Wydarzenia


Ekipa forum
Most nad Tamizą
AutorWiadomość
Most nad Tamizą [odnośnik]10.03.12 23:04
First topic message reminder :

Most nad Tamizą

Długi i prosty most nad Tamizą, po którym przebiega trasa londyńskiej kolei. Podróżujący pociągiem mugole są często nieświadomi wyprzedzającego ich z prędkością błyskawicy Błędnego Rycerza. Nie zauważają także, że na ulicach przy moście podróżują magicznie powiększone auta, za sprawą sprytnych zaklęć wypełnione zarówno dziesiątkami bagaży, jak i pasażerów.
Gdzieś w oddali majaczy Big Ben, nieopodal zaś znajduje się port, do którego suną niezliczone statki, pozostawiając za sobą sznury piany. Londyn najpiękniej wygląda stąd o zachodzie słońca, mieniąc się w czerwieni i pomarańczy, ukazując swój czar, powab i wdzięk. A dla takich widoków warto zatrzymać się choć na moment.
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most nad Tamizą - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Most nad Tamizą [odnośnik]03.08.19 21:34
[07.01.]

Nowy rok zaczął się wyjątkowo obiecująco - w końcu anomalie ustały i wszystko zaczęło wracać do normy. Joseph, choć odzwyczajony od używania magii, coraz częściej korzystał z różdżki i dobrodziejstw czarodziejskiego świata. Nie spodziewał się, że poczuje przy tym aż taką ulgę i że aż tak ułatwi mu to życie. Czuł się cudownie - jakby po dłuższym okresie wstrzymywania powietrza, znów mógł oddychać swobodnie pełną piersią. Napawało go to tym większym optymizmem i chodził ostatnio w wyśmienitym nastroju. Nawet ponure myśli dotyczące jego wieku i końca kariery przestały zaprzątać mu głowę.  
Nie wszystko jednak zmierzało ku dobremu - Prorok Codzienny stał się zakazaną gazetą, co było jawnym naruszeniem wolności prasy, a wokół znów zaczęto mówić o piętnowaniu czarodziejów ze względu na czystość ich krwi. Joseph nie mógł tego pojąć - ta kwestia była przerabiana tyle razy, tyle razy nie przynosiła ze sobą nic dobrego dla żadnej ze stron... i znowu? Znowu Ministerstwo zaczęło dzielić ludzi? Po co? Ach, no tak - podzielonym narodem łatwiej rządzić, prawda? I można dzięki temu odwracać uwagę od tego, co się knuje naprawdę. Bo Joe nie wierzył, że obecny Minister miał cokolwiek wspólnego z uspokojeniem anomalii. Nie wierzył w jego dobre intencje, ani bycie "wybawcą" czarodziejów. I tak jak zawsze wcale się nie krył ze swoją opinią na ten temat, choć tym razem na forum swoich przyjaciół i znajomych, a nie publicznie. Przestał być "modny", prasa nie interesowała się nim tak, jak to bywało kiedyś, więc i z dziennikarzami miał mniej wspólnego (zapewne cały zarząd Zjednoczonych z Puddlemere dziękował za to Merlinowi).
Dziś jednak, kiedy żwawo przemierzał most rozciągnięty nad Tamizą, nie myślał ani o braku anomalii, ani o Proroku, ani o represjach w stosunku do czarodziejów mugolskiego pochodzenia. Maszerował na spotkanie z dawno niewidzianym przyjacielem nucąc sobie cicho wesołą, irlandzką piosenkę o pijanym Szkocie i choć była trochę obraźliwa, to niezmiennie go bawiła od kiedy usłyszał ją po raz pierwszy.
- Więc Szkot odziany w kilt opuścił bar wieczorem
Wypił za dużo, to było widać, bo szedł bardzo krzywym torem.
Kontrolę stracił, okręcił się i potknął o własne nogi
By zasnąć tam, gdzie runął - w trawie obok drogi
Ring-ding-didl-lidl-la-di-oł! Ring-ding-da-didej-oł!
By zasnąć tam, gdzie runął - w trawie obok drogi...
- podśpiewywał pod nosem spoglądając na płynącą leniwie, trochę zamarzniętą rzekę. W zasadzie dopiero teraz do niego dotarło, że już straszliwie dawno nie był w tej części Londynu. Jeśli już pojawiał się w stolicy, to raczej na Pokątnej, a tutaj? Nie pamiętał kiedy był ostatnio.


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]08.08.19 23:18
Dzień był długi a natłok dzisiejszych informacji, który wciąż szalał w jej głowie, dodatkowo przyprawiając o migrenę, powodował, że musiała się przespacerować po brudnych i ponurych ulicach Londynu. Potrzebowała powietrza i chwili ciszy, i braku ludzi, panikujących ludzi, którzy po porannym wydaniu Walczącego Maga przerażeni wizją śmierci lub Azkabanu szybko tracili nie tylko zapał do pracy, ale porzucali walkę w imię ideałów, które jeszcze wczoraj wyznawali. Nie rozumiała tego, wiedziała, że z pewnością nie zrozumie, jednak sama już dawno liczyła się z tym, że praca w jakiejkolwiek gazecie równała się niebezpieczeństwu. W każdym z wydawnictw przecież należało objąć którąś stronę, a jeśli nie, to i tak zawsze była szansa, że nadepnie się komuś na odcisk – ona te odciski przecież deptała nie tylko w Czarownicy, ale już za czasów szkolnych. Była więc zahartowana w boju, lecz przede wszystkim, niejednokrotnie dostała po nosie za swoje czyny i nie byłaby sobą, gdyby tak łatwo zrezygnowała. Redakcja w końcu dała im wybór: możecie odejść bez konsekwencji, możecie zostać, konsekwencje ponosząc już do końca wojny, nawet życia.
Nie była pewna czy podjęła dobrą decyzję, lecz nie zamierzała wcale się z niej wycofywać w ten sposób chociaż w minimalnym stopniu naprawiając swoje sumienie za nieprawdziwe plotki, które spisywała jeszcze przed paroma laty do konkurencji. Nigdy jednak nie podejrzewała, że kiedykolwiek znajdzie się w podobnej sytuacji; że ona, jej praca, nagle stanie się w jakiś sposób istotna, ważna i przydatna – wiedziała o planie dystrybucji Proroka nielegalnymi kanałami i sama zamierzała się do tego przyłożyć. Kiedy po jakimś czasie dotarła w okolicę mostu nie podejrzewała, że w ciągu zaledwie kilku godzin limit nieszczęść okaże się niewyczerpany.
Straciła czujność, myślami będąc w zupełnie odległych rejonach; właściwie nawet nie słyszała idącego za nią od dłuższej chwili człowieka, jego obecność zauważając dopiero wtedy, gdy w zupełnie mimowolnym odruchu zwróciła się przez ramię za siebie. Kaptur zsunął się z ciemnych włosów a w zdenerwowaniu, które powoli zaczynało się weń pojawiać, zupełnie zapomniała o wewnętrznym niepanikowaniu. Przyśpieszyła więc kroku, nierozsądnie wkraczając na most, bo kiedy zrobiła kilka kroków dalej, wiedziała, że znajdując się w miejscu stosunkowo opuszczonym, na równie pustym moście, jej szanse w jakiejkolwiek konfrontacji nieco malały. Nie była wszak kobietą wyszkoloną do walk – chociaż jednym ciosem złamała dawniej czyjś nos – a zastrzyk stresu i zdenerwowania wcale nie powodował, że czuła przypływ nieziemskich mocy.
Nie próbowała nawet sprawdzać kto za nią szedł; być może ten człowiek wiedział gdzie pracuje, być może kiedyś spotkała go w jednym z pubów w porcie. A równie dobrze mogła być przypadkową kobietą, która jako pierwsza pojawiła się w zasięgu jego wzroku lub właśnie teraz, w krótkim czasie urojenia i wrażenie, że każda mijana na ulicy osoba wie o jej zawodzie, zaczęło dawać jej sygnały, że źle zrobiła. Szła szybko, równie szybko odnajdując różdżkę w kieszeni, gdy dostrzegła kolejną sylwetkę nadciągającą z naprzeciwka.
Gillian Tremaine
Gillian Tremaine
Zawód : nielegalna redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Rzut oka na świat wykazuje, że okropności nie są niczym innym jak realizmem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6202-gillian-tremaine#151870 https://www.morsmordre.net/t6219-volante#153466 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-pokatna-24-1 https://www.morsmordre.net/t6221-skrytka-bankowa-nr-1543#153488 https://www.morsmordre.net/t6222-g-tremaine#153493
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]13.08.19 16:35
Poły płaszcza rozwiał mu silniejszy, chłodny podmuch wiatru wiejącego od strony rzeki, odsłaniając tym samym typowy dla Joey'a mugolski strój - jeansy i granatowy sweter z jasnym kołnierzykiem wystającym spod spodu. Dziarsko maszerując zdawał się nie czuć temperatury wokół i jedynie odruchowo przytrzymał rondo kapelusza, by nie porwał go wiatr. Przyzwyczaił się do niego, musiał to przyznać. Ciemny, w kowbojskim stylu coraz częściej gościł mu na głowie i choć trochę trzymał w ryzach przydługie kłaki ścigającego Zjednoczonych.
- Przechodziły obok dwie panny śliczne po chwili niezbyt długiej,
Zobaczyły Szkota i z błyskiem oka jedna rzekła do drugiej:
"Spójrz jaki przystojny i silny szkocki mężczyzna...
Ciekawi cię co ma pod kiltem, sama przyznaj!"
Ring-ding-didl-lidl-la-di-oł! Ring-ding-da-didej-oł!
"Ciekawi cię co..."*
- nucił sobie dalej, choć coraz ciszej, kiedy jakiś ruch na drugim końcu mostu przykuł jego uwagę bardziej niż płynąca w dole leniwie Tamiza.
Z naprzeciwka szły w jego stronę dwie osoby z czego pierwsza bez wątpienia była kobietą. I to całkiem znajomą kobietą - w czym utwierdzał się z każdym kolejnym zbliżającym ich do siebie krokiem. Gill Tremaine, choć nie widział już dobry szmat czasu, to poznałby wszędzie i z każdej odległości. Zawsze była sprytna, potrafiła się wtopić w tłum, zniknąć z oczu, kiedy tylko chciała, ale nie jemu. On jakoś umiał wyłowić ją wzrokiem spośród innych czarodziejów i to już od czasów szkolnych, poprzez swoje brylowanie w towarzystwie, kiedy był zawodnikiem "na topie" i Czarownica się nim interesowała... najwyraźniej aż po dzień dzisiejszy. Zresztą w tej chwili to nie była żadna sztuka - byli praktycznie sami na moście (choć w znacznym oddaleniu) szli w swoim kierunku, a jej twarzy czy długich, ciemnych włosów nie przysłaniało nic.
Uśmiechnął się kątem warg.
Szczerze mówiąc dobrze było ją zobaczyć po takim czasie. Niby nie trzymali się w komitywie, a ostatnio jak ją widział, to znów szukała sensacji i plotek, by wysmarować na jego temat, albo jego kumpli z drużyny jakiś niemiły artykulik, ale... nie miał jej tego za złe. Nigdy nie miał. I trochę żałował, że Gill już nie pisuje dla Czarownicy, ale zaczęła pracę w Proroku Codziennym, bo właśnie przez to już się nie widywali. Szkoda, swego czasu jej twarzyczka w tłumie fanów i kibiców, była stałym punktem po meczach. Teraz została zastąpiona innymi - obcymi.
Przemknęło mu przez głowę pytanie, czy panna (chyba wciąż panna, co? Zaprosiłaby go na swój ślub, prawda?) Tremaine w ogóle go zauważyła... Zdawała się nieswoja, miała nerwowy przyspieszony chód i jakąś taką nietęgą minę (choć tego nie był pewny z tej odległości), kiedy sięgała do kieszeni. To wzmogło i jego czujność i Joe momentalnie przeniósł spojrzenie z niej na trzecią osobę na moście - mężczyznę, czarodzieja - tego akurat się domyślał po jego mało mugolskim stroju, a upewnił chwilę później, gdy w jego dłoni niedbale chowanej pod pazuchą dostrzegł różdżkę. Choć Gill szła szybkim krokiem, to i tamten przyspieszył z każdą chwilą ją doganiając. Joe był za daleko, a też nie był do końca pewny czy jego przeczucie, że Gill właśnie jest goniona przez jakiegoś typa, czy tylko na taką wygląda, jest prawdziwe, więc zamiast uciekać się do jakiegoś ataku czy czegokolwiek innego, sam wyrzucił pustą dłoń ku górze i pomachał energicznie do kobiety.
- GLYNN! Glynnis Griffiths! - zawołał na całe gardło wpatrując się wprost w Gill. Sam nie wiedział czemu przyszło mu do głowy właśnie imię i nazwisko znanej szukającej Harpii, ale było na tyle popularne, że obcy mężczyzna powinien je kojarzyć nawet, jeśli nie przepadał za quidditchem. Kojarzyć i choć na chwilę zwątpić w to, że ściga tą osobę, którą faktycznie chciał.
- Kopę lat! Jak się masz?! - wydzierał się dalej Joe na całe gardło (zdecydowanie głośniej niż to było konieczne) z szerokim uśmiechem na twarzy. I tylko kątem oka zerkał na tamtego wyuczony podzielnej uwagi podczas meczów. Tutaj niby patrzy wprost na kumpla z drużyny i udaje, że chce mu podać kafla, a tak naprawdę robi to tylko po to, by zmylić przeciwnika i podać piłkę do trzeciego ścigającego. Teraz robił dokładnie to samo. No, prawie.
A jeśli jego przeczucie co do intencji typa było mylne? Cóż... każdy mógłby pomylić Glynnis z Gillian, tak? Zdarza się najlepszym. Potem najwyżej obróci wszystko w żart.  

*Bryan Bowers - The Scotsman (wolne tłumaczenie)


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]09.11.19 22:54
Ona nie rozpoznała go od razu. Skupiona na jednej myśli, pchającej ją do ucieczki i nasłuchiwania w jakiej odległości znajdował się mężczyzna za nią, nie zwróciła uwagi na wesołe przyśpiewki nadchodzącej z naprzeciwka osoby. W gruncie rzeczy zauważyła ją dopiero wtedy, gdy odległość pomiędzy nimi skróciła się do zaledwie kilku metrów a chłopak wprowadził ją w kolejny dysonans poznawczy. Wyrwana gwałtownie z paranoicznej obawy, szepczącej, że najpewniej znalazła się w sytuacji jej zagrażającej, z początku zatrzymała się zdezorientowana. Dopiero po chwili przypomniała sobie o oddychaniu, a zaraz po tym zrozumiała – ledwo – że albo Joseph rzeczywiście pomylił ją z inną kobietą albo próbował jej pomóc. Nie zastanawiając się nad tym, która z tych dwóch rzeczy była bliższa prawdzie, zadecydowała się skorzystać z jego obecności bardziej niż kiedykolwiek. Gdy znaleźli się naprzeciwko siebie, odetchnęła cicho.
Wright, a niech mnie, nic się nie zmieniłeś – przywitała się, jednocześnie próbując przypomnieć sobie kiedy widzieli się po raz ostatni i czy tamten raz należał do przyjemnych. Chociaż relacja z Josephem za czasów szkolnych należała do dziwnych – jak znaczna część znajomości dziennikarki – a nawet raz zdołał ukłuć ją w kobiece ego, nie wspominała go źle, czego wyrazem były całkiem przychylne artykuły na jego temat w Czarownicy. Mimo to zdawała sobie sprawę, że dla wielu osób już sam fakt, że zajmowała stanowisko w największym plotkarskim czasopiśmie było skreśleniem na starcie – i poniekąd wcale się nie dziwiła takiemu podejściu, wiedząc po czasie, że wypisywanie plotek, niejednokrotnie nieprawdziwych, było paskudną zagrywką. – Bywało lepiej, ale nie narzekam – odparła i odwróciła się dyskretnie próbując zlokalizować obcego – sam rozumiesz, praca, fani, praca, ani chwili spokoju – zasugerowała z wewnętrznym niepokojem zauważając, że kroki jeszcze chwilę temu słyszalne, ucichły.
Może przejdziemy się na kremowe? – zaproponowała, zupełnie szczerze, uznając, że spędzenie wieczoru w czyimś towarzystwie będzie znacznie lepszą alternatywą niż powrót do pustego mieszkania, w którym każdy najmniejszy odgłos wyprowadzał ją z równowagi. Posłała mu przy tym pełen uroku uśmiech, a jednocześnie ponaglające spojrzenie, które sugerowało, że nie powinien jej odmawiać.
Gillian Tremaine
Gillian Tremaine
Zawód : nielegalna redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Rzut oka na świat wykazuje, że okropności nie są niczym innym jak realizmem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6202-gillian-tremaine#151870 https://www.morsmordre.net/t6219-volante#153466 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-pokatna-24-1 https://www.morsmordre.net/t6221-skrytka-bankowa-nr-1543#153488 https://www.morsmordre.net/t6222-g-tremaine#153493
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]02.10.20 23:14
22 VII 1957


Pokonując szybkim krokiem kolejne ulice, nie oglądała się na osoby, które mijała lub przypadkiem trąciła, przechodząc obok. Rzucane szeptem przepraszam, najpewniej nie docierało do żadnej pokrzywdzonej jednostki, ale nie marnowała czasu, aby upewnić się w tym. Jak zawsze brakowało jej godzin, aby zrobić wszystko, co planowała danego dnia. Nawet dni wolne od pracy nie zapewniał ich dość, bo to co zyskiwała, łatwo traciła w wyniku nieprzewidywanych problemów lub spotkań z osobami, które stawały jej na drodze i z różnych powodów, nie zbywała ich. Taki przypadek w pewnym sensie miała ledwie kilkanaście dni temu, chociaż wtedy nie koniecznie czuła ten sam pośpiech i obecnie próbowała o tym sukcesywnie zapomnieć albo raczej nie rozpamiętywać… nie zastanawiać się nad wszystkim, co się wtenczas wydarzyło. Dziwna rozmowa, dziwne gesty i koniec, które w całokształcie zaprzątały myśli. Nie znosiła takich sytuacji, gdy jedna osoba rozpraszała jej uwagę na dłużej. Pokręciła delikatnie głową, a ciemne fale włosów, zatańczyły wokół jej twarzy. Chcąc nie chcąc, myśli uciekły w stronę kolejnej osoby, której nie widziała już długo. Minęły tygodnie, odkąd rozmawiali ostatnim razem i chociaż nadal była na niego zła, zaczynała się odrobinę martwić. Niby przywykła, że potrafił znikać na całe miesiące, lecz zwykle nie dawał ot, tak o sobie zapomnieć, podsyłając listy czy kwiaty. Doceniała takie drobne gesty, bo minimalizowały niepokój, jaki mogła odczuwać z powodu takowej ciszy. Pamiętała, że już raz mu się to zdarzyło w poprzednim roku, ale później miał, jakieś konkretne wytłumaczenie, które i tak zdawało się trochę naciągane. Tym razem mogło to nie wystarczyć, a spotęgować złość, jaką pielęgnowała. Pogrążona w myślach, nie obserwowała uważnie otoczenia, nie zwracała uwagi na przeszkody na drodze. Delikatne uderzenia obcasów o ziemię, wyznaczało pewne tempo, które utrzymywała przez cały czas i nic tego nie zakłócało. Do chwili, gdy nagle wpadła na kogoś. Zderzenie było wystarczająco mocne, aby zachwiała się odruchowo zamykając palce na cudzym przedramieniu, szukając podparcia. Cofnęła się o krok, uspokajając odrobinę przyspieszony oddech, będący wynikiem lekkiego stresu. Spojrzenie przez chwilę miała utkwione w męskim torsie, analizując, co właśnie się stało. Powinna to przewidzieć, uciekanie myślami i ignorowanie otoczenia nigdy nie było dobrym pomysłem.
- Przepraszam.- szepnęła, unosząc kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Skoro wpadła na jakiegoś mężczyznę, można było pokokietować trochę, aby załagodzić negatywne emocje. Uniosła wzrok, aby spojrzeć na twarz poszkodowanego i zamrugała szybko, gdy dotarło do niej na kogo wpadła. No proszę, jest i On. Uśmiech zmienił się w lekki grymas, który zatarł wizerunek skruszonej młodej kobiety, świadomej swej winy w owym zdarzeniu. Gniew z ostatniego spotkania powrócił, chociaż nie aż tak silny, jak wtedy, gdy po wyjściu z restauracji, odeszła uświadamiając go dobitnie, że tym razem nie ma co liczyć na wizytę w jej mieszkaniu.
Odwróciła od niego wzrok, by zaraz wyminąć mężczyznę, znów bez słowa.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]12.10.20 23:37
Zdawałoby się, że Londyn, po przeprowadzonej w kwietniu Czystce, zdecydowanie opustoszał. Ilość osób widocznych na ulicach znacząco spadła, można to było dostrzec gołym okiem. Nie tylko w populacji i znacząco przerzedzonych tłumach przemierzających miasto, ale także po wielu opustoszałych witrynach sklepowych. Jakim więc sposobem kiedy dziś to on spieszył się, pokonując pieszo kolejne chodniki, znów natknął się na tłuszczę? Ilość ludzi, których mijał nieco go zaskoczyła - choć pora była wczesna, nic więc dziwnego, że ci, którzy nadal posiadali swoją pracę, właśnie kierowali się ku miejscu wypełnienia swoich obowiązków. Poza tym, uznać należało to za fakt, że stolica powracała do swojego dawnego, zapracowanego i wiecznie zabieganego "ja".
Z tego akurat należało się cieszyć.
Nie mógł się jednak cieszyć, kiedy, przemierzając ulice, nie mógł nawet ustalić sobie pewnego rytmu. Co parę kroków musiał przystawać, by kogoś przepuścić. Zazwyczaj nie pozwalałby sobie na takie upokorzenie - preferował przemieszczanie się z jednego miejsca na drugie metodą, która zdecydowanie bardziej pasowała do człowieka jego statusu. Nie było to jednak warte zachodu, gdy do przejścia miał zaledwie kilka ulic - stąd też znalazł się właśnie w strumieniu ludzi przecinających miasto raczej chaotyczną rzeką.
Oczywiście, że był zajęty. W ciągu kilku ostatnich tygodni sprawy biznesowe wysunęły się na pierwszy plan, stąd też Craig poświęcił się temu w stopniu znacznym. Czy myślał o niej? I tak i nie. Na pewno nie odzywał się do niej - i to zdecydowanie dłużej niż można by to uznać za przyzwoite. Przyczyniło się do tego wiele rzeczy, z brakiem czasu na czele. Tym razem chodziło jednak także o coś więcej. Chyba sam po prostu był nieco zmęczony. Łamanie zakazów, które mu stawiała, było zabawne i zajmujące. Szczególnie kiedy on miał na to ochotę - co w sumie zdarzało się często. Ba, ciągnęło się przecież od wielu lat. Jednak czasem nawet on odczuwał znużenie. Stąd też ta cisza z jego strony. Chyba sam też podświadomie ciekawiło go i bardzo chciał sprawdzić, czy Belvina będzie w stanie przełknąć swoją dumę... i w końcu odezwie się do niego jako pierwsza. Jak do tej pory, musiał się jednak pogodzić z tym, że w eterze wciąż panowała cisza.
Zderzenie z jakimś znacznie szczuplejszym i delikatniejszym ciałem wyrwało go z jego rozmyślań. Odruchowo sam wyciągnął dłoń, aby zapobiec upadkowi nieznajomej, czując jednocześnie jak kobieta wspiera się na jego przedramieniu. Gdyby miał czas, być może wygłosiłby jakąś tyradę, może rzucił kilka niewybrednych epitetów pod adresem zawalidrogi. Nieistotnym był fakt, że zderzenie było także jego winą - miał do tego prawo, po prostu. Zegarek pędził jednak nieubłaganie do przodu, jak też z resztą powinien robić w tej chwili sam Craig. Początkowo miało się więc skończyć na nieprzychylnym spojrzeniu posłanym kobiecie. Gdy jednak w końcu jego wzrok spoczął na znajomym obliczu, wszystkie wcześniejsze ustalenia i plany przestały mieć znaczenie. W pierwszej chwili nie był pewien, co właściwie powinien rzec - jednak przeprosić? Zapytać co u niej? Wybrała za niego, pragnąc go za wszelką cenę wyminąć. Nie dał jej jednak tej szansy, odczytując jej ruchy i zagradzając jej drogę. - Naprawdę? Zmarszczysz nosek i ot tak sobie pójdziesz? - warknął, przytrzymując ją za przedramię, którym wcześniej się na nim wsparła.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]17.10.20 1:05
W takich chwilach naprawdę żałowała, że teleportowanie się na terenie Londynu było niemożliwe. Zrobiłaby wiele za takową szansę, gdy jej spojrzenie na krótki moment spoczęło na twarzy mężczyzny i to dobrze jej znanego. Tych rysów nie szło pomylić.
Nie zamierzała słuchać niczego, co zamierzał powiedzieć, czując, że słowa obecnie nie trafią do niej. Była zła na siebie i na niego, a takie skumulowanie odbierało opanowanie, które zwykle staranie utrzymywała w podobnych sytuacjach. Mogli się pokłócić, a jakże, wystarczyło sprowokowanie sytuacji, lecz czy naprawdę tego chcieli pośród tych wszystkich osób, które spiesząc się, przeciskały obok nich. Wiedziała, że stojąc w tym miejscu, praktycznie na środku przeszkadzają, ale nie interesowało jej to przez kilka długich sekund. Dopiero później podjęła próbę wyminięcia Burke, co skutecznie uniemożliwił. Ponownie uniosła na niego spojrzenie, a usta wykrzywił wyraźniejszy grymas. Zerknęła przelotnie na jego dłoń, gdy poczuła chwyt. Nie był tak silny, jak się spodziewała, a to zwróciło uwagę uzdrowicielki. Znała go za dobrze, aby na taki niuans nie zwrócić uwagi.
- Puść mnie.- wypowiedziała tylko pozornie spokojnie, zdradzając delikatne rozdrażnienie, które wydawało się odbijać echem na barwie głosu. Szarpnęła ręką, gestem podkreślając, że nie ma najmniejszej ochoty, aby zatrzymywał ją w ten sposób. Nie robiła tego jednak z obawy, bo Craig nigdy nie wyrządził jej krzywdy. Był mężczyzną, za którą nie jedna by się obejrzała, a będąc na jej miejscu, akceptowała jego wady. Belvina natomiast czasami nie potrafiła odnaleźć w sobie dość tolerancji, a pewne jego kaprysy znosiła gorzej niż pozostałe. Część mogła zapomnieć, zaakceptować, lecz wszystko powoli się piętrzyło.
- A czemu miałabym tego nie zrobić? – spytała, czekając na jakiś dobry argument, który mógłby ją odwieść od ponownej próby wyminięcia lorda.- Przez tyle czasu nie potrzebowałeś mojego towarzystwa, a teraz nagle coś się zmieniło? Hm? – wiedziała, że zachowuje się trochę głupio, ale z czystego uporu zamierzała zrzucić całą winę na niego. W sumie, jakby spojrzeć na to z boku to była jego wina, sam doprowadził do obecnej sytuacji. Miał jedynie pecha, że nerwy musiały znaleźć upust i padło na niego, bo właśnie sam się nawinął.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]26.10.20 17:55
Lekkie ukłucie irytacji, które odczuł na jej widok, powoli narastało. Składało się na to wiele elementów - po niedawno przebytym ataku choroby genetycznej nadal był obolały, jego plecy, poznaczone nowymi śladami blizn, wciąż były wrażliwe na mocniejszy dotyk. Tymczasem zarówno zderzenie z Belviną, jak i poszturchiwania mijających ich ludzi, choć lekkie, nie pozostały bez echa. Tępy, pulsujący ból, póki co bardzo uśpiony, zaczął narastać i rozłazić od łopatek na resztę pleców. Teraz Craig był już pewien, że nie było sensu, aby dalej biegał załatwiać swoje sprawy. Przede wszystkim dlatego, że plecy zwyczajnie mu na to nie pozwolą. Szarpanie się z Belviną także nie poprawiło jego sytuacji - to dlatego jego uścisk był lżejszy. Nie pozwolił jej jednak wyrwać ręki, nawet gdy podjęła taką próbę. - Nie kpij sobie ze mnie - warknął Burke, dość głośno, by go usłyszała. Chyba nawet któryś z mijających przechodniów odwrócił się z zaciekawieniem, zaraz jednak pospieszył dalej za swoimi sprawami. Fakt, kłótnia w tym miejscu nie była najlepszym pomysłem - jako zawalidrogi utrudniali przemieszczanie się innym ludziom, byli stale poszturchiwani, no i mogli z siebie zrobić sensację. Ale przez jedną krótką chwilę Craig o to nie dbał. Nie zamierzał z resztą krzyczeć, uderzał w cichsze, bardziej warkliwe tony. I Salazar mu świadkiem, że nie zamierzał przegapić okazji, by powiedzieć Belvinie parę słów rozsądku. - Nie mam dziś nastroju na gierki słowne. I to nie ja bawię się w obrażoną księżniczkę, która znika bez słowa po tym, jak mężczyzna zrobi coś, co jej się nie podoba. - nie miał zamiar dać zrzucić całej winy na siebie. Chciał dla niej dobrze. Owszem, może odrobinkę zabawił się jej kosztem, zmuszając ją w końcu do czegoś, czego nie lubiła, ale czy zakończyło się to tragedią? Jego plan był prosty - zamierzał w końcu sprawić, aby ich związek nie musiał być nadal trzymany w tak pilnej tajemnicy. Powoli jednak męczyło go, że Belvina odrzucała każdą szansę, którą jej dawał. Być może nie będą mieli lepszej okazji, aby wyjaśnić sobie pewne sprawy - więc pomimo przeciwności, pomimo krzywych spojrzeń od mijających ich przechodniów, Craig nadal trzymał jej rękę, nie pozwalając odejść.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]02.11.20 23:07
W odczuwanych obecnie emocjach, byli najwyraźniej dość zgodni, chociaż to co wywoływało samo zdenerwowanie u Belviny, było nieco inne. Stopniowo coraz mniejszą uwagę przykuwała do ludzi na około, bardziej irytując się na mężczyznę, który stał przed nią. Nie była głupia, wiedziała, że Craig nie odpuści tak łatwo, a chwyt jedynie mógł stać się silniejszy, co jednak nie nastąpiło. Miała wrażenie, że coś jest nie tak, lecz w pierwszej chwili starała się ów myśl ignorować. Nie będzie rozczulać się nad nim, gdy znów próbował nakłonić ją do działania według jego widzi mi się. Miała go dosyć pod tym względem, jednak nadal pozostawał tym silniejszym, dlatego też musiała zmienić taktykę i z każdą minutą, upewniała się co zrobić. Mimowolnie wróciła myślami do sytuacji sprzed kilkunastu dni. Wtedy też podjęte bezmyślnie decyzje zmusiły ją do nietypowego zachowania, które finalnie okazało się strzałem w dziesiątkę.
Poruszyła lekko ręką, ponawiając próbę wyrwania ręki z uścisku, lecz mniej gniewnie.
- Zostaną mi siniaki.- rzuciła z wyraźnym niezadowoleniem, przenosząc na chwilę spojrzenie na jego dłoń, nim ponownie uniosła wzrok na twarz mężczyzny. Bez wahania zrobiła krok w stronę Craiga, zmniejszając dystans między nimi, lecz w tym wypadku nie miała wrażenia, że narusza jakąś granicę. To było znajome i całkowicie akceptowalne.- Puść. To zaczyna boleć.- dodała spokojnie, zamykając palce wolnej dłoni na jego ręce. Od dawna wiedziała, że w bezpośredniej konfrontacji nie miała szansy, sięgała więc po to, co było w zasięgu i co działało na tego konkretnego mężczyznę.- Doceń, że nie robię scen jak przypadkowa panna, która teraz najpewniej zaczęłaby krzyczeć, że robisz jej krzywdę.- zbliżenie się do niego, miało dodatkowy plus, a mianowicie przepychający się obok przechodnie, przestali szturchać ją i więcej obecnie obrywał Burke. Czekając na jego reakcję, spojrzała w bok na barierkę mostu, łapiąc się na krótkiej myśli, że miała ochotę wypchnąć go za nią. Kuszące.
- Czemu nagle chcesz rozmawiać? – cień złości znów rozbrzmiał w głosie, bo wróciła myśl, że był gdzieś, nie wiadomo gdzie przez ten czas i nie raczył się odezwać, chociaż to on zawinił w całej tej sytuacji.- Zniknąłeś znów na kilka tygodni, więc po co teraz… - dodała ciszej, lecz zamilkła nim dokończyła myśl. Po co wracał? Nie mógł znaleźć sobie innej, której mieszałby w życiu swoją obecnością, którą uzależniłby od siebie?



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]20.11.20 12:35
Puścił ją w końcu. Skoro tak jej na tym zależało. Skoro tak bardzo chciała uciec. Ostentacyjnie rozluźnił ją dłoń, jednocześnie lekko ją odpychając. Być może złość i ból pleców zaburzały mu teraz odrobinkę faktyczny obraz sytuacji. Być może mieli jakąś szansę na porozumienie, na wyjaśnienie sobie wszystkiego, na powrót do tego, jak było wcześniej. Żadne jednak chyba w takową możliwość nie wierzyło, przynajmniej nie teraz.
- To ma być groźba? - parsknął, ponura wesołość na kilka sekund uniosła kąciki jego ust. Naprawdę Belvina sądziła, że mogłaby mu w jakiś sposób zaszkodzić, robiąc aferę z kłótni na moście? Już prędzej wyrządziłaby większą krzywdę samej sobie. Fakt, że szlachcice miewali kochanki, nie dziwił nikogo. Natomiast informacja, że panna Blythe pozwalała sobie na skoki w bok z mężczyzną, z którym oficjalnie nic jej nie łączyło, tylko zrujnowałoby jej reputację. Kto wie, czy władze szpitala nadal chciałyby zatrudniać tak nieprzyzwoitą pracownicę. - Och, jakże doceniam! Doceniam jak jasna cholera. Ale proszę, nie krępuj się. Proszę bardzo, krzycz. Śmiało. Czekam. Zobaczymy komu narobisz większych kłopotów. - jego głos zabarwił się goryczą, ale także kpiną. - Może mam ci pomóc? Śmiało, plecy mnie bolą, ale gardło mam sprawne. Może wszyscy na moście usłyszą.
W jego spojrzeniu pojawiła się na moment ponura, smutna iskierka. Chyba po prostu nie spodziewał się, że po tylu latach związku, Belvina może potraktować go w taki sposób. Robił dla niej niemal wszystko, a nawet jeśli czasem grał jej na nerwach, czynił to w sposób subtelny i nieszkodliwy. Tak, że potem odchodziło to w zapomnienie - lub nawet przysparzało okazji do odegrania się na nim. Nierzadko w sypialni. Jeśli jednak jej duma miała być ważniejsza od niego... Być może dobrze się stało.
- Rozumiem, że tylko na moich barkach spoczywało wychodzenie z jakąkolwiek inicjatywą. Że tylko mi miało zależeć. - warknął po raz kolejny, świdrując ją spojrzeniem. Każdego w końcu by to zmęczyło. Wiedział, że nie był w tym momencie do końca fair - nawet jeśli ich związek w dużej mierze opierał się na tym, że to Craig ją kokietował, a ona się opierała, panna Blythe również wniosła wiele do tej relacji. Wychodziła z inicjatywą. Jemu było jednak mało. W momencie, w którym jedna, drobna sprzeczka urosła do miana ogromnego problemu, bo nie przybiegł na kolanach błagać jej o wybaczenie, Burke zwyczajnie tracił cierpliwość.
- Żałosne - skomentował jeszcze na koniec, wpatrując się usilnie w jej twarz. Nie rozwinął jednak swojej myśl - czy chodziło o nią, czy też może o niego samego.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]20.11.20 23:29
Spojrzała na niego z cieniem irytacji, gdy odepchnął ją i nawet jeśli zrobił to z wyczuciem, ten gest pogłębił niezadowolenie całokształtem sytuacji. Wiedziała, że w tej chwili zachowywała się absurdalnie, ale pierwszy raz od bardzo dawna, sama nie do końca rozumiała, czego w sumie oczekiwała. Dlatego też zdenerwowanie nie było skierowane jedynie w jego stronę, ale w nią samą również. Nie zamierzała przyznawać się, że wystarczyło, aby pomimo okazywanej przez nią złości wcale jej nie puścił, a przyciągnął bliżej i zamknął w klatce ramion, które przez lata kojarzyły się jedynie ze specyficznym bezpieczeństwem. Nie wiele było potrzeba, aby zniszczyć jej opór i ostudzić gniew, pozostawiając ją znów bezbronną z emocjami o wiele łagodniejszymi. Jednak dziś najwyraźniej pozostało to gdzieś, ukryte pod płachtą nieświadomości i nieumiejętności działania wobec siebie.
Roztarła powoli nadgarstek, jakby chciała podkreślić, że to, co zrobił wyrządziło jej krzywdę, lecz tak naprawdę potrzebowała czymś zająć dłonie i myśli na te parę cennych sekund, gdy mogła spuścić wzrok na własne ręce i nie musieć konfrontować się z jasnymi ślepiami mężczyzny.
- Gdyby to miała być groźba, wybrzmiałaby lepiej.- odparła beznamiętnie, unosząc spojrzenie na jego twarz. Wątpiła, aby wyjście na jaw romansu z mężczyzną pokroju Craiga mocno zniszczyło jej reputację. Oczywiście pewnie stałoby się pewną skazą, która przez jakiś czas przysparzałaby problemów, gdyby rozeszło się to w nieodpowiednim gronie. Na całe szczęście nie miała męża i dzieci, żadnego mężczyzny, któremu obiecała cokolwiek, stąd konsekwencje nie mogłoby być, aż tak okropne. Nie groziła jej łatka niewiernej żony, a ta zdecydowanie byłaby gorsza niż określenie stara panna, do którego dawno przywykła i wielokrotnie cieszyła z zachowanej niezależności.
Kiedy próbował ją najwyraźniej sprowokować, posłała mu odrobinę pogardliwe spojrzenie, podszyte niedowierzaniem, że naprawdę chciał doprowadzić do równie idiotycznej sytuacji. Gdyby faktycznie do tego doszło, wcale nie takim oczywistym było, kto okaże się tutaj stroną przegraną. Z jednej strony ona ryzykowała, że Burke wyprze się wszystkiego, a co więcej w złości powie o parę słów za dużo, lecz z drugiej wystarczyło trochę kobiecych łez, siniaki na ręce, które bez wątpienia wyjdą przez tą lekką szarpaninę i parę anonimowych osób, które widziały, jak zatrzymał ją i chwycił, aby nie mogła odejść. Niestety im bardziej to analizowała tym mniej łudziła się, że byłaby, chociaż minimalnie wygrana. Z arystokratami nie można było wygrać, gdy mieszało się do tego osoby trzecie. Wiedziała o tym dobrze, ucząc się pewnych niezmiennych zasad przez lata znajomości z lordem, który właśnie stał przed nią i zdawał się obcy jak nigdy dotąd. Miała świadomość, że to jej wina, ale była zbyt dumna, aby otwarcie to przyznać.
- Tak bardzo brakuje ci atrakcji w szarej codzienności? – spytała cicho, zahaczając odrobinę o sarkazm przy ostatnich słowach. Ciemne tęczówki skupiły się na nim z większą uwagą, gdy zorientowała się nagle, co powiedział. Plecy? Dlatego coś jej nie pasowało, wydawał się odrobinę nieswój i tłumaczyło to większe rozdrażnienie, ale nie zamierzała żałować go w obecnej chwili.- Co się stało? – spytała prawie szeptem, wewnętrznie nie chcąc, aby odpowiadał czy chociaż zrozumiał owo pytanie.
Chwilę spokoju, lekkiego wyciszenia, jakie niespodziewanie nastało, zniszczył idealnie kolejnymi słowami. Poczuła ponownie przypływ negatywnych emocji, których przekrój okazał się wyjątkowo duży.
- Tylko na twoich? Tylko tobie miało zależeć? – powtórzyła z niedowierzaniem, mając wrażenie, że się przesłyszała. Czy to miał być jakiś nieśmieszny żart? Spotkała się z różnym typem humoru, ale tego najwyraźniej nie załapała albo niepotrzebnie łudziła się, że wcale nie mówił poważnie.- Sądzisz, że mi nie zależało? Podporządkowałam część własnego życia Tobie i temu, kiedy zamierzałeś pojawiać się! Nigdy ci tego nie wypomniałam, nigdy nie zamknęłam drzwi przed twarzą. Ty cholerny… – urwała. Czuła rozgoryczenie, że właśnie zarzucił jej coś takiego. To było niesprawiedliwe z jego strony i zabolało, czego jednak nie zamierzała okazać, tłumiąc głęboko w sobie. Nie chciała wyjść na zranioną panienkę, gdy była świadoma, że relacja z Craigiem nigdy nie będzie prosta i nawet upływ lat tego nie zmieni, a prędzej skomplikuje jeszcze bardziej. Odetchnęła cicho, starając się uspokoić.- Wiedziałam, że zakochanie się w Tobie  będzie moim największym błędem, gdy to co mogę dostać to coś pokroju tego. Zarzut, że tylko Tobie zależy i oczekiwanie kiedy się znudzisz, aby ciągnąc tę farsę dalej. Piękna ułuda właśnie się kończy, hm? – zmrużyła delikatnie oczy, spoglądając na niego z niechęcią.- Masz racje. Żałosne.- pozostawiła to w podobnym niedopowiedzeniu, bez konkretu kto w tej sytuacji okazywał się bardziej żałosny.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]22.11.20 20:16
>>klik<<

Ależ oczywiście że to znów on był tym złym. Gdyby tylko przytrzymał ją mocniej, gdyby tylko znów wyszedł z inicjatywą, gdyby tylko zamknął ją w swoich ramionach i przetrzymał jej narastający gniew - znowu byłaby jego. To on musiał się postarać. Zawalczyć. Czy kiedyś było inaczej? Uwielbiał, naprawdę kochał łamać jej upór, nakłaniać ją do tego, by zrobiła coś wbrew swoim zasadom, by zaakceptowała narzuconą jej wolę. Ten gniew i irytacja zwykle go napędzały, wiecznie posłuszne lalki bardzo szybko się mu po prostu nudziły. Istniała jednak pewna granica. Znudziło mu się bycie jedynym, który coś robił.
Kulenie się i przecieranie nadgarstka nie zrobiło na nim wrażenia. Dobrze wiedział, że nie wyrządził jej krzywdy. - To może zastanów się, zanim znów bez sensu otworzysz usta - sarknął. Bo czym innym miało być stwierdzenie, że Burke powinien być jej wdzięczny że nie zrobiła im tu sceny? Nie widział innej możliwości niż bezsensowna groźba, która chyba miała go przestraszyć. Nie skomentował jej wypowiedzi o atrakcjach. Ich akurat miał pod dostatkiem. Nie dzięki niej, rzecz jasna. Przecież jej nie stać było nawet na wysłanie głupiej sowy. Jeśli on nie próbował się z nią choćby skontaktować, wszystko się po prostu urywało.
- Nie udawaj teraz że cię to obchodzi. - warknął, dobitnie dając jej znać, że jednak dostrzegł ten moment jej zawahania. I tak nie zamierzał się jej tu teraz zwierzać, a jeszcze mógł wykorzystać jej chwilową słabość na okazanie jak bardzo czuł się dotknięty jej zachowaniem. I bardzo, bardzo chciał to zrobić. Zgnoić. Sprawić, żeby zabolało ją tak samo, jak bolało jego. Żeby dostrzegła swoją winę i żeby żałowała. Spoglądał na nią cały czas z lekką pogardą, prostując się na tyle, na ile pozwalały mu to obolałe plecy - a może i forsując je trochę zbyt mocno, niemniej nie zwracał na to uwagi.
- Nigdy nie zamknęłaś mi drzwi przed twarzą. - powtórzył za nią z wyraźnym sarkazmem w głosie. Uniósł powoli dłonie i klasnął nimi kilka razy. Powoli, ironicznie - Brawo, niezwykłe zaangażowanie i poświęcenie. Aż mi się ze wzruszenia na płacz zbiera. - prychnął wyraźnie. Nie zastanawiał się chyba nigdy nad tym, jak jego związek z Belviną miałby się zakończyć. To, co ich łączyło, trwało już tak długo, że Burke brał to niemal za pewnik. Przez tyle lat nie poświęcił żadnej innej kobiecie tyle uwagi co właśnie jej. Podświadomie wiedział, że kiedyś musi nastąpić koniec - nie spodziewał się tylko że będzie on tak gwałtowny i burzliwy. Ale choć bolało go to wszystko, nie zamierzał ustąpić. Nie raz znosił już zdradę - najwyraźniej przyszło mu się z nią zmierzyć po raz kolejny. Bo właśnie tak to postrzegał. Jako zdradę. Bolała za każdym razem tak samo. Miał dość tej jednostronności. Tylko on się tu w jakikolwiek sposób starał. Gdyby nie aranżował kolejnych spotkań, gdyby nie zjawiał się po kryjomu w jej mieszkaniu... ona nie kiwnęłaby nawet palcem. Ostatnie tygodnie tylko to potwierdziły.
- Ułuda? - to słowo chyba dotknęło go najbardziej. Może nie powinien się dziwić, że Belvina mogła to w ten sposób postrzegać. Jakie szanse na przetrwanie miał związek szlachcica z kobietą o czystości krwi zaliczanej do zaledwie czystej? Mimo wszystko wypowiedzenie tego na głos było prawdziwym ciosem. Bo on tego tak nie postrzegał. Wszystko co do niej czuł było prawdziwe. Zabolało. Naprawdę go to zabolało - co z resztą przez chwilę można było zobaczyć w jego oczach. Zaraz jednak zamaskował te emocje gniewem. - Kiedy się znudzę? Kobieto, ja cię chciałem wynieść na salony. Zrobić z ciebie lady! Swoją żonę! - te słowa wypowiedział zdecydowanie głośniej, niż początkowo zamierzał, jednak emocje zwyczajnie wzięły górę. Być może sam w stu procentach do tej pory nie zdawał sobie z tego sprawy. Jego działania w tym kierunku były bardziej nieświadome niż chciałby się sam przed sobą przyznać. Gdy jednak powiedział teraz to na głos, zrozumiał, że tak właśnie przecież było. Weźmy chociaż ten przeklęty taniec. Tu nie chodziło tylko o to, że Craig lubił wirować z piękną kobietą w takt muzyki na sabatach czy innych przyjęciach organizowanych przez szlachtę. Lady musiała wiedzieć jak się poruszać podczas takich wydarzeń. To dlatego tak na nią naciskał i pomimo jej sprzeciwów, w końcu raz ją do tego przymusił. - Teraz widzę, że z kolei ty uchroniłaś mnie przed popełnieniem największego błędu w moim życiu. Jestem ci winny podziękowania, panno Blythe - ostatnie słowa wypowiedział już zdecydowanie ciszej. A więc to naprawdę i definitywnie był już koniec.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]22.11.20 23:57
Wiedziała, że drobne gest nie poruszą go, gdy tak umiejętnie podjudzała jego złość. Karuzela emocji na jaką weszli oboje nie mogła już się zatrzymać, a przynajmniej nie tak łatwo jak zwykle. Miała świadomość w co brnie oraz że ostatnia sytuacja nie była powodem obecnej, a jedynie pewnym impulsem, aby piętrzące się miesiącami wątpliwości doprowadziły do końca, który zbliżał się nieubłaganie. Nawet jeśli bolało, nie chciała się już cofnąć, bo prędzej czy później znów doszłoby do tego i musieliby przejść przez to ponownie. Chciała im tego oszczędzić, egoistycznie bardziej sobie.
- I vice versa.- odparła ostro, zirytowała słowami, jakie skierował do niej. Nie miał prawa tak do niej mówić, zważywszy, że oboje w złości nie błyszczeli mądrościami. Nie wypierała się, że urwany kontakt był również jej winą, lecz codzienność ostatnio stawała się na tyle zajmująca, aby wszyscy próbujący się z nią skontaktować cierpieli z powodu braku odpowiedzi. Nikt jednak nie wyrzucał tego w rozmowie.
Prychnęła cicho, gdy zareagował na ciche pytanie. Nieprawdą było, że nie obchodziło jej to, lecz nie chciała rozczulać się nad nim, nie kiedy sytuacja była taka, a nie inna.- Nie mierz innych swoją miarą, fakt, że ty miałbyś to gdzieś, nie oznacza, iż ja również.- im dłużej zastanawiała się, co mogło się wydarzyć tym nabierała pewności, jaki był powód jego stanu. Wiedziała przecież na co chorował, miała okazję być przy nim, gdy genetyczne obciążenie powróciło, doprowadzając do przerażającego widoku. Nawet dla niej, dla uzdrowicielki widok był wtenczas okropny.
Wykrzywiła wargi w delikatnym grymasie, spoglądając na niego z coraz większą niechęcią. Kiedy zaklaskał w dłonie, komentując słowa, grymas tylko pogłębił się. Nienawidziła go takiego, a niestety miała okazję już kiedyś poznać mężczyznę od owej strony, nawet jeśli wtedy wzgarda nie była skierowana na nią.
- Uwielbiam twoją umiejętność wyciągania skrawka wypowiedzi i czepiania się go desperacko.- przy pierwszym słowie jej głos ociekał ironią, by później nabrać ponurego brzmienia. Ta rozmowa nie miała sensu, mogła jedynie pogłębiać negatywne emocje, jakie zaczynali żywić do siebie, uzupełniając pustkę po poprzednich, zbyt pięknych, aby mogły przetrwać. Czasami zastanawiała się, jaki będzie ich koniec, wiedząc, że nadejdzie prędzej czy później. Byłaby naiwna przypuszczając inaczej, łudząc się, że wszystko ułoży się dobrze i będą mogli trwać w tym związku, który na logikę powinien rozpaść się wraz z dniem, w którym opuściła Francję. Zamiast tego wszystko trwało, zmieniało się w miesiące i lata, przechodząc do normalności, czegoś okropnie oczywistego. Nie musiała szukać zbyt długo we wspomnieniach momentów, gdy Craig wracał na chwilę do Anglii, a Ona przestawiała wszystkie plany, aby móc spędzić z nim czas. Głupiutko zakochana. Nie żałowała tego ani wtedy ani teraz, jedynie mając pewność, że trzeba to skończyć.
Spoglądając prosto w jasne tęczówki Craiga, dostrzegła moment, gdy gniew ustąpił czemuś, czego nie spodziewała się zobaczyć teraz. Ból przez chwilę tak oczywisty, zdawał się odbić echem w niej samej, przez co ledwo zwalczyła chęć, skulenia ramion i cofnięcia się od niego, jakby dystans miał pomóc. Powracająca złość odrobinę ją uspokoiła, bo z tym mogła sobie poradzić lepiej, bez kurczowej potrzeby utrzymania pewności siebie.- A czym innym miało to być.- ponownie słowa wybrzmiały ledwo szeptem i chociaż nosiły ślady pytania, wcale nie chciała odpowiedzi. Cokolwiek padłoby w kontrze, nie mogło poprawić niczego. To co usłyszała chwilę później, sprawiło, że zamarła. Miała wrażenie, że wszystko na około jakby ucichło, a ludzie przechodzący obok wyparowali.
Że co On chciał?!
Milczała, nie potrafiąc wydusić ani słowa, gdy emocje mieszały się, powodując chaos w głowie. Nie wiedziała, co miałaby mu powiedzieć, bo chociaż z jednej strony brzmiało to pięknie, a wręcz idealnie, tak z drugiej wątpiła, aby nestor rodu Burke przystał na takowy mezalians oraz ona sama nie byłaby pewna takiej decyzji. Zostanie żoną Craiga, było czymś, czego nigdy nie brała pod uwagę, czując, że oznaczałoby to zamknięcie w złotej klatce… u boku mężczyzny, którego kochała, ale nadal było to klatką i obcym otoczeniem. Nie pasowałaby do tego świata pod żadnym względem, więc czy istniał sens w unieszczęśliwianiu dwóch osób na całe życie? - Wiesz dobrze, że to nie mogłoby się udać, bez znaczenia jak bardzo byśmy chcieli. Koniec końców byłby to Nasz największy błąd, którego cofnięcie pewnie nie byłoby łatwe, o ile w ogóle możliwe.- nie brzmiała już na złą, a zrezygnowaną. Czuła się przegrana, odczuwała to, czego nie chciała na początku… poniosła swoją własną porażkę. Spuściła wzrok, gdy poczuła, łzy w kącikach oczu i zamknęła powieki, aby zapanować nad reakcjami oraz słabością. Nie wiele mogła już powiedzieć, jeszcze mniej chciała. Moment był idealny, aby odejść nie oglądając się za siebie, bo przecież oboje dobrze wiedzieli, że to jest koniec wspólnego rozdziału. Nie było już miejsca na kolejne próby, ciągnięcia relacji dalej i dalej. Czując, że powraca opanowanie, spojrzała na niego ponownie.
Zbliżyła się jeszcze raz do niego, ostatni z takowym zamiarem. Złożyła delikatny pocałunek na męskim policzku, nie mając odwagi na nic więcej.
- Znajdź taką, która doceni wszystko, co jej oferujesz, Craig.- szepnęła z ustami tuż przy jego policzku, lecz miała pewność, że ją zrozumie. Nie dociekała czy pojmie również drugie dno ów słów, ukryte w nich przepraszam.
Cofnęła się, by zaraz odwrócić i odejść w kierunku, z którego przyszła. Musiała się przejść, zniknąć wśród tłumu ludzi, aby nie poddać się emocją z chwilą, gdy zatrzaśnie za sobą drzwi mieszkania. Nie obejrzała się ani razu, zostawiając za plecami lorda Burke.

| zt Sad



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]12.01.21 1:19
Jedna z licznych szarych sów przemierzała tej nocy Londyn. Nie wyróżniała się niczym od innych pocztowych ptaków. Przeciętnej wielkości i szybkości, niosła w dziobie starannie zapieczętowany list. Leciała wysoko, nie zniżając lotu i nie zważając na świszczący dookoła wiatr. Gdy pod nią zaczęły migotać światła latarni, zapikowała w dół. Przez chwilę krążyła nad ulicami miasta, aby ostatecznie otworzyć dziób i wypuścić z niego list, który po chwili tańczenia w powietrzu opadł na ziemię.
Jeśli przechodzisz tu jako pierwszy pomiędzy 30 września a 4 października, możesz dostrzec leżący na moście list. Jest zapieczętowany i zamknięty, wyraźnie w dobrym stanie. Jeśli go podniesiesz i przyjrzysz się tyłowi korespondencji, dostrzeżesz wypisane ładnym, ozdobnym pismem: Do Ciebie, przechodniu. Gdy otworzysz kopertę zalakowaną pieczęcią w kształcie gwiazdy, ujrzysz list, a w nim:


Przeczytaj Do Ciebie
Mieszkańcu Londynu! Wojna odbiera to, co najcenniejsze.
Ostatnio z powodu działań prowadzonych na terenie Anglii życie stracili:

  • Alphard Black – arystokrata i pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Zmarły wskutek działań wojennych, dokładniejsza przyczyna śmierci nieznana.
  • Edmund Rodgers – sklepikarz na Ulicy Śmiertelnego Nokturna. Został znaleziony martwy w jednym z parków. Zmarł na wskutek gwałtownego urazu głowy. W okolic znaleziono ślady po magicznym pojedynku.
  • Johnson Vanity – sprzątacz, który został zamordowany, gdy próbował ratować życie swojej dziesięcioletniej córki oraz jej mugolskiej przyjaciółki. Dziewczynki uszły z życiem. Johnson został znaleziony dwa dni później w okolicznym śmietniku przez sąsiadkę. Ciało nosiło ślady tortur.


Łączymy się w żałobie i smutku z rodzinami, nie mogąc jednak powstrzymać się od pytania:
kto będzie następny?




I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Most nad Tamizą - Page 7 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Most nad Tamizą [odnośnik]28.01.21 21:19
Po raz kolejny w jego serce wlewało się coś, czego tak bardzo nienawidził - niemoc. Poczucie pustki, bezradności, brak jakiegokolwiek wpływu na to, co się działo, było najgorszym co mogło spotkać mężczyznę. I to w wielu przypadkach - ale chwila, gdy nie był w stanie uratować tego, co ich łączyło, była najgorsza. Jak wszyscy, Craig także nosił maski, chował się za osłonami z ironii, kpiny, czasem gniewu, innym razem obojętności. Istniały jednak takie ciosy, które bez żadnego trudu omijały wszystkie jego tarcze. To właśnie był ten moment, gdy zwykle dumny dziedzic rodu Burke, pan na ziemiach Durham, siejący grozę i postrach śmierciożerca, zwyczajnie czuł się złamany. Konsekwencje tego dnia z pewnością dotkliwie odczują na swojej skórze skrzaty domowe służące w posiadłości Burke'ów. Gniew, który zawładnął jego sercem, będzie płonąć bardzo długo, szalejąc niczym pożoga, trawiąca każdego, kto stanie mu na drodze. Miał wielką ochotę wyładować ją już tu i teraz, za swój cel obierając tę, która była przyczyną całej tej złości.
- Tak, bo ja zawsze pokazywałem, że mam cię gdzieś - przez cały czas z jego gardła wydobywał się nieprzyjemny warkot. Przez długi czas Belvina stanowiła niemal nieodłączną część jego życia. Nawet jeśli naginał zasady, które mu stawiała, zawsze dbał o to, by niczego jej nie brakło. Rozpieszczał ją na każdy możliwy i dostępny sobie sposób. I z jakim traktowaniem się spotkał w zamian? Belvina jeszcze śmiała zarzucić mu, że on miałby to gdzieś. Wychodziło na to, ze zupełnie go nie znała. Właściwie więc dobrze się stało. Dobrze, że to wszystko kończyli. On nie będzie się już bawić jej zakazami, ona przestanie sobie pogrywać z jego sercem. Kobiety to jednak były zakłamane żmije. Jak każdy, Craig miał swoje wady, ale własną piersią gotów był obronić. Tymczasem jednak kolejna już z wybranek jego serca postanawiała, że nie był jej godzien. Po raz kolejny potraktowany niczym zabawka, którą można po pewnym czasie odrzucić w kąt.
- Co, prawda w oczy kole? - sarknął, marszcząc gniewnie nos. Wolał się chwycić właśnie tego - targającego nim gniewu. Tak było po prostu łatwiej. Uciszyć złamane serce, zagłuszyć je palącym poczuciem złości. Wyładować się. Gdy Craig dostrzegł, jak bardzo zszokowana była Belvina, gdy wspomniał jej o swoich wcześniejszych pragnieniach, poczuł satysfakcję. Ten szok, to niedowierzanie wypisane na twarzy. Co, nie spodziewałaś się. A on był do tego zdolny. Naprawdę byłby do tego zdolny. Zabrałoby to z pewnością wiele czasu, wiele pracy, a także wiele rozmów przeprowadzonych z Edgarem, ale Craig potrafił być uparty. Osiągnąłby zamierzony cel. Kochał Belvinę i chciał z nią być - przynajmniej dopóki pokazała, jak bardzo jej nie zależy. To niestety musiała być dwustronna relacja.
- Daruj już sobie - w jej słowach może było jakieś ziarenko prawdy, ale przecież on był szlachcicem, do jasnej cholery. Szlachcice dostawali to, czego chcieli. Sądził z resztą, że Belvina także będzie tego pragnąć. Po tylu latach spędzonych razem. Szkoda że dopiero teraz okazało się, że ten domek, w którym widział ich oboje, zbudowany był z kart. Rozpadł się na drobny mak. Ktoś, kto chciałby to teraz zbierać i sklejać w całość, byłby chyba niespełna rozumu.
Odsunął się, gdy chciała po raz ostatni złożyć na jego policzku pocałunek. Nie zasłużyła na to. Nie zasłużyła by móc go w ten sposób traktować. By móc jeszcze bardziej wbijać mu sztylet w serce. A on nie potrzebował jej rad ani też jej przeprosin. - Po prostu zejdź mi z oczu. - odpowiedział sucho. Od dziś nic już ich nie łączyło. Byli sobie obcy. A mimo to Craig obserwował jeszcze, jak Belvina odwraca się i znika. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak mocno zaciska zęby i pięści, próbując ją jeszcze wypatrzeć wśród tłumu przemierzającego most. Stał tak jeszcze przez chwilę, samemu nie wiedząc, na co właściwie czeka. W końcu jednak on także opuścił most nad Tamizą - niosąc w piersi serce ciężkie od żalu i gniewu.

zt


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Most nad Tamizą
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach