Wydarzenia


Ekipa forum
Opuszczone cieplarnie
AutorWiadomość
Opuszczone cieplarnie [odnośnik]17.07.17 2:09
First topic message reminder :

Opuszczone cieplarnie

Niegdyś znajdowała się tu sporych rozmiarów zielarnia zaopatrująca w zioła handlarzy, zielarzy czy alchemików. Prawdopodobnie był to jeden z obfitszych zbiorów magicznych ziół w kraju, można było tutaj dostać nawet bardzo rzadkie okazy sprowadzane z dalekich krajów i starannie pielęgnowane w tutejszych szklarniach. Swego czasu było to miejsce powszechnie znane w środowiskach zajmujących się czarodziejską roślinnością lub eliksirami, niestety dłuższy czas temu podupadło. Szklarnie ucierpiały podczas magicznej wojny, a ostatni właściciel wyjechał za granicę, pozostawiając to miejsce samemu sobie. Rośliny mniej odporne na brytyjski klimat zginęły, ale część z nich przystosowała się i z powodu braku pielęgnacji zdziczała. Dzisiaj dość nierozsądnym jest zapuszczanie się głębiej w odmęty szklarni; w niektórych z nich wciąż można spotkać niebezpieczne rośliny, jak diabelskie sidła czy jadowite tentakule. Nawet w przeszkolnym korytarzu, dawniej zadbanym i jasnym, można się dzisiaj natknąć na okazy flory wciskające się przez rozbite szyby. Przez wszechobecną zieleń napierającą na ściany światło wydaje się intensywnie zielone.
Miejsce jest praktycznie nieuczęszczane. Czasami jednak przychodzą tu osoby handlujące rozmaitymi substancjami, a także zdesperowani zielarze i alchemicy, którzy podejmują próby odnalezienia jakiegoś cennego okazu w zapuszczonym, od lat nie doglądanym gąszczu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczone cieplarnie - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]12.01.19 0:24
| 02.10

Hep!
To się znów działo. Czkawka teleportacyjna trwała w najlepsze, choć dotąd Ria zdążyła odwiedzić tylko jedno miejsce. Właśnie rozmawiała z Arturem o rewolucji skrzatów oraz włączenia ich w szeregi organizacji przeciwko czarnoksiężnikom kiedy rudowłosa znów czknęła. Towarzyszył temu przeciągły świst; kobieta przymknęła oczy, a kiedy otworzyła je z powrotem, nie znajdowała się już w opuszczonym amfiteatrze. W zasięgu wzroku nie dostrzegła cudacznie ubranych stworzeń ani zdziwionego wzroku Longbottoma. W ogóle temu miejscu brakowało przestrzeni oraz akustyki umożliwiającej donośne wykrzykiwanie propagandowych haseł. Weasley zaliczyła niestety dość niefortunną wpadkę - wraz z nieprzyjemnym czknięciem poczuła szarpnięcie w żołądku, następnie… wylądowała w jednej ze szklarni. Tak uznała, kiedy runęła tyłkiem na jakąś roślinę. W dużej ilości, rozłożystą - to nie stanowiło problemu. W przeciwieństwie do potwornego uczucia pieczenia jakie owładnęło całym ciałem czarownicy. Harpia otworzyła przerażona oczy i zerwała się na równe nogi próbując oswobodzić się z pętających ją rozłożystych liści. Okazało się to wcale nieproste. Wierzgała więc tłumiąc w gardle pisk; słomkowy kapelusz spadł z rudych włosów na ziemię. Serce obijało się o kości mostka jak ptak uwięziony w klatce - bolało. Tak jak uczucie przeżerania skóry w głąb tkanek, do żywego mięsa.
Wreszcie zdołała wybiec z jednego z segmentów oraz pozbyć się paskudnemu zbrodniarzowi jaki ośmielił się zaatakować ciało Rhiannon. Drzwiczki do niego zatrzasnęły się z donośnym hukiem czemu towarzyszył dźwięk tłuczonego szkła - parę nadszarpniętych fragmentów zdołało się oswobodzić z metalowej ramy. Harpia dyszała ciężko, próbując się za wszelką cenę uspokoić. Spojrzała wtedy na swoje ręce; dostrzegłszy tam zaczerwienienie poczuła pewnego rodzaju ulgę. Nic poważniejszego się nie stało. Nie miała żadnych otwartych ran ani innych nieprzyjemnych dolegliwości prócz uczucia podrażnienia skóry. To samo na nogach, brzuchu oraz pośladkach. Fuknęła na siebie oraz przeklętą czkawkę teleportacyjną - ciekawe czy istniało na to jakieś antidotum?
Ria spojrzała raz jeszcze w miejsce, z którego przyszła chcąc ocenić straty. Tak, niestety kapelusz musiał polec w walce. Rudowłosa nie zamierzała wracać ponownie do parzącej rośliny, nie chciała narażać się na ból dla tak prostego przedmiotu. Przygryzła policzki od środka i zrobiła kilka kroków po korytarzu kiedy przed oczami kobiety pojawił się nie kto inny jak Charlie. Zdziwioną Weasley najpierw zatkało, dopiero po długich sekundach czarownica zreflektowała się uśmiechem. - Cześć! Jak się cieszę widząc kogoś znajomego. Znalazłam się tu całkiem przypadkiem i już mnie coś poparzyło - opowiedziała, wskazując na czerwone przedramiona. - Strasznie dziwne miejsce. Co tu robisz? - zagaiła rozglądając się dookoła. Szklarnie wyglądały na opuszczone, całkowicie nieużywane. Po co Leighton przyszła tu z własnej woli? Cóż, w zbieg okoliczności poprzez kolejną czkawkę to Rhiannon nie zamierzała uwierzyć.



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]14.01.19 20:25
| 02.10

Charlie odwiedzała te szklarnie regularnie, gdy tylko pozwalał jej na to czas. Było to jedno z dobrych miejsc do zbierania ziół, jakich nie miała we własnych skromnych przydomowych zbiorach. Kiedyś z pewnością musiało to być miejsce tętniące życiem, już po przeprowadzce do Londynu słyszała, że niegdyś znajdowały się tu dobrze prosperujące szklarnie zaopatrujące w zioła alchemików i zielarzy. Później, wiele lat przed tym, zanim sama została alchemikiem, miejsce to zostało porzucone i podupadło. Nie pamiętała czasów jego świetności a jedynie mgliście o nich słyszała od starszych. Sama znała już tylko te szklarnie z powybijanymi gdzie niegdzie szybami i wszechobecną, od dawna nie pielęgnowaną roślinnością, wśród której trzeba było uważać na bardziej niebezpieczne okazy.
Pierwszy raz trafiła tutaj jakieś pięć lat temu, krótko po przeprowadzce do Londynu i rozpoczęciu kursu. O miejscu tym napomknął jeden ze starszych alchemików, którzy ją uczyli i Charlie postanowiła tu przybyć. Podczas pierwszej wizyty ledwo umknęła pędom jadowitej tentakuli, która rozpanoszyła się w jednej z cieplarni. Teraz już wiedziała, których miejsc unikać, a które rokowały nadzieje na zebranie ładnych i dorodnych roślin. W okolicach Londynu nie było aż tak łatwo o dziko rosnące zioła, zwłaszcza magiczne, a z powodu braku teleportacji podróżowanie w bardziej oddalone zakątki kraju było utrudnione.
Cieplarnie były tak pozarastane przez roślinność, że w niektórych miejscach światło sączące się z góry i z boków nabierało zielonkawego odcienia. Niektóre rośliny powybijały szybki w ściankach i suficie i wydostały się już na zewnątrz. Dzięki temu do podłoża szklarni mogła docierać woda z opadów i rośliny wciąż rosły, choć delikatniejsze gatunki dawno zostały zaduszone przez te szybko rosnące, lub zwyczajne zginęły w starciu z brytyjskim klimatem.
Na ramieniu miała torbę. Od czasu do czasu uchylała ją, wrzucając do środka kolejne listki, pędy i kwiaty. W domu miała zamiar je posortować i ususzyć. Warzyła na tyle dużo eliksirów na zamówienia oraz dla Zakonu, że potrzebowała znacznej ilości składników. Nie tylko serc, które nabywała w magicznej aptece, ale też składników dodatkowych. Poza tym, potrzebowała takich wypraw po zioła do lasu czy choćby tych szklarni, by pobyć trochę na łonie natury, z dala od miejskiego zgiełku, a także by przetestować rozwijane w ostatnich miesiącach wiadomości z zielarstwa w praktyce.
Nie spodziewała się spotkania tu kogokolwiek. W torbie wylądowało kolejnych kilka roślin, aż w końcu odgarnęła na bok kłujące gałęzie jakiegoś (na szczęście pozbawionego kłopotliwych właściwości) krzewu i kawałek dalej zobaczyła charakterystyczny pniak bez wątpienia należący do wnykopieńki. Roślina ożyła, gdy tylko alchemiczka znalazła się w pobliżu, ale przykucnęła obok, po czym rękami odzianymi w ochronne rękawice złapała wijące się pędy zanim chlasnęły ją w twarz. Pamiętała z hogwarckich lekcji zielarstwa, jak należy postępować z tą rośliną. Jedną ręką przytrzymała więc pędy i sięgnęła pomiędzy nimi, by dostać się do wnętrza rośliny, gdzie skrywał się pulsujący strąk. Zacisnęła na nim palce i w tym właśnie momencie usłyszała szelest roślin, a potem głos – ktoś o znajomej rudej czuprynie przedzierał się w jej stronę.
Charlie była tym tak zaskoczona, że choć wyrwała strączek z rośliny, zbyt szybko puściła pędy i jeden zdążył smagnąć ją w policzek, a inny w przedramię, zostawiając na nich zaczerwieniony ślad.
- Ria? – zdziwiła się, zauważając piegowatego rudzielca. Schowała zebrany strączek wnykopieńki do torby i wstała. – Czasem przychodzę tu, by pozbierać zioła do eliksirów, niekiedy można znaleźć ładne okazy w dobrym stanie bez konieczności wybierania się bardzo daleko od Londynu. Choć to miejsce od dawna jest porzucone i zapuszczone, coraz bardziej zapomniane, nadal można tu coś znaleźć – pokazała na swoją torbę, a potem potarła policzek. – To nic takiego, za dwa dni nie będzie śladu, a jak posmaruję maścią to już wieczorem nie będzie widać. – Nie zamierzała się przejmować paroma malutkimi rankami. Spojrzała za to na przedramiona Rii. Sama też nie raz nosiła na skórze podobne ślady. – Wygląda na to, że wpadłaś w pokrzywy. Skąd się tu w ogóle wzięłaś przypadkiem? Spadłaś z miotły, przelatując nad szklarnią? – Nie wiedziała jeszcze, że Ria mogła paść ofiarą czkawki teleportacyjnej. – Mam nadzieję, że nic ci nie jest. Ślady po pokrzywie za parę godzin znikną, ale można tu znaleźć gorsze rośliny niż ona, dlatego trzeba uważać. Flora tego miejsca od lat jest pozostawiona sama sobie... – A teraz dodatkowo dochodziły anomalie, które mogły mieć zły wpływ na roślinność.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]17.01.19 21:04
Nie znała się zbyt dobrze na roślinach. Wiedza na ich temat nigdy nie była Rii potrzebna; zdobywała niezbędne informacje od matki podczas pomocy w przydomowym ogródku. Co prawda rudowłosa traktowała to raczej jako odprężenie niż pilną naukę, ale zawsze uważnie słuchała rozentuzjazmowanego głosu rodzicielki. Weasley czasem sądziła, że Elaine powinna zostać nauczycielką w Hogwarcie. Miała niezwykły zapał do opowiadania o różnych rzeczach - nawet historia rozbitego dzbanka brzmiała jak problem naukowy, natomiast szczegóły dotyczące pastowania podłogi jak ważny element historii świata. Harpia zawsze lubiła ciepłe brzmienie głosu mamy, nawet jeśli poruszana aktualnie sprawa nie była niczym interesującym dla słuchaczki. Rozmowa o pokrzywach zdarzyła się parę razy - ponoć herbata z ich liści ma niesamowite właściwości. Jednak Rhiannon ciężko było się połapać w rozeznaniu botanicznym podczas paniki. Kobieta sądziła, że to jakaś magiczna, niezwykle groźna roślina! W końcu tak zapiekło, że kto wie, może to były zęby? Albo kolce jadowe? Nie mogła niczego wykluczyć! Dlatego ignorując konieczność zachowania stoickiego spokoju czarownica za wszelką cenę próbowała wydostać się z piekielnej pułapki i tylko taki cel przyświecał jej w tamtym momencie. Na szczęście zwodnicze liście postanowiły uwolnić niespodziewanego gościa; tak samo zdezelowane, szklane drzwi nie wytrzymały zmasowanego ataku zdeterminowanej zawodniczki.
Nigdy tu nie była. Ria rozejrzała się nieco zdezorientowanym wzrokiem po ścianach oraz suficie nadwyrężonych przez czas szklarni, acz nie dostrzegła żadnych znajomych elementów. Musiała znajdować się w całkowicie nowym, nieznanym miejscu. Trochę ją to przeraziło. Rudzielec nie do końca wiedział czego się spodziewać po tym budynku - a co, jeśli grasowały tu diabelskie sidła, całkowicie zdziczałe? Albo inne, toksyczne gatunki? Z podstawową wiedzą z zielarstwa Weasley mogła nie wiedzieć jak ochronić się przed zgubnym wpływem groźnych roślin, ale jak zawsze kobieta miała w swym nieszczęściu więcej szczęścia niż mogłaby się tego spodziewać. Niczym typowy Gryfon, w sercu i w duszy.
To były tylko pokrzywy - tak stwierdziła oddalając się od zdradzieckiego segmentu szklanego kompleksu, w którym wylądowała. Harpia zaczęła się przy tym zastanawiać co będzie dalej, czkawka wyraźnie nie odpuszczała i chyba nie miało się skończyć na tym jednym lub najwyżej dwóch razach przeniesienia w inne miejsce. To brzmiało niebezpiecznie. Co będzie następne?
- To ja! - przyznała nieco przesadnie entuzjastycznie, ale w Rhiannon wciąż buzowały trudne do ujarzmienia emocje. Musiała się trochę uspokoić. Rozmowa dobrze jej zrobi, nawet jeśli za chwilę miała czknąć ponownie i znaleźć się całkowicie gdzie indziej. - Właśnie chciałam cię spytać czy odwiedziny tego miejsca mają jakikolwiek sens. Strasznie tu brudno i… tak dziko - stwierdziła na krótkie wyjaśnienie Charlie. Rozejrzała się przy tym po kolejnych ścianach; gdzieniegdzie wisiały smętnie pajęczyny. - Spodziewałabym się, że szklarnie zostały już splądrowane - dodała z nikłym uśmiechem. Widocznie nie miała racji. Zresztą, Leighton jako alchemiczka na pewno miała więcej informacji na ten temat niż zawodniczka grająca w Quidditcha. - No właśnie, jakoś źle wyglądasz! Co się stało? - spytała z przejęciem kiedy wreszcie oderwała się od kontemplacji nad budynkiem, a zamiast tego przyjrzała się drugiej czarownicy. Wyglądała, jakby ktoś ją delikatnie smagnął batem, to było dziwne. - Erm… no, tak, prawie tak - odpowiedziała z zakłopotaniem. Ria podrapała się po karku robiąc nietęgą minę, ale chyba nie chciała martwić koleżanki swoją przypadłością. - Tak, właśnie. Wiesz, spanikowałam, ponieważ dostałam się tutaj bardzo niespodziewanie. Nie byłam przygotowana na spotkanie z taką ilością pokrzyw - zaśmiała się, starając się odnaleźć w tej sytuacji coś wesołego. Strach zwykle dobrze zwalczało się humorem. - Czego szukałaś? Opowiesz mi? - spytała nagle i przestąpiła z nogi na nogę. Skoro już tu była, mogła spędzić trochę czasu z Charlie i może dowiedzieć czegoś nowego.



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]18.01.19 14:27
Charlie zawsze miłowała wiedzę, nie bez powodu została Krukonką. O ile była beznadziejna dziedzinach bitewnych, jak uroki, tak dobrze radziła sobie z bardziej naukowymi sprawami. Eliksiry, astronomia, opieka nad magicznymi stworzeniami – to było to, z czym w Hogwarcie radziła sobie najlepiej. Wiedzę zielarską ostatnio pracowicie odkurzała i było widać wyraźne postępy. Marząc o zostaniu badaczką musiała poszerzać swoją wiedzę, by lepiej znać się na ingrediencjach i ich właściwościach. Chciała robić dla Zakonu jeszcze więcej niż robiła do tej pory.
Bardzo rzadko spotykała tu jakąś żywą duszę większą od ptaków czy innych drobnych stworzeń. Pochylona nad wnykopieńką w ogóle nie myślała o tym, że zaraz może mieć towarzystwo. Była tylko ona i bujna roślinność wokół, która zaskakująco dobrze zniosła nawet szalejące w ostatnich miesiącach anomalie. To uspokajało po spędzaniu sporej większości swoich dni w Mungu. Po przebywaniu w ponurych, przesyconych mieszanką eliksiralnych zapachów pracowniach potrzebowała świeżego powietrza i zieleni wokół, inaczej niechybnie zacznie przypominać stereotypowego alchemika z białą i cienką jak pergamin skórą, poruszającego się niczym anemiczny pająk.
Gdyby nie była alchemiczką nie miałaby po co tu bywać, ale to miejsce nadal przyciągało zarówno zielarzy, jak i twórców eliksirów. A pewnie nie tylko ich.
Napotkanie Rii bardzo ją zdumiało. Bo o ile na upartego mogłaby się spodziewać napotkania innego zielarza lub alchemika, tak Weasleyówna niezbyt tu pasowała, bo z tego co było jej wiadomo, nie zajmowała się ani jednym ani drugim. Nagłe pojawienie się kogoś znajomego w tym zapuszczonym miejscu na moment ją zdekoncentrowało i wnykopieńka zdążyła ją parę razy zadrapać zanim pędy pochowały się w pniu.
- Dla alchemika mają – odpowiedziała z uśmiechem. – To rośliny, a one odrastają. Można pozbierać ingrediencje, a za jakiś czas odrosną świeże. Jakichś wrażliwych i bardzo cennych gatunków tu nie znajdę, ale nigdy nie wracam z pustymi rękoma. – Wskazała na torbę pełną rozmaitych ziół. Wiedziała, że najcenniejsze gatunki dawno zostały wykończone przez klimat lub rozkradzione całkowicie, ale te mniej cenne nadal były tu obecne.
Potarła policzek.
- A to? To tylko wnykopieńka – wskazała na niepozorny pieniek znajdujący się kilka kroków od nich. – Lepiej nie dotykać, broni się – dodała, by Ria przypadkiem na niego nie weszła albo na nim nie usiadła. – Przyszłam pozbierać wszelkie znane mi zioła jakie znajdę. Zamierzam je ususzyć i będę miała na zapas do eliksirów, składniki tak szybko się kończą. Nawiasem mówiąc, gdzie dokładnie jest ta pokrzywa? Skoro jest taka dorodna, to też zebrałabym trochę, jest przydatna w niektórych eliksirach leczniczych, a w moim ogrodzie pozbierałam wszystką jaką znalazłam i jeszcze nie odrosła nowa.
Ziół nigdy za wiele. Po powrocie do domu będzie miała zajęcie, sortując, układając i susząc.
- I jak to niespodziewanie? Opowiesz mi, co się stało i czy mogę ci jakoś pomóc? – zapytała, bardzo ciekawa, ale i zmartwiona, choć poza zaczerwienieniami od pokrzywy nie wyglądało na to, by Rii stało się coś złego.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]29.01.19 23:35
Rośliny wydawały się ciekawe o ile nie zamierzały zjeść człowieka żywcem - taki pogląd na sprawę posiadała Rhiannon. W końcu większość z nich posiadała prawdziwie magiczne właściwości, dlatego grzechem byłoby nie doceniać ich botanicznych dobrodziejstw. Szkoda, że część musiała szukać bardzo bliskiego kontaktu z czarodziejami. Czy to oparzenia, czy bitwy na zyskanie ingrediencji z nieposłuszną rośliną - zawsze prezentowały się one podobnie. Bojowo. Nie, Weasley nie unikała walki, przecież była dumną, odważną Gryfonką, ale wolała bardziej przewidywalnych przeciwników niż tajemnicze pnącza tudzież przerażające kwiecia. Nic to, rudowłosa zamierzała walczyć z nieznajomą rośliną do końca życia jednej ze stron; dobrze, że ostatecznie to właśnie kobieta okazała się zwycięzcą w tej trudnej międzygatunkowej potyczce. Niestety również Charlie została zaatakowana - przez zgoła inny egzemplarz, jednak fakt pozostawał faktem. Rośliny to niebezpieczne bestie. W przeciwieństwie do tłuczków na przykład, tłuczki zawsze są miłe i przyjacielskie, no przecież!
Ria domyślała się, że trafiła do jakiegoś nieba dla alchemików poszukujących składników do swoich zmyślnych wywarów. Ona sama trzymała raczej przeciętny poziom jeśli chodziło o eliksiry, choć wiele ze szkoły zdążyła już zapomnieć. Nieodkurzana wiedza w końcu niszczeje, aż znika całkowicie z zasięgu wypełnionego innymi danymi umysłu. W tym przypadku było zaskakująco podobnie. Czarownica nie przejmowała się brakami - wiedza na temat wytwórstwa mikstur nie była jej do niczego potrzebna, nie wiązała z tym żadnej przyszłości. W przeciwieństwie do panny Leighton, zawsze przykładającej się do zajęć z tego przedmiotu. Zupełnie, jak gdyby miała to we krwi. Może tak było? W końcu ona nie bez powodu została Harpią - ogromną rolę w tym akcie życia odegrały zdolności Elaine jakie przekazała córce, pewnie u Charlene sprawa talentów wyglądała podobnie. Rhiannon uśmiechała się ciepło do blondynki, nie mniej zdziwionej obecnością piegowatej koleżanki niż ona sama. Czkawka teleportacyjna uwielbiała nieprzewidywalne rozwiązania danych problemów, tak samo jak niespodzianki. Kiedy rudzielec zakładał już jeden scenariusz, rzeczywistość zmieniała się o sto osiemdziesiąt stopni wywracając przekonania niemalże całkowicie. Weasley nie chciała martwić rozmówczyni problemami z jakimi się borykała, dlatego przemilczała większość wyjaśnień na temat powodu, dla którego znalazła się w tym, a nie innym miejscu. - Myślałam, że zaniedbane więdną, aż stają się nawozem dla gleby - odpowiedziała w zastanowieniu. - Wiesz, nikt ich nie podlewa. Choć jak patrzę w sufit… - mruknęła, po czym zadarła głowę. Rzeczywiście w szklanej kopule można było znaleźć kilka dziur. Pewnie właśnie przez nie dostawał się do środka deszcz. Jednak co, jeśli pogoda była ładna? Ach, no tak, przecież mieszkały w Wielkiej Brytanii.
- Rzeczywiście obłowiłaś się całkiem nieźle - przyznała z cichym śmiechem. Wzrok w istocie pognał ku torbie. Wyglądała na prawdziwie wypchaną ingrediencjami; Ria pokiwała głową z uznaniem dla tak skutecznych poszukiwań. Może gdyby Charlie umiała lepiej latać na miotle to zostałaby niezłą szukającą? Choć na boisku trzeba uważać jeszcze bardziej niż przy próbie oskubania wnykopieńki z pożądanych składników. Harpia zbliżyła się o kilka kroków i zamierzała tym samym dotknąć niepozornego pieńka, ale przestroga drugiej kobiety zatrzymała pociąg do empirycznych badań nowych odkryć. Pod tym kątem Rhiannon bywała naprawdę nieznośna - wszystkiego chciałaby spróbować, wszystko dotknąć oraz przeżyć; niekiedy było to niemożliwe.
- O tam, za tymi drzwiami - odpowiedziała usłużnie, odwracając się za siebie i wskazując na drugie wejście po lewej. - Mam nadzieję, że nie zniszczyłam wszystkich okazów - dodała przepraszająco. Nie zamierzała zadeptać rośliny, acz w panice Weasley nie do końca wiedziała co robi. Nie zastanawiała się nad stratami w roślinach, nie było na to czasu. - Muszę iść do Munga, dopadła mnie czkawka teleportacyjna - westchnęła, choć zaraz machnęła ręką uznając, że to nic takiego. - Ale hej, ostatnio pojedynkowałam się z twoją siostrą! Jest naprawdę świetna. Już prawie umierałam na arenie kiedy z rozkojarzenia pomyliła inkantację… ale szanuję jej umiejętności, na pewno jesteś z niej dumna. - Rozpoczęła nowy temat, jaki właśnie przyszedł do głowy Rii. Przecież nie chciała rozmawiać ciągle o swoich problemach, wolała skoncentrować się na ciekawszych powodach do rozmowy.



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]30.01.19 13:52
Charlie, odkąd parę miesięcy temu zaczęła zgłębiać tajniki zielarstwa, odkryła że to niezwykle pasjonująca dziedzina i uczyła się jej z przyjemnością, i to nawet nie tylko dlatego, że potrzebowała tej wiedzy do przyszłych badań oraz lepszego rozróżniania ingrediencji. Była osóbką która lubiła kontakt z naturą, zarówno zwierzętami jak i roślinami, i to właśnie przedmioty powiązane ze światem przyrody oraz alchemii pasjonowały ją najbardziej, za to dużo gorzej radziła sobie z dziedzinami przeznaczonymi typowo do walki i o ile użytkowe zaklęcia nie sprawiały jej większych problemów, tak uroki w jej wykonaniu wyglądały naprawdę żałośnie. Nie można było być dobrym we wszystkim, i choć zdawała sobie sprawę, że brak pewnych umiejętności może jej zaszkodzić, wolała dążyć do perfekcji w ulubionych dziedzinach niż rozdrabniać się dodatkowo na inne. W Hogwarcie należała do nielicznych, którzy lubili eliksiry i transmutację, a uroki zdała na wystarczającą ocenę z ogromnym trudem.
Każdy miał inne talenty i wcale nie umniejszała ludziom, którzy byli dobrzy w innych dziedzinach, na świecie potrzebna była różnorodność, w Zakonie także, choć nie wiedziała jeszcze, że jej towarzyszka też znalazła się niedawno w jego szeregach. Część z nich walczyła aktywnie, inni, jak Charlie, warzyli eliksiry, leczyli czy prowadzili badania. Ria z pewnością była zdolną czarownicą, a także odważną i silną, była w końcu Weasleyem i wydawała się ucieleśniać cechy swojej rodziny. Tak samo Charlie ucieleśniała cechy swoich, mając w sobie wiele z Leightonów, ale też z Wrightów, może poza talentem do latania, bo jej umiejętności miotlarskie prezentowały poziom podstawowy. I rzeczywiście to właśnie matka zaszczepiła w niej pasję do eliksirów i astronomii oraz zamiłowanie do otaczającej natury. Leonia Leighton była naprawdę dobrą kobietą o złotym sercu i złotych dłoniach.
- Gdyby nie to, że te szklarnie są tak stare i brakuje w nich tak wielu szyb, pewnie by tak było – zauważyła; w suficie brakowało wielu szybek, inne były popękane, więc do środka zaczęła dostawać się woda, podlewająca rośliny które przetrwały i umożliwiająca wykiełkowanie leżących na ziemi nasion tych, które wcześniej uschły. – Oprócz nich zdążyło się też zasiać sporo pospolitej roślinności nawianej z okolicznych łąk i lasów. Teraz już w końcu nikt nie dba, by powyrywać pokrzywy, chwasty i młode drzewa. – Kawałek od nich stała brzoza, której górne gałęzie zdążyły już zrobić dziurę w dachu i liście wydostawały się przez nią na zewnątrz, co znaczyło, że te szklarnie naprawdę długo było pozostawione samopas. Ludzie mogli porzucić to miejsce, ale natura zawsze znajdzie sposób, by przetrwać, nie pilnowana przez nikogo. Tym sposobem powstał mały alchemiczny raj, z którego mogła korzystać i Charlie.
I ona w dzieciństwie była bardzo ciekawska; daleko jej było do gryfońskiej brawury, ale zawsze lubiła różne rzeczy sprawdzić i poznać, zwłaszcza te związane z jej zainteresowaniami.
- Pokrzywy dość trudno zniszczyć, zresztą i tak będę je suszyć – rzekła. – Czkawka teleportacyjna? – uniosła brwi. – Niestety nie mogę ci pomóc tutaj, bo nie mam przy sobie odpowiednich eliksirów ani tym bardziej nie znam magii leczniczej, ale mogę cię podprowadzić do najbliższej drogi, byś mogła złapać Błędnego Rycerza i dotrzeć do Munga. Pokrzywy i inne rośliny mogą zaczekać.
Niestety nic więcej nie mogła tutaj zrobić, Ria musiała znaleźć się u uzdrowiciela i przyjąć odpowiednie lekarstwo.
- Idziemy? Droga nie jest daleko stąd, ale trzeba do niej dojść – mówiła wciąż, jak najbardziej chętna do pomocy. Ożywiła się, słysząc wspomnienie siostry. – W klubie pojedynków? – zapytała, unosząc brwi jeszcze wyżej. – O tak, Vera jest naprawdę świetna w obronie przed czarną magią i w łamaniu klątw. I walczy dużo lepiej niż ja, bo ja to ciągle przegrywam pojedynkowe starcia. Jestem alchemikiem, pewniej czuję się nad kociołkiem, uroki idą mi fatalnie, a jeśli chodzi o obronę, zdecydowanie muszę się podszkolić w zaklęciach tarczy i innych. I w patronusach, bo nawet nie umiem wyczarować cielesnego – zawstydziła się, ale taka była prawda. Charlie była coraz lepszym alchemikiem, potrafiła uwarzyć nawet Felix Felicis, ale przerastała ją magia pojedynkowa. – Jestem z niej bardzo dumna. Mamy zupełnie inne umiejętności, ale i charaktery, więc się uzupełniamy.
Vera i Charlie pod wieloma względami były przeciwieństwami, nie tylko pod względem talentów i zainteresowań, ale też charakterów. Gdyby nie podobny wygląd, trudno byłoby uwierzyć, że są siostrami i dzieli je zaledwie półtora roku różnicy. Czasem było to zadziwiające, jak dwie osoby, które otrzymały takie samo wychowanie i miały tych samych rodziców, mogły być tak bardzo różne. Zawsze jednak Charlie uważała Verę za osobę sobie bliską, na której mogła polegać. I to za jej namową przeniosła się do Londynu po śmierci ich młodszej siostry i od tamtego czasu mieszkały razem, choć z racji tego, że obie były oddane swoim pracom i pasjom, zwykle się mijały.
- Pamiętam też twoje popisy na festiwalowym meczu, byłaś naprawdę świetna – mówiła dalej, odgarniając jakieś zarośla, by przedostać się na wąską ścieżkę prowadzącą do wyjścia z cieplarni.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]01.02.19 20:18
Różnorodność zawsze była w cenie, świat nie potrzebował samych utalentowanych magibotaników tak jak nie potrzebował całego globu usianego w zdolnych zawodników Quidditcha. Niby prosta zasada, ale Ria od zawsze była ciekawska. Zawsze chciała też wiedzieć wszystko, dlatego niekoniecznie przypominała stereotypowego Gryfona w stu procentach. Miała w sobie wiele naukowych ambicji, choć nie udawało jej się nauczyć wszystkiego, niestety. Za to z chęcią chwytała się nowych informacji, szkoliła się z różnych umiejętności i to, co dla niektórych było okropną nudą, dla niej było sposobnością do zdobycia wiedzy. Weasley miała świadomość, że taka postawa była bliska Charlene, utalentowanej Krukonce, dlatego na pewno nie zdziwiły ją pytania na temat działalności czarownicy w opuszczonych szklarniach. Z zainteresowaniem wodziła wzrokiem po kolejnych segmentach budynku, oglądała nieznane do tej pory rośliny lub po prostu takie, które wypadły z pamięci rudowłosej. Już odnotowała właściwości pokrzyw oraz co to są te całe wnykopieńki - oraz to, że lepiej się do nich nie zbliżać bez odpowiedniego podejścia. Szkoda. Rhiannon uwielbiała empirycznie poznawać wszelkie nowości, co zwykle nie kończyło się za dobrze. Do tej pory pamiętała świnki w sąsiednim gospodarstwie i okropnie swędzącą wysypkę jak tylko zbliżyła rękę do ich słodkich, różowych ryjków. Harpia westchnęła na samo wspomnienie, choć zaraz zreflektowała się - przecież stała naprzeciwko Charlie, nie mogła okazywać czarownicy zlekceważenia, ponieważ nie było ono prawdą. Rudy umysł tylko na chwilę odłączył się od orbity rzeczywistości, na szczęście wracając na nią ponownie zdumiewająco szybko!
- Tak właśnie pomyślałam - mruknęła, przytakując koleżance. W końcu miała rację, szklarnie rozsypywały się, deszcz nie miał zbyt wielu przeszkód na drodze do podlania wszystkich oczekujących na wodę roślin. Pokiwała głową ze zrozumieniem, mimowolnie kierując uważny wzrok na sporej wielkości brzozę. Wyglądała imponująco, tak samo jak imponująco zepsuła szklany dach budynku. Ria uśmiechnęła się delikatnie uznając, że natura miała niesamowitą determinację do istnienia. Rośliny wyrastały dosłownie wszędzie. - A tak konkretnie, to co tu jeszcze można znaleźć? - zagaiła, rzeczywiście pragnąc posiąść taką wiedzę. Może kiedy będzie potrzebować jakiegoś specyfiku nierosnącego w lesie przy domu, będzie mogła przyjść tutaj i zerwać kilka potrzebnych liści lub łodyg? To brzmiało jak fenomenalny plan. - Och, przepraszam, nie chciałam niweczyć twoich planów… - rzuciła zasmucona Weasley słysząc, że przez nią panna Leighton będzie musiała zaniechać zrywania pokrzyw; zamiast tego zaoferowała się do odstawienia rudzielca w miejsce postoju Błędnego Rycerza. Kobieta westchnęła ciężko, aż zaczęła iść wraz z Charlene do wyjścia. - Dziękuję za pomoc - zapewniła ciepło i uśmiechnęła się, nie chcąc wyjść na niewdzięczną osobę. - Tak, prowadź! - przytaknęła ochoczo. Wkrótce później zaczęła przedzierać się przez dziką roślinność podążając krok w krok za alchemiczką. - Tak, dokładnie tak - potwierdziła, zasłuchana w wywód Charlie odnośnie siostry. Rhiannon zawsze chciała mieć siostrę, ale rodzice nie podzielali tego zdania. Zakończyli rozbudowywanie rodziny po drugim potomku nad czym najmłodsza latorośl zawsze ubolewała. Trudno, miała za to najlepszego brata ze wszystkich! - Co do uroków to świetnie cię rozumiem, na szczęście obrona jest dużo prostsza. Jak będziesz chciała to możemy trochę poćwiczyć magię defensywną - zaproponowała. To chyba jedyne, poza lataniem, w czym była dość dobra, żeby móc pomagać innym. Najgorszą przeszkodę stanowiły wstrętne i groźne anomalie, których nawet Ria bała się odrobinę. - To naprawdę wspaniale - wyrzekła z przekonaniem i posłała młodszej Leightonównie szczery uśmiech. Trwał on niestety krótko, ponieważ zaraz czarownica musiała skoncentrować się na przeciskaniu między zaroślami do wyjścia. - Niestety, przykro mi to stwierdzić, ale nie popisałam się wtedy. Nad czym ubolewam, ale nie odpuszczam treningów, będzie tylko lepiej - odpowiedziała całkiem pogodnie. Chwilę po tym Weasley mogła odetchnąć z ulgą - kobietom udało się opuścić szklarnię.



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]02.02.19 3:03
Charlie zawsze miała w sobie ogromny głód wiedzy, choć głównie takiej pokroju bardziej statycznych oraz teoretycznych dziedzin nie wymagających wymachiwania różdżką i rzucania zaklęć. Jedyną zaklęciową dziedziną z którą sobie przyzwoicie radziła była transmutacja, ale i w niej, mimo opanowania animagii, daleko jej było do mistrzostwa; bycie animagiem również nie wymagało inkantacji, więc przyszło jej mimo wszystko łatwiej. Na co dzień stosunkowo rzadko sięgała po różdżkę, zwłaszcza od czasu zaczęcia się anomalii. Do warzenia eliksirów nie potrzebowała zaklęć. Niemniej jednak bardzo podziwiała ludzi, którzy radzili sobie z takimi sprawami jak uroki czy magia obronna, bo wiedziała, że będąc w Zakonie może pewnego dnia gorzko pożałować zaniedbania tych umiejętności, gdyby tak musiała kiedyś stanąć do walki, nie potrafiąc w niej zrobić zbyt wiele poza próbą zmiany przeciwnika w królika. Prawdopodobnie wykończyliby ją bardzo szybko, dlatego liczyła na to, że nie będzie musiała walczyć z tymi swoimi bardzo nieudolnymi umiejętnościami bitewnymi. Nie chciała tego. Wolała działać na dalszym planie, oferując organizacji eliksiry oraz swoją dużą, wszechstronną wiedzę.
Zawsze darzyła Rię dużą sympatią. Dzielił je tylko rok, i choć nigdy nie były bardzo blisko, to czuła że miałyby szansę się zaprzyjaźnić, gdyby tak los krzyżował ich ścieżki częściej. Nie wiedziała też o znajomości Rii z Anthonym ani o tym, że Weasleyówna swego czasu podejrzewała, że Charlie i Anthony’ego łączyło coś głębszego niż rozwijające się koleżeństwo, podparte tym, że ciągle na siebie wpadali w dziwnych okolicznościach i wyciągali się nawzajem z tarapatów. Macmillan miał zadziwiającą skłonność do wpadania w nie.
- Brzozy potrafią wyrosnąć dosłownie wszędzie, gdzie dostanie się choć odrobina ziemi i wody. Nawet na skałach czy dachach budynków. Wyglądają niepozornie, ale są zdumiewająco wytrzymałe na niesprzyjające warunki – rzekła, widząc spojrzenie Rii zatrzymujące się na drzewie o charakterystycznym białym pniu. – Och, jest tu naprawdę wiele roślin, począwszy od tych zwyczajnych, jak pokrzywy, paprotki, mięta i inne pospolite zioła, aż po te magiczne, jak wnykopieńki, trzepotki, gdzieś jest nawet zdziczała jadowita tentakula, choć to miejsce lepiej omijać. W sprzyjających okolicznościach można też odnaleźć drobne stworzenia oraz ptasie pióra, również przydatne do eliksirów.
Roślin było tu znacznie więcej, wymieniła ledwie część. Szybko jednak jej uwagę przyciągnęło wyznanie Rii na temat niezręcznej dolegliwości, której padła ofiarą.
- Nic się nie stało, naprawdę! – zapewniła ją. – Zdążyłam już znaleźć sporo roślin, a twoje zdrowie jest ważniejsze. – Charlie chciała zatroszczyć się o to, by Ria wsiadła do Błędnego Rycerza i pojechała do Munga, zanim czkawka rzuci ją w bardziej niebezpieczne miejsce niż kępa pokrzyw w opuszczonej szklarni. Jako że Ria mogła nie znać dojścia do drogi, to Charlie musiała ją tam zaprowadzić, bo była tu już na tyle dużo razy, że wiedziała, jak to miejsce opuścić. Ruszyły w stronę wyjścia.
Kiedy mówiła o Verze, w jej głosie było słychać dumę, bo zawsze była dumna z tak utalentowanej siostry, nawet jeśli z powodu dużych różnic w charakterze oraz sposobie przeżywania różnych rzeczy niekiedy, zwłaszcza w przeszłości, zdarzały się zgrzyty. A teraz z powodu tego, że obie były zajęte pracą miały dla siebie tak mało czasu, choć od pięciu lat, od czasu śmierci Helen, mieszkały razem w Londynie. Myśli o najmłodszej siostrze, zmarłej w wieku dziewięciu lat, zawsze napawały ją smutkiem i nostalgią.
- Bardzo chętnie, bo wiesz, naprawdę by mi się to przydało, zwłaszcza... w obecnych czasach – westchnęła. Nie było teraz zbyt bezpiecznie, więc Charlie wiedziała, że powinna umieć się lepiej bronić, bo jej sukcesy w rzucaniu zaklęcia tarczy były stanowczo zbyt losowe, a przez anomalie, poza klubem pojedynków nie miała odwagi ćwiczyć. Niemniej jednak każdy, nawet alchemicy, musiał umieć się obronić. – Vera nie ma zbyt wiele czasu, jest zawalona pracą dla ministerstwa. A zdejmowanie klątw jest niebezpieczne, więc każdego dnia się o nią martwię mimo że wiem, że jest naprawdę świetna. – Oczywiście, że się bała. Nawet mistrzom w sztuce zdarzały się błędy, a te, popełnione podczas tak niebezpiecznej czynności, jak łamanie klątwy, mogły wyrządzić jej siostrze poważną krzywdę. W Mungu wcale nie tak rzadko lądowali łamacze, którzy padli ofiarą przekleństwa jakie próbowali złamać. Ich dziadek także był łamaczem i zmarł przedwcześnie właśnie przez klątwę, bo niektórych niestety nie dało się uratować. Bała się, że pewnego dnia mogłaby utracić Verę tak, jak Helen czy dziadka.
Po chwili wydostały się z zapuszczonej i zarośniętej roślinnością szklarni na wolną przestrzeń. Przed nimi, za niewielką polanką, rozpościerał się niewielki, stosunkowo młody lasek. Między drzewami wiodła ścieżka, którą można było dojść do najbliższej rzadko uczęszczanej przez mugoli drogi, gdzie zwykle łapała magiczny autobus z tego miejsca odkąd zanikła teleportacja. Wskazała w tamtą stronę dłonią i po chwili już szły ścieżką wśród drzewek, korzystając z najkrótszej znanej alchemiczce drogi do opuszczenia okolic szklarni i znalezienia się w miejscu, gdzie można już było wezwać Błędnego Rycerza.
- Mecz chyba szybko się skończył, więc nikt nie zdążył pokazać pełni umiejętności. Uważam jednak, że naprawdę świetnie latasz – zauważyła. – Pojawiłam się na widowni przez wzgląd na krewnych i znajomych. Nie wiem czy wiesz, ale Ben, Joseph i Hannah to moja rodzina, chciałam obejrzeć ich popis. Pewnie ich znasz? Joseph wciąż jest czynnym graczem, a Ben kiedyś nim był. Moja mama była Wrightem, ale cóż, nie odziedziczyłam talentów miotlarskich charakterystycznych dla jej rodziny. – Charlie, oprócz trójki kuzynostwa oraz Rii, znała jednak większość uczestników, bo większość z nich należała do Zakonu. Podejrzewała, że Weasleyówna znała wielu ludzi związanych ze światem quidditcha, na pewno czasem stawała naprzeciwko niektórych podczas meczów.
- Tęsknię za Festiwalem Lata. Dobrze się bawiłam. To był... przyjemny czas. – Mimo grozy obecnych czasów oraz anomalii to było kilka naprawdę miłych dni, takie światełko pośród nadciągających ciemnych chmur. Miała nadzieję, że do przyszłego roku sytuacja uspokoi się na tyle, że będzie możliwe jego ponowne odbycie się. Charlie naprawdę pragnęła tego, by widmo wojny oddaliło się od ich świata, by wszystko znów było po staremu, bez tego strachu i niepokoju o przyszłość.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]11.02.19 21:34
Były inne. Uzupełniały się. Ria nigdy nie mogła usiedzieć dłużej w miejscu - jeśli tylko się dało, to czytała książki latając w przestworzach na miotle. Tak było zwyczajnie ciekawiej, właściwiej. Bez patetycznego recytowania przeczytanych fraz, bez sztampowego kucia tych wszystkich regułek. Nie lubiła tego. Podziwiała Charlie oraz innych naukowców, że posiadali w sobie tyle cierpliwości. Wystarczało jej na tyle, żeby dokonywać rzeczy wielkich. Odkrywać nowe eliksiry, hodować nieznane dotąd gatunki roślin, krzyżować odmienne egzemplarze magicznych stworzeń, badać numerologiczne zaszłości oraz tworzyć kolejne zaklęcia. To musiało wymagać siły oraz niezłomności, jaką rudowłosa przekuwała w dziedziny zupełnie odmienne. Wolała być w ruchu, latać, miotać kolejnymi urokami, chronić siebie oraz innych - działać, nie pozostawiać tego w rękach innych. Często działała zbyt brawurowo ładując się w niemałe tarapaty, ale była jak ten kot. Zawsze spadała na cztery łapy. Jeśli Weasley nie pomagało szczęście, to na pewno ktoś z licznej rodziny oraz przyjaciół bądź znajomych. Nigdy nie była sama, wręcz przeciwnie. Otoczona ogromnymi pokładami miłości oraz sympatii rozkwitała – jednocześnie nadal mając głupią odwagę jako swój oręż.
Zadziwiająco mocno przypominała wspomnianego Macmillana i choć Rhiannon wiedziała o wiążących go z Charlie relacjach, to nie zaryzykowała rozpoczęciem tego tematu. Było jej już dostatecznie głupio na ślubie Ollivadnerów, kiedy przekonana o nieomylności utkanej intrygi popełniła znaczący błąd. Wprawiający piegowatą twarz w skrajne zawstydzenie ilekroć wracała wspomnieniami do tamtej chwili. Złociste plamki stacjonujące na policzkach od razu zostawały przykrywane soczystą odmianą wstydliwej czerwieni - Harpia wolała unikać takich sytuacji. Sprawa została zresztą wyjaśniona, kobieta nie czuła więc potrzeby zwierzania się z tego koleżance. Być może sam Tony opowie Leightonównie o tym, co zaszło, choć jako gentleman pewnie zachowa to dla siebie. Tak czy inaczej Ria zmyślnie udawała, że tego tematu nie ma i nigdy nie było.
- Te brzozy są niesamowite. Podobno woda powstała z jej soku ma ogromne właściwości prozdrowotne, to prawda? - spytała z ciekawości, wciąż zerkając do góry na drzewo. Cóż, czarownica miała okazję sprawdzić te pogłoski u źródła, co należało szybko wykorzystać. Nie miała pojęcia kiedy spotkają się ponownie, skoro teraźniejsze spotkanie było przecież całkowicie przypadkowe. - Trzepotka to ta, która zakwita raz na sto lat? - zadała kolejne pytanie, nie mniej zaciekawiona. Weasley nie spodziewała się, że tyle zapamiętała z lekcji zielarstwa. Lubiła ten przedmiot, owszem, acz nigdy nie wyrosła z niego powyżej przeciętnego poziomu. Może to czas, żeby nadrobić te braki? Mogłaby pożyteczniej pomagać mamie w ogrodzie.
- I tak czuję wyrzuty sumienia. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że nie zrobiłam tego specjalnie - zaśmiała się pomimo wyraźnego zatroskania. Naprawdę nie chciała przerywać Charlie pracy. Na szczęście kobieta nie wyglądała ani na złą, ani szczególnie smutną z powodu opuszczania tego miejsca, stąd Rhiannon również dość szybko pozbyła się uciążliwych wyrzutów sumienia. W przeciwnym razie przepraszałaby czarownicę co pięć sekund, aż do momentu wejścia na pokład Błędnego Rycerza.
- Tak właśnie pomyślałam - odpowiedziała odchylając kolejne dziko rosnące krzaki. - Że Vera jest pewnie bardzo zajęta. Ja nieszczególnie, więc z chęcią poćwiczę z tobą obronę przed czarną magią i dam parę wskazówek - dodała do swojej poprzedniej propozycji. To nic złego się na czymś nie znać, Ria nie miała pojęcia o wielu, wielu rzeczach, choćby znanej Charlie transmutacji. - To tak jak ja. Martwię się o brata oraz kuzynostwo, mimo, że wiem, że są świetnymi aurorami - stwierdziła pełna zrozumienia. Co innego wiedza, co innego troska o ukochane osoby. Często nie dało się tego rozdzielić. Zawsze mogło stać się coś, jakiś tragiczny przypadek losowy, mogący zniweczyć nawet najlepsze przygotowania i największe doświadczenie. Nie była aż tak nieroztropna, żeby ślepo wierzyć w ich nieśmiertelność. Wypadki chodziły po ludziach - niestety.
- Naprawdę? - zdziwiła się zasłyszawszy znajome personalia. Okazało się, że to krewni alchemiczki, nie spodziewała się tego. Na szczęście wydostały się już z chaszczów i rudzielec mógł skoncentrować się na słowach towarzyszki. - Josepha znam, byłam jedną z tych, co się w szkole zachwycały jego grą - westchnęła trochę rozbawiona. To były czasy… - Bena kojarzę jedynie z gazet, Hannah niestety w ogóle nie znam - przyznała ze smutkiem. - Za to jesteś wspaniałą twórczynią eliksirów, więc nic straconego. - Puściła koleżance oczko. Mogła sobie na to pozwolić skoro znalazły się już na wydeptanej ścieżce. Szanse na potknięcie się były niewielkie. Weasley odetchnęła pełną piersią, natomiast wspomnienie festiwalu wzbudziło w niej wiele intensywnych uczuć. - Ja też, choć… - zaczęła, ale nie skończyła. Nie udało się. Rhiannon po prostu czknęła, znikając równie niespodziewanie jak się pojawiła. Nawet nie zdążyła się pożegnać, ale nie miała czasu na pożałowanie tego. Podróż trwała zaskakująco krótko.
Hep!

| zt Ria :pwease:



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]12.02.19 0:12
Charlie była wręcz szablonowym przykładem Leightona. Członkowie jej rodziny byli dobrymi, życzliwymi ludźmi, którzy nie angażowali się w politykę ani konflikty, a poszerzali wiedzę o świecie przyrody i wytrwale oddawali się swoim pasjom. Wielu z nich było alchemikami, zielarzami lub opiekunami stworzeń. Charlene miała w sobie zdecydowanie więcej z nich niż z typowych cech Wrightów. Swoją życiową energię przekuwała na rozwój naukowych pasji i umiejętności, choć starała się to czynić z pożytkiem dla innych. Pracowała w Mungu, bo chciała nieść pomoc i nie trzymać umiejętności tylko dla siebie. Była też oddana rodzinie i przyjaciołom i coraz częściej czuła wyrzuty sumienia, że to oni musieliby jej bronić, bo zajęta nauką innych rzeczy nie nauczyła się odpowiednio bronić ani tym bardziej atakować – ale starała się to wynagradzać warząc kolejne eliksiry. Zakon potrzebował alchemików, a Charlie miała ambicje, by dołączyć do jednostki badawczej.
- Tak, części tej rośliny mogą być zresztą dodatkiem do niektórych eliksirów – rzekła. Sama czasem dodawała do mikstur listki lub fragmenty kory brzozy, więc przechodząc obok drzewa skubnęła kilka zwisających gałązek i schowała do torby zanim wyszły ze szklarni. – Podobno, ale jako że rzadko kto dożywa takiego wieku, trudno to sprawdzić z niezbitą pewnością. Zwykle jednak cieszy oczy jako roślina, której liście charakterystycznie drżą.
Szły dalej. Powietrze wciąż pachniało mieszanką roślin i wilgoci, choć przez powybijane szyby nie pozostawało w zupełnym bezruchu. Za niektórymi ścianami cieplarni było jednak tyle roślinności, że światło wydawało się zielonkawe.
- Naprawdę nie musisz mieć wyrzutów sumienia, pewnie i tak bym się niedługo zbierała. Muszę jeszcze uwarzyć parę eliksirów – mówiła, wcale nie mając Rii za złe tego, że się napatoczyła i skłoniła ją do wcześniejszego przerwania zbierania roślinności. Przynajmniej miały okazję porozmawiać, a nie widywały się szczególnie często, każda zajęta swoimi sprawami. Niestety w dorosłości trudno było aktywnie podtrzymywać znajomości, bo każdy miał swoje życie, zwłaszcza ostatnio. Charlie dużo pracowała, jak nie w Mungu to w zaciszu własnej pracowni. A kiedy nie pracowała, to doskonaliła swą wiedzę, między innymi tą zielarską.
- Niestety, i to tak bardzo, że rzadko mamy okazję dłużej porozmawiać, nie mówiąc o wspólnych wypadach czy nauce... – westchnęła smutno. Taka była prawda, z Verą ciągle się mijały i bywały dni, kiedy zamieniały ze sobą ledwie kilka zdań. To napawało Charlie smutkiem, ale rozumiała zawodowe powołanie siostry i jej niezwykłe oddanie, bo sama była równie mocno oddana alchemii. – Możemy więc kiedyś się umówić i poćwiczyć, musisz się tylko wyposażyć w cierpliwość do moich miernych prób – ucieszyła się. Przynajmniej będą miały okazję spędzić razem więcej czasu. – Trudno nie martwić się o rodzinę nawet mimo wiedzy o ich umiejętnościach. Ale w dobie anomalii tak wiele może pójść źle... – Nawet proste zaklęcie mogło stać się niebezpieczne, a gdyby jakaś anomalia napatoczyła się przy łamaniu klątwy, nieszczęście gotowe. Łamacze i aurorzy mieli bardzo niebezpieczną pracę, więc rozumiała, że Ria odczuwa o swoich bliskich podobny strach, jaki Charlie czuła myśląc o Verze. Wszyscy oni byli zagrożeni przez wstrętnych czarnoksiężników, którzy uprawiali plugawą czarną magię.
Wyszły ze szklarni i szły już przez lasek, zmieniając temat na quidditcha i rodzinne powiązania Charlie z osobami uprawiającymi ten miotlarski sport.
- Wiem, że to dla wielu brzmi zaskakująco, ale tak – przyznała, śmiejąc się cicho. – Ale jeśli chodzi o talenty jestem zdecydowanie bardziej Leightonem niż Wrightem. Gdyby mnie posadzić na miotle umiałabym polecieć prosto, ale pewnie miałabym problem z trafieniem kaflem do bramki, nie mówiąc o unikaniu tłuczków czy łapaniu znicza. Wolę pozostawić to osobom, które się na tym znają. – Jej umiejętności były skromne, i minęły lata odkąd ostatni raz grała z krewnymi w miniquidditcha. Musiałaby sobie wiele przypomnieć. – Zdecydowanie wolę moje eliksiry, nad kociołkiem wiem, co robić – dodała; znała swoje atuty i korzystała z nich na co dzień, robiąc to, w czym była dobra i rozwijając się, by być jeszcze lepsza.
Były już niedaleko drogi. Niestety okazało się, że czkawka teleportacyjna Rii zadziałała zanim czarownica zdążyła wsiąść do Błędnego Rycerza. Ria nie zdążyła dokończyć ostatniego zdania ani nawet się pożegnać. Nagle czknęła, po czym z cichym pyknięciem zniknęła i Charlie została na ścieżce sama.
Pozostawało jej tylko westchnąć i mieć nadzieję, że gdziekolwiek Weasley trafiła, nie stanie jej się nic złego. I że zanim nastąpi kolejny atak da radę dotrzeć do Munga i zażyć odpowiedni eliksir. Nie mogła nic dla niej zrobić, bo nie mogła się teleportować, a nawet gdyby mogła, to Ria mogła być teraz dosłownie wszędzie. Mogła tylko pokonać resztę ścieżki i dojść do drogi, gdzie przyzwała magiczny środek lokomocji i wróciła do domu.

| zt.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]21.07.19 20:19
28 grudnia
W trakcie powrotu spod kapliczki Hjalmar zmienił nieco początkowy plan i zamiast wrócić z powrotem do domu postanowił jednak odwiedzić port. Robiło się nieco cieplej niż wcześnie rano,a do tego uznał, że marsz wcale nie zabrał mu tak wiele czasu jak myślał. No i taki miał pierwotny zamysł, pooglądać sobie statki bujające się na wodzie.
Idąc przyglądał się znalezionemu wcześniej kryształkowi z zainteresowaniem. Obracał go w swoich małych dłoniach i obserwował jak mienił się na niebieski kolor. Tak na prawdę z grubsza wyglądał jak jakieś świecidełko i jedynie energia wydobywająca się z niego zdradzała, że to nie była taka zwyczajna błyskotka. Ciekawe czy Yana będzie wiedzieć co to jest? Będzie musiał ją zapytać.
Gdy tak szedł nie zwracał za bardzo uwagi w jakim konkretnie kierunku idzie. Niezbyt roztropnie, jeśli w ogóle chciał gdzieś trafić, prawda? Zawzwyczaj Hjall był nieco uważniejszy z tym co robi, ale teraz znalezisko pochłonęło go całkowicie. Dobrze, że nogą nie wlazł w jakąś dziurę
W końcu, gdy tak maszerował, bezwiednie zaczął się bawić drobnym kamyczkiem i stało się to co musiało się wydarzyć, kamyczek mu wypadł z ręki i poleciał w śnieg. Świetnie. Mały Goyle szybko rzucił się za swoim skarbem. Na szczęście nie odbił się gdzieś dalej i po krótkiej chwili chłopiec miał go z powrotem w swojej ręce. Tym razem już się nim nie bawił tylko schował do swojej kieszeni, głęboko żeby przypadkiem nie wyleciał. Coś mu mówiło, że to mogło być cenne znalezisko.
Teraz dopiero rozejrzał się po otoczeniu i zorientował się, że wcale nie zbliżył się do portu. Znowu musiał gdzieś źle skręcić. Nic dziwnego, skoro nie patrzył, dokąd lezie. Sam był sobie winien. Chociaż, miejsce było dosyć ciekawe… wyglądało jakby tu była kiedyś jakaś cieplarnia. Wiedziony ciekawością zbliżył się nieco do zrujnowanych zabudowań, ale nie wchodził głębiej. Obszedł je jedynie dookoła. Mimo tego, że ciągle gubił drogę musiał mieć dzisiaj szczęście, bo wśród bliżej nieokreślonych chwastów znalazł drugi kryształek. Miał szczęście!. Szybko schował go do drugiej kieszeni i ruszył w kierunku domu. Może tym razem nigdzie nie zbłądzi po drodze.
//zt
Hjalmar Goyle
Hjalmar Goyle
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t6246-hjalmar-goyle#155131 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]26.05.20 21:20
16 kwiecień 1957

Kilka miesięcy wcześniej Alphard zwrócił się do Sigrun z prośbą o pomoc w nauce czarnej magii. Przystała na to z ochotą, czując dumę i radość, że także w oczach innych Rycerzy Walpurgii stawała się autorytetem w tej dziedzinie i coraz więcej jest w ich otoczeniu czarodziejów, którzy mieli odwagę, by sięgać po tak potężną moc. Zaczęli powoli, początki nie były proste, bo moce nieczyste miały swoją cenę. Często raniły samego czarnoksiężnika, odbierając mu siły życiowe, w zamian za rany, które zadawały. Im większą jednak człek miał wprawę w posługiwaniu się nią, tym mniejsze stanowił dla samego siebie zagrożenie - dlatego praktyka była najważniejsza. Minęło trochę czasu i nie wiedziała, czy Alphard poprzestawał wciąż jedynie na teorii, czy może też wykorzystywał to, czego go nauczyła, nadeszła jednak chwila, by pokazał co już potrafi.
Minęło już kilka tygodni od przejęcia Londynu przez Rycerzy Walpurgii, jednakże wciąż nie był on tak czysty jakby sobie tego życzyli. Nadal ukrywali się w nim rebelianci i szlamy, sądzące, że mają jeszcze szansę, by go odbić. Nieustannie odwiedzali miasto członkowie Zakonu Feniksa, by odstawiać swoją durną partyzantkę. Oni zaś musieli cierpliwie walczyć z tą zarazą. Tak jak walczy się ze szczurami. Bezwzględnie i zdecydowanie.
Wytropiwszy kilkoro rebeliantów nie wyruszyła tam od razu sama, choć świerzbiły ją palce zaciśnięte na cisowej różdżki, chciała, by i inni pokazali na co ich stać. Obiecała wszak na ostatnich obradach, że pociągnie za sobą ich sojuszników i Rycerzy do działania, pokaże gdzie są potrzebni i rozpali w ich sercach chęć działania, podobny, który płonął w niej samej. Dlatego też Astrid wczorajszego wieczora przysiadła na parapecie Grimmauld Place, by przynieść list lordowi Black.
Sigrun czekała na niego zgodnie z obietnicą, o zmierzchu, nieopodal opuszczonych cieplarni - w ciemnej szacie złożonej ze skórzanych spodni i długiej tuniki z rozcięciami na udach, jasnych włosach zaczesanych do tyłu i ciężkim makijażu oczu. Tym razem, wyjątkowo, nie paliła papierosa. Kończyły się już, więc zostawiła sobie tę przyjemność na chwilę po.
- Wiem, że ukrywają się gdzieś w tych cieplarniach - powtórzyła Alphardowi coś, co napisała mu już w liście, lecz to był jedynie początek. Mówiła dość cicho, by zbyt wcześnie nie zaalarmować szlam o ich obecności. - Powinniśmy być jednak ostrożni. Zapewne nałożyli zabezpieczenia, ale to nie szkodzi. Przełamiemy je - mówiła dalej. Polowała na wilkołaki, wiedział o tym, choć może nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że nie sprowadzało się to wyłącznie do biegania podczas pełni po lesie, ale i tropienia ich w ludzkiej formie, kiedy mogli czarować, nakładać pułapki. W przełamywaniu ich (i nakładaniu właściwie też) prawdopodobnie miała więcej doświadczenia, niż zajmujący się polityką i dyplomacją lord Black. Pragnął jednak się uczyć, mieli ku temu wspaniałą sposobność. - Zechcesz czynić honory? - zachęciła go z szelmowskim uśmieszkiem wskazując różdżką na wejście do opuszczonych cieplarni. - Zaklęcie Carpiene może okazać się pomocne - zasugerowała. Nauka czarnej magii, choć najprzyjemniejsza, nie mogła być jedyną dziedziną, na której powinien polegać. Biała magia bywała niezbędna.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]03.06.20 21:38
W ostatnim czasie otrzymywał dużo listów, ale nie czuł się tym przytłoczony, przeciwnie, bardzo cenił sobie to, że z racji posiadanego nazwiska i poprzedzającego go tytułu mógł wiele spraw rozwiązać korespondencyjnie. Łatwo było mu układać kolejne zdania wybrzmiewające z mocą, nawet jeśli słowa utrwalał na pergaminie z pomocą końcówki zamoczonego w atramencie pióra, zamiast samemu je wypowiadać z subtelnym akcentami. Jednak w końcu na jego parapecie nie przysiadła jedna z sów należących do ministerialnych urzędników czy też członków zagranicznych delegacji. Niewielka sowa po wręczeniu mu listu wyprowadziła zuchwały atak na jego palce, jednak zdołał wycofać dłoń na czas i obrzucić niepokorne ptaszysko pogardliwym spojrzeniem. Choć sylwetka posłańca zdała mu się znajoma, to dopiero po otwarciu koperty zyskał pewność, któż to do niego napisał. Ledwo oderwał wzrok od treści listu, a już trzymał w ręku swoje pióro, gotów jego ostrą końcówką czystą kartkę papieru. Z powracającą do właścicielki sową posłał od razu swoją odpowiedź, chcąc skrócić czas wymiany informacji.
Wiedział, że nie może pozwolić sobie na zaprzepaszczenie tej szansy. Tylko w takiej kategorii mógł odbierać kolejne spotkanie z Sigrun, świadom tego, że warto czerpać z jej znacznie bogatszego doświadczenia, kiedy sam wciąż odkrywał czym jest prawdziwa walka. Klubowych pojedynków toczonych w bezpiecznej przestrzeni i w oparciu o sztywną etykietę nie można było w żaden sposób porównać do starć z wrogiem. Ostatnia porażka w londyńskim porcie zbyt mocno zagnieździła się w jego umyśle i naprawdę nie chciał już nigdy czuć się tak samo żałośnie co wtedy, gdy został sprowadzony do parteru przez zdrajcę. Jeśli jeszcze kiedykolwiek skończy unieruchomiony i spętany w łańcuchach, prawdopodobnie nie będzie mu już dane ujść z życiem. Śmierć dwóch młodych szlachciców z godnych rodów ciągnęła się jeszcze za nimi, ale ta strata nie mogła pokrzyżować planów Czarnego Pana. Jednak nie wszyscy, którzy powinni, pragnęli mu służyć, a ostatnie spotkanie uwydatniło problem pozyskiwania większej ilości osób walczących po ich stronie. Ale przynajmniej mogli być wspierani przez tęgie umysły, nowe badania były już w toku i to one mogły zadecydować o przebiegu wojny.
Musiał udowodnić, że nie pozostaje bierny jak dużą część zachowawczej szlachty. Choć najbardziej wprawiony był w politycznych zabiegach, w których siła argumentów zawsze stawała wyżej nad argumentem siły, musiał wreszcie nabyć odpowiednich umiejętności, aby w razie konieczności i z brutalnych rozwiązań móc skorzystać. Szlifowanie się w czarnomagicznych inkantacjach pod wprawnym okiem Śmierciożerczyni było czymś, czego odmówić sobie nie mógł. Jedno z poleceń, które padło na ostatnim spotkaniu Rycerzy Walpurgii był dla niego bardzo jasne – wytępić resztki szlamu z czarodziejskiego Londynu. Zjawił się przy opuszczonych cieplarniach, bez lęku zbliżając do oczekującej go do czarownicy. Ciemność nocy miała z każdą chwilą przeważać nad jasnością dnia w coraz większym stopniu, lecz na chwilę obecną mieli jeszcze całkiem dobrą widoczność. Sigrun przemówiła do niego spokojnie, dając już na samym początku cenne rady. Szykował się do walki, jednak szybko uświadomił sobie, że Rookwood tak naprawdę pozwoliła mu towarzyszyć sobie podczas polowania. Z pewnością wiedzę na ten temat pozyskała przy wykonywaniu zawodowych obowiązków. Miał okazję przejść ze ćwiczeń na wilkołaczym truchle do praktykowania na żywych ofiarach. Najpierw jednak rozeznanie.
Rozumiem – odparł posłusznie, nie wstydząc się tego, że dobrowolnie szukał przewodnictwa właśnie u czarownicy, płeć nie była w jego mniemaniu istotnym kryterium, jeśli chciał pojąć czarną magię lepiej, chciał zdobywać wiedzę u bardziej doświadczonych. Lecz na początek musiał spróbować zaklęcia z zakresu OPCM. A więc pułapki. Poruszył pewnie różdżką, wypowiadając inkantację bez najmniejszego trudu: – Carpiene.
Już po chwili magia pozwoliła mu dostrzec trzy pułapki nałożone w tym samym miejscu, wyraźnie były skoncentrowane na wejściu prowadzącym do jednej ze szklarni. Black nie przejmując się dobrymi obyczajami wskazał miejsce palcem, rozpoznając naturę pułapek, które należały do tych najprostszych. – Cave Inimicum, Muffliato i Stary szewc – wymienił na jednym wydechu, zerkając jeszcze na Rookwood. Najwidoczniej kryjące się przed nimi w zielonych gęstwinach pasożyty gotowe były w każdej chwili zerwać się do ucieczki. Szkodniki pewnie już dawno opuściłyby miasto, gdyby nie bariery uniemożliwiające teleportację. Black ostrożnie zbliżył się o kilka kroków do pułapek i kolejnym machnięciem różdżki spróbował wyzwolić magię, aby ta pomogła mu uporać się z zabezpieczeniami.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]02.09.20 20:04
Nigdy nie spodziewała się, że nauczanie sprawi jej satysfakcję. Sigrun nie nadawała się wszak na nauczyciela, brakowało jej cierpliwości i wyrozumiałości, lecz towarzystwo Blacka nigdy nie wprawiło wybuchowej czarownicy w zły humor. Okazywał się pojętnym i złaknionym wiedzy uczniem, zaangażowanym w służbę Czarnemu Panu, pragnącym zaoferować więcej, niż inni - i doceniała to. Miała w pamięci samą siebie sprzed roku, w tym miejscu, w którym był teraz Alphard. Była spragniona wiedzy, mocy, jaką niosła za sobą czarna magia, potęgi, chciała znaleźć się bliżej Czarnego Pana i dowieść swojej wierności - dano jej taką możliwość, a teraz na jej barkach, jako Śmierciożerczyni, ciążył obowiązek, aby wprowadzić w arkana tajemnic mocy nieczystych innych Rycerzy Walpurgii.
Ta noc nie była jednak typową lekcja, mieli poważniejsze zadanie, niż ćwiczenia praktyczne. Odkryła kryjówkę grupy rebeliantów, lecz nie znała ich talentów i pełni możliwości, mogło na nich tu czekać trudniejsze starcie, dlatego nie chciał, aby towarzyszył jej zielony nowicjusz. Alphard był utalentowanym czarodziejem, miał już doświadczenie w walce, dlatego wolała, aby to właśnie on jej towarzyszył.
Usłyszawszy jakie zabezpieczenia chronią szklarnię przed nieproszonymi gośćmi jasne brwi wiedźmy uniosły się lekko, na twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia. - Naprawdę? Spodziewałam się więcej - prychnęła kpiąco. Sądzili, że stary szewc ich zatrzyma? Chciała się zabawić, lecz jeśli nie stać ich było na nic więcej, to nie będzie żadne wyzwanie. - Złamię pierwsze i ostatnie - oświadczyła Blackowi, wysuwając się na przód z uniesioną różdżką; skupiła myśli i swoją magię na korytarzu prowadzącym w głąb szklarni, próbując niewerbalnie przełamać działanie nałożonych nań zabezpieczeń. Walka z Muffliato była daremna. Nie widziała potrzeby jego ściągnięcia - może to nawet lepiej, jeśli ich wrzaski nie będą niepokoić porządnych mieszkańców Londynu. Bo w to, że krzyczeć będą nie wątpiła. Minęło kilka chwil, potrzebowała czasu, magia rebeliantów ustąpiła jednak pod naporem jej mocy. Sigrun spojrzała wówczas przez ramię na Blacka, uśmiechając się do niego nonszalancko, niemal zalotnie. - Gotowe. Złóżmy im wizytę.
Spodziewali się gości w każdej chwili, czy byli tak pewni, że Cave Inicum nie zostanie przełamane i zawiadomi ich o zbliżającym się niebezpieczeństwie, że wszyscy pogrążyli się we śnie? Jednak mieli nieco więcej oleju w głowie, niż Rookwood zaczęła zakładać. Za zakrętem korytarza, przy drzwiach czuwał czarodziej, w średnim wieku, z różdżką zaciśniętą w dłoni. Zauważywszy dwie obce sylwetki, otwierał już usta, pewnie by zaalarmować innych, lecz Sigrun okazała się szybsza.
- Larynx depopulo - zażądała od swojej różdżki, chcąc uniemożliwić szlamie krzyk, mowę, cokolwiek - niech padnie na kolana i zacznie krztusić się własną krwią. Nie zatrzymała się, a pewnym krokiem zmierzała przed siebie, zmniejszając dystans pomiędzy sobą, a strażnikiem na warcie.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Opuszczone cieplarnie [odnośnik]06.09.20 18:53
Także spodziewał się wyzwania, ale może zwyczajnie pomiędzy grupą rebeliantów nie było osób o wystarczająco imponujących zdolnościach z zakresu obrony przed czarną magią, aby nałożyć silniejsze zabezpieczenia. Bądź rzekomi rebelianci wcale nimi nie byli, lecz tak naprawdę stanowili garstkę uciekinierów, którymi może zainteresował się ktoś gotowy nieść pomoc. Czy w ogóle możliwe było to, aby rzucone przez niego zaklęcie jakimś cudem nie wykryło wszystkich nałożonych wokół cieplarni zabezpieczeń? Zaskoczenie czarownicy kazało mu się zastanowić nad podobną kwestią, ale ostatecznie nie było na to czasu, kiedy należało działać. Przybył tutaj nie po to, aby snuć rozważania, kierowała nim potrzeba sprawdzenia się w starciu. Zaraz mocniej ścisnął swą różdżkę, szykując się do walki, gdy miał jeszcze chwilę skupić się odpowiednio. To Sigrun zajęła się złamaniem zabezpieczeń, po drodze nie napotykając jednak na nic podejrzanego, co wydawało się dobrym znakiem. Przyglądał się jej poczynaniom z uwagą, nic nie mówiąc, a tym bardziej nie poganiając, jedynie czekając na efekty. Kiedy pierwsza linia obrony puściła, Black przytaknął posłusznie poleceniu i ruszył za Rookwood pewnym krokiem. Ich obecność wciąż nie została odkryta, jeszcze. To mogło się zmienić, kiedy ujrzeli wartownika. Alphard nawet nie zdążył zareagować, jego towarzyszka była znacznie szybsza, dzięki czemu zdołała powstrzymać powstanie problemu. Znajdujący się przed nimi czarodziej został skutecznie unieszkodliwiony, nawet nie dostał szansy na próbę obrony.
Kroki szlachcica również stały się bardziej energiczne, kiedy zbliżali się do drzwi. Strażnik nie mógł się odezwać, ale wciąż mógł się ruszyć, na co nie mogli mu pozwolić. Alphard tym razem szarpnął różdżką ułamek sekundy przed wypowiedzeniem inkantacji. – Locomotor Mortis – wyrzucił z siebie na wydechu, zdecydowanie, choć w tej chwili wyglądało to tak, jakby dobijał obezwładnionego już robaka. Mężczyzna jednak jeszcze poruszył w odpowiedzi własną różdżką, ale żadna magiczna bariera przed nim nie powstała. Nogi stały mu się balastem, upadł na ziemię; mógł już tylko się czołgać, ale nie przyjdzie mu to z łatwością. Lord wstrzymał się do zbliżenia do nich, najpierw chciał mieć pewność z iloma przeciwnikami przyjdzie im się zmierzyć we dwójkę. – Homenum Revelio – mruknął pod nosem, nie chcąc zbyt głośnym dźwiękiem zbudzić niepokoju, choć może było to zbyteczne, upadek mężczyzny mógł zostać wcześniej przez kogoś usłyszany. Zaklęcie okazało się udane, dostrzegł cztery jasne poświaty, przy czym dwie sylwetki były nie tak wielkie, a jedna wyjątkowo postawna, barczysta. Uniósł lewą dłoń, prostując cztery palce, aby dać Rookwood znać. Chwilę później otworzył drzwi kopnięciem i wpadł do środka, w pierwszej kolejności celując różdżką w dostrzeżoną wcześniej barczysta sylwetkę, która okazała się należeć do wysokiego mężczyzny. – Sectumsempra!
Promień zaklęcie pomknął w stronę mężczyzny, w odpowiedzi w Alpharda też posłano jedno zaklęcie. Momentalnie przeszedł do obrony, wykonując pionowy ruch różdżką tuż przed sobą. – Protego! – w jednej chwili powstała przed nim wystarczająco silna tarcza, która wchłonęła czar.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Opuszczone cieplarnie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach