Wydarzenia


Ekipa forum
Sala główna
AutorWiadomość
Sala główna [odnośnik]02.04.15 22:35
First topic message reminder :

Sala główna

★★
Wnętrze "Białej Wiwerny" nie odbiega od wyglądu przeciętnej, niezbyt szanowanej knajpy. Sala główna, która znajduje się na parterze kamienicy, na pierwszy rzut oka wydaje się niezbyt pokaźna, lecz to tylko złudzenie - po przekroczeniu progu widać jedynie jej niewielką część, tę, w której znajdują się dobrze zaopatrzony bar oraz schody prowadzące na piętro. Odnogi izby prowadzą do kilku odrębnych skupisk stolików, gdzie można w spokoju przeprowadzać niezbyt legalne interesy czy rozmawiać w kameralnej, prywatnej atmosferze. Cały lokal oświetlany jest światłem licznych magicznych świec, zaś podniszczone blaty są regularnie czyszczone przez kilka zatrudnionych tam dziewczyn, toteż "Biała Wywerna" nie odstrasza potencjalnych klientów swym stanem, a przynajmniej nie wszystkich.

Możliwość gry w kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 27 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala główna [odnośnik]23.03.18 20:37
Przyglądała mu się z nieprzewrotnym uśmieszkiem tańczącym na pełnych ustach. Ich ostatnie spotkanie zatarło się w jej pamięci, nie pamiętała, co strzeliło jej wówczas do łba - nie czuła się jednak ani zażenowania, ani wyrzutów sumienia. Szaleństwo od lat mąciło Sigrun w głowie, popychając do niezrozumiałych czynów, zwłaszcza w gniewie. Wiedziała jedynie, że widziała go na kilka tygodni przed swym wyjazdem do Rumunii i zaczęła ciskać weń klątwami, nie pamiętała już jednak ani dlaczego, ani po co. Czy to było jednak ważne? Nic strasznego przecież się nie stało, skoro stał tu przed nią cały, zdrowy i niepozbawiony żadnej kończyny. Nie miała najmniejszego zamiaru do tego wracać, w pamięci miała dużo milsze wspomnienia, które wychynęły z niepamięci, kiedy spojrzenie brązowych tęczówek padło na zdobioną tatuażami, mocną szyję, a pod ich wpływem na chwilę przygryzła wargę.
- Myślałam, że to co się dzieje na lądzie niewiele cię obchodzi - zaśmiała się krótko. Nie spodziewała się go ujrzeć tu dziś, lecz w ostatecznym rozrachunku obecność Caelana nie powinna być dla niej wielce zaskakująca. Nie dość, że posiadał jedynie, słuszne poglądy, to jego brat działał już wszak w szeregach Rycerzy Walpurgii, pozwolił na obecność w organizacji nawet swej żonie, a kuzynce Sigrun, przypuszczała więc, że to właśnie Cadan brata w to wszystko wciągnął. - Nie było cię na spotkaniu - powiedziała wzruszając ramionami.
Spotkanie, o którym mówiła, to z przed przeszło miesiące, było jej pierwszym - miała więc prawo nie znać wciąż wszystkich wyznawców Czarnego Pana, jeśli się na nim nie zjawili. Nie miała jeszcze pojęcia jak dawna Caelan służył ich wspólnej sprawie, ani w jaki sposób znalazł się w szeregach Rycerzy Walpurgii. Obecność w nich Sigrun miała początek niedawno, lecz w kraju nie było jej przeszło pół roku - i nie zdawała sobie z prawy z tego, co miało tu miejsce.
- Chcę, czy nie chcę, to nie ma w tym momencie większego znaczenia - odpowiedziała szorstko; tak pomiędzy Merlinem a prawdą, to wcale nie miała ochoty brać tak bezpośredniego udziału w pracach budowlanych, znacznie lepiej odnalazła się przed kilkoma dniami w roli nadzorcy, stojącego z batem nad plecami leniwych pracowników, jednakże nie miała innego wyboru. Prace szły stanowczo zbyt mozolnie i liczyły się każde ręce do pracy, a w ostatecznym rozrachunku - nie była przecież delikatną panienką i pracy się nie bała. Od lat służyła Ministerstwu jako Brygadzistka, łowczyni wilkołaków, skoro potrafiła poradzić sobie z krwiożerczą bestią, nie przelęknie się bólu pleców po dźwiganiu worków z cementem. - Nie ma takiej rzeczy, której nie zrobiłabym dla naszego Pana - powiedziała bez najmniejszego zawahania, nieco niewyraźnie, bo wciąż trzymała papierosa w ustach, kiedy wsuwała na dłonie rękawice. - Co robisz? - zmieniła nagle temat, wskazując na trzymaną przezeń szpachlę.
Niezbyt znała się na budowie. Właściwie wcale się na tym nie znała, a wziąć się za robotę musiała - i potrzebowała niewielkiej wskazówki od czego zacząć, lecz nigdy nie spytałaby o to wprost. Miała zamiar udawać, że doskonale wie co robi. Jak zawsze, nawet jeśli nie miała zielonego pojęcia co właśnie robi.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]27.03.18 18:55
On również pamiętał i te milsze chwile - chwile kolekcjonowane przed tym wariackim spotkaniem, w trakcie którego próbowała potraktować go najpaskudniejszymi klątwami - lecz ich wspomnienia nie wystarczały, by uśpić jego czujność czy całkowicie wymazać z pamięci obrazy szalonej, dzikiej Sigrun. Tamto wydarzenie tylko wzmocniło jego podejrzliwość względem kobiet, a przynajmniej większości kobiet, wszak Caley zawsze leżała poza jego podejrzeniami, nie przeżywał go jednak wciąż i wciąż, w nieskończoność; to było zbyt dawno, od tamtej pory wydarzyło się zbyt dużo. Musiał jednak przyznać, że te spotkania, które upłynęły im w spokoju, były okazjonalną osłodą banalnego, bezbarwnego małżeństwa.
- Czasem jednak trzeba przybić do lądu - odpowiedział cicho, a kącik jego ust drgnął lekko. - Dobrze jest więc zadbać, by było do czego wracać.
A chciałby wracać do świata, w którym czarodzieje nie musieliby się wiecznie chować, w którym nie rządziliby nimi słabi, pozbawieni wyrazu politycy o rozrzedzonej do granic możliwości krwi. Chciałby również poznać źródło tych przeklętych anomalii i pozbyć się ich raz na zawsze; to przez nie każdego kolejnego dnia musiał się martwić o swego jedynego dziedzica - i o posiadłość, w której ów dziedzic przebywał.
- Byłem wtedy potrzebny gdzieś indziej - dodał po chwili, odwracając przy tym wzrok, śledząc nim jednego z kręcących się nieopodal pracowników. Sigrun nie mogła wiedzieć od jak dawna Caelan interesował się sprawą Rycerzy, ani kiedy tak naprawdę udało mu się poznać Toma, ich Czarnego Pana. Nie mogła również wiedzieć, że to on wciągnął w to wszystko Cadana. Byli ze sobą blisko, lecz była to bliskość fizyczna. Ani on nie wszedł jej do głowy, ani ona jemu.
- Kto Cię przyprowadził? I kiedy? - Na podstawie jej wcześniejszej wypowiedzi mógł wywnioskować w jakim okresie Rookwood dołączyła w ich szeregi, nie był jednak w stanie oszacować dokładnej daty. Miał również kilka podejrzeń, kto mógł zaprosić Sigrun do ich grona, wolał to jednak usłyszeć od niej. Nie powinna mieć większych oporów, by odsłonić się przed nim w tej materii.
Pozwolił sobie na krzywy uśmiech, kiedy odpowiedziała mu szorstko, niechętnie; wiedział, że trafił w punkt. I o ile ta niechęć do tachania ciężarów u kobiety nie była dla niego niczym dziwnym, o tyle nadal plwał w myślach na tych wszystkich zaangażowanych w walkę o lepsze jutro, którym to nawet nie chciało się ruszyć na plac budowy i zakasać rękawów. Lecz ich Pan wiedział najlepiej, kto był prawdziwą pomocą dla sprawy, a kto jedynie zakłamanym figurantem - i to jemu pozostawiał ten osąd. Nie zdziwiłby się jednak, gdyby niebawem ich szeregi zostały nieco przerzedzone.
Poprawił naciągnięte na dłonie rękawice, kiedy Rookwood nałożyła swoje, a następnie chwycił jedną z leżących niedaleko cegłówek i przelotnie zerknął na konstruowaną przez siebie ścianę.
- Brawo, Rookwood, w takim razie jesteś znakomitym nabytkiem - odpowiedział niby to obojętnie, choć tak naprawdę próbował ją nieco rozdrażnić, ponownie wzbudzić ten szorstki, niechętny ton głosu. Nie wiedział, czy jej kolejne pytanie było podyktowane faktyczną chęcią poznania jego zajęcia, czy był to jedynie sposób na zmianę tematu. Może nie chciała rozmawiać w miejscu bardziej lub mniej publicznym na temat ich Pana. Może był to jakiś - nieoczekiwany - przejaw rozsądku.
A może nie.
- Odbudowuję ściany czegoś, co niegdyś było salą główną - zaczął nieśpiesznie, badawczo spoglądając ku jej charakterystycznej twarzy, później zaś ku trzymanemu w zębach papierosowi. Wtedy też dużo paliła. - Nic skomplikowanego, nic przyjemnego. Nabierasz szpachlą zaprawę - tu zrobił przerwę, by skinąć głową w kierunku wiadra wypełnionego rozrobioną mieszaniną wody i spoiwa - nakładasz ją na cegłę, następnie układasz jedną na drugiej. I to najlepiej prosto.
Rozejrzał się dookoła, próbując ocenić, jak długo może im to jeszcze zająć, ile pracy będą musieli włożyć, by przywrócić Wywernie dawną... No cóż, może nie świetność, ale jej dawny wygląd. Później zaś spojrzał w dół, ku towarzyszącej mu kobiecie, i wykrzywił usta w niezbyt radosnym grymasie.
- Czeka nas jeszcze dużo pracy, bo nie każdy jest tak pełen zapału, co Ty, Rookwood.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sala główna [odnośnik]28.03.18 17:29
- Dobre podejście - odparła z lekkim uśmiechem. Wszystkich ich łączyła wspólna idea, choć chęć wprowadzenia jej w życie u każdego z nich umotywowana była czym innym. U jednych była to polityka, u drugich zwyczajna nienawiść do szlam, u jeszcze innych rozmiłowanie w czarnej magii. W przypadku Rookwood o decyzji o przystąpieniu do Rycerzy Walpurgii nie decydowała w głównej mierze polityka, nigdy się nią wszak nie interesowała i nie orientowała weń nazbyt dobrze, choć była na tyle wykształcona, by rozumieć jej podstawy. To szacunek do czarodzieja, którego poznała jeszcze w latach szkolnych, do jego mocy i potęgi, którą posiadł (bo choć wciąż nie miała tego zaszczytu, by stanąć przed jego obliczem, to słyszała dość o wydarzeniach w Białej Wywernie pod koniec kwietnia i tym z jak dziecinną łatwością pokonał szefa Biura Aurorów), a także zamiłowanie do czarnej magii, które w niej zaszczepił jeszcze w Hogwarcie. Nienawidziła szlam i pragnęła dla czarodziejskiej społeczności wyjścia z cienia, by władali światem, który był im należny, zamiast ukrywać się niczym zwierzęta, lecz pragnienie kwi było w niej najsilniejsze. Czasami sam cel był dlań mniej kuszący, niż środki, dzięki którym mieli je osiągnąć. Oczyma wyobraźni widziała samą siebie, rozlewającą krew szlamu i zdrajców krwi, a wizja ta sprawiała Sigrun ogromną radość i przyprawiała o dreszcz podniecenia biegnący wzdłuż kręgosłupa.
- Mhm - mruknęła w odpowiedzi. Nie dopytywała o szczegóły, być może nie mógł ich zdradzić, a ona zdążyła nauczyć się już, że wciąż w hierarchii ich organizacji nie jest na tyle wysoko, by móc żądać odpowiedzi i wtajemniczania jej we wszystko. Akceptowała to - na ten moment, bo wiedziała, że uczyni wszystko, by znów znaleźć się blisko Czarnego Pana. W przeciwieństwie do Caelana poznała go je wcześniej: jeszcze w Hogwarcie, kiedy nosił imię Tom Riddle i wraz z nimi spał w lochach Slytherinu i uczęszczał na lekcje. Miała ten zaszczyt, by wraz ze swoim bliźniaczym bratem znaleźć się w jego ówczesnej świcie, lecz żaden z nich nigdy nie był mu równy. Już wtedy był liderem, przewodnikiem, nauczycielem, który wtajemniczył ich w arkana czarnej magii, miał wśród nich bezwzględny posłuch, choć jeszcze wtedy nie nazywali go Panem. Tytułowanie go w ten sposób, przyznawanie się do służby nie przynosiło ujmy - był to zaszczyt.
Zresztą - nawet jeśli nie wykonywał rozkazów z ramienia Rycerzy Walpurgii, to niewiele ją to obchodziło. Nigdy nie wtrącała się w jego życie i nie życzyła sobie, by robił to samo, na tym polu byli nader zgodni. Niczego od niego nie oczekiwała. Ani zwierzeń, ani by wpuścił ją do swego świata, bo zwyczajnie tego nie chciała - podczas ich okazjonalnych spotkań pragnęła jedynie zabawy, bliskości i intensywności doznań. Układ był niezwykle prosty, oboje na tym korzystali i byli z niego zadowoleni. Rozbierała przed nim ciało, a nie przegniłą duszę. Poznali się blisko, a w rzeczywistości nie znali się zbyt dobrze. Nie sądziła jednak, by Goyle był kiedykolwiek zainteresowany czymś więcej - i w duchu mu za to dziękowała.
- Ramsey Mulciber - odpowiedziała bez zawahania; owszem, nie miała większych oporów, by mu to wyjawić, nie był to przecież żaden sekret, skoro wszyscy inni obecni w La Fantasmagorie widzieli z kim doń przybyła. Jeśli nie od niej mógł się tego z łatwością dowiedzieć od innych - jeśli by zechciał, oczywiście. - Na początku maja. Pod koniec wróciłam do kraju - mówiła dalej, wzruszając ramionami, to także nie była żadna tajemnica. - Ministerstwo wysłało mnie do Rumunii, tamtejsze nie radziło sobie z wilkołakami. Wspaniała przygoda, nie polecam. Nie mają tam dobrej whisky - skrzywiła się z teatralnym żalem, puszczając mu jednocześnie oczko rozbawiona.
Lubiła alkohol i dobrą zabawę. Zawsze piła dużo, często na równi z mężczyznami w karczmach, przy jednej takiej okazji poznali się przecież i choć jak to mężczyzna mógł ich pierwszego spotkania nie pamiętać (jego wspomnienie było w głowie Sigrun nader mgliste, dużo wtedy wypiła), to nigdy nie ukrywała swojej ciągoty do kieliszka. I innych, mniej legalnych używek.
- Nie traktuj mnie znów tak przedmiotowo, bo jeszcze pomyślę, że mi coś insynuujesz - wypaliła dwuznacznie, uśmiechając się szczerze - niezbyt poprawne poczucie humoru zawsze trzymało się jej niewyparzonego języka.
Słuchając go zdążyła wypalić papierosa, miała ochotę sięgnąć po jeszcze jednego, lecz cóż - przyszła tu, by wziąć się za robotę, a nie sterczeć i patrzeć jak przed kilkoma dniami. Niechętnie podeszła bliżej, biorąc w dłoń szpachlę i przyglądając się jej tak, jak zwykle mężczyźni przypatrywali się kobiecym bibelotkom służącym do poprawiania urody - czyli jak na meteoryt z kosmosu. Westchnęła ciężko i wzięła do drugiej ręki cegłę, powtarzając ruchy, które Goyle jej zaprezentował. Po chwili dołożyła ją do ściany, starając się ułożyć ją rzeczywiście prosto.
Jedna cegła i już się jej odechciało.
- Rządzisz się jakbyś był co najmniej na swoim statku - burknęła, schylając się po kolejne cegły - i tak w kółko.


| musimy rzucać k100 jakby co, a wynik mnoży się przez statę sprawności! <3


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]28.03.18 17:29
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 100
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 27 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala główna [odnośnik]04.04.18 20:56
Pokiwał krótko głową i mruknął cicho, kiedy wyjawiła, kto przyprowadził ją na spotkanie; znał Mulcibera. I nie myślał tutaj o sporadycznych interesach, które zdarzało się im ze sobą robić - znał go i szanował, bo wiedział, że Czarny Pan obdarzał go zaufaniem, to zaś wystarczało Caelanowi za najlepszą rekomendację. Skoro Ramsey przyprowadził do nich Rookwood... Goyle chciał wierzyć, że ten wiedział, co robi. Nie chodziło mu o przekonania Sigrun, wszak wiedział, że te miała właściwe; jedynym, co wzbudzało jego obawy, było jej szaleństwo. Co będzie, jeśli nerwy zawiodą ją w najmniej odpowiednim momencie?
- Whisky zawsze można przywieźć ze sobą. Lub zapłacić komuś innemu, żeby zrobił to za ciebie - odezwał się po dłuższej chwili ciszy, nadal próbując trafić w czuły punkt. Sam zwiedził już kilka odleglejszych zakątków świata, podobało mu się w nich mniej lub bardziej, lecz nauczył się jednego - każda niedogodność była niewielką przeszkodą, jeśli nagroda, która czekała na niego w tym kraju, była odpowiednio kusząca. Lub wysoka.
- Zaś pomoc zawilkołaczonej Rumunii - kącik ust drgnął mu lekko, lecz mimo to wciąż udawało mu się utrzymać powagę, jakby naprawdę wierzył w to, co mówi - była twoim łowczym obowiązkiem wobec całej czarodziejskiej społeczności.
Domyślał się, że nie było jej tam dobrze. Że została do tego zmuszona i nie mogła odmówić. Z drugiej jednak strony - alkohol, papierosy i mężczyzn mogła znaleźć wszędzie, zaś Caelan nie podejrzewał, by potrzebowała do szczęścia wiele więcej. Choć przecież wcale jej nie znał i wszelkie poglądy na jej temat opierał na ich dawnej - krótkiej, intensywnej i powierzchownej - znajomości.
Sam nie pamiętał dokładnie, jak do tego doszło, że zaczęli wtedy rozmawiać, w tej karczmie pełnej innych pijanych czarodziejów, nie mógł jednak powiedzieć, że tego żałował. Potrzebował wtedy spotkać taką kobietę; taką, która niczego od niego nie wymagała, niczego od niego nie chciała, a przede wszystkim - nie była nijaka jak jego czcigodna małżonka.
Spojrzał na nią kątem oka i uniósł do góry brew - choć w jego wykonaniu nadal był to raczej mało mikrogrymas niż faktyczny wyraz zaskoczenia - kiedy zareagowała na jego próbę rozdrażnienia takim, a nie innym komentarzem.
- Nie reaguj w taki sposób, Rookwood, bo jeszcze pomyślę, że naprawdę nie podoba ci się takie traktowanie - odpowiedział po chwili, a jego głos sprawił wrażenie jeszcze bardziej zachrypniętego niż zwykle. Mimo to wiedział, że nie miał szans, by wprawić ją w choćby najmniejsze zakłopotanie. Sięgnął po kolejną cegłę i trochę już mechanicznie nałożył na nią zaprawę, by następnie ułożyć ją na powoli rosnącej przed nimi ścianie. Była to niezbędna, lecz nudna robota, nie oponował więc przed oderwaniem od niej myśli... Nawet jeśli z tyłu głowy wciąż pamiętał o tym, jakie mogło grozić mu niebezpieczeństwo w towarzystwie tej nieobliczalnej wiedźmy.
- Gdyby to był mój statek, wyglądałoby to dużo gorzej, lecz robota byłaby już dawno wykonana - odpowiedział obojętnym tonem, za nic mając sobie poburkiwania Sigrun. Najważniejszym w tej chwili było, że zrozumiała, na czym polega ich zadanie i wywiązywała się z niego przyzwoicie.
Wierzchem dłoni przetarł czoło, a następnie schylił się po kolejną cegłę. Rozejrzał się dookoła, by ocenić postępy pozostałych pracujących tego dnia na budowie; skoro już przypomniała mu o rządzeniu się...
- Całkiem prosto - ocenił jej kawałek ściany, kiedy zabrało im zaprawy i zrobił sobie chwilę przerwy. Podwinął wyżej rękawy szaty i otrzepał ją z pyłu, spoglądając wprost na towarzyszącą mu czarownicę. Nie zastanawiał się nawet, czy nie poczuła się pod ciężarem jego wszędobylskiego wzroku chociaż odrobinę nieswojo. - Masz jeszcze papierosy? - Sigrun nie była normalną kobietą, nie widział więc nic dziwnego w zapytaniu jej o coś takiego.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sala główna [odnośnik]04.04.18 20:56
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 79
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 27 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala główna [odnośnik]11.04.18 17:44
Znali się z Mulciberem nie od wczoraj, nie od miesiąca, a od wielu lat, jeszcze z czasów szkolnych, choć nie prędko obdarzyli się zaufaniem; potrzeba było czasu, by dwa tak trudne i różne charaktery mogły się dotrzeć. Z czasem zaczęła go cenić i szanować jego moce, był utalentowanym czarodziejem i jednym z nielicznych, któremu mogła zaufać. Otrzymawszy od niego list, nie wahała się ani chwili, by podjąć decyzję o powrocie - do walki nigdy nie trzeba było namawiać ją długo. Dziwiło ją jedynie, że tyle z tym zwlekał, lecz właściwie przez długie miesiące ona także nie dawała żadnego znaku życia.
- Za długo by czekać - westchnęła ciężko Sigrun; nie miała natury wagabundy, odkrywcy, podróżnika. Nie pociągały jej dalekie kraje i ich sekrety, wszystko czego bowiem potrzebowała miała w Anglii, na miejscu. Nie czuła potrzeby ruszania się z miejsca, jednakże łasa na większe pieniądze z wyjazdu i perspektywy awansu przystała na propozycję Ministerstwa - głównie jednak dlatego, że bliźniaczy brat miał wyruszyć z nią. Wyjazd do Rumunii rozwiązywał także palący problem jego żony, która coraz częściej stawała pomiędzy nimi; zagranicą miała go wyłącznie dla siebie.
Caelanowi w końcu udało się dopiąć swego, na twarzy Sigrun pojawił się wyraz poirytowania i gniewna iskra w oku. - A żebyś wiedział - burknęła nieprzyjemnie, krzywiąc się na niego. - Zapłata za to wynagrodziła mi jednak wszystkie niedogodności - skłamała gładko; wynagrodzenie za służbowy wyjazd było wysokie, jednakże nie na tyle, na ile by sobie życzyła - o tym jednak wiedzieć przecież nie musiał. Niech myśli, że było warto, chociaż po części.
W ostatecznym jednak rozrachunku żałowała tego wyjazdu - zbyt wiele ją ominęło, za dużo w kraju się działo, o czym nie miała pojęcia, a Chrstopher zdawał się zapaść pod rumuńską ziemię. Drążenie tego tematu było stąpaniem po grząskim gruncie, a Goyle powinien wiedzieć już, że łatwo wpada w złość, a także o tym, że rozgniewana potrafiła być nieobliczalna. Z całą pewnością Sigrun Rookwood nie była normalna, o tym także już wiedział - lecz czy ktokolwiek, kto zasilał szeregi sług Czarnego Pana mógł być normalny? Kto o zdrowych zmysłach parał się czarną magią i oddawał walce, by wymordować szlam, mugolaków i zdrajców krwi? W każdym z nich tkwił psychopata żądny krwi, mniej lub bardziej - w Sigrun z pewnością bardziej. Szalony furiat żądny krwi.
- Oczywiście, że przeszkadza - odpowiedziała bez zawahania, dziwnie poważnym, niepodobnym do niej tonem, zaraz jednak uśmiechnęła się nieprzewrotnie i dodała szelmowsko - wszędzie poza łóżkiem.
Wprawić Rookwood w zakłopotanie dwuznaczną odzywką to nie lada sztuka; była wszak bezwstydna i rozwiązła, odkąd tylko bliźniaczy brat odebrał jej niewinność, której tak po prawdzie nigdy nie posiadała. Nie dbała o konwenanse, a kręgosłup moralny zawsze miała mocno wykrzywiony, a raczej nie miała go wcale. Sięgała po to, czego pragnęła, czerpała z życia pełnymi garściami i nie uważała, by powinna się krygować tylko dlatego, że przyszła na świat jako kobieta. Skoro mężczyznom uchodziło to na sucho, jej także powinno - nie uważała, aby ustępowała im w żadnym stopniu. Feministyczne podejście do rozkoszy cielesnych mogło budzić oburzenie, lecz w innym wypadku mogliby się z Caelanem wszak nie poznać. Pamiętała ten wieczór jak przez mgłę, być może sama do niego podeszła i bezwstydnie wyszeptała coś do ucha. Na świecie było wiele niewinnych dziewczątek, pokrywających się niewinnym rumieńcem, uległych i nijakich - najwyraźniej i Goyle miał ich dość, skoro znajomość ta nie zakończyła się o świcie.
- No to pokaż nam jak się pracuje - droczyła się, kątem oka zerkając na pracę mięśni Caelana podczas tego niesłychanie interesującego zajęcia; musiała przecież znaleźć sobie jakąś rozrywkę, kiedy wzięła się do roboty. O dziwo szło jej całkiem nieźle, najwyraźniej odnalazła w sobie budownicze zacięcie. Ściana rosła nieśpiesznie, irytująco powoli, a każda kolejna cegła, monotonność i powtarzalność ruchów wprawiała Rookwood w jeszcze większe znużenie - a nienawidziła tego uczucia.
W pierwszej chwili miała ochotę odgryźć się, że jeśli będzie potrzebowała komplementów pod adresem swoich cegieł, z pewnością go o o tym poinformuje, upatrzyła sobie jednak inna możliwość rozrywki. Pytać Sigrun Rookwood o to, czy ma papierosy, to jak spytać, czy ma łeb na karku - jako nałogowa palaczka zawsze je miała, lecz widząc jak na nią spogląda, wyciągnęła z kieszeni paczkę, lecz nie poczęstowała go ot tak - sama wyciągnęła zeń jednego, po czym zbliżyła się do Caelana niebezpiecznie blisko, by unieść dłoń do jego twarzy i wsunąć mu papierosa w usta - a przynajmniej spróbować to zrobić.
- Co się mówi? - zagadnęła z wciąż prowokującym uśmiechem.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]16.04.18 20:45
Nie zareagował w żaden sposób, kiedy dosłyszał w jej głosie nutę wyraźnego zirytowania - wystarczyło mu, że dopiął swego, zdenerwował ją, wyprowadził z równowagi. Nie miał jednak żadnego celu w kontynuowaniu tego tematu - i tych praktyk, które mogły okazać się nieprzyjemnie niebezpieczne - toteż pokiwał tylko krótko głową, chrząknął cicho i pominął jej odpowiedź dłuższą chwilą milczenia. Cały czas miał ją na oku, tak na wszelki wypadek, gdyby znowu zachciało jej się trenować na nim najpaskudniejsze z klątw. Nie sądził jednak, by właśnie teraz, przy tych wszystkich robotnikach, na środku Nokturnu, zapragnęła rzucić się na niego z furią. Jednak czy można było próbować zrozumieć szaleństwo?
Patrzył jej w oczy, kiedy przemawiała do niego z udawaną powagą, patrzył nadal, gdy zmieniła swą wypowiedź w bezwstydną zaczepkę. Sprawiał wrażenie, jak gdyby zastanawiał się nad czymś przez chwilę, dwie, nim chrząknął znowu i przejechał dłonią po swych krótko ściętych włosach. Kącik ust drgnął mu lekko, kiedy tak zbierał się do odpowiedzi na jej bezpruderyjny komentarz.
- Mogłem się pomylić, Rookwood - zachrypiał cicho, choć bardziej z przyzwyczajenia niż ostrożności; nie obchodziło go, czy usłyszy go którykolwiek z przebywających nieopodal robotników. W jego ślepiach błysnęło coś dzikiego. - Wszak do tej pory nasza relacja sprowadzała się tylko i wyłącznie do dzielenia łoża. Picia alkoholu. I dzielenia łoża pod wpływem alkoholu.
Musiał jej to przyznać, była jedyną. Jedyną kobietą, którą dane mu było poznać, a która posiadała takie a nie inne podejście do swej cielesności, do ograniczających płeć piękną konwenansów. Jak wielu poznało ją od tej strony? I jak to się jeszcze stało, że rodzina nie zmusiła jej do ponownego zamążpójścia? Chyba nie chciał o tym myśleć. Wiedział tylko, że była zaiste wesołą wdówką, zaś jej wesołość nie raz i nie dwa poprawiła mu swego czasu humor.
- Myślę, że dałem ci już dosyć dobry przykład. - Spojrzał ponownie w kierunku ułożonego przez nią fragmentu ściany, później jednak powiódł wzrokiem dalej, ku uwijającym się lepiej lub gorzej robotnikom. Czy na tylko tyle było stać jego współbraci Rycerzy? Na opłacenie bandy obijających się nieudaczników? Podwinął wyżej rękawy szaty, burknął coś cicho pod nosem i ruszył w kierunku stojącej najbliżej pary budowlańców, której cholernie daleko było do wytężonej i sprawnej pracy. Gdyby tylko byli na jego łajbie... Nie mówił wiele, lecz mówił dosadnie, tonem wyraźnie sugerującym, jakie mogą być konsekwencje takiego zachowania. Oni zaś musieli widzieć tatuaż wystający znad kołnierza jego szaty, musieli rozumieć, że nie był człowiekiem rzucającym słowa na wiatr, bo nie minęła chwila, a - spoglądając na niego z mieszaniną lęku i złości - zabrali się do rozrabiania zaprawy i układania kolejnych fragmentów ścian.
Powrócił do niej akurat wtedy, gdy wyciągała z kieszeni paczkę papierosów. Mimo wszystko, nie spodziewał się takiego zachowania. Podejrzewał raczej, że odmówi mu, wyśmieje, zacznie prowokować, lecz nie w ten sposób. Zamarł więc, gdy zbliżyła się do niego i ulokowała papierosa między jego wargami, wciąż nieznośnie niejednoznaczna, kusicielska i nieobliczalna.
- Zapomniałaś zapalić - zachrypiał cicho, jednocześnie obserwując ją z uwagą, będąc gotowym, by powstrzymać dłoń, która w każdej chwili mogła podążyć w stronę jego policzka.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sala główna [odnośnik]17.04.18 21:16
Wyprowadzenie z równowagi Sigrun nie należało do nie lada wyczynów, rzeczy trudnych, bądź zbyt skomplikowanych, wprost przeciwnie; nierzadko wystarczył żart wypowiedziany nieodpowiednim tonem, krzywe spojrzenie, kilka słów za dużo, pytanie na zbyt wrażliwy temat - a reagowała jak agresywny pies, natychmiast pokazując kły i warcząc. Wbrew obawom Caelana nie zawsze od razu sięgała na różdżki, by wypowiedzieć słowa inkantacji paskudnej klątwy, często najpierw po prostu wrzeszczała, awanturowała i starała zranić słowem, a na cel brała najczulsze punkty; problem pojawiał się, gdy przeciwnika nie znała i nie wiedziała, gdzie uderzyć, wtedy klątwa zdawała się rzeczywiście najodpowiedniejszym wyjściem. Trzymanie nerwów na wodzy nigdy nie należało do jej mocnych stron; Rookwood miała aż nazbyt porywczy i impulsywny charakter. Cóż, niektóre kobiety przywodziły na myśl delikatne kwiaty, dzięki swej miękkości i słodyczy. Sigrun przypominała raczej bombardę maximę.
- Zapomniałeś o diabelskim zielu - pouczyła go, wciąż niezrażona tą dosłownością w najmniejszym choćby stopniu, z uśmiechem na ustach. W brązowych tęczówkach tańczyły ogniki rozbawienia. Pierwsze spotkanie rozmyło się w pamięci, były jednak takie, które warto zapamiętać - każdy ruch, każde słowo wychrypiane jej do ucha, ciepło przekazywane z ust do ust. - Jak dotąd. Jak będzie teraz? - spytała zaczepnie, smarując zaprawą kolejny pustak tak energicznie, jakby było to naprawdę niezwykle pasjonujące zajęcia. Sigrun spojrzała po tym pytaniu na jego twarz, próbując odgadnąć, czy odbierze jej słowa na poważnie. Miała jedynie nadzieję, że puści w niepamięć ich feralne, ostatnie spotkanie; ciągłe wspominanie próby uczynienia mu krzywdy mogłoby źle wpłynąć na współpracę, a dla dobra wspólnej sprawy Rycerzy Walpurgii ta musiała pozostawać wszak nienaganna.
To wcale nie oznaczało wciąż, że Sigrun odpuści sobie wszelkie zaczepki; lubiła się droczyć i prowokować, miała cięty język i przesiąknięte ironią poczucie humoru, a przez to, że szło w parze z jej bezwstydnością i niezwykle liberalnym podejściem do fizyczności, sprawiało, że bywała bardzo niepoprawna. Miała dość silny charakter, by to udźwignąć i nie przywiązywać najmniejszej wagi do tego, co sądzili na ten temat inni; mogli myśleć co tylko chcieli, lecz krytykowanie Rookwood na głos gwarantowało reakcję - a ona nie przyjmowała nawet tej konstruktywnej, a od razu wyciągała pazury.
Jako Sigrun Rookwood nie miała reputacji kobiety rozwiązłej. Jeszcze nie. Umiejętność zmiany twarzy, tożsamości, wchodzenia w cudze role - metamorfomagia była prawdziwym darem od losu.
- Nie, nie - zaprotestowała natychmiast, machając energicznie ręką w teatralnym geście oburzenia. - To wciąż za mało - mówiła znów pozornie poważnie - powinieneś pokazać mi więcej. Najlepiej bez koszuli - wyjaśniła prędko, na pełne usta wpłynął znów uśmiech szelmy, odsłaniający zęby i wyraźną przerwę pomiędzy jedynkami. Jeśliby jej usłuchał, z chęcią poudawałaby, że naprawdę chce dowiedzieć się czegoś więcej o wznoszeniu konstrukcji budynku i budowlance, w rzeczywistości podziwiając w myślach pracę męskich mięśni - ludzką rzeczą było wszak doceniać prawdziwe piękno.
Została na chwilę sama, z ciekawieniem przysłuchując się Caelanowi, który zdecydował się dosadnie opieprzyć zbyt leniwych pracowników. Doskonale, gdyby tylko wiedziała o jego zamierzeniach wcześniej, zasugerowałaby użycie odpowiedniej klątwy, tak w ramach przykładu, lecz może nie powinna była jeszcze o nich przy żeglarzu wspominać - jeszcze nie teraz. Spojrzała przelotnie na solidny kawał ściany, który wspólnie wznieśli; na dziś miała już dość, ramiona pulsowały bólem, niech resztą zajmą się robotnicy, kulący się pod ostrym spojrzeniem Goyle'a. Lubiła go takiego. Władczego. Szkoda, że podobnych poleceń nie mógł wydać czarodziejom, którzy rzekomo wraz z nimi stawali w szeregach Rycerzy Walpurgii, a na placu budowy próżno było ich szukać, jakby zapadli się pod ziemię. Myśląc o tym, prychnęła ze złością; skoro ona mogła tu przyleźć i zakasać rękawy, to inni także - jak szlachetni lordowie wytłumaczą się przed swoim panem? Przyznają się mu, że nie chcieli brudzić sobie rączek?
Żałosne, prychnęła jeszcze raz, śledząc wzrokiem Caelana.
Bawił Sigrun jego wzrok, zamarcie w bezruchu na moment, jakby spodziewał się, że zaraz do gardła przystawi mu różdżkę i czule wyszepce Crucio; lubiła to zaskoczenie w cudzych oczach, gdy nie wiedzieli, czego się po niej spodziewać - bywała nieobliczalna, lecz nie zawsze na wszystko reagowała agresją i złością.
Nie cofnęła się, wciąż pozostając prowokująco blisko, czuła ciepło promieniujące od zgrzanego przez fizyczny wysiłek cała. Chwilę błądziła spojrzeniem po jego twarzy, zastygając w zastanowieniu, czy rzeczywiście zapalić mu tego papierosa, czy nie? - Może jeszcze podać Ci whisky? - zakpiła w końcu, a dłonią zamiast do jego twarzy, sięgnęła do kieszeni po kolejnego papierosa - tym razem dla siebie. Zapalając go cofnęła się o kilka kroków, zaśmiała się cicho. - W Parszywym Pasażerze podają chyba nienajgorszą whisky, co? Bądź tam wieczorem - wyrzekła, zaciągając się papierosem i po chwili wypuszczając z ust chmurę dymu.
Nim zdążył jej odpowiedzieć - nie przyjmowała odmowy - sama, tak jak ten dym, rozmyła się w powietrzu, a cichy trzask oznajmił teleportację.

| zt


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]26.04.18 18:48
Jak będzie teraz?
Nie odrywał wzroku od jej twarzy, kiedy wypowiadała kolejne słowa. I te o diabelskim zielu, i te o ich dotychczasowej relacji. Jak będzie teraz...? Już było inaczej. Przede wszystkim dlatego, że łączyła ich wspólna sprawa, służba Czarnemu Panu. Wiedzieli o sobie trochę więcej. Lecz czy musiało to oznaczać, że nie mogliby powrócić do korzeni? Do niezobowiązujących widzeń raz na jakiś czas? Próbował wyrzucić z głowy powracające powoli obrazy jej nagiego ciała, wszak nie było to miejsce i nie był to czas na takie rzeczy, lecz przecież sama kusiła go, podpuszczała. Igrała z nim. Zupełnie, jak gdyby chciała tego.
- Zależy - odpowiedział powoli, nieco lakonicznie, lecz w żadnym wypadku nie z rozbawieniem. Traktował jej słowa poważnie, choć wcale nie był pewny, czy powinien. - Zależy od tego, co akurat będziemy mieli pod ręką - dodał nieśpiesznie, wciąż nie spuszczając wzroku z jej lica.
A później zajął się rozrabianiem zaprawy, wszak po to tu właśnie byli, żeby pracować, odbudowywać Wywernę - zaś że spotkali się przy okazji i rozmowa potoczyła się w takim, a nie innym kierunku... Była to ciekawa forma rozrywki, musiał przyznać.
Kiedy zaś Sigrun zaczęła gwałtownie protestować, zaprzestał pracy i spojrzał na nią z niedowierzaniem i pozorną naganą. Pozorną, bo i jemu daleko było do prawdziwego oburzenia czy złości.
- Ale tylko jeśli odwdzięczysz się w taki sam sposób, Rookwood - odburknął po swojemu, doskonale wyczuwając skrywającą się za jej powagą wesołość, i przeniósł wzrok z szerokiego uśmiechu kobiety na jej klatkę piersiową. Zdecydowanie wolał ją w takim wydaniu; zaczepną, drażniącą się, ale spokojną. Zaraz potem ruszył w stronę obijających się robotników, by przypomnieć im, jakie było ich zadanie i po co się tu znaleźli. Wzbudzali w nim złość - taką samą, jak wszyscy ci, którzy mieli czelność tytułować się rycerzami, a nie chciało im się nawet kiwnąć palcem, by odbudować lokal. Dość jednak strzępienia nerwów; nie do niego należał ostateczny osąd, nie od niego zależało, co się z nimi stanie.
Nie zwlekał z powrotem do Sigrun, chciał bowiem otrzymać papierosa, o którego poprosił kilka chwil wcześniej. Zamarł, gdy zbliżyła się do niego i ulokowała go między jego wargami i wciąż trwał w tej pozie po tym, jak odpowiedział jej, bezczelnie, w oczekiwaniu na kolejny ruch. Próbował przewidzieć reakcję kobiety, było to jednak praktycznie niemożliwe.
- Nie zaszkodziłoby - odparł po tym, jak nie uderzyła, a zakpiła, przypominając mu tym samym o alkoholu i o tym, jak chętnie by się teraz napił. Zrozumiał, że nie ma co liczyć na odpalenie otrzymanego papierosa, zrobił to więc samodzielnie, kątem oka pilnując stojącej niedaleko - na tyle niedaleko, że mógł poczuć zapach jej perfum - wiedźmy. Nim zdążył zareagować na jej zaproszenie, zniknęła z cichym trzaskiem, pozostawiając go na placu budowy samego.
Zaciągnął się mocniej papierosem, wciąż patrząc w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą jawiła się smukła sylwetka Rookwood. Teraz, gdy już jej nie było tuż obok i przestała na niego tak silnie oddziaływać, Caelan mimowolnie zaczął kwestionować to, co się tu wydarzyło i szukać podstępu w propozycji, którą go pożegnała. Był to kolejny żart z jej strony, czy może faktycznie chciała się spotkać? Nie wiedział. Wiedział natomiast, że na pewno nie chciał jej rozgniewać, toteż kiedy tylko skończył układać swój kawałek ściany i pogonił robotników do pracy, udał się do domu z zamiarem rychłego stawienia się w Parszywym Pasażerze.

| zt



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sala główna [odnośnik]21.05.18 17:03
8 lipca


Lipiec przyniósł niewiele ponad cienie smutku i zimne mgły. Lato nie było ani ciepłe, ani przyjemne, a czarodziejski świat pogrążył się w jeszcze większym chaosie i przygnębieniu; co niektórzy nadziei na wyrwanie się z tego marazmu wypatrywali w nadchodzącym, tradycyjnym Festiwalu Lata, jednakże Rookwood nie miała nawet czasu, aby o tym myśleć. Odbudowa Białej Wywerny wreszcie wkroczyła w finalną fazę. Konstrukcja budynku została wzniesiona, niemal dokładnie taka sama jak przedtem, dzięki pracy zarówno najętych robotników, jak i zaczarowanych do tego ludzi przez zaklęcie Imperius. Niewielu Rycerzy Walpurgii Sigrun wypatrzyła na placu budowy, niektórzy po prostu umywali od tego ręce; lordowie ograniczyli swą rolę do użycia koneksji i sypnięcia złotem z rodowego skarbca, zaś robić - nie było komu. Sama Rookwood zaangażowała się mocno, nie widząc w pracach fizycznych powodu do wstydu; taki był rozkaz Czarnego Pana i należało go wykonać, bez względu czego się tyczył. Denerwowała się cały czerwiec, że prace idą nazbyt wolno, a w związku z tym spotka ich Jego surowy gniew; w końcu jednak miała powody do zadowolenia. Budowa została niemal ukończona, pozostało wykończyć wnętrza. Nie umywała od tego rąk. Ósmego lipca zjawiła się na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu wczesnym porankiem, dziwnie osowiała i jakby pozbawiona energii. Tej nocy znów nie spała dobrze; budziła się co dwie, trzy godziny z krzykiem na ustach i nie mogła zasnąć znów, dopóki nie upewniła się, że jest we własnym łóżku, a nie w więziennej celi.
Żałowała, że nie wypiła drugiej, mocnej kawy przed wyjściem z domu, miała senność na powiekach i ziewnęła przeciągle, gdy wchodziła do środka nowoodbudowanej Wywerny. Salę Główną należało odmalować i umeblować. Wszystkie sprzęty miały ponoć zjawić przed budynkiem w okolicach południa. Doskonale, niech tylko spróbują spóźnić się choćby minutę... Po przekroczeniu progu sali dostrzegła znajomą sylwetkę. Niezbyt dobre wiązała z Zabini wspomnienia, miały za sobą dwa ubogie w sukcesy spotkania, lecz właściwie młódka niczemu nie była winna - a najwyraźniej teraz chciała wziąć się do pracy.
- Nie ma zmiłuj, trzeba do roboty, co? - mruknęła zmęczonym głosem, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnęła zeń jednego, wetknęła sobie do ust i wyciągnęła ją ku dziewczynie, proponując, by się poczęstowała.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]21.05.18 19:00
Także Lyannie w pewien sposób udzielał się przygnębiający nastrój, który zdawał się zalegać wraz z mgłą. Jej doznania nie mogły się jednak równać z doznaniami tych, którzy byli w Azkabanie i innych miejscach, gdzie zostali wysłani przez Czarnego Pana. Spędziła tamten czas stosunkowo bezpiecznie, ale miała świadomość, że jej dzień próby też kiedyś nadejdzie, że pewnego dnia też będzie musiała się narazić, by spełnić oczekiwania stawiane przez organizację.
Rozmyślała o spotkaniu i słowach, które na nim padły. Niewątpliwie poszerzyło to jej stan wiedzy i pozwalało wyobrazić sobie doświadczenia innych, a także spojrzeć na sprawę już nie pod kątem wyobrażeń, a faktów.
Pamiętała własne porażki podczas prób pozyskania robotników do Białej Wywerny, i choć wiedziała że rzucenie zaklęcia Imperius jest niezwykle trudne i na ten moment praktycznie ponad jej siły, to jednak czuła, że zawiodła i nie podobała jej się ta myśl. Chciała więc zrobić coś innego. Coś, przy czym raczej nie powinna ponieść porażki, bo przecież prace wykończeniowe nie były jakąś wielką filozofią. A skoro nie potrafiła zmusić czarami do pracy innych, to musiała sama zakasać rękawy i pomóc przy pracach. Nie widziała w tym czegoś uwłaczającego jej godności, poza tym musiała się jakoś zrehabilitować po wcześniejszej porażce i dołożyć własną małą cegiełkę do dzieła odbudowy. Czarny Pan chciał efektów, więc należało domknąć ostatnie sprawy przy odbudowie możliwie szybko.
Z tego co mogła zauważyć, budowa była prawie ukończona, budynek już stał i prezentował się dobrze, aż trudno było uwierzyć, że w tym samym miejscu pod koniec kwietnia zapłonęła szatańska pożoga. Weszła do środka i rozejrzała się, rozglądając się za kimś, kto też wybrał ten dzień na ogarnianie robót wykończeniowych. Chwilę później jednak do lokalu weszła Sigrun Rookwood, z którą poprzednim razem poniosła porażkę, ale cóż, dzisiaj nie musiały rzucać na nikogo niezwykle trudnych zaklęć.
Skinęła głową w geście powitania, zauważając, że Rookwood wyglądała na dość zmęczoną. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że była w Azkabanie.
- Rzeczywiście, trzeba – przytaknęła, częstując się papierosem i odpalając go. Czasem lubiła sobie zapalić dla rozluźnienia. – Czasem tu przychodziłam, w czasach zanim pierwszy budynek spłonął. Dobrze widzieć, że jest już bliski swojej dawnej świetności. – Nawet nie była wtedy w rycerzach, ale Nokturn przyciągał ją już wcześniej. Może wyglądała na delikatną panienkę o ślicznej buźce, ale pozory czasem myliły. – Od czego zaczynamy? – zapytała po chwili, kiedy już dopaliła swojego papierosa. Musiała zorganizować sobie plan pracy na najbliższe godziny, a Rookwood z pewnością była lepiej zorientowana w tym, co należało zrobić najpierw.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Sala główna [odnośnik]21.05.18 20:05
Całe społeczeństwo pogrążyło się w dziwnym maraźmie. Wszystkich dopadło przygnębienie, smutek i apatia; w przypadku większości przyczynę to miało z pożarem w Ministerstwie Magii, który pochłonął ogrom ofiar. Szatańskiej Pożogi rzucnej przez Śmierciożerców, potężnych czarodziejów, nie sposob było ugasić, pracownicy Ministerstwa nie podołali zadaniu. Zginęło naprawdę wielu czarodzejów, w tym odległy krewny Rookwood, choć akurat to nie jego powodu snuła się przygnębiona. Ani przez ojca, który uchodził za zaginionego przez najbliższe kilka dni po pożarze. W ostateczności Normund Rookwood został odnaleziony w szpitalu, dopiero gdy odzyskał przytomność i podał swoje personalia. Sigrun nie czuła żalu ani przez kuzyna, ani ojca, ani żadną inną ofiarę. Spalenie Ministerstwa Magii odbierała w kategoriach... Sukcesu? Manifestu siły. Społeczeństwo zdawało się być przerażone, bardzo słusznie. Mieli dowiedzieć się o potędze Lorda Voldemorta i paść przed nim na kolana.
Przyczyna przygnębienia Sigrun tkwiła gnie indziej. Nieustannie dręczyły ją sny i koszmary, w których błądziła po Azkabanie. Cassandra Vablatsky uleczyła jej rany, organizm zdołał się także zregenerować po zatruciu przez czarną magię, jednakże były zranienia niefizyczne, niewidoczne gołym okiem. Krwawiły wciąż i nie miały zamiaru się zbliźniać, jeszcze nie teraz. Czasami wpadała w dziwne zamyślenie, odpływała myślami i czuła przenikliwe zimno, jakby znalazła się znów obok dementora. Wizyta w takim miejscu jak Azkaban, bezspośrednie obcowanie z potężną anomalią, która karmiła się śmiercią, musiała pozostawić na Sigrun trały ślad.
Może dlatego w Białej Wywernie zdawała się tak spokojna. W innym wypadku wspomnienie porażki przy rzucaniu zaklęć niewybaczalny, którą przywodziła na myśl twarz Lyanny Zabini, najpewniej wtrąciło Sigrun we wściekłość. Jednakże teraz stoczyła się w dół; nie był to pierwszy raz, by jej zaburzeniach dwubiegunowych czasami zdarzały się takie epizody, nigdy jeszcze jednak nie były tak silne jak teraz.
- Też tu przychodziłam. Kiedyś. Mieli dobrą whisky, choć czasami to zwykła mordownia była - mruknęła w odpowiedzi, chowając paczkę do kieszeni i zaciągając się mocno. - Od podstaw - brodą wskazała na stojące pod ścianą wiadra z farbą. Dawniej ściany miały ciemnobrązową barwę, teraz były szare i blade jak pustaki, z których zostały wzniesione. Ich zadaniem było przywrócenie poprzedniego stanu. Z ciężkim westchnieniem wyruszyła na poszukiwanie pędzli.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]21.05.18 23:17
Lyanna nigdy nie darzyła ministerstwa sympatią, kurs i pracę tam postrzegała w kategorii uciążliwych. Samą naukę ceniła, bo dzięki niej zdobyła uprawniania łamacza klątw, ale irytowali ją niektórzy ludzie, zwłaszcza urzędnicy, którzy spędzali całe dni za biurkiem, a zachowywali się jakby pozjadali wszystkie rozumy. Na nią tymczasem spadały średnio wdzięczne zadania, choć koledzy z roku częściej byli zabierani na ciekawsze zlecenia. Mężczyznom w wielu sferach było łatwiej. Nie tęskniła za tym, wolała pracować niezależnie, bez ministerstwa nad sobą. Niemniej jednak spalenie go i tylu ludzi w środku wydawało jej się krokiem dość radykalnym, ale podobne opinie zostawiła dla siebie. Czuła jednak respekt dla takiej potęgi, bo jej znajomość czarnej magii wciąż prezentowała dość początkujący poziom, czego dobitnie dała znać podczas nieudolnych prób rzucenia Imperiusa. Była też pewna, że ludzie bali się, że imię Czarnego Pana zaczynało budzić lęk, odkąd nawet w Proroku codziennym powiązano go z tymi wydarzeniami. I słusznie, głupotą byłoby nie bać się kogoś o takiej mocy i możliwościach. Lyanna czuła wobec niego respekt, chciała być częścią walki o lepszy świat dla czarodziejów. Świat, w którym nikt nie każe traktować jak równych sobie ludzi, którzy dorastali bez magii. Świat, w którym czarodzieje nie będą musieli ukrywać się jak szczury po kątach przed liczniejszymi, choć słabszymi od siebie. Jej niechęć była podszyta osobistymi doświadczeniami z dzieciństwa, kiedy została skrzywdzona przez grupkę mugoli, którzy próbowali podziurawić ją i jej kolegę swoimi metalowymi różdżkami.
Niewątpliwie potrzebowali jednak bezpiecznego miejsca spotkań, nawet jeśli lokal udostępniony przez Rosiera na czas ostatniego spotkania wydawał się wygodny. Odpowiedni dla powagi ich organizacji.
- No cóż, w końcu to Nokturn. Można się spodziewać różnych rzeczy. Często ciekawszych niż po tej dobrej stronie miasta. I łatwiej można było znaleźć te bardziej nietypowe przedmioty lub ingrediencje. – Łatwiej było różne rzeczy opchnąć, łatwiej też je pozyskać, także te potrzebne do eksperymentowania z nakładaniem klątw. W zwykłej aptece na Pokątnej raczej nie nabyłaby ludzkich części ciała, więc musiała po nie zachodzić na Nokturn.
Także dostrzegła wiadro, a kilka metrów dalej w kącie stał kubełek z pędzlami. Podeszła do niego i wzięła jeden, drugi rzuciła Sigrun. Otworzyła najbliższe wiaderko z farbą o charakterystycznym zapachu i konsystencji. Miała dość ponury kolor, ale ostatecznie lokal taki miał być. W pogodnych, jasnych barwach straciłby wiele ze swojej mrocznej, tajemniczej aury. Chyba nie potrafiłaby traktować poważnie nokturnowej speluny, gdyby miała jaskrawożółte lub pomarańczowe ściany.
- No, to bierzemy się do pracy... Jak się uwiniemy to może skończymy malować tę salę dzisiaj. – Lyanna malarką nigdy nie była, ścian też nie malowała, bo nie miała ku temu sposobności, ale to nie mogło być trudne. Przecież nawet dziecko umiałoby wywijać pędzlem i malować jednym kolorem płaskie powierzchnie, nie potrzebowała do tego żadnych artystycznych umiejętności. Zaczęła więc mazać farbą po tynku, choć pierwsze krople wylądowały na jej butach i na podłodze. Ale skoro nie udało im się złapać robotników to musiały malować same.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Sala główna [odnośnik]25.05.18 18:22
Spojrzała na Lyannę z ukosa i prychnęła śmiechem pod nosem, w ustach trzymając papierosa; z wiadra wyciągnęła pędzel i zaczęła otrzepywać go z kurzu. W słowach młodszej dziewczyny nie było nic niewłaściwego, lecz czy nie brzmiały nieco... Naiwnie? Nietypowe przedmioty, dobra strona miasta - wypowiadała się, jakby się bała, że ktoś je usłyszy. Podobnych banalności nie musiała wypowiadać głośno. - Chciałaś powiedzieć czarnomagiczne - poprawiła ją Sigrun, z ledwie słyszalną nutą kpiny w głosie; była osowiała i pogrążona w przygnębieniu, lecz do drwiny zawsze znajdzie ochotę. Nie zamierzała Zabini jednak pogrążać, a zwyczajnie się z nią podroczyć, aby stwardniała i nabrała charakteru, pewności siebie, której w mniemaniu Sigrun nieco jej brakowało. Strzepnęła z papierosa popiół na i tak brudną podłogę, po czym znów wetknęła go sobie do ust. Spojrzeniem oceniła, gdzie powinny były zacząć i zdecydowała, że weźmie się za przeciwległą ścianę. Drugie wiadro przesuwała lekkimi kopnięciami, zwyczajnie nie chciało jej się po nie schylać. Dotarłszy na miejsce przykucnęła z ciężkim westchnieniem, jakby miała do wykonania naprawdę fizycznie wyczerpującą robotę; zwyczajnie się jej nie chciało, czuła się rozleniwiona, a właściwie zmęczona niczym jak zawsze, gdy odlatywała w drugą stronę. W najbardziej ekstremalnych przypadkach nie miała sił, aby wyściubić nos poza własne łóżko przez kilka dni, lecz teraz nie było z nią aż tak źle - zwłaszcza, gdy brało się pod uwagę to, co przeszła w Azkabanie.
Umoczyła pędzel w brudnobrązowej farbie i zaczęła malować ściany; w jej wykonaniu przypominało to raczej byle jakie mazianie, lecz wystarczyło jedynie barwą przykryć blade tynki - i wystarczy. Nie musieli robić tu pałacu. Gdyby tak było, siedzibą ich spotkań na stałe pozostałby Podwodny Balet Tristana Rosiera, La Fantasmagorie; nawet nieco żałowała, że nie będzie jej dane więcej się tam pojawić - nie przez wzgląd na bliskość sztuki (która nigdy Sigrun specjalnie nie interesowała), a naprawdę wyborowe trunki, którymi mogli się raczyć.
- Nie jeśli, tylko mamy to dzisiaj skończyć. Niebawem przetransportują sprzęty - poprawiła Lyannę surowo, zawzięcie machając pędzlem; zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna była użyć czarów. Anomalie wciąż ucierały im nosa, lecz do cholery... - Facere - wyrzekła cicho, celując w pędzel. Mazianie tynku farbą nie wymagało inwencji twórczej, zaklęcie powinno zadziałać.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544

Strona 27 z 32 Previous  1 ... 15 ... 26, 27, 28 ... 32  Next

Sala główna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach