Wydarzenia


Ekipa forum
Biblioteka
AutorWiadomość
Biblioteka [odnośnik]03.07.16 23:51
First topic message reminder :

Biblioteka

Leżąca w północnym skrzydle biblioteka jest miejscem często odwiedzanym przez gości lady Nott, głównie z powodu bogato zdobionego sufitu. Namalowany fresk odnosi się do historii rodu Nottów, przedstawiając między innymi Robina z Loxley i piękną lady Marion. Biblioteka Adelaide Nott słynie również z niezwykłych kolekcji czarodziejskich ksiąg, których tytuły budzą zarówno zainteresowanie jak i szacunek. Regały ułożone są wzdłuż ściany po obu stronach pomieszczenia, na środku którego stoją globusy pochodzące z VIIw. Przodkowie Lorda otrzymali je od żeglarzy, ponoć w podzięce za finansowe wsparcie ich wypraw. W tym miejscu zazwyczaj panuje cisza i spokój, a słoneczne światło wpada do środka za sprawą wysokich okien, czyniąc to pomieszczenie doskonałym zakątkiem dla samotników.


Magiczne alkohole

Każdy sabat u lady Adelaide Nott słynie ze swojego przepychu, którego nie mogło zabraknąć i w wyborze alkoholi czekających na spragnionych dobrej zabawy czarodziejów. Złote tace lewitowały po sali, pokryte szkłem różnej maści, w którym kryły się rozmaite rodzaje trunków. W tym roku, ze względu na skrywane za maskami tożsamości gości, koktajle kryły w sobie dodatkowe magiczne efekty czyniące całun tajemnicy okrywający całą zabawę jeszcze grubszym.

Aby pochwycić kieliszek z przelatującej obok tacy, należy w pierwszym poście na wydarzeniu wykonać rzut k20, a następnie zinterpretować go zgodnie z poniższą rozpiską.


Wybór kieliszka:


Jemioła

Według tradycji gałązki jemioły wieszane są w domach przy suficie lub nad drzwiami w czasie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Jemioła ma przynieść domowi i jej mieszkańcom spokój, pomyślność i szczęście w zbliżającym się czasie. Jest także symbolem odnowy, która ma odstraszać złe i niechciane moce, a zapraszać te niosące przychylność i dostatek.

Istnieje tradycja, według której każdy gość przekraczający próg posiadłości powinien zerwać jedną z jagód jemioły i zabrać ją ze sobą. Ma to symbolizować pokój między rodami, wspólną sprawę, a także chęć dzielenia się szczęściem. Każdy, kto zabierze jedną z jagód jemioły, zobowiązany jest do wpisania tego w aktualizacjach celem dopisania składnika alchemicznego do ekwipunku.

Nie można jednak zapomnieć o najważniejszej cesze tej symbolicznej rośliny. Każda para, która znajdzie się pod jemiołą, powinna się pocałować. Jemioła symbolizuje płodność i witalność, a także wpływa na jakość pożycia małżeńskiego. Czarodzieje niejednokrotnie przekonali się już, jak wielki wpływ na życie może mieć świadome omijanie tradycji i wiedzą, że nie należy tego robić.




Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 23.07.21 20:39, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Biblioteka [odnośnik]05.04.18 16:46
Nephthys być może również martwiłaby się, że zostanie sama. Wiedziała jednak, że bez względu na jej przywary tudzież ich brak, ojciec jej w końcu jakiegoś męża znajdzie. Korzenie ich rodziny rozrastały się szeroko, jak nie w Anglii, to znów w Egipcie. Gdyby była mało urodziwa lub pozbawiona jakiegokolwiek talentu, bardzo możliwym było, że zostałaby odesłana właśnie tam, gdzie oddano by jej rękę jakiemuś zamożnemu, czystokrwistemu czarodziejowi. Miałoby to pewnie swoje plusy; prawdę mówiąc Neph niekoniecznie czuła się zobligowana do wychodzenia za szlachcica. Tak naprawdę, to było jej to zupełnie obojętne. Miała świadomość, że niewiele od niej w tej kwestii zależy, nie trudniła się zatem nawet zastanawianiem, co by było gdyby. Nigdy nie wyobrażała sobie też, jak to będzie. Pewne w tym wszystkim było tylko to, że to na pewno nastąpi. A jak? Kiedy? Pozostawało jedną wielką niewiadomą.
- To prawda. Zanim dotarłam do tej biblioteki, minęło sporo czasu - odparła, kiwając lekko głową, jakby na potwierdzenie swoich słów rozglądając się. Już samo to pomieszczenie było olbrzymie, co dopiero reszta rezydencji. A Neph jeszcze nie dotarła do ogrodów, które były nie mniej rozległe! Z jej perspektywy mogłaby cały ten sabat spędzić na eksploracji posiadłości. Wiedziała jednak, że płonne jej nadzieje.
- Nieodmiennie od lat dwudziestu wciąż tak samo - odparła lekko, może nawet nieco żartobliwie. Choć z Cressidą były całkiem blisko jak na standardy Nephthys, nigdy nie pozwoliłaby sobie na publiczne potępianie zachowania ojca. Takie zachowanie nie było jednak niczym szczególnie dziwnym i odmiennym od przekonań panujących w angielskich rodach. Wszak rodzinne problemy takimi właśnie powinny pozostać. I choć stosunkom Neph z ojcem wiele brakowało do nazwania ich sielankowymi, nie skarżyła się. Jednak to, co Cressie mogła wyczytać między wierszami, pozostawiało wiele do życzenia.
- Nie umniejszaj sobie, moja droga. Jestem pewna, że nawet bez magicznych łyżew szybko poradziłabyś sobie z tą sztuką - roześmiała się perliście. Panna Fawley słynęła z bycia artystyczną duszą i Neph mogła się założyć, że gdyby tylko chciała i w tej dziedzinie mogłaby się sprawdzić, gdyby tylko spróbowała. Nie sądziła jednak, by umiejętność jazdy na łyżwach była powszechną, nawet wśród angielskich szlachcianek. Ostatecznie niewiele okazji zdarzało się, by tą umiejętnością zabłysnąć.
- O tak, lady Lestrange również poradziła sobie doskonale! - Przyznała skwapliwe panna Shafiq. Marine należała do jednej z ulubionych dam, które poznała w Anglii i z którymi utrzymywała kontakt listowny. Wiedziała, że dopiero teraz będą miały okazję do częstszych spotkań, gdy Marine udało się ukończyć edukację. Tym bardziej ucieszyła się widząc, jak dobrze poszło jej na lodzie. Prezentowała się zresztą jak zwykle olśniewająco.
Wysłuchując wspomnień Cressidy, ponownie powiodła palcem po granicy kontynentu afrykańskiego. Tak bardzo utęskniony, tak bardzo zróżnicowany i odległy... A jednak znajomy. Uśmiechnęła się lekko.
- Sabat sprostał twoim oczekiwaniom? - Zapytała, podnosząc na nią na chwilę uważny wzrok. - Moje były ogromne. Siostry debiutowały wcześniej i tak się tym szczyciły, karmiąc mnie niezliczonymi opowieściami na ten temat. Udawałam, że mnie to nie obchodzi, ale w głębi duszy nie mogłam się doczekać. Po incydencie z naszyjnikiem mój zapał trochę osłabł, ale nasz łamacz... - głos zadrżał jej na wspomnienie Ramesesa, ale przez gardło nie przeszło jego imię, jakby wypowiedzenie go wiązało się z brakiem szacunku. - Szybko sobie z tym poradził. Byłam trochę przytłoczona. Nigdy nie widziałam tylu angielskich czarodziejów w jednym miejscu - przyznała. Również doskonale pamiętała swoją suknię, która dodatkowo wyróżniała ją z tłumu. Jednak nie bardziej, niż nazwisko i kolor skóry. Nie narzekała wtedy na brak zainteresowania.
Jej wzrok powędrował za spojrzeniem Cressidy i aż westchnęła.
- Są piękne. Myślisz, że potrafiłabyś ozdobić sufit w ten sposób? - Zapytała, wciąż z głową podniesioną ku górze. Jej wzrok leniwie przesuwał się po konturach fresków, ciesząc się ich widokiem.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka - Page 3 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Biblioteka [odnośnik]08.04.18 11:30
Leander Flint też z pewnością znalazłby dla niej męża. Nie pozwoliłby żadnej z córek na staropanieństwo, ani tym bardziej mezalians. Tak delikatny kwiat jak Cressida szybko zresztą by zmarniał z dala od rodziny i środowiska, w którym wyrosła, bo już lepsze byłoby dla niej zostanie starą panną niż nieszlachetny mąż. Zawsze powtarzano jej, że nieszlachetnym mężczyznom oddawano tylko naprawdę wybrakowane panny – nieurodziwe, pozbawione talentów lub z innych powodów mniej wartościowe. A Cressidę przerażała myśl, że rodzina mogłaby ją uznać za wybrakowaną i napiętnować w taki sposób. Na szczęście tak się nie stało i mogła odetchnąć z ulgą, że ojciec nie skazał jej na los wyrzutka. Staropanieństwo pozwalało przynajmniej pozostać przy rodzinie, a niektórym starym pannom udawało się mimo to coś osiągnąć. Wystarczy spojrzeć na lady Nott, która, choć była starą panną, cieszyła się powszechnym szacunkiem, organizowała sabaty i mieszkała w dostatnim dworze. Musiała być niezwykle zaradną i sprytną kobietą, skoro tyle osiągnęła nie bacząc na to, że dla niektórych też mogłaby być wybrakowana.
- To naprawdę robi wrażenie. Lady Nott jest naprawdę niezwykłą postacią w świecie wyższych sfer – powiedziała, ciekawa, czy Shafiqowie w Egipcie mieli kogoś, kto tak jak lady Nott stał w centrum życia tamtejszej śmietanki towarzyskiej i dbał o podtrzymywanie tradycji.
Na jej uwagę uśmiechnęła się, jednak była świadoma, że Nephthys nie powiedziałaby żadnego złego słowa na temat ojca. Ona sama też by tego nie zrobiła, tym bardziej, że niepochlebne wyrażanie się o członkach swojej lub czyjejś rodziny publicznie było niegrzeczne. Ale swoje mogła wyczytać między wierszami.
- Ojcowie tak po prostu mają – dodała równie lekkim tonem, bo przecież Leander Flint też miał swoje zasady, których przestrzegał, i też nie każda jego decyzja odpowiadała Cressidzie, choć grzecznie się go słuchała. – To wszystko z troski o nas i nasze dobre obyczaje.
Znów rozejrzała się po pięknym, przepastnym wnętrzu.
- Może przejdziemy się razem? Och, chętnie zagłębiłabym się między te regały i obejrzała z bliska książki i obrazy na ścianach – zaproponowała po chwili. – Bez magicznych łyżew pewnie bardzo szybko przywitałabym się z lodową taflą. – Pewnie musiałaby wcześniej sporo ćwiczyć, żeby tak tańczyć bez dodatkowej magicznej pomocy. – Lady Lestrange wypadła naprawdę wspaniale. Z pewnością mogła dać Titusowi dobry przykład, i kto wie, może nawet wpadła mu w oko? – Cressida miała nadzieję, że Titus zwróci spojrzenie na jakąś godną pannę i przestanie się buntować rodzinie, a zaakceptuje to, kim jest. – Miałam sposobność ją poznać krótko przed tańcami. – Młódka wywarła na niej pozytywne wrażenie, więc tym bardziej była przekonana, że jej towarzystwo powinno mieć dobry wpływ na jej kuzyna.
Przeszła obok regału, delikatnie muskając dłonią skórzane grzbiety ksiąg ze starannie wytłoczonymi napisami.
- Ciekawe, czy gdzieś tutaj jest coś na temat sztuki... Albo zielarstwa. Albo ptaków... – mamrotała pod nosem, zaciekawiona rozległym księgozbiorem. – Ten pierwszy sabat, czy dzisiejszy? – zapytała, odwracając wzrok od książek, by znów skupić pełną uwagę na rozmówczyni. – Moja siostra też debiutowała wcześniej niż ja i wiele mi o tym opowiadała. Nie tylko ona, także inne dziewczęta z rodziny, więc chcąc nie chcąc miałam wiele wyobrażeń. Ale zobaczenie tego wszystkiego na własne oczy chyba i tak przerosło moje wyobrażenia, więc nie mogę powiedzieć, bym się rozczarowała. – Pamiętała jak w dzień debiutu siostry ona musiała pozostać w domu, bo własne zaproszenie miała otrzymać po skończeniu szkoły. Spędziła go więc rozmawiając z ptakami w lasku za dworem, a przez kilka następnych dni wysłuchiwała obszernych relacji o tym, kogo jej siostra poznała i z kim tańczyła. A w swoim czasie przeżyła to na własnej skórze. – To dobrze, że udało wam się z tym uporać, choć niewątpliwie to musiało ci zepsuć dzień, na który czekałaś. – To okropne, kiedy przyczynami trosk i rozczarowań było własne rodzeństwo. Nie tak powinno być, ale nie w każdej rodzinie panowały dobre relacje. – Mam jednak nadzieję, że ten opóźniony sabat spełnił twoje oczekiwania, a taka ilość czarodziejów nie tylko ciebie przytłoczyła. Mnie też. – Cressida dorastała w końcu w pewnej izolacji i choć oczywiście miała styczność z członkami innych rodów, to przed debiutem nigdy nie widziała ich takiej różnorodności w jednym miejscu.
Spojrzała na piękny sufit.
- Malowanie sufitu na pewno jest trudniejsze, choćby z tego względu, że trzeba wspinać się na specjalne rusztowania i leżeć na nich z ręką w górze. – Wizja kilku godzin w takiej pozycji brzmiała dość boleśnie. – Na pewno zajmuje też dużo więcej czasu niż namalowanie obrazu na płótnie. Ale efekt końcowy z pewnością był wart wysiłku tego malarza, który go stworzył. A może malarzy? – Tak czy inaczej, freski musiały mieć wiele lat, z pewnością powstały na długo przed ich pojawieniem się na świecie. – Cieszę się, że mogłam je zobaczyć. Uwielbiam mieć do czynienia ze sztuką. Choć wy chyba gustujecie w malowidłach nieco innego rodzaju? – Kiedyś widziała ilustrację egipskich rysunków, gdzie wszystkie postacie były przedstawione z profilu, i wielu ludzi miało głowy zwierząt, co było samo w sobie dość zaskakujące.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Biblioteka [odnośnik]10.04.18 15:56
U nich sprawy miały się tylko trochę inaczej. Staropanieństwo było powodem do wstydu, ale zdarzało się naprawdę rzadko i wynikało raczej ze zubożałego stanu majątkowego rodu, aniżeli wybrakowania samej panny. Oczywiście, ta, im urodziwsza i bardziej utalentowana, tym bardziej była rozchwytywana. Pierwsze skrzypce grało jednak zawsze posłuszeństwo mężowi i pokora, przede wszystkim innym. Do nich wszelkie ruchy feministyczne zdawały się nie docierać, stąd Nephthys przyglądała się niektórym angielkom z żywym zainteresowaniem; nie dlatego, że sama miała zakusy na równouprawnienie, a dlatego, że interesowało ją, gdzie je to doprowadzi. Czuła się zbyt zobowiązana wobec rodu, by pozwalać sobie na takie fanaberie, choć nie znaczyło to, że gdyby sama wywodziła się z innego stanu, nie zastanowiłaby się, czy gdzieś pod powierzchowną warstwą kontrowersyjności nie kryje się w tym jakaś logika. Wolała jednak nie poświęcać temu zbyt wielu myśli z obawy, że jeszcze naprawdę uzna takie poglądy za sensowne. Stamtąd prosta droga do zguby. Nie mogła sobie pozwolić na sprzeciw, miała zresztą w kręgu najbliższych nieżyjący już przykład na to, że niezbyt to popłaca.
Egipskie sabaty był inne, niż angielskie, co nieodłącznie budziło niechęć ojca Nephthys do brania w nich udziału. Innego wyjścia jednak nie miał, chcąc pozostać w dobrych stosunkach z angielskimi czarodziejami, co było przecież bardzo ważne. Właściwie tylko dzięki temu Neph i jej siostry miały okazję się na takowych pojawiać. Odmienność obyczajów była nadto widoczna; w trakcie sabatów zwłaszcza. W Egipcie kobiety miały swoje przyjęcia, a mężczyźni swoje, odbywające się w tym samym czasie, choć osobno. Światy damskie i męskie przecinały swe ścieżki niezwykle rzadko, a kobieta winna pozostawać pod opieką ojca, brata, kuzyna, bądź męża. Z pewnością nie było mowy o samotnych wędrówkach, stąd Neph tym bardziej ceniła sobie, że przyszło jej się wychować tutaj, gdzie nie było możliwości, by przestrzegać tych reguł tak restrykcyjnie, jak w przypadku Afryki.
- O tak, lady Nott wydaje się bardzo specyficzną osobą - odparła, może nieco zdawkowo, wszak nie wypadało rozmawiać o gospodyni, skoro ta mogła się właśnie czaić za jakimś regałem, wypatrując kolejnych par, które mogłaby swatać. Kojarzyła jej się nieodmiennie z żoną jednego z szajchów, którą poznała w Egipcie. Jej daleka krewna istotnie rościła sobie prawo do dość frywolnego osądu, która panna pasowałaby do kogo. Podobne rozmowy wprowadziły wówczas Neph w zakłopotanie; nie podzielała ogólnej wesołości ani zniecierpliwienia, którym wykazywały się damy dyskutujące, którego z kawalerów by wolały. Zresztą, i tak to ojciec za nie zdecyduje, więc takie rozmowy były dla niej tylko stratą czasu.
- Oczywiście, że to troska. Poza tym, gdyby oni nie dbali o tradycje, kto by nam je przekazał? - Zapytała retorycznie, choć w jej słowach kryła się odrobina fałszu. Ciotka Zoraya, choć jest, jaka jest, nauczyła ją nieporównanie więcej; nie był to jednak temat do rozmów na sabacie. Nie chciała myśleć o tak przygnębiających sprawach.
Skinęła Cressidzie głową na propozycję przechadzki i ruszyła z miejsca powoli, uważając na rąbek sukni.
- Mam wrażenie, że ja nawet w łyżwach powitałabym ją bardzo szybko - parsknęła cichym śmiechem, w końcu pozwalając sobie na to, by nieco się rozluźnić. W takich chwilach zupełnie zapominała o tym, że mimo tego samego wieku, ją i Cressidę dzieliło doświadczenie życiowe, którego Neph dopiero miała nabyć.
Nic nie odpowiedziała na słowa o Marinie i Titusie, bo znała oboje i bardzo szanowała; ta dwójka wydawała jej się zupełnie różna w swoich temperamentach, ale sama musiała przyznać, że taniec wyszedł im pierwszorzędnie. Stanęła nieopodal Cressidy i również nieco baczniejszym spojrzeniem powiodła po grzbietach książek, zamyśliwszy się na chwilę.
- Z pewnością, chociaż chyba życia by nam nie starczyło, żeby wszystko przejrzeć - rzuciła przez ramię do towarzyszki, uśmiechając się wesoło. Sama wypatrywała głównie tomów traktujących o alchemii, głównie takich, których jeszcze nie miała okazję oglądać. Ich biblioteka również była bogata w zbiory, ale mogła przysiąc, że części znalezionych tu pozycji znaleźć by tam nie mogła.
- Skoro wspominasz o innych dziewczętach z rodziny... Gdybyś widziała, jaki popłoch wywołały moje opowieści o tutejszych Sabatach w Egipcie - jej uśmiech poszerzył się, kiedy tylko przypomniała sobie zdumienie na twarzach rówieśniczek. - W tamtych stronach to nie do pomyślenia, żeby kobiety i mężczyźni bawili się wspólnie, a tańce? To dopiero heca - wyjaśniła pokrótce, w czym rzecz, choć jak przypuszczała, pani Fawley może być ciężko sobie to wyobrazić, skoro od dziecka uczono ją tańca w parze. Nephthys taką umiejętność również posiadała, choć nie było jej dane wykazywać się nią zbyt często.
- Spełnił, oczywiście. Choć jeśli mam być szczera, sądziłam, że będę czerpała z tego jednak większą przyjemność. Znasz mnie, nie przepadam za byciem w centrum uwagi - odparła lekko, by w końcu przystanąć ramię w ramię z lady Fawley i przyjrzeć się sufitowi raz jeszcze, wsłuchując w to, co ma na ten temat do powiedzenia. Neph przepadała za wysłuchiwaniem o pasjach innych; wiele udawało się z takich opowieści wyciągać dla siebie, a w normalnych warunkach pewnie nie byłoby jej dane posiąść takich informacji.
- Może istnieje jakieś zaklęcie na drętwiejące ręce? Kto wie - roześmiała się, ale choć brzmiało to absurdalnie, to wcale nie tak nieprawdopodobnie. Malarze z pewnością o to zadbali, by ułatwić sobie pracę. - Nie wątpię. Również lubię na nią patrzeć, choć moja wiedza na te tematy jest niestety raczej uboga - przyznała od razu. Jej umiejętności i talenty artystyczne ograniczały się raczej do muzyki. Wprawnie radziła sobie z harfą, wprawiając w ruch jej struny i powołując do życia dawno już zapomniane pieśni. - Obecnie już nie aż tak. Sztuka znana ze starożytnego Egiptu ustąpiła pod napływem arabskich czarodziejów i ich obyczajów - wyjaśniła. Co prawda, gdyby zaczęła się w to dalej zagłębiać, mogłoby okazać się, że na ten temat nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Na temat historii samej w sobie owszem, ale z historią sztuki byłby już problem.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka - Page 3 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Biblioteka [odnośnik]11.04.18 12:52
Cressida znała swoje miejsce i nigdy nie pragnęła wejść w męską skórę. Odpowiadało jej to, że nie ciąży na niej aż tak wielka presja jak na mężczyznach. Nie rozumiała kobiet, które chciały pracować jak mężczyźni, często narażając się przy tym na śmieszność, a niekiedy i na staropanieństwo. Nawet „Czarownica” miała rację, w swoich artykułach często piętnując takie postawy i wytykając palcami stare panny uciekające od obowiązków, przedkładające karierę nad małżeństwo. Choć kto wie, może gdyby miała niedobrego, źle traktującego ją ojca, a potem męża, to może myślałaby inaczej. Ale nie czując się nigdy przez mężczyzn uciskaną, nie miała powodu, by negować taki stan rzeczy, tym bardziej że innego nie znała i było dla niej naturalne, że na mężczyznach spoczywają inne obowiązki, a na kobietach inne, bo każdy miał swoją określoną rolę w społeczeństwie, a dobro rodu było priorytetem. Nie w głowie były jej takie fanaberie jak feminizm. Ale nawet dla niej, osóbki przywiązanej do wartości, w których wyrosła, egipskie zasady wydawałyby się aż nadto restrykcyjne, zwłaszcza wobec kobiet, którym wolno było dużo mniej niż Angielkom. Cressidzie też wiele rzeczy nie uchodziło, ale i tak mogła cieszyć się większą swobodą, i nie odczuwała zakazów i nakazów jakoś boleśnie.
- Ktoś musi o nie dbać. Pewnego dnia to my i nasi mężowie będziemy dbać o to, by przekazać odpowiednie wartości naszym dzieciom. – Cressie często zastanawiała się, jak to będzie. Dopiero uczyła się bycia matką, ale miała sporą pomoc ze strony matek swojej oraz Williama. Wiedziała jednak, że to na niej i mężu spocznie główny ciężar wpojenia dzieciom słusznych wartości oraz nauczenia ich niezbędnych umiejętności, by mogły być godnymi potomkami Fawleyów i Flintów. Ale wiedziała, że nie we wszystkich rodzinach wygląda to idealnie. Zdawała sobie sprawę, że sytuacja Nephthys też do końca idealna nie była, bo nawet jeśli dziewczyna nie mówiła wielu rzeczy wprost, czasem można było wyczytać je między wierszami. Ale z pewnością nie było to miejsce na żadne drażliwe tematy, więc wolała beztrosko rozprawiać o sabatach, tańcu na lodzie i innych tego typu sprawach.
- Pewnie nie. Cóż, nigdy nie zdążyłam przejrzeć wszystkich ksiąg w bibliotece Flintów, o tej u Fawleyów nie wspominając – zauważyła, z ciekawością rozglądając się po otaczającym je wspaniałym księgozbiorze. – Naprawdę nasze sabaty budzą aż taki popłoch wśród egipskiej gałęzi twojej rodziny? – uniosła brwi. – Więc tam mężczyźni i kobiety nigdy nie bawią się razem? Nawet na ślubach?
Dla Cressidy było to nie do pojęcia. Rzeczywiście zawsze uczono ją tańca w parze, a kroki dla kobiet często różniły się od tych dla mężczyzn. A wszelkie okazje jak śluby czy sabaty obfitowały w tańce, gdzie kobiety i mężczyźni mogli tańczyć razem nawet nie będąc małżeństwem.
- Ja też nie przepadam. Ale chyba nie budziłam zbyt wiele zainteresowania wśród mężczyzn. Wokół było tyle innych dziewcząt, że na mnie prawie nikt nie zwrócił uwagi. – Była taka drobna i niepozorna. Czasem aż się dziwiła, że William poprosił ją do tańca. Ale Nephthys wyróżniała się swoją urodą na tyle, że na pewno przyciągnęła wiele spojrzeń, których mogła niekoniecznie pragnąć. Najwięcej spojrzeń i tak przyciągały chyba półwile. Jak któraś znajdowała się w pobliżu, Cressida stawała się niemal niewidzialna.
- Pewnie tacy malarze mają swoje sposoby, by stworzyć takie dzieła – powiedziała, przyglądając się misternie wykonanym malowidłom. – To naprawdę fascynujące, że różne kultury mają zupełnie różne sposoby tworzenia sztuki, choć my, Brytyjczycy, najbardziej jesteśmy przyzwyczajeni do raczej klasycznego malarstwa – zauważyła, bo zaciekawiła ją kwestia egipskiego malarstwa, które zapewne pamiętało czasy znacznie dawniejsze niż to europejskie, znane im obecnie. – Chociaż bardziej postępowe jednostki próbują też nowych prądów w sztuce, zaczerpniętych ze świata mugoli. – Ale Cressida była do tego nastawiona sceptycznie, bo swoim malarstwem nie chciała budzić niepotrzebnych kontrowersji i narażać się na złe opinie jakże konserwatywnego społeczeństwa. Wolała wpasować się w utarte kanony sztuki, jednocześnie dodając do nich coś od siebie. Kto wie, może pewnego dnia sama wymyśli coś innowacyjnego w malarstwie? – Swoją drogą, jeśli już jesteśmy przy malarstwie, niedawno na Pokątnej miałam dość nieprzyjemną przygodę z pewnym obdartusem podającym się za artystę, który próbował ukraść mi farby! – westchnęła, wspominając przelotnie tamten dzień.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Biblioteka [odnośnik]12.04.18 11:11
Jako że ciotka Zoraya uważała, że czytanie czasopism takich jak "Czarownica" nie przystoi damom, Nephthys nie miała do czynienia z tymi artykułami zbyt nagminnie. Od czasu do czasu udawało jej się co prawda dorwać do któregoś z wydań, ale lektura szybko ją nudziła. Plotki nigdy nie leżały w jej polu zainteresowań, tym bardziej, gdy tak bezlitośnie obnażały osoby, które niejednokrotnie sama doskonale znała i wiedziała, że to, co napisano w artykule, ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Czasami za wręcz fascynujące uważała, jak bardzo życie rodów szlacheckich musi interesować przeciętnych mieszkańców żądnych sensacji, skoro tyle rozpisywano się o sprawach, które dla nich stanowiły przyziemną codzienność. Nie potępiała tego, nie uważała za śmieszne, ale z pewnością było jej to ciężko zrozumieć.
Z jakiegoś dziwnego powodu, niezwykle uderzyła ją liczba mnoga w wypowiedzi Cressidy. Wiedziała, że to, co mówi pani Fawley jest oczywiście słuszne i jak najbardziej zgodne z prawdą, a mimo to poczuła się nieswojo. Mimowolnie zaczęła się zastanawiać, czy gdyby miała swoją córkę, chciałaby, by i ona czuła się tak przymuszona do spełnienia tego przykrego obowiązku, jak czuje się w tej chwili ona. Bardzo brakowało jej w takich chwilach matki, jej ciepła i zrozumienia. Choć nie mogła zakładać, że taka właśnie była Maat, wszak niemal w ogóle jej nie znała, lubiła myśleć, że owszem. Bardzo chciałaby poznać jej poglądy, chciałaby, aby spojrzała na nią i ukoiła jej nerwowość i podzieliła się z nią swoimi doświadczeniami. Na to jednak Neph liczyć już nie mogła, a choć o tym nie wiedziała, całe szczęście. Wszak doświadczenia matki do najlżejszych nie należały i zapewne jedynie pogłębiłyby obawy panny Shafiq.
- Zgadza się - roześmiała się wesoło. - Śluby trochę się różnią, wówczas wszyscy bawią się wspólnie, ale i tak nie przystoi, by niezamężne panny tańczyły z kawalerami - odparła gładko, wciąż całkiem rozbawiona konsternacją Cressidy. Nie dziwiła jej się; sama była nie mniej skonsternowana, gdy wzięła udział w pierwszym sabacie, gdzie nie było podobnie restrykcyjnych reguł. To dlatego Chonsu z takim sceptycyzmem odnosił się do córek biorących udział w takich zabawach i zwykle na nie zresztą nie zezwalał. Nim Nephthys do tego przywykła, często zdarzało się, że tęsknym wzrokiem spoglądała ku parom wirującym w tańcu. Na przestrzeni lat udało jej się to jednak zaakceptować, choć uważała za zmarnowany czas poświęcony nauce salonowych tańców, skoro w praktyce przyszło jej użyć podobnej umiejętności raptem kilka razy, a i tak tylko i wyłącznie dlatego, że ojciec udzielił na to zgody.
- Myślę, że zdecydowanie sobie umniejszasz moja droga - odparła. To, że Cressida była tak drobna i eteryczna grało przecież na jej korzyść, a jeśli jakiś lord szukał damy, która będzie stanowiła kwiat angielskiej urody, nie mógł trafić lepiej, niż na obecną panią Fawley. - Poza tym twój przyszły mąż zwrócił, a to dopiero jest wyczyn, by po jednym spotkaniu tak do siebie kogoś przekonać - dodała z lekkim uśmiechem. Nie było się co porównywać; każdy miał w sobie coś wyjątkowego. Co zaś półwil się tyczy, Nephthys jako kobieta nie rozumiała fenomenu. Ich urok tkwił w urodzie, ta z kolei jest ulotną. Trochę chyba im nawet współczuła. Czy ktokolwiek słuchał, co mają do powiedzenia? Bo panna Shafiq zdawała się dostrzegać, że mężczyźni oczarowani ich urodą, nie zwracali uwagi na nic innego. W gruncie rzeczy uznała to za przykre.
- Czerpanie inspiracji od mugoli jest pewnie kontrowersyjne - zauważyła. Sztuka była o tyle wygodną dziedziną, że można było pozwolić sobie w niej na więcej, niż na innych płaszczyznach życia. Nie wątpiła jednak, że Cressida hołduje raczej klasycznemu malarstwu, tak, jak ją wychowano. Zbytnia ekstrawagancja zapewne spotkałaby się z brakiem zrozumienia u konserwatywnego środowiska, a to akurat może nawet szkoda?
- Żartujesz? - Wlepiła w rozmówczynię zdumione spojrzenie. Pokątna to chyba jakaś pechowa ulica, bo i Nephthys spotkały tam ostatnio same nieprzyjemności. - Jak to? Mam nadzieję, że nie zrobił ci krzywdy? - Dopytała z wyraźnym zaangażowaniem.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka - Page 3 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Biblioteka [odnośnik]17.04.18 14:47
Cressida także rzadko czytywała tego typu pisma; nigdy nie miała zamiłowania do plotek. Ale czasem zdarzało się, że jakiś egzemplarz wpadł w jej ręce i miała okazję poczytać o życiu wyższych sfer. Ostatnimi czasy regularnie natykała się na wzmianki o starych pannach pracujących jak mężczyźni. Zdawała sobie też sprawę, że nie wszystko na łamach czasopisma jest w pełni zgodne z prawdą, dziennikarze Czarownicy lubili wyolbrzymiać niektóre sprawy. Czasem zastanawiało ją jednak, dlaczego zwykłych ludzi tak bardzo interesuje ich życie, i czy w ogóle ktokolwiek poza żądnymi ploteczek panienkami czytał to pismo.
Cressida nie miała żadnych złych intencji, nie chciała uderzyć w lęki Nephthys. Powiedziała tylko fakt znany każdej młodej damie, bo wszystkie je czekało to samo: spełnienie obowiązku wobec rodu, zamążpójście i dzieci. Sama nigdy się nie buntowała, nie mając ku temu powodu. Na przykładzie swoich rodziców mogła zresztą zaobserwować dobre wzorce, a od strony matki zawsze mogła liczyć na wsparcie, także teraz. Sama zamierzała zaoferować je też własnym dzieciom, by rodowe obowiązki nie były dla nich czymś złym, a dobrym. Wiedziała, że oparcie w rodzinie jest bardzo ważne.
- Pewnie tym bardziej dziwnie wam się bawić na naszych sabatach i ślubach, prawda? – zastanowiła się; pewnie tak było. Tak samo jak jej na pewno dziwnie byłoby na takiej egipskiej zabawie. Czasem jednak współczuła Nephthys, że nie zawsze mogła się bawić tak jak Cressida i inne ich rówieśniczki, bo potrzebowała na to zgody swojego ojca, a ten zdawał się sceptyczny wobec wielu brytyjskich tradycji.
- Zawsze dorastałam w cieniu mojej siostry. Trudno mi było wierzyć w siebie – przyznała; nadal nie wyzbyła się pewnych kompleksów, skoro zawsze to jej siostra była tą lepszą córką. Niemniej jednak Cressida rzeczywiście stanowiła ucieleśnienie eterycznego kwiatu z tą swoją drobną sylwetką, bielusieńką skórą i złocistymi piegami. Podczas swojego debiutu była jednak jak delikatny leśny kwiat wśród pięknych, pyszniących się róż. – William najwyraźniej coś we mnie zobaczył – dodała z lekkim rumieńcem; William przyznał kiedyś, że do Cressidy przyciągnęła go wtedy jej nieśmiałość i delikatny urok, to, że wydawała się tak inna niż otaczające ją pewne siebie i swojej urody damy.
- Jest bardzo kontrowersyjne, zwłaszcza w naszych kręgach – odezwała się, choć pewnie wiele trendów w tej już używanej przez czarodziejów sztuce pewnie też pochodziło od mugoli, ale z biegiem czasu zostało zaadaptowane i przyjęte przez czarodziejów. A może to mugole przejęli to od czarodziejów, nawet o tym nie wiedząc? Nie była pewna. Może za ileś lat aktualne nowinki też przenikną do czarodziejskiej sztuki, póki co Cressida wolała rzeczywiście hołdować klasycznemu malarstwu i zadowalać gusta konserwatywnego społeczeństwa. Dopiero budowała swoją pozycję w świecie sztuki i nie chciała zaszkodzić wizerunkowi Fawleyów zbytnią ekstrawagancją.
Westchnęła cicho na wspomnienie tamtego dnia.
- Niektórzy najwyraźniej próbują korzystać z ostatniego zamieszania do swoich celów – wzdrygnęła się na samą myśl. – Lepiej teraz unikać Pokątnej, a jeśli już trzeba tam iść, to tylko w towarzystwie. Zostałam sama tylko na chwilę, ale ktoś i tak postanowił to wykorzystać, ale szczęśliwie znajdowaliśmy się koło magicznej menażerii...
A mężczyzna nie przewidział, że Cressida potrafiła rozumieć mowę ptaków i że to właśnie one ostrzegły ją, że coś się dzieje.
Zanim jednak zdążyła opowiedzieć przyjaciółce o tej przygodzie, zauważyła, że w jej stronę zbliża się małżonek. Pożegnała się z Nephthys i po chwili dołączyła do niego, opuszczając bibliotekę.

| zt x2


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Biblioteka [odnośnik]23.08.19 13:08
/Po oficjalnej części

Tak czasem jest, że dookoła dzieją się złe rzeczy, ale my ich nie zauważamy. Ewentualnie nie chcemy ich widzieć. Dziś towarzyszył mi więc niepokój, całkowicie irracjonalny, bo przecież nie działo się nic złego; wręcz cały arystokratyczny światek buzował od ekscytacji, dobrej zabawy oraz wdzięczności za pokonanie szerzących zło anomalii. Niebo rozchmurzyło się, nastał błogi czas pozbawiony zmartwień, a ja nie potrafiłem cieszyć się nim w pełni. Nie rozumiałem dlaczego. Coś mi przeszkadzało, jakaś niewidzialna drzazga utkwiona w sercu oraz powodująca dyskomfort. Jakby miało stać się coś strasznego, ale skutecznie ignorowałem wszelkie znaki na niebie i ziemi. Bez sensu, nie byłem ani jasnowidzem, ani właściwie nikim, kto powinien czuć cokolwiek. Od zawsze raczej pragmatyczny przy tej pseudoartystycznej duszy, stąpający twardo na ziemi, tylko od czasu do czasu wynurzający się z silnych ram tworzących rzeczywistość; w chwilach potrzeby aranżacji odpowiedniego repertuaru operowego, gdy codzienność nie była najlepszym doradcą w drodze do serc słuchaczy. Będących jednocześnie widzami, bo choć wyśpiewywane w Hampshire arie bazowały oczywiście na muzyce, to byłyby zbyt surowe bez odpowiedniej oprawy graficznej, niekiedy spędzającej sen z powiek o wiele bardziej niż rzędy nut. Zapewne dlatego, że dźwięki rozumiałem dużo lepiej niż estetykę wizualną, będącą dla każdego czymś innym. Czasem mniej, a czasem bardziej niedostępnym, wymagającym lub oscylującym wokół przeciętności; gustów było tak wiele, że ciężko było wstrzelić się w ten jeden, odpowiadający każdemu. Doceniwszy piękno jednego, można przegapić to należące do drugiego, przez co było ono tak kapryśne, przez wielu nierozumiane. Zaliczałem się w ich poczet. Powinienem czuć wstyd na samą myśl o tym, że czegoś nie wiedziałem; ojciec wyraziłby teraz swoją nieskończoną dezaprobatę, sprawiając, że poczułbym się jeszcze gorzej. Zawsze zazdrościłem mu potęgi, jakiej się dorobił, pewności siebie, z jaką kroczył po magicznym świecie, tego, jak wcale nie przejmował się opinią innych ludzi. Zawsze ceniąc sobie jedynie swój ród, pracę oraz najbliższych, cała reszta była mu obojętna, przez co często robił to, na co miał ochotę. To brzmi jak prawdziwa wolność, której nigdy nie doświadczę.
Po kilku tańcach z zapierającymi dech w piersiach niewiastami, bo choć twarze skryły maski, to taka gracja na parkiecie musiała być częścią ogólnego piękna, nadszedł czas na odpoczynek. Zamyślony błąkałem się po Hampton Court w poszukiwaniu sam nie wiedziałem czego. Nogi niosły mnie po wielu korytarzach, na których podziwiałem kunszt namalowanych obrazów oraz stworzonych bezbłędną ręką rzeźb, aż dotarłem do pomieszczenia, które stało otworem. Muzyka z głównej sali balowej ledwie dosięgała do tego miejsca, czyniąc z niego idealną odskocznię od szybkiego tempa dziejącej się zabawy.
Nigdy nie przypuszczałbym, że na przyjęciu zacznę szukać samotni; czy to znaczy, że się starzałem? Pokręciłem rozbawiony głową, po czym pewnym siebie krokiem wszedłem do środka. Nie żałowałem. Sklepienie w istocie prezentowało się zachwycająco, ale to regały uginające się od książek zwróciły moją uwagę. Oczywiście, że pierwszym tomem, po który sięgnąłem, był ten traktujący o muzyce. Czytałem go za dzieciaka, niezwykle pouczający jeśli chodziło o wiedzę; z nutą nostalgii otworzyłem twardą, skórzaną okładkę, z namaszczeniem muskając palcami pierwsze stronice egzemplarza. Nagle zatęskniłem za dzieciństwem oraz tymi wszystkimi naukami, które choć niezwykle cenne, nie uczyły życia w dorosłości. Nie przedstawiały moralnych dylematów, trudności w adaptacji do rzeczywistości. Choć podejrzewałem, że i tak nie przeżyłem nawet jednej dziesiątej problemów zwyczajnych czarodziejów, nieotoczonych bogactwami ani służbą. Właściwie w ogóle niewiele o nich myślałem, skupiony na własnym świecie. Wkrótce zaczytany w książce nie spostrzegłem się nawet towarzystwa.


na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie

Flavien Lestrange
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5559-flavien-lestrange#129850 https://www.morsmordre.net/t5572-jean-claude#130040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5579-skrytka-nr-1373#130152 https://www.morsmordre.net/t5578-flavien-lestrange#130148
Re: Biblioteka [odnośnik]22.09.19 4:03
#2

Hampton Court przemierzała niespiesznie, z wdziękiem oraz różanymi wargami wygiętymi w łagodnym uśmiechu, sycąc oczy feerią barw oraz niezwykłością kostiumów opinających smukłe sylwetki mijanych postaci. Orzech spojrzenia sunął między krzywizną rogów przytwierdzonych do bogato zdobionych masek, ślizgał się pośród miękkich piór wszytych w materiał prawdziwie zachwycających sukien, doceniał kunszt kroju szat — podczas gdy wyobraźnia łapczywie chłonęła każdy karykaturalny cień rzucony na ściany, zapamiętywała co pokraczniejsze, najdziwniejsze przebrania czyniąc zeń inspirację na nadchodzące dni. Najprawdziwsza uczta dla oczu — zauważa miękko, wręcz pieszczotliwie, jednocześnie przytakując grzecznie płynącym tuż obok słowom, wymykającym się spomiędzy ust przyjaciółki, oplatającej dłońmi szczupłe ramię arystokratki. Jakże łatwo można było się weń zatracić, oczarować się grą świateł i cieni, zauroczyć tajemnicą tożsamości kryjącą się pod starannie dobranym strojem. Zachwycić się nocą nieskalaną przez ryk wiatru oraz burzowe chmury, szmer deszczu i gardłowe gromy, za to zdobioną przyjemną oprawą muzyczną, melodią głosów oraz dźwięcznego śmiechu. Wydawało się to nader proste, tak ulec panującej atmosferze i Elodie czyniła to z najprawdziwszą przyjemnością oraz gracją przystającą wysoko urodzonej panience, podkreślaną przez rozbawione iskry tańczące w głębi tęczówek i blednące rumieńce. Stopniowo odzyskiwała oddech oraz rytm własny, zburzony dotąd poprzez liczne tańce i niespodziewaną, acz wciąż fascynującą bliskość narzeczonego, którego obecność na parkiecie była doprawdy znamienna i jakże cudownie urzekająca, nawet gdy to nie on partnerował jej podczas kolejnego walca. Przebywanie wyłącznie w swoim towarzystwie mogłoby uchodzić za wyjątkowo niegrzeczne, choć w zawstydzeniu musiała przyznać, iż ciężar spojrzenia czarodzieja osiadający na wątłych ramionach artystki sprawiał jej niemałą przyjemność. Ach, aż ma ochotę unieść delikatne opuszki palców i skryć za nimi górną wargę, dzięki czemu ucieszny chichot nie będzie należał do zbyt głośnych — nie czyni tego jednak wcale, albowiem stąpająca tuż obok lady opowiadała jej o doprawdy tragicznym wzorze na sukni damy, która niedawno gościła u niej na herbatce i najmilszej należały się wyrazy szczerego współczucia, nie zaś śmiech. Nie było nic okropniejszego ponad kreację godzącą w estetykę, smak oraz co najgorsze — modę. Ellie może więc tylko pociągnąć noskiem i pokiwać zgodnie głową, w ruch wprawiając srebrne dzwoneczki wpięte między sploty jasnych włosów, tym samym wspólnie dzieląc odczuwany ból spowodowany tak jawną ignorancją. Nie na długo może się jednak tak dąsać, troskać minioną chwilą, nie kiedy sabat trwał w najlepsze, a w najbliższych planach miała odwiedzić południową salę, gdzie odbywały się wróżby. Letnia przepowiednia, którą uzyskała podczas festiwalu Prewettów, należała do wyjątkowo pomyślnych i perełka gotowa była na nowo sprawdzić swe szczęście, tym razem w zdecydowanie bajecznej oprawie otoczenia. Winić więc mogła tylko to nieznaczne rozmarzenie, naiwność płynącą z nadchodzących wydarzeń oraz szczodrości losu, gdy wreszcie dostrzega swoją zgubę. Drobna dłoń instynktownie kieruje się ku miękkim kosmykom i gdy przy jednym z upięć nie wyczuwa wpiętego weń dzwoneczka, z zawodem zatrzymuje się w miejscu. Lady Parkinson odczuwała prawdziwą dumę ze swego przebrania i każda potencjalna niedoskonałość godziła poważnie w jej poczucie estetyki (tudzież ego), nawet jeśli utrata ozdoby nie zostałaby przez nikogo zauważona. Odnalezienie zguby wydawało się niemożliwe, choć upór panienki zdawał się równie nie do odparcia, stąd rozstała się z kochaną przyjaciółką, zapewniając, iż dołączy do niej niebawem. Czyż podobne poszukiwania nie wydawały się ekscytujące? Tu, pośród plątaniny korytarzy oraz fantazyjnie ubranych postaci, przekonywała samą siebie. Idąc po własnych śladach, rozglądała się w zatroskaniu, w myślach wyznaczając nie tylko przemierzoną dotąd trasę, ale i czas, w którym powinna odpuścić i w nadąsaniu wrócić do oczekującego ją towarzystwa, gdzie będzie mogła smucić się do woli oraz w pewnym momencie poskarżyć się nawet lordowi Burke, łaknąc tym samym uwagi oraz pocieszenia za uczynioną szkodę. Jakże więc rozczarowująco wspaniale było dostrzec srebrny błysk tuż przy drzwiach prowadzących do biblioteki, jakże niepokojąco było też zauważyć zgubioną ozdobę w drobnych rączkach zupełnie obcej osoby. Cóż powinna uczynić?
Srebrne dzwony, jakiż świat zadowolenia wróżą nam ich miłe tony? — pyta miękko Ellie, przystając tuż obok kobiety, dygając przy tym wdzięcznie na powitanie — Raczy lady wybaczyć mą śmiałość, lecz wydaje mi się, iż wasze bystre oko zdołało odnaleźć moją zgubę — dodaje jakże nieśmiało, choć orzech tęczówek lśni nazbyt pewnie, by mógł on wpasować się w ton głosu dziewczęcia. Biel maski skrywa sobą lekkie zmarszczenie brwi, gdy tak zastanawia się, czy początek rozmowy może zostać uznany za nieuprzejmy, albo czy takowe nie będzie miejsce na nią zadecydowanie. Wyrażenie wdzięczności w miejscu cichszym, niezakłócanym przez przemykające po korytarzu sylwetki wydawało się znacznie rozsądniejsze, stąd delikatnie się uśmiechając, wskazała dłonią na drzwi biblioteki, tym samym proponując niemo pociągnięcie konwersacji i tematu nieszczęsnego dzwoneczka, o ile lady wielkodusznie się nań zdecyduje. Jakże rozczarowująca byłaby odmowa!


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson
Re: Biblioteka [odnośnik]03.10.19 17:32
I znów błądziła rozbrzmiewającymi śmiechem i taktami salonowych tańców korytarzami szukając odrobiny spokoju nim nadejdzie czas na zapowiedziany przez lady Nott kulig czy kolejną dysputę ze skrywającymi swą tożsamość za wytwornymi maskami nieznajomymi. Już dawno odrzuciła od siebie mimowolną myśl o powrocie do rodzinnego Wiltshire - wszak wiedziała, że musi z dystyngowaniem godnym córki swego ojca przetrwać cały bal, stale wyginając usta w promiennych uśmiechach, radośnie dając prowadzić się na parkiet, wróżąc czy wprawnie lawirując między tym, o czym chciała, a tym, o czym powinna rozmawiać. Nie myślała też o spotkanym przy fontannie lordzie, ani o towarzyszącym mu w Hampton Court psie, choć ich krótka wymiana zdań dała jej do myślenia. Starała się odrzucić od siebie obawy związane z samozwańczym Lordem Voldemortem i tym, że wśród gości znajdowali się popierający go czarodzieje z niższych sfer; wciąż pamiętała w jaki sposób skończył się zeszłoroczny sabat, nie sposób było o tym zapomnieć, mimo to nie mogła przecież chować się po kątach czy nie odstępować swych rodziców na krok. Z tego też powodu próbowała sama ze sobą ustalić, na ile prawdopodobnym był fakt, by ktoś - przeciwnik obecnej władzy? - zakłócił przebieg trwającego właśnie balu, zagroził bawiącym się na nim arystokratom, lecz po chwili dała sobie z tym spokój, skupiając się zamiast tego na doznaniach gwarantowanych przez widoki, zapachy i dźwięki, które przepełniały posiadłość Nottów.
Leniwie przechadzała się po kolejnych pomieszczeniach, sprawiając jedynie wrażenie, jakby miała jakiś cel lub kogoś szukała. W dłoniach ściskała swój dopasowany kolorem do sukni wachlarz, bezwiednie składając go i rozkładając. Nie chciała znów uciekać do ogrodów, wciąż odczuwając na skórze skutki chłodnych powiewów zimowego wiatru, nie wiedziała jednak, gdzie mogłaby odnaleźć dla siebie miejsce względnie ciche, dające ukojenie i spokój. Wtedy jednak zauważyła kątem oka srebrny błysk, z powodu którego przystanęła w miejscu. Następnie szybko zlokalizowała jego pochodzenie i po chwili trzymała już drobny dzwoneczek w dłoni. Nie wiedziała, skąd się tu wziął i do kogo należał, lecz prawdopodobnym wydawała się teoria, że odpał od czyjegoś stroju - lecz jak odnaleźć właściciela w tłumie? Nie ruszała jeszcze w dalszą drogę, z uwagą przyglądając się obracanej w palcach zgubie, kiedy dosłyszała zadane kobiecym głosem pytanie. Czy raczej zacytowane przez nią wersy przedstawiciela amerykańskiego romantyzmu.
Przybrała na usta wyuczony uśmiech, obracając w jej kierunku skrywaną za prostą maską twarz, a niewiele później całą sylwetkę. Uważała przy tym na przymocowany do opaski welon, by ani jedna, ani druga z ozdób nie zmieniła swego starannego ułożenia. Niemal od razu dostrzegła powpinane we fryzurę stojącej przed nią lady dzwoneczki, dokładnie takie same jak ten podniesiony przez nią z posadzki. - Jakże dźwięczą, jakże brzęczą - odezwała się z wyraźnym francuskim akcentem, podchwytując zainicjowaną przez nią grę, skinąwszy przy tym grzecznie głową. Najwidoczniej właścicielka odnalazła ją sama i to szybciej niż mogłaby przypuszczać. - Naturalnie. Rada jestem, że mogę uchronić lady przed dalszym zastanawianiem się, gdzie podział się jeden z dzwoneczków i zwrócić go do rąk własnych - dodała, ubierając prosty przekaz w piękne słowa, dopasowując się do napotkanej na swej drodze rozmówczyni. Nie śpieszyła się nigdzie, nie chciała również okazać nietaktu, dlatego zgodnie z wolą nieznajomej odwróciła się ku znajdującym się obok drzwiom, a następnie przekroczyła próg pokoju, ze zdziwieniem odkrywając, że znalazły się w bibliotece. Czyż nie właśnie tego szukała? Oazy spokoju? - Proszę - odezwała się znowu, odnajdując wzrokiem maskę towarzyszącej jej lady. Wyciągnęła ku niej dłoń z dzwoneczkiem, pozwalając tym samym na odebranie swej zguby. Myślami wybiegała już w przyszłość, będąc niezwykle zadowoloną ze znalezienia się właśnie w tej komnacie, a także zainteresowaną tym, na co może wpaść w księgozbiorze Hampton Court. Nie podejrzewała jeszcze, że nie są tu same, zbyt zajęta prowadzeniem kurtuazyjnej rozmowy i przypominaniem sobie, z dostaniem którego dzieła miała ostatnio problem.



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
Re: Biblioteka [odnośnik]16.11.19 18:02
Zapomniałem się. Zapomniałem, że znajdowałem się przecież w obcej posiadłości, na obcej ziemi i podczas uroczystości, której nie powinienem spędzać zaczytany w księgach. Mógłbym zrzucić to na karb świadomości, że mimo wszystko powiązania rodzinne z Nottami dały mi możliwość wymówki, ale to nie była prawda. Nawet one nie tłumaczyły mojej absencji na głównej sali lub gdziekolwiek, gdzie bawili goście. Tutaj… tutaj znajdowała się samotnia, odskocznia od żwawych pląsów na parkiecie oraz nieskończonej ilości toastów. Jeśli chciałem zaczerpnąć świeżego powietrza, cennego oddechu w starciu ze zmęczeniem, mogłem przecież udać się na zewnątrz; ogrody gospodarzy prezentowały się niezwykle okazale. Jednak także i tam znajdowali się ludzie, którym należało posłać uprzejmy uśmiech, odezwać się jak nakazywała etykieta, zabawić kurtuazyjnymi uprzejmościami, na co aktualnie nie miałem ochoty. Próbowałem zresetować pamięć, dać sobie odpocząć i dać porwać się nieistniejącym światom. Wszystko dlatego, że w rzeczywistości tępe uczucie bólu nie ustawało, z kolei brak jasnych powodów dla takiego stanu rzeczy denerwował jeszcze mocniej. Zbyt dużo myślałem; stwierdziłem to już ostatnio, jeszcze kilka dni temu. Nie powinienem tyle analizować, bezsensownie przeżywać coś, co nawet nie miało określonej formy. Pozostawało nieznane i obce, choć dotykające mnie bezpośrednio. Wywróciłbym teraz oczami na samego siebie, ale właśnie to odcięcie się od własnej egzystencji sprawiało, że przestałem się zastanawiać. Wreszcie. Otoczony sztucznym spokojem nie zorientowałem się w hałasach wchodzących do pomieszczenia niewiast, zresztą harmider z korytarza nie ustawał, będąc doskonale słyszalnym. Tylko zanurzenie się w przeszłości oraz wspomnieniach pozwoliło na przeniknięcie do innego świata, w którym muzyka koiła najzacieklejsze z lęków, odzierała z obaw, uspokajała szumiące sztormem niepewności. Wręcz uśmiechałem się do pożółkłych od czasu stronic, niemalże słysząc wygrywane przez nuty takty; oczywiście jedynie we własnej głowie. Chyba kilkakrotnie uderzyłem podeszwą o parkiet wyznaczając w ten sposób rytm niedostępnych dla innych wizji. Tylko reakcje organizmu okazywały się perfekcyjnie widoczne, bo maska nie zasłaniała wygiętych w zadowoleniu ust ani podrygującej od czasu do czasu nogi.
Tkwiłem chyba dość długo w stanie całkowitej separacji od rzeczywistości nim dotarłem za daleko. Spojrzenie prześlizgiwało się po kolejnych zapiskach, umysł wędrował do wyżłobionych przez przeszłość szlaków. Niestety nie mogłem pozostać w tamtej alternatywie zbyt długo, wspomnienia o nieudanych próbach wydobycia z siebie muzyki zaczęły ciążyć zbyt mocno. To chyba w tamtej chwili uniosłem zdezorientowaną głowę, nieprzytomnym wzrokiem przetaczając się po dwóch drobnych sylwetkach stojących tuż przy wejściu. Obie rozpoznałem, choć jedną z nich nie w ten sposób, w który domagała się ciekawość. Usta pozostały wyrzeźbione w uśmiechu, z kolei dłonie schowały pożyczony tom w odpowiednią półkę. – Proszę mi wybaczyć, zamyśliłem się – rzuciłem do niewiast dostatecznie głośno, by mogły mnie usłyszeć. Dopiero wtedy zmniejszyłem dzielący nas dystans i stanąłem obok nich. Ukłoniłem się lekko. – Muszę przyznać, że obie wyglądacie w tych strojach niezwykle zjawiskowo – zauważyłem, nie potrafiąc powstrzymać się od komplementów, choć prawdopodobnie niewiasta, z którą tańczyłem jakiś czas temu, wysłuchała ich już znacznie więcej. Zależy czy w ogóle chciała słuchać; z Elodie się dziś nie widziałem, ale nie wiedziałem czy chciała zostać anonimowa dla swej towarzyszki, dlatego taktownie milczałem. – Mogę zapytać dlaczego nie olśniewacie wszystkich na parkiecie, drogie lady? Szukacie miejsca do odpoczynku? – spytałem. Musiałem, bo może właśnie przeszkadzałem, a one chciałyby zostać w bibliotece same. Wypada więc spełnić życzenie nadobnych dam.


na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie

Flavien Lestrange
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5559-flavien-lestrange#129850 https://www.morsmordre.net/t5572-jean-claude#130040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5579-skrytka-nr-1373#130152 https://www.morsmordre.net/t5578-flavien-lestrange#130148
Re: Biblioteka [odnośnik]03.01.20 18:44
Dumała nad tym, co mogłaby odnaleźć w księgozbiorze Nottów, a czego nie dane jej będzie przeczytać, przynajmniej nie tego wieczoru, gdy z zamyślenia wyrwał ją dobiegający z pewnej odległości, rezonujący echem głos. Głos, który zdawał się dziwnie znajomy, a do którego jeszcze nie potrafiła przyporządkować odpowiedniej etykiety. Zaintrygowana tym niespodziewanym towarzyswem wpierw przeniosła wzrok na stojącą obok, rozmiłowaną w poezji damę z dzwoneczkami, dopiero później na zmierzającego ku nim lorda – i choć zdecydowana większość zgromadzonych w Hampton Court gości była jej obca i dość obojętna, wszak nie wiedziała, kto kryje się za jaką maską, to z tym konkretnym arystokratą miała już do czynienia. Wybawił ją z opresji, gdy lady Adelajda nakazała gestem, by zaprezentowała się w tańcu, zaś u jej boku nie zjawił się ani pan ojciec, ani – zapewne pilnujący małżonki – David. Nie zdążyła mu za to odpowiednio podziękować, wszak zaraz po odgadnięciu ich strojów kalambury zostały zakończone, a jej partner zniknął gdzieś w tłumie udających się dalej, ku innym komnatom posiadłości, czarodziejów.
Próbowała pochwycić spojrzenie nieznajomego, gdy ten skrócił już dzielącą ich odległość i uraczył je pierwszymi uprzejmościami. Dygnęła lekko, z gracją, a następnie dumnie wyprostowała odzianą w szkarłat sylwetkę, obie dłonie zaciskając na dobranym do stroju wachlarzu; charakterystyczny pierścień układający się w kształt węża zdobił jeden z jej smukłych palców. Kiedy tak bez celu przechadzała się kolejnymi korytarzami, nim jeszcze dostrzegła leżącą na posadzce zgubę, podświadomie szukała na twarzach mijanych mężczyzn porcelanowej maski o zdobieniach przywodzących na myśl winne pnącza, zakończonej dwoma niewielkimi rogami. Teraz zaś, całkowicie przypadkiem, odnalazła go w pozornie cichej, odległej od zgiełku balu bibliotece. Ten jakże fortunny zbieg okoliczności w połączeniu z kolejnym komplementem wywołał na twarzy młodej damy nieco radośniejszy, nie tak wyuczony uśmiech.
- Jest lord nie tylko rycerzem na białym koniu, ale i złotoustym mówcą – odezwała się jako pierwsza, nie próbując ukrywać wyraźnie wybrzmiewającego z każdym słowem francuskiego akcentu. Miną długie miesiące nim w pełni przyzwyczai się do wyrażania swych myśli w mowie ojczystej, a język nawyknie do układania się w inny sposób. Zaraz po tym oderwała uważny, badawczy wzrok od górującego nad nią wzrostem rozmówcy, by spojrzeć ku damie, która ją tu zaprosiła; oprócz kurtuazyjnego powitania nie powiedziała ona ani słowa więcej, ciężar odpowiedzi spoczywał więc tylko i wyłącznie na barkach Cynthii. – Nie wiem jak moja towarzyszka – zawiesiła głos, powoli odszukując kolejne wyrazy, przy okazji dając lady możliwość do włączenia się do dyskusji. – lecz ja musiałam odpocząć od tańca, od gwaru... i od dymu, który mężczyźni zdają się tak lubić, a od którego rozbolała mnie głowa. – Przesadzała, w jej tonie dało się dosłyszeć nutę rozbawienia, a w starannie umalowanym oku dostrzec charakterystyczny, figlarny błysk. Niewątpliwie jednak chciała uciec od tłumów, by powoli, stopniowo przyzwyczaić się do towarzystwa rodzimej szlachty. Wtedy też, korzystając z okazji, dama z dzwoneczkami pożegnała się, a po uprzejmym ukłonie – i wymienieniu z czarodziejem spojrzeń – opuściła bibliotekę Nottów, najprawdopodobniej chcąc odnaleźć wśród gości jakieś znajome twarze. Cynthia nie była tym zdziwiona, a przynajmniej nie bardzo; w trakcie takich balów czarodzieje co chwila zmieniali towarzystwo, by porozmawiać i pokazać się jak największej liczbie gości. Dopiero gdy drzwi zamknęły się z cichym stuknięciem, a odgłosy dobiegające z zewnątrz znów stały się przytłumione, nie tak drażniące, na powrót zadarła głowę do góry, bez lęku czy wstydu wodząc wzrokiem po częściowo zamaskowanej twarzy lorda. Było coś w linii jego ust czy osadzonych głęboko oczach, co sprawiało, że panna Malfoy miała ochotę zachowywać się nie aż tak oficjalnie jak powinna, zupełnie jakby go znała. Wciąż jednak nie potrafiła odnaleźć w odmętach pamięci odpowiednio wyraźnych wspomnień, by przyporządkować do tych wyrwanych z kontekstu elementów aparycji imię. – Miałam nadzieję, że nasze drogi skrzyżują się po raz kolejny, lordzie satyrze – dodała miękko, starając się nie brzmieć zbyt poufale, a jednocześnie zawierając w swej wypowiedzi subtelną zaczepkę. – Chciałam podziękować za wybawienie mnie z opresji w trakcie kalamburów – sprecyzowała, skinąwszy przy tym wdzięcznie głową.



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
Re: Biblioteka [odnośnik]10.01.20 14:52
Ludzie przychodzili i odchodzili, często jedynie odziani w kilka nic nieznaczących uprzejmości, sztucznych uśmiechów oraz beznamiętnych spojrzeń, ale towarzystwo jakie zawitało w tamtym momencie do biblioteki znacząco wyróżniało się na ich tle. Nie tylko znajoma sylwetka Elodie, którą rozpoznałbym wszędzie, włącznie z głosem; okazywało się, że potęga dźwięków tak bardzo przez większość niedoceniana, skrywała w sobie wiele bagatelizowanej mocy. I zdrady. W końcu podczas balu maskowego gościom przyświecał cel anonimowości, ale większość nie starała się należycie ukryć swej tożsamości. Wymagałoby to więcej zręczności i przede wszystkim chęci, bo wystarczyła osoba wrażliwa na melodię czy tembr głosu, by wydać jednoznaczny werdykt. Niestety, pamięć bywała zawodna, denerwująco mglista, przez co ciężej było dopasować sygnały promieniujące od kogoś, kogo znałem, ale nie do końca. Kogoś, kto poddał się działaniu bezlitosnego czasu pozwalając na zmiany jakie w nim się dokonywały. Wiedza pozostawała więc nieuchwytna, jednak to drżące w środku przeczucie znajomości było niezmienne. Wciąż trawiło mnie od środka, a brak informacji doprowadzał na skraj świadomości, co mimo wszystko starałem się ukryć. Nie byłbym sobą, gdybym nagle zaatakował niewinną lady dziesiątkami pytań krążących wokół przeszłości; być może delikatnej, być może bolesnej, nie mogłem wiedzieć. Nietakt jawił mi się jako mentalny policzek i naprawdę nie chciałem udać się tą drogą. Tak trochę liczyłem na znajomą figurę stojącą u boku szkarłatnej czarownicy, ale ratunek nie nadchodził. Chyba nawet nie mógł, bo zdradzanie cudzych personaliów dzisiejszego wieczora nosiło raczej znamię trudnej do wybaczenia pomyłki. Zbytniej śmiałości, graniem wbrew regułom. Może potrzebowałem zwyczajnej wskazówki, zachęcenia do dalszej eksploracji migoczącego przed oczami znaku zapytania? Przyglądałem się damie uważnie, choć nienachalnie, nie chcąc wyjść na gbura lub zbytnio spoufalonego idiotę jakich zwykle unika się podczas przyjęć. Gospodyni uwielbiała zabawy z alkoholem, a ten nigdy nie był dobrym doradcą.
- Nie jestem pewien, moje pasowanie na rycerza wciąż się nie odbyło – odparłem w formie żartu i wygiąłem lekko kąciki ust. – I stwierdziłem jedynie najzwyklejszą prawdę. Właściwie jestem zdziwiony, że nie otacza was wianuszek zaintrygowanych kawalerów – dodałem już nieco śmielej, jakby głębiej wchodząc w atmosferę oraz konwersację. Cóż, lady Parkinson była zaręczona, ale przecież wszystkich nas dziś skrywały maski, mogliśmy więc być kimkolwiek chcieliśmy. Bez zobowiązań ciążących na nas na co dzień. – Ach, tak, my mężczyźni działamy w ten sposób na kobiety – stwierdziłem żartobliwie, choć jeśli się nad tym głębiej zastanowić, nie byłoby to tak dalekie od prawdy. Im dłużej para ze sobą żyła, tym częściej rosła w nich frustracja w stosunku do samych siebie. A może to jedynie domena aranżowanych małżeństw? Nie zamierzałem teraz rozmyślać poważnie nad czymś, co miało być jedynie zabawną odpowiedzią, niczym więcej. – Tak czy inaczej rad jestem, że mogę zapewnić lady należyty odpoczynek. – Właściwie nie wiem dlaczego założyłem, że to musiała być czarownica z wyższych sfer; dzisiejszej nocy raczej wszyscy wyglądaliśmy na arystokratów, ale chyba takie założenie było znacznie bezpieczniejsze. I grzeczniejsze.
Uśmiechnąłem się do wychodzącej Elodie, przy okazji kręcąc lekko głową z niedowierzaniem; czy to od początku był jej niecny plan? Zostawić mnie sam na sam z kobietą, o której myślałem odkąd przestaliśmy tańczyć? Pożegnałem się krótko, zaraz całą uwagę skupiając na towarzyszce. – Ja również żywiłem taką nadzieję lady Mary – odpowiedziałem w podobnym tonie. – Nonsens, to ja dziękuję za wybawienie z okowów stagnacji. Taniec z lady sprawił mi wiele przyjemności – zapewniłem solennie, zaraz się jednak zamyślając. – Proszę wybaczyć mi bezpośredniość, ale odnoszę wrażenie, że skądś się znamy. Czy to tylko moje wyobrażenie? – Celowo podkreśliłem odpowiednie słowo, bo nie chodziło mi o znajomość z salonów. Powierzchowną. Tego wolałem jednak nie nadmieniać. Patrząc na pierścień, słuchając głosu z francuskim akcentem, wciąż nie mogłem pozbyć się wrażenia, że naprawdę ten wniosek nie był jedynie moją imaginacją. Postanowiłem więc zadać pytanie. Nieprzesadnie śmiało.


na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie

Flavien Lestrange
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5559-flavien-lestrange#129850 https://www.morsmordre.net/t5572-jean-claude#130040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5579-skrytka-nr-1373#130152 https://www.morsmordre.net/t5578-flavien-lestrange#130148
Re: Biblioteka [odnośnik]12.01.20 19:18
Niewiele robiła sobie z faktu, że nieznajoma, która dopiero co wciągnęła ją do biblioteki, nagle umilkła. Choć nie wątpiła, że mogłyby wdać się w uprzejmą i względnie interesującą rozmowę, to wiele bardziej intrygował ją teraz przypadkiem odnaleziony lord satyr – wprawny tancerz, który w lot zrozumiał sytuację i nie zawahał się ruszyć jej z pomocą, gdy powoli zmierzała w stronę środka parkietu bez partnera. Nie mogła wiedzieć, że już wtedy zdała mu się znajoma; być może zachowałby się zgoła inaczej, gdyby nie to nieuchwytne, nie dające spokoju wrażenie. Lecz przecież czy nią samą nie kierowało dokładnie to samo? Poszukiwała jego maski na twarzach mijanych mężczyzn nie tylko dlatego, że chciała mu podziękować – choć niewątpliwie powinna to uczynić – lecz również z powodu przeczucia, że w aparycji lorda, w jego sposobie poruszania się było coś, co przywoływało wspomnienia. Z pewnością nie był Malfoyem, wiedziała przecież, za kogo przebierali się członkowie rodu i żaden z męskich potomków Armanda nie został satyrem. Mimo to czuła się przy nim inaczej niż przy zupełnie obcych, jawiących się jej jedynie jako przedstawiane na czas balu postacie czarodziejach… Nie był więc ani cudem zaproszonym na sabat przedstawicielem klasy średniej, ani szlachcicem pochodzącym z rodu, który odrzucałby ich wielowiekowe tradycje na rzecz promugolskiej polityki.
Przelotnie spojrzała w bok, ku damie z dzwoneczkami, nie podejrzewając nawet, że łączyła je wspólna przeszłość; wszak brytyjskie arystokratki uczące się w Beauxbatons nie stroniły od swego towarzystwa, ciesząc uszy brzmieniem rodzimego języka, wymieniając się plotkami z kraju. Może gdyby porozmawiały chwilę dłużej coś przykułoby uwagę Cynthii, skłoniło do refleksji – teraz jednak skupiała się już wyłącznie na dużo bardziej rozmownym, a przy tym wciąż pozostającym zagadką czarodzieju.
- Wierzę, że to jedynie kwestia czasu. Mogę poświadczyć, że spełnia lord wszelkie wymogi, by zostać pasowanym. – Pozwoliła sobie na podobny, subtelny uśmiech. Bawili się słowami, pozwalali na pewną dozę przesady, lecz nie było w tym nic wymuszonego. Przynajmniej nie dla niej. Z tego też powodu miała nadzieję, że zawodna pamięć nie podsunie podobnie brzmiących, lecz znaczących coś zgoła innego wyrazów, nie wpłynie na dalszy przebieg spotkania; wszak nie mogła mieć pewności, że po przejściu na francuski, w którym wypowiadała się teraz znacznie swobodniej, zostałaby zrozumiana. – Wianuszek kawalerów został za drzwiami biblioteki, chyba nie przybyli na bal, by spędzać czas wśród książek – odpowiedziała bez dłuższego zawahania, wciąż podtrzymując żartobliwy ton wypowiedzi. Bezwiednie sięgnęła ku zdobiącej głowę opasce, poprawiła materiał spływającego z niej welonu, próbując dostrzec na twarzy czarodzieja coś, co mogłoby okazać się choćby najdrobniejszą podpowiedzią na dręczące ją pytania. Czy i on skrył się w komnacie z imponującym księgozbiorem Nottów, by odpocząć od przytłaczającego zgiełku towarzyszącego trwającej w najlepsze zabawie noworocznej? – Myślę, że działa to w obie strony. Kobiety wybierają w tym celu inne narzędzia, efekt jest jednak ten sam. – Podchwyciła sugestię, mimowolnie odrywając wzrok od charakterystycznej maski z rogami; jej uwagę przykuł nagły ruch oddalającej się ukradkiem damy. Skinęła krótko głową, żegnając się z nią bez słów. Z pewnością nadarzy się jeszcze okazja, by wymienić z nieznajomą uprzejmości – w ogrodach lub przy wróżbach.
Kiedy zostali już sami i wyraziła swe podziękowania, pozwoliła sobie na nieco okazalszy uśmiech; również pobłyskujące zza cielistej, upstrzonej subtelnymi wzorami maski oczy wyrażały coś na kształt zadowolenia. Lady Mary...Doprawdy? – Słowa te podszyte były jedynie kurtuazją, czy naprawdę liczył na to, że się jeszcze spotkają? A jeśli tak, to co chciał powiedzieć? Lub... o co zapytać? – Rada jestem, że przyjemność ta nie była jednostronna – odpowiedziała miękko, przelotnie spuszczając wzrok, niby to w wyrazie skromności, choć przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w tańcu odznaczała się gracją i nienaganną postawą. Kiedy znów spojrzała w górę, ku twarzy lorda, dostrzegła, że coś się w niej zmieniło. Na krótką chwilę zamarła w bezruchu, z uwagą wsłuchując się w kolejną wypowiedź mężczyzny, łącząc treść z pobrzmiewającym coraz bardziej znajomo głosem. Czyżby naprawdę to był on? I trafili na siebie zupełnie przypadkiem...? – Wybaczam, lordzie, bo nie jest lord w tym wrażeniu odosobniony. – Rozchyliła lekko usta, przyglądając mu się z niesłabnącym, może nawet zbyt oczywistym zainteresowaniem, w napięciu rozważając wszelkie za i przeciw. Czy powinna podjąć ryzyko i spróbować zweryfikować, czy personalia, o które go podejrzewała, były zgodne z prawdą? – Przejdźmy się, proszę – odezwała się znowu, tym razem po francusku; nie wykonała żadnego gestu, który mógłby zasugerować mu znaczenie obco brzmiących słów – jeśli to potomek Lestrange'ów, powinien przecież zrozumieć ją bez najmniejszego problemu. Z bijącym szybciej sercem oczekiwała jakiejkolwiek reakcji, licząc na to, że zaoferuje jej swe ramię i poprowadzi w głąb biblioteki, gdzie będą mogli porozmawiać w ciszy i spokoju, a przy tym rozwiać wszelkie wątpliwości dotyczące rodowych przynależności. Nie mogła przecież traktować znajomości francuskiego jako dowodu rozstrzygającego.
Nie odpisała Flavienowi na ostatni list, nie wiedziała, jak powiadomić go o powrocie do Anglii bez zdradzania się z silnymi, niezgodnymi z wolą ojca emocjami...



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
Re: Biblioteka [odnośnik]11.06.20 23:26
Nie był to pierwszy sabat w życiu lady Estelle, choć na pewno jeden z ciekawszych. Formuła balu maskowego przypadła dawnej lady Malfoy do gustu; lady Nott postarała się, by zaskoczyć swoich gości i zapewnić im dawkę dodatkowych wrażeń podczas spotkań towarzyskich, podczas których nie wiedzieli, czyja twarz kryje się za maską rozmówcy, czy czasem nie był to ktoś z wrogiego rodu lub inna osoba, której z różnych przyczyn na co dzień się unikało. Dobrze było też nie oglądać twarzy miłośników szlamu, choć mogło się wydawać, że dziś przestrzenie Hampton Court zapełniali tylko członkowie godnych rodów. Jej wuj piastujący funkcję ministra magii już dokładał starań, by pielęgnować tradycje i uwypuklać podziały między prawdziwymi czarodziejami a ich nędznymi karykaturami niegodnymi dzierżenia różdżki.
Sabaty stanowiły też odskocznię od życia statecznej żony i matki; dziś, z twarzą okrytą maską, z sentymentem wspominała swoje panieńskie czasy, a zwłaszcza debiut. Ten pierwszy i najważniejszy sabat, długo wyczekiwane przeżycie każdej młodej panny. Lub prawie każdej, nie zapominała o tym, że i w ich pokoleniu trafiały się zgniłe jabłka nie potrafiące należycie docenić tego, co darował im los i snujące niedorzeczne, niegodne kobiet aspiracje.
Gdy mąż zniknął w przestrzeniach palarni, oddając się męskim rozmowom, Estelle mogła poszukać towarzystwa dla siebie. Nie miała ochoty spędzać sabatu wśród mężczyzn, poza tym szanowała to, że mąż chciał omówić swoje sprawy bez jej towarzystwa. Zamierzała więc oddać się babskim ploteczkom, licząc że dowie się czegoś interesującego.
Nie spodziewała się jednak, że podczas wędrówki po Hampton Court tak prędko ujrzy przebranie swojej młodszej siostry. Choć w głębi duszy liczyła na spotkanie z Cynthią, z drugiej strony nie była pewna, czy powinna się spieszyć do poszukiwania jej. W końcu ich relacje od pewnego czasu dalekie były od ideału. Przez edukację w różnych szkołach pozbawiono je prawdziwie siostrzanej bliskości, widywanie się przez lata wyłącznie w wakacje pozostawiło trwały ślad na ich relacji, podobnie jak wyjazd Cynthii do Francji już po skończeniu szkoły, podczas gdy Estelle została młodo wydana za mąż i już od dobrych paru lat wypełniała obowiązki żony i matki. Dochodziły też różnice w zainteresowaniach i usposobieniu, Cynthia pod wieloma względami była bliższa rodowi matki, podczas gdy Estelle nie przepadała za jazdą konną, wręcz bała się koni i zdecydowanie wolała oddawać się typowo salonowemu życiu.
Ale mimo tych wszystkich różnic pozostawały siostrami. I Estelle wciąż miała nadzieję, że kiedyś uda im się naprawić relacje, zwłaszcza teraz, gdy Cynthia wróciła do kraju. Gdy siostra została sama Estelle niezwłocznie do niej podeszła.
- Droga siostrzyczko – przywitała ją jako tą młodszą z ich dwójki, tą dla której dawno temu, w dzieciństwie, chciała być wzorem. Liczyła wtedy że z siostrą będą sobie najbliższe na świecie, ale późniejsze lata, a zwłaszcza osobna edukacja zweryfikowała dawne marzenia. – Kim był mężczyzna, z którym właśnie rozmawiałaś? Czy to jakiś kawaler? Mniemam, że nasz umiłowany pan ojciec nie ustaje w wysiłkach znalezienia kandydata godnego twej ręki. A może już to zrobił, skoro tak nagle powróciłaś do kraju? – zapytała; była tego naprawdę ciekawa, w końcu musiał istnieć powód, dla którego Cynthia wracała właśnie teraz. A polityczne przemiany z pewnością stwarzały okazję, by ojciec próbował coś ugrać i zapoczątkować jakiś nowy sojusz dzięki ręce młodej i pięknej córki wciąż będącej panną. Czy był lepszy temat do poruszenia z dawno nie widzianą siostrą, z którą od czasu jej powrotu do Anglii nawet nie miała okazji porządnie porozmawiać? Poza tym Estelle od paru lat nie mieszkała w rodowym dworze, a z rodem swego męża, więc pewne wieści ją omijały.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Biblioteka - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Biblioteka [odnośnik]23.06.20 8:12
Krótka konwersacja z lordem satyrem dobiegała końca, nie mogli pozwolić sobie na dłuższy spacer, by nikt nie posądził ich o przesadną zażyłość. Bal maskowy pozwalał na obcowanie ze sobą bez zbędnego towarzystwa przyzwoitek, krewnych, lecz przy okazji sprawiał, że tym bardziej trzeba się było mieć na baczności - by nie zostać oskarżonym o zdrożność czy rozluźnienie obyczajów. Informacje na temat skrywanych za maskami tożsamości powinny zostać tajemnicą, Cynthia nie wątpiła jednak, że kolejne tygodnie, jeśli nie miesiące, szlachta będzie rozprawiać na temat tego, kto był gromoptakiem, a kto kościanym smokiem. Z tego też powodu nie zwlekała z pożegnaniem, doskonale rozumiejąc, że i towarzysz musiał ruszyć dalej, ku palarni, ku sali balowej, by godnie wywiązywać się ze swych obowiązków. Może jeszcze spotkają się później, by ponownie złączyć się w tańcu, a może i lord satyr pojawi się na kuligu - pozostawało jej mieć nadzieję, lub skierować swe myśli ku pozostałym gościom lady Nott. Planowała rozstać się z towarzyszem poza wzbudzającą podziw biblioteką, by nie zaszywać się w niej na zbyt długo, wszak miała brylować wśród tłumów, zaznaczać swą obecność w sposób taktowny i nienachalny, lecz widoczny - wtedy jednak dostrzegła osobę, której się tu nie spodziewała, a która sprawiła, że mimowolnie spowolniła krok, pożegnała się z arystokratą jeszcze przed przekroczeniem progu komnaty. Przybrała na usta wystudiowany uśmiech, skracając dzielącą je odległość; doskonale wiedziała przecież, z kim ma do czynienia i że ucieczka byłaby nie tylko bezcelowa, ale i skrajnie niegrzeczna. Mogły nie umieć ze sobą rozmawiać, lawirować między niezręcznościami czy narastającymi na przestrzeni lat nieporozumieniami, lecz wciąż były rodziną. Krwią z krwi, Malfoyami.
- Siostrzyczko - powtórzyła miękko, wprawnie maskując surowość; nie lubiła takich zdrobnień, nie lubiła sztucznych uprzejmości, zwłaszcza tych padających z ust najbliższych. Choć przecież z Estelle bliskie były jedynie z nazwy, nie zapominała o tym ani na chwilę. - Och, mogę jedynie przypuszczać, wszak tożsamość gości objęta jest tajemnicą. - Przechyliła głowę, przez dłuższą chwilę przypatrując się masce starszej siostry, wodząc wzrokiem po bogatych, misternie wykonanych zdobieniach, później zaś po materiale sukni, dobranych do niej dodatkach. Nie miała jeszcze wiele czasu, by podziwiać, jak dobrze poradziła sobie z przygotowaniami do zabawy noworocznej. - Nie dostrzegłam jednak na jego palcu obrączki - dodała. Nie chciała dzielić się z Estelle podejrzeniami na temat tożsamości lorda satyra, tym bardziej w obliczu poruszonego tematu, nadchodzącymi wielkimi krokami swatów. - Nic mi o tym nie wiadomo. Wierzę jednak, że nie ustaje w swych staraniach, wszak obecna sytuacja na scenie politycznej tylko zwiększa szansę na nawiązanie nowego sojuszu lub potrzymanie jednego z trwających. - Obie zdawały sobie sprawę z faktu, że Armand próbował kuć żelazo póki gorące, że gdyby nie wiec w Stonehenge, pewnie wciąż bawiłaby na francuskich salonach. Teraz jednak była tutaj i musiała powoli nauczyć się praw rządzących rodzimą socjetą na nowo. - A ty, jak się bawisz? - zapytała lekko, niezobowiązująco, próbując przekierować rozmowę na inne tory. Czy Estelle oddychała pełną piersią wśród tłumów? Czy raczej tęskniła za dziećmi? Nie była pewna, jakie mogły być odczucia starszej siostry; jej też musiała nauczyć się na nowo.



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Biblioteka
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach