocieszona faktem, że persona tak ważna jak żona nestora postanowiła nie tylko jej odpowiedzieć, ale i zachęcić do rozmowy - W istocie idealna. - zgodziła się przesuwając na chwilę tęczówki wokół. - Kolejny sezon już za rogiem. - zapytała, podtrzymując ten jakże nieważny temat, czując jak adrenalina zaczyna krążyć szybciej, mocniej. Dobrze, jeszcze trochę. Musiała tylko znaleźć dobry moment. Pokiwała zadowolona głową, kiedy Evandra pozostała w temacie potwierdzając zbliżające się wielkimi krokami lato. - Nieuchronność mijającego czasu jest stałą której nikt nie może się przeciwstawić. - westchnęła krótko, spoglądając w górę. Na niebo. Opuściła głowę kiedy Evandra zasugerowała że chciałaby poznać jej nazwisko. Uśmiech nie schodził z jej ust, kiedy przenosiła niebieskie spojrzenie na kobietę. - oh, wystarczy Justine. - odpowiedziała, rozplatając palce i puszczając swobodnie miotłę którą opadła spokojnie na ziemię. Wolała plan A dlatego, że pozwalał jej zachować anonimowość. Teraz miała właściwie na sobie własną twarz. Nawet jeśli Rosier nie skojarzyła jej od razu, zrobi to po pierwszym zdjęciu. Choć i na to dało się przeciwdziałać. Wysunęła z kieszeni różdżkę, którą skierowała w stronę Evandry. Stała blisko - Powiem ci teraz co się stanie, Evandro - wybacz poufałość, ale czuję że spędzimy ze sobą trochę czasu. - przekrzywiła odrobinę głowę. Uśmiech rozciągający się na jej ustach wcale nie był przyjemny. Zszedł powoli. Jasne tęczówki były uważne, świadczące o skupieniu, którym dopiero teraz zalśniły całkowicie. - Pójdziesz razem ze mną. Zanim jakaś nierozważna myśl przekroczy twoje myśli: nie zdążysz do niego dobiec. - brodą skinęła w kierunku konia nawet na niego nie spoglądając. - Jeśli spróbujesz, najpierw spłoszę go zaklęciem, a potem zatrzymam ciebie wracając do realizacji tego co dla nas zaplanowałam. Nie podniesiesz też głosu, jesteśmy chyba na tyle cywilizowane żeby nie musieć sięgać po silencio. Na wstępie powiem, że nie należę do cierpliwych osób. - dodała jeszcze uprzejmie, jednak uprzejmości na próżno było poszukiwać w jej twarzy. - Twoje rzeczy tu zostaną. Zostawimy dla twojego męża wiadomość. Nie chcemy żeby się martwił, prawda? - zapytała uprzejmie, białą różdżką celując w jej pierś. Lewą ręką sięgnęła do kieszeni wyciągając ołówek który jej podała. - Zaznacz proszę, że każdy atak na niewinnych ludzi może być dla ciebie opłakany w skutkach. Nie wspominaj o mnie - zrobimy mu niespodziankę. Pokaż, kiedy skończysz - nie było sensu sztucznie przedłużać, czy grać na czas. Czasu wbrew pozorom nie miała aż tak wiele. Wolała załatwić sprawę bez większego zamieszania, najgorszy z scenariuszy to próba ucieczki - czy też walki. Petryfikus na pewno spowolni ją na tyle, by pozwolić jej złapać jej za rękę i uruchomić świstoklik do miejsca, które wybrał.
Szach mat. Twój ruch Evandro, będziesz rozważna? Choć ciężko było to nazwać partią szachów, skoro tak wiele pionków brakowało po stronie czarnych figur.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Nadmorski szlak - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Nadmorski szlak [odnośnik]20.09.22 19:51
Rzadko kiedy znajdowała się w sytuacjach problematycznych, najczęściej jednak bywało to spowodowane przez zwykły przypadek. Zrządzenie losu lubiło dawać znać o swej nieuchronności w najmniej odpowiednich momentach. Zawsze wtedy, gdy iluzja spokoju i trwającej sielanki pozwalała zapomnieć o szalejącej na terenach Anglii wojny; wojny, w jaką mocno zaangażowany był jej mąż. Jako lady doyenne czuła się pewnie, nigdy dotąd nie mając przymusu bać się o własne życie, pomijając kilka wyjątków, nie bezpośrednio powiązanych z jej pozycją. Jako matka rodu Rosier musiała wzmagać swoją pewność, w każdej sytuacji podkreślać szlachetność czynów oraz krwi, nigdy nie dawać powodów do wątpliwości. Od wczesnych lat dzieciństwa uczyła się jak nakładać i podtrzymywać maski, jakimi zasłaniała się przed czujnymi spojrzeniami tych, którzy mogliby chcieć zaszkodzić jej bądź rodzinie. Odsłaniała się wyłącznie przy osobach sobie najbliższych, choć i to nie było tak oczywiste, bo przecież trudno jest odrzucić stale powtarzane kłamstwa, kiedy zaczyna się w nie wierzyć.
Także i tego słonecznego dnia uśmiechała się ciepło do pozornie przypadkowo napotkanej kobiety, nie mając najmniejszych prowadzić niezobowiązującą rozmowę o urokach nadchodzącego lata. Czy wspieranie wszystkich mieszkańców nie należało do obowiązków kochającej, miłosiernej doyenne? Taka była jej natura - akceptująca i obdarowująca sympatią, nic więc dziwnego, że z tymże nastawieniem podeszła do wystarczy Justine.
Na wymierzoną w swoją stronę różdżkę wycofała się o krok, a z piersi wydarł się zaskoczony okrzyk. Serce natychmiast przyspieszyło rytm swego bicia. Nie od razu skojarzyła imię z prezentującą się przed sobą twarzą, jednak wyrysowany na linii brody tatuaż prędko podsunął odpowiednie nazwisko. W jednej chwili zlał ją zimny pot, oddech zatrzymał się w płucach. Pospiesznie rozejrzała się, szukając wzrokiem potencjalnych pomocników zbrodniarki, lecz nie widząc nikogo na horyzoncie, wróciła do niej spojrzeniem.
- Dokąd chcesz mnie zabrać? - zapytała suchym tonem, próbując powstrzymać drżenie głosu. - Co chcesz przez to osiągnąć? - Na kartach historii zapisanych było wiele opowieści o zakładnikach, których porywano i przetrzymywano w bestialskich warunkach, oczekując okupu. Czego chciała od niej Justine Tonks?
Wsunięta głęboko w cholewę buta różdżka była zbyt trudna do wydobycia, oprawczyni z pewnością będzie od niej szybsza i zareaguje, gdy tylko się do niej schyli. Ryzyko było zbyt wielkie, zwłaszcza mając przed sobą czarownicę, której poczytalność była poddawana w wątpliwość. Latem ubiegłego roku została pojmana i wtrącona do Tower. O tym, że uciekła z więzienia, nie mówiono szerokim echem, lecz półwila wiedziała o tym wydarzeniu od swego męża. Ledwie kilka miesięcy temu podważała z Primrose wtłaczane im przez Ministerstwo Magii wieści, jakoby Zakon Feniksa został zneutralizowany i nikomu już nie zagrażał. Zastanawiało ją wtedy skąd te wyssane z palca informacje i dlaczego wtłaczane są do głów bezbronnych, niczego nieświadomych obywateli. Nie przekonywały ją wyjaśnienia o podnoszeniu społeczeństwa na duchu i budowaniu nowych struktur. Świat musiał istnieć, iść do przodu, a nie tkwić w ciągłym przestrachu i obawie przed utratą życia, jednak czy takie kłamstwa nie działały nań szkodliwie? ”Propaganda jednak jest dla naszego społeczeństwa, a nie dla nas”, pisała lady Burke, tymi słowy podpierając swój brak naiwności. Czyżby teraz sama dała świadectwo własnej, dając się tak zaskoczyć? Szczerze wierzyła, że ich własnych terenach, tu w Kent, nie zastanie jej niegodziwość rebeliantów. Wiedziała o istnieniu przemytników, o statkach pełnych mugoli, próbujących dobić do okolicznych portów, by zasiać ferment wśród przyzwoitych ludzi, jednak nie sądziła, że spotka ją taka sytuacja.
- Nie sądziłam, że to, co o tobie mówią, jest prawdą. - O szaleństwie zbrodniarki, która w pojedynkę targnęła się życie przykładnych mieszkańców na Connaught Square mówiono wiele. Słyszała szeptem przekazywane w przestrachu wieści, jakoby nie miała cofać się przed niczym, za nic mając własną wolność, byleby dowieść prawdy swoich przekonań. - Czyżbyś jednak tak bardzo tęskniła za Tower, by doń wrócić? - Przyjęła ołówek i zawahała, słuchając dalszych instrukcji. Czy gdyby nie brzemienny stan, zadziałałaby bardziej gwałtownie i mniej racjonalnie? W tamtym momencie nie było czasu, by się nad tym zastanawiać. Ściągnęła brwi, na jasnym, przesłoniętym kilkoma złotymi kosmykami czole pojawiła się zmarszczka.
- Skąd mój mąż ma wobec tego wiedzieć do kogo się zgłosić, skoro mam nie zaznaczać, że to ty winna jesteś temu całemu zbędnemu zamieszaniu? - Nie sposób wierzyć w racjonalność działań kobiety. Mogła nie wszystko mieć tak dobrze zaplanowane, jak to brzmiało w jej głowie. Tristan nie znając lokalizacji, siać mógł spustoszenie kolejno w każdym z hrabstw, póki jej nie znajdzie. Tonks musiała zdawać sobie z tego sprawę. Widząc wyczekujące spojrzenie z dzierżonej w dłoni książki wyrwała jedną z ostatnich kartek, mało spiesznie i wciąż drżącą dłonią nakreśliła kolejne słowa:
Tristanie! Obawiam się, iż ma miejsce zamach na moją wolność. Nie wiem niestety dokąd mnie zabierają. Kategorycznie zabraniają ataku na niewinne osoby postronne. Skutkować to może uszczerbkiem na moim zdrowiu bądź życiu.
Evandra

- Przyznaję, że świetnie masz to zaplanowane, żadnego miejsca na błędy - zauważyła nieco zdradzając ironię, zerkając na szlamę znad książki, którą wykorzystała jako podkładkę do spisania wiadomości. Jedyne, co mogła teraz zrobić, to grać na czas, licząc na to, że któryś z zaniepokojonych przedłużającą się nieobecnością półwili stajennych wyruszy na jej poszukiwania. Dobrze znali tam jej zwyczaje i mieli świadomość dokąd mogła się udać. - Nie obawiasz się, że plan ten zostanie prędko udaremniony? Musisz przyznać, iż twoje koncepcje bywają dalekie od ideału. Skąd przeświadczenie, jakoby ten był pozbawiony wad? - Podpisawszy się pod treścią wiadomości, uniosła kartkę na wysokość oczu Justine. - Zadowolona?
Pogłębiający się ścisk w żołądku zaczął wywoływać zawroty głowy. Tętniąca w żyłach krew przepełniona była strachem, mogła usłyszeć ją we własnym umyśle, ledwie tłumioną szumem morskich fal. Wzmagające się duszności zwiastowały nadchodzący atak, lecz zamiast od razu sięgnąć po schowaną w kieszeni chusteczkę, dumnie trzymała wysoko głowę, nie chcąc dawać znać o swojej słabości.

| licząc na łut szczęścia:
k1 - Gromadzące się na brzegu rybołowy z gwałtownym łopotem skrzydeł zrywają się do lotu.
k2 - Spomiędzy drzew powoli wyłania się wóz powożony przez starszego wiekiem czarodzieja, który wraz z młodym chłopcem podąża szlakiem ku linii brzegu celem łowienia ryb.
k3 - Leśną drogą konno pędzi w ich kierunku jeden ze stajennych, który zaniepokojony długą nieobecnością lady doyenne wyruszył na jej poszukiwania.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Nadmorski szlak [odnośnik]20.09.22 19:51
The member 'Evandra Rosier' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nadmorski szlak - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Nadmorski szlak [odnośnik]22.09.22 23:28
Czuła adrenaliną krążącą w jej żyłach. Donośne bicie serca, nad którym potrafiła panować. Pomimo którego - potrafiła działać. Paradoksalnie, właśnie w takich momentach czuła się ostatnio najbardziej żywa. A Evandra Rosier, nie zdając sobie z tego nawet sprawy, była jej własną prywatną terapią, zajęciem. Możliwe, że oszalała już całkowicie i kompletnie, ale było jej wszystko jedno.
- To nie twoje zmartwienia. Ale jestem pewna, że będziesz zachwycona. - zapewniła ją, a usta rozciągnęły się w uśmiechu, choć bliżej mu było do grymasu niż prawdziwej i szczerej emocji. Nie była tak głupia, by pozwolić się wciągnąć w rozmowę. By pozwolić jej zdobyć jakiekolwiek informacje wcześniej. Później zresztą też nie zamierzała do tego dopuścić. Brew jej jednak drgnęła w widocznym rozbawieniu, oczy okrasiły się politowaniem. Naprawdę sądziła, że uzyska odpowiedzi na zadawane pytania, czy próbowała jedynie kupić sobie trochę czasu. Nie miało to znaczenia.
Nie dla niej.
Już dawno przestała być skromna, dawno przestała nie doceniać swoich umiejętności czy nie posiadać świadomości siły, którą posiadała. Wybrała swoją drogę. Teraz już całkowicie i ostatecznie. Nic już nie stało za nią. Przed nią. Był tylko jeden cel. Jedna droga. A Evandra, wygodnie, samoistnie wsunęła się na nią. Przekonana o własnym bezpieczeństwie. O tym, że nic nie mogło jej się stać. O zwycięskich walkach jej męża. Wiedziała o propagandzie tłoczonej przez Walczącego Maga? Czy jedynie była tak bezczelna za nic mając szalejącą wokół wojnę. Jedno Justine zamierzała jej pozostawić. Jako pamiątkę, jako lekcję w końcu jako zapłatę. Reszta, miała być tylko dodatkiem. Za trud włożony w wysiłek i poświęcony czas.
Rozumiesz już sytuację, Evandro?
Zdawało się pytać jej spojrzenie, kiedy wypowiadała kolejne słowa. Tłumaczyła to, co stanie się dalej głosem obleczonym w spokój i pewność. Czy obawiała się że coś pójdzie nie tak? To nie była obawa, możliwość którą teraz miała z tyłu głowy. Wiedziała, że im dłużej tutaj były - tym mocniej przeciągała strunę. O dziwo, żona nestora mogła nie być tak głupiutka na jaką wyglądała. Kolejne pytanie które padło z jej ust uniosło ku górze jej brew. Usta drgnęły w widocznym rozbawieniu.
- Całkowitą, niezaprzeczalną, jedyną. - potwierdziła, mimo że początkowo chciała zapytać o to, cóż takie opowiadali o niej w jej gronie. Bardziej dla wyrażenia kpiny, niż prawdziwie realnego zainteresowania. Nie miało znaczenia co o niej mówili - nie miało znaczenia, co o niej sądzili. Im więcej rozsiewali plotek im bardziej próbowali ją jakoś określi, może odnaleźć schematy jej działań tym jej samej miało być łatwiej. Cóż, choć niechętnie musiała przyznać - popularność jednak potrafiła pomagać. Dzisiaj, była inna, niż jeszcze kilka miesięcy temu. Poważna, stonowana skupiona. Dziś ponownie miała na sobie maskę. Wyłączała emocje, udając dawną Just. Justine która się śmiała, która odpowiadała z sarkazmem i frywolnie zmierzała przez świat. Jasne brwi uniosły się ku górze, kiedy wspomniała o Tower. Usta rozciągnęły się nieszczerym uśmiechu.
- Pisz Evandro, wiem co próbujesz osiągnąć. Sprytnie, ale na nic ci się to nie zda. - powiedziała przekazując jej ołówek, celując w nią różdżką, czekając aż nie zapełni kartki słowami, które jej nakazała. Aż nie zostawi wiadomości. Czy Tristan Rosier miał w nią uwierzyć - nie wiedziała. Choć od jego wlanych działań miało zależeć to, czy w ogóle odzyska swoją żonę.
Z ust Justine wydobyło się parsknięcie kiedy Rosier pochwaliła jej plan. Wystudiowane, odegrane, a może była tak rozstrojona emocjonalne że sama nie była pewna, którą część odkrywała, a którą była ona sama. Może oszalała całkiem. Nie kawałek, tylko do końca. Nie było to ważne. Czuła się w tej chwili przedziwnie zadowolona. Rozbawiona łatwością z jaką można było dostać się to żony nestora. Jak pozostawała sama, bez ochrony, wystawiona jak piękne prosię na złotej tacy.
- Prawda? - mruknęła jedynie w rozbawieniu. Jej plan był dziurawy jak wystawne i drogie sery którymi się objadali. A jednak, właśnie dochodził do skutku. Powinni zrobić to wcześniej. Zagrać z nimi w szachy, nie uparcie próbując grać w warcaby przeciw królom i damom. A Justine, poświęciła już wszystko. Mogła poświęcić też sumienie. Nie zastanawiała się, czy Evandra była winna. Czy zasłużyła sobie. Jaka była. Czy wiedziała o tym co robił jej mąż i czy zgadzała się z tym. Teraz, teraz musiała już mieć jakiekolwiek pojęcie, chyba że postanowiła głupio pozostać ślepa na bestialstwa których się dopuszczał. Albo - co gorsza - akceptować jego działanie. Jasne tęczówki spoczęły znów na niej kiedy mówiła. Brwi uniosły się do wykrzywionych w rozbawieniu ust. Przesunęła spojrzeniem po skreślonych literach. - Dopisz, żeby czekał na kontakt. Skontaktujemy się z nim w odpowiednim czasie. - podkreśliła my, liczbę mnogą. Niech cierpi, niech wariuje, niech nie przesypia nocy - jeśli w ogóle czuł coś do niej, jeśli w ogóle posiadał jakiekolwiek emocje.
Dostrzegając gości przeszła kilka kroków stając obok Evandry. Wbijając jej w bok różdżkę. Zasłaniając ją przed przypadkowym spojrzeniem. Sięgnęła do kieszeni wyciągając świstoklik. Przysunęła się bliżej. - Zostaw książkę. - poleciła jej a potem brodą wskazała na linię lasu znajdującą się kawałek dalej.. - Pani pozwoli. - zaprosiła kobietę do wędrówki w tamtym kierunku. Musiały się tu zbierać. I tak był tutaj dłużej niż zamierzała. Nie przestrzegała jej więcej. Dwójka która się pojawiła nie stanowiła dla niej zagrożenia. A szczerze wątpiła, by Evandra - jak jej mąż - przejmowała się życiem kogokolwiek poza swoim. Choć i swoim nie przejmowała się do tej pory, prawda. Justine nachyliła się do niej trochę. Evandra była wyższa, uniosła brodę odwracając głowę odrobinę, patrząc na dwójkę intruzów usta kierując w stronę jej ucha. - Ten plan Evandro, ma same wady. - powiedziała jej zgodnie z prawdą. - Ale to bez znaczenia. Tak jest nawet ciekawiej, nie sądzisz? Gotowa do drogi? - nie siliła się na kolejne groźby. Nie uważała, że musi. Przekonała się już, że co innego mogło być straszne. Wątpliwości i niepewność. Nieumiejętność przewidzenia jej ruchów. To jej właśnie serwowała nie dając wyprowadzić się z równowagi. Wyciągnięcie z ciepłego, bezpiecznego zamczyska w którym nic nie mogło jej się stać. Ba, całego światu, który był jej przychylny. Tak sądziła jeszcze kilka minut temu, prawda? Nie zamierzała pozwolić, by odebrała jej przewagę i prowadzenie sytuacji.
- Oh, nie przejmuj się, za chwilę tu wrócimy! - zapewniła ją, podnosząc głos tak, żeby dwójka mężczyn ją słyszała. Ruszyły, jeszcze trochę, chwilę, pozostając w zasięgu wzroku nim zniknęły pomiędzy drzewami. Po nich pozostały rzeczy Evandry i książka w której znajdowała się spisana przez nią wiadomość.
Właśnie zasadziłam się na Twoją królową, Rosier.
Zamierzasz jej bronić?

I ztx2 --> idziemy Tutaj



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Nadmorski szlak - Page 5 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Nadmorski szlak
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach