Wydarzenia


Ekipa forum
Wnętrze sklepu
AutorWiadomość
Wnętrze sklepu [odnośnik]08.05.16 12:32

Wnętrze sklepu

★★
Tuż po przekroczeniu progu wita cię przyjemny zapach cytrusów i morskiej bryzy – już w wejściu można poczuć, że sklep prowadzony jest przez rodzinę z południa Europy. Ściany pomieszczenia są białe, a gabloty mienią się blaskiem kolorowych kamieni, w których zaklęto zdrowie, szczęście i wszelką pomyślność. Przechadzając się między manekinami, komodami i stojakami uginającymi się od błyskotek, niemal w każdym punkcie możesz jednocześnie obserwować swoje odbicie za sprawą niezliczonej ilości luster rozsianych po sklepie. Pomimo dużej ilości mebli, klimat zdaje się być raczej elegancki i uporządkowany. We wnęce ustawiono plecione fotele o oparciach przywodzącym na myśl pawie ogony, na których każdy klient może odpocząć, rozkoszując się grecką kawą, która podawana jest na życzenie. Ze swobodą można wdać się w rozmowę z właścicielem czy jego córkami, które często pomagają w sklepie – każdy klient traktowany jest niezwykle indywidualnie. Valkahkisowie nie tylko sprzedają amulety – skupują również te niechciane, a także przyjmują zamówienia na wszelkie przeróbki. Jeśli więc znudził ci się twój pierścień z kamieniem księżycowym, a zawsze marzyłeś o medalionie, który będzie miał w sobie jego właściwości, trafiłeś pod dobry adres. Dostać można tutaj niemal wszystko – od rzeczy najprostszych, jak przypominajki czy królicze łapki, aż po przedmioty o niezwykle zaawansowanym działaniu, często wykonywanymi indywidualnie dla potrzeb klienta.

Lista rzeczy ze sklepiku MG, które fabularnie są dostępne w sklepie:
- Oko Ślepego - przedmiot nielegalny
- Amulet wyciszenia
- Łapacz snów
- Metamorfamulet
- Pierścień z kamieniem księżycowym
- Czosnkowy amulet
- Królicza łapka
- Przypominajka  

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:36, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze sklepu Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]29.05.16 15:30
Grudzień to Święta - Święta to prezenty - prezenty to stracone pieniądze. Deborah dzielnie odkładała zarobki z występów na coś ładnego dla mamy, która pomimo usilnych zapewnień, że niczego nie chce dostawać, to i tak każdego roku niemal płakała ze szczęścia nad tym, jak wspaniałe rzeczy jej kochana córka zdołała wygrzebać z najróżniejszych zakątków Londynu. Także w tym roku dziewczę miało w planach uraczyć rodzicielkę jak najurokliwszym prezentem, a że od jakiegoś czasu czaiła się z wizytą do sklepu Valhakisów, to i upiekłoby się dwie pieczenie na jednym ogniu. Dwie z tego względu, że po pierwsze - co jest zresztą dosyć oczywistym - ów sklep słynął ze wspaniałej biżuterii, toteż panna Howell na pewno weszłaby w posiadanie bardzo stosownego prezentu, pasującego do wieczorów przy fortepianie, zaś po drugie: w tym miejscu wreszcie mogła spotkać się z Nemesis.
Ich znajomość była dosyć dziwaczna, bowiem można powiedzieć zarówno że się kojarzyły, jak i że nie miały o sobie pojęcia. Właściwie bardziej adekwatnym byłoby stwierdzenie, iż to Deborah znała Nemesis, a Nemesis niezbyt wiedziała, że istnieje ktoś taki jak Deborah. Pomimo urodzenia się w tym samym roku, nie nadarzało im się wiele okazji do zapoznania, a już tym bardziej do utrzymania kontaktu. Coś jednak ciągnęło Howellównę do odległej pół-Greczynki - czy to fascynacja jej aurą, czy chęć zweryfikowania historii krążących po Hogwarcie, a mających ją za główną bohaterkę, może chęć złamania stereotypów dotyczących Gryfonów i Ślizgonów? Cokolwiek to było, za czasów szkolnych absolutnie się nie udało i na parę lat śpiewaczka zapomniała o swojej miniaturowej ambicji, zajmując się szaleńczo pędzącym życiem, dopiero jakiś czas temu orientując się, że pozostawiona w przeszłości tajemnica ciągle krąży gdzieś nieopodal, najwidoczniej tylko oczekując, aż ktoś ją rozwiąże.
Dźwięczny głos Debory rozbrzmiewał dziarsko, wyśpiewując w najlepsze "Love Me or Leave Me", napisaną przez Gusa Kahna, a podchwyconą przez całą scenę swingową jak najlepszy narkotyk, używany przez wszystkich liczących się artystów. Ze swoją własną, nieco szybszą niż oryginał aranżacją weszła do sklepu, uważnie rozglądając się za którąkolwiek z greckich twarzy, nie znajdując jednak żadnej z nich. Nie przejęła się tym ani trochę i uderzona wspaniałymi zapachami, a także nadal podśpiewując sobie cudowną piosenkę, rozejrzała się po wyłożonym asortymencie. Nie trzeba było długo czekać, aby oczarowana natłokiem błyskotek panna zupełnie zgubiła się w metaforycznym sklepie ze słodyczami, nie mając zielonego pojęcia, na co się zdecydować. W kilka chwil zdawała się zapomnieć, że przyszła tu kupić coś dla mamy, a nie dla samej siebie - z uśmiechem wyobrażała sobie większość amuletów na własnej szyi, pozwalając sobie nawet na nadzwyczaj nieśmiałe dotknięcie niektórych. Nie była złodziejką, dlaczego więc czuła się, jak gdyby zaraz ktoś miał ją skrzyczeć i wyrzucić z powrotem na ulicę?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]18.06.16 14:13
Grudzień.
Sklepowe ekspozycje zamieniają się w pudełka pełne marzeń. Szare ulice Londynu okrywają się czerwono-biało-zielonymi sztandarami. Kiczowate ozdoby spoglądają z witryn na przechodniów, a po ulicach niesie się słodki zapach wypiekanych przysmaków. Jemioła zaczyna zakwitać pod sufitami, a śnieg prószy wyłącznie w pomieszczeniach. Atmosfera jest beztroska, uśmiech mimowolnie wpełza na oblicza przechodniów. Trudno Nemesis poczuć tę magię, bo od kilku tygodni praktycznie nie opuszcza sklepu ani pracowni, poruszając się po orbicie między lokalem na Pokątnej a domem. Lista zamówień zdaje się wydłużać do nieskończoności z każdym kolejnym dniem, a cała praca spoczywa na barkach jej i ojca. Mogłoby się wydawać, że prawie zapuściła korzenie na zapleczu, szlifować kolejne kamienie, wyginając złote nitki i przekłuwając kilka metali w miniaturowe dzieła sztuki. Spinki do mankietów, które zwiększą zainteresowanie osobą, która je wręczy. Kolczyki, dzięki którym ciężko popaść w stan upojenia alkoholowego – bardzo popularne wśród dam z wyższych sfer, dbających o dobry wygląd i jeszcze lepsze imię. A Nemesis słucha klientów i spełnia ich najskrytsze pragnienia niczym dobra wróżka, choć w swoim zacięciu i pracowitości przypomina raczej Hefajstosa.
Korzystając z chwili spokoju, która w napiętym okresie przedświątecznym była zjawiskiem rzadkim, umknęła do pracowni zająć się koroitem, który miał stanowić serce pierścienia zamówionego przez możnego przedsiębiorcę dla swojej córki, która wraz z nastaniem świąt miała wkroczyć w pełnoletność. Zajęta pracą nieomal zapomniała, że ojciec udał się na ważne spotkanie, a w sklepie nie było nikogo, kto był gotów obsługiwać klientów. Minęła dłuższa chwila, zanim uzmysłowiła sobie, że ktoś przechadza się po lokalu. W pośpiechu zrzuciła z siebie roboczy fartuch, niedbale przeczesując palcami włosy, w duchu karcąc się za to, że każe klientowi czekać na obsługę. Już dawno wspominała ojcu, że powinni postarać się o swojego boskiego posłańca, choć w roli tej najchętniej widziała papugę. Łatwiej było zaufać zwierzęciu, niż drugiemu człowiekowi.
Odczuwa ulgę, widząc młodą dziewczynę, która porusza się po sklepie jakby zaklęta w transie. Ojciec nie byłby z niej dumny, gdyby podobne faux pas popełniła przy którymś ze stałych klientów, albo też kazała na siebie czekać wysoko urodzonemu lordowi bądź lady. Nie wie co prawda, kim jest dziewczyna, choć jej twarz wydaje się Nemezis znajoma. Porusza się zbyt swobodnie i lekko, by wywodzić się z arystokratycznego rodu – w ogóle zdaje się być zawieszona w innym świecie, chyba nie zauważając Greczynki, zupełnie jakby w jej głowie rozbrzmiewał syreni śpiew.
- Mogę w czymś pomóc? - Nawołuje, licząc na to, że przywróci klientkę do świata żywych.





I'm drifting in deep water
No matter how far I drift deep waters won't scare me tonight
Nemesis Valhakis
Nemesis Valhakis
Zawód : pomaga ojcu w interesach, wytwarza amulety i wtyka nos w czarnomagiczne księgi
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nothing is softer or more flexible than water, yet nothing can resist it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2547-nemesis-valhakis#40184 https://www.morsmordre.net/t2580-listy-do-nemesis#40905 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-durham-posiadlosc-rodziny-valhakis https://www.morsmordre.net/t2682-nemesis-valhakis#42922
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]20.06.16 15:52
Zawsze znajdą się ludzie zauroczeni tym świątecznym kiczem – bez nich nie istniałoby przecież zapotrzebowanie na miliardy ozdób, czasami ratujące niejeden biznes przed bankructwem. Nie można powiedzieć, aby Deborah lubowała się w tak zwanej „magii świąt” ponad jakąkolwiek miarę, a jednak mimo wszystko uwielbiała szykować wraz z matką cały ich niewielki dom, razem śpiewać zimowe hymny pokroju „Santa Claus Is Coming to Town” i ostatecznie z pełnymi brzuchami siadać naprzeciw rozpalonego kominka, wpatrując się w szalejące płomienie. Sama zima, cóż, często okazywała się być jednym z największych wrogów młodej Howellówny, zmuszając ją do otulania się grubymi płaszczami i zabraniając wyściubiania nosa na zewnątrz w ulubionych, kwiecistych sukienkach. Nie znosiła ślizgać się po chodnikach, kichać i prychać już po pięciu minutach spaceru na mrozie, a już najbardziej przeszkadzało jej, gdy dziki wiatr wdmuchiwał jej do oczu nie takie znowu drobne płatki śniegu, doprowadzając prawie do płaczu. Tego dnia, gdy wybrała się do sklepu Valhakisów, uczyniła to głównie ze względu na sprzyjające warunki – gdyby Londynem zawładnęła zamieć, Eve pewnie otrzymałaby tylko niedużą laurkę, niezależnie od jej urokliwości będącą dla Debbie kolosalnym wręcz powodem do wstydu.
Piosenka rozbrzmiewała sobie w najlepsze, wyśpiewywana aksamitnym głosikiem, a jego właścicielka we wspomnianym nieco wcześniej transie nadal przeglądała kolejne błyskotki. Małym zainteresowaniem darzyła kolczyki, wiedząc że mama lubi chować uszy pod włosami (co zresztą przeszło też na Deborę) i mimo że kilka par naprawdę ją zachwyciło, to chętniej spoglądała na bransoletki oraz naszyjniki. Gdzieś po drodze zapatrzyła się na przecudny łańcuszek na głowę, przypominający indyjską tikkę, ale będący jednak zbyt, nazwijmy to, zwyczajnym jak na tamtejsze standardy. Howellówna nawet na chwilę przestała podśpiewywać, zamiast tego wydając z siebie pół zachwycone, pół załamane jęknięcie. Doskonale wiedziała, że do Eve nie przemawiała tego rodzaju biżuteria, ale gdyby nie przyszła tu właśnie w celu kupienia czegoś dla matki, nie zastanawiałaby się nawet przez moment. Rozsądna część jej świadomości pamiętała jednak, że nie będzie miała funduszy i na jedno, i na drugie. Odchodząc od rzeczonego łańcuszka zagryzła wargę, w myślach tworząc sobie metaforyczną listę „Zrobię to zanim umrę:”, a na pierwszej pozycji notując kupienie go. Nie poddawała się tak łatwo, a przecież niedługo miała zostać gwiazdą swinga, tak więc na pewno wpadłoby jej do kieszeni wystarczająco dużo pieniędzy. Ach, marzenia!
Zanim Nemesis postanowiła zrealizować swoje niecne zamiary wyrywania Debs z transu, ta zdążyła jeszcze upatrzeć sobie pewną kolię – srebrną, z trzema rzędami łańcuszka, wykończoną rzędem mistrzowsko wyszlifowanych ametystów, uformowanych do kształtu przypominającego krople wody. Gdyby ktoś był w stanie zajrzeć teraz w oczy dziewczęcia, niechybnie dojrzałby tam niekontrolowany błysk podobny do tego, który majaczy w ludzkich tęczówkach w momencie zakochania. Nie mogła się powstrzymać. Powróciła do podśpiewywania ostatniej zwrotki, palcem wskazującym najostrożniej w świecie wodząc po jednej z „fiołkowych łez”, jak postanowiła w myślach nazwać obserwowane kamienie. Ledwo zdążyła się dotknąć, usłyszała zadziwiająco miły dla uszu głos i nie zmieniło to niestety faktu, że podskoczyła w miejscu, kończąc ostatnie dwa słowa piosenki o wiele głośniej, niż zamierzała: „There's no love for nobody else.” Obejrzała się za siebie z szybciej bijącym sercem, a uspokoiła się w minimalnym stopniu dopiero wtedy, gdy w ciemnowłosej postaci rozpoznała najstarszą z sióstr Valhakis. Niby złapana w środku pracy, niby niedbale przeczesała włosy dłonią, a jednak Deborah odczuła jakieś dziwaczne ciepło rozchodzące się po ciele. Mama zawsze jej powtarzała, że za bardzo się zachwyca ludźmi.
Tak, jak najbardziej – wyrzuciła z siebie, zebrawszy już wystarczająco dużo chęci do zaprzestania podziwiania greckiej bogini stojącej o wiele bliżej niż przez cały ich czas w Hogwarcie – Szukam prezentu dla mamy i właściwie… – powiodła oczyma na kolię, potem na łańcuszek – Zanim się zdecyduję, święta zdążą się skończyć dobre dziesięć razy – tym razem spojrzeniem obdarzyła już samą Nemezys – Macie tu sposób na tak strasznych klientów? – wyszczerzyła się w typowy dla siebie, zawadiacki sposób, mając jak największą nadzieję na sukces. Rozmowa rozmową, ale priorytety pozostają; głupio byłoby przyjść po upominek, a wyjść bez niczego.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]20.07.16 11:47
5 stycznia

Nowy rok. Stary został gdzieś w tyle, kurząc się wraz z innymi wydarzeniami będącymi dziś tylko wspomnieniem. Świąteczny czas minął, pozostawiając po sobie ciepło rodzinnej atmosfery. Lubię wracać do pachnącego ziołami domu, o atmosferze przyjemnej jak wygodne kapcie wkładane na nogi po całodniowej wędrówce. Miło znów słyszeć śmiech rodzeństwa, nawet jeśli nie jesteśmy już w komplecie. Oglądać uśmiechy rodziców, objadać się mistrzowskimi wypiekami Daphne. Tak właśnie wygląda raj na ziemi. Mieści się cały w małej, drewnianej chatce blisko lasu, wypełniony jest wszystkim po brzegi, a i tak dla każdego znajdzie się miejsce. Wygodne, przytulne, prawdziwie miłe. To właśnie tam ładuję swoją energię, z zapałem wkraczam na kolejne życiowe ścieżki. Jestem gotowa do walki ze wszystkimi przeciwnościami losu, a tych ostatnio nie brakuje. Grindewald spędza mi sen z powiek, w Hogwarcie robi się coraz ciaśniej i coraz duszniej, nie idzie tego wytrzymać. Trzyma się mnie postanowienie zrobienia porządku, ale to właśnie ta decyzja musi być przemyślana od początku do końca. Muszę być cierpliwa, trzymać nerwy na wodzy, czekać na właściwy moment. I pomoc. Pomocy brakuje mi najbardziej.
Nie myślę o tym teraz przechadzając się zimowym krajobrazem goszczącym na Pokątnej. Kocham magię, wchłaniam ją każdym zmysłem, a gdzie jak gdzie, ale tutaj jej nie brakuje. Te kolorowe sklepy, szyldy prześcigające się w wychwalaniu swojej marki, to wszystko odznacza się na tle śnieżnej bieli wymalowanej przez zimę. Mróz lekko szczypie w zaróżowione policzki, z ust wydobywa się para, a ja ocieram dłonie w żółci rękawiczek i zatrzymuję wzrok na jednej z wystaw. Moim oczom ukazują się piękne amulety, na które już wcześniej zwróciłam uwagę przechadzając się tędy podczas zakupów, ale nigdy nie miałam śmiałości wejść do środka. Zadzieram głowę do góry zastanawiając się nad morderczymi soplami zwisającymi z rynien. Nabieram głębokiego wdechu i naciskam zimną, metalową klamkę. Wchodzę do środka zamykając za sobą drzwi, jest mi przyjemnie. Momentalnie otula mnie ciepło pomieszczenia kontrastującego z aurą panującą na zewnątrz. Zmysł węchu wyczuwa egzotyczną nutę cytrusową, zaczynam czuć się jakbym była na południu Europy. To nonsens, nigdy tam nie byłam, ale tak właśnie wyobrażam sobie te strony. Ciepłe, rześkie i niecodzienne. Mimowolnie moje usta wykrzywiają się w serdecznym uśmiechu. Nie widzę żadnego pracownika, dlatego wzruszam ramionami, żeby zaraz rzucić się do oglądania eleganckich gablot wypełnionych po brzegi pięknymi kamieniami. Jest ich tak wiele! Nie nadążam z oględzinami, każdy zasługuje na równie dużo uwagi z mojej strony. W pewnym momencie waham się - czy stać mnie na jakikolwiek zakup? Niegrzecznie byłoby teraz wyjść, tak bez słowa, bez dokonania transakcji. Nie przemyślałam tego wcale. Dlatego kontynuuję obserwacje, z nieco większą niż wcześniej nerwowością, staram się jednak nie dać niczego po sobie poznać.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]20.07.16 22:53
Jestem podobny do Hefajstosa: w swojej pracy widzę wszystko, cały świat upchnięty do maleńkiej, zagraconej klitki, w jakiej powstają prawdziwe dzieła sztuki. Miniaturowe, lecz o wielkiej mocy, równie błyszczące jak pioruny Zeusa. Wytwarzam je sam, gardząc pomocnikami, ufając w tym względzie jedynie mojej ukochanej Nemesis, która jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Mam niebywały szacunek do pracy swych własnych rąk, gloryfikując każdy amulet, każdy talizman, za jaki zapłaciłem godzinami pochylania się nad roboczym blatem. We wszystkie wyroby sygnowane nazwiskiem Valhakis tchnąłem cząstkę mojej duszy - niezmiernie ciężko mi się z nimi rozstawać, chyba nieco przypominam gobliny i szczerze wierzę, iż prawowitym właścicielem przedmiotu jest jego wytwórca, a nie, nabywca. Spędzam na twardym stołku sekundy, minuty, godziny, nawet nie zauważając jak szybko upływa czas, a wskazówki zegara przesuwają się nieubłaganie. Nie rozróżniam pór dnia, nie zważam na to, że znowu w szale pracy zastała mnie noc. Księżyc świeci jasno, a ja jestem pełen sił, energii oraz natchnienia, nie przydatnego, a niepomiernie potrzebnego w mym zawodzie. Traktuję rodzinne interesy niezmiernie poważnie, prawie równie mocno, jak arystokraci brytyjscy są zapatrzeni w tradycje własnych rodów. Moje amulety to sztuka, to spalona słońcem Grecja, to kreteńskie wybrzeża, to antyczna moc zamknięta w prosto ociosanym kawałku kory lub starożytna potęga ukryta w gładko wyszlifowanym kamieniu. Pieczętuję w nich wszystkie swoje umiejętności, pozwalam żyć własnym życiem, zaklinając w nich nie tylko piękno, ale i czary.
Dlatego szybko zbiłem majątek. Złoto płynęło nieprzerwanym potokiem, zupełnie jakbym posiadł mityczną dłoń króla Midasa, dzięki której mógłbym zamieniać w cenny kruszec każdą rzecz, jaką bym nią dotknął. Odkryłem idealne połączenie, mamiąc panie blaskiem, drogimi kamieniami, pięknym kształtem oraz formą biżuterii, tak samo kusząc panów funkcjonalnością tej biżuterii, ponieważ wiem, że mężczyźni to praktyczne bestie, ale dla swoich kobiet zrobią wszystko. Nemesis bardzo mi w tym pomaga, poniekąd stanowi prawdziwy klucz do zrozumienia. Zawsze miałem żyłkę do interesów, lecz jestem przede wszystkim wytwórcę. Rzemieślnikiem. Po stokroć wolę zamknąć się na cztery spusty w swojej pracowni i bez wytchnienia szlifować, obrabiać, łupać i strugać, mrucząc przy tym pod nosem magiczne inkantacje, aniżeli zajmować się marketingiem, tym dziwnym słowem o obcym brzmieniu. Nieco złowrogim, zdecydowanie gorszym od najbardziej bestialskich zaklęć. Kiedyś było mi zupełnie obce, obecnie potrafię już korzystać ze swego uroku, czerpiąc zyski nieporównywalnie większe niż wówczas, gdy pomagałem ojcu przy straganie w rodzinnej Krecie.
Znam to już niemal na pamięć: począwszy od uśmiechu, rozlewającego się na mej twarzy, po szybkiej ocenie potrzeb klienta - czy żąda zwykłej błyskotki, czy może sprowadza go w moje skromne progi naprawdę pilna potrzeba. Muszę zauważać to w ułamku sekundy, aby do każdego podchodzić odpowiednio. Wiedzieć, jak należy się targować. Kiedy odpuszczać walkę z zaaferowanym klientem, a kiedy kategorycznie odmawiać jakichkolwiek pertraktacji. Nie jestem skałą i choć muszę ciągnąć zyski z prowadzenia sklepu, o dziwo bardziej niż na gromadzeniu pieniędzy, zależy mi na samym fakcie tworzenia. Jest to dla mnie w pewien sposób niezwykłe, ot, z pozoru niewiele znaczący akt kreacji, dla mnie oraz dla przyszłego użytkownika, powinien znaczyć po prostu więcej. Ja oddaję swą duszę, kiedy pieczołowicie pracuję dłutem, by nadać korzeniowi mandragory idealny kształt, kiedy ranię sobie palce, szlifując minerały do idealnego okręgu, przetapiając metale, poświęcając całe życie na księgi i zaklęcia, które przemienią zwyczajne błyskotki w przedmioty unikatowe. Wartościowe. Niepowtarzalne. Unikalne. Mogące zmienić wszystko, stać się przyczyną radości oraz smutku. Tych prawdziwie szkodliwych nie trzymam jednak w szklanych gablotach, nie jestem wszak niespełna rozumu, ale dla zaufanych klientów otwieram szerzej podwoje królestwa, w którym panuję niepodzielnie. Wyroby spod lady zwykle rozchodzą się na pniu, choć nie do końca legalne interesy wolę ubijać na zapleczu bądź w miejscu niezwiązanym ze swoją działalnością. Nigdy nie wiadomo, kiedy w końcu natrafię na szpicla, choć staram się zachowywać szczególną ostrożność, zwłaszcza w kontaktach z obcymi. Wymagam polecenia, nie zamierzam wylądować w Tower, narażając niepotrzebnie moje małe dziewczynki (zwłaszcza martwię się o Febe, straciła już matkę, nie mogę pozwolić na to, by dorastała również bez ojca), a i tak chętnych na klątwy i zaklęte przedmioty przynoszące pecha nigdy mi nie brakuje. Zauważam, iż na czarnomagiczną biżuterię jest dużo większy popyt niż na tę, jaką obdarzyłem magią białą. Dziwi mnie, iż ludzie tutaj wolą szkodzić, aniżeli pomagać, ale szybko przytomnieję, nie jestem w końcu w swej kochanej Krecie, a w Brytanii, gdzie człowiek człowiekowi wilkiem. Odpędzam jednak od siebie wspomnienia, skupiając uwagę na właśnie wykonywanym przeze mnie pierścieniu, w którego właśnie wprawiam topaz. Brakuje mi wykończenia; te zwykłem zlecać jubilerom, jako że do tej dziedziny nie posiadam aż takiej smykałki, a moje amulety muszą być perfekcyjne. Nie potrafię zaakceptować krzywo osadzonego kamienia, wygiętego srebra, przybrudzonego złota, Moja biżuteria musi być doskonała, nie zniósłbym niezadowolonego klienta, a taki nie przytrafił mi się jeszcze nigdy. Przygryzam wargi, aby umieścić oczko idealnie w formie, ręka w ogóle mi się nie trzęsie i już po chwili pierścień jest gotowy, wymaga jedynie profesjonalnego oczyszczenia przez jubilerskie dłonie. Wcześniej nałożyłem nań odpowiednie zaklęcia, będzie doskonale chronił przed drobnymi, kieszonkowymi kradzieżami, rozpalając się na palcu. Mimowolnie zerkam na wciąż niedokończoną bransoletę z kwarcami - do niej wciąż brakuje mi weny. Mimo, że połowa kamieni już utonęła w ciężkim srebrze, nie potrafię się zmusić, aby ją dokończyć. Nie czuję przekonania, mimo iż zwykłem bez oporów tworzyć przedmioty bardzo, bardzo szkodliwe, obecnie nie potrafię się przemóc zupełnie. Amulet wykonany bez serca posiada o wiele mniejszą moc, czegoś takiego nie mogę zaoferować nawet potencjalnemu kupcowi, dlatego w mej głowie krążą ponure myśli o oddaleniu zlecenia. W obecnej sytuacji każdy grosz jest na wagę złota, ale honor nie pozwala -przyjmować mi galeonów za coś, za co sam nie zapłaciłbym złamanego knuta. Powinienem może przełknąć tę godność - zapewne ten klient posiada tyle, że pomógłby mi uratować sklep, jeśli tylko zadowoliłbym go tą bransoletą. Nie umiem jednak się przemóc i ze wstrętem odkładam niedokończoną błyskotkę na blat, zagracony opiłkami żelaza i skrawkami metali. Siedzę przez chwilę zupełnie nieruchomo, tępo wpatrując się w przestrzeń, póki nie podrywa mnie brzęczący dzwoneczek, zwiastujący przybycie klienta. Podrywam się, niezbyt szybko, ale powoli wynurzam się z zaplecza, jak stary diabeł, który musi skontrolować swoje włości. Obserwuję kręcącą się po sklepie dziewczynę stojąc ukryty w cieniu, rzucany przez potężny regał, lecz po chwili tego napawania się wzrokiem, wychodzę, z szerokim uśmiechem dobrego gospodarza, witającego miłego przybysza w swym domu chlebem i solą.
-Czym mogę służyć, panienko? - pytam, wychodząc zza lady, bo nie znoszę budowania takiego dystansu. Potrzebuję kontaktu, aby stwierdzić, czego ona chce, czego pożąda, czego potrzebuje. Na razie nie umiem tego odgadnąć, więc podchodzę do dziewczęcia i przystaję razem z nią przed wystawą zapełnioną pięknymi kamieniami. Część to dzieło Nemesis, nie odmawiam córce ani zaszczytu, ani udziałów z naszych wspólnych zysków.
-Ma panienka wyborny gust - chwalę, przybierając swój silny, grecki akcent, pobudzająco działający na rodowitych Anglików, przyzwyczajonych do skrzeku swojej mowy - Jaspisy, agaty, onyksy, malachity, akwamaryny - wymieniam po kolei, nie dodając jednakże właściwości poszczególnych kamieni - jeśli szuka panienka szczęścia, trafiła pani znakomicie - dodaję, ujmując ją za rękę i prowadząc w stronę innej gabloty, w której trzymam specjalną biżuterię dla wyjątkowych dziewcząt. Kolorowe oczka mrugają i nęcą, a ja jestem nadzwyczaj uprzejmy, wyjmując zza szklanej szyby wisior z wprawionym weń koralem, zręcznie zawieszając go na szyi kobiety i prowadząc ją do lustra, by mogła przyjrzeć się swojemu odbiciu.
-Idealnie - szepczę. Mówię o niej, czy też o naszyjniku?




No, I am not Prince Hamlet, nor was meant to be
Asterion Valhakis
Asterion Valhakis
Zawód : Przedsiębiorca
Wiek : 52
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Nie ma gorszego zła od pięknych słów, które kłamią
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3018-asterion-valhakis https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3241-skrytka-bankowa-nr-795#54003 https://www.morsmordre.net/t3712-asterion-valhakis
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]22.07.16 14:08
Nie znam nazw większości kamieni, które właśnie oglądam. Jeden jest bardziej okrągły, drugi bardziej szpiczasty, trzeci kanciasty. Jeden jest czerwony jak szminka mamy, drugi o barwie zieleni przywodzi na myśl łąki rodzinnych pastwisk, trzeci to apetyczny blok czekoladowy wywołujący pobudzenie pracy moich ślinianek. Nie nazwę jednak żadnego z nich, każdy jest na swój sposób piękny i zachwycający. Wisiory, bransoletki, pierścienie, złota, srebra, stopy metali, czego dusza tylko zapragnie. Wpatruję się urzeczona w ten niezwykły spektakl za szkłem, starając się ignorować podenerwowanie pulsujące pod skórą. To musi być bardzo drogie, nie wierzę, że ktoś sprzedaje takie cuda za bezcen. Jestem skromną nauczycielką, wydającą większość pensji na kolejne rośliny zagracające zdobiące niewielkie mieszkanko w urokliwym Hogsmeade. I jestem taka nieroztropna. To był impuls - szyld, naciśnięcie klamki, która łatwo ustępuje pod naporem mojej dłoni, wejście do ciepłego wnętrza. Naiwnie myślę jeszcze, że właściciel jest bardzo zajęty pracą na zapleczu, a ja, niepostrzeżenie (nie, dlaczego dźwięk dzwonka miałby zdradzić moją obecność?) wymknę się stąd pozostawiając kupno amuletu na lepsze czasy, które mogą nigdy nie nadejść.
Moje plany zostają pokrzyżowane - najpierw słyszę ruch nieopodal, następnie miły, ale bardzo obcy głos dochodzący z niedalekiej odległości. Obracam głowię w tym kierunku, fale ciemnych włosów spadają z ramion na plecy. Patrzę na wyłaniającego się z ciemności mężczyznę, odwzajemniam jego uśmiech. Nie przechodzi mi przez myśl, że to wszystko może być grą pozorów, chęcią zysku. Jestem rozczulająco naiwna wierząc w ludzkie dobro, od razu kupuję produkt, który (pracownik? Właściciel?) mi sprzedaje. Ma bardzo ładne opakowanie, uśmiecham się na jego widok. Otwieram nawet usta chcąc odpowiedzieć na zadane pytanie, zamykam je jednak pospiesznie oczekując, że ten miły człowiek zaraz zbliży się do gabloty i opowie co nieco o tych zachwycających dziełach. Nie mówi zbyt wiele, wymienia nazwy, które kojarzę z podręczników, ale nie potrafię ich przypasować do żadnego konkretnego kamienia. Patrzę na mężczyznę przepraszająco, zaróżowione dotąd policzki pogłębiają swoją barwę, znów nie mogę nic powiedzieć. Zadziwia mnie bezpośredniość sprzedawcy, jego dotyk na mojej ręce. To wszystko sprawia, że idę jak to ciele za nim nawet nie zastanawiając się nad tym co robię. Mógłby mnie zaprowadzić do ciemnej piwnicy, nie spostrzegłabym się, o ja głupiutka.
To wszystko dzieje się tak szybko. Jego dotyk na mojej szyi, ledwie muśnięcie podczas zapięcia naszyjnika, a i tak czuję się z tym dziwnie. Dzielnie się uśmiecham, zachowując się jak nie ja. Tak dużo mówię, dziś milczę jak zaklęta przejęta swoim wstydem. Patrzę w swoje odbicie, nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się dzisiaj wyjątkowo ładne. To na pewno zasługa ozdoby spoczywającej na moim dekolcie.
- Jest piękny. - Słowa nareszcie opuszczają moje gardło, tylko dlaczego tak późno? Waham się czy powiedzieć mężczyźnie czego tak naprawdę szukam, gdyż to bardzo niemądre. Jest jednak taki miły, tak dba o swoich klientów, że aż się przed nim otwieram. - Szukam… miłości - mówię cicho, policzki palą się z powodu zażenowania. - To znaczy, czegoś, co pomogłoby mi ją znaleźć - dodaję pospiesznie. Jeszcze ten uczynny człowiek pomyślałby sobie, że przyszłam tu szukać męża! Co za skandal, co za wstyd. Przynajmniej zapominam o braku pieniędzy.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]25.07.16 20:56
Na widok dziewczyny reaguję prawie identycznie jak Orfeusz, ujrzawszy w Hadesie swą ukochaną Eurydykę. Promienieję prawdziwie, prawie zacierając ręce z radości... I to nic, że pulchna brunetka jeszcze niczego nie kupiła, to nic, że nie zostawiła jeszcze w drewnianej kasie swojego złota. Tryskam szczerym zadowoleniem, iż mogę ją obsłużyć, rozsiać dookoła siebie aurę tajemniczości - nie trzeba wszak być specjalnie bystrym, by zauważyć, jak bardzo różnimy się od siebie. I nawet nie myślę tu o tej dobroci, wprost emanującej ze zdrowego ciała dziewczyny, lecz o prostych cechach także i fizycznych, warunkujących nas na przeciwnych biegunach. W Wielkiej Brytanii nadal jestem obcy i choć idealnie naśladuję ten specyficzny, miękki akcent, w swoim sklepie postępuję wręcz odwrotnie, podkreślając indywidualność tego miejsca, orientalny klimat oraz fakt, że właściciel nie zapomniał jeszcze, kim tak naprawdę jest.
Mruczę pod nosem kilka greckich słów, to komplementy, zachwycam się nad koralem idealnie podkreślonym jej kasztanowymi włosami spływającymi na plecy. Mój podziw jest zbyt szczery na wyrażanie go w języku angielskim, piękno wymaga okraszenia go słowami równie urodziwymi, rdzennymi, wydobywającymi z wisiora dodatkowy czar. Działa to też na odwrót: panienka ustrojona moją błyskotką sprawia cudowne wrażenie, jakby padł na nią czar wili i przez kilka chwil mogła rzeczywiście być piękniejsza. Uśmiecham się zadowolony, milcząc nieco tajemniczo, kiedy wpatruję się w jej lustrzane odbicie, urzeczony, jakbym miał przed sobą co najmniej Afrodytę. Niedużo brakuje tej panience do mojej bogini piękności, może odczytać to w moich głębokich brązowych oczach, kiedy wymieniamy się zaaferowanymi spojrzeniami, mówiącymi równie wiele, jak pałające dziewczęce policzki. Nie muszę słyszeć jej słów, bo ściany mego sklepiku były świadkami wielu podobnych wyznań. Bezkompromisowość i urocza dziewczęca wstydliwość nastawia mnie jednak zdecydowanie bardziej przychylnie i chociaż zdaję sobie sprawę, że pani nie przechowuje w swojej sakiewce zbyt wiele, decyduję się poświęcić jej cały swój czas, dla samej przyjemności dobrania pięknego i idealnego amuletu. Kto wie, może jednak się przekona, może powróci, może opowie wszystkim swoim znajomym o cudownym miejscu pachnącym słońcem i morzem, w którym czekają na ludzi cudy, o jakich jeszcze nigdy im się nie śniło?
-Miłość... - odzywam się głęboko, nieco melancholijnie (czyżby zadrgało wspomnienie mej zmarłej ukochanej?), nienaganną angielszczyzną -nie ominie panienki. Takiej wdzięcznej i pogodnej dziewczyny moje stare oczy nie oglądały już od dawna - mówię cicho, ale pewnie, bo wciąż prowadzę swój interes i choć prawię jej prawdę, musi ona zostać podkoloryzowana efektownymi słowy. Delikatnie rozpinam jej wisior z koralem, z nabożeństwem odkładając go na ladę i prowadzę ku innej gablocie. Małym kluczykiem otwieram delikatny zamek i wydobywam z niego niewielki pierścionek z wprawionym w nim połyskliwym oczkiem.
-To kwarc różowy. Sprzyja harmonii nie tylko z ludźmi, ale również z naturą - wyjaśniam, uchylając na razie jedynie rąbek sekretu. Zawsze częstuję swych klientów jedynie fragmentem opowieści, aby z niecierpliwością oczekiwali na jej ciąg dalszy, dociekali, szukali brakujących fragmentów układanki. To zadziwiające, kiedy czasami w swych klientach dostrzegam ten ogień pasji, jakbym na chwilę, dosłownie na jeden moment zaraził ich swoją manią. Ciekaw jestem, czy i w niej, w tej niepozornej dziewczynie zapłonie ognik pożądania, niemożliwy do zatuszowania inaczej, jak przez wymianę złota na śliczną ozdóbkę.




No, I am not Prince Hamlet, nor was meant to be
Asterion Valhakis
Asterion Valhakis
Zawód : Przedsiębiorca
Wiek : 52
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Nie ma gorszego zła od pięknych słów, które kłamią
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3018-asterion-valhakis https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3241-skrytka-bankowa-nr-795#54003 https://www.morsmordre.net/t3712-asterion-valhakis
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]24.08.16 16:54
Jest pan taki miły. Taki obcy, a taki miły. Czuję przyjemne ciepło rozchodzące się od środka, delikatne mrowienie w okolicach karku. Kurtyną rzęs zasłaniam swoje onieśmielone spojrzenie. Nie bywam taka. Jestem przebojową Pomoną zjednującą sobie ludzi, o ile nie są jawnie źli - takich odpycham, na szczęście. Mówię dużo, jestem w centrum uwagi, żartuję i śmieję się nawet z samej siebie. W pachnącym Grecją sklepie dziwnie milczę, odbiera mi mowę. Za dużo wspaniałości jak na pierwszy raz. Nagromadzone w jednym miejscu błyskotki najwyższej klasy przytłaczają taką skromną kobietę jaką jestem. I ten zachwyt w pana ciemnych oczach przypominających wytrawną czekoladę… czuję się doceniona, zauważona – tak dawno tego nie doświadczałam. Moje życie, choć piękne (kocham je bardzo), nadal było samotne. Podejrzewam, że wielu kawalerów odrzuca moja pulchność (te szczuplutkie szlachcianki!), ale do tej pory uważałam, że wystarczy mieć dobre wnętrze. Optymizm i energię do działań, bystry, przepełniony wiedzą umysł. I wtedy mężczyzna sam się znajdzie doceniwszy moją osobowość. Niestety on nie nadchodzi. Czas nieubłaganie mija, zegar biologiczny tyka, a w moim życiu uczuciowym nic się nie zmienia. Przeszło mi nawet przez myśl, że może to ja jestem za bardzo zamknięta na mężczyzn z powodu ogromnego zawodu miłosnego mającego miejsce kilka lat temu. Otóż nie! Nawet siedząc samotnie w kawiarni jedząc trzeciego pączka uśmiecham się do samotnie siedzących gentlemanów, ale… oni nic sobie z tego nie robią. Nie wiem gdzie popełniam błąd. Kulka to miły kształt, dlaczego nikt tego nie zauważa? Ogarnia mnie trochę smutek kiedy tak o tym myślę. Kiedy dociera do mnie, że jest pan jedynym mężczyzną, który od dawien dawna zwrócił na mnie uwagę. Wiem, że to tylko z powodu chęci sprzedaży tego pięknego wisiora – tym bardziej jest to dobijające. Robię się smutna, cień zawodu przechodzi przez moją dotąd rozpromienioną twarz. Szybko się jednak reflektuję zmuszając kąciki delikatnie wymalowanych ust do uniesienia się w górę. Wierzę w pana dobre intencje, na pewno zechce mi pan pomóc. Dzięki tym cudownym, magicznym wyrobom wreszcie jakiś miły jegomość zwróci na mnie uwagę! Wmawiam to sobie z całą stanowczością, postanawiając wydać moje ciężko zarobione pieniądze. Ograniczę kupno roślin oraz innych rzeczy (byle nie jedzenia!), właśnie po to, ażeby pomóc szczęściu.
- Naprawdę pan tak uważa? - pytam z nadzieją w głosie, unosząc ufne oczęta na pańską twarz. Kiełkuje we mnie uległość, wystarczy ją tylko odrobinę podlać. Jeszcze odrobinę, a zastawię swoją szklarnię, byleby tylko spełnić swój czczy sen o pięknej miłości. W głębi duszy jestem taką romantyczką! Sama siebie o to nie podejrzewałam. Czuję lekki zawód widząc jak naszyjnik przestaje zdobić moją szyję, ale pocieszam się, że ma pan dla mnie coś wspanialszego. Obserwuję całą ceremonię wyjęcia pięknego pierścionka. Uznaję jego kolor za odpowiedni znak. To na pewno musi być to, czego chcę! - Naturą? - dopytuję uprzejmie, nie kryjąc mimo to zaciekawienia. Czy to natura uleczy moje zasychające serduszko?



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]26.08.16 16:32
Wielu ludzi szuka u mnie pomocy, lecz zdecydowana większość na nią nie zasługuje. Nie oceniam ich jednak; moje zdanie w żaden sposób nie jest przecież wiążące, a ciężar sumienia nie powinien przekraczać pewnych granic. Chowam się za fasadą sprzedawcy, choć tak naprawdę przemieniam się w drapieżnika, plującego na nowe ofiary. Zupełnie bez skrupułów odgaduję ciemne pragnienia, niezdrowe fascynacje, chore żądze i mimochodem pokazuję wszystko, co mogę zaoferować. Zaplecze sklepu kryje w sobie więcej tajemnic, niż można podejrzewać. Drugie dno, o jakim nie wie nikt, za wyjątkiem mych ukochanych córek (ale one nigdy mnie nie zdradzą) oraz klientów, zbyt uwikłanych w szemrane interesy, by pociągnąć mnie w bagno.
Panieneczka która ze szczerym podziwem na okrągłej buzi ogląda wystawione w szklanych gablotach amulety wzbudza jednak moją sympatię - wbrew pozorom niewielu spotykam ludzi uprzejmych - zatem staram się jej dopomóc, jak mogę najlepiej. Wybieram najstaranniej wykonany pierścień, z największym kamieniem - zrobiłem go niecały tydzień temu, pod wpływem impulsu. Podobny zamierzam ofiarować w prezencie Nemesis, dlatego nie szczędzę dziewczęciu ani informacji, ani czasu, choć zazwyczaj preferuję załatwiać interesy rzeczowo oraz konkretnie. Zauważam pewne szczegóły, domagające się obdarzenia panienki ogromną atencją. Wiem, jak sprawić, by kobieta poczuła się ważna, a teraz właśnie ciemnowłosa, młodziutka dziewczyna staje się centrum mojego wszechświata i wcale nie dlatego, że bardzo zależy mi na sprzedaży pierścienia. Powinna sądzić, że jest wyjątkowo, powinna o tym wiedzieć, więc wraz z subtelnymi sztuczkami starego, doświadczonego handlarza, serwuję panieneczce szybki kurs wiary w siebie. Napawam ją optymizmem, tak jak ona tchnęła we mnie radość oraz uśmiech. Aż dziw, że wystarczyły ciepłe słowa oraz niezwykle lekka, wręcz przyjazna atmosfera, bym dostał zastrzyku energii oraz niemalże młodzieńczej werwy, wywołanej wizytą naprawdę niepozornej, pulchnej dziewczyny. Wyczuwam, że jeszcze nie do końca mi wierzy, że jeszcze jej nie przekonałem - cóż, zawziąłem się, ponieważ chcę, by okazała mi zaufanie. Powierzenie się w ręce nieznajomego mężczyzny o dziwnym akcencie to wyzwanie - jeśli sprosta jemu, nie wątpię, że stawienie czoła czeladzi samców, o nierzadko nieczystych zamiarach będzie dla niej gratką.
-Oczywiście - odpowiadam, wciąż z egzotycznym akcentem, czyniącym każdą głoskę nieco bardziej śpiewną, jakbym był Apollem i układał peony na jej cześć - czekanie bywa uciążliwe, ale miłość jest tego warta, czyż nie? - pytam cicho, lekko unosząc brew, bo przecież odpowiedź nasuwa się sama. Wsuwam pierścień na palec dziewczyny, daję znak, by uniosła dłoń i przyjrzała się ozdobie.
-Kwarc różowy powszechnie nazywa się kamieniem miłości - zdradzam, uśmiechając się lekko, zachęcająco - jego energia pomaga też osobom, które mają trudność z zaufaniem innym z powodu doświadczeń z przeszłości - dodaję, podziwiając plamki światła, skrzące się na powierzchni kamienia - idealny - wyrokuję, cofając się nieco, aby dać dziewczęciu nieco więcej przestrzeni. Nie naciskam, nie oczekuję, jestem jednak gotowy, aby w każdej chwili służyć jej swą radą.




No, I am not Prince Hamlet, nor was meant to be
Asterion Valhakis
Asterion Valhakis
Zawód : Przedsiębiorca
Wiek : 52
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Nie ma gorszego zła od pięknych słów, które kłamią
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3018-asterion-valhakis https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3241-skrytka-bankowa-nr-795#54003 https://www.morsmordre.net/t3712-asterion-valhakis
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]27.08.16 23:05
Muszę pokręcić nosem żeby więcej postów było Laughing

Nie odczuwam wrogiej aury sklepu, choć być może powinnam. Jest mi tutaj tak ciepło i przyjemnie! Nie domyślam się nawet, że wśród tych wszystkich gablot, szafek i półek może czaić się coś złego. Przerażającego na samą myśl o tym. Tkwię w przekonaniu co do zwyczajności w swej niezwykłości tego miejsca. To chyba pana zasługa, że pan tak otacza mnie zainteresowaniem oraz opiekuńczym skrzydłem. Dodaje mi to wiary w siebie, pewności, że nie jestem z wyborem sama. Nie muszę analizować każdego jednego kamienia, które dostrzeże moje oko. Nie zastanawiam się nad słusznością powziętych decyzji, pan mnie o tym zapewnia. Czuję budującą się między nami nić porozumienia - nie wiem, że to tylko wymysł mojej wyobraźni, a także pana niesamowite zdolności. Zdolności perswazji, jak na handlowca przystało. Też chciałabym tak umieć wpływać na innych ludzi, niestety do tego trzeba nie mieć trochę skrupułów. Jednak zdarza mi się jakieś mieć, często nawet. Dlatego porzucam absurdalne marzenia o pani umysłu, koncentruję się na tej chwili. Pełnej adoracji, w którą po kilkunastu minutach już wierzę. Nie jestem zakompleksiona, a mimo to… mimo to chłonę każde słowo jak gąbka, nasiąkam nim do granic przyzwoitości. Uśmiecham się promiennie jak dzierlatka słysząca pieśni pochwalne wygłaszane przez jej adoratora. To takie bezsensowne. Jest pan dużo starszy, ja jestem pana klientką i… och, naprawdę mam czasem niemądre myśli.
Spoglądam na pana uważnie, ze świecącymi od ekscytacji oczami. Potwierdza pan swoje słowa, a ja czuję się jak w siódmym niebie. Czuję, że jestem coraz bliżej, że odwieczna tajemnica pozyskiwania miłości jest na wyciągnięcie ręki. I wiem, że to będzie coś prawdziwego - nie tak sztucznego jak ta okropna amortencja. Wierzę w szczerość uczuć, ten kamień ma tylko mi pomóc spotkać tego właściwego na mojej drodze. Jeszcze nie wiem kogo spotkam jutrzejszego dnia i jak to wszystko wywróci moje życie do góry nogami. Teraz pochłania mnie idylliczna wizja najwspanialszej miłości świata. To będzie historia, którą poeci będą opisywać na przestrzeni wieków!
- Jak najbardziej. - Potwierdzam pana słowa, kiwam energicznie głową. Jak gdyby objawiło mi się bóstwo, któremu się bezwolnie poddaję. Obserwuję całą ceremonię zakładania pierścionka na mój palec, unoszę dłoń do góry nie mogąc się napatrzeć. Chłonę wyjątkowość tej chwili, piękno szlachetnego kamienia wierząc, że jest mi on przeznaczony. Przesuwam swój wzrok, tym razem zdziwiony, właśnie na pana. Skąd pan tak wiele o mnie wie? Ten zawód miłosny… smutnieję w mgnieniu oka przypominając sobie człowieka, przez którego teraz muszę robić z siebie idiotkę przy tak miłym człowieku, który chciał mi przecież tylko pomóc. - Czy… czy on działa na beznadziejne przypadki? - pytam tak żałośnie przygnębiająco, znów nie będąc pewna, czy powinnam panu zaufać tak całkowicie. Może to pierścień dla tych kobiet, które mają jakiekolwiek szanse?



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]29.08.16 18:39
Mieszkałem na Krecie, widziałem na własne oczy wiele dziwów oraz cudowności tego świata, dużo podróżowałem, zjeździłem Europę wszerz i wzdłuż, by na końcu osiąść w ponurej i mglistej Anglii, która znęciła wyłącznie moją próżność. Przyznaję się do tego z bólem, bo chcę pozostawać człowiekiem bez wad - przynajmniej bez tych najgorszych, wypełniających zazwyczaj ludzi słabych oraz miałkich. Nie toleruję pychy oraz arogancji, mierzącej mnie nawet i u szlachciców, podobno wyżej postawionych ze względu na arystokratyczne korzenie oraz starą rodową historię. Duma jednakże uporczywie we mnie kiełkuje, ponieważ wiem, że jestem doceniany. Ciężka pracą wspinam się powoli na sam szczyt anglosaskiej socjety, mozolnie budując swoje małe imperium. Aleksander również obejmował władzę w niewielkim państewku, by potem rozszerzyć jego granice i rzucić na kolana cały ówcześnie znany świat. Ja sam nie posiadam takich aspiracji: wystarczy mi stabilność, bezpieczeństwo moich bliskich oraz wygodne miejsce gdzieś niedaleko towarzyskiego piedestału. Mój sklep zapewni mi to wszystko, będąc spełnieniem mych pragnień. Zresztą nie tylko moich własnych, wszak i to napełnia mnie zadowoleniem, gdy w myślach zagoszczą ludzie, którym udzieliłem pomocy - nawet i dobrymi chęciami. Każdy amulet, każdy talizman tego potrzebuje. Nawet te, przesycone najgorszą, najbardziej plugawą magią żywią się dobrymi intencjami, pozytywną energią, jaką wysysają niby pasożyty. Są wymagające, wyzywające, interesujące, ale... nie czarną magią teraz się zajmuję, a całkiem urodziwą panienką, poszukującą u mnie pomocy w miłości. Swaty nie są mi obce: mając cztery córki muszę wszak myśleć perspektywicznie. Nigdy nie bolał mnie brak męskiego potomka, ale w skrytości ducha liczę, że Nemesis ofiaruje mi wnuka, któremu będę mógł przekazać tajemnice zawodu. Liczę się z córkami i pragnę ich szczęścia, dlatego i dla tej panieneczki odnajduję w sobie szczerą sympatię i doradzam jej, jak umiem najlepiej. Zainteresowanie pierścieniem mi pochlebia, czuję rozpierającą mnie radość, iż docenia kunszt włożony w wykonanie ozdoby. Z pozoru błahego przedmiotu, ot, jednego z wielu skrzących się na kobiecej dłoni, ale... biżuteria z mego sklepu w każdym względzie pozostaje przecież niezwykła.
-Srebro jest łagodne, a kolor kamienia znakomicie współgra z cerą panienki - komplementuję ją, bo choć błyskotka pozostaje ledwo widoczna, stanowi subtelny dodatek, podkreślający jej wyjątkowo smukłe palce oraz malutkie dłonie - och, panienko - dodaję karcąco, nagle się srożąc, choć zapewne nie powinienem absolutnie udzielać swym klientom reprymendy - Eros czasami posyła swe strzały na ślepo. Mogą minąć lata, nim kochankowie się odnajdą, ale każdy ma swoją bliźniaczą duszę - dodaję łagodząco, uśmiechając się na wspomnieniem mitów z mojego świata. Wszak i sam boże miłości... nie miał do niej szczęścia.




No, I am not Prince Hamlet, nor was meant to be
Asterion Valhakis
Asterion Valhakis
Zawód : Przedsiębiorca
Wiek : 52
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Nie ma gorszego zła od pięknych słów, które kłamią
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3018-asterion-valhakis https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3241-skrytka-bankowa-nr-795#54003 https://www.morsmordre.net/t3712-asterion-valhakis
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]31.08.16 17:03
Tyle myśli. W jednej chwili impuls, krótkie postanowienie - tak, wejdę do środka. Nie wierzę w cuda, oglądam te piękne wyroby nie sądząc, że byłyby mi w stanie pomóc. Zachwycam się ich barwami, klasą, kunsztem. Wierzę, że pozostają jedynie w sferze moich marzeń. Nie przypuszczam, że mogą mieć tak silne właściwości, że zaraz, za minut parę zmieni się moje życie. Całe. Do tej pory byłam taką sobie zwykłą Pomonką szukającą kawałka szczęścia w moim pogmatwanym życiu. Teraz rosnę w pewność siebie, przekonanie co do tego, że niezwykłości zdarzają się każdego dnia. Zaczynają się od zwykłej wędrówki wzdłuż Pokątnej, od przekroczenia progu tajemniczego sklepu. Wystarczy zdać się na instynkt, pójść z prądem przeczuć i zaryzykować. Do tej pory nie rozumiem jak to się stało, że jestem właśnie tutaj. W tym przytulnym miejscu o egzotycznych zapachach, obok równie egzotycznego mężczyzny o równie egzotycznym akcencie. Europa południowa - kojarzy mi się z ciepłem, szczęściem i relaksem. Tak właśnie się czuję kiedy mnie pan nie zbywa (podejrzewając, że nie jestem przesadnie bogata), nie mówi o mnie źle lub milczy jak zaklęty. Wręcz przeciwnie, nie odczuwam w tym fałszu, chęci zysku. Mój uśmiech mówi więcej niż tysiąc słów, a umiem mówić jeszcze więcej. Patrzę w lustro i widzę rozpromienioną kobietę, która jest jak kwiat – do tej pory zeschnięty, a po odrobinie wody z komplementów rozkwita na nowo. Tak właśnie buduje się handel. Ja jestem zadowolona, zapłacę panu za wyrób, pan będzie zadowolony. Taka symbioza, nić porozumienia, którą nie każdy potrafi wytworzyć. Tacy żyją z dnia na dzień lub splajtują. Bez zaufania świat nie funkcjonuje. Ufamy kierowcy Błędnego Rycerza, że dowiezie nas na miejsce. Ufam sprzedawcy, że chce dla mnie jak najlepiej. Mamy coś wspólnego.
Podziwiam piękny pierścień, to oczywiste, że musiały go zrobić piękne ręce wraz z pięknym talentem. Zazdroszczę panu sprawności manualnych, ja trochę kuleję jeśli o to chodzi. I chociaż zmartwienie pojawia się na moim obliczu, ma inną przyczynę. Zaczynam wątpić, tylko chwilowo. Zaraz przywołuje mnie pan do porządku. Spinam się i prostuję, jak gdyby przemawiał do mnie sam profesor, a ja jestem jego uczennicą, która coś przeskrobała. Moje oczy rozszerzają się w lekkim strachu, podążają za pana twarzą oraz moją dłonią. Jak mogłam zwątpić? Trochę się jeszcze boję, tych wszystkich lat. Nie mam ich już dużo, powinnam mieć już dawno pierwsze dziecko. Tylko niby z kim? Och, to przykre. Nie załamuję się widząc jak bardzo pan się stara. Jestem taka niewdzięczna.
- Jest pan taki mądry - mówię w przypływie szczerości uśmiechając się do pierścionka. Do różowego kamienia przyciągającego miłość. - Wezmę go - dodaję wreszcie. Te słowa, które chciał pan usłyszeć. W końcu wypowiadam je na głos, transakcja może zostać dokonana. Wzdycham tylko nad stanem mojej sakiewki. Mam odpowiednią kwotę, tylko to większość co mam. Czego się nie robi dla miłości?



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]01.09.16 13:49
Wiem, co robię. Świadomie przeistaczam się w czarodzieja, ponieważ potrafię przywdziać każdą maskę, wcielić się w każdą wymaganą ode mnie rolę. Sprowadzam zarówno szczęście, jak i pecha, pomagam oraz szkodzę, chociaż staram się odsunąć moralność dojrzałego mężczyzny od pracy zawodowej. Pasją napełnił mnie mój ojciec, on również wskazał właściwą ścieżkę - wyłącznie napełniam przedmioty magią, osobiście nie czyniąc nikomu niczego złego. Czy wzdragam się przed tym? Poniekąd, owszem. Uważam siebie za sprawiedliwego i dobrego człowieka, choć te słowa szybko tracą na wartości. Potrzebuję jednak gwarancji: nie zamierzam znaleźć się w Hadesie, wciąż infantylnie wierzę w piekło mych przodków, co prostuje niektóre obierane przeze mnie ścieżki. Nie odpłacam złem za zło, chociaż uznaję jego użyteczność. Kiełkując w ludziach rodzi się niepostrzeżenie i czaruje, uwodzi, pozornie nieszkodliwe, roztaczając wokół siebie niespotykaną aurę tajemniczości. Znam czarną magię, ohydne zaklęcia, przedziwne inkantacje stworzone przed wiekami, lecz powściągam się z ich używaniem, akceptując swą wiedzę jako zabezpieczenie. Nie chcę czuć się bezradny, a wisząca w powietrzu, nigdy niewyartykułowana groźba odstrasza skuteczniej, aniżeli proste przystawienie różdżki do gardła. Element zaskoczenia. Jest najważniejszy, także i dla dobrego handlarza, który zawsze powinien mieć w zanadrzu atutową kartę.
Ja takiej nie potrzebuję, ponieważ mój sklep to moje życie, mój sklep to ja, a każdy amulet zachowuje w sobie jakąś cząstkę mnie. Nie posiada pamięci ciała, jak złote znicze, nie uważam, by należał do mnie, jak o przedmiotach przez siebie stworzonych sądzą gobliny, lecz pozostaje zaklęty właśnie przeze mnie, a Merlin świadkiem, że w pracę wkładam więcej niż tylko swe serce.
Chcę się tym dzielić i możliwe, że właśnie dlatego interesy zaczynają podupadać. Interesuje mnie tworzenie, nie złoto - stąd wzięły się wszystkie nasze problemy? Nie umiem jednak odmawiać, nie kiedy dostrzegam szczery i bezpretensjonalny zachwyt nad mym kunsztem. Komplementy błyszczących klejnotów rozkapryszonych szlachcianek zupełnie do mnie nie docierają, lecz cichy szept zawstydzonej panienki nad prostym, lecz cennym pierścieniem sprawia, że uśmiecham się szeroko, niemalże tak samo, jak wtedy, gdy wspominam rodzinną Kretę.
-Dobra decyzja, panienko - chwalę ją, pozwalając jej zatrzymać pierścień na palcu i prowadząc w stronę stojącej na ladzie drewnianej, staromodnej kasy. Mimo że wiąże się to z mym zarobkiem, nie znoszę wystawiania rachunków. Złoto jest jednak złotem, milcząc wypisuję kwit, który następnie podsuwam młodziutkiej panience. Zaraz jednak świta mi pewna myśl; z szuflady biurka wyjmuję niewielki, pozostały mi po pracach nad pierścieniami odłamek kwarcu i zerwany, srebrny łańcuszek. Odwracam się, mrucząc pod nosem kilka zaklęć - kamienie preferuję obrabiać ręcznie, ale sądzę, że dziewczę się na mnie nie obrazi - i po chwili trzymam w dłoni delikatny wisiorek.
-To w prezencie - zamykam jej usta, uśmiechając się ciepło. Podoba mi się, jak jej zarumieniona twarz promienieje i jak niemalże w podskokach opuszcza moje małe królestwo.
-Do zobaczenia - dodaję jeszcze cicho, kiedy drzwi się zatrzaskują, a sklep ponownie pogrąża się w przyjemnej ciszy, a ja głęboko zaciągam się zapachem cytrusów.

|ztx2




No, I am not Prince Hamlet, nor was meant to be
Asterion Valhakis
Asterion Valhakis
Zawód : Przedsiębiorca
Wiek : 52
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Nie ma gorszego zła od pięknych słów, które kłamią
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3018-asterion-valhakis https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3241-skrytka-bankowa-nr-795#54003 https://www.morsmordre.net/t3712-asterion-valhakis
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]07.09.16 17:57
Czy pamiętasz kiedy pojawił się na twojej szyji amulet. Czy pamiętasz zaklęcie, które wypowiadała stara kobieta, kiedy zawiązywała supełki. Odgoni złe myśli, nie pozwoli nerwom przejąć kontroli nad ciałem. Czasami, kiedy nie możesz spać, przypominasz sobie muzykę która grała w pokoju obok. Obracasz amulet pomiędzy palcami. Pomaga zasnąć, pozwala żyć.
Musiałaś go dostać, uwolnił cię od pernamentnego oderwania od świata. Od wizji, które napadały cię i nie pozwalały odpocząć. Przyszłość mieszała się z teraźniejszością, omamy rządziły twoimi uczynkami. Dziś na szczęście jest to już tylko wspomnieniem, a ty możesz mówić coś i być pewna, że to wszystko dzieje się na prawdę.
Kobieta, która podarowala ci amulet była wyjątkowa, wiedziała o wiele więcej niż mógłby wskazywać na to jej niepozorny wygląd. Nie przebierała się w tuziny korali, nie miała szopy na głowie, dziwnych chust na rękach. Jedynie fartuszek z purpurowego materiału przewiązany pod sporym biustem. I zmęczone oczy na starej twarzy. Widziała w swoim życiu tak wiele, że wystarczyła chwila, by mogła zdiagnozować, czego potrzeba tobie. Amuletu wyciszenia.
Lecz w ostatnich dniach przestał wykonywać cała pracę. I intensywność negatywnych myśli nasiliła się, głowa ci pęka, oby nie pękła do reszy. Szukałaś tego sklepu od dawna. Mijały dni i tygodnie, ale wciąż nie umiałaś go zlokalizować. Wreszcie - jest! Udało się, bo sklep jest na uliby Pokątnej. Może nieco schowany i z początku go nie widziałaś dobrze, ale wreszcie udało się dostać informacje, że jest. Rzut kamieniem od Dziurawego Kotła, jak to mówią pod latarnią zawsze najciemniej.
Piękny zapach, który trafił do twoich nozdrzy, zaraz po przekroczeniu progu pozwala się rozluźnić. Albo spiąć. Bo nie jest typowy. Szczególnie ta morska bryza, kiedy za oknem plucha zimowa. Czy piastujący tu obowiązki szef, bedzie wiedział czego potrzeba tobie? Przeglądasz sięw drogich kamieniach, spojrzeniem łapiesz wszystkie odblaski, które owe kamienie rozpraszają po pomieszczeniu. Powoli przysuwasz się do wnętrza sklepu. Mimo małych rozmiarów, masz wrażenie, że ktoś opuścił swoje stanowisko pracy. Ale kto zostawiałby takie cuda? Wyciągasz dloń, lecz zatrzymuje cię szkło szafki. Nie dotkniesz, moze to i lepiej, że nie dotkniesz. Kusi cię ten miłosny amulet, prawda?
Słyszysz poruszenie za swoimi plecami i odwracasz się powoli. Jest więc on, który cię będzie obsługiwal. Przypomina ci z wyglądu właściwie nikogo, ale ma twarz, która bardzo ci się spodobała. Idziesz powoli w jgo stronę i dopiero kiedy jesteś blisko, patrzysz znów na tę twarz.
- Mój amulet ostatnio szwankuje- ciche złożenie zażalenia i już wyciągasz spod bluzki naszyjnik ze srebra na którego końcu wisi kamień zielony.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Wnętrze sklepu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach