Wydarzenia


Ekipa forum
Wnętrze sklepu
AutorWiadomość
Wnętrze sklepu [odnośnik]08.05.16 12:32
First topic message reminder :

Wnętrze sklepu

★★
Tuż po przekroczeniu progu wita cię przyjemny zapach cytrusów i morskiej bryzy – już w wejściu można poczuć, że sklep prowadzony jest przez rodzinę z południa Europy. Ściany pomieszczenia są białe, a gabloty mienią się blaskiem kolorowych kamieni, w których zaklęto zdrowie, szczęście i wszelką pomyślność. Przechadzając się między manekinami, komodami i stojakami uginającymi się od błyskotek, niemal w każdym punkcie możesz jednocześnie obserwować swoje odbicie za sprawą niezliczonej ilości luster rozsianych po sklepie. Pomimo dużej ilości mebli, klimat zdaje się być raczej elegancki i uporządkowany. We wnęce ustawiono plecione fotele o oparciach przywodzącym na myśl pawie ogony, na których każdy klient może odpocząć, rozkoszując się grecką kawą, która podawana jest na życzenie. Ze swobodą można wdać się w rozmowę z właścicielem czy jego córkami, które często pomagają w sklepie – każdy klient traktowany jest niezwykle indywidualnie. Valkahkisowie nie tylko sprzedają amulety – skupują również te niechciane, a także przyjmują zamówienia na wszelkie przeróbki. Jeśli więc znudził ci się twój pierścień z kamieniem księżycowym, a zawsze marzyłeś o medalionie, który będzie miał w sobie jego właściwości, trafiłeś pod dobry adres. Dostać można tutaj niemal wszystko – od rzeczy najprostszych, jak przypominajki czy królicze łapki, aż po przedmioty o niezwykle zaawansowanym działaniu, często wykonywanymi indywidualnie dla potrzeb klienta.

Lista rzeczy ze sklepiku MG, które fabularnie są dostępne w sklepie:
- Oko Ślepego - przedmiot nielegalny
- Amulet wyciszenia
- Łapacz snów
- Metamorfamulet
- Pierścień z kamieniem księżycowym
- Czosnkowy amulet
- Królicza łapka
- Przypominajka  

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:36, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze sklepu - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]24.06.18 12:41
To już nie było to samo miejsce, które pamiętał sprzed miesięcy. Opuszczone, nawiedzone, zniszczone. Poniekąd pasowało do ekscentrycznego właściciela, jednak po nim słuch zaginął. Być może wyjechał, być może rozpłynął się w powietrzu... Teraz tak naprawdę wszystko było możliwe, ale mało kogo interesował los innych czarodziejów i czarownic. Każdemu zależało jedynie na swoim własnym dobru i nic w tym dziwnego. Morgoth też nie myślał o reszcie, mając przeświadczenie, że to rodzina była najważniejsza i nic więcej. Chroniąc świat magii przed mugolami, chronił również i najbliższych. Opanowanie amonali miało wzmocnić Rycerzy Walpurgii i przysłużyć się sprawie, której poniekąd oddał wszystko, co miał. Próby naprawy zakończone niepowodzeniem frustrowały go od wielu miesięcy, ale na tym się nie kończyło - napędzały do dalszego rozwoju, co było poniekąd dobrą motywacją. Każda kolejna porażka dawała mu jednak kolejne doświadczenie. Większe lub mniejsze, ale wynosił z nich lekcję. Dobrze było mieć więc u boku kogoś zaufanego i bardziej doświadczonego od samego siebie. W tym wypadku trafiło na Tristana i mimo że kuzyn nie władał transmutacją na poziomie Yaxleya, posiadał wiele innych, cennych umiejętności. Będąc więc w jego towarzystwie, czul się pewniej. Gdy opanował cienie, które zostały zniszczone, rozległ się przeraźliwy pisk, który na moment odebrał możliwość jakiegokolwiek ruchu. Młodszy ze Śmierciożerców zdawał się mieć problem chociażby ze swobodnym oddychaniem. Na szczęście nie trwało to długo i mimo że poczuł na palcach krew, która drobną stróżką wypłynęła mu z ucha, nie poświęcał temu zbyt dużej wagi. Spojrzał jedynie na kuzyna, by skontrolować czy wszystko było w porządku. Obaj byli w niemałym szoku po przeszywającym na wskroś pisku, ale to jeszcze nie był koniec. Ten wciąż się gdzieś unosił, ale nie tak głośny. Morgoth mógł dziękować za tradycje swojego rodu, w którym wyraźnie było powiedziane, że wiedza historyczna była fundamentem, do którego każdy szanujący się szlachcic powinien był wracać. Nie spodziewał się, że przyjdzie mu się nią wykazać w podobnej sytuacji. Najwyraźniej każda wiedza miała się przydać i to w najmniej spodziewanych momentach. Układając w gablocie ów relikty, starał się kierować dawnymi naukami i uzupełnianym przez siebie na bieżąco informacjami. Wymarłe rodziny były przestrogą dla wciąż istniejących, by nie popełniały takich samych błędów i nie pozwoliły się zniszczyć. Yaxley doskonale wiedział, że niektóre z nich upadały z powodów tak błahych, że aż wstydliwych jak chociażby kłótnia dwóch braci o kochankę w przypadku Keppelów wspomnianych przez Tristana. Uwaga kuzyna skupiła się na szafirze. - Mace'owie - odparł my od razu Morgoth, jeszcze raz taksując spojrzeniem detale na amulecie. Widział wyraźniej zarysowane linie buław i przyłbicy tak podobnej do tej, która zdobiła herb Yaxleyów. Dzięki temu również łatwo było mu zapamiętać ów ród. Żaden z nich o tym nie wspominał, ale mogli wyczuć. Te amulety były jedną z niewielu rzeczy, które zostały po wielkich arystokratycznych liniach. Żadnego potomka. Żadnych ludzi, którzy kontynuowali by pamięć po nich. Nawet duchy zdawały się wstydzić, że tak łatwo ich rodziny odeszły w cień. Im dłużej na nie patrzył, tym zdawało mu się, że być może patrzyli w swoją przyszłość. Okrutną i jedną z wielu. Nie mogli do tego dopuścić. - Wracajmy - powiedział krótko, robiąc krok w tył i odwracając się od gabloty. Zbyt długo już tu zabawili.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]08.07.18 17:29
Zapewne uśmiechnąłby się z ironią, gdyby wiedział, że to miejsce należało do człowieka, który rościł sobie prawa do jego kochanki i który zamierzał zostać jej mężem; nie znał jednak drobnych przedsiębiorców zajmujących Pokątną swoimi sklepikami i nazwisko Valhakisa było mu zbyt obce, by skojarzyć je z opowieściami Deirdre. Obrzucił wnętrze spojrzeniem raz jeszcze, czujnie, ale i z umiarkowanym zainteresowaniem - z jednej strony chciał nabrać pewności, że anomalia w tym miejscu przycichła, z drugiej zaciekawiło go wnętrze tego sklepiku. Insygnia szlacheckich rodzin były prawdziwym historycznym skarbem, a niektóre spośród amuletów lśniły pradawnym blaskiem ich chwały - niesamowite znalezisko, być może właściciel okazałby się człowiekiem ciekawym, dobrym rozmówcą. Nie sądził jednak, by miał się o tym kiedykolwiek przekonać - sklep pozostał obrócony w ruinę na długo i przypuszczał, że właściciel albo zmarł w tym chaosie albo porzucił interes, szukając utrzymania gdzie indziej. Brzmienie nazwiska, które wypowiedział Morgoth, miało w sobie coś brutalnego; niepokojącego, przeszywającego strachem. Tylko tyle: pamiątka w przyulicznym sklepiku i pamięć nielicznych - a kiedyś przecież kąpali się w chwale nie mniejszej, niż Rosierowie i Yaxleyowie. Powrócił myślą do Evandry, swojej żony; do jej łona, w którym kwitło życie, dopiero w tej chwili uzmysławiając sobie, jak bardzo potrzebuje syna. Była półwilą, mogła zajść w ciąże nawet czterokrotnie i cztery razy urodzić córki - które pomimo powabnej urody i zapewne niezwykle eleganckiego wdzięku mogą przynieść wyłącznie wymierne korzyści polityczne - nie przedłużając linii rodziny. Ale to nie było zmartwienie na dzisiaj - do jej rozwiązania zostało jeszcze kilka długich miesięcy. Wyjął z kieszeni papierosa, podpalając jego kraniec i zaciągnął się dymem - ostrożnie przytakując kuzynowi, miał rację, powinni stąd wyjść - ale jeszcze nie teraz; chciał się upewnić, że dziwna moc anomalii nie poruszy w środku już niczym, że ostatecznie obłaskawili tę moc, że teraz - służyła już tylko im, Czarnemu Panu i jego sługom.
- Byli słabi - stwierdził w końcu, przecinając zalęgłą ciszę; z przekonaniem, w które zapewne sam chciałby uwierzyć - że klejnoty, na które patrzyli, nie były zwierciadłem ich przyszłości. Znał swojego kuzyna - wiedział, że dla Yaxleyów jest gotów znieść wiele wyrzeczeń. A dowodem ich siły był mroczny znak wijący się wzdłuż ich bladych przedramion, gdzie skórę zdobi pajęczyna błękitnych żył wypełnionych błękitną krwią. - Chodźmy - Dopiero teraz odsunął się od gabloty, ze zrezygnowaniem upuszczając ledwie napoczętego papierosa - i przygniatając jego żar obcasem podkutego buta.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze sklepu - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]13.07.18 16:41
Cóż oznaczał brak rozpoznania nawet wśród wyedukowanych w historii magii potomków wielkich rodów? Tristan miał rację. Byli słabi, a nikt słabości nie nagradzał. Nikt nie miał wspominać nazwisk wszystkich wymarłych rodzin inaczej niż jako ciekawostka rozwijających się na terenie Wielkiej Brytanii wpływów czystej krwi. Oni wszyscy już dawno stracili prawo do posiadania nazwiska, które coś znaczyło. Coś więcej niż jedynie strzęp historii. Morgoth miał nadzieję, że podobny los będzie czekał wszystkich, którzy wspierali swoimi działaniami, bogactwem i polityką każdego, kto na magię nie zasługiwał. Ollivander. Greengrass. Prewett. Te nazwiska już niedługo miały stoczyć się w otchłań zapomnianych relacji, których Yaxleyowie nie zamierzali w żaden sposób kontynuować. Neutralny grunt jaki do niedawna posiadali był pomyłką, chociaż równocześnie wyznacznikiem nikłej nadziei powrotu do zmysłów i opamiętania. Cambrigeshire jednak nie zamierzało dłużej tolerować tego szaleństwa i jawnej niesolidarności. Wydźwięk Festiwalu Lata był aż nadto wyczuwalny i nic nie miało zmazać tej hańby, do której dopuścili się ci wszyscy, którzy obstawali przy wyplenieniu tradycji. Zaślepienie nestorów miało prowadzić do gwałtownego rozłamu i mimo że nie aż tak widoczna, to wojna polityczna już trwała. Opowiadanie się za słabszą ze stron; za stroną, której nigdy magia nie powinna być wyjawiona, było szaleństwem, a fale konsekwencji wzbierały się, by uderzyć w winowajców. Yaxley nie potrafił zrozumieć skąd brała się ta zawiść w stosunku do tradycji - czy ojcowie, bracia, seniorzy nie wiedzieli, że to, co robili miało się odbić na niewinnych członkach ich rodów? To oni zasługiwali na zapomnienie, ale ciągnęli wszystkich ze sobą na dno.
Rzucił ostatnie spojrzenie na amulety, które posiadały zaklętą moc - zupełnie jakby były ostatnimi, co trzymało pamięć o wymarłych szlachcicach. Kto mógł sobie pozwolić na trzymanie ich w gablocie? Czy miały już tu pozostać, odstraszając niepowołanych czarodziejów i czarownice przed zajrzeniem do wnętrza sklepu? Słabościami jednak wybrukowane były ulice Londyn, które ułożyli jego mieszkańcy. Nie spodziewał się więc by opanowana anomalia zachęcała do pojawienia się w tych okolicach. Musieli wracać. Każda kolejna bezsensownie poświęcona temu miejsce chwila miała odebrać im czas, którego nigdy nie odzyskają. Odczekał z kuzynem tyle, ile było trzeba by wiedzieć, że nic nie miało już ich zaskoczyć, a czarna magia jedynie wzmocniła podążających jej ścieżkami. Wycofał się jako pierwszy, nasłuchując czy nikt nie miał się pojawić tuż za rogiem. Pokątna jednak była spowita ciemnością i ciszą, która co strachliwszych mogłaby pochwycić za serca, lecz żaden ze Śmierciożerców taki nie był. Morgoth spojrzał na Tristana i skinął mu krótko głową. Przybyli oddzielnie, mieli się rozejść tak samo. Młodszy z czarodziejów nasunął głęboki kaptur, kryjąc w jego cieniu twarz, ale nie na długo. Teleportacja była wątpliwym środkiem transportu, podobnie jak kominki. Zostawały świstokliki i czarna mgła, lecz nie skorzystał z żadnych z ów opcji. Wciąż panowała noc, która była jego porą. Korzystając więc z ograniczonego światła, wrócił do swojej drugiej formy. Czuł się lepiej, gdy nad sobą miał jedynie księżyc i gwiazdy, a myśli ukierunkowane na jeden tor. Czekała go długa droga, ale osłabienie po Azkabanie minęło, wraz z nim przyszła nowa siła. Zamierzał ją wykorzystać.

|zt



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]19.07.18 20:25
Przednia witryna gabloty skrzyła się mglistym blaskiem, odbijając jego skupiony, niepewny, choć chcący wyglądać pewnie wyraz twarzy. W nieco zadymionym szkle widział zwierciadło własnej twarzy, spokojnej, choć skoncentrowanej na kruchej przeszłości wielkich pogrzebanych rodów, po których został tylko kurz - i pamiątki w przydrożnym sklepie. Pokonali drzemiącą tu anomalię, ukrócili jej destrukcyjne działanie, zniewolili według własnych zasad - przeszłość traciła znaczenie w obliczu triumfującej teraźniejszości, przecież czuli swoją siłę, swoją sprawczość - właśnie w tym momencie. Wypełnianie rozkazów Czarnego Pana przynosiło mu nieznaną wcześniej satysfakcję; służba stawała się przywilejem, obietnicą przyszłej chwały. Zmaganie się z mroczną siłą wzmacniało jego własną potęgę, a co za tym idzie potęgę wszystkiego, co sobą reprezentował - również rodziny, nazwiska, herbu, wszystkiego, co obawiał się dostrzec tutaj. To, co spotkało ich we wnętrzu sklepu Valhakisa, poddało się ich magii, służąc celom Rycerzy Walpurgii - ich przywódca winien być zadowolony z ich działań, choć wciąż zdawał sobie sprawę z tego, że zbyt wielu rycerzy traktowało swoje obowiązki niepoważnie.
Starcie z nieznanym zawsze wiązało się z ryzykiem, ale tym razem podołali mu bez większych przeszkód, szybko radząc sobie z mrocznym wyzwaniem - nie do końca go to cieszyło, pragnął stawić czoła przeciwnej stronie, tym, którzy rzekomo również interesowali się anomaliami - chciał się dowiedzieć, dlaczego. Niepokojące cienie zostały unieszkodliwione, a prastare amulety oraz zaśniedziałe artefakty ułożone w odpowiedniej kolejności. Osiągnęli sukces, magia napełniająca to miejsce drżeniem skłoniła się przed nimi - nie zostało im już tu nic do zrobienia. Tristan odszedł od gabloty, rzucając ostatnie spojrzenie na rozlokowane w niej relikty przeszłości. W innej sytuacji mógłby być pod wrażeniem zgromadzonego zbioru historycznych przedmiotów, ale obecnie mało go to interesowało. Schował różdżkę do kieszeni czarnej szaty i poprawił przydługie włosy, spoglądając beznamiętnie na Morgotha. Skinął mu również głową, poradzili sobie wspólnie; dobrze było mieć u swego boku czarodzieja biegłego w sztuce transmutacji. Nie ruszył od razu za lordem Yaxleyem, jeszcze chwilę przystając na środku pomieszczenia, chłonąc wibrującą w powietrzu czarną magię, czując jej wpływ na własne siły. Lubił to uczucie władzy i porządku odnalezionego w chaosie. Po dłuższej chwili rozchylił powieki i skierował swe kroki ku wyjściu a okute obcasy wystukiwały rytm jego pożegnania z tym miejscem. Gdy drzwi sklepu Valhakisa zatrzasnęły się za jego plecami, odetchnął głębiej i skoncentrował się na dematerializacji, po czym - w kłębach czarnej, gęstej mgły - zniknął z Pokątnej, mieszając się z burzowymi chmurami, zbierającymi się nad pogrążonym we śnie Londynem.

/zt



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze sklepu - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]28.07.23 20:27
2 8 - V I I - 1 9 5 8
__________________________________________________

Skrzące się w południowym słońcu punkciki przypominały mu dom.
Przez moment, ułudną chwilę skupioną na beztroskiej przeszłości w wielobarwnych kamieniach widział te, które jako siedmioletnie dziecko wybitnie lubił przesypywać między palcami; leżące w złotej misie na końcu rozległego tarasu, do tej pory stanowiące pewną tajemnice, bo fakt, czy miały w sobie rzeczywistą magię, czy tylko zaaferowanie i entuzjazm chłopca, pozostawał nieodgadniony.
W pewną dozą sentymentalności docieniał kolory przemykające przed skupionym spojrzeniem, tak samo jak przyjemnym był dla niego zapach unoszący się w pomieszczeniu - pobudki jego pojawienia się w tym sklepie dalekie jednak były od zwyczajnej, niemal dziecięcej ciekawości. Anglia stała otworem możliwości - ale zaraz obok nich kroczyły pewne obawy i niepewności, zachwiana fasada bezpieczeństwa przypominała dobitnie, że jego - ich pobyt tutaj być może miał być krótkotrwały, ale to wcale nie oznaczało, by Wyspę Man, Londyn, czy całą Wielką Brytanię mógł traktować jak bezpieczną przystań wakacyjną. Zwłaszcza w obliczu przekształceń i pogłębianego z dnia na dzień stanu wojny, w której znalazł się ten kraj.
Potrzebowali ochrony czy szczęścia - nie potrafił zawyrokować. Jeszcze.
Miękki chód lawirował pomiędzy drobnymi korytarzykami sklepu, a lustrzane ściany stąpały za nim bezustannie, raz po raz kradnąc spojrzenie, które ulokowywał we własnym odbiciu; za swoim dostrzegał inne sylwetki przemierzające wnętrza, dostrzegł młodą kobietę drepczącą wśród klientów z obszernym dzbankiem - dopiero po chwili zorientował się, że dziewczyna trzymała w dłoniach magiczną kawiarkę i komplet filiżanek bez uszka - kiedy pojawiła się i przed nim, odmówił greckiego specjału, w prostym uśmiechu i prostych słowach komunikując, że nie potrzebuje asysty.
Oględziny w końcu doprowadziły go do niedużej, okrągłej gabloty - za szkłem, w odcieniach turkusu i głębokiej purpury spoczywały bowiem pierścienie z kamieniami i bransoleta, która momentalnie zainteresowała spojrzenie lorda Shafiqa - miała na sobie wizerunek złotego skarabeusza, czy opary kadzideł rozpylanych w sklepie płatały figla jego oczom?
Próbował dostrzec charakterystyczne obłości i odnóża, w końcu, zwiedziony dziwacznym wrażeniem podniósł spojrzenie - ale młódka z kawą zniknęła, a na horyzoncie spojrzenia dostrzegał tylko jedną sylwetkę - kobiecą, przykładającą do wyżłobionych rysów dekoltu długi talizman z czymś, co przypominało czaszkę.



the sun is hiding
and if you do not have a name, you have nothing
Maahes Shafiq
Maahes Shafiq
Zawód : badacz run, finansista, książę Egiptu
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
shadow, don't try to act like the sun
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11784-maahes-shafiq#363778 https://www.morsmordre.net/t11819-geb#364963 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t11818-skrytka-bankowa-nr-2559#364962 https://www.morsmordre.net/t11820-maahes-shafiq#364995
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]06.08.23 13:51
Dłoń przywarła do szkła, a potem zgięły się palce i paznokcie delikatnie podrapały szybę, nie dławiąc jednak nieznośną melodią przybyłych do sklepu klientów. Za przezroczystą zasłoną mieniły się nęcące ozdoby. W tamtej chwili potrafiłam jednak myśleć wyłącznie o jubilerskich wyczynach przeklętych Karakroffów. Lekko przechylonej w bok głowie towarzyszyło płytkie, mętne spojrzenie. W pierwszych tygodniach od powrotu do Anglii dręczyła mnie jakakolwiek myśl o biżuterii i kosztownościach, a każdy zakładany na szyję złoty wieniec palił skórę – o wiele bardziej niż ciągnąca się po moim dekolcie blizna po wstrętnym zaklęciu. Moje myśli jednak były tak widoczne, jak na to pozwalałam, a szramy na skórze okryte pozostawały półprzezroczystą, czarną tkaniną. Jedynie wąski pas odsłaniał wolną, dość bladą skórę – wystarczająco, by zmieścić na niej któryś z atrakcyjnych amuletów.
Minął czas ciągłego oglądania się za widmami przeszłości. Uczyniłam z niej siłę, przepustkę do mocy, przepustkę do brutalności i odważnego sięgania po upragnione. Moja rodzina wyniesiona w chwale kąpała się w przyjaznym blasku. Ja zaś potrzebowałam prezentować się odpowiednio do zajmowanej pozycji. Tak w domowym zaciszu jak i pomiędzy kolejnymi biznesowymi zobowiązaniami lubiłam wyglądać perfekcyjnie, ale i drapać poczucie komfortu każdego, kto ośmielił się utkwić we mnie spojrzenie na dłużej. Nie zapomniałam o grozie wyniesionej z kołyski i o mroku budującym naszą wielkość. Nie zapomniałam, że jako towarzyszka śmierci nawet w obliczu osiągnięć bratanka pozostawałam… sobą.
Być może dlatego nudziły mnie śliczne, eleganckie i bezpieczne bransolety złożone z kolorowych kamieni o typowym, nudnym kształcie. Potrzebowałam wewnętrznego porozumienia między przyjaznym czarem a upiorną klątwą. Przeszłam dalej, mijając więc to, co komfortowe i niekrzykliwie, a dłoń leniwie poślizgała się po szkle, tworząc piskliwe echo, od którego pobliskiego towarzysza mogłyby zapiec uszy. Żadnego jednak nie dostrzegałam, pozostając wciąż w tej alejce osamotnioną. Szkoda. Długa, czarna spódnica złożona z kilku bardzo cienkich warstw pociągnęła się po podłodze. Szukałam dalej, czując, że pragnę, ale owemu pragnieniu wciąż nie nadając precyzyjnego kształtu. Dopiero w następnym jubilerskim kącie dostrzegłam coś intrygującego. Przywołane dziewczę otworzyło zabezpieczenia i położyło przede mną oprawione w srebrną ramę okrągłe zwierciadło. Naszyjnik z upiorną twarzą, elegancki wisior obciążony groźnym kształtem – bez szczególnego magicznego przeznaczenia, ale przecież to mogłam szybko zmienić. Zapięłam łańcuch i rozchyliłam połowy czarnej tkaniny, by bardziej odsłonić dekolt. Symbol był wyraźny, przywodzący na myśl nokturnowe wytwórstwo niż zdobność londyńskich elit. Podobał mi się. Wygodnie spoczywał, nie kryjąc wcale bolesnego śladu na ciele – a nawet przerażająco się z nim komponując. Wiedziałam jednak, że nie są to obrazy, które powinno pokazywać się światu. Dopiero po chwili oderwałam spojrzenie od kuszących widoków własnej sylwetki, wyłapując niespodziewanego towarzysza po swojej prawicy, zaledwie dwie gabloty dalej.
– Skarabeusz –
wymówiłam dobitnie, kierując uwagę na obiekt jego zainteresowania. – Powinieneś przymierzyć – zasugerowałam, obracając lekko ciało w jego stronę. Dość egzotyczne rysy idealnie mogły komponować się z egipskim symbolem. I choć nie byłam tutaj od tego, by do czegokolwiek go namawiać, musiałam przyznać, że… - Doda ci tajemnicy. A nieznane budzi trwogę i powagę – zauważyłam, puszczając jednocześnie materiał, który chwilę temu specjalnie odciągałam od mierzonego medalionu.
Nie mogłam wiedzieć, czy faktycznie tego oczekiwał po ozdobie, czy właśnie pragnienie zaopatrzenia się w te atrybuty przywiodło go do tego przybytku, ale czułam, że ta aura dobrze współgrałaby się z jego aparycją.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]28.08.23 12:40
Angielska moda różniła się znacząco od tej pochodzącej ze stron ojczystych; nie przywykł do stonowanych barw, klasycznych kształtów, długich prostot i mętnych tkanin. Nie przywdziewał do tej pory fasonów tak zwyczajnych i popielatych, że skóra wydawała się przy nich być jakby przydymiona, zlewająca z fasadą grafitowych i szarych budynków stolicy – jak plama w gęstwinie sylwetek, przemykająca kropla jałowego koloru – a jednak, w ornamentyce i orientalnych ozdobach sklepu, w którym się znalazł, poza lnianą koszulą zdradzała go jedynie aparycja odziedziczona po przodkach, strój stopniowo wpasowywał się w wyspiarskie zwyczaje, zastępując szerokie chusty i specyficzne turbany.
Zachęcony znajomym kształtem wzrok obserwował szklaną gablotę o kilka, nawet kilkanaście, sekund za długo. Spojrzenie prześlizgiwało się po odnóżach, po specyficznym odwłoku mieniącym się złotem i turkusem – w pospiesznych mrugnięciach próbował wyrokować, czy rzeczywiście przed oczami, za taflą zaczarowanego szkła faktycznie spoczywał symbol tak bliski jego dziedzictwu, czy lokal i kadzidło w nim rozpylane niosło ze sobą jakieś magiczne właściwości, mające ukazać klientom to, czego rzeczywiście poszukiwali.
Kobiecy głos był pewnego rodzaju wynurzeniem z głębin nęconej kolorami podświadomości; kiedy podniósł spojrzenie, prędko skrzyżował je z tym należącym do nieznajomej. Kościana twarz na jej piersi wydawała się masywna, toporna, jakby jej ciężar miał stopić powłokę skórną i spadając po żebrowych łukach, osiąść wreszcie na mostku.
– Tajemnica jest atrybutem, z którym zdążyłem poznać się dostatecznie – wypowiedział w końcu, kącikowi ust pozwalając unieść się nieznacznie; spojrzenie znów pomknęło w kierunku skarabeusza, znów zaraz wróciło do kobiety – Więc to nie tylko fatamorgana – dodał, dłonią wskazując na gablotę, za którą błyszczał czar egipskiej bransolety.
– Trwoga i powaga – powtórzył za nią, po chwili, zaledwie kilku sekundach – Tego właśnie poszukuje się tutaj? Czy to jest wartością, do której należy dążyć w dzisiejszej Anglii? – nie musiał ukrywać faktu, że nie był stąd; to, jak wyglądał, jak stawiał kroki, jak niepewne były gesty muskające szkło skrywające skarabeusza – zupełnie jakby ledwie podmuch mógł zniszczyć domek z kart, który budowano tak skrupulatnie na wielkiej wyspie.




the sun is hiding
and if you do not have a name, you have nothing
Maahes Shafiq
Maahes Shafiq
Zawód : badacz run, finansista, książę Egiptu
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
shadow, don't try to act like the sun
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11784-maahes-shafiq#363778 https://www.morsmordre.net/t11819-geb#364963 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t11818-skrytka-bankowa-nr-2559#364962 https://www.morsmordre.net/t11820-maahes-shafiq#364995
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]02.09.23 20:04
W labiryncie kształtów, kolorów i zanurzonych w nich śladach kultur czaiła się ekscytująca obawa. Za szybami czekały ponure, niedotykalne i nieodkryte historie, które do czasu transakcji pozostać musiały jedynie igraszką dla fantazji mniej lub bardziej przypadkowych przybyszów. Pomiędzy regałami przesuwały się oczy zanurzone w śmiałych wizjach – tak brutalnie dla nich nieosiągalnych. Byli i tacy jak ja – nam wolno było sięgnąć po błyszczącą zachciankę i ozdobić swój wizerunek milczącym komunikatem. Czaszka na moim dekolcie nie była przypadkiem, a symbolem, który zdawał się przerażająco dobrze wtapiać w zanurzony w zwierciadle obraz czarnej wdowy. Za swoimi plecami czułam obecność śmierci. Zupełnie jakby zdolna była ułożyć na mym ramieniu kościste palce i pochylić głowę, by nęcić mnie szeptem. Na szorstkiej wodzy trzymałam jednak tego typu myśli. Nie byłam wszak sama, a krążące wokół sylwetki nie potrzebowały towarzyszyć mi w tych rozważaniach.
Jego jednak wyłowiłam, zachęcona, skuszona nietutejszym, nieodgadnionym obliczem… człowieka i skarabeusza. Znałam tylko jednego czarodzieja, któremu zdawała się towarzyszyć nieco zbliżona aura. Kącik ust drgnął jednak, gdy ów mężczyzna odpowiedział na moje spostrzeżenia. – Jesteś pewien… że dostatecznie? – zapytałam, unosząc ku niemu głowę i pozwalając sobie nieco odważniej zaczepić spojrzenie na tych ciemnych oczach. Pytanie jednak nie było zadane po to, by uzyskać faktyczną odpowiedź. Interesowało mnie w tym względzie jeszcze coś innego. – Dlaczego właśnie on zaskarbił sobie najwięcej twej uwagi? – postanowiłam dopytać wkrótce później, wiedząc dobrze, że pociągające nas symbole wcale nie były… czystym przypadkiem.
- Nie – odparłam ze spokojem, ale wiedziałam, że nie zatrzymam ust wyłącznie na tym krótkim odzewie, bo zagadnienie okazało się nieco bardziej złożone. – To raczej coś, co zainteresowało mnie. Tu i teraz. Choć na pierwszy rzut oka sama Anglia może sprawiać podobne wrażenie – przyznałam, odkładając zwierciadło i obracając się pełniej w stronę nieznajomego. – Jeśli musisz pytać, nie jesteś stąd – zawyrokowałam, powoli układając sobie w całość drobne tropy – słowa, wizerunek i przedmiot, na który na moment opuściłam spojrzenie, by zaraz jednak powrócić nim do twarzy rozmówcy. – Jak więc tobie zaprezentowała się Anglia? – spytałam, czerpiąc profity z niespodziewanego towarzystwa w tak typowych okolicznościach, po których raczej winnam spodziewać się jedynie nęcących błyskotek – nie zaś ludzi, którzy potrafili wyjść z brytyjskiej deszczowej szarości i przykuć uwagę na dłużej. Obejmując skarabeusza, jaśniał, choć ciemniejsze oblicze zdawało się nawoływać do zupełnie odmiennych odczuć. W grzęzawisku bibelotów wszelkiej użyteczności i wszelkiego pochodzenia był jak dobrze dopasowany do niej element - nietutejszy. To zaś było na tyle interesujące, bym przedłużyła swój pobyt tutaj o kilka wejrzeń, mimo iż odnalazłam już to, czego szukałam.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]11.09.23 15:08
Czas i finezja, na które mogli sobie pozwolić budował kolejne sploty przypadków, ukradkowych spojrzeń i w końcu słów – pozornych, kiedy spoglądali na siebie wzajemnie, on na masywną czaszkę, ona na złotą bransoletę – on na srebrny łańcuch osiadający w zagłębieniach jej dekoltu, ona na zaaferowane błyskotką za szkłem spojrzenie. W końcu się skrzyżowały – i oczy i słowa, enigmy bawiące się w plątaninie codzienności, w grze zupełnie niewymagającej, choć przedłużanej w następnych gestach i półsłówkach.
Kim była – kim mogła być, z taką nieopisaną pieszczotliwością kładąc smukłe palce na chłodnym metalu niecodziennej biżuterii, w półobrocie lokując w nim swoją uwagę i w końcu coś na kształt powitania. Jej uwaga po raz kolejny zaskarbiła jego spojrzenie, tym razem odrobinę pytające, choć odpowiedź – jak spodziewali się oboje – nie nadeszła. Jedynie uśmiechnął się nieco bardziej otwarcie, nieustannie wirując na ścieżce pomiędzy sylwetką nieznajomej a wielobarwną bransoletą za magicznym szkłem.
– Pochodzi skąd ja pochodzę. Symbol odrodzenia. Swego rodzaju nostalgia czy rzeczywiście jest w nim coś wyjątkowego – odpowiedział, odejmując wzrok od gabloty, by znów przenieść go na nieznajomą – Jeszcze nie zdecydowałem.
Talizman mógł być ledwie błyskotką, choć sądząc po dość tłocznej klienteli tego miejsca, śmiał doszukiwać się wniosków, jakoby w oferowanej biżuterii faktycznie było coś autentycznego. Dlatego też uniósł dłoń, kiedy na horyzoncie spojrzenia pojawiła się młódka, do tej pory lawirująca wśród gości sklepu z kawiarką, teraz pospiesznie zmierzająca w jego kierunku. W krótkich słowach poprosił o zdjęcie szyby i wydobycie bransolety, co dziewczyna uczyniła, oddalając się, choć nieznacznie, o maksymalnie kilkanaście kroków pozwalających na szybki powrót w razie kolejnych niepewności.
– Nie jestem. Nie bezpośrednio – wyjawił wprost, znów zwracając się do postaci kobiety z kościstym naszyjnikiem – Większość ludzi, których napotykam w tym kraju, już sam ten fakt nazwałoby tajemnicą – stwierdził, z nutą uśmiechu drgającą w kąciku ust. Skórzany pasek bransolety oplótł nadgarstek lewego przedramienia, a wielki owad, symbol tego, co miało narodzić się na nowo po śmierci, błysnął kilkukrotnie w wielobarwnych światłach tańczących w specyficznym otoczeniu.
– Zaskakująco pogodnie. Ciepło. Czysto – najprostsze słowa w nieskrępowanej szczerości naznaczonej pogodnym rozbawieniem – Spodziewałem się jednak większej… dumy – nie sztucznej podniosłości zadartych podbródków, wywiniętych wąsów i nabrzmiałych brzuchów, kurtuazyjnych słów wymienianych na ulicach i specyficznego chwytu różdżek – Być może dlatego akurat skarabeusz zwrócił moją uwagę.



the sun is hiding
and if you do not have a name, you have nothing
Maahes Shafiq
Maahes Shafiq
Zawód : badacz run, finansista, książę Egiptu
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
shadow, don't try to act like the sun
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11784-maahes-shafiq#363778 https://www.morsmordre.net/t11819-geb#364963 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t11818-skrytka-bankowa-nr-2559#364962 https://www.morsmordre.net/t11820-maahes-shafiq#364995
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]27.09.23 21:58
Stamtąd pochodził. Złocisty, mocno pobudzający wyobraźnię symbol. Magia skryta w obrysie mistycznego skarabeusza, tajemnica, jaka niosła się wraz z jego spojrzeniem. Dotykał swojego, znał znaczenia i wyciągał po nie śmiało dłoń. Inny przyjąłby ozdobę jak nic nadzwyczajnego, inny wygarnąłby dla siebie wartość i historię, której nie umiał docenić i zrozumieć. Bransoleta nie była beznamiętnie oznaczona postacią owada. Za nią niewidzialnie dla oczu Anglii coś się kryło. W towarzystwie tych myśli moja dłoń poszukała na dekolcie wyżłobień na czaszce, by musnąć rzeźbę śmierci z najwyższą pieszczotą, choć nie bez wyraźnego zamyślenia. Nosiliśmy symbole ściśle splecione z tym, kim byliśmy. Kiedyś moją szyję zdobiły ślady bułgarskiej rodziny. Dziś szukałam Brytanii, którą mi na długie lata odebrano, a wreszcie i kształtów sępich, mowy panów Suffolk. I ponurej grozy bijącej od kostuchy.
Milcząco przyjęłam jego odpowiedź. Mówił o symbolach, o które ledwie się otarłam. Mówił tonem, który odciągał podejrzenie o kłamstwo w kwestii autentyczności owego pochodzenia. Przyjmowałam więc to, pamiętając, że była to ledwie prosta rozmowa między sklepowymi gablotami. Zupełnie nic więcej. Z boku tylko obserwowałam, jak sprzedawczyni ze staraniem wydobywała skarabeusza spod ochronnej powłoki, by pozwolić mu lepiej przyjrzeć się biżuterii.
– Nie bezpośrednio? – Wzniosłam wyraźnie brew, czując, że sprytnie omijał konkrety, coś mi dając i jednocześnie pozostawiając wciąż z nierozwiązaną zagadką. Był i nie był. Dość kuriozalne. – Zatem stanę się tą większością, która ośmieli się zwrócić w stronę tej tajemnicy. Cóż to znaczy? – zapytałam w tonie łaknącym konkretu. Nie lubiłam dochodzić do prawdy kawałek po kawałku. Wolałam prędzej uzyskać klarowną odpowiedź. Da mi ją, czy skaże na domysły? Zapewne to drugie, bo przecież byliśmy uwikłani w kilka przelotnych słów. Jedynie.
Uśmiech mimowolnie rozgościł się na moich ustach, kiedy tylko zaprezentował ciąg iście angielskich cech. – W takim razie Anglia tym bardziej wreszcie może być dumna. Szczególnie że tej dumy jej jednak zabrakło. Przyznam, że nie słyszałam, by ktokolwiek nazwał ją pogodną czy czystą – wyraziłam otwarcie, wcale nie zamierzając bronić dobrego imienia ojczyzny. Zresztą poraniony w wojnie kraj niestety nie prezentował się porządnie, mimo dążeń do naprawy tego, co zostało w czasie grozy zniszczone. Dziurawy, gnijący, gdzieniegdzie wymarły. A jednak wciąż przyciągał postronnych.
Dopiero teraz opuściłam spojrzenie aż do dobrze osadzonej na męskim nadgarstku bransolety. Podeszłam bliżej, skupiając się na centralnym punkcie ozdoby, nieco kulisty kształt z pewnością przyciągnie uwagę. Zwracające się ku niemu oczy będą pytać, nawet jeżeli te pytania pozostaną nieuchwytne dla jakichkolwiek uszu. Skarabeusz zdawał się potęgować zagadkową aurę nieznajomego.
– Zamierzasz zabrać go ze sobą? –
zapytałam, odrywając wreszcie spojrzenie od jego ręki. Czaszka wciąż wygodnie spoczywała przy moim ciele, co rusz tylko kryjąc swe brzegi za prześwitującymi brzegami materiału.
– Opowiedz mi, co w twoim kraju mówi się o śmierci. Co jest jej uosobieniem? Dokąd prowadzi? – zaczęłam pytać, naturalnie tym wątkiem zainteresowana. Gdy zaś o śmierci wspominałam, podejrzana nuta zakradała się do melodii dziwnie spragnionego głosu. Odeszłam jednak kawałek, zanim mógł odpowiedzieć. Jeszcze raz zatonęłam w widoku zwierciadła, Naszyjnik wydawał się niekompletny.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]09.10.23 13:25
Jak od niego biło pomarańczowe słońce południa, tak ona zdawała się emanować woalką czerni, podobną tej żałobnej, podobnej angielskiej szarudze, a mimo to w pewnym sensie specyficznej, dogłębnej, innej. Czy pochodziła stąd, czy tak jak on stąpała po ziemi jedynie częściowo wpisanej w swój żywot, w sklepie z egzotycznymi wisiorami i amuletami w formie biżuterii pragnąc odnaleźć choćby skrawek tego, co bliskie – nie wiedział.
Mógłby dywagować bądź pytać bezpośrednio – z bezpośredniością też lustrować jej sylwetkę, doszukiwać się typowo brytyjskich cech lub znajdywać ich zaprzeczenie; nachalną obserwację zepchnął jednak na bok, lawirując – wraz z nią – po swobodnych słówkach i półuśmiechach, drobnych pytaniach i na wpół satysfakcjonujących odpowiedziach, chłonąc atmosferę specyficznego sklepu; ile w niej było autentyczności a ile prostego porozumienia z ludzkimi potrzebami, to go nie interesowało.
Ją natomiast interesowały fakty. Nie satysfakcjonowały drobne półsłówka przypadkowych przechodniów ekscentrycznego sklepu, chciała wiedzieć. I na te żądanie początkowo się uśmiechnął, później podniósł na nią spojrzenie, po upływie kolejnych sekund w końcu zdecydował wyjawić tajemnice.
– Moja rodzina nie pochodzi stąd, choć z Anglią jest związana ściśle. Nasza ojczyzna leży daleko za Wyspami, a mimo to, od lat jej losy, a przynajmniej ich część, ważą się tutaj – stwierdził, podążając wzrokiem za nią, za kolejnymi ciekawościami i reakcjami. Skórzany pas bransolety oplótł jego nadgarstek, oczy zsunęły się na błyszczącego złotem i turkusem skarabeusza, na drobne hieroglify znaczące jego centralną część.
– To mój któryś raz w Londynie. Do tej pory jednak nie spotkałem się z takimi… temperaturami – nuta rozbawienia zabrzmiała na końcu zgłosek, trywialność poruszanego tematu łączyła się z tym zupełnie przeciwnym – z dumą i dziedzictwem, korzeniami, które wszakże traktował z największą wyższością – Nie sposób nie odczuć trwającej wojny, choć stolica jest inna od obrazu, który zastałem ostatnim razem. Cichsza – cichsza, bo wypędzono z niej tych, którzy krwią nie zasłużyli na miejsce na piedestale dumnego kraju – kiedyś myślał o tym częściej, analizował dzieje, który krwawo rozgrywały się w centralnej części Anglii – teraz, teraz wiedział, że tamte działania wyszły na dobre, a finanse strzeżone w goblińskim banku, czy obrót inwestycyjny – nie ucierpiały wcale.
Podeszła bliżej, a wraz z jej krokami podniósł spojrzenie, na skraju pytania i ciekawości, z nutą zdumienia wobec bezpośredniości, z jaką do niego podchodziła – przyzwyczaił się do zaintrygowania, ale tego, które rozgrywało się w odpowiednich miejscach, kiedy jego nazwisko docierało do uszu postronnych; nie do przypadkowych spotkań na głównej ulicy handlowej.
– Najprawdopodobniej – wyjawił z nutą uśmiechu – Być może to sentymentalizm, a może zwykła duma – by zabrać to, co przecież należało do niego. By zabrać to, nim zabierze ktoś inny, kto nie zrozumie. Nie potrzebował kolejnych ozdób, artefaktów czy mających moc talizmanów; dużo bardziej ufał swoim własnym, przywiezionych z rodzimych stron, a mimo tego, skarabeusz zaskarbił sobie jego uwagę.
Podobnie jak kobieta, niecodzienna, z niecodziennym naszyjnikiem kładącym się ciężarem na piersi; podążał za jej sylwetką gdy ruszyła w kierunku lustra, rozumiejąc w końcu wybór biżuterii, kiedy zadała mu pytanie.
– Tam skąd pochodzę, śmierć jest ledwie przełomem – odpowiedział, podchodząc bliżej, by w odległości kolejnych kilku kroków stanąć za nią i odnaleźć jej spojrzenie w tafli zwierciadła – Początkiem wielkiej podróży w wiecznym życiu, nigdy końcem – oznajmił ze spokojem – Tutaj ludzie zwykle się jej boją. W moim kraju się do niej przygotowują. Swoje dusze, swoje ciała. Zbaczają na swoje życie doczesne, aby po nim cieszyć się tym wiecznym – nie wszyscy, nie zawsze – Egipcjanie w większości dawno zapomnieli o tym co wielkie i starożytne. Zapomnieli o sądzie ostatecznym, o wędrówce dusz i boskim panteonie, plotąc swoje losy z szarą egzystencją pospolitych ludzi. On nie był pospolitym człowiekiem.
- W mojej rodzinie jednak śmierć jest esencją, która ma rozpocząć kolejny etap życia.



the sun is hiding
and if you do not have a name, you have nothing
Maahes Shafiq
Maahes Shafiq
Zawód : badacz run, finansista, książę Egiptu
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
shadow, don't try to act like the sun
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11784-maahes-shafiq#363778 https://www.morsmordre.net/t11819-geb#364963 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t11818-skrytka-bankowa-nr-2559#364962 https://www.morsmordre.net/t11820-maahes-shafiq#364995
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]23.10.23 19:18
Nigdy nie zadowalałam się namiastką. Nigdy nie satysfakcjonował mnie skrawek, kiedy mogłam zagrać o wiele więcej - w pojedynku, w biznesie, w rodzinie i w reszcie nawet tej błahej, prozaicznej rozmowie, która mogłaby się nigdy nie odbyć, a nasza dwójka i tak wiodłaby życie zupełnie takie samo. Lecz czy na pewno? Skupiałam się na bezimiennym rozmówcy, którego personalia nie wydawały się aż tak interesujące, jak to, co mogło kryć się za podszytym zagadką przekazem. Czułam się swobodnie, przyjemnie drażniona na szyi ciężarem śmiertelnej twarzy, choć wiedziałam, że tę stateczną postawę ludzie z boku lubili interpretować zupełnie inaczej. Na tamten moment niespecjalnie interesowały mnie jego osobiste rozważania, a tym bardziej tych kręcących się, spoglądających niby od niechcenia klientów sklepu. On mówił, ja słuchałam i tylko czasem, kiedy lekko drgnęła brew, albo usta nieznacznie wyrwały się do dyskretnego uśmiechu, na twarzy uwydatniały się dobitniej zmarszczki.
- Podążamy tam, gdzie toczą się nasze losy, gdzie pisze się nasza historia, gdzie wyraźnie rozpala się ślad. A ty dziś trafiłeś na naszą ziemię nie bez przyczyny - stwierdziłam znów dość bezpośrednio, biorąc pod uwagę nieistniejącą zażyłość naszej znajomości. Oporów jednak nie miałam żadnych. Zaś on mógł wiedzieć, że w klarującym się w mym wrażeniu jego obrazie odnajdywałam namiastkę siebie. Iriny pochłoniętej czarem Bułgarii, Iriny pragnącej być bardziej Bułgarią niż Anglią. Iriny, która uznawała, że jej historia już tylko tam będzie się rozwijać i nigdy nie powróci tu. Lata młodości opatrzone były jednak marginesem błędu. Dziś wiedziałam, że nigdy nie powinnam była porzucać korzeni, odwracać się od herbu sępa i bez reszty poświęcać się tamtej rodzinie. Skoro jednak śmierć wciąż nie przywołała mnie do siebie, miałam z tamtych lat wycisnąć siłę, zagarnąć to doświadczenie, a potem przywlec je tutaj. Na ziemię przodków.
Pomiędzy zaledwie ozdobami zdawaliśmy się poruszać po dość istotnej płaszczyźnie naszych dziejów (a przynajmniej jego dziejów), by niedługo później w angielskim marazmie rozbierać na części kwestie pogodowe. Mój uśmiech przed widokami własnego odbicia lustrzanego zdawał się tylko poszerzać.
- Stolica jest cicha, bo wreszcie jest czysta - wyjawiłam z dozą satysfakcji, albowiem ten stan wiązał się z niewątpliwą wartością. - Pozostali w niej wyłącznie godni, prawdziwi czarodzieje - podkreśliłam, pozostając w tonie dumy i nie czując jakichkolwiek obaw przed jawnym prezentowaniem swojego stanowiska. Dzięki temu mogłam też zbadać jego poglądy w sprawie, choć sam fakt wejścia do Londynu i nieskrępowanego poruszania się po nim był dość znaczący. Nie sprawiał wrażenia wątpliwego, choć wciąż mógł się pod kogoś podszywać. Czy aby na pewno?
- Weź - wyraziłam aprobatę dla tego wyboru, a słowom towarzyszyło wyraźne kiwnięcie głowy. - Jeżeli jest, jak mówisz, ta bransoleta powinna trafić do ciebie. Nie do przypadkowej osoby, której obca okaże się świętość jej symbolu - przyznałam, pozwalając sobie na nutę uznania. Prości ludzie wyciągali ręce po to, co błyszczało i nęciło kolorem, a przy tym nie pozwalali sobie nawet na krótką refleksję. Pełni ignorancji nie wiedzieli, co nosili. Nie wiedzieli, że nieodpowiedni symbol mógł znacznie łatwiej wepchnąć ich w ramiona śmierci. Nie zamierzałam się nad nimi litować, ale otwarcie wyjawiałam, że pod jego opieką i na jego ręce ozdoba wydawała się znacznie bardziej na miejscu. – Niech będzie twoja – wymówiłam z nasyceniem, z wyraźną pokusą. Niechaj nie traci więcej czasu na zastanawianie się. Nie trudno wszak domyślić się, że nie zjawił się tutaj dla czczych rozrywek. Miał jakiś cel, miał jakąś misję. Jakąkolwiek przybierały formę faktyczne intencje, do domu zabrać będzie mógł to, co tego powrotu chciało. I ręki tego, kto świadomie przyodziewał silne odwołania.
Opowiadał ciekawie, nawet skłonna byłam na dłużej zatrzymać przy uchu obco brzmiące wyjaśnienie, mistyczną legendę starego ludu, próby oswojenia sobie tego, co było dla nich tak bardzo tajemnicze i niezrozumiałe. Nie dziwiłam się im, choć niektóre teorie urastały do absurdalnych wymysłów. Zapewne nikt z nas nie zdołał prawdziwe zbliżyć się do sedna wszechobecnej śmierci. Nikomu by na to nie pozwoliła. – Wierzysz zatem, że gdy nadejdzie i weźmie cię ze sobą w swą ciemność, rozpoczniesz zupełnie nowy etap? Że będzie obietnicą przejścia, mostem między znanym i nieznanym? – zapytałam zainteresowana tym, co czaiło się w jego myślach. Czym innym przecież był snuć opowieść o tym, co się mówi, a czym innym prawienie o własnych wizjach. Jak bardzo bliskie były mu melodie własnego pochodzenia? – Doprawdy, nawet namiastki lęku? Żadnej obawy, że te pokusy wieczności mogą okazać się tylko… pustą fantazją? Przyznam, że to interesujące – mówiłam dalej, aby wreszcie poszukać gdzieś z tyłu zapięcia od naszyjnika i zdjąć z dekoltu śmiertelny ciężar. Gdy czaszka opuściła moje ciało, pozwoliłam sobie ułożyć ją na odpowiedniej wyściełanej welurem podstawce. Chwilę później wzniosłam głowę, by jeszcze raz przemówić do przypadkowego rozmówcy, ale nagle zmieniłam zdanie. Na pierwszy rzut oka wcale nie wyglądał na takiego, który waży własne czyny w nadziei na nieskończone bytowanie duszy. Ich rytuały wyraźnie jednak zdradzały szacunek. Nie znosiłam, kiedy ludzie drwili. - Zabiorę ją za sobą - obwieściłam, patrząc jednak na mężczyznę, a nie sprzedawczynię, do której faktycznie kierowałam owe słowa. Dziewczyna zaczęła pakować kościsty wisior.
Zawsze była ze mną.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]10.11.23 11:56
Na naszą ziemię wywołało uśmiech na jego twarzy; lekki, subtelny, pozbawiony rozbawienia, bardziej skłaniający się ku aprobacie – i wyraził ją, krótkim skinieniem podbródka przyznając jej rację. To nie była jego ziemia – to była ich ziemia; ich wszystkich, kobiety w ciemnym odzieniu i z naszyjnikiem czaszki. Nawet w tak nieangielskim miejscu jakim był przybytek z talizmanami, udekorowany zbiorami z całego świata, przesiąknięty tureckimi napływami, otulony zapachem absolutnie niebrytyjskim.
Była w tym wszystkim swobodna – swobodniejsza od niego, na pewno – i wydawała się zdecydowanie wiedzieć, po co przyszła. Nie dopytywał o symbol śmierci spoczywający na jej bladym dekolcie, choć sposób – niezwykły, niemal pieszczotliwy – w jaki ujmowała metalową ozdobę, wyzwalał w nim pewną dozę zaintrygowania.
– Zauważyłem. Przyjemna odmiana, o ile nie wręcz wzniosła – to imponujące, jak wasz kraj sięga po należne mu miejsce – na arenie międzynarodowej, w skali całego magicznego świata, w którego kuluarach coraz częściej mówiono o Brytanii i jej potędze – o tym, który zwykł nazywać się Czarnym Panem, któremu przypisywano zasługi faktycznego oczyszczenia. Z historią stolicy zaznajomiony był w niewielkim, choć pozwalającym na swobodne dywagacje stopniu – nie czas to jednak był na społeczne dysputy, zakrawające o polityczną strategię i dalekosiężne działania. Wystarczyło mu jej słowo – słowo i zadowolenie, odpowiednie i pożądane. W końcu to czysty Londyn sprawił, że stanęli przed sobą, racząc się niezobowiązaniem pozornie pospolitej rozmowy.
Podniósł wzrok raz jeszcze, tym razem pytanie zmieszało się z uśmiechem – była pewna w swoich postanowieniach, i i jemu dodało pewności jej stwierdzenie – niedługo później młódka pracująca w sklepie sięgała znów po bransoletę ze skarabeuszem, gotowa zapakować ją w specjalne pudełko, później przyjąć należną opłatę.
– Dziękuję – za radę, rozmowę, za co jeszcze? Nie sprecyzował, jedynie lekkim skinieniem podbródka na nowo odnajdując spojrzenie kobiety w czerni, której słowa tak nasycenie akcentowały twoja – niechże będzie więc jego, jego i jego kultury, skoro z niej pochodziła. Błyskotka, która ledwie błyskotką wcale nie była.
Pracownica zniknęła za zakrętem, pozwalając im na nowo raczyć się jedynie własnym towarzystwem, które prędko wypełniła także obecność śmierci – jej tematu, jej rozważań, jej piękna i brzydoty. Dla niego rzeczywiście była pięknem – pięknem ostatecznym, pięknem koniecznym, pięknem, na które musiał zasłużyć.
Dlatego też, kiedy podjęła temat, jedna z brwi drgnęła mu ku górze, w wyrazie czystego zaskoczenia – zaskoczenia tym, że i ona wszakże wydawała się być zdziwiona.
– Owszem – wyjawił od razu, bez cienia jakiegokolwiek zawahania – Ten kto wierzy, nie zna lęku – choć brzmiało to wzniośle, nie w to przecież wierzył? Nie tego trzymał się tak kurczowo, niemal boleśnie, niemal desperacko, w momencie śmierci żony niemal tracąc rozum, byleby tylko strapiony stratą umysł zrozumiał, że ona rozpoczęła swoją podróż?
– Nie wierzyłaś kiedyś w coś tak bardzo, że przeszkody wydawały się ledwie błahostką? – w miłość, w poświęcenie, w misję, którą brano na własne barki – czy tak samo można było wierzyć w śmierć?
– W moim kraju miałaby twarz Anubisa – czaszka, którą wybrała – która wybrała ją. Cień uśmiechu znów mrugnął na jego wargach, ostatnie spojrzenie zlustrowało ciężki wisior, nim wróciło do twarzy jego nowej właścicielki – Oby przyniosła ci to, czego łakniesz – nie śmierć, nie było to przecież tak prostolinijne. Oby przyniosła spokój. Ukojenie. Pogodzenie.
Obydwoje mieli wyjść z tego budynku z nowym nabytkiem.
Z symbolem życia i symbolem śmierci.

zt <3



the sun is hiding
and if you do not have a name, you have nothing
Maahes Shafiq
Maahes Shafiq
Zawód : badacz run, finansista, książę Egiptu
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
shadow, don't try to act like the sun
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11784-maahes-shafiq#363778 https://www.morsmordre.net/t11819-geb#364963 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t11818-skrytka-bankowa-nr-2559#364962 https://www.morsmordre.net/t11820-maahes-shafiq#364995
Re: Wnętrze sklepu [odnośnik]11.11.23 14:19
Byłam pewna, że nie on jeden zauważył porządek. Porządek, któremu można było przypisać więcej niż jedno znaczenie. Obowiązującą dziś codzienność wprowadzić trzeba było nie bez krwi i gruzów. Choć konflikt się nie zakończył, stolica wydawała się już w dużej mierze uprzątnięta. Pokruszone ściany odpowiednią magią można było prędko przywrócić do pierwotnego stanu – albo i jeszcze lepszego. Łatwo było przekształcić, odświeżyć miejski krajobraz, lecz najtrudniejsze i najcenniejsze zmiany musiały się dokonać w umysłach ludzkich. Musieli uwierzyć, musieli zrozumieć i wreszcie zaufać, że rozciągające się wokół Londynu i sięgające coraz dalej ramiona były opieką, obietnicą, ale i swoistą powagą, której mieszkańcy nie powinni lekceważyć. Nowy widok naszego kraju wymagał. Nie wszystko przyjmowane być mogło z absolutnym entuzjazmem. Spodziewałam się jednak, że z dnia na dzień ustępowały będą niepochlebne głosy i dojdzie wreszcie do ostatecznej akceptacji. Zmiana była dobrem, zmiana była gwarantem bezpieczeństwa i rozwoju czarodziejskiej nacji. Słowa nieznajomego zapieczętowałam uśmiechem. Bez względu na to, czy przebywał tu na chwilę czy może zamierzał pozostać na dłużej, dostrzegał to, co dostrzegać powinien – a przynajmniej chciał, bym właśnie tak myślała. Zachowałby się bardzo nieroztropnie, przyznając się do zupełnie przeciwnych odczuć. Póki co jednak nie musiałam się podobnym martwić.
- Do usług – wymówiłam jedwabiście, nie spuszczając z niego wzroku. W dobie podróży, przemytu, wygrabiania dla siebie obcości i nazywania jej swoją własnością, w czasie, gdy wszystko było możliwe i granice wydawały się coraz mniej uwierające – powinien ów przedmiot schować w połach eleganckiego odzienia. Zabrać, zanim zrobi to ktoś, kto nie będzie my przychylny, kto nie wykaże nawet ułamka podobnego zrozumienia. Nawet jeżeli bransoleta nie była warta i ledwie udawała swoje egzotyczne pochodzenie – nieważne. On ją stąd zabierze.
Ze zrozumieniem poruszyłam głową, nie rozdrapując więcej jego świętości, nie brodząc dumnie po legendach mi nienależnych. Nawet jeżeli byłam tym nieco zaintrygowana, nawet jeżeli chciałam podejść bliżej i lepiej zaznajomić się z wizerunkiem śmierci, którą widział on, nie rozstawiałam pułapek. Niespecjalnie był powód, by prostą pogawędkę ostrzyć mniej przyjemnym mrokiem.
– Zawsze, gdy wierzę, przeszkody stają się błahostką –
odpowiedziałam prosto i dobitnie, prezentując faktyczną postawę, która zakorzeniła się obficie w moich myślach. – Determinacja je łamię, zaś dobry cel usuwa je jak szkodniki. Gdy znasz właściwe zaklęcie, nikt nie zdoła cię powstrzymać… - kontynuowałam, pozostając jednak daleko myślami od miłości czy innych tak chwalebnych powodów. A misja? Owszem, miałam potężną misję, którą starałam się realizować z należytą perfekcją. Jeżeli krwawisz, to się zabandażuj i idź dalej. Stagnacja była jak podawanie się śmierci na tacy. Szczególnie w tych czasach.
- Może zatem będę miała tę przyjemność i spojrzę Anubisowi prosto w oczy – a może już patrzę? Ile istnień, ile głosów, ile par oczy, tyle wyobrażeń, lecz śmierć zawsze odbierała tak samo. Była ostateczna i nie cofała się w swych zamiarach. Nam wolno było tylko karmić ją, wznosić pomniki i pielęgnować wspomnienie o tych, którzy byli już razem z nią. Lecz czy koniecznie?Ona zawsze daje mi to, czego pragnę – wymówiłam z nutą nostalgii, choć nie bez pewności. Czułam się usatysfakcjonowana. Gotowa by wrócić między lamentujące oczy i cmentarne anioły. Choć on był ledwie przelotny, ja czułam, że zapamiętam sobie tego skarabeusza.


zt
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Wnętrze sklepu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach